hr
Rocznik XV. 1882. Zeszyt JtS 34. i 35.
Sedaktor: X. S. Ko r p a k w Radzionkowie. W Grudniu f D l a c z ło n k ó w to w a r z y s tw a w G ó r n y m S z lą z k u .)
S p i s r z e c z y : Odwiedziny u katolików nie
mieckich w Jeruzalem. — Przegląd dochodów i rozcho
dów w r. 1882 — Obraz. — Rozkrzewienie wiary katoli- ckiśj w Ziemi św- w r. 1881.
Z życia misyjnego w Egipcie,
Odwiedziny
u niemieckich katolików w Jeruzalem . P o w ie to dżdżystych i chłodnych dniach ostatniej zimy, jakie tylko wyjątkowo w Egipcie przy ujściu rzeki Nil znaleść można, i skoro się bałwany morskie często burzliwe przed por
tem aleksandryjskim uśmierzyły, pokazało się zaś ku końcu lutego słońce wiosenne naszego cie
płego kraju. To też serce nie tylko p ra
gnęło stancyą opuścić, aby korzystać z piękności natury na nowo od Boga wzbudzonej,, lecz nawet A frykę na krótki czas opuścić i przez morze do Azyl się udać. D nia 25. lutego z rana, nie
miecki ks. K u rat otrzymawszy pozwolenie od
Wiel. Ojca Kustosza i arcybiskupa tu tejszej zamknął celę klasztorną i rozgospodarował ł. w porcie na okręcie parowym „ Ju n o “ . Przez Port-Said, gdzie klasztór odwiedził i w kościele tegoż, — bo była niedziela — mszę św. od
prawił, okręt podróżnych, między niemi niemie
ckiego książęcia H enryka, szczęśliwie pod skały morskie miasta Jaffa nas przeprowadził a ztąd łódka do samego miasta nas przeniosła. P o po
sileniu się w klasztorze znalazł się prędko wóz z woźnicą niemieckim i na tym jechało się da
lej z familią jedną z Kolonii między zielonemi ogrodami i polami ku Ramleh, dokąd wieczorem przyjechaliśmy. W szyscy w klasztorze 0 0 . Franciszkanów mile przez nich przyjęci zostali.
Po dobrym odpoczynku, rano dnia prześlicznego dalej się udali, aby jak najprędzej do Jerozoli
my się dostać. W górach odpoczywali i po krótkiem pokrzepieniu się bukiętkff z kwiatków sobie porobili, aby w gołych skałach przed J e rozolimą jakie pokrzepienie mieć dla oczu. Dnia 28. lutego po południu przybyli do św. miasta.
T am już w przedmieściu nasz Ojciec spotkał się z niejednym z starych znajomych, bo nie przychodził on jako świeży do Jerozolimy ani nie został zapomniany przez dwa lata swej nie
obecności.
Potem zajął przyjemną swą celę w k la sztorze Salvatoris i udał się na drugi dzień do domu p rzy tu łk u niemieckiego, o który się jak
wiadomo, bezustannie stara. P rzy zobaczeniu radość powstała w całym domie bo ksiądz cie
szył się nad z mocnieniem i powiększeniem domu, dom zaś nad dobremi wiadomościami, które ksiądz z sobą przyniósł. Nawiedzenia powtarzały się w przyszłych dniach częściej; oglądał sobie ogród przez pilną i uciążliwą uprawę powiększony, w którym śliczna jarzyna jeszcze od jesieni przezimowała, ćwikła, rzepa, marchew, kapusta i nowe siewy; grube boby, groch, ziemniaki już były wyrosły z ziemi, bo deszcz zimowy dobrze pomagał. W arsztaty też odwiedziło się, gdzie mianowicie stolarze uczciwie pracowali, nawet i na obstalunek dla innego domu katolickiego w mieście; nareszcie przeglądany był spis Niemców, w którym podane jest w domu przytułku przy
jęcie, pomoc i przynależność do pracy i do za
robku. N a wszystko chwała Bogu, było można patrzeć z radością i z zaspokojeniem, tylko je den widok wzbudzał żałosne myśli; był to na drugim końcu ogrodu leżący, przed trzema latmi napoczęty nowy budynek, którego dla braku środków i jałmużny nie można było dokończyć i którego niby rozwaliny przemawiały: ,,Ach!
tak długo mnie odwlekają, kiedyż się zbliżą prawdziwi budownicy (spolnictwo Niemców k a tolickich)? jak długo muszę przez moje puste napoczęte mury różnym tutejszym narodom brak dobrej woli i władzy katolików niemieckich nie
mo lecz dość wymownie ogłaszać ? jak uboga
sierota, której zdarta suknia ledwo ciało przy
kryw a, stoję z moimi murami napoczętemi za
wstydzona przed domami udatnie dokończonemi innych narodów i spółeczeństw religijnych, prze- ślieznemi mojemi spółsiostrami protestanckiemi — ja sama niemiecko-katolicka sierota! Bogacze i potężni w ojczyźnie nie dbają o mnie, chociaż dużo proszę; wy skromne i poczciwe dusze k a tolickie, któreście mnie dotąd przyodziewały i utrzymywały, Bóg wam zapłać, niech dalej wa
sza dobra wola nie oziębnieje! J a k skoro będę przyodzianą i ustaloną, sama sobie uczciwie będę pomagać i Wam, którzyście mnie pielęgnowali, dzięki składać a zapewnie zgotuję wam radość.“
Tak i jeszcze więcej przemawiały zdrętwiałe mury, kiedy Ojciec wiele razy przed niemi stał zasmucony. Lecz w ufności do Boga wyćwi
czony i świadomy, nabrał otuchy i zachęcał wiernych współpracowników w domu, aby budy
nek na wiosnę dalej prowadzili i pracowali jak długo im będzie można. Jeżeli zaschną środki pomocy, musimy się bez wątpienia pod wolę Boską poddać. Przecież mają Niemcy katoliccy ciepłe serce dla wiele dobrych celów, a wiele dobrych zakładów w ojczyźnie okazują ich współ
czucie! Też i bogaci i potężni dawają poznać, że są katolikami, — tylko na prośby dla ziemi świętej lub dla potrzebnego domu katolickiego w Jerozolimie tak powolnie słuchają. Przebacz czytelniku, że tutaj dałem niecoś mówić szorstkim '
kamieniom nowego budynku przytułku a nie miej im to za złe w ich szkaradności, bo jeszcze nie są pięknie spojone. Lecz chcemy się spodziewać, że się nie zgłaszały do serc kamienistych.
Nie praw da?
W pięknych dniach pierwszej części marca chodziliśmy też nie raz do Emaus, gdzie się, jak wiadomo, też dom przytułku znajduje; nie przechodząc się po pięknych i szerokich drogach jakoby na zabawę, lecz drapiąc się po skalistych ścieżkach górnych z miłości ku naszej rzeczy.
B ył to miły widok patrzeć na pola pięknie pa*
siane, na kłoski, które poczęły już wybijać.
Uczciwie tu była pracowała pilność niemiecka naszych rzetelnych ludzi w tej skalistej i przez dużo wieków zrabowanej ziemi; mury parę set metrów długie są postawione, drzewa posadzone i też chowaniem bydła zajmują się. P o b ra
tersku dopomagają sobie wieśniacy i mieszczanie tern, co jeden ma a drugi potrzebuje. Spokojna samotność wiejska przy Emaus i dobroduszność wieśniaków arabskich, z których, chociaż wszyscy Mohamedanie, nie mało z wesołą tw arzą Ojca im już długo znanego przywitać przyszło, jak też i częste odwiedzenia czterech starych mu- chtarzy (naczelników) wiejskich, z których dwóch przez podarowanie pieczęci mosiężnych z ich imio- nem arabskiem — stracili bowiem byli swe pie
częcie — bardzo rozweselił, mianowicie sprawa powodzenia pierwszego katolicko-niemieckiego do
mu przytułku w ziemi świętej, wszystko to by
łoby Ojca naszego parę miesięcy w Emaus za
trzymało, gdyby go powinność do większej śwej trzody w Alexandryi nie była wołała.
Muszę też o tern wspomnieć, że prawie w naszym czasie to małe miasteczko Emaus, które wszyscy z Nowego Testamentu znamy, wyższą, uwagę znalazło u wszystkich na całym świecie, którzy się specyałnie naukami o Palestynie tru dzą. Jest bowiem jeszcze jedna wieś arabska w Judei zwana Amwas, lecz trzy razy dalej od Jerozolimy leżąca, jak nasze Emaus. Ono jest podług najdoskonalszych nowych wymierzeń p ra
wie 60 staj ów od Jerozolimy oddalone, jako też św. Łukasz w ewangelii odległość Emaus od Jerozolimy prawie na 60 stajów oznacza a Am
was jest według wymierzeń na 170 stajów od
dalone. Jednak w ufności podobieństwa imion przed dwiema latmi kilku bogatych Francuzów zakupiło część Amwas i dali z wielkiemi kosz
tami tam kopać mniemając, że znajdą dowody, że prawdziwe Emaus w Amwas być musi, i chcieli tak zaprzeczać prawdziwości bliskiego Em aus, które Franciszkanie jako najwierniejsi stróże ziemi świętej za prawe trzymali i jeszcze posiadają. Lecz, jak się przekonałem, bo byłem w Amwas, nic nie wykopali, jeno część kościoła bardzo starego. Jednak już w przeszłym roku gazety francuskie i włoskie rozmaitymi dowo
dami o prawdziwości Amwas twierdziły, że
Emaus jest miejscem nieprawdziwem. T a rzecz pobudziła z drugiej strony kilku uczonych do dokładnych badań, aby zbierać dowody dla pra
wdziwego Em aus; już w Jerozolimie taka ksią
żeczka przyszła mi do rąk, która tę prawdziwość naszego Emaus broniła. Nie dawno jeszcze dwie obszerne książki włoskie zostały wydane, które wysilnie i obszernie przez umiejętne i historyczne dowody prawdziwość naszego tylko 60 stajów rzymskich od Jerozolimy oddalonego Emaus bez wątpienia wykazują. Prócz tego jeszcze dużo artykułów w gazetach rozmaitych języków o tej samej rzeczy napisano, a ten wielki na nowo pobudzony interes daje oczekiwać, że jeszcze więcej będzie o tern pisano; jednem słowem że to małe Emaus jakąś sławę w świecie literackim otrzyma, jak ono też prawdziwie według doku
mentów historycznych w pierwszych wiekach chrześciańskich jako miasto Nikopolis, jako sto
lica biskupia i po wojnach krzyżowych jako miejsce bardzo pamiętne było znane i przez obe
cność Jezusa po zmartwychwstaniu zawsze ta- kiem będzie. Lecz Muzułmanie po wojnach krzyżowych wszystko spustoszyli, pod panowa
niem tureckiem wszystko w niwecz się obróciło;
od 500 la t została tylko uboga wioska, którą po turecku nazwano Kubeibe; lecz i ta wioska z swoim spustoszonym kościołem nie była przez 150 lat, dla fanatyzmu Turków odwiedzoną i prawie zapomnianą, aż dopiero przed 20 laty
Franciszkanie na nowo ją otrzymali i klasztor założyli; a obok nieb jako jedyni tamtejsi chrze- ścianie katolicy niemieccy osiedli i największą część pozostałych starych rozwalin zakupili, gdzie teraz nowa kultura chrześciańska rozkwi- tnęła. Jednem słowem: Emaus, które wszystkim znane, i o którym tak dużo jest mowy, pierwszem jest posiedzeniem katolików niemieckiej narodo
wości. I miała by ta rzecz katolików w Niem
czech zostawić obojętnych? Ozy można przy
puścić, że katolicy niemieckiej narodowości nie będą się starać o utrzymanie tej posiadłości?
0 wiele inaczej pokazuje się żywa gorliwość Francuzów względem św. ziemi, którzy w maju w wspaniałej karawanie z więcej jak 1100 lu dźmi do Jerozolimy przybyli i niezwyczajne wrażenie zostawili! A z niemieckich panów ledwie jeden postanowi przyjść do ziemi świetej 1 przy tej przyleżytości odwiedzić miejsca nie
mieckie w Jerozolimie i Emaus. Miałaby ta rzecz katolików niemieckich w ziemi świętej bardzo za
smucić, ale ich miłość ta k wielka do św. ziemi i do dobrej rzeczy z ich serc nie może być wy
tępiona.
Lecz na zabawę nie pojechał nasz Ojciec do Jerozolimy, on miał ważne zadanie, które było takie: on chciał prawo własności tej posia
dłości niemieckiej w Jeruzalem i w Emaus, która dotąd na jego imię zapisana i nadal nie była zabezpieczona, na imię prezesa naszego komitetu
w Niemczech dać przepisać, co się też stato przez grzeczną, pomoc niemieckiego pana konsula i Przewielebnego kanclerza patryarchatu. K ilka razy mu też Najprzewielebniejszy patryarcha dał posłuchanie i przyjął mile i z współczuciem;
przy mowie o powodzeniu dzieła katolicko-nie- mieckiego, obiecał mu swą pomoc i rozkazał, aby w Jerozolimie niemiecki ksiądz każdą nie
dzielę miał odezwę do Niemców w języku oj
czystym.
Podczas jego dwuletniej nieobecności w J e rozolimie wykopane były na dwóch miejscach rzeczy zajmujące, przy których nasz Ojciec był przy
tomny. Pierwsze miejsce wykopania było przy czwartej stacyi drogi krzyżowej, gdzie katoliccy Armeńczycy znaczny kawałek pola zakupili i parę metrów pod dzisiejszą powierzchnią rysy i bruk mozajkowy wielkiego kościoła chrześciań- skiego znaleźli. W tym bruku mozaikowym znajdują się między białemi i żółtemi kamykami dwie stopy wyłożone czarnemi kamykami. P alce tych stóp pokazują na drogę krzyżową tylko 8 albo 10 kroków oddaloną; widzimy w ięc, że już chrześcianie w pierwszych wiekach dobrze znali to miejsce, gdzie M atka Boska stała, gdy na Syna swego na mękę prowadzonego patrzała.
P rz y widoku takich znaków po kilka wieków z gruzów wykopanych, opanuje człowieka mi
mowolnie jakieś wzruszenie. Armeńczycy k ato liccy chcą na tóm mieiscu kościół na cześć Bo-
leśnej M atki Bożej i dom przytułku dla icłi pielgrzymów wybudować, jak już też tam pier
wej był kościół, na którego rozwalinach Turcy dom do kąpania zbudowali. —
Drugie miejsce wykopania znajduje się pa
rę set kroków przed bramą damasceńską; tu jest reszta wielkiego i dobrze utrzymanego kościoła św. Szczepana. Żaden przeczuwać nie mógł, że tu pod gruzami pustych ogrodów, jak takie się znajdują przed bramą ku Damaszkowi są zakopane tak zajmujące rozwaliny. Szewc jeden z Jerozolimy zakupił tam kawałek ogrodu, aby tam dom sobie postawić; przy kopaniu gruntów trafił na mury z ociosanego kamienia robione, które jak były odkryte, pokazywały mury obwo
dowe, absidy i ołtarz kamienny ładnego kościoła św. Szczepana z trzema nawami, o którem pi
sano w starych dokumentach. Antipodium ołta
rza było z wielkiego kamienia płaskiego na nim pięknie malowana robota półwypukła, z figurami dwunastu apostołów i Jezusa. Grecy natychmiast odkupili od szewca to miejsce szacowne za dużo pieniędzy i posiadają go teraz za własne.
W Jerozolimie być, a potem tylko o naj- mniejszem i najskromniejszem niemieckiem dziele mówić a nie wspomnieć o największych i naj- zasłużeńszych pracach, t. j. o zakładach 0 0 . Franciszkanów , toby było niesprawiedliwie.
Owszem tutaj tylko małą mogę dać wskazówkę, bo aby wysilnie o ich uczynkach w Ziemi świętćj
mówić, nie starczyłaby wielka księga. Jednak przynajmniej muszę pokazać, co oni w ostatnim czasie uczynili dla chwały rzeczy katolickiej.
Dnia 11. marca szedłem do Betlehem i dziwiłem się nad kościołem klasztornym i parafialnym, który w ostatnim roku był nowo wybudowany przy starej (od G-reków im wydartej) bazylice groty Narodzenia naszego Odkupiciela. P rzez to wielkiej potrzebie katolików w Betlehem jak najgodniej zadosyć uczynili, bo z starej ciasnej kaplicy zrobili nowy obszerny kościół z trzema nawami. Przez wspaniałomyślność cesarza au- stryackiego, który im więcej jak 60,000 reńskich posłał, było im można, ten kościół postawić.
Teraz też i ich kościół parafialny i klasztorny w Jerozolimie poczęli rozszerzać, co prawdziwie było potrzebnem; bo co dotąd od 300 lat był kościołem parafialnym w Jerozolimie, nie było nic innego, ja k tylko mała, nizka, ciasna, cie
mna kaplica starego klasztoru Georgianów, który sobie w wieku średnim po ich okrutnóm wygna
niu z klasztoru Syon jako miejsce ucieczki byli kupili. Dla pierwszego kościoła parafialnego w świecie, czem prawie kościół parafialny w Jero zolimie jest, było takie miejsce bardzo niegodne i niedostateczne; dla tego też chociaż 0 0 . Pran- ciszkanie żadnych nie mają środków, było ko
niecznie potrzebno, starą kaplicę przynajmniej na mały i śliczny kościół przebudować. Bez w ąt
pienia więc usilnie muszę się odwoływać do do
broczynności katolików, aby pomagali przy bu
dowie pierwszego kościoła głównego.
J e st to jakaś szczególność, że P a n Bóg tak dopuścił, iż prawie do missyi Palestyny, która ponieważ pod panowaniem Muzułmanów, naj
większej i najhojniejszej pomocy potrzebuje, p ra
wie bardzo ubogiego św. Franciszka i jego ubo
gich uczniów powołał, którzy nie mieli innego bogactwa, oprócz gorliwości w wierze św. i mę- ztwa w ofiarach. Lecz opieka Boska i miłość serc katolickich w dalekim świecie przez 600 lat ich wiernej straży ani w największych i najo
krutniejszych czasach ich nie opuściły. W ierny i dla celów religijnych wspaniałomyślny wiek średni był im wielką pomocą; lecz inaczej się to teraz stało w naszym czasie niedowiarstwa i za- kamieniałości naprzeciw wszystkim celom religij
nym w udzielaniu pieniędzy, chociaż też i te ra źniejsze wielkie żądania i wydatki mają i częścią się powiększyfy. Są to już corocznie 100,000 franków, co kustodya w jej missyi tylko dla ubogich wydać musi, ponieważ dużo katolików bez tej pomocy wcale by nie mogło żyć. Do tego przychodzą koszta do nabożeństwa na wszyst
kich miejscach świętych, w ich licznych parafiach i utrzymanie świętych rzeczy; dalej te wielkie wydatki na utrzymanie szkół, w których bez z a płaty uczą; nareszcie nabycie tego, co należy do tych domów, w których pielgrzymów z wszech narodów z jedną miłością i gościnnością, tylko
dla miłości Boga przyjmują, pomieszczają i ży
wią. To są bardzo wielkie wydatki, nawet większe ja k sobie myślisz, szanowny czytelniku, których nie można wynagradzać przez dochody, bo takich w św. ziemi nie masz, tylko przez uciążliwe zbiory Ojców Franciszkanów i przez miłość katolików. P rzez takie działanie z wy
trwałością i z ofiarami i przez mnóstwo męczeństw w 600 lat Franciszkanie krwawo i drogo sobie kupili prawo obywatelskie w Ziemi świętej; a historya sześciu wieków jako najprawdziwszy świadek, zapisuje chwalebną koronę szlachetnych uczynków i cierpień na rozmaitych zawodach nauk i miłości ku bliźniemu tych najwierniejszych stróżów miejsc świętych. Jednak od roku 1263
— 1637 roczniki podawają imiona już 229 F ran ciszkanów, którzy przez okrucieństwo Muzułma
nów w ziemi św. swą krew jako męczennicy ofia
rowali. O dużo innych rzeczach milcząc, chcę tylko o tern przypomnieć, że dyamentem rzucają
cym najjaśniejsze promienie w koronie ich cnót i zasług, palmą i prawdziwym honorem ich 600 letniego posłannictwa i gorliwości missy onalnej przedewszystkiem to jest: że przez ich przygo
towania w teraźniejszym czasie stolica patryar- chalna, to jest stolica biskupia w Jerozolimie jest wznowiona i że kościół św. jak najlepiej jest utwierdzony.
To są tak wrażenia i przypomnienia, które mimowolnie odwiedzenie Jerozolimy w każdym
wzbudza, który z miłością w św. mieście prze;-:
niejaki czas bawi; takie też i naszemu Ojcu niemieckiemu, który się przy swoim odwiedzenia szczególnie sprawą niemiecką zajmował, żywo przed oczami stanęły; i on je chciał po szczę- śliwem powróceniu do Egiptu, swym miłym przy
jaciołom opowiedzieć, ponieważ u nich bez w ąt
pienia jak olej świeżo przylany do dalszego pa
lenia płomyka miłości do ziemi św., do 0 0 . Franciszkanów a szczególnie też do naszego insty
tutu niemieckiego za wolą Boga się przyczynią.
Aleksandrya, w czerwcu 1882.
Ojciec W ładysław Schneider, missyonarz apostolski.
Droga krzyżowa w Jeruzalem,
lii iii spgp
T a stacya, która nam przypomina przybicie Zbawiciela do krzyża, znajduje się także w ko
ściele Grobu św. czyli na K alw aryi. Miejsce to oznacza dziś kw adrat mozaikowy na posadzce przed ołtarzem przybicia do krzyża.
P r z e g l ą d
d och o d ó w i ro z ch o d ó w T o w arzystw a B o żeg o Grohu w Górnym S z lą z k u w roku 1882.
U O C H Ó D . *
I. Zwyczajne roczne składki:
Przez F. M. z P o d l e s i a ...^ 16 —
„ F. P. z G o l a w c a 30 50
„ P. S. z P a p r o c a n 13 —
„ Pł. z D o m b r o w k i... 6 —
„ Pn. z D o m b r o w k i... ... 18 50
„ W. z B y t o m i a ... 9 —
„ ks. prob, z C h o rz o w a ... 80 10
„ ks. dziek. W. z Wieszowy . . . 22 —
„ M. z B y t o m i a ... 1 —
„ ks. prob. Ch. z Miasteczka . . . 10 —
„ P. B. z C ielm ic 30 30
„ P. P. z G o l a w c a 30 —
„ T. L. i M. L. z Wilkelminenhiitte 10 —
Kadzionków 77 20
Toszek przez T. Rz 18 —
M a tzk ir cli 6 —
Poznań . . . . . 39 —
Opole (przez ks. Ń . ) 33 50
-Łoncznik ...22 60 Koźle i o k o li c a ...126 — Kostenthal (G o s'c ie n c in )... 260 10
Prudnik (przez ks. K . ) 361 50
Prudnik i Ruda (przez P . ) ... 339 — Kierpień przez Th... 60 —
„ jubileusz ja łm u ż n y ...60 —
„ na pewu^, in t e n c ję ... 4 50 Niemieckie Piekary ... 100 —
Wielkie Strzelce . 100 —
Do przeniesienia 1883 — 80;
Z przeniesienia M 1883 J, 80
G ło g ó w e k ...128 —
K o m p r a c h c i c e ... 115 —
S zeroka... 400 —
K y b n i k ... 200 —
Ostróg, Hammer i Błażejowice . . . . 57 30 B en kow ice...94 —
M is t it z ... ... 39 50 T u r z a ... 37 50 B u d z i s k ... ... 18 —
D z ie r g o w ic e ... 6 50 Hammer 32 50 Leng i O s t r ó g ... 2 —
Racibórz, Ostróg, Hammer, Liszek, Mar- k o w i c e ... . . 240 —
Suma ^ 3254 ^ 10 II. Ofiary na msze św. Rybnik Dr. K...... . . . Ji. 370 — Niemieckie P i e k a r y ... ... 20 —
Wilhelminenhütte T. L. . . . . . . 20 —
Wielkie Strzelce 200 — Miasteczko ... 97 50 C h o r z o w ... ... ... 12 —
Poznań . 3 —
Suma ^ 722 J, 50 Ogółem wszystkich dochodów z Górnego
Szl^zka w roku 1882 3976 60
Przeniesienie przewyżki z roku 1881 . . 763 59 Suma M. 4740 Ą 19 K O Z C O Ö D .
Za polskie broszurki Towarzystwa . . dł- 103 Ą — Porto i przesyłka . . . . . . . . 12 70
Do przeniesienia Jl 115 „j 70 2
Z przeniesienia j i 115 4 70
N a msze św. o d esła n o 722 50
Do zarządu tt Kolonii odesłano . . . 2845 70 8uma J i 3683 J, 90 Z E S T A. WIEOVIE.
Dochodu ... J i 4740 19 R o z c h o d u ... . . . 3683 90 Pozostaje stan kasy na rok 1883 ! . Jt 1056 s 29
Rozkrzewienie wiary katol. w Ziemi św.
w roku 1881.
Kościół katolicki w Ziemi św., ja k pisze Najprzewielebniejszy patryarcha jerozolimski w roku 1881 powiększył się o 400 dusz, pomiędzy któremi jest około 200 nowo nawróconych. P rzej
ście na łono kościoła katolickiego dzieje się zwy
kle ze strony chrześcian szyzmatyków, to jest odszczepieńców. T ak na przykład w wiosce A in-A rik mieszka blisko 200 szyzmatyków gre
ckich, nie mających duchownego swego. Od dwóch lat złączyli się niektórzy z nich z missy- onarzem katolickim w Ram alla, który ich odtąd często odwiedzał i nauczał. Od tego czasu po
wróciło ich więcej jak 70 do kościoła katolic
kiego.
N a innem miejscu, zwanem Raffidia, co jest wsią bardzo zaludnioną, pokazuje się między ludnością szyzmatycką jeszcze większa przyjaźń
ku kościołowi katolickiemu. Usilnie prosili o jakie miejsce dla szkoły i kaplicy, i zbudowano im zatem w tym celu B pokoje, chociaż guber
nator z łsTaplus pobudzony od Greków, wielce się temu sprzeciwiał. K ilka familii się nawró
ciło i można się spodziewać, że w tej wsi pię
kna będzie liczba katolików. Ci nowo nawróce
ni nie są podani w liczbie powyższej.
Kiedy zaś z jednej strony kościół przyje
mnie wzrasta, z drugiej strony duchowieństwo szyzmatyckie ubiega się o to, aby katolików nawróconych przywieść do odpadnięcia. Tak chciano katolików w Erm em in uwieść, obiecując im zbudowanie kościoła w ich wiosce; lecz mi- syonarz szyzmatycki odesłany, aby zakupić miejsce do zbudowania kościoła musiał powrócić nic nie wskórawszy. Do M adaba posłano bisku
pa grecko-szyzmatyckiego, aby pobudzał całą ludność do powrotu do K arak, obiecując im przy tern obronę patryarchy greckiego. Skutkiem wy
niesienia się stałby się całkowity upadek misyi katolickiej w Madaba, lecz nie słuchano na tę pobudkę, która misyi katolickiej nawet była ko
rzystną, ponieważ kilku szyzmatyków postano
wiło, wstąpić do kościoła katolickiego.
Lecz te radosne wypadki zamącone zostały odpadnięciem 200 katolików w Betlehem, którzy na początku przeszłego roku odpadli od kościoła katolickiego. Powodem tego było założenie no
wego cmętarza przez Franciszkanów, z którym
2*
kilku mieszkańców nie było zadowolnionych„
Duchowieństwo szyzmatyckie korzystało z tego nieukontentowania i podawając ludziom pieniądze i suknie przywodziło ich do odpadnięcia. Lecz przeniewiercy wnet żałowali za swoje przestęp
stwo i niektórzy chcieli się zaraz połączyć z ko
ściołem. I przyjęto znów wszystkich, którzy uczynili publiczną pokutę to je st: co trzy nie
dziele za porządkiem podczas nabożeństwa przed drzwiami kościelnymi z świecą w ręku klęczeć musieli.
To wielkie zgorszenie tylko jednego naśla
dowca między wszystkiemi misyami patryarchatu w Gifne znalazło. Zły człowiek, który chciał wstą pić do stanu kapłańskiego, zwiódł, niemogąc dostą>,r pić wyświęcenia, blizko 80 osób do odpadnięcia, które jednak wnet po odprawionej pokucie pu-f blicznej do kościoła katolickiego przyjęte zostały.
Oprócz tego opuściło około 30 osób tej samej wioski zdrożność i pozostało katolikami; i teraz ludność katolicka równa się co do liczby ludności szyzmatyckiej.
Co się tyczy uczucia relijnego katolickiej ludności w ziemi św., która nareszcie jest bardzo zapalczywego charakteru, to powiedzieć można, że coraz więcej się wzmaga. Bo zkądże by była ta k wielka żałość za winę popełnioną, tak po
korna prośba o odpuszczenie, tak chętne przyję
cie pokuty publicznej? Oprócz tego znajdziesz u nich wielką wierność przy wypełnianiu oho-
wiązków religijnych, pilne odwiedzanie kościoła, częste przystępowanie do sakramentów św. i roz
weselającą staranność o naukę dziatek. Chociaż życie religijne co raz więcój się rozszerza i wzma
cnia, jednak stan rzeczy katolickiej w ziemi św.
wzbudza obawę, bo musi walczyć z współubie- ganiem się niekatolików. T ak duchowieństwo szyzmatyckie, które od 10 la t o parafianów swo
ich mało się było troszczyło i szkoły swe poza
mykało, otwiera takowe znów, spuszczając się na pomoc Moskali, rozdrażnia ludność szyzma- tycką naprzeciw działaniu misyonarzy katolickich i szuka nawet i katolików uwieść do odpadnię
cia. Protestanci, którzy nad wielkiemi środka
mi posiłkowymi rozporządzają, co raz dalej się rozszerzają; i choć nabożeństwo protestanckie mało się zgadza z charakterem ludności wscho
dniej, to jednak gorliwość, z którą protestanci młodzież szukają opanować, swego czasu przy
niesie owoce i rozszerzeniu wiary katolickiej będzie szkodliwą.
K airo w Egipcie 23. listopada 1882.
Opowiadania
z mego życia misyjnego podczas ostatniej wojny w Egipcie.
Napisał Ojciec Placidus, franciszkanin.
W . P . ! Racz przyjąć serdeczne podzięko
wanie za przysłanie mi czwartego niemieckiego zeszytu towarzystwa „G robu Bożego.“ Czyta
łem go z wielką ciekawością. Ojcu W ładysła
wowi, współbratu memu, oświadczam chętnie zu
pełność doniesień jego z 9. września, kiedy pisze: „z Kairo brakuje od 14 dni wszystkich wiadomości; już żadnego nie ma połączenia;
O. Placiduś sam tam jest.“ Od 15. lipca (w ten dzień opuścili nas nasi 15 współbracia, 0 0 . Jezuici, wszyscy księża grecko-katoliccy z ich biskupem, Maronici, Syryjczycy, jeden ksiądz kaldejski i kilku armeńskich, dalej siostry
„Dobrego P asterza“ i „Dames de la legion d5 honneur“ ) byłem razem z E ra Creseenzo, wier
nym tercyarzem, stróżem domu. Ponieważ oby
dwaj byliśmy wyćwiczeni w rzeczach wojny się tyczących i byliśmy razem we wojnie, i zapach prochu nie był nam dziwny, spoglądaliśmy na ówczasowy stan rzeczy w Egipcie — mimo stra
chu ogólnego i następującego wyniesienia się, w którem pomiędzy pierwszymi panowie konsu-
Iowie, nasi protektorzy mieli udział, — z przy
jemnością byliśmy gotowi jako dobrzy żołnierze nie zejść z naszego stanowiska i tak honor za
konu ratować. Z resztą nie byłbym też mógł odejść ze względu religijnego; ponieważ z 35 ,,Braci szkolnych“ jeszcze było 8 zostało, któ
rzy nie są kapłanami i pod moją jurysdykcyą stoją. Za zezwoleniem mego przełożonego, O.
Ermenegilda da Eerentino zaprowadziłem już w dzień odjazdu moich miłych współbraci grunto
wną reformę mego domu wojskowego, przez od
dalenie sług naszych Mohameda i Hassana ze służby na zawsze, a przyjęcie chrześcianina Sło
wianina. Od niego dowiedziałem się, że jeszcze dużo arnautów, którzy są dobrymi katolikami, rusznikarzy i handlarzy broni jest w mieście, którzy mieszkali przy cytadeli i chętnieby się z moim pozwoleniem wprowadzili w opuszczone domy klasztoru naprzeciw leżące. Chętnie przy
stałem na żądanie tych dobrych ludzi, ponieważ w czasie zgrozy i gwałtu wiernych i silnych są
siadów mieć musieliśmy; było bowiem w naszej dziel
nicy mniejszej tylko dwóch chrześcian pozostało, stary mężczyzna! chora niewiasta. Inni, najbliższych domów i ulic mieszkańcy byli gorliwymi maho- medanami. Nie małe zadziwienie sprawili ci ogromni synowie czarnych gór, kiedy wieczorem w ich ubiorze narodowym do nas przybyli i setki karabinów, rewolwerów, szabel i puginałów wy
kładali. Skoro się rozgospodarowali, zawiąza-
łern z nimi (dwunastu ich było) przymierze za
czepne i odporne. „Dobro, fala Bogu“ była ich odpowiedź na moje przedstawienia. Potem udałem się do prezesa policyi Ibrahim Bey Pohsi aby go prosić o dwóch żołnierzy do strzeżenia kościoła i klasztoru. Z największą przyjemno
ścią prezes udzielił mi to zapewnienie, mówiąc
„Ojcze, nie bój się ani o Cię, ani o kościół i k la sztor, kapłanów i zakonników noszę na głowie“ , dosłownie po arabsku: ,,ana bicheb fo el ras“ , noszę ich na głowie. Po tych zaręczeniach i grzecznościach posłał nam prezes dwóch żołnie
rzy policyjnych i rozkazał im nasz dom obraniać i tego Ojca — pokazując na mnie, — wszędzie odprowadzać, inaczej, mówił, „powróz koło szyi, proch, ołów“ ! Ajenci policyjni odeszli, kłania
jąc się głęboko, prosto ku naszemu klasztorowi św. Grobu. Tam też znalazłem tych posłusznych sług przy moim powrocie. Około południa za
prosiłem ich do obiadu arabskiego, który był przygotowany z ryżu i makaronu. Słudzy po
licyjni brali wszystkiemi 10 palcami potrawy im postawione według swego zwyczaju i powtarza
li ten nieokrzesany zwyczaj codziennie, aż do wielkiego Ram adan czyli miesiąca postu, który prawie przypadał w czas wojny. W ten czas pościli, jak wszyscy muzułmanie, cały dzień, aż w ystrzał armatni im zachód słońca ogłosił, chwila, kiedy fajkę zapalić i skromną kolacyę w kla
sztorze do siebie wziąść mogli. Oni mieli nawet
rozkaz i przez noc nas strzedz, lecz ja ich od tego uwolniłem i idąc do swej familii najprzód mi rękę całowali mówiąc: „mafisch h o f ‘ (nie ma strachu.) Strachu też wcale nie miałem, ani w pierwszych dniach w naszej idyllicznśj zaci
szy, ani też ku końcu, kiedy byliśmy na śmierć skazani. Owszem byliśmy przygotowani na wszystko i przynieśliśmy Bogu nieraz ofiarę ży
cia naszego. Jednak czytałem codziennie mszę św. publicznie, to' jest, w kościele dla publi
czności otwartym. N a zadziwienie przychodzili wierni wszystkich obrządków, którzy pozostali w Kairo, licznie na ofiarę św. Kiedy dawałem popołudniu u braci szkolnych błogosławieństwo z najśw. Sakramentem, znalazłem obszerną ka
plicę gęsto napełnioną, większą częścią schy- zmatykami, G-rekami i Armeńczykami, którzy w domie klasztornym bezpieczniejszymi być się mniemali, jak w ich własnym.
Ci klienci protegowani przez braci, odpo
wiadali mi jak z jednych ust, na modlitwę w dyecezyach włoskich zwyczajną: „Dio sia bene- detto“ . (Niechaj Bóg będzie uwielbiony!) P ó źniej dowiedziałem się, że ci szyzmatycy byli przedtem uczniami „Braci i sióstr dobrego P a sterza4 ‘ i sióstr św. Franciszka. Chociaż mszę św. i religią znali i upodobanie mieli w obrząd
ku łacińskim, jednak pozostali ci nieszczęśliwi ludzie w szyzmie i w herezyL Przyczyną tego zjawiska godnego pożałowania u Greków jest
pycha narodowa, która też jest źródłem nieusta
jących grzechów przeciwko Duchowi świętemu.
Ztąd też pochodzi okropne zaślepienie ducho
wieństwa szyzmatyckiego świętokradztwa do nie
ba wołające o pomstę przy udzielaniu sakram en
tów św., tak że kładą umarłemu hostyą św. do ust. Nie ma się więc czemu dziwić, że naw ró
cenie tych, którzy od kościoła odpadli chociaż nie jest niepodobnem, je d n a k , bardzo tru- dnem. Jużci dożyłem podczas wojny przy
padku nader cieszącego, że się jeden Grek w religii katolickiej dobrze wyćwiczony jeszcze przed swoją śmiercią nawrócił do wiary katolickiej.
Gdy ten chory usłyszał, że mówię po grecku, radość błyszczała mu z oczu. Uczeń ten Laza- rystów umiał jeszcze dużo modlitw katolickich na pamięć, był zawsze obecnym przy mszy rzymskiej i czcił, jak powiadał, serdecznie M atkę Boską; ona mu odzieliła tej łaski, że się jeszcze przed śmiercią mógł poprawić. Po w y
znaniu wiary przyjął z czułą pobożnością sakra- menta św. Ciało tego Greka, jako też wszyst
kie inne, pogrzebałem publicznie i uroczyście w starem Kairo na naszym cmentarzu. P rz y ta kich przyłeżytośeiach odprowadzali mię agenci policyjni. Na nieszczęście eskadrę policyjną włoską tak napadła panująca bojaźń, że ją ani przez prośby, ani przez zarzuty tchórzostwa za
trzymać nie było można. Naczelnicy i urzęd
nicy podwładni wynieśli się z Kairo. Tylko
dwóch włoskich oficerów pozostało, lecz w ubra
niu cywilnym. Przez czas biedy pokazali się Niemcy najodważniejszymi. Licząc jenerała au- stryackiego von Möckele, informatora księcia Mahmud, naszych wiernych, dużo ich brakowało, ale jednak mieliśmy jeszcze nad 500 Austrya- ków. Niemiecki aptekarz Sikenberger, któremu pruski jenerał von Plötz, przed swym odjazdem oddał agenturę konsularną, powiedział mi, że je szcze 54 familii północno-niemieckich znajduje się w Kairo. Prancuzów i Włochów było mniej.
Jednak przy pogrzebie Francuza zabitego mo
głem obecność tylu francuzkich urzędników po
twierdzić, że z powodu tego miałem przemowę, której owocem było dużo dobrych spowiedzi na przyszły dzień. 25 powozów i 2 omnibusy je
chały za trumną nieszczęśliwego rodaka. Po mowie pogrzebowej przyszło dwóch grzecznych Francuzów, dyrektorzy hidrauliki i zakładu ga
zowego, do mnie, dziękując mi w imieniu kolonii francuzkiej, ,,za uczynek, którego nigdy nie za- pomnią“ . P rzy powrocie do domu spotkaliśmy się z bateryą arabską. Na nasz ukłon odpo
wiedzieli oficerzy z grzecznością. P rzy powro
cie do klasztoru znalazłem list Najprzewielebniej- szego arcybiskupa, ks. Anacleto Chicaro, w któ
rym mi za to dziękował, że nie opuściłem mego stanowiska, mianując mnie proboszczem i łaski Boskiej mi życząc, abym wiernie i śmiało moją powinność pełnił. Łaska Boska w tym nader
ciężkim czasie dużo mi dała odwagi i w ytrw a
łości, Jemu chwała! W każdym czasie pasto- racya w kraju muzułmańskim jest bardzo cię
żką, lecz w czasie wojny między Turkami i ludźmi niewiernymi, kiedy fanatyzm religijny przez mowy „ulematów i szeików meczetów“
(kościołów tureckich) jest wyuzdany, misyonarz zawsze się znajduje w niebezpieczeństwie życia.
„Bo strachem najstraszniejszym jest człowiek w swem szaleństwie“ . To zdanie poety nadto się w ostatnich pięciu miesiącach sprawdziło. Nasi starzy słudzy klasztorni powiadali otwarcie O.
Crwardjanowi: „Ju ż po wierze chrześciańskiej, A rabi zwycięży nietylko Anglików, lecz też Włochów, Hiszpanów i Francuzów: wielki pan (sułtan) będzie panować nad całą Europą a re- ligia wielkiego proroka we wszystkich krajach będzie opowiadaną i przyjętą. Arabi jest wiel
ki, Pan Bóg z nim“ ! Tak mniemali wszyscy zwyczajni muzułmanie ; ztąd nienawiść naprzeciw wszystkim chrześcianom która się w demonstra- cyach różnego rodzaju codziennie w głównem mieście wyjawiała. Dzieci przechodziły przez miasto wołając: „Zabić chrześcian! Seymour jest.
synem grzechu, synem psa (ebn el kelb.“ ) J a k szedłem do braci, aby im podać sakram enta św , wołali niektórzy fanatycy: „ P a trz , to kapłan frankoński, temu trzeba szyję urżnąć“ ! Takie przyjemności słyszałem też przy odwiedzeniu Ojca Yenanzio w Oonyentino, lub kiedy szedłem
do kanonika Monos, aby go i jego dwóch żo- xiatych kapłanów (koptyckich) odwiedzić, którzy z żonami i dziećmi tam pozostać musieli i wielce się bali. Kapłani ormiańscy pokazywali więcej odwagi.
Ormianie są księża katoliccy najlepiej wy
kształceni na wschodzie; są bardzo szacowani w obchodzeniu bardzo grzeczni, oni żyją w bez- żenności. W K airo zaszczytnie się odznaczyli od innych kapłanów wschodnich przez to, że przynajmniej po dwóch przy swoich parafiach pozostali; z wielu zaś księży greckich, którzy mieli wielkie probostwo, ani jeden w mieście x>'e został. Dla tego był też nasz kościół pod- eżas jedynej mszy świętej, gęsto napełniony przez Greków. Grecy (szyzmatyccy) odprawia
ją swoja mszę św. po staro-grecku i czytają owangelią ludowi po nowo-grecku. Potem przy
chodzili do naszego kościoła Marónici, Syryjczy
cy (katoliccy) i młodzieńcy przyjmowali ode- mnie komunią św. pod jedną postacią. Bojaźń, aby nie byli zm asakrow ani, przyprowadziła wszystkich do kościoła i do przyjmowania sa
kramentów św., do których już przez dużo lat nie byli przystępowali. J a k prawie przed wiel- kiem wyprowadzeniem się z Egiptu Europejczy
cy oziębli swe dzieci dwu- i trójletnie w masach przynosili do chrztu św. (tak że 3 kapłani bez
ustannie chrzcili a czterech świadectwa chrztu pisali), ta k też nie mało matek przywodziło
swoje dzieci do chrzcielnicy. Lecz jakie to m atki! Chrześciańskie, ho są chrzczone, F ra n cuzki, Austryaczki, ale wydane ja k mówiły, za Turków! Daremnie napominałem wielu z tych
„Turków “ , którzy we Francyi i w A ustryi n a ukom się oddawali i ożenili się, przystąpić do wiary katolickiej, lecz zawsze dostałem tę od
powiedź: „O tej rzeczy będziemy inny raz mó
wić.“ — W starem Kairo miał stać stary B a
bylon (pewnie tylko ja k i kasztel), bo Kairo, nowoczesny Babylon, nie ustępuje co do moral
ności staremu w niczem a może go jeszcze prze
wyższa.
W ojna oczyściła Egipt z śmieci i w yrzut
ków pół świata, które się tam nazbierały z k a żdym przybyciem okrętu, jakie rozmaite państwa rodakom swoim posłały, odeszło tysiąc osób z k raju Francuzów. Między Grekami i W łocha
mi, którzy opuszczali Egipt, widzieć było można rozbójników najgorszego rodzaju. Konsulowie dali im chętnie potrzebne paszporty, aby ich się pozbyć. N iektórzy jednak mimo usilnych za
proszeń, aby się wybrali z Egiptu, pozostali w mieście. Często trafiłem na takiego człowieka w ulicach miasta, lecz w czasach, kiedy na wszy
stkich miejscach śmierć chrześcianom groziła, pozdrowili mię grzecznie, skoro mnie ujrzeli.
Lecz dotąd opowiadałem tylko niemiłe epi
zody z życia mego misyjnego, wolno mi zatem będzie też i o rozweselających rzeczach niecoś
powiedzieć. W ostatnich czasach nigdy nie p ła
kałem, ani w momentach, kiedy życie moje było w największem niebezpieczeństwie, lecz czasem się też serdecznie śmiałem, kiedy inni płakali.
T a k rozweseliłem się bardzo, ja k mi jeden Arab łaciński ze łzami powiadał, że swoje ziobro stra
cił. ,.Dobrze,“ odpowiedziałem mu, uśmiechając się, „jeżeli znajdę twoje ziobro, oddam ci go nazad“. „Gdzież ta k mogłeś stracić jedno z twych 24 ziober?“ pytałem go się. „ J a tylko mam jedno ziobro“ odpowiedział mi Arab, „a to się dzisiaj, chociaż my już dawno w małżeństwie żyjemy, na policyi ogłosiło za T urka.“ Jego ziobrem była więc jego żona. „Cóż mam więc czynić, aby Ci oddać twoje ziobro?“ pytałem się dalej. „Proszę mi napisać bilet z wielką pieczęcią i nadmienić, że ona jest moją małżonką.“ N a pisałem więc reklamę w tern zdaniu do przeło
żonego policyi. P o nie długim czasie przyszło dwóch żandarmów z niewiastą, welonem zasło- nioną ku klasztoru. Za nimi szedł człowiek.
W net poznałem w nim tego, co stracił był zio
bro. Z ciekawością oczekiwałem tych rzeczy, które się przedemną miały dziać. „Pokój z to
b ą “ , mówił jeden z żandarmów. „Pokój z wa
mi“ , odpowiedziałem według zwyczaju. „Cze
go chcecie?“ „Przełożonego“ . „ J a jestem, który z wami mówię. Po innych jeszcze zwy
czajnych pozdrowieniach przyszła długa mowa, której krótkie znaczenie było, żebym poszuki-
wał, który z małżonków jest winnym, aby był ukaran. Ponieważ mi już przedtem wiarogodni świadkowie byli powiedzieli, że w tym przy
padku oboje są winnymi, postanowiłem krótko się z nimi odbyć. „D la czego poszłaś ty na policyą“ ? pytałem się niewiasty. „A by zaska
rżyć mego męża, ponieważ mi nie chciał dać pieniędzy na utrzymanie gospodarstwa“! „ I dla tego chciałaś zostać Mohamedanką“ ? pytałem się dalej. Przy tern poczęła głośno płakać i zapewniała mię, że nigdy nie chciała odpaść od swej wiary, ale przeciwnie, że ona chce: w ła sce Boskiej, a nie w rękach Turków umierać.
Po tak rzetelnem wyznaniu tej niewiasty, mó
wiłem do jej oskarżyciela, męża: „Słyszałeś, że twoja żona nie odpadła od swej wiary, więc ty ohełgałeś mnie. Powiedz mi prawdę, albo cię dam batem przetrzepać.“ „Ach, już tyle do
stałem batów pod podeszwy u nóg, to musiałem wierzyć, że . moja żona została muzułmanką“ .
„D ałeś ty twej żonie dosyć pieniędzy na u trz y manie?“ pytałem się dalej. „Tak je st!“ „N ie!“
mówi niewiasta, „on mi tylko dał parę pi astr ów.“
„C halar!“ (dosyć mocnym głosem powiedziałem).
„W idzę, żeście obaj winni i k ary godni.
Drukiem T e o d o r a Z a l e w s k i e g o w Gliwicach,..
(Ciąg dalszy nastąpi.)
S ' ' 5' '' '
-
z : ..i :- ■ ' r :
4 r\> v. •• •.' ■' V . 8:7T- ' • " . r. • t': ••■• ^ - >>
■ ST
-.'V ^ :&•
'1 '■f -
v >- - >
. V V , ,
aev
' , ix,
- l
i .--'X Ä
; '; . . - c .- ■ i '■■■>-Sv--'. ■: • : -1-? .,- . 3 s.; ?! H^ y : : . - y/-; -i ,
i ' ^ . - " J -'?
' - ’ '' ' 1 r
X - _ ' - •
- Y . . Y V J - ■ S , Y - , - . T Y y
, • Ä'A
■ ■ - "■ .' s ,. Y .. : s..
s.':_
y \ - ^
V - Y
•, . A ( - ‘
- •-^'C
’ Y Y • - . , Y 'V: a Y - " .
' ^ X ’ X-' ’ ‘ ' " / f • ’
v r-r
’ 'v; t ■
-
t,. ,
• — ' ' V-' . $> :■
j ■ j : - Y ■
- ę -
Y .,fÄ ;:V- ' Y-V
:T:Y s .'vrV .v7^ ' ' -
. , I y,'" ’y 'YY'; X'; . , . ' " ' ,- Y , ' S r , ^ ^ ^ X ( (
^ ' 7 - 0 s : ' x r '
's',y:. ■. ;,> Y tY y '. y y Y ' ' : y y .' . y '' ’
N. ' —y-' . ‘
■
■■ f 7:; :•• ' ' ^r) ■
l*. ■■ 'Y/-V .. .
•; - r.
\-;s; V» '; > Y-
Z V- ' p ' C ' ^ S : ::' Y ■ -■ - ^ ' ' P V" Y ... r..',> ^ X- P 7 - p .p ... ■ ,7 ; '
- T •• .* • J3-: P 7 ‘ •- ^ 7 ^ ' ~ ' • . • :.- •/ -i
7 :--■ ■-- ' ■"■ . ''.-7 7 P:y -7'
v '
' -
77'i'777