• Nie Znaleziono Wyników

Bajka dla najm łodszych O słodkiej kró­

lewnie i pięknym księciu R o ksa n y Jędrze- jew skiej-W róbel jest d osyć zaskakującym i „niebezpiecznym " pom ysłem . Po lekturze nasuwają się wątpliwości, czy aby dziecko zrozum ie kierow any d o niego przekaz, b o ­ w iem pouczenie m oralne płynące z książki (o tym, że życie m ałżonków nawet po w sp a ­ niałej uroczystości ślubnej „płata różne fi­

gle"), jest zbyt pow ażne jak na w iek m ło­

d e g o odbiorcy.

G łów ny i pierw szy w yznacznik bajki na p ew no stanow i jej dydaktyzm , lecz m orał w niej zawarty należy w ypow iedzieć w prost lub co najmniej o d p o w ie d n io g o z a su g e ­ rować, a te go tu nie dostrzegam y. Utw ór z pew nością należałoby zaliczyć do grupy tekstów moralizatorskich, gd yż jest m ądry i wartościowy, jednak odnosi się wrażenie, że został skierow any do nieodpow iedniej g ru p y wiekowej.

Istotnym celem te g o literackiego g a ­ tunku jest też w skazanie błędnych za ch o ­ w ań i pouczenie, jak należy etycznie p ostę ­ pować. W tej kwestii niewiele m ożna d o ­ strzec w utworze. Korzystna dla m łodych czytelników staje się jednak m ożliw ość p o ­ znania pew nych stanów psychicznych, ina­

czej m ów iąc uczuć ludzkich, które b e z p o ­ średnio wiążą się z naszym i emocjami, a te z kolei - z nastrojami. W ten sp o só b m ło ­ dzi doznają uczucia szczęścia, miłości, wąt­

pliwości i nadziei czy nastrojów tęsknoty, niezadow olenia i niepokoju; dow iadują się także, że w w ybo rze m ałżonka w ażne jest, by nie kierować się w yłącznie pięknem ze­

wnętrznym , bo najcenniejsze jest to, co dru­

ga osoba m oże w związku „z siebie" ofiaro­

wać. M im o to pojawiają się w tym tytule zbyt trudne problemy, jak na um ysł w ym agające­

go, aczkolwiek niedojrzałego, bo tylko sześ- cio- czy siedm ioletniego odbiorcy.

Autorka spraw ia dzieciom d użą n ie ­ spo d zia n k ę nie w prow ad zając d o książki je d n o zn a c zn e g o zakończenia. Stwarzając m łodym m ożliw ość w yb o ru jednej z kilku wersji w ydarzeń, p o m ag a u ru ch o m ić ich w yobraźnię, a sugestia „a m oże było jesz­

cze inaczej", dodaje bajce pewnej tajem ni­

czości i otwiera czytelnikom spore pole dla ich inwencji.

Pozycję O słodkiej królewnie i pięknym księciu o p ub likow ało w 2008 roku p ozna ń­

skie W yda w nictw o „Media Rodzina" z op ra­

w ą graficzną Agnieszki Żelewskiej. Projekt okładki jest interesujący; w wyrazistych bar­

w ach przedstawia parę królewską. Ponadto opraw a jest twarda i lakierowana. Ilustracje dzielą się na dwa rodzaje: kolorowe i czar­

no-białe; jednak te drugie zupełnie nie prze­

konują i znów odnosi się wrażenie, że p o ­ w stały z myślą o starszym odbiorcy; z kolei kolorow e p rze d staw ion o już bardziej su ­ gestyw nie, ale w tonacji zbyt ciemnej, p o ­ nurej i chłodnej. Tego rodzaju podział miał zapew ne urozmaicić czytelnikom warstwę edytorską utworu, ale należy się za sta no­

wić, czy aby nie przyczyni się do „odrzuce­

nia" tej w łaśnie propozycji?

Największą zaletą tekstu Roksany Ję- drzejewskiej-Wróbel jest najpewniej to, że czytający g o sw ym p ociechom rodzice, za­

gub ieni w rutynie codziennych zajęć, bę­

dą mieli okazję dostrzec, że w arto raz na ja­

kiś czas przem yśleć m ałżeńskie relacje, zaś w kwestiach w łasnych odczuć nie słuchać złego doradcy, jakim najczęściej jest Ciotka Nuda! M oże więc książka ta stanowić p ow in­

na po prostu pow ażną przypow ieść dla d o ­ rosłych? Z kolei dzieciaki, jeśli nawet nie do końca zrozumieją przesłanie, bez wątpienia

„czegoś n o w e g o się z niej dowiedzą".

R. Jędrzejewska-Wróbel, O słodkiej królewnie i pięknym księciu. Wyd. „Media Rodzina", Poznań 2008.

Marta Nadolna

m a g ia w d z ię c z n o ś c i

...!

Powodem , dla którego młodzi odbiorcy pow inni sięgnąć po m agiczną Bajkę o kap- ciuszku, czyli jak to z wdzięcznością było Lilia­

ny Bardijewskiej, op ub liko w aną przez p o ­ znańskie W yda w nictw o „Mila", jest jej baś- niow ość. Ta całkiem niew ielkich ro zm ia­

rów książeczka urzeka sw ą niezwykłością, szc ze g ó ln ie w ów czas, g d y d ziecko p o d ­ czas jej lektury przenosi się w fantastycz­

ny świat, którego głó w n ym bohaterem sta­

je się uroczy kapciuszek, odbyw ający długą p odróż w poszukiw aniu „sw ego początku", by w efekcie znaleźć braciszka - d ru gie go kapciuszka.

Św iad om y zabieg literacki, którym p o ­ służyła się w utworze autorka, polegający na trafnym w ykorzystaniu antropom orfiza- cji (czyli na nadaniu przedm iotom , pojęciom czy zjawiskom ludzkich cech), jak również sam tytuł, wskazują na określenie tej książki m ianem bajki; jednak cu d ow n ość przedsta­

w io n e g o świata, przekraczanie granic k o n ­ wencji i odw ołania do m otyw ó w ze znanych baśni (np. Baśń o Kopciuszku, Baśń o Królo­

wej Śniegu) sprawiają, że utw ór przepełnia­

ją elem enty obu tych popularnych w o d b io ­

rze dziecięcym literackich gatunków. Obec­

ny w tym tekście jest też chociażby m otyw w ędrów ki i podróży, który stał się jednym z w yznaczników tzw. baśni współczesnej.

Interesująca w tej pozycji jest także strona językowa. Liliana Bardijewska spraw ­ nie rozwija sw ą o p o w ie ść , niczym nitkę z kłębka włóczki; p osługuje się prostym i słowam i, d źw iękonaśladow czym i w yraza­

mi (onom atopejam i), a w szystko u zu p e ł­

nia zgrabnym i rymami. G dy d od am y d o te­

g o jeszcze projekt graficzny Elżbiety Kry- gowskiej-Butlewskiej, przechodzącej przez wszystkie strony włóczki, „będącej począt­

kiem kapciuszka", powstaje idealnie sko m ­ p o n o w a n a i harm onijna całość. Ilustracje nie są przeciętne czy typowe, są oryginal­

ne i ciepłe, chociaż m o głyb y być wyrazistsze i nieco bardziej kolorowe. M im o tego zarzu­

tu, w szystko tu z sobą w sp ó łg ra: tekst, żywa fabuła, ilustracje i oprawa.

Tytuł ten skierow any został raczej do czytelnika w cze sn o szk o ln e go , ale z Bajki o kapciuszku odniesie korzyść również o d ­ biorca nieco starszy. Dzieci w ynio są z książ­

ki wiedzę przyrodniczą (np. o tym, że zw ie­

rzęta chom ikują pokarm, by przetrwać zi­

m ow ą porę, o tym że ptaki, by w ysiedzieć pisklęta, potrzebują w ła sn e go gniazda lub też, że bociany chroniąc się przed n a d cho­

dzącym chłodem , odlatują d o ciepłych kra­

jów) i poznają cenną cnotę - w dzięczności, która pow inna być w ażnym elem entem na­

sze go życia. Podczas lektury nie ujdzie też uw adze m ło d e go czytelnika m ądrość m ó ­ wiąca, że jeśli udzieli się p o m o cy potrzebu­

jącym, można liczyć na odw zajem nienie ge ­ stów dobrej woli; nie należy więc nigd y m y­

śleć tylko o własnej wygodzie.

Bajka o Kapciuszku jest w ięc atrakcyj­

ną propozycją, którą w arto polecić m ło ­ dym , g d y ż tym sam ym um ożliw ia im się kontakt z „baśniow ą krainą", pełną h u m o ­

ru, zaskakujących zdarzeń i niew ątpliw ego czaru. Jeśli zaś to nie przekonuje, d od atko­

w ym argu m e n te m m oże być (po prostu) dobra zabawa.

L. Bardijewska, Bajka o kapciuszku, czyli jak to z wdzięcznością było. Wyd. „Mila", Poznań 2008.

Izabela M ikrut

z e g a r m is t r z

RYSUNKU

Wydaje się, że Brian Selznick chciał sw o ­ ją książką Wynalazek H u gona Cabreta upiec

p rzy je d n ym o g n iu kilka pieczeni. Dając up ust swojej fascynacji pierw szym i z d o b y­

czam i kinem atografii, p ra gną ł z a in tryg o ­ w ać dzieci produkcjam i film ow ym i. Czer­

piąc z konwencji krym inału i baśni (nader rzadkie skrzyżo w a nie gatunków ), p r ó b o ­ w ał stw orzyć atm osferę g ro zy czy n apię ­ cia. Skłaniając się ku pow ieści dete ktyw i­

stycznej, chciał w ciągnąć m łodych od b io r­

ców w grę, w której do końca rozdawał karty.

Ale nade w szystko sprób ow ał zaistnieć jako autor nowatorskiej form y powieściowej i ta sztuka znakom icie mu się udała.

Ksią żka sk ła d a się z d w ó c h części.

W pierwszej m ały H u g o Cabret, uzdolnione w kierunku zegarm istrzostw a dziecko, po śmierci ojca oraz stryja - opiekuna - p ró b u ­ je d okończyć dzieło te go pierw szego, uzu­

pełnić zębatki w m echanicznym człowieku i dow iedzieć się, co m oże napisać zrekon­

struow any robot. M usi też dbać o d w o rco­

we zegary, by nie w yszło na jaw, że mieszka bez opieki. Droga do celu nie jest łatwa i H u­

go w ielokrotnie się o tym przekona. W d ru ­ giej części książki zmienia się sceneria i za­

sięg wydarzeń. Informacja uzyskana w w y ­ niku ciężkiej pracy sprawia, że H u g o i je go koleżanka m uszą odkryć kolejne tajemnice - labirynt zagad ek doprow adzi ich d o w ia­

dom ości, której się nie spodziewali. Efekt ich

poszukiw ań jest olśniewający i zupełnie za­

skakujący. Nad obiema partiami książki u n o­

si się duch starych film ów - zresztą o sw o ­ ich inspiracjach Brian Selznick m ów i w po- słowiu, przytaczając co ciekaw sze adresy bibliograficzne. Jeśli więc zapoczątkow ana w n ie typ ow y sp o só b p rzygoda z kinem a­

tografią sp o d o b a się od b iorcom , to mają szansę na jej kontynuowanie, wprawdzie nie w wersji fabularnej, ale trudy poszukiw ań m o gą już spokojnie pominąć.

N ow ością u Selznicka jest strategia nar­

racyjna, a m oże szerzej - gatunkow a. Nie m am y bow iem do czynienia z klasyczną p o ­ wieścią, ale z sylw icznym tom em łączącym w sobie kilka rodzajów powieści tradycyjnej, książkę obrazkow ą i film. Kolejne strony są niczym kadry - obw iedzione czarnymi mar­

ginesam i, d o złudzenia przypom inają klatki filmu. M a ło tego - bardzo często (prawie za­

wsze w partiach opisow ych) narracja „słow­

na" przechodzi w relację filmowca: zamiast tekstu po przewróceniu strony pojawia się obrazek. I następny. I tak przez kilka kolej­

nych kartek. Te obrazki imitują ruch kam e­

ry, pracę operatorów, kierują bow iem uw a­

gę od b iorców tam, gdzie nieom ylnie skie­

rowałby się czytelnik. Ilustracje są lekko za­

m glone i realistyczne, przygotow ane tak, by im itować obraz filmu. Kiedy na jednym z ry­

su n kó w pojawia się w izerunek m echanicz­

n e go człowieka, na następnych otrzym uje­

my je go stopniow ane powiększenia. To w y ­ olbrzym ianie detali, charakterystyczne dla najazdu kamery, pozw ala podkreślić w aż­

ne dla fabuły elem enty bez trudu i w inte­

resujący sposób. Ponieważ wiele rysunków przedstawia fragm enty planu, m oże autor sterować odbiorem i rozbudzać ciekawość w idzów . To też zn a n y z k o m ik só w (choć w tym w yp a d ku o kom iksow ości ze w zglę ­ du na realistyczną kreskę i ilość szczegółów m ow y być nie może) chw yt kierowania w y ­

obraźnią odbiorców. Przed w łaściw ym teks­

tem Selznick sugeruje czytelnikom w yo b ra ­ żenie sobie k ino w ego wnętrza, tłum aczy co za m om ent wyświetli się na ekranie. I po o d ­ w róceniu kartki obraz zaczyna się w yśw iet­

lać dosłow nie - na czarnym tle pojawia się rysunek, a za nim kolejne. Niem al da się dostrzec ruch. To m istrzowskie w ykonanie i próba zastosow ania starej form y do n o w e ­ g o kontekstu - bo w całej książce jest tak, że chwilami tradycyjna narracja urywa się, a ro­

lę komentarza do pow ieściow ych w ydarzeń

przejmują rysunki. O p isy słow ne i ob ra zko­

we nie dublują się, nie m ożna zatem ilustra­

cji traktow ać tak jak w klasycznych książ­

kach - jako uzupełnienia lub ozdoby. Tu są integralną częścią i bez nich nie jest m ożli­

we zrozum ienie fabuły. Dlatego też zostały w Wynalazku Hugona... rozm ieszczone tak, by nie dało się ich pom inąć, by nawet naj­

w iększych przeciw ników śledzenia rysu n ­ ków (czy znajdą się tacy w śród m łodych o d ­ biorców?) zm usić do zarejestrowania utrwa­

lonych graficznie sytuacji.

Brian Selznick w alczy o pozycję na ryn­

ku literatury dla m łodzieży oryginalnym roz­

w iązaniem genologicznym i dość udanie ak­

centowanym i nastrojami grozy czy tajemni­

czości. Lekką staroświeckość i wrażenie baś- niow ości w zm a ga tutaj przesunięcie akcji w pierw szą połow ę X X wieku. Ale W ynala­

zek H u g o n a Cabreta to przede w szystkim umiejętne i niecodzienne połączenie lite­

ratury, grafiki i filmu.

B. Selznick, Wynalazek Hugona Cabreta. „Nasza Księgarnia", Warszawa 2008.

M o nika Rituk