Każdy chce być szczęśliwy, coraz częściej i powszechniej. Już nie kiedyś, w niebie, ale na ziemi, teraz, tu. Natychmiast. Szczęście osobiste, trak
towane jest jako nowy przymus. Musisz być szczęśliwy, hucznie, na oczach wszystkich, bo taki jest teraz obyczaj i moda, która przyszła z Ame
ryki. Nieszczęśliwi niech nie zawracają głowy. Powtórzmy jednak pytanie, co to znaczy być szczęśliwym? Odpowiedź nie jest łatwa, bo być szczęśliwym nie oznacza stanu euforii, który odczuwamy po zdanej maturze, po pierw szej randce, po wygranej na loterii, ale świadomość dobrego bilansu życia.
Biedny, stary i bez nogi, może czuć się nie mniej szczęśliwy niż młody i nie- kaleki, choć rozsądek podpowiada nam co innego.
Nie ma już uniw ersalnego po rtretu człowieka szczęśliwego. Tego, co to zawsze młody, piękny, bogaty — i wtedy szczęśliwy. Powraca szczęśliwy Diogenes z beczki, stary i brzydki. Setki światowych badań nad szczęściem zdają się potwierdzać, że jest ono naszym stanem przyrodzonym, nieza
leżnym od sztywnych wyznaczników z racji naszej takiej, a nie innej biolo
gicznej konstrukcji.
Wbrew jednak chwilowym sytuacjom, niespodziewanym wydarzeniom czy osiągnięciom, szczęście uplasowane jest gdzieś głęboko w ludzkiej psy
chice, w stosunku człowieka do siebie samego i otaczającego świata. Wybitny polski filozof Władysław Tatarkiewicz definiuje szczęście jako „pełne i trwałe zadowolenia z całości życia” [Tatarkiewicz, 1979: 31]. I dalej wyjaśnia, że za
dowolenie pełne, trwałe, dotyczące całości życia — to miara szczęścia bardzo wysoka, miara ideału szczęścia. Szczęścia pełnego, trwałego, całkowitego, bez zastrzeżeń, wyjątków, przerw nie można się spodziewać w warunkach życia ludzkiego. Nie ma bodaj człowieka — nawet wśród najszczęśliwszych, który byłby zadowolony bez zastrzeżeń czy bez wyjątków, czy bez przerw. Takie po
jęcia jak całość życia, trwałość zadowolenia, pełnia zadowolenia i wreszcie
R
o d z i n aw obliczu wartości i wzorów życia ponowoczesnego świata
samo pojęcie istoty stanu zadowolenia wymagają bliższego komentarza, który w skrótowym ujęciu przedstawimy za autorem rozważań o szczęściu [Tatarkie
wicz, 1979:3142]
1. Szczęście ma być zadowoleniem z całości życia. Jest to wymaganie ogromne. Jednakże ciesząc się szczegółami życia, możemy ogólnikowo przenosić zadowolenie na jego całość. Choć w centrum świadomości znaj
duje się jedynie fragment życia, zadowolenie z jego powodu rozszerza się na całość. Ciesząc się swym powodzeniem czy miłością, w pewnym sensie, po
średnio człowiek cieszy się życiem.
2. Podobnie jest i z drugą sprawą: z trwałością zadowolenia w szczęściu.
Człowiek nie jest zdolny cieszyć się nieustannie piczym, nawet życiem: po prostu nie może nieustannie „myśleć o swym życiu”, jest to myśl zbyt ogólna jak na co dzień. Mimo to niejeden powie, że jest trwale z życia zadowolony.
Wystarcza, że o ile myśli o swym życiu i zastanawia się nad nim — ocenia je dodatnio. I to wystarcza, by powiedzieć, że jest trwale zadowolony z życia.
Nieprzerwany stan przyjemny jest czymś obcym psychice ludzkiej. Przy-/
jemność, która trwa, staje się przykrością. Ściślej mówiąc: rzecz dająca przy
jemność, jeśli trwa dłużej, staje się obojętna, a nawet przykra, bo zaczyna nudzić i męczyć. Interwały w przyjemności są człowiekowi potrzebne, by mógł odczuwać przyjemność, zwłaszcza odczuwać ją intensywnie. Choć nie
zaspokojone pragnienia są przykrością, to jednak niepozbawiona słuszności jest maksyma Baltazara Graciana: „Trzeba mieć zawsze coś do pragnienia, by nie być nieszczęśliwym w swym szczęściu” [Tatarkiewicz, 1979: 34],
3. Trzecią cechą szczęścia jest pełnia zadowolenia z życia. Psy
chika ludzka tak jest skonstruowana, że pew ne przeżycia przebiegają jedynie przez świadomość, nie pozostawiając w niej śladów, inne nato
miast przenikają ją całą i zostawiają swe piętno, na wszystkim, co się jedno
cześnie w świadomości dzieje i dziać będzie. Tamte przeżycia pozostają na powierzchni, te wchodzą w głębszy nurt świadomości. Otóż szczęściem jest tylko takie zadowolenie, które sięga do głębi. Aby go doznać, trzeba w ogóle mieć ów głębszy nurt życia. Przeżycia powierzchowne, nawet najprzyjem
niejsze, nie dają pełnego zadowolenia; do nich stosuje się to, co zauważył fi
lozof angielski, Bosanquet: że „większa ilość przyjemności może iść w parze z mniejszym zadowoleniem [tamże].
I. Człowiek wobec świata wartości
m
Kto żyje głębszym nurtem, tego cierpienia sięgają w głąb świadomości tak samo, jak jego zadowolenia. Los jego waha się między szczęściem a nie
szczęściem, inni zaś ludzie żyją poza tymi kategoriami, życie ich jest przy
jemne lub przykre, ale ani szczęśliwe, ani nieszczęśliwe. Nikt nie żyje ciągle głębokim życiem swej świadomości. Sprawy bieżące życia dniami i miesią
cami nie dają głębszym sprawom przystępu do świadomości człowieka. Do szczęścia potrzeba tylko, by w pewnych m om entach odzywał się głębszy nurt życia.
Oczywiście samo pojęcie zadow olenia należy rozum ieć właściwie.
Mianowicie, w tym, co nazywamy zadowoleniem , jest nie tylko składnik uczuciowy, ale także składnik intelektualny: kto jest zadowolony, ten nie tylko cieszy się, ale także ocenia dodatnio to, z czego jest zadowolony.
Właśnie dlatego określa się szczęście jako zadowolenie: jest w nim bowiem ta sama dwoistość. Leży ono na terenach między ekstazą a aprobatą. Jest w nim, choć w różnej proporcji, gorące upojenie i chłodne uznanie.
Ta dwoistość elementów zadowolenia tłumaczy tych ludzi, którzy powia
dają, że są zadowoleni z życia, ale nie są szczęśliwi. To ci, w których roz
szczepiły się dwa zwykłe elementy zadowolenia: uczuciowy i intelektualny, odczuwanie przyjemności życia i uznawanie jego wartości.
4. W definicji szczęścia występuje jeszcze termin, który, choć każ
demu wydaje się zrozumiały, również wymaga wyjaśnienia. To termin
„życie”. „Zycie” człowieka, po pierwsze, znaczy proces biologiczny do
konujący się w jego organizmie od urodzenia aż do śmierci. Jedn ak nie w tym na pewno znaczeniu mówimy, że jesteśmy z życia „zadowoleni”.
„Życie” może też znaczyć proces psychologiczny dokonujący się w świado
mości człowieka, zespół postrzeżeń, wyobrażeń, uczuć, sądów, dążeń, które od urodzenia do śmierci przeszły przez jego świadomość. Jednakie nie w tym znaczeniu mówimy o zadowoleniu z życia.
W innym jeszcze znaczeniu „życie” człowieka to tyle, co zespół wszel
kich procesów, w których brał udział i na które reagował od urodzenia do śmierci. W tym najczęściej znaczeniu mówimy, że szczęśliwy jest zado
wolony z życia. Życie tak rozum iane jest zespołem zdarzeń dokonujących się nie tylko wewnątrz jego osoby psychofizycznej, ale także na zewnątrz niej.
R
o d z i n aw obliczu wartości i wzorów życia ponowoczesnego świata
Przeciwstawienie „mojego” i „cudzego” życia nie ma tu ostrości. „Moje”
życie jest jak „moje” miasto lub „moja” ojczyzna: co najwyżej tylko część jego należy wyłącznie do mnie. Moje szczęście jest zadowoleniem z mojego życia, ale moje życie ma wiele wspólnych składników z życiem innych ludzi [Tatarkiewicz, 1979: 35],
Aby człowiek mógł być zadowolony z życia, jednym z najistotniejszych warunków jest, aby był przekonany, że ma ono sens, wartość. Natomiast jego wartość nie musi być związana z jego własną osobą, może tkwić w rzeczach, z którymi się on styka, w zdarzeniach, w których ma jedynie udział.
W pojęciu szczęścia tkwi przede wszystkim to, że jest czymś dodatnim i po
żądanym, a dopiero na drugim miejscu, że jest to stan „na ogół przyjemny”.
Jedna jeszcze cecha musi być przeto dodana do definicji szczęścia, otóż szczęście jest zadowoleniem uzasadnionym. Wtedy euforia paralityka czy narkomana znajdzie się poza zakresem szczęścia, jest bowiem zadowole
niem, które nie ma uzasadnienia.
Stąd, że złudne zadowolenie nie jest szczęściem, nie wynika, by nie po
siadało wartości. Kto nie doznał szczęścia, chce przynajmniej mieć jego złu
dzenie. I wielu luc|zi świadomie wytwarza je w sobie. Są narkotyki, które zdają się dawać nieprostą przyjemność, lecz zadowolenie ze świata i życia, nietrwałe wprawdzie i nieuzasadnione, ale pełne i całkowite. Inny sposób, łatwiejszy, mniej szkodliwy i powszechniej stosowany to — m arzenia na jawie. Wyobraźnia buduje w nich obraz życia, realizujący potrzeby i prag
nienia — i choć na krótką chwilę — przysłania rzeczywistość i daje zadowo
lenie z życia. Ale i to jest namiastką szczęścia, nie zaś szczęściem.
Jeśli nie uważamy za szczęście zadowolenia opartego na złudzeniu, to znaczy, że nie traktujemy go jako zjawiska czysto subiektywnego: subiektyw
nego odczucia i uznania nie mamy za jedyną miarę szczęścia.
Między innymi dlatego tak trud n o obecnie czuć się szczęśliwym.
„Szczęście” ma bowiem naturę podwójną: subiektywno-obiektywną [zob. tamże: 40]. Fakt ten powoduje liczne nieporozumienia i rozbieżności w poglądach na jego cechy i uwarunkowania. Jedni np. widzą szczęście we władzy, inni w życiu z dala od ludzi; jedni w majątku, inni w wyrzeczeniu się dóbr doczesnych. Ale ta rozbieżność dotyczy nie pojęcia szczęścia, lecz te
orii, jak je znaleźć. Ci, co znajdują szczęście we władzy lub w gromadzeniu
I. Człowiek wobec świata wartości
m
bogactw, mają inną teorię szczęścia, inny pogląd na sposób osiągania go niż ci, co znajdują je w klasztorze, ale nie znaczy to, by mieli różne pojęcia szczęścia; tak samo rozumieją je jako zadowolenie z życia, a tylko w czym innym dopatrują się przyczyn tego zadowolenia.
Nie tylko jednostki, ale całe społeczeństwa i epoki mają swe teorie szczęścia, które zlewają się im z pojęciem szczęścia i zawężają to pojęcie.
Bardzo rozpowszechniona, zwłaszcza w pewnych okresach i klasach spo
łecznych, jest ta, że szczęście oznacza dobre warunki życia, spokój, bez
troskę, a do tego potrzebna jest przede wszystkim zamożność i zdrowie.
Teoria ta była charakterystyczna dla XIX wieku: wtedy przeciętny Euro
pejczyk tak rozumiał szczęście, było to zwykłe rozumienie. Zamożność, zdrowie, spokój w nierozerwalny sposób sprzęgły się w świadomości ów
czesnych ludzi ze szczęściem. Szczęście znaczyło wówczas tyle, co zado
wolenie z życia, ale zdawało się, że nie ma zadowolenia z życia bez za
możności, zdrowia i spokoju: było to uważane za nieodzowny warunek szczęścia, a nieodzowny w arunek był utożsamiany z samym szczęściem.
Kto żył w dobrobycie i beztrosce, uchodził za szczęśliwego [Tatarkiewicz, 1979: 56] .