• Nie Znaleziono Wyników

Dyskusja na temat „neoliberalizacji”: kampanie antyprywatyzacyjne i „prawo człowieka do wody”

W dokumencie Prawo do wody (Stron 56-60)

Międzynarodowa kampania na rzecz uznania prawa do wody za prawo człowieka nasiliła się w ciągu minionej dekady. Zaczęła się od niezliczonych protestów przeciw projektom prywaty-zacyjnym na całym świecie. Ich przeciwnicy najpierw wysuwali argumenty, a potem przeszli do działań, które miały te projekty unieważnić. Zwolennicy zaangażowania sektora prywatnego w system zaopatrzenia w wodę (prywatni przedsiębiorcy, dwustronne agencje pomocowe i wiele rządów) twierdzą, że ten sposób zaopatrzenia zwiększy wydajność systemu, a woda trafi do tych, którzy teraz nie mają do niej dostępu. Wskazują na fiasko wysiłków rządów i agencji pomocowych w osiągnięciu celów pierwszej oenzetowskiej Dekady na rzecz wody i urządzeń sanitarnych (1981–1990), tzn. w zapewnieniu powszechnego zaopatrzenia w wodę.

Dowodzą kiepskiej wydajności i niskiego poziomu zwrotu kosztów zakładów użyteczności publicznej. Przekonują, że przedsiębiorstwa prywatne, dzięki wyższej wydajności i lepszemu zarządzaniu, mogą doprowadzić do obniżki cen, poprawić wyniki i uzyskać lepszą stopę zwro-tu kosztów, dzięki czemu możliwe będzie unowocześnienie i rozwój sieci wodnej. W świecie, gdzie miliard ludzi nie ma dostępu do wystarczającej ilości bezpiecznej wody, ma to znaczenie decydujące. Dodatkowym argumentem jest to, że prywatyzacja (przeniesienie własności sys-temów zaopatrzenia w wodę na przedsiębiorstwa prywatne), a także „partnerstwo” sektora publicznego i prywatnego (budowanie publicznych systemów zaopatrzenia w wodę i przeka-zywanie ich firmom prywatnym do eksploatacji i zarządzania) świetnie sprawdziły się w innych sektorach użyteczności publicznej (zob. DFID 1998; Dinar 2000; Rogers i in. 2002; Shirley 2002; Winpenny 2003).

Przeciwnicy prywatyzacji ostro takie pomysły krytykują. Przekonują, że „neoliberali-zacja” pociąga za sobą wywłaszczenie ze wszystkimi negatywnymi skutkami w rozdziale dóbr, charakterystycznymi dla „globalizacji odgórnej” (Petrella 2001; Shiva 2002; Barlow, Clarke 2002; Assies 2003; Hukka, Katko 2003; Bond 2004a; McDonald, Ruiters 2005). Ich zdaniem udział przedsiębiorstw prywatnych w zarządzaniu zasobami nieodmiennie wiąże się z wprowadzeniem szkodliwej logiki rynku, której nie da się pogodzić z zagwarantowa-niem obywatelom podstawowego prawa do wody. Przedsiębiorstwa prywatne są odpowie-dzialne przed udziałowcami i nastawione przede wszystkim na zysk, będą więc zarządzały zaopatrzeniem w wodę w sposób mniej zrównoważony niż ich publiczne odpowiedniki.

Przeciwnicy prywatyzacji przywołują przykłady dobrych praktyk z sektora publicznego i przedstawiają badania dowodzące, że zarządzanie przez sektor prywatny wcale nie musi przekładać się na większą wydajność, że często obciążenia dla odbiorców są większe niż w przypadku dobrze zarządzanych systemów publicznych (zob. Estache, Rossi 2002). Pod-kreślają też, że odpowiedzialność demokratycznie wybranych władz wobec obywateli jest czymś zasadniczo innym niż korporacyjna odpowiedzialność przed udziałowcami i że działa skuteczniej. Argument trudny do obalenia po upadku Enronu, który pod koniec lat 90. był jednym z najpotężniejszych międzynarodowych graczy w sektorze wodnym dzięki należące-mu wówczas do niego Azurixowi.

Przeciwnicy prywatyzacji systemów zaopatrzenia w wodę często powołują się też na pra-wo człowieka do pra-wody (Gleick 1998; Hukka, Katko 2003; Trawick 2003; Morgan 2004b, 2005).

Za uznaniem prawa do wody za prawo człowieka przemawiają przede wszystkim dwa argumen-ty: niezastępowalność wody pitnej (jest ona „niezbędna do życia”) oraz to, że wiele innych praw człowieka uznanych przez konwencje ONZ zakłada dostępność wody (np. prawo do żywności).

Prawo do wody nie zostało bezpośrednio zapisane w żadnych regulacjach międzynaro-dowych. Nie ma o nim mowy w Międzynarodowym pakcie praw gospodarczych, społecznych i kulturalnych, ani żadnej konwencji ONZ dotyczącej praw człowieka (wyjątek stanowi artykuł 25 Konwencji o prawach dziecka) (Morgan 2004a). W 2002 roku Komitet Praw Ekonomicz-nych, Socjalnych i Kulturalnych ONZ opublikował jednak komentarz, w którym wspomina się, że każdy człowiek ma prawo do „wystarczającej ilości bezpiecznej, akceptowalnej, fizycznie dostępnej i osiągalnej wody” (ECOSOC 2002; Hammer 2004). Wiele akcji wymierzonych w prywatyzację infrastruktury wodnej koncentruje się na domaganiu się prawa do wody.

Takie kampanie (często wzajemnie powiązane) organizowane są na Północy i na Południu – począwszy od deklaracji aktywistów (deklaracja z Cochabamby; „Manifest wodny” Grupy Lizbońskiej – zob. Petrella 2001; deklaracja P7 z 2000 roku), aż po świetnie zorganizowane kampanie profesjonalnych organizacji w rodzaju Amnesty International, World Development Movement, Council of Canadians, Sierra Club, Jubilee South, Zielony Krzyż Michaiła Gorba-czowa i Public Citizen Ralpha Nadera. Aktywiści zajmują się też prowadzeniem lokalnych akcji na rzecz zmian w systemach prawnych. Warto tu odnotować sukces referendum w Urugwaju w 2004 roku, w wyniku którego wprowadzono do konstytucji poprawkę uznającą prawo człowieka do wody.

Kiedy kampanie wymierzone w prywatyzację przekształciły się w działania na rzecz prawa do wody, aktywistów wsparły mainstreamowe międzynarodowe agencje rozwojowe, w tym Światowa Organizacja Zdrowia oraz Komitet Praw Ekonomicznych, Socjalnych i Kultu-ralnych ONZ (ECOSOC 2002, 2003; WHO 2003; UNDP 2006). Agencje te wysuwają kilka argumentów na rzecz uznania prawa do wody za prawo człowieka. Podkreślają, że problemy związane z wodą mają wysoką rangę polityczną, a prawo do wody daje obywatelom nowe sposoby legalnego nacisku na rządy. Bardzo istotny jest również fakt, że prawo do wody jest w sposób pośredni zawarte w innych prawach (takich jak prawo do żywności, życia, zdrowia i godności) uznanych na poziomie międzynarodowym, a ponadto potwierdzają je prawne precedensy – wyroki sądów przyznające prawo do nieodpłatnych usług z powodu nieosią-galności wody (UNWWAP 2006).

Przeciwnicy prawa do wody zwracają uwagę na trudności we wcielaniu go w życie: nie ma jasności, kto jest za to odpowiedzialny, ani potencjału, który pozwala je wdrażać. Ła-two można przewidzieć konflikty w związku z wodami transgranicznymi i możliwe nadużycia, kiedy rządy przeznaczać będą znaczną część zasobów na potrzeby grup uprzywilejowanych kosztem innych grup ludności i środowiska. Inni przekonują, że samo prawo niewiele zmienia.

Dobrym przykładem jest tu Republika Południowej Afryki, gdzie dostęp do wody gwarantuje nowa konstytucja przyjęta po obaleniu apartheidu. Jej zapisy nie uniemożliwiają jednak odłą-czania od sieci wodnej na ogromną skalę ani nie likwidują niesprawiedliwej dystrybucji (Bond

2002; McDonald, Ruiters 2005). Kolejny nurt krytyczny dotyczy antropocentryzmu: prawo człowieka do wody pomija prawa pozostałych istot (prawa ekologiczne). Jak na ironię, zapew-nienie ludziom prawa do wody może oznaczać dalszą degradację systemu hydrologicznego, od którego jesteśmy uzależnieni.

Są wreszcie krytyczne głosy odnoszące się do samych podstaw teorii praw. Ci kryty-cy wskazują, że uznanie prawa do wody za prawo człowieka wcale nie wyklucza zarządza-nia systemami zaopatrzezarządza-nia przez sektor prywatny. Dowodzą, że „mowa prawa” [rights talk]

jest pochodną filozofii europocentrycznej, indywidualistycznej i libertariańskiej (zob. Rorty 1993; Kymlicka 1995; Mutua 2002; Ignatieff 2003), a prawa człowieka pozostają w zgodzie z systemami kapitalistycznymi. Innymi słowy, w większości krajów udział sektora prywatnego w zaopatrzeniu w wodę nie stoi w sprzeczności z prawami człowieka. Prawo do wody nie oznacza, że ma ona być dostępna za darmo (choć mogłoby oznaczać, że w ilości niezbędnej do przeżycia będzie dostarczana za cenę minimalną), a jej wycenianie kłóci się z kulturowymi i re-ligijnymi poglądami panującymi w wielu częściach świata, np. z islamskim rozumieniem wody jako własności wspólnej [waqf] (Faruqui i in. 2003). Nawet Komitet Praw Ekonomicznych, Socjalnych i Kulturalnych ONZ zauważył, że z perspektywy praw człowieka woda definiowana jako społeczne, gospodarcze i kulturowe dobro, ale zarazem jako towar, zyskuje status ambi-walentny (ECOSOC 2002).

Wielu mieszkańców demokratycznych państw kapitalistycznych zgadza się co do tego, że koncepcja utowarowienia nie jest niezgodna z prawami człowieka (takimi jak prawo do żywności czy schronienia), ale żeby wszyscy obywatele mogli ze swoich praw korzystać, po-trzebny jest jakiś system zabezpieczeń o charakterze publicznym, zbiorowym. Taki system jest niewystarczający, ale w odniesieniu do schronienia czy żywności jakoś się sprawdza.

W przypadku wody pitnej sytuacja się jednak komplikuje, ponieważ woda jest dobrem nie-zastępowalnym, niezbędnym do życia, a sieć wodna ma charakter naturalnego monopolu podlegającego znaczącej eksternalizacji kosztów środowiskowych14. W tej sytuacji poważne zawirowania rynkowe są wystarczającym uzasadnieniem wprowadzenia publicznej kontroli systemów zaopatrzenia w wodę, a często także przekazania praw ich własności w ręce pu-bliczne. Całkowita prywatyzacja stoi w sprzeczności z prawem ludzi do wody, o ile nie towa-rzyszy jej (jak w Anglii) wymóg powszechności (tj. prawo zabraniające odłączania klientów prywatnych) i silny system kontroli cen i jakości. Takie ograniczenia nie wykluczają zaanga-żowania sektora prywatnego. Dzisiejszy system praw człowieka wyrasta z tradycji liberal-nej, która przyznaje pierwszeństwo własności prywatnej i prawom jednostki, i przez to jest wystarczająco elastyczny, by dopasować się do koncepcji prawa prywatnej własności także w dziedzinie dostępu do wody i zaspokajania innych potrzeb podstawowych.

Reasumując, aktywiści, którzy w kampaniach antyprywatyzacyjnych wykorzystują zabiegi o uznanie prawa do wody za prawo człowieka, popełniają trzy strategiczne błędy: wiążą prawa

14 Przez naturalny monopol należy rozumieć to, że rzeki czy strumienie płyną naturalnymi korytami i w miejs-cach oddalonych od nich ponosi się większe koszty dostępu do wody (przyp. red. meryt.).

człowieka z prawami własności, nie rozróżniają odmiennych typów praw własności i modeli dostarczania usług, a przez to nie mogą powstrzymać rosnącego udziału sektora prywatnego w systemie zaopatrzenia w wodę. Wady tej strategii można wyraźnie zobaczyć po Świato-wym Forum Wody w Kioto. Rzecznicy prywatnego zarządzania wodą zaczęli się opowiadać za uznaniem prawa do wody za prawo człowieka. Na stronach firmowych, w mediach i pod-czas prestiżowych imprez, takich jak Światowe Forum Ekonomiczne w Davos, wysocy rangą przedstawiciele przemysłu wodnego zaczęli mówić o prawie człowieka do wody. Prawicowe think tanki w rodzaju Cato Institute wsparły ich raportami, które dowodziły, że „socjalizm wodny” zawiódł biednych i że realizację prawa do wody zapewnić mogą jedynie odpowied-nio regulowane siły rynku (Bailey 2005; Segerfeldt 2005). Argumenty na rzecz uznania pra-wa do wody za prawo człowieka zaczęły wysupra-wać również organizacje pozarządowe, takie jak Światowa Rada Wody, które przeciwnicy prywatyzacji uważają za sojuszników korporacji (Dubreuil 2005, 2006). Niedługo po zakończeniu spotkania w Kioto publikacja uznająca do-stęp do wody za prawo człowieka ukazała się nawet pod egidą Banku Światowego (Salman, McInerey-Lankford 2004).

W 2006 roku, na IV Światowym Forum Wody w Meksyku, przedstawiciele prywatnych przedsiębiorców z sektora wodnego wydali oświadczenie uznające prawo człowieka do wody i przypomnieli, że sektor prywatny wyraził oficjalną aprobatę dla tego prawa już w rok wcze-śniej, podczas 13. sesji Komisji ONZ ds. Zrównoważonego Rozwoju (Aquafed 2006). Na fo-rum w Meksyku pojawiło się coś na kształt zaaranżowanego konsensusu w sprawie prawa do wody pomiędzy społeczeństwem obywatelskim, sektorem prywatnym i rządami państw (Smets 2006). I chociaż przedstawiciele rządów niektórych państw Trzeciego Świata (m.in.

Boliwii) zgłaszali odmienne opinie, taka właśnie „rozmyta” interpretacja prawa człowieka do wody zwyciężyła i znalazła się w deklaracji ministerialnej przyjętej na IV Światowym Forum Wody. Rola prywatnych przedsiębiorstw została tym samym oficjalnie usankcjonowana.

Jak na ironię, zbiegło się to w czasie ze zmianą nastawienia korporacji do inwestowania w sektorze wodnym. Zaczęły one dostrzegać istotne przeszkody dla rynkowej ekspansji na Południu, a analiza oficjalnych wypowiedzi władz wielu firm ujawniła, że zaczęły się wyco-fywać z takich inwestycji. Niektórzy prezesi przyznali publicznie, że zaopatrywanie ubogich w wodę jest wysoce ryzykowne i mało zyskowne (Robbins 2003). W wypowiedziach między-narodowych instytucji finansowych pojawiły się uwagi o ograniczeniach sektora prywatnego (ADB 2003, UNDP 2003). W niektórych miastach (m.in. w Atlancie, Buenos Aires, Dżakarcie, La Paz i Manilii) unieważniono umowy z prywatnymi przedsiębiorstwami na dostawę wody, co nie obyło się bez medialnego szumu. Wszystko to zdaje się potwierdzać hipotezę, że zarządza-nie wodą jest dla sektora prywatnego problemem trudnym do rozwiązania. Wycofał się już z zaopatrywania w wodę społeczności na globalnym Południu, ale stało się tak nie z powodu kampanii antyprywatyzacyjnych i działań na rzecz praw człowieka, tylko dlatego że nie udało się osiągnąć zadowalających zysków i kontroli ryzyka. Prywatne przedsiębiorstwa nadal twier-dzą, że dostęp do wody jest prawem człowieka. Deklarują, że są gotowe je realizować i że będą umiały to zrobić, o ile tylko stosunek zysku do ryzyka będzie zadowalający. Jednak tego warunku większość społeczności nie jest w stanie spełnić.

W dokumencie Prawo do wody (Stron 56-60)