'wajamiijia
Powyżej:
Ładowanie bomb przed startem, a potem . . . '
Na prawO:
i . . jeszcze ostatnie szcze
gółow e sprawdzenie ma
szyny I bombowiec goto
wy do lotu.
Żołnierze japońscy oglądają zestrzelony samolot brytyjski.
Japońscy strzelcy podczas walki w południowych Chinach.
F o l: W tłzleben i Peters 5 Archiwum I Transocean
Na lewo:
PRZED ROZŻARZONYM PIECEM
Robotnik szklarski zajęły jest wymieszaniem masy, z które]
wytapia się materiał mozai
kowy.
R.; . | Nadchodzi era chrzęścijanizmu, a z nią, w epoce wczesno
chrześcijańskiej mozaika służy do w yrażania nowych j| pojęć symboliczno - religijnych. Kościoły i katakumby S g r 4rzymskie przechowały liczne z a b y t k i tego rodzaju.
Bizancjum nadało mozaikom odmienny od innych ' s a- charakter, bo wprowadziło jako m ateriał dla v»' ~|s*< arty sty kostki pozłacane jednostronnie, co uwydatniło swoisty styl wschodniego przepy- WUj.... chu w ogromnych powierzchniach takimi mo- jfr" zaikami wykładanych. Sztuka mozaikowa w tej M odmianie nosi rys hieratyczności, dostojeń- C T T jr K . stwa, rys sakralny. Złotem mozaiki w ykładane f c ł S fcflJK ■ kopuły, sklepienia, łuki, absydy, tworzą jedyne P P * . W w swym rodzaju efekty św ietlne i działają na . S Ę widza fascynująco. Głównym figuryzmem tych mozaik są osoby Chrystusa i M atki Bożej, by- I l i w ają też sceny ze Starego Testamentu. Rozkwit S k , wspaniałej tej sztuki przypada na wiek VI i VII, 5 | , a kościoły w Konstantynopolu, Rawenfiie i Rzy-
t
* mie są skarbnicami dzieł tego rodzaju. W iek X L i XII w Italii w zoruje się na bizantyńskiej sztuce mozaikowej, tworząc istne cuda w tej dijedzinie w kościołach św. M arka.m i G w W enecji i katedrach Cefalu i S f V. W ii M onreale na S y c y 1 i i.
W iek XIII, to częściowe F ł Ł wyzwolenie się mozaiki W B P j w ło sk fejz p o d w p ły -
f i w u Bizancjum, a je j / Na prawo:
ZABYTEK KULTURY POMPEJARCZYKOW W wykopaliskach pompę ja ń- skich odnaleziono łę prze
piękną, olbrzymią fontannę, przedstawioną tu w minia
turze.
m y * O P O D m o z a a i k i 1 I * y* ? T k. p w y so w u je swój szkic na kartonie
| I w wielkości naturalnej, w której dzieło ma powstać.
IW kole:
I ™ V ® “ 5* ŁW A P • « A M I D A f Oto skład wszystkich odcieni kamyczków. Służy on / ™ łatwiejszego doboru potrzebnych barw.
/Poniżej:
S K Ł A D A N I E O B R A Z O W Żmudna praca, wymagająca dobrego wzroku, smaku
estetycznego i zgrabności.
W kole:
JEDNO SPOJRZENIE W GŁĄB HUTY SZKLANEJ Materiał mozaikowy przetapia się przy 1300“ C z piasku czystego, węglanów niektórych metali i ługów w płytki wielkości talerza o grubości około
1 cm.
Na prawo:
W M A G A Z Y N I E S Z K L A R S K I M Tu przecina się płytki z masy mozaikowej przy po
mocy d i a m e n t u n a m a ł e k w a d r a c i k i . Poniżej:
D A L S Z A F A Z A PR Z Y GOT OWA WCZ A Inny robotnik przełamuje przy pomocy młotka dia
mentem znaczone miej
sca na płytkach. Na tym kończy się p r a c a I przygotowawcza ma
teriału mozaikowego.
za czasów Sulli.
| B . . Tu n a początka XVIII A m
wieku pow staje też słynna / 1 szkoła mozaikowa Piotra Paolo # M Christophoris, konkurująca z zaawanso- I W w aną od XV stulecia drzewną mozaiką mi- I W strzów tej m iary co Brunełleschi i Majano, zwa- I ną po włosku „Tarsia", z francuska zaś „Mar- I queterie". Florentyński sposób robót mozaikowych I był odmiennym od rzymskiego. Tutaj mianowicie po ułożeniu wzoru na podłożu kitowym, ściskano mo- I I zaikę żelazną obręczą, skutkiem czego znikały szparki między kostkami mozaiki, cały zaś obraz czy wzór pole- ! ■ wano potem n a powierzchni. Jako sztuka starożytności, ! ■ udoskonalona jpż bardzo w epoce hellenistycznej przed- M stawiała w pomysłach twórczych m otywy zwierzęce, m artwą
naturę i obrazki rodzajowe. Hellenizm przydał mozaice w artość obrazową, czego najwspanialszym wzorem z tej V I
epoki jest słynna „Bitwa Aleksandra W ielkiego". \ Epoka cesarstwa, to rozwój sztuki mozaikowej \ jako ulubionej dekoracji pałaców, willi, term,
° czym dobitnie świadczą wykopaliska dawnych prowincyj r z y m s k i c h ,
° A N I E C A Ł O Ś C I
* obrazy składa się z części: osobno ornamenty i właściwy obraz.
Na lewo: Z naukowy do
kładnością przedstawił nam malarz XIX. wieku scenę ze średniowie
cza. Z odrobiną sen
tymentalizmu spo- . gląda matka przy
\ kolebce swego f t \ dziecka w nie- f lk \ p r z e n i k n i o n ą H « \ dal.
Na prawo: Bar- dziej ożywiony jesł obraz pochodzący z XVIII.
wieku. Lekarz siedzi przy łóżku chorego dziecka. Nie tylko ruchy ludzi, ale również i każdy szczegół w pokoju jesł wiernie oddany, przebija na- weł pierwiastek humorystyczny.
Poniżej: Cechą charakterystyczną dla sztuki XVIII.
wieku jesł reprezentacja. Zamożna dama z trojgiem dzieci w bogatym i błyskotliwym otoczeniu -— to wymarzony motyw dla mąlarza z epoki późnego baroku.
F o l: W ił ilt b t n i Peters.
Prawdziwa prosłoła jesł cechą isłołną tego obrazu z XVII. wieku. Ze wszystkich przedstawionych na tej
stronie jesł chyba najbardziej naturalnym.
Tu odtworzył aHysła XIX wieku scenę ze swojej wła
snej epoki. Z tą samą dokładnością z jaką oddał wyraz twarzy matki i dziecka, przedstawił również
otoczenie.
i*CZ^ma k u p io n y c h słuchaczy Wol- - ho ^ • Malarskiej przesuw ają się kolej-
■ styczne^'6^ 3116 0*>raz^ z eP°ki impresjoni-
Plria ^ea^owca historii sztuki arty sta rzeź- S WarZ| Stefan .Arpiński, objaśnia istotą tego
; su neS° kierunku w m alarstwie, k tóry wy- i: wa się na pierwszy plan pogardzany w e-
; ce renesansu pejsaż. t
I: w^*^z°wie oglądają obrazy, które malo- I S p s Poct wpływem atm osfery i św iatła są
ar t y s t iem °Ptyc2ne8 ° w rażenia w zroku
! i ba° ^ ^ o k im bowiem studium natury B. Wllych jej refleksów odkryto, że cienie I, s3 neutralnie ciemne, ale przejrzyste.
Nie 06 * 0 PewneJ um iarkowanej światłości.
SC„D,rzeczy wistość zatem i abstrakcja, ale P W i wolnego powietrza, przedstaw ione
E.HAIU
W Mtem widzenia wpływu, jaki na ich tlo n° ^ w yw iera w padające do nich świa-
» tematem im presjonistów i plenery- Nie mieszane w ich obrazach farby, wid^°e w barw ną całość dopiero w oku
> nej Za’ d«ją niezapom niane w rażenie subtel:
Ł ,ł Sry barw, św iateł i cieni.
!ó» t ^ 0wca nie objaśnia samych obra
ła . wjerdzi on bowiem, że zadaniem dzie- y2r, uki. jest wyw oływ anie artystycznego t e i n a 'S| które odczuw ają adepci sztuki, iii ®?aWcY zarówno odpow iednią dozę wra- fjj0 0sci artystycznej, ja k i tego rodzaju po- Kjj®. .Przygotowania, że potrafią uchwycić
^ poddaw ania się w danej chwili ksji krytycznej.
Ł
f e y sta Arpiński zostaje sam, a raczej nie.■j.;® s_ię jeszcze modelka, zamieszkująca Rozkłada dekoracje i zbiera kli-
^ ^ r ty s ty , w ręczając mu je na odchodnym.
pfe!J^sta powoli przechodzi gw arne ulice t ^ szareJ pelerynie i szerokim z ron- i Sjig; aPeluszu zadum any i nieuważny na h Jri Przepełnionych ulic, dochodzi do swe- fc ^ e s z k a n ia :
i Pracownię pełną przykry tych rzeźb l « w s z y się siada przy biurku, założo-
^ą^k sięg am i, luźnymi sztycham i i notat- pjj . Półcieniu wieczoru ostro odbija się za-
si6 ^go wyrazistego profilu o rzymskim no- O su n ię te j dolnej wardze i sm ętnie pa- f"p h oczach-
P i^^ażd y m w ykładzie artysta popada w za- Kch ^ z e z y w a twórczość malarzy, będą- K ^fflatem w yświetlań. Emocjonuje się PqŁi®eniuszem, którego tajniki zgłębia tak I |;.5,lnie sam.
ze najwyrazistszą, najbardziej prze- i* *jącą do duszy i najplastyczniej obją- psi:®cł zaklęte piękno sztuki, je st dziedzina K j tWa i rzeźby.
^ j.^ y k a , t— tak, — ale sądzi, że je j ro- -Oddziaływania na słuchaczy wym aga
™nego talentu, znawstwa, czy wrodzo- l ^u ry ipuzycznej. Podczas słuchania
| b |Jer*n, nie można ogarnąć szczegółów da- f f utworu wiążących się w całość.
zbyt krótko i są niezrozumiałe dla
|pj l którzy nie posiadają wspomnianej wy-
« i * altury muzycznej w sensie zrozumienia I form.
1 || 'J^’owanie obrazu czy rzeźby staw ia wi-
■ P ^ z e d faktem dokonanym . Widzi całość.
K napawać ich pięknem dowolnie
|pjg£ ‘ . Może nie zrozumieć myśli twórcy, w n*e znać rodzaju stylu, ale patrząc nań f*' od roćrazy, utrw ala je sobie w pamię-
^^wając na swój sposób sharmonizo- pą» Piękna, barw, treści i kształtów.
K g y k a . poważna jest jak tajem na wiedza K k asty egipskich kapłanów. Je st Eplt X ■ranych. Pozostawia wrażenie nie
^ s > f» a *'zowane żadnym kształtem, wy-
°Per, program owych symfonii i ilu- i W ~aVch tekstem czy obrazami pieśni.
spraw
momencie ‘ arty sta drgnął. Z pod-
°rności w yłania się wspomnienie pew- K ^ o s e n n e g o wieczoru. Taras witi oświe-
*t>ty księżycem, niezapom niane uczucie pod słyszanej pieśni „Dziewczę i śmierć"
etta, — odtwórczyni pani Maria, jeg;o
\ r nka ° ilustracjach do tej pieśni, dy- 0 śmierci, wreszcie zawarcie orygi- H S? Paktu, o powiadom ieniu się o ostat-
* c«wilach życia ówczesnej trójcy.
gorączkowo pochyła się nad tecz- S ^ ^ a te k , i znachodzi lisi, właśnie od ów- fc towarzysza dyskusji o śmierci.
analiza obrazów stanow i specjalne roi i . ■ P° zapoznaniu się z epoką, w któ- v ^ dany artysta.
K , ®QPatrzone audytorium składające się ze
|jja zy różnych płci’ i zawodów, nie poru-, Po w yjęciu ostatniej kliszy.
Ue ^ ^ ity w n ie urządzona pracownia, praw ie i'«Hbi-Wntrum gw arnego miasta, stanow iąca . W kontrast, z przepełnionym i wy-
’n» lokalami rozrywkowymi, daje su- cfiar4k odmiennych w rażeń o abstrakcyjnym Vis W « z e . że to oderw anie się od rzeczy- C SCi Z ja w ia się w milczeniu i niechęt-
^Puszczaniu umiłowanego atelier.
Ifcok ^ tu przecież wybrańcy. Nie wszyscy )(JVv ^ B łę d em uzdolnień, ale czystego umi- oj p a tego piękna, k tó re je st nieodłączne jyrJ e>kich talentów, i które stanow ią tra-
*ultury wieków.
Co^.^liczu tego piękna m aleją spraw y dnia*
|W( ^JUsego, a raczej zabarw ione sumą na- P»lo Wrażeń wyższego rzędu, spadają
^B gP tycznię do rzędu koniecznych, ale nie
przyjaciela panj M arii i jego, Zygmunta W arny.
List nadszedł wczoraj, w chwili, kiedy pan Stefan zajęty był pilnowaniem pakowania rzeźby p. t.: „Narodziny talentu".
Odłożył wówczas pocztę i w roztargnieniu zapomniał:
N erwowo otw ićra dużą kopertę. W yjm uje kilkustronicow y list, zapisany jakby półko- biecym pismem.
Treść brzmi:
Drogi Stefanie!
Wiem, że trudno skłonić Cię do pisa
nia. Zniechęca mnie to do pisemnegó k o n taktu z Tobą, aczkolwiek wiesz dobrze, jak ufam Twojej przyjaźni.
Tym' razem jednak muszę Cię niepo
koić i przystępuję ódrazu do rzeczy. Chcę dotrzym ać umowy, którą zawarliśm y trzy lata temu, dzięki inicjatyw ie niezapomnia
nej dla mnie Marii.
Wiesz, że byłem jej oddanym przyja
cielem. Mój podziw d la niej i uczucie, obok którego, mimo gorącego pragnienia miłości przechodziła niespostrzeżenie, taie natchnął mnie jednak taką dozą odwagi, aby samorzutnie zagarnąć na wyłączne
wiedziałby? Ja, który z beznadziejnie ukrytą do niej miłością, drżałem, by się z tym nie zdradzić, bo jej zdziwione spoj
rzenie lub też obojętne, byłoby niepowe
towanym ciosem dla mnie.
Brzmi to melodramatycznie. W obec faktów. O miłość można walczyć. J a ba
łem się. To też byłem niezm iernie zasko
czony jej wyznaniem i osobliwym w y
razem twarzy, gdy spoglądała na mnie badawczo.
' Nie mogłem ukryć zmieszania. Ja, czło
wiek nauki, niezaradny w tego rodzaju sytuacjach, uczułem nagle pustkę i żrącą zazdrość o tego szczęśliwca, k tó ry mi od
biera jedyny promyk radości w życiu.
Nie zdobyłem się na proste zapytanie — Kto on?, — łub n a życzenia z powodu dokonania wyboru.
Milczenie z m ojej strony wyglądało w prost na nieprzyzwoitość.
A Maria? ...Spoważniała. Usiadła i ode
zwała si^ tak:
— Ciekawe. Czasami cierpliwość w y
pow iada nagle posłuszeństwo, i napaw a 'dziką odwagą. Czy wiesz? O d lat podobał mi się bardzo ktoś, kto był filarem mego samotnego życia i wykazał takt, subtel
ność i oddanie w każdej nadarzającej się
Przyjdziesz po mnie na ślicznej szczerozłotej lokomotywie t zabierzesz mnie na długą podróż: na życie szczęśliwe!
We wagonie — kryształowej kołysce — m y dwoje i miłość trzecia będziemy jeździć. . . jeździć . . . p o nieznanym nikomu śioiecie. . . Tęczowe ample rozpłoną naprzekór księżycowym poświatom, a pociąg będzie mknął za księżycem jazdą szaloną i skrzydlatą Pojedziemy z wolnymi rękami: zostawimy ciężkie bagaże bolesnych wspomnień i minionych przesmutnych zdarzeń, a wszystko kupimy nowe na rozUuminouoanych stacjach
Jf
gdzie każda sekunda podróżnych w ogromne szczęście wzbogaca.Sleepingiem będą mi twe ciepłe ramiona. Najciszej
usnę w nich, zmęczona szczęściem . . . a stukot kół mnie ukołysze.
Przesrebrne taśmy — szyny — które się nigdzie nie kończą powiozą złoty pociąg w krainę twymi oczyma kwitnącą.
Mary A. Hessel
N a p ro ś b y au to rk i za w iad am iam y naszy ch czy teln ik ó w , że p o w ie ić M . A. H essel p . I. , , M e te o ry " k o ń czy d e fi
nityw nie c z ą i ć III, która j u t w o p raco w an iu .
t t d a k c j t
m oje posiadanie tą subtelną i pełną za- , palu życia istotę.
W idywaliśmy się często. Słuchałem jej zwierzeń, k tó re nie szły równolegle do moich marzeń. Starałem się odpowiadać jej pojęciu o mnie, bezinteresownego przyjaciela i tłumiłem uczucie z pasją abnegata.
Wiesz, że była sama. Dopisywała się nieraz do moich listów do Ciebie, ale krótkie Twoje odpowiedzi w rodzaju ostatniej, — W asza pamięć mnie wzru
sza, może w krótce zjedziem y się, piszcie jednak, nie zachęcała nas do łamania Twojego spokoju, k tóry w świecie swej sztuki zapomniałeś; że życie poza atelier, podróżami i galeriami obrazów, płynie zgoła inaczej.
M aria co praw da też była adeptką sztu
ki. Nie zaniechała studiów śpiewu i sa
m a go uczyła. Je j dźwięczny alt umilał mi często wspólnie spędzane wieczory.
Pewnego razu jednak zjaw iła się z mi
ną zwycięzcy i obwieściła trium falnie: '
— Odnalazłam siebie. Kochami Czy wiesz co to znaczy? Mój Bożel Ja nie
sytuacji. Bałam się analizować m oje w zra
stające uczucie, wobec niewzruszonej po
wagi wybrańca. Oddałam się sztuce o ty le, o ile mogła ona zapełnić m oje pozor
nie swobodne życie. Czekałam na bodaj najcichszy odzew moich tajnych marzeń.
N ie reagowałam na odgłosy serc innych łudzi, bo nie wierzyłam, że szukają czło
w ieka i duszy. N ie mogę jednak dłużej milczeć. Chcę wyzwać los lub umrzeć. Co w arta je st w alka z sercem, jeżeli ono po
konane napaw a nas uczuciem nicości i sa- moudręczenia?
Słuchałem zdumiony. W ięc odczuwa to co ja? Jak aś rozpaczliwa nadzieja tar
gnęła mną. Spojrzałem wymownie w jej rozpłomienione oczy. I nagle zahaczyły się nasze spojrzenia na długo. Były w nich wyznanie i trwoga.
Drogi Boże! Miłość w codziennym ży
ciu je st tak deprawowana, a naw et bez
czeszczona, że człowiek dla którego sta
nowi świętość, boi się jasno spojrzeć praw dzie w twarz. A praw da wyznania była niezaprzeczona.
Ujęliśmy się za ręce. Z nadm iaru w ra
żeń słowa, których w prost potok cisnął się nam na usta, zamarły. Ale ta niema chwila szczęścia poruszyła nasze głębie.
Byłem olśniony. M arii oczy napełniły się łzami i z trudem zapytała:
1— Zrozumiałeś?
N astały cudowne dnie. Rozpatrywaliś
my przeszłość i niedopowiedziane mo
m enty. Chcieliśmy nadrobić stracony czas.
Pryzm at szczęścia przesłaniał nam szarą rzeczywistość. Żyliśmy odwieczną starą bajką, która odradza każde głębokie istnie
nie ludzkie, a k tórej na imię — miłość.
Robiliśmy wszystko, aby jak najprędzej być razem.
W ciągu naszych rozmów opowiadała mi M aria dzieje swego udręczonego serca.
Umiała przetworzyć niewyznaną miłość przez filtr sztuki, którą kochała równie mocno, szukała zapomnienia w pracy li
terackiej tłumacząc powieści niemieckie i francuskie.
Nadchodziły jednak noce ubezwładnia- jące bezsennością i wydobywaniem na jaw utajonego w podświadomości cier
pienia. W izja um ierającej bez miłości dziewczyny z pieśni Schuberta nachodziła ją naw et we śnie. Ta w alka dała w w y
niku w adę serca. Każde wzruszenie zmie
niało jego rytm , a i teraz, gdy przejrze
liśmy oboje, nadm iar szczęścia ham owany był trw ogą śmierci. Czułem się jakby za
bójcą. Dręczyła mnie teraz m oja niezde
cydow ana postawa. A jednak, czy mogłem dawniej nadużyć je j zaufania, widząc w spojrzeniu'ufność dziecka, św ietne opa
nowanie, rój obojętnie traktow anych wielbicieli i niewzruszoną pogodę ducha?
Dla ludzi biorących fakty życia wprost, je st całkiem norm alny naturalny bieg rzeczy. Ludzie, oddani nauce są przew ra
żliwieniu na punkcie osobistego szczę
ścia, żyją bez dogmatu, z wieczną tęskno
tą niespełnionych marzeń. Boją się ucie
leśnienia złudy i osiągnięcia najwyższego szczytu, aby nie spadać, lub nie utracić czegoś najdroższego w życiu, co po osią
gnięciu wydałoby się mniej drogie. My
ślę, że Ty, kapłan sztuki, zrozumiesz mnie. Je steś także sam.
Nie było w łaściwie przeszkód do ry
chłego pobrania się. Przez kw estię zebra
nia potrzebnych dokumentów przebrnę
liśmy bez trudu. Czas ślubu był w yzna
czony. W szystko zapowiadało się jak najlepiej. A jednak. Nie przypuszczałem nigdy, że ówczesna rozmowa o śmierci, pozostawi n a niej takie niezatarte pię
tno. W obliczu zbliżającego się szczęścia, jej chorobliwy lęk przed śm iercią prze
szedł w manię. Twoją opowieść „Śmierć na urlopie", pam iętała dosłownie. Propo
now any wówczas przez nią pakt, utrw a
lił w jej pamięci „Memeńto mori" i nie
raz wyznawała mi, że w ydaje się jej, ja
koby niegodną była dostąpić udziału w uczcie życia, bo śmierć przygotuje jej coś specjalnego.
Powiesz.— nerwy. Tak. Niebacznie w ysunięty projekt paktu, przyjęty przez nas humorystycznie, ją opanował i prze
wrażliwił. Jej nierealny sposób życia po
budzał wyobraźnię, a późno wyzwolone uczucie miłości bało się odwetu.
I nastąpiło tragiczne rozwiązanie. Nie mogę o tym myśleć spokojnie, choć mi
nął dość długi okres czasu.
Nasz ślub. Pomyśl. W racaliśm y od ołta
rza, gdy zaszedł nam drogę ascetycznie w yglądający mnich, o przenikliwym spoj
rzeniu. Ona drgnęła i mówi:
— Patrz! On spogląda jak śm ierć , M emento mori!
Zasłoniłem jej twarz różami. Ktoś przy
stąpił do nas. Życzenia, rozradowane . tw arze i ta oszałam iająca atmosfera we
selnego zam ieszania odwróciła jej uwagę, A potem, widzisz, nie chcę powtarzać się, sytuacje takie opisywano - tysiące razy. Powiem Ci jedno, że to zespolenie tw ardych w ysiłków i zmagań naszego m ęskiego życia, z uosobieniem kobieco
ści, jakim była M aria, stworzyło mi raj na ziemi. Tylko je j serce. — Nadmiar wzruszeń i co pewien okres czasu powta
rzający się sen, którego treści ujawnić mi n ie chciała, wyw oływ ały w niej osobliwe stany i osłabienie serca.
Boję się, że ten nie już list, ale pa
m iętnik obolałego mego serca znuży Cię.
Czuję, że gdybym raz jeszcze wdał się w szczegółowe przeżywanie ostatnich chwil życia Marii, nie skończyłbym listu.
Umarła, jak tw ierdziła z nadmiaru szczęścia, a w edług zdania lekarza, na anewryzm serca. Spokój, którego tak pragnęła, królow ał w ostatnich momen
tach jej życia.
Przypomniała mi wezwanie z serenady:
„Porzuć, porzuć twe marzenia pójdź, uściśnij mnie . . .
którego nie zrozumiałem, a którego sens objawiła mi ona.
Są kwiaty, które zakw itają raz i więdną.
Poetka mówi:
Leciećbym chciała i nie wrócić więcej, Raz tylko serce uderza goręcej, a połem cisza. Wszystko się prześniło Czym jesłei szczęście? — Mogiłą?
Czy popadam w sentymentalizm?
Pamiętasz, ja k w nasz postny w ieczór dowodziłem, że niewspółmierność siły przyw iązania i miłości do zrozumienia, że właśnie dla tych, którzy pom arli n a
stąpił początek szczęścia, pozwala, po
znać dopiero ogrom bólu osób dotknię
tych stratą bliskich, i wspominałem w te
dy o tow arzystw ie eutanazji, nie prze
czuwając, że tak niedługo będę w łaści
wym kandydatem sam.
2y cie je st rów naniem o w ielu niew ia
domych, w ostatecznym wyniku jednak daje zawsze śmierć.
O statnią prośbą M arii było:
— Nie załam się. Przyjdziesz i Ty.
Tak. Chcę w ierzyć, że nastąpił dla niej początek innego szczęścia, i, że to prze
świadczenie umożliwi m i sam otną dalszą w ędrów kę w świecie. Piszę tylko do Cie
bie. Jak b y pod wpływem w ew nętrznego nakazu. J e j testam ent niespełniony. Po
zostaliśm y dw aj, z dewizą „M emento mori".
Odgradzam się od św iata na jakiś czas.
Ty wiesz, gdzie mnie szukać. Proszę Cię jednak, n ie rób tego zbyt szybko.
Twój Zygmunt
•
W czesny ranek zastał arty stę w pracowni.
Szkicował p ro je k t rzeźby.
N a w yniosłym postum encie stoi zwiewna postać kobieca o rysach M arii, z rozjaśnioną tw arzą, o kilka stopni niżej złam any bólem mężczyzna przybliża się do grupy lekarzy-- badaczy. Zwróceni są oni tw arzą ku dale
k iej, drobnej postaci śm ierci z kosą, która n a tle fragm entu cm entarza, rozgląda się za ofiarami. T ytuł projektow anej rzeźby: „W al
k a o życie'-.
Przez szereg tygodni arty sta pracow ał za
pam iętale. G dy w reszcie w ykonał ostatnie dotknięcie rzeźby, spojrzał zadowolony na sw oje dzieło. Było napraw dę w spaniałe i głę
bokie w treści. M ieściło w sobie m om enty poruszone w liście Zygm unta: Szczęście M a
rii w zaśw iatach, trud śmierci, je j wpływ na dotkniętego stratą drogiej osoby człowieka i energię k adry lekarzy, w alczących o przy- dłużenie życia. Pod wpływem ich prostuje się przybity nieszczęściem osam otniony mąż.
jakby w poczuciu solidarności wałki. A rtysta polecił zapakować rzeźbę i dołączył krótki list:
Drogi Zygmuncie!
W myśl Tw ojej prośby uszanowałem ciszę Twego i mego bólu. By dać w yraz pam ięci Tobie i Marii, przesyłam Ci dzieło ostatnich tygodni pt.: „W ałka o ży
cie". Nie w szystko je st znikome n a świe- cie. Bądź dzielny w te j walce, m ając na uwadze dobro innych. W razie potrzeby licz zawsze n a mnie. N ajw ięcej ucieszyło
by mnie nasze spotkanie, ale o tym zade
cyduj Ty sam.
Zawsze oddany Stefan N azajutrz rzeźba została odesłana pod adresem pana Zygmunta.
•
Dnia 14 m aja 1937 roku podały dzienniki następującą wiadomość:
NIEZWYKŁY ZGO N
Pięć dni tem u poniósł tragiczną śm ierć w jednym z jezior W ileńszczyzny znany ge
ograf i geolog p. Zygm unt W arna.
W ym ieniony w ybrał się jak corocznie n a dłuższą wycieczkę, tym razem po kraju, na północno-wschodnie kresy. Ja k nam dono
szą, śp. p. Z. W arna zwiedzał m iędzy innymi niedawno odkryte pogańskie cm entarze z XI w. w okolicy Czemiewicz. N astępnie udał się pieszo na w ycieczkę do jeziora od
ległego o 18 km. Droga z początku roman
tyczna, w odległości 4 km od celu była bar
dzo trudna. Prow adziła bowiem po ściętych i oślizłych od wilgoci drzewach, ułożonych tak w ąsko obok siebie, że szło się w górę.
W pewnym m iejscu p. W arna nadw yrężył sobie nogę, upadłszy między sękate pnie.
Doszedł jednak do w spaniałego jeziora, będącego celem wycieczki. Na m iejscu za
stał przyholow aną swoistą łódź przy brze
gu, w którą wsiadł, płynąc po falującej toni, ku rybakom na środku jeziora. N ie m ając specjalnej w praw y w kierow aniu tego ro dzaju łodzią, prowadził ją z trudem ku nie
znanym uczestnikom rybackiej wyprawy.
N agle pod wpływem potężniejszej fali, łódź zmieniła raptow nie kierunek. P. W arna opadł n a duo i zapew ne pod wpływem bólu
w świeżo nadwyrężonej nodze, wypuścił z rąk wiosła, k tó re odpłynęły. Nim zdążyły przyjść z pomocą obie rybackie łodzie, po
przednia płynąca bez steru przewróciła się w kręgu silnego wiru i długo trw ały poszu
kiw ania za zatopionym uczonym. Znaleziono go po dwóch godzinach, nie zdołano jednak doprowadzić do przytomności.
Zm arły odbył wycieczkę sam. Znalezione dokum enty zaw ierały prócz dowodu osobi
stego i notatek, listy arty sty rzeźbiarza Ste
fana Arpińskiego, fotografię zmarłej przed 10 laty żony, oraz zdjęcie rzeźby pt. „W alka o życie".
N ależy podkreślić zasługi zmarłego tak w dziedzinie kartografii, ja k i geologii nafto
wej.
S. p. Zygmunt W arna odznaczał się nie
skazitelnym charakterem i niezw ykłą praco
witością. W życiu pryw atnym w ykazyw ał wielkie umiłowanie muzyki. Specjalnie przy
wiązany był do bawiącego ostatnio zagra
nicą. arty sty Arpińskiego, z którym pozo
staw ał w stałym kontakcie.
W obec tego, że po śmierci żony zm arły nie posiadał bliższej rodziny, pogrzeb jego od
był się na dalekich kresach, n a miejscowym cm entarzu. Zmarły liczył la t 46.
W m yśl pisemnego życzenia, spadkobiercą pozostałych ruchomości zostaje arty sta rzeź
biarz Arpiński.
N otarialne zawiadom ienie rzeźbiarza Ar
pińskiego o spadku po śp. Zygmuncie W ar
nie, nadeszło w 3 dni po zgonie rzeźbiarza w Rzymie. Ja k stw ierdzają świadkowie, ar
tysta objaw iający ostatnio skłonność do mi
stycyzmu, dnia tego czuł się -wyjątkowo nie
realnie. Zmarł on w chwili w siadania do sa
molotu, którym m iał wrócić do kraju. Prawdo
podobnie radość z powrotu, zniweczona w ia
domością o niezwykłej śmierci przyjaciela, spowodowały konflikt duchowy, k tó ry skoń
czył się atakiem serca, pow odując tym razem podróż w zaświaty.
O statnie słowa w przebłysku krótkiej świa
domości były niezrozumiałe dla otoczenia.
My jednak rozumiemy ich sens.
Brzmiały one:
M ariol — Twój pak t rozwiązany.
W ZACZAROWANYM SWffiĆIE, MOZA®
Dokończenie '
renesans w ujęciu m istrzów z Florencji, tzw. mozaika intarsyjna, czyli k o m b i n o w a W
z połączenia w całość różnego materiał^
w ydaje w ysokiej w artości artystycznej ry dekoracyjne, ja k np. podłoga w katedw*
sieneńskiej.
W szczytowym rozkwicie renesansu p u je mozaika dekoracji „al fresco”, m
„m alowaniu na świeżo", polegający® _ nałożeniu farb m ineralnych n a mokre jeSWsi w apno ścian, co je st sposobem bardzo tfWjp łym, z uwagi n a jednoczesne krystaliz°*®J i;
nie się m okrego w apna z położonym J*s, malowidłem. Po upływ ie pewnego w raca do gustu artystów mozaika zowSl biorąc tym razem za swój m ateriał masę t "
łową, kam ienie pół-szlachetne i k o r a ® ’ a zdobnictwo tego gatunku idzie zw ła® ^ w upiększaniu stołów, hołdując moty*
liści, owoców, kw iatów itp.
W międzyczasie m ozaika bizantyńska Prz“"
chodzi do A rabii i Hiszpanii, gdzie się najczęściej kam yczki glazurowane jl
N a W schodzie służyła m ozaika do rac ji oraam entacyjnej przede wszystki®- .
W iek XIX je st okresem renow acji k a rstw a we W enecji i w N iem czech
4 tecł®^
niektórych k rajach północnych, a robót mozaikowych ulega zmianie, układa się m ozaikę z kaw ałków w prąd
DzisW o#"*' na gotow y obraz n akleja się papier, nas nie k raje całą powierzchnię na k aw ałk i,. . m eruje się te ostatnie, po czym każdą num erow aną wciska się w świeżą ściany. Gdy zapraw a po pewnym czasie ^ schnie, odmiękcza się i zmywa papier i
zaika je st gotowa. / ,
J a k o . nader trw ały elaborat a r t y s t y ^ j m a mozaika zasłużoną sław ę w świecie, 3*
ne zaś je j pochodzenie przydaje jej go®®
jako sztuce z tradycją, w ykw itłej na tle r 1 chodu ludzkości k u pięknu.
Stef. K r a s i ć 1
Ilustrowany Kurier Polski — Krakau, Redakcja: ul. Piłsudskiego 19 łel. H3-93 — Wydawnictwo: Wielopole 1 lei. 131-60 — Pocztowe Konto Czekowe: Warschau Nr. 900
A L T R A«
r o ś l i n n ą ś r o d e k p r z e p u s z c z a j ą c y o n i e ~ z a w o d n y m i b e z b o i e s n i f m d z i a ł a n i u
D o n a b y c i a w a p ł e h a c h i d r o g e r i a d
Nr. rej. 1873 Cena 1 0 d r a ż . Z Ł 1*2®
FABRYKA CHEMICZNO-FARMACEUTYCZNA
Dr. A. WANDER A.G. K R A K A U
Vasenol
Uradowana spogląda na nią mata jej pociecha, gdyz nie ma juz odleźeń, dzięki codziennej pielęg
nacji delikatnej skory za pomocą
-p u d r u d la d z i e c i
LECZNICA j L
zwierząt
WARSZAWA, Polna 16
T . M o . I . M - l ł I * .« - * *
Ambulatorium — K l i n i k a — Chirurgia Swiatłolecznictwo — Homeopatia — Ana
lizy — Strzyżenia — Kąpiele Godz. przyjąć 1#—13 I 1*—IŁ Dyżury cały dzień. — Wizyty na miejscu I poza-
miejscowe.
NOW OCZESNE PAROWE
Z A K Ł A D Y W U L K A N K Z A C Y J N E
. G W A R A N C J A '
wł. FR . K O Ś C I A N E K Warszawa, ul. Książęca 19
tel. 9-31-64
Namoczenie bielizny
u ł a t w i a p r a n i e ! Co najmniej 12 godzin powinna tią mo-
a y ^ bielizna p rz ó d p ta n i e ifc . T o k ro d z i b ro sz u ro p t .. „ABC prania", k tó ra s t o if nam c e n n y m i I b ę d ą c y m i n a c z a s ie w sk a z ó w k a m i. P rz e c z y ta ! jq u w a ż n ie i p o stę p u j
według jej rod.
Twoja .bielizna będrfe
Ci zo to wdzięczna
dr. M. BIERNACKA choroby włosów, skóry kosmetyka
lekarska.
Warszawa Szopena 8, g.1—I Dr. KRAJEWSKI wotr. skór. dr. non.
Warszawa C h m i e l n a 56
f a l. 267-52 g o d z. 9— 1 i 4 —6
Dr. Prot ha c ki
Wener. skórne, W a n z a w i Krak. P rz e d n i. 40
g o d z . 4—7
A k u s z e r k a
M. W Ó J C IK W a r s z a w a Zł->te Sm*
t e l. 64-424
G U T O W S K I S ttntiftiH jtni
t a M i n k 15
p t l —Ł J
i • o iu s u w u i Jylaki, nrodi- tfm.
Warszawa, J t ii ie i ti I i . L W. 153-51 yfc 3-5 Dr. A. RUSIN sH ntiraHiau
WAR S Z AWA bfmfa li *. 5
g o d z . 12-1, 4-7
Dr. Zofia Kohut (hor. M k akuiz.
W A R S Z A W A . K o szy k o w a I M W. M M I mk. W Dr.St. ZIElltSKI Wentrycin* i skór.
Warszawa, Mimalknnki I I I n. i
M a HJ-31
90&. 9-12 i 4-7 Dr. ft. KHÓBZNiai
Warszawa b sa ftn d iJ S a 22
Ukta 74-555 jo*. 12-14*31 i 11-19
li jesteś pewny, że >ji9”
nie zgubisz swych t mentów, które są n’e':t warte majątek. Fołok°rJ|
dokumentu jesł niezbę®^
jeśli d o k u m e n t przedłożyć jednoczę*^
w kilku miejscach lub zachodzi obawa o zag'1’”
cie oryginału. j Fotokopie dokumentów fi'
■ z ł. Na żądanie wykot&r my natychmiast- Dom Fotografii —
Kraków , Karm elicka “
P R A C O W N IA
wykonuje PROTEZY kończyn.
APARATY ortoped.
GORSETY ortoped.
WKŁADKI ozloped.
PASY LECZNICZE i PRZEPUKLINOWE