• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1938, R. 5, z. 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1938, R. 5, z. 1"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

STYCZEŃ 1938

(2)

TREŚĆ Z E S Z Y T U :

Od R e d a k c j i ... 1

P rze w ro ty w p o g ląd ach n a w szech św iat — A dam A b dank . . . . 3

K ilka w y p ad k ó w ro zd w o je n ia — Józef Ś w itk o w s k i... 7

R óżokrzyżow cy — R. J. M o c z u l s k i ... 15

S zafir (ta je m n ic e k a m ie n i szla c h e tn y ch ) — M. F lo rk o w a . . . . 26

J a k w ypoczyw ać? (Z in d y jsk ic h p r z y k a z a ń ) ... 33

O z ap o m n ian e j p laców ce — re d ... 34

P rzeg ląd b ib ljo g raficzn y — H. W itk o w sk a i T. Z o n ... 36

P y ta n ia i odpow iedzi — K. C h o d k ie w ic z ...39 R y su n k i wzgl. p ro je k ty do klisz k resk o w y ch w y k o n a ł A. Podżorski.

W a r u n k i p r e n u m e r a t y „ L o t o s u “ : r o c z n i e 10 z ł (w U . S. A . 3 d o l a r y ) ; p ó łr o c z n ie 5.50; k w a r t a l n i e 3 z ł; z e s z y t p o je d y n c z y 1 zł. K o n to P . K. O. 409.940 ( w a ż n e j e s t r ó w n ie ż d a w n e n a s z e k o n t o 304.961).

A d r e s r e d a k c j i : J. K. H a d y n a , W is ł a , Śl. C iesz. S . P . 22.

K o m u n ik aty i odpow iedzi R edakcji.

Z b r a k u m ie j s c a r o z p o c z n i e m y - d o p ie r o w n a s t . n u m e r z e d r u k c y k lu o M ic h a le N o s t r a d a m ie ( p ió r a K. C h o d k ie w ic z a ) , n a jw ię k s z y m w i z jo n e r z e - a s tr o l o g u , k t ó r y w s w y c h p r o r o c z y c h c e n t u r j a c h u j ą ł lo s y E u r o p y n a o k r e s o k o ło 2.300 l a t . C z a sy , k t ó r e m in ę ł y o d ś m i e r c i N o s t r a d a m u s a , p o t w i e r d z ił y z d u m i e w a j ą c o je g o p r z e ­ p o w ie d n ie . T e r n w ię c e j m u s z ą n a s i n t e r e s o w a ć je g o w iz je , o d n o s z ą c e s ię d o c z a ­ s ó w o b e c n y c h .

R ó w n ie ż „ S z k i c e a s t r o l o g i c z n e “ z a c z n i e m y j u ż s t a l e d r u k o w a ć o d n a s tę p n e g o n u m e r u . S z k ic e t e p r z y c z y n i ą s ię z a p e w n e d o te g o , a b y a s tr o lo g j a , o w a „ k r ó l e w s k a w i e d z a “ d a w n y c h c z a s ó w , s t a ł a s ię n a m w s z y s tk i m b liż s z ą i zro - z u m i a ls z ą .

W n a jb l i ż s z y c h d n i a c h r o z e ś l e m y d o w s z y s tk i c h a b o n e n tó w , k t ó r z y z a le g a j ą z p r e n u m e r a t ą z a r o k 1937, b l a n k i e t y z w y p i s a n ą k w o t ą n a le ż n o ś c i i b . p r o s i m y o w p ł a c e n i e t e j k w o t y w c ią g u s ty c z n i a . W p r z e c i w n y m r a z i e n a s t ą p i w s t r z y ­ m a n i e d a ls z e j w y s y ł k i „ L o to s u " .

N adesłane książk i i pism a:

„ S o u s l e c ie l“ — m ie s ię c z n ik . A s tr o n o m ie , A s tro lo g ie , R a d i o e s t h e s i e , s c ie n c e s e t a r t s d i v in a t o ir e s . 108, R u e d u R a n e l a g h , P a r i s 16-e.

D a s H a u s a m K u rzen D o m b e r g . V e r h a n d l u n g e n d e r G e s e ll s c h a f t f. P s y c h is c h e F o r s c h u n g . T a l li n , E s t o n ja , 1937.

L 'A str o so p h ie — m ie s ię c z n ik , d i r . F . R o l t W h e e l e r , A v e n u e d u R o i A l b e r t , C a p d e C ro ix , N ic e (A. M .).

(3)

S Y N T E Z A W IEB ZY E Z O T E R Y C Z N E J

ROCZNIK V.

19 W I S Ł A 38

W Y D A W C A i R E D A K T O R : J. K. H A D Y N A , W I S Ł A , ŚLĄSK CIESZY Ń SK I

(4)

w z a J s

X^8_

I V>O

j

J pos'uj, , "F. P A a/s-O ; K-C«.

; ZG.<3 f4 Q -J 5 2

TREŚĆ ROCZNIKA

P a r a p s y c h o l o g j a Józef Świtkowski:

K ilk a w y p a d k ó w r o z d w o j e n i a ... 7 P ro f. Z ö lln e r i m edium S la d e (z c y k lu : K la s y c y p a ra p s y c h o lo g ii) . . . 211 J a n Dee, s p ir y ty s ta a n g i e l s k i ... 279

W y ła n ia n ie się św iad o m o ści p o z a o b ręb o rg a n iz m u fiz y c z n eg o . . . 371 Adam Abdank:

P s y c h ic z n e ep id em ie z b io ro w isk l u d z k i c h ... 201 Mar ja Florkowa:

T ry u m f a b s u r d u ... 375 O k u l t y z m

K. Chodkiewicz:

M i c h a ł N o s t r a d a m u s ,

ż y c ie 57. d a r w ie szc z y i p ierw sz e p rzep o w ied n ie 85, d z ie ła 119, ję z y k c e n tu ry j 146, ró d W a le z ju sz ó w w p rze p o w ie d n iac h 179, n a z w isk a osób i n a z w y m iejsco w o ści 236, d a ty p rz e p o w ia d a n y c h z d a rz e ń 275, m ożli­

w ość p rz y p a d k u 309; e p o k a N apo leo n a 341, w o jn a św ia to w a 378.

B e z d ro ż a o k u l t y z m u ... 65 B u d o w a w s z e c h ś w i a t a ... 231 Wiktor Micherdziński:

C z y h is to ria się p o w t a r z a ? ...177 R. J. Moczulski:

R ó ż o k rz y ż o w c y , ich h isto ria , o rg a n iz a c ja o ra z id eo lo g ia . . . . 15 O K am ieniu filo zo ficzn y m ś re d n io w ie cz n y c h alc h e m ik ó w c z y li o o d ro ­ d zen iu w e w n ę trz n em c z ł o w i e k a ... 73 Mar ja Florkowa:

T a jem n ice s z la c h e tn y c h k am ien i, c. d .: S z a f i r ... 26

F i l o z o f j a , p s y c h o l o g j a , p o l s k a m y ś l t r a n s c e n d e n t n a , f il o z o ,f ja e z o t e r y c z n a I n d y j w s p ó ł c z e s n y c h e tc .

Dr Kazimierz Krobicki:

O ziem skiej m isji c z ł o w i e k a ... 41 U k resu ziem sk iej m isji jed n o s te k i n a r o d ó w ... 265, 314, 334 Jan Herbert, w p rz e k ła d z ie H. Witkowskiej:

W ie lc y m y śliciele In dyj w s p ó ł c z e s n y c h : 52, 89, 91, 108 W iktor Loga:

M ob ilizacja d u c h a n a ro d u ja p o ń sk ie g o ( s z y n t o i z m ) ... 225 U n iw e rsa ln e id e a ły r e l i g i j n e ... 297 K o p e rn ik a te o rja w z g l ę d n o ś c i ...173 Prof. dr R. Assagioli, w p rze k ła d zie Tomiry Zori:

Od p s y c h o a n a liz y d o p sy c h o s y n t e z y ... 105, 271, 320, 330 Helena Witkowska:

N o w a n a u k a ... 240, 285, 351, 368 Adam Abdank:

P r z e w r o ty w po g ląd a c h n a w s z e c h ś w i a t ... 3, 47, 80, 113, 141 A s t r o l o g j a

K- Chodkiewicz:

A s tro lo g ja e z o t e r y c z n a ... 62, 93, 156, 190, 249, 347 Adamar:

C h a ra k te ro lo g ja a s tro lo g ic z n a , w p ły w S ło ń c a n a c h a ra k te r i lo sy c z ło ­ w iek a ... 131, 161, 194, 256, 258, 289, 357, 386

i \

(5)

///

S ztu k a życia, h ig je n a Maria Florkowa:

H ig jen a u m y s ł u 96, 184

M a g ja z d r o w i a ... 243

P ię ć m inu t p rz e d z a ś n i ę c i e m ... 291

O kult o p t y m i z m u ...354

W a rto ś ć d o b r o c i ...384

J a k w y p o c z y w a ć — K. Ch... 33

O w io sen n y ch k u ra c ja c h c z y sz c z ą c y c h k r e w ...199

R ó ż n e O d R e d a k c j i ... 1

O zap o m n ia n ej p l a c ó w c e ...34

O pięknej p rze m ia n ie — T o m ira Z o r i ... 123

O so b o w o ść i in d y w id u aln o ść — J. D u n i n o w a ... 125

M ay o w ie, r a s a ta je m n ic z a — T o m ira Z o r i ...137

B a d a jm y m a g n e ty z m — J . Ś w i t k o w s k i ... 150

N o w o czesna m u z y k a — C h o d k i e w i c z ... 152

W ie lk ie niep o ro zu m ien ie, m a s o n e rja a e z o t e r y z m ... 169

D zień św . F r a n c is z k a — T o m ira Z o r i ... 324

J e sie ń ż y c ia . ... 329

S . p. H e le n a W itk o w s k a — d r St. T a t a r ó w n a ... 361

„O d d ech B rahm y*' — K. C h o d k i e w i c z ...103

L e c z en ie m u zy k ą ... 359

C zem u w y so k i i ro z w in ię ty duch ro d zi się w nied o łężn em c i e l e ... 39

P y ta n ia z a n t r o p o g e n e z y ... 40

P r z e g l ą d b i b l j o g r a f i c z n y S tr o n y ... 36, 69, 100, 134, 163, 196, 253, 260, 293, 325 I l u s t r a c j e W e jś c ie do g m a c h u U n iw e rsy te tu R + C w S a n J o s e ... 17

B u d y n k i a d m in istra c y jn e o ś ro d k a R + C w S a n J o s e ... 18

D r H. S p e n c e r L e v i s ...19

P la n e ta riu m w o ś ro d k u R + C w S a n J o s e ...20

M uzeum o rje n ta ln e w o śro d k u R + C w S a n J o s e ... 21

G łó w n e a u d y to rju m o ś ro d k a R + C w S a n J o s e ...22

S ir F r a n c is B a c o n , im p e ra to r r ó ż o k r z y ż o w c ó w ... 23

M ich ał N o s t r a d a m u s ... 60, 119 J a n D e e ...281

E. K elly ...282

t H elen a W i t k o w s k a ... 361

K r o n i k a F a la o p t y m i z m u ... 102

In s ty tu t T e ra p ji P s y c h i c z n e j ... 154

M „asonerją i K o śció ł K ato lick i . . 164

O d c z y ty o In d ja c h ...167

A stro lo g ja „ g e rm a ń s k a “ ... 200

P o ls k ie T o w a rz y s tw o P a ra p s y c h o lo g ic z n e w W a r s z a w i e ... 263

P rz e c iw k o relig ijn ej p ł y c i ź n i e ... 263

W ra ż e n ia c z ło w ie k a o p e r o w a n e g o ...264

Z d e m ask o w an e z a b ó j s t w o ... 296

P rz ep o w ie d n ie n a r o k 1939 ... 388 •

D u sz a a c i a ł o ... 390

P s y c h o te r a p ia a r e l i g j a ... 391

(6)

S tr.

3 7 13 48 55 64 68 78 82 83 85 87 94 101

104 108 114 115 116 118 130 133 135 137 139 143 144 i 66 188 225 230 231 235 243 253 261 268 274 280 289 290 320 340 364 368 372 378 382 392 352

ZAUW AŻONE W A Ż N IE JS Z E BŁĘDY D R UK A RSK IE.

W ie r s z

o d g ó r y | o d d o łu J e s t M a b y ć

18 —

2

20

16 —

17— 18 —

— 18

9

13 —

6

18 —

9 5

20

27 —

21

30 6

— 5

8

21

19 —

1

4 —

— 19

4 —

— 12

— 12

14 —

21

20

— 10

— 14

5 —

5 —

1

28 —

35 —

6 12

— 3

— 13

— 5

6

13 —

10 18 5 12

c z ę ts z e d i b il o c a t io n 19.

P t o lo m e z u s a s c e p - ty z m e m j a k k o m ó r k i h o r s k o p y

s k r e ś l i ć k t ó r y

— 173°

W s w o im d a w n y c h M e r k u r e g o p o d a n e j z n a y p o s ia d c ia ł 500 m il jo n ó w c z e m d a ls z e p s y c h ic z n n e z a k r e ś li k o G a l k t y k a l u b o d d y c h a m y w p ł y w c z a s u

r a c o u t ś e d u m n ie p o l e g a j ą c e m u p s o łu g i w a n i e i g u a n a i g n a n a s

z w y r o b ie n ie m z z w o r u p r z e ł o ż n a t a k p o tę ż n y n a j b a r - z p o k l e n i a m ig a c ą c y c h s u p e g a l a k t y k a j e n a k p r z y w ią z n i e p o d o b n b e j o d p w o i e d n ik i p o n a d i n d y w i d u a n l y m z a d z i w a j ą c e n ie p o w o d z e n i a

s k r e ś l i ć E l e m n e t

K o n t r o d o w a n ie a b s o lu t e m

z o b c o w a n ie m s m a g a s ię d o ś w ia d c z a ln e j t a k a

t a j e m e A n g lic y s e f r a w i e d z e n i a ś w i a t a

c z ę s ts z e d e b i lo c a ti o n 9.

P to le m e u s z a s c e p t y c y z m e m n iż k o m ó r k i h o r o s k o p y k t ó r z y

— 273,1°

O s w o im d a n y c h M arsa p o d a tn e j z n a n y p o s ia d a 500 m il j a r d ó w i m d a ls z e p s y c h ic z n e z a k r e ś li ł o G a l a k ty k a le c z o d d y c h a m y u p ł y w c z a s u r a c o n t ś e d u m ie p o d l e g a j ą c e m u p o s łu g i w a n i e i g u a n a i g u a n a s z w y z w o le n ie m z w z o r u p r z e ło ż o n a t a k u s t a j e p o t ę ż n y n a j b a r d z i e j z p o k o l e n i a m ig o c ą c y c h s u p e r g a l a k t y k a j e d n a k p r z y w ią z a n ie p o d o b n e j o d p o w i e d n ik i p o n a d i n d y w i d u a l n y m z a d z i w i a ją c e n ie p o r o z u m i e n ia E l e m e n t K o n t r o lo w a n i e a b s o lu t e m , z o b c o w a n ia z m a g a s ię d o ś w i a d c z a l n e j t y lk o t a j e m n e A n g lic y s f e r a w i d z e n ia ś w i a t ł a

J. K.

(7)

\Xr.U-ZLl__ I

Y |gyS- ' 1

Su ji nirns,, *g

M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w ew n ę trzn e g o , o ra z w a rto ścio m tw ó rc z y m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.

S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J

O r g a n T o w . P a r a p s y c h i c z n e g o im . J u l j a n a O c h o r o w ic z a w e L w o w ie R e d a g u j e J. K . H a d y n a , W is ł a , Ś l ą s k C ie s z y ń s k i.

Od redakcji

Z n u m e re m n in ie js zy m r o zp o c zy n a m y pią ty ro czn ik naszego p ism a . Z a n a m i pozostał sk ro m n y d orobek lat czterech, w ciągu k tó ry c h u siło w a li­

ś m y rozbudow ać naszą placów kę, czyn ią c z n ie j ognisko, sku p ia ją ce w sobie zgoła w sz y s tk ie ezo­

teryczn e k ie ru n k i, czy li w sz y stk ie „drogi dojścia", ta k n ie zm ie rn ie liczne i tak, zd a w a ło b y się, ró żn o ­ rodne, a je d n a k — zlew ające się w szc zy to w y m p u n k cie w p rzeczyste św ia tło je d y n e j P raw dy, ja w ią c ej się ja k o o stateczna nagroda ka żd em u z n iestru d zo n yc h w ędrow ców ...

P ra w d y te j nie m ożn a lep iej w yrazić, ja k sło w a m i S r i K riszn y, skie ro w a n e m i do A r d żu n y :

„Jaką bądź drogą zd ą ża ją c c zło w ie k z b l i ż a się do M nie, Z a w sze m u błogosław ię, g d y ż każda z dróg

ty c h je st m o ją ."

B h a g a w a d g i ta Ż a d n e j z ty c h „dróg" n ie o d m a w ia liśm y gościny na szpaltach „Lo to su "

K a żd y , k to m ia ł do p o w ied zen ia coś konkretnego, m ogącego w zbogacić do św ia d czen ia drugich, o tr z y m y w a ł głos i d zielił się s w y m do ro b kiem d u c h o w y m z szeroką rzeszą C zyteln ikó w . „Lotos" sta ł się w ten sposób ow ą

„w ielobarw ną tęczą", łączącą w sobie w sz y stk ie p rom ienie. K a żd y z o w yc h

„siedm iu p ro m ien i" zn a la zł tu sw ego przed sta w iciela i w sz y stk ie zd ro w e p rą d y ezoteryczne, n u rtu ją c e w m en talności polskiego społeczeństw a, k r z y ­ ż u ją się tu i u zu p ełn ia ją w za jem n ie.

P rzed czterem a la ty garstka osób, s k u p iw s zy się razem w celu Służenia, w yczarow ała na d c ic h em i w o d a m i p o lskiej Gangi m a ły, su b teln y kw iat, k tó ry n a zw a ła „Lotosem "... T a je m n ic zy p ą k k w ia tu począł róść, ro zw ija ją c się i ro zch yla ją c coraz liczn iejsze p ła tki. D ziś korona jego w n iczem n ie p r zy ­ p o m in a ju ż ow ego stu lonego p ą k u z p rzed czterech lat: k w itn ie coraz p ię k ­ n ie j, ro zw ija ją c p rze p y ch s w e j korony, a p ła tk i j e j zd a ją się rzucać p ro m ie­

n ie szeroko od w sch o d u k u za ch o d o w i i o d północy ku p o łu d n io w i Polski.

(8)

„Lotos" stal się w ięc tr y b u n ą d la w sz y stk ic h n a szy c h ezo terykó w , k tó ­ r zy m a ją coś do p o w iedzenia, a zarazem i łą c zn ikie m i p rzy ja c ie lem te j w ie l­

k ie j R o d zin y , która, zw ię k sza ją c się z d n ie m k a żd y m , w zm a cn ia szeregi b o jo w n ik ó w o zw y c ię stw o Dobra i P ra w d y, o tr y u m f D ucha na d M ater ją.

W y d a w n ic tw a n a sze d o ta rły do n a jsze rszyc h sfer k u ltu r a ln y c h P olski i P o lo n ji zagranicą i w szę d zie z y s k a ły sobie p rzy ja c ió ł i sy m p a ty k ó w . Grupa w sp ó łp ra co w n ikó w zy s k a ła now e siły, które w b ieżą cym ro ku wzbogacą . L o to s" sw e m i cen n e m i pracam i. Z a c z y n a m y w ięc p r ze d e w s zy s tk ie m d r u k pra cy A d a m a A b d a n ka , k tó ry w c y k lu a rtyk u łó w z a zn a jo m i nas z p rzew ro ­ tam i, ja k ie w czasach o statnich d o ko n a ły się w poglądach na w szech św ia t.

Dla w ie lu z nas, n ie m a ją cych cza su na szczegółow e śled zen ie w y n ik ó w badań uczonych, będą o ne rew elacją, bow iem autor, w p ro w a d ziw szy nas w p o w a żn y n u rt m y ślo w y p rzed sta w icieli o fic ja ln e j n a u ki, u k a że n a m ró w n o ­ cześnie p rze d ziw n ą zgodność pra sta rej w ie d zy e zo te ryc zn ej z n a jn o w sze m i o d k ry c ia m i uczonych d zisie js ze j doby. Pozatem w d ziale „R uchy ezoteryczne w k ra ju i zagranicą" p o u k o ń cze n iu c y k lu o „ R ó żo krzyżo w ca ch ", co nastąpi w n a jb liższy c h n u m era ch , p ó jd ą prace d a lszy c h autorów, ilu stru ją ce i za ­ zn a ja m ia ją c e n a s z poglądam i na św ia t in n y c h k ie ru n k ó w ezo teryczn ych . N ie m a to oczyw iście na celu — p o w ta rza m y to jeszcze ra z — p ro p agow anie te j lub ta m te j d o k try n y , lecz b ezstronne p rzed sta w ien ie g łó w n y c h zasad, ze w sk a za n iem j e j stron w a r t o ś c i o w y c h dla ro zw o ju duchow ego.

M iesięcznika, m im o u siln y c h nalegań w ielu C zyteln ikó w , nie p o w ię k ­ sza m y . B o w iem n i e i l o ś ć , a l e j a k o ś ć s tra w y d u c h o w e j je st w a ru n ­ kiem po stęp u i ro zw o ju w ew n ętrzn eg o . A n a w et — rzeeb y m o żn a — w ezo - te ry źm ie zalecaćby należało d a leko idącą „hom eopatję"... W y s iłe k d u c h o w y , ja k ie g o potrzeba, by o p a n o w yw a ć i p r zy sw a ja ć sobie now e d z ie d z in y w ie d zy i n o w e h o r y z o n ty m yślo w e, n ie zn o si przeładow ania... W ła śn ie ra czej ow a ,,w strzem ię źliw o ść " i s to so w n y dobór je st w a ru n k ie m istotnego ro zw o ju i po stęp u n a „ścieżce". — N a to m ia st w yd a w a ć b ęd zie m y od czasu do czasu da lsze to m y „ B ibljoteki L o to su ", dotąd ta k m ile w ita n e p rzez n a szy c h C zy­

teln ikó w . W tece r e d a k c y jn e j sp o czyw a m . i. głęboka i długo w Polsce ocze­

kiw a n a praca pióra Jó zefa ŚW itko w skieg o p. t. „ O ku ltyzm i m a g ja p ra k ­ ty c zn a w św ietle badań p a ra p sych iczn ych ". C enne to dzieło zaw iera 63 ro z­

d zia ły i k ilk a d zie sią t ilu stra c y j oraz w yk resó w i z a m y k a w sobie to w szy stk o , co z d z ie d z in y o k u lty zm u , m a g ji etc. w szero kiem tego słow a zn a czen iu , w ie ­ dzieć należy. W y d a n ie te j e p o ko w e j pracy z d z ie d z in y e zo te ryzm u nastąpi w n a jb liższy c h m iesiącach. O d a lszy c h w y d a w n ic tw a c h p o w ia d o m im y w sw o im czasie.

T a k w ięc w progi N ow ego R o k u w k ra c za m y z szeroko za kre ślo n y m p ro ­ g ra m e m pracy, z za p a łem i w iarą, że m iesiące, które nadejdą, d o zw olą na m ziścić s w ó j program i dorzucić d ro b n y p lo n do w y s iłk ó w o g ó lnych, m a ją c yc h n a celu zb liże n ie P ra w d y i Dobra do s zu k a ją c e j w ła ściw ych dróg ludzkości.

„N adchodzi b ow iem ep o ka S l o w a", g d y m y ś l u s k r z y d l o n a w i e ­ d z ą , „poruszy z p osad z ie m ię " i nada j e j tęskn o to m i d ą żen io m in n y k ie ­ ru n ek... Z b liża się ep o ka W o d n ik a , a D zw on, zw ia s tu ją c y nad ejście W ie lk ie j P rzem ia n y , uderza j u ż m ocno, budząc echa w c zu jn y c h i r o z b u d z o ­ n y c h duszach... O by p o c h w y c iły go i n a sze serca i u c zy n iły P rzew o d n ik ie m N ow ego W ie k u , W ie k u S ł o w a , które, z w ię kszą n iż k ie d y k o lw ie k m ocą, d ziałać będzie na d u sze i u m y s ły lu dzkie... Redakcja.

(9)

A dam A b d a n k (K raków )

Przew roty w poglądach na w szechśw iat

Schopenhauer p o w ia d a : Ilekroć na świecie zjaw ia się nowa, i to w ażna praw da, ty lekroć m usi sto czy ć i w y trz y m a ć b o h atersk ą walkę. Z estarzałe błędy, k tó ry m ona się p rzeciw staw ia, opierają się jej ta k długo, jak tylko moż­

liwe. Z początku ludzie przy jm u ją nową praw dę m ilczeniem, nie z w racają na nią w cale uw agi lub też s ta ra ją się ją ośm ieszyć albo okazać pogardę. Później ludzie ż ąd ają, aby się poproś tu upokorzyła p rzed stary m i błędam i, g d y ż one m ają za sobą zasługi, tra d y c je i trium fy nieraz wieki trw ające. A poniew aż now a p raw d a u pokorzyć się nie chce i ustąpić z pola walki nie zam ierza, przeto podnosi się przeciw niej ogólna w rzaw a zap rzeczen ia i potępienia. Nie­

licznych jeszcze jej w yznaw ców zac z y n a się prześladow ać, więzić, w ypędzać z k ra ju a naw et sk azy w ać na śm ierć m ęczeńską.

D laczegóż jednak mimo to w szy stk o now a p raw d a zw ycięża? O to tkwi w niej moc przekonania, będąca w ieczy stą siłą. T a moc przekonania zjednyw a dla niej n ajśw iatlejsze i n ajb ard ziej postępow e um ysły. P o w ag a ty ch um ysłów działa na c o raz sz e rs z y ogół i chociaż odbyw a się to n ieraz b ard zo powoli, lecz now a p ra w d a p racu je w y trw ale, ro zszerza się i podobna jakby do o streg o chem icznego płynu, p o d g ry z a i p rz e że ra p o d staw y stary ch błędów.

W ów czas rozlegają się tu i ów dzie trzeszczen ia i ło sk o ty c o raz to czętsze.

To daw ne p ra w d y a raczej s ta re błędy chw ieją się, p rze w ra ca ją i s ta ją się ruinam i. B udow a nowej p raw d y zjaw ia się p rzed oczym a tłum u w postaci odsłoniętego posągu a choć tłum nie bardzo jeszcze ją rozum ie, lecz już uznaje, oklaskuje i podziw ia. Nowa p ra w d a trium fuje.

Schopenhauer ko ń czy swój w yw ód u w ag ą: „Takim i szlakam i kroczyć m uszą p ra w d y na ty m św iecie.“

W arty k u le niniejszym m am y omówić p raw d y , jakie w yznaw ała ludzkość odnośnie do rozum ienia w szechśw iata. Otóż je st rzeczą zastan aw iającą, że w śród setek a naw et ty sięcy rzekom ych praw d, k tó re zjaw iały się i przem ijały w dziedzinach życia, religji, obyczajów , sztuki i cyw ilizacji, p ra w d y d otyczące w szechśw iata by ły zm ieniane niezm iernie rzadko. T ak rzadko, iż p rzez całe objęte h isto rią bytow anie ludzkości m ożna w yśledzić tylko trz y zasadnicze zm iany, trz y p rzew ro ty , p rzy czem m y w łaśnie — obecnie ży jące pokolenie ludzi — jesteśm y uczestnikam i tw orzenia się trzeciego.

T e trz y zasadnicze po g ląd y na istotę w szechśw iata m ożna określić n astę­

p ującym i term inam i:

I. Po g ląd antropom orficzny o ch arak terze dogm atycznym . II. Po g ląd m ech an isty czn y o ch arak terze d eterm inistycznym . III. P o g ląd względności o c h arak terze indeterm inistycznym .

P ogląd pierw szy m a za sobą ty le wieków istnienia, ile wieków liczy ta ludzkość, k tó ra zaczęła m yśleć inaczej niż zw ierzęta. Po g ląd drugi zaczął się od K opernika. Po g ląd trzeci od Einsteina.

I.

P o g l ą d a n t r o p o m o r f i c z n y .

Sam olubstw o człowieka, k tó re już od zaran ia jego b y tu m usiało być zaw sze b ard zo wielkie, doprow adziło go do przekonania, że je st on najdoskonalszą

3

(10)

isto tą na pow ierzchni ziemi. Jeżeli zaś człowiek m usiał przy zn ać, że istnieją potęgi, które nim przem ożnie w ładają, to nie w y o b rażał sobie tych potęg inaczej, tylko na podobieństwo własne. Słońce i pioruny — w szakże to tw arz i ręce słow iańskiego Peru n a, g erm ańskiego W otana, egipskiego Amon-Ra, czy greckiego Zeusa. W szy stk ie potęgi ziem skie, nadziem skie, podziem ne, stw a ­ rzające i dobroczynne, czy niszczące i złow rogie, nie m ogą mieć w w yobraźni i przekonaniu człow ieka innego k ształtu i postaci, ja k tylko k szta łt i postać ludzką.

Bogowie m uszą m ieć także sposoby działania podobne do ludzkich, chociaż tak doskonałe, jak tylko człowiek m ógł w yrozum ow ać. O czy boga przenikają więc w szy stk o i w idzą w szy stk o bez przeszkód i odległości. R ęce bogów m ogą w szy stk o pochw ycić i w szy stk o u trzy m ać, gd y zaś dwóch rąk za mało, to bóg (Hindusów) ma ich wiele. Nogi boga (grecki H erm es) są uskrzydlone, by m ógł n a ty c h m iast zjaw ić się, gdzie zechce.

T o przenoszenie postaci, kształtu i zm ysłów człow ieka na bogów nie o g ra ­ nicza się tylko do fizycznych w łaściw ości ludzkich. M itologia g reck a a za nią rzy m sk a do p ro w ad zają do s z c z y tif doskonałości pogląd, iż duchow e życie bogów je s t w yolbrzym ieniem duchow ego życia ludzi. Apollo je s t najśw iatlej­

szy, M inerw a n ajuczeńsza, Ares najodw ażniejszy, H efaistos najzręczniejszy, A rtem is n a jc zy stsza .

A ntropom orfizm nie o g ran icza się do religji wieloboskich. T a k jednoboska religja, ja k hebrajska, w yobraża sobie Jehow ę, jako sta rc a z siw ą brodą, k tó ry stw arza pierw szego człowieka na o b raz i podobieństw o swoje. Te słowa genezis głoszą więc antropom orfizm odw rócony. Bóg chce m ieć sw oje odbicie w człowieku na ziemi.

Je s t rzeczą niezm iernie ciekaw ą, że poza tym w yraziście w ypow iedzia­

nym zw iązkiem podobieństw a m iędzy bóstw em a człowiekiem nie pozw ala relig ja h eb rajsk a na żadne w yobrażanie Boga w sztukach pięknych. Może On zjaw ić się M ojżeszow i tylko w zasłonie chm ur i piorunów na górze Sy n aj lub w płom ieniu gorejącego k rzak a, lecz spełnia czynności ludzkie: przem aw ia, grozi, sądzi i karze. J e s t zatem osobą poznaw alną i objaw iającą się ty lk o przez sw oje działania.

W e w szy stk ich wielkich relig jach staro ży tn o ści, a więc w buddyzm ie, hebraizm ie, hellenizm ie i ch rześcijaństw ie w szechśw iat w najogólniejszym i w n ajb ard ziej szczegółow ym znaczeniu jest dziełem B oga. Człowiek p ier­

w otny spogląda na zjaw isk a ta k przem ożne i ta k przeciw ne, ja k św iatło i ciem ­ ność, i oto w jego w ierzeniach p ow stają bogow ie jasności i dem ony ciemności.

Jeżeli bogiem je st słońce, to rów nież bogiem lub boginią je st księżyc, tak zdu­

m iew ający w sw ych odm ianach. Bóg je st stw órcą i działaczem zjaw isk atm o ­ sfery czn y ch , On z sy ła burze i pioruny, deszcze, zam ieci, g ra d y i piękną pogodę.

B óg c zy bogini, a więc F lo ra czy słow iańska Żyw ią budzą ziemię do życia po śnie zim ow ym a dalsze boskie siły d a ją owoce i plony.

Po zo rn e sklepienie niebios, d ziałające na w zrok człowieka jako błękitna półkula, uw aża p ierw otny człowiek za rzecz istotną, k tórej m ożna dotknąć, gd y b y ktoś mógł się w znieść do odpow iedniej w ysokości. C złowiek tego nie potrafi, lecz zdołają to uczynić bogowie, k tó rz y p rzestrzen ie n ad sklepieniem gw iazd obrali sobie jako siedzibę.

S tąd poszło w yobrażenie i przekonanie o istnieniu nieba jak o m ieszkania bogów w e w szystkich religjach. Niebo je s t dostępnem ty lk o d la isto t boskich

4

(11)

i w drodze szczególnej łaski dla ty ch ludzi, k tó rzy sobie bogów zjednali. Z nieba pochodzą takie d a ry w ielkiego znaczenia, jak ogień, d ecydujący i stw arzający p ierw szą fazę k u ltu ry człowieka.

Jeżeli ogień w jednych religjach je st darem bogów, to w innych w ierze­

niach je st bogiem sam ym . Nie w olno dopuścić, ażeby zgasł, — g d y go jako znicz rozpalono w kontynie, — pod g ro zą nieszczęść, któreby niezaw odnie sp ad ły na niedbałych. U Słow ian i w ia tr je st bogiem Pochw istem a w oda i zie­

m ia rów nież po siad ają w sobie istotę boskości.

T ak więc ludzkość pierw otna, ludzkość staro ży tn o ści i ludzkość średnio­

w iecza, wzięte jak o całości w swojem kulturalnem początku i rozw oju, odno­

szą w szy stk ie działania i p rz e ja w y w szechśw iata do potęg boskich, jak o jed y ­ n ych p rz y c zy n i tw órców ty ch zjaw isk. Bogam i zaś są isto ty w yobrażalne w postaciach nadludzkich, w yolbrzym ionych i w ypiększonych, lecz ta nad- ludzkość je st w ścisłym zw iązku z ludzkością, czy ten zw iązek będzie ideałem pochodnym , czy też, ja k u hebrejczyków , ideałem pierw otnym , od którego człow iek posiada „obraz i podobieństw o“v

C h arak ter tego antropom orficznego poglądu na w szechśw iat je st o czy­

wiście d ogm atyczny.

Innym b yć nie mógł. Jeżeli człow iek p ierw otny i człowiek starożytności odnosił w szystkie zjaw isk a w szechśw iata do p rzy czy n , które m u się p rzed­

staw iały jak o Potęgi, będące ponad p rz y ro d ą, a więc do sił bądź objaw ionych cudam i, bądź też objaw iających się w zjaw iskach p rz y ro d y , to nie istniał żaden k ry ty c y z m w sądach i w nioskach człowieka, n ato m iast istniało przekonanie identyczne z w iarą, któ re nie dopuszczało w ątpliwości.

Tego ro d zaju przekonaniem kierow ali z re sz tą kapłani w szystkich religij staro ży tn o ści. Oni jak o je d y n a ośw iecona w arstw a, n ajpierw klanów a później plem ion i narodów , um ieli sform ułow ać w ierzenia i przekonania w dobitne p ry n cy p ia, m ak sy m y i sentecje, które stanow iły osnow ę k siąg św iętych o k szta ł­

tach graficznych ta k różnych, ja k różne by ły stopnie i rozw oje ów czesnych kultur. C zy było to pism o klinowe na w ypalonych cegłach u C haldejczyków , c zy hieroglify ry te na p łaszczyznach kam iennych u Egipcjan, czy s a n sk ry t n a księgach W ed y u Hindusów, treścią ich było zaw sze stw ierdzenie w dogm a­

ty cznej form ie, iż w szystko, co je s t istnieniem i życiem , wzięło p oczątek z bo­

gów i dzieje się, trw a i trw ać będzie z ich woli i potęgi.

A ntropom orficzny pogląd na w szechśw iat w form ie dogm atycznej by ł nie- tylko ty m poglądem , do którego .jedynie m ógł się w znieść um ysł staro ży tn y ch ludzi, dzielnie w sp o m ag an y p rzez kapłanów, lecz stanow ił on tak że pogląd najm niejszego w ysiłku duchow ego, a więc pogląd najw ygodniejszy.

C złowiek nie z astan aw iał się n ad tern, iż sam stanow i tylko drobną cząstkę w szechśw iata, lecz u w ażał siebie za najw ażniejsze dzieło bogów. W szy stk o co się w człowieku odbyw a, a więc jego istnienie, m yśl, w ola, działanie je st odbiciem podobnych zjaw isk w n a tu rz e bogów i dzieje się z ich woli i nakazu.

C ała ziem ia i p rz y ro d a o ra z w szy stk o poza ziem ią istnieje poto, by człowie­

kowi umożliwić życie z w oli bogów.

W ten sposób bogowie, na obraz k tó ry ch był stw o rzo n y człowiek, zostali sprow adzeni rów nież do niezbyt w zniosłej roli, ab y się człowiekiem ustaw icznie zajm ow ać. Cokolwiek dogadzało człowiekowi, było dobrem , cokolw iek p rze­

szkadzało, było złem. Z ty c h poglądów w ynikało w d alszym ciągu pojęcie cn o ty i grzechu, zasługi i w iny, obow iązku i zaniedbania. Bogowie staw ali się

5

(12)

najw yższym i sędziam i w tych spraw ach, a poniew aż spraw iedliw ość nie zaw sze spełniała się w tern życiu i na tej ziemi, przeto było rzeczą nieuniknioną i ko­

nieczną, b y m yśl człow ieka doszła do istnienia innego św iata, gdzie bogowie rz ą d zą osobiście i bezpośrednio. Poniew aż żaden spraw d zian odnośnie do istnienia tego innego św iata nie był m ożliw ym , przeto nikt nie m iał p raw a weń w ątpić. W ten sposób we w szystkich religiach staro ży tn o ści rozpow szechniła się pew ność u jęta w dogm aty, iż ten inny św iat stanow ić będzie m ieszkanie człow ieka po jego ziem skim życiu.

Dla ilustracji, jakim b y ł pogląd na ziemię, człow ieka i w szechśw iat, p rz y ­ taczam streszczenie dzieła geograficznego, k tó re napisał w VI wieku po C h ry ­ stusie w języku greckim K osm as Indicopleustes, początkow o kupiec podróżu­

ją c y po całym znanym podów czas świecie, później mnich. W jeg o „C hrześci­

jańskiej T o p o g rafji“, napisanej „dla zw alczenia kacerzy , k tó rz y p rzy p u szczają, że ziem ia je st kulą“, c zy tam y n astęp u jące w yw ody:

Ziem ia je s t p łask im czw o ro bo k iem , k tó re g o p ó łn o cn y i p o łu d n io w y bok m ają po 12.000 mil, z a ś w schodni i zachodni po 6000 mil d łu gości. T e n c z w o rob o k ma ra m y z ląd u sta łe g o , z a m y k a ją c e o c e an . W e w n ą trz o c eanu je s t znow u ląd s ta ły , na k tó ry m m ie sz k am y . Na ram a c h z ląd u sta łe g o b y ł n ieg d y ś ra j i ta m m ieszkali ludzie a ż do potopu. N oe p rz e p ły n ą ł w a rc e o c e an i osiedlił się na ziem i w ew n ę trz n ej. R zeki r a ju pły n ą d alej pod ocean em i w y stę p u ją znow u n a n aszej ziem i. W tę ziem ię w rz y n a ją się: M o rz e Ś ró d z ie m n e jak o z a to k a rz y m s k a , m o rze K asp ijsk ie ja k o z a to k a p ó łn o cy o r a z z a to k i P e rsó w i A rabó w (M o rz e C z erw o n e).

O d g ó ry zie m ia p o s ia d a sklep ien ie. Na ra m a c h lądu Stałego, sta n o w ią c y c h boki, w z n o sz ą się olb rzy m ie p ionow e mu r y a n a nich w sp ie ra się niebo, jak o długi pół- w alec o o si w sch od n io z a ch o d niej. P o d ty m p ó łw alcem są : słońce, k sięży c, g w ia z d y , c h m u ry , deszcz, b ły sk a w ic e i p io ru n y . N ad sk lep ien iem je s t siedziba B oga, aniołów i ludzi bło g o sław io n y ch . S ło ń ce, k się ż y c i g w ia z d y nie p o ru sz a ją się sam e, lecz p rz e s u w a ją je an io ło w ie. O ni z a m y k a ją sło ń ce codzień z a o lb rz y ­ m ią g ó rę, k tó ra w znosi się n a p ółn o cn y m k ra ń c u ląd u s ta łe g o i w te d y na ziem i je s t noe. Jeżeli no ce m ają b y ć d łu ższe, to sło ń c e je s t w su n ię te niżej z a s to ż e k g ó ry , jeżeli z a ś k ró ts z e , to sło ń c e p rze b y w a bliżej jej w ie rz c h o łk a. W p o d obny sp o só b d zieje się z k s ię ż y c e m i z zaćm ieniam i.

Takie b y ły po g ląd y człowieka, k tó ry zjeździł św iat i byw ał naw et w Indjach. Cóż innego m ogli m yśleć prostaczkow ie nie po d ró żu jący ?

Zobaczm y te ra z , co pow iada K oran, św ięta księga M uzułm anów. C zy tam y w VI S urze (rozdziale) K oranu:

„B ó g s p ra w ia , iż w y s trz e la źd ź b ło i k ło s z n a sie n ia a d a k ty l z p e stk i: On tw o rz y ż y c ie ze śm ie rc i i ś m ie rć z ż y c ia ; k tó ż w ięc m oże się od Niego o d w ró c ić ? O n w y w o łu je ju trz e n k ę i z o rzę, u s ta n a w ia no c dla sp o k o ju a ru ch sło ń c a i k się ­ ż y c a dla ra c h u b y czasu. O n p o sadził g w ia z d y , a b y w a s w ciem ności p ro w a d z iły po ziem i i m o rz u bez b łąd z e n ia. O n je s t, k tó ry s tw o rz y ł w a s z jednej jed y n ej d u s z y i d a ł w am m ieszk an ie i sp o c z y n e k . O n p o s y ła w odę z nieba, p rze z co w sch o d zą n a s io n a w szelk ich rz e c z y i zieleń i d rze w a palm ow e z d a k ty la m i i o g ro d y ow o có w pełne. P r z y p a tr z c ie się ow ocom , ja k ro sn ą i d o jrz e w a ją . D o s y ć tu z n a k ó w d la w ie rz ą c y c h . A je d n a k s ą ta c y , k tó rz y d o d ali B o g u duchów , k tó ­ r y c h On sam s tw o rz y ł i w nieśw iad o m o ści sw ej o b d a rz y li B o g a s y n a m i i c ó r­

k am i. C z e ść i c h w a ła ty lk o Je m u Je d n em u i p re c z o d N iego te w s z y s tk ie d o d an ia.

S tw ó rc a n ieba i ziem i, ja k ż e m a m ieć S y n a , s k o ro n ie m a ż o n y ? On je s t S tw ó rc ą w sz y stk ie g o i S a m w s z y s tk o p rzen ik a. T o je s t B óg w asz P a n i nie m asz innego B o g a p o za Nim, d late g o słu żcie Mu, bo O n tro s z c z y się o w sz y stk o . Ż adne oblicze p o jąć G o nie^ m oże, lecz O n p rz e n ik a w sz y stk ie , O n je s t N ie z b ad a n y i W s z y s tk o w ie d z ą c y .“

6

(13)

J ó z e f Św itkow ski (Lwów)

K ilk a w ypadków rozdwojenia

P rzy k ład ó w „w ychodzenia z ciała“ zanotow ała lite ra tu ra p arap sy ch iczn a b a rd zo wiele. Jeżeli nie we w szystkich, dobrze udow odnionych w ypadkach zachodzi rzeczyw iście zjaw isko „w yjścia z ciała“ i św iadom ego oglądania go z zew nątrz, to jednak są i na to niew ątpliw ie p rzy k ład y . Do tej k ateg o rji n a ­ leżą n a stę p u ją c e :

1. P an E. von W . w E. podaje („Zeitschr. fü r P a ra p sy ch .“, str. 441, r. 1932):

„Siedziałem w kółku ludzi sy m p aty czn y ch i w ysoce inteligentnych, rozm aw ia­

ją c o czem ś, jak sądzę, o Schapellerze. N agle uczułem , że jestem na praw o obok siebie i przysłuchiw ałem się z k ry ty czn em zainteresow aniem tem u, co mówi­

łem , c zy m oje w yw o d y są jasne. P o chwili, po minucie ja k sądzę, byłem w ciele z pow rotem . Nie w idziałem siebie, tylko słyszałem , i nie m iałem żadnego nie­

m iłego uczucia p rz y opuszczaniu ciał, lub p rz y wchodzeniu w nie napow rót.

C zułem się także niew ątpliw ie całkiem dobrze. Znajdow ałem się jednak rze­

czyw iście n a praw o od siebie. N aw et nie dziwiłem się w tedy, że mogłem słu­

chać sam ego siebie; to p rz y szło dopiero później, gd y już znowu się zjednoczy­

łem. T o w arzy sze m oi niczego nie zauw ażyli.

„W kilka ty g o d n i później leżałem śpiąc na sofie. Znowu uczułem nagle, że jestem na praw o od siebie, i przysłuchiw ałem się w łasnem u chrapaniu.

P om yślałem p rzy tem , że ci niegrzeczni ludzie, k tó rz y m nie pom aw iają o ch ra ­ panie, m ieli przecież rację. P o tem byłem w ciele zpow rotem . O budziw szy się, m iałem jasno w świadom ości to rozdw ojenie. Innych takich w ypadków nie p rz e ży łem ; te d w a jed n ak były ta k żyw e i w y raźn e, że nie m ogły polegać na w yobraźni.

2. Prof. J. K asnacich (Z eitschr. f. P a r. 1932, str. 44) p rz y ta c z a w ypadek n a stę p u ją c y : G enerał au striack i, zn an y przeciw nik okultyzm u, stw ierdził sło­

wem honoru tak ie swoje p rzeży cie: „Leżałem ciężko chory i cierpiałem nie­

w ym ow nie; zdaw ało się, że już zaczęła się agonja. Nagle spostrzegłem , że sto ję na środku pokoju, a obok łóżka, na k tórem było me ciało, siedział b ra t i opiekujący się m ną lekarz. Nie to jednak m nie dziwiło, lecz uczucie nie­

zw ykłego szczęścia, gdyż byłem zupełnie zdrow y, silny i m łodszy niż k iedy­

kolwiek. N iespodziew anie jednak doznałem straszn ej boleści i znalazłem się napow rót w łóżku ze w szystkiem i m em i cierpieniam i. L ek arz dał m i iniekcję k am fo ry w p ro st do serca .“

3. Dr. K. K uchynka (Z eitschr. f. m etaps. Forschung 1931, str. 170) opo­

w iada o pannie Am alji B. w P. na M oraw ach, p o siadającej w praw dzie lekkie uzdolnienie m edjalne, ale spokojnej, inteligentnej i zupełnie norm alnej um y­

słow o: nie m iew ała n aw et nig d y h alu cynacyj jakiegokolw iek pochodzenia.

Pew nego ra z u zbudziła się n agle ze snu głębokiego i ze zdum ieniem zobaczyła sw e ciało leżące spokojnie w łóżku, p rzy czem zd aw ała sobie trzeźw o spraw ę z tego, że ona je st w idzem tego w szy stk ieg o z pełną świadom ością. W idzenie to trw ało ty lk o k ró tk ą chwilę, poczem , ja k g d y b y dopiero się obudziw szy, stw ierdziła, że leży w łóżku dokładnie w tej pozycji, jaką przedtem w idziała.

4. E. B ozzano („Les phenom enes di bilocation“ ) p rz y ta c za podane mu p rzez prof. J. H yslopa opow iadanie p rzyjaciółki jego, pani Q uentin: „C ztery

7

(14)

lub pięć ra z y m iałam , leżąc w łóżku, niew ysłow ione w rażenie unoszenia się w pow ietrzu ponad tnojem ciałem, od k tórego byłam odłączona. P a trz y ła m na to ciało i m iałam pełną św iadom ość otoczenia. D oznaw ałam w te d y zaw sze uczucia absolutnej w olności; a b y je przedłużyć, potrzeba było lekkiego w y ­ siłku z mej stro n y . P o chwili ow ladato m ną osobliwe uczucie, zm uszające mnie pom yśleć, że oto m uszę nap o w ró t w ejść w ciało. Jestem pew na, że udaw ało mi się przedłużać ten ok res wolności, ale tylko na krótko, g d y ż zachodziło coś we mnie, co mnie zm uszało w racać do ciała.“

5. C ó rk a sędziego, znane m edium norw egskie Ingeborga D ahl, m iew ała n ieraz podczas tran su , lub w chwili budzenia się z niego, podobne objaw y ro z­

dwojenia. Z protokółów seansów z nią p rz y ta c z a pani M. N aum ann z Kilonji n astęp u jące słowa Ingeborgi w chwili budzenia się z tra n su : „Nie, nie dotykaj mnie. W iesz, co mi się śniło? W idziałam sam ą siebie siedzącą z rękam i przed oczym a, a potem w eszłam w siebie. To było w strętn e, w idzieć sam ą siebie.

Pociągnięto za w stęgę i zeszłam wdół, u jrzaw szy siebie siedzącą w uśpieniu.

Ale któ ra była m ną? ja, c z y ta, k tó rą w idziałam siedzącą? Nie było to mitem i nie chciałabym tego widzieć ponownie. Ja k ja to m ogłam w idzieć? C zy ja jestem dw ie? C zy i w y jesteście po d w oje?“

Innym razem mówi Ingeborga w sposób bard zo podobny: „W idziałam coś osobliwego. U jrzałam sam ą siebie siedzącą w uśpieniu. Ktoś b y ł p rz y mnie.

A potem rz e k ła m : O to ja siedzę. N astępnie w eszłam w sam ą siebie. Nie był to obraz odbity (w lu strze), g d y ż stałam sam a, a w idziałam siebie siedzącą.

P ow iedziałam to do w uja Lorenca (jej ducha kontrolnego), a on rzekł, że ja jestem dwie. T o było w strętn e. Podeszłam do siebie i w stąpiłam w tę drugą.

M ogę p rzy siąd z, że to tak się odbyw ało, a m iałam wolę przypom nieć to sobie, więc tak postanow iłam .“

6. Dr. H erm an W olf z A m sterdam u opow iada o słudze szkolnym , nazw i­

skiem B. Landa, k tó ry p rzed kilku la ty przechodził operację skutkiem w y ­ padku z m otorem , i p rz y ta c z a jego s ło w a : „Byłem w stan ie straszn eg o zd en er­

w ow ania, nim mnie nark o ty zo w an o do operacji. P rz e z pewien czas, nie wiem jak długi, nie m iałem świadom ości. P otem n astąpiła reak cja spow odu gw ał­

tow nego oporu w ew nętrznego, jak g d y b y m m usiał być ro zerw an y na dw oje. Po tej krótkiej reakcji n astąpił sp o k ó j: ujrzałem siebie sam ego leżącego. B ył to w yraźnie zak reślo n y o b raz stołu operacyjnego, na k tórym , unosząc się swo­

bodnie, w idziałem zg ó ry siebie leżącego; w idziałem ranę operow aną na p ra ­ w ym boku ciała, w idziałem le k a rz a z jakim ś nieznanym instrum entem w ręku.

To w szy stk o oglądałem b ard zo w yraźnie. U siłow ałem przeszkodzić temu, co się działo. Jeszcze słyszę słow a, k tó re podobno w ted y w o ła łe m : Co robicie!

P rze stań c ie 1 Równie nagle, jak to w szy stk o mi się pojaw iło, zniknęło znowu, ale pozostało mi jako obraz niezapom niany.

7. P a n L. H ym ans doniósł 4 czerw ca 1908 prof. Ch. Richetow i o n astęp u ­ jący ch zdarzeniach ze sw ego ż y c ia : „D wa ra z y z pełną św iadom ością p a trz y ­ łem n a swe ciało leżące bez życia, p rzy czem m iałem uczucie, że to je st p rz e d ­ m iot dla mnie obcy, zew nętrzny. Nie próbuję w yjaśniać, ja k m ogłem widzieć zam kniętem i oczam i; stw ierd zam fak t tylko. P ie rw sz y ra z było to, gd y sie­

działem w k rześle o p eracy jn y m u d e n ty sty . P o d czas nark o ty zo w an ia miałem uczucie, że się obudziłem i że unoszę się w górze w pokoju, skąd z najw iększem zdziw ieniem p rzy g ląd ałem się n ark o ty zu jącem u d entyście i stojącem u obok asy sten to w i. Swe bezw ładne ciało w idziałem ta k sam o w y raźn ie, ja k każd y

(15)

inny przedm iot w pokoju. W szy stk o to w yw ierało w rażenie żyjącego obrazu, a le trw ało tylko kilka sekund. Straciłem nanow o świadom ość i zbudziłem się w e fotelu ze zupełnie w y raźn ą pam ięcią tego, co w idziałem .“

„D rugi w yp ad ek m iałem , będąc w Londynie w hotelu. Zbudziłem się rano niezbyt zd ro w y (m am słabe serce) i z araz po obudzeniu w padłem w omdlenie.

Ku m em u najw iększem u zdum ieniu znalazłem się w krótce w górnej części pokoju, skąd z p rzerażeniem p atrzy łem na m e ciało, leżące w łóżku bezw ładnie ze zam kniętem i oczym a. Próbow ałem bezskutecznie w ejść napow rót w ciało i z tego wnosiłem , że um arłem . Począłem rozm yślać, co pow iedzą ludzie w ho­

telu, przy jaciele i znajom i. Zadaw ałem sobie p y tanie, czy n astąp i śledztw o sądow e, i co się stan ie z moimi in teresam i; napew no zatem nie straciłem ani pam ięci ani świadom ości siebie. O to w idziałem sw e m artw e ciało ja k przedm iot o d ręb n y ; byłem w stanie obserw ow ać tw arz w łasną. Jednakże nie mogłem opuścić pokoju; czułem się jak przygw ożdżony, p rz y k u ty do k ąta, w którym byłem . P o godzinie c zy po dwóch u słyszałem k ilkakrotne pukanie do zam knię­

ty c h drzw i, a nie m ogłem dać żadnego znaku życia. W k ró tce potem p o rtier hotelu pojaw ił się na balkonie zapom ocą p rzy staw io n ej drabiny. W idziałem , ja k wszedł do pokoju, jak trw ożnie oglądał me ciało i w reszcie o tw orzył drzwi n a k o ry ta rz . R ychło w eszła z arząd czy m hotelu i inni ludzie. Pojaw ił się le k a rz ; w idziałem , jak kiw ał głow ą, b adając m i serce, a potem w etknął łyżkę m iędzy m oje w argi. S traciłem świadom ość i obudziłem się w łóżku. W szy stk o to trw ało conajm niej dwie godziny.

8. Podobnego rod zaju w ypadek p o dała prof. J. H yslopow i (Amer. S. P. R.

1908, str. 115) pani J. P., dyplom ow ana absolw entka un iw ersy tetu kalifornij­

skiego. „O dy m iałam 24 la t, podano m i ra z p rz y zabiegu chirurgicznym śro­

dek znieczulający. W chwili, g d y m iałam w rócić do przytom ności, było mi tak, ja k g d y b y m znajdow ała się wolna w pokoju, ale bez m ego ciała. C zułam się przek ształco n ą w ducha i sądziłam , że p rzez p rzeb y te cierpienia uzyskałam u p ragniony spokój. P rzy g lą d a ła m się m em u ciału, rozciągniętem u n a łóżku.

W pokoju w idziałam dwie sio stry m ej św iekry, z któ ry ch jedna siedziała na łóżku i trz y m a ła mnie za ręce, a d ru g a stała po stro n ie przeciw nej, p atrz ą c na mnie. Nie m iałam żadnej ochoty w ra c ać do ciała, czułam się jednak w brew woli zm uszoną do pow rotu. N ajciekaw sze w mem p rzeży ciu było to, że za ­ ledwie się obudziw szy, zap y tałam , gdzie je s t pani K. F ak tycznie pani K. nie b y ła obecna w chwili, gdy zasypiałam , a w eszła dopiero, gdy już całkiem oczy zam knęłam . Na p y tan ie św iek ry odrzek łam : W idziałam , że ona tam stoi.“

9. W zbiorze p rzykładów d ra O sty 'eg o znajduje się także następujący, p o d an y p rzez Ch. Q u a rtie r'a, znanego recenzenta lite ra tu ry o k u lty sty czn ej:

„W e w rześniu 1918 byłem b ard zo osłabiony po t. zw. gry p ie hiszpańskiej, a ciało m iałem bard zo w ychudłe skutkiem niedożyw ienia wojennego, stąd w czasie rekonw alescencji zd arzało mi się często w padać w om dlenie niespo­

dzianie. Pew nego popołudnia leżałem na kanapie w rogu pokoju, w y p o czy ­ w ając, a podczas teg o m atk a m oja ro zm aw iała w hollu ze znajom ym i. U jrza­

łem n ag le siebie, ja k g d y b y m spadł z k a n ap y : głow a i tułów na ziemi, a nogi jeszcze na kanapie. D oznałem potem trzech uczuć, chociaż nie m ogę określić, czy rów nocześnie, c zy też kolejno: Jednego b ard zo miłego, trudnego do opi­

san ia uczucia ekspanzji, pełni, w szechogarniania, najw yższej lekkości, jednem słow em niepraw dopodobnej euforji, jakiej później nigdy nie doznaw ałem . Dalej uczucie nierozum nego, praw ie panicznego, strachu, pochodzącego z niesam o­

9

(16)

w itego widoku i ze świadom ości, iż stoję wobec faktu norm alnie niem ożliw ego:

w idzieć siebie bez pom ocy lu stra — a w tym pokoju nie było lu stra, naw et m alutkiego. W reszcie m yśl, czy uczucie, że to m oże b y ć b ard zo niebezpieczne, jeżeli będę leża! tak głow ą nadól, i że za w szelką cenę m uszę siebie podnieść.

Próbow ałem to zrobić — a w każdym razie ta k mi się zdaw ało — zaw sze ja k g d y b y z zew nątrz, jak b y szło o podniesienie ciała kogoś obcego i posunięcie go na w łaściwe m iejsce — n aturalnie bez żadnego w yniku. P otem w ydało mi się, że jestem w hollu i usiłow ałem zwrócić uw agę m atki, rozm aw iającej z gośćm i, aż nagle pow iedziała: „ P rzep raszam na chwilę, m uszę zobaczyć, co sy n robi, bo zdaw ało mi się, że mnie w oła." D alej nie przypom inam sobie już nic, aż g d y obudziłem się na kanapie w norm alnem położeniu i zobaczyłem kolo siebie m atkę z atro sk an ą, ja k koło zem dlonego.“ Całe to opow iadanie po­

tw ierd za m atk a pisem nie, jako zgodne z praw dą.

10. Dwa dalsze, przy to czo n e p rzez d ra O sty'ego, p rz y k ła d y pochodzą od pani N atalii Annenkow, o k tórej w łasnościach p aran o rm aln y ch b y ła n ieraz m ow a w „Revue m etapsychique“ :

„W iele już lat tem u n astąp ił pierw szy w yp ad ek m ego rozdw ojenia. Nie w iedziałam w tedy, że to je st możliwe, gd y ż nie m iałam żadnego w yobrażenia o ty c h zjaw iskach. Pew nego dnia wiosennego, pogodnego i ciepłego, siedziałam na cm en tarzu u grobu m ej, zm arłej świeżo, m ałej córeczki. B yłam p rzy g n ę­

biona i sm utna, ale w dobrem zdrow iu. P am iętam dokładnie, że o g lądając ru ch y m rów ek na kw iatach w łaśnie zasad zo n y ch , czułam się c o raz lżejszą na ciele i na duchu. P ierw szem m ojem w rażeniem było, że nogi i ręce tra c ą ciężar, potem brzuch i piersi. 1 nagle znalazłam się pow yżej m ego ciała i zboku niego, k tó re w idziałam siedzące u grobu. P rzy g lą d a ła m się m ej postaci, w y g lądającej na zm ęczoną, a n aw et zauw ażyłam , że mój płaszcz pow alany byl ziem ią. M ia­

łam w rażenie unoszenia się ponad ciałem w zupelnem oszołom ieniu szczęścia.

O dczuw ałam w ielką i pełną blasku ochotę życiową, jak g d y b y m ży ła tysiącznem n a ra z życiem , a przy tem spokój zupełny. Nie m ogłam się p oruszać i nie czu­

łam żadnej p o trzeb y tego. Ale m ogłam p atrzeć, pojm ow ać i m ieć uczucie w ew nętrznego życia w szczęściu. Ciało m oje w ydaw ało się z u ży ty m strzępem , czem ś odrzuconem . P o m yślałam sobie: „To je st śm ierć“ ; a przecież byłam pełna radości życiow ej. Sp o strzeg łam strażn ik a cm entarnego, k tó ry zbliżył się do mnie, dotknął, zaw ołał mnie i odszedł. Mówił mi później, że chciał iść po k a re tk ę ratunkow ą, g d y ż m oja tw arz i ręce zaczęły już kostnieć. O dy go w idziałam odchodzącego, zrozum iałam , że w ziął mnie za um arłą, i nagle zdjął mnie strach . O to je s t śm ierć — pom yślałam — ja k m ój m ąż będzie żył bezem nie? Ale czułam się tak pełną życia, że pow iedziałam sobie: m uszę w ró­

cić do ciała. Próbow ałam w nie w ejść, a zarazem bałam się, że teg o nie potrafię.

Z razu powróciło uczucie ciężaru, potem bóle i drobne dolegliwości, do k tórych przy w y k liśm y ta k bardzo, że już ich nie do strzeg am y . W reszcie opadł mnie sm utek i p o trzeb a płaczu.“

„P rz e d dw om a tygodniam i ponow iłam to dośw iadczenie. C zy tają c w łóżku książkę w esołej treści, śm iałam się ze zabaw nych s y tu ac y j. Nagle pojawiło się w rażenie, że w ychodzę ze siebie: ujrzałam m e ciało leżące z książką w ręku, podczas gd y sam a czułam się w pow ietrzu, bard zo szczęśliw a i o b d a­

rzo n a w zrokiem w ew nętrznym . P rzy g lą d a ła m się m em u ciału, znajdow ałam , że dobrze w ygląda, i mówiłam sobie: co za nędza um ierać ta k młodo. Zbliży­

łam się do m ego leżącego ciała i usiłow ałam w ejść w nie napow rót. O drazu

10

(17)

uczułam , że ono mnie wessało, ja k bibuła lub gąbka w ciąga wodę w siebie.

Mąż m ój zadzw onił; w stałam , żeby mu otw orzyć.

11. W p rzy to czo n ej już p ra c y d ra Kuchynki m ieści się opow iedziany mu p rzez prof. M. B. w Ledeczu (C zechy) w y p ad ek :

„P o d czas m alow ania w padła mi w rękę ja k a ś bro szu ra o „jogizm ie“, za ­ w ierająca wskazów ki, ja k w ychodzić z ciała. Mimo całego scep ty cy zm u pod­

dałem się szalonem u pom ysłow i i z całą sum iennością spróbow ałem w sk a­

zanych ćwiczeń, n aturalnie bez żadnego w yniku. O dłożyłem zatem książkę, przeszedłem do sypialni i praw dopodobnie zasnąłem n ad ja k ą ś nudną lekturą.

W następnej chwili obudziłem się ja k ze złego snu, ale oczy m iałem zam knięte.

Czułem jednak, że nie leżę w poprzedniej pozycji na w znak, lecz że unoszę się poziom o z tw a rz ą wdół zw róconą. Jak o m a la rz m am w yrobioną zdolność dokładnego zapam ięty w an ia sobie w rażeń w zrokow ych. O tóż przypom inam sobie taki obraz, jak g d y b y m go dziś w idział: Pokój skrom ny, jasno oświe­

tlony, p rz y łóżku stolik, na nim szk lan k a w o d y i zeg a re k ty k a ją cy , dyw an na podłodze, a na łóżku m oja tw a rz z oczym a zam kniętem i, o ry sa ch tru p a i zę­

bach zaciętych w w alce przedśm iertnej. P ierw szą m ą m yślą było, że z nie­

skończonego n u rtu życia i śm ierci w ysunąłem się tak, ja k p rz y zw ichnięciu nogi staw się w ysuw a. Albo też, ja k g d y b y w szelkie życie, rodzenie się i um ieranie, przepływ ało w grubej ru rze szklanej, a ja byłem zew n ątrz tej ru ry . T o uczu­

cie, że ja nigdy nie m ogę um rzeć, budziło we m nie stra ch ta k bezgraniczny, że podobnego nigdy p rzed tem ani potem nie dośw iadczyłem . P rz y s z ła mi m yśl, że zn ajd ą m oje ciało i pogrzebią, a ja przecie nie um arłem i nie m ogę tego nikomu w yjaśnić. W ytęży łem nadludzko wolę i doznałem uczucia, jak g d y b y zw ichnięta noga n apow rót w eszła w swój s ta w : ujrzałem znowu znajom ą mi kołdrę i leżałem w łóżku.

„Stosow nie do zw y czaju starałem się w yjaśnić sobie w szy stk o logicznie:

oto zapew ne zasnąłem i miałem sen p rz y k ry . Ale trz y przesłanki przek o n y ­ w ają mnie, że nie tak było. 1. N igdy p rz e d te m nie zdołałem w yobrazić sobie siebie z oczym a zam kniętem i. 2. Nie ru sz y w sz y się jeszcze po obudzeniu, byłem św iadom y tego, że zg ó ry w idziałem książkę, leżącą obok łóżka z k artk ą zagiętą. Spadła na ziemię, gd y straciłem przytom ność. Ze sw ego położenia w łóżku nie m ogłem jej w idzieć; dopiero w te j now ej pozycji, w yżej opisanej.

Otóż ta książka, jak następnie stw ierdziłem , leżała rzeczyw iście na w iado- mem m iejscu i m iała k artk ę zagiętą. P ró cz teg o usiłowałem znaleźć tak i widok łóżka i całej sypialni, ja k w idziałem w tym dziw nym stanie, ale znalazłem , że je st to w zupełności możliwe ty lk o w tedy, g dybym we w ysokości około m etra nad łóżkiem położył się poziom o na desce. 3. W obawie, żeby znow u nie zasnąć, narysow ałem sam siebie z pam ięci, a p rzy tem przypom niałem sobie, że na jednym ze zaciśniętych zębów zauw ażyłem m ałą plam kę. Pom yślałem sobie: nie wiem nic o jakim ś błędzie w zębach lub o w ypadnięciu plom by;

p rzed zaśnięciem tego nie w idziałem . Spojrzałem te ra z w lu sterk o : plam ka by ła rzeczyw iście. Ale to nie była dziurka w zębie, lecz ziarnko m aku z ciastka, które jadłem p rzed spaniem . Ani p rzedtem ani potem nie z d arzy ło się mnie lub kom uś z naszej rodziny nic n ad n atu raln eg o ; nie było do tego skłonności, ani chorób nerw ow ych.“

12. W książce „U nsterblichkeit“ (D achau 1917) c y tu je dr. Vogl dw a p rz y ­ k ład y : jeden d o ty czy osoby F. R ichtm anna, k tó ry prow adził rod zaj życia podw ójnego: na jaw ie i w drugim świecie. „G dy R. znajduje się w tym drugim

U

(18)

stanie świadom ości, ciato jego leży ja k m artw e. Raz, powolniej niż zw ykle, w ra­

ca! do św iata codziennego; porusza! już rękam i i z trudem głowę podnosi!, aż nagle p rz e strasz y ! się mocno, w idząc poza sobą na poduszce sw ą grubo- m a te rja ln ą głowę z o tw artem i ustam i i w spótzam kniętem i pow iekam i, jak u trupa. P ręd k o położy! się nanow o, aby poczekać, aż w szy stk o dojdzie do p orządku, ja k g d y b y m iało się zespolić n apow rót.“

D rugi z p rzy k ład ó w d ra Vogla odnosi się do jego w łasnej żony, która nigdy się takiem i rzeczam i nie zajm ow ała i nic o tern nie c zy ty w ała, a jednak opow iedziała m u tak ie z d arzen ie: „Położyłam się w łaśnie do łóżka i byłam jeszcze całkiem trzeźw a, gdy ow ładnęło m ną uczucie, ja k g d y b y coś ciężkiego posuw ało się od m oich nóg w górę. Członki m e z esz ty w n ia ły : chciałam cię zaw ołać, ale już nie m ogłam . Nagle ujrzałam w y raźn ie me ciało leżące w łóżku i p o m y ślałam : „te ra z u m arłaś“. N astąpiła potem kró tk a w izja, k tó rą dr. Vogl odnosi do znanego u sp iry ty stó w „kraju letniego“, co jednak w ychodzi poza nasz tem at.

* . *

Jak ież są cechy c h a ra k te ry sty c z n e ty ch kilkunastu w ypadków i czy można je uznać rzeczyw iście za rozdw ojenia?

O tóż cechą, w y stęp u jącą we w szystkich p rzy k ład ach , je s t sp o strzeg an ie zm ysłow e p o z a obrębem ciała, a więc poza siedliskam i zm ysłów . R ozdw o­

jeni ju żto ty lk o s ły sz ą siebie z zew nątrz, ja k we w ypadku 1., jużto w idzą siebie, w zględnie sw e ciało, z punktu, leżącego nazew n ątrz organizm u fizycz­

nego (w ypadki 2— 12). P u n k t ten zn ajduje się zaw sze niem al p o w y ż e j ciała fizycznego (w ypadki 2, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11), bądźto n ad niem, bądź obok niego.

F a k t, że rozdw ojeni sły szą lub w idzą — zaw sze ty lk o sw oje ciało fizyczne, a n ig d y nie sp o strze g a ją sw ego sobow tóra, św iadczy, że to w idzenie lub sły­

szenie odbyw a się rzeczyw iście bez pośrednictw a zm ysłów f i z y c z n y c h , że zatem w rażliw ość na bodźce zw ysłow e m oże się ogniskow ać także poza fizycznem i g ranicam i organizm u w jakim ś punkcie m niej lub więcej od niego odległym .

Z ty c h stw ierd zeń w y n ik a wniosek b ard zo d oniosły: S koro świadom ość człow ieka może odbierać w rażenia fizyczne także poza granicam i sw ych zm y­

słów fizjologicznych, to św iadom ość ta je st n i e z a l e ż n a od ciała, nie- zw iązan a z niem nierozerw alnie, a zatem je st czem ś praw dopodobnie nie- m aterjalnem . W e w y p ad k ach w yżej przy to czo n y ch świadom ość w y łan iała się poza obręb ciała m i m o w o l i człow ieka; jednakże Ochorowicz, de R ochas, B araduc, D urville i inni uzyskiw ali także e k s p e r y m e n t a l n i e eksterjo- ry z a cję zm ysłów p o za obręb organizm u sw ych m edjów. P rzetłu m aczy w szy to n a mowę potoczną pow iem y, że bynajm niej n i e c i a ł o n asze fizyczne sły szy lub w i d z i , lecz n a sz a świadom ość, k tó rą w praw dzie m ożem y umieścić w oku lub w uchu, ale rów nie dobrze m ożem y ją um ieścić w pow ietrzu nad okiem c zy uchem i stam tąd ta k sam o w y raźn ie w idzieć lub słyszeć.

W przy to czo n y ch w yżej p rzy k ład ach w idzenie to niezaw sze je st szczegó­

łowe i w szech stro n n e; we w iększości w ypadków jednak — mimo krótkiego zazw y czaj czasu — b yw a ta k dokładne, że obejm uje nietylko w łasne ciało, ale i osoby p rz y niem obecne, a n aw et p rzedm ioty otaczające i drobne ich szcze­

góły. T ak np. we w yp ad k u 2. uśpiony widzi obok sw ego ciała b ra ta i lekarza i w e w yp ad k u 6. widzi le k a rz a z instrum entem w ręku, w 7. den ty stę i a sy ­

12

(19)

sten ta, podobnież p o rtie ra hotelu, zarządczynię, inne osoby i lekarza, w 8. dwie sio stry , z któ ry ch jedna n i e b y ł a o b e c n a w chwili zasy p ia n ia ; we w y ­ padku 9. zem dlony w idział naw et, co się dzieje w hollu sąsiednim i słyszał, co mówi m atka, w 10. rozdw ojona w idziała strażn ik a, zbliżającego się, bada­

jąceg o jej sta n i odchodzącego, w 11. m alarz w idział cały pokój, przedm ioty obok łóżka, książkę, k tó ra sp ad ła już po jeg o rozdw ojeniu, a n aw et d o strzeg ł szczegół ta k drobny, ja k ziarnko m aku na zębie. Spostrzeżenia te nie polegały oczyw iście na halucynacjach, gd y ż d ały się stw ierdzić po obudzeniu, jak o zgodne z praw dą.

D alszą cechą c h arak tery sty c z n ą je st uczucie mniej lub więcej w y raźn ej eu fo rji: we w yp ad k u 1. sły sz ą cy „czuł się całkiem dobrze“, w 2. m iał uczucie niezw ykłego szczęścia, zdrow ia, siły i młodości, w 4. było uczucie „absolutnej w olności“, w 8. uśpiona czuła się „p rzekształconą w ducha“, w 9. zem dlony czuje „ekspanzję, pełnię, w szechogarnianie, najw y ższą lekkość“, w 10. „nogi i ręce tra c ą c iężar“, uśpiona czuje się „w pow ietrzu, b ard zo szczęśliw a i obda­

rzona w zrokiem w ew n ątrzn y m “. Może nie brakłoby i w innych w ypadkach takich m iłych uczuć, gd y b y ich nie p araliżow ała m yśl, że to je st śm ierć, lub znów obaw a, że do ciała pow rót będzie trudny.

Źródłem owej euforji je st oczyw iście fak t pozbycia się na chwilę ciężaru ciała m aterjaln eg o z jego dolegliw ościam i; stą d też bezw ątpienia pochodzi n i e c h ę ć d o p o w r a c a n i a do ciała, o b jaw iająca się w niektórych w y ­ padkach. T a k np. w p rzy k ład zie 4. p o trzeb a „pew nego wysiłku, a b y przedłużyć o kres w olności“, w 8. „nie m a żadnej ochoty w racać do ciała“, w 12. uśpiony

„prędko położył się napow rót, czekając, aż w szy stk o dojdzie do po rząd k u “.

Mimo owej niechęci czuje jednak większość rozdw ojonych, że do ciała w reszcie w rócić m u s z ą . W e w ypadku 4. czuje rozdw ojona, że w niej „zachodzi coś, co ją zm usza w ra c ać “, w 5. mówi, że „pociągnięto za w stęg ę“ (praw dopodobnie

„pępow ina a stra ln a “ ) i zeszła w dół; w 7. „próbow ał bezskutecznie w ejść w ciało“, w 8. „czuła się w brew woli zm uszoną do pow rotu“, a w 19. zem dlony próbow ał — z zew n ątrz — podnieść sw e ciało i ułożyć napow rót na kanapie.

W e w ypadku 10. „próbow ała w ejść w ciało a zaraz e m bała się, że teg o nie p o tra fi“ ; zbliżyła się do ciała, a „ono ją w essało, jak gąbka w sy sa w odę.“

T e w szystkie cechy c h arak tery sty c z n e św iadczą w ym ow nie, że w opisa­

nych w y padkach następow ało czasow e w y ł a n i a n i e ś w i a d o m o ś c i poza obręb organizm u fizycznego. C zy jednak tak ie w yłanianie je st objaw em

„rozdw ojenia“? Za rozdw ojeniem przem aw iałoby tylko określenie m edjum we w ypadku 5.: „sam a stałam , a w idziałam siebie sied zącą; czy ja jestem d w ie?“

Otóż słow a „sam a stałam “ nie oznacza jeszcze, że w idziała siebie stojącą, stw ierd za tylko, że tę siedzącą w idziała z zew nątrz, z tej w ysokości, z jakiej człow iek sto ją cy p a trz y na kogoś siedzącego.

Inne p rz y k ła d y z aw ierają w zm ianki, że uśpiony p a trz y ł na sw e ciało, jak na coś o b c e g o , co w cale nie było „nim “ w łaściw ym . Tern w łaściw em „ ja “ było to, któ re z zew n ątrz p a trz y ło na ciało; nie były to zatem w ypadki „ro z­

dw ojenia“, lecz w ypadki w yłonienia świadom ości poza obręb organizm u fizycz­

nego. W rozdw ojeniu pow innyby istnieć d w a n a r a z ciała, jak to miało m iejsce np. w głośnym w y padku Em ilji S agee, k tó rą uczennice w idyw ały rów nocześnie w sali szkolnej i w ogrodzie, p rzy czem nieraz jedna p o stać była z a ję ta czem ś innem niż druga.

13

Cytaty

Powiązane dokumenty

trzeby dydaktyczne, lecz nie jest nauką pogłębioną, ani skończoną. Zupełnie szczerze w yznaję, że opierając się na dzisiejszych pojęciach o asocjacji, nie

Dzięki w łaśnie symbolom, przedstaw ionym na ty ch tablicach, udało się ustalić jeg o p rzynależność do różokrzyżow ców.. Nie od rzeczy więc będzie

twórca, który potrafi wzbić się w pow ietrze na zaw rotną wysokość, lub pogrążyć się w głębinach oceanu, nie jest w stanie przejrzeć otchłani swej

Święto żniw ne to niem al obrzęd religijny. Chroń siew y nasze od nieszczęścia, opiekuj się plonem. W szystkie te posądzenia są oszczerstwem. Polska Piastow a —

Życie ty ch ludzi je st naogół szczęśliw e, choć niezaw sze wolne od pew nych nieporozum ień fam ilijnych lub procesów spadkow

Środki ane- stety czn e, stosow ane p rzez m edycynę oficjalną, nie rozw iązują w cale tego zagadnienia.. Znak ten daje energię, śm iałość i

Jeszcze Newton, ja k dow odzą jego pośm iertne papiery, poświęcił w iele sw ego cennego czasu bezpłodnym poszukiw aniom alchem

Sam o więc pojaw ienie się i trw anie pew nych p rzekonań je st dow odem rzeczyw istego istnienia jakiegoś ideału... T ego rodzaju złudzenia są bard zo