• Nie Znaleziono Wyników

Towarzystwo Bożego Grobu, 1881, R. 14, nr 31

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Towarzystwo Bożego Grobu, 1881, R. 14, nr 31"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

% ^ (4Hł)

“’A

(2)
(3)

Towarzystwo Bożego Grobu.

Bocznik XIY. 1881. Zeszyt JI3 31.

Kedaktor: X. S. K o r pa k w Radzionkowie. W października.

D l a c z ło n k ó w t o w a r z y s tw a w G ó r n y m Szlązkia.)

S p i s r z e c z y . W spom nienia z pielgrzym ki G órnoszlązaków do L o reto w ro k u 1877, (Ciąg dalszy.) — S kładki na dom przy tu łk u . — O braz i opis. — Spraw y ko­

ścioła św. — W iadom ości. — R eligia m uzułm ańska. —

Wspomnienia

% p i e l g r z y m k i G rórnoszlązaków do L o r e to

2 ) W roktt 1877. (Ciąg dalszy.)

Przez X . S . K .

Miasto Tryest, do któregośmy przybyli, jest

<ąi' iżniejszem. portem państwa anstryackiego i stolicą handlu morskiego z krajami wschod- niem i; bo ztąd Lloyd to jest towarzystwo że­

glugi parowej rozsyła swoje okręty do Egiptu, do Ziemi św., do Smyrny, do Carogrodu i t. d.

Do sobotę wychodzi parowiec to jest okręt parą ędzony do Ziemi św., tykając w drodze Ale­

ksandry . Tryest liczy przeszło 100 tysięcy mieszkańców; można tu widzieć różne narody i ubiory i słyszeć różne języki, ale włoski język przeważa. Nowa część miasta ściele się

(4)

nad morzem, kiedy stara pnie się po nagim wzgórzu i dla tego dla wozów jest nie przystę­

pną. Zajechawszy do pobliskiego hotelu,,Euro pa“ , po krótkim odpoczynku wyszliśmy, abyzwiedżić miasto. Wstąpiliśmy do kilku kościołów, na przykład do kościoła św. Antoniego, do katedry św. Justa i nawet do kościoła greckiego, we wnątrz bogato ozdobionego. W nowej i pięknie wymalowanej cerkwi rosyjskiej, którą Moskal na swoje koszta wybudował, po południu wła­

śnie pop z kilku chłopcami jakieś nabożeństwo z śpiewem odprawiał, ale tylko jeden mężczy­

zna byl przytomny, który ciągle się kłaniał i w grecki sposób się żegnał; na ostatku rozda­

wano chleb. Niektórzy z nas odwiedzili po południu na statku parowym piękny zamek Miramare, zbudowany nad morzem przez nie­

szczęśliwego cesarza meksykańskiego Maksymi­

liana. Tu na nagich skałach urządzono śliczny ogród. W przeciągu dnia zaopatrzyliśmy się także w pieniądze włoskie, zmieniwszy korzy­

stnie nasze papierowe lub złote niemieckie w banku „Union.“ Za 100 marek otrzyma­

liśmy 136 „L ire“ papierowych. W Włoszech zdaje się jest mało śrebrnej monety, bo przez cały czas mego pobytu nie widziałem jeno raz srebrną „lirę“ , a to w ten czas, gdy przy po­

wrocie do ojczyzny na dworcu kolei w mieście Yerona od każdego passażyera płacącego za bilet, przynajmniej jedną śrebrną „lirę“ żądano;

z resztą nie widziałem w handlu jeno papiery i miedź. Przy mienieniu trzeba być ostrożnym,

(5)

aby się nie dostało papierów, które nie w ca­

łych Włoszech, jeno tylko w niektórych miejscach w handln przyjmują. Rząd włoski nie ma pie­

niędzy, bo nie ma błogosławieństwa na kradzie­

ży; zabrał kraj Ojcu świętemu, zrabował kla­

sztory, a jednak coraz bardziej podupada. Kiedy pielgrzymi poznańscy i galicyjscy z Tryestu ko­

leją do Wenecyi jechali, my Górnoszlązacy za­

kupiwszy sobie bilety po zniżonej cenie, wsie­

dliśmy na okręt, który o północy z Tryestu do Wenecyi wychodzi. W przeciągu dnia zachoro­

wał nam jeden pielgrzym, ale podczas jazdy morskiej ozdrowiał. Na szczególne dzięki z strony pielgrzymów wieśniaków, którzy w ob­

cym kraju nie znają się na języku, zasłużył sobie czcigodny ks. proboszcz L. K. z Szero­

kiej (Timmendorf), który już raz odwiedziwszy Rzym, swoje doświadczenia i usługi dobrowolnie poświęcał ziomkom swoim. Mieli oni w prawdzie zawerbowanego przewodnika, pana G., górno- szlązaka, który niegdyś był sierżantem w armii papiezkiej w Rzymie, ale jeden człowiek nie jest w stanie dla przeszło 100 osób o wszystko się postarać, objaśniać i t. d. W sobotę o północy wsiedliśmy na okręt parowy. Morze było spo- spokojne, powietrze ciepłe, księżyc przyświecał ślicznie. Gdy podniesiono kotwicę a okręt się ruszył, to może z każdej piersi wyrwało się westchnienie do Tćj, którą zowią Gwiazdą mo­

rza, do najśw. Panny Maryi, aby nas szczęśli­

wie przeprowadziła przez morze. I dzięki Bogu, bez wszelkiego przypadku i bez choroby mor­

(6)

skiej przypłynęliśmy rano około godzinnie 8 do sławnego miasta Wenecyi, które już we Włoszech leży. Okręt stanął naprzeciw placu świętego Marka. Po krótkiej rewizyi naszych tłomoczków opuściliśmy go i wsiadłszy w wązkie ale długie i czarne małe łódki, które nam naprzeciw wy­

jechały, w kilku momentach uczuliśmy stały ląd pod naszemi nogami. Była właśnie niedziela 27. Maja, kiedy zawitaliśmy w Wenecyi.

Wenecya jedno z najdziwniejszych miast świata i godne widzenia. Miasto w morzu! Za­

miast ulic przeżynają miasto kanały, zamiast wozów i koni znajdziesz łódki i żeglarzy. To miasto morskie w wieku piętnastym panowało nad całem morzem sródziemnem, miało swój wła­

sny rząd, bo było republiką, i posiadało ogromne bogactwa. Pałace marmurowe jeszcze dziś dają świadectwo o jego przeszłej świetności. W ten­

czas liczyło 200 tysięcy mieszkańców, dziś jeno może połowę. P o utracie swej niezawisłości przyszło w ręce Austryi, a w roku 1866 od­

stąpione jest Włochom. Teraz pod panowaniem włoskim coraz bardziej upada i ubożeje. Jest zbudowane w morzu na małych wyspach; aby otrzymać fundament w bagnistym i wodnistym gruncie mieszkańcy powbijali pnie dębowe i ce­

drowe, na które i pomiędzy które potem kładli kamienie. Domy po większej części stoją w wo­

dzie, ale też zrialeść można kilka pięknych pla­

ców i ulic a dużo mostów; przy domach są także wązkie ścieszki, z resztą kanały tworzą ulice.

Najpiękniejszy i największy plac nazywa się

(7)

placem św. Marka, bo na nim stoi wspaniały kościół tego świętego Ewangielisty, w którem pod głównym ołtarzem spoczywa ciało świętego Marka.

W enecja liczy 90 kościołów, z których pierwszy jest już wymieniony kościół św. Marka, katedra biskupa patryarchy. Z tern kościołem styka się starodawny pałac doży, w którym niegdyś pre­

zydent rzeczypospolitej czyli doża mieszkał.

Jest on bogaty w wspaniałe sale i kosztowne malowidła. W Wenecyi znaleść można wiele arcydzieł sztuki malarskiej i rzeźbiarskiej, stwo­

rzonych w dawniejszych czasach. Niestety trafią się też ludzie bezsumienni i barbarzyńscy, którzy takowe znakomite dzieła, jak naprzykład figury, psują i kaleczą, aby je na korzyść swoją sprzedać. O tern mogłem się własnemi oczami przekonać. Bo w hotelu „Sandwirth“, którego posiedziciel jest niemiec tyrolczyk, pokazał mi tónże małą głowę z kamienia, która widocznie świeżo od jakiej starej statuy odbitą była. Na pytanie, co to ma znaczyć, odpowiedział: „Tę głowę odebrałem dziś pewnemu obcemu panu;

albo ją sam jakiej starej figurze odbił i tajemnie sobie przywłaszczył albo od jakiego złodzieja odkupił.“ Nad takim niszczeniem dzieł kun­

sztownych każdy oburzyć się musi. W Wenecyi bawiliśmy się dzień i noc. Na dworcu kolei trafiliśmy dwuch niemieckich urzędników, którzy gdy się dowiedzieli, że do Loreto pielgrzymu­

jemy, polecili się naszym modlitwom, co nas mile wzruszyło, gdyż właśnie pomiędzy urzę­

(8)

dnikami kolei nie spodziewaliśmy się wiernych katolików.

Dnia 28. maja z rana o godzinie 7. opuści­

liśmy z dworcu kolei miasto a po 6 godzinach jazdy stanęliśmy w sławnym mieście Bologna.

Jechaliśmy przez kraj bardzo urodzajny, zasiany pszenicą i konopiami, kartofli i owsa mało było widać. Pola tu tak urodzajne, że przy jednem razie trojakie owoce rodzą: pszenicę, wino i drzewa morwowe. Chodują tu wiele jedwa­

bników, to jest gąsienice wydawające jedwab, którym morwowe liście na. pokarm służy. Gdy to drzewo się zazieleni, wszystkie liście bywają obrywane i jedwabnikóm podawane. Jak daleko okiem siągniesz, cały kraj, przez który dziś j e ­ chaliśmy, zdaje się być jednym wielkim ogrodem, pełnym mórw i winnej macicy posadzonych prostemi rzędami przez pola i przy drogach. Kiedy u nas po polach nie wiedzieć jeno zboża, to w Lom- bardyi, to jest północnej części Włoch, znajdziesz na jednem polu zboże, morwy a pomiędzy mor­

wami wino.

W czasie południa stanęliśmy w Bononii (po włosku: Bologna) aby po krótkim odpoczynku wsiąść na inny pociąg. Z Wenecyi do Bononii bilet 3. klasy kosztował 10 Lire 5 centesimi (około 8 marek), z Bononii zaś do Loreto przez Ankonę 10 Lire 40 centesimi. 1 Lira = 100 centesimi = blisko 80 fenigów.

Bononia, którą dla wielkiego upału przez południe i braku czasu nie mogliśmy odwiedzić,

(9)

jest sławne włoskie miasto, najsławniejsze zaś przez 2 wielkich świętych Pańskich: św. Do­

minika i św. Katarzyny Bonońskiej, których tn ciała spoczywają. Sw. Dominik, założyciel za­

konu kaznodziejskiego, leży w kościele jego imienia w wspaniałym, marmurowym grobie Św. Katarzyna, z zakonu św. Klary, odpoczywa w kościele swoim, siedząc na tronie z nieskazi- telnem ciałem ubranem w kosztowne szaty. Na głowie ta Święta nosi koronę, prawa ręka trzyma krzyż, lewa książkę. Ciało jej nie podlegj żadnemu zepsuciu i jest tylko zeschnięte i zczer- nione. 70 lat po jej śmierci ciało swój biały kolor zachowało, teraz jeszcze ten punkt jest białego koloru, gdzie niegdyś ta Święta w nocy Narodzenia Pańskiego od dzieciątka Jezus po­

całowana została.

Z Bononii wyjechaliśmy po południu koleją, która prowadzi przez miasto Imola, gdzie Pius IX . niegdyś był biskupem, Rimini, Sinigaglią gdzie Pius IX. się urodził aż do Ankony, mia­

sta nadmorskiego z portem. Kolej idzie na kilku miejscach nad samym brzegiem morskim W Ankonie, gdzie nas noc już nadeszła, odpo częliśmy na krótki czas, potem znowu wsiedliśmy do pociągu. Już jeno jedna stacya kolei Osimo łączy nas od Loreto, mijamy ją prędko, za kilka minut pociąg stawa a szafner woła Loreto, aż jednemu serce od radości zadrzało, bo już stoimy na po­

żądanym miejscu, które zamyka w sobie wielki skarb, prawdziwy domek Najśw. Maryi Panny.

(Cią,g dalszy nastąpi.)

(10)

Na dom przytułku i dzieło Ojca Władysława w Jeruzalem

nadesłali ofiary w roku 1880: Siostra Miłosierdzia L.

z Odmuchowa 5 m., ks. dr. G. z W . Strzelec 30 m.

50 fen., siostra Mił. E. z Paczkowa 6 m., pp. H. i S.

z Kreiwitz 100 m., p. R. z Kreiwitz 13 m., pewna osoba z Prudnika 11 m., ks. W. z Haltern 6 m ., ks.

D. z Dobrau 50 m., ks. proboszcz M. z Lipin 64 m., sio­

stra Mił. C. z Schwiebus 3 m., pani St. z Trzebnicy 6 m., siostra Mił. C. z Grotkowa 15 m., siostra Mił.

E. z Paczkowa 11 m. 85 fen., pewna osoba z Fran­

kenstein 3 m., ks. proboszcz M. z Ober-Hannsdorf 3 m .;

ks. kapelan J. z Odmuchowa 75 m., panna K. z Trze­

bnicy 3 m., ks. proboszcz L. z Kunzendorf 200 m., z N yssy 20 m., pewna osoba z N yssy 6 m., ks. kapelan C. z Opola 16 m., p. J. G. z Nowejwsi 12 m., p. K, z N yssy 7 m., z N yssy 4 m., z N yssy 1 m., ks. kap, F. z Radzionkowa 35 m., ks. kapelan dr. G. z Wielk.

Strzelec 3 6 0 m., ks. kapelan K. z Prudnika 213 m ., panna K. z Trzebnicy 3 m., pani K. z Geilwitz 18 m., pani K. z Geilwitz złote zausznice — 16 m. 50 fen., z Trzebnicy 60 fen., panna S. z Gauers 30 m., panna K. z Prudnika 12 m., ks. proboszcz S. z Rudy 60 m., ks. C. z Opola 29 m., ks. K. z Prudnika 219 m. 50 fen., pewna osoba z Trzebnicy 2 m., ks. proboszcz E.

z Wierzchu 25 m., panna K. z Trzebnicy 3 m., ks.

proboszcz B. z Gliwic 50 m., ks. proboszcz B. z W ro­

cławia 20 m., ks. C. z Opola 7 m. 50 fen., pewna osoba z Rudy 3 m., ks. kapelan P. z N yssy 53 m. 50 fen., panna S. z Gauers 10 m., p. R. z Prudnika 2 m .,

(11)

pewna osoba z Prudnika 15 m., ks. D. z Dobrau 82 m., ks. proboszcz B. z Rybnika 100 m., siostra Mił. L.

z Odmuchowa 5 m., siostra Mił. H . z Pszczyny 5 m., pewna osoba z B. 750 m., ks. proboszcz K. z Szero­

kiej 28 m., ks. proboszcz L. z Kunzendorf 20 m., pani L. z Kosiadeł 3 m. 30 ten., p. H. z Hochkretscham 30 m., siostra Mił. C. z Grotkowa 6 m., ks. K. z Pru­

dnika 4 m., panna J. z Trzebnicy 15 m., p. P. z Pru­

dnika 9 m., panna O, z Brzega 2 m. 12 fen., ks. pro­

boszcz B, z Rybnika 16 m., pani v. A. z N. N. 20 m., siostra Mił. A. z Trzebnicy 20 m., panna W. z Głup- czyc 100 m., pani S. z Nowejwsi 3 m., kś. proboszcz B. z Gliwic 2 m ., panna S. z Prausnitz 3 m., siostra Mił. C. z Grotkowa 18 m. 35 fen., panna S. z Po­

znania 2 m. 15 fen., ks. R. z Gościencina 47 m. 30 fen., panna N. z Berlina 1 m. 20 fen., siostra Mił. E.

z Paczkowa 1 m. 50 fen., siostra Mił. A. z Grotkowa 10 m., siostra Mił. X. z Nyssy 60 m., ks. K. z Pru­

dnika 7 m., 80 fen., panna J. z Trzebnicy 9 m., panna K. z Trzebnicy 3 m., ks. dr. G. z W . Strzelec 100 m., ks. kapelan F. z Trzebnicy 3 m., ks. duchowny radzca M. z Bogucic 60 m., ks. kapelan P . z Nyssy 36 m.

9 0 fen., ks. proboszcz K. Kierpnia (testamentarnie) 300 m., C. T. z Solca (Alt-Zülz) 16 m., siostra Mił.

L. z Odmuchowa 10 m., p. A. N. z Poremby 1 m. 50 fen., z Reisewitz i Radzionkowa 9 m. 4 0 fen. Razem:

3779 marek 40 fen. Do tego z okolicy Solca 1 cen­

tnar masła. —

Na msze święte nadesłano: z Paczkowa 133 m., z Gliwic 15 m., z Szerokiśj 120 m., z Trzebnicy 30 m ., z Paczkowa 17 m. 50 fen., z N yssy 20 m., z Loe-

(12)

witz 40 m., z Trzebnicy 21 m. 50 fen., z Frankenstein 34 m., z W oisselsdorf 40 m., z N yssy 60 m., z Trze­

bnicy 27 m. 50 fen., z Szerokiej 62 m., z Trzebnicy 40 m., z Szerokiej 60 m., z Paczkowa 19 m., z Szero­

kiej 30 m., z Trzebnicy 12 m. 50 fen., z Kierpnia 300 m. Eazem 1082 marek. — W szystkim dobro­

dziejom serdeczne „Bóg zapłać!“

Sprawy kościoła świętego

zagrożone schizmy i odstępstwem na W schodzie wstę­

pują teraz na pomyślniejszy drógę. I tak książę Czar­

nogóry udał się do Ojca św. z prośby o przywrócenie arcybiskupstwa w Antiwari, ponieważ katolicy czarno­

górscy nie życzy sobie być zależnymi od prymasa Ska- daru, zostającego pod rządem tureckim. Książę prosi, aby nowe arcybiskupstwo to zależało wprost od Stolicy św ., na co Ojciec św. tem chętniej się zgodził, że książę zapewnia katolickim poddanym swoim zupełną wolność religijną.

N ie mniej pocieszającą jest wiadomość, że sam o­

zwańczy Biskup Ormiański Kupelian, którego odstępstwo groziło oderwaniem od Stolicy św. znacznej liczby ka­

tolików rytu ormiańskiego poddał się Stolicy św. i za­

żądał od rządu tureckiego uwolnienia z nadanego mu urzędu biskupiego, przyznając, że djabeł go oślepił i do złego postępku skusił. Przedstawiciele Francyi i A u- stryi powinszowali szczerze prawemu Biskupowi H assu- nowi tego pomyślnego zakończenia smutnej w K ościele ormiańskim rozterki. Biskup Hassun został mianowany kardynałem.

(13)

Droga krzyżowa w Jeruzalem.

Ta stacya przypomina nam owe zdarzenie, jak P an Jezus spotkał na swej drodze bolesnej pobożne i czułego serca niewiasty jerozolimskie i je cieszył. Gdy bowiem wyszedł za bramę sądową, zdążając ku Golgocie, grono litościwych niewiast powitało Go rzewnym płaczem i narze­

kaniem. podawając mu z litości chusty, aby się otarł. Na co Pan Jezus odrzekł: „Córki jero­

(14)

zolimskie, nie płaczcie nademną, ale same nad sobą płaczcie i nad synami waszymi. Albo­

wiem oto przyjdą dni, w które będą mówić:

Szczęśliwe niepłodne i żywoty, które nie ro­

dziły i piersi, które nie karmiły. Tedy poczną mówić górom: Padnijcie na nas, a pagórkom:

Przykryjcie nas. Albowiem je ź li to na zielo- nem drzewie czynią, cóż na suchym będzie.u Według widzeń błogosławionej Katarzyny Em­

merich mówił jeszcze i inne piękne słowa do nich, tak na przykład: że ten płacz będzie im wynagrodzony, że odtąd inną drogą pójdą. — Przepisy żydowskie wzbraniały objawiać litości nad skazanym na śmierć, ale litościwe niewiasty i panny nie zważały na to. A najlitościwsze Serce Pana Jezusa, chociaż same smutne i zbo­

lałe z nadmiaru własnych boleści, lituje się jednak nad ich smutkiem, a usta Jego mówią słowa pociechy i współuczucia. Miejsce tej sta- cyi w Jeruzalem pokazuje małe wydrążenie w murze klasztoru greckiego świętego Karalamba.

Przy tej stacyi jest odpust siedmioletni.

Wiadomości.

Najprzewielebniejszy Patryarcha Jeruzalemski, Wincenty Brako, wielki mistrz zakonu grobu ńw., mianował protektora grobu św., najprzew.

Ks. Arcybiskupa koloóskiego Dr. Pawła Mel­

chers, rycerzem zakonu grobu św., (wielkiego krzyża 1. klasy). Oby Najwyższy zrządził,

(15)

ażeby tenże dostojny arcypasterz, bawiący z po­

wodu praw pruskich na wygnaniu, na tronie urzędu swego w Kolonii, gdzie św. trzej królo­

wie jako pierwsi pielgrzymi do ziemi św. spoczy­

wają tak dla sprawy grobu św. jak i dla dobra swój dyecezyi mógł jak najrychlej błogo i sku­

tecznie pracować.

Sekretarz w sprawach towarzystwa grobu św. Ks. Dr. Pingsmann złożył przy posłuchaniu u Ojca św. dnia 15. Marca 1881 sprawozdanie o czynności naszego towarzystwa z powodu, któ­

rego Najprzew. Sufragan Koloóski Dr. Baudri, jako prezes towarzystwa grobu św. otrzymał na­

stępujący list:

Najprzewielebniejszy B iskupie!

Wielebny ks. Pingsmann, sekretarz towa­

rzystwa, złożył sprawozdanie z działalności to­

warzystwa grobu ś w., jałmużn i ofiar zpływają- cych przez to na dobro miejsc św. i misyj katolic­

kich w ziemi św., zgromadzeniu św., które się in­

teresami i rozszerzeniem wiary św. opiekuje.

Z tego jasno wynika, że członkowie towarzy­

stwa usiłują, środkami możebnymi świetność miejsc znakomitych Palestyny, wzrost religii ka­

tolickiej i dobre obyczaje na Wschodzie pod­

nieść. Wiadomość ta była wspomnionej Radzie bardzo przyjemną i życzę Tobie i wszystkim członkom towarzystwa w tym interesie serde­

cznie szczęścia A że Wasze szczególne poświę­

cenie się dla miejsc św., a najbardziej dla gro­

bu Pańskiego, jak się spodziewam, coraz bardziej

(16)

się wzmaga, nie wątpię bynajmniej, że towarzy­

stwo będzie z każdym dniem wzrastać i hojne owoce wydawać.

W tej nadziei błagam Boga, ażeby Cię jak najdłużej chować raczył.

W Bzymie w zakładzie Zgromadzenia dla rozszerzenia wiary św., dnia 20. Kwietnia 1881.

Jan kardynał Symeoni, Przełożony.

J. Masotti, Sekretarz.

Na zgromadzeniu jenerałnćm katolików szlązka odbytem w Sierpniu i Wrześniu b. r.

w Frankenstynie zalecono przedsięwzięte dzieło O. Władysława Schneider, naszego ziomka, który w Jeruzalem i Emaus domy przytułku i kolonię dla niemieckich katolików założył, tak w posie­

dzeniach sekcyjnych jak i publicznych nader go­

rąco. Wniosek redaktora „gazety Nyskiej“

P .N eise, dla wsparcia przedsiębiorstwa O. W ła­

dysława Schneidra wszechstronnie uchwalono, nawet ze strony ks. kapelana Mommert, który sam Ziemię św. zwiedził i o koniecznej potrzebie takiego zakładu osobiście się przekonał.

Gebeil. Matka mająca syna chorego ze wsi Masar, na wschód od Gebeil, poszła do kościoła tejże wsi, aby się tam pomodlić. Tym­

czasem syna jej napadły mdłości i sądzono że już skonał. Gdy matka wracając z kościoła to usłyszała, rozdarła szaty swoje i okazała się z boleści obłąkaną. W tym stanie pobiegła na

(17)

bliską dolinę i tam stanęła na brzegu ściany skalistej około 400 łokci wysokiej. Koziarz w pobliżu spostrzegł ją i wołał ażeby się wró­

ciła, lecz tego niesłyszała; przeto pobiegł za nią chcąc do niej zdążyć, nim ze skały spadnie.

Już tylko o dziesięć kroków był oddalony od tejże osoby jak w przepaść spadła wymówiwszy słowa: „Maryo, bądź mi pomocą!•* Natychmiast zwołał mieszkańców doliny, którzy się spiesznie zeszli. Sądzili oni, że osoba ta jest zupełnie zabita, ale dziw! ona żyła i była nieomal nie­

skażona. Wpadła tylko w mdłość i tak ją do domu jej odniesiono. Po trzech dniach atoli byli oboje zdrowi, matka i syn jej, i chwalili Boga.

(Musbach.)

(18)

Religia muzułmańska.

Według dzieła: Ziemia święta i Islam.

Religią, którą Turcy teraźniejsi posiedzi- ciele Ziemi św., wyznawają, założył Mohammed.

Mohammed urodził się 20 Kwietnia 571 r. w arabskiem mieście Mekka. Ojciec jego był kup­

cem, który umarł w czasie podróży, nim się jeszcze Mohammed urodził. Ród Mohammeda nie słynął zamożnością, to też mały Mohammed mu­

siał czas jakiś pasać trzody mekkańskie, co mu posłużyło, by się przyrównywać do Mojżesza i Dawida, kiedy zaś dorósł odbywał ze swymi wujami Abu Talibem i Zubeirem podróże ku­

pieckie, zwłaszcza do Damaszku i Bosry. W ten­

czas mógł poznać nieco religię żydowską i chrześ- ciańską, chociaż z mętnych tylko źródeł bo he- etyckich. Obrotność, jaką w podróżach poka­

zowa!, ściągnęła nań uwagę bogatej wdowy Cha- didzy tak, iż mu powierzyła swe sprawy han­

dlowe, a potem ofiarowała swą rękę. Liczyła ona już wtenczas cztery krzyżyki i nie odzna­

czała się wdziękami, ale zato posiadała spory majątek, nic więc dziwnego, że nasz 251etni Mohammed nie wachał się zawrzeć ten związek, aby tylko zająć stanowisko odpowiedniejsze swej ambicyi. Odtąd też należał do zamożniejszych kupców mekkańskich, dopóki prześladowanie nie­

przyjaciół nie zniszczyło jego mienia.

Lecz nie tylko sprawjr kupieckie zajmowały gorącą i wrażliwą duszę Mohammeda — owszem gdy doszedł do lat 40, często wybiegał z domu,

(19)

aby w samotnej ciszy, wśród dzikich gór i prze­

paści oddawać się marzeniom religijnym. Snadź były te myśli ponure i straszne, bo się stał me- lancholicznym. Jego rozpalona głowa ma­

lowała mu różne widziadła, że widzi jakieś po­

stacie i słyszy cudze głosy i że mu się objawia aniół Gabryel. Zrazu opowiadał swe marzenia w kółku rodzinnem, a żona jego zapewniała go, że te widzenia pochodzą od Boga. W krótce jednak wystąpił publicznie jako posłannik Boży i reformator ojczystej religii. Przypatrzmy się pierwej, jaka to była ta religia w jego ojczyźnie.

Już pięć wieków upłynęło od założenia re­

ligii chrześciańskiej w Arabii, a jednak ta wiara św. nie mogła tam zapuścić silniejszych korzeni, z jednej bowiem strony niechęć Arabów do ce- sarzów bizantyńskich, którzy panowali nad ich krajem a wyznawali wiarę chrześciańską, napeł­

niła ich wstrętem ku religii chrześciańskiej, z dru­

giej zaś strony głębokie tajemnice chrześciańskie szczególnie o Trójcy św. i o odkupieniu jako też szczytne ustawy nie podobały się grubym i zmysłowym mieszkańcom pustyni. Wprawdzie byli tu i owdzie chrześcijanie, lecz należeli po większej części do heretyków Ebionitów i Naza- renów, odrzucających naukę o Trójcy św. i o wcie­

leniu Syna Bożego a uważających Jezusa Chry­

stusa za zwykłego proroka lub za wyższego du­

cha. Również i religia żydowska nie była do smaku Arabów, chociaż między nimi nie brako­

wało wyznawców Mojżesza. Ogromna większość

(20)

narodu oddana była bałwochwalstwu; chociaż bowiem uznawała najwyższe i niewidzialne Bó­

stwo A lla h , które żadnej nie miało świątyni, czciła jednak przytem wiele bóstw pośrednich mających swe świątynie i posągi, zkąd poszła cześć fetyszów. Główna świątynia nazywała się K a a b a , do której na cześć Allaha podej­

mowali corocznie pielgrzymkę, lecz także posą­

gi tych bożków, jako też święte kamienie i drze­

wa czcili uroczystymi obchodami i ofiarami z b y ­ dląt. Często poświęcali im owce i wielbłądy, których nie wolno było zabijać; kiedy zaś same uginęły, pożywali wspólnie ich mięso. Oprócz sług tychże bożyszczy, piastujących tę godność dziedzicznie, mieli wieszczów i wróżbitów, przez których usta duchy przepowiadały przyszłość.

Wiara w nieśmiertelność duszy była u nich bar­

dzo słabą, a zato używanie i dobrobyt służyło dla wielu za hasło życia; ztąd spotykamy u nich wielożeństwo nie znające granic, i rozwód dla lada przyczyny. Niegodziwy też mieli zwyczaj, iż małe dziewczęta gubili, aby uniknąć troski ich wyżywienia.

Mohammed nie miał z początku pewnego planu, lecz tylko w poetycznej formie opowiadał swoje widzenia tym, którzy go chcieli słuchać;

aby zaś nie drażnić pogańskich spółziomków, nie występował przeciw bogom ojczystym, owszem kłaniał się im i palił ofiary. Dopiero gdy pó­

źniej począł potępiać wielobóstwa a opowiadać nagrody i kary wieczne, powstał przeciw niemu

(21)

silny opór a arystokraci mekkańscy to jest szla­

chcice ogłosili go za opętanego i waryata, a sam nawet wuj jego nazwał go kłamcą, wskutek czego stracił Mohammed powagę u ludzi i na chwilę zniknął z widowni.

Gdy pierwśza burza ucichła, wystąpił znowu publicznie i począł opowiadać legendy o potopie o zgubie Faraona i groził, że sroga kara czeka ich, jeźli wzgardzą głosem jego, posłannika Bożego.

Legendy te, lub wyjęte z ksiąg apokryficznych nie z Pisma św. podawał za objawienia Boże.

Potem nie wierzącym począł w imieniu bożem ogłaszać straszne a blizkie kary, mianowicie iż ziemia ich pożre, wody zatopią, deszcz ognisty spali, głód i zaraza wygubi. Przepowiednie te, wypowiedziane z zapałem proroczem, wywołały zrazu wielki strach; gdy jednak czas naznaczony upłynął, a groźby się nie spełniły, gdy zamiast głodu nastąpiła obfitość, Koraiczyci, to jest arysto­

kraci, podnieśli harde czoło i poczęli jawnie prze­

śladować zwolenników jego. Mohammed uląkł się i nietylko skłonił zwolenników swoich (12 mężczyzn i 4 kobiety) iżby w innym kraju szu­

kali schronienia, lecz ku wielkiej hańbie swojej ogłosił publicznie w r. 616, iż trzy boginie mek- kańskie uznaje jako bóstwa opiekuńcze. Ta zdra­

da własnych przekonań, rzucająca bardzo nieko­

rzystne światło na jego charakter przejednała na chwilę jego nieprzyjaciół, lecz pożałował jej Ma- hommed, zwalając całą winę na szatana, iż on to podał jemu fałszywe natchnienia. Na Mahommeda

(22)

została tedy rzucona klątwa i wszelkie z nim i z jego familią związki zerwano; do tego umarła mu żona. Przeciwnicy jego słusznie mu zarzu­

cali jego marzenia, a gdy on się bronił, że on swe objawienia czerpie z księgi niebieskiej, kazali so­

bie tę księgę pokazać, co naturalnie uczynić nie mógł, jeno się wymawiał, że oni z powodu zaśle­

pienia nie są tego godni. A gdy mu dalej wyma­

wiali, dla czego nie ziściły się groźby jego, to raz wyznawał swoją niewiadomość, a drugi raz tłóma- czył się, że dopóki on z niesprawiedliwymi, jakby drugi Lot, znajduje się w Mecce, kary na miasto nie spadną. Żądali też od niego dowodów po­

słannictwa Bożego, mianowicie proroctw i cu­

dów. Mohammed, jako fałszywy prorok, natu­

ralnie nie mógł żadnych uczynić, jeno się unie­

winniał, że mu 'Bóg tych darów nie dał dla tego, aby tym sposobem wypróbować serca ludzkie ; nie mogąc zaś przekonać niedowiarków, począł im ogłaszać bliskie kary boże; ale cóż, kiedy deszcz ognisty nie chciał spadać a zamiast za­

powiedzianego głodu nastąpił urodzaj.

(Ciąg dalszy nastąpi)

(23)
(24)

Cytaty

Powiązane dokumenty

cenia spodziewać, przeciwnie nowonawróceni znajdują się w niebezpieczeństwie odpadnięcia od wiary katolickiej. A niestety kilku odpadło, jednak smutek ten nas tern

czenia komu, wtenczas zdejmuje turban, w kłada pismo pomiędzy białą i czerwoną czapkę i wdziewa znowu cały zawój, potem z pewnością najmniejszy papierek z tak

Cała ta prowincya za czasów, gdy Palestyna była zwaną, „obiecaną Ziem ią“ gdzie mleko i miód płynął, była najurodzajniejszą i osobliwem błogo-

Było to bowiem onego czasu, gdy rabusie Ma- dianitów przez lat 7 Judeą ciężko dręczyli, ta k iż wielka liczba żydów przed mieczem tychże nieprzy- * jacieli

wym i Maryi błogosławionój między niewiastami, bawiliśmy się. Oto Marya i Józef zabierają się na niejaki czas opuścić Nazaret. Czas się zbliżył, więc

M arya Panna, dowiedziawszy się, że Faryzeuszowie jej Syna zabić chcą, wielkim strachem przejęta i przelękniona dobiegła aż na m ały pagórek lub wzgórze u

tyczki i bitwy przyzwyczaili, że się stali postrachem ludu w całym kraju Syryi. Gdy przed 800 latmi pierwsi Krzyżacy ciągnąc do zwycięztwa Jerozolimy, z Europy do

Po zburzeniu Jerozolimy, gdy później znowu miasto budowali, górę Syon już nie objęto w obręb murów m iasta, więc znajduje się teraz za miastem. Tu był,