• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Nowa : Kurier Zielonogórski : tygodnik : Zielona Góra R. I, Nr 16 (26 kwietnia 1990)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gazeta Nowa : Kurier Zielonogórski : tygodnik : Zielona Góra R. I, Nr 16 (26 kwietnia 1990)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Tygodnik

D O W Y G R A N IA 1 0 0 0 0 0 Z Ł '

C O T Y G O D N IO W Y ^ - r - z Z ś r r T

k o n k u r s ;£>/

g a z e t yn o w e j

_ _ _ _ _ _ _ \ *

ROK I HR 1 6 / 9 0 26 KW IETNIA 1990 R

(2)

Fotel prezydencki do wzięcia

Podczas przesłuchania kandydatów na rad­

nych Komitetu Obywatelskiego „S ’ w Zielo­

nej Górze padło z sali pytanie: „Co pan m y ­ śli o prezydencie RP”?

Jest to pytanie istotne i nu czasie, ale za­

dane 10 tym właśnie miejscu chyba przez po­

myłkę lub... nadgorliwość Znacznie celowsze byłoby inne: o przyszłego prezydenta Zielo­

nej Góry. Nie ma bowiem co ukrywać — je­

go wybór będzie prawdopodobnie pierwszoi istotną decyzja, nowego samorządu.

Możliwe srj tutaj dwu rozwiązania. Zdaniem niektórych, każde ze startujących w n a b o ­ rach znaczących ugrupowań politycznych po winno „przygotować” zawczasu własnego kun dydata i przedstawić go opinii publiczne j. O w kandydat (najlepiej z grona radnych) stano­

wiłby „lokomotywę” listy. Niebezpieczeństwo tkwi jednak w tym, że wyboru przyszłego wio

darza miasta dokonać należy w krótkim cza- ńe, z wąskiego w sumie gronamożna więc łatwo popełnić pomyłkę. W dodatku, ścisłe związanie prezydenta z określoną siłą poli­

tyczną spowoduje, że jego ewentualne błędy W działaniu, także ową siłą obciążą. Grozi to swoistymi „przesileniami parlamentarnymi’

Inni twierdzą, że całą sprawę należy odło­

żyć na później. Wtedy zaśogłosić po pro­

stu konkurs i wybrać najlepszego, najbardziej kompetentnego kandydata, nie zwracając większej uwagi na jego przekonania i prze­

szłość polityczną (oczywiście przy założeniu, że nie jest ona obciążona grzeszkami). Według tej koncepcji prezydent winien być zatrud­

niony do określonych zadań. Musi byc spiaw nym menagerem, kontrolowanym no bieztjco przez samorząd, w pewnym sensiedyrek­

torem przedsiębiorstwa pod rit$zv:a ,,.T-i" ona

Góra”, wybranym przez jego radę pracowni­

czą (miejską).

Polityk czy zręczny ad m in istra to r? Osobiś­

cie opow iadałbym się raczej za drugim rozwią zaniem. A co o tym myślą czytelnicy „Gaze­

ty Nowej”? Czekam na listy.

Wracając zaś do pytania postawionego na wstępiemoim zdaniem, gen. Jaruzelski mu si odejść. Jest po prostu prezydentem prze­

szłości: PRL-u, orła bez korony, przewodniej siły. Tymczasem dzisiaj potrzebny jest Polsce prezydent przyszłości, który przyśpieszałby, nie opóźniał, zachodzące w kraju przemiany społeczno-polityczne.

Zresztą, generałowie nigdy nie byli pupila­

mi Historii. Raczej marszałkowie... lub kapra le.

EDWARD J. MI NCER

Kopanie dołków

Ludzie pytają, to znaczy: zadają coraz wię­

cej pytań. Dlatego wyznania i wyzwania Gier- ka-Forsajta wzbogaciły nocne Rodaków beł­

koty. Sądzę, że gdyby eks wojewoda Cyganik chwycił za pióro, jakiś lubuski wydawca z a ­ robiłby swoje uczciwe 30 proc., nie wspomi­

nając o czarnych zyskach „nieoficjalnychwi tryn. Z wojewodą Cyganikiem Pan Czesiu pil herbatę. Oczywiście na zasadzie „bywamy u siebie”. -— On u siebie i ja u siebie. Walił się wówczas porządek w województwie, prowokc wano Lubogórą, a m y z towarzyszem wojewo dą piłiśmy herbatkę. W Urzędzie Wojewódz­

kim rejestrowano właśnie ekskluzywne Towa­

rzystwo Przyjaźni Polsko-Greckiej. Późnie), po objęciu władzy przez socjalistów w Gre­

cji, kilku zielonogórskich Greków wyjechało do ojczyzny. I jeszcze szybciej wróciło. W socjalistycznym kapitaliźmie greckim nie po­

mieszczono komunistów zńad Wisły. Ostał się tylko sos grecki w sklepach GS-u.

Czas obszedł się... powiedzmy okrutnie i z wojewodą. Z niknął z pola widzenia, chociaż częstował herbatką dziennikarza „obsługują­

cego” grecką rejestrację. Kto wie, może za

chwilę usłyszymy o bohaterach przerwanej de kody Ich wyznania z całą pewnością wzruszą b e z r o b o t n y c h obywateli. Okaże się, że auto­

rzy „komunalnego paszteciku” też byli stero­

wani przez tajemniczych „onych”. Ale na do­

brą sprawę (nawet sądową) uw ażam y na B u­

dowie, że jeszcze niejeden czterdziestolatek westchnie do gierkowszczyzny. Proszę pań­

stwa, jaką eteryczną mieliśmy wtedy „cieii-a- turę”myślę oczywiście o „Zapisie”. Nie by ło... zapisu na śpiewanie Kaczmarskiego, któ- ry jeszcze nie śpiewał „jesteśmy czyści, dla­

tego gnębią nas komuniści".

Sukces „Przerwanej d e k a d y ” zawdzięczamy niewątpliwemu talentowi Wojciecha. 2 tikrow- skiego. Ale tylko pozornie. Oto dołek w y ko­

pany przez sekretarza Gierka z pewnością pa chłonie jeszcze toiele person, dziś już „non- grat”.

Zadajmy więc pytanie: co m m , b e z r o b o t ­

nym bez kultury ale z perspektywom *, aa S o z e ■ w i e l M e ę o górnika? Z chałupniczych badań prowadzonych na Budowie wynika bo­

wiem, że lud zie czytaci, mają dość grzebania

to pożolklych p apierach partyjnej przeszłości.

Przynajmniej w Zielonej Górze, zwanej pie­

szczotliwie również Czerwoną Górą. Tu ko­

pie się tylko małe dołcczki. Ale oficjalnie wszystko jest cacy. Kochamy sic. Czujemy jednak, że pod skórą tej stabilności lii się «o broduszny prowincjonalizm. Mówi się więc z przerażeniem, że tak naprawdę nie ma kto a*iqć samorządowej władzy. Ale kam pania poszła jak bomba w górę. Obywatel Orliński kandyduje. Popiera go obywatel Piotrowski...

Wiwat demokracja! Demonstracji nie ma.

Słowem: piękną mamy wiosnę w tej Zie­

lonej Górze. Jakby pomarańczową. Z jednej strony przerwana dekada i kasowe cofnięcie...

w czasie, z drugiej zaś strony folklor wybor­

czy na deptaku. A gdzieś tam, po cichu, ktoś pod kimś dołki kopie. Kto. pod m m . M yj*"

Budowie wiemy, a l e nie powiemy

trzy. Czteryna kogo Wypadnie uHitMi dekada? Być m o ż e , ale moze... '

C z a s t«i wykopywanie

ogrodu. ___________________ _____ _—

Budynek KW dla Uczelni?

Do dziś wielu mieszkańców Zielonej Góry zastanawia się czy miastu potrzebna jest szkoła wyższa? Kiedyś, w latach sześćdzie­

siątych, idea tzw. „Lubuskiej drogi do Uni­

wersytetu" imponowała zielonogórzanom. m na rzeczywistość, inne myślenie oparte na stereotypie ambicji lokalnych, ambicji wzmo cnionej rywalizacją _i ościennym Gorzowem powodowały aprobatywny stosunek do wize runku miasta jako ośrodka akademickiego.

Uczelnia i teatr, wątpliwychoć propago­

wano go jako wzorcowymodel lubuskie­

go muzealnictwa, własna filharmonia, to by ty atrybuty miasta wojewódzkiego.

Z czasem, kiedy kolejne ekipy rządzące puiiperyzowaly inteligencję, sprowadzając ją do roli najbardziej podrzędnej, kiedy czło­

w iek parający się zawodem, zgodnym z je­

go wykształceniem nie śmiał wspominać o swych zarobkach w obecności przedstawicie la tzw. klasy rządzącej, uczelnie stały się przedmiotem kpin, zaw iści, a też i stanow­

czo staw ianych pytań o sens ich istnienia w

mieście. Zadziwiające było tylko to, ze p y ­ tania te stawiano m.in. z gmachu instytucji, która wcześniej je kreowała, jak to uczynił Komitet Miejski bodajże w roku 1981 bądz

w 1982. . .

Uczelnie jednak pozostały, i — jeśli wszy­

stko potoczy się jak należy — i one będą musiały się zmienić. Piszę o tym, gdyż w kraju występuje zjawisko poszerzania bazy szkół wyższych poprzez adaptację budynków po byłej PZPR. Prof. Andrzej Kajetan Wró­

blewskirektor Uniwersytetu Warszaws- kiego oskarżył Rząd, iż nie docenia siły unt wersytetu, bo dotychczas nie przekazał m u budynku po byłym Komitecie Centralnym Uczelni, pomimo że zebrała ona częsc cegie­

łek, za które wybudowano gmach, od społe­

czeństw a I m y otrzymaliśmy list podpisany przez studentów WSP o podobnej treści.

DROGA REDAKCJO!

Sądzimy, ii: redakcja „Gazety Nowej mo gJa by włączyć się do naszej akcji stu d e n ­ tów; WSP mającej na celu przekazanie bu­

dynku byłego Komitetu Wojewódzkiego PZPR dla Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Zielonej Górze. Myślimy, że wzorem innych miast lokalne władze winny pomoc Uczelni io jej bardzo trudnej sytuacji lokalowej. Ja ko studenci stwierdzamy, że brak sal do ^a ieć jest bardzo uciążliwy nie tylko dla tca- dry ale i dla nas, bowiem często za jęcia mu szą odbywać się w malutkich salkach, które mieszczą połowę roku i to z o g ro m n y m ’tru dem. A przecież WSP kształci k ad ry dM po trzeb szkolnictwa i istnieje bardzo duze za potrzebowanie na jej absolwentow. (—)

Potrzeba chwili nakazuje nam apelować do wszystkich, którzy mogą pomóc nam w tej

sprawie. Studenci WSV

Zanim podejmiemy się patronatu,

byśmy usłyszeć glosy w tej sp raic te Wiaci^

Uczelni a także szerszego grona studentów.

A N D R Z E J BUCK

A N N

Je*

kład*i

w i e d l i

d n ia n

W

czy refe mysi. C go od na pocz m y i je w aża pc w ten m ański nieko.nu nigdy

Jedno ry do pi k u ją , w:

toru. — to :nyi>a

pełniący technicz­

nie SI)

— Sy n aje s « Malino ii Glówi sw ojej O 1’a l s z o

Cj i i r c j :

m c z e j U uczc i we dąrności

P ełnią

ra żape\

dze odsi k u rsu n;

- zespoleń kład, w no nie i l>od sobi dzo ukr>

K iero' społem

Dz kładA jeszc:

dum jac żonę i t powiedz najszczę żliwe. J lejce. I turą, ch Jestem sarzern.

Nacze spodark jest p rz nie jest na tym przedsi{

zmienia póki co Byi v z w tasn dotycfie w e "Ui Wnzysti Tera?

szewski członka . sytuacji Wy do i banku stąpnie uztnysh . . ilO!V) i f ■ illfty h .

■ ent»

2

(3)

Ja

oirni- sobiś-

0:V.'ią Gaie- 0 na ki mu

prze- oil niej

1’olsce 1 alb i/, miany u pi la­

ka pr a

v<

W

r łości.

i pie- it ko- j pinie nemy f,'ę tio

«?c ^

» kfo panta liński .oski...

ma.

Zie- i etlnej ięcie...

i]</bor- , ktoś

<fj/ Tt«

Amcl,

‘rz*r- ehwi- .eni z ES1U

i ?

.kiego lej w nn ych czelni ej. Ja do za a ka­

la mu które n *tru lla po

<tć do w tej

>r tcieli- Wfadz itów.

)U CK

KAPITAN “ ZA BURTĘ

A N N A BU LAT - RACZYŃSKA

A S

'fi

Je d e n z p ra co w n ik ó w kisielińskiego P O M -u opow iada, że kiedy w z a ­

k ła d z ie w y b u c h ła cała ta re w o lu cja, k tó ry ś z k iero w có w pow iedział odpo­

w ied z ia ln em u za ni;j szefow i za k ła d o w e j „S o lid arn o ści” : — Jeż eli k tó reg o ś

d n ia nie w ezm ę w y p ła ty , to w y p ro w a d z ą c:ę za ła ń c u c h i d am w m ordę...

W

lu ludzi za trudnionych w P aństw o- ytn O środku M aszynow ym w S tary m Ki&ielinie zaczyna się dziś zastanaw iać, czy referen d u m to byl rzeczyw iście dobry po m ysi. Czy odsunięcie d y re k to ra S zym ańskie­

go od kierow ania zakładem i to a k u ra t teraz, na początku roku może być korzystne dla fir m y i jej pracow ników . W ielu spośród nich u- w aża ponadto, że szef „S olidarności” załatw ił w te n sposób tylko... w łasne porachunki z Szy m ańskim . Szef m iew ał do niego zastrzeżenia niekoniecznie osobiste, i co tu dużo m ówić — nigdy się nie kochali.

Jed n o jest pewne. Dziś w POM -ie atm osfe­

ry do pracy nie ma. Ludzie gorączkow o polity k u ją , .w spom inają referen d u m i samego dyrek tora. — Gdyby głosowanie odbyło się dzisiaj, to wypadłoby na korzyść „starego" — m ów ią pełniący dziś obow iązki naczelnego, d y rektor techniczny i członkini Rady Pracow niczej. I nie są w sw ojej opinii odosobnieni.

Sytuacja jest na granicy wojny — przyz n aje szef „Solidarności” w zakładzie Dionizy Malinowski.

G łów na księgow a „pom u” zrezygnow ała ze sw ojej funkcji. B ezpodstaw nie posądzono ją

O f a ł s z o w a n i e d a n y c h e k o n o m i c z n y c h . Z f u n k a j i z r e / . y g n o w a l a t e ż s e k r e t a r z R a d y P r a - c o w

n i c z e j Urszula Szemetilło. Oburzyły mnie nie

uczciwe metody stosowane przez szefa ,^Soli­

darności” i niektórych kolegów z Rady.

P ełniący obow iązki szefa, zastępca d y rek to ­ r a zapew nia, że gdyby naw et udało się zało­

dze odsunąć „starego”, on nie stanie do kon k u rsu na d y rek to ra. — Nie chcę kierować tym ' zespoleni ludzi — mówi — Rozkładają za­

kład, w imię niepojętych interesów i na pew­

no nie w trosce o dobro załogi i firmy. Sami pod sobą dołki kopią. Poza tym trudno tu bar dzo ukrócić pijaństwo czy złodziejstwo.

K ierow ał już w życiu ponad tysięcznym ze społem ludzi, ale tu nie chce n aw e t próbować.

Dziwię się, że „stary” tak kochał ten za klad — mówi P. O. — Ja mam firmy dosyć.

A jeszcze teraz, po tym nieszczęsnym referen dum jadę rano do pracy jak na ścięcie. Mam zonę i troje dzieci, ale jakby mi ktoś dzisiaj powiedział, że od jutra nie pracuję, byłbym najszczęśliwszym z ludzi A wszystko jest mo żliwe. Już słyszałem, że jestem następny w ko lejce. I mnie utożsamia się tutaj z nornenkla turą, chociaż nigdy nie należałem do partii.

Jestem inżynierem, spawaczem, kierowcą, ślu sarzem. Robotę zawsze znajdę.

N aczelnik do spraw k redytów w B anku Go _ Po Ja rk i Żyw nościow ej Henryk Rymaszewski Je Przekonany, że nowy d y rektor w PÓM-ie nie jest dla zakładu żadną szansą. „Zmiana wa tym stanowisku i to właśnie teraz może przedsiębiorstwu tylko zaszkodzić Źle, kiedy zmienia się zaprzęg w środku rzeki, a tu się Póki co w ogóle z zaprzęgu rezygnuje''.

z Bf,! w „potnie” ostatnio dw a razy i to nie ciot inicjatyw y POM nie miał. przecież

zagrożonej zdolności kredytowej, sia w iRć żadnych warunków.

tjp .p l’ co Przebiegało tu normalnie. Trudności R y w a l i jak inm

m usi być absolw entem C am bridge, w ięc .nie­

pełne podstaw ow e w ykształcenie D. Mai i-no w skiego nie pow inno mieć nic do i-zeezy. I n i­

gdy nie miało. P ra cu je w zakładzie przy r e ­ m ontach m aszyn ju ż 34 lata. Koledzy z pracy przyznają, że m a silną osobowość. Umie mó­

wić, a jak trzeba, to i krzyczeć. Jest bezkom liromisowy. Lubi, kiedy jego jest na wierzchu i najlepiej mu nie wchodzić w drogę. Przeci

wniedobrze się zaprzyjaźnić.

D yrektor Szym ański też ta k uw ażał i w pe w nym mom encie zaczął wręcz hołubić opo­

nenta. N iektórzy w spółpracow nicy m ają m u to dzisiaj za zle. Szym ański tłum aczy, że c h : dziło mu tylko o to, żeby M alinowski mu nie przeszkadzał.

' ' ■ ?■ . : - .::i ■

Ą l M m

T?eray

szew skie..' m arcu. poprosiła naczelnika Rynia człońko\ do zakładu Rada Pracow nicza. Jej sy tu aci' ‘Chcieli usłyszeć w prost w jak iej wy do obaw przeds;ębiors-two czy są pocista- b an k u ś ta r a ł<V Utro d,a z;ilo§>- P rzedstaw iciel 'stennt«'-“ńic » w .viaś>rić w szystko tak- przy u*mvstóvi*il ». • P9-r śfił Podał wiele danych, noniii-.-,,;-, . f n te re s ó w ^ y in że sytuacja eko in n v h nie iest. gorsza niż. w

,łe-vu podobr

ci i! • - -n y ch prae.rywa-ja**'• •-h pb.e

d n y o k r e s . B y ł p r z e k o n a n y , ż e lu-dzi<* z r o z u ­ m i e j ą , iż j e s t t u s z a n s a w y j ś c i a z p e w n e g o kryzysu, ale tylko wówczas, gdy zakład bę­

dzie um iał p rzetrw ać ten tru d n y okres.

O kazało się natom iast, że załoga zam iast ratow ać okręt, postanow iła w yrzucić za b u rtę kapitana.

O

k rę t nie tonął. W POM -ie dobrze szła p ro dukcja m aszyn do zbioru buraków cukrow ych. Z akład m a co sprzedać. Na podwórzu stoi 400 m ilionów złotych w tych m aszynach. — W ystarczy, że spłyną należnoś­

ci — m ów i przedstaw iciel banku.

Czy m aszyny uda się sprzedać i jak. tego nie da się ustalić dzisiaj, ale najw cześniej w połowie roku. D yrektor Szym ański mówi, że tę sprzedaż organizow ał już od daw na wyko rzy stu jąc także sw oje pry w atn e układy. W ie­

działem, żc od tego zależeć będzie bardzo wie le.

„Stary” miał układy sakramenckie — mó wi tym czasow y szef POM -u Jerzy Lubiński.

Z kościołem., bo jest wierzący, z partią, bo wydawało mu się, że poza nią niewiele wskó­

ra na swoim stanowisku, i chyba z samym diabłem... On zna wiełu łudzi, umie załatwić różne sprawy. Ma kontakty, kolegów. Konek sje rodzinne — o dziwonie mają tu spe­

cjalnego znaczenia.

Tak uw aża Lubiński, ale w POM -ie każdy wie, że Szym ański jest przypadkiem niechcą­

cy szw agrem byłego I se k re tarza KW PZPR.

W ielu sądzi, że taki szw agier to w ielka w ina i grzech nie do odpuszczenia. Śm iertelny.

Szef „S olidarności” M alinowski już po ofi­

cjalnej rozmowie, poza zasięgiem m agnetofo nu protekcjonalnie inform uje o tym dzienni­

karza. Żeby było w iadom o o co chodzi. I wia domo..

Dionizy Malinowski tw ierdzi, że z d y rektora Szym ańskiego POM i ta k m usiałby zrezygno­

wać prędzej, czy później, bo Szym ański był z nom enklatury. To, iż w łaśnie „Solidarność”

przyjm ow ała go tu do pracy w 1981 roku, nie ma zdaniem- pana M alinowskiego większego znaczenia. Także to. że Szym ański nie jest i w ykształcenia ani m uzykiem ani polonistą, tylko inżynierem m echanikiem z piątką na dyplomie

Jakie ma wykształcenie? Nie mam infar mocji — przyznaje szef „S olidarności” -i do­

daje: Tihynier? Pewnie taki dwuletni zrobio­

ny.prze- t>;eh swoich., tani..

■' ■“ ' 7 '•-'ku zawrt '-twego . w zakładzie nie

F o t. K r u - K r e

Malinowski starał się narzucić mi swój dyktat — m ówi Zbigniew Szymański.Pró bował za mnie ustawiać politykę zakładu, rzu cał propozycje nie do przyjęcia, świadczące o kompletnej nieznajomości nie tylko zasad eko nomii. Nigdy nie uwierzyłem w jego dobre in tencje i zakładowy patriotyzm. Kiedy zwró­

cono nam kultywatory mówił z satysfakcją:

zwrócili je im, takim owakim. Czyrli... dyrek­

cji. To oczywiście detal.

Dyrektor prowadził politykę samodziel­

nie ■— skarży się Dionizy M alinow ski. — Nikt nie miał nic do gadania. Ciągle słyszeliśmy

„jednoosobowa odpowiedzialność”. Ja z dyrek torem dyskutowałem, mówiłem mu wprost.

Nie słuchał. Kiedy przyjmiemy nowego dyre która, prześwietlimy go na wszystkie strony śiuiata. Usiądziemy sobie razem i wszystko po układamy. Poprzemy go jako związek, pomo­

żemy.

„Staremu” ,JSolklarność” w POM-ie nie dala żadnych szans — mówią zwolennicy Szy m ańskiego — Mógł dostać na przykład 3—S miesięcy na ttjiorządkowa nis niektórych spraw,

bo takie są zawsze, w każdym zakładzie. Mógł by zdawać rełację Radzie Pracoioniczej. Gdy by mu.się nie udało to też trzebaby spojrzeć, czy rzeczywiście on i tylko on ponosi winę.

No i jeśli już, to rozstać się z nim po ludzku.

Zasłużył sobie tui to Sposobów na przeżycie trudności 10 zakładzie było wiele. Szkoda, że doszło do wybrania teko właśnie.

P.O. d y rek to ra wspom ina, że należał do „So lidarności” kieleckiej w SHL-ce. gdzie poprze driio pracow ał. — Ale iv POM-ie do tego zwią zku się nie zapiszę. Tu niektórzy ludzie pod jego płaszczykiem pogrążają sami siebie, za­

kład i niestety, także związek. Nie jest m i to obojętne. Nie rozumiem dlaczego Zarząd Re­

gionu nie utemperuje takich „działaczy” i re wolucjonistów. Przecież szkodzi to idei związ ku, podważa zaufanie do niego ludzi z zew­

nątrz.

J

erzy Twarowski z Zarządu Regionu, gdzie w płynęło pismo pro testacy jn e od zw iązku branżow ego w POM -ie, jest szczerze zm artw iony. — Nie znamy dobrze wszystkich naszych ludzi w zakładach. Nie je steśmy Świętym Duchem, żeby wiedzieć wszy

*tko. Opieram się więc na tym. że tym lu­

dziom zaufała załoga, a właściwie związków-

(4)

Cy To jest nasz dla tych łucki kredyt zaufa nia. Ale też nie poparcie bez ęramc.

Zarząd Regionu sta ra się n e z a s ta w ia ć ta kich spornych spraw sam ym tobie. Ma pełne rece roboty. G asi oslanio wiele pozarow.

Ja k do pożaru jechał też po raz drugi do Itlsie lin a naczelnik Rym aszew ski. Księgowa z ['OM -u przyw iozła mu rozplakatow ane w zakładzie przed referen d u m „w yniki ekonom i ezne” przedsiębiorstw a podpisane przez D. Ma

linow skiego ,,

_ To przecież sprawa Rady Pracownicze]■

Szef związku nie mial prawa czegoś takiego formułować i sygnować — mów’ p rzedstaw i­

ciel banku — Zauważyłem, ‘ie informacja to zawierała wiele nieprawdziwych danych ora- falszywe stwierdzenia. Podobno sformułowane zostały na podstawie mojej wypowiedzi, więc musiałem interweniować. Nigdy bym się poa tym nie podpisał

Dlatego naczelnik R ym aszew ski spotkał się z załoga POM -u i spróbow ał raz jeszcze w y­

jaśnić w szystko. Zdziwił się, kiedy n ik t nie poprosił o s?.czegółowe w yjaśnienia Nie pa ciło żadne pytanie.

Za to tuż przed referen d u m na tablicę ,po leciała” tajem niczo brzm iąca n otatka:

„Solidarność” przy POM Sary K isielin m for inuje pracow ników , że w yniki p r z e d m ę .cns w a przedstaw ione prze Bank G ospodarki Ży­

w nościow ej mogą być niepełne"

R eferendum odbyło się, jedna.*- p ytanie za­

brzm iało inaczej niż zaplanow ała w uchw ale R ada Pracow nicza. Nie pytano czy pracow ni­

cy są za w otum nieufności dla dyrektora, bo nie saty sfak cjo n u ją ich wyniki ekonom iczne przedsiębiorstw a, ale czy chcą go zostawić bądź zwolnić. Po prostu. Czy podoba się pa­

nu, pani fizjonomia dyrektora, czy tez nie—

m ó w i Szym ański. — Nigdy nie dogodzi się

w s z y s t k i m . . . . . .

P o rtier w bram ie POM -u (,.ja a k u ra t ni„

{•losowałem”) opowiada, że w ychow ał siedmio ro dzieci i w szystkim jednakow o nie dogo­

dził. — Szym ański m iał ich tu ponad setkę, a łagodnym b ara n k iem nie był. .

' j a k i m b y ł e m d y r e k t o r e m ? — próbuje snuć refleksję Zbigniew Szym ański. — S a m l e a o n ie o c en ię. P o w i e d z i a ł b y m , ze s p r a w i e ­ d l i w y m , u c z c i w y m i s z c z e r y m w o b e c z a ło g i, a t o n i e z a b r z m i d o b r z e . Chciałoym, z e b y oce n i ł to ktoś inny. Bez u p r z e d z e ń, o b i e t k y w m e .

On sam może nato m iast powiedzieć o tym , jak rosła w artość w ykonanego planu ( > m ° żna ocenić w tych latach, kiedy me zm ieniały się ceny”). J a k inw estow ał powoli i zm udme, budow ał nowe obiekty, pow iększał i m » a e ^ nizował stare. M aszyny produkow ane przez POM zdobyw ały m edale na „Polagrze n tylko. Mógłby się pochw alić o ś r o d k ie m jr iro w ia dla trzech wsi i budow ą sali gim nastyce S e j dla m iejscow ej szkoły. I tym , ze ludzie u niego dobrze zarabiali. Ale czy to ma sens?

P arę dni tem u S zym ański b y ł w „swoim POM -ie. Z astępujący go d y r e k t o r techniczny m ówi, że w yglądał, jakby przejechał po nu w alec „Stary" się kończy, ja od stresów chud nę pół kilo dziennie, a firma się .

_ Sam nie wiem czy chciałbym *« wroc*c _ zastanaw ia się Szym ański. — Jestem bar 1 d-o zmęczony. Od trzech lat me byłem na prawdziwym urlopie, bo szkoda mi było cza­

su. Żona groziła, że mnie przeprowadzi do » kładu. Chyba rzeczywiście prsesatizatem

Wie pani, co zrobiłem parę dni temu oq

<Iac na tym nieszczęsnym zwolnieniu? P°sze

<li"m do Lasów Państwowych i udając, ze j szcze pracuję, załatwiłem miliardowe zlecenie dla POM-u. Po co? Bo ja wiem? I o rzadka

choroba... A N N A BU L A T -R A C Z Y Ń SK A S R ada P racow nicza POM S tary Ki- sieiin zgodnie z u staw ą o przedsiębiorstw ie państw ow ym podjęła u chw ałę o zaw ieszeniu d y re k to ra w w ykonyw aniu czynności służbo w yeh. Jednocześnie zgodnie z obow iązujący­

m i przepisam i w y stąp iła do organu założyciel skiego z w nioskiem o w yrażen ie opinii ,w przedm iocie odw ołania d y rek to ra z zajm ow a nego stanow iska. A k tu aln ie pracow nicy U rzę [«Ul W ojewódzkiego b a d a ją z?~sad*iość zarzu- U ów zgłoszonych przez Rad;; P racow niczą

pod adresem d y rek to ra.

iiizykant z Krasickiego

CZESŁAW M AR KIEW IC Z

w.-y- Wł.

f f g L’, >

B

ajeczkę o biednym , a zdolnym Ja n ie, znają n ie letn i w łaściciele odtw arzaczy kom paktow ych. Ja n k o m uzykant za kradzież pańskich skrzypiec został s n n e i- telnie skarcony. „Socjalistyczny” m a n dolinista k ra ść m e m us. albo «

Dobry w ujek — „państw o” — upow szechniał, popularyzow ał w drażał I u w ra ż liw .- . Ł aska p ań sk a zsiadła z pstrego konia w styczniu 1990 r. N a ^ p ow iadają urzędnicy k u ltu ry - • za niedzielną u m iejętność s z a r p a n a stru n p ia ti _ ię 10# tys. m iesięcznie. P łaei ten, kto zam arzył o luksusie m uzykow ania w S pokcz nym O gnisku A rtystycznym .

w nienajpiękniejszych latach sześćdziesiątych.

Z em sta współczesności jest skuteczna. K astro w an ie k u ltu ry odbyw a się przecież w m ysi porzekadła „nie szkoda róż. gdy płonie las”.

D y re -to r Ja n nie polem izuje z poglądem*

że n au k a w O gnisku pow inna w całości ob­

ciążać p ry w a tn e portm onetki. T ym czasem są one pustaw e. Rzecz je d n ak n ie w 50 m in., a w w ylew aniu dziecka z kąpielą. Być może za rok O gnisko będzie przynosić dochody. Dziś chodzi o przetrw anie. Zrozum ieli to zasiedziali (jeszcze!) rajc y m iejscy. Z nalazły się naw et pieniądze. Ale nie wiedzieć czemu, p rezydent Biachowiak osobiście w ykreślił z b id ż e tu owe 50 min. Rozum iem prezydenta. Na.de m ną m ieszka uczeń Ogniska. K iedy ćwiczy gam y na akordeonie, m ój pies zaczyna wyć. żona u cisk a do kraw cow ej, syn na row er, ja na pi : o.

Ja n k o w ie m uzykanci urodzeni już po sierp niu 1!>80 roku, nie m uszą kraść skrzypiec (ognisko dysponuje całą ste rtą przeróżnych instrum entów ). Są dobrze dysponow ani i pe­

dagogicznie u s p o ic b ';n i nauczyciele. Gdy „od w a la ją ” robotę, plącący słono rodzice n atych m ia st pokazują w innego palcem.

W zupełnie innym kontekście, Jerzy W al- d orf tw ierdzi z uporem godnym p o litb iu ia , że m uzyka łagodzi obyczaje. Z obyczajnością n ieletn ich byw a równie. O w yobraźni d;u<?ęi źle m ówić nie wolno. G orzej jeśli w yobraź­

n ią nie grzeszą dorośli- i tale ze sfery m uzy­

cznej przenieśm y się w prozaiczne w e rew iry . Oto w 1033 ro k u zap--dm ®CCJ o rozbudow ie bud y n k u Przy u lc-\

kiego. P ozw alała »» . « hossa ogniskowego nauczania. Znalazły się pieniądze i

_ aczkolw iek m en ajpiękniejszy — b adynen, doprow adzono do tzw. sta n u surow ego. Nie­

szczęśliwie, w ty m c z a s i e , J a n S ołtysiak po ­ wabnie zachorow ał. Władze m iejskie, w szak w topiły W budynek kupę pieniędzy, postano­

w iły l o k a l „urynkow ić , c z y l i „odstąpić g o

bogatej (?) Wyższej Szkole P e d a g o g i c z n e j .

Na" wieść o ty m Jan... z K r a s i c k i e g o s z y b k o

pow rócił do zdrow ia i do pracy. >m>s i kom prom isow e odstąpienie części pom ieszczeń przyszłym nauczycielom w ychow ania m uzy­

cznego. W SP okazała się nie ta k bogata, jak dom niem ał p rezydent B iachow iak i w ycofa się z k o n k u b in a tu . W krótce przerw an o robo­

ty budow lane. P rzy czym płynęły rac h u n k i za już w ykonane prace. W ładze, owszem, da

w a ł y pieniądze, ale... w rata ch . Zresztą tr u d ­ no się w ty m w szystkim połapać. Jedno jest pew ne: urzędnicy p rezydenta n a dźw ięk naz w iska J a n S ołtysiak, dostaw ali i d o stają drgaw ek. W ykonaw cy — rzem ieślnicy — do łaczaja do rac h u n k ó w aneksy, bow iem w la cie tr w a n ia robót ceny popędziły w jednym , w iadom ym k ie ru n k u , dezaktualizując sum y w e w cześniej podpisanych um ow ach. D yrek­

to r S ołtysiak otrzym ał jednoznaczny zakaz

•'> -■ ' A - " !

'V : : . I

M , < -■ • * ■ - 1

■ K i

F o t. IC ru -K rc

W

spom niani urzędnicy chętnie p o w tarz a­

ją, że Ognisko to p ry w a tn a szkoła, albo hobby bogatych rodziców. Niby, zei m u nte odpalą ani grosza z dziuraw ej, acz w iel­

ss

ce k u ltu ra ln e j, kiesy.

J a n Sołtysiak z Ja n k ie m m uzykantem ^

1 TŁ->c;t m ag istrem i ayrcK

n y m , krad łb y dziś bez w yrzutów sum ienia, byle tylko 330 dzieciaków nie m usiało odło­

żyć do paw laczy fu jarek m andolin skrzy- niec g ita r i akordeonow . N a w y p łaty dla -o nauczycieli, łącznie ze sk ła d k am i Z L S -u wy starczy to, co płacą rodzice. A płacą chętnie, chociaż coraz częściej m uszą w ybierać m ię­

dzy m andoliną a angielskim , m ięday krakow ską podsuszaną a m ortadelą. B rak u je 50 mm.

na utrzy m an ie czteroosobow ej a d m in istra cji oraz na uregulow anie rachunków za św iatło, ogrzew anie i czynsz do czerw ca br. Sam m a g ister Sołtysiak odbiera pensje o sta tn i jak p rzystało na k a p ita n a tonącego okrętu. Gdy b ra k u je pieniędzy pożycza gdzie się da, nie bardzo w iedząc czy rodzice w y trzy m a ją ko­

le jn ą podw yżkę czesnego. , • Pow iedzm y sobie od razu, ze cos takiego ia k SOA, to rzeczyw iście luksus. Dzieci m o­

gą przecież d orastać bez um iejętności „w ła­

żenia ko tk a n a p ło te k ”. W ażne, zeby m iały co jeść i nie chodziły nagie. A jak ktos chce, żeby jego córeczka fik a ła w „M alw inkach , niech buli n a w e t pół m iliona m iesięcznie.

Z resztą Ognisko „płonie”. z l e c e n i e niedobre go to ta lita rn e g o pań stw a, tego z 1J53 roku.

To że n a jego — brzydko, m ów iąc — bazie, pow stały szkoły m uzyczne I i II stopnia w niczym nie o dbrązaw ia socrealistycznego odium. W koszty odzyskiw ania dem okratycz n ej godności, m ożem y już wliczyć sm ierc w iejskich klubików , w ym yślonych row m ez

to r S ołtysiak otrzym ał ' jednoznaczny zakaz podpisyw ania ow ych aneksów .

A now y budynek.,, już się starzeje. P ^ h p okryty je st w praw dzie lepikiem , ale tylk o raz. C ieknie w ięc po ścianach i za k ilka y

«odni w n ętrz a trzeba będzie rem ontow ać i to kap italn ie. Cóż z tego, kiedy (rzeczyw iś­

c i e ! ) w ażniejszy je st w iad u k t, a kasa m ie j­

sk a p rzypom ina p ustynię Gobi. I P®;W •’*®t ile może się zdarzyć między 1933 a 1 • ° J - kiem ? P ra w d ą jest, że p rezydent B iachow iak

V : ; » (C iąs dalszy na str-8 )

KR

wg ar

o

rysy

! Jerz

„Dwu konkur cyjn zespoli jest wi bisz ni

\yiskiei lubią t w iador narazić K rót riosz”, ta wie

P

teśmy

z w a l c z i

icaltyii 4 liii.

R ę b i s z ,

krym in p e rt ds dzę”) c PŹ^PR ne stai są inni Tadeus ki (ex cji za nym g' R y sw r tolickit eowegę kim za borach ność” ‘ nego i aż nazl

Więk do „S”

się po;

nej iv, wśród raźnie;

c f.w art skutuj.

lem acł tiandei wszy | do;no

— 21 zaprop żc bra w iska ..Solid;

raźnie ezący {« Ra radtii

“to. a!

By braz, wych -K O

— t Saprot

(5)

i ! - w B 'r y'

o W f f l M f t v

mWłWWiM^łWmm

-

j y s s s s :

M PSa

U l w

PANI O M WC LUBI

KRZYSZTOF BORYS

Z siódem ki, k tó ra w m a rc u ub. ro k u re a k ty w o w a ła w S zp ro taw ie „So­

lid a rn o ść ”, trz e c h działa dziś w K o m itecie O b y w a te lsk im , dw óch określa

sie jak o „S o lid arn o ść

— 8 1 ” ,

je d e n w y b ra ł F o ru m O b y w a telsk ie , jeden...

ś w ię ty spokój w p rz y d o m o w y m o g ród ku .

O

Kale o KO zależą od p u n k tu przyłoże- s ucha. Wg jednych: „to przy stań dla j . SB-kó.w i p a rty jn e j n o m e n k la tu ry ” wg- drugich:' „zbyt m ocno zaglądając w życio­

rysy, u trąc a uczciwych obyw ateli”. ^

■H*rzy C zarnecki z „S-81” walczy na łam ach

„D w utygodnika Szprotaw skiego” o lokal dla...

k o n k u ren c y jn ej M iejskiej K om isji O rganiza­

cyjnej „S-89”. Ryszard Zubko, jako członek zespołu pism a firm u je atak i n a KO, którego jest w iceprzew odniczącym . Poza tym : p a n R ę- ■ bisz nie. jest autorem sygnow anych jego naz­

w iskiem donosów, pani Ula i pani Dorota nie lubią pana Tomka, a ks. Szykuła — no, tego, ' wiadomo... (co wiadom o, nie napiszę, aby nie n arazić się na zarzut zniesław iania).

K rótko m ówiąc: „biez wódki, nie razbie- riosrz”, jak pow iedzieliby stacjonujący w Szpro taw ie żołnierze sojuszniczej arm ii. ,

j e s t eSm y o t w a r c i, a l e.;.”

P

rzy tw orzeniu KO przyjęto bardzo pro ­ stą form ułę — tłum aczy przew odniczą­

cy, doktor Tom asz M irak im sk i — je s­

teśm y o tw arci dla w szystkich, którzy nie.

zw alczali „ S o lid a r n o ś c iD e c y d u jo twar,z, nie itsfg ity iu ac ja”.

i ta k w- prezydium znaleźli się: KcginaJd , <‘ z- k tó ry do 1972 r, pracow ał w służbie k ry m in a ln ej KW MO w P oznaniu jako eks- pęi t. ds. fotografii („wcale się. tego nie w sty- Z d /,siaw P aprocki, b. sek retarz i Zi R w iło w y m Targu, zajm ujący potem roż ne stanow iska kierow nicze. Wśród członków są in«i byli PZPR -ow cy: E dw ard Szm agaj.

Tadeusz Woźniak (radny) i M ieczysław Solec ki (ex sek retarz KMiG, pozbaw iony te j fim s cji za kościelny ślub syna). N atom iast w. ta j­

nym glosow aniu nie uzyskał ak c ep tac ji ks.

R yszard Szykuła, proboszcz p arafii polsko-ka- tolickiej, do niedaw na przew odniczący m iejs­

cowego PRO N-u. M iano mu przede w szyst­

kim za złe kandydow anię w czerw cow ych wy borach przeciw ko popieranem u przez „Soiidar ność” Tadeuszow i S ierżantow i. Próba politycz nego p rzefarbow ania była w tym w ypadku aż nazbyt widoczna.

Większość członków KO należy jednocześnie do „S”. Nic więc dziwnego, że kom itet cieszy się poparciem M iejskiej K om isji O rganizacyj nej związku. Mą również wielu sym patyków w śród m ieszkańców S zprotaw y co n ajw y ­ raźniej w idać na organizow anych w każdv czw artek w ratu sz u otw arty ch spotkań. Dy­

sku tu je się na nich o najw ażniejszych pró b ­ k a c h m iasta. Na tapecie była już ośw iata,

” an “ el, służba zdrowia, m ilicja. Teraz na "pier wszy pian vvcłioełzą spraw y wyborcze. Wia- ao.no już, kto będzie kandydow ał z listy KO

— 21 osób zgłosiły kom isje zakładowe „S”, 7 zaproponow ał sam kom itet. Szkopuł w tym . ze b rak u je w śród nich przedstaw icieli środo­

w iska w iejskiego. B ardzo ak ty w n a rok tem u

„^olidarno^ć” R olników Indyw idualnych wy- Hiie spuściła z tonu, odkąd jej przew odni- 'icy K rzysztof B urzyński aw ansow ał na sże- rad,,-ady W ojew ódzkiej. Tym ezasem . przyszli Ł sto ^ P re z e n to w a ć m a ją nie tylko sam o mia

• > a le i okoliczane wsie.

braz Jecirul!c zmącić ów różowy w sumie o-

w V

Pr *ypomnijmy o krytykach komi-tet-o-

k i \ S^^ynań. Z lewa i z prawa.

° NIE MOŻE BYC ŚW IĘTĄ KROWĄ”

P ta k z „Dw utygodnika -a-wskiego”,

do

niedawna organu K O ,

K om itet O byw atelski i F orum O byw atelskie ściskają sobie dłonie, obok napis: „ale ja ja ”

„OBYWATELE /. ODZYSKU"

Spói' m iędzy KO i zespołem „D w utygodni­

k a ” jest jednak, m im o wszystko, sporem w- rodzinie. N atom iast F orum O byw atelskie to wyraźny przeciw nik, usytuow any po ^drugiej stronie wyborczej b arykady. „O byw atele z odzysku” — powie ktoś złośliwy. Ś w itę p rze­

w odniczącego ks. Szykuly tw orzą między in­

nym i: Ja n T rochanou.ski (b. se k re tarz pow ia­

towy ZSL i zastępca przew. rady narodow ej, rad n y od a kadencji), M aria Jab ło ń sk a (PRON i ZNP), M arian Białkowski (przewodniczący K om itetu Osiedlowego n r 4). Spraw dzeni od lat w działaniu, choć może nie obyw atelskim . Teraz dopiero poznają gorzki sm ak „nieprzy- chylności” władzy. N aczelnik nie da! im" lo-

dzisi-aj „pisma członków i sym patyków „S”.

Cóż, dojadły członkom zespbłu próby cenzuro w am a ich tekstów przez przew odniczącego T M irakowskiego. Doszły do tego oskarżeniu o PiOwadżedie przez KO zbyt kom prom isow ej polityki personalnej, tw orzenie now ej nom en­

klatury. niew łaściw y styl pracy, niedem okra- tyczny wybór delegacji na szkoleniowy w y­

jazd do Holandii, „bicie słow nej p iany” pod­

czas czw artkow ych - spotkań. Eksplodowali

„N owenną do pana T.”, zam ieszczoną w 5 num erze:

Zmień swoje otoczenie, nie wier: fałszywym prorbkoin, nie trać sil na drobnostki, nie szukaj dziury w całym,

daj dojść do głogu głupszym od siebie, nie uszczęśliwiaj nas rui siłę

prosimy Cię, Punie.

Rację mają też inni,

przyszłość zależy od wszystkich zrażasz sobie wyborców

uwierz nam Panie.

Do czeyo to prowadzi — dobrze wiesz Panie Ze się wreszcie zmiłujesz i zmienisz na

. . . lepsze wierzymy

przychylni Komitetowi Obywatelskiemu

' — ■ ’ • (jeszcze?’

Poszły naw et p« mieście słuchy,- że pismo zam ierza w ystaw ić w w yborach w łasnych kan dydatów . O statecznie do tego nie dojdzie, cho­

ciaż pand Dorota i pani Ula (Skoczylas) nie lubią pana Tom ka jakby coraz bardziej. Nie w kupił się w ich łaski załatw iając w H olan­

dii dary dla m iejscow ego szpitala — u ltra so ­ nograf oraz leki i drobny sprzęt medyczny w artości ok. 22 m in złotych. W 6 num erze znalazła się rysunkow a wizja ..W yborów 90":

F»t. K ru-lEre kum. nie zezwala na organizację środow ych spotkań w ratuszu. Cóż, widocznie też j^st k o n iu n k tu ralistą.

Z, notki, zamieszczonej w „Gazecie L ubus­

kiej w ynikałoby, iż F o ru m skupia 78 człon- . ków. S prostujm y — po prostu tyle osób po­

jaw iło się na pierw szym spotkaniu, przy czym część z nich zm yliła nazw a organizatora: S po­

łeczny K om itet O byw atelski. Faktycznie F o ­ rum liczy ok. 20 członków... i 11 kom isji p ro­

blem owych, eo daje średnio niespełna dwie osoby na kom isję. F orm uła: „otw arci abso­

lutnie dla w szystkich” nie zdaje w yraźnie eg zam inu. Z „solidarnościow ców ” utożsam ia się z nią tylko L udw ik S urżykiew iez, k tóry weho dził w skład w spom nianej na w stępie „his­

torycznej siódem ki”, ale „m a już dość ja k ie ­ gokolwiek p o litykow ania”. M ożna się z nim zgadzać, trzeba zrozum ieć i docenić czystość intencji. Być może, tylko w tym jednym przy padku...

Czy F o ru m w ystaw i w łasnych kand y d ató w w w yborach sam orządow ych? Póki co, c h ę t­

nych nie w idać. Ale jeśli uda się s-kaperować pod sw ój szyld osoby zgłoszone na zebraniach, organizow anych przez kom itety osiedlowe i r a ­ dy soleckie -— czemu nie? W końcu nie każ­

dy grający na wyścigach obstaw ia własnego konia... ■- ->

W dniu mego pobytu w S zprotaw ie K om i­

tet O byw atelski, jako bodaj ostatni w w oje­

wództwie, otrzym ał oficjalne upow ażnienie Za rządu Regionu do „korzystania w kam panii w yborczej ze znaku graficznego i nazwy „So­

lidarność”. P rz y n ajm n iej pod tym względem sytuacja je st więc klarow na. Gdybyż jeszcze ucichły k rążące po mieście personalne p lo t­

ki.., Co wcale nie oznacza, że wszyscy ze wszy stkim i we wszystkim pow inni się zgadzać. Tę lekcję już przerabialiśm y, z w iadom ym s k u t­

kiem.

Sb

ch.

i rt>

,yśl

k s” . ob-

są a za

>ziś i a ii .\et en t v.4u m ą

my

>na na

<*rp lift*

vcn

p<‘-

„od ych ral- ira, k-ią ie c i aź- r *<1 ■zy- zja ńc- cgo ały tek, (ie- po- zak no­

go lej.

3ko ślił zeń zy- jak

>fal bo- nki

da ud- iest naz a ją

do :'ak irm, my ek - kaz ich lko ty - i i’iś- iej- ileć ro - iak

(6)

Przesłuchanie

K ontynuujem y skróconą relację z przesłu­

ch a n ia k a n d y d a tó w , którzy u b ie g ają się c m andat w sam orządzie lokalnym Zielonej Gó ry t listy KO „S”.

M aria B orkow ska (lat 45, „po ukonczeniu WSI p racow ała w „L um elu” , od 2 la t w S a­

nepidzie zajm uje się higieną pracy): sam o­

rząd m usi dbać o to, by m iasto rozw ijało się harm onijnie. P rogram y pow inny być rea lis­

tyczne i zróżnicow ane. M. B orkow ska bodzie kategorycznie dom agać sit; rozliczania prze­

m ysłu za tru cie środow iska.

Leszek B ekicra (lat 35, p ry w atn y przedsię biorca, desygnow any przez środ> w isko rze­

mieślnicze) w raz z innym i k an d y d a ta m i z tej grupy proponuje wspólny program . Je d ­ nym z punktów tego program u jest u sta le­

nie docelow ej geografii handlu i usług z uw zględnieniem potrzeb społecznych.

M arceli B ogusław ski (lat 37, lekarz orto­

peda w X kadencji przewodniczący kom isji zdrow ia i ochrony środow iska MRN) jako pilne zadanie n ow ej rady sta w ia przeorgani­

zow anie ochrony zdrow ia w m ieście. Mamy 33 przychodnie, a dostęp do lek; rży jest u trudniony. Są także potrzeby i możliwości

■ ro zw ijania p ry w a tn y c h usług m edycznych i param edycznych. W budow ie przychodni dla w schodniej części m iasta m uszą party cy p o ­ wać sąsiednie gminy.

Józef Cyganek (lat 51, a rty sta rzeźbiarz) w swoich założeniach program ow ych pisze m .in.: silą te j dem okracji będą program y przygotow ane autentycznie przez środow iska, jak również silą dem okracji będą fakty, gdy środow iska nie zgodzą się na realizację pla nów, zam ierzeń czy program ów , które będą opracow ane bez zaangażow ania grupy spo­

łecznej, k tó rej dotyczą.

Czesław B ukiel (lat 36, od dziesięciu J a t ja k pow iada, zajm uje się sp raw am i bardzo przyziem nym i, czyli m elioracją) w yraża go­

towość po p ieran ia każdego program u, który będzie chronił środow isko i popraw i ko n d y ­ cję m iasta, uczyni je znośnym do życia.

Zdzisław G rudzień (lat 59. m a bogaty ży­

ciorys, byl technikiem -m echanikiem , od 30 la t jest aktorem , jest jednym z organizato­

rów pierw szego zeb ran ia ,.S” w te a trz e na przełom ie sierpnia i w rześnia 1989 r.). M ó­

w i krótko: jestem antysow ietą. życie nauczy­

ło mnie, żeby nic składać obietnic.

W itold Kopccki (lat 43, represjonow any za działalność w „S”, przyw rócony do pracy w Zefam ie, etatow o zajm uje się pracą zw iązko wą) d ek la ru je się jako m iłośnik przyrody.

Chce zająć się k o n k re ta m i w dziedzinie och rony środow iska: san k cjam i wobec trucicieli i uspraw nieniem służb kom unalnych, k tó re m uszą dbać o m iasto nap raw d ę, a nie tylko pozorow ać robotę.

Józef K usiak (lat 57, nauczyciel w Zespole Szkół Budow lanych, działacz KIK) w ym ie­

nia jako najpilniejsze: zw iększenie ilości mie szkań, budow ę szkól rów nolegle z m ieszka­

niam i, budow ę szkoły specjalnej, utw orzenie pełnej szkoły m uzycznej. Będzie zabiegał o preferen cje dla rzem ieślników w ykonujących napraw y.

Je rz y K w iatkow ski (lat 30'. absolw ent WSI, k ie ru je A utonom icznym Zespołem P racow ni k ów w „P olskiej W ełnie”, działacz i o rg an i­

zato r sam orządu pracow niczego na szczeblu krajow ym ) postrzega sam orząd przez p ry z­

m a t n u rtu ją c y c h nas problem ów gospodar­

czych. Nie m ożna oddzielić obyw atelskiego postrzegania rzeczyw istości lokalnej od p r a ­ cowniczego w idzenia ekonoraicsnych przy­

czyn spow odow anych tru d n ą sytuacją gospo darczą, a w pływ ających n a niepew ność oby w ate lsk icj egzystencji.

t t ybory do rad gminnych już prawie za

| / | / progiem. Z jaką kondycją i z jaktmi f » nastrojami wchodzimy w ów tak waż­

ny moment? Jeżeli przejrzeć niektóre gazety, można dojść do przekonania, że znajdujemy

*ię na granicy upadku gospodarczego, zawie­

ruchy politycznej. Jeżeli posłuchać wypowie­

dzi niektórych ludzi, możną by sądzić, że stko to zlo jest rezultatem ostatnich kilku miesięcy. Z niezwykłą skrzętnością szerzone jest widmo bezrobocia, umierających z nędzy emerytów, rozstawionych na centralnych pla­

cach'miast gilotyn rozliczających za niechly.b ną przeszłość. Cdzieś gubi się natomiast to co w istocie stanowi o obrazie nas wszystkich _ heroizm w dochodzeniu do wolności, deter minacja w znoszeniu dolegliwości wynikają­

cych z ratowania gospodarki.. Niewiele jest donośnie wypowiadanych sióu: o tym, jo>< po-

wystawienia rachunku za zmarnowane lata, życie niejdnokrotnie.

Narzekamy na opieszałość rządu, porlamen- i Umożna by rzecoczekujemy, ie coś za nas zrobią. Ale przecież także porządkujemy swoje najbliższe otoczenie sami, łamiemy za­

rdzewiałe choć często mocne jeszcze barie­

ry. 1 wbrew pozorom, nie m y podnosimy la­

rum w watce o „nasze”. Ta nam wmawia się, że 22 lipca 1944 r odzyskaliśmy niepod­

ległość i zaczęliśmy budować demokrację, to nam mówi się o bogatej i zasobnej wsi mi­

nionych lat, to nam wpiera się w s p a n i a ł o ś ć fabryk wystawianych za zmarnowane pienią­

dze lat gierkowskich.

Jest ta nas dużo żalu ale jest też i gorycz zbyt łatwej nadziei. Czasem brakuje nam juz sił, bo dni bywają zbyt szare, bo wielkie sunę to wolności to nasz trud wielu, wielu lat.

trafimy być piękni w naszej walce o jutro, c może przede wszystkim w naszej walce ^ sa­

mymi sobą — z naszym przymusowym ubós­

twem, z naszym lękiem o przyszłość zakładu, w którym pracujemy, w naszym uporze, by przełamać w sobie wykształcone przez wiele lat nawyki niszczące to, co charakteryzuje lu­

dzi żyjących to wolnych, dobrze zorganizowa­

nych państwach-aktywność, odwagę w po­

dejmowaniu ryzyka, chęć bycia lepszym od innych.

Widzimy wokół siebie w i e l e jeszcze zla. wi­

dzimy często jak owo zlo miłuje się r0ZPt/"

ch-ać. jak bardzo chce posiać to nas zwątpie­

nie jak po raz któryś tam chce nas zwyczaj­

n i e ’wykiwać. 1 Piękne jest w nas to, ze po­

trafimy stosować ową chrześcijańską maksy me — zlo dobrem zwycięzaj. Choć ta~ V™e cież oimnowuje nas nieraz zwykła ludzka chęc

W

edług rządowego C entrum B adania Opini Społecznej puls przedw yborczy w yczuw alny jest u 70 proc. Polaków.

W w ojew ództw ie zielonogórskim jest on chy­

ba jedftak słabszy. ,

Podczas sp o tk an ia z w ojew ódzkim kom isa­

rzem w yborczym , u progu kam panii, chęć u- dzialu w w yberach do sam orządów zadekla­

row ali przedstaw iciele 24 organizacji i u g ru ­ pow ań politycznych i społecznych. N iestety, zaledwie połowa z te j liczby, i to głównie z Z. Góry, skorzystała dotąd na przykład z bez­

płatnego dostępu do państw ow ego radia. N a­

suw a się pytanie czy jest lo w ynik b ra k u afc tywncrści. czy może niewiedzy. I rzy pom nij my zatem , że czas antenow y w pierw szym eta pie kam panii, tj. do 30.04 przysługuje w szyst­

kim, którzy zgłosili k andydatów lub listy k a n dydatów na radnych. Przyczyny takiiego s ta ­ nu m ogą być tylko dwie.

P ierw sza — elem ent ta k ty k i przedw ybor­

czej, polegający na nieujaw n ian iu , zbyt wcze snym, program u oraz kandydatów . Bowiem zgodnie z bogatym i dośw iadczeniam i „rozwi­

niętych” dem okracji najw łaściw szym czasem rozpoczęcia akcji lansującej kand y d ató w (pla­

katy, ulotki, tra n sp a re n ty itd.) jest te rm in cz te rn a stu dni przed w yboram i. Być może od- niosły tu sk u tek w cześniejsze w izyty i szko­

lenia „obyw ateli ’■ na Zachodzie.

B ardziej praw dopodobna jest d ru g a przy­

czyna — obojętność niektórych środow isk lo­

kalnych! Często niestety słyszy się opinie:

Tyle razy glosow aliśm y i co? ’ albo ..Samo­

rząd, a co to je st? ” lub „M am y już -dość, lu ­ dzie są ty m w szystkim już zm ęczeni!” .

P rzyznajm y, brzm i to paradoksalnie w swie tle niedaw nych jeszcze nowoczesnych żądań skrócenia k adencji dotychczasow ych ra d n a ­ rodowych. T otalnie k ry tykow ano ich bezw ład­

ność: .,Na dole rządzą kliki i s ta ra nom enkla­

tu r a ”. To za stanaw iające, bo kiedy dano w re szcie ludziom szansę wzięcia spraw w sw oje

Dość często bywam na spotkaniach w różnych zakątkach naszego województwa. Wiem, jak bardzo się zmagamy z ..zastanym”, które m u­

simy wziąć do swoich rąk Ale trw am y przy swoim, wielu z nos, urodzonych po wojnie, przy „swoim” po raz pierwszy w życiu. Dn ta­

kich i ja należę Wszystko to, co tutaj piszę, to także i moje odczuciu. Też jestem uparty, też jest we mnie wiara, ie przetrwamy i zbu­

dujemy porządny kraj.

Byliśmy solidarni u? walce z totalitaryz­

mem. Dziś mając dalej wspólny cel, próbuje­

my szukać własnych dróg. Tak też pewnie bę dzie i w dniu wyborów samorządowych. Jed­

no jest pewneumiemy już odróżniać do­

bro od zła — i w tym dalej jesteśmy solidar­

ni. I z tym pójtlzicmy wybierać Bo nasza gmina czy miasto to nasra mała Polska i te­

raz clia niej podejmiemy jeszcze jeden trud.

J A R O S Ł A W B A R A Ń C Z A K

puk

O ptym istyczne w y n i k i . b a d Ś f prow adzonych n-zez CBGS nie e l i m i n u j ą naszych obaw. o to

‘że mogą bvć takie gminy, w których w ybory W Ogóle Się nie odbędą. C hyba, że kom isarz

w o j e w ó d z k i osobiście w yszuka i nam ówi c n ę t

nych do kandydow ania oraz zmusi p o z o s a - łydh do głosowania. A przecież w ystarczy ze-

brać 15 podpisów, czyli skrzyknąć najb liż­

szych sąsiadów , by w okręgu je dnom andato­

w ym w ysunąć swojego kandydata.

Być może lepiej jest w m iastach. Na przy­

k ła d w Z. Górze te m p e ra tu ra k am panii w y­

borczej w yraźnie się podniosła z chw ilą u r u ­ chom ienia radiow ego studia wyborczego. J a ­ ko p ierw si „zam eldow ali się” kapeenow cy i młodzież, potem ruszyli n astępni: działkow cy (PZD) zieloni (PSL), niebiescy (SD), niegdy­

siejsi czerw oni (SdRP), liberałow ie, p rzed sta­

wiciele KO „S” i inni. A ntenow e p rez en ta­

cje kand y d ató w i program ów św iadczą często 0 niezrozum ieniu idei w yborów sam orządo­

wych. C hętnie k ry ty k u je się p rezydenta J a ­ ruzelskiego, m in istra K uronia czy w icepre­

m iera B alcerow icza, jeszcze chętniej popiera dążenia niepodległościow e L itw y, w y stę p u je o g w aran c je w spraw ie polskiej granicy zachod­

niej, rzadko zaś form ułuje w izje jak rządzić

m ia ste m i gm iną. . __

S p ra w y lokalne giną w potoku pięknie brzm iących sloganów o wolności, dem okracji 1 pluralizm ie. Nowom owa w ra ca tylnym i drzw iam i pośw iadczając skutecznobc 45-letm ej

K im II, czy

— -N jego z delegat Pełnon"

Terytoi profeso

R ady lu ile w prow t dzie te cych.

Która

— Z D otąd samorzs cja rzą wojewó m inistr;

nym m budow i;

cać pe\

np. urz;

ty utrz Ad mi a r a i i r / . : 1

— Ta ci UI-ZOC decyzji nięcie i spcc: U.- stu wys Stwo.

K t o b

— Na W m iej kańców gójnych s e j m i k w a c ti w

edukacji plansz z sia w s ta k ie są

Dodat!

borcze ] N aw et i ientowa<

rów . p<

nacy Dr Zielo nej zacji w;

tów po i Tymcza:

dotąd s tys. w. i.

kandyd;

nie tzw Ich nap:

dziwno o w yborc;

mieści i ich fum

Dotyc S dR p u le ra w horczy dzące z M inne

!:ch ziel 500 tys.

w szra da tów udział ■ Pierwsz Pojedv,-

Cytaty

Powiązane dokumenty

wanie. Dotyczy to szczególnie stanow isk kierow niczych tracących na kpn kurencyjności względem innych stanow isk.. Obecnie zielonogórski lud je st o- wyni księciem ,

kto zawinił, ludzie czy niedoskonałości idei, wizji, koncepcji. Być może gdyby zwyciężyła w Niemczech czy Anglii, jak sobie w yobrażał to M arks, dzieje

nie rzeczy U rzędu M iejskiego. W interesie lokatorow zam ieszkałych przy Pl. Jego w inno się pociągnąc do odpow iedzialności. Z drow ie, nie pozwala. Stropy w

Tak przygotowane ziemniaki sma kują wspaniale z jajkiem (może być sadzone, ja jeczniea, kotlet z jaj) Doskonałym dodatkiem może być parówka lekko podsmażona

dróż może być męcząca, uważaj na swoje zdro wie i przewożone zasoby. Nie na leży wpadać w panikę, pracuj spokojnie, staraj się podołać obowiązkom, a

Uczucie zawodu będzie Ci towarzyszyło dłuższy czos, mimo, iż szybko się wyjaśni, że sprawa' nie po­.. winna dotyczyć

biorcy jak i sam ych urzędników zajmują cyeh sic prow adzeniem ew idencji. których przyszły przedsiębiorca w in ‘en przestrzegać. zupełnie niepotrzebnie, dok onrł

Idea jednocząca ludzi wszystkich narodowości i ras, będąca urzeczywistnieniem dążeń człowieka do niwelowania barier językowych.. Idea anajdująca coraz to