• Nie Znaleziono Wyników

Pieczenie ciast w piekarniach i w duchówkach - Bogdan Stanisław Pazur - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pieczenie ciast w piekarniach i w duchówkach - Bogdan Stanisław Pazur - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
1
0
0

Pełen tekst

(1)

BOGDAN STANISŁAW PAZUR

ur. 1934; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, dzieciństwo, życie codzienne, piekarnie, pieczenie ciast, duchówka

Pieczenie ciast w piekarniach i w duchówkach

Ja pamiętam dokładnie piekarnię [na ulicy Szerokiej]. Była piekarnia po prawej stronie idąc od Kowalskiej... No były tam też jakieś sklepy. Sklepów to było bardzo dużo. Były sklepy z obuwiem i jakiś kapelusznik był. Tak że było sporo. To był sklep koło sklepu.

Jeśli chodzi o wypieki w piekarniach to królowały bajgle. No chleb, bułki, bajgle. Ale najczęściej to takie piekarnie to służyły do pieczenia ciast na święta. To znaczy Polki robiły ciasta w domu, nosiło się do piekarni i w piekarni się piekło, piekły się te ciasta.

A panie tak, jak w maglu: pięć minut o bliźnich mówili, omawiali tam wszystkie sprawy dzienne i później się brało te ciasta w blaszkach i się przynosiło do domu. Ja nigdy nie pamiętam, żeby w domu było pieczone ciasto. Zresztą, nie było warunków, żeby było pieczone jakieś ciasto. Później już, kiedy nas Niemcy stąd wyrzucili, wysiedlili na Lubartowską, no to tam była piekarnia w podwórku i tam mama nosiła ciasto, chociaż mieliśmy już dochówkę, jak to się mówi, taki piekarnik i można było piec, ale nosiła...

raz, że sobie pogadała, drugi raz, że się lepiej upiekło, trzeci raz, że było wygodnie.

Podobno to się lepiej piekło, jak w tych elektrycznych, czy gazowych. I moja mama, czy w ogóle starsze panie z tamtego okresu to mówiły: „To co jest ogień, to nic nie będzie lepszego”. Mama żyła i w okresie, gdzie i prodiże były i były jakieś inne, no ale mówiła, że co dochówka, to dochówka... U nas, przy Lubartowskiej, to do końca, dopóki mama mogła, to piekła ciasta już w tej dochówce, w tym piekarniku.

Data i miejsce nagrania 2012-06-28, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Katarzyna Maceńko

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mieli jedno pomieszczenie, dość takie spore, ze dwadzieścia pięć metrów, spore, i on w dzień to miał warsztat szewski, miał zydel, czyli miał takie siedzenie specjalne i

Powiedzmy, ci bardziej cywilizowani Żydzi, znaczy „cywilizowani” – tak w przenośni „cywilizowani”, to oni się mało różnili od Polaków.. nosił krymkę, nosił pejsy,

Była taka piosenka i na tle tej piosenki myśmy się bawili: „Ani ty, ani ja nie lubimy roboty, kupimy se wózeczek, będziem wozić piaseczek” – i myśmy wozili piaseczek. „A na

Jak były dobre buty, no to się przychodzi, pamiętam byłem z ojcem, to już przed samą okupacją, przed trzydziestym dziewiątym rokiem, poszedł ojciec kupować buty

Mój brat znał dobrze, no mama najlepiej znała żydowski, znał brat i w okupacji to mu pomogło, bo opanował język niemiecki szybciej. Oni mówili po polsku, tylko tak kaleczyli

No ja z bratem, najczęściej to na plecach jego, pobiegliśmy tam zobaczyć jak to te krowy są pobite i wtedy nadleciał samolot, zrzucił następne bomby i jeden odłamek mnie

Chodziłem na jakieś odpusty do Dominikanów, chodziliśmy na lody, chodziliśmy na jakieś tam od czasu do czasu, nie często, na jakieś tam lemoniady do tych sodówek w Rynku.. A w

Takie platformy konne na dwa konie, podjeżdżały te platformy pod bramę, pamiętam jak dzisiaj, w bramę, myśmy stali, to ten Ruski, to tam gonił albo i nie gonił, zresztą nawet