% ^ (4Hł)
“’A
Towarzystwo Bożego Grobu.
Bocznik XIY. 1881. Zeszyt JI3 31.
Kedaktor: X. S. K o r pa k w Radzionkowie. W października.
D l a c z ło n k ó w t o w a r z y s tw a w G ó r n y m Szlązkia.)
S p i s r z e c z y . W spom nienia z pielgrzym ki G órnoszlązaków do L o reto w ro k u 1877, (Ciąg dalszy.) — S kładki na dom przy tu łk u . — O braz i opis. — Spraw y ko
ścioła św. — W iadom ości. — R eligia m uzułm ańska. —
Wspomnienia
% p i e l g r z y m k i G rórnoszlązaków do L o r e to
2 ) W roktt 1877. (Ciąg dalszy.)
Przez X . S . K .
Miasto Tryest, do któregośmy przybyli, jest
<ąi' iżniejszem. portem państwa anstryackiego i stolicą handlu morskiego z krajami wschod- niem i; bo ztąd Lloyd to jest towarzystwo że
glugi parowej rozsyła swoje okręty do Egiptu, do Ziemi św., do Smyrny, do Carogrodu i t. d.
Do sobotę wychodzi parowiec to jest okręt parą ędzony do Ziemi św., tykając w drodze Ale
ksandry . Tryest liczy przeszło 100 tysięcy mieszkańców; można tu widzieć różne narody i ubiory i słyszeć różne języki, ale włoski język przeważa. Nowa część miasta ściele się
nad morzem, kiedy stara pnie się po nagim wzgórzu i dla tego dla wozów jest nie przystę
pną. Zajechawszy do pobliskiego hotelu,,Euro pa“ , po krótkim odpoczynku wyszliśmy, abyzwiedżić miasto. Wstąpiliśmy do kilku kościołów, na przykład do kościoła św. Antoniego, do katedry św. Justa i nawet do kościoła greckiego, we wnątrz bogato ozdobionego. W nowej i pięknie wymalowanej cerkwi rosyjskiej, którą Moskal na swoje koszta wybudował, po południu wła
śnie pop z kilku chłopcami jakieś nabożeństwo z śpiewem odprawiał, ale tylko jeden mężczy
zna byl przytomny, który ciągle się kłaniał i w grecki sposób się żegnał; na ostatku rozda
wano chleb. Niektórzy z nas odwiedzili po południu na statku parowym piękny zamek Miramare, zbudowany nad morzem przez nie
szczęśliwego cesarza meksykańskiego Maksymi
liana. Tu na nagich skałach urządzono śliczny ogród. W przeciągu dnia zaopatrzyliśmy się także w pieniądze włoskie, zmieniwszy korzy
stnie nasze papierowe lub złote niemieckie w banku „Union.“ Za 100 marek otrzyma
liśmy 136 „L ire“ papierowych. W Włoszech zdaje się jest mało śrebrnej monety, bo przez cały czas mego pobytu nie widziałem jeno raz srebrną „lirę“ , a to w ten czas, gdy przy po
wrocie do ojczyzny na dworcu kolei w mieście Yerona od każdego passażyera płacącego za bilet, przynajmniej jedną śrebrną „lirę“ żądano;
z resztą nie widziałem w handlu jeno papiery i miedź. Przy mienieniu trzeba być ostrożnym,
aby się nie dostało papierów, które nie w ca
łych Włoszech, jeno tylko w niektórych miejscach w handln przyjmują. Rząd włoski nie ma pie
niędzy, bo nie ma błogosławieństwa na kradzie
ży; zabrał kraj Ojcu świętemu, zrabował kla
sztory, a jednak coraz bardziej podupada. Kiedy pielgrzymi poznańscy i galicyjscy z Tryestu ko
leją do Wenecyi jechali, my Górnoszlązacy za
kupiwszy sobie bilety po zniżonej cenie, wsie
dliśmy na okręt, który o północy z Tryestu do Wenecyi wychodzi. W przeciągu dnia zachoro
wał nam jeden pielgrzym, ale podczas jazdy morskiej ozdrowiał. Na szczególne dzięki z strony pielgrzymów wieśniaków, którzy w ob
cym kraju nie znają się na języku, zasłużył sobie czcigodny ks. proboszcz L. K. z Szero
kiej (Timmendorf), który już raz odwiedziwszy Rzym, swoje doświadczenia i usługi dobrowolnie poświęcał ziomkom swoim. Mieli oni w prawdzie zawerbowanego przewodnika, pana G., górno- szlązaka, który niegdyś był sierżantem w armii papiezkiej w Rzymie, ale jeden człowiek nie jest w stanie dla przeszło 100 osób o wszystko się postarać, objaśniać i t. d. W sobotę o północy wsiedliśmy na okręt parowy. Morze było spo- spokojne, powietrze ciepłe, księżyc przyświecał ślicznie. Gdy podniesiono kotwicę a okręt się ruszył, to może z każdej piersi wyrwało się westchnienie do Tćj, którą zowią Gwiazdą mo
rza, do najśw. Panny Maryi, aby nas szczęśli
wie przeprowadziła przez morze. I dzięki Bogu, bez wszelkiego przypadku i bez choroby mor
skiej przypłynęliśmy rano około godzinnie 8 do sławnego miasta Wenecyi, które już we Włoszech leży. Okręt stanął naprzeciw placu świętego Marka. Po krótkiej rewizyi naszych tłomoczków opuściliśmy go i wsiadłszy w wązkie ale długie i czarne małe łódki, które nam naprzeciw wy
jechały, w kilku momentach uczuliśmy stały ląd pod naszemi nogami. Była właśnie niedziela 27. Maja, kiedy zawitaliśmy w Wenecyi.
Wenecya jedno z najdziwniejszych miast świata i godne widzenia. Miasto w morzu! Za
miast ulic przeżynają miasto kanały, zamiast wozów i koni znajdziesz łódki i żeglarzy. To miasto morskie w wieku piętnastym panowało nad całem morzem sródziemnem, miało swój wła
sny rząd, bo było republiką, i posiadało ogromne bogactwa. Pałace marmurowe jeszcze dziś dają świadectwo o jego przeszłej świetności. W ten
czas liczyło 200 tysięcy mieszkańców, dziś jeno może połowę. P o utracie swej niezawisłości przyszło w ręce Austryi, a w roku 1866 od
stąpione jest Włochom. Teraz pod panowaniem włoskim coraz bardziej upada i ubożeje. Jest zbudowane w morzu na małych wyspach; aby otrzymać fundament w bagnistym i wodnistym gruncie mieszkańcy powbijali pnie dębowe i ce
drowe, na które i pomiędzy które potem kładli kamienie. Domy po większej części stoją w wo
dzie, ale też zrialeść można kilka pięknych pla
ców i ulic a dużo mostów; przy domach są także wązkie ścieszki, z resztą kanały tworzą ulice.
Najpiękniejszy i największy plac nazywa się
placem św. Marka, bo na nim stoi wspaniały kościół tego świętego Ewangielisty, w którem pod głównym ołtarzem spoczywa ciało świętego Marka.
W enecja liczy 90 kościołów, z których pierwszy jest już wymieniony kościół św. Marka, katedra biskupa patryarchy. Z tern kościołem styka się starodawny pałac doży, w którym niegdyś pre
zydent rzeczypospolitej czyli doża mieszkał.
Jest on bogaty w wspaniałe sale i kosztowne malowidła. W Wenecyi znaleść można wiele arcydzieł sztuki malarskiej i rzeźbiarskiej, stwo
rzonych w dawniejszych czasach. Niestety trafią się też ludzie bezsumienni i barbarzyńscy, którzy takowe znakomite dzieła, jak naprzykład figury, psują i kaleczą, aby je na korzyść swoją sprzedać. O tern mogłem się własnemi oczami przekonać. Bo w hotelu „Sandwirth“, którego posiedziciel jest niemiec tyrolczyk, pokazał mi tónże małą głowę z kamienia, która widocznie świeżo od jakiej starej statuy odbitą była. Na pytanie, co to ma znaczyć, odpowiedział: „Tę głowę odebrałem dziś pewnemu obcemu panu;
albo ją sam jakiej starej figurze odbił i tajemnie sobie przywłaszczył albo od jakiego złodzieja odkupił.“ Nad takim niszczeniem dzieł kun
sztownych każdy oburzyć się musi. W Wenecyi bawiliśmy się dzień i noc. Na dworcu kolei trafiliśmy dwuch niemieckich urzędników, którzy gdy się dowiedzieli, że do Loreto pielgrzymu
jemy, polecili się naszym modlitwom, co nas mile wzruszyło, gdyż właśnie pomiędzy urzę
dnikami kolei nie spodziewaliśmy się wiernych katolików.
Dnia 28. maja z rana o godzinie 7. opuści
liśmy z dworcu kolei miasto a po 6 godzinach jazdy stanęliśmy w sławnym mieście Bologna.
Jechaliśmy przez kraj bardzo urodzajny, zasiany pszenicą i konopiami, kartofli i owsa mało było widać. Pola tu tak urodzajne, że przy jednem razie trojakie owoce rodzą: pszenicę, wino i drzewa morwowe. Chodują tu wiele jedwa
bników, to jest gąsienice wydawające jedwab, którym morwowe liście na. pokarm służy. Gdy to drzewo się zazieleni, wszystkie liście bywają obrywane i jedwabnikóm podawane. Jak daleko okiem siągniesz, cały kraj, przez który dziś j e chaliśmy, zdaje się być jednym wielkim ogrodem, pełnym mórw i winnej macicy posadzonych prostemi rzędami przez pola i przy drogach. Kiedy u nas po polach nie wiedzieć jeno zboża, to w Lom- bardyi, to jest północnej części Włoch, znajdziesz na jednem polu zboże, morwy a pomiędzy mor
wami wino.
W czasie południa stanęliśmy w Bononii (po włosku: Bologna) aby po krótkim odpoczynku wsiąść na inny pociąg. Z Wenecyi do Bononii bilet 3. klasy kosztował 10 Lire 5 centesimi (około 8 marek), z Bononii zaś do Loreto przez Ankonę 10 Lire 40 centesimi. 1 Lira = 100 centesimi = blisko 80 fenigów.
Bononia, którą dla wielkiego upału przez południe i braku czasu nie mogliśmy odwiedzić,
jest sławne włoskie miasto, najsławniejsze zaś przez 2 wielkich świętych Pańskich: św. Do
minika i św. Katarzyny Bonońskiej, których tn ciała spoczywają. Sw. Dominik, założyciel za
konu kaznodziejskiego, leży w kościele jego imienia w wspaniałym, marmurowym grobie Św. Katarzyna, z zakonu św. Klary, odpoczywa w kościele swoim, siedząc na tronie z nieskazi- telnem ciałem ubranem w kosztowne szaty. Na głowie ta Święta nosi koronę, prawa ręka trzyma krzyż, lewa książkę. Ciało jej nie podlegj żadnemu zepsuciu i jest tylko zeschnięte i zczer- nione. 70 lat po jej śmierci ciało swój biały kolor zachowało, teraz jeszcze ten punkt jest białego koloru, gdzie niegdyś ta Święta w nocy Narodzenia Pańskiego od dzieciątka Jezus po
całowana została.
Z Bononii wyjechaliśmy po południu koleją, która prowadzi przez miasto Imola, gdzie Pius IX . niegdyś był biskupem, Rimini, Sinigaglią gdzie Pius IX. się urodził aż do Ankony, mia
sta nadmorskiego z portem. Kolej idzie na kilku miejscach nad samym brzegiem morskim W Ankonie, gdzie nas noc już nadeszła, odpo częliśmy na krótki czas, potem znowu wsiedliśmy do pociągu. Już jeno jedna stacya kolei Osimo łączy nas od Loreto, mijamy ją prędko, za kilka minut pociąg stawa a szafner woła Loreto, aż jednemu serce od radości zadrzało, bo już stoimy na po
żądanym miejscu, które zamyka w sobie wielki skarb, prawdziwy domek Najśw. Maryi Panny.
(Cią,g dalszy nastąpi.)
Na dom przytułku i dzieło Ojca Władysława w Jeruzalem
nadesłali ofiary w roku 1880: Siostra Miłosierdzia L.
z Odmuchowa 5 m., ks. dr. G. z W . Strzelec 30 m.
50 fen., siostra Mił. E. z Paczkowa 6 m., pp. H. i S.
z Kreiwitz 100 m., p. R. z Kreiwitz 13 m., pewna osoba z Prudnika 11 m., ks. W. z Haltern 6 m ., ks.
D. z Dobrau 50 m., ks. proboszcz M. z Lipin 64 m., sio
stra Mił. C. z Schwiebus 3 m., pani St. z Trzebnicy 6 m., siostra Mił. C. z Grotkowa 15 m., siostra Mił.
E. z Paczkowa 11 m. 85 fen., pewna osoba z Fran
kenstein 3 m., ks. proboszcz M. z Ober-Hannsdorf 3 m .;
ks. kapelan J. z Odmuchowa 75 m., panna K. z Trze
bnicy 3 m., ks. proboszcz L. z Kunzendorf 200 m., z N yssy 20 m., pewna osoba z N yssy 6 m., ks. kapelan C. z Opola 16 m., p. J. G. z Nowejwsi 12 m., p. K, z N yssy 7 m., z N yssy 4 m., z N yssy 1 m., ks. kap, F. z Radzionkowa 35 m., ks. kapelan dr. G. z Wielk.
Strzelec 3 6 0 m., ks. kapelan K. z Prudnika 213 m ., panna K. z Trzebnicy 3 m., pani K. z Geilwitz 18 m., pani K. z Geilwitz złote zausznice — 16 m. 50 fen., z Trzebnicy 60 fen., panna S. z Gauers 30 m., panna K. z Prudnika 12 m., ks. proboszcz S. z Rudy 60 m., ks. C. z Opola 29 m., ks. K. z Prudnika 219 m. 50 fen., pewna osoba z Trzebnicy 2 m., ks. proboszcz E.
z Wierzchu 25 m., panna K. z Trzebnicy 3 m., ks.
proboszcz B. z Gliwic 50 m., ks. proboszcz B. z W ro
cławia 20 m., ks. C. z Opola 7 m. 50 fen., pewna osoba z Rudy 3 m., ks. kapelan P. z N yssy 53 m. 50 fen., panna S. z Gauers 10 m., p. R. z Prudnika 2 m .,
pewna osoba z Prudnika 15 m., ks. D. z Dobrau 82 m., ks. proboszcz B. z Rybnika 100 m., siostra Mił. L.
z Odmuchowa 5 m., siostra Mił. H . z Pszczyny 5 m., pewna osoba z B. 750 m., ks. proboszcz K. z Szero
kiej 28 m., ks. proboszcz L. z Kunzendorf 20 m., pani L. z Kosiadeł 3 m. 30 ten., p. H. z Hochkretscham 30 m., siostra Mił. C. z Grotkowa 6 m., ks. K. z Pru
dnika 4 m., panna J. z Trzebnicy 15 m., p. P. z Pru
dnika 9 m., panna O, z Brzega 2 m. 12 fen., ks. pro
boszcz B, z Rybnika 16 m., pani v. A. z N. N. 20 m., siostra Mił. A. z Trzebnicy 20 m., panna W. z Głup- czyc 100 m., pani S. z Nowejwsi 3 m., kś. proboszcz B. z Gliwic 2 m ., panna S. z Prausnitz 3 m., siostra Mił. C. z Grotkowa 18 m. 35 fen., panna S. z Po
znania 2 m. 15 fen., ks. R. z Gościencina 47 m. 30 fen., panna N. z Berlina 1 m. 20 fen., siostra Mił. E.
z Paczkowa 1 m. 50 fen., siostra Mił. A. z Grotkowa 10 m., siostra Mił. X. z Nyssy 60 m., ks. K. z Pru
dnika 7 m., 80 fen., panna J. z Trzebnicy 9 m., panna K. z Trzebnicy 3 m., ks. dr. G. z W . Strzelec 100 m., ks. kapelan F. z Trzebnicy 3 m., ks. duchowny radzca M. z Bogucic 60 m., ks. kapelan P . z Nyssy 36 m.
9 0 fen., ks. proboszcz K. Kierpnia (testamentarnie) 300 m., C. T. z Solca (Alt-Zülz) 16 m., siostra Mił.
L. z Odmuchowa 10 m., p. A. N. z Poremby 1 m. 50 fen., z Reisewitz i Radzionkowa 9 m. 4 0 fen. Razem:
3779 marek 40 fen. Do tego z okolicy Solca 1 cen
tnar masła. —
Na msze święte nadesłano: z Paczkowa 133 m., z Gliwic 15 m., z Szerokiśj 120 m., z Trzebnicy 30 m ., z Paczkowa 17 m. 50 fen., z N yssy 20 m., z Loe-
witz 40 m., z Trzebnicy 21 m. 50 fen., z Frankenstein 34 m., z W oisselsdorf 40 m., z N yssy 60 m., z Trze
bnicy 27 m. 50 fen., z Szerokiej 62 m., z Trzebnicy 40 m., z Szerokiej 60 m., z Paczkowa 19 m., z Szero
kiej 30 m., z Trzebnicy 12 m. 50 fen., z Kierpnia 300 m. Eazem 1082 marek. — W szystkim dobro
dziejom serdeczne „Bóg zapłać!“
Sprawy kościoła świętego
zagrożone schizmy i odstępstwem na W schodzie wstę
pują teraz na pomyślniejszy drógę. I tak książę Czar
nogóry udał się do Ojca św. z prośby o przywrócenie arcybiskupstwa w Antiwari, ponieważ katolicy czarno
górscy nie życzy sobie być zależnymi od prymasa Ska- daru, zostającego pod rządem tureckim. Książę prosi, aby nowe arcybiskupstwo to zależało wprost od Stolicy św ., na co Ojciec św. tem chętniej się zgodził, że książę zapewnia katolickim poddanym swoim zupełną wolność religijną.
N ie mniej pocieszającą jest wiadomość, że sam o
zwańczy Biskup Ormiański Kupelian, którego odstępstwo groziło oderwaniem od Stolicy św. znacznej liczby ka
tolików rytu ormiańskiego poddał się Stolicy św. i za
żądał od rządu tureckiego uwolnienia z nadanego mu urzędu biskupiego, przyznając, że djabeł go oślepił i do złego postępku skusił. Przedstawiciele Francyi i A u- stryi powinszowali szczerze prawemu Biskupowi H assu- nowi tego pomyślnego zakończenia smutnej w K ościele ormiańskim rozterki. Biskup Hassun został mianowany kardynałem.
Droga krzyżowa w Jeruzalem.
Ta stacya przypomina nam owe zdarzenie, jak P an Jezus spotkał na swej drodze bolesnej pobożne i czułego serca niewiasty jerozolimskie i je cieszył. Gdy bowiem wyszedł za bramę sądową, zdążając ku Golgocie, grono litościwych niewiast powitało Go rzewnym płaczem i narze
kaniem. podawając mu z litości chusty, aby się otarł. Na co Pan Jezus odrzekł: „Córki jero
zolimskie, nie płaczcie nademną, ale same nad sobą płaczcie i nad synami waszymi. Albo
wiem oto przyjdą dni, w które będą mówić:
Szczęśliwe niepłodne i żywoty, które nie ro
dziły i piersi, które nie karmiły. Tedy poczną mówić górom: Padnijcie na nas, a pagórkom:
Przykryjcie nas. Albowiem je ź li to na zielo- nem drzewie czynią, cóż na suchym będzie.u Według widzeń błogosławionej Katarzyny Em
merich mówił jeszcze i inne piękne słowa do nich, tak na przykład: że ten płacz będzie im wynagrodzony, że odtąd inną drogą pójdą. — Przepisy żydowskie wzbraniały objawiać litości nad skazanym na śmierć, ale litościwe niewiasty i panny nie zważały na to. A najlitościwsze Serce Pana Jezusa, chociaż same smutne i zbo
lałe z nadmiaru własnych boleści, lituje się jednak nad ich smutkiem, a usta Jego mówią słowa pociechy i współuczucia. Miejsce tej sta- cyi w Jeruzalem pokazuje małe wydrążenie w murze klasztoru greckiego świętego Karalamba.
Przy tej stacyi jest odpust siedmioletni.
Wiadomości.
Najprzewielebniejszy Patryarcha Jeruzalemski, Wincenty Brako, wielki mistrz zakonu grobu ńw., mianował protektora grobu św., najprzew.
Ks. Arcybiskupa koloóskiego Dr. Pawła Mel
chers, rycerzem zakonu grobu św., (wielkiego krzyża 1. klasy). Oby Najwyższy zrządził,
ażeby tenże dostojny arcypasterz, bawiący z po
wodu praw pruskich na wygnaniu, na tronie urzędu swego w Kolonii, gdzie św. trzej królo
wie jako pierwsi pielgrzymi do ziemi św. spoczy
wają tak dla sprawy grobu św. jak i dla dobra swój dyecezyi mógł jak najrychlej błogo i sku
tecznie pracować.
Sekretarz w sprawach towarzystwa grobu św. Ks. Dr. Pingsmann złożył przy posłuchaniu u Ojca św. dnia 15. Marca 1881 sprawozdanie o czynności naszego towarzystwa z powodu, któ
rego Najprzew. Sufragan Koloóski Dr. Baudri, jako prezes towarzystwa grobu św. otrzymał na
stępujący list:
Najprzewielebniejszy B iskupie!
Wielebny ks. Pingsmann, sekretarz towa
rzystwa, złożył sprawozdanie z działalności to
warzystwa grobu ś w., jałmużn i ofiar zpływają- cych przez to na dobro miejsc św. i misyj katolic
kich w ziemi św., zgromadzeniu św., które się in
teresami i rozszerzeniem wiary św. opiekuje.
Z tego jasno wynika, że członkowie towarzy
stwa usiłują, środkami możebnymi świetność miejsc znakomitych Palestyny, wzrost religii ka
tolickiej i dobre obyczaje na Wschodzie pod
nieść. Wiadomość ta była wspomnionej Radzie bardzo przyjemną i życzę Tobie i wszystkim członkom towarzystwa w tym interesie serde
cznie szczęścia A że Wasze szczególne poświę
cenie się dla miejsc św., a najbardziej dla gro
bu Pańskiego, jak się spodziewam, coraz bardziej
się wzmaga, nie wątpię bynajmniej, że towarzy
stwo będzie z każdym dniem wzrastać i hojne owoce wydawać.
W tej nadziei błagam Boga, ażeby Cię jak najdłużej chować raczył.
W Bzymie w zakładzie Zgromadzenia dla rozszerzenia wiary św., dnia 20. Kwietnia 1881.
Jan kardynał Symeoni, Przełożony.
J. Masotti, Sekretarz.
Na zgromadzeniu jenerałnćm katolików szlązka odbytem w Sierpniu i Wrześniu b. r.
w Frankenstynie zalecono przedsięwzięte dzieło O. Władysława Schneider, naszego ziomka, który w Jeruzalem i Emaus domy przytułku i kolonię dla niemieckich katolików założył, tak w posie
dzeniach sekcyjnych jak i publicznych nader go
rąco. Wniosek redaktora „gazety Nyskiej“
P .N eise, dla wsparcia przedsiębiorstwa O. W ła
dysława Schneidra wszechstronnie uchwalono, nawet ze strony ks. kapelana Mommert, który sam Ziemię św. zwiedził i o koniecznej potrzebie takiego zakładu osobiście się przekonał.
Gebeil. Matka mająca syna chorego ze wsi Masar, na wschód od Gebeil, poszła do kościoła tejże wsi, aby się tam pomodlić. Tym
czasem syna jej napadły mdłości i sądzono że już skonał. Gdy matka wracając z kościoła to usłyszała, rozdarła szaty swoje i okazała się z boleści obłąkaną. W tym stanie pobiegła na
bliską dolinę i tam stanęła na brzegu ściany skalistej około 400 łokci wysokiej. Koziarz w pobliżu spostrzegł ją i wołał ażeby się wró
ciła, lecz tego niesłyszała; przeto pobiegł za nią chcąc do niej zdążyć, nim ze skały spadnie.
Już tylko o dziesięć kroków był oddalony od tejże osoby jak w przepaść spadła wymówiwszy słowa: „Maryo, bądź mi pomocą!•* Natychmiast zwołał mieszkańców doliny, którzy się spiesznie zeszli. Sądzili oni, że osoba ta jest zupełnie zabita, ale dziw! ona żyła i była nieomal nie
skażona. Wpadła tylko w mdłość i tak ją do domu jej odniesiono. Po trzech dniach atoli byli oboje zdrowi, matka i syn jej, i chwalili Boga.
(Musbach.)
Religia muzułmańska.
Według dzieła: Ziemia święta i Islam.
Religią, którą Turcy teraźniejsi posiedzi- ciele Ziemi św., wyznawają, założył Mohammed.
Mohammed urodził się 20 Kwietnia 571 r. w arabskiem mieście Mekka. Ojciec jego był kup
cem, który umarł w czasie podróży, nim się jeszcze Mohammed urodził. Ród Mohammeda nie słynął zamożnością, to też mały Mohammed mu
siał czas jakiś pasać trzody mekkańskie, co mu posłużyło, by się przyrównywać do Mojżesza i Dawida, kiedy zaś dorósł odbywał ze swymi wujami Abu Talibem i Zubeirem podróże ku
pieckie, zwłaszcza do Damaszku i Bosry. W ten
czas mógł poznać nieco religię żydowską i chrześ- ciańską, chociaż z mętnych tylko źródeł bo he- etyckich. Obrotność, jaką w podróżach poka
zowa!, ściągnęła nań uwagę bogatej wdowy Cha- didzy tak, iż mu powierzyła swe sprawy han
dlowe, a potem ofiarowała swą rękę. Liczyła ona już wtenczas cztery krzyżyki i nie odzna
czała się wdziękami, ale zato posiadała spory majątek, nic więc dziwnego, że nasz 251etni Mohammed nie wachał się zawrzeć ten związek, aby tylko zająć stanowisko odpowiedniejsze swej ambicyi. Odtąd też należał do zamożniejszych kupców mekkańskich, dopóki prześladowanie nie
przyjaciół nie zniszczyło jego mienia.
Lecz nie tylko sprawjr kupieckie zajmowały gorącą i wrażliwą duszę Mohammeda — owszem gdy doszedł do lat 40, często wybiegał z domu,
aby w samotnej ciszy, wśród dzikich gór i prze
paści oddawać się marzeniom religijnym. Snadź były te myśli ponure i straszne, bo się stał me- lancholicznym. Jego rozpalona głowa ma
lowała mu różne widziadła, że widzi jakieś po
stacie i słyszy cudze głosy i że mu się objawia aniół Gabryel. Zrazu opowiadał swe marzenia w kółku rodzinnem, a żona jego zapewniała go, że te widzenia pochodzą od Boga. W krótce jednak wystąpił publicznie jako posłannik Boży i reformator ojczystej religii. Przypatrzmy się pierwej, jaka to była ta religia w jego ojczyźnie.
Już pięć wieków upłynęło od założenia re
ligii chrześciańskiej w Arabii, a jednak ta wiara św. nie mogła tam zapuścić silniejszych korzeni, z jednej bowiem strony niechęć Arabów do ce- sarzów bizantyńskich, którzy panowali nad ich krajem a wyznawali wiarę chrześciańską, napeł
niła ich wstrętem ku religii chrześciańskiej, z dru
giej zaś strony głębokie tajemnice chrześciańskie szczególnie o Trójcy św. i o odkupieniu jako też szczytne ustawy nie podobały się grubym i zmysłowym mieszkańcom pustyni. Wprawdzie byli tu i owdzie chrześcijanie, lecz należeli po większej części do heretyków Ebionitów i Naza- renów, odrzucających naukę o Trójcy św. i o wcie
leniu Syna Bożego a uważających Jezusa Chry
stusa za zwykłego proroka lub za wyższego du
cha. Również i religia żydowska nie była do smaku Arabów, chociaż między nimi nie brako
wało wyznawców Mojżesza. Ogromna większość
narodu oddana była bałwochwalstwu; chociaż bowiem uznawała najwyższe i niewidzialne Bó
stwo A lla h , które żadnej nie miało świątyni, czciła jednak przytem wiele bóstw pośrednich mających swe świątynie i posągi, zkąd poszła cześć fetyszów. Główna świątynia nazywała się K a a b a , do której na cześć Allaha podej
mowali corocznie pielgrzymkę, lecz także posą
gi tych bożków, jako też święte kamienie i drze
wa czcili uroczystymi obchodami i ofiarami z b y dląt. Często poświęcali im owce i wielbłądy, których nie wolno było zabijać; kiedy zaś same uginęły, pożywali wspólnie ich mięso. Oprócz sług tychże bożyszczy, piastujących tę godność dziedzicznie, mieli wieszczów i wróżbitów, przez których usta duchy przepowiadały przyszłość.
Wiara w nieśmiertelność duszy była u nich bar
dzo słabą, a zato używanie i dobrobyt służyło dla wielu za hasło życia; ztąd spotykamy u nich wielożeństwo nie znające granic, i rozwód dla lada przyczyny. Niegodziwy też mieli zwyczaj, iż małe dziewczęta gubili, aby uniknąć troski ich wyżywienia.
Mohammed nie miał z początku pewnego planu, lecz tylko w poetycznej formie opowiadał swoje widzenia tym, którzy go chcieli słuchać;
aby zaś nie drażnić pogańskich spółziomków, nie występował przeciw bogom ojczystym, owszem kłaniał się im i palił ofiary. Dopiero gdy pó
źniej począł potępiać wielobóstwa a opowiadać nagrody i kary wieczne, powstał przeciw niemu
silny opór a arystokraci mekkańscy to jest szla
chcice ogłosili go za opętanego i waryata, a sam nawet wuj jego nazwał go kłamcą, wskutek czego stracił Mohammed powagę u ludzi i na chwilę zniknął z widowni.
Gdy pierwśza burza ucichła, wystąpił znowu publicznie i począł opowiadać legendy o potopie o zgubie Faraona i groził, że sroga kara czeka ich, jeźli wzgardzą głosem jego, posłannika Bożego.
Legendy te, lub wyjęte z ksiąg apokryficznych nie z Pisma św. podawał za objawienia Boże.
Potem nie wierzącym począł w imieniu bożem ogłaszać straszne a blizkie kary, mianowicie iż ziemia ich pożre, wody zatopią, deszcz ognisty spali, głód i zaraza wygubi. Przepowiednie te, wypowiedziane z zapałem proroczem, wywołały zrazu wielki strach; gdy jednak czas naznaczony upłynął, a groźby się nie spełniły, gdy zamiast głodu nastąpiła obfitość, Koraiczyci, to jest arysto
kraci, podnieśli harde czoło i poczęli jawnie prze
śladować zwolenników jego. Mohammed uląkł się i nietylko skłonił zwolenników swoich (12 mężczyzn i 4 kobiety) iżby w innym kraju szu
kali schronienia, lecz ku wielkiej hańbie swojej ogłosił publicznie w r. 616, iż trzy boginie mek- kańskie uznaje jako bóstwa opiekuńcze. Ta zdra
da własnych przekonań, rzucająca bardzo nieko
rzystne światło na jego charakter przejednała na chwilę jego nieprzyjaciół, lecz pożałował jej Ma- hommed, zwalając całą winę na szatana, iż on to podał jemu fałszywe natchnienia. Na Mahommeda
została tedy rzucona klątwa i wszelkie z nim i z jego familią związki zerwano; do tego umarła mu żona. Przeciwnicy jego słusznie mu zarzu
cali jego marzenia, a gdy on się bronił, że on swe objawienia czerpie z księgi niebieskiej, kazali so
bie tę księgę pokazać, co naturalnie uczynić nie mógł, jeno się wymawiał, że oni z powodu zaśle
pienia nie są tego godni. A gdy mu dalej wyma
wiali, dla czego nie ziściły się groźby jego, to raz wyznawał swoją niewiadomość, a drugi raz tłóma- czył się, że dopóki on z niesprawiedliwymi, jakby drugi Lot, znajduje się w Mecce, kary na miasto nie spadną. Żądali też od niego dowodów po
słannictwa Bożego, mianowicie proroctw i cu
dów. Mohammed, jako fałszywy prorok, natu
ralnie nie mógł żadnych uczynić, jeno się unie
winniał, że mu 'Bóg tych darów nie dał dla tego, aby tym sposobem wypróbować serca ludzkie ; nie mogąc zaś przekonać niedowiarków, począł im ogłaszać bliskie kary boże; ale cóż, kiedy deszcz ognisty nie chciał spadać a zamiast za
powiedzianego głodu nastąpił urodzaj.
(Ciąg dalszy nastąpi)