3 - 4/95 ISSN 0209-0120
„OTO mm NA SYJONU KAMIEŃ, KAMEN WYPRÓBOWANY,
KOSZTOWNY KAMIEŃ WĘGIELNY, MOCNO UGRUNTOWANY:
KTO WIERZY, TEN SIĘ N I ZACHWIEJE
01) REDAKCJI
( / > / ! > M l t / l t . '
C
dwiedził mnie pewien duszpasterz, który przyjechał do Warszawy w sprawie swojej córeczki operowanej w Centrum Zdrowia Dziecka. Stan dziecka był beznadziejny.
Lekarze stwierdzili, że istnieją nikłe tylko szanse przeżycia. Wspólnie zastanawialiśmy się nad Bożymi drogami w naszym życiu.
Opowiedział mi też o podobnym przypadku nowotworu mózgu u córeczki swoich zbo- rowników. Wtedy bracia zmobilizowali się w poście i modlitwie. W imieniu Jezusa modlili się nad dzieckiem i zostało ono cud
ownie uzdrowione. Objawiła się Boża chwa
ła. Cud ten sprawił nawrócenie się do Jezusa paru osób. Tak więc pomógł w ten sposób tamtym rodzicom, natomiast sam z żoną musi patrzeć, jak cierpi ich córeczka, mimo że modlą się z taką samą wiarą i wzywają tego samego Imienia. Czyżby porażka?
róciłem właśnie z kilkudniowej konfer
encji, która odbywała się w jednym z najbogatszych krajów Europy. Przy okazji odwiedziłem mojego przyjaciela. Kilkanaście lat temu wybudował on wspaniały ośrodek rekreacyjno-konferencyjny. Przez wiele lat obiekt ten służył również i sprawie Bożej. Teraz znajduje się na skraju bankructwa. Na nic oczekiwanie na Pana. Ten pięćdziesięciocztero- letni pastor nigdy nie przypuszczał, że wraz z rodziną znajdzie się w sytuacji, w której zazna niedostatku materialnego. Czyżby porażka?
P
ewnego ranka przeczytałem o proroku Jeremiaszu, który z powodu niesłusznego posą
dzenia znalazł się z bardzo dramatycznej sytuacji (37:11-16). Znamy tego proroka jako rycerza Słowa Bożego, który z polecenia Boga stawiał czoło królom, książętom, kapłanom, prorokom i całemu narodowi. Miał „pecha", że musiał głosić zupełnie niepopularne prawdy. Odsądzano go od czci i wiary oskarżając o brak patriotyzmu, bo zachęcał do poddania się najeźdźcy. Był mężnym
szermierzem Słowa Pana, mimo że tak bardzo osamotniony. I oto jedno bezpodstawne oskarże
nie i znajduje się w więzieniu, a potem w kloacz- nym dole, gdzie miał zginąć. Czyżby porażka?
N
a krzyżu, narzędziu haniebnej śmierci niewolników, wisi Pan Wszechświata.„A lud stal i przyglądał się. Przełożeni zaś naśmiewali się, mówiąc: innych ratował, niechże ratuje samego siebie, jeżeli jest Chrys
tusem Bożym, tym wybranym " (Łk 23:35). Jezus nie zstąpił z krzyża. Nie uratował siebie. Skłonił głowę i oddał ducha. Czyżby porażka?
Duszpasterz, którego wspomniałem, wraz ze swoją żoną ma znaczny wpływ na duże grupy ludzi. Ich dramatyczne, trwające kilka lat doświadczenie sprawia w nich duchową przemianę. Szlachetnieją ich charaktery.
Dojrzewają do jeszcze wspanialszych zadań.
Mojego zagranicznego przyjaciela Duch Święty kieruje do pracy misyjnej w kraju, który śmiało można nazwać skansenem komu
nizmu. Do kraju, gdzie miesięczna pensja lekarza wynosi 30 dolarów. I zjawi się tam nie jako rozdający to, co przekażą mu rodacy, lecz jako ten, który z autopsji zna sytuację: „Złota
i srebra nie mam, lecz co mam, to ci daję...
Jeremiasz był żywym świadkiem Słowa, któremu służył. „Nigdy nie siadam dla zaba
wy w gronie wesołych, siadam samotnie pod ciężarem twojej ręki, gdyż zawziętością mnie napełniłeś“ (15:17). Trudne były czasy, wiel
ka odpowiedzialność za naród i dlatego wier
nie towarzyszył Słowu, które głosił.
Nasz Pan miał położyć swe życie za grzech świata. „Z pracy duszy swej ujrzy owoc, którym nasycon będzie “ - mówi prorok Iza
jasz (53:11, BG). Męka duszy każdego sługi Bożego, jej udręka - to błogosławieństwo pra
cy w nas Ducha Świętego, który sprawia, że owocne jest nasze życie.
Kazimierz Sosulski
W NUMERZE
Czyżby porażka? 2
Jezus a grzech 3
W stał z martywch,
nie ma Go tu 5
W iemy sługa 6
Szeregi zmartwychwstania 7 M uzyka wyznaczała
rytm mojego istnienia 8 Królestwo Boże i ekonomia 9
Złote miraże 11
Obywatele dwóch ojczyzn 12
Uprzedzenia 14
Pytając o Kairos 16
Na półce z książkami 18 Czy znowu potrzebuję cudu 19 Czy będzie millenium ? 20 Prześladowania w kościele pierwszych chrześcijan 21 Zmartwychwstanie ciała 23 Wiadomości z kraju 24 Wiadomości ze świata 25
Krzyżów ka 26
Znak Jonasza 27
Wydawca: Naczelna Rada Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce. Rada Programowa: Michał Hydzik, Marian Suski, Edward Czajko, Mieczysław Czajko, Kazimierz Sosulski (redaktor naczelny).
Adres redakcji: Miesięcznik „Chrześcijanin", ul. Sienna 68/70,00-825 Warszawa, tel. (0-22) 248575, fax (0-2) 6204073.
Konto: Kościół Zielonoświątkowy, Miesięcznik „Chrześcijanin” PKO BP V O/Warszawa, Nr: 1557-350802-136.
Prenumerata krajowa: indyw idualna roczna - 15 zł [150.000]; półroczna - 7,50 zł [75.000]; zbiorowa (od 5 egz.) roczna - 13,20 [132.000]; półroczna - 6,60 [66.000], Należność prosimy wpłacać na konto lub przekazem pod adresem redakcji.
Roczna prenumerata zagraniczna: Czechy, Słowacja, WNP - 12 USD; Europa - 18 USD; Ameryka Pin. - 24 USD, Australia - 30 USD. Do krajów zamorskich wyłącznie poczta lotnicza. Prenumeratę zagraniczną można wpłacać na dwa sposoby: (1) przelewem bankowym na konto; (2) czekiem wystawionym na nazwisko redaktora naczelnego przysłanym do redakcji. Każda wpłata zagraniczna zostanie potwierdzona.
Nazwa miesięcznika prawnie zastrzeżona. Pismo ukazuje się od 1929 roku. INDEKS 35462
N
o w y T e sta m e n t p o ję c ie g rze ch u o d d a je k ilk u n a s to m a w y ra za m i.Jednym z n ich je s t hamartia - chybienie celu. P o to c z n ie w y ra z e m ty m o p is y w ano sytuację człow ieka, który pom ylił się, d ał się zw ieść, d o zn a ł zaw odu, coś strac ił, n ie o s ią g n ą ł ce lu . In n y m - adikeo o k re śla n o w y rz ą d z e n ie k o m u ś k rzyw dy albo szkody; sytuację, gdy ktoś d o z n a ł z n ie sła w ie n ia , z ra n ie n ia cz y ją ś w y p o w ie d z ią lub p o n ió s ł s tra tę w w y niku n iew łaściw eg o u ży c ie je g o p ie n ię
dzy. P arabaino i p a ra b ito o z n a c z a ją n a to m ia st p rz e jś c ie o b o k , ro z m in ię c ie się, zbłądzenie.
JEZUS - PRZYJACIEL G RZESZNIKÓ W
Jezus n ig d y nie zdefin io w ał grzechu, ani nie o b ja w ił je g o isto ty . Je d n o znacznie je d n a k w y p o w iad ał się o czło w iek u ja k o isto cie g rze szn e j. M im o to jed n ak często przebyw ał w tow arzystw ie n ie u cz ciw y c h p o b o rc ó w p o d atk o w y c h , nierządnic i oszustów . C zy n ił tak d late
go, że n ie o d trą c a ł ty c h , k tó rzy u ś w ia d am iali so b ie g rz e c h i p rz y c h o d z ili z tym do niego. U cią żliw e je d y n ie było d la nieg o p rz e b y w a n ie z fary zeu szam i, którzy pokładali ufność w sobie sam ych.
S erce Je z u sa n a le ż y do za g u b io n ej ow cy, do m a rn o tra w n e g o syna, do chorego, do u w ię z io n e g o , k tó ry m a poczucie w iny i grzechu. „A zbliżali się do niego w szyscy celnicy i grzesznicy, aby go słuchać". N ie g a rd z ił n a w e t w y zy sk iw a cz am i i sz an ta ży stam i. D o Z acheusza, c z ło w ie k a te g o w łaśn ie p o kroju, Jezu s p rz y c h o d z i w g ościnę:
„Zacheuszu, zejdź spiesznie, gdyż dziś muszę się zatrzym ać w twoim dom u “ (Ł k 19:1-10). N a za rz u ty o b u rz o n y c h fary zeu szy o d p o w ied z ia ł: „Nie p o trze
bują zdrow i lekarza, lecz ci, co się źle mają. Idźcie i nauczcie się, co znaczy:
miłosierdzia chcę, a nie ofiary. N ie przyszedłem bowiem wzywać sprawiedli
wych, lecz grzeszn ikó w ” (M t 9:11-13).
Z aproszenie Jezusa brzm i: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracow
ani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie ”
(M t 11:28) „A tego, który do mnie p rzy
chodzi, nie wyrzucę p recz" (Jn 6:37).
N iezw ykle ostro rozlicza się Jezus je dynie z tymi, którzy przesiąknięci faryze- jsk im , fałszy w y m p okojem , pok ład ali u fność w sam ych sobie i sw oich u czyn
kach, a będąc p rzekonani o sw ojej spra
w iedliw ości i świętości, gardzili innymi.
NASTĘPSTW A GRZECHU
G rzech skaża człow ieka w ew nętrznie i k a la je g o g o d n o ść: „ Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzo
łóstwa, rozpusta, kradzieże, fa łszyw e świadectwa, bluźnierstwa “ (M t 15,19).
R e z u lta te m g rz e c h u j e s t n ie w y sy c h a ją c y n ig d y stru m ie ń k rw i p o m o r
d o w a n y c h , w o jn y , za le w p o rn o g ra fii, k ra d z ie ż e , d e fra u d a c je , o sz u stw a , itp.
G rz e c h o d d a je c z ło w ie k a w n ie w o lę szatana: „Dlatego też wydał ich Bóg na łup pożądliw ości ich serc ku nieczystoś
ci, aby bezcześcili ciała sw o je " (R z 1:24). Je zu s stw ie rd z a je d n o z n a c z n ie :
„Każdy, kto grzeszy, je s t niewolnikiem g r z e c h u " (J 8 :34). G rz e c h o z n a c z a m a rn o tra w s tw o p o w o ła n ia B o ż eg o . R o z m ia ry g rz e c h u ilu s tru je n ie to , że g d z ie ś z o s ta ł u k ra d z io n y sa m o ch ó d , le cz to, że m ilio n y lu d z i stw o rz o n y c h na obraz i podobieństw o B oże, dzień za d niem trw oni sw oje pow ołanie. Inaczej m ó w ią c: trw o n ią m a ją te k O jca, ja k to w y m o w n ie p rz e d s ta w ia p rz y p o w ie ść 0 m a rn o tra w n y m synu. „A p o niewielu dniach m łodszy syn za b ra ł w szystko 1 odjechał do dalekiego kraju, i tam roztrw onił sw ój majątek, p row adząc rozwiązłe życie " (Łk 15:13).
GRZECH ODDZIELA OD ROGA
O d d zie le n ie od B o g a ozn acza zg u b ę człow ieka. N ikt, kto żyje w grzechu nie m o ż e m ie ć s p o łe c z n o śc i z B o g iem . N aw et Jezus p rze ży w ał d ram at od d zie
le n ia o d B o g a , k ie d y w z ią ł n a sie b ie g rze ch y św iata. Ja k że p rze jm u ją c e je s t Jego w ołanie z krzyża: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił" (M t 27:46).
„ O ileż sro ższej kary, godzien będzie ten, kto Syna B ożego p o d ep ta ł i zb ez
cześcił krew przym ierza, p rze z którą zo sta ł uśw ięcony, i zn iew a żył Ducha łaski!” (H br 10,29).
JEZUS - ZWYCIĘZCA GRZECHU
Jezus C hrystus - S yn B oży, rów nież doznaw ał kuszenia, chociaż sam był bez g rze ch u (por. H b r 4 :1 5 ). Je d y n ie O n m ógł rzucić otw arte w yzw anie uczonym w P iśm ie , k tó rz y n ie u sta n n ie szukali pretekstu, aby go oskarżyć. „Któż z was może mi dowieść grzechu? Jeśli mówię prawdę, dlaczego nie wierzycie mi? " (Jn 8:46). Jeg o o sk a rż y c ie le p rz e d R a d ą N a jw y ż sz ą sz u k ali ja k ie g o k o lw ie k dow odu przeciw ko niem u „ i nie znaleźli, chociaż przychodziło wielu fałszyw ych św ia d kó w " (M t 26:6 0 ). I ch o ć całe piekło próbow ało sprow adzić go z drogi p o w o łan ia, p rz e sz e d ł p rz e z życie nie tylko bez grzechu, ale w yp ełn ił dokład
nie sw o ją m isję w ypełnienia w oli O jca i
„zbaw ił lud sw ój od grzechów je g o “ (M t 1:21). „On grzechy nasze sam na ciele p o n ió sł na drzewo, abyśm y obu
marłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; Jego sińce uleczyły nas " ( lP t 2:24).
OFERTA JEZUSA - - W YZW AN IEM DLA NAS
O d chw ili, gdy Jezus zakończył sw oją m is ję słow am i: „W ykonało się " , dar zb aw ienia stał się dostępny dla każdego czło w iek a. O d tąd k a ż d y m o że przyjąć Jego zbaw ienie poprzez:
Upamiętanie
Jezus rozpoczyna sw oje zwiastowanie o d słów - „Upamiętajcie się, przybliżyło się bowiem Królestwo Niebios “ (M t 4:17).
N a K afam aum , C horazyn i B etsaidę spadły groźby sądów B ożych, poniew aż mieszkańcy nie pokutowali (M t 11:20-24).
Stanowczy sprzeciw pokusie
(patrz M t 4:10 i 16:23; H br 11:20-24).
Jezus o d p o w iad a kusicielow i: „Idź p recz sza ta n ie!” N ie pro w ad źm y w ięc
dyskusji z sz ata n em - z a b ó jc ą i ojcem kłamstwa.
M o d litw ę o p rze b a c ze n ie oraz p o przez przebaczanie bliźnim
P ostaw a Je zu sa p o d cz as m ą k na krzyżu je s t dla nas ja s n ą w skazów ką, ja k w ażne je s t przebaczenie. Jezus w o łał do Ojca: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą co czynią!" (Ł k 23:34). W m o dlitw ie Pańskiej w ypow iadam y: „1 odpuść nam nasze winy ja k o i my odpuszczamy na
szym winowajcom u Ł ukasza zaś znaj
dujem y słow a odpow iednie dla m odlitw y codziennej k ażd eg o g rzesznika: „Boże bądź m iłościw mnie grzesznem u!” (Łk 8:13). N a zakończenie m odlitw y Pańskiej Jezus dodaje: „Bo je ś li odpuścicie lu
dziom ich przewinienia, odpuści i wam Ojciec wasz niebieski. A jeśli nie odpuści
cie ludziom, i Ojciec wasz niebieski nie odpuści wam przew inień waszych " (M t 6 :14-15). T ę B o ż ą zasadę ilustruje obra
zow o p rzypow ieść o w ielkodusznym królu i bezlitosnym słudze (M t 6:14-15).
W yznanie grzechów
„Jeśli wyznajem y grzechy swoje, wierny je s t Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy i oczyści nas od w szelkiej nieprawości" ( U n 1:9).
Decyzję pójścia za Jezusem
O d p u szc ze n ie g rze ch ó w ofiaro w an e je s t tylko tem u, kto zdecydow anie zryw a z grzechem i w konsekw encji tego kroku podąża w św iatłości ew angelii za C hrys
tusem. „Jeśli zaś chodzimy w światłości, ja k On sam je st w światłości, społeczność mamy z sobą, i krew Jezusa Chrystusa,
Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu “ ( lJ n 1:7).
Kościół
Z baw ienie człow ieka dokonuje się w społeczności w iernego ludu Jezusa Chrystusa, który je st G łow ą swojego Ciała - K ościoła. Społeczność ludu Bożego w K ościele zna dobrze zasady odpuszcza
n ia grzechów : „Którymkolwiek grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane “ (Jn 20:23);
„ Wyznawajcie tedy grzechy jedni drugim i módlcie się jedni za drugich, abyście byli uzdrowieni" (Jk 5:16).
N A S T Ę P S T W A
O D P U S Z C Z E N IA G R Z E C H Ó W
- u słu g iw a n ie an io łó w po z w y c ię s tw ie n a d p o k u sz e n ie m : „ W tedy o p u ścił go diabeł, a aniołowie p rzystą p ili i służyli M n “ (M t 4:11);
- uzdrowienie ducha, duszy i ciała (Jn 5:2);
- B oży pokój (Łk 7 :3 7 -5 0 ; Jn 16:33);
- radość (Łk 15; Jn 16:24);
- w ywyższenie przez B oga (Łk 18:14);
- zbaw ienie i ratunek (Łk 19:9);
- w olność (Jn 8:34-36);
- dar D ucha Świętego (Jn 20:22; D z 2:38);
- p o w o ła n ie do słu żb y (Ł k 22:33;
5 4 -6 2 ; Jn 2 1:1 5 -1 7 );
- błogosław ieństw o (Łk 15);
- społeczność z Bogiem w raju (Łk 23:43).
Jezus je s t n aszą m o c ą oraz jedynym w zorem do naśladowania w walce przeciw grzechowi. W nim jesteśm y zwycięzcami, poniew aż O n ju ż pokonał grzech, piekło i szatana. Jezus Chrystus w zyw a każdego z nas po imieniu, abyśmy stawali się ja k On.
„A wiecie, że On się objawił, aby zgładzić grzechy, a grzechu w nim nie ma. K ażdy, kto w nim mieszka, nie grzeszy; każdy, kto grzeszy, nie widział go, ani go nie poznał. D ziatki, niech was nikt nie zw odzi; kto p o stęp u je spraw iedliw ie, spraw iedliw y je st, ja k On j e s t spraw iedliw y. K to p o pełnia grzech, z diabła je st, g d yż d iabeł od początku grzeszy. A Syn Boży na to się objawił, aby zniw eczyć dzieła diabel
skie. K to z B oga się narodził, grzechu nie popełnia, g d yż p o sie w B oży je s t w nim, i nie może grzeszyć, gdyż z Boga się narodził" ( l J n 3 :5 -9 ).
Jakob Zopfi
„Jesus -M a ß sta b in allem ” Oprać. Leszek Stanek i Jerzy Piotrowski
4 3-4/95
W ubiegłym roku dane m i było z ła s
ki Bożej i d zięki m oim p rzyjaciołom po raz pierw szy w życiu odw iedzić Z iem ię Świętą.
Przez cały czas trwania lotu byłem niez
wykle podekscytowany, myślałem bowiem o tych licznych, niezwykłych miejscach, o których wspomina na swoich stronicach Pis
mo Święte. Przyznaję otwarcie, iż równocześ
nie nic mogłem pozbyć się uczucia niepokoju, że mogę doznać zawodu. Obawiałem się, że treść opisów biblijnych przysłoni mi szara rzeczywistość dnia dzisiejszego. Czy miejsca, o których dziesiątki razy myślałem przy oka
zji lektury Nowego i Starego Testamentu oka
żą się podobne do tych, jakie sobie wyobraża
łem? Czy droga Via Dolarosa, po której szedł Chrystus niosąc krzyż, Golgota, a także grób, w którym złożono Jego ciało dostarczą mi tych szczególnych wrażeń, jakich doznawa
łem czytając opisy Ewangelistów?
P R /Y GROBIE ZMARTWYCHWSTAŁEGO
Oczywiście, tak ja k na w iększości od
wiedzających - ja k sądzę - tak i na mnie różne miejsca robiły różne wrażenie.
Niektórymi byłem zachwycony; wyczuwa
ło się tam atmosferę minionych wieków, bib
lijnych dni. Inne, przesiąknięte już cywilizacją z kotłującym się tłumem z całego świata, pełne okrzyków handlarzy, sprawiły mi zawód lub raczej wzbudziły żal, że zostały tak sprofano
wane. Jedno wszakże miejsce, zwiedzanie któ
rego pozostawiliśmy na sam koniec - chcia
łem bowiem, by był to ostatni akord - pozosta
wiło w moim sercu niezatarte wrażenie. Było ciepłe wiosenne popołudnie, gdy w skupieniu przeszliśmy przez bramę w ogrodzeniu od
W 51..
dzielającym to miejsce od współczesności i znaleźliśmy się w ciszy niewielkiego ogrodu, w centrum którego zobaczyliśmy ciemną pie
czarę z odsuniętym, okrągłym kamieniem oraz skromnym napisem: „ Wstał z martwych, nie ma Go tu”.
Wokół grobu siedziały w zadumie gro
madki turystów; niektórzy słuchali półgłosem wygłaszanych kazań lub objaśnień przewod
ników, jeszcze inni - po prostu siedzieli z po
chylonymi głowami w skupieniu modlitew
nym. Usiedliśmy i my, a przez mój umysł za
częły przesuwać się zdarzenia sprzed 2000 lat.
To właśnie tu stała straż Piłata, to do tej groty ze drżeniem zbliżały się Maria i Magdalena, gdy nagle powstało wielkie trzęsienie ziemi, które spowodowało, że wielotonowy głaz zakrywający wejście do grobu przesunął się, strażnicy zadrżeli i padli jak martwi, a nie
wiasty usłyszały: „Nie ma Go tu, bo wstał z martwych ” (Mt 28:1-6)
JAK WYOBRAŻAMY SOBIE JEZUSA?
Po raz kolejny moje wyobrażenie o Jezusie doznawało przemiany. Przez wiele bowiem lat - pod wpływem powszechnie panujących opinii - wyobrażałem sobie Chrystusa jako małe dzieciątko, albo jako postać bezradnie wiszącą na przydrożnym krzyżu.
Dopiero wówczas, gdy zagłębiłem się w opisy Ewangelii, Listów apostolskich o- raz Apokalipsy - zobaczyłem, że Jezus na
rodzony w Betlejem, ukrzyżowany na Gol
gocie, złożony w grobie Józefa z Arymatei, zmartwychwstał, żyje i jest Królem królów i Panem panów.
Odnoszę wrażenie, że podobnej przemia
ny myślenia potrzebowali także i uczniowie.
Znali Go bowiem jako Mistrza, Nauczyciela, Cudotwórcę, nieśmiało wyznawali Go jako Mesjasza (Mt 16:16), ale znali Go także ja ko: bezradnie płaczącego nad postawą zbun
towanych i odrzucających go mieszkańców Jerozolimy (Łk 19:41-44), niekiedy zmęczo
nego (Jn 4:6), a w końcu pojmanego, ubiczo
wanego i ukrzyżowanego (Łk 23:26^ł3).
I taki Jego obraz zdaje się dominować w ich postawie, w ich myśleniu o Jezusie. Odnoszę także wrażenie, iż zmartwychwstały Pan Je
zus był w pełni tego świadomy. Był także świadomy tego, że mając takie wyobrażenie
Jego osoby ci ludzie niewiele będą mogli u- czynić. Będą tak bezradni, jak bezradny On im się wydawał w ostatnich godzinach przed śmiercią. Stąd po zmartwychwstaniu owo u- silne dążenie do zmiany ich myślenia, ich wizji, która w naturalny sposób pociągnie za sobą również zm ianę ich sposobu życia i postępowania. Dlatego zarówno pierwsze, ja k i wszystkie kolejne Jego oświadczenia przekonywały ich, że dana Mu jest wszelka moc na niebie i na ziemi (M t 28:18), że do niego należą „ klucze śmierci i piekła” (Obj 1:18). Na wyspie Patmos przedstawił się Ja
nowi w sposób niezwykły - jako triumfujący zwycięzca, ze złotym pasem na piersi. Oczy Jego były jak płomień ognisty, a z ust Jego wychodził obosieczny, ostry miecz. Oblicze Jego jaśniało ja k słońce w pełnym swoim blasku (Obj 1:13-14).
DANA MI JEST WSZELKA MOC...
Pan Jezus wiedział, że uczniowie, w za
leżności od tego jak Go będą postrzegać, albo - zapatrzeni w Jego nieograniczone możli
wości - będą zmieniać oblicze świata, albo - ukryją się za zamkniętymi drzwiami, aby się smucić i płakać (Mk 16:10). Dlatego naj
pierw ukazał się po to, by nauczać i dowodzić (Dz 1:3), że żyje, że wszystko poddane jest Jego autorytetowi (E f 1:22), następnie dążył do tego, aby takim Go zapamiętali, a wresz
cie, aby z tą wizją Jego możliwości szli i gło
sili ewangelię wszelkiemu stworzeniu i aby w Jego imieniu wyganiali demony i uzdra
wiali chorych (Mk 16:15.17-18). Zauważam w swoim życiu konieczność bezustannego pa
miętania o tej prawdzie, gdyż codzienność, szarość życia, troski i ciężary zdolne są wypa
czyć moje postrzeganie Zmartwychwstałego.
Uświadamianie sobie prawdy, że grób jest pusty, że śmierć Go nie zatrzymała, że On ma moc na niebie, a także na ziemi, zmienia nasta
wienie do życia, wnosi radość, wiarę, oraz ut
wierdza w przekonaniu, że „ Większy jest ten, któryjest w nas niż ten, któryjest na świecie".
Michał Hydzik
SYLWETKI POLSKIEGO KUCHU ZIELONOŚWIĄTKOWEGO
WIERNY SŁUGA
Jan i Marta Kędziorowie
B
ył wieczór, rok 1923.W pobliżu swego ro
dzinnego domu stał młody dwudziestoletni męż
czyzna. Szeptał: Panie Jezu, ulecz mnie. Nabrzmiała szyja w sposób widoczny świadczyła 0 dolegliwościach modlącego się człowieka. Była to zaawan
sowana niedoczynność tarczy
cy. Młody człowiek używał różnych sposobów, aby się jej pozbyć. Wszystko zawiodło.
Pozostawała operacja, którą za
lecał lekarz. Nie chciał się jed
nak zdecydować. Teraz więc modlił się o uzdrowienie i szu
kał pomocy u Boga. Po pew
nym czasie usłyszał wewnę
trzny głos: „Dlaczego chcesz, abym cię uzdrowił? Wiedział kto pyta i jak należy odpowiedzieć. Nie chciał jednak szybko, bez głębokiego zastanowienia, dawać jednoz
nacznej odpowiedzi. Kilka dni wahania i znowu modlitwa: „Panie, chcę Tobie służyć. Nastąpiło wewnętrzne uspokojenie i pojawiła się pew
ność, że Bóg wysłuchał prośby. Jakież było zdziwienie rodziny Kędziorów, kiedy po pew
nym czasie zauważyli, że wole na szyi Janka zniknęło. Pan uzdrowił go, ale również tak po
kierował jego życiem, że zostało dochowane złożone przyrzeczenie.
W
tym okresie rodzina Kędziorów poznaje dwóch młodych ewangelistów:
Pawła Wojnara i Adolfa Małysza.
Odwiedzili oni Wisłę i dom Kędziorów. Na podstawie Nowego Testamentu ewangeliści głoszą, że trzeba uwierzyć w Pana Jezusa oraz w modlitwie wyznać Mu swoje grzechy, a wte
dy człowiek odczuje w sercu pewność zba
wienia. Słowa te przenikają młodego Janka.
Pewnego dnia, gdy był w drodze do pracy 1 szedł przez las, ukląkł pod bukiem. Tutaj oddał swoje serce Panu. Podniósł się z kolan z przeświadczeniem, że oto Jezus jest jego Zbawicielem. Od tej chwili zaczął go naślado
wać w swoim codziennym życiu. Jego stałym dążeniem było życie w bliskości Pana.
Wkrótce zrodziło się w nim też pragnienie, aby przeżyć chrzest Duchem Świętym. Myśl tę zrodziło w nim Słowo Boże, które regularnie czytał. Po kilku miesiącach oczekiwania
w modlitwie stało się to, czego pragnął. Na pewnym spotkaniu braterskim w Ustroniu Duch Święty napełnił go tak, że zaczął się modlić innymi językami. Pogłębiło to jego du
chowe życie i doprowadziło do jeszcze bliższej więzi z umiłowanym Zbawicielem. Od tej pory zaczął bardzo doceniać wartość kierowa
nia się w swoim życiu wskazówkami Ducha Świętego.
W 1929r. zawarł związek małżeński z M artą Małysz z Ustronia. Młode małżeń
stwo osiedliło się w Cieszynie. Tutaj też rozpoczął Jan Kędzior swoją służbę kazno
dziejską. Jedna z rodzin należących do cieszyńskiego zboru zachowała w pamięci pewien szczególny wieczór po wybuchu II Wojny Światowej. Odwiedził ich brat Kędzior prowadzony przez Ducha Świętego.
Jak się potem okazało, był to ostatni wieczór w domu dla jego gospodarza, nauczyciela z zawodu. Rozmawiano o sprawach Bożych, modlono się, a gospodarz otrzymał skie
rowany do siebie werset, który brzmiał:
„ Oto wypławię cię, ale nie jako srebro, prze
biorę cię w piecu utrapienia” (Iz 48:10, BG). Następnego dnia, wcześnie rano, zabrali go okupanci, a po niedługim czasie, w oddaleniu od rodziny, odszedł do Pana.
Ten ostatni wieczór był dla niego pokrzepie
niem, które otrzymał na drogę doświadczeń.
W
okresie wojny Jan Kędzior wraz z żoną został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec. Pan
dopomógł, że z tych robót mogli oboje szczęśliwie pow
rócić. Tak się złożyło, że w os
tatnich dniach wojny zostali skierowani do prac przy bu
dowie okopów. W związku ze złożoną przez nich prośbą, pomimo wielkich trudności, otrzymali pozwolenie na krótki urlop. Jak się później okazało, miejscowość, w której przy
musowo pracowali, wkrótce po ich odjeździe została dosz
czętnie zbombardowana.
W latach 1945-1949 Jan Kędzior udziela się w zborze w Cieszynie. Następnie prze
prowadza się do Wisły Głę- biec, gdzie rozpoczyna swoją pracę duszpasterską w miejscowym zborze Stanowczych Chrześcijan. Po niedługim czasie powołano go na stanowisko przeło
żonego tego zboru. Jak wiadomo, Wisła jest m iejscow ością wczasowo-uzdrowiskową.
Dlatego w domu Kędziorów często można było spotkać gości przebywających na wczasach. Jedna z sióstr, która często odwiedzała ich dom, nocowała zazwyczaj w pokoju nad salą nabożeństw (sala ta była częścią domu Kędziorów). Później opowia
dała, że niekiedy miewała chwile bezsen
ności w nocy. Często słyszała dochodzący z dołu głos gospodarza. M odlił się w sali nabożeństw. Przynosił przed tron Boga poszczególnych członków zboru. Gorliwie prosił o rozwiązanie ich osobistych prob
lemów. Odczuwali to w swoim życiu człon
kowie zboru, a także wiele osób spoza zboru. Dlatego też lubili do niego przy
chodzić i dzielić się swoimi trudnościami po to, aby wspólnie modlić się o te sprawy.
Jeden z członków zboru opowiadał, że pewnego dnia odwiedził pastora, by się wspólnie modlić. Czynili to razem do pier
wszej w nocy. Potem poszli odpocząć, aby o piątej rano znowu spotkać się na m odl
itwie. Ale oto o trzeciej w nocy brat ten słyszy lekkie pukanie do drzwi, więc pyta:
„Czyżby ju ż była piąta? W odpowiedzi słyszy głos pastora: „Nie bracie, jednakże jest potrzeba modlitwy. Właśnie ciężko za
chorowała jedna z sióstr w zborze i trzeba się o nią modlić".
S
zczególnie leżały mu na sercu modlitwy za chorych. Często zachęcał do przynoszenia z ufnością do Pana tych, którzy źle się mają. Gdy po jednym z nabo
żeństw pewna członkini podeszła do niego z informacją, że wkrótce uda się do szpitala na poważną operację, zachęcał j ą do modlitwy w tej sprawie. Siostrze tej wydawało się w pierwszej chwili, że choroba jest zbyt poważna, aby można było modlić się i oczeki
wać rezultatu bez operacji. Po krótkim waha
niu zdecydowała się jednak na modlitwę z przełożonym zboru w tej sprawie. Już w cza
sie modlitwy poczuła się dużo lepiej, a po krótkim okresie jej zdrowie wróciło do normy.
W jednej z rodzin zboru wiślańskiego ro
dzice posiadają zdjęcie rentgenowskie wykrzywionego kręgosłupa ich kilku
miesięcznego synka. Ileż było smutku, kiedy lekarze stwierdzili, że dziecko będzie mu
siało leżeć przez około rok w gipsie celem wyprostowania kręgosłupa. W tej sytuacji postanowiono modlić się o Boże rozwią
zanie. Modlili się rodzice, modlił się pastor i cały zbór. N a wynik nie trzeba było długo czekać. Po krótkim czasie dziecko mogło już spać normalnie na obu bokach, co przedtem było niemożliwe. Obeszło się bez gipsowego korytka. Pan uzdrowił dziecko! Wiele czasu Jan K ędzior poświęcał na odwiedzanie członków własnego zboru, a także innych zborów. Jego bezpośredniość i prostoli
nijność pozwalała mu na utrzymywanie oso
bistych kontaktów z wieloma braćmi i sios
trami różnych wyznań. Służył im swoim doświadczeniem i radami. Odwiedzał też w Warszawie studentów teologii na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej i prowadził dla grupy studentów ze zborów zielonoświątkowych tzw. dni skupienia.
Usługując wykładami Słowa Bożego, dzielił się osobistym doświadczeniem udzielając cennych wskazówek praktycznych.
N
ajchętniej i często głosił Jan Kędzior Słowo Boże na temat pokuty i wyznawania grzechów. Mówił o łasce przebaczającej, która jest w Panu Jezusie Chrystusie. Gdy jedna z jego sióstr poszła swoją drogą, nie miał spokoju, dopóki jej nie zobaczył z powrotem w społeczności ludu Bo
żego. Siostra ta opowiada, że w pewnym okre
sie swego życia, uważała się za wielką grzesznicę. Sądziła, że dla takiej osoby nie ma miejsca w zborze. Wtedy jej brat wskazywał na Jezusa, który wszystkich miłuje i nie odrzuca nikogo, kto do Niego przychodzi. Jego ciągłe odwiedziny i przekonujące rozmowy przypro
wadziły ją z powrotem do Jezusa.
A oto inne świadectwo. W zborze wiślań- skim jedna z sióstr przestała uczęszczać do zboru. Jej życie duchowe oziębło i znalazła się z dala od Boga. Gdy pewnego dnia odwiedził ją Jan Kędzior, nie chciała z nim rozmawiać.
MINIATURY E( i ZE( i ETYCZNE
SZEREGI ZMARTWYCHWSTANIA
„ Tak też w Chrystusie wszyscy zos
taną ożywieni. A każdy w swoim po rządku: jako pierwszy Chrystus, potem ci, którzy są w Chrystusie w czasie jego przyjścia. Potem nastania koniec, gdy odda władzę królewską Bogu Ojcu... ” (IKo 15:22b-24a).
W iara w zm artw ychw stanie je s t w ia
r ą K o śc io ła . „ W ie rz ę ...w c ia ła z m a rt
w ych w stan ie” - w y p o w iad am y w w y z
n an iu w ia ry . T ę p ra w d ę g ło si ró w n ie ż nasz tekst. A le m ów i też, że n astąpi ono - zm artw ychw stanie - w edług pew nego porządku, w o k reślonym szyku, w edług szeregów (g reck ie słow o 'tagma ’, w y s
tępujące tylk o je d e n raz w N o w y m T es
tam encie, w łaśn ie tutaj - w IK o 15:23).
P ierw szy szereg zm artw ychw stania - to zm artw y c h w sta n ie C h ry stu sa. O no ju ż
n astąpiło: trzecieg o dnia po je g o od k u pieńczej śm ierci n a krzyżu. I w yłącznie je g o zm artw ychw stanie stanowi ten pier
w szy szereg , „ p ie rw ia ste k tych, k tó rzy z a s n ę li” (por. IK o 15:20). A b s tra h u ję tutaj o d w zm ianki o zm artw ychw staniu św ię ty ch z M t 2 7:52 („w iele ciał św ię
ty ch , k tó rz y za sn ę li, zo stało w z b u d z o n y ch ”), o czym będzie w innej m iniatu
rze. D ru g i szereg - to zm artw y ch w sta
n ie lu d z i C h ry stu so w y c h ; ty ch , k tó rz y u w ierz y li w C h ry stu sa, d ziec i B ożych.
T o z m a rtw y c h w sta n ie n a s tą p i d o p ie ro w ch w ili p o w tó rn e g o p rz y jś c ia Je z u sa C hry stu sa, czyli w czasie Jego paru zji.
„Potem nastanie ko n iec”, czyli nastąpi w ieczność w pełni swojej chw ały i d os
k o n ało ści. D o d ru g ieg o sz ereg u n ależy ró w n ież zaliczy ć prze m ian ę „ tych, któ
Zajęta pracą domową nie zwracała uwagi na jego słowa. Wyciągnął wówczas Słowo Boże i czytałjej tylko wersety z Biblii. To jąskruszyło i złamało. Rozpłakała się i poprosiła: „Bracie, przejdźmy już do modlitwy” . Wyznała swoje grzechy Jezusowi, a Pan jej przebaczył. W roku 1960 Jan Kędzior przeszedł na rentę z powodu .choroby serca. Nadal jednak prowadził intensy
wną działalność duchową. Wędrował często po górach odwiedzając zamieszkujących w odleg
łych miejscach członków zboru. Usługiwał także w wielu zborach na terenie kraju. W maju 1971 r. dotyka go choroba, która uniemożliwia mu dalszy aktywny udział w pracy duchowej poza zborem. Następnie ogranicza ona jego działalność w ramach zboru. Przychodzą ostat
nie dni życia, w których napomina on całym sercem swój ukochany zbór do pokuty i pogłębiania życia duchowego. Do Pana odszedł 3 listopada 1971 r. zachowując pełną świadomość i wewnętrzny pokój. Ostatnie jego słowa brzmiały: Halleluja, już się rozjaśnia....
Tak oto odszedł wiemy sługa Pana do miejsca, gdzie światłościąjest sam Bóg.
„Kto więc jest tym sługą wiernym i roztrop
nym, którego Pan postawił nad czeladzią swoją, aby im dawał pokarm we właściwej porze? Szczęśliwy ów sługa... " (Mt 24:45-46)
, oprać, redakcyjne
na podstawie materiałów zebranych przez prezb. Mariana Suskiego
rzy są C hrystusow i”, ale „pozostający p rzy życiu ” w ch w ili p aru z ji C hrystusa (p o r. lT s 4 :1 7 ). N ie k tó rz y k o m e n tato rzy, a sz cz e g ó ln ie o o rie n ta c ji darbys- tycznej, w id zą w zwrocie: „potem nasta
nie koniec ” trze ci szereg, trz e c ią g rupę zm artw ychw stania, a m ianow icie zm art
w y c h w sta n ie n ie w ierzą cy c h . T w ierd zi się jednocześnie w tych kręgach, że nas
tąpi ono p o upływ ie dokładnie i dosłow n ie ty sią c a la t o d z m a rtw y c h w sta n ia zb a w io n y ch . M o im z d a n ie m - ślad em z kolei w ielu egzegetów - trudno się te
g o w n a s z y m te k śc ie d o sz u k ać . A u to r listu z a jm u je się tu ta j w y łą c z n ie tym i, któ rzy są w C hrystusie. N ie zajm uje się s p ra w ą z m a rtw y c h w sta n ia n ie w ie rz ą cych. O ic h p o w sta n iu n a są d trze b a cz y ta ć g d z ie in d z iej w N o w y m T e sta m encie.
E dward Czajko
ŚWIADECTWO
MUZYKA WYZNACZAŁA RYTM MOJEGO ISTNIENIA
„ W tym objawiła się miłość Boża względem nas, że Syna swego jednorodzo- nego posłał Bóg na świat, abyśmy przezeń żyłi” { \Jana 4:9).
W mojej rodzim e nie było żywego Pana Jezusa C hrystusa; tata raczej odrzuca ist
nienie Boga, m am a - w ychow ana w trady
cji katolickiej - nie poznała now ego naro
dzenia w Chrystusie i nie dzieliła się sw oją wiarą. U rodziłem się ja k o drugie dziecko w rodzinie i rodzice chcieli m i okazać du
żo m iłości. Jednak były pew ne sytuacje, które oddalały m nie od rodziny, szczegól
nie od taty, który dużo pił. W ynikało stąd w iele aw antur, by łem św iadkiem płaczu mam y, brat uciek ał z dom u, w padałem w rozpacz. W m oim sercu rosła nienawiść, szczególnie do taty, staw ałem się coraz bardziej arogancki i opryskliw y. Szybko odsunąłem się od rodziców, miałem swoje życie i nie chciałem, by się ktoś wtrącał.
P am iętam , że ju ż ja k o m ałe dziecko przeżywałem lęk przed śmiercią. Paraliżo
w ał m nie strach p rze d potęp iający m są
dem Boga. Żyłem grzesznym życiem, ak
ceptowałem wiele przejaw ów nieprawości otaczającego m nie świata. W ychowywało m nie szkolne środow isko, w k tó ry m tak wiele było okrutnych zw yczajów . Jedno
cześnie poszukiw ałem jakiejś nadziei. Z a
cząłem w ięc inw estow ać w w iele spraw, które m iały stworzyć fundam enty dla m o
jego życia. Jedną z nich był muzyka, która w krótce zaczęła w yznaczać rytm m ojego istnienia. B udziłem się przy m uzyce i za
sypiałem przy niej. Teksty piosenek, któ
rych słuchałem często nosiły znam iona śm ierci i potępienia. T y tu ł jed n ej z nich brzm iał: „Jadę autostradą do p ie k ła ” (Highway to hell). I tam właśnie zmierzało m oje życie. W p ew n y m okresie nosiłem naw et dem oniczny amulet, który m iał da
w ać m i szczęście. Ż yłem w ięc w zupełnej ciemności, oddalony od B oga i nie znając go. M oim p anem b y ł diabeł, który p och
wycił mnie, bym czynił je g o wolę. Odczu
w ałem je d n a k w ie lk ą pustkę, któ ra skła
niała m nie do rozpaczy, a także do n o w ych poszukiwań.
W szkole średniej zacząłem regularnie uczęszczać do K ościoła katolickiego - je
dynego w ów czas w m oim m ieście. M ó
w iono tam o B ogu, ale j a w ciąż żyłem w ciemnościach. W wakacje, n a rok przed m aturą, pojech ałem n a kato lick i obóz
„wakacje z B iblią” . Tam po raz pierwszy spotkałem ludzi św iadczących z odw agą o Jezusie. M ów ili o nim tak, ja k b y go dobrze znali. M ów ili m i dużo o Bożej m i
łości, o grzechu, o dziele Chrystusa. D o
wiedziałem się, że B óg m oże m ieć bliski, oso b isty k o n ta k t z człow iekiem . C hoć traktow ałem ten w yjazd raczej tow arzys
ko, postanow iłem spróbować. Zaprosiłem Jezusa do m ojego serca i zacząłem czytać Biblię. Jednak po pow rocie do dom u m o
j a gorliw ość zaczęła m aleć z dn ia na dzień. Z lektury Słowa Bożego zostało mi tylko przeświadczenie o ważności m oral
nego n ak azu Jezusa, b y się w zajem nie m iłow ać, pom agać słabszym , nikogo nie krzyw dzić, chodzić do kościoła itd. Jed n ak m oje życie pozostało niezm ienione.
■
Żyłem będąc bardziej poddany grzechowi n iż B ogu. Z dałem m aturę i nie dostałem się n a studia. M ój św iat się zaw alił. N ie potrafiłem znaleźć sensu życia. Pogorszy
ła się też sytuacja w dom u; kłóciłem się z rodzicam i i bratem . N ienaw idziłem taty, nienaw idziłem sam ego siebie, m yślałem o sam obójstw ie. A le pew nego dnia, po kłótni w domu, zawołałem do Boga: „Bo
że, j a p rzecież nie ch cę u m ierać!” I B óg dał m i szansę. P o jaw iła się m ożliw ość zdaw an ia w drugim n aborze n a studia w Szczecinie. T ym razem się dostałem . M iałem nadzieję zacząć od now a całe ży
cie. P o ch ło n ęła m nie nauka, p ierw sze dw a egzam iny i ... dw ie piątki. B yłem je d n a k w n ienajlepszej k ondycji p sy
chicznej, byłem załamany, a je d n ą z przy
czyn tego stanu była nieodw zajem niona
m iłość. Z acząłem pow racać m yślam i do B oga, sięgnąłem po Biblię, w ciąż była o- n a dla m nie w ażnym przesłaniem m oral
nym. Próbow ałem też innych religii: bud
dyzm u, hinduizm u. Z ostałem w egeteria- ninem i sądziłem , że spodobam się Bogu.
W iedziałem , że istnieje je d en Bóg, które
go w yznają ludzie różnych religii inaczej go nazyw ając. N adal było w e m nie żywe pragnienie dośw iadczenia obecności B o ga. Po skończonej sesji egzam inacyjnej pojechałem do domu. C hciałem B oga, za
m ykałem się, by się m odlić, w ołałem do Jezusa, bo pam iętałem św iadectw a ludzi, k tórzy dośw iadczyli tego, o czym m ów i Biblia: ,,A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli w szyscy razem na je d n y m miejscu.[...] I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić inny
m i języka m i, tak j a k im D uch pod d a - W (D z 2:2.4).
M odliłem się w ięc i... nic. T raciłem nadzieję. Pod koniec lipca znow u pojecha
łem n a obóz chrześcijański. Z araz pierw szego dnia poprosiłem o m odlitw ę, prag
nąłem poznać Boga.
Podczas m odlitw y odczułem wyraźnie B o ż ą obecność. C zułem ,że D uch Święty zrodził w e m nie now e życie i wiedziałem, że JEZUS ŻYJE!
O trzy m a łem o d B o g a słow o, bym przebaczył m ojem u tacie, m am ie i bratu.
Z rozum iałem , że w łaśn ie te n b rak p rze
baczenia był głów nym pow odem m ojego zam knięcia n a odebranie przebaczenia od B oga. O d tam tej po ry m am pew ność, że je ste m now ym stw orzeniem w C hrystu
sie. W iem , że B óg p osłał sw ego Syna, by w ziął na siebie także i mój grzech. Jezus poniósł karę, która była przeznaczona dla m n ie i dla m o jeg o u sp raw ie d liw ie n ia został w zbudzony z m artwych. Teraz ży
je n a w ieki i m a m oc przebaczać grzechy tym, którzy przychodzą do niego z wiarą.
D aje im obietnicę now ego życia.
„Albowiem Bóg tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każ
dy kto w niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne” (Jan 3:16).
Piotr Syska
Problemy codziennego życia każdego z nas i trudności finansowe związane z wieloma przedsięwzięciami zborów i Kościoła zmuszają nas wszystkich do zastanawiania się, jak zdobywać środki materialne i jak nimi gospodarować. Rozpoczynamy druk cyklu artykułów Korneliusza Wojnara poświęconego udziałowi chrześcijan wżyciu gospodarczym. Autor był przez kilkanaście lat pastorem zboru w Gliwicach, a obecnie jest przedsiębiorcą.
W tym numerze zamieszczam y dwa głosy na temat stosunku chrześcijan do pieniędzy. Może nasi Czytelnicy chcieliby również zabrać głos i podzielić się swoimi refleksjami i świadectwami?
K M Ś m E M W O B O Z I I Ä 0 N 0 M M
dorosłym życiu zawodowym pragnąłem „iść do przodu“, ale w minionej już epoce wszelkie awanse zawodowe wiązały się z przyna
leżnością do partii - dlatego wybrałem drogę pracy naukowej. Napisałem doktorat w Pol
skiej Akademii Nauk i pracowałem później jako adiunkt w jednym z instytutów PAN na Śląsku. Jednocześnie, na prośbę zboru, podjąłem się służby pastorskiej i przez kilka
naście lat starałem się wiernie ją pełnić.
Wiedziałem jednak, że nie utracę powołania Bożego, gdy wrócę do swego „świeckiego“
zawodu, co też uczyniłem, ustępując miejsca doświadczonemu bratu, który już od kilku lat z wielkim błogosławieństwem tę pracę wykonuje. Mój powrót do zawodu nastąpił w warunkach już prawie rynkowych. „Posady państwowe“ nie były już wtedy tak atrakcyjne, ani gdy chodzi o pewność zatrudnienia, ani też gdy brać pod uwagę płace. Dlatego jedyną dla mnie możliwością była praca „na swoim“, czyli we własnej firmie. Moja działalność pozwala mi obserwować z bliska pewne za
chowania i zdarzenia mające miejsce w życiu ludzi. Choć działają oni nieraz w oparciu
Jest czas, by tworzyć zaplecze dla przebudzenia, na które czekamy.
o Boże Słowo, to jednak w praktyce życia codziennego różnie je interpretują. Wiele myślałem o takich sprawach jak: stosunek do pracy, pieniędzy, dawania, decydowania itp.
Chciałbym więc poruszyć te problemy na łamach „Chrześcijanina“.
JAKI JEST KOŚCIÓŁ W POLSCE?
Z radością patrzymy na rozwój wydarzeń w naszym kraju. Dana nam z łaski Pana wolność zachęca do działania. Pan wysłuchuje modlitw swojego ludu, wielu ludzi nawraca się do Niego w czasie ewangelizacji publicznych i w zborach.
Pan chrzci Duchem Świętym i uzdrawia chorych.
1
Zanim przystąpię do omawiania kilku zagad
nień mających związek zarówno ze sprawami Bożymi, jak i też ziemskimi potrzebami człowieka, 'chciałbym powiedzieć kilka słów 0 sobie. Uważam to za istotne, gdyż poglądy każdego, kto przedstawia swoje spojrzenie na określony temat (dotyczy to także nawró
conych do Pana, świadomych swego powo
łania dzieci Bożych), zależą od jego własnych doświadczeń, posiadanego wykształcenia.
Kształtuje je również wychowanie i środo
wisko, w którym się ktoś obracał. Niemniej is
totnym elementem jest także własny, indywid
ualny przecież sposób słuchania głosu Pana.
Wychowałem się w pięknym, spokojnym chrześcijańskim domu, w atmosferze miłości 1 poznania Bożego Słowa. Wiele przejąłem od moich rodziców i wiele też od dziadków, gdyż dziadek - długoletni kaznodzieja i przywódca Kościoła pozwalał mi obserwować chrześci
jańskie życie z bliska. Podjąłem studia 0 kieruku technicznym, robiłem to z modlitwą 1 wiem, że Pan je błogosławił. W swoim
Bracia współpracują w zgodzie i miłości. Wielu oddanych sług Pana pracuje na Niwie głosząc Słowo, zakładając nowe zbory. Jednak poważ
nym utrapieniem Kościoła, a także większości jego członków, są problemy finansowe. Tak wie
le-więcej i lepiej można by pracować dla Pana, gdyby starczało potrzebnych do tego środków.
Ilu pracowników można by wychować, ile książek wydać, ilu biednym i bezdomnym pomóc, gdyby nie te finanse. Można by ten stan opisać następującym stwierdzeniem: Kościół Pana jest biedny, ale zwycięski. Ja jednak raczej przestawiłbym kolejność tego stwierdzenia i rzekłbym: Kościół jest zwycięski, ale biedny.
Czy Pan chce, aby tak było? Może tak być musi?
Gdy patrzmy na Zachód, widzimy i tam wiele niezaspokojonych potrzeb.
Doświadczamy obecnie w naszym kraju wielu zmian. Był taki czas, gdy pomagali nam bracia z Niemiec, Anglii, Ameryki. Jesteśmy im za to wdzięczni, bo wiemy, że był w tym Pan. Dziś jed
nak nadszedł czas, gdy pomoc ta winna być, i fak
tycznie jest, kierowana do krajów bardziej potrze-
POROZMAWIAJMY
bujących niż Polska. W wielu z nas budzi się też świadomość, że czas teraz na nas, abyśmy także dawali, pomagali, wysyłali z błogosławieństwem Pana misjonarzy, dbając jednocześnie o ich godziwe utrzymanie. Jest czas, by tworzyć zaplecze dla przebudzenia, na które czekamy.
Czas budować domy dla starców i dla sierot, ośrodki dla uzależnionych i centra resocjalizacji ludzi nawróconych z marginesu. Tak wielki jest ogrom potrzeb, a tak małe i niewystarczające środki. Czy nasz Bóg nie jest Bogiem Abra
hama Izaaka i Jakuba, który rzekł: „Pamiętaj że to Pan Bóg Twój daje ci silę do zdobywania bogactwa by potwierdzić swoje przymierze“
(5Mo 8:18). Apostoł Paweł zaś powiada:
„ Władny jest Bóg udzielić wam wszelkiej łaski, abyście zawsze mając wszystkiego pod dostat
kiem, mogli obficie łożyć na wszelką dobra sprawę “ (2Ko 9:8). Boża kolejność w dawaniu jest bardzo logiczna: obfite dawanie jest owocem radosnego i miłującego Pana serca i życia, w którym zaspokojone są potrzeby dającego. Nie można dawać, jeśli się nie posia
da. Kościół, a także wielu jego sług cierpi na chorobę nieposiadania. Dlatego właśnie ich dawanie jest niewystarczające, nie jest w stanie zaspokoić istniejących potrzeb.
MENTALNOŚĆ UBÓSTWA
Mentalność jest formą świadomości przejawiającą się poprzez sposób myślenia, wartoś
ciowania oraz przyjmowania postawy i działania.
My, Polacy, posiadamy cechy, które jakoś odróżniają nas od innych narodów. Przegrane wo
jny, lata okupacji, prześladowania, świadomość bezsilności - ukształtowały „Polaka obraz własny“. Właściwie powstały dwa krańcowe typy: przebiegły opotnmista, zmieniający oblicza i kolory, zależny od tego, kto go karmi, lub słaby, wycofujący się z życia skrupulant, nie wierzący w żadną możliwość poprawy. Myślę, że spora część ludzi zbawionych w naszym kraju reprezen
tuje właśnie tę drugą postawę. Postawie tej dopa
sowano z czasem stosowną teologię, w której dawanie odbywa się według wzoru ubogiej wdowy. Udział w życiu publicznym jest społe
cznością z Belialem, zaś pieniądz - ju ż z samej swej natury - rzeczą nader grzeszną. Efekt jest taki, że częstokroć nasze świadectwo o zwycięst
wie Jezusa i o Pańskiej pomocy w naszym życiu tworzy dysonans z rzeczywistością w jakiej żyje
my codziennie. Wiele się mówi o teologii sukcesu (której na dobrą sprawę nikt w naszym kraju nie nauczał i całkiem prawdopodobne, że większość oceniających ją tak krytycznie osób w ogóle jej nie zna), która jest nam obca, a mało mówi się o teologii ubóstwa, która nas naprawdę dotyka.
Wiem na pewno, że mentalność ubóstwa może być dla nas wygodniejsza, bo pozwala oczekiwać, by inni pomogli i dali. Sami nie dajemy wtedy nic, albo mało. Nie musimy staczać ze sobą boju, gdy trzeba dać obficie. Gdy nic nie masz, nigdy nie podejmiesz ryzyka, by dać wszystko, co posiadasz. Myślenie, że niewiele znaczysz i potrafisz powoduje, że nie podejmujesz żad
nego większego wysiłku w swoim życiu.
Nawet jeśli nazywasz to pozostawieniem sprawy Panu, nie oznacza to wcale, że fakty
cznie Panu zaufałeś. Zaś z drugiej strony, prak
tyki stosowane przez chrześcijan w celu zdoby
cia dóbr materialnych bywają bardzo róż
norodne i nieraz odstają od biblijnego wzoru.
Z mentalnością ubóstwa można się oswoić i żyć, oczekując od innych zrozumienia dla swej postawy. Jednak cierpi na tym sprawa
Mentalność ubóstwa może |
być dla nas wygodniejsza, bo pozwala oczekiwać, by inni |
pom ogli i dali. Sami nie dajemy wtedy nic, albo malo. |
Królestwa i dlatego należy to zmienić. Każda zmiana kosztuje, a duża zmiana, dużo też kosz
tuje. Czy jesteś, drogi bracie chrześcijaninie, gotów podjąć walkę z własnymi ogranicze
niami, zmienić swój punkt widzenia na wiele spraw? Jeśli zwycięstwo Golgoty dotyczy wszystkiego, ale z wyłączeniem spraw związa
nych z twoim i moim powodzeniem material
nym oraz z życiem gospodarczym Kościoła, to pojawia się pytanie - dlaczego?
ZASADY BOŻEJ EKONOMII
Jednym z najwyraźniej działających na rynku praw ekonomii jest prawo popytu i podaży. Zapewnia ono właściwą stymulację procesów gospodarczych. Jak wszystkie inne ustanowione przez Boga prawa, dotyczy ono wszystkich: dobrych i złych, wierzących i niewierzących. W jakiś sposób działa ono również w Królestwie Bożym. „Popyt“ stwarza ród ludzki, który ginie w grzechu, natomiast„podaż“- to oferowana ludziom łaska Pana, który pragnie zbawiać grzeszników. Praca ewangelistów, proroków, apostołów i nauczy
cieli to promocja dobrej nowiny o zbawieniu tj. ewangelii. I tak jak w działalności gospodar
czej, uczestnicy tego procesu wypracowują swój przychód i zysk, tak i w Bożym Królestwie
„godzien je st robotnik zapłaty swojej". Pan błogosławi tym, którzy usilnie zabiegają o Jego sprawy, darząc ich pokojem, radością nawet w doświadczeniach, ale część tego „zysku“ ma
wymiar błogosławieństwa w postaci dóbr mate
rialnych. Ta szczególna część pochodzi od tych, którzy korzystają z pracy sług Pana, i którym zalecono w Liście do Galatów 6:6: „A ten, którego się naucza Słowa Bożego niechaj się dzieli wszelkim dobrem z tym, który naucza Ten, kto zgodnie z Bożym powołaniem służy Ewangelii, ma prawo z niej też żyć (IKo 9:14).
Człowiek potrzebuje zaspokojenia swoich trzech potrzeb: bezpieczeństwa, przynależności i znaczenia. Zauważamy jednak pewne zach
wianie porządku biblijnego odnośnie do tych spraw. Zdarza się że niektórzy słudzy ewangelii prawie cierpią niedostatek i - nie mając właści
wie zabezpieczonych podstawowych potrzeb - nie głoszą Słowa odważnie. Dlaczego słudzy ewangelii mają wiecznie inwestować z nadzieją że żąć będą w wieczności, dlaczego tak często jakoś się nie dostrzega ich potrzeb? Drodzy zborownicy, ich potrzeby Pan pragnie za
spokoić dzięki Waszej ofiarności.
Gdzie tkwi błąd i na czym on polega?
Długo się na tym zastanawiałem i modliłem i wierzę, że Pan mi coś pokazał. Po pierwsze:
my słudzy ewangelii, idąc na cały świat, mamy czynić uczniami wszystkie narody (Mt 28:19), a często zamiast uczniami, czynimy ich głównie członkami naszych zborów, radośnie witającymi nas w niedzielne poranki. Uczeń, a właściwie sługa, to człowiek tego samego za
wodu co jego nauczyciel, to ktoś, kto swemu nauczycielowi pragnie być użyteczny. Uczeń, to ktoś, kto został wychowany dla sprawy Królestwa. Bracia kaznodzieje, czyńmy to, co nakazuje Słowo: wychowujmy rzesze ucz
niów, niech znają nasze potrzeby i uczą się uczestniczyć w ich zaspokajaniu. Drugi pro
blem to potrzeba ekonomicznego myślenia o sprawach Bożego Królestwa. Wiele rzeczy w Kościele odbywa się w zgodzie z pewną tradycją: coś musi być dobre samo w sobie - myślimy - bo tak czynili nasi ojcowie. Ale Bóg jest Bogiem rzeczy i nowych i starych.
Wiele ciężkich wozów naszych chrześcijańs
kich aktywności pragniemy napędzać jedynie motorem miłosierdzia i współczucia. Nie błądźmy, Bóg nie błogosławi błądzącym, Bóg im jedynie chętnie wybacza. Polski naród, który Bóg powierzył nam, kaznodziejom, abyśmy go wychowywali, potrzebuje bibli
jnego nauczania i świadomości powołania, które Bóg przygotował dla każdego człowieka.
Wielu ludzi ma być dawcami, ale potrze
bują naszej zachęty, motywowania i przy
kładu, odwagi i" zaradności w rozwiązywa
niu życiowych problemów.
Korneliusz Wojnar
10 3
-4/95
POROZMAWIAJMY
człow iek, k tórem u b rakow ało szczęścia i sp o k o ju d u sz y . M u s ia ł b y ć p r z y tło c z o n y c ię ż a re m n ie sp o k o jn e g o su m ie n ia , sk o ro n ie ty lk o p rz y b ie g ł do Je z u sa , a le n a w e t p a d ł p rz e d N im n a k o la n a i sp y ta ł: „ Co mam czynić, aby
odziedziczyć żyw ot wieczny? ” . W trak
cie ro zm o w y o kazało się, że od w czes
n ych lat p rze strzeg a p rzy k azań B ożych.
M ło d z ie ń c a z a s k o c z y ła ra d a Je zu sa :
„Jednego ci brak: idź, sprzedaj w szy
stko, co m asz i rozdaj ubogim, a bę
dziesz m ia ł skarb w niebie, p o czym p rzy jd ź i naśladuj m n ie “. C z y te n m ło d y c z ło w ie k s k o rz y s ta ł z o trz y m anej rad y ? P rzy w iązan ie do dobroby
tu było u niego silniejsze; nie m ia ł dość
siły , a b y ro z s ta ć s ię z e sw o im b o g a c tw e m . C z y ta m y , ż e „ ...sposępniał i odszedł zasm ucony, albow iem m iał w iele m a ję tn o śc i" . Ś w ia d k a m i ro z m o w y J e z u s a z m ło d z ie ń c e m b y li u c z n io w ie . Ja k b y c h c ą c p rz y p ie c z ę
to w ać p o w ied z ia n e p rze d chw i
l ą sło w a , N a u c z y c ie l do d ał:
„ jakże trudno tym, którzy p o kładają nad zieję w bogactw ie w ejść do K rólestw a B ożego!
Ł atw iej j e s t w ielbłądow i p r z e j ś ć p r z e z ucho igielne, niż bo
gatem u w ejść do K rólestw a B o ż e g o". I o to o d p o w ie d ź C h ry stu sa n a lu d z k i odw ieczny d y le m at: Idź, sp rz e d a j w sz y stk o , co m a sz, a w te d y u w o l
n io n y o d rz e c z y , k tó re w y p e ł
n ia ją tw o je ż y c ie - n aślad u j m nie. A le o d w ieków nic się nie z m ie n ia . N a w e t c h rz e śc ija n ie , k tó rz y s ta ra ją się d o sk o n a lić sw o je ż y c ie d u ch o w e , cz ęsto w o lą brać n iż daw ać, grom adzić n iż d zielić s ię z b liźn im i. I tak, nie zd a ją c so b ie z tego spraw y, p o d p o rz ą d k o w u ją c a łe sw o je ż y c ie je d n e m u c e lo w i - m ieć, p o m n a ż a ć , sk ą p ić . Ju ż n aw e t n ie k o n ie c z n e z ło to czy srebro, byle tylko ja k najw ięcej w szela
k ich dóbr. G rom adzim y, ale czy z a sta n a w ia m y się , że je ste śm y ty lko p rze c h o d n ia m i n a tej z ie m i, że to co m a m y zo stało nam ty lko p o ży c zo n e , że posiadanie p o n a d rz e c z y w is te p o trz e b y u z a le ż n ia w o ln e g o c z ło w ie k a?
A p r z e c ie ż c z ło w ie k sta le u p o m in a się o w o ln o ść . In n e p y ta n ie.
Jakie skarby p ow iniśm y grom adzić? Co je s t isto tn e d la naszej duszy? P an Jezus zalecał, abyśm y n a d e w szy stk o szukali K ró le s tw a B o ż e g o i je g o sp ra w ie d li
w ości, a w szy stk o inne b ęd z ie nam do
d a n e (M t 6 :3 3 ). P o n ie w a ż B ó g je s t o d p o w ie d z ia ln y z a b y t cz ło w ie k a, m a m y zło ży ć n a N ie g o w sze lk ie troski d nia codziennego, m am y być bogatym i
„w B o g u “ (Ł k 12:21).
T ak ju ż j e s t n a ty m św ie cie , ż e sre bro i złoto m im o w o li w y w o łu ją u ludzi em o cje . P a tr z ą o n i n a b o g a c tw o z p o dziw em , je d n a k n ajczęściej p rze z p ry z m a t n ie c h ę c i, p o d e jrz liw o śc i, z a z d ro ś
ci, a z d a rz a s ię że i n ie n a w iś c i. S ą to b o le sn e sp o strz eż en ia , ale tru d n o s ię te m u d z iw ić , sk o ro ca ły sy ste m e k o n o m ic z n y św ia ta u z a le ż n ił s ię w d u ż y m sto p n iu o d w a g i i c e n y sz la c h e tn y c h kruszców . Z a srebro i złoto m o ż
n a k u p ić w s z y s tk ie m a te ria ln e d o b ra te g o ś w ia ta . Z o sta ć
„ k im ś“ b e z s ta tu s u p o sia d a n ia , w y d a je s ię w rę c z n ie m o ż liw e , a k a ż d y p rz e c ie ż m a a m b ic je . T e n , z g ru n tu n ie z d ro w y , s to su n e k do s re b ra i z ło ta u g r u n to w u ją k ła m liw e p r z y s ło w ia , k tó re s z c z ę ś c ie w p ie rw s z y m r z ę d z ie w ią ż ą z b o g a c tw e m . N a w e t b a jk i d la d z ie c i k o ń c z ą się s ło w a m i... „ b y li b o g a c i i s z c z ę ś liw i“ . Z d a rz a się, iż n ie k tó r z y k a z n o d z ie je g ło sz ą , że p o z io m d o c h o d ó w c h rz e ś c i
ja n u za le ż n io n y j e s t o d ic h g o r
liw o śc i re lig ijn e j. S łu ch a jąc ta kiej n a u k i m o ż n a p o p a ś ć w d e z o rie n ta c ję . N ic b a rd z ie j z łu d n eg o n iż p rz e k o n a n ie , ż e B ó g m a o b o w ią z e k z a g w a r a n to w a n ia w y so k ie j d o ż y w o tn ie j p e n sji w z a m ia n z a g o rliw o ś ć i w ie rn o ść . B ą d ź m y sz c z e rz y , w g ru n c ie rz e c z y n ie o w y n a g ro d z e n ie ch o d z i, a o je g o w y so k o ść! B o g a c i te ż - o k a z u je s ię - m a ją k ło p o ty , stą d ro d z i się w n ic h pytan ie, czy z a srebro i złoto r z e c z y w iś c ie m o ż n a k u p ić w s z y s tk o ? I cz y b o g a c tw a z a s p o k a ja ją ic h p ra g nienia?