• Nie Znaleziono Wyników

Widok ER(R)GO nr 3 (2/2001) - "Dyskurs historii"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Widok ER(R)GO nr 3 (2/2001) - "Dyskurs historii""

Copied!
182
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Wojciech Kalaga

redaktor naczelny

Leszek Drong

sekretarz redakcji

Rada redakcyjna

Fernando Andacht (Montevideo), Zygmunt Bauman (Leeds), Ian Buchanann (Hobarth), Jean-Claude Dupas (Lille),

Piotr Fast (Katowice), Alicja Helman (Kraków), Erazm KuŸma (Szczecin), Ryszard Nycz (Kraków), Floyd Merrell (Purdue), Edward Mo¿ejko (Edmonton), Leonard Neuger (Sztokholm), Emanuel Prower (Katowice), Tadeusz Rachwa³ (Katowice), Katarzyna Rosner (Warszawa),

Horst Ruthrof (Murdoch), Tadeusz S³awek (Katowice), Andrzej Szahaj (Toruñ), Lech Witkowski (Toruñ),

Anna Zeidler-Janiszewska (Poznañ)

© Copyright by „Œl¹sk” Wydawnictwo Naukowe, Katowice 2001

ISSN 1508-6305

http://www.errgo.fils.us.edu.pl http://www.ares.fils.us.edu.pl/~errgo/

(3)

Treœci

wstêp

Wojciech Kalaga – Er(r)go, ...5

7 rozprawy – szkice – eseje Georg G. Iggers – U¿ycia i nadu¿ycia historii. O odpowiedzialnoœci historyka w przesz³oœci i obecnie ...9

Frank Ankersmit – Pochwa³a subiektywnoœci ...17

Ewa Domañska – Ku archeontologii martwego cia³a (kontemplacyjne podejœcie do przesz³oœci) ... 37

Fernando Sánchez-Marcos – Historyk jako t³umacz ...61

Aleksander Wilkoñ – Gatunki pierwotne i wtórne w perspektywie historycznej i wspó³czesnej ...75

Maria Solarska – Foucault, najpierw, s³u¿y czynieniu wojny ...81

89 polemiki – komentarze – rozmowy – uwagi Grzegorz Dziamski – „Moim domem jest moje dzie³o” (w dziesi¹t¹ rocznicê œmierci Tadeusza Kantora) ...91

Grzegorz Trela – Œwieciæ œwiat³em odbitym. A. Zybertowiczowi w odpowiedzi ...97

103 przek³ady Roland Barthes – Dyskurs historii (prze³. Krzysztof Jarosz) ...105

Michel de Certeau – Pismo historii (prze³. Krzysztof Jarosz) ...117

143 recenzje – noty – omówienia Tomasz Pawelec – Czy narratywista mo¿e zostaæ moralist¹? ...145

Ewa Borkowska РPasywnoϾ radykalna ...151

Andrzej Skrendo – „Nowa filozofia ufnoœci”, czyli Agata Bielik-Robson jako „tropiciel wspó³czesnych patologii”... . 157

Jerzy Madejski – Kwadrat, ko³o, trójk¹t ...163

Aleksandra Podgórniak – Rozdro¿a pluralizmu kulturowego ...169

Tomasz Sikora – Formy bezkszta³tnej jaŸni ...173 177 ksi¹¿ki nades³ane

(4)

Contents

editorial

Wojciech Kalaga – Er(r)go, ...6

7 studies and essays Georg G. Iggers – The Uses and Abuses of History. On the Historian’s Responsibility in the Past and Now...9

Frank Ankersmit – In Praise of Subjectivity...17

Ewa Domañska – Towards an Archeontology of the Dead body (A Contemplative Approach to the Past) ...37

Fernando Sánchez-Marcos – The Historian as Translator ... 61

Aleksander Wilkoñ – Primary and Secondary Genres in Two Perspectives: an Historical One and a Contemporary One...75

Maria Solarska – Foucault, First of All, Serves the Making of War...81

89 commentaries Grzegorz Dziamski – „My Work Is My Home” (On the 10th Anniversary of T. Kantor’s Death) ...91

Grzegorz Trela – To Emit Reflected Light. A Reply to A. Zybertowicz ...97

103 translations Roland Barthes – The Discourse of history (trans. Krzysztof Jarosz) ...105

Michel de Certeau – The Writing of History (trans. Krzysztof Jarosz) ...117

143 reviews and discussions Tomasz Pawelec – Can a Narrativist Become a Moralist? ... 145

Ewa Borkowska – Radical Passivity ...151

Andrzej Skrendo – „A New Philosophy of Trust” or Agata Bielik-Robson as a „Hunter for Contemporary Pathologies” ... 157

Jerzy Madejski – A Square, a Circle, a Triangle ...163

Aleksandra Podgórniak – The Forking Paths of Cultural Pluralism ... 169

Tomasz Sikora – The Formless Self ...173 177 books received

(5)

Er(r)go,

wie es eigentlich gewesen? Historia: dzieje, fakty, chronologia, obiektywizm, prawda, znaczenie, ideologia, profanum, narracja, konstrukt, metafora, reprezen-tacja, interprereprezen-tacja, pamiêæ, refleksja, manipulacja, mit, iluzja, fikcja, nauczyciel-ka ¿ycia. Albo te¿ raczej, lub mimo wszystko, historia to „przywilej” umo¿liwia-j¹cy pamiêæ o tym, kim siê jest (Michel de Certeau), nas¹cza nas bowiem ci¹g³oœci¹ to¿samego i innego, sytuuje zewnêtrze w przestrzeni zwanej podmiotem. Tylko paradoksalnie historia jawi siê jako dziedzina eschatologiczna: warunkiem dys-kursu historycznego jest przecie¿ œmieræ; a jednak, jak pisze francuski myœliciel, „Umar³y wy³ania siê na powrót wewn¹trz dzia³alnoœci postuluj¹cej jego znikniê-cie i mo¿liwoœæ analizowania go jako przedmiotu”. Ów u/od/znikniê-cieleœniony zmar³y – jego prochy – wymykaj¹ siê swej martwej przedmiotowoœci i mówi¹ do nas (sub)li-minalnym œladem obecnoœci (zob. Ewa Domañska). Tym bardziej wiêc, skoro mno¿¹ce siê pytania wpadaj¹ w szczeliny miêdzy wartoœci¹ i faktem, polityk¹ i moralnoœci¹, obiektywizmem i samoœwiadom¹ subiektywnoœci¹, skoro próby epistemologii historycznej przypominaj¹ dzia³alnoœæ filistersk¹ (Frank Ankersmit), je¿eli dyskurs jako reprezentacja zawodzi wolê prawdy – warto przyjrzeæ siê œcie¿ce (drodze?) poszukiwañ daj¹cej priorytet ontologii. Choæby dlatego, i¿ wiedzie ona pomiêdzy nakazami re¿imu binarnoœci.

Trzeci numer Er(r)go jest pierwszym poœwiêconym zagadnieniom jednego obszaru tematycznego. Wa¿n¹ inspiracj¹ „historyczn¹” by³a dla nas konferencja Time, Space, and the Evidence of Experience. Interdisciplinary Approaches to the Past zorganizowana w Poznaniu przez Instytut Historii. Dziêki ciep³emu entuzja-zmowi i wspó³pracy animatorki tej konferencji, Dr Ewy Domañskiej, ukazuj¹ siê tu w postaci artyku³ów trzy wyg³oszone w marcu 2000 referaty (Frank Ankersmit, Georg G. Iggers, Fernando Sánchez-Marcos).

(6)

Er(r)go,

wie es ist eigentlich gewesen? History: facts, chronology, objectivism, truth, meaning, ideology, profanum, narration, construct, metaphor, representation, in-terpretation, memory, reflection, manipulation, myth, fiction, magister vitae. Or rather, and maybe in spite of the above, history is a “privilege” which makes it possible to remember who one is (Michel de Certeau), since it saturates us with the continuity of the same and the other, and situates the outside within the space of subjectivity. Only paradoxically history seems to be an eschatological domain: it is death, after all, that is the condition of historical discourse; and yet, according to the French thinker, “The dead souls resurge, within the work whose postulate was their disappearance and the possibility of analyzing them as an object of in-vestigation.” The dis/em/bodied dead – their ashes – elude their dead objectuality and speak to us through (sub)liminal traces of presence (cf. Ewa Domañska). All the more, then – if the multiplying questions fall into chasms between value and fact, politics and morality, objectivity and selfconscious subjectivism, if attempts at historical epistemology remind us of the work of philistines (Frank Ankersmit), if discourse as representation fails the will to truth – should we perhaps take a detour through the path (road?) that gives priority to ontology. At least, if not for other reasons, because it may lead us safe amongst the dictates of the regime of binarity. The third issue of Er(r)go is the first which is devoted to problems from one thematic area. An important “historical” incentive came from the conference or-ganized in Poznañ by the Department of History, called Time, Space, and the Ev-idence of Experience. Interdisciplinary Approaches to the Past. Thanks to the col-laboration and warm enthusiasm of its animator, Dr Ewa Domañska, we are able to publish here three papers (by Frank Ankersmit, Georg G. Iggers, Fernando Sánchez-Marcos) delivered at that conference in March 2000.

(7)
(8)
(9)

Georg G. Iggers

U¿ycia i nadu¿ycia historii.

O odpowiedzialnoœci historyka

w przesz³oœci i obecnie

Kwestia tego, w jaki sposób na przestrzeni wieków nadu¿ywano historii jest dla nas, historyków, tak samo istotna jak zagadnienia odpowiedzialnoœci historyka za owe nadu¿ycia. Pojawiaj¹ siê tu przede wszystkim dwa problemy. Pierwszy z nich dotyczy sposobów korzystania z historii we wszelkich kulturach i w ró¿no-rakich zamiarach: politycznych, religijnych, etycznych i innych. Jörn Rüsen okre-œla je mianem sta³ej antropologicznej. Dotycz¹ one konstruowania przesz³oœci, postrzeganej jako zbiorowa to¿samoœæ, która nie jest adekwatna wzglêdem prze-sz³oœci faktycznej. W wieku XIX i XX owe „zmyœlone” przeprze-sz³oœci pe³ni³y wa¿k¹ rolê w powstawaniu nacjonalizmów. Bardzo trafnie uj¹³ to ponad sto lat temu Er-nest Renan, definiuj¹c naród jako „grupê ludzi, których ³¹czy b³êdny pogl¹d na przesz³oœæ i nienawiœæ do s¹siadów”. Owe b³êdne wizje przesz³oœci nie by³y prze-kazem z czasów dawniejszych, lecz zosta³y œwiadomie wymyœlone przez intelek-tualistów (wœród których wielu by³o historykami), poetów, artystów i polityków, którzy sami przekonani byli co do prawdziwoœci ich w³asnych pogl¹dów na prze-sz³oœæ. Prócz tego od staro¿ytnoœci istnia³y zarówno œwiadoma kontrola nad pi-œmiennictwem historycznym, jak i manipulacja histori¹, dyktowana przyczynami politycznymi, religijnymi i innymi. […]1

PrzejdŸmy do kilku refleksji natury ogólniejszej. Mo¿na za³o¿yæ, i¿ uczciwe podejœcia do historii s¹ mo¿liwe, oraz ¿e zawodowy etos historyków nakazuje im stawiaæ opór wobec zniekszta³ceñ przesz³oœci. Jednak¿e zwi¹zek pomiêdzy u¿y-ciem i nadu¿yu¿y-ciem historii jest bardzo z³o¿ony. Pojêcie nadu¿ycia sugeruje, i¿ prze-sz³oœæ bywa traktowana instrumentalnie i jest zniekszta³cana dla celów politycz-nych lub inpolitycz-nych. Sugeruje ono tak¿e, ¿e istnieje jakaœ rzeczywista przesz³oœæ, której nie wolno zniekszta³caæ. Historia odgrywa istotn¹ rolê w formowaniu i utrzymywa-niu zbiorowych to¿samoœci. Prawie wszystkie ludy: te z Zachodu i ze Wschodu, Europejczycy i Afrykanie, Indianie z obydwu Ameryk, mieszkañcy wysp Pacyfiku tworz¹ swoj¹ to¿samoœæ w oparciu o przesz³e doœwiadczenia historyczne. Przeka-zywane one by³y czêsto jako twórczoœæ epicka. Wielowiekowa to¿samoœæ ¯ydów jest nie do pomyœlenia bez relacji dotycz¹cych doœwiadczenia Wyjœcia; to¿samoœæ Greków bez poematów Homera; Hindusów bez Wed. Jednak kwestia tego, czy epi-ka ta odnosi³a siê do prawdy, czy te¿ by³a poetyckim opisem, nie by³a podnoszona przez bardzo d³ugi czas. A nawet nie by³a uwa¿ana za istotn¹. Tylko okazjonalnie staro¿ytni historycy Zachodu (Tukidydes), staro¿ytni chiñscy historycy (Sima

(10)

Qian), czy te¿ historycy islamscy (Ibn Khaldun) […] stosowali pewne kryteria wiarygodnoœci w swych narracjach.

Mówi¹c o historykach dzisiaj, mamy na myœli przede wszystkim historyków zawodowych. […] Mamy do czynienia z naukowcami, którzy zostali wykszta³ce-ni na historyków. […] Historia jest obecwykszta³ce-nie rygorystyczn¹ dyscyplin¹, a wykszta³ce-nie gatun-kiem literackim, jakim by³a jeszcze dla Gibbona czy Voltaire’a.

Pojêcie historii jako dyscypliny, jako Wissenschaft, jest pojêciem wzglêdnie nowym. W osiemnastym wieku Chladenius mówi³ o Geschichtswissenschaft. Pod koniec osiemnastego wieku cz³onkowie Académie des Inscriptions et des Belles Letters, jak równie¿ niektórzy historycy z Uniwersytetu w Göttingen, zaczêli w podobny sposób myœleæ o historii. Jednak historia jako profesja rozpoczê³a siê dopiero wraz z Rankem, na Uniwersytecie Berliñskim po roku 1825. Po raz pierw-szy historia zosta³a wtedy wyraŸnie oddzielona od literatury. Ranke twierdzi³, ¿e historia powinna ukazywaæ wie as eigentlich gewesen bez ¿adnych ozdobników. Samo centrum profesjonalnej historii zajê³a idea, czy te¿ idea³ naukowego obiek-tywizmu, który œcis³y zwi¹zek z prawd¹ czyni³ obowi¹zuj¹cym. Zacytujmy tu Petera Novicka: „Za³o¿enia, na których opiera siê idea obiektywizmu obejmuj¹ œcis³y zwi¹zek z rzeczywistoœci¹ przesz³oœci oraz z prawd¹ rozumian¹ jako odniesienie do tej rzeczywistoœci; wyraŸne oddzielenie poznaj¹cego od poznawanego, faktu od wartoœci, a przede wszystkim historii od fikcji. Fakty historyczne postrzegane s¹ uprzednio do interpretacji i niezale¿nie od niej. … Rola obiektywnego history-ka jest rol¹ neutralnego, bezinteresownego sêdziego”2. Nie oznacza to jedynie, ¿e

profesjonalny historyk powinien byæ obiektywny, lecz tak¿e, i¿ jedynie profesjo-nalny historyk, przeszkolony w metodach naukowych dociekañ historycznych, mo¿e byæ obiektywny. Wszyscy inni s¹ wykluczeni ze sfery powa¿nych history-ków. Wizja ta jest dosyæ zaœciankowa. Historycy, szczególnie w ci¹gu ostatnich dwóch stuleci, mieli istotny udzia³ w tworzeniu pamiêci zbiorowej i formowaniu grupowych to¿samoœci. Historia naukowa stanowi³a zaledwie jeden segment w tym procesie, który przybiera³ wiele ró¿nych form.

Moj¹ osobist¹ pozycjê komplikuje fakt, i¿ z jednej strony wierzê, ¿e uczciwe œledzenie biegu historii nie jest jedynie „szlachetnym marzeniem”, do którego spro-wadzili je Charles Beard3 i Peter Novick. Z drugiej strony jednak jestem

przeko-nany, ¿e profesjonalna historia na ogó³ tego nie czyni i ma spory udzia³ w znie-kszta³caniu przesz³oœci, czêsto s³u¿¹c programom ideologicznym. Profesjonalizacja studiów historycznych powinna byæ postrzegana jako czêœæ struktury instytucjo-nalnej i relacji w³adzy, w których wy³oni³a siê i w których nadal funkcjonuje. Peter Novick stara³ siê zwróciæ na to uwagê historyków w Ameryce, William Key-lor4 i Pim den Boer5 we Francji, Fritz Ringer6 i ja7 w Niemczech, a ostatnio Effi

Gazi8 w Europie po³udniowo-wschodniej. W roku 1971, kilka dni po ukazaniu siê

niemieckiego wydania mojej ksi¹¿ki, Thomas Nipperdey napisa³ do mnie na te-mat zawodu historyka w Niemczech. Stwierdzi³, i¿ historii nauki (Wissensscha-ftegesichte) nie mo¿na napisaæ jako krytyki wspieraj¹cych j¹ ideologii, a dzie³a historyków nale¿y oceniaæ z perspektywy ich wk³adu w poszerzanie wiedzy9.

(11)

Ni-gdy nie negowa³em, ¿e dzie³a historyków niemieckich wk³ad taki mia³y. Równo-czeœnie jednak bada³em zakres, w jakim ideologie koloryzowa³y ich prace i odkrycia naukowe. Powieœciopisarze, poeci, demagogiczni politycy i inni przyczynili siê do stworzenia tradycji narodowej, opieraj¹cej siê na patriotycznych mitach. Tym, co interesuje mnie tutaj jest rola, jak¹ badania historyczne odegra³y w umacnianiu tych mitów.

Interesuje mnie nie tyle kontrola i manipulacja histori¹ w re¿imach dyktator-skich […], co manipulacja histori¹ w spo³eczeñstwach wzglêdnie otwartych. Zali-czam do nich nie tylko pañstwa demokratyczne dwudziestego wieku (wraz z Japo-ni¹ po roku 1945, Indiami i, ostatnio równie¿ Kore¹ Po³udniow¹ i Tajwanem), lecz tak¿e dziewiêtnastowieczne spo³eczeñstwa europejskie: pañstwa niemieckie, monarchiê Habsburgów czy te¿, w pewnej mierze, carsk¹ Rosjê, w której, pomi-mo autokratycznych instytucji, istnia³y pewne obszary wolnoœci wypowiedzi. Praw-dopodobnie najbli¿sze bezpoœredniej kontroli historiografii by³y Zwi¹zek Radziec-ki i NRD, choæ i tam kontrola nie by³a zupe³na. W znajduj¹cych siê pod sowiecRadziec-kim wp³ywem takich pañstwach jak Polska, Wêgry czy Czechos³owacja spora czêœæ badañ historycznych wymyka³a siê wyznacznikom ideologii komunistycznej. Po-dobnie dzia³o siê w Chinach po Rewolucji Kulturalnej. W przypadku nazistow-skich Niemiec interesuje mnie nie tyle¿ historiografia Instytutu Historycznego III Rzeszy Waltera Franka, co owa wiêkszoœæ historyków, którzy, nie bêd¹c cz³on-kami partii nazistowskiej ani te¿ zwolennicz³on-kami jej doktryny w swych interpreta-cjach niemieckiej historii dobrowolnie udzielili naukowego wsparcia nazistow-skiemu re¿imowi, a przynajmniej sprawie Niemiec podczas wojny.

Klasyczny model profesjonalizacji widaæ wyraŸnie w protestanckich uczel-niach niemieckich dziewiêtnastego wieku. To tutaj narodzi³ siê imperatyw badaw-czy wraz z jego oddaniem siê idei idealnego obiektywizmu i bezinteresownego spojrzenia. Jednak spojrzenie to okaza³o siê byæ dalekie od bezinteresownoœci i obiektywizmu. By³o ono – w prawie ka¿dym przypadku – ideologicznie skrzy-wione. Spróbujmy zrozumieæ co nieco z socjologii profesji naukowej. Niemieckie uniwersytety zosta³y ufundowane przez pañstwo. Historycy byli urzêdnikami pañ-stwowymi. Poszanowanie dla badañ naukowych ze strony pañstwa oraz wykszta³-conej czêœci spo³eczeñstwa generalnie, choæ nie zawsze, powstrzymywa³o pañ-stwo od bezpoœredniej interwencji w pracê historyków. Uniwersytet posiada³ znaczn¹ autonomiê. W rzeczywistoœci drugiej po³owy dziewiêtnastego i pocz¹tku dwudziestego wieku akademicka wolnoœæ historyków w Niemczech by³a znacz-nie wiêksza ni¿ w innych krajach. Na przyk³ad w Stanach Zjednoczonych wiêk-szoœæ uniwersytetów znajdowa³o siê w rêkach prywatnych, wiêc ich fundusze kon-trolowane by³y przez korporacje sk³adaj¹ce siê z przemys³owców i przedstawicieli w³adz, które czêstokroæ „wtr¹ca³y siê” w prace uczelni10. Co wiêcej, mechanizmy

rekrutacji do niedawna wszêdzie gwarantowa³y, i¿ spo³ecznoœæ akademicka sta-nowi³a spo³ecznie i politycznie homogeniczn¹ grupê, która troszczy³a siê o utrzymanie swego sk³adu oraz konsensusu w orientacji intelektualnej i politycznej. Uniwersytety, a wraz z nimi dyscyplina historii, ustanowione zosta³y nie tylko

(12)

w celu poszerzenia wiedzy czy te¿ kszta³cenia kompetentnych urzêdników pañ-stwowych, kadr zawodowych i nauczycieli, lecz tak¿e w celu stabilizowania po-rz¹dku spo³ecznego. W okresie bezpoœrednio poprzedzaj¹cym rewolucjê roku 1848, a do pewnego stopnia tak¿e nieco póŸniej, istnia³y istotne ró¿nice zdañ po-miêdzy umiarkowanym liberalizmem wielu niemieckich historyków a autokratyczn¹ polityk¹ Prus. Istnia³ jednak pewien podskórny konsensus, który koloryzowa³ pra-cê historyków. Nale¿y pamiêtaæ, ¿e, w swej znakomitej wiêkszoœci, historycy pkonani byli o obiektywnoœci i neutralnoœci wyników swych badañ, które w rze-czywistoœci by³y wysoce tendencyjne. Pocz¹wszy od Rankego, wierzyli oni, i¿ krytyczne zg³êbienie Ÿróde³ ods³ania dzia³anie pewnych wielkich si³ – pewn¹ me-tanarracjê, która ustanawia wspó³czesny porz¹dek spo³eczny i cywilizacyjny Za-chodu. Droysen, nawet dziœ jeszcze opiewany jako wielki teoretyk wy³aniaj¹cej siê w dziewiêtnastym wieku nauki historii, jednoznacznie odró¿nia³ te aspekty przesz³oœci, które uwa¿a³ za historyczne (Geschichte) od tych, które pogardliwie okreœla³ jako Geschäfte (drobne, prywatne interesy)11. Te pierwsze, o ile pasowa³y

do „wielkiej narracji”, do elit i do ludzi w³adzy, dotyczy³y sfery polityki; drugie odnosi³y siê do wielorakich aspektów ¿ycia zwyk³ych ludzi, którzy do owej wiel-kiej i systematycznie wykluczaj¹cej kobiety narracji nie przynale¿eli. Uderzaj¹ce jest to, ¿e z chwil¹, kiedy historia zosta³a zorientowana na badania, a wiêc sta³a siê neutralna, równoczeœnie jednak uleg³a znacznemu upolitycznieniu. To nowe zain-teresowanie histori¹ i wsparcie udzielane jej przez pañstwo oraz inne instytucje zwi¹zane by³y bezpoœrednio ze wzrostem nacjonalizmu. Celem badañ historycz-nych sta³o siê wspó³dzia³anie w konstruowaniu to¿samoœci narodowej. Historycy czynili to nawet otwarcie, jak na przyk³ad w przypadku tak zwanej Szko³y Pru-skiej. Historycy zg³êbiali archiwa nie tyle¿ po to, by daæ siê poprowadziæ Ÿró-d³om, lecz by odnaleŸæ wsparcie dla swych tez, które poprzedza³y badania. Droy-sen stanowi znakomity przyk³ad historyka, który poszukiwa³ naukowej legitymizacji swych absolutnie fantasmagoryjnych narracji, przypisuj¹cych œwiadom¹ misjê na-rodow¹ ksi¹¿êtom z rodu Hohenzollernów od pocz¹tku nowo¿ytnoœci.

Niemcy nie byli osamotnieni w owej instrumentalizacji naukowoœci. W dru-giej po³owie dziewiêtnastego wieku profesjonalizacja sta³a siê regu³¹ tak w œwie-cie Zachodu, jak i w modernizuj¹cych siê krajach nie-zachodnich, przede wszyst-kim takich jak Japonia. Choæ konteksty polityczne tradycji intelektualnej by³y w ró¿nych krajach ró¿ne, podstawowe za³o¿enia dzia³ania profesjonalnej nauki nie ró¿ni³y siê. Ranke pope³ni³ wielki b³¹d wierz¹c w to, ¿e rozwijaj¹ce siê w naszych czasach instytucje odzwierciedlaj¹ dzia³aj¹ce w historii (by u¿yæ tego terminu) „si³y moralne”. Byæ obiektywnym i posiadaæ poczucie historii oznaczaæ mia³o uznanie tych si³. Podobnie jak Burke wierzy³, i¿ ¿¹danie radykalnej zmiany zabija³o poczucie historii12. Byæ historykiem znaczy³o wiêc byæ konserwatyst¹,

ale bycie konserwatyst¹ w ¿aden sposób nie sta³o na przeszkodzie zasadzie nieza-anga¿owania, do której nawo³ywa³ Ranke. Inni historycy bywali bardziej liberal-ni. Lecz nawet libera³owie w swych wezwaniach do umiarkowanie liberalnych reform w znacznej mierze afirmowali ówczesne status quo. Byæ historykiem

(13)

w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych czy Japonii ozna-cza³o byæ patriot¹, zaœ patriotyzm w swej istocie sprowadza³ siê do nacjonali-zmu, a w wielu przypadkach do szowinizmu. Nie inaczej sprawa mia³a siê w krajach walcz¹cych o niepodleg³oœæ (Czechy, Polska), czy te¿ w krajach niedawno wy-zwolonych (Grecja). Jednak¿e tacy historycy jak Droysen, Michelet, Turner, Lam-bros i Palacky nie dostrzegali konfliktu pomiêdzy ich stronnicz¹ interpretacj¹ hi-storii a profesjonalnym etosem. Podczas Pierwszej Wojny Œwiatowej faktycznie wszyscy historycy z obydwu stron okopów zbiegali siê przy narodowych flagach nie tylko jako obywatele swych krajów, lecz tak¿e jako zawodowi historycy13. Po

roku 1918 dokumenty mia³y byæ odczytywane inaczej. Celem by³o ustalenie winy b¹dŸ uniewinnienie Niemców. Historycy po³¹czyli siê ponad narodowymi ró¿ni-cami w przekonaniu o wy¿szoœci cywilizacji Zachodu. Mniej lub bardziej otwar-cie zawiera³o wiêc ono za³o¿enie ni¿szoœci ludów nie-zachodnich. Widaæ je wy-raŸnie w tak zwanej Szkole Dunninga przy Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, która – odwo³uj¹c siê do Rankeowskiej obiektywnoœci – postanowi³a napi-saæ tak¹ historiê Rekonstrukcji amerykañskiego Po³udnia po Wojnie Domowej, dziêki której dokonana zosta³a naukowa legitymizacja segregacji rasowej oraz pozbawienia Murzynów praw wyborczych. Czarnoskóry socjolog i historyk, W. E. B. DuBois, wykaza³ w swej odpowiedzi na ow¹ historiê sposób, w jaki do-mniemanie profesjonalna historiografia przemienia siê w propagandê14.

Nadu¿ycia historii nie ograniczaj¹ siê do re¿imów autorytarnych, lecz poja-wiaj¹ siê tak¿e w tych spo³eczeñstwach, które, przynajmniej na powierzchni, ze-zwalaj¹ na bardzo szeroki zakres wolnoœci s³owa. Sytuacja pod t¹ powierzchni¹ mo¿e byæ zupe³nie inna. Nawet w spo³eczeñstwach, w których tradycje demokra-tyczne s¹ znacznie silniejsze ni¿ w Niemczech, wystêpowa³y mechanizmy rekru-tacji i promocji narzucaj¹ce ograniczenia. Wiele z tych ograniczeñ nigdy nie zo-sta³o wypowiedzianych, lecz zosta³y zinternalizowane w umys³ach historyków.

Oczywiœcie istniej¹ „kontrnarracje”. Choæ niewielu Marksistów w dziewiêt-nastym wieku by³o akademikami, jednak w drugiej po³owie dwudziestego wieku jest ich ju¿ ca³kiem sporo. W ostatnich latach pojawiaj¹ siê tak¿e kontrnarracje feministyczne i etniczne. Historie te, nawet jeœli s¹ zgodne z praktykami zawodo-wymi, oferuj¹ wysoce ideologiczne interpretacje historii.

Do tej pory mój referat proponowa³ bardzo posêpny obraz zawodu history-ka, w którym granica pomiêdzy nauk¹ a konstrukcj¹ mitów w znacznej mierze zosta³a rozmyta. Jak wiadomo, w ostatnich dekadach sceptycyzm mo¿liwoœci pro-wadzenia obiektywnych badañ historycznych jest coraz bardziej widoczny. Dla sporej grupy wspó³czesnych myœlicieli ka¿de wyjaœnienie historyczne wspiera siê na fundamentach ideologicznych, a w konsekwencji narracje historyczne obecnie mo¿na oceniaæ jedynie pod wzglêdem ich „zwartoœci, celnoœci i si³y iluminacji”, jak ujmuje to Hayden White. Nie mo¿na ich ju¿ „obalaæ” czy „uniewa¿niaæ”, po-dobnie jak nie mo¿na tego czyniæ z komentarzami historii spekulatywnej15. White

sugeruje tak¿e, ¿e „mo¿na postrzegaæ œwiadomoœæ historyczn¹ jako specyficzne uprzedzenie Zachodu, dziêki czemu zak³adana wy¿szoœæ wspó³czesnego

(14)

spo³e-czeñstwa przemys³owego mo¿e zostaæ retroaktywnie uzasadniona”16. Daje to ogl¹d

zakresu, w jakim przez stulecia historia by³a u¿ywana we wszystkich spo³eczeñ-stwach, zachodnich i innych, celem legitymizacji w³adzy.

Pomimo przeprowadzonej przeze mnie krytyki charakterystycznego dla nie-mal¿e ca³ej historycznej profesji kultu obiektywizmu, nie chcia³bym ostatecznie uznaæ, ¿e obiektywne miary krytyki historycznej nie istniej¹. […] Fakt, i¿ zawo-dowi historycy przyczynili siê do powstania narodowych, etnicznych czy konfe-syjnych mitów, jak równie¿ ostatnio do ukszta³towania siê mitów zwi¹zanych z p³ci¹ kulturow¹ nie oznacza, ¿e nie ma kryteriów racjonalnego wgl¹du, dziêki któremu mo¿na by mity te rozsup³aæ. Ustalanie prawd historycznych nie jest ³atwe. ród³a historyczne podatne s¹ na ró¿norakie interpretacje. Jednak interpretacje te nie s¹ arbitralne i zale¿¹ od samych Ÿróde³. Historiografia jest nieustannym dialogiem, który niekoniecznie doprowadziæ musi do konsensusu. Dialog ten mo¿e pog³êbiæ rozumienie przesz³oœci przez oœwietlenie jej z ró¿norodnych punktów widzenia. Historycy mog¹ nie byæ w stanie spe³niæ marzenia Rankego o pisaniu historii wie es eigentlich gewesen, lecz s¹ w stanie wykazaæ wie es eigentlich nich gewesen. By tego dokonaæ musz¹ u¿ywaæ metod ukszta³towanych w procesie profesjonali-zacji. Ka¿dy historyk ma jakiœ punkt widzenia. Najlepszym sposobem na unikniê-cie g³oszenia nieprawdy jest analiza w³asnego punktu widzenia i uœwiadomienie sobie w³asnej perspektywy. Na tym polega odpowiedzialnoœæ historyka, zarówno wczoraj, jak i dziœ. Na przyk³ad Komisja Prawdy w Afryce Po³udniowej […] wy-pe³nia to zadanie. Wielokrotnie ju¿ widzieliœmy, w jaki sposób mity historyczne wywiera³y wp³yw na dzia³ania polityczne: legenda o wbijaniu sztyletu w plecy wspierana przez szanowanych historyków w przednazistowskich Niemczech, wspo-mniany ju¿ rasistowski mit Rekonstrukcji w Stanach Zjednoczonych przed ro-kiem 1945, twierdzenie o rzekomo ³agodnej polityce okupacyjnej Cesarstwa Ja-ponii przed i podczas II Wojny Œwiatowej. Odwo³uj¹ce siê do wczesnego Œredniowiecza konstrukcje historii narodowej by³y propagowane najpierw przez historyków niemieckich przed rokiem 1945. Ich celem by³o wykazanie zasadno-œci ekspansji na wschód. A potem, po roku 1945, podobne idee propagowane by³y przez historyków polskich jako uzasadnienie ekspansji na zachód. Mit o klêsce w bitwie pod Kosowem w roku 1389 nadal stanowi po¿ywkê dla serbskiego szo-winizmu. Pozostaje jeszcze zagadnienie wybiórczoœci pamiêci. Typowym dla prak-tyki obecnej w wielu krajach przyk³adem mo¿e byæ opublikowany z okazji tysi¹c-lecia historii Polski w roku 1986 Zarys historii Polski (Outline History of Poland)17.

Polska jawi siê tu jako etnicznie homogeniczny naród, w którym jedynie odrobinê miejsca zajmuj¹ ¯ydzi, Litwini, Niemcy, Ukraiñcy i Romowie, a kwestia Holo-caustu jest niemal zupe³nie przemilczana. Dzieje siê tak w wielu historiach naro-dowych. Dopiero w ostatnich latach historycy amerykañscy, w swym wieloetnicz-nym i wielokulturowym pañstwie, nadali odpowiedni¹ rangê wielog³osowym narracjom. Po roku 1945 konserwatywni historycy w Niemczech Zachodnich pi-sali historiê oporu wobec Hitlera, koncentruj¹c siê na arystokratach i oficerach. Nie tylko zupe³nie ignorowali przy tym znaczenie lewicowego ruch oporu, lecz

(15)

czynili z jego zwolenników popleczników nazistowskiego re¿imu, którzy popie-rali wojnê a¿ do chwili, w której klêska sta³a siê oczywista. Wschodnioniemieccy komuniœci praktykowali podobn¹ amnezjê, k³ad¹c nadmierny nacisk na swoj¹ rolê w ruchu oporu. Zapominali zupe³nie o wspó³pracy pomiêdzy komunistami i nazistami w roku 1939 i 1941. Obydwa te podejœcia do kwestii ruchu oporu by³y próbami legitymizacji programów politycznych, której dokonywano poprzez se-lektywne przedstawianie i zniekszta³canie przesz³oœci.

W ostatnich latach kwestie nieco wczeœniej stanowi¹ce tematy tabu zaczê³y byæ czêœciej podnoszone. Kwestia tradycji historycznej przyjêtej w Niemczech podniesiona zosta³a najpierw w kontrowersyjnym studium Fritza Fischera nad odpowiedzialnoœci¹ Niemiec za I Wojnê Œwiatow¹ (opublikowanym w roku 1961), po czym sta³a siê przedmiotem uwagi m³odszych historyków zachodnioniemiec-kich. Najnowsze studia ukaza³y zakres, w jakim ludnoœæ niemiecka uwik³ana by³a w Holocaust. […] Tak¿e tabu przys³aniaj¹ce kolaboracjê w³adz francuskich przy deportacji ¯ydów w okresie Vichy zosta³o prze³amane. Film Smutek i ¯al (nakrê-cony w roku 1971) nie móg³ byæ publicznie wyœwietlany a¿ do roku 1979. Jeszcze przed upadkiem Zwi¹zku Radzieckiego Rosyjski ruch „Pamjat” rozpocz¹³ histo-ryczn¹ rekonstrukcjê stalinowskiej codziennoœci. Rozpoczêto proces rewizji szkol-nych podrêczników w Japonii i w Izraelu. We wszystkich tych zmianach niepo-œledni¹ rolê odegrali historycy. To w³aœnie owa dekonstrukcja jednostronnej wizji historycznej, wizji zniekszta³caj¹cej przesz³oœæ w imiê programów politycznych, stanowi zasadniczy cel odpowiedzialnego historyka. Sama rewizja oczywiœcie nie stanowi gwarancji obiektywizmu. Tak¿e rewizje mieszcz¹ siê w ramach progra-mów. Jednak¿e „rozmontowanie” historycznych fa³szerstw mo¿e przyczyniæ siê do os³abienia ich w³adzy nad umys³ami ludzkimi. Nie chodzi tu o zupe³ne odrzu-cenie historii profesjonalnej, lecz o wezwanie jej do stawienia czo³a idea³om uczci-woœci intelektualnej, któr¹ sama przecie¿ proklamowa³a. Niniejszy referat daje wyraz przekonaniu, które w oczach niektórych mo¿e jawiæ siê jako uprzedzenie: istniej¹ pewne standardy ludzkie oraz standardy logicznego myœlenia, w oparciu o które, historycy mog¹ poprowadziæ racjonalny dyskurs.

Prze³o¿y³a Agnieszka Pantuchowicz

Przypisy

1 Tekst niniejszy wyg³oszony zosta³ jako referat wstêpny na miêdzynarodowym kongresie

historycznym w Oslo w sierpniu 2000 r. Autor czêstokroæ imiennie zwraca³ siê w nim do uczestni-ków kongresu. W przek³adzie miejsca te zosta³y pominiête i zaznaczone jako „[…]”.

2 Peter Novick, That Noble Dream. The „Objectivity Question” and the American Historical

Profession (Cambridge, 1988), s. 3–4.

3 Charles Beard, „Written History as an Act of Faith”, American Historical Review, vol. 39

(16)

4 William Keylor, Academy and Community. The Foundation of the French Historical

Profes-sion, Cambridge, Massachusetts, 1975.

5 Pim den Boer, History as a Profession. The Study of History in France, 1818–1914,

Prince-ton 1998.

6 Fritz Ringer, The Decline of the German Mandarins.

7 Georg G. Iggers, The German Conception of History. The National Tradition of Historical

Thought from Herder to the Present, wydanie drugie, Middletown, 1983.

8 Effi Gazi, „Scientific” History: The Greek Case in Comparative Perspective (1850–1920),

New York, 2000.

9 Thomas Nipperdey do Georga Iggersa, 15 lutego 1971.

10 Zob. Richard Hofstadter i Walter V. Metzger, The Development of Academic Freedom in the

United States, New York, 1955.

11 Johann Gustav Droysen, „Erhebung der Geschichte zum Rang einer Wissenschaft”,

Histo-rik, t. 1, Stuttgart, 1977.

12 Leopold von Ranke, Über die Verwandtschaft und den Unterschied der Historie und der

Politik, w: Wolfgang Hardtwig, red., Über das Studium der Geschichte, Monachium 1990, s. 47–60.

13 Georg G. Iggers, „Historians Confronted With the War”, referat wyg³oszony na konferencji

European Intellectuals and the „Great War”, Trento, W³ochy, 4–6 listopada 1998 (w druku).

14 W. E. B. DuBois, Black Reconstruction. An Essay Towards a History of the Part which

Black Folk Played in the Attempt to Reconstruct Democracy in America 1860–1880, New York, 1935, s. 711–729.

15 Hayden White, Metahistory. The Historical Imagination in Nineteenth-Century Europe,

Baltimore 1973, s. 4.

16 Hayden White, Metahistory…, s. XII.

(17)

Frank Ankersmit

Pochwa³a subiektywnoœci

Ju¿ w czasach staro¿ytnych zdawano sobie sprawê, ¿e polityczne i moralne przekonania historyka wp³ywaj¹ znacz¹co na kszta³t przedstawianej historii. W II w. n.e. Lukian wymaga³ od historyka, aby „opowiada³ przesz³oœæ dok³adnie tak, jak siê wydarzy³a”, co mia³o oznaczaæ, ¿e historyk winien spisywaæ dzieje jako bezstronny sêdzia, unikaj¹c wszelkiej tendencyjnoœci.1 Dok³adnie te same

pogl¹dy powtórzy blisko dwa tysi¹ce lat póŸniej Ranke. Za zaleceniem, aby uni-kaæ stronniczoœci politycznej i moralnej, kryj¹ siê racje zbyt dobrze znane i oczywiste, aby je tutaj szczegó³owo wyjaœniaæ.

Nasz¹ uwagê zwraca natomiast inny, mniej oczywisty aspekt przedstawione-go pogl¹du. Dla naszych rozwa¿añ kluczowe oka¿¹ siê terminy „subiektywnoœæ” i „obiektywnoœæ”. Ju¿ w samych tych s³owach zawarta jest wyraŸna sugestia, ¿e historyk zawsze powinien byæ „obiektywny”, poniewa¿ wszelka „subiektywnoœæ” z jego strony doda do „przedmiotu” badañ, czyli do przesz³oœci, coœ, co nale¿y wy³¹cznie do „podmiotu”, czyli do samego historyka. Tym sposobem historyk zniekszta³ci obraz przesz³oœci, wprowadzaj¹c doñ elementy z natury jej obce. W takim kontekœcie stawiaj¹ nas pojêcia „obiektywnoœci” i „subiektywnoœci”.

Po bli¿szej obserwacji uderza nas jednak fakt, ¿e zarzut subiektywnoœci histo-ryka kojarzono zawsze wy³¹cznie z wartoœciami politycznymi i moralnymi. Nasu-wa siê pytanie dlaczego, skoro mo¿na by dowodziæ, ¿e subiektywnoœæ historyka, czyli jego obecnoœæ we w³asnych pismach, mo¿e byæ równie dobrze spowodowa-na wieloma innymi czynnikami. Historyk mo¿e mieæ swój ulubiony temat histo-ryczny, swój specyficzny styl pisarski lub tok argumentacji, mo¿e nale¿eæ do kon-kretnej szko³y historiograficznej, lub po prostu jego dzie³a mog¹ odzwierciedlaæ g³upotê i brak zdolnoœci intelektualnych.

Dlaczego zatem, powtórzmy, te i inne wyznaczniki subiektywnoœci tak rzadko kojarzone s¹ z problemem subiektywnoœci historycznej? Brak dowodów na to, jakoby œlady obecnoœci tych i innych czynników w tekstach historycznych by³y dalece mniej zauwa¿alne ni¿ oddzia³ywanie wartoœci politycznych i moralnych. Wystarczy, na przyk³ad, otworzyæ ksi¹¿kê napisan¹ dwadzieœcia lat temu przez przedstawiciela szko³y Annales, aby od razu rozpoznaæ akademick¹ orientacjê autora, choæ trudno by³oby odnaleŸæ w niej jakiekolwiek œlady zaanga¿owania politycznego b¹dŸ moralnego. Jednak ¿aden zdrowy na umyœle recenzent nie skry-tykuje tej ksi¹¿ki jako „subiektywnej” tylko dlatego, ¿e jest ona wyraŸnie owocem szko³y Annales, nawet gdyby rzeczony recenzent bardzo nisko ocenia³ annali-stów.

Jest wiêcej powodów do zdziwienia. Zauwa¿my, ¿e jeœli ktoœ uto¿samia siê z pewn¹ szko³¹ uprawiania historii, jeœli pos³uguje siê okreœlonym stylem, jeœli

(18)

wyró¿nia siê g³upot¹ – wszystko to w daleko mniejszym stopniu nale¿y do bada-nej przez historyka przesz³oœci ni¿ wyznawane przezeñ wartoœci moralne i poli-tyczne, które prawie zawsze s¹ jak najœciœlej zwi¹zane z kolejami dziejów. Warto-œci polityczne i moralne w du¿ej mierze wspó³kszta³towa³y nasze dzieje i stanowi¹ one w istocie wa¿ny element „przedmiotu” badañ historyka. Tak wiêc w znacze-niu bliskim etymologii tego s³owa, „subiektywnym” nale¿a³oby nazwaæ raczej annalistê, nie zaœ historyka, w dzie³ach którego zaznaczaj¹ siê wyraŸnie wartoœci socjalistyczne b¹dŸ liberalne. Wartoœci polityczne i moralne posiadaj¹ pewien praw-dziwie „obiektywny” wymiar, ca³kowicie niezwi¹zany z orientacj¹ intelektualn¹, stylem uprawiania historii czy zwyk³¹ ludzk¹ g³upot¹.

Mo¿e zreszt¹ w³aœnie dlatego historycy s¹ na ogó³ tak bardzo przewra¿liwieni na punkcie si³y oddzia³ywania wartoœci politycznych i moralnych. Mo¿e intuicja podpowiada im, ¿e oddzia³ywanie to stwarza du¿o wiêksze niebezpieczeñstwo i ¿e znacznie powa¿niej zagra¿a prawdzie historycznej z racji swojej quasi-obiektywnoœci ani¿eli inne, z pozoru bardziej „subiektywne”, czynniki. Ina-czej rzecz ujmuj¹c, byæ mo¿e w wartoœciach politycznych i moralnych dostrzega siê tak wielkie zagro¿enie dla prawdy historycznej nie dlatego, ¿e s¹ one od niej nieskoñczenie odleg³e i nale¿¹ do zupe³nie innego œwiata, ale w³aœnie dlatego, ¿e s¹ zbyt blisko niej i ¿e trudno te dwa œwiaty rozdzieliæ. Wartoœci moralne i polityczne nale¿¹ bardziej do œwiata przedmiotu ni¿ podmiotu, a zatem historyk okreœlany jako „subiektywny” pozostaje wierny domenie przedmiotu (zgodnie z wymogami obiektywizmu), nie zaœ sferze w³asnej podmiotowoœci i osobistych doœwiadczeñ. Innymi s³owy, istota problemu mo¿e polegaæ na tym, ¿e prawda historyczna prze-jawia siê niekiedy w wartoœciach politycznych oraz moralnych i vice versa.

Powy¿sze za³o¿enie wytyczy kierunek mojego wywodu. Zacznê od przywo³a-nia niektórych tradycyjnych pogl¹dów na opozycjê subiektywnoœci i obiektywno-œci, staraj¹c siê przy tym dowieœæ, ¿e ujêcia te nie dostrzegaj¹ prawdziwego Ÿród³a problemu, które le¿y w logicznej bliskoœci prawdy i wartoœci. W konsekwencji bêdziemy, rzecz jasna, zmuszeni podj¹æ trud sprecyzowania istoty relacji miêdzy tymi dwoma pojêciami. Z racji ogromnej bliskoœci prawdy (historycznej) i warto-œci, powinniœmy poszukaæ jak najlepszego filozoficznego mikroskopu, przez któ-ry bêdzie mo¿na dok³adnie zbadaæ wspó³zale¿noœci miêdzy prawd¹ histoktó-ryczn¹ a sfer¹ wartoœci.

Na koniec wyniki naszych wnikliwych obserwacji potwierdz¹ nasze wstêpne za³o¿enia, oka¿e siê bowiem, ¿e „prawda” okreœla „wartoœæ” i vice versa, nie mu-simy wiêc obawiaæ siê wartoœci, tak jak nas dotychczas uczono. Wrêcz przeciw-nie, mo¿na œmia³o wysun¹æ tezê, ¿e wartoœæ jest czêsto przydatnym, a nawet nie-odzownym przewodnikiem w naszej nie³atwej wêdrówce ku prawdzie historycznej. 1. Tradycyjne argumenty obiektywistyczne

Twierdzenie, ¿e wbrew zaleceniom wiêkszoœci podrêczników nie ma w grun-cie rzeczy powodów, by obawiaæ siê subiektywizmu, bywa³o ju¿ formu³owane w przesz³oœci. Dobrym punktem wyjœcia jest postawa Williama Walsha, wed³ug

(19)

którego nie ma nic nagannego w fakcie, ¿e ró¿ni historycy pisz¹ o tym samym wydarzeniu historycznym – np. o Rewolucji Francuskiej – ka¿dy na swój w³asny, odmienny sposób. Wiele podrêczników gotowych by³o upatrywaæ w tym powód do rozpaczliwego relatywizmu, wydawa³o siê bowiem, ¿e intersubiektywny opis przesz³oœci, z którym mogliby siê zgodziæ wszyscy historycy lub przynajmniej wiêkszoœæ, jest nieosi¹galnym idea³em. Walsh zauwa¿a jednak, ¿e konkluzja taka jest przedwczesna. O relatywizmie mo¿na by mówiæ dopiero wówczas, gdyby wszystkie opisy pozostawa³y ze sob¹ w sprzecznoœci i gdybyœmy nie dysponowali ¿adnymi metodami weryfikowania ich poprawnoœci. Jednak ró¿ne proponowane opisy przyk³adowej Rewolucji Francuskiej nie stawiaj¹ nas w a¿ tak beznadziej-nym po³o¿eniu, najczêœciej bowiem opisy te nie wykluczaj¹ siê, tylko uzupe³-niaj¹. Analiza intelektualnych przyczyn Rewolucji Francuskiej mo¿e przecie¿ wspó³istnieæ pokojowo z analiz¹ jej przyczyn ekonomicznych. Jedynie bardzo naiwna i uproszczona koncepcja „przyczyn” podwa¿a³aby ich wzajemn¹ zgod-noœæ. Jeœli kierowca stwierdza, ¿e jego samochód zderzy³ siê z innym z powodu œliskiej nawierzchni, wyjaœnienie to nie k³óci siê bynajmniej z takim, ¿e samochód jecha³ za szybko. A poniewa¿ element opisowy zwykle przewa¿a w relacjach hi-storycznych nad elementem przyczynowo-skutkowym, niezgodnoœæ miêdzy ró¿-nymi relacjami jest najczêœciej ma³o prawdopodobna. Stwierdzenie, ¿e krzes³o ma cztery nogi, nie stoi w ¿adnej sprzecznoœci ze stwierdzeniem, ¿e zosta³o ono wy-konane przez firmê Hepplewhite. Podobnie polityczna historia Francji w XVIII wieku nie przeczy ekonomicznej historii Francji z tego samego okresu, tylko j¹ uzupe³nia. Mo¿emy zgodziæ siê z Walshem, ¿e ta prosta, wrêcz banalna, obserwa-cja rozwi¹zuje wiêkszoœæ problemów, które niepotrzebnie spêdzaj¹ sen z oczu rzeszom historyków-relatywistów.2

Niemniej jednak Walsh przyznaje, ¿e w niektórych wypadkach faktycznie mo¿e zachodziæ niezgodnoœæ. Pozwolê sobie na marginesie zauwa¿yæ, ¿e nie³atwo zna-leŸæ na to przekonuj¹ce przyk³ady, poniewa¿ otwarte konflikty zdarzaj¹ siê w hi-storii dziejopisarstwa zdumiewaj¹co rzadko. Za stosowny przyk³ad mo¿na uznaæ konflikt miêdzy marksistowsk¹ tez¹, ¿e Rewolucja Francuska s³u¿y³a interesom bur¿uazji, a pogl¹dem Alfreda Cobbana, który dowodzi³ dwadzieœcia lat temu, ¿e mia³a ona charakter reakcyjny i bardziej szkodzi³a ni¿ pomaga³a interesom kapita-listycznej bur¿uazji. Istotnie mamy tu do czynienia z konfliktem i bez w¹tpienia wynika on z faktu, ¿e Cobban wyznaje inne wartoœci polityczne ni¿ marksiœci.

Jednak nawet przyk³ad tego rodzaju nie odstrasza Walsha. Dowodzi on dalej, ¿e nawet w tym przypadku konflikt jest tylko pozorny i straci racjê bytu, kiedy zdamy sobie sprawê, ¿e libera³ móg³by zgodziæ siê z marksist¹, gdyby tylko by³ gotów spojrzeæ na Rewolucjê Francusk¹ w œwietle wartoœci marksistowskich, na-tomiast marksista by³by w stanie uznaæ punkt widzenia Cobbana, przyj¹wszy jego hierarchiê wartoœci moralnych i politycznych.

Obawiam siê jednak, ¿e wiêkszoœæ historyków uzna ten pogl¹d za niewie idealistyczny oraz stniewierdzi, ¿e tym sposobem historiê pozbawia siê mo¿li-woœci wszelkiej sensownej debaty. Wystarczy³oby, ¿e historyk przyjmie

(20)

tymcza-sowo i bezstronnie wartoœci swoich oponentów, a wszelkie spory znikn¹ jak œnieg pod ciep³ym dotykiem s³oñca. Gdyby jednak debaty i spory naprawdê mo¿na by³o tak ³atwo z historii wyeliminowaæ, to samo tyczy³oby siê prawdy jako takiej. Bo jeœli nie ma siê o co wiêcej spieraæ, poszukiwanie prawdy historycznej staje siê z³udzeniem i nie ma ju¿ miejsca na prawdê. Nie mo¿na przecie¿ szukaæ bia³ej rzeczy w œwiecie, gdzie wszystko jest bia³e.

W drugiej czêœci wywodu Walsha uwidacznia siê wspomniana przed chwil¹ sk³onnoœæ do tak pe³nego oddzielenia prawdy od wartoœci, ¿e nigdy nie wejd¹ one w prawdziwy konflikt. Zgodzi³bym siê teraz z przekonaniem historyka, ¿e by³oby to nad wyraz uproszczone i naiwne rozumienie roli wartoœci w pismach historycznych – chocia¿ muszê przyznaæ, ¿e na tym etapie nie jestem jeszcze w stanie odpowiednio uzasadniæ tego przekonania. Stanie siê to mo¿liwe dopiero po wykazaniu, jak œcis³a wiêŸ ³¹czy prawdê i wartoœæ w literaturze historycznej.

To nieco wykrêtne rozwi¹zanie problemu subiektywnoœci historycznej poprzez skrajn¹ polaryzacjê wartoœci i prawdy przypomina s³ynne rozró¿nienie miêdzy przyczyn¹ (lub pobudk¹) a powodem (lub racj¹). Zgodnie z t¹ strategi¹ nale¿y zawsze wyraŸnie rozró¿niaæ, z jakich pobudek ktoœ reprezentuje dany pogl¹d (np. w rezultacie swoich przekonañ moralnych), jakie natomiast s¹ racjonalne powody albo racje, które osoba ta mo¿e przytoczyæ (o ile, oczywiœcie, takowe posiada) na poparcie swojego pogl¹du. A poniewa¿ te dwie sprawy nie maj¹ ze sob¹ nic wspól-nego, to nawet jeœli pewne wartoœci polityczne lub moralne sk³aniaj¹ ludzi do takich a nie innych przekonañ, fakt ten nie przes¹dza o s³usznoœci b¹dŸ nies³usz-noœci tych¿e przekonañ. Trzydzieœci lat temu, dajmy na to, ktoœ móg³ uwa¿aæ, ¿e w maoistycznych Chinach panuje okropny zamêt, poniewa¿ tak dyktowa³y mu jego konserwatywne wartoœci, tym niemniej pogl¹d ten by³ ca³kowicie s³uszny. A zatem nawet wtedy, gdy potrafimy wyjaœniæ, sk¹d u ludzi bior¹ siê okreœlone przekonania, mog¹ one byæ stuprocentowo zgodne z prawd¹ i w pe³ni odpowiadaæ rzeczywistoœci. Jak zwiêŸle uj¹³ to Arthur Danto, „wielce szkodliwe jest prze-œwiadczenie, ¿e podwa¿yliœmy jakiœ pogl¹d wyjaœniwszy, dlaczego ktoœ siê z nim uto¿samia”.3

Z ca³¹ pewnoœci¹ jest to bardzo skuteczna metoda rozpracowania problemu subiektywnoœci, jednak w praktyce – tak jak wiêkszoœæ ostatecznych rozwi¹zañ tego typu – okazuje siê ona a¿ nazbyt skuteczna. Jak bowiem przyzna ka¿dy histo-ryk, filozoficznie wyrafinowane i jak¿e przekonuj¹ce rozró¿nienie miêdzy po-budk¹ a racj¹ po prostu nie sprawdza siê w praktyce. W autentycznych debatach historycznych nie sposób podzieliæ argumentów za lub przeciwko pewnym opi-niom na temat danego wycinka przesz³oœci na te, które nale¿¹ do sfery wartoœci moralno-politycznych oraz te, które nale¿¹ do dziedziny faktu i racjonalnego uza-sadnienia. To, co dla jednego historyka ma cechy obiektywnej prawdy, innemu mo¿e jawiæ siê jako s¹d wartoœciuj¹cy. Jak widzimy, podobnie jak w przypadku argumentu Walsha, najs³absz¹ stron¹ strategii oddzielania racji od pobudek jest mo¿liwoœæ przeoczenia faktycznej zbie¿noœci pomiêdzy prawd¹ historyczn¹ a wartoœciami politycznymi i moralnymi.

(21)

2. Reprezentacja historyczna

Aby dok³adniej zbadaæ powi¹zania miêdzy prawd¹ historyczn¹ z jednej stro-ny, a wartoœciami politycznymi i moralnymi z drugiej, nale¿y zacz¹æ od kilku uwag ogólnych dotycz¹cych natury reprezentacji historycznej. Celowo u¿ywam tutaj wyra¿enia „reprezentacja historyczna” zamiast wyra¿eñ alternatywnych, ta-kich jak „interpretacja historyczna”, „opis”, „wyjaœnienie”, „opowieœæ historycz-na” itp. Jak bowiem przekonamy siê za chwilê, tajemnicz¹ naturê historiografii mo¿na zg³êbiæ jedynie wtedy, gdy postrzegamy tekst historyczny jako reprezenta-cjê przesz³oœci, tak jak dzie³o sztuki reprezentuje pewien wycinek rzeczywistoœci, podobnie zreszt¹ jak Parlament czy Kongres reprezentuje swój elektorat.

Obecnie najszerzej uznawan¹ teori¹ reprezentacji estetycznej jest tzw. „teoria reprezentacji przez zast¹pienie”, która zak³ada – zgodnie zreszt¹ z etymologi¹ s³o-wa „reprezentacja” – ¿e reprezentacja polega zasadniczo na zast¹pieniu tego, co nieobecne.4 W³aœnie z powodu „nieobecnoœci” danego przedmiotu potrzebujemy

substytutu, który go „u-obecni” (³ac. re-presentare). Pos³u¿my siê przyk³adem rozs³awionym przez Ernsta Gombricha, jednego z najwybitniejszych zwolenni-ków teorii zast¹pienia: koñ na biegunach jest dla dziecka reprezentacj¹ prawdzi-wego konia, poniewa¿ w jego oczach zastêpuje (jest substytutem) prawdziprawdzi-wego konia. Analogicznie rzecz bior¹c, poniewa¿ przesz³oœæ jest przesz³a – a wiêc nie-obecna w teraŸniejszoœci – potrzebujemy jej reprezentacji. Dziedzina nauki zwana histori¹ istnieje po to, abyœmy mogli korzystaæ z tych reprezentacji przesz³oœci, które najlepiej spe³niaj¹ funkcjê tekstowych substytutów prawdziwej, choæ nie-obecnej, przesz³oœci.

Takie ujêcie reprezentacji estetycznej i historycznej implikuje pewn¹ jej ce-chê, która zas³uguje na nasz¹ szczególn¹ uwagê w kontekœcie bie¿¹cych rozwa-¿añ, a mianowicie reprezentacja d¹¿y do tego, by w pewnym sensie dorównaæ orygina³owi, który zastêpuje. Œciœlej mówi¹c, reprezentacja usi³uje przede wszyst-kim tak wiarygodnie i skutecznie zast¹piæ orygina³, ¿eby mo¿na by³o zignorowaæ ró¿nice miêdzy przedmiotem reprezentacji a sam¹ reprezentacj¹. Jednak ró¿nice s¹ i zawsze bêd¹, bowiem – jak dowcipnie podsumowa³a istotê reprezentacji arty-stycznej Virginia Woolf – „sztuka nie jest kopi¹ œwiata, jeden przeklêty œwiat w zupe³noœci wystarczy”. Paradoks reprezentacji polega wiêc na tym, ¿e ³¹czy ona w sobie niechêæ do ró¿nicy z jej umi³owaniem. ¯eby go rozwi¹zaæ, trzeba dostrzec logiczny zwi¹zek miêdzy pojêciami reprezentacji i to¿samoœci: podobnie jak reprezentacja, to¿samoœæ usi³uje pogodziæ jakoœ „to-samo” z „ró¿nym” (bo zmiennym w czasie) – i na tym w³aœnie polega jej funkcja.5

Z rozwa¿añ tych wyp³ywaj¹ trzy wnioski. Po pierwsze, mimo i¿ do reprezen-tacji rzeczywistoœci mo¿na u¿ywaæ jêzyka (jak to siê zwykle dzieje w tekstach historycznych), przeciwstawienie orygina³u i reprezentacji nie jest bynajmniej rów-noznaczne z przeciwstawieniem rzeczywistoœci i jêzyka. Szczególnie gdy idzie o dzie³a sztuki, reprezentacjê polityczn¹ b¹dŸ reprezentacjê w sensie prawnym – w tym przypadku status ontologiczny przedmiotu i reprezentacji jest identyczny, poniewa¿ i jedno, i drugie nale¿y do œwiata, bezsprzecznie wchodzi w sk³ad

(22)

in-wentarza rzeczywistoœci. Jak wykaza³em ju¿ w innym miejscu, jêzyk reprezentu-j¹cy rzeczywistoœæ historyczn¹ tak¿e nabiera cech logicznych, które normalnie przypisujemy rzeczom (w rzeczywistoœci obiektywnej) i wykluczamy z jêzyka u¿ywanego do orzekania prawdziwych zdañ o rzeczach.6 Jeœli zatem tradycyjnie

definiujemy epistemologiê jako dzia³ filozofii badaj¹cy relacje miêdzy jêzykiem poznawczym a rzeczywistoœci¹, nie mo¿emy oczekiwaæ, ¿e powie nam ona coœ istotnego o zwi¹zku miêdzy przedmiotem a reprezentacj¹. Epistemologia wi¹¿e s³owa z rzeczami, natomiast reprezentacja wi¹¿e rzeczy z rzeczami. Wynika st¹d, ¿e teoretycy historii usi³uj¹cy wypracowaæ taki model epistemologii historycznej, który mia³by pokazaæ, jak narracja historyczna ma siê do rzeczywistoœci histo-rycznej, s¹ niczym filistrzy oceniaj¹cy wartoœæ artystyczn¹ dzie³a w kategoriach fotograficznej dok³adnoœci. W obydwu wypadkach takie zalety, jak trafnoœæ czy donios³oœæ poœwiêca siê na rzecz precyzji i dok³adnoœci. Historii nie mo¿na poj-mowaæ wy³¹cznie w oparciu o za³o¿enia kognitywistyczne, choæ niew¹tpliwie zawsze bêd¹ one odgrywa³y pewn¹ rolê w opisach przesz³oœci. Kognitywizm z ca³¹ pewnoœci¹ oferuje nam wgl¹d w niektóre czynnoœci umys³owe historyka, lecz istoty tych czynnoœci nie da siê sprowadziæ wy³¹cznie do kognitywizmu.

Po drugie, i najwa¿niejsze, umiemy wyjaœniæ, dlaczego reprezentacja tak s³a-bo zaspokaja poznawcz¹ ¿¹dzê epistemologa. Jak wykaza³ Arthur Danto,7

klu-czem do odpowiedzi jest spostrze¿enie, ¿e reprezentowany przedmiot zostaje po-wo³any do bytu – czy te¿, œciœlej mówi¹c, nabiera konturów – dziêki swojej reprezentacji. Pomocny mo¿e okazaæ siê przyk³ad z dziejopisarstwa. Za³ó¿my, ¿e historyk opisuje historiê ruchu robotniczego. Wyra¿enie „historia ruchu robotni-czego” sugeruje, ¿e jednym z jednoznacznie definiowalnych elementów rzeczy-wistoœci historycznej (podobnie jak Karl Marks czy Fryderyk Engels) jest coœ, co mo¿na okreœliæ mianem „ruch robotniczy” i czego historiê – jakkolwiek skompli-kowan¹ w czasie i przestrzeni – mo¿emy przeœledziæ i opisaæ. Ponadto, zgodnie z tym pogl¹dem, je¿eli wœród historyków nie ma zgodnoœci co do dziejów ruchu robotniczego, mog¹ oni na szczêœcie rozstrzygn¹æ spór badaj¹c jego œcie¿ki w czasie i przestrzeni, co pozwoli ustaliæ, po czyjej stronie le¿y racja. Nasuwa siê jednak pytanie, czym dok³adnie jest ów ruch robotniczy, którego historiê pragnie opisaæ historyk. W przypadku postaci historycznych, np. Marksa, odpowiedŸ jest doœæ prosta. Ale czym dok³adnie jest ta czêœæ rzeczywistoœci historycznej, do któ-rej ma siê odnosiæ wyra¿enie „ruch robotniczy”?

W przypadku Marksa mamy do czynienia z konkretnym cz³owiekiem, który ¿y³ w latach 1818 – 1883, ale równie¿ z historiami napisanymi na jego temat przez takich historyków, jak Franz Mehring czy Isaiah Berlin. Tymczasem rozwa¿aj¹c kwestiê ruchu robotniczego, odkryjemy ku naszemu zdziwieniu, ¿e wszelkie pró-by ustalenia, czym jest albo pró-by³ ruch robotniczy i do czego mia³opró-by odnosiæ siê to wyra¿enie, s¹ w istocie to¿same z dysputami dotycz¹cymi jego historii. Spory o istotê ruchu robotniczego rozstrzygane bêd¹ w oparciu o opisy jego historii, które z kolei bêd¹ go konstytuowaæ. Przedmiot reprezentacji zdaje siê w tym przy-padku pokrywaæ ze swoimi historiami (tj. reprezentacjami), jak pouczali nas ju¿

(23)

tacy dziewiêtnastowieczni przedstawiciele historycyzmu, jak Ranke i Humboldt.8

Tym w³aœnie zjawiska takie jak ruch robotniczy ró¿ni¹ siê zasadniczo od mniej kontrowersyjnych bytów historycznych, takich jak Karl Marks czy Fryderyk En-gels. Musimy wiêc uznaæ, ¿e istniej¹ dwa rodzaje bytów historycznych: te, które mo¿na z ³atwoœci¹ zidentyfikowaæ bez odwo³ywania siê do ich historii – takie jak Karl Marx – oraz te, które mo¿na zidentyfikowaæ jedynie na podstawie dostêp-nych nam historii czy reprezentacji historyczdostêp-nych. O tej drugiej kategorii „repre-zentowalnych” bytów przesz³ych mo¿emy istotnie powiedzieæ, ¿e w oderwaniu od proponowanych reprezentacji s¹ ca³kowicie pozbawione konturów. Nie ma rze-czy bez reprezentacji – zupe³nie inaczej ni¿ w przypadku jêzyka poznawczego, gdzie rzeczy istniej¹ niezale¿nie od prawdziwych zdañ, jakie mo¿emy o nich orzec. W tym miejscu mo¿na by wysun¹æ zarzut, ¿e powy¿sza obserwacja odnosi siê wy³¹cznie do reprezentacji historycznej i nie ma nic wspólnego z artystyczn¹, malarsk¹ reprezentacj¹ rzeczywistoœci. Pomyœlmy, na przyk³ad, o malarstwie por-tretowym. Czy¿ przedmiot reprezentacji – model – nie jest nam pierwotnie dany, a dopiero póŸniej mo¿e powstaæ jego portret, czyli reprezentacja? Zarzut ten nie oddaje sprawiedliwoœci trudnej sztuce portretowej, poniewa¿ uto¿samia przed-miot reprezentacji wy³¹cznie z tymi cechami fizycznymi modela, które oddaæ mo¿e dobra, wyraŸna fotografia. Przypomnijmy sobie jednak s³ynny portret Karola V namalowany przez Tycjana: nie fotograficzna dok³adnoœæ ka¿e nam podziwiaæ tê podobiznê Cesarza, lecz mistrzostwo, z jakim portret przedstawia jego osobowoœæ oraz stan ducha po d³ugiej i wyczerpuj¹cej walce politycznej. Ta cecha Cesarza nie jest bynajmniej bezdyskusyjnie oczywista, ale równie nieuchwytna i trudna do zdefiniowania, jak te cechy rzeczywistoœci historycznej, które próbuje ukazaæ w swojej relacji historyk ruchu robotniczego. Z tej perspektywy przedmiot repre-zentacji w malarstwie portretowym jest nie mniej uzale¿niony od sposobu przed-stawienia ni¿ przesz³oœæ odmalowywana przez historyka.

Innymi s³owy, wygl¹d zewnêtrzny modela portretowego – tak jak oddaje go fotografia – stanowi zaledwie, by tak rzec, „cieñ”, abstrakt skonstruowany ze wszystkich „cech reprezentowanych” odpowiadaj¹cych konkretnym reprezenta-cjom modela stworzonym przez jego portrecistów (a nawet przez wszystkie te osoby z jego otoczenia, które znaj¹ go wystarczaj¹co dobrze, aby wyrobiæ sobie na jego temat okreœlone zdanie). Nazbyt ³atwo ulegamy groŸnemu z³udzeniu o obiektywnoœci tzw. „obiektywnej rzeczywistoœci”, jako ¿e reprezentacje maj¹ w istocie rzeczy charakter fundamentalny, podczas gdy przedmioty „obiektywnej rzeczywistoœci” to zaledwie zredukowane abstrakty konkretnych reprezentacji. Z tego wzglêdu – podobnie jak w narracji historycznej – reprezentacja wizualna i jej przedmiot s¹ od siebie logicznie uzale¿nione i zawdziêczaj¹ sobie wzajem swoje istnienie.9

Wreszcie po trzecie, dok³adnoœæ – rozumiana jako œcis³a odpowiednioœæ s³ów i rzeczy – pozostanie na zawsze nieosi¹galna w reprezentacji artystycznej, w hi-storiografii czy – skoro ju¿ o tym mowa – w politycznej reprezentacji elektoratu w rz¹dach pañstwa. Aby osi¹gn¹æ tak¹ dok³adnoœæ, musielibyœmy mieæ do

(24)

dyspo-zycji jakieœ ogólnie przyjête kryteria lub metody, które pokaza³yby nam, jakie relacje ³¹cz¹ lub powinny ³¹czyæ s³owa z rzeczami. Jednak takie epistemologiczne kryteria czy metody zwykle nie maj¹ zastosowania do reprezentacji. W najlep-szym razie ka¿d¹ reprezentacjê mo¿na traktowaæ jako propozycjê takiej ogólnej regu³y – do tej kwestii powrócê jeszcze w nastêpnej czêœci. Nie nale¿y jednak upatrywaæ w tym szczególnej wady reprezentacji w porównaniu z sytuacj¹, w której kryteria takie s¹ dostêpne, np. w przypadku pojedynczych zdañ prawdziwych typu „kot le¿y na macie”, bowiem to w³aœnie brak kryteriów epistemologicznych czyni reprezentacjê tak przydatn¹, a wrêcz nieodzown¹. Tutaj wci¹¿ jeszcze mamy wol-noœæ wyboru owych kryteriów, które póŸniej nale¿y konsekwentnie stosowaæ, po-niewa¿ znacz¹ca i skuteczna komunikacja wymaga œcis³ych regu³. Innymi s³owy, reprezentacja oferuje nam jêzyk, by tak rzec, w naturalnym, przed-uspo³ecznio-nym stanie; jêzyk reprezentacji pozostaje zasadniczo jêzykiem „prywatprzed-uspo³ecznio-nym”. To-te¿ wszyscy ci XVIII-wieczni filozofowie, z Rousseau na czele, którzy tak gorli-wie interesowali siê pochodzeniem jêzyka, powinni byli skupiæ siê raczej na reprezentuj¹cej, a nie uspo³eczniaj¹cej funkcji jêzyka, poniewa¿ z logicznego punktu widzenia ta druga nastêpuje po tej pierwszej.

A zatem nieokreœlonoœæ relacji miêdzy s³owem i przedmiotem nie jest wad¹, lecz najwiêksz¹ zalet¹ wszelkich reprezentacji jêzykowych. Ci historycy, którym w ich w³asnej dziedzinie przeszkadza brak precyzji, okazuj¹ wzglêdem niej nieuf-noœæ spowodowan¹ tym, co w istocie stanowi jej najwiêksz¹ wartoœæ i najciekaw-sze wyzwanie. Tutaj bowiem jêzyk dopiero siê rodzi, wy³ania siê z tego, co jêzy-kiem jeszcze nie jest.

3. Narracja a dyskurs poznawczy i normatywny

W poprzedniej czêœci omówiliœmy niektóre logiczne w³aœciwoœci reprezenta-cji w ogóle, po czym odnieœliœmy nasze wnioski do historycznej reprezentareprezenta-cji przesz³oœci. Innymi s³owy, przeszliœmy od niekoniecznie jêzykowego wariantu reprezentacji do wariantu wy³¹cznie jêzykowego. Nale¿y przy tym zauwa¿yæ, ¿e strategia ta pozwoli nam przypisaæ jêzykowi narracji w³aœciwoœci, które nieko-niecznie wi¹¿¹ siê z jêzykiem jako takim. W takim ujêciu jêzyk (narracji) jest jednym z wielu wariantów reprezentacji rzeczywistoœci. Nie odwo³ujemy siê wiêc do zaobserwowanych wczeœniej w³aœciwoœci jêzyka, ¿eby dowiedzieæ siê czegoœ o narracji b¹dŸ reprezentacji jêzykowej; wrêcz przeciwnie, wgl¹d w istotê repre-zentacji jest dla nas punktem wyjœcia do wyjaœnienia (narracyjnego zastosowania) jêzyka. Jêzyk jest tu, by siê tak wyraziæ, zmienn¹ zale¿n¹, nie zaœ pocz¹tkiem i Ÿród³em wszelkiej wiedzy filozoficznej, jak postuluje niemal ca³a XX-wieczna filozofia.

Powy¿sze przemyœlenia dobrze podsumowuje nastêpuj¹cy paradoks. Z jednej strony nie istniej¹ ¿adne niezale¿ne kryteria, wed³ug których mo¿na by by³o uza-sadniæ, wyjaœniæ lub zweryfikowaæ zwi¹zek ³¹cz¹cy reprezentowany byt i jego reprezentacjê. Mamy wiêc do czynienia z nieokreœlonoœci¹ relacji jêzyk–rzeczy-wistoœæ, w przeciwieñstwie do tych przypadków u¿ycia jêzyka, którymi zwykle

(25)

zajmowali siê epistemologowie. Z drugiej jednak strony, relacja miêdzy jêzykiem a œwiatem jest w przypadku reprezentacji daleko bardziej intymna i bezpoœrednia, jako ¿e historyk jak najstaranniej obmyœli³ i opracowa³ dan¹ narracjê, ¿eby mo¿li-wie przekonuj¹co zrelacjonowaæ reprezentowany wycinek przesz³oœci. Tak wiêc jêzyk mog¹ ³¹czyæ ze œwiatem relacje dwojakiego typu, przy czym s³aboœæ jed-nej z nich jest si³¹ drugiej. Siln¹ stron¹ reprezentacji jest jej œcis³e powi¹zanie wy³¹cznie z jednym przedmiotem, natomiast jej s³ab¹ stron¹ – brak formalnych metod epistemologicznych, które pozwoli³yby uzasadniæ ten jedyny w swoim ro-dzaju zwi¹zek oraz dowiod³y, ¿e on w³aœnie jest najw³aœciwszy. Z kolei zwi¹zek miêdzy pojedynczym zdaniem prawdziwym a rzeczywistoœci¹ jest o tyle „s³aby”, ¿e istnieje wiele innych zdañ prawdziwych, które mog¹ powi¹zaæ jêzyk z danym elementem b¹dŸ aspektem rzeczywistoœci, a „mocny” o tyle, ¿e formalne kryteria epistemologiczne pozwol¹ skutecznie zadecydowaæ o prawdziwoœci b¹dŸ fa³szy-woœci tych zdañ. Albo wiêc docieramy do sedna rzeczywistoœci przez reprezenta-cjê, nara¿aj¹c siê nieuchronnie na niejasnoœæ i brak precyzji, albo te¿ poœwiêcamy trafnoœæ i przenikiwoœæ na rzecz precyzji i dok³adnoœci prawdziwego twierdzenia. Nasze wypowiedzi zawsze bêd¹ oscylowaæ miêdzy tymi dwoma skrajnoœciami i nigdy nie uda nam siê po³¹czyæ trafnoœci z precyzj¹, przenikliwoœci z dok³adno-œci¹ – taki ju¿ nasz los jako u¿ytkowników jêzyka.

Nakreœlon¹ wy¿ej ró¿nicê miêdzy reprezentacj¹ a zdaniem prawdziwym mo¿-na równie¿ opisaæ jako ró¿nicê miêdzy propozycj¹ a regu³¹. Rozwa¿my: mo¿emy zaproponowaæ pewien sposób postêpowania w okreœlonych okolicznoœciach i choæ-by nawet nasza propozycja choæ-by³a œwietnie dostosowana do specyfiki tych¿e oko-licznoœci, zawsze mo¿na bêdzie wysun¹æ alternatywne propozycje. W tym sensie propozycje – podobnie jak reprezentacje – charakteryzuje szczególna kombinacja swoistoœci b¹dŸ wyj¹tkowoœci z tolerancj¹ dla innych rozwi¹zañ. Ta wspólna ce-cha pozwala nam traktowaæ historyczne reprezentacje danego wycinka przesz³o-œci jako pewne propozycje konstruktów jêzykowych najlepiej – zdaniem danego autora – dopasowane do omawianego wycinka dziejów. Inni historycy mog¹ siê z t¹ propozycj¹ nie zgodziæ i zaproponowaæ w zamian inne sposoby powi¹zania jêzyka z danym fragmentem rzeczywistoœci historycznej. Jednak ¿adnej z propo-nowanych reprezentacji przesz³oœci nie da siê uzasadniæ przez odwo³anie do jed-nej ogóljed-nej regu³y, która mówi³aby, jak nale¿y ³¹czyæ jêzyk z rzeczywistoœci¹. Ale ¿ycie lubi siê powtarzaæ i sytuacje zmuszaj¹ce nas do myœlenia i dzia³ania s¹ czê-sto na tyle podobne, ¿e mo¿emy sobie pozwoliæ na uogólnienia. I tak propozycjê, któr¹ wysunêliœmy przy innej okazji, mo¿na uznaæ za odpowiedni¹ dla innych, podobnych, okazji. Tym sposobem pewna propozycja, pocz¹tkowo przeznaczona dla jednej szczególnej sytuacji, mo¿e staæ siê ogóln¹ regu³¹ dla okreœlonego ro-dzaju sytuacji. Reprezentacja zostaje wówczas sprowadzona do poziomu u¿ycia jêzyka, którym zajmuje siê epistemologia – o tyle, o ile nauka ta stawia sobie za cel formu³owanie ogólnych regu³ okreœlaj¹cych zwi¹zki miêdzy s³owami i rzeczami.

W tym miejscu nasuwaj¹ siê dwie istotne uwagi. Po pierwsze, w œwietle teorii reprezentacji odkrywamy, ¿e próby sformu³owania ogólnych zasad opisuj¹cych

(26)

relacje miêdzy s³owami i rzeczami mog¹ mieæ dwojaki charakter: mog¹ siê one skupiaæ albo na istocie samej relacji, albo na ogólnych prawdach dotycz¹cych rzeczy, które s¹ t¹ relacj¹ zwi¹zane. Jeœli bowiem x pozostaje w relacji R do y, to analiza R nie musi wcale pokrywaæ siê z dociekaniem, co sprawia, ¿e x i y pozo-staj¹ ze sob¹ w relacji R. Ten pierwszy kierunek rozwa¿añ jest wzglêdem R, by tak rzec, wewnêtrzny, drugi zaœ – zewnêtrzny. Mo¿na te¿ powiedzieæ, ¿e estetyka – pojêta jako ogólna teoria reprezentacji – koncentruje siê g³ównie na wewnêtrz-nych aspektach tego zwi¹zku, natomiast epistemologia – jako ogólna teoria doty-cz¹ca relacji rzeczy i s³ów – interesuje siê prawie wy³¹cznie jego aspektami ze-wnêtrznymi. Odwieczna krótkowzrocznoœæ epistemologii polega na przekonaniu, ¿e jedynie ten drugi rodzaj poszukiwañ mo¿e pog³êbiæ nasze rozumienie zwi¹zku miêdzy jêzykiem a œwiatem.

Druga, jeszcze wa¿niejsza uwaga dotyczy logicznej hierarchii pomiêdzy tymi dwoma ujêciami relacji s³ów i rzeczy. Rozpatruj¹c tê kwestiê nale¿y zauwa¿yæ, ¿e najpierw konieczne s¹ propozycje co do sposobu powi¹zania s³ów i rzeczy, po to by mog³y siê z nich potem wykrystalizowaæ regu³y opisuj¹ce owe zwi¹zki. Mo¿na wiêc dojœæ do wniosku, ¿e z logicznego punktu widzenia reprezentacja poprzedza prawdziwe twierdzenie, czyli – inaczej mówi¹c – estetyka poprzedza epistemolo-giê i jedynie na tle estetyki mo¿emy rozró¿niæ, co w epistemologii jest wartoœcio-we, a co nie. Mo¿emy zatem zgodziæ siê z postmodernistycznym atakiem na epi-stemologiê, zainicjowanym dwadzieœcia lat temu przez Richarda Rorty’ego w ksi¹¿ce Philosophy and the Mirror of Nature, jednak z tym istotnym zastrze¿e-niem, ¿e naszym przewodnikiem w tym ataku powinna byæ estetyka, czyli teoria reprezentacji, która nam poka¿e, po pierwsze, co wyprzedza epistemologiê, a po drugie, co z epistemologii mo¿na zachowaæ (lub o co nale¿y j¹ uzupe³niæ), kiedy ju¿ nauczymy siê j¹ postrzegaæ jako pochodn¹ reprezentacji.

Ta ostatnia obserwacja jest tym wa¿niejsza, ¿e dotyczy równie¿ dyskursu etycz-nego. Etyka usi³uje wypracowaæ ogólne regu³y postêpowania w pewnych okreœlo-nych okolicznoœciach. Zazwyczaj dyskurs etyczny ma postaæ twierdzeñ w rodzaju „w sytuacji typu S, powinno siê podj¹æ dzia³anie typu DZ”. Na tym polega ró¿nica miêdzy dyskursem etycznym i politycznym: decyzje polityczne dotycz¹ zwykle spraw, dla których nie istniej¹ jak dot¹d ¿adne ogólne regu³y. W tym sensie, jak to siê czêsto podkreœla, miêdzy histori¹ i polityk¹ istnieje bardzo bliski i bezpoœredni zwi¹zek, a pojêcie propozycji mo¿e pomóc nam w wyjaœnieniu tego zwi¹zku. Hi-storyk proponuje nam najlepsze, jego zdaniem, ujêcie danego fragmentu przesz³o-œci, natomiast polityk czyni dok³adnie to samo w odniesieniu do pewnego aspektu wspó³czesnej rzeczywistoœci politycznej, sugeruj¹c jednoczeœnie stosowne dzia-³anie. Propozycje takie mog¹ póŸniej zaowocowaæ ogólnymi regu³ami okreœlaj¹-cymi stosunek jêzyka do s³ów albo sposób postêpowania w pewnych okoliczno-œciach, jednak ¿adne ogólne regu³y nie s¹ z góry za³o¿one.

Mo¿emy wreszcie doceniæ wielk¹ przenikliwoœæ Machiavellego, który bardzo dobitnie przeciwstawia³ politykê etyce i ostrzega³ nas przed powszechnym dziœ b³êdem nakazuj¹cym wywodziæ politykê od etyki. Jeœli bowiem istnieje miêdzy

(27)

nimi jakiœ zwi¹zek, to jest on dok³adnie odwrotny.10 Podobnie jak reprezentacja

mo¿e w koñcu przekszta³ciæ siê w skodyfikowane regu³y epistemologiczne wy-znaczaj¹ce relacje miêdzy rzeczami i s³owami, tak decyzje polityczne nie powin-ny opieraæ siê na wskazaniach etyczpowin-nych, ale raczej doœwiadczenie polityczne mo¿e w koñcu przybraæ postaæ skodyfikowanych regu³ etycznych. Z ca³¹ pewno-œci¹ istnieje ciekawy historyczny zwi¹zek miêdzy pochodzeniem i roszczeniami epistemologii z jednej oraz etyki z drugiej strony, jako ¿e obydwie te dziedziny powsta³y wkrótce po tym, jak Kartezjusz odizolowa³ podmiot od ca³ej z³o¿onoœci œwiata realnego i przeniós³ go do cichego sanktuarium forum internum, zadaj¹c przy tym œmiertelny cios arystotelowskiemu œwiatopogl¹dowi podzielanemu jesz-cze przez Machiavellego i wspó³jesz-czesnych mu humanistów. Odt¹d ów kartezjañski podmiot uwa¿any by³ za Ÿród³o zarówno wszelkiej prawdziwej wiedzy o œwiecie, jak i œcis³ej nauki o moralnoœci, co uwidacznia siê wyraŸnie w strukturze dwóch pierwszych Krytyk Kanta. Po oddzieleniu makiawelskiej jednostki od z³o¿onych realiów ¿ycia spo³eczno-politycznego i umieszczeniu jej w poznawczym i norma-tywnym forum internum, historia i polityka zosta³y nieuchronnie zdegradowane do statusu ska¿onych i niepewnych pochodnych epistemologii i moralistyki, mimo i¿ z logicznego punktu widzenia nale¿a³o raczej uznaæ ich pierwszeñstwo wzglê-dem tych ostatnich.

Tym sposobem przez wiêksz¹ czêœæ intelektualnej historii Zachodu losy dys-kursu poznawczego i moralnego pozostawa³y ze sob¹ w œcis³ym zwi¹zku, podczas gdy historia i polityka przez kilka ostatnich stuleci musia³y drogo p³aciæ za trium-fy swoich rywali.

4. Prawda i wartoϾ w dziejopisarstwie

W œwietle powy¿szych rozwa¿añ mo¿emy pokusiæ siê o wstêpne wyjaœnienie zwi¹zku miêdzy faktem a wartoœci¹ w narracyjnej reprezentacji przesz³oœci (w kolejnej czêœci dokonamy niezbêdnej korekty naszych tez). Jak stwierdziliœmy powy¿ej, reprezentacjê nale¿y rozumieæ jako propozycjê najlepszego (tekstowe-go) substytutu danego fragmentu przesz³oœci. Zgodnie z teori¹ reprezentacji Gom-bricha, do rozstrzygniêcia pozostaje jeszcze zasadnicza kwestia, co mo¿e najle-piej spe³niaæ funkcjê takiego substytutu. Rozwi¹zanie zale¿eæ bêdzie w du¿ej mierze (o ile nie w pe³ni) od okolicznoœci, w których przyjdzie nam tê kwestiê rozwa¿aæ. Dan¹ propozycjê mo¿na odpowiednio oceniæ jedynie z uwzglêdnieniem szczegól-nych okolicznoœci, których dotyczy. Propozycja, ¿eby roz³o¿yæ parasol, ma oczy-wisty sens w czasie deszczu, i w równie oczyoczy-wisty sposób mija siê z celem, kiedy œwieci s³oñce. Wi¹¿e siê z tym jedno istotne spostrze¿enie: w przeciwieñstwie do twierdzeñ, propozycje nie mog¹ byæ „prawdziwe” albo „fa³szywe”; propozycja, ¿eby roz³o¿yæ parasol w pe³nym s³oñcu jest – zale¿nie od doboru przymiotnika – „g³upia”, „absurdalna” czy „niestosowna”, ale nie mo¿na jej raczej nazwaæ szyw¹”. Tym niemniej fakt, ¿e propozycje nie mog¹ byæ „prawdziwe” albo „fa³-szywe”, w najmniejszym stopniu nie wyklucza mo¿liwoœci racjonalnej dyskusji nad ich zaletami. Skoro zatem narracyjne reprezentacje przesz³oœci s¹, z

(28)

logiczne-go punktu widzenia, propozycjami, nie wykraczaj¹ przez to wcale poza domenê racjonalnej debaty. Wrêcz przeciwnie.

W dyskusji nad racjonalnoœci¹ reprezentacji narracyjnych historyk powinien zwróciæ szczególn¹ uwagê na dwa rodzaje okolicznoœci. Przede wszystkim, pro-ponowany przez historyka opis przesz³oœci nale¿y skonfrontowaæ z innymi, kon-kurencyjnymi opisami historycznymi, które powsta³y w tym samym celu lub któ-re zarysowuj¹ siê z grubsza w oparciu o ju¿ istniej¹c¹ wiedzê o przesz³oœci. W tym wypadku „okolicznoœci”, w jakich historyk wysuwa swoje propozycje, sprowa-dzaj¹ siê do obecnego stanu badañ w literaturze fachowej na dany temat. Rzecz jasna, oceniaj¹c reprezentacje historyczne z perspektywy tego rodzaju okoliczno-œci, nie musimy braæ pod uwagê wzglêdów normatywnych, etycznych czy poli-tycznych. Na przyk³ad debata nad wp³ywem pañstwowoœci Holandii na bujny roz-wój gospodarczy i polityczny Republiki Holenderskiej w XVII w. nie musi wcale odwo³ywaæ siê do norm moralnych czy politycznych historyka.

Kiedy indziej jednak omawiane okolicznoœci mog¹ ponadto obejmowaæ so-cjo-polityczne realia œwiata, w którym ¿yje sam historyk. Nie sposób, na przy-k³ad, oddzieliæ debaty nad totalitaryzmem w okresie zimnej wojny i proponowa-nych przez historyków ujêæ tego smutnego zjawiska od ówczesnego konfliktu na linii Wschód–Zachód. Nie tylko dlatego, ¿e trudno by³oby wytyczyæ wyraŸn¹ gra-nicê pomiêdzy czysto historycznym a politycznym wymiarem tej debaty, ale rów-nie¿ dlatego, ¿e propozycje te mia³y byæ ju¿ w samym zamierzeniu zarówno opi-sem historycznym, jak i sugesti¹ co do orientacji politycznej. Jeszcze wymowniejszy jest przyk³ad Holocaustu, którego historie nie spe³nia³yby, rzecz jasna, podstawo-wych wymogów taktu i poprawnoœci, gdyby mia³y œciœle przestrzegaæ zasad pe³-nej neutralnoœci i bezstronnoœci moralpe³-nej wobec niewyobra¿alnego okrucieñstwa wymierzonego przeciwko ¯ydom.11

Zgodzimy siê, ¿e wyraŸne rozgraniczenie tych dwóch rodzajów okoliczno-œci, w jakich historyk formu³uje swoje wizje przesz³ookoliczno-œci, jest w codziennej prakty-ce dziejopisarskiej niezwykle trudne. Wiêkszoœæ – jeœli nie ca³oœæ – piœmiennic-twa historycznego plasuje siê na przeciêciu jednego i drugiego zbioru okolicznoœci. Co wiêcej, niemal ka¿da poszczególna praca historyczna poruszaæ siê bêdzie miê-dzy tymi dwoma zbiorami na ró¿nych etapach argumentacji. Wspomniana przed chwil¹ historia XVII-wiecznej Republiki Holenderskiej mo¿e tu i ówdzie sugero-waæ – implicité b¹dŸ explicité – filozofiê polityczn¹ wyznaczaj¹c¹ relacje miêdzy pañstwem a ogó³em obywateli, natomiast historia Holocaustu zawsze wymagaæ bêdzie solidnych podstaw w postaci badañ archiwalnych. A zatem nawet w sytu-acjach skrajnych, opisanych w poprzednim akapicie, mamy tak naprawdê do czy-nienia z mieszanin¹ faktów i wartoœci, a wszelkie próby ich ca³kowitego rozdzie-lenia s¹ nierealistyczne, poniewa¿ ¿aden historyk nie jest w stanie odizolowaæ siê w pe³ni od jednego b¹dŸ drugiego rodzaju okolicznoœci. Przekonanie, ¿e takie rozgraniczenie jest mo¿liwe, opiera siê na naszym posthume’owskim i postkan-towskim za³o¿eniu, ¿e fakt i wartoœæ to dwie logicznie ró¿ne domeny, nie zaœ na realnych doœwiadczeniach dziejopisarstwa (¿eby nie rzec – ludzkiego ¿ycia).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ranking of Human Senses in Relation to Different In-flight Activities Contributing to the Comfort Experience of Airplane Passengers... When booking a flight, passengers seek

Hoewel de energieprestaties van corporatiewoningen nu al beter zijn dan die van andere woningen, wordt van corporaties een voortrekkersrol verwacht bij de realisatie van de

In the ship, within the smaller rudder angle the turning characteristic curves exist both the outsides of the switching lines, and therefore the motion exites between the

Niet dat dit voor alle defecten juist is, maar ons interesseren alleen die defecten die gevaar op kunnen leyeren1 endat zi]n degenen die snel begin-.. nen

MethOds for treating both bow-flare and bottom- slamming have been considered A radar altimeter was used to sense-the relative height of the wave at the transducer location in order

Być może, akrostych ukrywający nazwisko opiera się na innym schem acie bądź jest zaszyfrowany w innej k w estii ostatniej sceny utworu. W poszukiwaniach warto by

Around 10 1 -10 2 kPa, N2O4 reaches saturation and the loading does not increase despite its bulk fraction keeps increasing for increasing values of pressure, resulting on

Frantiśek Miko jest znanym i cenionym również poza granicami swego kraju teoretykiem literatury i lingw istą, filarem zespołu skupionego wokół ośrodka ba­ dań