• Nie Znaleziono Wyników

Młody Krajoznawca Śląski, 1938, R. 5, nr 6

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Młody Krajoznawca Śląski, 1938, R. 5, nr 6"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

m m m

K U A m m Ł W C A

ś i Ą m

I

(2)

SPIS RZICZY

1. Z przeszłości m. Chorzowa . 1

2. Ks. Ja n Dzierżoń, jeden z najsłynniejszych pszcze­

larzy ś w i a t a . ... 9

3. W ycieczka do Łańcuta i Lwowa 11

4, Historia Nowych Hajduk . . . 13

5. Przechadzka po Pszczynie i jej zabytkach 17

6. W ycieczka do Częstochowy . . . . 20

7. Z wycieczki do Będzina . . . . . 22

KTO ZA MŁODU NIE OSZCZĘDZA, TEG O PÓŹNIEJ CZEKA NĘDZA.

A TY?

CZY NALEŻYSZ JUŻ DO S.K.O.?

W y d a w c a : C h o rz o w s k ie Szkolne K oła K rajoznaw cze za re d a k c ję o d p o w ie d z ia ln y : dr. Jakubow ski Józef

za k o m iłe ł a d m in is tra c y jn y : M o rg a ła Jan

O d b iło w „ D r u k a m i N a ro d o w e j" C h o rz ó w I., ul. K rzyw a 14 — Telef. 4 0 6 6 2

(3)

S h o r t&

tODY

KRAJOZNAWCA ŚLĄSKI

P is e m k o S zko ln ych K ó ł K ra jo z n a w c z y c h Ś lą s k ic h

Nr. 6 (37) C zerw iec 1938 r. R ok V

W szystkim naszym czytelnikom i p rzy acio ło m składamy serdeczne życzenia wesołych w akacyj, dobrego odpoczynku i powrotu z nowym zapasem sił i energii do pracy • > j odpoczywając, nie zapominajcie i o krajoznaw ­ stwie, z którym tak dobrze da się połącizyć zabawa i odpoczynek. Urządzajcie wy­

cieczki, obserw ujcie, badajcie i zbierajcie opisy,m ateriały i spostrzeżenia k rajo ­ znawcze, którym i będziecie się mogli podzielić po w akacjach z czytelnikam i w a­

szego pisem ka. Redakcja „Mł. Kraj. Śl.“

Z przeszłości m. Chorzowa

Ze starych zbiorów i opowiadań ludowych zestawił S. Lubecki.

M iejsce, gdzie dziś znajduje się Cho­

rzów, miasto najbardziej uprzemysło­

wione na Śląsku, liczące około 110.000 mieszkańców, jeszcze przed mniej w ię­

cej 200 lat było lasem sosnowym, w którym żyło mnóstwo zwierzyny le ś­

nej, zaś na brzegach licznych stawów czerwononogi bocian szukał pożywie­

nia.

Tam, gdzie dziś znajduje się najruch­

liwsza ulica miasta, mianowicie ulica W olności, przez którą przechodzą dziennie tysiące osób, m ieścił się wyso­

kopienny las sosnowy, w którym je ­ sienną porą ryczał jeleń, a liisy grzeba­

ły swoje nory podziemne. W m iejscach zaś, gdzie dziś naw ołuje piękny dźwięk dzwonów naszych wspaniałych świątyń do modlitwy, wówczas z nastaniem wiosny odzywał się głos kukułki, zwia­

stujący obudzenie się bujnej, zielonej przyrody.

Las ten był wówczas wspólnie uży­

wany przez dziedziców okolicznych miejscow ości, w szczególności Górnych i Średnich Łagiewnik, Górnych !i D ol­

nych Hajduk, oraz M ałych Św iętoch­

łowic.

Dopiero na mocy dokumentów roz­

dzielczych z lat 1592 1676 i 1682, jak również i dokumentu kupna z roku 1789, magnaci górnośląscy, Paczyńscy, jako dziedzice m ajętności, w ystąpili z pretensją o wyłączne posiadanie praw a polowania, oraz innych praw, na te re­

nie górno-łagiewnickim , t. j. dzisiej­

szych Łagiew nik. Dopiero jednak na wniosek ówczesnego dziedzica G ór­

nych Hajduk Erdmana Zarganka o znie­

sienie wspólnych praw używania te re­

nów, uczyniono zadość prośbom i naj­

pierw odłączono w dniu 31. I. 1826 r.

dla Górnych Łagiewnik teren o pojem­

ności 17 jutrzyn1). T ak ie same ugody nastąpiły pomiędzy w łaścicielam i G ór­

nych Hajduk z jednej strony, a sukce-

(4)

Str, 2. iNr. 6. (37)

sarami szlachcica śląskiego Miku&za z drugiej strony, jako w łaścicieli m ajęt­

ności Średnich Łagiew nik i Dolnych Hajduk w latach 1824, 1826 i 1827, w

■których to ugodach zrezygnował Zarga- nek na zaw sze z w szelkich przysługu­

jących mu praw, otrzymując jako od­

szkodowanie 32 jutrzyny terenu na wy­

łączną własność.

Ów teren, na którym znajdował się las sosnowy i który jeszcze przed przeję­

ciem miał być w ycięty, stanowił wspól­

nie z innymi częściami razem obszar o pojem ności 82 jutrzyn t. j. 33 h ek ta­

rów. T eren ten rozparcelowano a poje­

dyncze parcele w latach od 1826— 1834 oddano okolicznym włościanom w dzie­

dziczną dzierżawę. P arcele te dały po­

niekąd poozątelk późniejszej 'kolonii ro­

botni ozo-przemysłowej, która w miarę rozrastającego się przemysłu rozrastała się intensywnie, — i dała początek dzi­

siejszemu potężnemu miastu Chorzo­

w ow i

Każdy nabyw ca dzierżawy musiał się zobowiązać, że w przeciągu 3-ch łat, wybuduje w swej siedzibie domek.

Ja k o należytóść za dzierżawę płacili żonaci po 1 talarze, zaś osoby stanu wolnego po 15 groszy srebrnych, na rę­

ce w łaściciela majętności.

Również i w raz'ie zmiany m iejsca po­

bytu należało zapłacić 5 procent t. zw.

laudcnium dziedzicowi.

W ten sposób pow stała obok istnie­

jącej już od . 1802 huty Królew skiej, którą to nazwę przybrało tw orzące się miasto, nowa kolonia robotnicza, mniej- w ięcej w tym miejscu, gdzie . dziś znaj­

duje się ulica W olności, nazwana od nazwiska ówczesnegp w łaściciela

m ajętności „Erdmanswille". Kolonia ta otrzymała w r. 1836 pańską arendę

„karczm ę", którą później przezywano

„dzwonem U rbana" — dziś oberża Nag­

ła, zaś w domu nr, 10 pierwszą aptekę, którą nadano aptekarzowi Krauzemu.

Również stworzono nową szosę, łą ­ cząc w ten sposób osadę nowopo­

w stałą z dworcem kolejowym w Świętochłowicach. Na budowę tej szo­

sy, aczkolw iek stanow ić m iała ona tyllko prowizorium — otrzymano po 400 tal. subwencji od barona Goduli, ora : - ks. Henkla - Donnersmarcka. W dniu 15. 5, 1849 r. udzielono zezw ole­

nia na utworzenie prizy szosie tej szla­

banu i pobierania cła drogowego. Je s z ­ cze w pierwszym roku woijny światowej istniał szlaban w domu kupca Nitsehe.

go.

Rozporządzeniem z dnia 4, listopada 1850 r. zamieniono wyżej wymienione m iejsca dzierżawne na niezawisłe po­

siadłości, jednak za opłaceniem renty przez 25 kolonistów, razem rocznie 108 tal, 25 gr. srebrnych, zaś karczm arz M ichał Courant p łacił osobnym zarzą­

dzeniem z dnia 7. lutego 1857 sumę 55 talarów rocznie.

W roku 1868 przyłączono kolonię ..Erdmannswille" do nowopowstałego miasta Królew skie Huty,2} odkąd sta­

nowi ona jedną z nim całość. K rótko przed przejęciem liczyła kolonia ta 32 i

‘i jutrzyn obszaru, oraz 54 domów z 509 mieszkańcami,

') M iara powierzchni, odpowiadają­

ca mniej w ięcej morgowi. K aw ał pola, któ re jeden człow iek mógł zaorać w cią ­ gu jednego dnia.

(5)

J e s t rzeczą jasną, że wygląd miasta Królew skiej Huty był inny niż dziś.

W szczególności targow iska w pierw ­ szych latach po nadaniu Królew skiej Hucie godności m iejskiej, odbywały się, (dzisiejszy piękny budynek hali targo­

wej wybudowano dopiero w roku 1905) w miejscu położonym bardziej na wschód od dzisiejszej hali targow ej, B ył to t, zw. „stary p lac targow y". Jesz cz e starsze targow isko (do roku 1850), znaj­

dowało się w pobliżu narożnika dzisiej­

szych ulic Bytom skiej i Hutniczej, przed ówczesną oberżą dla urzędników kopal­

ni i huty. P lac ten był o w iele mniejszy od „starego targow iska".

A w ięc m ąjac na cku „stare targo­

w isko", orientujemy się:

N iedaleko od targow iska stała daw­

na pudllownia, gdzie wytapiano żelazo, na t, zw. „lupy". (Dziś system ten jako p rzestarzały już n'ie bywa stosowany).

Przez środek tegoż placu ciągnął się dłuższy dwutorowy szlak żelazny, po którym na m ałych w ózkach końmi wy­

wożono żużle z huty. Szlak ten pro­

w adził w kierunku dzisiejszej ulicy K ra­

kusa aż do ul. Floriańskiej, w bliskości ul. Styczyńskiego, wzgl. 3-go M aja, gdzie żużle te, bardzo często jeszcze gorące, wyładowywano na hałdę. H ał­

da ta, porośnięta traw ą i mchem, je st tam jeszcze widoczna. Naturalnie, że wyziewy te j hałdy były dla okolicznych m ieszkańców niezbyt przyjemne. P onie­

waż szlak ten dzielił targow isko na dwie części, przeto w ładze miejiskie przeznaczyły m niejszą część na sprze­

daż bydła, jak również siana i słomy, zaś w iększa część służyła dla handlarzy i kram arzy.

A gwarno było już wówczas na ta r­

gach K rólew sko - huckich, któ re już wtedy odibywały się również w środy i soboty. Chociaż sama Królew ska Huta liczyła stosunkowo mało kupujących, to jednak poważny procent odbiorców stanow iła ludność z okolicznych wiosek.

Można było zauważyć wtedy bogatych w łościan i w łościanki z Lipin, Łagiew ­ nik i starego Chorzowa w ich śliczny ch barwnych strojach śląskich: mężczyźni często z srebrnymi guzikami, kobiety zaś w pięknych barwnych sukniach, z jedwabnymi fartuchami i głową okrytą jeszcze piękniejszym czepkiem. Co raś do handlarzy to ci pochodzili w przew a­

żającej części z w iększych miast G ór­

nego Śląska, lruib z okolicznych wsi. Moż-.

na było ich łatw o rozpoznać — zw łasz­

cza w zimowej porze po „baranicy"

(czapka futrzana na głowie), ja k również i po skórzanym pulchnym trzosie na pieniądze, przyciągniętym mocno koło pasa, albowiem i wówczas nie brako­

wało targowych specjalistów od k ie ­ szeni. Nie brakow ało też nigdy broda­

tych żydków, którzy w swych dłu­

2) C harakter m iejski otrzym ała m iej­

scow ość Królew ska Huta na mocy roz- porz. Gabinetu pruskiego z dn'ia 18. lip- ca 1868 r. Do now opow stałego m iasta przyłączono wszystkie okoliczne k olo ­ nie a to: Pniaki, Św iętochłow icką L i­

gotę Górniczą, ul. W andy, „Erdmanns- w ille", Nomiarki, Średnią, Górną oraz południowo- łagiew nicką kolonię i Klimzowiec, ponadto posiadłości dwor­

skie Górnych i Dolnych Hajduk, Cho­

rzowa i Św iętochłow ic.

(6)

S łr. 4. iNr. 6. (37)

gich chałatach przyjeżdżali wozami z Będzina, Sosnowca, ba nawet z Chrza­

nowa i Krakow a, zachwalając, głośno swcije towary.

iNatuiralni'3 i ceny towarów były w owych czasach bardzo odmieńcie od dzi­

siejszych, były przystosowane niejako do ówczesnych zarobków robotniczych i do tanich stosunków wogóle. N. p..

„porządną1* świnię można było już otrzymać za 7 talarów, prosię za 2 ta ­ lary, a drób w stosunku do dzisiejszych

•czasów można było kupować za bez­

cen. B y ł na targowisku nawet golibra- da, nazwiskiem Kuder, który miał swój

„salon fryzjerski" po stronie południo­

w o-zachodniej targow iska i który jako

„radca piękności" zręcznie swój urząd wykonywał. B ył zwykle bardzo zajęty, gdyż każdy dorosły mężczyzna, odwie­

dzający targ, chciał tylko u niego upięk­

szyć swoją fizjognomię,

Na targu rozmawiano w przeważającej części po polsku, po niemiecku mniej lub źle, tu i ówdzie można było słyszeć i dźwięki mowy rosyjskiej, zaś handla­

rze żydowscy nawoływali się głośno swoją gwarą żargonową. Rw etes ten trw ał często aż do późnych godzin po­

południowych.

Na targowisku — końskim ten sam ruch. Tu przeganiano konie, dla stw ier­

dzenia ich sprawności, tam handlarz zachw alał piękny połysk skóry swej 3-letniej klaczy.

Naraz z pawnej strony słychać się dawał w rzssk:

O ty pieronie, jo ci pokoża konio­

wi ogon obrzynać!

I ;uż: łupu cup u — tęga laska hand-

larska wali po grzbiecie psotnika, wiele się zmieści. Słychać łoskot, jak gdyby ktoś kobierzec trzepał „Wyłojony buks' rzucając urżnięty „włosopusz"

koński na ziemię, szybko znika w tłu­

mie, jak kamfora, nie pokazując się wcale, aż do następnego szczęśliwszego razu. Dokoła stojący parskają śmie­

chem. Handel idzie dalej. Ponad głowa­

mi ciągnie dym gryzący z licznych nis­

kich i wyższych kominów huty.

„O moi ludkowie złoci, a skądże to macie tutaj taki ostry pieprz", kichając raz po razie, woła pewna w łościanka z niezadymionej okolicy Lublińca i zaty­

ka palcami nos.

A cóż dopiero mówić o najnowszym królewsko-huckim targowisku na dzi­

siejszym Rynku od roku 1890, tam gdzie dziś znajdują się jedne z najpiękniej­

szych plant miasta. Można tam było ku ­ pić w czasie jarm arku całe urządzenie pokojowe i kuchenne łącznie z 'o b ra z a ­ mi. Kto zaś był głodny, ten za tani grosz móigł głód zaspokoić u padinącej kisz­

kami i kiełbasą „K ajzerki". Któż ze sta­

rych mieszkańców miasta Chorzowa nie przypomina sobie tej rezolutnej k ob ie­

ciny, k tó ra m iała swój stragan — t. zin.

mały piecyk żelazny — na narożniku Rynku przy ul. Katow ickiej, naprzeciw ­ ko składu cygar Puzikowej. W dni ta r­

gowe i jarmarczne, stojąc z zakasanymi rękawami, — smażyła „Kajzerka na dużej patelni, ciepłe „krupnioki lulb

„żem loki" (kiszki) i sprzedawała je i to

„tunkane" po 10 fen. za sztukę, zaś

„riietunkane" można było otrzymać po 5 fen. „Tunkane" polegały na tym, że ten, kto kupił kiszkę za 10 fen., mógł ją so­

(7)

bie Ł tc fn i c w o ugryzając, dowoli uma­

czać w tłuszczu, który obficie w rzał i pryskał w „brytfannie". — K iszkę zaku- jr c n ą za 5 fen. „tunkać" K ajzerka w zb raniała. W ięc chociaż sobie taki głodny km iotek przy tej sposobności często pomaczał, a często i trochę p o ­ parzył palce, cóż "to szkodziło? O blizał je potem i już! Szczególnie wśród pra­

cującej fizycznie ludności w hucie i k o ­ palniach, jak rów nież wśród przyjeż­

dżających liiciznie handlarzy, m iała K a j­

zerka dużo klienteli. Uzbrojona w dużą w arzechę, nieustannie obracała pulchne

„ciciary " k tóre pryskając i dymiąc, smażyły się w tłuszczu. Niejeden przy tej sposobności pękł i wówczas dopiero chętnie był kupowany za tańszą jesz ­ cze cenę. Stragan K ajzerki b y ł zawsze oblężony przez głodnych.

— P atrzcie jeno, K ajzerko — woła 15-to letni w yrostek, w skazując na p a ­ telnię, — już zaś jeden pieron pękł!

— Idziesz ty, przekaźny naj duchu, bo tą w arzechą dostaniesz! T ak cię to m atka u czy ? W idzicie go, ja k i rajca!

I już dźwiga symbol swej kucharskiej władzy, aby ukarać bezczelmika, który pozwala sobie drwić z je j zawodu. Ten jednak zręcznie uskakuje na bok i zni­

ka w tłumie, chichocąc. Przy w yw ija­

niu w arzechy dostało mu się jed nak kilka gorących krup usmażonych za k o ł­

nierz, k tó re przy ogólnej w esołości wy­

trząsa gdzieś na uboczu, strojąc przy- teim śmieszne grymasy.

Nadmienić należy, że K ajzerka piek­

ła kiszki już i na starym targow isk obok huty.

K iełbasę t. zw. „krakow ską" przy­

wozili ponadto rzeźnicy z M ysłowic.

Można ją było otrzym ać na porcje w stanie ciepłym razem z bułką i musztar­

dą za 2 igr. srebrne. Rozumie się p orcje były obfite, „śląskie".

Okoliczni wieśniacy chętnie też przy­

staw ali przy straganach mistrzów sła­

wetnego kunsztu ikamaszniczego i cho- lew karskiego, którzy przyjeżdżali z go*

wymi wyrobami aż z Prudnika i Olesna.

Targowano się przew ażnie o ceny za buty z wysokimi cholewami. B yły one w cenie od 4 tal. począwszy. Ja k o upo­

minki dla •milusińskich kupowano: cu­

krowana bułki po 4 i 6 fen. za sztukę, precliki, ciastka, pierniki napełnione syropem, norym berskie jajeczk a, minia­

turowe flaszki z winem (w rzeczywis­

tości napełnione roztw orem soku m ali­

nowego), p ajace z tektury, piszczałki blaszane, ustne harmonijki t. zw. łor- ganiki, lalki z porcelany dla dziewcząt itp. Ju ż wieczorem zabaw ka taka była zwykle połam ana lub zepsuta.

Oczywiście, że w szystkie niemal za­

kupy musiały też być obficie „zakrapia­

n e" w okolicznych szynkach — „siwu- * cha", która była wówczas w ysokopro­

centową, Chętnie odwiedzano przy tej sposobności oberżę w pobliżu targu pod nazwą „do stod oły", opodal starego do­

mu hutniczego. Później przebudowaną została oberża ta na stajnię dla koni.

Druga taka knajpa, w k tó rej w dni jarm arczne również gwarno było jak w ulu — stała na narożniku ul. Kościelnej i Górnej Kalidego. Z ul. Kalidego Górnej także zwanej kolonią kolejow ą — dziś już ani śladu nie pozostało — znajdo­

w ała się ona pomiędzy w ieżą wodną,

(8)

Str. 6. Nr. 6. (37)

iktóra dziś jeszcze mieści się za gma­

chem straży pożarnej, apteką pod „Or­

łem " i była dalszym ciągiem ulicy K a­

lidego. Nazwę sw oją otrzym ała od naz­

wiska rzeźbiarza górnośląskiego K ali­

dego, który z początkiem ubiegłego stulecia zamieszkiwał w kam ienicy ozna­

czonej tablicą pam iątkową, a mianowi­

cie przy narożniku ul. 3-go maja, na­

przeciw ko apteki pod „Orłem ".

Od ulicy G łow ackiego, Moniuszki, mostu W olności, do ul. 3-go Maja, B y ­ tom skiej i Hutniczej od roku 1900 wszystko przebudowano i nie pozostał żaden ślad dawnego wyglądu te j dzielni­

cy miasta. Ulica dr. Grażyńskiego jesz ­ cze w drugiej połow ie ubiegłego stule­

cia prow adziła w odległości około 20 m, od narożnika dzisiejszych ulic iks.

G łow ackiego i Moniuszki — i nieco podnosząc się wzwyż, aż do kościoła Elżbiety (a następnie ewangelickiego), wybudowanego i poświęconego w roku 1.844, Na cmentarzu, okalającym ten k ościółek, chowano pierwotnie zmarłych (do roku 1850) obu wyznań crześcijań- sklćh, zaś od roku tego katolicy zaczęli chować swych zmarłych na własnym cmentarzu przy kościele św. Barbary (wówczas jeszcze nie istniejącym).

Na jednej stronie targow iska znajdo­

wały się też dwie studnie (w pobliżu straganów kram arskich), z których to studni za pomocą olbrzymich k ó ł żelaz­

nych, o średnicy 134 m etra — na łańcu­

chach wyciągano w wiadrach czystą, źródlaną wodę, pokrzepiającą w dni upalne ludzi i bydło. Na kołach tych często huśtali się chłopcy z pobliskiej isizkoły I-szej, wybudowanej w roku 1801,

(dziś szkoła ta przeznaczona je st dla dzieci umysłowo upośledzonych, zamie­

szkałych w obrębie m iasta Chorzowa.) Nawet i panoramę można było zwie­

dzać w drugiej połowie ubiegłego stu ­ lecia, która to panorama cieszyła się osobliwie wśród ludności robotniczej dosyć dużą frekw encją. (Jeszcze na po­

czątku wojny światowej m ieściło się widowisko takie przy ul. W olności u wylotu ul. Sobieskiego, w dawnym domu Pytlika, pod nazwą „ K aissr (-Panorama” . Można było w niej widzieć za trzy „pię­

te k !" przez szkła pow iększające pożar Moskwy w r. 1812, śmierć ks, Józefa Pc-niatows.kiego w r zece Els terze w bit­

w ie pod Lipskiem, trzęsienie ziemi w Lizbonie, zamordowanie ks. Lichnow­

skiego, Również pokazywano tam i ak­

tualne sprawy, n. p. potworne m order­

stwa pruskiego kaprala Grenobla, któ­

ry życie 12-tu swych narzeczonych miał na sumieniu, grabarza i truciciela Ałlben- dorfa, który na początku ubiegłego stu­

lecia w Kłociku został torturow 'ny, anarchisty Rysakowa, na którego szyji przy wykonywaniu wyroku śmierci „jak na złość" 3 razy przerw ał się stryczek, Przy tym wszystkim dużh katarynka od zewnątrz kw iliła takie żałosne me­

lodie, że niejedna dziewczyna, trzym a­

ją c pod ramię swego kaw alera, potajem ­ nie ocierała łzy z oczu. . . Nawet opis tych hlstoryj można było otrzymać w w postaci małych brosizureczek, po ce­

nie 3-ch „piętoków".

J a k już powyżej zaznaczono, — w roku 1844 poświęcony Został nowo-wy- budowany na wzgór? ’ opodal huty k o ś­

ciół Elżbiety — ewangelicki, — mi­

(9)

mo, że przew ażająca część obywateli była narodowości polskiej j wyznania rzym sko-katolickiego. Stało się to za przyczyną m iarodajnych sfer, rekrutują­

cych się w yłącznie z przybyszów z Prus środkowych, w yznających wiarę luterańską. N areszcie jednak na skuteit energicznej ak cji ze strony tut. k ato lic­

kiego społeczeństw a, rozpoczęto budo­

w ać kościół pod wezwaniem św. B arb a­

ry, który pośw ięcany został w dniu 21, listopada 1352 r. przez ks. kan, F icka, wybninego działacza na niwie narodo­

w e j proboszcza P iekar Śląskich. Była to pierw sza parafia królew sko-hucka i liczyła ona wraz z okolicznymi kolo­

niami 1146 robotników, icih żon i dzieci 1483, czyli razem 2692 osób.

Był to lud praw ie że w yłącznie p o l­

ski, pielęgnujący z zamiłowaniem w iarę i dawne zw yczaje praojców , W sobotę przed Zielonymi Świątkam i w owych latach panow ał w Król. Hucie ja k zresz­

tą i wszędzie na Śląsku, piękny zwyczaj umajania domków, w szczególności drzwi i okien, oraz obrazów w ewnątrz miesizkań, gałązkam i brzozy i pachną­

cym tatarakiem ,

W pierw sze święto W ielkanocne w godzinach popołudniowych „po niesz- porze", sporządzano „k rasę" do k rasza­

nek, przez wywarzenie brunatnej skóry z cebuli w 'w odzie i odwarem tym malo­

wano kurze ja jk a różnymi figurami i na­

pisami, k tóre to jajka, jak o „kroszonki", nazajutrz przy „śmigusie" w ręczały dziew częta chłopcom,

A le najpiękniej było w w ieczór w i­

gilijny Bożego Narodzenia. W ów czas to

przez niskie okna parterow ych domków robotniczych spływały jasne smugi św iatła na ulicę od ślicznie ośw ietlo­

nych i barwnie przystrojonych choinek, a wśród zawiei śnieżnej często słychać było melodie staropolskich kolend:

,,W żłobie leży" lub „W śród nocnej ci­

szy", śpiewane przez cpłą rodzinę.

Tak, tak . W ów czas lud śląski kochał gorąco Boga, koch ał starą w iarę i . w y­

czaję ojców swoich, mimo licznych p rzy­

krości ze strony władz pruskich, które ja k wiadomo, protegow ały już wów­

czas i popierały chętnie wyznanie i zw yczaje ew angelickie, przyniesione przez przybyszów z zachodu.

Dziś jakoś coraz bardziej zanikają te nasze śliczne, starodawne zwyczaje.

W ielki wpływ na w iarę i obyczaje ludności m iało duchowieństwo. Na szczególne wyróżnienie zasługują w Chorzowie m. i. ks. Deloch, proboszcz m iejski i radca duchowny (od 1860 — 18833), ks. Łukaszczyk (od 1,83— 1905 roku) oraz ks. kapelan Jó z e f K atry- niok (1892 r.)Pierw si dwaj położyli w iel­

kie zasługi około rozwoju parafii wogó- le, jak o jej kierow nicy, ostatni zaś zna­

ny był nietylko jak o słynny mówca, lecz również jako w ielki przyjaciel robotni­

ków i styk ał się często z nimi jako pa­

tron licznych związków kościelnych.

N iestety, nie było mu dane długo pra­

cow ać w winnicy Pańskiej, albowiem

3) Pierw si duszpasterze parafii św.

B arbary byli: ks. ks. Ja n K le inert i R o ­ bert Uherek, obaj w charakterze admi­

nistratorów .

(10)

Str, 8 (Nr. 6. (37)

już w dniu 28. 4. 1892 r. w skutek nie­

uleczalnej choroby w stosunkowo mło­

dym jeszcze wieku poniesiono lego ogól­

nie łubianego kapłana do grobu. Ja k w ielką popularnością cieszył się zmarły, świadczył tłumny udział w pogrzebie ludu, nietylko z miasta ale i okolicy.

W krótkim czasie zebrano dość pokaźną kw otę (1200 mk.) na wybudowanie gro­

bowca. Jeszcze dziś starsi obyw atele chorzowscy wspominają z wdzięcznoś­

cią imię tego zasłużonego kapłana, k tó ­ ry znalazł m iejsce swego ostatniego spoczynku tuż obok kościoła.

H istoria K ościoła św. Barbary złą­

czona je st ściśle z historią miasta Cho­

rzowa. Jeszcze dziś przedstawia się on jako wspaniałe dzieło architektury., Pod względem rozmiarów był dawniej znacz­

nie szczuplejszy. Dopiero w latach 1894

— 1895 na skutek gwałtownej potrzeby, spowodowanej izmacznym wzrostem lud­

ności, oraz usilnego starania ówczesne­

go proboszcza, ks, Lukaszczyka, przez dobudowanie powiększono kościół z pierw otnego obszaru 360 mtr. kw. do 1200 m. kw. dobudowując do istniejącej jeszcze dwie nawy. Również ! wewnę­

trznie upiększono kościół tak, że dziś jeszcze stanowi on (jeden z najpiękniej­

szych przybytków Pańskich na Śląsku.

Mało kto wie jednak, że piękny olb- raz św. Barbary, który się mieści w oł­

tarzu głównym, znajdował się dawniej w cechowni pobliskiej kopalni św. B a r­

bary (dawniej Król-Zachód). Przed tym to obrazem klęczała dawniej brać gór­

nicza, odprawiając swe modlitwy, nim udała się do pracy codziennej, ciężkiej i niebezpiecznej, w głębokich czeluś­

ciach kopalnianych. Ile w estchnień wy­

dobyło się już wtedy iz piersi górniczych, ile spracowanych rąk wznosiło się wów­

czas do tej, którą można nazwać dumą i chlubą górnika śląskiego i o której kpiąco wyrażać nie odważyłby się cis­

kacz kopalniany z najgorszą naw et opi­

nią. — W roku 1853 na prośby górników przekazano ołtarz ten kościołowi św.

Barbary, tymczasowo, aż do odwołania.

Jed nak na mocy dekretu Wyższego Urzędu Górniczego we W rocław iu, w roku 1861 podarowano definitywnie ob­

raz ten kościołowi, zarząd zaś kopalni ,,Król“ sprawił swym górnikom dla c e ­ chowni inny obraz, który dziś jeszcze tam się znajduje.

W roku 1867 wybuchła w m ieście cholera, która pochłonęła dużo ofiar w ludziach. Było to następstwem krótkiej, lecz krwawej wojny prusko-austriackiej w roku 1866.

Pierw szą szkołę katolick ą otw arto w Król.-Hucie w dniu 10. listopada 1856 r.

J e s t nią obecna szkoła Il-ga przy ul.

3-go M aja. Szkołę tę obsadzono począt­

kowo 4-ma siłami nauczycielskimi.

Wprawdzie istniała na miejscu od roku 1802 szkoła powszechna, protegowana przez władze, — lecz była to szkoła bezwyznaniowa, do której ludność n ie­

chętnie posyłała swe dzieci a w olała je posyłać do odleglejszych szkół k a to lic­

kich, Iktóire już od roku 1840 posiadały gminy Ghropaczów i Św iętochłow ice.

Nawet i niższą szkołę górniczą posia­

dała wówczas Królew ska Huta, a to od roku 1856 do 1864. Szkoła ta m iała na celu przygotowanie uczniów dla szkoły górniczej w Tarnow skich Górach. L ek-

(11)

cyj z dziedziny nauk górniczych udzielał wówczas nauczyciel W erner aż do zlik­

widowania tej szkoły, co nastąpiło po 8-letnim je j istnieniu w r. 1864, kilka lat później nastąpiło otw arcie liceum żeńskiego (średniej szkoły żeńskiej), zaś w dniu 15. 10. 1877 r. otw arto gimna­

zjum m ęskie klasyczne przez dra Bro- oka, który ustanowiony został pierw ­ szym dyrektorem tegoż gimnazjum.

W tym samym roku wybudowano również szpital Spółki B rack iej, tuż przy granicy miasta, koło Górnych Haj- dulk. Budynek ten dziś jeszcze istniejący, m ieścił wówczas 150 łóżek dla chorych i przedstaw ia się diziś obok now oczes­

nych olbrzymich pawilonów szpitalnych niemal jako zabawka. W osiem lat póź­

niej (1872) wybudowany został ratusz na Nowym Rynku, naówczas piękny budy­

n ek (w r. 1929 przebudowany i pow ięk­

szony w stylu nowoczesnym).

W dniu 27. października 1872 r. ot­

w arto linię kolejow ą, dila ruchu osobo­

wego, łączącą i Król.-H utę z Bytomiem.

Św iętochłow ice posiadały dawniej swój dworzec kolejow y przy dzisiejszej Kol.

Dworcowej, zaś dworzec kolejow y w Hajdukach W ielkich pow stał dopiero w r. 1913.

Podczas ponownego wybuchu cholery w r. 1874 zm arło w Król,-H ucie 44 osób.

W dniu 1. grudnia 1875 r. podczas przeprowadzonej statystyki ludności li­

czono w Król.-H ucie 350 budynków z 26.032 mieszkańcami.

K ilka lat przedtem, a mianowicie w dniu 9. stycznia 1870 r. sprzedał fiskus hutę Królew ską hrabiemu Henklowi Doinniersmarokowi za półtora miliona talarów, lecz ten niedługo cieszył się ijej posiadaniem, gdyż już w czerwcu na­

stępnego roku huta Królew ska wraz z hutą Laurą w Siem ianow icach zakupio­

ną została przez towarzystwo akcyjne, k tóre przybrało nazwę „Zjednoczone Huty K rólew ska !i Laury — Spółka A k ­ cyjna" i w którego posiadaniu dziś jesz ­ cze się huta znajduje, — przybierając w r. 1935 nazwę ,,Huty Piłsudskiego".

Z CYKLU — SŁA W N I ŚLĄ ZA CY.

Ks. Jan Dzierżoń jeden z najsłynniejszych pszczelarzy świata

W okresie powszechnego zwąt­

pienia i groźby zagłady, jaka groziła polskości Śląska ujrzał p o raz pierw­

szy świat w Łowkowicach pod Klucz­

borkiem w r. 1811 Ja n Dzierżoń. Od wczesnej młodości odczuwał on szczególną chęć do badań i odkry­

cia tajem nic życia pszczół. Pszczoły zaabsorbowały tak dalece Dzierżo­

nia, że nawet wpłynęły na jego ka­

rierę życiową. Mimo sprzeciwu ro ­

dziców pozostał Dzierżoń na wsi, gdyż tylko tam mógł hodować pszczoły, swoje ulubienice.

Z anielską cierpliw ością zaczął obserwować ich życie i ich pracę.

Dni i noce przesiedział obserwując je, to też w niedługim czasie praca jego wydawała obfite plony. Dokonał on bowiem wielu odkryć z życia pszczół, stając się najsłynniejszym owych czasów pszczelarzem. Jego

(12)

iNr. 6. (37)

o d k ry cia o św ie tliły c a łk o w ic ie ży cie p sz c z ó ł, p ierw szy p o sta w ił on b o ­ w iem te z ę ta k zw an eg o d ziew o ró d z­

tw a p sz cz ó ł, d alej w y k a z a ł ro lę m a t­

ki, ro b o tn ic i tru tn ió w i o d k ry ł p r a ­ w o lo tu godow ego. N ie ty tk o je d n a k zajm o w ał się o b s e rw a c ją ży cia p sz cz ó ł, ale m ógł ta k ż e p o sz cz y cić się w y n a lez ien ie m w ieiu p r a k ty c z ­ n y ch rz e cz y z z a k re su p s z c z e la r­

stw a, ja k n. p. ul ro z b ie ra ln y i liste w ­ ki, do k tó ry c h p sz cz o ły p rz y cz e p ia ­ ły p la stry , co d o k o n ało k o lo saln eg o p rz e w ro tu w p sz c z e la rstw ie . P rz y ­ sp o rzy ło to w p raw d zie m ajątk u D zierżo n io w i, le cz te ra z n a stą p ił nie m a ły zg rzy t w jeg o p ra cy . W y d a ł on sła w n e d zieło ,.T h e o rie und P ra x is d es n eu en B ie n e n fre u n d e s1' w r. 1848 w B rz eg u . G d y św iat z a c z ą ł się in ­ te re s o w a ć o d k ry ciam i D zierżo n ia, S ią z a c y p o czu li ża! do niego, iż ja k o rd zen n y P o la k nie w yd ał sw ego d zieła w jęz y k u o jcz y sty m . L om p a n a r z e k a ł b ard zo na jeg o n iezro zu ­ m iałe p o stę p o w an ie , gdyż u w ażał o g ło szen ie tego d zie ła po n ie m ie ck u za u ch y b ien ie god n o ści n aro d o w ej.

G d y b liż ej się je d n a k nad tą sp raw ą zastan o w im y, nie m ożem y ta k b a r ­ dzo p o tę p ić D zierżo n ia. D zierżo ń zn ał ty lk o p o lsk i ję z y k dom ow y, gw arow y, k tó re g o ab so lu tn ie nie m ógł u ży ć w sw oim d ziele, p o drugie ję z y k p o ls k i w ó w czas m ało b y ł z n a ­ ny, a po tr z e c ie b y ły to czasy n ie ­ w oli i z ro b ił to D zierżo ń d la ś w ię te ­ go sp o k oju , nie c h c ą c m ieć cią g ły ch z a ta rg ó w z w ład zam i n iem ieck im i.

B ę d ą c k a p ła n e m p o d k re śla ł dość m o cno sw ą p o lsk o ść. J a k o p ro b o szcz w K a r ło w ic a c h pod B rz eg ie m , w y ­ g ła sz a ł b o w iem k a z a n ia ty lk o po p o l­

sku.

D z ię k i je d n a k w ydaniu k s ią ż e k p s z c z e la rsk ic h p o n ie m ie ck u N iem cy, m ó w iąc o D zierżon iu , m ów ili o nim ja k o o N iem cu , u siłu ją c nam o d e b ra ć

teg o sław n eg o cz ło w ie k a . B o D z ie r­

żoń sta ł się sław n y m nap raw d ę.

M aeterliin ck p o sta w ił go na ró w n i z B e rle p ssch e m , P ollm an em , czy V o- glem . Że D zierżo ń fa k ty c z n ie b y ł P o ­ la k ie m nie ty lk o z p o ch o d zen ia i ję ­ zy k a, a le i z p rz e k o n a ń , św iad czy o tym jeg o k o re sp o n d e n c ja z p rzew ód - cam i ru chu n aro d o w eg o p o lsk ieg o na Śląsk u , ja k : z L o m p ą i K a ro le m M ia rk ą . Św iad czy o tym ta k ż e c h a ­ ra k te ry s ty c z n y lis t tw ó rc y M uzeum N aro d o w eg o w R ap p ersw y lu , W ła ­ d ysław a hr. P la te ra .

„K siąd z D o b ro d ziej p o ło ż y łe ś z a ­ sługi w d zied zinie n au k o w e; i z rz ą ­ dzisz zarząd o w i m u zealn em u p rz y ­ jem n o ść, p o p ie ra ją c jeg o p r a c e i u si­

ło w an ia, o ra z p rz e s y ła ją c sw ój p o r­

tr e t i to, co ś d otąd o g ło sił w sw ej z a jm u ją c e j sp e cja ln o śc i. T y lk o p o w o ­ dow ani so lid a rn o ścią , m ożem y p rz e ­ ch o w ać w sp u ściźn ie d uchow e s k a r ­ b y n aro d u n aszeg o i p ra c o w a ć sk u ­ te c z n ie nad jeg o o d ro d zen iem ".

T e n list p o d k re śla w y b itn ie jeg o p o lsk o ść. J a k D zierżo ń n ad aw ał się na p sz c z e la rz a , ta k m a ło n ad aw ał się n a k się d za. P r a c a w u lach , k tó ry c h już w r. 1843 m iał pon ad 4 0 0 z a b ie ­ r a ła mu w ie le czasu . T y m cz a se m w 1868 r. d o szło do w ie lk ie j aw an tu ry , gdyż b a w ią c w to w a rz y stw ie z n a jo ­ m ych, k tó rz y d y sk u to w ali n a terriat soboru w a ty k a ń sk ie g o , rz e k ł, iż j e ­ dynie B ó g m oże b y ć n ieo m yln y. W w y n ik u tego m u siał się z rz e c p ro b o ­ stw a, i p ro w a d z ił o d tąd ży cie c z ło ­ w ie k a św ie ck ie g o . W y ró ż n io n y z o ­ sta ł za sw o je p ra c e w ielo m a o d zn a­

czen iam i, m ian o w an o go n aw et d o k ­ to re m ho n orow y m u n iw e rsy te tu w M o n ach iu m i cz ło n k ie m A k a d em ii U m ie ję tn o ści w W ied n iu . U m a rł 26 p a ź d z ie rn ik a 1906 ro k u .

Jan Zawisza.

G im n. im. S t. K o s tk i w C ho rzo w ie II.

(13)

W ycieczka do Łańcuta i Lwowa

W czerwcu ubiegłego roku szkolne­

go, urządziłyśmy szkolną w ycieczkę do Łańcuta i Lwowa.

W yjazd nasz nastąpił pociągiem oso­

bowym z Chorzowa o godz. 4-tej rano.

W Łańcucie byłyśmy około godz 12-tej w południe;, a podróż odbyła się bez żadnego przesiadania, gdyż jechałyśm y pociągiem bezpośrednim Gdynia — Lwów.

Na m ałej stacy jce złożyłyśmy swe bagaże na przechow anie i udałyśmy się pieszo do zamku hr. A rtura Potockiego, który to zamek, postanowiłyśmy zwie­

dzić.

Idąc do zamku, przeszłyśmy przez m iasteczko Łańcut, ładnie rozbudowa­

ne na zboczu dość wyniosłego wzgó­

rza. Podobały się nam schludne domlki otoczone pięknymi ogródkami, w cale pokaźny gmach sądu, gimnazjum i k o ś­

ciół. Pogoda dnia tego dopisywała w całej pełni, słońce nie szczędziło swych złotych promieni, a to bezsprzecznie dodawało w iele miłego nastroju u czest­

niczkom w/, ieczki.

Po dojściu- do obszaru zamkowego, zgłosiłyśmy przybycie w ycieczki u od­

źwiernego, poczem otrzymałyśmy prze­

wodnika, który nas oprowadził po sa­

ny m zamku, udzielając szczegółowych wyjaśnień.

Po raz pierwszy w życiu zobaczyła niejedna z nas rezydencję magnacką i to magnata polskiego.

Podziwiałyśmy szereg pięknych por­

tretów rodziny hr. Potockich, mnóstwo obrazów cennych, jako dzieła sztuki mistrzów różnych epok. Przeszłyśmy przez amfilady sal, w których przepych harmoinizujący z estetyką 'i wyk win t- nem, zachw ycał nasze oczy,

Podobały się nam szczególnie po­

ważna i bogatą w książki biblioteka, oraz sala teatralna będąca zarazem salą kinową.

Po opuszczeniu zamku, zwiedziłyś­

my wozownię starożytną i nowoczesny garaż, stajnię wzorowo czystą i prze­

piękny ogród.

W ogrodzie zatrzymałyśmy się czas dłuższy i nie czując zmęczenia słucha­

łyśmy . wyjaśnień, jakich nam udzielał jeden z ogrodników pałacowych.

Ogrody łańcuckie należą do najw ięk­

szych zakładów dochodowych w Polsce, Na dużą skalę prowadzi się w Łańcu­

cie hodowlę kwiatów, krzew ów ozdob­

nych oraz jarzyn, k tóre posyła się na­

w et do W arszawy.

W zakładach ogrodniczych pracuje kilkuset ludzi. Część olbrzymich ogro­

dów jest zamieniona na piękny park angielski, pełen czarownych zakątków, pięknych starych drzew i rzadko spoty­

kanych krzewów.

Z żalem opuszczałyśmy piękny za­

mek hr, A. Potockiego, ro biąc na pa­

m iątkę parę zdjęć fotograficznych, k tó ­ re niejako utrw aliły nam miłe wrażenia.

(14)

Str, 12. tNr. 6. (37)

M iłych wrażeń dostarczyła nam i ita okoliczność, iż zobaczyłyśmy, ja k w y­

gląda wizorowo zagospodarowany m ają­

tek polski, jaka estetyka, czystość, przemyślana rządność przeziera z k aż­

dego kącika. A miło szazególnie nam młodym — jasne rzeczy widzieć w P ol­

sce, milej będzie kiedyś móc jasne rze­

czy samym tworzyć.

O koło godz. 17-tej wieczór odjecha­

łyśmy z Łańcuta w dalszą drogę i o 21-szej byłyśmy we Lwowie.

Na samym wstępie mile uderzył nas wyglą estetyczny i w ielkom iejski dwor­

ca kolejowego we Lwowie. Przed dwor­

cem czekał nais zamówiony wóz tram ­ wajowy, który nas odwiózł w pobliże naszego m iejsca noclegowego. Spałyś­

my u S .S . Sakram entek, przy ulicy tejże samej nazwy.

Przez pełne trzy dni bez w ytchnie­

nia zwiedzałyśmy miasto i jego piękne zabytki, muzea, paiłki, ogrody i cmen­

tarz. B ył to okres silnych czerwcowych uipałów, ale znosiłyśmy je lekko, tak byłyśmy zajęte tym, co oglądałyśmy, i tak się nam wszystko podobało.

Jed n a część osób w yjechała do stacji kolejow ej Ożydów w pobliżu Lwowa i stamtąd wozami dojechała do Oleska (miejsce urodzenia Króla Ja n a Sobies­

kiego) i dio Podhorzec, gdzie się znajdu­

je bardzo dobrze zachowany zamek Sobieskiego.

Kilkudniowa w ycieczka kosztow ała nas 26 zł. od osoby, a był w to w liczo­

ny przejazd koleją w obie strony, n o c­

legi, wyżywienie, tramwaje, wstępy, teatr i t. d.

Dla ułatw ienia organizowania wy­

cieczki do Lwowa n. p. trzydniowej po­

daję, co w każdym dniu należy zwiedzić Dzień pierwszy:

1. Cmentarz Łyczakow ski a tam;

a) groby wybitnych Polaków, b) cm entarz powstańców z . 1863, c) cmentarz Obrońców Lwowa, 2. K ościół 0 . 0 . Bernardynów i tam;

a) resztki obwarowań starego Lwowa b) kaplicę 'błogosł. Ja n a z Dukli, c) archiwum aktów grodzkich.

3. Muzeum m iasta Lwowa w Rynku, 4. -Muzeum Ja n a Sobieskiego w Rynku

obiad — odpoczynek.

6. Cerkiew W ołoska,

7. K ościół 0 . 0 . Dominikanów, 8. Katedra Ormiańska,

W ieczór teatr. (Kurtyna Siemiradzkiego) Dzień drugi:

1. K atedra łacińska i kaplica Boimów, 2. Ossolineum,

3. Zbiory Orzechowicza, 4. Muzeum Pracy Kobiet.

Obiad, 5. Park Kilińskiego, 6. Panorama R acław icka,

7. Cytadela wzgl. Ogród Botaniozny.

Dzień trzeci:

1. Muzeum Przemysłowe, 2. M iejska G aleria Obrazów,

3. Muzeum Przyrodnicze ' im. Dziedu- szyckich,

4. Dawny Sejm G alicyjski dziś Uni­

w ersytet Ja n a Kazimierza, 5. Ogród Kościuszki, 6. Politechnika,

Obiad.

7. W ysoki Zamek i Kopiec Unii Lu­

belskiej.

8. Trzy pracow icie spędzone dni we

(15)

Lwowie, dały nam poznanie m iasta słusznie za swe męsitwo i niezachw ianą polskość odznaczone Krzyżem Virtuti M ilitari, o które to m iasto jak o skałę rozbijało się izawsze w szelakie zło, go­

dzące w całość i dobro naszej wspólnej matki Ojczyzny.

U R SZU LA PYTLIK Ó W N A M iej. Gimn. Żeń.

Chorzów I.

Historia Nowych Hajduk

(obecnej dzielnicy miasta Chorzowa.) W roku 1934 gminy w iejskie Cho­

rzów i Nowe Hajduki zostały połączone z m iastem K rólew ską Hutą, a nowe to miasto otrzymało nazwę „Chorzów , ponieważ gmina ta była historycznie naj starszą.

Dawna gmina Nowe Hajduki, to obecnie przedm ieście w ielkiego Chorzo­

wa, ale tak w rośnięte w miasto, że gdyby nie podział na gminy, niktby daw­

niej nie spostrzegł, że idąc ulicą W o l­

ności w kierunku Św iętochłow ic, prze­

chodzi przez Nowe Hajduki. Przechodzą­

cy widział takie same domy i sklepy, jak w m ieście. Po lewej stronie ulicy na kraw ężniku stała żelazna tablica z napi­

sem „Gmina Nowe H ajduki". Od tego też domu główna ulica nosiła nazwę 3.

M aja, choć była przedłużeniem ul. W o l­

ności, m iasta Król-Huty. K to jednak nie zw rócił uwagi na ową tablicę, był w iel­

ce zdumiony, dowiedziawszy się, że znajduje się w odrębnej gminie,, Nowyćh Hajdukach, leżącej w pow iecie Świę- tochłow ickim .

Nowe Hajduki były jedną z najm łod­

szych osad śląskich, a p oczątki ich się­

gają roku 1857. Do roku 1882 były No­

we Hajduki ciągle tylko małą osadą, w

skład której wchodziły trzy kolonie.

Pierw sza to „Kolonia domu sypialnego'1 (Schlafhauskolonie’ nazwana tak od za­

budowań, w których m ieszkali robotni­

cy z dalszych okolic, pracujący na po­

bliskiej kopalni „P iast“. Dzisiaj, to k il­

ka domów przy ulicy Pułaskiego.

Druga to „Kolonia bankrucika" (Ban- keirottkolonier). Nazwa „Kolonii ban- k ru ck iej" pow stała stąd, że górnicy z kopalni „P iast1' otrzymali od zarządu tejże kopalni grunta, na których pobu­

dowali jednopiętrow e domki. Na budo­

wę tych domów zaciągali pożyczki, k tó ­ rych później nie mogli zwrócić. Z cza­

sem doimy te przechodziły w ręce w ie­

rzycieli. Ludzie powszechnie mówili, że w łaściciel domu zbankrutow ał. W ten sposób pow stała nazwa „Kolonii ban- k ru ck iej".’ Dzisiaj, jest to część ul. W ol­

ności, dawna ulica 3. M aja. Obie te k o­

lonie liczyły razem około 2400 miesz­

kańców.

, W roku 1878 pow stał zamiar utw o­

rzenia nowej gminy pod nazwą „Nowe H ajduki" i przyłączenia do niej trze­

ciej kolonii „W ybłyszczow iec" zwanej przez Niemców „Kolonią graniczną (Grenzkolonie). Dzisiaj, to ul. R acib or­

ska, Kozielska, Zabrzska i część ul.

Cytaty

Powiązane dokumenty

e g o pisemka, jednanie nam now ych czetelnik ów i prenum eratów oraz o nadesłanie nam sam odzielnie opracow anych artykułów krajoznaw czych, które nadawałyby się

podcieniami znajdują się oprócz rynku jeszcze na ul Niemieckiej i na dawnej Głębokiej, obecnie Legjonów, Do rynku przytyka również dom dawnego burmistrza

wioną młodzież i prosi, by wybrano przyszłą „wdowę", albowiem zbliża się godzina śmierci starego i (zmęczonego zabawami „basu”. Skończywszy to

Spółdzielnia uczniowska Gimnazjum Neoklasycznego w Chorzowie t rozpisuje konkurs na 3 stypendja, przeznaczone na częściowo pokrycie taksy administracyjnej za drugie

nych ułatw ia nam d ostanie się do dalej oddalonych miejscowości, stąd już bez trudu dostajem y się na n arta ch do obranych przez nas terenów krajoznawczych,

Dajcie dajcie co miacie dać Nie będziem y dłuigo czekać Nasz goik zielony Pięknie przystrojony5. Nasza Marzaneczlka jdsJt pani Spoiglątfają na nią

Kiedy znajdziemy się na polach węglowych, ciągnących się około Królewskiej Huty, Katowic, Mysło­.. wic, czy innych miast naszego z a ­ głębia węglowego,

cała praca naszej organizacji schowała się do podziemi huty cynkowej w Lipinach, gdzie przygotowała się systematycznie i konspiracyjnie do ruchu zbrojnego.. Do