TfyipnopmniWirirrOTTinnmri^
R Ö | R Y W K I
% D L A
Z I E>C I*
jak słodkie zatrudnienie, giętki umysł wspierać«
, Wzbudzać żywą do czynów szlachetnych ochotę, I gruntować w umyśle nieskażonym cnotę.
, .ISLIKSKZ.
TO M V I ,NE* m
Z a pozwoleniem Cenzury Rządoiuey-
W WARSZAWIE
W DHUKARNI LUTKIEWICZA PHZTC ULICY SENATORSKIE! W2 $ T
1 8 2 6 . ,
m
m m Os t r z e ż e n i e.
J3wie ryciny nsleiące się Prenumeratorom na to półrocze, w następuiących dwóch N um e
rach nmieszczone będą.
ROZRYWKI
d l aDZIECI.
N er XXXfV. i . P a ź d z i e r n i k a 1 8 2 6 .
I.
WSPOMNIENIA NARODOWE.
L i s t J ó z e f a S z u m x a h s k i e g o ,
byłego Pułkownika W oysh Polskich.
D O
W y d a w c y Ro z r y w e k. ( * )
yczytaw szy przed kilką dniami w pier
wszym Numerze R ozryw ek dla Dzieci w Wspo
mnieniu pod tytułem: Dobroczynność Xięcia A- dama Czartoryskiego Jenerała Ziem Podolskich, opisanie naypamiętniefysżey epoki życia moiego,
(*) G d y b y ten lis t b y ł d o szed ł o pai?g ty g o d n i w c a e s n ió y pJSydaiocę Rozrywek> b y ło b y tnozna w d ru g i errt i ś w ie ż y w y s z łe m w y d a n iu p ie r w s z e g o T o m u te g o ż Pism a j s p r o sto w a ć zdarzenie n ie c o m yln i« w p ie r w s z y m N u m erze od
p is a n e ; leo z g d y in a c z e y się stało , W y d a w c a ma so b ie za n a y m ils z y o b o w ią z e k d o g o d zić żąd an iu szan o w n e g o kor-*
Tom F I i N er X X X IV . 13
pośpieszam z ło iy ć Pani, nayczulsze podzięko
wania, żeś raczyła zastąpić mnie w ogłoszeniu publicznie wdzięczności moiey dla nieśmiertel- ney pamięci Xiąięcia: ale przytem upraszam Ją, ażebyś dla nadania zupełney autentyczności tey przygodzie, w yrazić chciała w innym Numerze R ozryw ek imie i nazwisko moie, tudzież spro
stowała okoliczność, która była pierwszą po
budką do uwiadomienia D obroczyńcy tego o moiem nieszczęściu. W ierny opis szczegółów dostania się mego w niewolą T urecką, cudo
wnego prawie z niey wyiścia, dopomogą Pani do wypełnienia tey sprawiedliwey m axym y, Suum cuique, a mnie dostarczą sposobności w y stawienia w całem świetle wspaniałomyślney i w dobroci nieporównaney duszy Xięcia Jenera
ła Czartoryskiego.
Po pierwszey odbytey kampanii w Egipcie, gdzie walcząc w szeregach sławney Armii W ło- skiey, miałem szczęście zasłużyć sobie na po
chlebne świadectwa, podpisem Szefa Sztabu W oy- ska, Alexandra Berthier stwierdzone; otrzyma
łem z powodu słabego zdrowia, wraz z wielą innemi- Oficerami rannemi, pozwolenie wrócę-
— i6 4 —
resp o n d en ta p o d a iąc g o tu d o w ia d o m o ś c i C z y te ln ik ó w , i oddać h o łd p r a w d z ie , p r z y z n a ią c się do m im o - w o lu e y
o m y łk i.
— i65 —
nią do Francyi, na okręcie Grecko - Kupieckim.
Dla uniknienia okrętów Angielskich, któremi morze Śródziemne było okryte, nadaliśmy że
gludze naszey kierunek ku Archipelagowi, chcąc przeto z większą pewnością dostać się do iedney z wysp Jońskich, zaiętych pod ten czas przez woyska Francuzkie.— N ie iest tu miey- sce opisywania wszystkich niebezpieczeństw i przeciwności różnego rod.zaiu, iakich doświad- czyliśm y w przeciągu naszey żeglugi; w krotko- ści tylko powiem, źe po dwudziesto kilko dnio- w ey podróży, wszedłszy na Archipelag, byli
śmy zmuszeni dla braku w ody i żywności, przy
bić do w yspy G reckiey, nazwiskiem Syffantn, niewiedząc wcale o tem , źe Turcy w ypow ie
dzieli woynę Rzeczypospolitey Francuzkiey. — Z naywiększą bezpieczeństwa pewnością -wy
siedliśmy, chcąc użyć świeżego powietrza i prze
chadzki , koniecznie nam potrzebnych. Dwie godziny nie minęły, gdy uyrzeliśm y się nagle otoczeni przez Greków zbroynych, maiących na czele kilku Oficerów Tureckich. Słabi i bezbronni, z rozpaczą musieliśmy uledz przemo
c y ; — obciążeni kaydanami, szliśmy zatopie
ni w nayokropnieyszych myślach, do miasteczka tey w yspy, o pół mili za górą skalistą będą*
13*
— i66 —
cego. Tam, przy oznakach radosnego dla nich, śmiertelnego dla nas tryum fu, ogłoszono nas ieńcami woiennemi Wielkiego Sułtana.
Cały miesiąc czekaliśmy w tem mieście, nim nadszedł ze Stambułu rozkaz, aby nas tam prze
wieziono. — Dzień przybycia naszego do tey Stolicy, nadto boleśnemi żnakami w y ry ty w pamięci naszey został, aby kiedykolwiek mógł bydz zapomniany. Wysadzeni na ląd w liczbie pięćdziesiąt sześciu, po większey części Sztab- Officerowie, zmuszeni zostaliśmy wolne niegdyś karki nadstawie, ażeby na nie obręcze żelazne włożono; a gdy to spełnionem, było, przeciągnię
tym został przez każdą obręcz długi łańcuch, i uyrzeliśmy się wszyscy iednem i okropnem narzędziem niewoli, spoieni i okuci... W takim stanie sromoty oprowadzano nas po wszystkich ulicach zaludnionego Stambułu, i wystawieni byliśm y na wszelkie obelgi i chłostę srogich barbarzyńców ... Są momenta w życiu , gdzie człowiek przyciśniony zbytkiem niedoli, utrą
cą na chwilę wszelakie czucie iestestwa swoie- go; dopiero za naymnieyszą odmianą położenia, przebudza się nagle z tego uśpienia tkliwości sw oiey, i wszelkiemi władzami duszy i serca z nową boleścią ogarnia swoie nieszczęście. Te-
— 167 —
gom doznał, kiedym po tych odbytych scenach, nyrzał się w Bnni, mieyscu schronienia, a ra- czey nędzy i rozpaczy więźniów woiennych W ielkiego Sułtana; kiedym tam zastał przeszło pięć tysięcy towarzyszów niedoli, w Oficerach i żołnierzach Francuzkich, wziętych w Korfu, i innych wyspach Jońskich. — Tam przykuty długim łańcuchem za nogę do iednego z wspól
ników nieszczęścia, (dobrze przynaymniey źe do współziomka i do przyiaciela, Maiora Hau- m an a,) maiąc na całodzienną żywność boche
nek tylko chleba często z stęchłey mąki, i w o dę, pędzony codziennie do robót ciężkich w szel
kiego rodzaiu, a naywięcey do budowania no
w ych lub rozbierania Starych okrętów, do- znaiąc niemiłosiernego obeyścia od okrutnych nadzorców, spoglądaiąc niemal codzień i ledwie ie nie z zazdrością, na śmierć wielu w sp ół-to w arzyszów moich, bez żadney prawie nadziei przeżycia nieszczęścia m oiego, nie żyłem, lecz wlokłem przez czternaście miesięcy ciężar dni długich i okropnych, kiedy Aniół Dobroci przy
szedł mi na pomoc, i w yrw ał mnie z tey prze
paści nędzy i boleści.
Umarł był, ów Major Hauman, młodzieniec w ielkich nadziei, z którym mnie łączyły przy-
iazń i ieden łańcuch niewoli; przykuto mnie do Francuza, nazwiskiem Bertha, rzadkich talentów i nauki człowieka, i posiadaiącego bardzo dobrze wschodnie ięzyki. Za iego pomocą, idąc razu iednego z Bani na zw ykłą robotę, upatrzyłem zrę
czność uwiadomienia omoiem nieszczęściu Ormia
nina Galicyiskiego, mego współziomka, nazwi
skiem AlexandraJAtakielowicza, rodem zSniatyna, a zamieszkałego pod ten czas dla handlu w Stam
bule. Ten poczciwy człowiek posiadaiący w ca7 łe y mocy tego wyrazu duszę Polską, u żył w szy
stkich sposobów stania mi się pomocnym, a nie mogąc nic sam przez siebie, dokazał przynay- , m n ie y ty le , że móy list napisany w Bani, w dni kilkanaście doszedł rąk Brata moiego Jana Szum- lańskiego, we L w o w ie .— Lecz cóż Brat pomimo nayźywszego przywiązania mógł zrobić dla mnie?
Protekcyi Ilządu nie mógł wezwać dla Legioni
sty; okupu przesłać nie b y ł w stanie; udał się więc do Opiekuna biednych i nieszczęśliwych Po
laków. — Przybyw a do Sieniawy, pada do nóg Xięciu Jenerałowi Czartoryskiemu, a serce ma- iąc żalem ściśnione, słowa przemówić nie mo
że, listem tylko moim wystawia całą moc mey niedoli. Xiąźe z dobrocią iemu iedynie właści
w ą , podnosi Brata m oiego, którego pierwszy
— i68 —
raz w życiu swoiem w id zi, udziela mu słów pociechy, zapewnia że wkrótce na łono rodzi
ny moiey wrócony zostanę.— Obiecać i dotrzy
mać, słowa pospolicie dwuznaczne, u tego do
brego Xięcia iedno znaczenie miały; nie tracąc więc czasu napisał zaraz swoią "ręką do Barona Herberta, pod ten czas Internuncyusza Austry- ackiego w Stambule, z którym b ył w związkach p r z y i a z n i , i przesłał list swóy na ręce Bankiera W etzlara, mieszkaiącego w Wiedniu, z prośbą, ażeby przez naypierwszego kuryera na mieysce przeznaczenia b y ł odesłany. Po wyis'ciu mo- iem z niewoli, pokazał mi list ten Sekretarz Poselstwa Sztökel, czytać go nie mogłem bez wylania łez nayczulszey wdzięczności. W ystaw sobie Pani, ten nieoszacowany X iąże, (praw dzi
wie iakby w dow ód, że każdy nieszczęśliwy i w zyw aiący iego opieki, niedolą swoią i zaufa
niem postać przyiaciela w iego oczach przybie
ra ł) napisał do Internuncyusza, że dowiedzia-
„w szy się ze smutkiem, iż przyiaciel iego przez
„nadzwyczayne zdarzenie, wracaiąc z Egiptu,
„w zięty został przez T u rkó w , i ięczy w o k ro -
„ pney Stambulskiey niew oli; zaklina go na
„ wszystkie obowiązki przyiazni, ażeby nie oszczę-
»dzał ani starania, ani pieniędzy na uwolnienie
— i6q —
„iego." Po takiem poleceniu aź nadto b y ł pe
wien Xiąźe pomyślnego skutku, a niechcąc do- brodzieystwa na pół spełnionem zostawić, p rzy
słał mi assygnacyą do Bankiera na tyle pienię
dzy, ile potrzebować będę na utrzymanie się przyzw oite, przez czas bawienia się mego w Stambule, po wyiściu z niewoli i na powrót do kraiu.— Przeszło cztery tysiące dukatów to wszy
stko Xięcia kosztowało; ale nie dosyć na tern, gdy powróciwszy do P o lsk i, pośpieszyłem do Puław, dla wynurzenia mu wdzięczności moiey, przyiął mnie z czułością naylepszego O yca,iod
•tey chwili każdy dzień b y ł prawie dniem no
w ych dobrodzieystw iego.— Szanowni Rodzica Pani, którzy mnie zaszczycali przyjaźnią swo- ią , byli naocznemi tego świadkami, Pani zaś pod ten czas dzieckiem, mogłaś tylko późniey z opowiadania słyszeć o stosunkach, iakie mię
dzy nieśmiertelney pamięci Xiąźęciem i mną za
chodziły, dla tego w opisaniu przez Nią moiey niedoli, wcisnęły się niektóre omyłki. Chciey ie sprostować według ninieyszego przedstawie»
nia, lub ogłoś tę moię odezwę; a ia gdy kiedy wraz z Synem moim odbędę pielgrzymkę do W arszawy, dla oblania łzami wdzięczności gro-
— 170 —
— *7* —
bu mego D obroczyńcy, powtórzę Jey ustnie nayszczersze podziękowania...
Jestem*
J o z e f S z u m l a ó s k i
b. Pułkownik Woysk Polskich.
d. 2. Lipca 1826. Lwów.
1 mi mmn o — — — —
N ota. N ie c h m i w o ln o b ę d z ie d odać do te g o t k liw e g o L i s t u , n astęp u ią cą o k o lic z n o ś ć . K ie d y w r o k u 1809. w o y s k a X ię - s tw a W a r s za w s k ie g o z a ię ły tę część G a l i c y i , g d z ie le ż y S ie n ia w a , w k tó r e y w o w y m czasie b a w i ł X ią ź e Jen erał C z a r t o r y s k i, W ó d z N a c z e ln y X ią ź e J ó z e f P o n ia t o w s k i, ia k o F eld -M arsza łk a A u s try a c k ie g o , a re szto w a ć g o m u sia ł.
Z w ro d z o n ą so b ie d e lik a tn o ś c ią , p r z e z n a c z y ł do spełnie«
n ia te y fo r m a ln o ś c i te g o ż sam ego P u łk o w n ik a Szum lań«
sk ieg o . S z c z e g ó ln y w id o k p r z e d s ta w ił s ię p r zy to m n y m 9 z b r o y n y z w y c i ę z c a , ze łz a m i w o c z a c h , p a d ł do n ó g ień - ca s w o ie g o , a w t k li w y c h w y r a z a c h d z ię k o w a ł ie szc ze za w o ln o ś ć te m u , k tó re g o u w ię z ić p r z y b y ł.
S Z L A C H E T N A O TW ARTOŚĆ.
P O W IE Ś Ć P R A W D Z I W A .
M łody Jan G . . . . , syn iedyny i ukochany zacnych Rodziców, celuiący od dzieciństwa nie
zmierną otwartością, pełen i innych pięknych przym iotów ale przeto samo, nieco żyw ych na
miętności, w wieku kiedy one naysroźszy bunt w człowieku podnoszą, i kiedy rozstrzyga się owa niepewność, czy te żyw ioły duszy w cno
ty czyli w występki się zmienią? oddanym zo
stał na dokończenie N au k, do wielkiego Mia
sta. Pozbawiony czuyney Rodziców straży, po
lecony dalekiemu tylko dozorowi ich Przyia- cielą, niebaczny Młodzieniec wśliznął się poma
łu na powabną i nęcącą drogę błędu, dozwolił złym skłonnościom wziąść górę, i coraz tru- dnieyszą czynił ową chlubną lecz wielce tru
dną przemianę namiętności w cnoty. Kiedy tak brnął codzień głębiey, a zagłuszone uciechą, za-
Lawami sumienie, zaledwie nieco słyszanem bydz m ogło, zdarzyło się, ie ów Przyiaciel Rodzi
ców iego , któ ry się obowiązał donosie im nie*
kiedy o postępkach Syna, przysłał na iego rę- ce list do nich otwarty, z zaleceniem aby prze
czytaw szy g o , przypisał się, i posłał na pocztę.
Ten Przyiaciel czy zb yt zatrudniony czyli też nadto ufny, nie znał bynaymniey obłąkań po
wierzonego dozorowi swemu M łodzieńca; w ie
dział ty lk o , źe uczęszcza dosyć regularnie na nauki, i e bywa u niego w dnie naznaczone, źe zdrów ; wiedział także iak miło Rodzicom , pochlebne o dzieciach odbierać świadectwa, na
pełnił więc list sw óy iak naywiększemi ich S y na pochwałami.— Powaby występku mogą z łu dzić niedoświadczonego człow ieka, ale długie
go oswoienia się z nim potrzeba, aby zdołał zatrzeć zupełnie rysy głównego przym iotu, któ
rym niemal każda dusza się odznacza; zdaie się naw et, źe ta zagłada nie iest w iego mocy, i zapewne dla tego zdarza się często, iż spotyka
m y czyny cnotliwe w życiu nay większych zbro
dniarzy; dobroczynna Opatrzność zostawia to piętno swoie na zuak Boskiego początku czło
w ieka, zostawia go także w miłosierdziu Swo- ie m , ażeby w naywystępnieyszey duszy, i i i i
— 173 —
nadzieja oprzeć się o co m iały... M łody Jan G ,...
zbłądził dopiero, występnym nie b y ł ieszcze;
tem więc silniey przemówił wtedy głów ny przy
miot iego, przym iot, którym od dzieciństwa celował, szlachetna otwartość; nie mógł prze
nieść tego na sobie, ażeby lis t, który za kłam
liw y a zn a ł, z wiedzą iego uchodził za prawdę j ażeby wtedy właśnie kiedy on pasmo zmartwień Rodzicom sporządzał, kiedy surowey potrzebo
wał nagany, ażeby oni radować się nad nim , błogosławić g ó , i pochwały przesyłać mu mie
li. Cóż więc czyni? oto pisze do nich w po
dobnych wyrazach:
„Zawsze kochani ale srogo obrażeni Rodzice!
„Przesyłam Wam list Przyiaciela, któremuście
„dozór nad niegodnym Synem p ow ierzyli, nie
„czytaycie go , nie wierzcie m u; złudzony myl-
„nemi pozoram i, on mnie w ychw ala, wtedy,
„kiedym ia naysurowszey nagany godzien, kie-
„d y niepomny na przestrogi, na miłość waszą,
„na obietnice m oie, obrałem sobie drogę błędu,
„ i codzień daley nią idę. Tak iest, chociaż wiem,
„że to wyznanie rozedrze serca W asze, uczy
n i ć ie muszę; zbłądziłem , błądzę bez parnię,
„ c i, stoię nad bezdenną przepaścią, a tyle nie
s z c z ę ś liw y iestem, i tak znam słabość moię,
— i74 —
„ i e czuię i i sam o własney sile w yrw ać się z
„ te y toni nie potrafię. O w y! którzyście mi ży-
»cie dali, którzy przez lat iuż ty le , obsypuie-
„cie mnie m iłością, darami, dobrodzieystwy, u- nczyńcież naywiększe, które wszystkie uwień*
„ c z y i przeydzie, niech tu iedno z Was iak nay-
„rych ley przyb yw a, bo powtarzam , Syn wasz
„iedyny, S y n , niegdyś pociecha i nadzieia wa-
„ sza, iuź tak w błędach zanurzony, tak blizko
»zguby, źe glos tylko i ręka Oyca lub M atki
»przywrócić mu rozsądek, i wyrwać z tego nie-
»bezpieczeństwa potrafią.”
Serce czułego O yca, serce tkliw ey M atki zro
zumie czego doznäli Rodzice młodego Jana G...., gdy tę odezwę. Jedynaka przeczytali; ia nie tar
gnę się na opis tych u c zu ć.... Ochroniła ich iednak od rozpaczy szlachetna Syna otwartość;
boleiąc srodze nad obłąkaniem iego , nad wła- sną nieostrożnością, nie tracili nadziei, kiedy w nim taką gotowość do poprawy, taką szcze
rość widzieli. W pierwszym momencie oboie chcieli biedź na ratunek iego, ale ponieważ wa
żne obowiązki zatrzym ywały Oyca wdomu, Mat
ka iechać sama um yśliła; miłość macierzyńska dodała iey potrzebney od w agi; we dwie godzi
ny iuź była w poieździe, piątego dnia iuź sta
—- 1 7 6 —
nęła w mieście o sto mil odległem, iuż W p o mieszkaniu Syna, bicia serca swego naliczyć nie m ogła, bo lubo o spóznioney przybyła po
rze, nie zastała go przecież w domu. P rzyb ył nareszcie; spostrzedz M atkę, wydać krzyk za
dziwienia, rzucić się iey do nóg, ze łzami bła
gać przebaczenia, i dzięki iey składać, iedney chw ili było dziełem; ale ta M atka, która znio
sła wzruszenie listem iego sprawione, trudy po
dróży, męki oczekiwania, widoku Jedynaka znieść nie mogła, odstąpiły ią zm ysły, padła iak bez duszy, i nieszczęsny Syn przez godzinę b y ł w niepewności, czy nie wydarł życia tey, którey swoie b y ł winien. Lecz nareszcie przyszła do siebie; iuż nie potrzebował iey Syn żadnych wym ów ek i napomnień; ta okropna obawa wszy
stko sprawiła; u nóg Matki bladey ieszcze po
przysiągł poprawę, i dotrzymał słowa. Nie złu
dziły go iuż powaby w ystępku, w rócił na dro
gę praw dy, żyw e namiętności w czynne cnoty zamienił, i dziś w doyrzałym iuż w ieku, godny O b yw atel, naylepszy M ąż, Oyciec, Sąsiad, przy- iaciel, prowadzi życie swobodne i m iłe, bo cno.
tliw e i użyteczne.
HI.
ANEKDOTY PRAWDZIWE o DZIE
CIACH.
— 177
MaRTYHA , XlĘŹNICZKA CzETWERTTNSKA.
Znana powszechnie prawda, i i często świa
tło im większym blaskiem iaśnieie, tern prę*
dzey gasnąc zw y k ło , nie raz inż w tem Piśmie wspominana i dowodzona, dziś, nowey ieszcze siły w umyśle moim przybiera, kiedy mi p rzy
chodzi podać wam, lube D zieci, za w zór i na
ukę, krótkie lecz piękne iy c ie , wczesny lecz zadziwiaiący z g o n . trzynasto letniey D zieciny, w roku bieżącym dnia 21 Kwietnia zgasłey, Dzie
ciny, godney zaiąć mieysce w sercach i pamięci waszey, obok nieodźałowaney Zosi P ... . go
dney bydź rachowaną na zawsze między Sła
wne Dzieci Polskie.
Martyna Xiężniczka Czetwertyńska, urodzi
ła się w Komarówce na W o łyn iu , dnia 29 L i
pca 1812 roku , w czasie tak nadzwyczaynemi wypadkami pamiętnym. Przy wdziękach na- dobney i uymuiącey powierzchowności, obja
w iła od lat naymłodszych duszę anielską, ser
ce nad wszelki w yraz tk liw e, dowcip i poięcie
niepospolite. Lubo też czwarta z rodzeństwa, kochaną była, pielęgnowaną, iakby dziecie ie- dyne, a gdy coraz wzmagaiący się rozsądek za
czął nadawać iey przymiotom zasługę , stałość i cenę, Rodzice , rodzeństwo, i domowi, do naytkliwszey miłości, szacunek i uwielbienie do
łą c z y li, i uważaną była od wszystkich, za ie- dnę z tych istot w yższych , któremi B ó g nie
kiedy rodzay ludzki ozdabia, ażeby wyrazniey- szy b ył obraz Jego, ażeby cnota milszą się sta
wała. Była nią w rzeczy samey młoda Xiężni- czka; w dziecinnym ieszcze będąc wieku, iuź znała wszystkie obowiązki sw oie, i wypełniała ie iak naylepiey; pobożna, wdzięczna, łagodna, pracowita, miłosierna, i rządna, kształciła się iuż do zupełnego zadosyć uczynienia powoła
niu kobiety, powołaniu Matki i gospodyni-;
przyimuiąc wybornie dawane sobie nauki, ce- luiąc w muzyce, udzielała mniey świadomym umieiętności swoich, zwłaszcza młodszemu bra
tu ; gdyby nie śmierć zawczesna, byłaby dziś w dobrach Oyczystych na czele Szkółki dzie
w cząt; ćwiczyła się pilnie w robotach i zatru
dnieniach płci swoiey właściwych, uczyła si§ go
spodarstwa, nie tylko pociechą, szczęściem, na- dzieią, ale i pomocą swych Rodziców b y ła; a
czer-
— 178 —
czerstwe ie'y zd ro w ie, układ ciała dorodny i silny, i jm , i iey długie pasmo dni swobodn yrh rokow ać się z d a w a ły .... O l czemuż śmierć przecięła te lube w id o k i.. . Lecz na próżno się tu silę na wydanie godnie czem była ta dziecina ; na próżno szukam dobitnych , tkli
w ych, odpowiednich iey przymiotom wyrazów...
Zaszczycona zaufaniem iey zacney matki, czy
tałam, co ona po iey stracie w Xiąźce niegdyś dla niey napełnianey nakreśliła; snadz, do te
go opisu wszystkie właściwe w yrazy zabrała, bo iuż żaden pod,pióro przychodzić mi niechce.
Niech więc ta szanowna cnotami i riieszczę.
ściem M atka, w ybaczyć mi raczy, iesli dla k o rzyści D zieci, którym, to Pismo przeznaczone,, dla trafienia dzielnie do ich serca, dla uw ie
cznienia imienia Jey córki, ieśli zamiast zi
mnych słów moich, umieszczę w yiątki z tey dro- giey X ią ż k i, tak iak w pamięci moiey zostały.
Będą one naylepszą tey niepospolitey dzieciny pochw ałą, naygodnieyszym iey cnot hołdem.
— 179 —
Tom Vt. Ner XXXiP' i4
i8o —
W Y I 4 T K I
z X iazki, która dobra Matka napełniała dla Córki ; a ktorey próżne kartki , żale nad stratą tey i t Córki, opis iey ostatnićy cho
roby i śmierci zaięły.
...T r z y n a ś c ie lat pobytu tw ego, Martynko moia kochana, na tey ziem i, było trzynaście lat szczęścia m ego, szczęścia bez przerw y, bez:
chmury, boś umiała zmartwienia koić pieszczo
tami, a ciężkie zgryzoty pokonywać uwagami tak poboźnemi, i i nieraz zawstydziłam się w duchu, źe dziecię miało w yższy umysł nad Ma
tk ę , która iemu przykład winną była. B o g u zaś składałam dzięki, uwielbiaiąc wielkość Jego, iż nawet w dziecięciu okazuie się w ie lk im ....
O miła Martynko moia, czemże ci się wypłacę za tyle dni szczęścia? za tyle łez otartych niewinaą twą ręką, za tyle kroć razy wprowadzoną spokoy- ność do mey duszy rozsądną z tobą rozm ow ą, za tyle kroć razy rozweselony umysł, twoim słodkim uśmiechem, twoiem anielskiem weyrzeniem, za ty
le kroć razy w yw yższon y duch móy czynami twemi, pełnemi ludzkości, miłosierdzia, i prawdzi
wie użyieczneini. Krótki twóy zawód napełniłaś,
r ie zostało mieysca cz cze g o , zabawki nawet twoie na pozor dziecinne, świadczą o w yższo
ści twego umysłu i dobroci serca, serca, które iedynie szczęściem drugich zaięte było. Nie ty l
ko szczęsna twoia M atka, siostra i bracia, b y
li celem twoich starań, rozciągałaś ,ie na wszy
stkich dom owych, na wieśniaków; oni ci dali przydomek dobrey Mnrtynki, a dzieci zasłużo
nych D w orskich, nauczycielką swoią i Dobro- dziką cię zw ali, bo i byłaś nią. Ta karbonka ubogich coś sobie sama w sekrecie wylepiła ł napisem: -przypomina mi powinność moią, i w którą wszystkie prawie swoie wkładałaś pienią
dze, cóż innego świadczy ieśl? uie to , że nie*
szczęśliwi mieli równe prawo do twego serca, i do twych darów, i że w wieku w którym po
spolite dzieci, myśli na chw ilę zastanowić nie umieią , tyś" iuż ulgę nieszczęśliwych za przed
miot pamięci swoięy obrała. Ta bransoletka któreyś w ostatniey chorobie nawet zdiąc pie chciała, równie ,o tem przekonyw a, ukryty w niey napis na karteczce iestta k i: ,,Przyrzekam ,,uroczyście wspomagać nieszczęśliwych
Dusza to twoia dowodziła prawdziwię, że na obraz i podobieństwo sw oie, B ó g i§ stworzył;
cząstką byłaś Jego dobroci, promieniem Jego i /(*
jasności... Gdybym się zastanawiać była umiała, mogłaźem pochlebiać sobie, £e ten skarb po
w ierzony słabey moiey opiece, długo zostanie w mym ręku? Mogłaźem go uważać iak moię wła
sność? O w ielki B o ż e ! ieżeli to b ył dar, dar ten godny b y ł Ciebie, godny T w oiey wielkości i dobroci. Czułam mocą nadludzką wartość tego d a r u ... W esp rzyy że teraz, kiedyś go o*
debrał, słabość moię — całą mocą Tw oią...
Jeżeli śmierć święta iest nagrodą cnot i zna
kiem W yb ra n ych , o ! ileż w tw oićy śmierci pociechy upatrzyć bym winna! Anielska twa dusza ulatywała zw o ln a, z uśmiechem, z spo- koynością, z przeświadczeniem otrzymania zu pełnego szczęścia w mieszkaniach Fana, i zda
wało się, że iuź w idzi mieysce sobie przezna
czone w Aniołów rzę d zie ... Oto opis dokładny ie y choroby i zgo n u . ..
Słabą będąc i bawiąc w Krzemieńcu, mu
siałam dla dobra moich dzieci wyiechać konie
cznie'; zwlekłam się więc z łóżka i poiechałam zostawuiąc ią w domu wraz z starszą siostrą i młodszym bratem , którym iakby synem się tru
dniła. Po kilku dniach , właśnie trzynastego Kwietnia wróciłam ; w ybiegli wszyscy naprze
ciw mnie, iey tylko nie b y ło , pierwsze też
moie słowa były: „ A M artyn ka?— Trochę sła
ba na k a ta r, odpowiedziała mi starsza córka, nie pozwoliłam iey wyiść na dwór.“ W progu pierwszego pokoiu czekała na mnie, rzuciła mi się na szy ię, uściskałyśmy się, mizerną ią zastałam.
„C^yś słaba?” spytałam się. „N ie mamuniu, odpo
wiedziała, to katar." Jednak smutną była przez;
cały wieczór , położyła się w cześnie, nie piła z nami iak zw ykle herbaty. Gdy się wszyscy rozeszli, usiadłam koło ie y łó żk a, opowiadała mi zabawy i zatrudnienia swoie pod czas mo- i e y ' niebytności. W nocy dwa razy wstawałam do niey, niespokoyny sen miała, mówiła. Za każdym razem tak się do mnie odzywała: „M a- munia utrudzona z drogi niech się położy, i Spi spokojnie, ia przez sen muszę tak gadać?
Zw yczaiu tego nie m iała; czekałam więc dnia niecierpliw ie, i posłałam zaraz po Doktora. M ó
wiłam sama w sobie: „C h o ć to tylko katar, le- piey poradzić się w cześnie, zwłaszcza kiedy do
ktor iest, i ulżyć cierpiącey.” Przyszedł natych
miast , było to w W ielką Środę, czternastego K w ietnia; wybadawszy chorą, zapisał lekarstwo, piiawki kazał postawić na b o k u , (g d y ż ból w nim czuła) i senopizma na nogi. Tego w szy
stkiego zaraz dopełniono. Doktor odiechał na 1
— 1 8 3 —
Vvies , miał w nocy powrócić. W ciągu dnia chciała wstać , nie pozw oliłam ; ciągle przy n ie y , rozmawiałam z nią, cieszyłam się nią po tem kilkodniowem niewidzeniu. Badałam ią czy się nie zaziębiła? N i e ! odpowiadała za
w sze; ale raz wym ówiła się: Ja iuz od kilku dni czuie się słabą, alein niechciała zmartwić siostry, przyznaiąc się do t e g o A tak może padła ofiarą delikatności sw o iey!.. W wieczór zaczęła bydz g o rz e y , gorączka się wzm ogła, przystawiliśmy piiawki , senopizma odnow ili, po czem noc była nie zła; spałam koło niey, i spałyśmy obie. Niestety ! ostatnia to była noc spokoyna! . . . Na dzień we C zw ariek, zaczęła bydź znowu gorzey; posyłam po doktora, przy
biega, i wszystkie znaki nieuleczenia postrze
g a ; mowi to obcym , nic iednak nie opuszcza- iąc co ulgę albo nadzieig dać może. Czuie ona sama stan sw óy niebezpiecznym i mówi do Do
ktora: „Niech P a n n ie iartuie, bo ia doprawdy
„ słaba, a iak będę go kochała, ieśli mnie wyle- ,,czy? wszak wolno, Mamuniu, kuchni tego co do-
„brze czyni? ” Kazał krew puścić, piiawki powtó
r z y ć , wizykatorye stawić. W szystko to lubo pier
w szy raz w ży ciu doświadczane, zniosła z odwagą i cierpliwością; żartowała z kilku osób, które przy
— 184 —
puszczeniu krwi bydź nie chciały, mówiąc im:
Tchórze iesteście! a gdy opatrywano pokaleczo
ne iey ciało, po trzy razy puszczeniem k rw i, po pięciudziesiąt piiawkach, w izykatoryach, se
no piżmach, rzekła z uśmiechem: „ Zdaie mi się, że iestem żołnierzem z placu bitwy przyniesionym, i że za Oyczyznę. poniosłam te rany. Bo póki tylko zbyt cierpiącą nie b yła, mięszała tak cią
gle miłe żarciki do niewzruszoney dobroci; lecz gdy iuź powzięła wewnętrzne przekonanie o swem nieuleczeniu, całą uwagę zw róciła ku Bo
g u , ku uspokoieniu M atki, ku pocieszeniu sio
stry, brata, sług, przyiaciół ią odwiedzaiących.
W wielki Piątek rano powiedziała mi: „ Mctmuniu, ia iv Wielhanoc umrę! Przerażona temi słow y, sądziłam iednak, iż to m ówi iak chorzy mówić zw y k li, bo ia sama iedna nieświadomą byłam iey niebezpieczeństwa... Jednak dnie i noce tra
wiłam przy iey łó żk u , nie abym przewidywa
ła, że nie długo cieszyć się nią będę, ale że- by lepiey usłużoną b y ła , i żem ią widziała cier
piącą a cierpliwą; bo patrzący na nią zdawali się na pozór więcey cierpieć od n iey... Gorączki nie znać po niey b y ło , w zrok do końca nie o- błąkany, mowa wyraźna i czysta...— Z Piątku na Sobotę w nocy mówi do mnie.* »Pan Jezus
— 185 —
luz dawno w grobie, a ia leszcze nie. I westchnę*
ła Jakby z żalu , że nie razem z Zbawicielem ...
W Niedzielę Wielkanocną wszyscyśmy zapomnie
l i , że to była W ielkanoc; ona pierwsza każde
go przywitała używanemi słowy: Chrystus zmar
twychwstali i winszowała nam. Prosiła żeby iey pntrazad ciasta, i~aiav niewolnikom paski posłać, i cieszyła się teflrt wszystkiem. Pieszczoty iey, dziękczynienia dla otaczaiących ią b yły rozdzie- raiącć1. Szanowney Przyiaciołce, która przy niey całą noc czuwała, tak powiedziała: „Proszę niech mi wolno będzie podziękować; proszę przyłożyć swoią rękę do moich ust, bo ia podnieść się nie mogę. W Poniedziałek rano powiedziała Siostrze że Oyca się spodziewa, że Oyciec b y ł u niey.
(J u ż nie ż y ł od roku). Popołudniu prosiła że
by wszyscy w yszli prócz mnie, i tak m ówiła:
„ Powiem Mamuni moię wolę ostatnią... Xiqź~
ki i sexterna dla brata; ieśli moia choroba nie zaraźliwa, dwom moim wychowanicom gardero
bę... A Mamuni cóż dam? chyba włosy — utniey ie potem." I to powiedziawszy, z naywiększąspo- koynością o czem innem m ówiła.—- W e W torek Wielkanocny Siostra z przyiaciolkami poszła na Mszę na iey intencyą; gdy w róciły i to iey powie.
— 186 —
działy: O dziękuię wcrm\ zawołała, to też mi lepiey\
Późniey przemówiła tak do mnie: »Mamunia zawsze ulgę mi przynosiła, niech mi ulży i teraz.—
Moie dziecie, dałabym życie moie, żeby ci u lżyć.—r 0 nie\ ia moie życie oddam za Mamunię ”... I poło
żyła moię rękę na swoiem sercu, i patrzyła na mnie tak m ile... W patrzyw szy się dobrze, za
w ołała: Aeh\ ink Mamunia mizerna! i zatrw o
żona tym widokiem, odwróciła się ku ścianie, żeby nie okazać swego pomięszania; po chw i
l i , iuż była spokoyną,- odwróciła się i prosiła, żeby brat iey ukochany, iey uczeń p rzyszed ł;
przyszedł, ale nie długo b a w iłj nie mogła z nim rozmawiać, znać dla ż a lu .4... W ieczorem kazała prosić swego Spowiednika na Święcone, a skoro p rzyszed ł: oświadczyła chęć spowiedzi, co też i wykonała znayw iększą pobożnością i po
korą... Spowiednik chciał żeby zaraz Komunią przyięła; (a ieszcze dotąd nie przystępowała do Sa
kramentu Ołtarza) N ie. dziś niemo g ę , rzek ła, brałam lekarstwa, nie iestem przygotowana, a to wielka rzecz przyirnować ten Sakrament, ie
szcze pierwszy ra z; iutro rano proszę p rzyiśi.. . 1 odtąd modliła się często w cichości.— W no
cy prosiła, żeby iey łóżko do mego przysunąć,
— i 8 7 —
rękę moię na swem serca trzypała. Co zadrzy- mnie to się budzi, patrzy na mnie i m ów i: M a- munia nie śpii kochanie iedynei w boleściach śmiertelnych ieszcze mną się trudniła!.. O Bo
że m ó y ! cóż się ze mną nie stało ■, kiedy przy- ciskaiąc mnie do siebie i obeymuiąc ręczynami swemi za szyię, ia do niey mówię: Zycie ma<
ie! a ona: O ! iuż nie życie, Mamuniul i.westchnę
ła ciężko...— Skoro świtać zaczęło, prosiła że
b y poprzątnąć w pokoiu,. w ykadzić, i dać iey biały czepeeżek płócienny; uradowałam się tem iako znakiem polepszenia; chciałam iey dac stroy- nieyszy: „N ie , fllamuniu, powiedziała, aby czy
sto do Boga. A z wielkiem dla niey utrudze
niem ubrawszy się, prosiła oXiędz.a, i powtó
rzyw szy Spowiedź, Sakrament Ołtarza przyię- ła ... O iak piękną była! Cała iey dusza w oczach, postać Anielska* więcey iu.ż w Niebie niż na zie
mi. ..
Każdy z przytom nych przeięty Czcią dla tak wielkiego przykładu, nie śmiał łz y uronić, w y dać westchnienia; iasaina, ia, klóra ią trzyma
łam , zdawało mi się, że trzymam Anioła Pań
skiego, a przeięta uwielbieniem, oddychać nie śmiałam. Po Komunii prosiła o O ley Święty, i przyięła go z zupełną radością; a potem ręce
— i88 —*
maiąc złożone, oczy podniesione w górę, le*
źała modląc się cicho. Po chwili p rzyb liżył się Doktór, i zapytał iak §ię m a?— „JBardzo dobrze', odpowiedziała, przyięłam Sdkramenta. Gdy iey podał lekarstwo, z zupełnem i tak naturalnem zadziwieniem spytała się: A to na c o l Zaży
ła iednak bez oporu, ze zwyczayną łago
dnością. Powiedziała potem.* „ Matnuniti! pić proszę! — Cóż chcesz?— Cokolwiek; czyż to mnie nędzney grzesznicy przebierać? ... W tem zbli
żyła się iey przyiaciołka: W iesz, powiedziała iey z naymilszym uśmiechem, ia iuź dziś umrę. — W krótce ieśc zażądała, i zjadła Smaczno mise
czkę rosołu. Chciała się zabawić rysuiąc scyzo
rykiem na iayku różow o farbowanem (co tak zręcznie rabiała) lecz iaż nie miała siły, oddała z spokoynością, położyła się z westchnieniem.
W net powiedziała do otaczaiących ią służących:
Mieycie cierpliwość, iuż nie długo posługiwać mi będziecie, ale czcm ia wam nagrodzę? I spoy- rzała na iednę z nich która w yższą od niey b y ła. Cóż ia tobie darni rzekła, oto tę kołdrę.
L ecz poznawszy, że to była m oia, dodała: Ale to Mamuni... Przyrzekłam oddać tey służącey tę kołdrę; uściskała mnie i pytała iey się: Czyś kontenla? — Doktorowie Konsilium zrobiwszy,
— i8 9 “
kazali ieszcze piiawki postawić. Gdy iey to po
wiedziano: Jeszcze, zaw ołała, dayciez mi czas przygotować się... Jednak poddała się z oboię- tnośęią ich w oli. Piiawki trzym ały się długo, słabieć zaczęła, i nudzić sobą; prosiła żeby ich odiąc, i poty była niespokoyna, póki nie odpa
d ły .... Potem uspokoiła się, zawołała iednak:
A ch Mamuniul iak ia cierpię! Dziecie moie, odpowiedziałam ie y , ofiaruy to Zbaw icielow i, który tyle cierpiał za nas.— Jać to wiem i dla tego się nie skarię. I od tego momentu iedne- go słowa narzekaiącego nie w yrzekła. —- L u biła niezmiernie m u zykę, sama grała pięknie na. klaw ikorcie, uczuła więc potrzebę słysze
nia ie y ; prosiła Siostry żeby zagrała i zaśpie
w ała; gdy ona tego uczynić nie mogła dla w iel
kiego p łacżu , iedna z obecnych osób grać za
częła; słuchała z wypogodzoną tw arzą, z uśmie
chem ; w naypięknieyszych kawałkach mówiła:
Jak to piękne! zdawało się, źe iuż iest przenie
siona do mieszkania Aniołów. Półtory godziny trw ało to zachwycenie; nareszcie kazała podzię
kować graiącey, i prosić żeby się iuż więcey dla niey nie trudziła. Po chw ili, prosiła żeby psa wielkiego (którego wychowała dostawszy go szczenięciem i dwa razy wyratowała od śmier
ci) do niey w puszczono; ia z razu niechciałam
— 190 —
m ówiąc: Chłodli ci naniesie. Niech się ogrzeie w drugim pokoiu powiedziała;- i po kilku minu
tach gwiznęła tak silnie i zawołała tak głośno Brutus! że pies iuż miał łapy na iey łó żk u , i lizał iey ręce, nim spostrzegliśmy, źe przybiegł.
Zaczęła potem 'błagać, żeb y ią przeniesiono na drugie łóżko. W idząc w tem wiele dla niey mę
ki , chcieliśmy żeby dała temu p o k ó y : Proszę was o tę iedną iuż łaskę w mem życiu; powie
działa , ia będę pomagać żeby Key było. Prze
nieśliśmy i§ w ięc; ach! iak dziękowała, iak wdzięczną była! Teraz mi dobrze: mówiła-, i zdawała się spokoyną. Zasiądźcie w koło mnie, powiedziała do nas. Zeszliśm y się wszyscy, nie
którzy siedzieli na niskich taboretach, w ięcey klęczało tak iak ia, a rękę trzymałam na iey sercu mocno biiącem , (b o 150 razy na minutę ude
rzało). W szyscy wlepione mieli oczy w tę lu bą dziecinę. Teraz rozmawiaymy, rzekła, Ma- tńunia niech zacznie. Zaczęłam mówić o kwia
tach, bo to była wiosna, i ona tak lubiła kw ia
t y ... N ie, Mamuniu, przerwała m i, nie o tych rzeczach będziemy mówili, ale o iyciu wieczne'm.
Żałość, wszystkich ogarnęła, nikt prócz mnie nie mógł głosu zn aleść... Nie pamiętam iednak wcale com iey w tey mierze mówiła; zaczęli
potem i inni m o w ie; ona słuchała nas z skupie«
niem ducha, a gd y starsza Siostra iey powiedzia- ła: „T y ś A niołeczek, M artynko.” Co mówisz, zaw ołała, iak moiesz równać mnie do Anio
ło w i — „P o przyięciu Sakramentów, zbliżeni
„iesteśmy do tych duchów czystych, odpowie
działa iey, i ty M artyn ko, możesz uprosić u
„Boga wszystko dla osób które kochasz.” Lu
ba dziecina, zastosowała natychmiast te słowa do ch w ili, kiedy iuż stanie przed Bogiem , a wzniósłszy ocfcy do góry, uśmiechnęła się i rze
kła: To też nadzieią rnoią\ Bo ze wszystkich iey słów i czynności, można było poznać, że się dla szczęścia rodziny poświęca, iako ofiara, bez wątpienia miła B o g u !... a rozmawiaiąc cią
gle w tym duchu z Siostrą, dodała ieszcze:
Trochę to zawcześnie, ale cóż robić ? — ■ „ I my w szyscy niedługo tam razem będziemy'.”
w yrzekła starsza moia córka. „ Jednak ia nay- pierwey. K ogo to ia tam zastanę? iuź to Pa
p ę , Ciocię... (p o chw ili zastanowienia) O du
ż o , duio osóbl nic mi tez tu nie żal, tyłka Mamuni, siostry, braci. P oiegnay ich odemnie (dwóch na tenczas w domu niebyło), powiedz ie ich bardzo ia łu ie; a Mamuni proszę , żeby przeprosiła za mnie wszystkich a wszystkich ko-
in u lylko mogłam przykrość zrob ić; ia wszy*
stkim o'dpUftczctirt niech ■ Mamunia -pożegna wszystkich odemnie, podziękuie’ tym' co na mnie byli łaskawi■; co się o i/wie zeh owie dowiady
wali^ wszystkich ludzi na wsi, gromadę, Fur•
manów... Sądziłam, że chce aby się zeszli do
m o w i, spytałam ią o to. Nie Mamuniu, na co te sceny, niech ich. tylko Mamunia -pożegnai..
W tedy D oktor się zbliżył'*' prósiła żeby ' sr§
oddalił, wyszedł, a ona kończyła śwoie poże
gnania. Ja mówię do niey: T y zawsze będziesz z nami, wpośród nas, dziecie m o ie !... Ach\
dziękuięl rzekła z w dzięcznością— Pobłogosław że nas, ty Aniołku móy. — Ja"i a ch ! cz y i ia mam błogosławić Matkę?— Ale we wszystkiem przykładem będąćJ pówolności, dostała swych rączek, przeżegnała m nie, a na drugą stronę się obróciwszy, przeżegnała siostrę, i obiąwszy nas oboie, ś c is k a ła ... N iestety! iakże iuż sła
be b yły te ulciśnienia!... Przyłożyłam moie usta do iey inż prawie chłodnych. Oddała mi ieszcze to pocałowanie, a oddech iey b y ł lekki i czysty, iak u nayzdfowszey osoby.. . . Ściemni
ło s ię , powiedziała: Dobranoc wszystkim , na długo, na dłu go... Niech Doktor przyidzie...
dobranoc Panu. Po tem zawołała: Jezus, M a-
— i g s ■■
rya , Józef, Mamuniu Kochana ! Dobra noc Wszystkim. T u siostra zacięła głośno płakać:
Siostro! rzek ła, nie inieszay. rtmie', niema czego jnnie płakać\ wy się ieszcze tu męczyć będzie
cie , a ia iuż szczęśliwa ! . . . A obróciwszy się do mnie: „ Nieęh też .Mamuniu wydatków pró
żnych dla mnie nie robi, bo to niepotrzebne. — W idząc z iaką pewnością i męztwem widzi o- statni sw óy moment, aczuiąc potrzebę stosun
ków z nią na resztę ż y c ia , mówię do niey:
■jjMartynko moia ! pokazuy mi. się często, śniy Hii się, ostrzegay m nie.— Jeżeli będzie można;
odpowiedziała.— Gdzie chcesz bydź pochowa
ny^ spytałam ie y się. Zmiesz&ła się trochę tem zapytaniem , ale uspokaiaiąc się*, natychmiast wy*
rzekła J Koło P a p y .— Chces# aby Brat przy
s z e d ł? — D o b r z e .— A po chw ili zawołała:
Widzę ze to nie tak ciężko umierać iak mówią...
O t, ia iuż umarłam. (Zapewne w ,tęy chwili w z r o k iey się ząsułji Brat dał iey ostatnie po
całowanie. Obróciła na bok g ło w ę, westchnęła, zawołała: Już wszystko moie, wszystko! i usnęła, .usnęła na długo, gdyśmy ią ieszcze okryw ali na- szemi pocałowaniami; ostatnią łzę iey oka, ia- ko i pierwszą zebrała... nieszczęsna M atka...
— 195 —
C ó ib y przydać do tego opisu ? oto oddać cześć temu B o g u , tey W ierze, która słabey dziecinie taką siłę dać m oże; oto wielbić Ma
tkę Chrześciankę, która tak córkę wychow ała, taki cios znieść mężnie potrafiła; oto brać z tey dzieciny przykład i błagać N a y w y ź s z e g o , o śmierć równie pobożną i szczęśliw ą ....
W Y IĄ T K I SŁU ŻĄ C E DO U K S Z T A Ł C E N lA SE R C A I STYLU
---S---
w i ą z a n i e p o l k i .
A n d r z e j a M o d r z e w s k i e g o
O POPRAWIE R ZECZYPO SPO LITE*
( D a ls z e zX i ę g i p ie r w s z e y w y i ą t k i )
z RO ZD ZIAŁU XVII.
O urtędzie, któryby się o domowy pohoy starał.
Powinien bydz w ft. P. dobrze opatrzoney, urzędnik, któryby piianice i hultaie srogo karał, zbytków , rozpusty, biesiad, zäbäw karczemnych
Tom V i. Ner X X X IV . . 5
zakazyw ał, i próżnować nikomu nie dał; boć P. Bóg tak na początku świata postanowił, aby
■wszyscy ćhleb iedli w pocie czoła swego, aż się
■wrócą do ziem i, z którey poszli... Członków człow ieczych rozmaitość nie na próżnowanie da
na iest; ale iako ptakom skrzydła do latania, tak człow iekow i dane są członki do roboty. Zm y
sły ciała naszego czerstwieią i stwierdzone bywa
ją pracą, zaś próżnowaniem nikczemnieją i wię*
dnieią. Tak bardzo dla robot urodziliśmy się, iż kiedybyśm y się iaką poczciw§ robotą nie za
baw iali, wnet się skłaniamy do jakiegokolwiek w ystępku ... To są nędznicy, i między błogo
sławione nie maią bydź liczeni, którzy się kar
mią pokarmem pracą rąk cudzych nabytym. A iako iest szerokie prac ludzkich pole, łacno o- baczy ten , który w potrzeby żywota tak tego iako i przyszłego pilnie w e y r z y ; boć i sercem, abo m yślą, i ciałem pracować trzeba, kto się do żywota błogosławionego mocnie bierze. Tąć o«
boią pracą, ludzie nie leniwi zabawiaią się...
z RO ZD ZIAŁU XVIII.
o n o zorcacli ludzi ubogich.
Są ludzie prawdziwie ubodzy, którym scho
dzi i na siłach i na żyw ności, ci niech będą o.
“ ?97 “
pstrzeni; ale ci fctórzy, po ulicach żebrzą, zm y
śliw szy sobie iaką niemoc albo chorobę, ci ieśli tu b y lcy , a mogą robie, niech ie przym uszą dp roboLy; ießli o b cy , nieęh ie doswqich miast o- doślą; bo godzi się, żeby każde. zgromadzenie inialo staranie o tych , którzy się w niem porpy d^ili; w kaźdem mieście są dochody rppzpe na?
znaczone ubogim; powiększajm y ie darami., p- dzielayniy rzeczy doczesnych tym, którzy, nas dp
\viecznych dompw przyiąć mpią; kładzniy pchq- tnie do skrzyń po .kościołach i innych jpjeyęęgc^
będących; prawdziwą to szezodrobliwos'p uczyT nić dobrze tem u, kto tego Radnym spqsobem nie mo$ć nagrodzie. Wszakże nie om yli nas w zapłacie on'nayłaskawszy Oyciec Niebieski któ
ry i czarę, wpdy zimney w imię Swoie daną q .
biecał nagrodzić... W szyscy iesteśrny bracia, ie- clnego Oyca Niebieskiego synowie, słuszna,iest rzecz bratu w potrzebie podać ratunek... Niech tedy będzie wyspdzpny U rząd, któ ryb y miął staranie oU bogięJi, i tem dobrze szafował, cp będzie na ięfr p.otrzeby naznaczono.
z ROZDZIAŁU XIX.
P tzy dciwąniu f)ostoieńsljp, czego nayiptęędy.
;patrzyć...
JConiecznie pa tpn* ft. f. jipleźy,. aby ł5*
zacnych uczynków patrzano przy rozdawaniu u- rzędów ... ziębniebo cnota gdy w id zi, ano część iey należącą odeymuią od niey; ludzie leniwe i nikczemne przekładaią nad nią; tedy abo w pra
cach radleie iw ą tle ie , albo do czego nowego by
wa napędzona.... Niech przeto będzie między obyczaie w ło żo n o , aby w rozdawaniu urzędów naywiększe baczenie miano na cnotę. Niech się nie dawa K r ó l, abo ten komu to staranie nale
ż y , tym herbom dymowi podobnych, staroży- tnych przodków abo dom ów, oszukać; niech pierwey pilnie przypatruie się rozum owi i p rzy
rodzeniu tego. którego w yw yższyć um yślił; niech przesłucha iego m owy abo w Radzie abo na Są- dziech; niech doświadczy iego rady, niech po
zna iego sprawy, abo na rycerskim chlebie, a- bo donia. Bo ktoby w każdey takowey rzeczy nie był gotów , tak z strony rozumu, iako z stro
ny nauki, ktoby pracy uczciwey nie um iał, co- by potem zacnego na urzędzie będąc sprawić m ógł? Urząd rozm nożyłby skutki złości i nie- umieiętności iego ... W ielu mniema, że W roz
dawaniu urzędów pierwey patrzyć trzeba szla
chectwa, zacności dom u, niśli godności; przeto trzeba tę om yłkę poprawić, atak postanowić a- by prawdziwe szlachectw o, zależało na godno
— 1 9 8 —
ści i cnotliwych postępkach. Bo któż tego nie baczy, iż żaden nie iest tąż osobą którą oyciec iego ... Jeśliże lekarze z lekarzów, rzemieślnicy z rzemieślników się nie rodzą, powinnaż to rzecz, aby się rodził szlachcic z szlachcica... N ie wię- cey tobie pomoże zacność rodu, i starożytność domu, ieśli do niego nie przyłączysz cnoty i za
cnych uczyn ków , iedno iako ślepemu światłość słoneczna, głuchemu wdzięczny d ź w i ę k p o mo
rzu żeglującemu pług.
z RO ZDZIAŁU XX.
0 ludzkości przeciwko poddanym.
Ale imo te dostoieństwa, które Król abo R.
P. dawa, są niektóre insze, na które synowie po oycach następuią; iako to rozkazuią tym ludziom którzy ich rodzicom poddani b y li; które to pa
nowanie bardzo srogie u nas iest, gdyż nie go
dzi się kmieciowi, by też i naywiększą krzywdę m iał, skarżyć się na Pana; a są niektórzy Pano
wie tak okrutni, źe nieinaczey używaią kmieci swych iedno iako bydła. I toby trzeba w zw y- czay w w ieść, aby dozorcy czynili opyt o takich Panów , i aby było dla okrutnych karanie. Bo ieśli co iest na tein R. P. aby kto nie używał złe rzeczy swey abo cudzey, iakoź daleko w ię ce y ,
T - 19 9 —