• Nie Znaleziono Wyników

Przedwojenna Kolonia Ostrówek - Kazimierz Brzyski - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przedwojenna Kolonia Ostrówek - Kazimierz Brzyski - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

KAZIMIERZ BRZYSKI

ur. 1931; Lubartów

Miejsce i czas wydarzeń Kolonia Ostrówek, dwudziestolecie międzywojenne Słowa kluczowe Kolonia Ostrówek, dwudziestolecie międzywojenne,

sąsiedzi, rzemieślnicy

Przedwojenna Kolonia Ostrówek

To była wieś, a raczej kolonia zwarta. Każdy miał działkę po pięć, osiem hektarów, każdy się przy drodze budował. To była zwarta wieś. Gospodarstw było wtedy w naszej wioseczce niedużo. Ponad sześćdziesiąt, ponieważ wieś pochodziła z parcelacji dworu. Był dworek skasowany po powstaniu styczniowym. Część rozsprzedali, co mogli, jeszcze jeden dom stoi z tego dworku, z tego większego pomieszczenia no to zrobiono kościół. Były tam budynki jeszcze obok tego, to wszystko poprzerabiane i jest w tej chwili kościół, bo to parafia niedawno powstała, w [19]22 roku, czy w [19]18, dobrze nie pamiętam.

Wieś była zabudowana, sąsiedzi znali się od końca do końca – jechał koniem, jak miał więcej czasu, stanął, porozmawiał, a teraz jedzie samochodem, nie ma czasu, spieszy się, jedzie i ludzie się, zwłaszcza w niektórych wioskach większych, mało znają.

O parę gospodarstw od nas był Żyd, tylko jedna rodzina żydowska. Oni mieli w tym domu sklep wielobranżowy. Wszystko tam było, co tylko trzeba było kupić – i igła, i smarówka, i nafta. Ludzie tak wtedy nie kupowali jak dziś – kupowano pół kilograma cukru, soli bardzo niewiele, chociaż niedroga, a chleba nie sprzedawano, bo nie było [takiego] zwyczaju, każdy sobie sam piekł chleb. Były wiatraki, gdzie się zboże mełło, a w większych miastach były młyny. Pszenicę na mąkę to trzeba było w mieście zemleć, bo wiatraki tak dokładnie nie mełły.

Nie było wielkich waśni, spięć. Niektórzy się o miedzę trochę gniewali, że tam kto trochę podorał, bo mieli niektórzy taki zwyczaj, że przeorywali miedzę, ona troszkę podpróchniała, a później obrzynali. Zresztą i na to były sposoby, bo były pale powbijane, głęboko, tak że nie mógł wiele jeden z drugim kombinować. A tak na ogół to ludzie żyli zgodnie, a że się znajdowali bardziej nerwowi, to czasami na zabawie czy na weselu sobie powymawiali, co im się nie podoba.

W naszej wiosce był krawiec, kowala nie było, bo nasza wioska powstała po [19]63 roku, po powstaniu, byli u nas sami gospodarze, a później stopniowo pojawiali się

(2)

rzemieślnicy. Szewc to musiał być, tak często butów się nie używało, ale szewcy i krawcy to podstawowa rzecz. To była młoda wioska, a w tych starych wioskach to były i wiatraki, i kuźnie, i tak zwani kołodzieje, co wozy robili z drzewa. Później dopiero kowal okuwał te zabezpieczenia, żeby szybko nie straciło swojej wartości, bo takie drzewo, jak ktoś wziął, obkruszył, obtrącił, to zaraz pękło i odpadło, a jak już było okute, to wytrzymało koło i wóz. Kowale mieli powodzenie. Konie kuto na zimę, na ślizgawicę – to każdy kowal umiał zrobić.

Data i miejsce nagrania 29-11-2010, Lublin

Rozmawiał/a Emilia Kalwińska

Redakcja Emilia Kalwińska

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oczywiście bardzo się cieszę, że nie żyję w PRL-u; ogromnie się cieszę i nie chciałbym tam wrócić nawet na jeden dzień, bo to była absolutna

Wieczorem ruch się robił w domu – jak było pochmurno, to nie było gwiazdki widać, jak było pogodnie, to gwiazdkę było widać – tak zawsze około piątej godziny

W każdej parafii jest trasa wyznaczona i na wsi też są trasy, którymi idzie [procesja] Bożego Ciała.. Wioska nasza była nieduża, ale szła procesja przez

I co oni zrobili – zwrócili się do jednego z AK, żeby spotkali się dowódcy, niby do wspólnej walki z Niemcami, bo Niemcy już się zaczęli cofać w ZSRR – żeby

I różne inne zabawy były, w kilku się zbierało i każdy sobie obierał nazwisko państwa jakiegoś, a jeden wyczytywał i który pierwszy chwycił piłkę, bo byliśmy wszyscy przy

Miałem raz niebezpieczną sytuację, przechodziłem przez szosę, gdzie Niemcy się niespodziewanie pojawili, a ja niosłem wtedy meldunek do takiego punktu.. No, miałem

Był jeszcze taki przypadek – dyrektor muzeum Czechowicza chciał zrobić wieczorek o Słowackim, więc podał w cenzurze cały program spotkania, a ten młody

A po wojnie jeszcze były wypadki, że ludzie, którzy byli w partyzantce po [19]44, byli likwidowani bardzo powoli, stopniowo, cichutko.. Tego zbito, tamtego utopiono i tak usuwano