• Nie Znaleziono Wyników

Motyl. Kwartał 3, nr 38 (28 listopada 1828)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Motyl. Kwartał 3, nr 38 (28 listopada 1828)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

w PIĄ .T E K dola 28. Listopada 1828. roku.

G o ś ć w C i ą ż e n i u (*)

E st animus Tibi sant mores Lingua Jid esju e;

H or.

W id ziałem nad Sekwaną i nad T ybrem kraie, Znam Niemców znam Szwajcarskich ludów obyczaie K tórych krain podróżną nie dotknęlem stopą, Radziłem się wędrowców oznanych z Europą, W s z ę d y są powiązane z cnotami p rzyw ary, Ma zalety, ma wady, świat now y i stary,

(*) C iążeń le iy nad brzegami W i r ł y i b y ł siedliskiem Raczyńskie- g o A rcy-B iskupa Gnieźnieńskiego który w roku 1823 życia dokonał. Koch/d nauki i w spierał lu d zi uczonych; M niski bawiąc u niego w yw iązał się za gościnność prawdziwie zai- muiącym wierszem Gość w Ciążeniu.

(2)

L ecz powiem nie ujmuiąc innych ludów chw ale, Polakom się dostała gościnność w udziale•, Zawsze Polak b y ł ludzki, uprzejm y, gościnny, ( Choć g> postępki obcych zniechęcić powinny, G d y nie ieden z włóczęgów który chltb nasz

zjadał,

W y p a s ł się, uciekł z kraiu , uciekłszy ogadał.

0 przymiotach ludzkości mówiąc z doświadczenia, N ie mogę Mości X iąźe przemilczeć Ciążenia : Z yie tam mąż 'Naczelnik duchownego stanu, Co sławą zaiął przestrzeń ztąd do W atykanu , Z prac znany u całego w zględy zyskał świata, Tow arzystw u Łoioli młodsze oddał la ta , A przeżyw szy gwałtowne okrętu rozbicie,

T a k iest skromnym w infule, iak niegdyś w balii*

c ie ;

Chcąc widzićć dom ubóstwu i możnym otwarty, Zbliżyłem się do lądu pogranicznej W a rty . U jrzałem gmach w yniosły ? prawego iej brzegu, Czyste włościan mieszkania w podwójnym sze­

regu,

Po kształcie nowych domów, po ich rozłożeniu W yzna wam żem Ciążenia nie poznał w Ciążeniu, Gmach ten dawnićj bez okien,, bez drzw i, bez

sufitu,

Dworskie mieścił bydełko za mego pobytu, Z n ik ły z dziedzińca chróstem wyplecione chaty, 1 zarośl, gniazdo w ilków , przed dwudziestą laty, Ziemia iak gd yb y cudem Mojżeszowej laski

D ała zdroie pagórki, niw y, łąki, laski:

(3)

— 115 —

O d k ry ł się plac rozległych za W artą widoków Pow stał ogród , tarasy od rzeki sto kroków,- Natura gust i sztuka zm ów iły się z sobą;

lak przyjem ność, uźytt-k , połączyć z ozdobą, Drzewa, kwiaty, ow oce, woda, tuż p rzy wodzie K ręte ścieszki zajmuią będących w ogrodzie, T a w niedostępne słońcu prowadzi zacisze;

T a mnie wiedzie do krzesła w którym się kołyszę, Tam iest skała w głąb której puszczam się przez

wschody,

Gdzie na letnie więzienie skazane są lody;

W ustępie od lodowej niedaleko skały, Z tablic brzozowej kory stoi domek m ały:

Pragnący zasilenia utrudzeni drogą

W y go d n ie w Pustelniczym domku spoczęć mogą, K rzesła, stolik, obrazy z dzieiów świętych brane , . T ak i iest sprzęt gościnną zdobiący altanę,

Pod obrazem Adama wygnanego z raiu Znalazłem iabłko rajskie i napój z Tokaiu.

Dalej rznięte w nizinach kanałowe szyb y, W których się z złotą łuską poławiaią ryb y, D obroczynny gospodarz w godzinach południa, Sam się karmieniem wodnych mieszkańców zatrudnia.

Skoro dzwonek obiednie zapowiada gody,

W y sk a k u ją p rzy moście nad powierzchnią wody:

K a rp przed karpiem na w yścig, chleb w kawałkach łyk a ,

Póki ostatni okruch iest na dnie koszyka.

Ten sam k tóry o ludziach i rybach pamięta, W rzędzie niewinnych zabaw umieścił zwierzęta,

(4)

Po nad rzeką w zamkniętej parkanami dziczy Śm iały Rogaci: lękliw ym sarnom przewodniczy:

Maią napój pod szopą, w korytkach za paszę Chleb , sól, wybrane sianko, owoce i kaszę;

N ikt im wczasu nie przerwie nie wzbrania rozkoszy, M yśliwiec nie podejdzie, pies gończy nie spłoszy..

G d y b y bóztwo iedności osiadło na ziemi, P rz y wygodach b y ły b y sarny szczęśliwemi.

L ecz zazdrość która waśni kochanków i stadła Nieszczęściem i do leśnych mieszkańców się wkradła Dwaj rogacze gorszący dali przykład świata, Zazdrośnik przy miłostkach w y b ił oko bratu;

Pan co kocha spokojność zbrodniom nie przebacza, Rozkazał występnego uwięzić Rogacza,

W y rz e k ł sąd karę śm ierci; w niedostatku mistrza Zginął winny pod nożem pańskiego kuchmistrza, Iakże ci Cholewiński przepuścić bezkarnie?

W stręt od Szowota kurhni czuię po tćj sarnie, śn i mi się wybór potraw; z długim dziobem ptaki, I z posilną zaprawą p i łokciowe raki,

K ied y do pańskich stołów wezwany, ieść zacznę, W szystkie sosy po twoich zdaią się niesmaczne, Zepsułeś mię supami, stałem się żarłokiem.

I na domowy rosół krzywem patrzę okiem;

A le w sztuce tutejszych przechodzisz kucharzy:

N ikt ciebie o niestrawność z goszczących nie skarży, Pamiętaj Cholewiński o najlepszym Panie,

Niech nigdy w domu iego lekarz nie postanie.

I ciebie niech Puharem goszczący obdarzą, Mości panie piw niczy z koralową twarzą,

(5)

¥

G d y b y się m iał z kuchmistrzem żołądek pokłócić, T y ieden m ógłbyść zgodę Malagą przywrócić;

Z tylu win E uropy win obcych Europie, Sądziłem że tam Noe w ysiadł po potopie, Smakował mi nad inne T o k a j, winko z K apu, I Szampan strzelaiący korkiem do pułapu;

P iło się bez przymusu bez wrzawy bez zbytku, Bo zbytek nie ma miejsca w skromności przybytku;

Lecz serce gospodarza, ton, humor wesoły, Przeniosłem nad ogrody nad wina nad stoły.

M iły to b y ł dom dla mnie gdzie źyiąc swobodnie Nie postrzegłem iak szybko zbiegły dwa tygodnie.

T ak gościom w czarodziejskim pałacu A lin y, Zdaw ały się dwa w ieki przeciągiem godziny—

T ęsknił w R zym ie H oracy i wzdychał do wioski (*) B y czytaniem xiąg. starych miejskie uśpił troski, Pragnął bóbu a źyiąc ^ z b y tk a c h p rzy A uguście, N azw ał wieczerzą Bogów słoninę w kapuście (**).

I ia tęsknię po moim z Ciążenia powrocie, N ie do pism ani xiążek których miałem krocie, N ie do bozkich wieczerzy (w yznaię to szczerze,) Smaczniejsze b y ły moie niż bożków wieczerze, A le wzdycham po nagłej dni szczęśliwych zmianie, Innym śni się o szczęściu ia patrzyłem na nie, Rząd dom u, b yt rolnika, towarzyskie cnoty, P rzym u siły mię w ierzyć w baieczny wiek złoty, Codzień w dworskiej kaplicy o dziewiątej zrana, Składałem hołd z drugimi przed ołtarzem Pana:

117

(*) (O R u s quando ego te aspiciam quandoque licebił.)

(**) ^ ęuando Faba et uncta satis p ingui ponentur aluscula lar do, O noctes coenaegue Dcum etc•

(6)

Spi’awuiącv obrządek świętźj laiem nicy,

Po dwudziestu riiinutach puszcza nas z kaplicy, Stamtąd idzieni Xiążęce odwiedzić mieszkanie, Gdzie na sali kraiowe czeka nas śniadanie;

Po śniadaniu Pan z gośćmi opuszcza pokoie, Gość się bawi, Pan wchodzi w gospodarstwo swoie:

Czterdzieści1 rąk w dziedzin u zajmuie się pracą, Ten oskardem, ów taczką, ten rydlem , ten gracą, lan i nowe tarasy wynoszą z kamieni,

W szystk o to na rachunek Xiążęcćj kieszeni.

D obry Pan robotnikom dodaie ochoty, Pokrzepia ich nadzieia pieniężnej Soboty.

W inszow ałem mieszkańcom źe dwakroć szczęśliwi Praca chroni od złego i praca ich ż y w i,

leżeli, daj to B o ż e , obcy albo ziomek,

W ten piękny bez przepychu wprowadzi się domek, K ied y znajdzie na nowo dźwignione osady,

W miejscu siedlisk zniszczonych przez wichry i grady, Niechaj powie rządowi z uczuciem wzdzięczności.

„T ak ich ży cz ę dzierżawców na narodowej włości” . G d y b y nawet zamilczał w yręczyć go zdoła Otworzona w Ciążeniu dla m łodzieży szkoła.

T e ziarna dobroczynnej ręki są zasiewem, I kiedyś użytecznym mogą wyróść drzewem.

W szystkie dzieci iuż czuią polepszenie stanu, I w miarę sił, dług Ojców, wypłacaią Panu;

W idziałem iak na tentent powozu i koni, Mnóztwo chłopiąt bez czapek za powozem goni.

Ten chce schwycić za koło, ow stopni się^ tyka, Dopóki Fan nie każe zatrzymać k o czy k a ,

(7)

119 —

Iedno drugie uprzedza i do ręki skacze, K tóre się tam nie może dogramolić, płacze — Pogłaskani z radosnym wraeaią okrzykiem ,

T en z gruszką drugi z iabłkiem a trzeci z groszykiem, M oże które szczęliwie z wychowanych dzieci G d y mu talent posłuży a gwiazda p rzy św ie ci;!

W zn ió słszy się przez zasługę na stopień znaczenia, W ró c i z kmiecego s y n k a , dzierżawcą Ciążenia.

Tam pomnąc czem b y ł dawnićj i ród iego cały.

Pierwszemu z dobroczyńców wzniesie pomnik chwały, A zebrawszy włościanów do biesiadnej sp ółki, Z wdzięcznośccią spełni toast‘fundatora szkółki Dość będzie na pamiątkę dobrodziejstw i pracy, Skrom ny położyć napis, „ ż y ł dla nas Ignacy.”

Hem mógł podobieństwo taiłem obrazu, ‘ Lecz ciebie Mości X iąże, poznano do razu.

Molski.

O A r a f i t r j o r t a c h .

Gmin rozum ie że dosyć iest b y d ź bogatym i hojnym a b y zostać dobrym A m fitrjonem , le cz ci k tó rzy zgłębili tę materję i zastanowili się nad w szystkiem i przym iotam i potrzebnym i do zasłużenia tego ty tu łu , w całej rozciągłości iego znaczenia, przekonali się iż niebo udziela tej ła ­ ski bardzo n iew ielu osobom i ze d p b ry Amfi- trjon iest p raw ie rów n ie rzad k i, iak urjańska perła.

N on in solo pane v iv it homo (nie o iednym chlebie z y w ie c z ło w ie k ), i najlepszy, n a jw y tw o r­

niejszy, najlepiej usłużon y obiad, może b y d ź ie-

(8)

szcze niesm aczny, ieżeli gospodarz n ie zna kun- sztu dobrania biesiadników i ieżeli nadew szy- stko nie umie ich do stołu p rzy zw o icie upla- cow ać.

B yłem onegdaj u IP . M . k tó ry posiada u lu d zi sław ę w yb o rn eg o gospodarza i k tó ry na nią zasługuie nie pod iednym w zględem . Byligm y- dziesięć osób a b yło iad ła i na dw a- dzieśći; D w ie su p y, dw anaście p o traw , ciasta, g a la re ty , ko n fitu ry, o w o c e : niczego n ie b rak ło , w szystko w y b o rn e , podane w p o rę , w sali bez c^gjóW^ ilości b e z w y b ie g ó w , iakości do przy- .kłą$ja>,iv B iesiad u iący w sz y sc y , b y li ludzie roz- sgdjiry. u częn i,; n aw et d o w c ip n i, a iednak ni- g d y mi się obiad m erdał bardziej nudnym i ii<>^liwy*j» dla p rzy c z y n do rozw inięcia nie- triM n yćb i; /

P ow ied ziałem iż b y ło nas dziesięciu a ka­

ż d y zn ał' w całem to w a rzy stw ie siebie i gospo­

darza;' leszcze to mniejsza, "Znaiomóść prędka u stołu", ile g d y b y k a żd y z nas b y ł posadzony gdzie należało; le cz na nieszczęście c z y to przez phoiętność, c zy li przez roztargnienie, gospodarz w to n iew sżed ł i zostaw ił losow i staranie sza- fu n k u krzeseł.

G d y w ięc k a żd y objął cerem onjalnie otań*

ćów ane w p rz ó d y siedzenie, szanowni btesia- dn ikow ie w następnej znaleźli się alt*rnacie.

D u c h o w n y znalazł się pom iędzy poetą i dosta- Węą W ielu lic y ta c jo w i n m i n u s , k tó ry siedział prtsy. Sędzi P o k o iu : za nim n ąslępow ał w ojsko­

w y , za tym obyw atel" h an d lu iący zbożem , p rzy nim doktor, dalćj urzęd nik p o lic y jn y gospodarz i ia.

I

(9)

— 121 —

Poeta zaczął rz e cz o T ra g e d ji, d u cho­

w n y p ro w a d ził o k a za n iu , liw eran t o akcyzie, sędzia o w y r o k u , w o jsk o w y d o w o d ził źe ieśli m ąd ry kto zasiał, m ędrszy kto zabrał; doktor o akupunkturze, u rzęd n ik o złodzieiach. L e c z w k ró tce wzaiem ne w y w ia d y , sprow ad ziły m ilcze­

nie p rzeryw an e ty lk o d źw iękiem talerzy i sztuć­

ców i rozeszliśm y się znudzeni raczej niź na- syceni-

W k ilk a dni potem na postrawnej w iz y ­ cie (*) sk a rży ł mi się mój częstow nik na posę- pność przeszłego obiad u i niezazyłość biesiadni­

k ó w m ięd zy sobą. T u dopiero w y sta w iw szy iem u istotną tego p rzy czyn ę , to iest k ry ty c z n e dobranie i rozpołoźenie sąsiedztwa stołow ego, w ym ogłem na nim postanowienie ostrożniejsze­

go w tej m ierze postępowania. Amfitrjonie c z y ­ teln iku , tuszę iź go w tem szlachetnem p rzed ­ sięw zięciu naśladow ać nie zaniechasz.

i

D o b i e s i a d n i k ó w .

T ru d n o b y ło rzec P asib rzu cho w i siedzące­

m u p rzy w y tw o rn y m stole (usęue quo venies nie pójdziesz d a le j:) g d y b y b y ł głod n y szyd ziłb y p ew n o z porady i nakazu. G łos n aw et lekarza

(*) W izyta postrawna iest to Święty obowiązek iab e- go'człow iek iyć umieiący i nietracący apetjtu na ' następne czasy, dopełniać nie zaniedbuie. Odby­

wa się między trzecim a ósmym dniem cci epoki obiadowij rachowanym Przec.iągłosć tej wizyty stosuie się gd zie niegdzie do dobroci obiadu który się tym sposobem zawdzięcza — 14* ielu d m fi.trjo ­ nów uwolniłoby częstowanych od mierzonej podo­

bnie o ma ki wdzięczności.

(10)

d a łb y się próżno słyszeć bo cała nauka Hip- pokrata nie zdołałaby naznaczyć granic apety­

to w i człow ieka, led en żołądek nie m ógłby znieść funta pożyw ien ia, drugi pochłonąłby ich trzy lu b cztery. N ajszczęśliw si pasibrzuchow ie są ci któ rzy iedzą najw ięcej a mogą ieść bez­

karnie.

Starożytni b y li w ielkim i pochłaniaczam i, p o traw y ich b y ły ciężkie i gęste, bardzo roz­

grzew ające a iednakźe traw ili ie z łatw ością nie do uw ierzenia. M ożnaby w ątpić o żarłoctw ie Mi- lona z K roton y k tó ry zabiiał w o łu i zjadał go tego samego dnia, lecz nie b y ło nic pospolitszego nad żołądki rów n ej siły żo łąd kow i H erodora z Me- gary, którem u na obiad stawiono 10 fu n tó w c h le b a , dw adzieści mięsa i i

5

butelek w in a , lu b też m łódej A glaid y która tańcow ała na te­

atrze po zjedzeniu pół cielęcia i w ych ylen iu kilku A m fo r C yp ryjskiego w in a , a w ed le uczo­

nego C a y lu s amfora trzym ała 12 blizko bute­

lek. Ieśli dam y w iarę A ten euszow i, S y cy lijcz y - k o w ie poświęcili b y li kościół żarłoctw u edoci- ta ti. JMoże iaki badacz starożytności w yn ajd zie szczątki tćj szczególnej św iątyn i, którćj ów Ka- p ito lin u s ied zący 60 fun tów mięsa na d zień , w a rtb y b y d ź A rcykap łan em .

A le cóż znaczą te w szystkie d z iw y farło- ctw a p rzy następuiących.

W N um erze

63

B u lletyn ów T o w a rzy stw a francuzkiego p rzyiació ł n au k znajduie się opis n adzw yczajn ego źarłoctw a nieiakiego Tarare k tó ry w i7tym roku życia b y ł w stanie pochło- nienia ćw ierci w o łu , w ażącej

48

kilogram ów (100 fu n tów ) Przeięto go pewnego dnia z ż y w y m kotem którego k rew w yssaw szy zostaw ił w krót-

(11)

123

ce kości. W p ó ł godziny potćm oddał szerśc sposobem zw ie rzą t i p takó w drapieżnych. W i­

dziano go chłonącego w kilka ch w il obiad p rzyg o to w an y na piętnastu w yro b n ik ó w niem- c ó w . Na p oczątku ostatniej w o jn y , w szed ł do bataljon u, lecz w krótce całkiem ogłod zony za­

p a d ł w chorobę i dostał się do S o u l z , gdzie ch iru rg naczeln y k a za ł m u dadź do razu po­

czw ó rn ą p o rcję, lecz skoro T arare m ógł się ty l­

k o zakraśdź do farm acji lu b do laboratorjum , iad ł kataplazmata i w szystko co m u pod rękę popadło. B y ł ciała sm agłego, u ro d y m iern ej, spojrzenia nieśm iałego; lica iego spłotniałe, bro- ździste, b y ły p raw d ziw em i iamami w k tó ry ch az do d w u n astu iaj m ieścił k ie d y się nie na- i a d ł; skóra iego żołądka mogła całego raz ob­

w in ą ć. T a ra re um arł w W ersa lu w 26 ro ku życia .

N ik t nie może b y d ź porów nanym do tego czło w ie k a ch yba Leopold Ió z e f Stoupy rzeczo­

n y B ijo u z u ż y ty przez lat 22 w M uzeum histo- rji naturalnej w P a ry żu . Z y c ie iego staw i naj- nad zw yczajn iejszy obraz iaki historja lu d zk a do­

tąd nam dochow ała. Pan F aujas de Saint-Fonil professor p r z y m uzeum historji naturalnej, nastę­

pne o nim powiada szczegóły.

B ijo u x ż y ł przez lat górą piętnaście mięsi­

w am i zaw sze p ra w ie p rzeg n iłem i, które iadł w w ielkiej ilości. P r z y rozerznięciu Nosorożca o k o p a ł około dw óehset funtów mięsa tego zw ierzęcia, które w y d o b y ł później i które za­

c h o w y w a ł w maśle dla zjedzenia g o , lubo w ze­

p s u c iu , g d y b y mu innego mięsa zabrakło. Zjndł n iedźw iedzia białego G renlandzkiego zdechłego W m en ażerji, okrytego sednami i w rzo d am i,

(12)

zjadł podobnież Ostrowidza, Panterę, Ieżoźw ie- rza i kilka małp zd ech łych z ch oroby. T rzeb a m u b yło tak w iele mięsa do codziennego po­

ży w ie n ia , iż chodził codzień do menaźerji dla u d zia łu do m ięsiw pom iędzy zw ierzęta rozda­

w a n y ch . Iad ł resztki ry b sp raw ian ych do ga*

lerji anatomicznej, lubo ich mięso b y ło zgniłe i zaśmierdziałe. P o ż y w a ł często na śniadanie w ie lk ie szczu ry na pół zgotowane. P iekarczy- k i, k tó rych majster gotow ał mu n iek ied y pastw ę, mieszali do niej pom ioty ptaszę, b yd lęce, a na­

w e t i lud zkie. U w iadom iony o tćm B ijou x oka­

z y w a ł sw e nieukontentow anie, ale k o ń czy ł za?

w sze na z je d ze n iu , p raw iąc iż to nie iest plu­

gaw e. co pochodzi ze stw orzenia zarów no ieść się daiącego. — Pom ocnik anatomiczny sław ne­

go Professora C u v i e r musiał z blizka naglą- dać żeb y nie został na preparatach okradzionym mimo tej ostrożności zem knął mu B ijo u x dnia iednego

25

funtów mięsa ludzkiego, które po­

ch ło n ął pół su row e pół pieczone. Um arł on 15 K w ietn ia 1800 roku iak iedni m ów ili z nie­

straw n o ści, iak d ru d zy z zapoięnia. B y ł ma­

łego w zrostu silny i ścięgnisty. Ż ołądek iego i inne organa b y ły bardzo zd row e a szkilet czło­

w ieka tego, znajduie się w galerjach anatomi­

czn ych m uzeum P aryzkiego.

Z d ro w ie czło w ieka iest-i słabsze iniestalsze aniżeli zw ierzęce. C horuie on i częściej, i dłu ­ żej. Biiffon przypisn ie tę różnicę m ięd zy czło­

w iek iem a zw ierzęta m i, namiętnościom duszy i niedoskonałości zm ysłów w zględnie do appe- ty tu . Z w ierzęta w ied zą daleko lepiej co natu­

rze przystoi. N ie osznkuią się w w y b o rz e ia- dła, nie w ycień czaią się zbytkiem rozkoszy.

(13)

125

M y oprócz tego iż w szystkiego n ad u żyw am y z okładem , nie w iem y ieszcze co nam słu ży a co szkodzi. Słow em rzec można iż nieumiar*

kow an ie w ięcćj lu d zi w yn iszcza, n iż/w szystkie flagi razem , c z y li pospolitszą przypow iastką;

K r e w z gło d u , m oru, w o jn y w yleie trzy piędzie T o k r w i p o b itych gębą bal i trzysta będzie.

I g d y b y nie ścisłem u zachow aniu p ra w i­

d eł w strzem ięźliw ości, nie w ied zielibyśm y cze­

m u p rzypisać rzad kich p rzy k ła d ó w długiego ży c ia , które iak lilje m iędzy cierniem w y g lą d a - ią z pokosu trzydziestoletnich pokoleń, iedne dru gie zalegaiących.

P ew n e z pismo perjod yczne A ngielskie zaw iera w yliczen ie lu d zi którzy p rzeżyli lat i

3

o oto nazwiska tych k tó rzy przeżyli półtora w ie ­ k u . Tomasz. Newman ż y ł lat i

5

o um arł ro ku i

542

. Tomasz P a rr ż y ł lat i

52

um arł r. *635 Zames Bowles ż y ł lał i

52

um arł 1666. Henryk West ż y ł lat i

52

. Tomasz Damme ż y ł lat i

54

um arł i

648

, P ew ien wieśniak Polski ż y ł 157 lat u m arł 1762, I ó z e f Surrington ż y ł lat 160 um arł 1797, W illjam Edwards ż y ł lat 168 um arł r. 1668, Henryk Jenkins ż y ł lat 169 um arł ro­

k u 1670, Ludw ika T ru xo żyła lat 175 um arła ro k u 1782. M ulat pew ien z A m e ry k i Północnej zm arły roku 1797 ż y ł lat 180. Gazeta County Chronicie z dnia i

3

Grudnia 1791 tw ierd zi po.

d łu g spisów parafij Sgo Leonarda że Tomasz K orn zm arły r. 1588 p rze ży ł lat 207. —

P r o c e d e r .

Gazeta F ran cu zka des Tribunaux tak opo.

wiada niedaw no w ytoczon ą o ielonka spraw ę.

C yp aryssus um arł ze zm artw ienia iż zabił u lu .

(14)

126

bioną sarnę, Pan i Pani Suard austernicy w Cha- teauroux naśladowali iego ża ło ść, dow iedzia­

w szy się o przedw czesnej śmierci Trusia m łodego przyłaskaw ionego ielo n k a , k tó ry b y ł ich p ociech ą; nie naśladowali wszakże samobój- . stwa bo nie mieli sobie do w yrzucen ia śmierci spólnego faw oryta. L ecz przysięgli zemstę za­

b ójcy i to u czu cie wznosząc o d w a g ę , p o b u d zi­

ło ich do w ytoczenia sąsiadowi ogrodnikow i spraw y której okoliczności są następuiące:

L e k k i gaiów c h o w a n e k , T ru ś porzu cił ie bardzo młodo i przem ieszkiw ał na dziedziń­

cu auslerji Pana Suard. N iczego nie szczędzo­

no na pozłocenie m u w ię z ó w , szczęśliw ie spał w n iew oli którą mu codzień uprzyiem nić się starano; p ieszczoty, św ieże posłanie, łakotna pa­

sza, w szystkiego miał nad życze n ia , wolno m u b yło naw et kosztow ać nieco wolności w są­

siedzkich opłotach gościnnej strzechy. Codzień rosł na swoią korzyść i d w a rogi dosyć pozorne, będące szczególnym przedmiotem admiracji Pani Suard d a w ały pole dow cipom m iejscow ym do tysiąca strzelistych, p rzy g ry w e k i u cin k ó w .

Za w iele w olności zgubiło Trusia. Został h a rd ym , o p rysk liw y m , upartym a n aw et zło­

śnikiem. Sianko którem go codziennie opatry- w ała skw apliw a Pani Suard staranność, w yd ało m u się iałow ćm . T ru ś w o lał sąsiedzą kapustę;

P ico w n ikiem , b y s z c z ę ś liw y . D o b rze to b y ło dla Trusia lecz sąsiadowi o kapustę chodziło.

Dnia

26

Sierpnia

1827

. n iero zw ażn y ielo- nek w yszed ł b y ł podług zw y c za iu na picow a- nie. K ilka godzin u płyn ęło a ieszcze nie w ró ­ c ił; szukaią g o , w o ła ią , lecz na próżno. Pani Siiard dopomina się u E ch a o sw ego T r u sia , idzie do sto d o ły, obębnia po ulicach a naw et

(15)

— 127

napom yka o um ieszczeniu w gazetach listu goń­

czego z opisem p o staw y zbiega i iego zn a k ó w szczególnych. T ru ś się nie pokazał. Nazaiutrz dow iedziano się iż z w ło k i T ru sia znalezione zo­

stały w p aro w ie. W k r ó tc e odnoszą go do mie­

szkania, k tó reg o b y niestety, opuszczać n ig d y nie pow in ien .

G łos iednom yślny pow staie w a u ste rji. N ie, nie będziesz n a w leczo n y na rożen. T w o ie człon­

k i tak delikatne, tak ładne nie podlegną ku ch en ­ nem u rozczłon kow an iu . N ie urodziłeś się na podłą pieczenię (*,). T w o ia skórka tak ładnie upstrzona nie będzie niegodneini w yp raw io n a barkam i, słu żyć m an a rę k a w iczk i dla garnizonu.

T ru ś b y ł pogrzebion z w ie lk ą w ystaw ą, Pani S u ard dotądieszcze m yśli pomnik m u w ystaw ić.

B y ło to w iele dla bpleści ale mało dla zem­

sty . P o zew z form alnościam i w ręczo n y sąsiado­

(*) l a l rozmaite są przekonania i wyobrażenia ludz­

kie o wdzięczności, a więcej zapewne o innych cno­

tach następny okaie przykład. H' Stambule 181 a roku zapalił się był dom Greckiego tłómacza\ za pomocą kilku ianczarów uratował on swój skarb i ruchomości, ale zapomniano dziecięcia w koleb­

ce, a wejśdź iu i nie było można, bo płomienie wszystko ogarnęły. Nieszczęśliwy ojciec rozumiał i i iuz dziecię utracił, aliści wielki pies iego, wy­

biegł z domu trzymaiąc w pysku dziecię za powi- iak i położył ie w progu dom u, przyiaciela Pana swego. K tói zgadnie iaka spotkała nagroda tak wspaniałe zwierze. Oto tłómacz zabił ie własną ręką i wraz z fam ilją zjadł go na wielkim na czfść iego danym obiedzie, mówiąc te słowa, ,, Nadto iest szlachetny ten p ie s, aby się m iał stać pastwą robactwa, niech się więn z krwią ludzką zmiesza która przeto stanie się wspaniałomyśl- niejszą, czulszą i cnotliwszą ”

(16)

przecza samego corpus delicti. P osiłkow o zaś u trzym u ie, źe działał tylk o w praw nej obronie sw oiej kapusty R zeczn icy z iednej i drugiej na­

znaczeni strony. Pan D ubail obrońca obżałowa- nego zam ykaiąc się w strictum ius u trzym uie źe art.

252

kod exu nie m ów iąc o ielon kach nie daie się do gatunku zastosować. O brońca po­

w oda u zb raia się podów czas w całą surow ość 8 rtyku łu 470 k tó ry w paragrafie 2 karze iako p rze stę p có w , ty ch k tó rz y b y b y li pow odem śmierci zw ierząt do kogo należących.

T ry b u n a ł w swoiem posiedzeniu 10 W r z e ­ śnia stosownie do opinji człon ków , po w zią w szy należyte w tćj m ierze przekonanie czyn iąc zado- syć temu ostatniemu w nioskow i uznaie, w innym i potępia ogrodnika na k o p y pięciu fra n k ó w , a nadto, dom ierzając spraw iedliw ości żądaniom Państwa S u a r d , Sędziow ie oceniaią na 20 F r.

źal p o z y w a ją c y c h , i tę kw o tę przeznaczają na zaspokoienie onego, iako tez kosztów sp raw y w ilości franków 400, do obźałow anego roszczo­

n y ch . —

Z A G A D K A .

C a ły dom panu chowam i w nim pańskie rzeczy, Lecz wtedy kiedy i mnie Pan ma w dobrej pieczy.

Z n aczenie przeszłej Z agad ki Rzóka.

Objaśnienie ryciny N ro 38. Toczek blondynowy z piórami<

Suknia grodenaplowa haftowana. Płaszczyk Miner wy z tyftykowe/

tkanki (Cachemirienne) w axamitne palmy.

Explication de ia grayure Nro 38. Toque de B lon de orne de plum es Robe de gros de N aples brodee M anłeau de Pallas cn Ca- ehemirienne orne de palmes en velours.

Cytaty

Powiązane dokumenty

P atrz rzecze do roze^papćj garderobianej oto coś nader dziw nego... N iech licho unićsió' podóbne

Drugie celem pracy człeka, podwakroć-maleńkie dziecię, Z w yk ło powtarzać me trzecie W szystkiem cnotliwy się brzydzi Iednak wielu się nie wstydzi.. B y ltb y

nowaniem całuie szanowne to pismo przed one- go przeczytaniem i do serca przyciska.. rączce nie przestawała p ow tarzać iź za mordo.. Obrała sobie za mieszkanie

M iłość dziecięcia mamiła tę duszę czystą i ufaiącą względem podobień- stwa tego nowego zjednoczenia... M ogę przyznać się Mamie iż mi Bronisław iest

Redakcja Motyla iest przy ulicy Leszno Nro 660 » Przesłane a nieprzyię- te xiażki lub pisma niezwłocznie źe nietykalnie zwrócone zostaną. Suknia tiulowa

Helena zaięła H rabiego najżyw szą miłością... Helena

Oto ch w ila rzekła córce Pani M orska zadania ostatniego ciosu i zdziałania na zaw sze odm iany ta k niezbędnej tw oiem u

strzeni panow ania, ieden z to w arzystw a, broni reszcie, przystępu do sw ego niegrodzonego