• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 3, T. 5, nr 30 (1826)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 3, T. 5, nr 30 (1826)"

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

§

R 0 Ż R Y W K I

DLA

D Z I £ C I.

§ g

Jak. słodkie zatrudnienie, giętki um ysł w spierać,.

W zbudzać żywą' do czy n ó w szlachetnych ochotę,'.

I gruutowko w um yśle lireskażónyni cnoję. i TELINSKI.

TOM V. N EH 3o.

Z a pozwoleniem Cenzury Rządowey.

wwarśzawje

W D R U K A R N I ŁĄTK1KWI02-A PRZY TJEJOY SBN&rORSKIEY 4^7"

(2)

Prenumeratorów sw o ich , iż w tem Pułroczu

iedn^ tylko m ieli ryciny: w przyszłem za to

trzy um ieszczone zostang.

(3)

aaaaaaaaa A aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

ROZRYWKI D B A DZIECI.

N er XXX. i. C zerwca 1826.

I.

W SPOM NIENIA NARODOW E.

P rzygoda M a c ie ja S tryjko w skieg o . (*)

D ziedzice Osostowa Stryikowscy, iuź od dawna, od lat kilkunastu, prośbami swemi Niebo mę­

czyli; w cudownych mieyscach Korony z Litwą, jaśniały ich darami Ołtarze; przy kaźdey niemal rozstayney drodze, stał krzyży piękny ich ręką stawiany; bo pełne były ich brogi zboża, peł­

ne tłustego bydła obory, lecz próżne były szczę­

t u Maciey Stryjkowski, herbu Leliw a, urodził się w Oso- stówie, w Łęczyckiem, 1547 roku, czas śmierci iego nie wiadomy. Wydał wiele Dzieł historycznych w łacińskim i w polskim ięzyku, prozą i wierszem, iako to: Kronika Polska, Litew ska, Kronika Sarmacyi Europeyskiey, o wol­

ności Polskiey, i wiele innych. Wiadomość o szczególney przygodzie tu opisaney, którey doznał nie maiąc ieszcze lat pięciu, umieści^ sam na czele Kroniki pierwszey.

(Obacz o Stryikowskim, dzieła Bentkowskiego i Juszyń- skiego).

Tom r . N er XXX.

2 2

(4)

286

ścia ich serca, próżne nadziei ich życie; nie m ieli dotąd dziecięcia, nie mieli dotąd niko­

g o , ktoby z niemi dostatków używ ał, ktoby im zam knął powieki. Ale nareszcie Bóg ich w ysłuchał urodziło im się dziecie, Syn czerstw y, m iły, na­

dobny. Ledwie odrosł cokolw iek od zielni, o własney puściłsięm ocy, głoskiem, przem ów ił dzie­

cinnym , iuź w esołością, rozum em , Rodziców cieszył, dziw ił czeladkę. Sw ie'źyiak wiosna, iak iskra żyw y, obraz swobody i zdrow ia, calem b ył szczęściem Rodziców, całą ich życia przyszłością.

W łaśnie ro k piąty b y ł zaczął; właśnie w Sier­

pniowym w ieczorze, przed modrzewim siedząc dworem, lu b ą i słodką oS y n ieb y ła, Oyca i M atki rozm ow a. W ciągu dnia, dał był dowody nad- zwyczaynego dow cipu; potem na czterokątnym po d w ó rcu , zręczne -wyprawiał skoki i pląsy; te­

raz iak Hetm an pobiegł do sadu, na czele dzie­

ci czeladki; tam , ich do boiu zw ykle szykował, tam z niemi igrał wesoło; Rodzice o swych na- dzieiach mówili. — W tym odgłos przeraźliwe­

go k rzyku, obiią się o ich u s z y ; był tam szćze-

gótniey krzyk ‘ieden, co M atki serce wskroś

przeszył; pow staie, drżąc cała, bieży.. Oyciśc

zawsze od niey silnieyszy, dziś iey wyścignąc nie

m oże... Jedynak bawił się w sadzie, tam iest głę-

(5)

boka sadzawka... tam dążą, ku mieyscu ternu, zbłąkane zwracają oczy; widzą rozbiegłą dziatek gromadę iakby przed wilkiem owieczek trzoda;

iedno za drzewami stawa, drugie w wysoką trawę się kryie, trzecie co zdążyć może ucieka, a wszystkie płaczą i krzyczą: „Panicz utonął, utonął!” Już prawie bez tchu Rodzice, dwoią swóy krok ociężały, staią nareszcie nad brzegiem wody, z razu nic na powierzchni nie widzą, lecz wkrótce iuź bez oporu, ciało ich Syna wypływa.

Zanurza się Oyciec w wodę, nieszczęsney Matce sthc przykazuje, wyciąga dziecię, na brzeg go kładzie. Porywa Matka mokre dzieciątko, woła na niego, nie słyszy, tuli do łona, nie czuie; bie- rze go Oyciec — toż samo! niosą go pędem do domu, a krew w ich żyłach zimnieysza, od zi- inney wody co na nich spieka Zbiega się wierna czeładka, przybywa Pleban z Lekarzem, przy­

chodzą zewsząd stare niewiasty, każdy cos rai, wskazuie, każdego Oyciec i Matka słucha; co tylko radzą, robią, probuią, a dziecię zawsze iakby nieżywe, Sine, odęte i zimne, leży zmar­

twiałe ciałko chłopczyny, każdy go sobie podaie, każdy go cuci, trząsa, naciera; a dziecie zawsze nieżywe. Rodzice rwą włosy i łamią ręce, gło­

wami o ściany tłuką, dawnieysze wznawiaią śłu-

22*

(6)

288

by, Świętych w zyw aią pomocy; lecz Niebo głu- chem się zdaie, i dziecie leży nie żywe. „ Pro-

„żne te nasze m ozoły, odbiegłey duszy iuź nic

„nie z w ró c i!” tak m ówią cicho Pleban i L ekarz, tak cicho mówi czeladka.— Słońce zachodzi, noc cała m iia, dzień cały drugi spływ a okropny; iuż w sercu Oyca nadzieia kona, iuź mdleie w duszy zbolałey M atki. W idząc spełnione srogie nieszczę­

ście, troskliw y Pleban z L ekarzem , Rodziców ciągną do drngiey izby, cichaczem trum nę przy­

noszą. Płacząc sędziwa piastunka, obleka dzie­

cię w białą koszulkę, zeschłe włoski gładko cze­

sz e, rów nianką z kw iatów go s tro i, kładzie w ostatnią ludzi łożnicę. „Tak cię ia kładłam wko-

„ łyskę, mówi do niego zalana łzam i, tak ty mnie

„ w trum nę położyć m iałeś! ” W tey chw ili w pa da strwożona M atka: „O krutna! cóż czynisz'

„boleśnie w o ła; alboź to dziecie u m a r ło ? ” —

„Um arło dziecię. Pleban pow tarza, umarła two

„ia pociecha. Ten co ią zesłał, przyzw ał do Sie

„ b ie , Ten co pożyczył, odebrać może. Poddaj

„się w oli P ana, Niewiasto! szanuy z pokorą wy .„roki Je g o !” — Klęka N iew iasta, obok niey Oy ciec; oboie ręce do Nieba w znoszą; usta ich ra zem m ów ią te słow a: „Panie możesz— oddal ter

„kielich — iednakze, nie dziatek w o la— Twoia

(7)

„Oycze, niech się stanie!” Tak rzekli, wzmocnie­

ni wstaią, i mówią głośno: „Weźcie iuź dziecię!

Ciśnie się tłumem czeladka, do dwóch kościo­

łów Pleban znać daie, sam się w żałobne szaty odziewa; biorą trumienkę domowi, niosą na bar­

kach odkrytą; wyLladła Matka zwłok się doty­

ka; drżąc cały, Oyciec żonę podpiera. Idzie przez miasto orszak w milczeniu, wybiegli z domów mieszkance, co krok to grono zwiększaią; każdy w cichości dziedzica płacze, a więcey ieszcze ie- go Rodziców. - Nagle, w obudwóch kościołach, huczny głos dzwonów, powietrze dzieli, a Matka czuie zimnych zwłok drgnienie; krzyknęła, sta­

łą; Lekarz przybiega, kładą na ziemi trumien­

kę i znowu lekkie czuć drgnienie. Porywa Matka Z trumienki dziecię, osłania go suknią, rękoma, chce z niem uciekać daleko wstrzymuie Lekarz iey obłąkanie, pomału iść przykazuie, strwożo- pey rzeszy krzyczeć zabrania, do swego domu Matkę wprowadza; tam w ciepłe łoże dzieciątko kładzie; tam go sam ieden cuci, ratuie, tam słowa nadziei głosi, milczenie, cichość zaleca/

Matka i Oyciec dech swóy wstrzymuią, Po krót- kiey nie do opisu chwili, serce dzieciny mócniey uderza, po całem ciałku duch się rozbiega, dzie­

cię do życia powraca, Niknie zwolna siność z

(8)

— 3<»o —

twarzy, krew przebiiac się zaczyna, odmyka dzie­

cię oczka zawarte, i ku Rodzicom ie zwracaj blade usteczka na pól otwiera, chciało przemó­

w ić, uwięzły słowa, lecz się uśmiechnąć zdo­

łało. „O Boże! wszechmocny Boże!” wyrzeka cicho przejęta M atka, i łzy uniosły ciężar iey szczęścia...

Zaledwie trzy dni minęło, iuź na podwór­

cu biegał iedynak, iuź był na nowo szczęściem Rodziców, iuź nie tylko domowi, czeladka, wszy­

scy się nad nim dziwili. W pierwsze zaś po tym dniu Święto, Pleban licznemu ludowi, te z xię- gi Bozkiey przeczytał słowa:

„ Onego czasu, przybliżał się Pan, ku bramie

„miasta N aim , a oto wynoszono umarłego zmia-.

„sta, iedynaka swey Matki, i rzesza wielka, szła

„za nim. Ujrzawszy* oną Matkę, Pan ulitował

„się nad nią, i rzekł iey: „Nie płacz!” Przystą-

„p ił, dotknął się mar, i ci co nieśli stanęli. A On

„rzekł: „Młodzieńcze! tobie mówię, wstań!” I

„usiadł On Młodzieniec, który był umarły, i po-

„czął mówićj a Pan dał go Matce iego. Zdiął

„wszystkich strach wielki, i wielbili Boga mó-

„wiąc: Bóg nawiedził lud swóy!” I rozeszła się

„powieść po wszystkiey okoliczney krainie."

(9)

li.

P O W I E Ś C I .

M

a t k a

i S

t u

.

List pierwszy.

Jnż więc daleko od starania i dozoru mego, puszczonyś został tak młodo, kochany- Wacła­

w ie, między ludzi zupełnie tobie nieznanych.

Ale wymagały tego okoliczności. Tćn, na któ­

rym cały los życia M atki, cała iey przyszłość spoczywa, ten musi konieezjiie umieć i znać wie­

le, ażeby potrąfił zadosyć uczynić sw.emn prze­

znaczeniu. Gdzież lepiey iak w Stolicy, możesz się wydoskonalić w tych naukach, do których od-dzieciństwa tyle okazujesz ochoty i zdfettfo-

«ci. Tro*śkKwy Rząd zgromadził w Warszawie,

■wszystkie "sposoby ćwiczenia i oświecania Mło- , ' ' » < z/*'.1 M ' • *

dzieży, dobroczynność iego, iarąwny do skarbcu Nauk ubogim iak bogatym przystęp daie. Ach!

niech Osoby, które do tak wielkiego dobrodzięy- stwa się przyczyniły, i nad utrzymaniem go szcze­

rze i gorliwie pracuią, niech pewne będą błogo-

(10)

302

sławieństwa Nieba; modlitwy wdzięcznych Qy- cówiM atek ściągać ie zwykły.,. Cóżby naprzy- kład było za nieszczęście moie, gdyby śmiercią Męża pozbawiona sposobu do życia, utrzymuią- ca się iedynie pracą rąk własnych , gdybym mó­

wię, takowey łatwości nie miała dać ci dobrey edukacyi; iużby żadnych dla mnie nie było w tem życiu widoków, boś ty iest wszystkich ie- dynym celem. Obdarzony wielką zdatnością, bo­

gaty w chęć dobrą, pobożny, szlachetnie myśląc cy, pracowity, wiem, że przy takiey zręczno­

ści nabycia nauk, ozdobisz się niemi; za tą po­

mocą doydziesz kiedyś do uczciwego, do zaszczy­

tnego kawałka chleba, i podzielisz się nim z Mat­

ką. Takiemi od śmierci. Oyc4 twego pocieszałeś mnie obietnicami, miłe są dla mnie, i wierzę im zupełnie. Już minęły te czasy, kiedy wyłącznie ludzie urodzeniem i maiątkiem znakomici, ro­

zbierali godności, zaszczyty, urzędy; aziś uzną- no, że cnota, światło, dobre wychowanie, na równym stopniu dwóch ludzi postawić mogą, choćby ieden z nich w chacie, drugi w pałacu się rodził; nie wgtpię więc, że i Syn móy do­

służy się kiedyś uczciwey a może i znakomitey

posady i odda mi stokrotnie owe zachody, ową

często i w nocy pracę, która miła dla mnie, iego

(11)

zawsze korciła i korci* ,0! wierzay m i, kocha*

ny Wacławie, ieśli tylko ciągle cnotliwym i pil­

nym będziesz, wypłacisz mi się sowicie z dłu­

gu wdzięczności, który tak serce twoie napeł­

nia, który nawet, iak mówisz, cięźałby ci nie co, gdybyś nie miał pewności uiszczenia się z niego. Za trochę trudów i pracy, nabędę szczę­

ścia i chluby, Oyczyznie przysposobię użyteczne­

go Obywatela, sobie byt błogi zapewnię,* któż kiedy lepsze kupno zrobił?— Ale iakiż mimo­

wolny strach serce moie ogarnia?... Pókiś wraz ze mną w naszem mieszkał miasteczku, póki za każdym powrotem ze szkoły, mówić, rozmawiać z tobą mogłam, i przemawiać do tego serca, które często w klassach nie wiele żywiołu dla siebie spotyka, poty byłam zupełnie spokoyna;

zdawało mi się, żeś iuż doyrzały, że cię nic zmienić, zepsuć nie potrafi. Teraz wszystko nie­

bezpieczeństwem mi się wydaie. Na stancyi z, czterema innemi studentami, prawie bez dozo­

ru , w tak wielkiem mieście, z tak małym fun­

duszem, drżę cała... Przypominaią mi się owe chwile, kiedyś sam chodzić zaczynał, kiedym truchlała, żebyś nie upadł; lecz iakże ówcza­

sowe obawy drobne były w porównaniu do tey

którey dziś doznaię... iakieź to nierównie wię?

(12)

lesze niebezpieczeństwa dziś tobie gro żą!... Po­

krzepiam się iednak nadzieją, że z temi zasa­

dami prawdziwey pobożności, którą serce two.

ie od dzieciństwa wzmacniałam, z temi prawi, dłami honoru, który prawego Polaka iest cechą, z tym chlubnym celem , iakiś sam życiu twoie- mu naznaczył; nie zbłądzisz, i doydziesz do po- żądaney mety, chociażbyś przeszkody na dro­

dze spotykał. ,

List drugi.

Jakże mnie uszczęśliwił list twóy, kochany, drogi Wacławie, oswobodził on serce moie ze wszelkiey boiaźni, zastąpiła ią słodka, zupełna ufność. Ucieszyło mnie nawet obruszenie się two­

je , na myśl sam ą, że ia mogłam na chwilę nie bydź pewną ciebie, zachoway na zawsze ten gniew szlachetny; dowodem on iest wstrętu do złego, a kto go czuie, znać, że tchnie miłością cno­

ty. Jakźeś mnie rozrzewnił tkliwemi wyrazy, które iakby niechcący z pióra twego się wym­

knęły! „N a żadnego z towarzyszów moich nie

„chciałbym bydz mieyscu, lubo prawie wszyscy

„ bogatsi odemnie, bo żaden takiey Matki nie

„m a ," Toż samo i ia ci powiem o sobie. Sie-

(13)

dzę teraz w moiey iedyney izdebce, przy cień- kiey łoiowey świeczce; chociaż dwunasta, do*

pi ero co robotę złożyłam, a przecież nie mie- niałabym się z żadną Xiężną, bo żadna takiego syna niema, a przynaymniey żadna w dziecię­

ciu swoiem tyle nadziei pokładać nie może....

Wyborny rozkład twoich godzin; iak dobrze, iż każdą naukę odebraną w klassach rozważasz potem w domu, i że prócz zadań, czytasz ie- szcze i piszesz. Mówisz, gdyby nie praca do­

mowa, małobym czynił postępów.” Snadno te­

mu uwierzę; w Szkołach stawiaią przed młode- mi naukę, iak potrawę na stole; może odeyść próżnym, kto ią sobie nie przysunie, kto iey nie weźmie tyle ile dla niego przystoi; kto sam nie pomyśli o sobi&$ bo małe tylko dzieci kar­

mić rzecz przyzwoita. Dzień twóy tak cały za­

jęty pracą, iż niemasz nawet na nic złego chwi­

li wolney; to naylepsza cnoty tarcza; trapisz się tylko, że o mnie myśleć mało masz czasu.

Ten kłopot zbyteczny; bo skoro syn powinno­

ściom swoim zupełnie iest oddany, i gorliwie ich dopełnia, dowodzi tern samem, że pamięta o Matce, że ona iest myśli iego przytomną. Ro­

dzice we wszystkiem, wizerunkiem są Boga, a

czyż wypełnienie obowiązków naszych, nie iest

(14)

naylepszą, nayskutecznieyszą modlitwą? I tak należy mi się zapewne, abyś czasem wspomniał o m nie, abyś pisywał iak można nayczęściey, tak iak należy się Bogn, codzień rano i wieczór do Niego przemówić, oddawać Mu częsty hołd w Jego dom u, a zresztą chwalić Go i wyznawać cnotliwą pracą. Czyż nie powiedział Apostoł:

„Czy iście, c zy piiecie, c zy co innego czynicie,

„ wszystko to możecie ku chwale obracać Boźey."~—

Przedziwny tw óy opis owego m ilionowego ie- dynaka, który w równym z tobą w ieku, i w iedneyże klassie będący, choć ma i Guwernera i Korepetytora, mniey daleko umie od ciebie, niżey siada, bo nigdy uwagi nie przyłoży. Pa­

trząc na niego, raduiesz się , żeś nie bogatym;

o! zapewne; maiątek bywa»bardzo często nay- większem dla młodego nieszczęściem. N ie ieden Panicz myśli sobie w duszy: (chociażby się do tego przyznać wstydził) „niech się mozolą i dun

„kwią nad Nauką, te biedaki co z pracy ocze-

„kuią imienia i chleba, ia będę bogaty noszę imię

» piękne, czegóż się mam męczyć ? ” I zostaie w cie­

mnocie. Jakby do utrzymania wielkiego maiątku i sławnego imienia nie trzeba było często więcey światła, niśli do ich utworzenia? iakby dziś lu­

dzi nie z istotney ale z pozorney ceniono war-

(15)

tości ? Bardzo źle, źe trafiaią się w klassach ta­

cy, którzy nie z przyiazni ale z interessu za po­

dobnych Paniczów zadania ich wypełniaią; u- cieszyło mnie to , lecz nie zdziwiło bynaymniey, żeś temu Hrabiątkowi swoięy usługi odmówił, zręczną nawet do niey przyłączywszy naukę:

wyrządziłeś mu tem prawdziwą przysługę, W swoim z cienkiego sukna mundurze, i płaszczu z sobolim kołnierzem, z zegarkiem Paryzkim w kieszeni, zapewne się ani spodziewa, źe ubogi student w farbowanym surduciku użala się nad nim , i nie chciałby za wszystkie skarby bydź na iego mieyscu. Wszystkie Pana Augusta wady, przypisuiesz temu, źe w kolebce będąc Matkę utracił, a Oyciec kłopotami wielkiego maiątku zaięty, niema czasu doglądać syna. Upatruiesz w nim iednak wiele przymiotów, grunt pobo­

żności, dobre i wspaniałe serce, rozum otwar­

ty. Dziwi cię, że przy tem żadney dla Profes- sorów niema wdzięczności; kochany Synu! za­

pewne go nikt względem tey powinności nie o- świecił. Panicze wzrastaią zwykle w tem prze­

konaniu, że kto płatny, temu iuż wdzięczność

się nie należy. O iakźe się mylą! bardzo mało

rzeczy złotem wynagrodzić można! a wreszcie

to nie oni, ani ich Rodzice tych Nauczycieli

(16)

508

płacą; niczem więc od wdzięczności i względów nie są uwolnieni. Kochany Wacławie! odróżniay się ciągle innem postępowaniem; uważay Nau­

czycieli twoich iaho zastępców twey Matki, dla każdego miey Synowską miłość; tych zwłaszcza którzy niezmęczeni, gorliwi, którzyby radzi u- mieigtność swoię wlać w uczniów, (iak mi pi- szesz o kilku) tych nie tylko Synowie, ale ich Rodzice czule kochać powinni, tych Bóg ieden te starania, w ich własnych dzieciach płacąc, wynagrodzić może...—O zdrowie moie nie troszcz się bynaymniey — wyborne; pieniężne sprawy muszą także iść dobrze, kiedy prócz zwyczay- ney pensyiki, mogę ci ieszcze na ten miesiąo cztery złote na papier przesłać.

List trzeci.

Z iakąź teraz niecierpliwością oczekuię no­

wego Miesiąca, pierwsze dni każdego przyno­

szą mi zawsze długi list od ciebie, a każdy ta- ką mi sprawia pociechę. Przyiemności częstsze­

go odbierania listów od dzieci, trochę zazdro­

szczę bogatszym Rodzicom, ale może w czterech odezwach synów swoich tyle nie maią powo­

dów do radości, ile ia w tey iedney. Twoie

(17)

postępowanie coraz mnie więcey uszczęśliwia.

Jakże pochlebne te Nauczycieli świadectwa: Na­

uka Religii — dostateczna; Obyczaie — celuiące\

Postępy w Naukach— bardzo znacznej te mi­

łe wyrazy brżmią w uszach moich iak naymil- sza harmonia; kładąc się, mam ie w myśli, bu­

dząc się, stoią mi na pamięci. O ! czemuż, ko­

chane dziecię, pociecho, nadzieio, chwało moia, czemuż cię w tey chwili przycisnąć do serca mego nie mogę? czemu widzieć nie możesz, iak tobą twa Matka szczęśliwa? Wiesz, że dzię­

ki tobie, nawet lepszą iestem, bom poboźniey*

sza; dawniey, bywały chwile, kiedy nie śmie- iąc szemrać, nie wielbiłam iednak iak przysta­

ło Opatrzności; myśląc o przyszłości twoiey, opędzaiąc z mozołem skromne nasze potrzeby, niegdyś w lepszym bycie, myślałam sobie: dla czegóż to mnie iedney Bóg dał tak mało? dziś, zdaie mi się że mi dał wszystko, daiąc takiego Syna; dziś, iuź niczego nie żądam, tylko cią- głey z ciebie pociechy... Fiszesz mi, źewSzko- łach zepsuć by się można łatwo, że są tysiącz­

ne do tego sposobności, bardzo złe przykłady;

że wielu z młodzieży uczącey się, nie dosyć że sami źli i niepoboźni, wyśmiewaią tych, któ­

rzy takiemi nie są. 1 ten opis, kończysz temi

(18)

3io

słowy: „Ja z takiemi się nie spieram, ani się

„też ich postępowaniem gorszę, lecz ich żału-

„ię serdeczniej a nie zwaźaiąc bynaymniey na

„wszelkie sarkania i śmiechy, swoie robię; iuż

„też codzień mniey ich wzbudzam.” Jakżeby mnie takie słowa uszczęśliwić nie m iały.. Zba­

wiennie także robisz, synu móy, że nie wy­

mieniasz nazwisk tych, którzy źle czynią; za- choway ten zwyczay na zawsze; miey złe wo- brzydzeniu, chroń się błędów i powstaway na nie, ale o błądzących milcz zawsze.— Wiesz, że Fan August mocno ,mnie zaymować zaczyna, zamiast się urazić otwartością twoią, polubił cię, i wyźey od innych towarzyszów cię ceni;

iak mówisz, gdyby nie grube sukno twego mun­

duru, byłby ci może i przyiacielem.— Pominą­

wszy to dzieciństwo, szacunek iego maluie szla­

chetne skromności; kogo nagana od niższego nie rozgniewa, ten musi mieć zaród dobrego;

ile możności twoiey, zbliźay się ku niemu, za- chęcay go, napominay delikatnie, prowadź. O!

iak by mi było miło, gdyby ubogi syn móy bo­

gatemu Paniczowi mógł tak wielką, tak znako­

mitą uczynić przysługę; bo moźeż bydz' więk­

sza iak młodego na dobrą naprowadzić drogę?

Matka iego, która zapewne z Niebios na to ie-

dynę

(19)

dynę dziecie troskliwie spogląda, iakieźby ci wyiednała u Boga błogosławieństwo... O drogi móy Wacławie! rozważ, iakim to nieocenionym skarbem iest Cnota; tak młodym będąc i *ni<j nie maiąc, możesz dobrze czynie, wielkie świad­

czyć przysługi; bo ten, który bliźniemu dobry przykład daie, lepiey czyni iakby złoto sypał;

a podobny rodzay dobroczynności w nayuboź- szego iest mocy.

List czwarty.

Jak wszystkich rad moich słuchasz tak i o.

statniey usłuchałeś; iak ze wsżystkiemi tak i z tą ci dobrze, kochany móy Wacławie!.. Mło­

dy August, iuź ci przyiaźń okazywać zaczyna, a co więcey zachęcony twoim przykładem, wspar­

ty radami, bierze się do nauki i znaczne w niey czyni postępy. Za niego robić zadania podło­

ścią zwałeś,’ pomagać mu gdy on sam nad nie­

mi pracuie, masz za szlachetną przysługę. Za­

prasza cię do siebie, bywasz u niego prawie co- dzień, Guwerner łaskawem okiem na ciebie pa­

trzy, i iak widzę nie tracisz na tym związku bynaymniey, bo ci dobrych Xiąźek udzielaią, bo w ciągłey będąc na siebie baczności, nabie-

Tom V. N er X X X. 23

(20)

3ia

rasz ułożenia przyzwoitego, owey ozdoby mło­

dzieńca, którey rubaszność szkolna często sa- mych Paniczów pozbawia. Zazdroszczą ci szczę­

ścia tego towarzysze twoi, o! synu móy, niech powodzenie nie odbiera ci drogiego skarbu mi­

łości powszecliaey, niech ci nieprzyiaciół nie czyni, nie okupuy go tak drogo!.. Bądź teraz ieśli można ieszcze uprzeymieyszym iak dotąd dla towarzyszów twoich, niech nie czuią przy­

krego wyższości twoiey ciężaru, bo inaczey cię- źałby i tobie... Mówisz, że do zbawienney i za- dziwiaiącey Augusta odmiany, naywięcey się przyczyniły listy moie, których mu czytałeś wyiątki; widząc mnie tak szczęśliwą dobrem postępowaniem twoiem, zapragnął stać się Oy- cu podobney pociechy przyczyną. Będzie nią niezawodnie — pewna iestem, że za powrotem swoim do Warszawy, uyrzawszy w Synie, po­

myślną odmianę, dozna tey radości, którą w mo- cy tylko cnotliwego Syna rozweselić serce Oy- ca... Nie piszę dziś długo do ciebie, oczy mnie trochę bolą... nie troszcz się iednak, przy pomo­

cy Boga ten ból szczęśliwie przeminie, a z re­

sztą zupełniem zdrowa.

(21)

List piąty, i ostatni.

O Boże! wielki Boże! iak nie wielbić do- broci Tw oiey!... Nie zatrwóż sig, Synu móy, że do napisania tego listu obcey uprosiłam rę­

ki, to ieszcze te oczy tego przyczyną; iuż są lepiey, ale ieszcze zawiązane. Było iednak bar­

dzo z’le koło mnie, a raczey koło wzroku me­

go; teraz wyznać to mogę, bo iuż mi tylko o- czy dla przyiemnos'ci potrzebne, bo mi Bóg do- bry kilka chwil trwogi niespodzianem, niepo- iętem. szczęściem nagrodził. Właśnie we dwa dni po napisaniu ostatniego mego listu , kiedy oczy moie w naygorszym były stanie, kiedy Le­

karz bardzo powątpiewał, a ia tylko prosiłam Boga, żeby mi pozwolił nie myśleć o tem, co to z tego będzie? oddaią mi list z poczty; prze­

lękniona, boś nie dawno pisałby! do mnie, za­

wołałam: „Pewno i Wacław chory, i znać mi

„ daią.” Okropność tey myśli, wnet zmieniło w nayźywszą radość, wysłuchanie tego listu, który mi poczciwy Lekarz przeczytał, i który ci tu przyłączam w kopii:

„Lubo niemam wcale szczęścia bydz' znanym ,,WćPani, daruiesz zapewne że się do Niey tak

„w prost udaię. Przed sześcioma miesięcami

23*

(22)

— 314- —*

„Wyjechałem był z Warszawy, syna iedynaka,

„całą nadzieię i podporę znakomitego rodu, przy-

„szłego dziedzica kilku milionów maiątku, w

„Szkołach zostawiwszy. Po długich namysłach,

„do Szkół posyłać go zacząłem, w tey nadziei, nie zdolności iego'umysłowe uśpione w domu,

„chęć wyścigu obudzi, a równość szkolna przy-

„trże nieco owey zbyteczney może wyższości

„tak naturalney dzieciom Możnych, a z duchem

„ dzisieyszym iuż nie zgodney. Długo iednak

„nie otrzymywałem pożądanego skutku moiey

„ofiary, syn móy znaydował i w Klassacli nie

„proszoną protekcyą i pochlebców. Odbierałem

„co poczta równie nie pocieszaiące wiadomości

„od iego Guwernera, równie zaniedbane i czcze

„listy od Syna; ucieszyłem się mocno, kiedy na-

„gle wszystko się odmieniać zaczęło, i iakby

„nowy duch w mego Augusta wstąpił. ChcąG

„tey szczęśliwey przemiany naocznym bydź

„śwuadkiem, pośpieszam do Warszawy, przyie-

„źdzam i zastaię więcey ieszcze niżem wyobra- ,<źał sobie. .Syń móy wita mnie z nigdy dotąd

„nie okazywaną radością, tkliwemi otacza mnie

„względami, mówi, że szczęście, moie chce spra-

„wić; widzę \v nim uprzeytną dla Nauczycieli

„wdzięczność, zapał do pracy niezmierny, wi-

(23)

„dzę go zdrowszym, weselszym. Zdziwiony,

„pytam się skwapliwie iaki cud tę zmianę spra-

„w ił? August prosi mnie o cierpliwość i obie-

„cuie sprawcę tego cudu pokazać; ia go naglę,

„on mi przyprowadza Syna WćPani.” Oto móy

„prawdziwy przyjaciel, móy dóbroczynCa!” wo-

„ła ściskając go czule, i mnie prosi bym go u*

„ściskał. Opowiada mi potem, iak uderzony

„słusznością iedney nagany tego młodzieńca,

„z pierwszego razu nieco nią obrażony, po

„chwili zastanowienia przeięty szacunkiem ku

„niemu został; iak w krotce zapałem iego do

■„nauk i pracy zagrzany, zachęcony przykładem,

„radami wsparty, a nadewszystko rozczulony

„do głębi serca listami szczęśliwey Wacława

„Matki, zapragnął stać się iemu podobnym , po-

„dobnież Oyca uszczęśliwić!—-Dusza tkliwa Wć

„Pani uczuie to wszystko com wtedy uczuł,

„słów dobierałbym tu na próżno, takowych

„wrażeń wysłowić nie można. — Leqz kto wiel-

„kic-go dobrodzieystwa dozna, czuie natychmiast

„ p o trz e b ę dziękow ania D ob ro czy ń cy swemu,;

„nayszczersze dzięki są też do tego listu po-

„wodem, i ośmielam się prośbę do nich prży-

„ łą c z y ć .P o z w ó l WćPani niech iey syn. do*

„kończy dzieło tak chlubnie rozpoczęte, pozwól

(24)

3i6

„mu mieszkać wraz z moim synem, iednychże

„starań i nauk bydz uczestnikiem; ciągły przy-

„kład iego, ta przyiazń na szacunku ugrunto-

„wana, godnego rodu znakomitego Męża z me-

„go Augusta uczyni, ze mnie nayszczęśliwsze-

„go z oyców. WćPani zaś, nie gardź małym

„upominkiem od Tego, któregoś szczęście zrzą-

„dziła. Ja zawsze dłużnikiem Twym będę, iam

„ci winien pociechę z iedynaka.”

Do tego listu przyłączone było zapewnie­

nie dożywotniey Pensyi dwóch set dukatów co rok; na imię moie. — Wystawźe sobie kochany Synu, co się zemną działo, co się dotąd dzieie?

iak serdecznie dziękowałam Niebu. Tey samey ręki, która ten list kreśli, uźyię do odpisania Hrabiemu; od złożenia Mu dzięków wzaie- innych. Skoro moie oczy nieco lepsze będą, prze­

niosę się natychmiast do Warszawy; wszak się o to nie rozgniewasz? Kiedy iuż nie będę po- trzebowała zarabiać na utrzymanie twoie, iakiż- by cel i wdzięk życie moie daleko od ciebie mieć mogło? Upatruy mi pomieszkania dogo- dnego; pisz do mnie iak nayprędzey, opowiedz iak się to wszystko stało, coś ty mówił... W ra­

dości moiey zdaie mi się często że to sen zwo­

dniczy, ile że maiąc ieszcze oczy zasłonione,

(25)

w dziwnem iestem położeniu... Byway żarów, kochany Synu, niedługo, doprawdy cię uściskam.

III.

A N E K D O T Y P R A W D Z IW E o DZIE­

CIACH.

I

renka

M.

Mała Jrenka' M. dwa lata miała, kiedy ią zaczęto uczyć M odlitwy Pańskiey; rano powta­

rzała ią całą bardzo nabożnie, ale wieczór sko­

ro przyszło do tych słóws Chleba naszego po­

wszedniego, d a y nam dzisiay\ nie można ią było namówić do dalszego powtarzania, woła­

ła ciągle: „Niechcę P apa, iadlam P a p a ”

TYTUŁ i STOPIEń.

Dwóch małych Braci, w dzień Nowego ro­

ku, nową grę sobie wymyślili. Brali po iedne-

(26)

— 3i8 —

mn, bez wyboru, bilety przysłane Rodzicom, i iakby kartami, który wyźśzey godności wy­

ciągnął osobę, ten zabiiał bilet drugiego. Dłu­

go ta gra szła bardzo dobrze; bił Woiewoda Kasztelana; Prezes, Assesora; Mecenas Patrona;

ale nareszcie ieden wyciągnął bilet Hrabiego, drugi Pułkownika; rozprawa wielka, który z nich ma starszą figurę? Zapytany Oyciec tak im od­

powiedział: „Hrabia iest to tytuł, który uro-

„dzenie przynosi, Pułkownik stopień którego

„dosłużyćsię trzeba.” Ledwie dokończył te sło*.

wa, kiedy chłopczyna trzymaiący bilet Hrabie­

go sam Pułkownikowi się poddał.

« S 3 O ——

(27)

IV.

WYIĄTRI DO URSZTAŁCENIA SERCA i STYLU SŁUŻYĆ MOGĄCE..

--- -S---

w i ą z a n i e p o l k i .

PISMA STANISŁAWA LUBOMIRSKIEGO.

RO ZM OW Y ARTAXESSA I EW AK DK A.

ROZMOWĄ X.

Po krótkiem płynieniu, Ewander i Artaxes obaczyli przy płaskim brzegu wesołe na ląd wyi- ście, świerkami i cienistą gęstwiną z obu stron otoczonego, którego śrzodek zieloną łąką ozdo­

bny-i ulicą wysadzony, wabił oko i nogi do wy­

stąpienia na ląd. Droga ta była długa, aź po brzeg pochodzisty odkrytey góry, od którey z dołu aż na sam wierzch,, widać było stopnie w perspektywę lekko postępuiące, a na samey górze, fórtka z krzyżem na wierzchu znacząca przystęp do owey pustyni. Postrzegłszy to , ka­

zali z Batem zawinąć do brzegu, i wysiedli. Kie­

dy zbliżyli się ku fórtce, wyszedł przeciwko nim

Przeor tych Pustelników, a z radością ich przy-

(28)

320

iąwszy, zaprowadził do swey celi. Siedmdziesiąt letnim Starcem był Oyciec Elizeusz, urodzenia znacznego j pięćdziesiąt lat maiąc, marności świe- ckiey i honorów syty, wstąpił był do Zakonu;

miał wielką sławę pobożności; tern bardziey, że przy świątobliwości był człowiek świadomy rze­

czy, rozumny, roztropny, i każdemu prawdę mó­

wiący ; nabożny bez wymyślności, świątobliwy be? skrupułów, wesoły bez lekkości, rozumny bez natręctwa, i wiadomy wszystkich rzeczy bez próźney ciekawości.’. Z takim człowiekiem miła była zabawa, ucząca rozmowa, słodka osobność.

Właśnie też przy dokończeniu obiadu pod cieni- stemi świerkami siedząc, rozważali wdzięki Pu- styni, przypominali sławnieyszych. Pustelników, dziwili się nad tern, że często ten który w obfi­

tość i roskosze bogatym, bydz, może,, nie iest przecie kontęnt ze świata, a na pustyni szczęśli­

wy ; kiedy Oyciec Elizeusz, objaśnił ich temi sło­

wy: „W samotności tąpiemy się w umyśle na-

» szym; a w człowieku nic niemasz, tylko dusza

>,a umysł z którym zabawa naymilsza.” Z tych słów wsczęła się mowa o tern co. iest dusza i ia- koby ią opisać? Dway zacni przyiaciele zaczę­

li nalegać na Oyca Elizeusza, aby im to wyło-

(29)

żył; on proźbami ich przymuszony, mówić po­

czął

O u m yśle, to iest D u ch u , albo D uszy ludzkiey.

K.' 37ą. „Naytrudnieyąza iest rzecz otem mó­

wić , albo rozumem przeniknąć tę rzecz, o kto- rey człowiek przez zmysły żadney nie zasiągi wia­

domości.... taką iest Dusza, o którey naytru- dnieysza, a nigdy niedoskonała wiadomośc i na­

uka. Oko iey nie widziało, bo nie iest cielesna, i choć w nas zostaie czyli my wniey zostaiemy, przecie nikt iey z oka opisać nie może. Z ucha nikt się także o niey nie dowie, chyba przez to, że słysząc odległey rzeczy w sobie iakieś powtó­

rzenie, przez dźwięk dochodziemy źe to iest Dusza, co to odbiera i w sobie głos czuie.. . . I toć to iest dzieło samey woli i ręki Boskiey, źe ią tak misternie w samych nas zamknął, źe nią źyiąc i owszem nią będąc, poznać iey nie może­

my, aby ią tylko sam Bóg znał, i nią udzielnie i. iednowładnie kierował. Duszy tedy ludzkiey trudno opisać chyba z iey skutków, a nie z przy­

czyny, bo przyczyną iey iest Bóg, który iest nieopisany.

K. 378. Dusza zmysłami rządzi i onym pa-

nuie, dla tego większą iest nad zmysły; a ieśli

iest większą nad one, iakźe ią tedy ogarnąć maią?

(30)

— 522 —

K. 386. ....Jako ogień bez utracenia istoty swoiey w różne płomienie się rozmnaża, tak D u­

sze w ludzi za pomocą pierwszego natchnienia Bożego wchodzą, i ile się ich na świat rodzi ty­

le Dusz rozumnych, tyle wyobrażeń Boskich, tyle Duchów nieśmiertelnych przybywa.... A iako od Boga iest dany człowiekowi duch i u- m ysł, tak do Boga znowu powrocie musi; a cia­

ło wzięte z ziemi do ziemi powraca.

K. 388- Dusza do Boga iako do z'ródla swe­

go się wydziera, ztąd łacno poznać, źe od Bo­

ga wyniyśc musiała.

Tak się Bóg kocha wduszach, żeby ie chciał

•wszystkie wyswobodzić odskazitelności cielesney i przyłączyć do Siebie; i dla tego dał im rozum i wolność, pokazał im cnotę, i nauczył ie na­

tchnieniem Swoiern, iż im wolno przez tę dro­

gę iść do Niego, i z nim się Jednoczyć. Cnota albowiem iest przyczyną nieśmiertelności i chwa­

ły kaźdey D uszy.

K. 390. Póki tu Dusza w ciele zostaie, po­

ty prawdziwey własności swoiey widzieć nie mo­

że, bo ią ciało i niedoskonałość iego ćmi nieia- k o , i od prawdziwego światła daleko trzyma...

Tu iednak Bóg duszy mieysce utarczki z ciałem

naznaczył; tu przez zwycięztwo ciała i uznanie

(31)

swey godności, staie się godną cliwały wieczney.

Kiedy Dusza od cnoty oddalona iest, nie iest tą Duszą ktorey Bóg chce, bo On chce podo- bney Sobie; takiey iaką była, kiedy od Niego wyszła.

K. 392. Dusza, iest rzecz naykosztownieysza i nayprzedziwnieysza nad wszystkie rzeczy, kie.

dy ią cnota i mądrość doskonałą uczyni; kiedy zaś przez występek zmazana, daleko od cnoty od- błąka się, iest rzecz naygorsza.

K. 393. Bóg dał człowiekowi prostą i czystą Duszę, wolną od wszystkich wyobrażeń aby ią

■według woli i upodobania wystawiał; potrzeba iey więc uprawy, iako ziemi, aby pożądany o- woc wydała.... Te są nayszczęśliwsze Dusze, które miłość ialtąś osobliwą do cnoty maią i bez wielkiey pracy owoc sw'óy, to iest prawdziwą cnotę wydaią.

Jf. 398. Umysł dobry i prawdziwy, iest cóś wielkiego, mężnego, wesołego, bezpiecznego, wspaniałego, niezwyciężonego, zgoła Królew­

skiego... Kiedy się takowy człowiekowi dosta­

nie, to iest naywiększa szczęśliwość i wolność iego; bo go ten pieutrapi, ani do nienawiści sie­

bie nie przyprowadzi, ale iest śmiały,.bezpiecz­

ny, wesoły, ani żądzy, ani strachu nie słucha,

(32)

— 324 —

ale za dobro ma przystoynośc, a za nieszczęście

niedoskonałość. ,

K. 4°3- Pięknym iest także i prawie niebie­

skim duch mądrości; duch umysłu drogiego, duch wyborny, duch wybrany, duch, który ia- snością oświeca każdy umysł, i do cnoty przy­

rodzoną pokazuie drogę, tak dalece, że każdy człowiek, który ma ducha mądrości i rozsądku iest bezpieczny i niewątpliwy; wzłym -li, w do- brym-1:, umie sobie poradzić, tak że mu w błę­

dnych świata tego ścieszkach, za przewodnika stać może. A cóż iest człowiek ieżeli nie piel­

grzym! cóż życie? ieżeli nie pielgrzymowanie.

Mądrego więc potrzeba człowiekowi umysłu, a- by pielgrzymuiąc po tey zbyt błędney i omyl- ney drodze, tam , kędy mu kres chwały i nie­

śmiertelności zamierzony trafił bezpiecznie.

K. 405. Jako Bogu poświęcone ołtarze cho­

ciaż czasem przez Sprośne ręce dotknione, zgwał­

cone zostaią, a Bóstwo nie traci przeto swey nie- śmiertelney doskonałości, tak i duch mądrości, chociażby go złość wyuzdana lżyła, nic w chwa­

le swoiey nie ponosi uszczerbku.

K. 406. Mądry duch ma tę własność, że rozezna złe od dobrego, że wie czego się wy­

strzegać, aw czem sobie pozwolić? zna stopnie

(33)

cnoty, któremi do doskonałości wstępuie czło- wiek, zna i drugie, któremi występek nieznacz­

nie ale szkodliwie do człowieka wkrada się....

On umie bez uprzykrzenia wymodz, bez lekko­

ści uweselić, bez ostrości przywieść, bez szkody uiąć i przydać, bez urazy napomnieć; z miłością bydz poważnym, z doskonałością bydz łacnym,

z mądrością bydź poiętym, z ostrożnością szcze­

rym , z ludzkością sprawiedliwym.

K . 4l5- Naywyźszy Duch i umysł (którym iest Bóg) wszystkie inne umysły waży i taxu- ie, z wagi i z ceny ie poznaie, szacunek i dro- gość ich naznacza; niegodne w kącie w śmieciach iako skorupy liche zostawuie; godne na pomno­

żenie chwały cnoty i doskonałości wybiera; mą­

dre, na naukę, godność, przykład i pociechę swo- ię zatrzymuje; wspaniałe, dla powagi i ozdoby cnoty przybiera; mężne, na zaszczyt i obronę doskonałości, iako broń iaką chowa i szanuie;

sprawiedliwe, na tronie dla zachowania narodów zasadza; wstrzemięźliwe, dla rzadkości na wzór innym wystawuie; łaskawe, na pozyskanie umy­

słów obraca; pyszne i wyniosłe na próbę poko­

ry zachowuje; gniewliwe, na ogień narodów, albo na pobudkę cnoty trzyma; uporne, na zwło­

czasu i zatrudnienie umysłów ludzkich cier-

(34)

326

pi i znosi; łakome, na zatrzymanie zbiorów w życiu przedłuża; zazdrośliwe, na omierźenie i wzgardy Fortuny przepuszcza; okrutne i zapa­

miętałe na skaranie i pogromienie innych, iako bicz albo rózgę iaką wynosi i nasyła. I tak u- mysłem łódzkim, Bóg wszystko na świecie obra­

ca i robi...

K. Człowiek maiąc tyle o godności du­

szy swoiey świadectw, nic o nią nie dba, i tak źyie, iakoby w nim duch próżny i marny a nie duch nieśmiertelny zostawał. Żadnego o nim niema starania a ciało pasie... A cóż iest żywot i ciało? ieśli nie umysłu ludzkiego sługa; co iest umysł? ieźeli niezupełnym iego Panem. Skoro duch do nieśmiertelności przeniesiony zostaie, ciało staie się trupem, gnoiem, którym się brzy- dziemy, od którego uciekarńy;' dzieie się to, a- byśmy widzieli, że nie może nic żywot i Ciało beż duszy i umysłu.

Kiedy dusza nasza iest rzeczą tak przednią i tak doskonałą, czemuż więć nie zabawiać się z nią czasem?... Ale któż z nas umysł swóy i sumie­

nie zna i rozumie. Zaprawdę nie znamy się sa­

m i... lata nam giną, wieki przechoidzą! a iakźe to ciężko nam będzie, kiedy nie poznawszy się z sobą, umrzeć będziemy musielil”

Tak

(35)

Tak mówił Oyciee Elizeusz, mowa iego bar­

dzo się podobała Artaxesowi i Ewandrowi, ale postrzegłszy źe iuź czas było powrócić do mia­

sta, bo się iuź do wieczora znacznie nachyliło, pożegnali g o , i iuź nie w odą, ale karetą która na nich czekała, zaiechali do domów swoich.

ROZMOWA XI.

Juź się był Seym skończył, i naznaczona była Rada, iako zwyczay po Seymie; dla niey kilka dni miał ieszcze Król zabawić w mieście a po iey dokończeniu wyiechać do obozu; gdy nazaintrz Artaxes z Ewandrem się zeszli, oczy­

wiście źe ich rozmowa była o R adzie.

K. 424. „Rozumiem, źe mnie o to Teolog nie potępi, gdy powiem: Ze Bóg przez one Drzewo w Raiu zabronione, nic inszego nie wy­

raził tylko Radę. Rada iest dobra, iest i zła;

nayprzednieysze drzew o, które wielkiey stra­

ży potrzebnie. Rada ma bydź bezpieczna i nikt się iey tykać, ani rwać nie powinien; iest to owoc wolny; który czysty, nie obłudny bydź powinien. Kto Radę zerwie, kto na nię nastą­

pi, całość i zdrowie swoie ruynuie, Rada cała

Tom Ner X X X . fl4

(36)

328

i zachowana żywot daie. Pod zdrową i niezgwał- coną radą iako pod cieniem okrytego drzewa, wyspać się każdy bezpiecznie może;, kto zaś rwie ten owoc i nie zachowuie go odkrywa swą nagość; bo Rada wszystkie niedoskonałości Kró­

lestw przyodziewa; kiedy które odstąpi, iako płaszcz polityczny spada z niego, i nagim i mi­

zernym światu odkrywa. Wtedy nieustrzeźe się w.stydu, musi się tułać, i wątpliwą myśl błędnym torem lekkomyślnie prowadzić.

Ii. Z żądłem to Konsyliarz i Senator takowy, który wprzód radzi o urwaniu niż o zachowaniu.

X. 430. Niemasz nic tak potężnego coby tak wzruszało i mięszało, radę, iako interess prywatnego pożytku.

Ii. 431. Polacy swoie Seymiki i rady wKo- Ściołach zwyczaynie odprawuią; snadź, aby się nie godziło wolney i zdrowey rady żelazem gwałcić; bodayby do tego ieszcze ani złotem.

Ii. 45s- Ktokolwiek sobie z obrady pospo- litey zysku i pożytku szuka, ten popełnia świę­

tokradztwo; takowy ani prawdy, ąni słowa do- stoi, ani prawdziwego da świadectwa, ani rzecze co mu sumienie każę* ani wierney i7 szczerey

/

(37)

rady nie udzieli, ani na koniec zdania do do*

bra i pożytku pospolitego stosować nie będzie.

K. 433* W ielkie dwie przeszkody do u rz ę ­ du*—ubóstwo i chciwość,

Ki Ą ^ji Łaska pospólstwa Z diuną złączona, iest to owa niewiasta co człowieka do ukąszę*

nia zakazanego owocu namówiła,

/<. 459- JedrlO zdanie może bydz doskonałej i dla tego rada z wielu iest złożona, i nie w zda*

niu ale w radzie kochać się trzeba.

K. 44-Oi ,,Zginąć musiemy, m ów ił Kato, kie*

dy w niebezpieczeństwie, o ąmbicyi naszey, nie o zdrOWey radzie myślemyi

K. 442* Rzymianie od starości Senat swóy ty*

tułow alij ale sędziWOŚć w radzie, nie tylko z lat ale i z statku byw a nazwana.

K. 446. Rozsądek cichy, statek łacny, do w*

cip nie uporny, żywość pom iarkowana, doyrzft*

łość nie leniwa, ostrożność poufała, wspaniałość nie wyniosła, prędkość nie nagła, deliberacya nie tę p a , reżolucya uw ażna, afektów i um ysłu swe­

go Waga doskonała, są pfzym ioty i Własności Czło­

w ieka do rady stworzonego,

K . Ąćfi. Doskonałość rady każdey wprzód ną cnocie, a potym na rozsądku zawisła. Rozsądek

44*

(38)

550

i doświadczenie są to dwa filary na których się rada wspiera.

K. 45 2- Ze trzech zwyczaynie punktów zło­

żona bywa rada, to iest; z propozycyi, z deli- beracyi i z rezolucyi. Propozycya iest początek rady albo głowa. Deliberacya, złożenie i spo- ienie albo ciało. Rezolucya sama rzecz; albo iednśm słowem: Dusza. — Na propozycyi ro- stropney i cnotliwey funduie się i zakłada po­

stępek zdrówey i skuteczney rady.... dla tego niemal t.ylo drugie trzeba pomyśleć przed radą iako i w radzie.

K. 4-58- Deliberacya iest to Anatomia poli­

tyczna.

K . 4®5- Są czasem godziny, które ludzi i u- mysły nad spodziewanie zwykły ułacniać. Cze­

go lata i wieki niedokażą, to iedna chwila do­

brze i rzeżwo zażyta wygraie.

A. 473. Słuchaniem pochlebstwa Królowie;

Rzeczypospolite zaś pochlebstwem wolności za­

wodzą się.

K. Ą n . Niehiasz sobie nad czem głowy ła­

mać kto lepiey radzi, albo iaka Rzeczpospolita iest lepsza? każda dobra, kędy cnota a nie po­

zór ma pierwsze mieysce; i kędy się radzący, i

rady słuchający nie obziera na pochwałę albo

fawory.”

(39)

ROZMOWA XII.

Ewander miał Króla w obozie uprzedzić i' za dni kilka wyiechać; ubolewaiąć nad tern, że tak wkrótce mieli przestać cieszyć się z sobą dway przyiaciele, umyślili wieczór i niemal noc całą na zabawie razem przepędzić. Jakoż tak się stało, a nazaiutrz wspominaiąc sobie ową wesołość, ro­

zmawiali :

O próżnow aniu, albo drobnych zabawach lu d zi wielkich.

K. 483- »Insza iest rzecz próżnować, a insza nić nie robić; próżnowanie od próżności iest na­

zwane; kto próżne i daremne rzeczy robi, ten proźnuie... Ale próżnowanie iest też czasem wolność od pracy, i wtedy nie godne nagany.—

Łuk napięty wysili się, czasem go z cięciwy u- Wolntć nie zawadzi.

K. 484- Często nie to robiemy cobyśmy chcie- li, ale to co musiemy.

Przystoyne próżnowanie zowie się zabawa ludz­

ka bez występku do ukontentowania umysłu o- brócona.

Niech kto co chce mówi przeciwko większym.

Niepodobna aby i wielki człowiek nie miał cza­

sem popróźnować, i czasu kradzionego na dro-

(40)

~ 552 **”

bnieyszą zabawę obrocie.,. Kto iest zawsze wiel­

kim , rad się widzi czasem bez ciężaru; wielki Człowiek siłę dźwiga, siłę na sobie znosi, a cóż ta dziw , że czasem mu się ten ciężar uprzykrzy.

K . 488- Wielka sława i powaga iest czasem uprzykrzona; iest to głośna niewola. Appollo nie zawsze słoneczne swe koło maiestatem ozdo, bne cbciał mieć na pieczy; czasem też fuiary do- padłszy, od prostego pasterza nie był różny.

K. 494- Miałem raz skrupuł, źe pod czas trudnych i pracowitych zabaw, kazałem ^wysta­

wić dla uciechy sobie, Teatr scenami inalową- nemi ozdobpy, dla recytowania na nim komedyj podczas lyOęsopust» dla tego chcąc się nieiako obmowie spektatopów stawić obronnym, dałem pad nim takowy napis; -4liquando et plectritm.

Niekiedy i fraszka.

K. 495 Salonjon przestrzega, aby czasem nie przeładować zbytnią mądrością um ysłu; iąkoź lepiey pod czas bydź mniey poważnym, i mnićy pnądrym r niżeli ustawiczpośęią sw oią, ciężkim i sprzykrzonym sobie,

: 5°5» A któżby nie rad był doskonałym,

ktoby sjg pip rad widział nieprzeprapowanym 1

g|ę łacpiey zaprawdę, i pędpbpjey to w drugich

(41)

chwalić albo ganić, niż samemu dać z siebie przy*

kład doskonałości.

K. 509. Wielcy ludzie kiedy są wolni od wię­

zienia swey powagi, i od niewoli swych żaba w, ra­

dzi często drobnemi uciechami przeplataią swa- ię wielkość. Miła rzecz iest poniechawszy cza­

sem dworu ustąpić sobie i na .wieś, albo ogro­

dem, albo mierną osobnością z przyiaciołmi, al­

bo polowaniem ze psy, albo tańcem i muzyką, albo na koniec przechadzką ucieszyć się, i wi- dzie'ć się na iaką godzinę wolnym od oblężenia, albo uprzykrzoney warty cudzych oczu.

K. 511.. Próżnowanie u ludzi wielkich bar­

dziey się zda od ludzi czasem oddalenie niż od spraw, bo niemasz u zabawnego tak szczęśliwey godziny, aby mu myśl swoia niedolegała; ciężsi są czasem ludzie niż sprawy, i bardziey się u- przykrzą pracuiącemu.

K. 516. Wielcy ludzie nie powinni zasypiać*

ale też ani nie sypiać."

ROZMOWA XIII.

Dla przedłużenia chwil ostatnich które razem

spędzić mieli, Artaxes umyślił odprowadzić Ewan-

dra o mil kilka; wsiedli więc do iedney karety

(42)

534-

a ponieważ Ewander iecliał do obozu, łatwo przy, szło do rozmowy

O uw adze woienney albo Roztropney Odwadze.

K. 521. „Woiować i bić się, zdadzą się rzeczy podobne ,do siebie, a daleko od siebie różne i odmienne,.. Woyna iest uważne sił zażycie na otrzymanie czego kto pragnie, nie tak aby siły rozum obracały gdzie chcą, ale aby .rozum siły przybierał i kierował. Nie na samem tedy pobi- piu woyna zależy.

K. 522. Łowiec nie od razu do strzelby po­

rywa się ale ostrożnie, aby nie zraził czeka spo­

sobności, tak nip mniey czyni kto z woyną my­

śliwy,

K. 52(5. Dwie są różności woyny, broniące­

go się i następuiąęego.m oiem zdaniem, więk­

szą i słąwnieyszą rzecz jest umieć rzeczy nabyte trzymać i bronię, aniżeli ie zdobywać; bo kto myśli jako nastąpić' pa kogo może zdradą na­

paść , ale być zawsze gotowym i nie dać się na*

stępuiącemu, iest przezorności woienniczey sęk j sztuka,

JZ. 55?, Nayleps* są zawsze żołnierze zacią- gnieni w własnpy swśy ziemi, ile szlachta któ­

rzy baydziey ochotą sławy aniżeli nadzieią żołdu

obierają sj^ do woyny? a ile jeszcze kiedy tako*

(43)

wi na imię kogo wielkiego sobie dobrze znaiome- go i wdzięcznego zaciągaią się, tacy z sercem nie tylko z ręką i nogami na woynę idą, choćby też i niedostawało im czego, miley ścierpią i wierniey- szemi są,, równo fortunę z wodzem piastuiąc, ie- dnaką nadzieig z nim maiąc, o iednegoź narodu sławę dobiiaiąc się; zaprawdę, między takiemi ieden pobiie się za dziesięcin.

538- Te dwie części woyska, piechota i kawalerya, kiedy są liczbą i porządkiem pomiar- kowane czynią woysko zupełne, iak ręka z ręką pomagaią sobie i są miarą i wagg. obrotów wo<

iennych.

K. 542. Szyk rozumny iest pierwsza droga do zwycięztwa, zażywali go i starzy, i niemal od początku świata sam rozsądek radzi zawsze szykować woysko, a nie kupą bezrozumną po­

tykać się.

K. 548- W woienney professyi dwie są sztu­

ki, bydz dowcipnym na nieprzyiaciela, a ostro­

żnym od nieprzyjaciela.

K. 552, Ostrożność iest zmysł woyny i oko żołnierskie— odwaga zaś bardziey szczęściu niż rozsądkowi podległa,,, i rzecz iest pewna, że o- Stróźny zawsze porywczego zwykł biiać.

Ji.. 556, Ostrożność a po niey pilność, daię

(44)

33&

zwycięstwo; a zaś zwycięstwa zażycie, stałość fortuny przynosi; i nie dość iest wygrać, ale w y ­ graną poprzeć, popartą utrzymać, aby nic nie zostawić w popiele, coby nie utłumione wybu- chnąć.nnało.”

Tak m ówili gdy poiazd stanął na mieyscn na­

znaczonym, wysiedli dway przyiaciele a siadłszy obiad, dłużey się nie bawiąc, roziecbali się zso- bą obiecawszy sobie wzaiemnie, że za pierwszem ziećhaniem się, nie mieli ustawać i na potem, w podobnych iakiemi pod ten czas bawili się Roz­

mowach.

Koniec Rozmów Artar.esa i E w a n d ra i wypisów

z dzieł Lubomirskiego. O

(45)

V.

W IA D O M O ŚC I

MOGĄCE BYDŹ M ATKOM PRZYDATNE.

LISTY MATKI O WYCHOWANIU CÓREK SWOICH.

LIST DWUDZIESTY ÓSMY.

Trafiło do przekonania twego, kochana sio­

stro, porównanie w końcu ostatniego mego listu u- mieszczone; dobrze wyprowadzasz początek tey zbyteczney niektórych Matek pieczołowitości, i przedziwnie, choć tylko nawiasem dotykasz różnych iey postaci. Masz ią za skutek owego’

zupełnego wstrząśnienia, którego towarzystwo ludzkie wprzeciągu trzydziestu kilku lat dozna, ło. Prawda! oburzone Matki przesadzonym o- pisem zaniedbania, surowości, iakich dawnióy dzieci doznawały, roztkliwione Francuzki Auto, rów dziełami, przeszły w tey mierze (iak wie.

lu przeszło) z iedney ostateczności do drugieyj

i wiele z siebie poczyniło ofiary, byle koniecznie

ich dzieci gzczęśliweroi były; widziemy też wie?

(46)

338

le rodzin gdzie młódź, a zwłaszcza płci żeń- skiey chowa się gdyby na innym świecie. Ileż to Rodziców kłopocze się, pracuie, częslo i nie­

dostatku doznaie, a dzieciom pomimo tego na niczem niezbywa; o nic ie nigdy głowa nie za­

boli ; nie wiedzą bynaymniey co się w domu dzie- ie, iak stoi Rodziców maiątek? Moie zdanie z twoiem się zgadza; i w tey mierze oyciec i ma­

tka winni są synom i córkom swoim zupełną otwartość; niech im powiedzą zawczasu co kie­

dyś mieć mogą, a zawsze niech prędzey uymą niźli dodadzą. Komuź, ieźeli nie własnym dzie­

ciom podobnych taiemnic zwierzać przystoi.

Kiedy dom rodzicielski zasobny, obfity, ale ten dostatek nie ich maiątku, ale urzędu lub pracy owocem, niech o tern wiedzą dzieci; niech ro­

sną wtem przekonaniu, że podobney obfitości używać nie będą, chyba gdy ią sobie równie-iak Rodzice pracą i staraniem zabezpieczą. Iluż to synów nieszczęście sprawiła przemiiaiąca ich oy- ców pomyślność! Jak przykro i niebezpiecznie wzróść w dostatkach, w przekonaniu, że;ich za­

wsze używać będziemy, a potem nagle iakby ze śnu zwodniczego obudzeni, ubóstwo znaleść lub nędzę. — Ganiąc wszelką podobną wzglę­

dem dzieci skrytuść, uwaźaiąc ią za krzywdę

(47)

im uczynioną, nie chwalisz także zbyteczney niektórych Rodz^ów staranności. Prawda! są tacy, zwłaszcza w średnim stanie, którzy sami lada czem się obchodzą, pracuią z potem czoła, uymuią sobie wszystkiego, byle dzieciom maią- tek zostawić. Pięknie to iest, ale niepotrzebnie;

i tak chowane dzieci zwyczaynie wywdzięczyć się nieumieią, i wymawiaią się temi, słowy:

,,Alboż my o to prosiły?” Mnie się zdaie źe Ro­

dzice obowiązani są przechować dzieciom nie­

naruszony maiątek, który po swoich Rodzicach odziedziczyli, i każdego syna i córkę usposobić do pracy, daiąc dobre i stosowne wychowanie, ale niech ofiar z siebie nie czynią, niech też o- wocu zachodów swoich uźyią, będą mieli życie swobodnieysze i dzieci lepsze. Bo młodych nic tak nie psuie iak ta myśl: „Czy będę czy nie

„będę się starał i uczył, chleba i znaczenia za-

„wsze mi stanie.” Nic zaś więcey nie zapala i nie zachęca nad to przekonanie: „Sam sobie byt

„ i imię zabezpieczyć muszę.” Tożsamo złatwo-

ścią do dziewcząt zastosować można, nie iedna

która sądzi źe bogatą będzie, nie tyle nad na-

byciem przymiotów pracuie, bo pewna, źe i tak

męża znaydzie; inaczey myśli i czyni uboga; i

prawdziwie w wychowaniu pożądaną byłoby

(48)

może rzeczą, gdyby naybogatsze niewiedz h ły że niemi kiedyś będą; iakże "Szkodliwem bydź m usi, te które ubogiemi będą, w mylnem przeko­

naniu o bogactwie . chować. Maiątek tak iest od szczęścia odrębny, że ani mnie ani mężowi nie przyszło nigdy się troszczeć o posag dziew­

cząt naszych. „Daym y im tylko dobre wycho­

wywanie, mówiemy często do siebie, niech myślą

„ ż e ubogie będą, niech maią miłość pracy, skro-

„m ne widoki, resztę Bóg opatrzy.”

(49)

R Ó Ż A

PRZYPOWIEŚĆ.

Ożywiaiący prom ień czerwonego słońca w o- gródku młodey i piękney Ludwini, pierwszą R ó­

żę otworzył. Wesoło skoczyła dziewczynka że­

by iey się zbliska przypatrzeć, i uyrzała na ścia­

nie za krzakiem te słowa: Tak kwitnie młodość, tak niewinność iciśnieie', tak się radość uśmiecha.

Łza radości zrosiła kwiat św ieży, a szczęśliwa Ludwinia skacząc odbiegła. W kilka dni p rzy ­ szła na toż mieysce, ale iuź zmienił kwiat na­

dobną postać, a za nim te słowa napisane b y ­ ły: Rączo miia młodość', ła tw o niewinność u- miera; krotko radość kwitnie. I n a sm utku spa­

dła na kwiat więdnieiący, i Ludwinia zam yślo­

na pomału odeszła. — Następuiącego wieczoru poszła raz ieszcze, odwiedzić kw iatek, ale ia- każ zmiana! iuź róża bezlistną b y ła, a za nią ten napis: korzystny z m łodości; niewinności strzeż', radości ochraniay. Czysta łza, łza zba­

wiennego postanowienia spadła na rozsypane

po ziemi i zmienione róży listki, a Ludwinia

rzuciła się w objęcia stoiącego obok niey oyca.

(50)

SPIS RZECZY

W TYM NUMERZE ZAWARTYCH.

Stronnica.

1. Przygoda Stryjkowskiego J • . 285 2. Matka i Syn. Powieść ' ... 301 3. Irenka M. 1 . . . 317

4. T ytuł i s t o p i e ń ) ...'. . . 317 5. Wiązanie Polki. Pisma Stanisława Lu­

bomirskiego. Rozmowy Artaxesa i E- wandra . . , i . . . ’ . . . 3 19 6. List dwudziesty ósmy Matki o wycho­

waniu C ó r e k ... 337

7. R óża, przypowieść, (zN iem ieck ieg o ) 341

(51)

te półrocze Rozrywek dla D zieci, Osoby chcg-

ce prenumerować daley? raczg się zgłosić-do

wiadomych Kollektorów tak w Warszawie,

iak po Woiewództwach, lub też do mieszkania

Wydawcy w Oficynie Pałacu Zamoyskich przy

Zabiey Ulicy. —

(52)

Cytaty

Powiązane dokumenty

pow szechn ie na nagrobkach w idzir.ne, zna- jyionumentum Dccakum, Pom nik pośw ięcon y.... filis et filiabus

[r]

trzywszy się przez czas uieiaki młodzieńcowi, uyrzał w nim obok pięknych serca przymiotów, bardzo spóźnioną i źle prowadzoną edukacyą, osądził źe iuż nie

Blisko od tygodnia w W arszawie, zaraz po przyieździe starałem się bydź przedstawionym Królowi i złożyć mu dzięki za wyświadczone mi dobrodzieystwo; pierwsze

ków cokolwiek tylko wyniosłych; w nich na dwie lub trzy stopy pod powierzchnią ziemi, znayduią się tak zwane popielnice czyli ialet na­?. czynia gliniane w które

pany został, niech wie że podskarbim iest Nieba, i że w tych któremi się cieszy dobrach, insi tak­. że część

Naytrudnieyjsza więc dla w ielu Osób cnota, W iara, dzieciom iest nayłatw ieyśza; ale M atka, która chce żeby Wiara zbawienne w iey dziecięciu owoce sprawiła,

W pracy iedyny iest sposób wypłacenia się Bogu, Rodzicom, Oy- czyźnie; do pracy zawczasu wprawiać się