• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 23, nr 41 (1891)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szczutek : pisemko humorystyczne. R. 23, nr 41 (1891)"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 41.

Lwów, Niedziela dnia 18. Października 1891.

P re n u m era ta we Lwowie wynosi ca­

łorocznie 10 złr.. półrocznie 5 złr., cw ierć- rocznie 2 złr. 50 ct., m iesięcznie 85 ct.

N um er pojedynczy kosztuje 20 ct.

D odatek zawiera łam ig łó w k i, sza­

rady, zadania szachowe i inseraty.

In se raty d ru k u ją się za o płatą 6 ct.

od w iersza drobnym drukiem w jednej szpalcie. S tronnica inseratow a zawiera cztery szpalty.

In seraty p rz v jm u ją : A dm inistracja

„Szczutka" przy ul. Łyczakow skiej 1. 3.

W W iedniu B iura ogłoszeń: H aasen- stein a & Voglera, K udolfa Mossego i A.

Oppellika.

W P a r y ż u : A dam . Kue de St.

P eres 81.

S z c z u te k wychodzi od roku 18G8 P ren u m erata zamiejscowa z p rzesy ł­

ką pocztową wynosi całorocznie 10 złr., półrocznie 5 złr.. ćw iercrocznie 2 złr.

50 ct.. m iesięcznie 85 ct.

W W ielkiem księstwie PoznańsKiem ta la ry 50 fen.

We F rancji, Szwajcarji i W łoszech całorocznie l(i franków .

Prenum erow ać można w A dm inistra­

cji „Szczutka" przy ulicy .Łyczakowskiej 1. 3.. we wszystkich księgarniach ajencjach dzienników i we ’ wszystkich urzędach pocztowych.

Keklamacyj nie opłaca się.

L isty przyjm uje się tylko opłacone M anuskryptów nie zwraca się.

P I S M O S A T Y R Y C Z N O - P O L I T Y C Z N E .

Fatalny tydzień.

F atalny tydzień z tą ciszą dokoła,

Która nie groźną nawet jest. lecz n u d n ą ; W jej szarym prochu któż wygrzebać zdoła B łyszczące ziarnko złota? Nazbyt trudno!

Bo ani Wilhelm, chociaż 011 mowieckie Rzemiosło wyżej, niźli wszystkie, ceni.

Ni jednem słówkiem na dzieje niemieckie Nie rzucił snopa genialnych promieni.

Tak ta społeczność ludzka zeszła na nic, Tak już ambicja żadna jej nie zbiera, Ze nikt nikomu nie tknął nawet granic, I nie ma dotąd kopii Boulangera.

Straszliwa jakaś prostracja duchowa W ludzkości ciało zastrzyka morfinę, Ztąd ociężałość i apatja owa,

Światem rządzące dziś bóstwa jedyne.

Ani też Bismark, całkiem skapcianały, Wyszczerbionemi nie zazgrzytał zęby,

On, co wciąż jeszcze marzy o dniu chwały, Gdy cesarz przyśle doń swe dziewosłęby.

Milan, dający światu zwykle tyle Pięknych sensazyj, (co prawda i żona W tem mu pomaga), w cichości a mile Pożyczonego spija miód miljona.

Wprawdzie, jak głoszą, Rosja coraz wścieklej Nieszczęsne ludy gniecie swemi stopy;

Lecz z Rosją gniewów w s z y s cy się zarzekli, A jęki serca nie wzruszą Europy.

Bo ona dawno w sobie zatraciła

Owo poczucie, czem gwałt, a czem słuszność, Bo dla niej samej słońcem dzisiaj siła.

A duszą spraw jej wszelkich — małoduszność.

(2)

2

a o a o .

I ja w końcu jestem gotów Zawrzeć broni zawieszenie

Z naszem miastem, które-m ganił, Ale które dzisiaj cenię.

Bo w istocie, drogi Finiu, Nie je st ono, jak mniemałem, Zgoła bez ambicji wszelkiej.

— Owszem, czasem wre zapałem.

Czasem wzrok nieuprzedzony Dostrzedz musi w niem postępy;

Z wielką chęcią to przyznaję, Nóż zarzutów mych już tępy.

Widzę, widzę, żeś zdumiony I masz rację niezawodnie, Lecz posłuchaj: a nie weźmiesz I ty moich słów za zbrodnię.

ZF1

Widziałem ciebie...

Widziałem ciebie w balowej sali Wśród pląsających par grona, Gdy włos twój kruczy, jak wstęga fali

Na śnieżne spadał ramiona.

Gdy otaczały ciebie róż koła Jasną od świateł tysiąca, A blask brylantów' bił ci od czoła,

Niby promienie od słońca.

Piękniały słowa, miękły wyrazy, Płynąc z ust twoich koralu, I powiedziałem mało sto razy,

Ze jesteś... królową balu.

Widziałem ciebie po dziennym zmierzchu, Późną wieczoru już dobą — Łódź twa płynęła po wody wierzchu,

I płynął księżyc wraz z tobą.

Bielały fale, jak puch gołębi Od silnych wiosła uderzeń — Tyś się skarżyła jeziora głębi,

Kto inny słuchał twych zwierzeń.

Czy nie byłeś na Ptaszniku?

Operetki tytuł taki.

(Nie myśl tylko, że w niej ujrzysz Prozaiczne jakieś ptaki.

Owszem bardzo, bardzo miłe Są na scenie tam ptaszęta,) Owoż Ptasznik — operetka, O peretka zaś — ponęta.

Tak, ja wielbię nieustannie Rodzaj sztuki ów uroczy, K tóry serce me upaja I raduje moje oczy.

I uwielbiam też poniekąd

Lwów, mam pewną cześć dla Lwowa, Czegóż ehcieć-bo, gdy co tydzień Operetka idzie nowa?

^ o d - s ł- u - c łis m e .

— Jak sądzisz, czy m inister handlu ustąpi w sprawie decentralizacji kolejowej.

— Być może — jeżeli mu Plener po­

zwoli.

— Co P lener ?

Mój drogi i Steinbach i Plener jest podszyty — w ogóle dzisiejsze m inisterjum Taaffego jest z podszewką.

Chciałaś wynaleźć cel życia świętszy, Być siostrą braci cierpiącej — Wtedy uczułem ruch serca prędszy,

Niepokój w duszy marzącej.

Widziałem ciebie w majowy ranek, Blask słońca spływał po tobie — Na głowie miałaś róż polnych wianek,

Białą sukienkę na sobie.

U piersi twoich drżał kwiat pierwiosnka, Z ust dźwięków płynęła fala — Słuchałem długo... była to piosnka,

Co krew nam w żyłach zapala.

Wtedy uczuciem dziwnem natchniony, Nie mogłem rysów twych zatrzeć — I powiedziałem, że lat miljony

Chciałbym na ciebie tak patrzeć.

Lecz raz widziałem — wtedy nie byłaś Ni w róż girlandach, ni w złocie — Gdy we drzwiach nędzy główkę schyliłaś,

I łzę otarłaś sierocie.

Gdy cię nazwało dziecię aniołem, Choć jego nie miałaś znamion:

Giers i Rudini.

Pod pełnem słońcem Italji Giers z Eudinim się zjechali..

Rzecz to doprawdy ciekawa, Jak a ich tam sprzęgła sprawa I kto teraz dla odmiany Przez W łochy będzie sprzedany.

Telegramy „Szczutka-,,

Wiedeń d. 17. października. W sprawie kolejowej Koło polskie przeraziło się własną swoją odwagą. Nikt nie wie, zkąd się ta odwaga wzięła. Ministrowie chodzą jak zwa- rzeni. Jeżeli odwaga Koła nie „ochlapnie“, albo jeżeli nie pójdzie drogą lenderbankową, to będziemy mieli miłe wspomnienie.

Konstantynopol dnia 17. października.

W sferach sułtana oswajają się z myślą przoprowadzenia się do Małej Azji — ale na koszt Europy. S ułtan pod wpływem umizgów Rosji nabiera formalnie wstrętu do Europy.

Petersburg dnia 17. października. Nie­

fortunne powodzenie pożyczki wywołało tu w sferach najwyższych pasję, tak szaloną, że całe otoczenie drży ze strachu.

Berlin dnia 17. października. Cesarz W ilhelm nietylko, że nie m iał w tygodniu żadnej mowy ani improwizacji, ale w ogóle stał się milczącym. Miało się stać na usilne prośby sfer finansowych.

Ni złotej gwiazdy lśniącaj nad czołem, Ni białych skrzydeł u ramion.

Lecz byłaś taka, jak lilja biała, Z twych oczu biła słoneczność...

1 — gdy sierota płakać przestała, Zostałaś moją — na wieczność!....

K. G.

Ś w ie c z k a gaśnie!

Na poddaszu, w pokoiku Jasno płonie mała świeca, A poeta przy stoliku Iskrę uczuć swych roznieca.

Zwolna —■ zwolna świeczka mała Coraz zmniejsza się i zmniejsza;

Czarnym knotem wybujała Mocno w górę — już ciemniejsza.

Knot się skręca, garbi, chyli,

Resztka świecy w płyn się zmienia — I w ostatniej jeszcze chwili

Szle niepewny blask płomienia.

(3)

Imci pan Onufry.

N a d u rn o oś w sz y stk ie w y g a d y w a ­ n ia b ie d n y c h ludzi w m ieście n a d ro ż y ­ zn ę — i za m ia st te g o , ja k to ludzie m ó­

w ią, że g ło w ą m u ru n ie p rz eb ije, ta k oś trz a p o w ied zieć, że g a d a n ie m m a istra tu n ie ruszy, ch o ć b y g a d a ł ta k m ąd rze ja k S alam o n , a g ło śn o ja k b y ja k i b asista z try a tru . Jeszcze oś so b ie naw eć p o k p i­

w a ją g d z ie n ie k tó ry fig u ry m a istra c k ie , zw yczajnie ta k ie , co to n aw eć n ig d y nie w iedzieli, s iła te r a b o c h e n e k ch leb a k o ­ sztuje, co g o jedzą. T rz a so b ie oś to na- m otać, taj ja k b ę d ą w y b o ry now ej ra d y ,

Spopielały rdzeń ogniska . W płyn rozlany zapadł właśnie I świetlanym kręgiem błyska — Coraz ciemniej — świeczka gaśnie!...

* *

*

Piękna młodość i szczęśliwa.

Żądna wrażeń — ideału, Snuje złotą nić przędziwa Wzniosłych myśli i zapału.

Jak świetlana, jasna wstęga, Chęcią czynu pali łono, I zniczowym ogniem sięga

W przyszłość wielką — wymarzoną.

Z czasem mija wiek uniesień — Wiek młodości — wiek zapału I nadchodzi życia jesień — Pełna statku i bez szału.

Niedogarek uczuć błyska W lodowatem starca łonie:

Gaśnie życie — z popieliska

Iskra ogniem nie zapłonie. T. P.

Nowożytny Samson.

W bogatym salonie Światłami strop płonie,

Sto pięknych rumieńców się żarzy;

trz a d o b rz e to na rozum ludziom w ytłó- m aczyć, co b y an i je d n e g o ta k ie g o nie w y b ierali, co n ie sły sz ą n a to ucho, do k tó re g o b ie d n y c z ło w ie k g ad a .

A le kum J a c e k , co n ib y d o b rze ca łe m iasto n a p am ięć zna, p o w iad a, że to w szy stk o nic n ie pom oże, b o p rz e c ie k ca łe w y b o ry to się z ro b ią ta k , ja k oś zechcą n ie k tó re fig u ry , co się um ieją p ręd zej zaw inąć k o ło h a g ita c ji. P o w ia d a kum , że oni już te ra z m ają posp isy w a- n y ch , k o g o w y b ierać, i że n ik t n ie p o ­ trafi im k o ń c a do jech ać. B ęd ziem o w i­

dzieli. M y już n ie ta k ie fa n a b e rje w i­

dzieli, in o co p ra w d a , n a ró d lw ow ski sk a p c a n ia ł b ard zo , taj ciężko g o t e r a ru ­ szyć. I n ie dziw ota, b o od czasu, ja k te je d n o ra ły nasze p o ch o w ali się abo ta k ż e sk a p c a n ie li — to n ie m a już k o m u n a ro zu m n aro d o w i g ad a ć. A le co znow uś n a je n te lig e n tn ik ó w zaw iało, to n ie w ie­

dzieć. Ż eby choć je d e n ja k im k o n c e p te m ru sz y ł! P o c h o w a ło się to w m y sią d ziu ­ r ę — a ja k k tó re g o o co s p y ta ć , to ino r ę k ą k iw a i p o w iad a, co m u w szy stk o jed n o . C iekaw ość, czy m u b ęd z ie to w szy stk o jed n o , ja k b ęd z ie m u siał za b u łk ę d w a ra z y ty le p łacić , a za m ięso jeszcze w ięcej. T e r a n ib y nam w szy stk o jed n o , ale ja k p rz y jd z ie d ro ż y z n a w ielk a, to b ęd zie się p o te m c z e p ia ł licho w ie k o g o i w y k lin a ć b ęd zie n a czem św ia t sto i — ino że to już w ten c zas n ie p o ­ m oże. D o k o n ie c z n ie trza, ażeb y się lu­

dzisk a n a p rzed m ieściu ru sz y li i c h y b a p ro ś b ę n a p iśm ie d o m a is tra tu n ap isali,

Sto piersi liljowych, Sto ust koralowych

I sto lśni uśmiechów na tw arzy!

Przy dźwiękach walczyka Par setka pomyka,

Jak wiatrem niesione motyle — I błyszczą się oczy,

Lśnią perły z warkoczy,

Jak gwiazdy w mgławicy i pyle...

Po sercu mi skacze To grono junacze,

A w głowie myśl świta Kaina; ■ Bo z innym pomyka

Przy dźwiękach walczyka

Najdroższa mi w świecie dziewczyna.

Podszedłem do chóru...

I filar z marmuru

Objąłem... mam siłę SamsonaL.

Gdy filar poruszę, Polećcie swe dusze...

...Nie mogę!... Bóg z wami.,, tam Ona!!

Em. Nelin Gordź.

* * *

Znałem jedną piękność w świecie, Lecz mimo gwaru, hałasu Poznał ją w młodości kwiecie Stary, twardy ząbek czasu.

ta j żeby zanieśli m a istra to w i te n chleb, co im te r a p ie k ą po p ie k a rn ia c h ży d o w ­ sk ic h za d ro g ie p ien iąd z e — i n a jb y to k a z a ł m a is tra t k o n sy lja rz o m sw oim jeść te n chleb. M ożeby to co p o m o g ło . Ino, że u nas nie nam ów i ludzi, naw eć o s ta ­ tn ia b ied a, a b y się ra to w a li ja k m ogli — zw yczajnie k a ż d y k ła d z ie uszy po sobie, zadum a się, p o k ln ie tro c h ę , i c ierp i b ie ­ dę sp o k o jn ie, ja k b y oś ta k już b y ć m u sia ło — taj ty lk o !

ROZMOWA GOGĄTEK.

— Ty ! powiadają, że odtąd będziemy mieli mniej kłopotu z greką i łaciną.

— Co mi z tego ■ ot gdyby mię od pol­

skiego uwolnili, bo wyobraź sobie, regular­

nie z polskiego mam dwójkę.

Korespondencje redakcji.

— Jan. W. w Sok. Nio wiemy, o co chodzi, bo n ie znam y faktu. — X. w X. W calo nio zły koncept i k ied y ś żu ży tk iijem y . — W. M. we Lwowie. Chyba w jak im d z ie n n ik u m ód I

Od Administracji.

Prosimy o odnowienie prenu­

meraty na kwartał bieżący.

Darmo mydła i gorsetki Upadłe podnoszą wdzięki — Z baby nie zrobią kobietki, Nie zapragnie nikt jej ręki.

Ba, o rękę nikt nie spyta, Ale nawet... Ot, myśl płocha!

Chociaż amorów nie syta, Nikt jej nawet nie pokochu.

Ona za to, choć starannie Cięcia zęba kryje na dnie, Sama przytnie każdej pannie, Bóg wie za co, jak wypadnie.

A tak gryzie głupio, wściekle, Ze sam szatan w djabłów grupie Rzekł: To nawet u nas w piekle Za szelmowskie — lub za głupie.

Ktoś mi powie: świat za słaby:

świat za dobry do tej pory, By wychować takie baby, Takie po prostu potwory.

A ja ręczę, że znam przecie Taką jedną piękność w świecie, Co być nie chce dosyć słabą, By być tylko starą babą.

Głupi jak but.

(4)

Wydawcai odpowiedzialny redaktor Liberat Zaczkowski. Z drukarni i litografii Pillerai Spółki. (TelefonnNr.714)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czemu, odpowiedz otwarcie Dziewczyna pyta mnie pusta..

żający największe oburzenie, iż Kurd-bej, który dozwolił ajentom rosyjskim porwać Łuckiego, kazał sobie za to aż dwieście funtów tureckich zapłacić.. Jest

O Twój wiek złoty, to marzenia wieszcze, Wiek dziewiętnasty, to wiek postępowy Gdybyś, przeto, mógł dzisiaj żyć jeszcze, Nazwałbyś złotem urząd

G oryczy spory kielich Los każe im wychylić do dna, A na dnie czary tej się kryje.. K apitulacja

Ten, który jadem P lw ał do niedaw na na garstkę naszą, Dziś w pojednania strojny djadem Z miodu słodkiego zjawia się czaszą, Twierdząc, iż mimo

Gdzie pagody zadumane Marzą w lasach aloesu, Cichą piosnką kołysane Eozszemranych fal Gangesu, Gdzie bambusów wiotkie szczyty W jasne nieba prą błękity,..

Wydawcai odpowiedzialny redaktor

Mogli- byśmo im także sprzedać trocha jen teli- gentów naszych na nasienie. Podobało się nam ale tylko ze względów