‘ m m m
K U A m m Ł W C A
ś i Ą m
I
SPIS RZICZY
1. Z przeszłości m. Chorzowa . 1
2. Ks. Ja n Dzierżoń, jeden z najsłynniejszych pszcze
larzy ś w i a t a . ... 9
3. W ycieczka do Łańcuta i Lwowa 11
4, Historia Nowych Hajduk . . . 13
5. Przechadzka po Pszczynie i jej zabytkach 17
6. W ycieczka do Częstochowy . . . . 20
7. Z wycieczki do Będzina . . . . . 22
KTO ZA MŁODU NIE OSZCZĘDZA, TEG O PÓŹNIEJ CZEKA NĘDZA.
A TY?
CZY NALEŻYSZ JUŻ DO S.K.O.?
W y d a w c a : C h o rz o w s k ie Szkolne K oła K rajoznaw cze za re d a k c ję o d p o w ie d z ia ln y : dr. Jakubow ski Józef
za k o m iłe ł a d m in is tra c y jn y : M o rg a ła Jan
O d b iło w „ D r u k a m i N a ro d o w e j" C h o rz ó w I., ul. K rzyw a 14 — Telef. 4 0 6 6 2
S h o r t&
tODY
KRAJOZNAWCA ŚLĄSKI
P is e m k o S zko ln ych K ó ł K ra jo z n a w c z y c h Ś lą s k ic h
Nr. 6 (37) C zerw iec 1938 r. R ok V
W szystkim naszym czytelnikom i p rzy acio ło m składamy serdeczne życzenia wesołych w akacyj, dobrego odpoczynku i powrotu z nowym zapasem sił i energii do pracy • > j odpoczywając, nie zapominajcie i o krajoznaw stwie, z którym tak dobrze da się połącizyć zabawa i odpoczynek. Urządzajcie wy
cieczki, obserw ujcie, badajcie i zbierajcie opisy,m ateriały i spostrzeżenia k rajo znawcze, którym i będziecie się mogli podzielić po w akacjach z czytelnikam i w a
szego pisem ka. Redakcja „Mł. Kraj. Śl.“
Z przeszłości m. Chorzowa
Ze starych zbiorów i opowiadań ludowych zestawił S. Lubecki.
M iejsce, gdzie dziś znajduje się Cho
rzów, miasto najbardziej uprzemysło
wione na Śląsku, liczące około 110.000 mieszkańców, jeszcze przed mniej w ię
cej 200 lat było lasem sosnowym, w którym żyło mnóstwo zwierzyny le ś
nej, zaś na brzegach licznych stawów czerwononogi bocian szukał pożywie
nia.
Tam, gdzie dziś znajduje się najruch
liwsza ulica miasta, mianowicie ulica W olności, przez którą przechodzą dziennie tysiące osób, m ieścił się wyso
kopienny las sosnowy, w którym je sienną porą ryczał jeleń, a liisy grzeba
ły swoje nory podziemne. W m iejscach zaś, gdzie dziś naw ołuje piękny dźwięk dzwonów naszych wspaniałych świątyń do modlitwy, wówczas z nastaniem wiosny odzywał się głos kukułki, zwia
stujący obudzenie się bujnej, zielonej przyrody.
Las ten był wówczas wspólnie uży
wany przez dziedziców okolicznych miejscow ości, w szczególności Górnych i Średnich Łagiewnik, Górnych !i D ol
nych Hajduk, oraz M ałych Św iętoch
łowic.
Dopiero na mocy dokumentów roz
dzielczych z lat 1592 1676 i 1682, jak również i dokumentu kupna z roku 1789, magnaci górnośląscy, Paczyńscy, jako dziedzice m ajętności, w ystąpili z pretensją o wyłączne posiadanie praw a polowania, oraz innych praw, na te re
nie górno-łagiewnickim , t. j. dzisiej
szych Łagiew nik. Dopiero jednak na wniosek ówczesnego dziedzica G ór
nych Hajduk Erdmana Zarganka o znie
sienie wspólnych praw używania te re
nów, uczyniono zadość prośbom i naj
pierw odłączono w dniu 31. I. 1826 r.
dla Górnych Łagiewnik teren o pojem
ności 17 jutrzyn1). T ak ie same ugody nastąpiły pomiędzy w łaścicielam i G ór
nych Hajduk z jednej strony, a sukce-
Str, 2. iNr. 6. (37)
sarami szlachcica śląskiego Miku&za z drugiej strony, jako w łaścicieli m ajęt
ności Średnich Łagiew nik i Dolnych Hajduk w latach 1824, 1826 i 1827, w
■których to ugodach zrezygnował Zarga- nek na zaw sze z w szelkich przysługu
jących mu praw, otrzymując jako od
szkodowanie 32 jutrzyny terenu na wy
łączną własność.
Ów teren, na którym znajdował się las sosnowy i który jeszcze przed przeję
ciem miał być w ycięty, stanowił wspól
nie z innymi częściami razem obszar o pojem ności 82 jutrzyn t. j. 33 h ek ta
rów. T eren ten rozparcelowano a poje
dyncze parcele w latach od 1826— 1834 oddano okolicznym włościanom w dzie
dziczną dzierżawę. P arcele te dały po
niekąd poozątelk późniejszej 'kolonii ro
botni ozo-przemysłowej, która w miarę rozrastającego się przemysłu rozrastała się intensywnie, — i dała początek dzi
siejszemu potężnemu miastu Chorzo
w ow i
Każdy nabyw ca dzierżawy musiał się zobowiązać, że w przeciągu 3-ch łat, wybuduje w swej siedzibie domek.
Ja k o należytóść za dzierżawę płacili żonaci po 1 talarze, zaś osoby stanu wolnego po 15 groszy srebrnych, na rę
ce w łaściciela majętności.
Również i w raz'ie zmiany m iejsca po
bytu należało zapłacić 5 procent t. zw.
laudcnium dziedzicowi.
W ten sposób pow stała obok istnie
jącej już od . 1802 huty Królew skiej, którą to nazwę przybrało tw orzące się miasto, nowa kolonia robotnicza, mniej- w ięcej w tym miejscu, gdzie . dziś znaj
duje się ulica W olności, nazwana od nazwiska ówczesnegp w łaściciela
m ajętności „Erdmanswille". Kolonia ta otrzymała w r. 1836 pańską arendę
„karczm ę", którą później przezywano
„dzwonem U rbana" — dziś oberża Nag
ła, zaś w domu nr, 10 pierwszą aptekę, którą nadano aptekarzowi Krauzemu.
Również stworzono nową szosę, łą cząc w ten sposób osadę nowopo
w stałą z dworcem kolejowym w Świętochłowicach. Na budowę tej szo
sy, aczkolw iek stanow ić m iała ona tyllko prowizorium — otrzymano po 400 tal. subwencji od barona Goduli, ora : - ks. Henkla - Donnersmarcka. W dniu 15. 5, 1849 r. udzielono zezw ole
nia na utworzenie prizy szosie tej szla
banu i pobierania cła drogowego. Je s z cze w pierwszym roku woijny światowej istniał szlaban w domu kupca Nitsehe.
go.
Rozporządzeniem z dnia 4, listopada 1850 r. zamieniono wyżej wymienione m iejsca dzierżawne na niezawisłe po
siadłości, jednak za opłaceniem renty przez 25 kolonistów, razem rocznie 108 tal, 25 gr. srebrnych, zaś karczm arz M ichał Courant p łacił osobnym zarzą
dzeniem z dnia 7. lutego 1857 sumę 55 talarów rocznie.
W roku 1868 przyłączono kolonię ..Erdmannswille" do nowopowstałego miasta Królew skie Huty,2} odkąd sta
nowi ona jedną z nim całość. K rótko przed przejęciem liczyła kolonia ta 32 i
‘i jutrzyn obszaru, oraz 54 domów z 509 mieszkańcami,
') M iara powierzchni, odpowiadają
ca mniej w ięcej morgowi. K aw ał pola, któ re jeden człow iek mógł zaorać w cią gu jednego dnia.
J e s t rzeczą jasną, że wygląd miasta Królew skiej Huty był inny niż dziś.
W szczególności targow iska w pierw szych latach po nadaniu Królew skiej Hucie godności m iejskiej, odbywały się, (dzisiejszy piękny budynek hali targo
wej wybudowano dopiero w roku 1905) w miejscu położonym bardziej na wschód od dzisiejszej hali targow ej, B ył to t, zw. „stary p lac targow y". Jesz cz e starsze targow isko (do roku 1850), znaj
dowało się w pobliżu narożnika dzisiej
szych ulic Bytom skiej i Hutniczej, przed ówczesną oberżą dla urzędników kopal
ni i huty. P lac ten był o w iele mniejszy od „starego targow iska".
A w ięc m ąjac na cku „stare targo
w isko", orientujemy się:
N iedaleko od targow iska stała daw
na pudllownia, gdzie wytapiano żelazo, na t, zw. „lupy". (Dziś system ten jako p rzestarzały już n'ie bywa stosowany).
Przez środek tegoż placu ciągnął się dłuższy dwutorowy szlak żelazny, po którym na m ałych w ózkach końmi wy
wożono żużle z huty. Szlak ten pro
w adził w kierunku dzisiejszej ulicy K ra
kusa aż do ul. Floriańskiej, w bliskości ul. Styczyńskiego, wzgl. 3-go M aja, gdzie żużle te, bardzo często jeszcze gorące, wyładowywano na hałdę. H ał
da ta, porośnięta traw ą i mchem, je st tam jeszcze widoczna. Naturalnie, że wyziewy te j hałdy były dla okolicznych m ieszkańców niezbyt przyjemne. P onie
waż szlak ten dzielił targow isko na dwie części, przeto w ładze miejiskie przeznaczyły m niejszą część na sprze
daż bydła, jak również siana i słomy, zaś w iększa część służyła dla handlarzy i kram arzy.
A gwarno było już wówczas na ta r
gach K rólew sko - huckich, któ re już wtedy odibywały się również w środy i soboty. Chociaż sama Królew ska Huta liczyła stosunkowo mało kupujących, to jednak poważny procent odbiorców stanow iła ludność z okolicznych wiosek.
Można było zauważyć wtedy bogatych w łościan i w łościanki z Lipin, Łagiew nik i starego Chorzowa w ich śliczny ch barwnych strojach śląskich: mężczyźni często z srebrnymi guzikami, kobiety zaś w pięknych barwnych sukniach, z jedwabnymi fartuchami i głową okrytą jeszcze piękniejszym czepkiem. Co raś do handlarzy to ci pochodzili w przew a
żającej części z w iększych miast G ór
nego Śląska, lruib z okolicznych wsi. Moż-.
na było ich łatw o rozpoznać — zw łasz
cza w zimowej porze po „baranicy"
(czapka futrzana na głowie), ja k również i po skórzanym pulchnym trzosie na pieniądze, przyciągniętym mocno koło pasa, albowiem i wówczas nie brako
wało targowych specjalistów od k ie szeni. Nie brakow ało też nigdy broda
tych żydków, którzy w swych dłu
2) C harakter m iejski otrzym ała m iej
scow ość Królew ska Huta na mocy roz- porz. Gabinetu pruskiego z dn'ia 18. lip- ca 1868 r. Do now opow stałego m iasta przyłączono wszystkie okoliczne k olo nie a to: Pniaki, Św iętochłow icką L i
gotę Górniczą, ul. W andy, „Erdmanns- w ille", Nomiarki, Średnią, Górną oraz południowo- łagiew nicką kolonię i Klimzowiec, ponadto posiadłości dwor
skie Górnych i Dolnych Hajduk, Cho
rzowa i Św iętochłow ic.
S łr. 4. iNr. 6. (37)
gich chałatach przyjeżdżali wozami z Będzina, Sosnowca, ba nawet z Chrza
nowa i Krakow a, zachwalając, głośno swcije towary.
iNatuiralni'3 i ceny towarów były w owych czasach bardzo odmieńcie od dzi
siejszych, były przystosowane niejako do ówczesnych zarobków robotniczych i do tanich stosunków wogóle. N. p..
„porządną1* świnię można było już otrzymać za 7 talarów, prosię za 2 ta lary, a drób w stosunku do dzisiejszych
•czasów można było kupować za bez
cen. B y ł na targowisku nawet golibra- da, nazwiskiem Kuder, który miał swój
„salon fryzjerski" po stronie południo
w o-zachodniej targow iska i który jako
„radca piękności" zręcznie swój urząd wykonywał. B ył zwykle bardzo zajęty, gdyż każdy dorosły mężczyzna, odwie
dzający targ, chciał tylko u niego upięk
szyć swoją fizjognomię,
Na targu rozmawiano w przeważającej części po polsku, po niemiecku mniej lub źle, tu i ówdzie można było słyszeć i dźwięki mowy rosyjskiej, zaś handla
rze żydowscy nawoływali się głośno swoją gwarą żargonową. Rw etes ten trw ał często aż do późnych godzin po
południowych.
Na targowisku — końskim ten sam ruch. Tu przeganiano konie, dla stw ier
dzenia ich sprawności, tam handlarz zachw alał piękny połysk skóry swej 3-letniej klaczy.
Naraz z pawnej strony słychać się dawał w rzssk:
— O ty pieronie, jo ci pokoża konio
wi ogon obrzynać!
I ;uż: łupu cup u — tęga laska hand-
larska wali po grzbiecie psotnika, wiele się zmieści. Słychać łoskot, jak gdyby ktoś kobierzec trzepał „Wyłojony buks' rzucając urżnięty „włosopusz"
koński na ziemię, szybko znika w tłu
mie, jak kamfora, nie pokazując się wcale, aż do następnego szczęśliwszego razu. Dokoła stojący parskają śmie
chem. Handel idzie dalej. Ponad głowa
mi ciągnie dym gryzący z licznych nis
kich i wyższych kominów huty.
„O moi ludkowie złoci, a skądże to macie tutaj taki ostry pieprz", kichając raz po razie, woła pewna w łościanka z niezadymionej okolicy Lublińca i zaty
ka palcami nos.
A cóż dopiero mówić o najnowszym królewsko-huckim targowisku na dzi
siejszym Rynku od roku 1890, tam gdzie dziś znajdują się jedne z najpiękniej
szych plant miasta. Można tam było ku pić w czasie jarm arku całe urządzenie pokojowe i kuchenne łącznie z 'o b ra z a mi. Kto zaś był głodny, ten za tani grosz móigł głód zaspokoić u padinącej kisz
kami i kiełbasą „K ajzerki". Któż ze sta
rych mieszkańców miasta Chorzowa nie przypomina sobie tej rezolutnej k ob ie
ciny, k tó ra m iała swój stragan — t. zin.
mały piecyk żelazny — na narożniku Rynku przy ul. Katow ickiej, naprzeciw ko składu cygar Puzikowej. W dni ta r
gowe i jarmarczne, stojąc z zakasanymi rękawami, — smażyła „Kajzerka na dużej patelni, ciepłe „krupnioki lulb
„żem loki" (kiszki) i sprzedawała je i to
„tunkane" po 10 fen. za sztukę, zaś
„riietunkane" można było otrzymać po 5 fen. „Tunkane" polegały na tym, że ten, kto kupił kiszkę za 10 fen., mógł ją so
bie Ł tc fn i c w o ugryzając, dowoli uma
czać w tłuszczu, który obficie w rzał i pryskał w „brytfannie". — K iszkę zaku- jr c n ą za 5 fen. „tunkać" K ajzerka w zb raniała. W ięc chociaż sobie taki głodny km iotek przy tej sposobności często pomaczał, a często i trochę p o parzył palce, cóż "to szkodziło? O blizał je potem i już! Szczególnie wśród pra
cującej fizycznie ludności w hucie i k o palniach, jak rów nież wśród przyjeż
dżających liiciznie handlarzy, m iała K a j
zerka dużo klienteli. Uzbrojona w dużą w arzechę, nieustannie obracała pulchne
„ciciary " k tóre pryskając i dymiąc, smażyły się w tłuszczu. Niejeden przy tej sposobności pękł i wówczas dopiero chętnie był kupowany za tańszą jesz cze cenę. Stragan K ajzerki b y ł zawsze oblężony przez głodnych.
— P atrzcie jeno, K ajzerko — woła 15-to letni w yrostek, w skazując na p a telnię, — już zaś jeden pieron pękł!
— Idziesz ty, przekaźny naj duchu, bo tą w arzechą dostaniesz! T ak cię to m atka u czy ? W idzicie go, ja k i rajca!
I już dźwiga symbol swej kucharskiej władzy, aby ukarać bezczelmika, który pozwala sobie drwić z je j zawodu. Ten jednak zręcznie uskakuje na bok i zni
ka w tłumie, chichocąc. Przy w yw ija
niu w arzechy dostało mu się jed nak kilka gorących krup usmażonych za k o ł
nierz, k tó re przy ogólnej w esołości wy
trząsa gdzieś na uboczu, strojąc przy- teim śmieszne grymasy.
Nadmienić należy, że K ajzerka piek
ła kiszki już i na starym targow isk obok huty.
K iełbasę t. zw. „krakow ską" przy
wozili ponadto rzeźnicy z M ysłowic.
Można ją było otrzym ać na porcje w stanie ciepłym razem z bułką i musztar
dą za 2 igr. srebrne. Rozumie się p orcje były obfite, „śląskie".
Okoliczni wieśniacy chętnie też przy
staw ali przy straganach mistrzów sła
wetnego kunsztu ikamaszniczego i cho- lew karskiego, którzy przyjeżdżali z go*
wymi wyrobami aż z Prudnika i Olesna.
Targowano się przew ażnie o ceny za buty z wysokimi cholewami. B yły one w cenie od 4 tal. począwszy. Ja k o upo
minki dla •milusińskich kupowano: cu
krowana bułki po 4 i 6 fen. za sztukę, precliki, ciastka, pierniki napełnione syropem, norym berskie jajeczk a, minia
turowe flaszki z winem (w rzeczywis
tości napełnione roztw orem soku m ali
nowego), p ajace z tektury, piszczałki blaszane, ustne harmonijki t. zw. łor- ganiki, lalki z porcelany dla dziewcząt itp. Ju ż wieczorem zabaw ka taka była zwykle połam ana lub zepsuta.
Oczywiście, że w szystkie niemal za
kupy musiały też być obficie „zakrapia
n e" w okolicznych szynkach — „siwu- * cha", która była wówczas w ysokopro
centową, Chętnie odwiedzano przy tej sposobności oberżę w pobliżu targu pod nazwą „do stod oły", opodal starego do
mu hutniczego. Później przebudowaną została oberża ta na stajnię dla koni.
Druga taka knajpa, w k tó rej w dni jarm arczne również gwarno było jak w ulu — stała na narożniku ul. Kościelnej i Górnej Kalidego. Z ul. Kalidego Górnej także zwanej kolonią kolejow ą — dziś już ani śladu nie pozostało — znajdo
w ała się ona pomiędzy w ieżą wodną,
Str. 6. Nr. 6. (37)
iktóra dziś jeszcze mieści się za gma
chem straży pożarnej, apteką pod „Or
łem " i była dalszym ciągiem ulicy K a
lidego. Nazwę sw oją otrzym ała od naz
wiska rzeźbiarza górnośląskiego K ali
dego, który z początkiem ubiegłego stulecia zamieszkiwał w kam ienicy ozna
czonej tablicą pam iątkową, a mianowi
cie przy narożniku ul. 3-go maja, na
przeciw ko apteki pod „Orłem ".
Od ulicy G łow ackiego, Moniuszki, mostu W olności, do ul. 3-go Maja, B y tom skiej i Hutniczej od roku 1900 wszystko przebudowano i nie pozostał żaden ślad dawnego wyglądu te j dzielni
cy miasta. Ulica dr. Grażyńskiego jesz cze w drugiej połow ie ubiegłego stule
cia prow adziła w odległości około 20 m, od narożnika dzisiejszych ulic iks.
G łow ackiego i Moniuszki — i nieco podnosząc się wzwyż, aż do kościoła Elżbiety (a następnie ewangelickiego), wybudowanego i poświęconego w roku 1.844, Na cmentarzu, okalającym ten k ościółek, chowano pierwotnie zmarłych (do roku 1850) obu wyznań crześcijań- sklćh, zaś od roku tego katolicy zaczęli chować swych zmarłych na własnym cmentarzu przy kościele św. Barbary (wówczas jeszcze nie istniejącym).
Na jednej stronie targow iska znajdo
wały się też dwie studnie (w pobliżu straganów kram arskich), z których to studni za pomocą olbrzymich k ó ł żelaz
nych, o średnicy 134 m etra — na łańcu
chach wyciągano w wiadrach czystą, źródlaną wodę, pokrzepiającą w dni upalne ludzi i bydło. Na kołach tych często huśtali się chłopcy z pobliskiej isizkoły I-szej, wybudowanej w roku 1801,
(dziś szkoła ta przeznaczona je st dla dzieci umysłowo upośledzonych, zamie
szkałych w obrębie m iasta Chorzowa.) Nawet i panoramę można było zwie
dzać w drugiej połowie ubiegłego stu lecia, która to panorama cieszyła się osobliwie wśród ludności robotniczej dosyć dużą frekw encją. (Jeszcze na po
czątku wojny światowej m ieściło się widowisko takie przy ul. W olności u wylotu ul. Sobieskiego, w dawnym domu Pytlika, pod nazwą „ K aissr (-Panorama” . Można było w niej widzieć za trzy „pię
te k !" przez szkła pow iększające pożar Moskwy w r. 1812, śmierć ks, Józefa Pc-niatows.kiego w r zece Els terze w bit
w ie pod Lipskiem, trzęsienie ziemi w Lizbonie, zamordowanie ks. Lichnow
skiego, Również pokazywano tam i ak
tualne sprawy, n. p. potworne m order
stwa pruskiego kaprala Grenobla, któ
ry życie 12-tu swych narzeczonych miał na sumieniu, grabarza i truciciela Ałlben- dorfa, który na początku ubiegłego stu
lecia w Kłociku został torturow 'ny, anarchisty Rysakowa, na którego szyji przy wykonywaniu wyroku śmierci „jak na złość" 3 razy przerw ał się stryczek, Przy tym wszystkim dużh katarynka od zewnątrz kw iliła takie żałosne me
lodie, że niejedna dziewczyna, trzym a
ją c pod ramię swego kaw alera, potajem nie ocierała łzy z oczu. . . Nawet opis tych hlstoryj można było otrzymać w w postaci małych brosizureczek, po ce
nie 3-ch „piętoków".
J a k już powyżej zaznaczono, — w roku 1844 poświęcony Został nowo-wy- budowany na wzgór? ’ opodal huty k o ś
ciół Elżbiety — ewangelicki, — mi
mo, że przew ażająca część obywateli była narodowości polskiej j wyznania rzym sko-katolickiego. Stało się to za przyczyną m iarodajnych sfer, rekrutują
cych się w yłącznie z przybyszów z Prus środkowych, w yznających wiarę luterańską. N areszcie jednak na skuteit energicznej ak cji ze strony tut. k ato lic
kiego społeczeństw a, rozpoczęto budo
w ać kościół pod wezwaniem św. B arb a
ry, który pośw ięcany został w dniu 21, listopada 1352 r. przez ks. kan, F icka, wybninego działacza na niwie narodo
w e j proboszcza P iekar Śląskich. Była to pierw sza parafia królew sko-hucka i liczyła ona wraz z okolicznymi kolo
niami 1146 robotników, icih żon i dzieci 1483, czyli razem 2692 osób.
Był to lud praw ie że w yłącznie p o l
ski, pielęgnujący z zamiłowaniem w iarę i dawne zw yczaje praojców , W sobotę przed Zielonymi Świątkam i w owych latach panow ał w Król. Hucie ja k zresz
tą i wszędzie na Śląsku, piękny zwyczaj umajania domków, w szczególności drzwi i okien, oraz obrazów w ewnątrz miesizkań, gałązkam i brzozy i pachną
cym tatarakiem ,
W pierw sze święto W ielkanocne w godzinach popołudniowych „po niesz- porze", sporządzano „k rasę" do k rasza
nek, przez wywarzenie brunatnej skóry z cebuli w 'w odzie i odwarem tym malo
wano kurze ja jk a różnymi figurami i na
pisami, k tóre to jajka, jak o „kroszonki", nazajutrz przy „śmigusie" w ręczały dziew częta chłopcom,
A le najpiękniej było w w ieczór w i
gilijny Bożego Narodzenia. W ów czas to
przez niskie okna parterow ych domków robotniczych spływały jasne smugi św iatła na ulicę od ślicznie ośw ietlo
nych i barwnie przystrojonych choinek, a wśród zawiei śnieżnej często słychać było melodie staropolskich kolend:
,,W żłobie leży" lub „W śród nocnej ci
szy", śpiewane przez cpłą rodzinę.
Tak, tak . W ów czas lud śląski kochał gorąco Boga, koch ał starą w iarę i . w y
czaję ojców swoich, mimo licznych p rzy
krości ze strony władz pruskich, które ja k wiadomo, protegow ały już wów
czas i popierały chętnie wyznanie i zw yczaje ew angelickie, przyniesione przez przybyszów z zachodu.
Dziś jakoś coraz bardziej zanikają te nasze śliczne, starodawne zwyczaje.
W ielki wpływ na w iarę i obyczaje ludności m iało duchowieństwo. Na szczególne wyróżnienie zasługują w Chorzowie m. i. ks. Deloch, proboszcz m iejski i radca duchowny (od 1860 — 18833), ks. Łukaszczyk (od 1,83— 1905 roku) oraz ks. kapelan Jó z e f K atry- niok (1892 r.)Pierw si dwaj położyli w iel
kie zasługi około rozwoju parafii wogó- le, jak o jej kierow nicy, ostatni zaś zna
ny był nietylko jak o słynny mówca, lecz również jako w ielki przyjaciel robotni
ków i styk ał się często z nimi jako pa
tron licznych związków kościelnych.
N iestety, nie było mu dane długo pra
cow ać w winnicy Pańskiej, albowiem
3) Pierw si duszpasterze parafii św.
B arbary byli: ks. ks. Ja n K le inert i R o bert Uherek, obaj w charakterze admi
nistratorów .
Str, 8 (Nr. 6. (37)
już w dniu 28. 4. 1892 r. w skutek nie
uleczalnej choroby w stosunkowo mło
dym jeszcze wieku poniesiono lego ogól
nie łubianego kapłana do grobu. Ja k w ielką popularnością cieszył się zmarły, świadczył tłumny udział w pogrzebie ludu, nietylko z miasta ale i okolicy.
W krótkim czasie zebrano dość pokaźną kw otę (1200 mk.) na wybudowanie gro
bowca. Jeszcze dziś starsi obyw atele chorzowscy wspominają z wdzięcznoś
cią imię tego zasłużonego kapłana, k tó ry znalazł m iejsce swego ostatniego spoczynku tuż obok kościoła.
H istoria K ościoła św. Barbary złą
czona je st ściśle z historią miasta Cho
rzowa. Jeszcze dziś przedstawia się on jako wspaniałe dzieło architektury., Pod względem rozmiarów był dawniej znacz
nie szczuplejszy. Dopiero w latach 1894
— 1895 na skutek gwałtownej potrzeby, spowodowanej izmacznym wzrostem lud
ności, oraz usilnego starania ówczesne
go proboszcza, ks, Lukaszczyka, przez dobudowanie powiększono kościół z pierw otnego obszaru 360 mtr. kw. do 1200 m. kw. dobudowując do istniejącej jeszcze dwie nawy. Również ! wewnę
trznie upiększono kościół tak, że dziś jeszcze stanowi on (jeden z najpiękniej
szych przybytków Pańskich na Śląsku.
Mało kto wie jednak, że piękny olb- raz św. Barbary, który się mieści w oł
tarzu głównym, znajdował się dawniej w cechowni pobliskiej kopalni św. B a r
bary (dawniej Król-Zachód). Przed tym to obrazem klęczała dawniej brać gór
nicza, odprawiając swe modlitwy, nim udała się do pracy codziennej, ciężkiej i niebezpiecznej, w głębokich czeluś
ciach kopalnianych. Ile w estchnień wy
dobyło się już wtedy iz piersi górniczych, ile spracowanych rąk wznosiło się wów
czas do tej, którą można nazwać dumą i chlubą górnika śląskiego i o której kpiąco wyrażać nie odważyłby się cis
kacz kopalniany z najgorszą naw et opi
nią. — W roku 1853 na prośby górników przekazano ołtarz ten kościołowi św.
Barbary, tymczasowo, aż do odwołania.
Jed nak na mocy dekretu Wyższego Urzędu Górniczego we W rocław iu, w roku 1861 podarowano definitywnie ob
raz ten kościołowi, zarząd zaś kopalni ,,Król“ sprawił swym górnikom dla c e chowni inny obraz, który dziś jeszcze tam się znajduje.
W roku 1867 wybuchła w m ieście cholera, która pochłonęła dużo ofiar w ludziach. Było to następstwem krótkiej, lecz krwawej wojny prusko-austriackiej w roku 1866.
Pierw szą szkołę katolick ą otw arto w Król.-Hucie w dniu 10. listopada 1856 r.
J e s t nią obecna szkoła Il-ga przy ul.
3-go M aja. Szkołę tę obsadzono począt
kowo 4-ma siłami nauczycielskimi.
Wprawdzie istniała na miejscu od roku 1802 szkoła powszechna, protegowana przez władze, — lecz była to szkoła bezwyznaniowa, do której ludność n ie
chętnie posyłała swe dzieci a w olała je posyłać do odleglejszych szkół k a to lic
kich, Iktóire już od roku 1840 posiadały gminy Ghropaczów i Św iętochłow ice.
Nawet i niższą szkołę górniczą posia
dała wówczas Królew ska Huta, a to od roku 1856 do 1864. Szkoła ta m iała na celu przygotowanie uczniów dla szkoły górniczej w Tarnow skich Górach. L ek-
cyj z dziedziny nauk górniczych udzielał wówczas nauczyciel W erner aż do zlik
widowania tej szkoły, co nastąpiło po 8-letnim je j istnieniu w r. 1864, kilka lat później nastąpiło otw arcie liceum żeńskiego (średniej szkoły żeńskiej), zaś w dniu 15. 10. 1877 r. otw arto gimna
zjum m ęskie klasyczne przez dra Bro- oka, który ustanowiony został pierw szym dyrektorem tegoż gimnazjum.
W tym samym roku wybudowano również szpital Spółki B rack iej, tuż przy granicy miasta, koło Górnych Haj- dulk. Budynek ten dziś jeszcze istniejący, m ieścił wówczas 150 łóżek dla chorych i przedstaw ia się diziś obok now oczes
nych olbrzymich pawilonów szpitalnych niemal jako zabawka. W osiem lat póź
niej (1872) wybudowany został ratusz na Nowym Rynku, naówczas piękny budy
n ek (w r. 1929 przebudowany i pow ięk
szony w stylu nowoczesnym).
W dniu 27. października 1872 r. ot
w arto linię kolejow ą, dila ruchu osobo
wego, łączącą i Król.-H utę z Bytomiem.
Św iętochłow ice posiadały dawniej swój dworzec kolejow y przy dzisiejszej Kol.
Dworcowej, zaś dworzec kolejow y w Hajdukach W ielkich pow stał dopiero w r. 1913.
Podczas ponownego wybuchu cholery w r. 1874 zm arło w Król,-H ucie 44 osób.
W dniu 1. grudnia 1875 r. podczas przeprowadzonej statystyki ludności li
czono w Król.-H ucie 350 budynków z 26.032 mieszkańcami.
K ilka lat przedtem, a mianowicie w dniu 9. stycznia 1870 r. sprzedał fiskus hutę Królew ską hrabiemu Henklowi Doinniersmarokowi za półtora miliona talarów, lecz ten niedługo cieszył się ijej posiadaniem, gdyż już w czerwcu na
stępnego roku huta Królew ska wraz z hutą Laurą w Siem ianow icach zakupio
ną została przez towarzystwo akcyjne, k tóre przybrało nazwę „Zjednoczone Huty K rólew ska !i Laury — Spółka A k cyjna" i w którego posiadaniu dziś jesz cze się huta znajduje, — przybierając w r. 1935 nazwę ,,Huty Piłsudskiego".
Z CYKLU — SŁA W N I ŚLĄ ZA CY.
Ks. Jan Dzierżoń jeden z najsłynniejszych pszczelarzy świata
W okresie powszechnego zwąt
pienia i groźby zagłady, jaka groziła polskości Śląska ujrzał p o raz pierw
szy świat w Łowkowicach pod Klucz
borkiem w r. 1811 Ja n Dzierżoń. Od wczesnej młodości odczuwał on szczególną chęć do badań i odkry
cia tajem nic życia pszczół. Pszczoły zaabsorbowały tak dalece Dzierżo
nia, że nawet wpłynęły na jego ka
rierę życiową. Mimo sprzeciwu ro
dziców pozostał Dzierżoń na wsi, gdyż tylko tam mógł hodować pszczoły, swoje ulubienice.
Z anielską cierpliw ością zaczął obserwować ich życie i ich pracę.
Dni i noce przesiedział obserwując je, to też w niedługim czasie praca jego wydawała obfite plony. Dokonał on bowiem wielu odkryć z życia pszczół, stając się najsłynniejszym owych czasów pszczelarzem. Jego
iNr. 6. (37)
o d k ry cia o św ie tliły c a łk o w ic ie ży cie p sz c z ó ł, p ierw szy p o sta w ił on b o w iem te z ę ta k zw an eg o d ziew o ró d z
tw a p sz cz ó ł, d alej w y k a z a ł ro lę m a t
ki, ro b o tn ic i tru tn ió w i o d k ry ł p r a w o lo tu godow ego. N ie ty tk o je d n a k zajm o w ał się o b s e rw a c ją ży cia p sz cz ó ł, ale m ógł ta k ż e p o sz cz y cić się w y n a lez ien ie m w ieiu p r a k ty c z n y ch rz e cz y z z a k re su p s z c z e la r
stw a, ja k n. p. ul ro z b ie ra ln y i liste w ki, do k tó ry c h p sz cz o ły p rz y cz e p ia ły p la stry , co d o k o n ało k o lo saln eg o p rz e w ro tu w p sz c z e la rstw ie . P rz y sp o rzy ło to w p raw d zie m ajątk u D zierżo n io w i, le cz te ra z n a stą p ił nie m a ły zg rzy t w jeg o p ra cy . W y d a ł on sła w n e d zieło ,.T h e o rie und P ra x is d es n eu en B ie n e n fre u n d e s1' w r. 1848 w B rz eg u . G d y św iat z a c z ą ł się in te re s o w a ć o d k ry ciam i D zierżo n ia, S ią z a c y p o czu li ża! do niego, iż ja k o rd zen n y P o la k nie w yd ał sw ego d zieła w jęz y k u o jcz y sty m . L om p a n a r z e k a ł b ard zo na jeg o n iezro zu m iałe p o stę p o w an ie , gdyż u w ażał o g ło szen ie tego d zie ła po n ie m ie ck u za u ch y b ien ie god n o ści n aro d o w ej.
G d y b liż ej się je d n a k nad tą sp raw ą zastan o w im y, nie m ożem y ta k b a r dzo p o tę p ić D zierżo n ia. D zierżo ń zn ał ty lk o p o lsk i ję z y k dom ow y, gw arow y, k tó re g o ab so lu tn ie nie m ógł u ży ć w sw oim d ziele, p o drugie ję z y k p o ls k i w ó w czas m ało b y ł z n a ny, a po tr z e c ie b y ły to czasy n ie w oli i z ro b ił to D zierżo ń d la ś w ię te go sp o k oju , nie c h c ą c m ieć cią g ły ch z a ta rg ó w z w ład zam i n iem ieck im i.
B ę d ą c k a p ła n e m p o d k re śla ł dość m o cno sw ą p o lsk o ść. J a k o p ro b o szcz w K a r ło w ic a c h pod B rz eg ie m , w y g ła sz a ł b o w iem k a z a n ia ty lk o po p o l
sku.
D z ię k i je d n a k w ydaniu k s ią ż e k p s z c z e la rsk ic h p o n ie m ie ck u N iem cy, m ó w iąc o D zierżon iu , m ów ili o nim ja k o o N iem cu , u siłu ją c nam o d e b ra ć
teg o sław n eg o cz ło w ie k a . B o D z ie r
żoń sta ł się sław n y m nap raw d ę.
M aeterliin ck p o sta w ił go na ró w n i z B e rle p ssch e m , P ollm an em , czy V o- glem . Że D zierżo ń fa k ty c z n ie b y ł P o la k ie m nie ty lk o z p o ch o d zen ia i ję zy k a, a le i z p rz e k o n a ń , św iad czy o tym jeg o k o re sp o n d e n c ja z p rzew ód - cam i ru chu n aro d o w eg o p o lsk ieg o na Śląsk u , ja k : z L o m p ą i K a ro le m M ia rk ą . Św iad czy o tym ta k ż e c h a ra k te ry s ty c z n y lis t tw ó rc y M uzeum N aro d o w eg o w R ap p ersw y lu , W ła d ysław a hr. P la te ra .
„K siąd z D o b ro d ziej p o ło ż y łe ś z a sługi w d zied zinie n au k o w e; i z rz ą dzisz zarząd o w i m u zealn em u p rz y jem n o ść, p o p ie ra ją c jeg o p r a c e i u si
ło w an ia, o ra z p rz e s y ła ją c sw ój p o r
tr e t i to, co ś d otąd o g ło sił w sw ej z a jm u ją c e j sp e cja ln o śc i. T y lk o p o w o dow ani so lid a rn o ścią , m ożem y p rz e ch o w ać w sp u ściźn ie d uchow e s k a r b y n aro d u n aszeg o i p ra c o w a ć sk u te c z n ie nad jeg o o d ro d zen iem ".
T e n list p o d k re śla w y b itn ie jeg o p o lsk o ść. J a k D zierżo ń n ad aw ał się na p sz c z e la rz a , ta k m a ło n ad aw ał się n a k się d za. P r a c a w u lach , k tó ry c h już w r. 1843 m iał pon ad 4 0 0 z a b ie r a ła mu w ie le czasu . T y m cz a se m w 1868 r. d o szło do w ie lk ie j aw an tu ry , gdyż b a w ią c w to w a rz y stw ie z n a jo m ych, k tó rz y d y sk u to w ali n a terriat soboru w a ty k a ń sk ie g o , rz e k ł, iż j e dynie B ó g m oże b y ć n ieo m yln y. W w y n ik u tego m u siał się z rz e c p ro b o stw a, i p ro w a d z ił o d tąd ży cie c z ło w ie k a św ie ck ie g o . W y ró ż n io n y z o sta ł za sw o je p ra c e w ielo m a o d zn a
czen iam i, m ian o w an o go n aw et d o k to re m ho n orow y m u n iw e rsy te tu w M o n ach iu m i cz ło n k ie m A k a d em ii U m ie ję tn o ści w W ied n iu . U m a rł 26 p a ź d z ie rn ik a 1906 ro k u .
Jan Zawisza.
G im n. im. S t. K o s tk i w C ho rzo w ie II.
W ycieczka do Łańcuta i Lwowa
W czerwcu ubiegłego roku szkolne
go, urządziłyśmy szkolną w ycieczkę do Łańcuta i Lwowa.
W yjazd nasz nastąpił pociągiem oso
bowym z Chorzowa o godz. 4-tej rano.
W Łańcucie byłyśmy około godz 12-tej w południe;, a podróż odbyła się bez żadnego przesiadania, gdyż jechałyśm y pociągiem bezpośrednim Gdynia — Lwów.
Na m ałej stacy jce złożyłyśmy swe bagaże na przechow anie i udałyśmy się pieszo do zamku hr. A rtura Potockiego, który to zamek, postanowiłyśmy zwie
dzić.
Idąc do zamku, przeszłyśmy przez m iasteczko Łańcut, ładnie rozbudowa
ne na zboczu dość wyniosłego wzgó
rza. Podobały się nam schludne domlki otoczone pięknymi ogródkami, w cale pokaźny gmach sądu, gimnazjum i k o ś
ciół. Pogoda dnia tego dopisywała w całej pełni, słońce nie szczędziło swych złotych promieni, a to bezsprzecznie dodawało w iele miłego nastroju u czest
niczkom w/, ieczki.
Po dojściu- do obszaru zamkowego, zgłosiłyśmy przybycie w ycieczki u od
źwiernego, poczem otrzymałyśmy prze
wodnika, który nas oprowadził po sa
ny m zamku, udzielając szczegółowych wyjaśnień.
Po raz pierwszy w życiu zobaczyła niejedna z nas rezydencję magnacką i to magnata polskiego.
Podziwiałyśmy szereg pięknych por
tretów rodziny hr. Potockich, mnóstwo obrazów cennych, jako dzieła sztuki mistrzów różnych epok. Przeszłyśmy przez amfilady sal, w których przepych harmoinizujący z estetyką 'i wyk win t- nem, zachw ycał nasze oczy,
Podobały się nam szczególnie po
ważna i bogatą w książki biblioteka, oraz sala teatralna będąca zarazem salą kinową.
Po opuszczeniu zamku, zwiedziłyś
my wozownię starożytną i nowoczesny garaż, stajnię wzorowo czystą i prze
piękny ogród.
W ogrodzie zatrzymałyśmy się czas dłuższy i nie czując zmęczenia słucha
łyśmy . wyjaśnień, jakich nam udzielał jeden z ogrodników pałacowych.
Ogrody łańcuckie należą do najw ięk
szych zakładów dochodowych w Polsce, Na dużą skalę prowadzi się w Łańcu
cie hodowlę kwiatów, krzew ów ozdob
nych oraz jarzyn, k tóre posyła się na
w et do W arszawy.
W zakładach ogrodniczych pracuje kilkuset ludzi. Część olbrzymich ogro
dów jest zamieniona na piękny park angielski, pełen czarownych zakątków, pięknych starych drzew i rzadko spoty
kanych krzewów.
Z żalem opuszczałyśmy piękny za
mek hr, A. Potockiego, ro biąc na pa
m iątkę parę zdjęć fotograficznych, k tó re niejako utrw aliły nam miłe wrażenia.
Str, 12. tNr. 6. (37)
M iłych wrażeń dostarczyła nam i ita okoliczność, iż zobaczyłyśmy, ja k w y
gląda wizorowo zagospodarowany m ają
tek polski, jaka estetyka, czystość, przemyślana rządność przeziera z k aż
dego kącika. A miło szazególnie nam młodym — jasne rzeczy widzieć w P ol
sce, milej będzie kiedyś móc jasne rze
czy samym tworzyć.
O koło godz. 17-tej wieczór odjecha
łyśmy z Łańcuta w dalszą drogę i o 21-szej byłyśmy we Lwowie.
Na samym wstępie mile uderzył nas wyglą estetyczny i w ielkom iejski dwor
ca kolejowego we Lwowie. Przed dwor
cem czekał nais zamówiony wóz tram wajowy, który nas odwiózł w pobliże naszego m iejsca noclegowego. Spałyś
my u S .S . Sakram entek, przy ulicy tejże samej nazwy.
Przez pełne trzy dni bez w ytchnie
nia zwiedzałyśmy miasto i jego piękne zabytki, muzea, paiłki, ogrody i cmen
tarz. B ył to okres silnych czerwcowych uipałów, ale znosiłyśmy je lekko, tak byłyśmy zajęte tym, co oglądałyśmy, i tak się nam wszystko podobało.
Jed n a część osób w yjechała do stacji kolejow ej Ożydów w pobliżu Lwowa i stamtąd wozami dojechała do Oleska (miejsce urodzenia Króla Ja n a Sobies
kiego) i dio Podhorzec, gdzie się znajdu
je bardzo dobrze zachowany zamek Sobieskiego.
Kilkudniowa w ycieczka kosztow ała nas 26 zł. od osoby, a był w to w liczo
ny przejazd koleją w obie strony, n o c
legi, wyżywienie, tramwaje, wstępy, teatr i t. d.
Dla ułatw ienia organizowania wy
cieczki do Lwowa n. p. trzydniowej po
daję, co w każdym dniu należy zwiedzić Dzień pierwszy:
1. Cmentarz Łyczakow ski a tam;
a) groby wybitnych Polaków, b) cm entarz powstańców z . 1863, c) cmentarz Obrońców Lwowa, 2. K ościół 0 . 0 . Bernardynów i tam;
a) resztki obwarowań starego Lwowa b) kaplicę 'błogosł. Ja n a z Dukli, c) archiwum aktów grodzkich.
3. Muzeum m iasta Lwowa w Rynku, 4. -Muzeum Ja n a Sobieskiego w Rynku
obiad — odpoczynek.
6. Cerkiew W ołoska,
7. K ościół 0 . 0 . Dominikanów, 8. Katedra Ormiańska,
W ieczór teatr. (Kurtyna Siemiradzkiego) Dzień drugi:
1. K atedra łacińska i kaplica Boimów, 2. Ossolineum,
3. Zbiory Orzechowicza, 4. Muzeum Pracy Kobiet.
Obiad, 5. Park Kilińskiego, 6. Panorama R acław icka,
7. Cytadela wzgl. Ogród Botaniozny.
Dzień trzeci:
1. Muzeum Przemysłowe, 2. M iejska G aleria Obrazów,
3. Muzeum Przyrodnicze ' im. Dziedu- szyckich,
4. Dawny Sejm G alicyjski dziś Uni
w ersytet Ja n a Kazimierza, 5. Ogród Kościuszki, 6. Politechnika,
Obiad.
7. W ysoki Zamek i Kopiec Unii Lu
belskiej.
8. Trzy pracow icie spędzone dni we
Lwowie, dały nam poznanie m iasta słusznie za swe męsitwo i niezachw ianą polskość odznaczone Krzyżem Virtuti M ilitari, o które to m iasto jak o skałę rozbijało się izawsze w szelakie zło, go
dzące w całość i dobro naszej wspólnej matki Ojczyzny.
U R SZU LA PYTLIK Ó W N A M iej. Gimn. Żeń.
Chorzów I.
Historia Nowych Hajduk
(obecnej dzielnicy miasta Chorzowa.) W roku 1934 gminy w iejskie Cho
rzów i Nowe Hajduki zostały połączone z m iastem K rólew ską Hutą, a nowe to miasto otrzymało nazwę „Chorzów , ponieważ gmina ta była historycznie naj starszą.
Dawna gmina Nowe Hajduki, to obecnie przedm ieście w ielkiego Chorzo
wa, ale tak w rośnięte w miasto, że gdyby nie podział na gminy, niktby daw
niej nie spostrzegł, że idąc ulicą W o l
ności w kierunku Św iętochłow ic, prze
chodzi przez Nowe Hajduki. Przechodzą
cy widział takie same domy i sklepy, jak w m ieście. Po lewej stronie ulicy na kraw ężniku stała żelazna tablica z napi
sem „Gmina Nowe H ajduki". Od tego też domu główna ulica nosiła nazwę 3.
M aja, choć była przedłużeniem ul. W o l
ności, m iasta Król-Huty. K to jednak nie zw rócił uwagi na ową tablicę, był w iel
ce zdumiony, dowiedziawszy się, że znajduje się w odrębnej gminie,, Nowyćh Hajdukach, leżącej w pow iecie Świę- tochłow ickim .
Nowe Hajduki były jedną z najm łod
szych osad śląskich, a p oczątki ich się
gają roku 1857. Do roku 1882 były No
we Hajduki ciągle tylko małą osadą, w
skład której wchodziły trzy kolonie.
Pierw sza to „Kolonia domu sypialnego'1 (Schlafhauskolonie’ nazwana tak od za
budowań, w których m ieszkali robotni
cy z dalszych okolic, pracujący na po
bliskiej kopalni „P iast“. Dzisiaj, to k il
ka domów przy ulicy Pułaskiego.
Druga to „Kolonia bankrucika" (Ban- keirottkolonier). Nazwa „Kolonii ban- k ru ck iej" pow stała stąd, że górnicy z kopalni „P iast1' otrzymali od zarządu tejże kopalni grunta, na których pobu
dowali jednopiętrow e domki. Na budo
wę tych domów zaciągali pożyczki, k tó rych później nie mogli zwrócić. Z cza
sem doimy te przechodziły w ręce w ie
rzycieli. Ludzie powszechnie mówili, że w łaściciel domu zbankrutow ał. W ten sposób pow stała nazwa „Kolonii ban- k ru ck iej".’ Dzisiaj, jest to część ul. W ol
ności, dawna ulica 3. M aja. Obie te k o
lonie liczyły razem około 2400 miesz
kańców.
, W roku 1878 pow stał zamiar utw o
rzenia nowej gminy pod nazwą „Nowe H ajduki" i przyłączenia do niej trze
ciej kolonii „W ybłyszczow iec" zwanej przez Niemców „Kolonią graniczną (Grenzkolonie). Dzisiaj, to ul. R acib or
ska, Kozielska, Zabrzska i część ul.