• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 11 (115), 14 III

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 11 (115), 14 III"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Opłata pocztowa uiszczona ryczałtem

C e n a

8 0

g r o s z y

„ R Ó Ż A ” ŻEROMSKIEGO W T E A T R Z E IM. BOGUSŁAWSKIEGO

WIADOMOŚCI

LITERACKIE

t

y

G

O

D

N

i K

DziS 6 stron

9 9

O d d z ia ły

i . L i l

w Łodzią Narutowicza 14

w Paryżu, 123, boul. St.

Germain, Księgarnia

Gebethnera i Wolffa

Cena numeru za granicą

3 fr. franc. (0,15 doi.)

Nr. 11 (115)

Warszawa, Niedziela 14 marca 1926 r.

Rok III

Jan Lecboń

0 rzeczach Tomasza Manna

r

>£% j f r . ' r W

. . . ,

.,

- v i »ł - ’*■» VJ I ' ' t r • f r ^

VI.-fc

Idziemy w życiu naprzebój — w gorączce walki i zmian

I gardła mamy ściśnięte od spazmu wielkich słów.

Zapomnieć to, o czem smutnie wciąż myśli Tomasz Mann—

...Te oczy, kiedyś widziane, śniły mi w nocy się znów.

Ach! Któżby śmiał to pomyśleć: „Ciąży mi życia już pług"—

Jest mądre słowo: powinność, niech każdy święci się dzień.

.„Tylko te szmery na schodach to nie jest odgłos Twjych nóg,

I co się snuje w ogrodzie — wiem, że to nie jest Twój cień.

Jak Tonio Kroger powrócę kiedyś do dawnych mych lat,

G dy żar się stanie popiołem. I wtenczas ręką ubogą

Zieloną poruszę furtkę, na której Twej ręki był ślad

I za którą nie będzie nikogo.

DN. 21 MARCA, W NIEDZIELĘ, O G. 8.15 WIECZ.

O D B Ę D I E S JĘ

W SALI POMPEJAŃSKIEJ HOTELU EUROPEJSKIEGO

W I E L K I W I E C Z Ó R R E C Y T A C Y J N Y

Z U D Z I A Ł E M

MARJ1 MORSKIEJ i STEFANA JARACZA

(U T W O R y P O E T Ó W „ S K A M A N D R A ") („ S Z K O Ł A - K A D E N A -B A N D R O W S K IE G O )

O R A Z

WŁADYSŁAWA BRONIEWSKIEGO, JANA LECHONIA, JERZEGO

LIEBERTA, MARJI PAWLIKOWSKIEJ, ANTONIEGO

SŁONIM­

SKIEGO i JULJANA TUWIMA

Bilety w cenie zł. 3

.—

nabywać można wcześniej w administracji

Wiadomości Literackich" (Boduena 1) oraz w księgarni

F. Hoesicka (Senatorska 22)

U P i r a n d e l l a

Autor „Sześciu postaci” przeciw kinematografowi

W y w ia d w łasny „ W ia d o m o & i Literackich

M

V a r e s e , w lutym 1926. — W ło c h y znajdują się o b e c n ie w e- p o ce n ajlep szego ro zk w itu na w szystkich p olach ży c ia m a terjaln ego i du chow ego. Żaden in n y z k ra jó w E u ro p y n ie m oże się w te j ch w ili p o s zc zy c ić ta k ą p ełn ią energji, ta k ie m tem pem p racy, rozm achu i agresyw n ości, żaden n ie z d o b y ł się na s tw o rz e n ie p o d o b n ie s zc zę śliw e j atm o­

s fe ry czynu, w śró d k tó re j udaje się k a żd e z d ro w o p o c z ę te p rze d s ię w zię c ie . A z a ­

w d zię c za m y ten w s p a n ia ły ro z w ó j je d n e ­ mu c z ło w ie k o w i, k tó r y sam w y s z e d łs z y z ludu, w y d o b y ł na w ie rz c h n ajsiln iejsze i n a jzd ro w sze p ie rw ia s tk i tk w ią c e w n a ro ­ d zie w ło sk im i silną d łon ią o sa d ził je u steru rządu w ło sk ie g o .

T a k ie zd an ie b ezce re m o n ja ln ie i b e z cien ia k ab otyn izm u w y g ło s ił w ro zm o w ie ze mną L u ig i P ira n d ello , filo z o f i p oeta, autor d ra m a tyczn y o n a jw ięk szej chyba dzisiaj s ła w ie nie ty lk o eu rop ejskiej, le c z w s ze c h ś w ia to w e j. T a k ie w y r a z y n a jw y ż ­

szej p o c h w a ły na cześć M u ssolin iego w ustach te g o w łaśn ie p isarza tchną w ie l­ k ą w ia rą i zu pełn ą b ezin tereso w n o ścią . Bo, że d zię k i pop arciu m aterjalnem u n a­ czeln ik a rządu, o d b y w a ją się od kilku m ie s ię c y o b ja zd y tru py teatraln ej P ira n ­ d ella po w ię k szy ch i m niejszych miastach W ło c h , to jest ra czej aktem w s p ó łp ra c y lite ra tu ry i sztu ki z p ew n em i za m ie rze ­ niam i rządu, niż ch ę c ią u żyw a n ia jego w p ły w ó w i m aterjain ej p om ocy. P ie n ię ­ d zy tych P ira n d ello tak ś w ietn ie za ra b ia ­ ją cy nie p otrzeb u je, a trud, z tem i o b ja z­ dami zw iązan y, dla c z ło w ie k a już n iem ło ­ dego jest — ogrom ny.

Z panią M a rją S z c z y tt - Led n ick ą , znaną i uznaną tutaj rzeźb ia rk ą , p o je c h a ­ liśm y d o Varese;, gd zie w łaśn ie p rze z k il­ ka dni b a w i te a tr P iran d ella . P r z y ją ł nas w h otelu M agen ta, p ełen uprzejm ości, u- śmiechu i jakiejś d ziw n ej jasności, k tóra b ije z jego sposobu m ów ien ia, z jego n ie ­ w ielk ich , ale p rze n ik liw ych , d ob rych o- czu.. Z o b ja zd ó w s w o jej tru p y d ra m a tyc z­ nej jest za d o w o lo n y , ze s p ó ł jest doskon a­ ły, i nastrój w śród a rty s tó w panuje dla p ra c y a rtys tyc zn e j w ie lc e pom yślny. G ra ­

ją n aprzem ian p ięć sztuk z repertuaru

P ira n d ella : „S z e ś ć p osta ci w p o szu k iw a ­ niu a u tora ", „H e n ry k a I V ‘ ‘, zn anego w W a rs z a w ie p od tytu łem ,,Ż y w ej m aski” , „R o z k o s z h onoru ", „ P r z y o d z ia ć n agich " i „T a k jest, je ż e li tak się zd a je ".

P ira n d ello , k tó ry , n iestety, dnia tego b y ł silnie za k a ta rzo n y, m ó w i jasno, w y ­ raźnie i b a rd zo dobitnie.

N ie z w y k ła p ogod a p ro m ien ieje z jego sposobu m ó w ien ia i n iesp od ziew a n a ła ­ tw o ść i p ro sto ta w obejściu i poruszaniu k a żd e go tem atu. A p rze c ie ż p o e ta ten, o b je żd ża ją c y kraj ze sw o jem i sztukam i, w y g ła s z a ją c y w różn ych m iasteczk ach w y k ła d y , ró w n o c ze śn ie nieustannie t w o ­ rzą c y i p iszący, spełn ia w tej c h w ili ro lę apostoła sztuki i podejm uje się n ieraz zadań b ard zo n ie ła tw y c h i m ało p op u la r­ nych. N ic w nim niem a p o z y ani a p o sto l­ stwa. T w ie rd z i, że n a le ż y dla sztuki w ie lu d ok on ać w y s iłk ó w , zw ła szcza dla sztuki teatraln ej w e W ło s ze c h , k tó re j b y t jest za g ro żo n y z d w óch stron. Jednem n ie b e z ­ p ieczeń stw em jest tęp ota p rz e d s ię b io r­ c ó w teatraln ych , t. j. w ę d ro w n y c h d y re k ­ to r ó w te a tró w , k tó r z y stale u ła tw ia ją so­ b ie zadan ie obn iżan iem poziom u i sch le­ bianiem n ajb ard ziej płaskim instyn ktom p ubliczności, drugiem — r o z p a n o s z e ­ n i e s i ę k i n e m a t o g r a f u .

P ira n d ello ro zp a c za poprostu nad spu­ stoszeniem , ja k iego na polu d o b re go sma­ ku i p oczu cia is to ty sztuki d ok on ał k in e ­ m atograf. U b o le w a tem b a rd ziej, że zdaje sob ie sp ra w ę z n a d zw ycza jn yc h i b ło g o ­ sła w ion ych m o żliw o ś c i zw ią za n ych z tym n o w ym a tak p otężn ym środk iem d zia ła ­ nia na w y o b ra źn ię i na w r a ż liw o ś ć w ie l­

k ich mas publiczności.

— T e a t r y nasze p rze w a żn ie św ie cą pustkami, a k in e m a to gra fy są stale p rz e ­ p ełn ion e, karm iąc m asy lu d zk ie najśm ieł- szem i w y tw o ra m i z łe g o smaku i taniości, ze sztuką n a w e t w najdalszem słow a zn a­ czeniu nic n ie m a jącem i w sp óln ego . R e ­ z u lta ty tych kilkunastu lat już są b ard zo groźn e, i w y n ik a ją ca stąd trudność d o ta r­ cia do w id za drogą c iek a w szej lub n ieco głęb szej ro z r y w k i — c oraz w ięk sza. P r z y ­ c z y n y złe g o są zrozu m iałe, g d y ż p rzem ysł film o w y w e w szystk ich n iem al krajach znajduje się w ręk a ch g e s z e fc ia rz y szu­ k ających n ajszyb szych ź r ó le ł dochodu, b e z w zglę d u na w a rto ś ć artystyczn ą s w o ­ ich produktów '.

— N ie o dm aw ia pan jednak w ie lk ic h m o żliw o ś c i a rtys tyc zn e go d ziałan ia za p o ­

m o cą ekranu, g d y b y artyści m ogli o p a ­ n o w a ć tę c ie k a w ą ga łą ź przem ysłu, ze sztu ką tak ściśle m o gą cą się w ią za ć

w ied n ich b u d yn k ó w i brak organizacji, ale to w szy stk o n ie p ow in n o n astręczać zb ytn ich trudności w o b e c pom yśln ego

L U IG I P IR A N D E L L O

lub ch o ćb y na jej ro zw o ju za w a ży ć ? — T e m b ard ziej b o le ję w łaśn ie nad tym stanem rzec zy, że w id z ę n ie z m ie rz o ­ ne p o le działan ia film u, ła tw o ść i d ostęp ­ ność k inem atografu dla w szystkich , i zd a ­ ję sob ie spraw ę z o lb rzym ich z d o b y c z y duchow ych, k tó ry c h m ożn a by na te j d ro ­ d ze dokon ać! T y m cza sem jednak b ard zo ty lk o rzad ko w id z i się w kinie odruchy artystyczn ej c e lo w o ś c i, tu i ó w d zie b ły ­ śnie ciek a w sza indyw idu aln ość aktorska, reszta jest p og rą żon a w tan iości i fa ł­ szu.

stanu duchow ego, w jakim znajdują się W ło c h y w obecnym okresie. L ic z ę na e- n ergiczn ą p om oc M u ssolin iego, k tó r y o- kazu je ogrom ne za in te res o w a n ie dla w s zelk ich spraw kulturalnych i zro zu m ie­ n ie w ie lk ic h zadań teatru i litera tu ry. T ym czasem jestem z a ję ty naszym teatrem o b ja zd ow ym , re ży s e rją i pisaniem .

C h w ytam naturalnie te d w a tem aty. — In teresu je m nie b a rd zo reżyserją, a zw ła szcza praca nad stw o rzen iem d o ­ b rego zespołu, U b y ł nam w tym sezon ie n ajlepszy aktor, R u ggieri, zn a k o m ity

od-S . E . B E N I T O M U od-S od-S O L I N

' t f L

— Jak m ożna, zdaniem pana, sku te­ czn ie p rze c iw d z ia ła ć te j fa li e fe k cia rstw a za le w a ją c e j ryn k i c a łego ś w iata?

— T o nie m oja sprawa. P o w ta rza m i w iem , że o b o k p rasy k in em a to gra f jest n ajw ięk szą za k a łą k u ltu ry naszych c z a ­ sów . Co do mnie, pragnę ty lk o d ziałać w za k res ie sw o jeg o kraju i sw o jej gm iny duchow ej, ab y te a tr rep rezen tu ją c y p e w ­ ną m yśl i o p a rty na przesłan kach a r ty ­ styczn ych zn a la zł czu jn iejszą niż d o ty c h ­ czas o p ie k ę w samem s p o łeczeń stw ie, 0 - b ecn ie d ążę do za in tereso w a n ia rządu sp ra w ą teatru i s tw o rzen ia n ara zie trzech scen p ro w a d zo n yc h na rachunek i p od o p ie k ą rządu w n aszych n a jw ięk szych cen trach kulturalnych, t. }, w R zy m ie , M e d jo la n ie i T u ryn ie. B rak jest od p

o-tw ó rca ro li H en ryk a IV , ale praca ze w szystk im i naszym i artystam i daje n ad­ zw y c za jn e o w o c e. R u g g ie ri s tw o r z y ł w ła ­ sną trupę w tym roku; o c z y w iś c ie p o z o ­ stajem y ze sobą nadal w b ard zo p rzy ja ­ znych stosunkach. Z e tk n ą w s zy się o b e c ­ nie z p ra cą reżysersk ą, rozu m iem c a ły urok w p o w o ły w a n iu do ży c ia figu r n a­ k reślon ych p rze z autora. R ozum iem , jak z p ró b y na p ró b ę rośnie d zie ło au tora i m yśl jego się uw ypukla. N ie je d n o k ro tn ie reżyserją z n ie w o liła m nie do p ew n ych zmian, m oże nie istotn ych , ale w ażn ych dla re a liza c ji m oich zam ierzeń . R ó w n o ­ cześn ie jedn ak w id z ę n ieb e zp iec ze ń stw a te j p ra c y w ręku reżysera , k tó r y daje się unieść e fek to m scen iczn ym i o d ch o d zi św iad om ie lub n ieśw ia d o m ie od is to ty p o ­

w ie rz o n e g o mu d zieła. O sta teczn ie ono samo musi ro zs trzy g a ć o sposob ie in te r­ p retacji, i au tor z d zie łe m sw ojem b iorą na sieb ie o d p o w ied zia ln o ść.

— C z y pan w id z ia ł d zie ła sw o je na o bcych scenach?

— N ie s te ty — nie, posiadam ty lk o duży zb ió r fo to g ra fij i re ce n zyj. W ie m , że k il­ ka m oich sztuk grano z p o w o d zen ie m w P o lsce, i u tk w iła mi w p am ięci fo to g ra fja jedn ego w a szego aktora.

P o n am yśle P ira n d e llo p rzyp om n iał sob ie n azw isko i z dumą je w y p o w ie d z ia ł: „S ta n is ła w s k i". P o tem w ra ca do ro z p o ­ c z ę te j k w estji.

— P ito je w orygin a ln ie w y s ta w ił „S ze ś ć p o s ta c i". G d y mi w sp om n iał o p ew n y ch zm ianach in scenizacyjn ych, z a ­ drżałem , ale n ie ch ciałem się do n iczego m ieszać. On jed n ak za p rosił m nie na p ró ­ bę gen era ln ą i z a r ę c z y ł mi, że je ż e li jego in scen izacji n ie zaaprobu ję, sztu ki nie w y sta w i. T ym czasem jedn ak p o m y s ły je ­ go b ard zo mi się p o d o b a ły i u w ażałem , że w n iczem n ie s k rz y w ił m ojej m yśli, p rze ciw n ie — p o d k re ś lił ją i u w yp u k lił.

— Z innych p rze d s ta w ie ń mam ty lk o spraw ozd an ia ustne. M o i p rz y ja c ie le tw ierd zą , że n ajlepsze p rze d s ta w ie n ie „S ze śc iu p o s ta c i" dał R ein h ard t w B e r li­ nie. Żałuję bard zo, że go n ie w id zia łem . O d sieb ie zapew n iam , że T e a tr M a ły d osk on ale w y s ta w ił ten utw ór, co b ard zo u c ie szyło P iran d ella . Z A m e r y k i o trzym a ł on o o e c n ie d w ie o fe r ty na k in em a to gra ­ ficzn ą re a liz a c ję „S ześciu p o s ta c i". Żaden z d ram a tó w P ira n d ella nie nadaje się tak d ob rze do b a rd zo zres ztą orygin a ln ego sfilm ow an ia, jak „S z e ś ć p o s ta c i", je ż e li w rękach k in ia rzy brutalne p rzed sta w ien ie fa b u ły nie za b ije istotn ej m yśli autora.

Z p ra w d ziw e m za d o w o le n ie m o p o w ia ­ da P ira n d ello o w alkach, jak ie sztuki je ­ go m u siały staczać z p u b liczn ością i k r y ­ ty k ą w łoską, zanim z d o b y ły uznanie. K a żd a jego n ow a sztuka ozn acza ła bu­ rzę w T e a tro V a lle w R zy m ie , gd zie j e w ysta w ia n o. „S ze ś ć p o s ta ci", k tó re w p ra ­ w d z ie ró w n ie ż w y w o ła ły głośn e ataki, ale już zarazem u s ta liły jego im ię w e W ł o ­ szech, b y ły jego dwunastym u tw orem na scenie. O d tąd i uznanie k ry ty k i i p o w o ­ d zen ie u pu b liczn ości id zie d osyć gład ko i stale w zrasta.

— C z y m im o w y tę ż o n e j p ra c y i c o ­ dzienn ych p ra w ie p rób p rzy te a trz e o b ­ ja zd o w ym ma pan czas na tw o rz e n ie ?

— M u szę go m ieć, — o d p o w ia d a au­ tor „H e n r y k a IV " , jak g d y b y b e z pracy, i to b ard zo in ten syw n ej, ż y c ie dlań nie istn ia ło ;— rano p rób y, w ie c zo re m sp ek ­ takl, a po południu i w n o c y pisanie.

— C z y posiada pan coś n o w e g o dla teatru ?

— D w ie sztuki u koń czone, k tó re b ę ­ dą m ia ły sw oją p rem jerę w R zy m ie . A l e n ie nasz te a tr je b ę d z ie w y s ta w ia ł: nie m am y ani czasu na p rzy g o to w a n ie ani o d ­ p ow ied n ich a rtystó w . P ie rw s z ą z nich p.

t. „ L a nuow a c o lo n ia " („ N o w a k o lo n ja "), n azw ałem „m ite m " w 5 aktach. D ruga n o­ si ty tu ł „D ia n ę e la T u d a “ („D ia n a i G e r ­ tru d a"). O b ie są o c z y w iś c ie w s p ółczesn e m im o sw oich ty tu łó w .

— T a druga sztuka p ow in n a p an ią in ­ te re s o w a ć — rz e k ł n agle P ira n d ello do p.

S zc zy tt-L e d n ic k ie . — T em a tem jej jest statua i jej m odel, a w ła ś c iw ą id eą sztu­ k i — ż y c ie i jego form a.

Trudn o mi już d alej nalegać. Z d aje mi się, żeśm y n ad u żyli niem al jego u p rzej­ mości, i w id o c zn e jest, że mu k a ta r c oraz b a rd ziej dokucza. L a d a ch w ila ma n a­ dejść lekarz, d zięk u jem y w ię c i żegn am y się.

— Z o b a c zy m y się p ra w d o p o d o b n ie w n ied zie lę . P ragn ę k o n ie czn ie b yć na k o n ­ fe re n c ji p. M ro z o w s k ie j - T o e p litz o w e j. M am dla te j w a szej ro d a c zk i n a d zw y ­ czajn e uznanie jak o n ie z w y k łe j artystk i i b ard zo in teresu jącego umysłu.

P a n i S z c z y tt _ L e d n ic k a troch ę b oja - ź liw ie zgłasza sw o ją prośbę. P ra g n ę ła b y b ard zo rz e ź b ić tę g ło w ę , w k tó rą się p rze z p ó ł g o d zin y z ra d o ścią a rtys ty w p a tryw a ła .

— Z w ie lk ą p rzyjem n o ścią — o d p o ­ w ia d a P ira n d ello ; — nie b yłem , n iestety, sam na w y s ta w ie d z ie ł pani w M e d jo la ­ nie, le c z słyszałem i c zy ta łe m ty le o pani tw ó rczo śc i, że z p rzyjem n o ścią b ę d ę pani m odelem . W R z y m ie lub P aryżu , — gd zie nam się p rę d ze j uda spotkać.

O d p ro w a d z ił nas do drzw i, uścisnął rę c e i o p rom ien ił nas jeszcze raz tym u- śm iechem m ędrca, k tó r y sp ływ a na k ażd e jego d zie ło , na k a żd e jego z e tk n ię c ie się z ludźm i, osob iste c z y ze scen y płyn ące.

(2)

2

W I A D O M O Ś C I L I T E R A C K I E

mb 11

Echa s z e ś ć d z i e s i ę c io l e c ia R o m a in R o lla n d a

Unam uno i Einstein do autora „Jana Krzysztofa”

Z dziejów walki o wolność słowa

Zmartwychwstanie cenzury

„ P r a w d a uczyni was w o l n y m i " — m ó ­ w i Chrystus, K ła m s tw o , i t y lk o k łam stwo, czyni nas n iew olnik am i. N a d e w s z y s tk o

k o w i e m yśli n acjonalistycznej lż y li go — g d y s y n o w ie lu d ó w b ęd ą go bło go sła w ili. Jemu, k t ó r y o d d alił się od Francji, sw o jej ojczyzn y, a b y b y ć bliżej w łasn ego serca, p rzesyła m to p o z d r o w ie n ie z o d ­ d alon ego za ką tk a Francji, z kraju moich

M IG U E L DE U N A M U N O rysunek Tibanyi

k ła m s tw o w o jo w n i c z e g o patrjotyzm u i ra ­ cji stanu. F a n a t y c y o p lu w a li i lż y l i R o ­ main R olla n da , g d y ż mimo w s z e lk ie w r o ­ gie p r z e c iw ie ń s tw a w n a jw ię k s z y m ro z - g w a r z e w o j n y gło sił praw dę.

R om a in R o lla n d d ą ż y ł do tego, ab y nie b a c zą c na d zie lą c e n aro d y id e e z a ­ p e w n ić z w y c ię s t w o m yśli o zbrataniu w szy stk ich ludów. C z y m am y tę myśl u- znać jako id e ę europ ejską? N i e w i e m y jeszcze, co to jest Europa, — o w a b i e d ­ na, smutna Europa.

29 styczn ia u k o ń czy ł R om a in R o lla n d s ze ść d zies ią t lat. Ja sam 29 w rze śn ia ub. r. p rz e k r o c z y łe m szó sty k rz y ż y k , a p o ­ n ie w a ż jestem o ro k starszy, mam p ra w o p o w ie d z ie ć , że te ra z i w tej c h w ili o t w ie ­ ra się p rze d nim, p rze d R om ain R o lla n ­ dem, p rzyszło ść. G d y ż n a d zie je w y ra s ta ją na w spom nien iach , i ty lk o ten, k to n a­ p ra w d ę ży ł, b ę d z i e ż y ł n ap raw dę. N ie c h inni zn a jd ą p r z y tej sposobn ości s ło w a lep sze n iż ja.

P o d c za s k i e d y ludzie, k t ó r z y są n ie ­ w o ln ik a m i oficjaln ego kłam stwa, trudzą się, a b y p r z y p o m o c y dyplom acji zb u d o ­ w a ć n ie p ra w d ziw ą , obłudną ligę n a ro ­ d ów , R o m a in R o lla n d żył, m yślał i pisał poto, aby p r z y p o m o c y p o e zji s tw o r z y ć b ratersk ą gminę ludów. I d latego

pachoł-k tó ryc h przynależą. S za leją obłąpachoł-kane i n aw zajem w p ę d z a ją się w n ieszczęście; ale w rezu ltacie p op e łn iają okropn ości b ez w e w n ę tr z n e j rozterki. Ci n ieliczn i j e ­ dnak, co nic nie mają w s p ó ln e go z dzik ie- mi instynktami mas, le c z — n iep o d le g li na­ miętnościom — p rze n ik n ię ci są id ea łe m w zajem n ej miłości, muszą d źw ig a ć o w i e ­ le w ię k s z y ciężar. Są w y rzu ca n i z obrębu s p o łec ze ń stw a i tr a k to w a n i jak tr ę d o w a c i — skoro nie pop ełn iają c zyn ó w , p r z e c iw k tó rym buntuje się ich sumienie, i tc h ó ­ r z liw ie nie przem ilczają tego co w id z ą i czują. Pan, c z c ig o d n y mistrzu, nie m il­ czał, le c z cierpiał, w a l c z y ł i p o c ie sz a ł jak w i e l k i duch.

R O M A I N R O L L A N D

Basków , — mając w z r o k w p a t r z o n y w bliską Hiszpanję, k tó re j w o ła n ie mnie dochodzi.

M i g u e l d e U n a m u n o .

C z c ig o d n y Mistrzu!

R a z jeden ty lk o w id z ia łe m pana ży - w e m i oczami, k i e d y z n a jd o w a ł się pan jeszcze p od ś w ie że m w r a że n ie m w y b u ­ chu k a ta s tro fy europejskiej, — samotny, w id zą c y , n ie w y p o w ie d z ia n ie w s p ó łc z u ­ ją c y z c z ło w ie k ie m , d r ę c z o n y p rze z ś w ia ­ domość, że nie m oże pan nieść światła i zbaw ien ia. N i g d y nie d o z n a w a ł pan dosta­ teczn ej p o c ie c h y w o d d zia ły w an iu w y s o ­ ką sztuką i s ło w e m na um ysły subtelniej­ sze; chciał pan w s p iera ć ludzkie s t w o r z e ­ nie, k tó re m rze w p rz e z siebie s tw o rzo n e j nędzy.

N ie o k rz e s a n e masy c zyn ią sw e d zie ło — gnane głuchem i namiętnościami, k t ó ­ rym p od le gają i one same i państwa, do

O ś l e p ł y „ r w a c z

N a m argin esie ostatniej książki E re n b u rg a

A L B E R T E IN S T E IN rysunek Rotbensteina

W tych tak nas E u r o p e jc z y k ó w z a ­ w s ty d z a ją c y c h czasach o k a za ło się, że a- tle ty k a ducha nie ochrania p r z e d m a ło ­ ścią duszy i b arb arzyń sk o ścią o d c z u w a ­ nia, W i e r z ę , że szlachetny ludzki sposób myślenia nie w i ę c e j przyn osi k o r zy ś c i w un iw ersytetach i akademjach, niż w w a r ­ sztatach p rac y nieznanego, niem ego c z ł o ­ w ie k a z ludu.

Dzisiaj p o z d r a w ia pana gmina tych, k t ó r z y w id z ą w panu ś w ie c ą c y przykład. Jest to gmina ludzi samotnych, n ie d o ­ stępnych za ra z ie nienawiści, u w ażających usunięcie w o j n y za p ie r w s z y cel m o ra ln e ­ go u zd row ien ia ludzkości, k tó r y to cel w y d a je się im n iesk oń czen ie w ażn iejszy, niż o dręb n e in te re s y w łas n eg o narodu c z y w łasnego społeczeństwa.

A l b e r t E i n s t e i n .

9 t

N ie r a z już rzeteln e, głęb ie j p r z e m y ­ ślane p o w ie ś c i s ta w a ły się zb iorn ikam i i p rze w o d n ik a m i p r ą d ó w tych burz, jakie p r z e c i ą g a ł y nad ludzkością. T a k i e są p o ­ w ie ś ci Erenburga w stosunku do p o w o ­ jennych p r ą d ó w re w o lu c yjn yc h . Ozonuje on duszną atm osferę stęch łego jeszcze po zakam arkach p o w ie t rz a , n iw elu je n a t ę ż e ­ nia d ok tryn ers k iej za c ie k ło ś c i i próżnie rozb rajającej g łu p o ty i naiw ności.

S a ty ra Erenburga rzuca g łę b o k ie c i e ­ nie n e g a ty w n e na najbardziej, z d a w a ło b y się dotychczas, „ s ło n e c z n e " strony życia, T y l k o zn aczne n a p ięc ie p o z y t y w n e j myśli c zy te ln ik a z d o ła p rze p ro m ien ić te cienie, W ostrem ś w ie tle re w o lu c y jn y c h „ P r z y ­ gó d Julja J u ren ity " cudacznych z a r y s ó w n ab ierają upostaciow an ia tak jeszcze r o z ­ p ow szech n ion ych , a tak już zw ie t rz a ły c h ś w ia to p o g lą d ó w . E k w ilib r y s t y k a i żon- g le rs tw o w o ln o ś c i a rtys tyc zn e j i n d y w i ­ dualisty, lazzarona B am bucciego, w y g o ­ d n ic tw o z m y s ło w e g o epikureizm u rentje- ra D e le — nie mają żadnej r z e c z y w i s t o ­ ści, p o d o b n ie jak nie posiada jej i n iw e - latorski s to icy zm s p o łe c z n y d o k tr y n e r ­ s kiego in telek tu re fo rm a to ra Schmidta, N a d p ragm atyczno - utylitarną moralność businessmana Coola, c ze rp ią c e g o z Biblji to co mu dogadza, nad m u lfo rd o w s k ą m o ­ ralność, tak p o t r z e b n ą do d ob re go t r a w ie ­ nia, w zn os i się zupełna am orałność n a iw ­ nej, d zie c ię c e j duszy murzyńskiej A js h y. W i d z i m y w y rzu ca n e z p o d c ię t e m i k o ­ rzeniam i zaśm iecają ce gle b ę c h w a s ty i w p a tru je m y się w iron iczn e o c z y o racza p łu żą c e g o ja ło w e zaskorupienia: — p o d p o s ie w ja k ie g o ziarna?

W testam en cie Juren ity ś w ita ła nikła nadzieja, że m o że w s p óln e uczucie m i ł o ­ ści, dziś w ygasłej, m o g ł o b y ustalić har-

monję śród sprzeczn ych dążeń. M o ż e

zbudzi ją rozum, p o w o łu ją c p o w s z e c h n y cel, w k tó r e g o ś w ie tle i z a d o w o le n ie p o ­ trze b cielesn ych (D ele) i ład s p o łe c zn y (Schmidt) i w o ln o ść (Bambucci) i sama moralność n a w e t staną się w a rtościa m i r z e c z y w is te m i, istotnemi, bo szczeblam i do osiągnięcia rozum nego celu, — nie

zaś cela m i samoistnem i jak u D ele,

Schmidta, B a m bu cciego i Coola. T a k i e ­ go celu nie w id z i Erenburg i k o ń c z y o- p o w ie ś ć o p rzyg od a c h m eksyk ań skiego r e w o lu c jo n is ty znaną już skądinąd tę s k ­ n otą do w ita lis ty c z n y c h c z y te ż p sycho- b io lo g ic zn y c h r o z p ę d ó w hasającego w słońcu, na z ie lo n y c h łąkach.,, bydła.

N ie s z c z ę s n y A l e k s y S p ir y d o n o w ic z (rosyjski b oh a ter p o w ie ś c i) nie jest b a ­ w o łem . R z u c a ł się on w ś ró d p r z y g ó d Ju­ r e n ity jak ryb a w sieci: rom a n tyczn ie p o d r y w a ł się ku słońcu m iłości i p r z e ­ b aczeń i p a d a ł w b ło to niechlujnego ż y ­ cia. W n o w e m w c ie le n iu boh atera p o w i e ­ ści p, t. „ R w a c z " ta sama ludzka „slia- k o t '" , g d y p rze szła od liryc zn yc h w z r u ­ szeń do e p ic k ie g o ż y c ia — m iota się tak samo b ezn a dziejn ie; — ty lk o już w in ­ nej p ła szczyźn ie, M ic h a ł Ł y k ó w to r w ie się jako c z e r w o n o - gw ard zis ta na szań­ ce P e r e k o p u w o b ron ie n ie z b y t g łę b o k o rozu m ian ych zasad komunizmu, to jako

„ n e p m a n " jest p o r y w a n y p r z e z n azb yt g ł ę b o k o o d c zu w a n ą żą d z ę użycia. N a i w ­ na, m ło d z ie ń c za w ia ra w komunizm' z czasem przygasa, d ła w io n a w ym agan iam i życia ; p rzygasa p od w p ł y w e m ogó ln ego ro zb ro je n ia i zła g o d ze n ia w o jn y d o m o ­ wej, k tó ra tr w a ć w ie c zn ie nie mogła. N ie o p a n o w a n e w e w n ę tr z n y m nakazem

1LJA E R E N B U R G

p o ż ą d liw o ś c i w y ł a ż ą i coraz b ardziej o- p an ow ują ro zb ro jo n ą duszę M ich ała. J e ­ go d zie je — to rosyjskie „ d z i e j e grzechu". N i e m o że on, jak jego brat A r tie m , jak tysiące in nych „lu d zi zakon u ", ż y ć cu­ d zym kosztem , na cudzą o d p o w ie d z ia l­ ność, p od ro zk a z a m i w s ze c h w ła d n e j par- tji, jak ż y ło się k ie d y ś w filisterskich z a ­ ciszach p od w y ja ła w ia ją c e m i ro zk azam i opinji — w ła d c z y n i m a t o łk ó w i k o łtu ­ nów. Jest w M ich a le coś p r a w d z iw ie ludzkiego, co nie p o z w a la mu m n ożyć j e ­ dynie tak p o trze b n e p r z y jednostkach zera. P r o b le m a t tych z e r p rzenosi autor, a c z k o lw ie k b ard zo ostrożnie, na c a ły „ K o m s o m o ł " . Erenburg nie stara się u t o ­ pić zagadnienia w z a je m n eg o stosunku j e ­ dnostki i otoczenia, liry k i i epiki duszy i ciała w p rze d w c z e s n y m monizmie (tak jałow ym , a tak ł a tw y m i modnym), ja­ kim le n iw i u m ysło w o k r y t y c y lubią w y - łg iw a ć się z n iep o jm o w a n ia istoty tej „ la p etite d iffe r e n c e " , k tó ra k a że p rze d e - w s zy stk ie m ro zróżn ia ć to, co daje się p o ­ łączyć.

C z y d latego charak ter M ich a ła uległ pokusom, że partja rozlu źn iła d y s c y p li­ n ę? „ M ó g ł b y m za cz ą ć od t e g o " — pisze Erenburg, ale tak p ły t k ie j p o d s ta w y swej

p o w ie ś c i nie daje: „z a c z n ę od oślepłej r y b y " .

T a ryb a cudaczna za s zyb ą akwarjum, w k tó rą w patruje się m a ły „ r w a c z " , m ia­ ła o c z y jakby cudze, na długich łod yga ch p ływ a ją ce , tak ł a tw e do urwania oczy. R y b a - te le s k o p , „Ś ró d rybich w a l k d o m o ­ w y c h " — o b c ię to jej te cudze oczy, s w o ­ je nie w y ro s ły , — p ł y w a ryb a b e z oczu. P a tr z a ł k ied y ś na w s zy s tk o cudzemi o- czam i narzuconych a u to r y t e t ó w p r z e d r e ­ w o lu c y jn y M iszka. R e w o lu c ja tak je ł a ­ tw o zniosła, — s w o je o c z y nie w y ro sły, Za k a żd e m silniejszem poruszeniem b e z w y b o ru id zie p o r y w c z y „ r w a c z " , k a żd e ma dlań je d n a k o w ą wartość, sumienie jego jest ślepe,

E renburg r o zp o c z y n a r o z p a c z liw ą o- p o w ie ś ć d z i e j ó w k om unisty od r y b y o- ślepłej i od s ze w c a Primiatina, k t ó r y mniemał b y ć s kow ron k iem ; z w y s o k ie g o piętra szarej k a m ie n icy chciał le c ie ć do słońca i s k o ń c z y ł na tw a rd y m bruku. I

tak samo na tw a rd y m bruku k o ń ­

c z y autor dzieje M ich ała Ł y k o w a . Spadł z k tó re g o ś tam szczebla drabiny, po k t ó ­ rej chciał się w y r w a ć ze s w e go w i ę z i e ­ nia, w t r ą c o n y ciem nem i pokuszeniami żądz, a w o ł a n y słońcem i s k o w ro ń c zym śpiewem .

C z y p o w i e ‘ć ta nie jest ro zr ze d z e n ie m m a gn etyczn ego p ola re w o lu c ji i w y ł a d o ­ w a n iem z b y t już ś w ia to b u rcz yc h p rą d ó w b u rz y ? C z y nie jest ro zb ro je n ie m r e w o ­ lucji na linjach p o w ro tu „ n o w e g o um y­ słu — do starego p ra w a ", zawartego- w o d w ie c z n e j maksymie, że „duszą każdej n a p ra w y jest n ap raw a duszy".

U ś m ie r c iw s z y s w e go boh a tera E ren ­ burg w monumentalnych rysach staw ia p rze d o c z y le ż ą c e g o na katafalku Lenina, O b u d ził on w R o s ji do n o w e g o życia

c z ł o w ie k a uśpionego w bizantyjskich

zm a rtw ia ły c h uściskach niezrozum ianych

i dlatego n ierozum nych (rozumnie nie

p rz y ję ty c h ) potęg. N a r k o z ą tego snu b y ­ ła i religja („opju m dla n arod u"!), w k t ó ­ rej za stygł p ie rw ia s te k czynnej, rozumnej samorzutności.

O b u d ził się „ r w a c z " , le c z g łę b o k ie j c e lo w o ś c i ż y c ia p ojąć w c ią ż nie jest w stanie i nie w i e dotychczas, „ p o c o mu ziem ia k w itn ie i g w i a z d y nad nim ś w i e ­ c ą", S zańce P e re k o p u i zło to „ N e p u " — to dla je go p o r y w c z e j w r a ż liw o ś c i jedn a­ ka „ p o b ria k u sz k a ", do k tó re j w z a k o ń ­ czeniu p o w ie ś c i syn M ic h a ła w y cią g a b e z w ie d n ie n ie m o w lę c e ręce.

Sumienie m ilc z y w „ r w a c z u " , bo su­ m ienie to jedyn ie sędzia; p r a w o d a w c ą m o że b y ć ty lk o rozum i w ia ra jego u- skrzydlenie, Z tą w ia rą jest w R o s ji naj­ gorzej, W skłonnej do m istycyzm u duszy

p ierw ia s tk i transcendentaln e rozumu

w c ią ż w ik ła ją się b ezn a dziejn ie w sferze czysto uczuciow ej, W tej b e z w ła d n e j sferze l e ż y n ie b e z p ie c z e ń s tw o haszyszu; p oję c ia religijne nie nabierają głęb szej w a rto ś ci ro zu m o w e j i nie są w stanie o d d z ia ły w a ć na w o lę . W i ę c zw a lc z a religję zbudzon ą o ś le p ły w rozumie s w ym „ r w a c z " .

L u dw ik Bujalski.

Prawo wrześniowe z r. 1834 (rządy Ludwika Filipa) rozszerzało ponownie kompetencje cenzury. Rysunek J. Grandville'a je s t satyrą na owo wskrzeszenie nodzoru nod słowem

■ . - v«

N o t a t k i

— O d dn. 28 c ze rw c a do dn. 3 lip ca b. r, o d b y w a ć się b ę d zie w P ra d ze m ię ­ d z y n a r o d o w y kon gres p r z y ja c ió ł książki, w ię c b ib ljo te k a rz y , b ib ljo filó w , au torów , drukarzy, w y d a w c ó w , k sięgarzy, in tro li­ g a to ró w i t, d. Z k on gresem p o zo sta je w zw ią zk u w ystaw a , k tó ra zo b razu je ro zw ó j c z y te ln ic tw a u p o s zc ze g ó ln y c h n arod ów ,

— K onkurs ty go d n ik a ,,C y ra n o ", o k tó ry m p isaliśm y w d w ó ch p op rzed n ich num erach „ W ia d o m o ś c i", p rzy n ió s ł osta­ te c zn e z w y c ię s tw o C urie - S k ło d o w sk iej, uznanej za n a jw ię k s zą w s p ó łc ze sn ą n a ro ­ d o w ą s ła w ę francuską (g ło s ó w 424.168), M a rs za łe k F o ch u zysk a ł ty lk o 388.096 gło só w .

— „L e s M a rg e s " ro z p o c z ę ły w ie lk ą an k ietę na tem at hom oseksualizm u w li­ teraturze.

— W ostatnich czasach w ysu w an e są do A k a d e m ji G o n c o u rtó w k an d yd a tu ry J e rze g o D uham ela, T ristan a D erem e, L e o ­ p old a L acou r, G ustaw a G uiches i H e n r y ­ ka Bachelin. G uiches i B ach elin zajm ują się Huysmansem, co czyn i ich specjaln ie sym p atyczn ym i dla c z ło n k ó w A k a d e m ji,

— N a gro d a G o n co u rtó w p rzyzn aw a n a jest w czasie d o ro c zn e g o obiadu c z ło n ­ k ó w A k a d e m ji w restau racji D rouot. N a w y n ik o czek u je stale szereg re p o rte ró w . P o n ie w a ż o c z e k iw a n ie ta k ie jest nudne, r e p o r te r z y p o sta n ow ili p rze z ten czas sa­ mi p rzyzn a w a ć n agrodę, o c z y w iś c ie plar toniczną, za n a jciek a w szą k sią żk ę k a ż ­ d ego roku.

— R ajm und P o in c a re o p o w ia d a w „ R e v u e des D eu x M o n d e s " z dn. 1 lu­ tego b. r. o s w o jej w iz y c ie w R o s ji w r. 1912.

— U k a z a ł się t. I V k oresp o n d en cji z b io ro w e j J, J, Rousseau.

— W L o n d y n ie u każe się w czasie n ajb liższym d z ie s ię c io to m o w e w y d a n ie d zie ł w szy stk ich S h elleya.

— U k a z a ła się k sią żk a A s zu k in a p. t. „ Ż y w y P u szk in ", za w ie ra ją ca g ło s y i u- w a gi w s p ółczesn ych o p o e c ie.

— W L e n in g ra d zie czyn io n e są p r z y ­ go to w a n ia do w y s ta w y zw ią za n ej z setną ro c zn icą urodzin S a łty k o w a - S zczedrin a, S p ecjaln e ta b lic e b ęd ą w s k a zy w a ły , gd zie i k ie d y L e n in c y to w a ł Szczedrina,,,

— U k a z a ły się n ieo p u b lik o w a n e dotąd fra gm en ty słyn n ych „C a h ie rs " S ain te- , B e u v e ’a p, t. „ M e s p oison s", „ R e v u e j

B le u e " z dn, 10 lu tego b, r, ogłasza część tych z ło ś c iw y c h a fo ry z m ó w i c h a ra k te ry ­ styk,

— W n a k ła d zie S, F isch era u kazał się to m n iezn an ych lub znanych ty lk o u łam kow o lis tó w O skara W ild e ,

— B racia Tharaud w y d a l i ksią żk ę p, t. „ N o t r e cher P e g u y ".

— „L a R e v u e H e b d o m a d a ire " z dn, 20 lu tego b. r. ogłasza a rtyk u ł p. t. „ M a r ­ c e li P rou st i pani de S e v ig n e ", w k tó rym autor, Jan S ou lairol, w y k a zu je an alogje w tw ó rc z o ś c i te j p a ry p isarzy.

— U k a z a ły s ię n ied aw n o „ T h e A d v e n ­ tures o f an Illu s tra to r" J ó z e fa P en n ella, za w ie ra ją c e in teresu jące w sp om nien ia o C on rad zie. P e n n e ll sp o tk a ł się z C on ra­ dem w L o n d y n ie p o sw oim p o w ro c ie z R osji, gd zie z b ie ra ł m a te rja ły do k siążk i p. t, „ T h e J e w at H o m e ". M , in. b y ł te ż w B e rd y c z o w ie . C on rad (stale p rze m ilc za ­ ją c y s w o je p o c h o d zen ie ) o p o w ia d a ł mu rzek o m o , że w r ó c ił w łaśn ie z B e r d y c z o ­ w a, gd zie się u rod ził jako „m a ły Żydek, w n a jw ięk szem ży d o w s k iem m ieście ś w ia ­ ta "!

— W B ra tis ła w ie na S ło w a c z y ź n ie z a ­ czął w y c h o d z ić n o w y m iesięczn ik l ite r a c ­ k i p, n. ,,Fujava", jako w y d a w n i c t w o gru­ p y m ło d yc h lite r a tó w s ło w a ck ic h ze S ło - w a c z y z n y i M o r a w .

— W B e rlin ie ob ch od zon o p ię ć d z ie ­ s ię c io le c ie urod zin znanej p o e tk i E liz y L a sk er-S ch iiler.

— P i o t r B en oit w y je c h a ł do Japonji, — C octeau pracuje nad n o w ym u tw o ­ rem, k tó r y b ę d z ie się n a z y w a ł „ L e t t r e a M a rita in ".

— U k a z a ła się n o w a książka D e lte ila p, t. „,Mes amours... spirituelles",

— „ L a R e v u e de F ra n c e " z dn, 15 lu ­ tego b. r. ogłasza n ie w y d a n y fragm en t z ,„Les n o u vea u x m essieu rs" F le rs a i C roisseta; jest to scena o d b y w a ją c a się w g a b in ecie m inisterjalnym p o m ięd zy Jak ób em G ailla c, b oh a terem utworu, a p rz y b y łą ze w si m atką, starą chłopką.

— U M acm illan a ukazała się książka Oberm ana L e a o Hardym .

_ — N a w io sn ę ma ukazać się n o w a p o ­ w ie ś ć C h esterton a p, t. „ P o w r ó t D on K i ­ ch o ta ".

— A r n o l d B ennett p r z e b y w a teraz w R z y m ie , gd zie pisze n o w ą p ow ieść,

— „ L a N a v i r e d 'A r g e n t " drukuje w y ­ jątki z n o w e g o dzieła Jamesa J o yc 'e a , b ard zo trudnego pod w z g lę d e m formy; dla zrozum ienia go kon ieczn a jest ta k że znajomość stosu n ków dublińskich,

— G łoś n y pisarz duński, p r z e b y w a ją ­ c y obe c n ie w N iem czech , M , A n d e r s e n Nexó., pisze n o w ą w ie l k ą p o w ie ś ć p, t. „ D e t n y T i d " ( „ N o w e cza s y ").

— W y b i t n y pisarz czeski K a r o l Ca- pek, k tó re g o u t w o r y dram atyczne s p o ty ­ kają się z w ie lk ie m p o w o d z e n ie m tak w Europie jak i w A m e r y c e , w y s t a w ił ostat­ nio dramat p, t. „ R z e c z M a k r o p u lo s " w N e w _ Y o rk u , Sztuka znalazła u p u b licz­ ności i w prasie n a d zw y c z a j s y m p a ty c z ­ ne p r z y ję c ie i stała się p o w o d e m in te re ­ sującej dyskusji na tem at poruszonych w niej k w estyj. „ R z e c z M a k r o p u lo s " — za ­ z n a cz a m y to n aw iasem — l e ż y już p rzez d w a i p ó ł roku w p rz e k ła d z ie A , B, D o ­ stała i F. G w iż d ż ą w b ezden n ych szufla­ dach d y re k c ji T e a tru P ols k iego .

— U k a z a ło się z b io r o w e w y d a n ie pism Iw an a W a z o w a .

— „ L e Carnet de la S e m a in e " donosi,

że po ukazaniu się książk i Duhamela

,,Deux h o m m e s" w p rz e k ła d z ie n iem iec ­ kim p. t. „ D w a j p r z y j a c i e l e " p e w ie n k się­ garz lipski napisał do w y d a w c y list t r e ­ ści następującej: „ B ę d ę panu w d z ię c z n y za p o w ia d o m ie n ie mnie, c z y p o w ie ś ć Du­ hamela „ D w a j p rzyja cie le "... ma te n d e n ­ cje homoseksualistyozne. W tym w y p a d ­ ku m ó głby m zająć się energicznie jej k o l ­ portażem , g d yż posiadam na składzie t e ­ go rodzaju u t w o r y " ,

— W te a trze Stanisław sk iego w M o ­ skw ie w y s ta w io n o znaną k om ed ję O- s tro w s k iego „G o r ą c e s ece",

— R e c e n z e n c i n o w o y o r s c y n a z yw a ją „ D y b u k a " A n - s k ie g o najlepszą sztuką ca­ łego sezonu,

— W i e l k i e m p o w o d z e n ie m c ie s z y się w R osji film p, n. „ P a n c e rn ik P atio m - k in “ , p od o b n o n ajw ybitn iejsze d zie ło k i ­ n o w e j sztuki sow ieck iej.

— W n o w y m film ie niem ieckim „ M a - non L e s c a u t" rolę ty tu ło w ą gra L y a de Putti, jak w iadom o, z p och o dzen ia — Ż y ­ d ó w k a łódzka. K a w a le r e m de G rie u x jest G ajd arow . — Jean R e n o ir k o ń c z y „ N a n ę " , w e ­ dług Zoli. — Jacques F e y d e r p rz y g o t o w u je „ C a r ­ m e n " z R a q u e l M e lle r; zd jęcia w y k o n y ­ w a się c z ę ś c io w o w Hiszpanji.

— W papierach B aratyn sk iego zn a le ­ ziono nuty walca, k tó r y napisał d e k a b r y ­ sta Pestel.

— A r c h iw u m słynnego mecenasa mu­ z y k i w Rosji, M . P. B ie la je w a , zostało w łą c z o n e do muzeum k on serw atorjum w L enin gradzie. Znajduje się tam w i e le n ie ­ znanych prac k o m p o z y t o r ó w rosyjskich, m, in. k w a r te t „ T a r a n t e ll a " Borodina, fu­ ga R im s k ie g o - K o r s a k o w a i t. p. Interesu­ jący jest dział k ores p o n d en c ji z listami R im sk ie go - K o r s a k o w a , Skriabina, N ik i- scha, Saint - Saensa i in.

— W M e d jo la n ie zn a lezion o rękopis nieznanego dotąd wstępu do „ A i d y " .

— Fran ciszek S ch rek er op rac ow u je tekst do d w ó ch n o w y c h oper: jedna na^- z y w a się „ M e m n o n ", druga — „ D i e Or- gel o der V ivian s V erkla ru n g".

Polska zagranicą

— H. C. G. J. van der M a n d ere o g ła ­ sza w d zia le ekon om iczn ym m iesięczn ik a „ L e M o n d e N o u v e a u " z dn. 15 lu tego b.

t. „W r a ż e n ia z p o d ró ż y po P o ls c e ". A r t y ­

kuł, n a c ec h o w a n y w y b itn ą sym patją dla P o ls k i i jej w y s iłk ó w od rod zeń czych , u j­ muje in teligen tn ie zn a czen ie P o ls k i w sy- stem acie państw europejskich. A u to r p i­ sze: „...kraj ten.., nie w y łu d z ił n ie p o d le ­ głości. J e ż e li o d zysk a ł n iep o d legło ść, w a lc z y ł za nią, ch o ciaż Europa zach odn ia nie zw ra c a ła na to n ajm niejszej u w a k i".

— H e n ryk M a z e l om aw ia w „M e rc u - re de F ra n c e " z dn. 15 lu tego b, r, k sią ż­ k ę S tan isław a S ła w s k ie g o o d ostęp ie P o l­ ski do m orza i in teresach Prus W s c h o d ­ nich.

— „ L a L ib r a ir ie " z lutego b. r. za m ie ­ szcza re ce n zję L e o n a B ertau t z k siążk i S ła w s k ie g o o d ostęp ie P o ls k i do m orza.

— U k a z a ła się c ie k a w a broszura prof. W . M . K o z ło w s k ie g o p„ t, „ T . G, M asa- ry k a m esjanizm p o ls k i". Z a c ie k a w i c z y ­ te ln ik ó w w iadom ość, że ten w y b itn y c z e ­ ski m ąż stanu dosk on ale zna nasz język , n aszych filo z o fó w i w ie s zc zó w , z k tó ry c h n a jw y że j cen i K rasiń sk iego,

— W styczn iow ym i z e s z y c ie „L 'E u ro p a O rie n ta le " znajdu jem y o b szern y artyk u ł E, L o G a tto o stosunku M ic k ie w ic z a do Puszkina („S to ria di u n 'am icizia le tte ra -

ria ‘), W tym samym n um erze E, Chlu-

dzińska - P au lu cci om aw ia k sią żk ę P r z e ź - d zie c k ie g o o W a rs za w ie .

— A u r e lio P a lm ie ri om aw ia w lu to ­ w ym z e s z y c ie „ I L ib ri del G io r n o " „ K r ó ­ la D u ch a" w w ydan iu P a w lik o w s k ie g o .

— „N ie b o s k a k o m e d ja " ukazała się w p rze k ła d zie duńskim p. I, Stehman, le k - to rk i ję z y k ó w skandyn aw skich u n iw ers y ­ te tó w p ozn ań skiego i w a rsza w sk iego .

— W ju b ileu szo w ym z b io rz e artyku ­ łów , w yd a n ym p rze z grono u czon ych c z e ­ skich z o k a zji sied em d ziesiątych urodzin zn a k o m itego h istoryk a litera tu r s ło w ia ń ­ skich p rof, Jana M achała, ogłasza p rof. B. V y d ra a rtyk u ł p. t. „Ju lju sz Z e y e r w litera tu rze p o ls k ie j". J est to ź r ó d ło w e o- p ra co w a n ie stosunku s p o łec ze ń stw a i k r y ­ ty k i p o ls k iej do tego w y b itn e g o p o e ty c z e ­ skiego. A u to r p od k reśla z uznaniem z a ­ sługi, ja k ie p o ło ż y ł na polu p rzysw a jan ia lite ra tu rze p ols k iej Z e y e ra — M iriam .

— O statni u tw ó r Ż erom sk iego „P u s z­ cza jo d ło w a " p r z e ło ż y ł na c ze sk i F r. V o n - dracek. — Z. L. Z a le s k i o m aw ia w liście p o l­ skim („M e rc u re de F r a n c e " z dn, 15 lu te ­ go b. r.) „ P r z e d w io ś n ie " Żerom skiego i „B u n t" R eym on ta, — „B a s le r N a ch ric h te n " z dn. 31 s ty ­ cznia b. r. p rzyn o szą a rtyk u ł p. t. „ Ż e ­ rom ski i R e y m o n t",

— „ T h e C h icago T rib u n e " z dn. 11 styczn ia b. r. u m ieszcza n o tatk ę o o b c h o ­ dach ku c zc i Ż erom sk iego i R e y m o n ta w S ło w ia ń szczyźn ie .

— .„N ation al Z e itu n g " w B a z y le i z dn, 17 styczn ia b, r, w y d ru k o w a ło o p o w ia ­ danie R eym o n ta p, t. „ M o r g e n r ó t e " w p rze k ła d zie M . Hirschm anna z W ied n ia , — O statn io o R e y m o n c ie pisali: lo n d yń ­ ski „T im e and T id e " z dn, 4 grudnia ub, r, (artyk u ł M a r y A g n e s H am ilton p(, t. „P o ls k i g e n ju s z ), „ T h e Illu strated L o n ­ don N e w s " z dn, 5 grudnia ub. r., rz y m ­ ska „R assegn a Ita lia n a " ze styczn ia b, r, (artyk u ł L o re n z a G ig li p. t, „H o m e r p o l­ s k i"), palerm iań ski „G io rn a le di S ic ilia " z dn. 20 styczn ia b. r, (artyk u ł G iuseppe C occh iara p. t. „ P o e ta ludu"), a n tw erp - ska „ L a M e t r o p o le " z dn. 24 styczn ia b, r. (artyk u ł E ugenji H a e v e r p, t, „ Z p o w o ­ du „ C h ło p ó w "), osleńska „ A fte n p o s te n " z dn. 18 lu tego b, r. (artyk u ł B a rb a ry R in g o „ Z im ie "),

— N e a p o lita ń s k ł „M e z z o g io r n o " z dn, 3 lu tego b. r. u m ieszcza w ie lk i a rtyk u ł A u re le g o P a lm ie ri o k sią żce senatora W ła d y s ła w a J a b ło n o w s k iego „ A m ic a It a ­ lia ",

— .„Le Cri de P a ris " z dn, 31 styczn ia b. r, za m ieszcza s e rd e c z n y a rtyk u ł M , G e o rges - M ic h e la o L e o p o ld z ie Z b o r o w ­ skim,

— „ L 'O p in io n " z dn, 13 lu tego b, r, z uznaniem pisze o k sią żce „ L e liv r e de la Fra n ce pour les classes su p erieu res", w yd a n ej p rze z G eb eth n era i W o lffa ,

Egzemplarz

„W iadom ości Literackich"

kosztuje

80 gro szy

alle w prenumeracie

tylko

50 groszy

M A Ł Y R E M IN G T O N

Sław ny na cały św iat!

St ał się n ie z b ę d n y dla każdego, g d y ż ułat­

w ia i przyśpi esza wsz el ką ko re s pon de nc ję

Tow. BLOCK-BRUN Sp. Akc.

W arszaw a— H otel B risto l

Oddziały w większych miastach Polskj

A

A

li

\

T

a

T 6

L l l : R

r e k

LAMY

A P n r

STJJCZ

HI:J

warstwa

B O Dl' £ N ą

N I

TE L 2.^ 3 O

ą

(3)

W I A D O M O Ś C I L I T E R A C K I E

3

Realizacja sceniczna potężnej wizji Żeromskiego

„Róża” w Teatrze im. Bogusławskiego

S p ra w a p ie rw s z a : Z a u łe k p o z a g m a ch e m w ię z ie n ia B oży s zcze ( W a c ł a w N o w a k o w s k i ) i A n z e lm ( K a z i m i e r z J u s t j a n ) S p ra w a trz e c ia : B iu r o w p o l ic j i ta jn e j O s e t ( M i e c z y s ł a w B o n e c k i ) i N a c z e ln ik ( A l e k s a n d e r Z e l w e r o w i c z ) S p ra w a p ią ta : H a la fa b ry c z n a S p ra w a s z ó s ta : S a la ba low a

R u c h t e a t r a l n y

Teatr im. Bogusław skiego: „ R ó ż a " , dra­

mat w 9 spraw ach Stefana Żeromskiego; układ tekstu W ila m a Horzycy, in scen i­ zacja i re żys e rja L. S, Schillera, ro zb u ­ d o w a scen y pom ysłu A ndrzeja i Zbignie­

w a Pronaszków, m uzyka L. M . R o go w ­ skiego.

„P r z e d w io ś n ie ", ostatnie d zie ło Ż e­ rom skiego, ma w śród jego d aw n iejszych prac b liżs ze i dalsze p o k rew ień stw a . „ R ó ż a " w iru je w o k ó ł m ęczą cych za ga d ­ nień i trosk, k tó re w „P rz e d w io ś n iu " tak d ram a tyczn y i b olesn y zn a la zły w y ­ raz. W a rto ś ć i zn aczen ie „ R ó ż y " zm ie ­ n iło ąię zasadn iczo z dniem odzyskan ia n iep o d le g ło śc i: są tam spraw y, k tó re ż y ­

cie p o tw ie rd ziło , są tam inne obrazy, p rze z rze c zy w is to ś ć s k rzyw d zo n e, — ale zosta ła n ieśm ierteln a p o tęg a słow a i g o ­ dna p o d ziw u i czci, o d w a żn a aż do bólu m iłość narodu — i p o zy ty w n a , szlach etn a w ia ra w siłę genjuszu lu d zk iego.

P ie k ie ln a m aszyna Dana o czy ś cić ma ziem ię z za b o rc ó w , a b y stanąć m o gły na niej szklane d o m y „P rz e d w io ś n ia ". G enjusz czynu p rz e tw o r z y ć m oże obraz św iata, a genjusz s ło w a obraz ten m a­ luje naszym oczom , ro zd zie ra za sło n y ob o jętn o ści i p ora ża nasz w z ro k o k ro p ­ nością i ro zp a c zą istnienia. P r ó c z słów , k tó re — n ieśm ierteln e w sw ej m o cy i upajającym d źw ię k u — trw a ć b ęd ą

i w zru szać po w iek i, ró w n ie zw y c ię s k a i w p rzys zło ść b iegn ąca jest n iezłom n a w ia ra w c zło w ie k a . P ro b le m a t szpiega, zd ra jcy, p ro w o k a to ra , w a lk a z naturą, k tó ra o d b y w a się nie ty lk o na m orzach i szczytach gór, ale i w sercu ludzkiem , — w ie c zn e, ciem ne, n ieod gad n ion e zło , k t ó ­ re nas n aw ied za , — znajduje tu p r z e c iw ­ w a gę w genjuszu m iło ści i w genjuszu w ie d zy . Z b y t w ie le się pisało i zb y t o c z y ­ w ista jest p o tęg a Ż erom skiego w d z ie ­ dzin ie uczucia, ab y p o w ta rza ć raz jeszcze to w szystko, — ale ch ciałb ym tu za zn a ­ czyć, że „ R ó ż a " za ró w n o jak „ P r z e d ­ w io ś n ie " b arw n ą sw oją szatą o k ry w a s ta lo w y s zk ie le t rozumu. W ie r z ę w m a­ szynę Dana, w d om y szklane, jak w ie ­ rzę w św ia tło lam py łu k o w ej i w m otor w yb u ch o w y, N ie m a tu żadnej „fa n ta zji m a rzy c ie ls k ie j", ale jed yn e i n a jw ła śc iw ­ sze ro zw ią za n ie zagadn ień społeczn ych . Jeśli Juljusz V e rn e p rz e w id z ia ł n a jd o ­ k ładn iej kon stru kcję ło d zi p od w o d n ej, a W e lls w „W e h ik u le czasu " dał w ie r ­ ny o braz te o rji E instein a — m yślę, że i Żerom ski n ie o m y lił się, w id zą c na d ro ­ d ze ujarzm ien ia sił n atu ry s p ra w ie d liw y i rozu m n y o b raz b yto w a n ia lu d zk iego na naszej p lan ecie. W s z y s tk ie te p o z y ty w i­ styczn e „s z tu c z k i" s ta ły się n agle m odne nie ty lk o w d zie d zin ie litera tu ry, ale w n ajszerszym o b rę b ie m yśli lu d zk iej jak i w d yp lo m a cji św iata, — c o ra z w y ­ raźn iej daje s ię za o b s e rw o w a ć m od ern i­

zacja m etod , p olega jąca poprostu na

u c zciw o ści i p ra w d zie.

W a lk a zła z dobrem b e z w zglę d u na to, c zy za tło m ieć b ęd zie duszę szp ie ­ ga — cu chn ący p om iot ryn sztok a, c zy serce k o b ie ty , c z y w res zc ie w o jn ę klas i n arod ów , — za w s ze da się sp ro w a d zić do w a lk i p ra w d y z kłam stw em , fałszu z p ra w d ziw y m rachunkiem . T a k im n ie ­

p osp olitym , natchnionym rachm istrzem

jest w łaśn ie Żerom ski w „ R ó ż y " i „ P r z e d ­ w iośn iu ".

S c h i l l e r inscenizując „ R ó ż ę " p o ­ sze d ł po d ro d ze dość ła tw e j m o d ern iza­ cji i kom prom isu te a tra ln e go . T rak tu jąc p rze w a żn ą część o b ra zó w n iec o enigm a­ tyczn ie, jedną sceną w u rzę d zie p o lic y j­ nym u c zy n ił odsk ok i w y ło m w całości przed sta w ien ia. W y ło m ten ra z ił nas m o­ że bru taln ością i n ieo siągn ięciem d osta­ teczn eg o b o g a c tw a ty p ó w i c h a ra k te ry ­ zacji, ale jask ra w ością sw o ją o ca lił „ R ó ­ ż ę " jako w id o w is k o . D la tej jedn ej w ł a ­ śnie scen y w a rto b y ło w y s ta w ić to d z ie ­ ło, n iep rzezn a czo n e dla teatru. M o żn a b y b a w ić się tu w ła tw ą e s te ty za c ję i ż ą ­ dać w y k re ś len ia tego groźn ego, p o tw o r ­ n ego obrazu, ale g r z e s z y ło b y się nie t y l­ ko w stosunku do charakteru tw ó rc z o ś c i Żerom skiego, le c z i w o g ó le p rz e c iw w s z e lk ie j ten d en cji w sztuce. O b raz ten, n ak reślon y rę k ą c z ło w ie k a n ieu błagan e­ go w m iło ści d o kraju, — specjaln ego nabiera zn aczen ia na tle ostatnich kart „P rz e d w io ś n ia ". I trzeb a to sob ie o d ­ w a żn ie p o w ie d zie ć , że o b raz m ę k i i u p o­ dlenia, k tó ry ś m y tu w id z ie li, w sp om n ie­

nie ohydnych, za ro p ia ły ch ran n ie w o li m osk iew sk iej, — k o ja rz y się w naszym um yśle z oskarżeniam i rzu con em i p rzez Żerom skiego naszej p o licji. Choć obraz ten p rzera ża le n iw c ó w , k tó rym w y s ta r­ czają frazesy, choć w y k r z y w :a n iesm a­ k iem tłu ste w a rg i różn ych zła jd a cza ły ch hum orystów , choć ra zi n a w et i n iesłusz­ nie b o li lu dzi u c zc iw y ch i w rzecza ch ty ch b ezradn ych , — ale pokazu je je d n o ­ cześn ie tłum om p o zb a w io n y m w y o b ra źn i o b lic ze ż y w e j i s tra szliw ej p raw dy. C z y ­ te ln ik ó w p ro te s tó w i spraw d ru k o w a ­

nych w k u rjerkach nau czy czytan ia

z m a rtw ego druku zb a g a te lizo w a n y c h i zam ask ow an ych k rz y w d naszego życia. W ie lk i pisarz z za grobu staje tu w o b r o ­ nie p ra w ludzkich i- głosem p rzejm u ją­ cym w o ła o sp ra w ied liw ość.

N a c zo ło b ard zo n ierów n ych w y k o n a w ­ c ó w „ R ó ż y " w y b ił się A d w e n t o w i c z , nienaganny i szlach etn y w k ażd ym g e ­ ście i s ło w ie, i Z e l w e r o w i c z , aż p rze ra ża ją c y sw ą m aestrją. K u r n a k o - w i c z i S o l a r s k i s tw o rz y li ty p y d o ­ b rze zm on tow an e. Pan i S o l s k a m ów iła z w ie lk ie m zrozu m ien iem ro lę K rystyn y.

N ajm n iej bodaj w ysiłk u i p o m y s ło w o ­ ści w y k a z a li P r o n a s z k o w i e . A b s o ­ lutne z le k c e w a ż e n ie p rze d m io to w o śc i d e ­ k oracji, n ieu w zględ n ien ie m o ty w ó w p e j­ za żo w y ch , ta k ściśle zrośn iętych z p o ­ jęciem o d ziele, i zu pełna d ow o ln o ść w kom pon ow an iu scen y r a z iły nas i d raż­ niły. K on stru k cyjn ość b e z za sto so w a ­ nia — sama k o k ie te rja c e lo w o ś c i i p ro ­ s to ty — jest ró w n ie naganna jak s e c e ­

syjne rozp asan ie niesm aczności, tak z a ­ d om ow io n e na innych scenach w a rs za w ­ skich. P ro s to ta nie sp rzec iw ia się ró żn o ­ rod n ości i n iek o n ieczn ie musi w y w o ły ­ w a ć uczu cie m on oton ji i nudy w z ro k o - wej\. P r ó c z ogó ln ego zle k c e w a że n ia z a ­ dania r a z iły jeszcze w y s k o k i zu pełnego

braku smaku w operow an iu św iatłem .

Z w ła szcza na p o zio m ie w ięzien n ym b y ł d ialo g w iz y jn y w w ięzien iu i ż y w y obraz p a ry b a ro k o w y c h k o n ik ó w puszczonych na niebo.

Teatr „H abim a“ : „D y b u k ", sztuka w 3

aktach S. An-skiego.

P ie r w s z y teatr z S o w ie tó w , jak i z a ­ w ita ł do W a rs za w y , jest tea trem h eb rej- skim, niem niej p o z w a la zo rje n to w a ć się dosk on ale w m etodach teatraln ych R o s ji w sp ółczesn ej. P ięk n a i g łę b o k o w zru ­ szająca sztuka A n -s k ie g o w in terp reta cji zesp ołu „H a b im y " jest na tle naszych usiłow ań scen icznych w y p a d k iem p ie r w ­ szo rzęd n ego znaczenia. N iem a tu e k sp e­ rym en tów , D o św ia d czen ie teatraln e nie o d b y w a się p rz y p o m o c y p rzy p a d k o w e g o lich ego m aterjału lite ra c k ie g o — co się n ieje d n o k ro tn ie zd a rza ło w naszej „ R e ­ d u cie", Tu taj na ży w e m c ie le p o e zji tw ó rczo ść teatraln a zd aje egzam in ze sw ej d ojrzałości. P re c y z ja w id o w isk a , tak ch a rak terystyczn a d la teatru ro s y j­ skiego, d ziała n ieom yln ie. R e ż y s e r p rz e ­ dziera się p rze z trudności u p la s ty czn ie ­ nia w iz ji p o e ty c k ie j, n ie szukając ani na c h w ilę kom prom isu.

M u zy czn o ść k a żd ego frazesu w sp om a­ gana jest rytm em gestu i w zru sza jącą do głęb i k ad en cją b a rw i arch itek tu rą sce ­ n y — ta k iż o b s e rw o w a ć tu m ożem y rza d k ie zja w isk o absolutnej z b io r o w o ­ ści i harm onijną zg o d ę w szystk ich e le ­ m en tó w teatru. N iezn ajo m o ść ję zy k a nie p o zw a la nam ocen ić w p ełn i stosunku aktora do słow a — w szy stk o natom iast co jest u ch w ytn e spraw ia n ajp ełn iejsze uczu cie za d o w o le n ia . Tru dn o tu m oże doszukać się w a rto ś ci specjaln ie ż y d o w ­ skich — jest to te a tr rosyjsk i w najszla-

ch etn iejszem tego sło w a znaczeniu —

o p a rty na zd o b y cza c h m alarskich E u ro ­ p y zach odn iej. S ty l p la s tyc zn y w id o w i­ ska w aha się m ię d z y G oyą, Szagalem , Rousseau i d ek oracjam i Picassa,

B lady, n ies a m o w ity opar m istycyzm u skrapla się w ru bin ow ym fla k on ie sceny. Z w ła szcza tan iec że b ra k ó w , zain scen i- zo w a n y n ie z w y k le w strząsająco, i o b rzęd ślubny n a leżą do n ajw span ialszych m o ­ m entów , jak ie w id zia łe m w teatrze.

N asi m alarze tea tra ln i nie pow in ni opuścić ani jedn ego p rzed sta w ien ia tru­ p y h eb rejsk iej. C h arak teryza cja a k to ­ rów , tw o rz e n ie m asek n ieom a l chińskich,

pow aga w trak tow an iu k ażd ej plam y

m alarskiej, p o m y sło w e o p e ro w a n ie św ia ­ tłem — w szy stk o to jest k ap italn ą lek cją d o w o d z ą c ą n iezb ic ie , że te a tr jeśli nie jest tra k to w a n y jako to w a rzysk a gra w p lo tk ę albo bałagan d och o d o w y, — nie w y c z e rp a ł bynajm niej sw oich mo­ żliw o ś c i em ocjonalnych,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rodzina ta opisuje powierzchnię ( tzw. powierzchnię wektorową pola powierzchnię wektorową pola )), która cechuje się tym, że pole jest styczne do niej w każdym

Rozwiązanie ogólne równania quasiliniowego w przypadku funkcji dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Najpierw musimy rozpatrzeć równanie zawierające różniczkę funkcji Mnożąc lewą i prawą stronę przez zero, a następnie skracając formalnie zera w liczniku i mianowniku

Rozwiązywanie zagadnienia początkowego równania quasiliniowego o dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Schemat rozwiązywania równania quasiliniowego można uogólnić na przypadek funkcji zależnej od zmiennych ( ).. Rozpoczniemy od rozwiązywania równania

Jeżeli funkcja jest ciągła i pochodne cząstkowe są ciągłe i ograniczone w gdzie jest zbiorem wypukłym, to funkcja spełnia warunek Lipschitza ze względu na. Istotnie

Funkcja jest rozwiązaniem powyższego równania z warunkiem początkowym Zbadać stabilność w sensie Lapunowa rozwiązania. Na mocy uwagi 1 wystarczy zbadać stabilność

Aspekt mapowania obiektów CAD na grupy elementów został w podręczniku pominięty ze względu na swoją obszerność i przynależność do pokrewnej (ale innej) tematyki związanej