• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1937, R. 4, z. 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1937, R. 4, z. 11"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

LISTOPAD 1937

(2)

T R E Ś t Z E S Z Y T U :

D rogi zastępcze w spółczesnego p rzeisto czen ia człow ieka — M. H. Szpyr-

k ó w n a ... 333

Różokrzyżow cy (7) — R. J. M o c z u l s k i ...340

K am ień księżycow y (S elen it) — M. F l o r k o w a ... 346

Ezoteryzm szachów — T o m ira Z o r i ... 349

Rozm owy n atc h n io n e — „Z o p o w iad ań V iv e k an a n d y “ ...351

P y t a n i a i o d p o w i e d z i : Co to są larw y , elem en tale i egregory? Czy m o żliw e są t. zw. u ro k i i n a czem one polegają? P ięk n o piątego w y m ia ru , czyli d ro g a p o z n a w a n ia dusz — d r Rolt W h e e l e r ...357

Do p rz y ja c ió ł — H, R e r i c h ...361

W ra że n ia z J a s n e j G óry — J. D ...362

T em po życia a choroby u m ysłow e — K. C h...363

W ARUNKI PRENUM ERATY „LOTOSU".

B e z d o d a t k u : ro czn ie 10.— zł w Ameryce póln. — 3 dolary p ó łro c zn ie 5.50 „

k w a r ta ln ie 3,— „ miesięcznie 1.— „ K o n to P . K. O . 4 0 9 .9 4 0 .

Adres redakcji: „ L O T O S “, Wisła, Śl. Ciesz.

N ad esłane książki i pism a

Karol G rycz-śm ilow ski: „K osm os-R eligion, H u m a n itä t" . N a k ła d „W o ln ej M yśli R e lig ijn e j'1, K rak ó w 1937. S tro n 52.

K. G rycz-śm iłow ski: „ B ra c ia P olscy", O dnow a. K rak ó w , ul. S trasze w sk ieg o 2.

S tro n 60, ce n a 1 zł.

A etion ei Pensee, R evue trim e s trie lle de la Bootete In te rn a tio n a le de P sy ch ag o g ie.

Red.: I n s tit u t de P sy c h ag o g ie 3, T a co n n erie , Geneve.

De Quäker, M o n a tsh e fte de d e tsc h e n F re u n d e . H eft 7/37. Q u ä k e r V erlag, B ad P y r ­ m o n t, B o m h erg A lee 11.

R eform blatt fü r G esu n d h eitsp fleg e, f rü h e r: N a tu r u n d K u ltu r. 41 J a h r g a n g 1. X.

1937. A d res: W a rn s d o rf V /1413. G iselag asse. N ord b ö h m en .

V egetarische Presse, Z e its c h rift d e r v e g e ta ris c h e n B ew egung, 20. J a h rg a n g , H eft 6/37. W y d a w ca i odpow . red .: prof. u n iw . d r J. Ude, G raz, K reu zg asse 21.

The W ayfarer, Q u a k e r w o rld serv ice, O ctober 1937. E d ito r: E d g a r G. D u n stan , E u s to n Road, L ondon, N. W . 1.

L a R evue Spirite, J o u rn a l d 'F .tu d es P sy c h o lg iq u e s e t de s p ir itu a lis m s E x p e rim e n ­ ta l. X/37. A d res: 8, ru e C opernic, P a ris (XVI-e).

D ie grössere W elt, C h ristlich e s p iritu a lis tis c h e Z e itsch rift. V r. X/37. V erlag : C. A.

A esch im an n , 3, L a n sd o w n e R d. H o lla n d P a rk , L ondon. W . 11.

(3)

si/zLILl

M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w ew n ę trzn e g o ,

r 0 5 / / ^

o ra z w a rto ścio m tw ó rc z y m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.

S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J O r g a n Tow. P arap s y c h ic z n e g o im . J u lja n a O chorow icza w e Lw ow ie

R ed a g u je J. K. H a d y n a , W isła , Ś ląsk C ieszyński.

„Porwać ogień strzeżony, zanieść w ojczyste strony to c e l. .

St. Wyspiański M. H. Szpyrków na ( W arszaw aj

D ro g i z a s tę p c z e w sp ó łc z e sn e g o p r z e isto c z e n ia c z ło w ie k a

D okończenie c y k lu „Ciała Z m artw ychw stanie“.

S t u d ju m p s y c h o fiz y c z n e n a tie d o g m a tu .

Poprzednie rozd ziały doprow adziły n as do w niosku, k tó ry nie m oże nie zaniepokoić. M ianow icie w idzieliśm y, że p rzem ian y w ciele fizycznem , aw an­

sujące człow ieka z gatunku h o m o s a p i e n s na h o m o s p i r i t u a l i s — o d byw ają się p o d w p ł y w e m p s y c h o d y n a m i z m u , w olbrzym iej w iększości w ypadków w arunkującego te zm iany. W idzieliśm y też, że naj­

w ybitniejsze ob jaw y nadrzędności psychofizycznej osiąg ają m i s t y c y , ćwi­

czą c y p rzy szłe o rg a n y ciała fluidalnego nieśw iadom ie, i a s c e c i W schodu u p raw iający te ćw iczenia zupełnie m etodycznie. T rzecią grupę stanow ią s z ó s t o z m y s ł o w c y , k tó rz y zaw d zięczają specjalne w łaściw ości bądź dziedziczności, bądź p re d y sp o zy cji organizm u, c h arak teru k tó rej nie znam y.

Otóż niepokój n asz m oże być — a n aw et m usi b yć — w yw ołany n astaw ie­

niem duchoburczem , w sensie burzenia w szystkiego co duchowe, jak ie się daje zau w aży ć o statnio. A sceza i m isty cy zm są środkiem , do stęp n y m zaledw ie dla nielicznych grup. S zóstozm ysłow cy są niezorganizow anem i nadbudów kam i indyw idualnem i na wielkiej p łaszczy źn ie m aterializm u. N astaw ienie dzisiejszej cyw ilizacji idzie pod hasłem z a b o r c z o ś c i p o l i t y c z n e j i zw iązanej z tern k u l t u r y c i a ł a f i z y c z n e g o jak o narzęd zia tej zaborczości.

T oteż ciało w obecnej epoce świeci swój wielki rew anż z a średniow ieczne upośledzenie. D orw ało się niejako sw ojej cząstki, i zapew ne nie d a się łatw o zd egradow ać. H ip ertro fia, k tó ra łatw o m oże z nadm iernej jego faw o ry zacji w yniknąć, z o stała św ietnie stra w esto w a n a p rzez jędrne polskie przy sło w ie:

„W zdrow em ciele — zdrow e c ie lę!“

Co się stan ie z ew olucją ludzkości, zw iązaną z ćw iczeniem now obudow a­

nych org an ó w ciała fluidalnego, które jednak m u s z ą b y ć , ja k k ażd y inny 333

(4)

organ, ć w i c z o n e , aby nie uległy atro fii? C zy człow iek skutkiem ich za ­ niedbyw ania nie w ejdzie nigdy w płaszczy zn ę innego, nad rzęd n eg o typu, jak kijanka p rz e trz y m a n a przym usow o pod w odą nigdy nie p rzek ształca się w żabę, uspraw nioną do by to w an ia w dwóch płaszczy zn ach — jakkolw iek to porów nanie w yd ało b y się człowiekow i u w łaczającem ?

Na z asad zie uw ażnej obserw acji, m ożnaby z ary zy k o w a ć trz y p rz y ­ puszczenia :

1. Ew olucja człow ieka o p ó ź n i s i ę skutkiem zaham ow ania sp rz y ja ją ­ cych jej celom w arunków , jednak będzie usiłow ała stw o rz y ć d r o g i z a ­ s t ę p c z e do ty ch że celów p r o w a d z ą c e o k ó l n i e .

2. Ew olucja z n i s z c z y c z ł o w i e k a , o ile nie zdoła doprow adzić jego rozw oju do z a m i e r z o n e j p r z e z s i e b i e c e l o w o ś c i .

3. Ew olucja z m i e n i k i e r u n e k , w jakim pierw otnie p ro w ad ziła czło­

wieka.

Z m i a n a pierw otnej celowości, zd aje się, nie leży w zw y czajach natury.

M ożem y zatem tę hipotezę raczej uznać z a nieaktualną.

N i s z c z e n i e tw orów nieodpow iadających celowości n a tu ry owszem d aje się sp o strzed z, i idzie dw iem a d ro g a m i: drogą d e g e n e r a c j i gatunku uchylającego się od przew idzianej celow ości (zjaw isko to je st notow ane w ca ­ łej n a tu rz e i a ż do w y m ierający ch rodów i plem ion ludzkich w łącznie) i drogą k a t a k l i z m ó w . O statn im takim k atak lizm em w zasięg u h isto ry czn y m był p o t o p , przech o w an y w kronikach różnych czasów . P o p rzed n i sięga dzie­

dziny legendarnej, k tó ra dziś zn ajd u je z re sz tą już sze re g p otw ierdzeń nauko­

w ych, i odnosi się do zatopienia A t l a n t y d y i z a g ł a d y L e m u r j k N adto, Biblia przechow ała tra d y c je z n i s z c z e n i a o g n i e m Sodom y i Go­

m ory, którego ślad y przechow uje t. zw. M orze M artw e.

W e w szy stk ich ty ch w y p ad k ach t r a d y c j a p rzy p isu je k ataklizm y nadużyciu p rzez ludzi p r a w e t y c z n y c h , ich epokę, obow iązujących i sym ­ bolizuje to sp ad ającą na nich k a rą Bożą.

D la w spółczesnego człow ieka uzasadnienie to w y d aje się raczej m ało przekonyw ujące. Tern ciekaw sze są w szelkie przy czy n k i, k tó re nam ośw ietlają s k ró ty i sym bole religijne niespodziew anem i k o m e n t a r z a m i n a t u r y p r z y r o d n i c z e j , bądź psychofizycznej, nierów nie dla nas b ard ziej zrozu­

m iałem u O to np. k o m en tarz K a tarzy n y E m m erich do p r z y c z y n , p o w o ­ d u j ą c y c h p o c z ę ś c i k a t a k l i z m y n a t u r a l n e :

Niebo udziela ziem i pew nej ilości zasiłku en ergetycznego, a n atu rze bli­

żej nieokreślonej, n azw anej p rz e z K atarzy n ę poprostu „ łask ą“. L ask a ta, z chwilą zejścia w sferę m aterji, w k ażd ej sferze n a tu ry działa podług p raw i potrzeb tej sfe ry : W ludziach objaw ia się jak o i m p u l s y r o z w o j u d u ­ c h o w e g o . O ile ten im puls zostan ie p rzez ludzi n iep rzy jęty , n a d m i a r z e s ł a n e j e n e r g i i już nie m oże w rócić do sw ego źródła, ty lk o w y ż y w a s i ę w p r z e r o ś c i e z j a w i s k n a t u r a l n y c h , a więc w nadm iernych opadach, w ezbraniach wód, zaburzeniach atm o sfery czn y ch i t. d. o ra z w in­

n ych ż y w i o ł o w y c h objaw ach. C zyli część en erg ety k i, niew yładow ana w d r o d z e b u d u j ą c e j u człow ieka, w yładow uje się w d r o d z e n i ­ s z c z ą c e j w p rocesach n atu raln y ch , pow odując zniszczenie d la tegoż człowieka.

N iezależnie od tego, c zy przy jm iem y to w yjaśnienie czy nie, rzu ca ono w ciekaw y sposób p o m o s t pom iędzy tra d y c ją , p rzy p isu jącą k atak lizm y ż y ­ 334

(5)

wiołowe grzechow i człowieka, a n atu ralisty czn em w ytłum aczeniem niezużyt- kow anego norm alnie n adm iaru energji, k tó ry w yładow uje się w ów czas w spo­

sób niszczycielski.

C zy rad y k aln e odw rócenie się w spółczesnej Europy od k u ltu ry ducho­

w ej, a skierow anie się ku kulturze um ysłow ej i fizycznej w płynie d estru k ty w ­ nie na katak lizm y św iatow e? Nie m am y ap arató w , k tóreby u staliły z w i ą ­ z e k b e z p o ś r e d n i pom iędzy tem i dw om a zjaw iskam i. Jed n ak niem a n a j­

bardziej zaślepionego p o z y ty w isty , k tó ry b y nie stw ierdził, że oba te zjaw i­

ska istnieją obok siebie w naszej epoce. J a k długo tak i proces p rzem iany anorm alnej, jeżeli ją p rzyjm iem y za m ożliwą, trw a i czem się zak o ń czy ? Nie m ożem y zg ad y w ać. W p raw d zie ludzkość buduje sobie od jakiegoś czasu no­

w oczesne arki, w p ostaci aeroplanów . Jednak dziedzina pow ietrza, opano­

w yw ana tylko od stro n y m echanicznej, k tó ra nie idzie razem z opanow aniem dziedziny fluidalnej, koniecznej dla człowieka, nie g w aran tu je bezpieczeństw a.

Ten sposób a u t o m a t y c z n e g o z a s t ą p i e n i a p ra c y psychicznej je st dla naszej epoki b ard zo c h arak tery sty c z n y . D oprow adza n as też do t r z e c i e j t e z y , że ew olucja człow ieka skutkiem zw ro tu ku m a te ria liz ­ mowi i w yłącznej kulturze ciała o p ó ź n i s i ę zapew ne, a le że n a tu ra bę­

dzie próbow ała dojść do ty ch sam ych celów z a s t ę p c z e m i d r o g a m i , w m yśl now oczesnego nastaw ienia.

Pierw szą z takich dróg z astę p c zy c h je st w łaśnie k u l t u r a f i z y c z n a w zastęp stw ie psychicznej, o siąg ająca sw ój m om ent szczy to w y w s p o r c i e . N atu ra postępuje tu jak uczony, k tó ry nie m ogąc z ty ch czy innych względów ty m czasem pisać ro zp raw y , naoliw ia ja k najlepiej m aszynę do pisania, żeby później bez p rzeszkód w y ra ż ać sw oją m yśl. C iało fizyczne, jako n arzędzie w ypow iadania się psychodynam izm u, niew ątpliw ie m oże b y ć jeszcze b a r ­ d z o u d o s k o n a l o n e . Jeżeli p rz y zaniedbaniu średniow iecznem ciało słu­

żyło za n arzędzie w ypow iadania się ta k w spaniałe ducha, działo się to nie­

jak o k o s z t e m ciała, nie z aś za jego p o m o c ą , raczej z jeg o pominięciem, niż z jeg o uw zględnieniem . Przy p o m in ało to znakom itego jeźdźca, k tó ry zdo­

byw a przeszk o d ę na koniu w oziw ody, i koń je st n iezd atn y po ty m w ysiłku do p ra c y norm alnej. O ile więc spraw ność ciała, jak o n arzędzia, rozw inie się do granic dosięgalności, p sychodynam izm zy sk a folbluta, k tó ry m oże b rać coraz dalsze b a rie ry i p rz y odpow iedniem trak to w an iu bynajm niej nie ponosi przez to szkody.

S p o r t pod jął w łaśnie tę podsuniętą p rzez n atu rę drogę z astęp czą w ew o­

lucji człow ieka i rozw ija ciało do gran ic jeg o możliwości, a chwilam i już po­

zornie niem ożliw ej doskonałości. O to c h a ra k te ry sty c z n y w ycinek p ra s y bie­

żącej z czasów o statn iej O lim pjady (B erlin r. 1936):

„N a b e rliń s k ie j O lim p jad z ie p o b ijan o re k o rd y św iato w e z n ie s ły c h a n ą ła tw o ­ ścią, z w d zięk iem , n ie m a l z n o n s z a la n c ją .

Gdzież w ięc k o ń cz y się g r a n ic a lu d z k ich m ożliw ości w d zied zin ie s p o rtu ? — z a p y tu je „Le J o u r “. Czyżby r a s a lu d z k a ciąg le jeszcze z n a jd o w a ła się w s ta d ju m ro zw o ju ? U czony bjolog, d r C a rre l tw ie rd zi przecież, że lu d z ie p o s ia d a ją ta je m ­ n ic ę p ro d u k o w a n ia n ad lu d zi, p o w o łu je się p rz y te m na. pszczoły, k tó ry c h k r ó ­ low a, a w ięc n ad -p szcz o ła p o w sta je z m iz e rn e j la rw y .

C iało lu d z k ie s ta je się podobne do cu d o w n ej m a sz y n y , d o b rze n ao liw io n ej, k tó re j k ażd e, n a jm n ie js z e k ó łk o w y k o n y w u je sw oje z a d a n ie n ie zaw o d n ie i bez w y siłk u .“

335

(6)

P oczem re p o rta ż z a czy n a z d ra d z a ć pew n e w ątp liw o ści:

O d w ag a je s t tra m p o lin ą , z k tó re j m o żn a s k a k a ć coraz w yżej i w yżej. Czy je d n a k ciało lu d z k ie n ic ró żn i s ię niczem od m a sz y n y , k tó r ą m o żn a w n ie sk o ń ­ czoność u le p sz ać? Czy może n o rm a ln ie zb u d o w an y człow iek zdobył sp raw n o ść d zikiego zw ierzęcia, lo tn o ść p ta k a czy ru ch liw o ść ry b y ?"

C zy m oże? Może w k ażd y m razie wiele, chociaż czasem — w d r o d z e a n o r m a l n e j . Szybkobieżność dziew czyny, k tó ra sądzi, że się zam ieniła w hijenę i k tó rej nie m ogą dogonić konni, je st opanow aniem rek o rd u dzikiego z w ierzęcia; pacjen tk a z P re v o rst d ra K ernera nie m oże b yć siłam i zrzeszo ­ nych pielęgniarek pogrążona w w annie, w y pływ ając ustaw icznie na w ierzch;

J a n od K rzyża — m isty k — lub Home c zy Schneider, szóstozm ysłow cy, uno­

s zą się z rozm aitego stopnia z łatw ością i trw ałością w pow ietrze. Nie znam y g r a n i c dokładnych m o ż l i w o ś c i c i a ł a , z c zy sto fizycznych przechodzą one n iepostrzeżenie w hiperfizyczne. S p o rt już zac z y n a to sp o strzeg ać. R ek o r­

d z ista szybkiej ja z d y A n g e l o podaje, że pędząc z zaw ro tn ą szybkością 700 kilom etrów na godzinę, n agle doznał w rażenia, że dalej jechać nie może, że jeszcze chw ila, a rozbiłby się o jak ąś niew idzialną, ale doskonale w yczu­

w alną p rzeszkodę na gładkiej szosie, „jak o żelazną b a rje rę “. B arje rę tę w y­

czuł słusznie, je st nią n i e u s p r a w n i e n i e w ł a d z f l u i d a l n y c h c i a ł a n a r ó w n i z w ł a d z a mi f i z y c z n e m i . I o tę d y sp ro p rcję ludzkość zapew ne się wcześniej czy później potknie, jak o niew idzialną zaporę.

D rugą drogą z astęp czą uspraw nienia ciała je st s p e c j a l i z a c j a z a ­ w o d o w a i f a c h o w a , k tó ra m usi zapew ne w y w ierać pew ien w pływ na w y ­ robienie ćw iczonych organów , często k osztem innych. W C hicagow skiej sław ­ nej rzeźni pracow ał polski robotnik, k tó ry od trz y d z ie stu lat pełnił funkcję, w y m a g ając ą jednego ruchu: o d rąb y w ał przesuw anej p rzed nim na e le k try c z ­ nym walcu tu szy w ieprzow ej l e w e u c h o . P raw e — zatru d n iało już innego specjalistę. W iem y, ja k niesłychanego uspraw nienia n a b ierają w swoim fachu poszczególni robotnicy i rzem ieślnicy, — pakow aczki tytoniu, zw ijaczki nici i t. d. W iem y pozatem , jakiej m ia ry w y c z u l e n i e n a r z ą d u z m y s ł o ­ w e g o pociąga za sobą jego ćw iczenia: np. u pro b ato ró w w ina — sm ak, u znaw ców tkan in y — dotyk, u fa rb ia rz y — w zrok i t. d. C ałą k a te g o rję hiper- fizycznego już zapew ne c h arak teru p rz e d sta w ia ją g ra d a cje z m y s ł ó w z a ­ s t ę p c z y c h , w ynikające z jakiegoś k alectw a, np. p rz y ślepocie, głuchocie itd. S praw ność zm ysłów człow ieka, odpow iednio ćw iczonych, osiąg a zdum ie­

w ające w ysubtelnienie. Oto p rzy k ład b ieżący z p ra s y :

„W la b o ra to riu m te ch n icz n em Du P o n t d e N em o u rs, w k tó re m uczeni p o s łu ­ g u ją się n a jb a rd z ie j p recy z y jn em i in s tru m e n ta m i, je d n a z n a jw a ż n ie jsz y c h cz y n ­ ności la b o ra to ry jn y c h d o k o n y w a n a je s t je d n a k p rzez oko lu d zk ie. C hodzi m ia n o ­ w icie o d o b ie ran ie kolorów i o k reśle n ie, czy s ą one u ży te w e w łaściw y m odcie­

n iu . W tej d zied zin ie n a jc z u lsz y n a w e t a p a r a t n ie m oże z a stą p ić dobrze w y tre- n o w an eg o o k a lu d zk ieg o , k tó re p o tra fi o d ró żn ić o k o ł o 100.000 o d c i e n i i kolorów .

J eżeli np. do b u te lk i n ap e łn io n e j ż ó łtą f a r b ą d o d a n a je st czerw o n a w ilości j e d n e j d w u d z i e s t o t y s i ę c z n e e j fa rb y żółtej, to oko lu d z k ie może p ochw ycić o d cień n o w o u zy sk an eg o k o lo ru i od ró żn ić go od po p rzed n ieg o . Is tn ie ją lu d zie, p o s ia d a ją c y ta k w y tre n o w a n e oko, iż ro z ró ż n ia ją p rzeszło 300 odcieni k o lo ru b ia łeg o i p ra w ie ty leż odcieni k o lo ru czarnego."

P o ty ch p recedensach dużo m niej m istycznym , a bardziej fizykalnym w y d a się fakt, że dla w izjonistki z P re v o rst w o d a n a m a g n e t y z o w a n a m iała zaw sze k o l o r c i e m n i e j s z y , lub że K a tarzy n a Em m erich bezblęd- 336

(7)

nie odróżniała s m a k w ody poświęconej od niepośw ięconej (zaw iera ja k w ia­

dom o dom ieszkę s o l i , nieuchw ytną dla zw ykłego w yczucia).

T rzecią d ro g ą nam iastkow ą, z d ążającą do udoskonalenia ciała, je st z astę ­ pująca w pew nych dziedzinach e ty k ę indyw idualną p r o f i l a k t y k a e u g e ­ n i c z n a. Zdąża do leczenia osobników o szkodliw em obciążeniu dziedzicz- nem, bądź ich unieszkodliw ia w sensie zdolności genetycznych. Cecha ta, surow o p rz e strze g a n a w n aro d zie żydow skim zapom ocą ry g o ró w n a tu ry oby­

czajow ej, religijnej i etycznej, tu je st zastąp io n a p rzez auto m aty czn e unie­

szkodliw ianie osobnika w razie uzasadnionej obaw y, że będzie dla przyszłości zdrow otnej pokoleń szkodliwy. P rz y całym brutalizm ie tej m etody, m usi ona m ieć zasto so w an ie w epoce, kiedy k ry te rja m oralności indyw idualnej usuw ają się z pod kontroli, o ile nie kolidują z praw em . M ałżeństw a zaw ierane dziś nie m ogą zasięg ać ra d y kapłana, czy dobór ich je s t odpowiedni eugenicznie, ale zato m ogą b yć zobow iązane do przedłożenia św iadectw a zdrow otności, jako zastępczego m inimum , w ym aganego p rzez epokę.

C zw a rtą d ro g ą zastęp czą je st lansow any obecnie c o raz b ard ziej r a s i z m . W idzieliśm y w rodow odach hebrajskich tę cechę, podniesioną do godności religijnej. Ma ona sw oje w ysokie uzasadnienie, ab strah u jąc natu raln ie od d ra sty cz n y c h a n ieraz — krw aw y ch sposobów jej p rzeprow adzenia, np.

w Niemczech, p rz y elim inow aniu z naro d u niem ieckiego żydów . Zrozum iałem jest, że po usunięciu dom ieszek obcych, dana ra sa c zy d an y n aró d m usi au to ­ m aty czn ie w y tw o rz y ć środow isko o ty p ie daleko bard ziej c zy sty m , niż po­

przednio; zaś środow isko to w y d a w cześniej c zy później o rganizm poszcze­

gólny — re p rezen tu jący niejako uosobiony su p erlaty w n aro d u .C zy dla Nie­

m iec będzie to pru sk i krzyżow iec, now oczesny rek o rd zista czy goetheański Parcifal, z jego św iętym G raalem — pokaże p rzy szło ść. Na z asad zie linji p ań­

stw ow ej i rekordów O lim pijskich, chlubnie n a ra sta ją c y c h z k ażd y m rokiem, m ożnaby jednak sądzić, że kielich G ra a la będą zm uszone now oczesne Niemcy po jakim ś czasie zam ienić z w łasności narodow ej na — p u h a r przechodni.

P rze g lą d a jąc uw ażnie w łaściw ości specjalnie Polski, k tó reb y stanow iły po­

niekąd w y ty czn e jej na przyszłość, znajdujem y, że w ybitną cechą, w innych naro d ach ty lk o zaznaczoną, a u n as — o p r a c o w a n ą i z a m i e n i o n ą sw ego czasu n aw et na potężną dźwignię, je st i d e a t r a n s c e n d e n t u.

Jakkolw iek p a rad o k saln ie to brzm i, po narodzie ż y d o w s k i m , k tó ry idee tran scen d en tu p rzechow yw ał p rzez długie wieki pom iędzy zm aterializo w an ą staro ży tn o ścią, P o lsk a je st n ajb ard ziej m esjanicznie obciążonym , jeśli ta k się w y razić wolno, n arodem now oczesnym . (Pobocznie, d lateg o zapew ne skupia ta k w ielką ilość żydów .) Idea transcendentu, w y rażo n a daw niej w niezm iernie w ysokim p o z i o m i e r e l i g i j n y m , pow szechnym dla całego narodu, w czasie trag ed ji podzaborow ej p rzek ształciła się w i d e ę m e s j a n i c z n ą , o d eg rała olbrzym ią rolę w zm artw y ch w stan iu Polski, jak o założenie ideo- p lasty czn e. Z n alazła niezm iernie ciekaw e odbicie w u s t a w o d a w s t w i e , filozofji i tw órczości i z o stała całkow icie zarzu co n a — a n aw et zbojkotow ana — przez m ieszaną p rzew ażnie p ra sę w Polsce odrodzonej. Z am iast całkow itego jej unieruchom ienia, dziś stosow anego z obaw y, ab y rzekom o nie stała się czynnikiem ro zb ijający m tężyznę n aro d u i jeg o sam oobroną; trz e b a ją z d y ­ n a m i z o w a ć w d a l s z ą p r z e m i a n ę o c h a r a k t e r z e n o w o c z e s ­ n y m ; w ów czas z o b c i ą ż e n i a stan ie się znow u s i ł ą . T ą now oczesną for­

m ą idei transcendentu, leżącą w zad an iach Polski, je st ujęcie n a u k o w e 337

(8)

m o ż l i w o ś c i h i p e r f i z y c z n y c h c z ł o w i e k a — a w i ę c i l u d z ­ k o ś c i . Jestto w zięcie na w a rsz ta t b adań hiperfizycznych i m etapsychologicz- nych i utw orzenie p rz y uczelniach odpow iednich k a te d r w ykładow ych. Ta now oczesna form a ew olucji idei tran scen d en tu leży p rzed Polską, jako jej zadanie, uzasadnione założeniam i dziejow em i i ch arak terem n ajrdzenniej na­

rodow ym , i p rz y w ypełnieniu w y z w o l i p o t ę ż n y d y n a m i z m , d z i ś l e ż ą c y o d ł o g i e m , lub szu k ający bocznych dróg.

W ażne hiezm iernie jest, że p o d an a w form ie naukow ej, dziś zlekcew ażona naogół i d e a t r a n s c e n d e n t u przem ów iłaby do now oczesnego człowieka w szystkich p aństw i ras językiem , dla niego zrozum iałym i m ogłaby tern sam em ew olucję z bocznicy m aterjalizm u skierow ać na w łaściw y to r, w d ro ­ dze ścisłego zrozum ienia.

-k Podsumowanie.

P rzeb y liśm y krokam i k a rła olbrzym ią, bo od ziem i do nieba sięgającą Jakubow ą drabinę p rzem ian y ew olucyjnej — od p lazm y do nadczłow ieka.

Z drobnych kam yczków zn anych faktów i analogij budow aliśm y fundam ent pod m niej znane i w arunkow e, g d y ż inaczej teza, której m ożliw ości ro z p a tru ­ jem y, w y d ałab y się zaw ieszoną w pow ietrzu.

Studjum n asze — to p roces by ta k rzec poszlakow y o m o ż l i w o ś ć e w o l u c y j n i e z a ł o ż o n ą w c z ł o w i e k u d o s t o p n i o w e g o p r z e ­ i s t a c z a n i a s w e g o c i a ł a za ży cia w ten sposób, że śm ierć stan ie się dla niego ty lk o fazą re o rg an izacy jn ą dla stw orzenia sobie nowej fo rm y o innej k o nsystencji i na innych zasad ach , bez naru szen ia ciągłości św iadom ej jaźni.

Nowe ciało człow ieka, pow stałe na zasad zie reorg an izacji pozgonnej, jak ą psychodynam izm dostatecznie w y robiony zdolen je st p rzeprow adzić w n a j­

k ró tszy m okresie, n azw aliśm y c i a ł o f l u i d a l n e , w odróżnieniu od c i a ł a f i z y c z n e g o .

Rozwój składników tego ciała prow adzi poprzez długą drogę e w o l u c j i o r g a n i c z n e j i p s y c h i c z n e j , podczas k tórej człowiek zm ienia się stopniow o z osobnika ziem no-pow ietrznego w pow ietrzno-fluidalnego, w y ra ­ biając sobie w toku tysiącleci o d p o w i e d n i e o r g a n y o now ych w łaści­

w ościach.

O rg an y ciała fluidalnego są w pew nym stopniu odpow iednikam i organów zm ysłow ych, odznaczając się od nich ro zszerzonym i nie w y m ag ający m p o ­ średnictw a zm ysłow ego zasięgiem działania i poznania, d ający m się z ao b ser­

w ow ać u szczególnie zaaw an so w an y ch pod względem rozw oju ciała fluidal­

nego osobników (szóstozm ysłow cy).

P r z y do stateczn em w yćw iczeniu o rganów fluidalnych p rzez osobnika, m ają one tendencje już za życia fizycznego ciała o r g a n i z o w a ć s i ę w o d ­ r ę b n e c i a ł o f l u i d a l n e (a stra l, sobow tór) osobnika i w y k azy w ać od ­ rębną od ciała fizycznego zdolność i s t n i e n i a , d z i a ł a n i a i p o z n a n i a , znacznie p rz e ra sta ją c ą zasięgiem m ożliw ości ciała fizycznego.

B ezstro n n a ob serw acja faktów skłania do skonstatow ania, że podobna ten dencja z o r g a n i z o w a n i a c i a ł a f l u i d a l n e g o w y stęp u je rów nież i p o z g o n i e osobnika pod w pływ em w yzw olonego psychodynam izm u, k tó ry je o rganizuje w niezależną form ę mniej lub więcej widzialną, p rzejm u jąc odtąd na siebie w szelkie a g en d y d a w n e j j a ź n i .

33

»

(9)

C iało fluidalne je st n a d r z ę d n y m o r g a n i z m e m w stosunku do fizycznego, g d y ż nie podlega ograniczeniom czasu , m a te rii i przestrzen i, w zględnie — podlega w innym niż człowiek stopniu, p o siad ając n ad to z asa d ­ niczą dla now ego sw ego organizm u cechy s a m o s t w ó r c z o ś c i (egogene- tyzm ).

E gogenetyzm obejm uje zdolność d o w o l n e g o k o n d e n s o w a n i a m a t e r i i i jej r o z p r a s z a n i a , celem stw orzenia form y w idzialnej dla jaźni lub jej d ezintegracji, zależnie od tego c zy osobnik przeb y w a w płaszczy ź­

nie now ej fluidalnej, c zy też w daw nej ziem skiej.

W ł a d z a n ad dow olnem stw arzaniem lub niszczeniem sw ojej form y p rzez psychodynam izm rep rezen tu je s k r ó c o n y a l b o k o m p l e t n y p r o ­ c e s n a r o d z i n i z g o n u i daje tern sam em osobnikowi cechę n i e ś m i e r ­ t e l n o ś c i , w odniesieniu do ograniczeń, jakim p o dlega ciało fizyczne, jak­

kolwiek m oże ty lk o w zględną w stosunku do absolutu.

W ten sposób człow iek z w yzw oleniem się od m a te rii podległej rozkładow i i w ypracow aniem sobie ciała fluidalnego n abyw a cech, które w m yśl trad y cji biblijnej c z y n i ą z e ń o b r a z i p o d o b i e ń s t w o b o ż e , o tw ierając drogę do d a l s z e j e w o l u c j i , uchodzącej już naszem u poznaniu.

M ożliwość tak iej ewolucji człow ieka tuła się w różnych sym bolach mniej lub więcej p rz e jrz y sty c h po odw iecznych tra d y c ja ch ludzkości. O niej zapew ne mówi S z m arag d o w a Tablica H erm esa, z jej tezą „co na górze, to i na dole", jej były poświęcone m isteria orfickie, o niej m oże w spom ina niejednokrotnie Ew angelia, różniczkując tak w y raźn ie „synów człow ieczych“ i „synów bo­

ż y ch “. P o d k reśla to jeszcze w yraźniej w proklam ow aniu „narodzin z woli c ia ła “ i „z ducha“, które to naro d zin y już „nie p o d legają śm ierci“ i możliwe że ku niej się k ieruje określenie „jednorodzonego“. J ą zapew ne widzieli, poza p rzem ian ą m etali, średniow ieczni alchem icy w tajem niczej form ule, m ierzącej w transform izm człow ieka f l u i d a l n e g o : — C o a g u l a e t s o l v e , sku­

piaj i ro z p ra s z a j! Zycie rów nało się p r z e i s t o c z e n i u , dokonyw anem u w potężnym ty g lu ducha nad gru d k ą m aterji, aby w yzw olić jej w iecznie ży w y ato m i rozbudow ać go w niepodległe już śm ierci fizycznej, p rzeistoczone ciało.

T ra d y c ja ta p rz e trw a ła wieki, jak o n ajw y ższa p r a w d a t r a n s c e n ­ d e n t n a , zaw ierzo n a ludzkości na czas jej ziem skiego bytow ania. Nie czemu innem u poświęcone by ły w tajem niczenia staro ży tn o ści, ja k rozw ojow i w ładz fluidalnych fizycznego ciała, nie czego innego szuka św iadom a jo g a W schodu, nie ku czem u innem u zd ąż a nieśw iadom ie m isty k a chrześcijańska, p rzerzu ­ cając ciężar ży cia na ta m tą stronę. Nie co innego odsłania nam w reszcie na­

tu ra , zapom ocą zdum iew ających przy k ład ó w ew olucji gatunków . W szy stk ie religje i drogi p o znania p o m agają właściw ie tru d n ej p ra c y tw orzenia z czło­

w ieka gatu n k u przechodniego do innego n adrzędnego typu, przeprow adzonego już w pośledniejszem stw orzeniu, także przechodniego ty p u : w kijance. Jak kijan k a dla bezkręgow ców buduje now y n ab y tek ew olucyjny — s z k i e l e t k o s t n y — ta k człow iek buduje dla sw ego — s z k i e l e t f l u i d a l n y , na k tó ry m o p rze sw oje dalsze, rozszerzone istnienie. Jak kijanka m usi ć w i ­ c z y ć n o w o b u d o w a n e o r g a n y w now ej przy szłej sferze bytow ania, zanim jeszcze pozo staje w daw nej — ta k człowiek m usi ćw iczyć jeszcze za ży cia w c i e l e f i z y c z n e m sw oje o rg a n y fluidalne. Jak k ijan k a n i g d y n i e p r z e j d z i e s w o j e j w i e l k i e j p r z e m i a n y , o ile teg o nie u czy n i: ta k nie będzie zdolny do świadom ego indyw idualnego bytow ania

339

(10)

pozgonnego zapew ne i człowiek. W ra z z wieloma innym i zapew ne doczeka zapow iedzianego p rzez tra d y c ję religijną z m a r t w y c h w s t a n i a p o ­ w s z e c h n e g o , którego ew entualne form y i p rz y c zy n y w ychodzą poza g ra ­ nice obecnego studium , niem niej jednak z pew nością nie w y k ra c za ją poza g ra ­ nice m o ż l i w o ś c i k o s m i c z n y c h .

*

S zereg przy to czo n y ch zestaw ień i p rzy p u szczeń nie m iał koniecznie na celu oszołom ić naw ałem r z e c z y n o w y c h . Przeciw nie. R aczej rzeczy znane prag n ąłb y ukazać w n o w e m ś w i e t l e . Jed n ą z nich było założenie, że t e z y r e l i g i j n e m ogą u k ry w ać w sobie ty lk o n i e r o z w i n i ę t e a n a l i t y c z n i e p r a w d y e w o l u c y j n e . Szczególnie zrozum iałem je st takie założenie dziś, kiedy — słow am i wielkiego uczonego polskiego, członka Akadem ji Um iejętności, prof. C zesław a B iałobrzeskiego:

...„zaczynają się n aw iązyw ać nici łączności, k tó re m oże po trafią znowu ustalić h arm onję pom iędzy w iedzą a dążeniam i religijnem i człow ieka“.

P o l s k a 1936/7.

R om an J ó z e f M o czu lski (W a rsza w a )

Różokrzyżowcy

ic h h isto rja, organizacja oraz ideologja

7. C iąg dalszy.

P o c z ątek XX wieku je st okresem silnego w zro stu zain tereso w an ia w k ie­

runku tak z w. „w iedzy tajem n ej“. Pom im o tryum fów m aterializm u, znajdu­

jącego c o raz w iększe potw ierdzenie sw ych tez w ów czesnym stanie nauki oficjalnej, zw olennicy ideologii ezo tery czn ej przech o d zą jakby do ofenzyw y, dzięki czem u p o w staje w ty m czasie sze re g cennych p ra c z tej dziedziny.

W okresie 1900— 1909 tw o rzy się w iele now ych o rg an izacy j ezoterycznych, a s ta re w y k azu ją w zm ożoną działalność. D latego też w naszy ch poszukiw a­

niach z a śladam i praw dziw ych R óżokrzyżow ców m usim y się kierow ać wielką ostrożnością, ab y nie zw iodła n as m ozaika form zew nętrznych, w k tó ry ch niezaw sze k ry je się tre ść istotna. W ty m celu posługiw ać się będziem y p rzede- w szy stk iem dokum entam i i opinją histo rji tra d y c y jn e j, g dyż h isto rja oficjalna, re je stru ją c tylko fa k ty zew nętrzne, nie w iele tu nam pom oże. W śró d p lejad y nazw isk i różnorodnych o rg an izacy j, zw iązanych w tak i lub inny sposób z ideologią R óży K rzy ża w o kresie do roku 191ß, w ysuw a się na p ierw szy plan ruch antropozoficzny, zap o czątk o w an y p rzez znanego d ra R. S teinera. W roku 1912 d r S teiner w y stęp u je z T o w a rz y stw a Teozoficznego, zn ajd u jąc jego ideo­

logię za n iedostatecznie c h rześcijań sk ą i tw o rz y w spom niane Tow . A ntro- pozoficzne. P ierw szy ośrodek teg o ruchu zn ajd o w ał się początkow o w M o­

nachium , następ n ie jednak ze w zględu na nieprzychylne ustosunkow anie się rządu b aw arskiego d o budow y św iąty n i to w a rz y stw a , d r S teiner przenosi jeg o z arzą d do D ornach w S zw ajcarii. T o w a rz y stw o A ntropozoficzne było 340

(11)

ja k b y kołem zew n ętrzn y m w łaściw ego ośrodka, p racującego tajnie. Ten we­

w n ętrzn y ośrodek podzielony był na trz y stopnie, p rzy czem w tajem niczani w y m iar czw a rty , a to z tego w zględu, że n asza w y ższa świadom ość, t. zw.

o trzy m y w ali z rąk d ra S tein era zło ty sym bol R óży K rzyża.

D r S tein er znajdow ał się niew ątpliw ie w kontakcie z praw dziw ym i Różo- krzyżow cam i, co w ynika z jego enuncjacji, p ra c o raz ideologii. N iektóre źró ­ dła*) w skazują na rok 1905, jako na początek jego ściślejszej w spółpracy z Z a­

konem. S te in e r w idział w ideologii R óży K rzyża sym bol chrześcijań stw a ezote­

rycznego, bliższego rasie białej. C iekaw y m a te ria l na tem at jego ustosunko­

w ania się do R óżokrzyżow ców zn ajd u jem y w szeregu jego książek, ja k np.

„R o sen k reu tzer Sym bolen“, o ra z w w ykładach, jakie ^iie z o sta ły jeszcze w y­

dane oficjalnie w języku polskim . W w ykładach ty c f r ? sp o ty k am y się z na­

stępującym i inform acjam i:

„Nie trz eb a p rzy p u szczać, iż szk o ła R óżokrzyżow ców p rz e c iw sta w ia się czem- k o lw iek ob u p ie rw szy m (in n e szk o ły ezo tery czn e, o k tó ry c h d r S te in e r pisze u p rz e ­ dnio, ja k np. szk o ła w schodnia)... W kole W tajem n icz o n y ch w ied zian o n ap rzó d , iż w k ró tce n a d e jd ą lu d zie, k tó ry c h sto p n io w o ro z w ija ją c a się w iedza odw róci od w iary . M u siała w ięc to być in n a fo rm a n a u c z a n ia o k u lty sty czn eg o , p rzy sto so w an a do u m y s łu ty c h w a h a ją c y c h się n a p o g ran iczu w iary i w iedzy, a b y im d o p o m ó c ^ - W śred n io w ie czu bo w iem n a jw ię k s i uczen i byli jed n o cześn ie lu d ź m i g łębokiej w ia ry i n a jż a rliw s z e j pobożności; p rzez d łu g ie czasy jeszcze później, d la bad aczy p rz y ro d y n ie d o p u sz czaln e o k azy w ało się p rzeciw ień stw o po m ięd zy w ia rą i w ie­

dzą. P o w ia d a ją , że sy ste m K o p e rn ik a w s trz ą s n ą ł g m a ch em w iary — a je d n a k K o p ern ik k sięg ę s w ą P ap ieżo w i po św ięcił.1

„W szelak o M istrzo w ie M ądrości w ied zieli n ap rzó d , iż ro złam te n n a s tą p ić m u si, d la teg o też p o s ta r a li się w y k reślić no w ą drogę d la tych, k tó ry c h w iedza o d w io d ła od w iary . L udzie za p rz ą tn ię c i n a u k ą , d ąż ąc do w ta je m n ic z e n ia , p o w in n i w y b rać d ro g ę różokrzyżow ców . M etoda R óżokrzyżow ców w y k azu je, że m ożna połączyć n a jg łę b s z ą w iedzę zie m sk ą z n ajw y ż szy m p o zn a n iem p ra w d n ad zm y sło w y ch . Ci, k tó ry c h w ied za p o zo rn a o d ciąg n ęła od w ia ry c h rz e śc ija ń sk ie j, m o g ą d ro g ą m e to d y R óźo-K rzyźow ców p o ją ć n ajw y ż sze p ra w d y re lig ji C h ry stu so w e j i o sią ­ g n ąć n ajg łęb sze je j znaczenie. P ra w d a je s t je d n a , ty lk o d o jść do n ie j m ożna róż- n e m i d ro g am i, — podobnie, ja k u p o d staw y g óry, dro g i w iją ce się rozbieżnie, u szczy tu z b ieg ają się w je d n ą.

A dalej zn ajd u jem y tak ie określenie:

Szkoła R óżo-K rzyżow ców n ajbardziej przy sto so w an a do um ysłow ości E uropejczyka, w y m ag a energji duchow ej, lecz nie je st tru d n ą. Można tu jednak z asto so w ać słow a G oethego: „W praw dzie to łatw o, ale i łatw e je st tru d n em “.

O pinja ta je st bard zo znam ienna i tem bardziej ciekaw a, że została w ydana w roku 1906, a więc na sześć la t p rzed w ystąpieniem S tein era z Tow. Teozo- ficznego. W idać już jednak w niej w pływ y ideologji różokrzyżow ców . Trudno je st ustalić, w jakim stopniu R óżokrzyżow cy w płynęli na kształtow anie się T o w a rz y stw a A ntropozoficznego; je st rzeczą jed n ak niew ątpliw ą, że wpływ ich ideologji na d ra S tein era zn alazł swe odbicie w naukach T o w arzy stw a i jego o rganizacji.

Jeden z daw nych uczniów d ra S tein era — M a x H e i n d e l (1865— 1919) stw o rz y ł w A m eryce w roku 1909 o rg an izację pod nazw ą „R osicm cian Fellow ship“, p rz e d sta w ia ją c ją jako „Zw iązek M istyków C hrześcijańskich“.

Po czątk o w o siedziba Zw iązku m ieściła się w S eattle (stan W ash in g to n ), a na-

J 2 ) W itte m a n s „H isto ire d e Rose Croix . 2 ^ ) „U w ró t T eo zo fji“ Dr S te in e r. S tu ttg a r t 1906.

341

(12)

stępnie przeniesiona z o stała do Ocean P ark, ab y w roku 1911 ostatecznie um iejscow ić się w O ceanside w K alifornii. M ax Heindel je s t autorem szeregu dziel, z któ ry ch najb ard ziej godna uw agi nosi ty tu t „Rosicrucian C osm o- conceplion or M y stic C h ristia n ity" (1910). W książce tej przed staw io n y je st obraz ewolucji ludzkości, opis h ierarchii o ra z budowa o k u lty sty czn a człowieka.

M ax H eindel w yw odzi pochodzenie różokrzyżow ców z XIII wieku, w skazując na C h ristia n a R ozenkreutza jako na ich założyciela.

W roku 1919 M ax Heindel u m iera a kierow nictw o o rg an izacji przejm uje jego żona A ugusta (z dom u Ross) Heindel. Ze w zględu jednak na ta rc ia i nie­

porozum ienia, jak ie po śm ierci Heindla pow stały w łonie o rganizacji, żona jego u stąpiła ze stanow iska kierow niczego, a następnie w roku 1932 w y stąpiła zupełnie ze zw iązku. W roku 1923 w y d aje ona bro szu rę z aty tu ło w an ą „The B irth o t the Rosicrucian Fellow ship", w k tórej s ta ra się w yjaśnić pochodzenie zw iązku, dow odząc, że m ąż jej u z y sk a ł m a te ria ły dla sw ych p rac z pierw szego źródła, a m ianow icie z Zakonu R óżokrzyżow ców podczas pobytu w Europie.

H isto ria ta w edług niej p rzed staw ia się n astęp u jąco : W roku 1901 M ax Heindel udał się do Niemiec, gdzie w ciągu dłuższego czasu s ta ra ł się bezskutecznie n aw iązać k o n tak t z R óżokrzyżow cam i. W końcu ro z czaro w an y zdecydow ał się w racać do A m eryki, gdy w o statn iej chwili udało m u się zetknąć z niejakim B ra te m Aine, H ierofantem Zakonu R óżokrzyżow ców . B ra t ten ofiarow ał mu pom oc w jego poszukiw aniach i obiecał, że udzieli mu p o trzebnych w iadom ości pod w arunkiem jednak zachow ania ich w ścisłej tajem nicy. Na w arunek ten M ax H eindel nie zgodził się, m ając z am iar w iadom ości te następnie opubliko­

wać, a b y p rz y jść z pom ocą cierpiącej ludzkości. Pom im o tego zastrzeżen ia M ax Heindel zo stał jakoby następnie w prow adzony do św iątyni R ose Croix, zn ajd u jącej się na przedm ieściach B erlina, a następnie m iał o trz y m a ć od w spom nianego B ra ta Aine b o g a ty m ateriał, k tó ry zu ży tk o w ał w swoich p ra ­ cach a specjalnie we w spom nianej „Cosm oconception“.

Inform acje pow yższe p o d ajem y z a panią H eindel, gd y ż nie znajdujem y ich p o tw ierdzenia w żadnych innych dokum entach różokrzyżow ych tego okresu. O dw rotnie, z szereg u publikacyj osobistości, p o zo stający ch w nie­

w ątpliw ym zw iązku z praw dziw ym i różokrzyżow cam i, m ożna w nioskować, że Z akon ustosunkow ał się raczej nieprzychylnie do c h arak teru akcji, prow adzo­

nej p rzez „R osicrucian Fellow ship“. I ta k G. W . S u ry a w swej p ra c y „M oderne R o sen k reu tzer“ (Berlin, I w ydanie 1907 r.) w y ra ż a się k ry ty c z n ie o o rg an i­

zacjach w ro d zaju „R osicrucian Fellow ship“, z arzu c a ją c im, że poza nazw ą nie po siad ają one mc istotnego, co łączyłoby ich z B ractw em praw dziw ych R óżokrzyżow ców .’* )* 7

N ależy podkreślić, że M ax H eindel podczas sw ego pobytu w Niemczech z o sta ł uczniem d ra S teinera, k tórego w pływ je st zupełnie w idoczny w dziełach Heindla. R easum ując pow yższe n ależy podkreślić pow ażne zasługi M axa Heindla, jako au to ra w artościow ej lite ra tu ry ok u lty sty czn ej, ja k rów nież jed- 1 Ą ) R ów nież i b r a t S y n th e tic u s (pod p se u d o n im e m ty m w y stę p u je członek p raw d ziw eg o Z a k o n u R óżokrzyżow ców ), o k tó ry m n a s tę p n ie b ęd ziem y nieco bliżej p is a li, u s to s u n k o w a ł się k ry ty c z n ie do w y stą p ie ń o rg a n iz a c ji M ax H ein d el'a.

W m iesięc zn ik u „D as R o s e n k re u tz “, w y d a w a n y m przez Dr. F. M aack w H am ­ b u rg u (1923). z n a jd u je m y a r t y k u ł w sp o m n ian e g o B r a ta S y n th e tic u s a , w k tó ry m w y ra ż a on o p in ję, że „T h e R o sic ru c ia n F e llo w sh ip “ u ży w a n ie p ra w n ie n az w y

„R óżokrzyżow cy", n ie p o s ia d a ją c k u te m u n a le ż y ty c h u p ra w n ie ń . 342

(13)

nostki o gorącem sercu i szczery ch chęciach. Z punktu w idzenia historycznego, i na podstaw ie istniejących dokum entów , trzeb a jednak odrzucić tw ierdzenie, że o rg an izacja ta p o zo staw ała w stosunku z praw dziw em i różokrzyżow cam i, lub też zo stała p rzez nich bezpośrednio założona i inspirow ana. A. E. D. W aite, któ reg o p race są u trzy m an e na najw y ższy m poziom ie naukow ym i dlatego są ściśle neutralne, ta k pisze na ten te m a t:

„Będzie rzeczą zupełnie niecelow ą zatrz y m y w ać się jeszcze na tego rodzaju o rg anizacjach, ja k n p .: M ax H eindel „The R osicrucian Fellow ship“ w Kalifornii.

J e s t to im preza zupełnie indyw idualna, nie p o siad ająca żadnych korzeni w przeszłości.“# )

Na zakończenie m usim y podkreślić, że „Rosicrucian Fellow ship“ rozw ijała się bardzo pom yślnie za ży cia swego tw órcy. P o jego śm ierci n ato m iast uległa dekadencji i obecnie nie o d g ry w a pow ażniejszej roli na terenie A m eryki. Jest rzeczą ciekaw ą, że nieliczne o d d ziały Związku, założone daw niej na terenie Europy, p rzejaw iają obecnie więcej żyw otności, niż ich org an izacja m acie­

rz y sta.

O pisując org an izacje p reten d u jące do m iana różokrzyżow ych, nie m o­

żem y pom inąć m ilczeniem jednej, k tó ra w ciągu ostatn ich la t zd ołała się dość silnie rozw inąć. M am y tu na m yśli ta k zw. „Societas Rosicruciana in Anglia“, w skrócie zw aną „S. R. I. A.“ Z o stała ona założona w roku 1865 i skupia w y ­ łącznie ty lk o W olnom ularzy, p rzez k tó ry ch też została pow ołana do życia.

Jedynie ty lk o m asoni w trzecim stopniu „ M istrz a “ m ogą z o stać jej członkam i.

Sam o pochodzenie tej organ izacji je st niezw ykle zaciem nione, a dokum enty, na jak ie się ona powołuje, n ie stety są nieuchw ytne dla badań. A. Ed. W aite pisze w tej spraw ie co n a stę p u je : „H isto rja „Soc. R os.“ je st bardzo naciągnięta i m glista. O rg an izacja ta posiłkuje się rytuałem , stopniam i i niektórem i for­

m am i zew nętrznem i daw nych różokrzyżow ców z p rzed roku 1777. Jed n ak nie są to te sam e, co daw niej ry tu a ły , ani też p raca daw nego Zakonu. Są one tylko cieniem bez treści i zabaw ą dziecinną. Porów nanie pro g ram u sto p n i: Philo­

sophus i A d ep tu s M ajor „Soc. R o s“ z program em , podanym przezem nie w ni­

niejszej p racy , a zaczerp n ięty m ze źródeł praw dziw ie różokrzyżow ych, n aj­

lepiej ilustruje tę różnicę.“ Ja k w idzim y więc A. Ed. W aite ustosunkow ał się raczej nieprzychylnie do histo rji i p ra c te j organizacji, p rz y czem a rg u m en ty sw oje popiera dość silną dokum entacją, k tó rą jednak nie m ożem y tu w całości p rz y to c z y ć z brak u m iejsca. Z ainteresow anych o d sy łam y do jego książki

„The B rotherhood o f the R o s y C ross“, gdzie na stro n ach 563 do 567 spraw a ta je s t dokładnie ośw ietlona.

Isto tn y m tw ó rcą tego ruchu jest R. W en tw o rth Little. Do najbliższych jego w spółpracow ników n ależy zaliczyć K enneth R. H. M ackenzie, oraz H arg rav e Jennings‘a, znanych autorów w olnom ularskicłiM W spom niany R. W entw orth L ittle zało ży ł w roku 1866 w Londynie „M etroplitan C ollege“, o raz „Societas R osicruciana in S co tia“. W roku 1868 rozpoczęło w ychodzić oficjalne w y d aw ­ nictw o tej o rganizacji pod tytułem „The R o sicrucian“.

W roku 1871 „W ielkim P a tro n e m “ w spom nianej „M etropolitan College“

zo stał m ianow any L ord B ulw er L ytton, a u to r znanej powieści pod tytułem 2 5 * ) Vide s tr. 616 „T he B ro th e rh o o d of th e R osy C ro ss“.

M ack en zie je s t a u to re m E n c y k lo p ed ji W o ln o m u la rstw a , w k tó re j z n a jd u ­ je m y b. w iele szczegółów , d o ty czący ch „Soc. Ros.“

343

(14)

„Zanoni“, k ry ją c e j w sobie jakoby wiele alegorji i praw d różokrzyżow ych. Jest rzeczą ciekaw ą, że głębsze zapoznanie się L orda L y tto n a z istotną treścią

„S. R. I. A.“ spowodow ało jego w ystąpienie z tej o rganizacji, p rz y czem według n iektórych publikacyj różokrzyżow ych zo stał on p rz y ję ty do Zakonu p ra w ­ dziw ych różokrzyżow ców . P rzez c za s jakiś do „S. R. I. A.“ n ależał również z n an y p isarz o k u lty sty c zn y Eliphas Levi (p rzy ję ty w roku 1873). Jednak p ra c a jego w „S. R. I. A.“ była dość krótka. W idząc, że o rg an izacja ta p rz y ­ w iązuje zb y t wielką uw agę do form zew nętrznych, w y stąp ił z niej.

Ruch w olnom ularski „S. R. I. A.“ rozw inął się dość silnie w ośrodkach m asońskich, skupiając ich członków, in teresujących się okultyzm em . I tak w niedługim czasie (1888 r.) p o w staje „Societa R osicruciana in U. S. Ame­

ric a “, w skrócie nazw ana „S. R. I. U. S. A.“, a jej kolegja założone zostają w Filadelfji i B ostonie. O ddziały „S. R. I. A.“ zn ajdują się obecnie w A m eryce Południow ej, o ra z w wielu kolonjach i k rajach anglosaskich. Jednym z głów­

nych organ izato ró w i prom otorów teg o ruchu był niejaki D r W illiam W ynn W e s tc o ttr ł. N apisał on kilka książek na tem at h istorji o ra z ideologji „S. R.

I. A.“ W p ra c y swej pod tytułem „The R osicrucians“ po d k reśla on w yraźnie, że „S. R. I. A.“ nie je st bynajm niej spadkobiercą daw nych i p raw dziw ych różo­

krzyżow ców , p rz y czem pisze na ten tem at w sposób n a stę p u ją c y : „Na kon­

tynencie istnieją szkoły różokrzyżow e, k tó ry ch pochodzenie od daw nych i praw dziw ych różokrzyżow ców je st bardziej bezpośrednie niż n asze i któ rzy nie s ą skrępow ani ograniczeniam i, jakie w y pływ ają z naszej przynależności do w olnom ularstw a.“ Ja k z pow yższego w ynika, „S. R. I. A.“ potw ierdza istnienie praw dziw ego Zakonu R óżokrzyżow ców i nie uw aża siebie za ich spadkobiercę. Dowodzi to również, że praw dziw i różokrzyżow cy nie m ają nic w spólnego z w olnom ularstw em . W d alszym ciągu w p ra c y tej znajdujem y jeszcze n astęp u jące inform acje: „M ożność działania tych p raw d ziw y ch różo­

krzyżow ców nie o g ranicza się ty lk o do planu fizycznego, m ogą oni z łatw ością p rzejaw iać się i na planie a straln y m o ra z duchow ym “, d a le j: „R óżokrzyżow cy k o ntynentu pilnie strz eg ą sw ych tajem nic i m iejsc, w k tórych udzielają nauk i nie ujaw niają zupełnie sw ej działalności n azew n ątrz.“

T en sam a u to r w innej sw ej p ra c y pod ty tu łe m : „D ata of the H istory of the R osicrucians“ pisze:

„W E u ro p ie is tn ie ją ró żn e o śro d k i p ra w d z iw y c h różokrzyżow ców , odrodzone w sw ej d z iałaln o ści i b ard zo ak ty w n e w p racy . O dbyw a się o n a n a d a l w w a r u n ­ k ac h i w ed łu g m eto d , s to so w a n y ch w w iek a ch d aw n y ch , p rzy czem p rzy jm o w an i s ą członkow ie p łc i obojga, n ie n a le ż ą c y do w o ln o m u la rs tw a . J a k w czasach ub ieg ły ch , p o d obnie i d ziś ró żo krzyżow cy ci p r a c u ją n a d re a liz a c ją sw y ch ideałów , w iele p o d ró żu ją, u d z ie la ją pom ocy c h o ry m i n ieszczęśliw y m , roznosząc w szędzie ś w iatło sw ej w ied zy d u ch o w ej.“

Inform acje te są dla n as b ard zo cenne, gdyż, w ychodząc ze źró d ła raczej ja k b y konkurencyjnego, stw ierd zają istnienie p raw d ziw y ch różokrzyżow ców w czasach obecnych. S ą one rów nież dow odem , że nie w szereg ach „S. R. I. A.“

n ależy szukać p raw d ziw y ch bram R óży K rzyża.

Aby w yczerp ać sp raw ę „S. R. I. A.“ n ależy w spom nieć, że w roku 1887 p ow stała w Anglji ta jn a o rg a n iz a cja o k u lty sty czn a, pod nazw ą „H erm etic O rd er of the G olden D awn“ (H erm ety czn y Zakon Złotego Wschodu):^®) Sie- Od ro k u 1892 był on p re z y d e n te m Loży „S. R. I. A.“ w L o n d y n ie „C rux C h ris ti C orona C h r is tia n o r u m '.

2

< ? * ) Vide czaso p ism o „ L u cifer“ z 15 VI 1889.

344

(15)

dziba tej o rganizacji m ieściła się w Keighley. W edług w spom nianego już W estc o tt'a zakon ten składał się w yłącznie z w olnom ularzy, członków „S. R.

I. A.“ B ra t Syntheticus, a u to r ciekaw ych artykułów na tem at różokrzyżow - ców, jakie u k azały się w m iesięczniku holenderskim „Eenheid“ (rocznik 1924, stro n y 521-2) tw ierdzi również, że Zakon ten z o sta ł stw o rzo n y p rzez „S. R.

I. A.“, jako jego w ew n ętrzn y ośrodek. Ja k w idać z pow yższego krótkiego opisu działalności „S. R. I. A.“ o rg an izacja ta poza nazw ą i form ą zew nętrzną nie p o zo staw ała w żadnym bliższym stosunku z praw dziw ym i różokrzyżow cam i, k tó rz y są przedm iotem naszy ch poszukiw ań.

„S. R. I. A.“ nie je s t jedynym przejaw em zain tereso w an ia kół wolno- m ularskich dla ideologji R óży K rzyża.

W roku 1902 p o w staje we F ran cji odłam w olnom ularstw a pod nazw ą

„Franc-M aęonerie U niverselle M ix te“. Ruch ten w szybkim czasie przenosi się do Anglji, a n astępnie rozpow szechnia się w H olandji i A m eryce. Z nie­

licznych enuncjacji tego ruchu m ożna w yw nioskow ać, że jego założyciele p ragnęli naw iązać do daw nych tra d y c ji e zo tery czn y ch w olnom ularstw a i z m artw y ch już obecnie sym boli w y k rz e sa ć ich praw dziw ą treść. „M aconnerie M ixte m iała s ta ć się jak b y w olnom ularstw em ezoterycznem w przeciw ieństw ie do w olnom ularstw a egzoterycznego, pow szechnie istniejącego. Stu d ja filozo­

ficzne zabarw ione ideologją teozoficzną, udoskonalenie m oralne i duchowe, ora z skom plikow any ry tu a ł cerem onji Lóż p rz y użyciu sym boli stanow iły pod­

sta w y p ra c y tego ruchu. J e s t rzeczą godną uw agi, że „M aconnerie M ixte“

b ard zo często posługiw ała się sym bolizm em R óży K rzyża, a n aw et w ykazała żyw e zainteresow anie d la ideologji R óży K rzyża, s ta ra ją c się jak b y naw iązać sw ą działalność do p ra c y daw nych różokrzyżow ców .

Tendencja ta p rzejaw ia się dość w y raźn ie w organ izacji zew nętrznej wielu lóż. W iele z nich p rzy jm u je takie nazw y, ja k np.: C h ristjan Rosenkreutz*

R ose Croix, R o sary , F ran c is Bacon, St. G erm ain itd. itd. W roku 1912 zjaw ia się tłum aczenie „ F am y “, „Confesio“ i „C hym ische H ochzeit“ na ję z y k holen­

derski, p rz y czem tłum aczenia dokonyw a członkini „M aconnerie M ixte“ A. Ker- dyk, a całość pod nazw ą „M ysterien van het R ozekruis“ z o staje w ydane przez głów ną lożę holenderską, pracu jącą pod nazw ą „ C h ry stjan R osen k reu tz“ . W przedm ow ie do tego w ydaw nictw a niejaki H. J. van Ginkel (rów nież czło­

nek tej o rganizacji) pisze m iędzy innem i w sposób n a stę p u ją c y : „Szanow ny Zakon R óży K rzyża je st sto w arzy szen iem oświeconym p rzez D ucha i obejm uje św iat cały, choć rz ą d zo n y je st tylko przez jedną osobowość. Zakon posiada szkolę i ośrodek w ew nętrzny p raw dziw ych m isterji, o ra z wiele szkół zew n ętrz­

nych, k tó re w ielom a d rogam i przy g o to w y w u ją uczniów do tej szkoły w e­

w n ętrzn ej.“ O pinja ta je st niezm iernie c h arak tery sty c z n a, w y kazuje bowiem, że „M aconnerie M ixte“ uznaje rów nież istnienie p raw dziw ych ró żokrzyżow ­ ców w czasach obecnych, u w ażając ich za wzniosłą i rozległą organizację.

T endencja, ja k a się p rzejaw ia w działalności „M aconnerie M ixte“ w kierunku naw iązania do histo rji i ideologji R óży K rzyża, dow odzi widocznie, że w ielka siła p rz y c ią g ają c a i tajem nica z a w a rta w sym bolu R óży K rzyża, w zn iecająca ta k żyw e bicie w sercu ucznia na „drodze w iodącej do p raw d y “, była i je st p otężną siłą, z k tó rą liczył się te n „ ez o te ry c z n y “ odłam w olnom ularstw a.

Jed n ak na ty c h zew n ętrzn y ch form ach kończą się w szelkie isto tn e zw iązki

pom iędzy „M aconnerie M ixte“ a Zakonem . C. d. n.

3J\*) N azw a głó w n ej Loży w H ilv e rsu m w H o lan d ji.

3

#

(16)

M orja Florkow a (W isla )

Z cyklu „Tajemnice kamieni szlachetnych“

K a m ie ń k s ię ż y c o w y (S e len it)

Z bliżo n y w y g ląd em d o o p a lu , k a m ie ń k sięży co w y p o sia d a o b o k szcze­

g ó ln ie u ro c z e g o w y g lą d u ta k ż e silne w łaściw ości ta je m n e . Z n an y o d b ard zo d aw na, b o ju ż w sp o m in a o nim A ry sto te le s, p rz y c ią g a ł k u sobie oczy, p rz e ­ m a w iając d o w y o b ra ź n i w p rz e d ziw n ie ta je m n ic z y sp o só b . N azy w an o g o w s ta ro ż y tn o śc i selen item , od S e le n e , g re c k ie j b o g in i k sięży ca, i w ierzo n o , że k a m ie ń te n p o sia d a in ten zy w n e, lecz u k ry te i so b ie ty lk o w łaściw e życie, że m oże o n z aró w n o uszczęśliw iać, j a k i szk o d zić ludziom . (W szy stk o zależy o d te g o , j a k p a n i w ład ca te g o k am ie n ia: Księżyc, je s t „ p o sta w io n y “ w h o ro ­ s k o p ie w łaściciela k le jn o tu ...) W In d ja c h c en io n o g o w y so k o . N ależy o n do ow ych dziew ięciu k am ien i, u ży w an y ch na w y ją tk o w e a m u le ty o w a r­

to ściach w y b itn ie m ag iczn y ch . Z n an y u czo n y niem ieck i K ircher A th a n a siu s') p isał o sp e c ja ln y m o k a zie selen itu , k tó r y m iał na sw ej p o w ierzch n i ja sn ą , m leczną p lam ę, ro sn ą cą i u b y w a ją c ą z araz e m ze z m ian am i k sięży ca. P o w a ż ­ n em u g e o lo g o w i m usim y w ierzyć, a tern sam em n a le ży p rzy zn ać, że w iele szla c h e tn y ch i p ó łszlac h e tn y ch k am ien i p o s ia d a ta je m n ic z e w łaściw ości, p rz e d ziw n e w iązad ła, łączące je z g w iazd am i i p la n e ta m i, za k tó re m i d a re m ­ nie śledzić będzie n a u k a o fic ja ln a , b o w s p o só b lo g ic z n y w y tłu m aczy ć ich n ie p o tra fi. A p rzecież z ap rze c zy ć im nie m oże.

P o d ziw iam y i k o c h am y k le jn o ty , no sim y j e z du m ą, z rad o ścią, ale nie s ta ra m y się w n ik n ąć w ich „ d u sz ę “ , k tó r a o d z ia n a w b la sk i b arw ę, s ta je się w id o czn a i p rz e m a w ia d o n as niezn an y m , a le u ro czy m g ło sem . „ Z a p o m i­

n am y — pisze je d e n z n o w o czesn y ch u czo n y ch — że w p rz e c z y s te j w odzie k ry s z ta łu i w c za ru jąc y m je g o b la sk u tkw ią z a k l ę t e d z i a ł a n i a s i ł p r z y r o d y , tkw ią ta je m n ic e i p ra w d y s to k ro ć p o n ę tn ie jsz e i b a rd z ie j fa sc y n u ją c e , niż o g ie ń d ia m e n tu i b a rw y ru b in ó w i szafiró w . G dybyśm y chcieli w g lą d n ąć w isto tę k ry s ta lic z n e j m a te rji, w n ik n ąć w j e j z ag a d n ie n ia i b u dow ę, m u sielib y śm y p rz y w o ła ć d o p o m o c y w szy stk ie p ra w a fizyczne i chem iczne, ja k ie p ró c h n ie ją w sta ry c h ro c z n ik a ch to w a rz y stw nauk o w y ch . M usielibyśm y m ów ić o a to m a c h i e le k tro n a c h i o isto cie b u d o w y m a te rji, 0 p ro m ien ia c h R ö n tg e n a , i o ra d ju , i o rad zie, aż w reszcie stan ę lib y śm y p rz e d ciem ną z asło n ą Izydy, k tó r a o czo m naszym sk ry w a rzeczy n a jc ie k a w ­ sze, b o p r a w d y n i e z n a n e . “2) Te p ra w d y n iezn an e u n o szą się, ja k ś w ietlan y nim b n a d cudem k le jn o tó w . O n e tłu m a c zą n am ich w ładzę, j a k ­ k o lw ie k nie w y ja ś n ia ją ta je m n ic y , ja k im m ocom z aw d zięczają kam ien ie sz la c h e tn e sw ó j w p ły w na psy ch ik ę, a c zęsto i n a lo sy człow ieka.

S elen it cieszy się sp e c ja ln e m i w zg lęd am i w A ra b j i. K o b iety a ra b sk ie z asz y w ają ów k le jn o t w sw e su k n ie, a b y sobie z ap ew n ić ich n ie u stan n ą 1 s k ry tą o p iek ę. B o k a m ie ń k sięży co w y , to m isty czn y sy m b o l D ziew icy, k tó r a sw ą s to p ę o p ie ra o sierp k siężyca, a n ad g ło w ą m a k o ro n ę z g w iazd — K to k o c h a c zy sto ść duszy i ciała, te m u sele n it s ta je się w iern y m stró ż e m

*) K irch ei A th a n a siu s, Je z u ita , 1601—1680, w sw y m dziele „M u n d u s s u b te r ­ r a n e u s " p o d a ł szereg w ażn y ch h ip o tez geologicznych.

ł) D r J a n R y lsk i, I. K. C. 25/37.

346

(17)

i ta rc z ą p rzeciw k o złem u. B azyli W ielki, o jc ie c k o ścio ła w sch o d n ieg o , w y ja śn ia , że k le jn o t te n m a p o tę ż n ą m o c w św iecie n iew id zialn y m : p rz e d je g o b lask iem u c ie k a ją u w o dzicielskie duchy, a c z a r ich sideł rozw iew a się, j a k m g la p o d u d e rz en iem w ichru. M oże dla ty c h niezw y k ły ch w łaściw ości k a m ie ń te n u zn aw ali n a w e t p a p ie że . K lem ens V III p o siad a ł ciekaw y o k a z s e le n itu (H e lite s Gen n u a ), na p o w ierzch n i k tó re g o z n a jd o w a ła się ruchom a, ż ó łta w a, j a k b la sk k sięży ca p la m a , z m ie n iając a sw e p o ło ż e n ie o w schodzie i zac h o d z ie sło ń ca. K am ień te n zdobił je d e n z rz a d k ie j w a rto ści pierścien i te g o p a p ie ża . R ów nież L eo n X był w p o siad a n iu k am ien ia k sięży co w eg o , 0 o d cien iu b łę k itn a w y m , k tó r y w ra z z k w a d ra m i k sięży ca zm ieniał sw ą b a rw ę n a św ietlisto b iałą. S elen it działa n a w et na św iat ro ślin n y ; w k sięg ach e z o tery cz n y c h sp o ty k a m y bow iem u w a g ę, że je ż e li w czasie p rz y b y w a ją c e g o księży ca zaw iesim y sele n it n a drzew ie, k tó re w łaśn ie k w itn ie, p lo n ow oców b ę d zie w y b itn ie o b fity .

W m a g ji daw n y ch czasó w sele n it m iał rz e k o m o dziw ne z asto so w an ie:

o to w p o łą c ze n iu z z ia rn a m i sło n ec z n ik a , c zy n io n o z n ie g o ^— p rz y o d p o ­ w iednich in w o k a cjac h i w e w łaściw ym m o m en cie fa z y księży ca — n ie ­ z a w o d n y śro d e k , a b y sta ć się d la d ru g ic h niew idzialnym ... N ie ste ty ,,re c ep ty z a g in ę ły i tru d n o b y ło b y d zisiaj spraw d zić, ile w ty c h le g e n d a c h je s t p raw d y .

N a to m ia st in n a w łaściw ość se le n itu m oże b y ć p rz e z k a ż d e g o s tw ie r­

d z o n ą, o to k le jn o t te n n azw ać b y m o ż n a „ stró ż e m szc z erej p rz y ja ź n i“ , b o je ż e li d o n o szą c eg o sele n it zb liży się czło w iek w ro g o lu b nieżyczliw ie u s p o ­ so b io n y , k am ień z a p a la się p u rp u ro w y m bły sk iem , ja k b y ow ą „b ły sk aw icą g n ie w u “ p ra g n ą ł o s trz e c sw e g o p a n a , a z ara z e m z d em ask o w ać n a d c h o ­ dz ąc e g o ... W czasach ob ecn y ch , g d y fa łs z i o b łu d a s ta ły się co d zien n y m zja w isk ie m życia, lep iej nie p y ta ć sele n itu o is to tn ą w a rto ść uczuć, ja k ie m i nas ludzie d a rz ą ; tro c h ę z łu d z en ia u czy n i n a s p o g o d n ie jszy m i, a tw a rd e ży cie z n o śn ie jsz em .

K o c h ajm y je d n a k te n k le jn o t z a w iern o ść, z ja k ą n am służy. Bo p o tra fi o n o sło n ić n as p rz e d złem , o d trą c ić n ie k o rz y stn e fluidy, a p rz y c ią g n ą ć d o b re i p o g o d n e . J e s t o n żyw ym sy m b o lem nadziei, w ie rn y c h i szczerych uczuć, p rz y ja ź n i i szczęścia. R o zb u d z a g łę b o k ą in tu icję, ró w n a ją c ą się j a s n o ­ w idzeniu, to te ż c zę sto p o m a g a n a m ro z w ią za ć tru d n e i zaw iłe p ro b le m y , na k tó ry c h o p rz e ć m u sim y n a sz ą p rzy szło ść. I d la te g o , że j e s t n a m d o b ry m d o ra d c ą , u słu żn y m i życzliw ym p rz y ja c ie le m , z a s łu g u je , b yśm y g o z p o śró d w ielu k o sz to w n ie jsz y c h i b a rd z ie j e fe k to w n y ch k le jn o tó w w y ró żn ili i u czy ­ nili sw oim sp rzy m ierzeń cem ... Zw łaszcza ludzie, u ro d z e n i ze Słońcem w z n a ­ k u R ak a, lub p o s ia d a ją c y ta k iż a scen d en t, w inni w k am ien iu ty m znaleźć sw ó j u lu b io n y i p o tę ż n y a m u le t. U szlach etn i o n i oczyści ich uczucia, o p r o ­ m ieni dusze n ieziem sk im św iatłem , d a ją c łatw o ść p rz e ży w a n ia p rz ed ziw n y ch 1 n a tc h n io n y c h go d zin .

N a św ie tla n y b la sk iem k sięż y c a sele n it n a b ie ra p o tr ó j n e j siły, a le m o ­ m e n ty n a św ie tla n ia m u szą b y ć o d p o w ie d n io d o b ie ra n e , a b y nie p rz y p a d a ły n a g o d z in y złych i n ie k o rz y stn y c h a sp e k tó w k sięż y c a d o s ło ń c a i in n y ch p la n e t.

D ziw ny te n k a m ie ń p o sia d a n a jw ię k sz ą silę m a g ic zn ą w stan ie p ie r­

347

Cytaty

Powiązane dokumenty

trzeby dydaktyczne, lecz nie jest nauką pogłębioną, ani skończoną. Zupełnie szczerze w yznaję, że opierając się na dzisiejszych pojęciach o asocjacji, nie

Dzięki w łaśnie symbolom, przedstaw ionym na ty ch tablicach, udało się ustalić jeg o p rzynależność do różokrzyżow ców.. Nie od rzeczy więc będzie

Stwierdzenie więc przejawów Bractwa (symbole, nazwy, idee itp.) przed tym okresem, jest jednoczesnym stwierdzeniem, że obydwie te daty nie odnoszą się do

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

mieni na cerę stw ierdziła, że działanie to rzeczyw iście istnieje. O tóż uczeni postanow ili zap y tać się tu kwiatów, jak d ziałają różne prom ienie św

Saint-Martin nie neguje możliwości otrzymywania komunikatów ze światów niewidzialnych drogą nadzwyczajną. Utrzymuje on, że człowiek otoczony jest wieloma duchami i

twórca, który potrafi wzbić się w pow ietrze na zaw rotną wysokość, lub pogrążyć się w głębinach oceanu, nie jest w stanie przejrzeć otchłani swej

Nie znać także zajęcia się francuską m yślą.. Piszę to poprostu, obrazow o, może dziecinnie i niedołężnie, ale to nie frazesy, tylko w yrażenie elem