DZIECI
Czy to m ożliw e? Jeden z najtrudniej
szych pisarzy X X w ieku w wersji u p ro sz
czonej? Nie do końca. N ied aw no o p u b liko w aną po polsku bajkę Jamesa Joyce'a pt. Kot i diabeł1 można bow iem czytać przynajmniej na dwa sposoby.
Zacznijm y jednak ab ovo. Opow iastka jest w rzeczywistości listem napisanym do w nuka Steviego w 1936 roku podczas p o b y
tu Joyce'a we Francji2. Jednak już w latach sześćdziesiątych op ub liko w a no ów list o d dzielnie w formie małej książeczki dla dzie
ci z ilustracjami Richarda Erdoesa (1964). Ko
lejna edycja z lat osiem dziesiątych przepla
tana była barw nym i obrazam i Rogera Bla- chona (1981) i tę wersję w łaśnie otrzym ał polski odbiorca. Ilustracje Blachona zd o m i
now ane są przez dwie soczyste barwy: pa
lącą czerwień diabła i w in o g ro n o w y fiolet burmistrza. Obie niedw uznacznie ocierają
ce się o królewską purpurę.
Na pierw szym poziom ie jest to bajka typowa, z serii jak człowiek diabła przechy
trzył; ale nie całkiem. Aliści diabeł nie taki straszny, jak g o malują, gd yż okazuje się być sam otnym i zdolnym kochać zwierzęta.
Przejdźmy je dnak na drugi poziom - stałych Joyce'ow skich fascynacji i obsesji, które także i w tym króciutkim opow iadaniu m ożem y odnaleźć. Po pierwsze byłby to ne
gatyw ny stosunek do establishm en tu. Już we wstępie poprzedzającym bajkę adresat listu Stephen J. Joyce podkreśla niechęć Dziadka N o n n o (tak p od pisał się Joyce w kore sp on
dencji do wnuczka) do w ładzy państwowej i kościelnej. Autor Dublińczyków nie zgadzał się z irlandzkimi przyw ódcam i polityczny
mi, w inił ich za ograniczający nacjonalizm i prowincjonalizm, w jakim pogrążona była
Irlandia3. W opowiastce burmistrz przedsta
w iony jest jako osoba, która przykłada zbyt wielką w agę do stroju i kosztowności, św iad
czących o statusie społecznym (gruby zło
ty łańcuch, prawie jak insygnia królewskie, z którym nie rozstawał się nawet we śnie).
P o d o b n ie d ia b e ł - ten rów nież ce le b ru je w yb ó r odpow iedniej szaty na spotkanie z merem miasta. W ysłannik piekieł d osko na
le wie, d o kogo się zw ró
cić - d o w ład zy, k tó rej ( a n a lo g ic z n ie d o szatana) wydaje się, że sprawuje rząd dusz. Tak więc, by posiąść now ą duszyczkę, diabeł uda
je się d o b u rm istrza . Joyce kpi z zadufania w ładzy i jej przekonania o w szechm ocy - przy
kładow o w sp om ina, iż w B eaugency łaskawie zezwala się kotom pa
trzeć na jej re p re ze n tantów, ba, nawet doty
kać godła w ładzy - zło
te go łańcucha. Nie jest to jednak, jak się p ó ź
niej okaże, bezintere
sow na zgoda....
Kolejne bete noire Joyce'a to dziennikarze.
Irlandzki pisarz miał niską opinię o ludziach z gazet, co spow odow ane było niepraw da
mi, jakie w ypisywali. Nie d op uszczał do sie
bie reporterów, nie udzielał w yw iadów , a je
śli nawet - to często później nie zgad zał się na ich w ydrukow anie 4. W opow ieści diabeł jest tym, który „zawsze czyta gazety", p o średnio w ięc czasopism a są p od sta w o w ym źródłem piekielnych wieści.
Inną obsesją autora Ulissesa była naro
d ow ość irlandzka. C hoć z Irlandii wyjechał
mając 20 lat i pow rócił tam tylko parę razy, 0 Irlandii i Irlandczykach nieustannie pisał. Po
czynając od Portretu artysty z czasów młodości, a na Finnegans Wake kończąc. Zielona W y spa była miejscem, gdzie toczyła się akcja je g o o p o w ia d a ń i pow ieści. Początkow o zn ie na w idzono g o za to, że o p isyw a ł w a dy sw ych pobratym ców , krytykow ał nieto
lerancję, ob skurantyzm i ciasne m oraliza
torstw o. P ie rw szy zb ió r o p o w ia d a ń Dublińczy- c y nie m ó g ł z n a le ź ć w y d a w c y p rz e z p r a wie dekadę ze w zględu na o b a w ę w y d a w c ó w i d ru k a rzy przed s p o łe c z n y m s k a n d a le m
i oskarżeniam i o zn ie
sławienie, a co za tym idzie i procesami, jakie te opow iadania m o gły w y w o ła ć 5. Ale taki też był cel Joyce'a, aby je
g o proza stanowiła roz
dział z „dziejów m oral
ności w m oim kraju, w y
brałem zaś na miejsce akcji Dublin, poniew aż to właśnie miasto w yda je mi się ośrodkiem pa
raliżu"6. A w innym liście, broniąc realizmu op ow iadań dublińskich, pisał: Nie ponoszę winy za to, że na d moimi opowiadaniam i uno
si się woń popielisk, butwiejących chwastów 1 padliny. Naprawdę wierzę, że opóźniłby Pan [G. Richards, w ydaw ca] postęp cywilizacyj
ny Irlandii nie pozw alając mieszkańcom tego kraju przejrzeć się w moim starannie w ypo
lerowanym zwierciadle7. W bajce tytułow y diabeł, posiadający w łasny język, władają
cy także francuskim, w m om encie silnego rozemocjonowania mówi z silnym akcentem
dublińskim . Nie jest to interferencja ogólnie biorąc języka angielskiego czy nawet jego irlandzkiej odm iany - poprzez w prow adze
nie tej dublińskiej idiosynkrazji Joyce je d n o znacznie podkreśla pochodzenie diabła - je
go korzenie w yw o d zą się z Dublina. Ponadto burm istrz nosi nazw isko bardzo popularne w Irlandii - Byrne8. Hibernia - ten leitmo- tiv tw órcy Finnegans Wake, kraju, z którego uciekł w p oszukiw a niu w olności, trzym ał g o w niewoli pamięci, w rezultacie czego w twórczości swej koncentrował się tylko na nim. Dublin był dla niego siedliskiem bigote- rii, zniewalającego katolicyzmu i nacjonali
zm u9. D ublin w końcu jawił się jako labirynt, więzienie, a tu m ożem y nawet pow iedzieć - piekiełko. Jak widać, nawet w tej krótkiej opow iastce Joyce daje w yraz sw oim p o d św iado m ym obsesjom.
Ostatnią wielką pasją artysty był język.
Kiedy zapisał się na w ydział języków n o w o żytnych (M odern Languages) od krył m uzy
kę w słowach. Znał biegle francuski i w ło ski. Zainteresow ał się francuskim i poetami sym bolistycznym i - Stephanem Mallarm e i A rth u re m R im b a ud e m , któ rzy p o d k r e ślali związki m uzyki z poezją, przedkłada
jąc dźw ięk nad znaczenie słow a10. Joyce na
m iętnie uczył się n ow ych języków. Bawił się językiem i jak w yznaw ał „potrafię zrobić z językiem w szystko"11, np. w Ulisesie stylizo
w ał każdy rozdział na inny rejestr języka a n gielskiego. Najdalej posunął się w Finnegans Wake, gdzie m ieszał i łączył w yrazy z pra
wie stu języków świata12, kierując się g łó w nie ich w łaściwościam i m uzycznym i. Kryty
cy byli skłonni używ ać nawet partytury do opisu znaczenia niektórych fragm entów te
g o dzieła13. Przypom ina się tu marzenie Mal- larmego, który chciał stw orzyć doskonałą książkę wyrażającą Absolut14. I w tej bajecz
ce przebija Joyce'owskie zachłyśnięcie się ję
zykiem. Wplata bowiem do tekstu angielskie
g o francuską w ypow iedź diabła. Dodatkow o naśladuje kiepską francuszczyznę, p o słu g u je się błędnymi formami gramatycznymi, np.
belles (ładne, rodz. żeński) łączy z gens (ludzie, rodz. męski), przekręca również nazwę mia
sta i jej m ieszkańców na Balgentiens15. Ty
pow ą zabaw ę słow em a la Joyce obrazuje nazw a dialektu d ia b e lskie go Bellsybabble w yw ołująca m nó stw o skojarzeń. Bell z w ło skie go i francuskiego to piękny/a, sybabble to dźwięki języka, ale także w ypow iadanie, sylabizow anie - a więc piękny język, język, który zw odzi. W term inie tym p o b rzm ie wa również imię w ła d cy p iekielnego Bel
zebuba, jak i nazwa biblijnej w ieży Babel (dosł. brama niebios) i próby dosięgnięcia Boga - oraz kary za pychę człowieka, tj. p o m ieszanie języków. Polski tłumacz, M ichał Ronikier zdecydow ał się nie zmieniać nazw y narzecza Księcia Piekieł, a przez to zachow ał w ielość znaczeń.
A to przenosi nas w niełatwe za g a d nienie tłum aczeń Joyce'a16. O trzym ujem y już trzeci przekład tego listu17. Przypom nij
my, po raz pierw szy pow iastkę przetłum a
czył Tom asz M irk o w icz w „Literaturze na Ś w ie c ie "18. P ró b o w a ł sp o ls z c z y ć a n g ie l
ski Bellsybabble na bellkot19, jednak w m o im przekonaniu, zb yt je dnoznacznie w ią
że to nazwę dialektu diabelskiego z bełko
tem i eliminuje gęstą sieć skojarzeń (o m ó
w io n ych pow yżej) w y w o ły w a n y c h przez o rygin a ł. N ie fo rtu n n ie p rz e ło ż y ł o n też frazę „He can speak quite bad French ve- ry w ell"20 jako „mówi bardzo dobrze i nie
grzecznie po francusku" (s. 103). W tłum a
czeniu Ronikiera brzmi to poprawnie: „po
trafi też m ó w ić b ie gle kiepską fra n cu sz
czyzną"21. „Bad French" oznacza niewątpli
wie kieps ką, złą francu szczyznę, co dodatko
w o jest potw ierdzone błędami, jakie diabeł
popełnia m ów iąc po francusku. M irkow icz zachowuje jednak oryginalną reakcję diabła na przybycie burmistrza: „przestał tańczyć"
(s. 102), natom iast Ronikier, nie w ia d o m o d la cze go , zm ie nia o ry g in a ln e „ sto p p e d d an c in g " (s. 383) na „znieruchomiał". R ów nież forma M irkow icza dla „the head of the bridge" (s. 383) „przyczółek m ostu" (s. 102) w ydaje się być bardziej idiom atyczna niż
„wylot m o stu " Ronikiera (s. 295). O b ecn y przekład Ronikiera różni się od je go tłum a
czenia z lat 80. Generalnie uproszczone z o stały form y czasow ników z im iesłow ow ych (np. d ow iedziaw szy się) na przeszłe d o k o nane (dowiedział się) oraz zm ie nio no nie
które zdania w ielokrotnie złożone na kilka prostych - p ra w d op od ob nie ze w zględu na m ło de go odbiorcę. Zastąpiono również w ie
le zw rotów na bardziej idiomatyczne, np.:
„na ram ieniu" na „pod pachą" (trzymał kota),
„z o p u szczo n ym i u sza m i" na „stulił u szy"
(kot) czy „z kolanami pod brodą" na „zwi
nięty w kłębek" (spał burmistrz). Niestety nie dow iadujem y się, kto d okonał tych zmian.
Reasumując, baśń Joyce'a jest niezw y
kłą i zabaw ną lekturą dla dzieci, ale może stanow ić też swoistą roszadę dla dorosłych, którzy choć trochę znają tw órczość irlandz
kiego w ygnańca.
1 Poznań: Media Rodzina,2008, tłum. Michał Ronikier, il. Roger Blachon.
2 Joyce przebywał wtedy w Villers sur Mer w Calvados. (Richard Ellman, James Joyce, Oxford:
Oxford University Press, 1959. Polski przekład James Joyce, tłum. Ewa Krasińska, Kraków: Wy
dawnictwo Literackie, 1984, s. 605-606).
3 Rodzinne nieszczęścia były wiązane przez ojca Joyce'a i jego samego ze skandalicznym po
traktowaniem Ch. S. Parnella „niekoronowanego króla Irlandii", który walczył o autonomię swego kraju. Na skutek intrygi, do której w dużej mierze przyczynił się i kler, był więziony i choć proces zakończył się jego pełną rehabilitacją, nigdy nie odzyskał władzy. Terence Brown, Introduction
[Wstęp] do J. Joyce, Dubliners, London: Penguin Books, 1992, s. XII-XIII. Działalność polityczną ir
landzkich parlamentarzystów poddał miażdżącej krytyce w opowiadaniu Ivy Day in the Committee Room. Przekład polski Liść bluszczu w: Dublińczy- cy, tłum. Kalina Wojciechowska, Warszawa: Oskar, 1991, s. 104-120.
4 Ellman R., James Joyce, s. 603.
5 Por. listy Joyce'a do wydawcy Granta Richardsa od 1905 do 1914 roku. (J. Joyce, Listy, tłum. Michał Ronikier, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1986, t. 1. , s. 71-250).
6 Joyce, Listy, t. 1., s. 91.
7 Joyce, Listy, t. 1., s. 99. Joyce nie mylił się, że jego opowieści przyczynią się do postępu cywilizacyjnego Irlandii - jak pisze jeden z kry
tyków kulturowych i znawca Joyce'a: to nie Joyce stał się bardziej irlandzki, lecz Irlandia - na czele z Dublinem - stała się bardziej joyce'owska. Joe Brooker, Wczasowicze na rodzinnej wyspie: J. Joyce a irlandzka spuścizna w: Katarzyna Bazarnik et al. (red.), Wokół J. Joyce'a, Kraków: Universitas, 1999, s. 25.
8 Por. Joyce, Dubliners, przypis nr 25, s. 276.
Byrne to również nazwisko najbliższego przy
jaciela (John Francis) Joyce'a z okresu studiów w University College.
9 A.M.Pascual, Człowiek i twórca. James Joyce, tłum. Maria Mróz, Warszawa: Muza, 2007, s. 16-24.
10 Hugo Friedrich, Struktura nowoczesnej liryki. Tłum. Elżbieta Feliksiak, Warszawa: PIW, 1978, s. 170-171, 188.
11 Cyt. za Elżbieta Tabakowska, Almosting it w: Wokół J. Joyce'a, s. 221.
12 Katarzyna Bazarnik, „Ab ovo. Leksykon polskich elementów w Finnegans Wake" w: Wokół J. Joyce'a, s. 109.
13 Finn Fordham, Nokturny Finnegans Wake w: Wokół J. Joyce'a, s. 103.
14 Friedrich, s. 138.
15 Analizy błędnej francuszczyzny dokonała dla mnie mgr Mariola Gołasz.
16 Szeroko o tym piszą Jadwiga Ćwiąkała- Piotrowska, Katarzyna Bazarnik i Elżbieta Tabakow- ska w rozdziale „Przekłady" w: Wokół J. Joyce'a, s. 173-247.
17 Wbrew temu, co pisze Adam Poprawa, który zrównuje tłumaczenie Ronikera z wydania Listów z obecnym, pomijając istotne zmiany (Po
prawa, Nowa książka Joyce'a, „Tygodnik Powszech
ny", dodatek „Książki w Tygodniku", nr 27, s. XI.
18 Nr 6, 1978, s. 98-103.
19 Mirkowicz, s. 103.
20 J. Joyce, Selected Letters of James Joyce, (ed.) Richard Ellman, London: Faber and Faber, 1975, s. 384.
21 Joyce, Listy, t. 2, s. 295. W wydaniu książko
wym Media Rodzina nie ujęto paginacji.
Paweł C zapczyk