Towarzystwo
Rocznik XIV. 1881. Zeszyt .13 30.
daktor: X. S. K o r p a k w R ad zion k ow ie. W czerw cu . ' Ola członków towarzystwa w G órnym Szlązku.)
S p i s r z e c z y : O niem ieckim domie przytułku w Jeru zalem . — W spom nienia z p ielgrzym k i (óórnoszlązaków do L oreto w r. 1877. — P rze
gląd dochodów i rozchodów tow arzystw a w r. 1880. — Obraz. — C esarzew icz R u dolf w K airo. — Od R edakcyi.
W sprawie naszego domu przytułku w Jeruzalem
pisze ks. proboszcz bawarski Fröhlich w nie
mieckiej katolickiej gazecie bawarskiej „Sonn
tagsblatt“ 1 8 8 0 , nr. 25 z W yrcburga, jak na-
■ ępuje:
D la czego niemiecki Franciszkanin Ojciec Władysław w Jeruzalem dom przytułku za ło ży ł?
A b y katolicki niemiecki pielgrzym , kiedy dłużej jak 14 dni w Jeruzalem bawi, (dłużej
■ owiem od tam tejszych gospodów według ich strontów nie byw a cierpiany) w nim znalazł b ło gie miejsce, gdzieby się schronić i w razie cho
roby przytułek znaleść mógł. W nim katoliccy iemcy, którzy się w Jeruzalem osiedlili, otrzy
mać mają narodowe zjednoczenie a w jego za- rządzcy lub przełożonym mają mieć pewną po
moc i obronę. K atoliccy N iem cy bez roboty tu otrzym ać mają zatrudnienie i zarobek, i tuż od katolickich robotników m ogłyby być wypracowane pamiątki, krzyżyki i inne podobne rzeczy, pod
czas gdy aż do dziś dnia w iększa część tych rzeczy od Greków, żydów i protestantów ro
biona i do N iem iec sprzedawana bywa. K ato
lickie familie przychodzące z Niem iec, aby się tu osiedlić, znajdą tu poczciw ych ziomków, do
świadczonych rądzców i tymczasowe miejsce po
bytu, aby się wprzód z krajem, ludźmi i sto
sunkami obeznać mogli. J a k obecnie rzecz ?ię ma, to katolicki Niem iec tylko na siebie samego spuścić się może, jest niby stracona owca, i opuszczony bez opiekuna w cudzym, nędznym kraju; nie znajdzie tu żadnego domu, żadnego zakładu narodowego, znajdzie jedynie niemie
ckiego Ojca misyonarza, (obecnie nawet i tego nie znajdzie, bo go do A leksandryi w Egipcie posłano na pastoracyą Niem ców i Polaków, spodziewamy się jednak, że nie na długi czas.
Zarząd domu przytułku zatem jest w dobrych rękach. Przyp. od R ed.) któremu się uskarzyć może. T en zaś jest ubogim Eranciszkanem, pod
danym rozkazom przełożonych innej narodowości, i nie może niczem rozporządzać, jeno w sprawach tyczących się duszy może niemieckiemu roda
kow i pomagać. D o tego niejednemu katoli
ckiemu niemieckiemu rzem ieślnikowi jeszcze inne niebezpieczeństwo grozi. Znajdzie bowiem w J e
czasie tutaj osiadłych; z nimi może w swoim m acierzyńskim język u rozmawiać i nad swoją biedą się u ż a la ć ; u nich w idzi kw itnący handel i rzem iosło,jak o też zakłady dobroczynne; bar
dzo łatw o się w swojej biedzie do nich przy
łą cza , znajduje zatrudnienie, ale przy tern w war
sztacie też drażniące zaczepiania wiary sw ojej;
postanawia za przykładem protestantów tu zo sta ć;
ale katolickiej niemieckiej dziew czyny tu nie znajdzie, za to go wabią do m ałżeństwa z prote
stantką, która ma pieniądze, ale w tym razie m usi koniecznie do protestantyzm u przestąpić.
Tak się w ostatnich latach już kilka razy zdarzyło.
Zdarza się tśż, jak na przykład obecnie, że niemiecki protestant, łask ą oświecony, tu na łono katolickiego K ościoła chce powrócić. J eśli takow y w warsztacie protestanta pracuje i w y ja w iłb y swój zamiar, to natychmiast robotę straci i musi cierpieć, a któż go przyjmie przez czas, w którym się ma przygotować do przyjęcia w iary katolickiej? I dla takich niemiecki dom p rzy
tułku ma być miejscem schronienia i zatrudnie
nia. D osyć na tern; kto jeszcze posiada kato
lickie, czułe serce, nie może być obojętnym, w idząc, że katoliccy Niem cy w Ziemi św. — w Jeruzalem — nie mają jeszcze tego tak bardzo potrzebnego miejsca przytułku i zjednoczenia, podczas gdy inne narodowości i wyznania w tej mierze co tylko mogą czynią i ubiegają się.
1*
Ojciec W ładj 1 też już przed 2 latmi za pożyczany grosz zakupił * stósowną miejsco
wość w Jeruzalem i inną także w Emmaus a to z praktycznej uw agi, że takowa posiadłość i poza Jeruzalem potrzebna, bądź a b y tam jarzynę i inne żyw ności siać, bądź aby zdrowym lu dziom dłużej tu bawiącym dać zatrudnienie w rólnictwie i ogrodnictwie. Obiedwie posia
dłości już są opasane murami, co w tym kraju koniecznie jest potrzebne; co się ty czy pomie
szk ać i t. d., już widać piękny początek. A by potrzebną sumę uzbierać, w przedostatniej je sieni sam O. W ład ysław podróż do N iem iec uczynił i już nie jednę prośbę w św iat w ysłał.
D łu g tak bardzo ciążący wprawdzie dnia 1. kw ie
tnia jest zniesiony; ale jednak jeszcze dużo bra
kuje, aby to piękne dzieło m ogło być ukończone.
K tóry katolicki Niem iec chciałby się cofać i do tego przedsiębiorstwa z radością z swoim gro
szem się nie przyczynić? Skoro to dzieło będzie dokończone, to komitet w Niem czech protekcyą a sumienny zarządzca posadzony przewodnictwo nad tem dziełem ma objąć. Teraz, kiedy pro
testanci niezmierne sumy na swoje cele w Ziemi św . wydawają, tem mniej katolicy nie będą chcieć odstępować. W każdej tylko nieco znakomitej miejscowości protestanci szkoły zakładają, i domy szkólne budują, chociaż tam ani jeden protestant nie m ieszka; a przytem nie brakuje im ani pieniędzy, ani książek, ani innych potrze
bnych rzeczy. W szędzie urządzają zakłady dla sierót i na wychowanie i t. d., nie mówiąc o ich
koloniach. W Bejrucie urządzili uniwersytet, gdzie przez swoje kolegia lekarskie i przez udzielanie tytułu doktorskiego dużo studentów ściągają. W Jeruzalem nabyli przed kilku latmi od rządu tureckiego dawniejszy głów ny budynek sław nego rycerskiego zakonu św. Jana, gdzie teraz swój pierwszy zakład sobie urządzili.
Zresztą ta w ielka czynność protestancka w Ziemi św. dopiero w nowszym czasie się obudziła, szczególnie odkąd chrześcianom wskutek no
w szych układów pokoju większa wolność udzie
lona została.
Co katolicy od dawna dla Ziemi św. uczynili i czynią, wszelkiej pochwały jest godne, ale teraz kiedy w skutek nowych wolności nowe życie w Ziemi św. się wzbudziło, nie jest w ystarcza
ją ce. N ie wystarczają bowiem środki, aby w szę
dzie szkoły budować i utrzym ywać, aby dzieci osierociałe, zgłaszające się do katolickich do
mów sierót, w szystkie przyjmować, aby katolickie kaplice gdzie są potrzebne, jak na przykład w mieście Głaza, w ystaw iać. K oniecznie na przyszłość więcej się musi stać. Oby to s z c z e gólnie katolickie duchowieństwo staranną uwagę na potrzeby Ziemi świętej zwróciło i takowe przy sposobności swoim parafianom gorąco p o le ciło !
W spom nienia
z p i e l g r z y m k i G ó r n o s z l ą z a k ó w d o L o r e t o w roku 1877.
Przez X . S . K .
N adszedł nareszcie upragniony dzień, w któ
rym miało się spełnić dawne, ciche życzenie serca mego, to jest: odwiedzić te najmilsze sercu katolickiem u miejsca święte we W łoszech, Loreto i R zym . B y ł to dzień 2 3 . maja, kiedy w spól
nie z 2 znajomymi z parafii radzionkowskiej wyjechałem z Radzionkowa, aby zdążyć do B o- gumina (Oderberg), gdzie mieliśmy się połączyć z innymi pątnikami górnoszlązkimi. D eszcz, który już od wielu dni padał, i dziś bijąc o szyby wagonu kolei żelaznej mógł nas wprawić w po
nure myśli, ale z drugiej strony serce radośnie biło, że niezadługo staniemy pod ślicznem, czy- stem niebem włoskiem, na błogich dla każdego katolika miejscach. N iżeśm y przybyli do D z ie dzic, pierwszej stacyi kolei żelaznej austryackiej, spotrzegliśm y z boleścią, jak w ielką szkodę spra
w iły ciągłe deszcze okolicom ojczystym nad W isłą leżącym . Bo wody w ystąpiw szy poza brzegi rzeki, zatopiły pola i łąk i i zam ieniły żyzn e niw y w jedno wielkie, brudne jezioro.
Grobla kolei żelaznej za P szczy n ą i przy G o
czałkow icach stała wśród tego jeziora, a pociąg, który nas prowadził, posuwał się ostrożnie i po
woli jak ślimak, bo na kilku m iejscach grobla zaczęła się nieco spuszczać, tak że ją musiano palami wzmacniać. Przybyliśm y szczęśliw ie do
D ziedzic, gdzieśm y się prędko na komorze cel
nej odbyli, bo pociąg krakow ski, który nas miał do Bogum ina zaprowadzić, już na nas czekał.
Z a dworcem dziedzickim znowu ta sama po
wolna jazda na pewnem miejscu z powodu w y lew u W isły , ale dzięki B ogu i tu przejechaliśmy szczęśliw ie i przybyliśm y do Bogumina. Tu nas oczekiw ali i w itali już inni pątnicy górno- szlą zcy a reszta jeszcze za nami przyjechała.
B y ło nas w szystkich przeszło 1 0 0 osób, księży i świeckich, m ężczyzn i kilka kobiet; poznałem m iędzy nimi także kilku członków towarzystwa Grobu św.
Nadmieniam na tern miejscu, że do tej pielgrzym ki zachęcił m ikołowski „K atolik “ , a re
daktor tejże g azety, p. H ., — obecnie księdzem przy Kampo Santo w R zym ie — postarał się o załatw ienie niektórych potrzeb do podróży, na przykład o zniżenie ceny biletów na kolejach żelaznych austryackich, za które usiłow ania jak szanownej gazecie, tak też zacnemu p. redakto
rowi serdecznie dziękujemy. Stanąw szy na dworcu bogumińskim około godziny 10. z rana, m yśle
liśm y, że natychm iast możemy dalej do W iednia w yjeżdżać. A le pasażer m yśli, a dyrekcya ko
lei rządzi! Albowiem zarządzca dworca oświa
dczył nam, że za zniżoną cenę tylko o godzi
nie A lji po południu możemy jechać, czego przedtem nam nie powiedziano. N a tę niemiłą wiadomość zdecydow ała się część naszych za możniejszych pielgrzym ów za tę wątpliwą łask ę podziękować, aby się aż ku wieczorowi na dworcu
nie nudzić a potem całą noc w wagonie nie przepędzić, i wsiadła na szybkociąg w łaśnie ma
jący odchodzić, który ich o godzinie 72 do 5.
po południu do W iednia zaw iózł; reszta pątni
ków czyli większa część przybyła za nami na drugi dzień o godzinie ^ 2 do 6. z rana a z nimi przybyli także pątnicy z G alicyi i P oznańskiego, którzy także tę samą pielgrzym kę wraz z nami odprawiali. P oleca się innym pątnikom, którzy w kompanii jadąc chcą jakiekolw iek zniżenie ceny jazd}'- na kolejach a u s t r y a c k i c h uzyskać, aby sobie w szystkie warunki pojedynczo i aku- ratnie kazali podać, inaczej doznać mogą nie
przyjemnych niespodzianek.
W iedeń, stolica A ustryi, jest przepyszne i bogate miasto; wspaniałe kościoły i pałace, ogromne place i szerokie ulice, cesarski zam ek, teatra, pomniki, zakłady artystyczne, piękne sklepy, liczne tłumy ludzi po w szystkich ulicach nadają miastu charakter miasta głów nego. Z w ie dziliśmy, co się w krótkim czasie jednego dnia zwiedzić dało. Najprzód odwiedziliśmy katedrę czyli kościół św. Szczepana. Jestto śliczna i ogromna budowa gotycka, zewnątrz odnowiona i bardzo piękna, wewnątrz trochę czarna i j e szcze mająca być restaurowana. W łaśnie p r z y padały dni oktawy Zielonych Św iątek, więc dni Bierzmowania św iętego, na które się dużo ludzi zebrało. Około kościoła otw orzyli swoje kramiki piernikarze i księgarze, jak u nas w dni odpu
stow e, w których rodzice lub ojcowie duchowni dzieciom bierzmowanym kupowali pamiątki; po
południu zaś te dzieci robią przejażdżkę w pra- terze czyli parku wiedeńskim. Zwiedziliśmy da
lej kościół Ojców K apucynów, niezbyt wielki i skromny. W podziemiach tego klasztoru znaj
dują się groby cesarskie, któreśmy także odwie
dzili. W tej prostej kaplicy podziemnej chowają się cesarze austryaccy i członki tej familii. Osta
tni nagrobek nieszczęśliw ego cesarza m eksykań
skiego M aksym iliana, który od swoich własnych poddanych republikańskich został pojmany i roz
strzelany, a którego zw łoki potem z Am eryki do W iednia zostały przeprowadzone, był l i cznym i wieńcami uwieńczony. J ego m ałżonka, która jeszcze w B e lg ii żyje, z powodu tego ro
zum straciła. Obok matki swojej, owej wielkiej cesarzowej M aryi Teresy, leż y jej nieszczęśliw y syn cesarz J ó zef II., który K ościołow i kato
lickiem u dużo ran zadał, chcąc go całkiem podbić pod władzę świecką, co mu się jednak nie udało.
P rzy tych grobach cesarskich można poznać próżność wszelkiej wielkości ludzkiej. J a k w ielkie znaczenie mieli niegdyś owi mocarze w swoim kraju i za granicą, a teraz tu tak spokojnie i bez znaczenia odpoczywają! Zaiste, jeźli im dobre uczynki nie zjednały łask i u B oga, to im cesarska korona i purpura na drugim świecie nic nie pomoże! — A b y w szystk ie rzeczy w i
dzenia godne, jakie stolica A u stryi w sobie mieści, widzieć, trzebaby do tego kilka d n i; więc co się dało lub co się komu podobało, to w krótkości odwiedził. B yliśm y na przykład w Schoenbrunn, gdzie jest cesarski zamek i w H ietzing, gdzie
hanowerski król J erzy po utracie swego tronu w r. 1 8 6 6 m ieszkał. Zresztą można powiedzieć, że W iedeń bardzo piękny, ale dość drogi pobyt w nim.
W piątek rano, to jest 25. maja o godzinie Y2IO opuściliśmy W iedeń osobnym pociągiem, aby zdążyć do Tryestu. N a „skrzydłach pary“
przelecieliśm y bogate okolice z słynnemi winni
cam i, pięknymi zamkami i zamożnemi wioskami i miastami. Pogoda nie bardzo nam sprzyjała przed południem, tak iżeśm y się obawiali, że nam podczas jazdy przez górę S e m e r i n g deszcz będzie przeszkadzał. A le niebo się po południu wypogodziło, powietrze się ociepliło i tak też zostało przez całą naszą podróż w W łoszech.
Później przekonaliśmy się, że ta niepogoda ró
wnocześnie nie tylko u nas na S zlązk u , ale i w A u stryi i w Rzym ie i w całych W łoszech panowała. O Semeringu już dawno słyszałem i czytałem , więc nie mało ciekaw y byłem na jazdę przezeń. Semering nazyw ają się góry, do 3 0 0 0 stóp nad poziom morza w ysokie, z a g ra dzające niby drogę do Styryi i innych prowin- cy i austryackiego państwa i do W łoch. A le cóż już nie zdołał duch ludzki pokonać? Oto, co się zdało być niemożebnem, to w ykonał, bo poprowadził żelazne koleje po stromych skałach, nad przepaściam i, po przepysznych mostach, przez 15 tunelów to jest przez podziemne w y drążenia w skale aż do szczytu góry. Ta najwspanialsza droga żelazna na stałym lą dzie została ukończona w r. 1 8 5 5 . Lokomo
tyw a wije się powoli do góry przez l ' / a go
dziny i daje nam czas podziwiać przyrodę.
Zdaje się czasem, że nazad wracamy, potem w idzim y przed sobą ogromne skały, teraz w i
sim y nad głęboką przepaścią, za chwilę ciemna noc nas otacza, bo jedziem y pod ziemią, teraz znowu znajdujemy się na ogromnych mostach, tu nad nami na skale widzimy niby przylepiony zamek a w głębokiej dolinie pod nami szumiący strumyk, kilka fabryk i białe domy, jednem słowem : mamy widoki zachwycające. P ociąg staw a w górach na 3 dworcach, na szczycie znajduje się dworzec Sem ering. Za tą sta- cy ą jedzie się w tunelu czyli w ziemi 5 minut, bo tunel jest 4 5 0 0 stóp długi, a potem bardzo szybko pędzi się z góry w pośród zielonych łąk aż do stacyi M ürzzuschlag, która jeszcze 2 1 0 0 stóp nad poziomem morza leży. Tu się kończy kolej semeringska, i ztąd jedzie się dalej w na
der pięknych styryjskich dolinach, pomiędzy le- sistemi górami, nad rzeką, a w szędzie oko nasze spotyka zamożne wioski z białemi kościołami, zamki, starodawne zam czyska i bujną roślinność.
Styrya (Steierm ark) znana jest nie tylko z sw o
ich pięknych gór, ale także z przemysłu: żelazo styryjskie daleko słynie. Głównem miastem Styryi jest G r a c , gdzieśm y w wieczór przyje
chali i nieco się pokrzepili.
Potem jechaliśm y całą noc przez dalszą część Styryi, przez K rainę a gdyśm y z rana przy świcie już mogli rzeczy nas otaczające ro
zeznać, widzieliśm y, że się znajdujemy w K a r -
śc ie . K arst jest kraj nagich skalistych w zgórz, pełen najeżonych skał, ogromnych kam ieni i szu m iących potoków. W si i drzew mało widać, gdzieniegdzie w idzi się pole w pośrodku tych kamieni, i krzaki. Tu często wieje zimny, p ó ł
nocny wiatr, nazwany Bora, o takiej sile, że ciężko naładowane w ozy wywraca. Z powodu tego wiatru mało tu roślinności widać. N ieg d y ś K arst był zaleśniony, ale W enecyanie la sy wy- karczowali a innych nie sadzili, a teraz trudno tu lasy sadzić. Kolej żelazna wije się przez tę pustynię kamienistą, spuszczając się powoli ku Tryestu, ostatniemu miastu austryackiemu, które już nad morzem leży. Słowo „m orze“ i na
dzieja, że je wnet zobaczymy, ożyw iły na nowo znużonego od długiej jazdy i niewyspania się ducha. Z ciekawością oczekiwaliśm y chwili, w któ
rej nam się po pierwszy raz pokażą owe ogro
mne wody, o których wspaniałości P ism o św . i różne opowiadania mówią. I zaiste możemy powiedzieć, że nam się przedstawił widok jak najpiękniejszy: bo naraz, kiedyśm y się nie spo
dziewali, pociąg, którym jechaliśm y, na bok się skręcił, a głęboko pod naszemi nogami — by
liśm y bowiem jeszcze na górze — leżała jak aś daleka płaszczyzna, błękitna jak niebo, nieco się strzępiąca; „oto morze!“ wyrwało się z na
szej piersi, a potem staliśm y niemi w podziwia
niu tego nader wspaniałego zjaw iska. N ie mo
gliśm y nasycić oka naszego tym widokiem, tak b ył zachwycający. Jeszcześm y kilka razy wi-
Izieli morze, ale już n ig -^ ^ t e j . przedziwnej piękności, bo w tej chwili porannej było ono spokojne, my znajdowaliśmy się wysoko nad niem, a słońce jeszcze tak nie paliło, ażeby nasze oko mogło przez blask być rażone, a na niem kołysało się mnóstwo łodzi, długie bruzdy za sobą ciągnąc. Za małą chwilę stanęliśm y
W TryeŚcie. (C iąg dalszy nastąpi.)
P Rs Z E 6 L. Ą D
dochodów i rozchodów Towarzystwa Bożego Grobu
w Górnym Szlązk u w roku 1880.
D O C H Ó D .
I. Zwyczajne roczne sk ła d k i:
B y t o m : M. 4
Przez X. duchownego radzcg M. z Bogucic 6 - „
„ X. dziekana W. z Wieszowy . . 15 - „
„ X. proboszcza CL z Miasteczka
(G e o rg e n b e rg )... 7 - „
„ X. proboszcza K. z Chorzowa . . 102 — 50
„ B. z Niemieckich Piekar . . . 100 - „
„ P. z Dombrówki . . . 6 — „ Z D o m b r ó w k i ... 18 - „ Przez W. z B y t o m i a ... 27 — 50
„ K. z H o h e n lo h eh ü tte ... 15 - „
„ N. z P o r e m b y ... 9 - „
„ pewną, osobę z Bytomia . . . . 3 - „
„ P. M. z P o d l e s i a ... 17 - „ Latus 326 — 00 ^
Transport JŁ 326 1 o O Przez P. B. z Cielmic . . . 39
„ P. P. z G o l a w i e c ... 29 >5
„ pewn^, osobg z Bytomia . . . 1
Suma J l 395 — 0 0 ^ G ł o g ó w e k ... 86 — 50 K ie rp ie ń ... 124 — 20
Wierzch (Deutsch-Müllmen) . . . . 50 n
G o ś c i e n c i n (Kostenthal) . . . . 242 » K o m p r a c h c i c e ... 170 55
Os t r óg: ... 18 — 20 Ostróg i R a c i b ó r z ... 59 — 50 Lissek, Turza i t. d... 166 — 25 T w o r k ó w ... 150 B e n k o w ic e ... 228 — 25 M a rk o w ic e ... 50 » Błażejowice... 33 95
Łubowice i L e n k ... 19 95
P r u d n i k ... 386 — 05 R u d a i P r u d n i k ... 326 — 10 R a d z i o n k ó w i R eisew itz... 38 — 35 Rybnik ... 260 — 50 S z e r o k a ( T im m e n d o r f ) ... 505 — 20 W. S t r z e l c e ... 125 " 95
T e m p e lfe ld ... 70 55
B e l k ... 30 95
O d m u c h ó w ... 13 95
B i a ł a ... 6 95
Lipiny, ks. proboszcz M... 13 95
Poznań ... 7 — 36 Suma J l. 3572 — 4 6 ^
11. Ofiary na Z akład 0. W ładysława:
J i 4
Kadzionków i Keisewitz ... 9 — 40 Poremba (przez A. N . ) ... 1 — 50
Dobrau i K o z 'l e ... 22 — „
Dobrau: Józef i Jadwiga K... 60 - „
Nysa: zebrane przez „Neisser Zeitung“ 71 - „ Poznań ... 2 — 14 G o ś c ie n c in ... 47 — 30 Za r ó ż a ń c e i t. d.: S z e r o k a ... 60 - „
Poznań ... .21 - „
Suma Jl. 294 — 34-^ 111. Ofiary na msse święte: Dobrau i K o z i e ... 20 — 90 P o z n a ń ... ... 2 — 50 C horzów ... 6 — 75 G o ś c ie n c in ... 6 — „
S z e r o k a ... 30 - „
Gościencin ( D . ) ... 90 - „
R y b n i k ... 180 - „
D itte r s d o r f ... 575 - „
G e o r g e n b e r g ... 90 - „ T e m p e lfe ld ... 59 — 20
Suma J l 1060 — 35 Ą Ogółem wszystkich dochodów z Górnego
Szlazka w r. 1880 . . . J l 4927 — 15 ^ Przeniesienie przewyżki z r. 1879 „ 517 — 54 „ Suma J l 5444 — 69 Ą
R O Z C H Ó D .
Jt 4
Za polskie broszurki Porto i przesyłka .
322 — 60 10 — 67 Na msze s'wigte odesłano . . . . 1060 — 35 Dla O. Władysława odesłano . . . 238 — 44 Do zarządu Towarzystwa w Kolonii
Zestawienie.
Dochodu . . . , Jl. 5444 — 69 ^ Rozchodu . . . . „ 4592 — 31 „ Pozostaje stan kasy nar. 1881 J l 852 — 38 J,
Tu sig tylko te ofiary dla O. Władysława wymie
niły, które wprost do mnie odesłane były. — Wszy
stkim dobrodziejom serdeczne „Bóg zapłać.“
R a d z i o n k ó w . X . S . K o r p a k .
(Köln) odesłano 2960 — 25
Suma Jl. 4592 — 31
Droga krzyżowa w Jeruzalem.
Przy stacyi siódmej czci się drugi upadek Pana Jezusa. Miejsce tej stacyi przypada na końcu ulicy i oznaczone jest odłamem słupa w przeciwległym domu.
Tu się za czasów Chrystusa Pana znajdowała brama, przez któr$ Pan Jezus wyszedł na Kalwaryą.. Tu od
pust siedmioletni.
Cesarzewicz austryacki R u d o l f
w Kairo,
Z K airo, miasta głównego w Egipcie, pisał:
W . O. P lacyd , Franciszkanin, do czasopisma ,,Libor. B ote“ następujący list o pobycie cesa- rzew icza Budolfa w temże mieście:
K airo, dnia 2 9 . marca 188 1 r.
'“Niniejszem pozwalam sobie podać Panu niektóre wiadomości o pobycie Jego c. k. W y
sokości A rcyksięcia Rudolfa z A ustryi i jego w ysokiego krewnego, J ego k. W . A rcyksięcia Leopolda z Toskany w głównem mieście E giptu D nia 19. lutego nadjechał J ego c. k. W yso
kość pociągiem osobnym J . k. W . K edyw a (wicekróla) do Kairo. P ociąg ten wyjechał o godzinie 8. z A leksandryi i stanął w dworcu naszego miasta o godz. 12-ej minut 2 0 w połu
dnie. K edyw e, wr towarzystwie J . Eksellencyi Zulfisar baszy, (N ad-) Ceremoniarza, ’ ministro
wie, wielu w yższych urzędników, jako też k o lonia austryacka oczekiwali wysokiego podró
żującego na dworcu, który chorągwiami austry- jackiemi i egipskiemi świetnie przystrojono. Pułk gwardyi stanął szeregiem. Zaledwie lokomotywa do dworca wjechała, zagrała m uzyka pułku gwardyi austryacki hymn narodowy, której ale dźwięki przez okrzyki entuzyastyczne wnet zagłuszone zostały, witając dziedzica korony austro-węgierskiej. W icekról podał rękę Arcy- księciu przy wystąpieniu z wagonu salonowego.
Obaj dostojnicy wstąpiwszy do powozu galowego odjechali do pałacu K asr-el-Nousha. W powo
zie następnym znajdowała się świta, do której należeli J . B ks. szambelan hrabia Waldburg- Zeil, hrabia Bom belles, prałat Mayer, hrabia H oyos, major Eschenbacher, dr. Hirsch, malarz Pansinger i Bohoslawek, komendant i dwaj ofi
cerowie statku Miramar. D alsze powozy zajęli członkowie komitetu austryacko - węgierskiego i osoby znakomite kolonii. Mnóstwo ciekawych stało w pięknej alei. Choubrah (przedmieście K airu) i w pobliżu pałacu K asr-el-Nousha.
Tam zabawił K edyw a z wysokim gościem swoim pół godziny i udał się potem do pałacu swego
„Ism ailich.“ Po przekąsce udał się cesarzewicz na polowanie, które, jak cesarzowa Elżbieta, matka jego, pasyonalnie lubi.
W ieczorem około 8-ej obejrzał sobie cesarze
wicz z pawilonu pałacu pochód z pochodniami przez kolonią austryacką na jego cześć s p o rządzony.
Cesarzewicz w ynurzył życzenie, wysłuchać mszy św. mającej być odprawionej przez jego katechetę, infułata, prałata, ks. M ayera, wr k a tolickim kościele Koptów, będącym pod opieką austryacką. K ościółek ten znajduje się na przedmieściu francuzkiem, gdzie ulice tak ciasne są, że w nich wozem przejechać nie można.
Około 7-ej z rana zajechał przed nasz kościół parafialny powóz, z którego wyszedł prałat ' (z krzyżem i pierścieniem). B y ł to Msgr. Mayer.
Tenże przemówił do mnie po łacinie, ośw iadcza
jąc mi, że J . c. k. W ysokość wkrótce także nadjedzie. K s. dr. M ayer widocznie się u cie
szył, skoro mu się jako niemiecki proboszcz przedstawiłem i za tłóm acza nastręczyłem . P r z e jechaw szy kilka ciemnych uliczek, stanęliśmy
przy kościele koptów, leżącym za naszym w ie l
kim klasztorem. K ilk u Franciszkanów misyi górno-egipskiej, którzy z księżmi koptów w ko
ściele tym posługi czynią, stali w uroczystym ubiorze przy wchodzie, ażeby A rcyksięcia jak najświetniej przyjąć. W zakrystyi prosił mnie Msgr. M ayer, ażebym cesarzewicza pow itał.
Zaledwie przeszedłem pierwszą ulicę a tu spostrzegam dwóch panów, wysokiej postaci, j e dnego starszego a drugiego m łodocianego, zbli
żających się ku mnie.
Ostatni był cesarzewicz Rudolf. „Cesarska W ysokość zechce się łaskaw ie tutaj pofatygo
w a ć“ , odezwałem się (ażeb y początek mowy znaleść). Luby arcyksiążę odpowiedział: „K siądz jesteś Niem iec, a zkąd? zk ą d ? “ „Z W estfalii“ , odezwałem się. — „W estfalii, W estfa lii,“ po
wtórzył cesarzewicz, — „jest to piękny i dobry k r a j!“ i przytem raczył mi serdecznie rękę uścisnąć. I wielki książę toskański przemówił do mnie po włosku bardzo uprzejmie, kiedy J . Eks.
hrabia W aldburg-Zeil z naciskiem się odezw ał:
„ I ja jestem na pół W estfalczyk i mam tam wielu krewnych — pod Lippstadtem, W arstein
— i to familię Fürstenbergow !“
sokie Państw o do biednego kościółka.
„O t, to są współbracia K siędza“, rzekł cesarzewicz obaczyw szy Franciszkanów. „ A le ci księża tam ?“ zapytał. „T o są księża koptów, Cesarska W y so k o ść!“ „C zy i oni są k atolicy9 “
„T ak jest, C. W .“ W tym momencie staw ił się apostolski wizytator kanonik Markos z Jerozo
lim y przed A rcyksięcia i powitał go krótką przemową francuzką. Cesarzewicz odpowiedział na to płynnie i wytwornie po francuzku. N a stępnie zaprowadziłem ce sarze wicza Rudolfa i ar
cyksięcia Leopolda na przeznaczone siedzenia.
Obaj dostojnicy uklękli pokornie przed przenajśw.
Sakramentem i w tern położeniu zostawali z pra
w dziw ie rozczulającą nabożnością w czasie mszy św. F o m szy św. powrócił cesarzewicz z kre
wnym swym w kabryolecie do Schubrah. Ztam- tąd odwiedził K edyw ę w A bdynie w sześciokon- nym powozie. W icekról go odwrotnie odwiedził.
W ieczorem była uczta galow a w zamku Abdyn, po tej przedstawienie oryentalne w wspaniałym ogrodzie Esbekich. W poniedziałek zaszczycił cesarzewicz R udolf całą kolonią austryacką przyjęciem. P oniew aż następca tronu Rudolf, jak cesarz Franciszek Józef, 14 językam i swego kraju włada, przeto mógł do każdego Austryaka w jego języku przemówić. — D o zdziwienia jest, że cesarzew icz teatru nie zw iedził. I bal na jego cześć sporządzony został cofnięty. — P o
tem w yruszył A rcyksiążę R udolf z swym orsza
kiem do Górnego Egiptu na polowanie, o któ- rem jak kompletny Nimrod (polownik) wspomina.
W Luxor natrafił J. c. k. W ysokość ciężko chorego księdza franciszkańskiego z Tyrolu (ks. Chryzologa) i jak miłosierny samarytan kazał biednego chorego zanieść na swój okręt i zabrał go z sobą do Kairo — (gdzie tenże w szpitalu w mojej przytomności um arł). — Ce- sarzew icz przyjął bardzo łaskawie zaprosiny koptów — być na ich liturgii — lecz słabość i zakaz lekarza przeszkodził mu w tem. T ylko arcyksiążę Leopold i świta byli na tak zwanej małej m szy św. Grzegorza, która półtory godziny trwała (w ielka msza św. Chryzostoma trw a 4 do 5 godzin).
Spostrzegłem, że panom św ity cierpliwości brakło, tylko świętobliwy arcyksiążę Leopold (który także należy do III. zakonu św. F ran ciszka) modlił się gorliwie z swej starój książki (pełnej obrazków i pamiątek od zakonników ).
P o m szy koptskiej odprowadziłem J . c. k. W y sokość do jego powozu w ulicy muskiej.
W ten dzień doznałem niezawodnie słabego cięcia słonecznego, gdyż musiałem pójść do łóżka czując jakoby febrę. N a drzwi moje n ap isałem :
„O. Placyd nie jest do konwersowania!“ a tak każdy obcy odwiedzający odchodził nie stukając.
Tylko pewien pan żądał koniecznie ze mną mówić. „ J e st to zacny pan, który tylko słabo po włosku mówi“ , meldował mi brat zakonny.
A vanti, odezwałem się, a na to wszedł lekarz
J . c. k. W ., dr. H irsch, i dowiadywał się sta rannie o moim stanie zdrowia, dodając, że afry
kański klimat nam Niemcom nie jest zdrowy.
W czasie krótkiego pobytu J. c. k . W . szedł on codziennie na mszą św., którą prałat ks. M ayer u Sióstr dobrego P asterza (w k la sztorze w pobliżu pałacu) odprawiał. W łaśnie teraz podróżuje dalej przez kanał suezki do Portu Said (w tow arzystw ie P a n a Ferdynanda L esseps). Cesarzewicz odwiedził także Ziemię św. i Jeruzalem.
O. P ła c y d.
Od Redakcyi.
Wiadomo, że te polskie książeczki Towarzystwa Grobu św. 3 razy w roku wychodzą i że dla 4 człon
ków jedna się daje. Za to nie potrzebują nic płacić, jeno zwyczajny roczną, składkę jako członkowie, to jest każdy członek 50 feników. Są zaś członkowie, którzy każdy dla siebie 1 takową broszurkę regularnie chcieliby odbierać, bo czasem muszą długo czekać, niż ją od swoich innych trzech współczytelników do czy
tania otrzymają a czasem jej wcale nie dostaną. Aby więc te życzenia zadowolnić, czynimy następującą pro- pozycyą: Kto 3 razy w roku sam dla siebie te ksią
żeczki chce otrzymywać, niech z swojem żądaniem do miejscowego przełożonego się zgłosi, który Bedakcyą o tern niech zawczasu uwiadomi, a niech rocznie za
miast 50 feników: 60 feników płaci, w tym razie ro
cznie wszystkie 3 książeczki sam dla siebie otrzym Chcemy przy tern tylko koszta druku obrachować; ktoby zaś wigcej ofiarował, to obrócone zostanie na cek Towarzystwa Bożego Grobu.
Rcdakcya.
U "mw JL
Drukarnia T. Zalewskiego w Gliwicach polec- członkom Towarzystwa Grobu świętego
KALENDARZ KATOLICKI
na rok 1882. Cena 50 fen.
Drukiem Teodora Zalewskiego w Gliwicach.