• Nie Znaleziono Wyników

Rola : tygodnik obrazkowy na niedzielę ku pouczeniu i rozrywce. Nr 31

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rola : tygodnik obrazkowy na niedzielę ku pouczeniu i rozrywce. Nr 31"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

---

D n ia 2 sierp n ia 1 9 1 4

i M ■ 1 ■ WI «JPI-

KRAKOW, ulica éw. Tomasza

32.

T Y G O D N IK O B R A Z K O W Y N A N I E D Z I E L Ę K U P O U C Z E N I U I R O Z R Y W C E .

kraków , S Y lM D Y iC A T

P l a c S z c z e p a ń s k i I. 6. « Щ

Ц а а ія п п • k o n i c z y n , t r a w , buraków, roilin strąezko- n a e l U l l a . wych i warzywnych o gwarantowanej czysto Ici i aile kiełkowania.

Ыпшпуц • tomaayna, euperfosfaty, saletra chilijska; sól RdW U iy . potasowa, kainit k r a j o w y í ri-'ssturcki. w я ■ pno azotowe.

Ü a s i v n v РПІПІП7Р’ w y ^ Cîaa »ep »ez«ì^ cya o.a Gaíi- BlIueŁJIIJ i UIIISuŁu > Byę wssąehlwiatowo znanych « ie w -

ników „ W e s t f a l i a “. ( (120)

! PIqì, Irm}, M íjiÉ ri, » l i l i , vaiti É .

Я О L N I C Z Y lw ów ,

i m Я»8Ш і '%&аья в uL Kościuszki i. n Reprezentacya firmy D e e r i n g - C h i c a g o B r o n y sprężynowe, talerzowe, K osiark i, Ż n i­

w ia rk i, W iązałk i, G rabiarki, Przetrząsacze

Wielki zapas części zapasowych.

Własne warsztaty reparacyjne.

N a c z y n i a i przybory m leczarsk ie. Oferty i cenniki na każde żądanie darmo i opłatnie.

Węgiel kamienny z kopalń krajowych i zagranicznych.

KOKS ostraw skś I górnośląsk i.

i Towarzystwo wzajemnych ubezpieczeń w Krakowie j

■ n a jsta rsz a i n ajza so b n iejsza in s ty tu c ja a s e k u ra c y jn a p o lsk a , p rz y jm u je n a n ajd o g o d n iejszy c h w a ru n k a c h ¡

в u b ezp ieczen ia od ognia, gradu, na ży cie

(k a p ita łó w , p o sa g ó w i ren t),

oraz od kradzieży i га- я e bunku. Fundusze gw arancyjne

T o w a rz y stw a w yn o szą

p r z e s z ło 71 m ilionów koron.

In f o r m a c ji u d zielają D y r e k c j a o ra z w sz y stk ie Z a stę p stw a i A g e n c y e T o w a rzy stw a. 197 z

Towarzystwo tkaczy

pod w ezwaniem ś. Sylw estra w K orczynie obok Krosna p rz y jm u je len i k o n o p ie do w y m ia n y za p łó tn a M elane lu b sza re o z w y k łe j lu b po

d w ójnej sze ro k o ści, po ce n ach m o żli­

w ie najn iższy ch . obok KrosnaKorczyna

I

R z a d o w o u p ra w n io n a

I

Fabryka wód mineralnych sztucznych i specyal. leczniczych

Zakład pogrzebowy „Concordia"

l i g ,

jedyny

w

Krakowie

który posiada własny w i e l k i w y r ó b

t r u m i e n І

J a t t a D o l n e g o

P la c S z c z e p a ń s k i PU 3 a

(dom własny).

Telefon

Nr. 881.

Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia J o li“ .

p o d firrną

K. R Ż Ą C A В C H N U R S K I

Kraków, ul. św . Gertrudy 4»

w y ra b ia p o d k o n tr o lą K o m isy ! p rz e m y sło w e j T o w . L e k a rsk ie g o k ra k . p o le c o n e przez to ż T o w a rz y stw o

W ODY MINERALNE SZTUCZNE

o d p o w ia d a ją c e s k ła d e m ch em iczn y m w o d o m : Bilińskiej, Gieshüblerskiej, Selterskiej, Vichy, Homburg, Kissingen tudzież sp e c y a ln e leczn icze, j a k : lito w ą , b ro m o w ą , jo d o w ą , że- la z istą , k w a ś n ą o raz w o d y m in e ra ln e n o rm a ln e z p rz e p isu prof.

Jaworskiego. — S p rz e d a ż c z ąstk o w a w a p te k a c h i d ro g u e ry a c h . C e n n ik i n a ż ą d a n ie d a rm o .

Za

8

Kor. beczułkę

5

kg. znakomitej

s r a i a f „B R

Za 4 Kor. skrzynkę

1 5 0

sztuk

m M „B. i." date Nr 4

wywyl* Ш pobnu&m:

F abryczny skład serów *• BR i& C B R O L M B C I C I C H j Kraków, W ielopole 7/24 i Rynek gt.s róg Siennej

Cennik różnych serów darm o i opłatnie.

(2)

„SIŇGERA

„ в « 44

n a jn o w sz a i n a jd o ­ sk o n a lsz a m a s z y n a

do szycia.

„SINGERA“

n a b y w a ć m o ż n a li ty lk o w n a s z y c h

s k ła d a c h .

liner Co., Toim jÉO М е р maszyn do szycia

KRAKÓW, ulica S zp italn a L„ 40,

naprzeciw T eatra Miejskiego. (216 c) Filie: K r a k ó w — K a ź m ie rz W o ln ic a 13. T a rn ó w — W a ło w a 13.

N ow y S ącz — J a g ie llo ń s k a 2 6 4 . S a n o k J a g ie llo ń s k a 49/50. — C hrza- n ć w — M ic k ie w icza 12/ 13. T a rn o b r z e g — R y n e k 101. B o c h n ia —

u l. S zew sk a N r.. 3 6 7 . Ż yw iec — Z a b io c ie u l. G łó w n a N r. Í0 5 .

S m a c z n e i n ieu leg ająe e z ep su ciu

z o w o c ö w , m i ę s a i j a r z y n

k o n s e r w y

m oże sporządzić każda go­

spodyni s a m a ł a t w o i t a ­ nio za pom ocą W 0 i* Ir £ . słojów i apara-'

IW С w Л CS tu do konserw .

D a rm o ilu stro w a n y c e n n ik z p o - ż y teczn e m i p rz e p isa m i w y sy ła

firm a

J. W e c k , Mähren.

S c H 3 n b e r g N 5 7 .

Jawny owoce

Droll Dziczyzna Soi

orocory

KRAJOW A SZKOŁA SUKIENNICZA W RA K SZAW IE.

OGŁOSZENIE.

Zaw iadam ia się niniejszem , że już obecnie m ożna za- pisywać uczniów do K rajowej s z k o ły s u k ie n n ic z e j w R a k s z a w ie na kurs nauki r o z p o c z y n a j ą c y s i ę dnia t. w r z e ś n ia .

W aru n k i przyjęcia uczniów zwyczajnych są nastę*

pujące:

1. U k o ń c z e n ie z dobrym p o s t ę p e m przynajm niej s z k o ł y ludo w ej lub o d p o w i e d n i e t e m u w y k s z t a ł c e n i e w inny s p o s ó b na b y te .

2. U k o ń cz o n y 14. rok ż y c ia i n a le ż y t e r o z w i n i ę ­ c i e f iz y c z n e .

Szkoła m a n a celu przy pomocy n au k i teoretycznej i praktycznej kszłałcić uczniów na p r z o d o w n ik ó w (m aj­

strów ) i z a w o d o w y c h su k ien n ik ó w — i podać młodzieży, k tó ra poświęci się tem u zaw odow i wszystkie wiadomości, jakie do należytego prow adzenia rzem iosła są potrzebne.

N auka w szkole trw a 2. lata i jest bezpłatna — nadto uczniowie za prace praktyczne w ykonane w salach roboczych otrzy m u ją pieniężne nagrody.

Uczniowie ubodzy a pilni, m ogą być um ieszczeni za sk ro m n ą opłatą w miejscowej bursie szkolnej.

Bliższych w yjaśnień udziela

Z a r z a l Szkoły.

UWAGA: W r. 1899 u tw o rz o n y z o s ta ł p rzy S z k o le su k ie n n ic zej o d d z ia ł d la tk a c tw a m e c h a n ic z n e g o i sto so w n ie d o teg o ro z sz e rz o n o teź p ro g ra m n a u k i. U czn io w ie, k tó rz y te n o d d z ia ł u k o ń c z ą , zn a le ź ć m ogą z a tru d n ie n ie w fabrykarch su k n a , ja k o sta rsi r o b o tn ic y i m a jstro w ie .

Jeszcze około 7o m orgów g ru n tu o rn e g o i ł ą k I-szej k la sy w m n iejszy ch i w ięk szy ch p a rc e la c h w o d le g ło śc i (, kim . od K rakow a po K. 1.450 za m o rg ę d o sp rz e d a n ia . P o ło w a cen y

k u p n a m oże n a d łu g ie la ta b y ć ro z ło ż o n a , n a sp ła ty . Z g ło sz e n ia w p ro s t do w ła śc ic ie la : E D W A R D Ś M I E C H O W S K I

K r a k ó w , u l. Z y b lik ie w io z a 20.

Sprytny.

D o s k ła d u o b u w ia w c h o d z i jak iś je g o m o ść w n ie o b e c n o ś c i w ła śc ic ie la i ż ąd a p a ry la k ie r ­ k ó w . P o m o c n ik p o k a z u je m u p a rę , k tó r a k o ­ sz tu je 25 k o r. P o n ie w a ż n ie z n a jo m y m a je d n a k ty lk o 20 k o r . p rz y so b ie , p o z w a la m u z ab rać

la k ie rk i p o d w a ru n k ie m , że 5 k o r, p rzy n iesie pó źn iej. G d y m a jste r ro b i m u w y m ó w k i, że o d b io rc a ju ż nie w ró ci, o d p o w ia d a p o m o c n ik :

» N iech się p a n nie o b a w ia ! D a łe m m u o b a la k ie rk i z p ra w e j n o g i, w ięc w ró c i n a p e w n o !«

Racya.

M ą ż : — D o ść ju ż te g o ! R a z m uszę się d o ­ w ied zieć, k to je s t w łaściw ie p a n e m d o m u !

Ż o n a : Czy sądzisz, m ężusiu, że b ęd ziesz sz częśliw y , g d y się teg o dowdesz?

10.000 Koron nagrody d la p o z b a w i o n y c h z a r o s t u I

- - - - i ł y s y c h . - - -

-o

. —.

u -tí o

Ö NИ O ьл o

4

P

Nи Os-<

o-

B r o d a i w ł o s y r z e c z y w i ś c i e w 8 -— 1 4 d n i a c h z a p o m o c d prawdziwie duńskiego Ńokah-Balsamil przywrócone. S t a r z y i m ł o d z i , m ę ż c z y ź n i j k o b i e t y p o t r z e b u j ą t y l k o ITokah - Balsamu d l a w y t w o r z e n i a b r o d y , b r w i i w ł o s ó w , b o j e s t d o w i e d z i o n e m , że Nokah-Balsam jest jedynym środ­

kiem nowoczesnej wiedzy, który po 8 - 1 4 dniowem użyciu tak dodatnio ua c e b u lk i w łosow e działa, że w ł o s y z a r a z p o c z y n a j ą o d r a s t a ć . — N ieszkodliw ość p o d g w a ra n c y ą . Jeżeli to nie jest prawdą, wypłacimy

10.000 koron g o t ó w k ą

ikażdemu pozbawionemu zarostu, łysemu lub .cienkowłosemu, który No- _ * kah-Balsamu s i e d m t y g o d n i u ż y w a ł .

J e s te s m y je d y n ą firm ą w św iecie, k tó r a p o d o b n ej g w a ra n c y i użycza. L e k a rs k ie n a u k o w e o p isy i w iele p o le c e ń (pochw ał). P rz e d n a śla d o w n ic tw e m p rz e s trz e g a się p iln ie .

„O dnośnie do m o ich p ró b z p ań sk im Kokah-Balsamem m ogę P a n u donieść, że je s te m z niego zu p ełn ie zadow olony P oczątkow o odnosiłem się do Nokah-Balsamu z niedow ierzaniem , dośw iadczenie nauczyło m nie czego innego. Ju ż po kilku dn iach było w id ać sk u tek , a po czterech tygodniach dostałem wspaniałe wąsy. S k u tek je s t zw łaszcza dlateg o niebyw ały, źe dotychczas pom im o 27 la t p rz e d użyciem Nokah-Balsamu ani ślad u zaro stu n ie było. B ędę P a n a z w dzięczności w szędzie polecać i k reślę się z pow ażan iem H. H f o r t . D r. T v e rg a d e “ .

„Mogę każdej p an i p raw d ziw ie duńskiego Nokah-Balsamu jak o m iłego i niechybnego śro d k a d la p o ro s tu w łosów polecić. Od dłuższego czasu c ierp iałam n a silne w ypadanie w łosów , w iele łysinek n a głow ie okazyw ało się. P o cztero- ty godniow em używ aniu b alsam u w łosy zaczęły znow u o d ra s ta ć i stały się gęstem i, ciężkiem i i pięknem i.

Frl. C. H o lm . G o thersgade 12“.

1 paczka Nokah Silny A. 10 koron, В. 6 koron + o p ła ta 55 halerzy. D y sk retn e o pakow anie. P ie n iąd ze z góry lub zaliczką. (Przyjm uje się tak że m a rk i listow e jak o opłata). P ro szę p isać do

H o s p i t a l s L a b o r a t o r y u m Copenhagen K. 475 P ostb ox 95 (Dänem ark).

(K artki korespondencyjne opłaca się ю halerzam i, listy 25 halerzam i).

Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia »Roii«,

(3)

R o k VITI

K ra k ó w , d n ia 2 sie rp n ia 1 9 1 4 t.

TY G O D N IK OBRAZKOW Y NIEPOLITYCZNY KU PO UC ZEN IU I. ROZRYW CE.

Przedpłata:

Rocznie w Austryi 4 -50 kor., półrocznie 2 ’40 kor.; — do Niemiec 5 marek;. — do Francyi 7 franków; — do Ameryki 2 dolary. — Ogłoszenia po Зо halerzy za wiersz jednoszpaltowy. — Numer pojedynczy 10 halerzy; do nabycia

w

księgarniach i na większych dworcach kolejowych. — Adres na listy do Redakcyi i Administracyi :

Kraków, ulica

Św. T o­

masza L. 32. Listów nieopłaconych nie przyjmuje się. Godziny redakcyjne codziennie od godz. 3 do 6. Telefon nr. 50.

Kobieta jako matka.

a tk i w szy stk ie z g a d z a ją się z so b ą n a je ­ d n y m p u n k c ie , m ianow icie n a ty m , że w szy stk ie p ra g n ą w szy stk ieg o n ajlep sz e­

g o d la sw o ich dzieci. A le d ro g a , k tó r ą na to o b iera ją, nie zaw sze je s t w łaściw ą.

P ra w d a , źe ciężko i tru d n o n ie ra z o d n aleź ć ją , n aw et p rz y u m iejętn o ści o ry e n to w a n ia s i ę , a g d y w reszcie o d n ajd zie się d ro g ę , ró w n ie ż tru d n o n ie zg u b ić jej.

T a k w iele, ta k b ard zo w iele rzeczy sto i na za­

w adzie p o m ięd zy dziećm i i m a tk a m i, to w ie lk ie n ie ­ ra z strasz n ie p u lsu ją c e życie ze sw oim p o stęp em k u l­

tu ra ln y m , ze sw em i z a p a try w a n ia m i i p ra g n ie n ia m i, k tó re co ch w ila o p a n o w u je i zm ienia d ążen ia szc ze­

g ó ln ie j d o ra sta ją c e j m łodzieży.

Ż ycie sam o g łó w n ą siłę w y w ie ra n a fo rm u ją ­ ce g o się czło w iek a, n a je g o c h a ra k te r i in d y w id u a ­ lizm , a le nie m oże p o zo stać w szy stk iem ! O bok tej sro g ie j w ła d c z y n i w ych o w u jącej dośw iadczeniam i, p o sta w io n ą je s t d ru g a , p e łn a m iłości, m a tk a k ie ru ­ ją c a tern w y chow aniem , k tó re j zad an iem w ie rn ie i p il­

n ie u rz ą d swój sp ełn iać .

N a tu ra ln ie o boje rodzice p o w in n i w sp ó ln ie dzia­

ła ć i z r ę k ą w rę c e p iln ie strze d z n ajk o szto w n ie j­

szeg o sk a rb u , ja k i p o sia d a ją ; ojciec, ja k o n a tu ra ln a po m o c m atk i, 'nie p o w in ien o c ią g a ć się w o b o w iąz k u w y c h o w y w a n ia dzieci, o b o k m atk i w sp ó ln ie z n ią m ieć sw ój g ło s ; ale przecież, g łó w n a p ra c a w ty m k ie ru n k u , p rz y p a d a m atce, a szczególniej w p ie rw ­ szych la ta c h dziecięcego w ieku, n im do sz k o ły pójdą, k tó r a n a stę p n ie ró w n ież sw ój w p ły w n a p o w ierzo n e je j w y c h o w a n k i w y w ie ra .

» W iele je s t p o w o ła n y c h , ale m ało w y b ran y ch !«

S to su je się to i do m a te k i — b ia d a d ziec k u , k tó re g o m a tk a je s t n ią ty lk o — z nazw iska. W w ielk im ty m sz e re g u , do »pow ołanych« n a le ż y m a tk a , k tó ra sw oje

dziecię, po u ro d z e n iu g o , p rz ew ażn ie lu b też z u p e ł­

n ie zdaje p o d n ad z ó r p ła tn y c h osób ; n iera z oddaje je w o p ie k ę m ło d em , niedo św iad czo n em , lu b m ałem dziew częto m ; m a tk a to , k tó ra m y śli ty lk o o p rz y je­

m n o ściach i zabaw ach, za n ie d b u jąc g o sp o d a rstw o i dzieci.

K o b ie ta p rz e d e w sz y stk ie m p o w in n a b y ć żoną i m a tk ą , żyć d la m ęża i dzieci. N ie chcę p ow iedzieć przez to, żeby m ia ła się w yrzec w sz y stk ie g o innego, za m k n ą ć się ty lk o w d o m u ; nie — ale ro z sąd n a do ­ b ra k o b ie ta p o trafi p o g o d z ić i znaleźć czas na w szy­

stk o . P o z a ła tw ie n iu o b o w iązk ó w w d o m u p rzy jem n ie b ęd zie jej z m ężem i dziećm i od d ać się rozryw ce, o d p o w ied n iej jej w y m a g a n io m ; m ów ię o ta k ie j, k tó ra żyje w o d p o w ied n ich w a ru n k a c h i u p o rz ą d k o w a n y c h d o ch o d ach , g d y ż w a ru n k i u b o g iej, zarab iającej na ży ­ cie sw oje i d ziec i m atk i, zu p e łn ie są odm ienne, n ie m oże ona zu p e łn ie p rzez c a ły czas o d d ać się r o ­ dzinie.

G d y b y ż w ięc ta k a szczęśliw a m a tk a , n iep o trze- b u ją c o g lą d a ć się za za ro b k iem , u m ia ła w y zy sk ać sw ą s y tu a c y ę i w pierw szej lin ii zaw sze d o b rą m a tk ą b y ła , już b y ła b y w y tw o rz o n a w ie lk a sp ó jn ia zrozu­

m ien ia się pom ięd zy n ią a dzieck iem . Ja k ż e często m ożna sły szeć o dpow iedź zg ro m io n e g o lu b z g ro m io ­ nej za złe obch o d zen ie się z m a tk ą : »Czy m yślisz, że ja k ie d y d oznałem m iłości o d m a tk i? czy m yślisz, że n ie p am iętam , k ie d y b ęd ą c m ały m a n a w e t nieraz ch o ry m , że m a tk a m oja n ig d y , a n i je d n e g o w ieczora p rz y m n ie n ie zo stała, n ig d y o m nie nie d b ała, w iecznie w y ch o d ziła do m iasta, n a zab aw y , n a h u la n k i; n a w szystko m ia ła czas ty lk o dla m nie n ig d y n ie m iała!«

T a k a m a tk a nie p o w in n a się dziw ić b ra k u ją cej m iło ści i sza cu n k u u d o ra sta ją c y c h dzieci an i s k a r­

żyć się n a b r a k ich zau fan ia i szczerości. » K to m i­

ło ść sieje, będzie z b ie ra ł m iłość«, p ra w d ziw e to b a r ­ dzo zdanie, a gdzie te g o n iem a, w y k lu cz o n em je st d o b re p o rozum ienie m ięd zy m a tk ą i dzieckiem . T a k a m a tk a sto i ta k ż e ty lk o w rzędzie »pow ołanych«.

(4)

482

Powieść historyczna.

2. Dwóch jeźdźców.

W ia d o m o ś ć o p o jaw ien iu się d w óch jeźdźców , g a lo p u ją c y c h po g o ściń cu z Ż elechow a, p rz e d o s ta ła się do izby, z k tó re j w y sy p a li śię na p o d w ó rz e p r a ­ w ie w szy scy i k o b ie t też k ilk a , bo re sz ta n iew iast została w k o m o rze i za ję ta o czepinam i B aśk i, n ie s ły ­ szała o now inie. S k rz y p k i i b a s e tla ży d k ó w wciąż p rz y g ry w a ła p io se n k ę o ch m ielu i z k o m o ry d o la ty ­ w a ły aż tu n a d ziedziniec p isk liw e g ło s y k o b ie c e n u cą ce :

»Ż ebyś ty c h m ie lu n a ty c z k ie n ie la z ł...

W y ra ź n ie b y ło sły c h a ć te słow a, ile że n a dziedzińcu w szyscy zajęci w id o k iem zbliżających się jeźd źcó w , u m ilk li i cisza z a le g ła g w a rn e p rz e d chw ilą o b ejście S ik o ry . Je ź d ź c y ty m czasem , w je­

ch aw szy m ięd zy c h a łu p y , zw olnili koni i o g lą d a li się d o k o ła, j a k b y czegoś szukali. A le n a d ro d z e b y ­ ło p u sto , c h a łu p y b y ły p o z a m y k a n e , b o w szyscy m ieszk ań cy zn ajd o w ali się n a w e se lu u S ik o ry .

N a g le obaj p o d ró ż n i za trz y m a li się n a ś ro d k u d ro g i i w id ać ich było d o sk o n ale. O baj siedzieli na c h ło p sk ich k o n in ach , zm ęczonych m ocno, o k ry ty c h k u rzem i ro b ią c y c h b o k am i, aż lito ść b ra ła . S zkapi- n y sio d e ł n a g rz b ie c ie n ie m iały , je n o w o rk i bez strzem io n , a je d e n z jeźdźców b y ł w szarej c h ło p ­ skiej su k m a n ie z zielo n em i p o trz e b a m i i w b iałej m a g ie rc e z g a łą z k ą je d lin y do niej p rz y cze p io n ą .

N ie p a trz a ł on n a ch ło p a, bo p o d ro z p ię tą s u ­ k m a n ą w id ać b y ło k am ize lę d łu g ą czerw o n ą i k a ­ m asze n a n o g ac h , a z za p a sa w id n ia ły k o lb y p is to ­ letó w i p ałasz w isiał m u p rz y boku. T w a rz m ia ł w y ­ g o lo n ą , a z p o d m a g ie rk i w y su w a ły się d łu g ie cie­

m ne w łosy, o k ry te ku rzem i przez w ia tr rozw iane.

D ru g i jeździec o tu lo n y b y ł p łaszczem szaraczk o w y m z p o d k tó re g o ty lk o w y g lą d a ły b u ty la k ie ro w a n e i w o s tro g i z a o p a trz o n e i k o n ie c p a ła sz a w b lasza­

nej poch w ie.

Z atrz y m ali się oni n a ś ro d k u d ro g i, bo w yszła sk ą d ś s ta ra że b rac zk a, K a c p ro w a i coś z nim i g a d a ć zaczęła. Co te ra z z n ią g a d a li, tru d n o b y ło dosłyszeć, b o o d le g ło ść b y ła jeszcze znaczna, ale w id ać było, ja k K a c p ro w a kijem w sk azała n a c h a łu p ę S ik o ry , sto jącą n a k o ń c u wsi.

— D o m nie ja d ą ? — z a w o ła ł S ik o r a — a n ie c h ­ że to w ciu rn o ści !...

— A n o i cóż, że do w as, so łty sie , ja d ą — o d ­ rz e k ł n a to je d e n z g o s p o d a rz y — dw óch ich jeno, ja k ie ś w o jak i, je s t się to czego b o jać?

— A le czegój ta p ijacz k a K a c p ro w a n a m nie u k a z u je ? P e w n ik ie m o d ro g ę się p y ta ją , n ie m o g ła to im sam a p o w ied z ie ć?

— M usi, nie o d ro g ę się oni p y ta ją , jen o o so ł­

ty s a — o d rz e k ł n a to ów g o sp o d a rz .

Jeź d źcy ty m czasem ru sz y li n a p rz ó d i n a p o ­ d w ó rz u za p an o w a ło znów w śró d z e b ra n y c h g łu c h e m ilczenie, jen o w ia tr św iszczał p o śc ie rn isk a c h , a k r y ­ ją c e się za b o re m sło ń ce u k o śn em i, czerw ońem i p r o ­ m ien iam i ośw iecało w sz y stk ie tw a rz e w p a trz o n e w jeźdźców i p e łn e n iep o k o ju . Z izb y c ią g le b y ło sły c h a ć s k rz y p k i, b ase tlę , rz ę p o lą c ą p io se n k ę o c h m ie ­ lu, i p isk k o b ie t, n ie u sta n n ie n u c ą cy ch :

»Oj ch m ielu , oj n ie b o ż e !...

N a k o n ie c jeźd ź cy zb liżyli się do c h a łu p y S ik o ­ ry. T e n z nich, k tó r y b y ł u b ra n y w sza rą c h ło p sk ą

su k m a n ę z zielo n em i p o trz e b a m i i m a g ie rk ą z g a ł ą ­ zk ą je d lin y , m ó g ł liczyć k o ło p ięćd z iesięciu la t i j e ­ g o s ta ra n n ie w y g o lo n a tw arz, p o k ry ta ku rzem , w y­

ra ż a ła w idoczne znużenie. P o d je c h a ł p o d k o ło w ró t i g ło se m ła g o d n y m , a le tonem cz ło w ie k a p rz y w y ­ k łe g o do ro z k azy w a n ia, z a p y ta ł:

— T u s o łty s m ieszk a ?

— T u ! — o d p o w ied z ia ło k ilk a g ło só w .

— A g d z ie on je s t?

S ik o ra , o ciąg a jąc się nieco, w y s tą p ił naprzó d , z d ją ł z g ło w y czapkę, p o k ło n ił się p o k o rn ie i rz e k ł:

— J a je ste m so łty s, w ielm ożny p an ie.

W sz y sc y za p rz y k ła d e m S ik o r y o b n aż y li g ło w y i z cie k a w o śc ią poczęli p rz y g lą d a ć się niezn ajo m y m jeźdźcom , a pow oli, z poza ch ło p ó w , p o cz ęły się n a ­

prz ó d p rz e c isk a ć k o b ie ty , a n a ich czele p a n i T e k la K o g u c in a czyli K o g u c iń sk a , w sw em , nieco p rz e ­ k rz y w io n y m czepcu, k tó re g o ja s k ra w o czerw one w stąż k i w ia tr ro zw iew ał. P o d p a rła się p o d b o k i, bo g o rą c y k ru p n ik sz e m ra ł jej tro c h ę w g ło w ie , i p iln ie w słu c h iw a ła się w ro zm o w ę S ik o ry z niezn ajo m y m .

T en p y ta ł:

— K tó r ę d y się je d z ie do O k rz ei?

— W ie lm o ż n y p a n ie — o d rz e k ł n a to S ik o ra , w sk az u jąc r ę k ą — tęd y .

— A d a le k o s tą d ?

— H m ! b ę d z ie c h y b a z p ó łto ry m ili.

— P ó łto r y m ili! — z a w o ła ła , w y stę p u ją c n a ­ p rz ó d im ćp an i K o g u c in a — co też s o łty sie g a d a c ie ! N iech w ielm o żn y p an ty c h ch ło p ó w n ie słu ch a, bo to w szy stk ie one, ja k k u ż d y n a te n p rz y k ła d m ężczy­

zna, żadnej k a lk u la c y i, z p rz ep ro sze n iem , w e łb a c h nie m a ją . J a w ielm o żn em u p a n u d o k u m e n tn ie p o ­ w iem . T o w ielm o żn y p an ch c e do O k rz ei?

— D o O krzei.

— T a m sto ją P o la k i. T o do n ich w ielm o żn y p an chce?

— M oja jejm o ść — o d ezw ał się n a to d ru g i jeźd ziec, d o tą d m ilczący — to w a ćp an i nasze w ojsko n az y w a P o la k a m i? A cóż w a ćp an i je ste ś, nie P o lk a ?

— P rze cie, że P o lk a ... ale tu w szyscy ta k g a ­ dają.

— T o źle g a d a ją , w szy scy śm y P o la c y i za w ol­

ność i n ie p o d le g ło ść ojczyzny w alczy ć p o w in n iśm y . B y ł to m ło d y czło w iek te n to w arzy sz jeźdźca u b ra n e g o w su k m a n ę c h ło p sk ą , i p o d płaszczem m iał m u n d u r w ojskow y, g ra n a to w y z w y p u stk a m i k arm a - zynow em i, su to s re b re m szy ty . C h ciał coś w ięcej m ów ić, g d y sta rsz y p o d ró ż n y p rz e rw a ł m u ru c h em rę k i n ak a zu jący m i zw raca jąc się do c h ło p ó w , rz e k ł:

— N a k ry jc ie g ło w y , w ia tr zim ny w ieje. N a k ry j- cie g ło w y !

S ik o r a sk ło n ił się n izk o i o d p a r ł :

— Ej w ielm o żn y p an ie, ch ło p u to ta w ia te r nie szkodzi, a ja k ż e sta ć p rz e d w ielm ożnem i p an am i w cz ap k ac h n a g ło w a c h ? M y ta zw yczajni zim na.

A le jeździec jeszcze ra z k a z a ł im w dziać czap k i, a ta k a ja k a ś siła b y ła w je g o g ło sie,ż e ch ło p i, choć z o c ią g a n ie m się w dziali czapy.

— Co tu u w a s za z e b ra n ie ?

P a n i K o g u c in a zn ow u w y su n ę ła się n a p rz ó d i p o p ra w ia ją c p rz e k rz y w io n y n a g ło w ie czepiec, za­

w o ła ła :

— T o w ielm ożny p an ie w esele. S o łty s w y d a je sw ą c ó rk ę , je d y n a c z k ę za m ąż. O ! sły szy w ielm o żn y p an , ja k ż y d y g r a ją p rz y śp ie w e k o ch m ielu ? T eraz są oczepiny...

W rzeczy sam ej, m im o w z m a g ające g o się pod w ieczór w ia tru , k tó r y śm ig a ł po n a g ic h rż y sk a c h i w y ł ję k liw ie , m im o, że o k n a i drzw i c h a łu p y b y ły za m k n ię te , ro z le g a ły się je d n a k w y ra ź n e to n y sk rz y ­

(5)

N r 31 » R O L A«¡

piec i b ase tli, w y g ry w a ją c e m e la n c h o lijn ą pio sn k ę 0 chm ielu.

— A gdzież je s t p a n n a m ło d a ? — s p y ta ł s t a r ­ szy p o d ró ż n y .

— T e r a są o czep in y i p a n n a m ło d a je s t w k o ­ m o rze. A chce ją w ielm o żn y p a n zobaczyć? — p y ta K o g u c in a i nie czek ając n a odpow iedź, zw ró ciła się do S ik o r y i s z e p n ę ła :

— Id ź cie s o łty sie i sp ro w a d ź c ie B a śk ę tu taj. T o ja k iś w ielki pan, z oczów m u to w idać, p e w n ik ie m chce jej dać su te g o gościń ca. Idźcie, n ie m aru d ź cie ! W y p c h n ę ła p ra w ie Sikorę, a sam a p o d esz ła do p o d ró ż n y ch , z k tó ry c h sta rsz y p y ta ł:

— C zy d ro g a do O k rz ei d o b ra i p r o s ta ?

— G dzie tam , w ielm o żn y panie, p ro s ta — o drze­

k ła K o g u c in a — bez b ó r idzie, a n o c k a za pasem , k to jej nie zna, m oże p obłądzić. L e p ie jb y w ielm ożny p a n z ro b ił, ż e b y n a n asz em w e se lisk u się zabaw ił, a ju tr o ś w ita n ie m p o jech a ł. Za d n ia zaw d y lepiej jechać...

P o d ró ż n y u śm ie c h n ą ł się n a to sm u tn ie i zw ra­

cając się do c h ło p ó w , r z e k ł:

— M usicie m i c h ło p c y d ać p rz e w o d n ik a i św ie ­ że k o n ie , b o te są ta k zm ęczone, że w dro d ze u sta n ą . J u tr o o d eślec ie je do Ż elechow a do b u rm istrz a . N a te sło w a w y su n ą ł się z g ro m a d y W a łe k K ło n ic a i k ła n ia ją c się jeźdźcom , rz e k ł, m iętosząc czapę w rę k a c h :

— W ie lm o ż n y p a n ie k ie j p o trz e b a p rz ew o d n ik a do O krzei... to ja b y m m oże p o jech ał...

S ta rs z y jeździec sp o jrza ł n a zm ięszan eg o m ocno W a lk a i rz e k ł:

— D o b rz e , a znasz d ro g ę ?

— N ie m ia łb y m znać ? ad y ć n ie m a ty g o d n ia , że­

b y m ta m n a p ie c h tę nie chodził.

— A czem u to w w o jsk u n ie służysz, ta k i m ło d y 1 z d ro w y ? — z a p y ta ł d ru g i p o dróżny. — O jczyzna w y ­ m a g a , b y w szy scy jej sy n o w ie s ta n ę li w o b ro n ie zagro żo n ej n ie p o d le g ło ś c i n a ro d u .

Z m ięszał się jeszcze b a rd z ie j i nic n ie o d rz e k ł, ale n a szczęście zjaw ił się S ik o ra , p ro w a d z ą c B a śk ę już w czepcu, z a sła n ia ją c ą rę k a m i oczy ze w sty d u , a za n ią w y sy p a ła się c a ła g ro m a d a k o b ie t i też ż y d k o w ie ze sk rz y p c a m i i b a se tlą , w y g ry w a ją c z za cięciem p io se n k ę o chm ielu.

G d y S ik o r a p rz y w ió d ł sw ą c ó rk ę p rz ed starsze g o p o d ró ż n e g o , te n z a p y ta ł:

— T o p a n n a m ło d a ?

— T a k w ielm o żn y p a n ie ! — k rz y k n ę ła K o g u ­ cina i zw raca jąc się do B a śk i, rz e k ła :

-— C zegój się w sty d asz B asiu ? W ie lm o ż n y pan je s t d o b ry . P o k ło ń się p an u , ja k p rz y sto i.

B a ś k a o b ję ła k o la n a jeźdźca, a te n d o b y w a ją c z kieszeni, z ło ty p ien iąd z w su n ął g o w rę k ę dziew czy­

n y i rz e k ł ła g o d n ie :

— T o m asz n a tw o je n o w e g o s p o d a rstw o , a ja k b ęd ziesz m ia ła sy n a, to w y ch o w aj g o na d o b re g o P o la k a i daj m u n a im ię T ad eu sz, n a p a m ią tk ę , żeś w dzień tw e g o w e se la s p o tk a ła się z naczelnikiem K o śc iu sz k ą .

T e d y dziew czyna jeszcze ra z z g ło śn em szlocha­

n iem p rz y p a d ła do n ó g N a czeln ik a, k tó r y p a trz a ł na n ią sw em i ła g o d n e m i i sm u tn e m i oczam i i g ła s k a ł ją r ę k ą p o g ło w ie, a to w arzy sz je g o , m ło d y oficer, p o d n o sząc k a p e lu sz z g ło w y , o b ró c ił się do ch ło p ó w i z a w o ła ł:

— C hłopcy, w g ó rę cz ap k i! N iech żyje naczel­

n ik K o śc iu sz k o ! N iech żyje P o ls k a !

A le ch ło p i sta li ja c y ś niem i, cz a p k i w p raw d zie p o zd e jm o w a li znow u, i n ie w ied z ie lib y zapew ne, co ro b ić , g d y b y n ie m a jste r szew ski, im ćp an Ild e fo n s K o g u t-K o g u c iń s k i. W y sk o c z y ł on n a p rz ó d i c isk a ­

ją c w g ó r ę sw ój zasm olony nieco k a sz k ie t, w rzeszczał o c h ry p ły m g ło se m :

— C egój s to ita , ch am y , ja k k o łk i? W iw a t n a ­ czeln ik K o śc iu sz k o ! A w y żydy g r a jta tę p r z y ś p ie ­ w kę, co ją m y o b y w a te le w Ż elechow ie śp iew am y ! I p o d p a r ł się p o d b o k i, a w ia tr mu. ro zw iew ał k o sm y k i rz a d k ic h w łosów i n os czerw o n y zaczerw ie­

n ił się jeszcze bard ziej i g ło se m o c h ry p ły m , fa łsz u ­ ją c sz k a ra d n ie , śpiew ać p o c z ą ł:

» T y co ś n a d z ie ją je s t naszą, W o d z u ! o P o ls k i o z d o b o ! Ż a d n e n a s g ro ź b y n ie straszą, G d z ie k o lw ie k p ó jd z ie sz , m y z to b ą !«

T o w a rz y sz y ła m u w ty m śp iew ie cien k im d y ­ sz k a n te m im cipani K o g u c in a , a ży d k i g ra ć po częły n u tę n a sk rz y p k a c h i b a se tli, a ch ło p y też zachęco­

n e i ro z g rz a n e tą m u zyką, poczęli k rz y c z e ć : w iw at N a cze ln ik ! i cisnąć się do je g o k o la n i r ą k i c a ło ­ w ać i ściskać, a k o b ie ty się p o p ła k a ły i zaw odząc g ło śn o , w o ła ły :

— W id z ita , ja k i to p an d o b ry , a ch u d z in a ta k a i w naszą c h ło p sk ą su k m a n ę się p rz y b ra ł. T o nie żaden ciarach , jen o ta k i chłop ja k m y, a m ocarz je s t s tra ś n y i m a w ojska ja k g w iaz d na niebie.

A te n h e tm a n w c h ło p sk ie j su k m an ie s ta ł ro z ­ rz ew n io n y i m ó w ił:

— D z ię k u ję w am , ch ło p cy , dziękuję, ale przę- d ew sz y stk ie m d ajcie m i k o n i i p rz e w o d n ik a do O krzei, bo m i b ard zo pilno.

Z a k rę c ił się S ik o r a i inni g o sp o d a rz e i w dw a p acierze N aczeln ik K o śc iu sz k o i je g o a d ju ta n t pan J u lia n N iem cew icz, pędzili n a św ieżych k o n iach pod p rz ew o d n ictw e m W a lk a K ło n ic y , d ro g ą do O krzei.

(C ią g d alszy n a s tą p ił.

Już wnet przyjdzie lepsza dola...

3 u z w n e t p rzy jd zie le p sz a dola, J3o z e w sc h o d u hen od pola Idzie ju z w o ln o ś c i z o r z a , F ę d z i n oc cienrinoty w m orza.

J u z w n e t p rzy jd zie le p sz a dola, C hoć rozdarła n as n iew o la, J3o od ludu w y s z ła sk arga, I n ie w o lę ju z w n e t starg a ! J u ż w n e t p rzy jd zie le p sz a dola,

$0 p rzesią k ła k rw ią ta rola, k rew s ił? taką rodzi, Ż e się naród o sw o b o d z i.

J u ż w n e t p rzy jd zie lep sza , dola, J3o w n arodzie taka w o la ; Z jed n o czo n ej pracy s iłą , O sw o b o d z ić P o lsk ę m iłą.

J u ż w n e t p rzy jd zie le p sz a dola, R a c ła w ic k ie ś w ia d c z ą pola, Ż e lud um ie zd o b y ć s ła w ę Ż y ć i u n irzeć z a s w ą sp r a w ę .

J ó z e f N o c e k .

(6)

4§4 » R Ô L A« A r 31

Tajemnicze zwierzęta.

O d n ie p a m ię tn y c h czasów łącz y się z pew nem i z w ie rz ę ta m i p o jęcie czeg o ś ta je m n ic z e g o ; p o stać i nazw a ich je s t dziw ną, niejasną, o to czo n a ja k ą ś m g łą fa n ta sty c z n ą i z a w iera ją cą w sobie p ew n e m a ­ g ic z n e znaczenie.

H is to ry a n a tu ra ln a nie w chodzi w obec ty c h n a d ­ zw y czajn y ch stw o rz eń w cale w ra c h u b ę — są one b o w iem ściśle złączone z w y o b ra ź n ią lu d u i uczeni n ic tu zm ienić nie m ogą. P o e z y a m ian o w icie z a c h o ­ w uje u lu b io n e m tajem n icze m zw ierzętom ich p r a s ta ­ r ą g o d n o ść i tra d y c y o n a ln y u ro k .

D ziw nem je s t to, że o p ró cz k ilk u w y jątk ó w , są zw ierzęta m ag iczn e czyli tajem n icze u w szy stk ich cyw ilizow anych n a ro d ó w te sam e, o ile są znane, te m sam em cieszą się uznaniem . L u d o w e p o d an ia nie w ielk ą i ty lk o w a ru n k o w ą o d g ry w a ją rolę. M o ­ żn a śm iało po w ied zieć, że wąż, k o t, m ysz, sow a i k ru k w szędzie są o to czone u ro k ie m tajem niczości.

T ru d n o pojąć, d laczeg o te w ła śn ie stw o rz e n ia n ależ ą do tajem n iczy ch . M o żn ab y się o d w o łać n a n o cn e życie k o ta , m yszy i so w y i u w ażać to za g ł ó ­ w n y pow ód ich g o d n o śc i m agicznej. U in n y c h zno­

w u, ja k n. p. u k r u k a lu b sło n ia, b y ło b y ich n ie ­ zm iern ie d łu g ie ży c ie p o d s ta w ą tajem n iczo ści, ale o rz eł żyje dłużej niż k r u k — żyć d w ieśc ie la t nie je s t u o rłó w niczem n ad zw y czajn em , a p om im o to n ie n a le ż y orzeł w cale do p ta k ó w m isty czn y ch . F an - ta z y a nie otacza g o a u re o lą tajem niczości i n ie p rz y ­ p isu je m u d a ru p rz e p o w ia d a n ia przy szło ści. P a p u g i d o ch o d zą do b a rd z o p ó źn e g o w ieku, a je d n a k n ie p o sia d a ją szlac h ectw a m isty cy zm u . M oże d la te g o , że są śm ieszne i śm ieszność za b ija tajem n iczo ść. A le i k r u k je s t czasem b a rd z o za b a w n y i z tem w szy stk iem je s t m isty czn y m p ta k ie m . W id a ć w ięc, że u z n a n ie z w ie ­ rz ą t n ie zależy od ich za słu g i p rz y m io tó w . N ieznacznie, n ie p o c h w y tn ie otacza lu d z b ie g ie m ty się c y la t m agi- cz no-m istyczną o sło n ą, w y b ra n e p o sta c ie zw ierząt.

N a jw iern iejszy nasz p rz y ja ciel, pies, n ie n ależ y w c ale do sz e re g u szczęśliw ych ty c h stw o rz eń . M oże d la te g o , że zn a m y g o ta k d o b rze, i że ja k w iadom o, z b y tn ia p o u fa ło ść g ra n ic z y z p o g a rd ą . F a k tu te g o n ie zm ienia n a w e t to, że w b a jk a c h i h isto ry a c h o d u ch a ch o d g ry w a p ies w a żn ą ro lę . T a k ie zw ierzę n ie p o trz e b u je w c ale jeszcze b y ć m isty czn e. P ie s, ja k o n ie o d s tę p n y to w arzy sz człow ieka, m a p e w n e p ra w o do d uchów , Są n a w e t ludzie, b ę d ą c y w zaży­

ło śc i z „n iew id z ialn em “, k tó rz y tw ierd z ą, że p sy w i­

dzą d u ch y , alb o że je p rzeczuw ają. P o m im o to, pies n ig d y nie b ęd zie zw ierzęciem tajem niczem .

T o sam o m ożna p o w ied z ie ć o k o n iu , pom im o, że b y ły siw ki, k tó re w p o w ie trz u p ęd z iły , lu b też p rz e s k a k iw a ły g ó ry , la sy i rzeki!

T em dziw niejszem je s t zatem to , że k o t n ależ y do n a ju lu b ie ń sz y c h zw ierząt m isty czn y ch , d la te g o p ew n ie , że o b o k w ielk iej p rz y tu ln o śc i do człow ieka, zaw sze się w pew nej trz y m a re zerw ie. C zy m oże b y ć coś w sp an ia lsz eg o i w y tw o rn ie jsz eg o , ja k pię k n y , w y ro sły k o t? P o c h o d z e n ie jeg o je s t o k ry te t a ­ jem n icą — w iem y ty lk o ty le , że p rz y b y ł do n as z d a le k ie g o , z a g a d k o w e g o W sc h o d u . Z ycie k o ta w n o c y je s t n am niezn an e — g d zie chodzi, ja k ie ta ­ jem n icze są je g o d ro g i! Z ja k ie j p rz y sz e d ł do nas p u sty n i, z ja k ic h m arm u ro w y c h lu b zło ty ch p a ła c y z czasów p rz e d h isto ry c z n y c h z a b łą k a ł się do naszy ch c h a t i le p ia n e k ? M am y tu n a m y śli ty lk o szlac h etn e k o ty d om ow e, n ie zaś b rz y d k ie i d zik ie k o ty leśne.

W ie lk ie k o ty d ra p ie ż n e nie są zw ierzętam i mi- stycznem i, z w y ją tk ie m ty g ry s a , m ian o w icie w W s c h o ­ dniej A z y i, w łaśc iw ej je g o ojczyźnie. T a m n a b y ł on p e w n e g o u ro k u d em o n iczn eg o .

W C hinach, je d y n y m k ra ju na św iecie, je s t t a ­ jem n iczy m zw ierzęciem lis. P a n u je ta m p rz esąd , że liszk a je s t za cza ro w an ą b a rd z o p ię k n ą dziew czyną, n ie b ez p iecz n ą d la m ęzczyzn, d la te g o nie n ależ y jej ścig ać i p rz eślad o w a ć. Ż yjąc sp o k o jn ie w lesie, nie je s t ta k niebezpieczną.

K ró le m je d n a k w szy stk ich zw ie rzą t ta je m n i­

czych b y ł i je s t w ąż. M oże d la te g o , że ta k ściśle złączo n y je s t z h is to ry ą stw o rz en ia św iata i u p a d ­ k ie m p ie rw sz y c h n asz y ch rodziców , i że o d te g o czasu je s t u o so b ien iem z łeg o i p o k u są do g rz ech u . U w szy stk ich ludów , bo i sm o k c h iń sk i je s t w ężem , znaczy w ąż to sam o, co n ieg o d ziw o ść, p o d s tę p i fałsz.

W n ajd a w n ie jsz y c h czasach, o b aw ia li się ludzie m niej zw ie rzą t d ra p ie ż n y c h , niż z a tru te g o jad em u k ą sz e n ia u k ry te j p o d liśćm i żmii. P o m im o to nie u k a z u je nam się je d y n ie ja k o »wąż w raju«, ja k o za sad a złeg o — w ąż s ta ł się raczej m isty czn em oznaczeniem »św iata«.

Żm ija, k ą sa ją c a swój w ła sn y o g o n — to je s t n ie s k o ń ­ czoność — to j e s t istn ie n ie bez p o c z ą tk u i k o ń ca . Ż m ija oznacza ta k ż e m orze, a ja k o w ąż M id g a rd o b e j­

m u je c a łą lu d zk o ść i g ro z i je j zniszczeniem .

W b a jk a c h sp o ty k a m y d o b re żm ije — p rz e m a ­ w iające serd e c z n ie i d ając e d o b re n a u k i i ra d y , a le są też p ła z y i g a d y straszliw e, n a k tó ry c h w id o k d rż ą ze stra c h u najw aleczn iejsi rycerze.

O żm ijach i w ężach m o żn ab y dużo p isać i m ó ­ wić, o w ężach w In d y a c h , w A zyi i o m ały ch , d o ­ m o w y ch w ężach n a L itw ie. W sz ęd zie o to czone są czcią i tajem n iczo ścią, pom im o, że wąż s ta ł się p rz y ­ cz y n ą nieszczęścia ro d u lu d z k ie g o !

Z p ta k ó w cieszą się n ajw ięk sz em p o w a żan iem b o cian y , p e w n ie d la te g o , że » przynoszą z w ody dzieci«.

B o c ia n a n az y w ają w N iem czech » p tak iem duszy«

i. o p iek u n em d o m o w eg o o g n isk a. J e g o w ę d ro w n a n a ­ tu ra , je g o tajem n icze od ejście i p o w ró t zjed n a ły m u g o d n o ść m istyczną.

T o sam o odnosi się do m ałej a w szy stk im ta k sy m p aty cz n ej ja sk ó łk i.

T ajem n iczem i są też chrab ąszcz i m otyl, ta je m ­ niczość je d n a k ch rab ąszcza p rz y w ią z a n ą je s t g łó w n ie do E g ip tu . K to n ie s ły s z a ł o e g ip s k ic h s k a r a b e u ­ sza ch ? M yśl o n ie śm ie rte ln o śc i w zm ianie p o staci zn a la z ła w tem s tw o rz e n iu w y ra ź n y dow ód. P o e t y ­ czniej i w eselej w y ra ż a się ta m y śl w ro z w ija n iu się m o ty la . T o je s t m isty czn e stw o rz o n k o , n a k tó re g o d e lik a tn y c h s k rz y d e łk a c h n iem a ani c ien ia czegoś, co ro z b u d za w s trę t i odrazę. J a ś n ie ją c y św ietn em i k o lo ra m i, w eso ły , sw o b o d n y , un o si się z n iezró w n a n y m w dziękiem n a d w o n n y m i k w iatam i. Ż y cie je g o je st p ięk n e, lecz k r ó tk ie — k to w ie je d n a k , czy, p o ­ c h o d z ąc z b rz y d k ie j g ą sie n ic y , n ie zam ienia się p o ­ tem te ż w in n e stw o rz e n ie ? K to z d o ła ł zb a d a ć t a ­ je m n ic e zw ie rzą t m isty c zn y ch i ta je m n ic e p rz y ro d y ?

1 P Ł Y N A D N I.

Rozmaicie na tym świecie Człowiekowi płyną dni, Czasem wesół jako dziecię, Czasem gorzkie pad n ą łzy.

Ja się smucę, kiedy sm utek D otknie drogich osób mi, A raduję, gdy z tych drogich Ktoś przez chwilę o m n ie śni,

} . Wł. Kobylański,

(7)

N r 31 » R O L A« 485

W P O R Z E W I E C Z O R N E J .

D ziecino m a ła ! w p o rz e w ieczornej W ą tłe rączęta, nim spoczniesz, złóż I b ła g a j B o g a w p ro śb ie p o k o rn e j, N iechaj Cię strzeże tw ój A n io ł S tró ż.

N iec h p rz e w o d n ik ie m w ży ciu ci będzie, K ie d y dożyjesz późniejszych lat,

N iech sw em i s k rz y d ły ch ro n i cię w szędzie, G d y n a tw ą z g u b ę zaczyha św iat.

O d p ierw szy ch dzio n k ó w życia tw o jeg o Ś ciel się, dziecino, do B o ż y c h stó p — O n cię u ch ro n i p ew no o d złego, I dozn ać nie da b o le sn y c h p ró b . B o w życiu lu d zk iem p e łn o n ie d o li;

W szędzie p o k u sy , zgnilizna, b ru d . Co cios u d erzy , to bardziej boli, A k a ż d y now y, to w ięk szy ¿ tru d .

S p o tk a cię w życiu zaw odów ty le, I ty le ciern i w śró d życia d ró g , Że ra d b y ś, a b y w zim nej m o g ile C orychlej szczątki tw e zło ży ł B ó g . I k tó ż w n ied o li tej ci pom oże, K to w życiu c h ro n ił będzie od burz, J e ś li nie O ko w szechm ocne B oże, J e śli, dziecino, nie A n io ł S tró ż ?

A w ięc, m aleń stw o , w tej ży cia w iośnie Z aw czasu m o d ły do N ie g o ślij ;

M ó d l się ochoczo, m ó d l się ra d o śn ie, A życie tw oje m inie ci lżej !

P rze ży jesz la ta tw e w szczęśliw ości,

Czy w m iejskich m urach, czy też w śró d pól, W szacu n k u ludzkim , w B ożej m iłości, N ie zaznasz co to rozpacz i b ó l!

A n to n i St. Bassura.

(8)

» R O L A » Nr 31

K i e d y p ić w o d ę ?

S ą ludzie, k tó rz y się tern szczycą, że »nigdy«

w o d y nie piją, a je d n a k są zdrow i. T a k ic h n ie p rz y ­ ja c ió ł w o d y je s t u nas sp o ro . S ą też inni, m niej za­

w zięci, czyli ta c y , k tó rz y p iją w odę, b y le nie po t a ­ k ich p o tra w a c h i p o k arm a ch , po k tó ry c h w o d a szk o ­ dzi. T a k ic h je s t znacznie w ięcej.

Gzy je d n a k ta k a »obaw a« w ody je s t u z a sa d n io ­ n ą ? Czy w o g ó le pić w odę i czy pić ją po w szy stk ich bez w y ją tk u p o k a rm a c h ?

N a to b ard zo w ażne p y ta n ie o d p o w ia d a jasn o i stanow czo czasopism o »L ekarz« w in te re su ją c y m na te n te m a t a rty k u le p ió ra D ra K . R z ę tk o w s k ie g o :

„Czy czysta, św ieża w oda, p ita nie w n a d m ie r­

nej ilości — za p y tu je a u to r — m oże zaszkodzić zdro w em u cz ło w iek o w i? Czy są ta k ie p o k a rm y , po k t ó ­ ry ch w o d y pić nie w olno bez n a ra ż e n ia się na p o ­ w ażne n ieb ez p iecz eń stw o ? O to dw a p y ta n ia , k tó re są b ard zo często p rz ed m io te m p o w a żn y ch sp o ró w , to czą cy ch się za sto łe m w ielu rodzin. I nic d ziw ne­

go. T am , g d zie w y p ic ie sz k la n k i czystej w o d y po sa ła c ie uw aża się za sam o b ó jstw o , a n am ó w ien ie ko g o ś do w y p icia w ody po m izery i, alb o co g o rsz a — po ry b ie tra k to w a n e b y w a jak o zab ó jstw o , tam t a ­ k ich p y ta ń się nie ro z strzy g a. M ów i się w p ro st:

„ W o d y p ić nie w olno i k w ita ! “

N ie dow odzi to je d n a k , a b y te ta k ogó ln ie uzn an e i ¡Przekazyw ane z p o k o le n ia n a p o k o le n ie z a ­ k a z y nie p o d le g a ły d y sk u sy i. A sp ó r te n tre śc i się ja k n a stę p u je :

S ą p o tra w y tru d n o s tra w n e i p o tra w y le k k o stra w n e . O tóż sa ła ta , k a p u s ta , m izery a, w ę g o rz i t. d., n ależ ą do p o k a rm ó w tru d n o s tra w n y c h , k tó ry c h s a ­ m a ob ecn o ść w k iszk ac h już m oże p o b u d zić te k i ­ szki do sz y b k ie g o ru c h u , co w n a stę p stw ie n a w e t bez w o d y spo w o d o w ać m oże ro z stró j żo łąd k a. Im p rę d z e j soki ż o łą d k o w e p rz y tra w is n iu na ta k ie p o ­ k a rm y p o d ziałają, tern szybciej je u n ieszk o d liw ią.

W o d a te soki ro z c ie ń c z a : p ijąc w odę, ro z cień cz a­

m y w p o d o b n y m sto p n iu nasze so k i tra w ie n n e a z a ­ tem o sła b ia m y n ieco ich sp raw n o ść. S k u tk ie m te g o ow e so k i tra w ie n n e nie ta k sz y b k o d z ia ła ją i nie ta k en e rg iczn ie zm ien iają ow e „ n ie z d ro w e “ p o k a rm y , przez co z a le g a ją one dłużej żo łą d e k i kiszk i i d r a ­ żnią je. T o isto tn ie m oże sp o w o d o w a ć ro zstró j żo­

łą d k a , ale nic w ięcej.

W y n ik a z te g o , że czy cz ło w ie k w y p ije p o s a ­ łacie, m izery i, w ę g o rzu , sz k la n k ę w o d y , czy sz k la n ­ k ę piw a, czy sz k la n k ę h e rb a ty , lu b w ina, sk u te k b ę ­ dzie te n sa m : a lb o nie zaszkodzi m u to w cale, albo też sp o w o d u je le k k ie za b u rze n ie kiszek . T o też cz ło ­ w iek , k tó r y z a b ra n ia w ie lk im g ło se m p ic ia w o d y p o sałac ie, m izeryi i t. p.. a n a to m ia s t uprzejm ie p o d su w a piw o, h e r b a tę lu b in n y nap ó j, je s t po p ro stu śm ieszny. A że p o z o rn ie sz k la n k a p iw a rzadziej

»szkodzi« niż sz k la n k a w ody, w y n ik a to stąd , że p i ­ wo p ijem y zw olna, ły k a m i, ta k sa m o ja k h e rb a tę i inne n ap o je, w odę zaś p ije m y odrazu.

S treszc zając się, pow iem , że n iem a ta k ie j p o tr a ­ w y, po k tó re jb y m o g ła zaszkodzić cz ło w ie k o w i szklan k a św ieżej, n ie z b y t zim nej, czystej w o d y , w y p ita p o ­ w oli. O w szem , w o d a w y p ita w ten sp o só b , n a w e t p o d cz as sp o ży w a n ia n ajn iez d ro w szy c h p o tra w , m oże się ty lk o p rz y czy n ić do ła tw ie js z e g o s tra w ie n ia ich, b o sp u lc h n ia je w ż o łą d k u , p rz y c z y n ia się do d o k ła ­ d n iejszeg o ro z ro b ie n ia i u ła tw ie n ia sokom tra w ie n ­ n y m d o k ła d n ie jsz ą ich p rz e ró b k ę , n ie ro zcień czając w m ały ch ilo ściach z b y tn io ty c h so k ó w .“

Z atem w o d ę p rz y k aż d em ' jed ze n iu pić m ożna, b y le pow oli i m ałem i ły k a m i, a p rz y n ie sie ona w ię- Jjszy p o ż y te k niż piw o, lu b h e rb a ta ,

P o r a ż e n i e s ło n e c z n e .

N iez w y k le u p ały , ja k ie często zd a rza ją się g d z ie indziej i u nas, z w ró ciły też u w a g ę n a je d n o z n a j­

fa ta ln ie jsz y c h n a s tę p s tw te g o zjaw iska, m ianow icie n a ta k częste w y p a d k i p o ra ż e n ia sło n ecz n eg o .

K ie d y ż i ja k o b jaw ia się p o ra ż e n ie ? O to, n a ­ stę p u je ono zw y k le w te d y , g d y o so b a n ie p rz y w y k ła do siln eg o u p a łu zm uszona je s t do p ra c y w p ie k ą ­ cy ch p ro m ie n ia c h słonecznych. Im w ilg o tn ie jsz e je st p rz y te m p o w ietrz e, te m n ieb ez p iecz eń stw o w iększe, g d y ż czynność g ru c z o łó w s k ó ry , w y d z ie la jący c h pot, staje się u tru d n io n ą .

P o ra ż e n ie w ty m w y p a d k u z a p o w ia d a się siln y m b ó lem g ło w y . W ra z ie z a n ie d b a n ia n a ty c h m ia sto w e g o ra tu n k u c h o ry p a d a n a ziem ię, g d y ciało je g o m io ta się w k u rc zac h . Z ęby są m ocno z a ciśn ięte, sk ó ra znieczu lo n a, o d d ec h n ie p ra w id ło w y .

In n y m o b jaw em p o ra ż e n ia , to n a g łe w y stą p ie ­ n ie o b fite g o p o tu ; ch o ry b le d n ie , w a rg i je g o sinieją, b ia łk a oczu i ży ły n a b ie g a ją k rw ią . O d d e c h sp o k o jn y , ale b a rd z o sła b y . I w ty m ra z ie ch o ry u p a d a , nie tra c i je d n a k św iad o m o ści zu p ełn ie, a ra tu n e k jest s to su n k o w o ła tw y .

N a jn ieb ezp ieczn iejszą fo rm ą p o ra ż e n ia je st u tr a ta p rz y to m n o ści w śród uczucia siln e g o p ra g n ie n ia bez p o p rz e d n ie g o zm ęczenia. O m d len ie w ty m w y p a d k u trw a czasem do dw óch dni, a ch o ry , m oże um rzeć, nie o d zy sk aw szy p rz y to m n o ści.

P o ra ż e n ie o b ja w ia się ta k ż e p o d p o sta c ią sza­

lo n e g o b ó lu g ło w y , k tó r y p o tę g u je się aż do o b łęd u . Ś m ie rć w p ra w d z ie n a stę p u je w ta k im ra zie rzadko, ale b ó le g ło w y m o g ą się p o w tarzać p rzez d łu g i sze- r e g ty g o d n i, w y w o łu jąc cz ęstą u tr a tę p rz y to m n o ści i nie u s tę p u ją p o d w p ły w e m ż a d n e g o le k a rstw a .

P o ra ż e n ie je d n a k w y stę p u je n ie ty lk o n a u licy lu b w polu, ale n a w e t w m iejscach za m k n ię ty c h . C h o ry d oznaje za w ro tu g ło w y i p a d a na ziem ię, s k ó ra je s t w ilg o tn a i ch ło d n a, o d d ec h p rz y śp ie szo n y , tę tn o s ła b e , źren ice rozszerzo n e, te m p e r a tu ra c ia ła n a jc z ę ­ ściej niższa od n o rm aln ej. N ie k ie d y w y stę p u ją i ku rcze.

C elem p rz y w ró c e n ia c h o re g o do zd ro w ia w y ­ s ta rc z a w ty m w y p a d k u zazw yczaj u su n ięcie g o z m iejsca g o rą c e g o , ro z lu ź n ien ie odzieży s k ro p ie n ie g ło w y zim n ą w o d ą i p o d a n ie a m o n ia k u do w dychi- w ania. Co do p rz e jść w e w n ętrzn y c h , ja k ie się p o d ­ czas p o ra ż e n ia w ciele cz ło w ie k a o d b y w a ją , to z d a ­ nia uczo n y ch nie są zgodne. J e d n i u w ażają za je d y n y p o w ó d d z ia ła n ie w y so k iej te m p e r a tu ry n a o śro d k i nerw o w e, p o w o ła n e do re g u lo w a n ia c ie p ło ty ciała.

S ą d z ą też n ie k tó rz y , że k re w p o d w p ły w em g o rą c a n a b y w a w łasn o ści tru ją c y c h i d ziała zabójczo na n erw y , re g u lu ją c e se rce i naczyń k rw io n o śn y c h .

N a jp ra w d o p o d o b n ie j je d n a k czyn n ik iem d z ia ła ­ ją c y m są tu n ie p ro m ie n ie cie p ln e sło ń ca, ale p r o ­ m ienie chem icznie czynne. D la te g o też śro d k ie m za rad c zy m p rz eciw k o p o ra ż e n iu m a b y ć w yłożenie k a p e lu sz a tk a n in ą b a rw y czerw onej.

r— H U M O R . — -

Z doświadczeń.

N ie c h a j s ta ry s ta rą b ie rz e er W te m m u sta ra ż o n k a k rw ista N ie c h się żeni m ło d y z m ło d ą ! Z m a rła , d a rz ą c go sw o b o d ą , T a k w ciąż g ło s ił w d o b re j w ierze I w n e t s ta ry m o ra lis ta M o ra lista z siw ą b ro d ą . O ż e n ił się z d z ie w k ą m ło d ą .

W sądzie.

S ę d z i a : — P o w ie d z m i, o sk a rż o n y , d la c z e g o , zn a la z łsz y p u g i­

la re s z 20 k o ro n a m i, n ie o d n io słe ś go d o p o licy i?

O s k a r ż o n y : — B y ło ju ż p o p ó łn o c y .

S ę d z i a ; — T a k ? A d la c z e g o n ie o d n io słe ś r a n o ? O s k a r ż o n y : B o ju ż b y ł p u sty , p a n ie sędzio. N ie w a rto .

(9)

Ñ r з і » R O L A« 487

JU LIU SZ PR U S.

( L u d w i k St. U n s i n g).

Błędy życia.

P o w i e ś ć . V I .

FRANKOWA ZEMSTA.

P rze z d w a ty g o d n ie F r a n e k p ra w ie nie w y c h o ­ dził, c ią g le b y ł p o d ra żn io n y , m ało ja d ł, nic n ie m ó ­ w ił, ale za to dużo m y ślał. M a się rozum ieć, ze nie m y śla ł n ad ro z trząsa n ie m w łasn ej g łu p o ty , ani ile je s t w in y w u p o k o rz e n iu , ja k ie g o s p o tk a ło , ale b ez­

u sta n n ie k n u ł in tr y g i i zem stę n a sp ra w có w tej aw an­

tu ry . O tóż F ra n e k , n ie m ając so b ie c a łk ie m nic do zarzu cen ia, zn a la zł za to g r u b ą w a d ę w podw ójcim , a jeszcze g ru b sz ą we

W a le n ty m . T e n o s ta ­ tn i b o w iem m u siał by ć zazd ro sn y m o R ó z ię , n a b re c h a ł p rz ed pod w ó jcim , ile w lazło, a za to p o d ­ wój ci n a r o b ił m u w e wsi w sty d u i j e ­ szcze g o w oczy zprzezy w ał. S tą d w y ­ n ik a ła k o n ie c z n a p o ­ trz e b a zem sty , bo g d y jej nie w yw rze, to w sty d b ęd zie c h o ­ d ził za nim ja k cień, ludzie b ę d ą m u się śm ia li w oczy, a on sam c h y b a zg in ie ze w ście k ło śc i. D ru g im p o w o d e m , k tó ry w p ły w a ł na p o m n o ­ żen ie uczucia z e m ­ sty , b y ło to, że z a ­ p o w ied ź pierw sza R ó z i w y szła już

w n ied zielę, zaś o n a sam a nieszczęście F r a n k a w cale d ziew k a!

J a k w sp o m n ieliśm y , F r a n e k p o d w u ty g o d n io ­ w ej an a liz ie n ie stra w n y c h uczuć, w y n a la z ł w reszcie g o d n y sp o só b na w y w a rc ie sw ojej zem sty, w ślad też za tem p o sz e d ł so b ie p e w n e g o ra z u do m ia sta i po k ilk u g o d zin ac h w rócił, ju ż zu p e łn ie w esół i z a d o ­ w olony.

T y m czasem d ru g a zap o w ied ź R ó z i w y sz ła ; w dom u p o d w ó jc ie g o ro b io n o p rz y g o to w a n ia do w e seia, a w e wsi m ów iono już ty lk o o m ając y m się o d ­ b y ć ślu b ie W a le n te g o . C zasem ty lk o p rz y tej okazyi p o trą c o n o o F r a n k a i o B a rtło m ie ja .

P e w n e g o w iec zo ra W a le n ty , w ró ciw szy z r o ­ b o ty , b y ł czeg o ś n ie swój i o p o w ia d a ł po d w ó jciem u , że g o coś te ra z śled zą w ra fin ery i i że tam się ci­

chaczem k o ło n ieg o k n u je ja k a ś n iep rzy jem n o ść. P o d - w ójci n ic n a to n ie o d p o w ied z ia ł, u cz u ł je d n a k coś w ro d z a ju kolnięcia, z k tó re g o n ie u m ia ł sobie zdać sp ra w y . N a d ru g i d zień p o cz ęła k rą ż y ć po w si ci­

c h u tk a p o g ło s k a , że p o d o b n o W a le n ty k ra d n ie ra- finadę*), p rzech o w u je częścią w do m u u siebie, czę­

ścią u p o d w ó jcieg o , a p o te m cichaczem sprzedaje.

.

"W szystko s ie d z i|p rz y sto ła c h a pisze, p o u b ie ra n e ja k w n ied zielę.

cieszy się ta k , ja k b y ją nie obchodziło... P o d ła

O te m d o w ied ział się w tajem n icy po d w ó jci, cich a­

czem W a le n ty , cichaczem B a r tło m ie j, c a ła ra d a g m in n a, Cała w ieś... S tra c h ! P o d w ó jc i cho d ził ja k stru ty , ta k sam o W a le n ty , ty lk o że ten , b ę d ą c p e ­ w nym sw ojej uczciw ości, sk o ro ty lk o dow ied ział się, że p o g ło s k a w yszła z ra fin ery i, d o m a g a ł się u z a rz ą ­ du w yjaśn ień . Z arząd w szakże, zanim m u u d z ie lił żą­

d an y c h o b jaśn ień , zarząd ził n a p rz ó d ta jn ą rew izyę w d o m u W a le n te g o i w dom u p o d w ó jcieg o .

W p ra w d z ie w szy stk o o d b y ło się cicho, ale gdzie dziś je s t co dość tajn em ? W n ie sp e łn a p ó ł g o d zin y już ca ła w ieś w ied ziała o rew izyi, a B a rtło m ie j, sp o ­ tk a w szy p o d w ó jcieg o w dóm u g m in n y m , p o w ie ­ d ział m u :

— N o w idzisz, ta k iś p o rz ą d n y człow iek, »masz B o g u d zięka dosyć sw ego«, a p o d o b n o p rz e c h o w u ­ jesz k ra d z io n y c u k ie r!

— Ż eb y śc ie ta k zd e ch li po tej p ra w d zie!

— N u co? C h y b a w am nie zrew id o w ali ch a łu p y ?

— T a zrew idow ali, ale ja te g o n ie d a ru ję , ja się nie b o ję !

— A n o ja k e ś w szy­

stk o sp rz e d a ł!...

— K o m u sp rz e ­ d ał?! W y b re ch ac zu p o d ły ! — p rz e rw a ł p o d w ó jci g w a łto ­ w nie.

— T a k a to lik o w i nie, ino d y rd y łe so m !

— H e, he! W y coś z a n ad to o ty ch d y rd y łe s a c h szczek a­

cie, ale bod aj, czyście nie w y sam i n a m nie sp o m sto w ali za to, żem w am w aszego F ra n k a z c h a łu p y w yrzucił...

— A k u ra t! Z ro b i­

łeś ja k ci p asow ało, g d z ie ta tw o ja R ó - zia, a mój F ra n e k , p tfu !

P o d w ó jc i zaśm iał się przez w ściekłość.

F r a n e k daleko: od R ó zi,

*) C u k ier w g ło w a c h .

— T a k o j ta k ! W a sz

bo to k ła k u ń , d y rd a s, a k u r a t ja k w y!

— A ty ś je s t h ru st, m u rg a i w d o d a tk u z ło ­ dziej ! — h u k n ą ł B artło m iej.

— T o m oże w y brechaczu... żeby m nie tu n a ­ g ła śm ierć s p o tk a ła , ta k ja w am te g o nie d aru ję ! W y za m o ją k rz y w d ę m usicie odsiedzieć do czarno- ści ! J a w as pozw ę !

— A n o d obrze, ino p o rz ąd n y m ludziom nie ro b i się re w izy i ty lk o złodziejom !

P o d w ó jci trz a s n ą ł drzw iam i i w ró c ił w ściekły do dom u.

Za chw ilę p rz y sz e d ł W a le n ty sp o k o jn y ja k d a­

w niej i m ów i, że zarząd p rz e p ro sił g o za p o d ejrzen ie i w as ta k ż e p rz e p ra sz a ją za rew izyę.

— E, to n a p rz ep ro sin ac h się nie skończy, ja b ęd ę s k a rż y ł p su b ra tó w !

— A ja w as proszę, żebyście d a li spo k ó j, k a ż d y człow iek d b a o sw oje, to nic d ziw nego, że p o słu ch ali donosu. T eraz d ali m i lepsze m iejsce, o b ieca li n a w e ­ sele p a rę g łó w , a w as p rz e p ra sz a ją i p rz e p ro sz ą je ­ szcze w g m inie.

A le podw ójci nie c h c ia ł słyszeć o tem . — J u tro je s t n ied ziela, trze cia zapow iedź je g o córk i, a w p o ­ n ie d z ia łe k pójdzie do cu k ro w n i, sk o n tru je i jeszcze z a sk arż y !

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chcieli w tedy zaniechać obstrukcyi w parlam encie i przyznać Niemcom w zam ian za rozpisanie wybo rów do Sejm u i jego ukonstytuow anie się nietylko większą

wszystkie podlegające jej prowincyonalne ajencye, następnie TRYEST: Dyrekcya Austro-Amerykany, Via Molin Piccolo 2.. WIEDEŃ: Biuro pasażerskie Austro-Amerykany,

U litow ał się nareszcie nad płaczącą rzeszą publiczności droguista narożnej apteki i sam łzami zalany skoczył na wóz, poczem ostatnim w ysiłkiem strą c

Skutek je st zwłaszcza dlatego niebywały, źe dotychczas pomimo 27 ia t przed użyciem Nokah-Balsamu ani śladu zarostu nie

Z atrzym ano się znów w W rocim ow icach. A kiedy go stracili z oczu, odw racając się, spostrzegł Szusta, siedzącego sam otnie na ziemi.. Po bokach rozsypały się

(Przyjmuje się tąkże m arki listowe jako opłata).. Listów nieopłaconych nie przyjm uje się. G odziny redakcyjne codzićnnie od godz. Prześladow anie to coraz

biło się zamieszanie. Poczęto łap ać innych chłopaków po ulicy. ten, choć mu siły niebrak, nie posiada organizacyi i przew odnictw a.. U rw ał rozpoczęty okrzyk

Ale biedna osika ta k się przestraszyła, źe dotąd drży jeszcze i już nigdy drżeć nie przestanie.. Dalej nieco sta ła leszczyna