N r 4
C E N A 3 0 ZŁ
KWIECIEŃ 1 9 4 9
Z adudniły miarowe kro ki na korytarzu Komendy W oj’e- wódzkiej „SP" w Olsztynie.
W budynku tym mieści się sala wykładowa i świetlica olsztyńskiego Oddziału Przysposo
bienia Marynarskiego.
W dniu wykładów korytarze K o
mendy zapełniają się dziarskimi postaciami i rozbrzmiewają weso
łym śmiechem, bo chłopcy z P rzy
sposobienia Marynarskiego m ają się z czego cieszyć: nareszcie ich sny i marzenia o morzu będą mogły się
— Będę marynarzem — myśli każdy z nich i dla dodania sobie powagi obciąga bluzę, poprawia kołnierz.
Radują się chłopcy, że już nie długo zobaczą morze i poznają je
go urok; morze „ciągnie" i trudno temu, kto raz zakosztuje słonej wo
dy i w iatru wypełniającego płótna żaglowców, wyzwolić się spod jego w pływ u. Wiedzą jednak junacy — że do ciężkiej służby morskiej trze
ba się należycie przygotować. M a im to umożliwić ich koło przyspo
sobienia marynarskiego.
Duża, jasna sala udekorowana flagam i narodowymi robi miłe wrażenie. Na frontowej ścianie por
trety Prezydenta i Marszałka, na
przeciw rysunki o tematyce m or
skiej.
Chłopcy z uwagą słuchają słów wykładowcy, który omawia szcze
gółowo stocznie i pracę stocznio
wą, zaglądając często do „Młodego Żeglarza" i posługując się rysun
kiem stoczni.
Oddział olsztyński, liczący około 80 junaków, pracuje b. dobrze. W i
dać to po skupionych twarzach chłopców, po pytaniach zadawanych wykładowcy. W czasie repetycji od
powiadają rzeczowo, przeważnie
„na ochotnika". Godzina wykładu szybko m ija. Przerwa.
Od razu zmienia się nastrój na sali. Niknie powaga panująca pod
czas nauki; teraz kolej na wesoły śmiech i radość. Rozbawione grup
k i udają się na korytarz; w rozmo
wach między
sobą,snują plany na przyszłość, dzielą się wrażeniami.
— Najbardziej cieszę się z tego — mówi W incenty Bomba — ze zo
stałem przyjęty do Kola. Urodzi
łem się w Zdolbunowie, gdzie p ra
cował mój ojciec, który nawet nie mógł myśleć o umieszczeniu _ mnie w Szkole Morskiej. Ja nie wiedzia
łem ja k morze wygląda, a cóż do
piero służba na nim. W zeszłym roku brat mój jechał na wycieczkę urządzoną przez Związek Samopo
mocy Chłopskiej i w ziął mnie ze sobą. Pobyt nad morzem nic nas prawie nie kosztował. B rat mówił mi, że przed wojną chciał jechać do Gdyni, lecz nie mógł, ponieważ za
brakło mu pieniędzy. N ik t mu nie pomógł. Teraz co innego. Państwo, różne instytucje i zw iązki u łatw ia
ją ludziom pracy zwiedzenie nasze
go kraju.
Nad morzem było pięknie, chodzi
liśmy na plażę, do portu, a raz po
płynęliśmy statkiem z Gdyni na Hel. Od tej pory myśl o pracy na morzu nie opuszczała mnie ani na chwilę. Postanowiłem wstąpić do M a ry n a rki W ojennej i zostać arty- lerzystą. Nie wiedziałem tylko jak to zrobić. Dzięki „Służbie Polsce"
będę mógł stać się marynarzem i obrońcą granic Polski Ludowej.
Nawet nie zauważyłem, że roz
mowie naszej przysłuchuje się k il
kunastu junaków. Zapytuję do ja kiej szkoły morskiej chcą kandy
dować. Większość pragnie wstąpić
do OSMW . Próbuję ich zastraszyć, mówię o trudnościach służby na morzu, o sztormach i ciężkiej pra
cy. Zapytuję, czy nie będą rozcza
rowani, gdyż nie każdy potrafi się do morza przyzwyczaić. Odpowia
da m i Wesoły śmiech gromady.
— Pracy się nie boimy, a zresz
tą n ik t nie jest dzieckiem, każdy wie co robi.
Zbiórka na nowy w ykład przery
wa naszą rozmowę. Wracamy na salę.
Roboty linowe. Służbowy rozdaje liny. Każdy junak z uwagą śledzi ruchy instruktora. Pomylić się nie trudno, a węzeł musi być dobrze wykonany. N ajp ierw najłatwiejszy
„płaski" Szybko m igają palce, przeplatając końce lin.
— Janek! nie tą ręką — słychać szept z pobliskiej ła w k i — „babski”
węzeł zrobisz.
Zawstydzony kolega szybko na
praw ia swój błąd. Węzeł „wyszedł"
dobrze. Potem dalsze: „cumowy, wyblinka, bramszotowy, bosmań
ski”.
Tyle węzłów, tyle nazw...
Znajomość węzłów to jeszcze nie wszystko — mówi Inspektor W y szkolenia Marynarskiego ob. Ere- ciński — trzeba znać ich zastoso
wanie. Należy wiedzieć ja k dany węzeł wiązać na palu, na pierście
niu itp. Nie jest to łatwe.
Repetycja. Nauka nie poszła na marne. Chłopcy pewnie i szybko wykonują polecone prace. Dużą po
mocą w nauce jest plansza z n a j
częściej spotykanymi węzłami. W y
jątkowo trudne węzły rysuje się w powiększeniu na tablicy.
W ykłady zakończtono. Junacy przechodzą teraz do świetlicy, gdzie czeka na nich lektura; książki, ga
zety, tygodniki. Przy małych stoli
kach zasiadają po dwóch, trzech, słuchają radia, grają w szachy lub warcaby.
Przyjem nie jest w „SP"-owskiej świetlicy. Junacy chętnie uczęsz
czają na zajęcia świetlicowe, wspól
nie zorganizowali chór, który w ziął udział w Akadem ii urządzonej w 4 rocznicę b itw y o Kołobrzeg. Wesoła trzynastka w pięknych mundurach, została serdecznie przyw itana przez miejscowe społeczeństwo. Długo nie milknące brawa nagradzały każdą marynarską piosenkę. N a zakończe
nie Akadem ii przez salę popłynęły słowa Międzynarodówki.
Junacy olsztyńscy nie tylko uczą się, ale też pracują społecznie. W ie
dzą oni, że być dobrym marynarzem to mało, trzeba także być świado
mym obywatelem kochającym swą ludową ojczyznę i gotowym do wszelkich poświęceń dla niej. W ie
dzą, że na ich barkach będzie spo
czywać w przyszłości utrzym anie i rozbudowanie naszego od Elbląga po Szczecin sięgającego Wybrzeża, którego odzyskanie okupione było k rw ią żołnierzy radzieckich i pol
skich. Zdają sobie sprawę, że tylko w warunkach władztwa ludu i rzą
dów robotniczo-chłopskich, porty polskie m ają możność swobodnego rozwoju. Większość z nich jest członkami Z M P . Wszyscy zaś mają ambicję znaleźć się w szeregach te ł przodującej organizacji młodzieży polskiej.
Chłopcy z Przysposobienia M a rynarskiego w Olsztynie, będą na pewno wiernie służyć Polsce Ludo-
2
aszego d y r e k to r a n a z w a liś m y
„d z ię c io łe m " choć w ą tp ię czy k t ó r y z nas p o t r a f iłb y w y ja ś n ić d la czego ta k a n ie in a c z e j. O tó ż ó w
„ d z ię c io ł" w y r z u c ił nas z k r z y k ie m do d o m u g d y 1 m a ja 1936 r o k u p r z y s z liś m y w o ś m iu do g im n a z ju m w ja s k r a w o c z e rw o n y c h k ra w a ta c h . B y ła n a tu r a ln ie p o te m s tra szn a a w a n tu ra . N a s i r o dzice du żo u p o k o rz e ń p rz e łk n ą ć m u s ie li i du żo g o d z in w y s ta ć w p rz e d p o k o ja c h d y r e k to r s k ic h n im „ d z ię c io ł" u s tą p ił i po z
w o lił n a m w ró c ić n a g im n a z ja ln ą ła w ę . T a k a to b y ła nasza p ie rw s z a m a n ife s ta c ja p ie rw s z o m a jo w a : d z ie c in n a jeszcze i n ie ś w ia d o m a is to ty w a lk i ro b o tn ic z e j ale szczera, m ocn o z w ią z a n a u c z u c ie m z h a s ła m i n ie s io n y m i p o n a d w z b u rz o n ą fa lą p ie rw s z o m a jo w y c h po ch o d ó w .
Z r o k u n a r o k m a n ife s ta c je te ro s ły , t łu m p o d c z e rw ie n ią s z ta n d a ró w pę czn ia ł, w z b ie r a ł na sile, p o tę ż n ia ł. R o k ro c z n ie ró w n ie ż cora z w ię k s z e i le p ie j w yposażone k o lu m n y p o lic ji u d e rz a ły na p ie rw s z o m a jo w e p o cho dy, r o z b ija ły je , m a s a k ro w a ły , w p y c h a ły do co ra z p o je m n ie js z y c h W ięzień.
T a k w a lc z y li o p ra w o do godnego lu d z i ż y c ia c i w szyscy, k tó r y c h w ła d z a p ie n ią dza p rz e m ie n iła w p ó łn ie w o ln ik ó w , k t ó r y m k a z a ła żyć w b ru d z ie prze dm ie ść, u p o k o rz e n iu społecznego p a ria s a , w n ę d z y i c ie m no cie, k tó r y c h o k ra d a ła i o g łu p ia ła , l a k w a lc z y li o s p ra w ie d liw o ś ć społeczną lu d z ie k t ó r y m o d e b ra n o w s z y s tk o : p ra w o do szczęścia, do ro z w o ju , d o k u ltu r y , k t ó r y c h p o z b a w ia n o n a w e t p ra w a do p ra c y , k tó r y c h z a m ie n ia n o w to w a r na r y n k u k a p ita lis ty c z n y m , w b e zm yśln e d o d a tk i do m aszyn, k ilo fó w , ło p a t.
D ziś g d y W n o w e j Polsce, w o jc z y ź n ie c z ło w ie k a p ra c y w s p o m in a m y ta m te cię ż
k ie la ta w a lk i, u k o ro n o w a n e j z w y c ię s tw e m , radość naszą z tego z w y c ię s tw a i o w o c ó w je g o c ią g le jeszcze t łu m i m y ś l, że g d y w d z ie s ią tk a c h ty s ię c y m ia s t k a p ita lis ty c z n e go ś w ia ta w y jd ą w d n iu 1 m a ja p o c h o d y ro b o tn ic z e po d h a s ła m i w a lk i’ z c ią g le je s z cze szaleją cą ta m k r z y w d ą społeczną — ra z jeszcze p o le je się na b r u k k r e w ro b o tn ic z a ; ale w a lk a ta toczyć się będzie aż do z w y c ię s tw a .
*
D o p ie ro p ią ty ra z o b c h o d z im y Ś w ię to P ra c y w t e j Polsce, k t ó r e j je s te ś m y t w ó r c a m i i g o spo da rza m i. D o p ie ro pięć la t rz ą d z i n a s z y m k r a je m lu d p ra c u ją c y , ale ja k że o lb r z y m ia od le gło ść d z ie li nas o d ta m te j, s a n a c y jn e j P o ls k i k r z y w d y i w y z y s k u . W t r z y la ta p o w o jn ie nasza g o s p o d a r
k a z a ró w n o p rz e m y s ło w a ja k i r o ln a p rz e k r o c z y ła p rz e d w o je n n y p o z io m produKC.ii.
W t r z y i p ó ł r o k u p o w o jn ie , k tó r a w y n is z c z y ła nas ta k , ja k żaden in n y k r a j na św lecie , m o g liś m y znieść c a łk o w ic ie k a r t k i ż y w n o ś c io w e i odzieżow e.
Szybkim i krokam i zbliżamy się do przedterminowego wykonania ambitnego planu odbudowy — planu trzyletniego.
Budujem y nowe, olbrzymie i najnowocześ
niej urządzone huty, fa b ry k i m etalur
giczne, chemiczne, energetyczne. Tw orzy
m y w Polsce całe nowe gałęzie przemysłu, których nigdy u nas nie było. Budujem y statki morskie na własnych stoczniach.
Stworzyliśm y sieć szkół wszystkich szcze
bli, do których droga stoi otworem dla ka żdego człowieka pracy.
W n a szym k r a ju p o tę ż n ie je i rozszerza się s z la c h e tn y r u c h w s p ó łz a w o d n ic tw a p ra c y . R odzą się n o w i lu d z ie , z k tó r y c h je s t d u m n y c a ły n a ró d . T o b o h a te ro w ie p ra c y . T o p r a w d z iw i p a trio c i, k tó r z y c z y n e m d o w o d z ą s w e j m iło ś c i d o O jc z y z n y . W n a s z y m k r a ju d o s z ły do g ło s u w s z y s tk ie s iły tw ó rc z e lu d u , z k tó re g o m aso w o w y r a s ta ją w y n a la z c y i o rg a n iz a to rz y , n a u k o w c y , a rty ś c i i k ie r o w n ic y naszego p rz e m y s łu .
I p rz e d 1939 r. n ie b r a k b y ło na p e w n o ta le n tó w w lu d z ie p o ls k im — ale ta le n ty te m a r n o w a ły się — n ie z n a jd u ją c d la sie
b ie m o ż liw o ś c i ro z w o jo w y c h . D e m o k ra c ja L u d o w a z lik w id o w a ła J a n k ó w M u z y k a n tó w a s tw o rz y ła p ra w d z iw y c h a rty s tó w .
P o d n ie ś liś m y p o n a d w s z y s tk o in n e go
dność c z ło w ie k a p ra c y . D a liś m y m u n ie o g ra n ic z o n e m o ż liw o ś c i ro z w o ju , do sko n a le n ia się i a w a n s u społecznego.
W y p ę d z iliś m y z naszej o jc z y z n y be zro bocie i k ry z y s , k a rc z u je m y b e z lito ś n ie spuściznę po k a p ita liź m ie . T ę p im y re s z tk i w y z y s k u c z ło w ie k a p rz e z c z ło w ie k a . W y d a liś m y o sta te czn y bó j a n a lfa b e ty z m o w i, b iu r o k r a c ji i m a rn o tra w s tw u .
W t r z y i p ó ł r o k u p o s tra s z n e j w o jn ie o p ra c o w a liś m y o lb r z y m i p la n ro z b u d o w y
— s z e ś c io le tn i p la n d o b ro b y tu naszego spo
łe czeń stw a. S y s te m a ty c z n ie k r o k po k r o k u p o d n o s im y stopę ż y c io w ą c z ło w ie k a p ra c y . vV czasie g d y na Z acho dzie ro ś n ie be zro bocie, d e w a lu u je się p ie n ią d z , k u rc z ą się z a ro b k i i m a le ją ra c je ży w n o ś c io w e , u nas k a ż d y m ie s ią c o b o k n o w y c h u ru c h o m io n y c h fa b ry k , o b o k sete k e le k tr y fik o w a - n y c h i ra d io fo n iz o w a n y c h w s i, o b o k n o w y c h d z ie ln ic w y ro s ły c h z g ru z u , ob ok w z ro s tu k u rs ó w , sz k ó ł i u n iw e rs y te tó w , o b o k n o w y c h te a tró w , b ib lio te k , m uze ów i k in , o b o k u ru c h o m io n y c h d ró g , m ostów , l i n i i k o le jo w y c h i ba senów p o rto w y c h p rz y n o s i d a ls z y w z ro s t s to p y ż y c io w e j c z ło w ie k a p ra c y , d a ls z y w z ro s t je g o za d o w o le n ia osobistego i o b y w a te ls k ie g o u ś w ia d o m ie n ia .
W n a s z y m k r a ju ro ś n ie w s p a n ia łe , p a trio ty c z n e i św ia d o m e p o k o le n ie m ło d z ie ż y , k tó r a w n o s i do p ra c y całego spo łe czeństw a s w o je s iły , u m ie ję tn o ś c i i s w ó j e n tu z ja z m b u d o w n ic tw a , W n a szym k r a ju u tr w a la się i c e m e n tu je sojusz ro b o tn ik a i c h ło p a p r a cującego, s ojusz o p a rty m ocn o o w s p ó ln e cele z b u d o w a n ia p a ń s tw a szczęścia i d o b ro b y tu , s p ra w ie d liw o ś c i i ra d o ś c i życia.
M o ż e m y b y ć d u m n i, że o b ra c h u n e k — d o k o n y w a n y tr a d y c y jn ie w d zie ń Ś w ię ta P ra c y — w y p a d a ta k im p o n u ją c o . M o że m y b yć d u m n i z ty c h c zte re ch la t naszej p r a cy. Są to ow oce z w y c ię s tw a słu szne j s p ra w y , z w y c ię s tw a w w a lc e o w ła d z ę lu d o w ą , są to ow oce prze pę dzen ia z P o ls k i je j c ie - m ię ż y c ie li — k a p ita lis tó w i o b s z a rn ik ó w
— i u g ru n to w a n ia w n a s z y m k r a ju u s tr o ju lu d o w e g o , — w ła d z y ro b o tn ik a , c h ło pa i in te lig e n ta .
*
R a dio , prasa, f ilm y —• w s z y s tk ie środ,- k i a m e ry k a ń s k ie j p ro p a g a n d y a za n ią prasa i r a d io w s z y s tk ic h rz ą d ó w k a p it a li
s ty c z n y c h k u p io n y c h d o la r o w y m i pożycz
k a m i s z a n ta ż u ją has w id m e m n o w e j w o j
ny.
R ó w no cześn ie c h c iw a ła p a h a n d la rz y ś m ie rc i sięga p rz e z ocean do E u ro p y , A - f r y k i, A z ji — chce s c h w y c ić za g a rd ło c a ły ś w ia t i rz u c ić go n a k o la n a .
N a o s ta tn ie j w o jn ie g a rs tk a m u lt im i- lio n e r ó w a m e ry k a ń s k ic h z a ro b iła „ t y l k o ” 50 m ilia r d ó w d o la ró w . O k a z u je się że w o j
n a to w c a le in t r a t n y in te re s d la ty c h p a n ó w . N a p e w n o c h ę tn ie p o w tó r z y lib y tę
„o p e ra c ję fin a n s o w ą " b y le t y lk o n o w y c h k ilk a d z ie s ią t m ilia r d ó w m ożna b y ło z no
w u na t y m z a ro b ić . T y m b a rd z ie j, że co
ra z b a rd z ie j u s u w a się g r u n t spod nóg ty c h lu d z i — k tó r z y h a n d lu ją k rz y w d ą , g ło d e m i ś m ie rc ią .
T o ju ż n ie te „d o b r e " czasy, k ie d y p r o pagandą, p a łk ą p o lic y jn ą i zręczną p o li
ty k ą m ożn a b y ło o g łu p ić , s te rro ry z o w a ć a w re z u lta c ie u trz y m a ć w ry z a c h całe k o n ty n e n ty . D ziś to się n ie u d a je n a w e t w k o lo n ia c h . D ziś lu d ro z u m ie s w o je poło żenie i u m ie s k u te c z n ie w a lc z y ć o s w o je p ra w a ,
W ła d c y d o la ro w e g o ś w ia ta m a rz ą o w o jn ie , b y za je d n y m z am a che m rz u c ić z n o w u n a ro d y n a k o la n a , żeb y zniszczyć z w y c ię s k ie p a ń s tw o s o c ja liz m u — Z w ią zek R a d z ie c k i ja k te ż i p a ń s tw a d e m o k ra c ji lu d o w e j — a p r z y sposobności na pchać swe k a s y n o w y m i m ilia r d a m i d o la ró w .
A le n a ro d y ś w ia ta w ie d zą , co to w o jn a i w c z y im in te re s ie m a się ona toczyć.
Jeste śm y ś w ia d k a m i —■ ja k na k u l i z ie m s k ie j w z ra s ta o lb rz y m i, g ig a n ty c z n y obóz p o k o ju , n a k tó re g o czele s to i Z w ią zek R a d z ie c k i. W obozie t y m z n a jd u ją się ob ok sie b ie z je d n o c z e n i w s p ó ln ą w o lą l u dzie p ra c y w s z y s tk ic h z a w o d ó w i w s z y s t
k ic h k o lo r ó w s k ó ry , T e n obóz lu d z i k o c h a ją c y c h w o ln o ś ć i p o k ó j je s t ju ż dziś n ie p o ró w n a n ie s iln ie js z y od p o d p a la c z y ś w ia ta i ic h s łu ż a lc ó w .
A s iła je g o ro ś n ie z k a ż d y m d n ie m . K a ż d e nasze osiąg nię cie gospodarcze, k a ż d y k r o k n a p rz ó d n a d ro d z e ro z w o ju , k a ż de nasze w zm o że n ie w y d a jn o ś c i p ra c y i każd a oszczędność je s t n o w y m w k ła d e m w u m o c n ie n ie tego ś w ia to w e g o obozu p o k o ju .
I d la te g o po dp ala cze w o je n n i n ie śm ią p o d ło ż y ć o g nia. I d la te g o p o k ó j zw ycięża.
J u ż za k ilk a n a ś c ie d n i n a u lic e m ia s t całego g lo b u zie m skie g o w y jd ą p ie rw s z o m a jo w e p o c h o d y p o d c z e rw o n y m i s z ta n d a ra m i. B ęd zie to w ie lk a m a n ife s ta c ja s i
ły m as p ra c u ją c y c h . T y c h m as — k tó r e n ie chcą w o jn y i do te j w o jn y n ie d o p u
szczą! Z. J.
3
ielu z Was, młodzi Czytelnicy widziało nieraz naszych m ary
narzy. Niewielu jednak zwrć ciło uwagę, że młodsi podofice
rowie i szeregowi M arynarki Wojennej noszą na lewym rękaw ie m un
duru, nad odznaką stopnia, dodatkowe nie
znane zwykłym śmiertelnikom odznaki.
Jeśli się niektórym z nich przyjrzycie, zauważycie, że wyobrażają one jakieś dzi
wne koła zębate ze śrubami okrętowymi, kotwice, na których skrzyżowano arm at
nie lufy, chorągiewki, tajemnicze litery RT. Spotkacie też dwa skrzyżowane kara
biny, lufę jakiegoś działa i samolotowe śmigło, a także dziwne urządzenie, przy
pominające swym wyglądem położoną na widełkach słuchawkę telefoniczną a bę
dące właściwie rysunkiem dalmierza i inne.
Są to oznaki specjalności jakie ci ma
rynarze posiadają, jakie wykonują w cza
sie swej służby w M ar. W oj. Specjalności tych jest wiele, a oto niektóre z nich: m a
szynista, artylerzysta pokładowy, moto
rzysta, sternik, sygnalista, torpedysta, ra diotelegrafista, miner, strzelec morski, Zapytacie, gdzie się ci marynarze nauczyli swego „fachu", bo przecież nie w „cy
w ilu ”!
Zapewne, nauczyli się go w Marynarce Wojennej, choć nierzadko ich zawód cy
w ilny pomógł im w lepszym i szybszym opanowaniu specjalności. Jest bowiem w każdej marynarce wojennej szkoła, która przygotowuje młodych m arynarzy do służby, która zapoznaje ich ze wszystkimi tajnikam i danej specjalności. W naszej
Marynarce Wojennej taką szkołą jest w ła śnie Szkoła Specjalistów Morskich.
Chcielibyście zapewne dowiedzieć się, czego i ja k uczą się kursanci w SSM-ie (tak w skrócie nazywa się ta szkoła). W y obraźcie więc sobie, że znajdujemy się na terenie jednej z kompanii szkolnych i że przyjrzym y się tu je j życiu i przygotowy
waniu marynarzy do niektórych specjal
ności.
*
Ranek. Przed kilkunastoma minutami służbowy odgwizdał pobudkę. W salach sypialnych pusto, gdyż kursanci są, właś
nie na porannej gimnastyce. Idziem y pu
stym korytarzem spoglądając na umiesz
czone na drzwiach napisy: pluton torpe- dystów, pluton sygnalistów, pluton radio
telegrafistów, artylerzystów. Nazwy mó
wią same za siebie.
Jeszcze kilkanaście m inut i oto kom
pania za kompanią udaje się na śniadanie.
Na salach pozostają tylko służbowi. Wszę
dzie widać ład i czystość. Starannie za
słane łóżka bieleją równo ułożonymi za
główkami. Porządek wzorowy!
A oto i kompanie wracają; chwilowy gwar zapełnia znów sale sypialne, nie na długo jednak, bo już niewiele czasu po
zostało do rozpoczęcia normalnych zajęć.
Kompanie rozejdą się do sal i gabinetów, kursanci pochylą się nad zeszytami i eksponatami...
— Uwaga! Postawa semaforowa! Roz
poczynamy! — pada komenda instrukto
ra. Długie rzędy młodych m arynarzy w ćwiczebnych mundurach zastygły ze skrzyżowanymi u dołu chorągiewkami, oczekując sygnału rozpoczęcia zbiorowej nauki sygnalizacji, teraz już praktycznej, po wyuczeniu się wszystkich koniecznych alfabetów i Wiadomości teoretycznych.
Powoli, z uwagą wykonują sygnaliści poszczególne ruchy. Litera biegnie za li
terą, tworząc wyraz „Polska".
— „N"...„A"...„M" ...„0”...„R“.:.„Z"...„U“
— Pamiętać, że „morze" pisze się przez
„rz" a nie przez „ż" — podpowiada in struktor.
— Uwaga dalej...!
Dziś wszystko to odbywa się jeszcze bardzo powoli, trochę niezdecydowanie.
Niekiedy ręce „puchną" z wysiłku, ale żaden z ćwiczących nie pokazuje tego po sobie, aby się nie narazić na kpiny kole
gów.
Za tydzień, dwa lub trzy chorągiewki będą naprawdę migały, sypiąc litery i zdania, ja k z rękawa, bezbłędnie i bez wahania. Później, gdy młodzi sygnaliści pójdą na okręty, ta p raktyką przyda się,
„jakby na drodze znalazł". Bo sygnalista nie może „nawalić", nie może zawieść w decydującym momencie. Dlatego też jest on tak ważną osobą na pokładzie...
* •
W budynku obok znajduje się olbrzy
mia hala, w której pełno tajemniczych aparatów i urządzeń. Stoją tam — na spe
cjalnych podstawach — jakieś dziwne kule z długimi kolcami, jakieś dziwne rury, jakieś p ływ aki o kształcie samolo
towego kadłuba. To sala do zajęć p rak
tycznych dla torpedystów i minerów, a te dziwne przyrządy i przedmioty, to części torped, min, trałów, które zarówno tor- pedyści ja k i minerzy muszą znać na pa
mięć. Tu właśnie można się najlepiej za
poznać z poszczególnymi częściami skom
plikowanych i precyzyjnych urządzeń.
Są tu więc powietrzno-spalinowe mo
tory napędowe do torped, w kształcie gwiazdy i elektryczne. Są ich urządzenia sterowe z precyzyjnymi 1 ciekawymi urzą
dzeniami. Do tych ostatnich należy żyro
skop — automatyczny kontroler kierun
ku biegu torpedy.
Starszy marynarz Jan Piotrowski, syn robotnika cegielnianego z Włocławka trzyma właśnie taki żyroskop w ręku, ob
jaśniając kolegom jego działanie.
— Jest to serce torpedy. Od żyroskopu zależy, czy spełni ona swe zadanie, czy nie zboczy z kursu, nie minie celu. Robi on około 18 tysięcy obrotów na minutę i jest poruszany sprężonym powietrzem.
Szkoła Specjalistów M orskich: repetycje wiadomości o budowie telefonu polowego oraz wykład o pociskach artyleryjskich
4
Dlatego też właściwe ustawienie kierun ku biegu torpedy wymaga niezwykłej do
kładności i w ielkiej wprawy.
W czasie ćwiczeń — kontynuuje st.
mar, Piotrowski — można sprawdzać dro
gę biegu torpedy dzięki specjalnemu apa
ratowi, zwanemu indykatorem, który kre
śli ją na wąskiej taśmie papieru.
Opodal rozsiadły się miny morskie.
W idzimy wśród nich kuliste uderzeniowe i hydrostatyczne, magnetyczne i akustycz
ne. Tu też ulokowały się tra ły — urządze
nia do w ykryw ania i niszczenia min _ a na ścianach rozwieszono specjalne ta blice z przekrojami i objaśnieniami dzia
łania poszczególnych urządzeń
Kursanci, rozbici na niewielkie grupki z zeszytami w rękach, śledzą każdy ruch wykładowcy, tłumaczącego nazwy i rolę
poszczególnych części. s
lak dzielim t1' ^ulasiewicz, powiedzcie mi, ja a dzielimy miny morskie?
od ~ Morskie dzielimy w zależności od rodzaju ich detonatora, lub sposobu burhi?Vdi^n|i^' Gdy badamy różnice w w y -
nu, dzielimy m iny na uderzeniowe gal
waniczne i uderzeniowe hydrostatyczne oraz na miny magnetyczne i akustyczne.
Dwa pierwsze rodzaje mogą być stawiane 2 »krętów nawodnych, zwanych stawia- czami min, albo przez okręty podwmdne, specjalnie do tego celu przystosowane ja - Kimi są np. nasze OORP „Kyś" i „Żbik".
Pozostałe rodzaje stawiają zazwyczaj sa
moloty, zrzucając je ze spadochronem...
* Idziemy dalej.
Niezbyt wielka sala, zastawiona stola
mi, na których widać aparaty telefoniczne i telegraficzne, różnego rodzaju radiosta
cja okrętowe i ich najważniejsze części.
Obok wiszą tablice i schematy. To króle
stwo radiotelegrafii okrętowej.
Przy jednym ze stołów, pochylony nad telegraficznym kluczem, nadaje swój ra- r otelegram jeden z kursantów. W drugim ońcu sali, za dużą radiostacją, tkw i ze luchawkami na uszach jego kolega, od
bierający nadawany tekst. Opodal niego rozłożono na stole poszczególne części skomplikowanej aparatury nadawczo-od
biorczej. Przyszli radiotelegrafiści ogląda
ją tu i badają każdy zespól z osobna, słu
chając objaśnień jego działania, najczę
ściej spotykanych uszkodzeń i sposobów ich usuwania.
— Pi... pi... pipi... pipi... pi... pipi,.. — słychać z małego głośnika. To jakiś bar
dziej zaawansowany kursant próbuje od
bioru normalnie pracującej stacji radio
telegraficznej. Jego ołówek szybko biega po kartce papieru, notując poszczególne znaki. Zacisnął usta i nie zważając na spływające po czole krople potu, stara się nadążyć z odbiorem za nadającym. Gdy mu się to wreszcie udaje, zadowolony ocie
ra czoło i zabiera się do odcyfrowywania przyjętego tekstu. Niedługo zobaczycie go na okręcie, utrzymującego łączność z por
tem w czasie ćwiczeń...
♦
Na stołach cały szereg różnych map morskich, a pochyleni nad nim i kursanci wykreślają podawane przez instruktora położenie okrętu. In n a grupka zapoznaje się przy pomocy rozwieszonych wokoło tablic z różnymi znakami nawigacyjnymi, morskimi i brzegowymi. W rogu sali, tuż przy oknie, przez które zagląda w tej chw ili słońce, kilku kursantów usiłuje
„złapać" je trzymanym w ręku sekstan- tem, aby określić swe położenie. Za chwilę grupki się zmienią inni m aryna
rze wezmą do ręki sekstant.
Praktyczne przerabianie materiału jest najlepszym sposobem jego zapamiętania.
Sternik okrętowy musi szczególnie dobrze wszystko umieć, musi szczególnie dokła
dnie wykonywać nakazane polecenia. Czu
wa on przecież nad kursem okrętu na mo
rzu. Nic więc dziwnego, że każdy * tych
przyszłych sterników musi znać „po kolei i na w yryw ki" całą nawigację szyperską, przepisy drogi, sygnalizację marsem i se
maforem, musi umieć posługiwać się ma
pami morskimi, kompasem czy sekstan- tem. A nic przecież nie wskazuje na to, że marynarz z maleńkim czerwonym kołem sterowym na lewym rękawie posiada aż tak w ielki zapas wiadomości. Wiadomo, sternik...
*
Przechodząc od budynku do budynku, z sali do sali, trafiam y wreszcie do arty- lerzystów. Siedzą w zwykłych szkolnych lawach, notując skrzętnie słowa w y k ła dowcy. Przed nim i leży sprzęt: lufy dział przeciwlotniczych i morskich, poszcze
gólne części urządzeń do kierowania o- gniem, optyka artyleryjska. W drugim ro
gu sali ustawione szeregiem, stoją pociski najróżniejszych kalibrów, od smukłych, niepokażnych 75-tek, do grubych, przysa
dzistych 406-milimetr owych „klusek” n aj
cięższej arty le rii morskiej. Tu też stoją łuski poszczególnych kalibrów, od naj- mniejszcyh, aż do tych grubych, sięgają
cych wzrostu człowieka. Wszystkie te ka
libry są obecnie używane w marynarkach wojennych i obowiązkiem artylerzysty jest umieć je rozpoznawać.
Szereg tablic ilustruje również prze- eroje poszczególnych pocisków, pokazując sposób ich budowy, rodzaj i rozmieszcze
nie materiału wybuchowego oraz rodzaj zapalnika. Mam y więc rysunki pocisków pancernych i zwykłych, kruszących, za
palających i szrapneli. Są pociski artyle
rii morskiej i przeciwlotniczej.
Wszystko to nie wyczerpuje jednak materiału szkoleniowego artylerzystów.
Uczą się oni poza tym innych przedmio
tów, bardziej ogólnych, objaśniających rolę i zadania artylerii morskiej.
Poznają więc rodzaje i kalibry dział morskich; przeciwlotniczych, teorię strze
lania z tych dział, zapoznają się z przy
rządami kierowania ogniem ze znakowa
niem fabrycznym amunicji.
Zdziwicie się może, drodzy Czytelnicy, że jest tego materiału w każdej specjal
ności tak wiele do nauki. Zapewne, nie jest go łatwo opanować, ale też każdy ma
rynarz, noszący na rękawie odznakę swej specjalności, bez względu na to, czy bę
dzie to artylerzysta, motorzysta, miner, sygnalista lub sternik, zdobył ją własną usilną pracą i może być z tego naprawdę dumny.
*
Dzień ma się ku końcowi. Zajęcia już się dawno skończyły. Większość wolnych
od służby marynarzy zapełniła świetlicę.
G rają w szachy i warcaby, czytają książ
ki i gazety, słuchają radia. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, że SSM posiada jeden z najlepiej działających radiowęzłów w Marynarce Wojennej. W tej chwili z głoś- llków płynie muzyka, ale nie rzadko przed jego mikrofonem produkuje się własny chór m arynarski i orkiestra,
Niektórzy z marynarzy, zwłaszcza ci zaszyci w kąt sali, nie biorą udziału w roz
mowach i grach. Rozłożyli książki j ze
szyty. uczą się. Rozumieją znaczenie pod
noszenia własnego poziomu wykształce
nia, toteż chętnie korzystają z pomocy zdolniejszych kolegów, czy też dowódcy kompanii, odrabiając kilkuletnie niekie
dy zaległości. Punktem honoru każdej kompanii, a szczególnie marynarzy Z M P - owców, stało się podnoszenie poziomu u- myslowego mniej wykształconych kole
gów . Toteż w yniki pracy samokształce
niowej są coraz lepsze, coraz widoczniej
sze, a marynarze coraz rozumniejsi, świa- domsi swej pracy i zadań.
*
Kolacja, krótka pogawędka z przyja
ciółmi, ostatni m arynarski kawał, krótka opowieść urlopowicza o próbie zademon
strowania rodzince w kraju jak wygląda sztorm na morzu (patrz rysunek); głośne wybuchy zdrowego, marynarskiego śmie
chu, towarzyszące opowieści, kończą pra
cowity dzień kursantów z SSM-u.
Jutro staną oni znowu do pracy. Będą się dalej zapoznawać z tajnikam i a rty lerii, radia, czy sygnalizacji, będą się dalej uczyli o minach i torpedach, zgłębiali no
we nieznane im jeszcze mechanizmy i icli części, aby móc po opuszczeniu szkolnych murów powiedzieć: idziemy do swej pracy przygotowani, możemy ją wykonywać jak najlepiej dla dobra zaszczytnej służby o- brońców polskiego Bałtyku.
ODZNAKI STOPNI PODOFICERSKICH i OFICERSKICH w MARYNARCE WOJ.
U W A G A C Z Y T E L N IC Y : T ablicę specjalności zam ieścim y w nasię pnytn numerze,
5
KOMSOMOLCY PŁYNĄ w ŚWIAT
dessa — to największy port radziecki na Morzu Czarnym. Na jej redzie spotyka się duże, ocea
niczne statki różnych kra
jów i różnych bander. Dosta
wiwszy ładunki dla naszego gospodarstwa narodowegó, od
pływają one do portów obydwu półkul.
Oto i teraz obok nas, rufa przy rufie, stoi duży angielski statek. Dwa statki — dwa różne światy. Widzimy dobrze, jak idzie praca na angielskim pa
rowcu, kto ją wypełnia i w ja
kich warunkach. Obowiązki ma
rynarzy i palaczy w 90% speł
niają tu „kolorowi ludzie“ — Malajczycy. Anglicy stronią od nich, starają się z nimi nie zetknąć, mają przecież oddziel
ne kabiny, oddzielny stół. Za to Malaje mieszkają w ciasnych, brudnych, urągających podsta
wowym nakazom higieny po
mieszczeniach.
Wychodzimy w dalekie, za
oceaniczne pływanie. Jeszcze pół godziny i statek nasz — oceaniczny parowiec „Wtaraja Piatiletka“ („Druga Pięciolat
ka“) — podniesie kotwicę. Na brzegu zostają rodziny naszych marynarzy. Czeka je długa, kilkumiesięczna rozłąka...
Przy dźwiękach tkliwej pieś
ni, nadawanej przez radiostację statkową, wspinają się po tra
pie młodzi komsomolcy, prak
tykanci szkoły morskiej; po raz pierwszy mają oni popłynąć na dalekie morza. Radośnie podnie
ceni, chciwie oglądają statek, lubując się jego śnieżnobiałymi, z komfortem urządzonymi ka
binami. Ostrożnie stąpają po lśniącym pokładzie, z zachwy
tem śledząc pracę załogi.
Za kilka dni nowicjusze bę
dą za granicą. Co ujrzą tam w dalekich, zamorskich, kapitali
stycznych krajach?...
Tłusty, dobroduszny bosman ciepło wita młodzież. Stary, srogi żeglarz z wyglądu, szczo
drze sypie wesołymi żartami i kawałami. Słynie on tutaj,
jako opowiadacz ciekawych morskich historii.
Podniesiono trap. Statek drży od miarowej wibracji maszyn.
— Cumy oddać!...
— Wypływamy, rozpoczyna
jąc rejs na trasie: Odessa Port Said — Bombaj — Penang
— Singapore — Odessa.
PORT — SAID.
Pierwszy postój w Port —- Saidzie. Statki odbywające duże rejsy tranzytowe, muszą obo
wiązkowo przejść te — „wrota do Morzą Czerwonego“ . Leży on co prawda na arabskim tery
torium Egiptu, ale znajduje się w sferze wpływów Anglików i Francuzów. Toteż tu właśnie znajduje się centrum admini
stracyjne Kanału Sueskiego.
Port-Said, położony u wejś
cia do kanału, jest pośrednią bazą, w której statki uzupełniają zapasy węgla i żywności w dro
dze do Indii, portów Dalekiego Wschodu czy Australii.
Upał. Słońce pali niemiło
siernie. W kabinach bez przer
wy pracują wentylatory. Do stat
ku podpływa szalupa. W niej jakiś handlarz natarczywie i krzykliwie proponuje ciężkie, skórzane nahajki. Kwiecistym stylem, na jaki stać tylko A ra bów, reklamuje swój towar,
objaśniając, że te nahajki biją ludzi „elastycznie“ , ale za ‘ to bardzo dotkliwie — nie zosta
wiając przy tym śladów!!!
— Anglicy i Amerykanie — krzyczy do nas handlarz — bio
rą je zawsze bardzo chętnie!
M ój towar jest tu najlepszy, najbardziej poszukiwany!...
Znudził nas ten handlarz.
Inny widok zajmuje teraz uwa
gę załogi. Niedaleko naszego statku skaczą ze swoich łódek do wody arabscy rybacy. N ur
kują na dno i z czterosążniowej głębiny wybierają koszyczkami węgiel. Arabowie to doskonali nurkowie. Ryzykując życie w y
ciągają wegiel z dna morza, aby go potem sprzedać za marne grosze.
Centralna część Port-Saidu tonie w palmach. Wzdłuż rów
nych, asfaltowych ulic wybudo
wano duże, białe domy. Za to część arabska — to wąskie, brudne uliczki i nędzne lepianki, to setki bezdomnych, półnagich ludzi, podobnych do szkieletów, proszących przechodniów o jał
mużnę...
B O M B A J ,
Uzupełniwszy zapasy wody
„Wtaraja Piatiletka“ wzięła kurs na Morze Czerwone. Upał w kotłowni dosięgał 70"C. Pala
cze pracowali w spodenkach kąpielowych, ale utrzymywali odpowiednie ciśnienie pary w kotłach.
W zatoce adeńskiej, u wejś
cia na Ocean Indyjski, parowiec nasz trafił w pas południowo- zachodnich monsunów z towa
rzyszącymi im deszczami. Sztorm dosięgał 10" w/g skali Beauforta.
Kocioł przestał pracować. Me
chanik Progacki i palacz Mirsz- niczenko weszli do wygasłego paleniska, aby sprawdzić uszko
dzenie. Ściany kotła promienio
wały jeszcze czerwonym świat
łem. Nie zważając na niemożli
wy żar i silne kołysanie, szybko naprawili kocioł. Komsomolec W iktor Paskal przez cały czas burzy, stał bez przerwy przy kole sterowym i prowadził sta
tek ściśle według kursu. Ciężkie fale przelewały, się przez pokład, przewracały ludzi, ale nie zdo
łały ich zniechęcić do pracy i zmusić do opuszczenia stanowisk.
Bombaj — główny port na Oceanie Indyjskim, jest urzą
dzony nowocześnie, toteż za
trzymywać się w nim mogą pa
rowce o dowolnych zanurze
niach, zwłaszcza, że jest tu też dużo warsztatów okrętowych z nowoczesnymi dokami włącznie.
I tym razem zwiedziliśmy dzielnicę biedoty. Zaduch i brud, wstrząsająca nędza. „Szczęśliw
cy“ mieszkają w skleconych na rędce bambusowych • lepian- ach. Ulice roją się od handla
rzy, proponując smażoną ' rybę, kakao, banany, ananasy, orzechy pistacjowe, fistaszki, pomarańcze...
Hindusi rzadko jeżdżą tram
wajami, autobusami czy trolley- busami, gdyż cena przejazdu jest dla nich za wielka. —■ Za tę sumę można przecież kupić garść ryżu i maleńki kawałek ryby. Widzieliśmy także wspa
niałą dzielnicę radżów. Tutaj Hindusi — jak niewolnicy, kła-, niają się jeszcze wszechmocnym, wielkim władcom.
Byliśmy w mieście wiele razy, ale nigdy jeszcze nie widzieliś
my tak przerażającej nędzy, ta
kiej olbrzymiej . ilości bezrobot
nych. Jednego razu z tłumu ze
branego na nadbrzeżu wybiegła chuda koścista kobieta.
— Sop — Sop !*) — Krzy
czała zdyszana.
Kobieta trzymała na rękach gołe dziecko. Óboje — kobieta i dziecko — byli pokryci grubą warstwą brudu. Matka prosiła o kawałeczek mydła, aby wyką
pać malca. Jeden z naszych ma
rynarzy dał jej kawałek mydła toaletowego. Chwyciła drogo
cenny dar z radością i zaraz uciekła.
Nasi oficerowie zwiedzili w Bombaju wystawę, poświęconą X X X I rocznicy Rewolucji Paź
dziernikowej. Tu poznaliśmy się z miejscowymi studentami, któ
rzy następnego dnia odwiedzili nas na statku. Ofiarowali oni kapitanowi album ze zdjęciami, obrazującymi epizoty walki po
stępowej młodzieży Bombaju z angielskimi kolonizatorami, oraz walki Hindusów o niepod
ległość swego kraju.
P E N A N T » .
Wkrótce stailęliśmy do zała
dunku na redzie portu Penang na Malajach. Leży on na wys
pie, którą zamieszkują Malaje, Chińczycy, Hindusi... — Ale prawdziwymi władcami wyspy są Anglicy, rządzący despotycz
nie miejscową ludnością.
Podczas wędrówek po mieś
cie, zaszliśmy do jednego z ma
gazynów. Gdy spostrzeżono, że jesteśmy obywatelami radziec
kimi, magazyn szybko zapełnił się Malajami i Chińczykami.
Tłum ludzi zebrał się też na ulicy. Wszyscy chcieli się do
wiedzieć prawdy o Związku Ra
dzieckim. Zarzucili nas dzie
siątkami pytań. Malajowie od
prowadzili nas aż do burty stat
ku. Dwóch malajskich tragarzy przypadkowo zajrzało do „czer
wonego“ kącika naszego parow-
*) Z n ie k s z ta łc o n y w y ra z a n g ie l
ski soap (w y m a w iać soup).
W K an ale Sueskim . B ry ty js k ie sam oloty nie po zw alają zapom nieć o ty m , że jest to stre ia w p ły w ó w angielskich.
6
ca. Spostrzegłszy na ścianach portrety, na kilka chwil zastygli w niemej ciszy. Czerwony ką
cik zapełnił się smagłymi ludźmi.
Z ust ich padały dwa słowa: — Stalin!... Lenin!...
Poniżeni, przygnieceni cięż
kimi warunkami pracy, malajscy tragarze portowi, przepełnieni uczuciem bezgranicznego sza
cunku do wodzów ludzi pracy całego świata, skupili się przy portretach Stalina i Lenina, pod
nosząc w górę ręce...
S I N G A P O R E
Ostatnim portem w marszru
cie „W taroj Piatiletki“ , było Sin
gapore, które witało nas niebem koloru lila, błękitem wody i nie
możliwie upalnym powietrzem.
Masa łódek otoczyła nasz stojący na redzie, statek.
— Pliz, bot**)... — propono- wah nam swe usługi Malaje i Chińczycy. Wielu z nich cier
pliwie stało cały dzień w pobli- 2ll statku w nadziei otrzymania jakiejkolwiek pracy.
P o p łyn ę liśm y szalupam i do p o rtu .
Wzdłuż ulic ciągną się ścieki otwartej kanalizacji, na brudnej jezdni leżą porzucone skórki Bananów, łupiny orzechów ko
kosowych, ananasów... Widzi się tu także wielu policjantów. Bia
łe serdaki, krótkie spodenki i Korkowe hełmy — to ich strój, (jumowe pałki w rękach — to oznaka ich władzy.
Singapore okrążone jest zie
lonymi wysepkami. Na nich roz
lokowały się angielskie bazy wo- jenno-morskie, strzegące tu im
perialistycznych „interesów“
swego rządu.
Na Malajach niespokojnie.
W mieście — przy komisariacie
— marynarze nasi zauważyli plakaty z fotografiami i tekstem w języku angielskim. B yły to fotografie schwytanych w gó
rach półwyspu Malakka i skaza
nych na śmierć uczestników ru
chu partyzanckiego, oraz nie
uchwytnych wybitnych party
zantów. Singaporskie władze o- biecywały wysokie wynagrodze
nie temu, kto wskaże miejsce ich pobytu, lecz mimo wysokiej ce
ny nikt się nie zgłasza.
W górach toczą się nieprzer
wane boje, w których Anglicy stosują przeciwko partyzantom czołgi i samoloty.
Singapore to duże, nowo
czesne miasto. Liczne ogrody i palmowe gaje dodają mu uro
ku. Ulicami części europejskiej spoceni kulisi ciągną riksze z rozpartymi w nich Anglikami.
Natomiast w chińskiej i malaj- skiej dzielnicy, widać nędzne jednopiętrowe domki bambuso- we- Ryż i woda — to zwykłe pożywienie ich mieszkańców, ko
lorowych robotników.
W porcie w id zie liśm y, ja k pe wien C h iń c z y k p rz y n ió s ł nie- w telką puszkę od konserw , w x Ó / 6J b^ ł ,obiad dla... 70 ludzi,
iotez Malajowie pracujący w porcie na dwie zmiany, zajmują się także drobnym handlem, aby jako-tako wyżyć.
Parowiec „Wtaraja Piati- letka“ przyjmował w Singapore ładunek, przeznaczony dla O- dessy. Po załadowaniu wzięliś
**) Please, b o a t (proszę łó d ź).
my kurs na nasz port macie
rzysty. Załoga, która przyłączy
ła się do wszechzwiązkowego socjalistycznego współzawodnic
twa wypełnienia powojennej pięciolatki w cztery lata, dokła
dała wszelkich starań, aby zo
bowiązanie wypełnić.
n o D O M U .
W drodze powrotnej, na Oce
anie Indyjskim, schwycił nas północno - wschodni monsun wiejący z kontynentu i niosący masę piasku. Piasek opadający na pokład, nie był przyjemny.
Ale mieliśmy też innych „gości“ : latające ryby. Te były mile w i
dziane.
Pewnego dnia, byliśmy już wtedy na Morzu Czerwonym, wszyscy wybiegli na pokład.
Horyzont przedstawiał fantas
tyczny widok. Ujrzeliśmy po
przewracane statki, góry, dale
ką zatokę... Wskutek refrakcji przed wschodem i zachodem słońca, promienie załamują się, dlatego też wszystkie przedmio
ty na horyzoncie przedstawiały się nam w odwróconym poło
żeniu.
M ijały dnie i noce, przybli
żaliśmy się do brzegów Ojczyz
ny. Z niecierpliwością czekaliś
my widoku rodzinnej Odessy.
Wreszcie na horyzoncie ukazały się brzegi Fontana, a wkrótce potem reda i port odeski, a w końcu — kopuła miejscowej Opery.
Marynarze golą się, wkładają świąteczne ubrania, wyjmują z żelaznych szafeczek, przypomi- nających ogniotrwałe kasy, naj
lepsze krawaty i kapelusze. W
„czerwonym kąciku“ ukazuje się nowy numer gazetki ściennej.
Jeden z artykułów mówi o tym, że statek „Wtaraja Piatiletka"
otrzymał we współzawodnictwie pierwszą nagrodę i przechodnią czerwoną flagę za wypełnienie planu ladunkowo - przewozo
wego. Statek przeszedł 14 tys.
mil, a jego załoga nie tylko u- kończyła terminowo okresowy remont maszyn, ale przyczyniła się walnie do przewiezienia 69.700 ton ładunku. W czasie rejsu przekroczyliśmy planowa
ną szybkość 9,2 węzła idąc stale ze średnią szybkością 9,5 węzła.
Specjalnie odznaczyli się tu komsomolcy, toteż zostali oni wpisani na tablicę honorową.
Przyprowadziliśmy statek do Odessy w doskonałym stanie, oszczędziwszy państwu dzie
siątki tysięcy rubli pomimo, że robota nasza prowadzona była w ciężkich warunkach, podczas strasznego tropikalnego upału, dochodzącego do 65“C.
Oto jesteśmy w Odessie. Po
tężne dźwigi wyciągają z ładow
ni różne towary. Statek oblegają reporterzy, fotokorespondenci, robotnicy portowi, żony, przy
jaciele i towarzysze marynarzy.
Byliśmy przecież ponad trzy miesiące poza granicami ojczyz
ny. —- Toteż każdy z nas pra
gnie jak najprędzej znaleźć się w domu, zobaczyć kochane mia
sto.
Niedługi odpoczynek w por
cie — i oto znów wychodzimy na dalekie morza, na nowy dłu
gi rejs.
W. K O Z ŁO W (Wokrug święta, luty 1949)
(fot. A. P luciński)
„Kościuszko“ — piękn a jednostka iPolskiej F lo ty H an dlo w ej, Jedna z dziew iętnastu przekazan ych przez Z w ią z e k Kadzieeki
w ram ach odszkodowań wojennych.
DŁOŃ PRZYJACIELA
(fot. A . P luciński)
„R ysy“ — po niem iecki zbiorniko w iec w y d o b y ty z dna portu gdyńskiego przez e k ip y radzieckich n u rk ó w i przekazan y Polsce.
D ziwią Was może fotografie tych dwóch statków.
Dlaczego je podajemy w tym „rybackim" nume
rze? Czy zamierzamy coś o nich napisać? Nie.
Zamieszczamy je — dla przypomnienia. A co one m ają nam przypominać? Bardzo ważną dla nas rzecz.
21 kw ietnia m ija cztery lata od podpisania . oficjalnego polsko-radzieckiego paktu o przyjaźni i wzajemnej po
mocy.
Przyjaźń między Polską Ludową a ZSRR została ugruntowana dużo wcześniej; a i pomoc była nam też udzielana przed podpisaniem paktu. T ej pomocy i przy
jaźni zawdzięczamy powstanie odrodzonego Wojska Pol
skiego.
Oddziały I i I I A rm ii Wojska Polskiego współdzia
łające — z A rm ią Radziecką — sforsowały w kwietniu 1945 r. Odrę i Nysę Łużycką.
Na odcinku morskim pomoc ZSRR też była duża.
Oprócz wielu jednostek które Związek Radziecki dostar
czył naszej Marynarce Wojennej — otrzymaliśmy też dużo statków dla Polskiej M arynarki Handlowej.
„Kościuszko”, którego widzicie na fotografii u góry, jest jednym z wielu statków, które zostały przekazane przez ZSRR w ramach reparacji wojennych. A ten pięk-
■ny zbiornikowiec „Rysy" — został podniesiony z dna morskiego przez ekipę radziecką — i oddany Polsce.
Pracujemy. Pracujemy coraz lepiej i wydajniej.
Świadomość, że w pracy tej mamy potężnego przyjaciela w Związku Radzieckim, który nam zawsze poda pomocną dłoń — w zm a ga ć powinna nasze wysiłki.
7
1§/%ŁE PORTY POLSKIEGO
eźuie sobie m apę P o ls k i i p o p a trz c ie na nasz brze g m o rs k i. S po ro je s t teg o brze gu , n ie p ra w d a ż ? O d n a jd ź c ie też nasze t r z y w ie lk ie p o r ty : G dańsk, G d y n ię i Szczecin, D u żo się o ty c h p o rta c h piszę i m ó w i. M y te ż w „ M ło d y m Ż e g la rz u " p is a liś m y ju ż o G d a ń s k u i G d y n i — a o S zczecinie n a p is z e m y w n a s tę p n y m num erze.
A le w id z ic ie p rz e c ie ż — że p o r
ty te z n a jd u ją się p r a w ie na k ra ń c a c h na szych m o rs k ic h g ra nic. M ię d z y G d a ń s k ie m — G d y n ią a Ś w in o u jś c ie m je s t o k o ło 400 k m !
M a łe p o r ty — o k tó r y c h bę
d z ie m y m ó w ili n iż e j — w y p e ł- ia ją tę lu k ę . P ołożone m n ie j w ię c e j w ró w n y c h od le g ło ścia ch ud sie bie , nie t y lk o po m a g a ją w y p e łn ić nasz p la n p rz e ła d u n k ó w
m o rs k ic h — ale o ż y w ia ją całe s w o je zaplecze. D z ię k i n im nasz brze g m o r s k i ż y je !
Z a r t y k u łu o p o rc ie (w n u m e rze trz e c im „M ło d e g o Ż e g la rz a ") d o w ie d z ie liś c ie Się, ja k ie zad an ia m a p o r t do s p e łn ie n ia i ja k je s t O" z b u d o w a n y i u rz ą d z o n y . P o r
t y m a łe ró ż n ią się n a tu r a ln ie od p o r tó w d u żych , ale zasadnicze cech y każdego p o r tu są te same
— n ie b ę d z ie m y w ię c t u o ty m m ó w ili. W y s ta rc z y , że sobie je szcze ra z p rz e c z y ta c ie te n a r t y k u ł, o k t ó r y m m ó w iłe m przed c h w ilą .
P o r ty te ta k ja k nasze p o r ty duże — b y ły b a rd z o zniszczone w czasie w o jn y . D z ię k i a k c ji n a szego R ządu — w ra m a c h p la n u T rz y le tn ie g o z o s ta ły one o lb r z y
m im w y s iłk ie m u ru c h o m io n e ; te ra z ż y ją i p ra c u ją !
Ł a tw o za p a m ię ta ć n a z w y trz e c h p o r tó w d u ż y c h ; lecz p o r
tó w m a ły c h je s t sporo — k tó ż spa m ię ta ic h na zw y?
N ie b ó jc ie się, to n ie ta k ie t r u dne. W y s ta rc z y , że z a p a m ię ta c ie
n a z w y n a jw a ż n ie js z y c h p o rtó w m a ły c h , le żą cych n a d m orzem .
J a k to n a d m orzem ? — z a p y
tacie. A gdzież jeszcze leżą te p o rty ? C h w ile c z k ę , zaraz zaspo
k o ję W aszą ciekaw ość.
P o r ty m ałe, w zależności od ic h p o ło ż e n ia d z ie lim y na p o r ty Z a le w u W iśla neg o, Z a to k i P u c k ie j i Z a le w u S zczecińskiego. O - s ta tn ią — ale n a jw a ż n ie js z ą g r u pę tw o rz ą p o rty , leżące nad m o rz e m o tw a rty m .
P o r ty Z a le w u W iś la n e g o to E l
bląg, T o lk m ic k o , F ro m b o rk : nie m a ją one znaczenia ogólnego — i z o s ta w im y je w s p o k o iu .
N ad Z a to k ą P u c k a le ż y s ta ry , ale b. m a ły p o rt ry b a c k i P uck.
o ra z J a s ta rn ia , p o rt ry b a c k i i ja c h tin g u m orskiego .
P o r ty Z a le w u Szczecińskiego, ja k np. K a m ie ń . W o lin , T rzebież, K a rs ib ó r, S teb nica . N o w e W a rp no, D ą b ie S zczecińskie — to r a czej p rz y s ta n ie r y b a c k ie — i o n ic h też m ó w ić n ie bę dziem y.
A te ra z z a c z n ijm y naszą w ę d ró w k ę po p o rta c h m a ły c h , le żących n a d m orze m .
N a p ie rw s z y og ie ń p ó jd z ie p o rt r y b a c k i H e l, p o ło ż o n y n a k o ń c u
p ó łw y s p u h e lskie go . P o r t te n , o p o w ie rz c h n i w o d n e j 10,7 ha, s ta n o w i, ze w z g lę d u h a s w o je p o ło żenie, dogodne s c h ro n e n ie d la s ta tk ó w ry b a c k ic h w czasie s z to r
m u. Posiada o n też r o z w in ię ty p rz e m y s ł r y b n y i sta cję b u n k r o wą d la k u tró w '. D o s tę p n y je s t zasadniczo t y lk o d la je d n o s te k ry b a c k ic h ora z m a ły c h s ta tk ó w n ie -ry b a c k ic h .
N a s tę p n y m p o rte m p o ło ż o n y m na zachód od H e lu , je s t W ła d y s ła w o w o . Jest to p o r t z u p e łn ie s z tu c z n y (ta k , ja k G d y n ia ); z n a j
d u je się on u na sad y p ó łw y s p u h e ls k ie g o i po sia da n a jd o g o d n ie j
sze w e jś c ie ze w s z y s tk ic h n a szych p o r tó w m a ły c h m orza o tw a rte g o . Jest też ono — ta k ja k H e l — c h ę tn ie o d w ie d z a n y nrze z r y b a k ó w p o ls k ic h i obcych.
N ie s te ty , duże zniszczenie n a b rz e ż y i za m u le m e ba senów nie p o z w a la ją n a w y k o rz y s ta n ie ca- łe i w o dn e i p o w ie rz c h n i p o rto wvnpszace1 D ra w ie 11 h a (10.9 ha). P o rt te n je s t s to p n io w o za
g o s p o d a ro w y w a n y . a b v stać Się w p rz y s z ło ś c i n o w o cze sn ym p o r
te m r y b a c k im , A ia k ( a k i p o rt m a w y g lą d a ć — to m acie p o w ie dzian e w a r ty k u le o p o rc ie r y b a c k im z n a jd u ją c y m się w ty m num erze. P o p a trz m y jeszcze na p la n p o rtu — a b y n a m dobrze u t k w i ł w p a m ię c i i p ły ń m y d a le j!
N ie m u s im y z b y t d a le k o p ły nąć — a b y t r a f ić do pierw sze go p o rtu na te re n a c h od z y s k a n y c h
— Ł e b y .
Ł e b a — to p o r t czysto ry b a c k i, p o ło ż o n y u u jś c ia rz e k i Ł e b y . Rzeka ta łą c z y z m o rz e m duże je z io ro — k tó r e te ż n a z y w a się Łe ba . A w ię c t r z y Ł e b y : je z io ro , rzeka , p o rt.
J a k w id z ic ie z p la n u p o rtu — n ie p o d o b n y on je s t z u p e łn ie do H e lu i W ła d y s ła w o w a . T a k a w ą ską k is z k a . A ja k tr u d n o w e jś ć do teg o p o r tu w czasie s iln e j fa li.
Czasam i, to w e jś c ie je s t z u p e łn ie n ie m o ż liw e !
P o rt, o p o w ie rz c h n i w o d n e j o k o ło 7 ha (6,92 ha), p o sia d a fa b r y k ę k o n s e rw ry b n y c h , w ę d z a r
n ię i c h ło d n ię . W p o rc ie z n a jd u je się O ś ro d e k P C W M o ra z m a ła stocznia, należąca też do P C W M .
Ł e b a po sia da b u d y n e k (razem z w y c ią g ie m ) d la ło d z i r a tu n k o w y c h s ta c ji ra tu n k o w e j — z n a j
d u ją c e j się w s ta d iu m o rg a n iz a c ji.
Po z a z n a jo m ie n iu się z Łebą — płyniem y dalej na Zachód. Na
s tę p n y m n a szym p o rte m będzie U stka... N ie, n ie ! T o ju ż n ie bę
dzie p o r t t y lk o r y b a c k i!
F ra g m e n t portu rybackiego na Helu.
(fo t. K . K o m o ro w s k i) K u try rybackie we W ładysław ow ie.
(fot. W A F — U k le je w s k i)
oU