• Nie Znaleziono Wyników

Szama Grajer uratował moją mamę od rozstrzelania - Bogdan Stanisław Pazur - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szama Grajer uratował moją mamę od rozstrzelania - Bogdan Stanisław Pazur - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

BOGDAN STANISŁAW PAZUR

ur. 1934; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe Lublin, II wojna światowa, okupacja niemiecka, Żydz, relacje polsko-żydowskie, Szama Grajer

„Szama Grajer uratował moją mamę od rozstrzelania”

Kamienica Zamkowa 1 to była własności państwa Grajerów. Tak, Szame Grajer, to znana postać. Ja w tej rozmowie, w wywiadzie dla tych panów ze Stanów mówiłem jako pierwszy, a później gdzieś się znalazł artykuł w prasie na temat pana Szame Grajera. Nie moje, nie wiem, jeszcze ktoś znał tą historię... no, zresztą, chyba ten, kto żyje, a tutaj mieszkał, to go znał. Tak że zapisał się niechlubnie ten pan, ale w tamtym czasie pani Grajerowa właśnie pobierała te pieniądze za wodę.

O umarłych się źle nie mówi, chociaż ja osobiście to wiele zawdzięczam panu Grajerowi jako dziecko. I moja rodzina do końca, dopóki matka żyła, to bardzo pozytywnie się o nim wyrażała. Mieliśmy wielką wdzięczność, no bo on mamę uratował od rozstrzelania. Był taki przypadek, to był chyba rok czterdziesty pierwszy...

czterdziesty pierwszy albo czterdziesty. No w tej chwili to się zatarło... nie chcę mówić o nazwiskach, bo inaczej się oceniało te osoby wtedy, a inaczej teraz. Teraz są bohaterami, a wtedy, no niestety, nie byli bohaterami. U nas w suterynie mieszkała taka pani, która sobie poderwała pana. No pan... raczej taki nie bardzo. No i znikał na noc, tu, coś, tak jakoś taki, interesy prowadził, no i pewnego razu przyjechała buda tak zwana taka z gestapo i w kajdankach, zbitego mocno tego osobnika przyprowadzono i rzucono pod nasze drzwi. Mieszkaliśmy na parterze, rzucono go pod nasze drzwi i on „Tu” - mówi, wskazał na nasze drzwi. No weszło gestapo, mieliśmy psa bernardyna, jeden z gestapowców coś tam do mamy, uderzył mamę, pies się rzucił na niego, zabili psa w mieszkaniu. No i zrobili rewizję, przeszukali mieszkanie, a szukali dwóch garniturów. No i on mówi, że tu zostawił garnitury, dwa jasne garnitury. No i otwierają szafę, wiszą dwa garnitury. „Czyje to?” - no mama mówi: „Moje”. W tej chwili ze schodów z góry, bo było wejście od Zamkowej do kamienicy numer 1 przy Zamkowej państwa Grajerów i wejście przez naszą tą sień taką, niby to klatka schodowa, po schodach do góry, zbiega z góry pan Grajer. No i oni do niej, on zresztą był tłumaczem, no współpracował z Niemcami. Pytają: „Czy to możliwe?” A ten mówi: „Tak, to jest możliwe. To jest na pewno pana Stanisława. To

(2)

jest porządny człowiek, dobrze zarabia, ma ekipę, pracuje jako dekarz, w tej chwili jest w Kruczkowicach, w waszym majątku – tam majątek nie był niemiecki, no ale wtedy już był niemiecki... – w waszym majątku, wykonuje tam prace dekarskie – mówi – ani nie pije, ani nic i jego stać na te garnitury”. No i dołożyli temu panu jeszcze trochę, no i powiedział, że gdzieś na Białkowskiej Górze są te garnitury. Oni wyjechali. Mama z tych nerwów złapała te garnitury, obok nas mieszkali tacy szewcy, bardzo biedna rodzina żydowska, Szymek i Bejchło, było takich dwóch dorosłych kawalerów. Wyskoczyła, zresztą była bardzo nerwowa, wyskoczyła z tymi garniturami, rzuciła na ziemię, w tej sieni: „Weźcie, do cholery, te garnitury! Za te garnitury bym poszła do więzienia!”. Wrócił się Szame: „Pani Stasiowa, – bo to Stasiowa, bo Aniela miała – pani Stasiowa, pani weźmie te garnitury, pani zdejmie lenty, wyjmie legitymacje...”. No nie wiem, to było coś od Boga, jakaś ochrona, bo gdyby zobaczyli, że tam są lenty i są legitymacje, no bo Żydzi musieli nosić te lenty i legitymacje były w kieszeniach. „I pani to powiesi. Jak oni przyjadą, spytają się gdzie są garnitury i co pani na to...?” I to uratowało matkę. Oni nie przyjechali, ale gdyby przyjechali? No rozstrzelaliby, zabraliby matkę, no nie ma... Raz, że, no Żydów, chociaż wtedy jeszcze nie karali śmiercią za przechowywanie Żydów, bo w tym okresie jeszcze Żydzi, normalnie chodzili, ale, no na pewno by... albo to zresztą, tą panią z dołu też aresztowali, zresztą wykonali wyrok tam na Rurach Jezuickich, ją rozstrzelali... no w tej chwili jest podana jako wielka działaczka przeciwko okupantowi.

Grajerowie dwoje dzieci mieli. W tej chwili nie chciałbym określać płci. Mam wrażenie, że był chłopiec i dziewczynka. Szame Grajer miał te dzieci. Tam było dwoje dzieci, bo na nasze podwórko wychodził balkon i tam były dzieci. I te dzieci miały kupę zabawek, myśmy im zazdrościli. Mieli takie samoloty strzelane z gumki, takie zrobione klejone i strzelali, i te samoloty lądowały na nasze podwórka. Najczęściej tośmy im zabierali te samoloty. Tak że mieli dzieci, dwoje dzieci na pewno było w mieszkaniu państwa Grajerów.

Data i miejsce nagrania 2012-06-28, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Katarzyna Maceńko

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ciekawa rzecz taka była, co nigdy nie było ani przedtem, no przedtem może było, ale potem nigdy nie spotkałem, właśnie tutaj, między Zamkową a Szeroką była tak

Po drugiej stronie Bramy Grodzkiej był sklepik u pani Arbuzowej, to też jest ciekawa historia… To znaczy on był po drugiej stronie, zaraz za Bramą Grodzką, po lewej stronie.. Idąc

No chodzili tam Żydzi, chociaż nasi Żydzi nie byli zbyt mocno praktykujący, no nie musieli być, ale nie byli jacyś tacy, jak to się mówi, ortodoksyjni.. Dużo

Tak że, to na kuczki chyba, po tym święcie kuczek, to wyrzucali na jakieś szczęście, czy na coś, wyrzucali drewniane łyżki, takie duże, drewniane łyżki, zawinięte w jakiś

Była taka piosenka i na tle tej piosenki myśmy się bawili: „Ani ty, ani ja nie lubimy roboty, kupimy se wózeczek, będziem wozić piaseczek” – i myśmy wozili piaseczek. „A na

Mój brat znał dobrze, no mama najlepiej znała żydowski, znał brat i w okupacji to mu pomogło, bo opanował język niemiecki szybciej. Oni mówili po polsku, tylko tak kaleczyli

Jeździli Żydzi takimi wozami na kołach żelaznych i skupowali szmelc, szmaty, gałgany, szmelc, „kupię, zamienię, dam garnki”, chodził, miał taką chudą, siwą chabecinę,

Chodziłem na jakieś odpusty do Dominikanów, chodziliśmy na lody, chodziliśmy na jakieś tam od czasu do czasu, nie często, na jakieś tam lemoniady do tych sodówek w Rynku.. A w