• Nie Znaleziono Wyników

Dziedzictwo rewolucji

W dokumencie w świetle myśli politycznej (Stron 23-29)

1. Spadkobierca umarłych autorytetów. Naród jako suweren nowej generacji

1.1. Dziedzictwo rewolucji

Pogląd o rewolucji francuskiej jako inicjatorce konserwatyzmu podzielany jest tylko przez część badaczy problemu. Bogdan Szlachta nie bez racji stwierdza, że współcześnie coraz częściej zwraca się uwagę na fundamentalne znaczenie sporów ideowych toczonych już w drugiej połowie XV wieku. Brytyjski prawnik John Fortescue (1394-1476), a sto lat później wpływowy teolog Richard Hooker (1554-1600) zwracali wszak uwagę na konieczność harmonizowania życia poli-tycznego poprzez odwołanie do doświadczenia wspólnoty i współpracy pomiędzy monarchą a ciałem przedstawicielskim. Począwszy od Hookera, koncepcje tego typu były przede wszystkim owładnięte dążeniem do unikania radykalnego de-mokratyzmu kalwińskiego, jak również absolutnej, woluntarystycznej monarchii1. Zwróćmy wszakże uwagę, że tradycja takiego myślenia zrodziła się na Wyspach, gdzie empiryczne podejście zarówno do poznania świata przyrody, jak i do bu-dowania systemu prawnokonstytucyjnego wypijało się z mlekiem matki. Temat naszej rozprawy jest jednak zakorzeniony w procesie układającym się nie wedle przebiegów common sense, lecz w fenomenie prymatu idei nad praktycyzmem, w kontynentalnym fundamentalizmie.

Wydaje się zatem, że opowieść naszą zacząć należałoby mimo wszystko od pamiętnych wydarzeń lata 1789 roku, gdy 26 sierpnia Zgromadzenie Narodowe

1  Szlachta Bogdan, Konserwatyzm. Z dziejów tradycji myślenia o polityce, Wydawnictwo DANTE ARARAT, Kraków–Warszawa 1998, s. 20 nn.

uchwaliło jakże doniosłą w skutkach Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, z której dowiadujemy się, że: „Źródło wszelkiej władzy zasadniczo tkwi w na-rodzie. Żadne ciało, żadna jednostka nie może sprawować władzy, która by wyraźnie od narodu nie pochodziła”2. Treść trzeciego artykułu Deklaracji, aczkol-wiek zgodna z duchem znanej kręgom intelektualnym Umowy społecznej Jeana- -Jacques’a Rousseau, jeszcze przed rokiem wzbudziłaby niedowierzanie, a być może nawet uśmiech politowania. Chociaż do budzącej odrazę na europejskich dworach egzekucji Ludwika XVI było wówczas jeszcze daleko, w rzeczywistości zmieniło się wszystko, albowiem inny był już suweren państwa:

Wraz z postępami rewolucji wzrastał powszechny zapał. Przyjęto nową, trójkolo-rową flagę, a także nową pieśń narodową, Marsyliankę, która następnie stała się hymnem narodowym. Tytuł królewski został zmieniony z: „Ludwik, z bożej łaski król Francji i Nawarry” na: „Ludwik, z bożej łaski i konstytucyjnego prawa państwa, król Francuzów”. Ograniczono regionalizm polityczny, aby stworzyć „la république, une et indivisible”. (…)

Co dokładnie świętowało francuskie mieszczaństwo? Nie tylko dojście do władzy i koniec przywilejów szlachty i duchowieństwa. Świętowało również narodziny nowego narodu Francuzów w postaci Republiki Francuskiej3.

Owo zwięzłe i celne uchwycenie istoty fundamentalnej zmiany politycznej przez Anthony’ego Smitha mówi wiele o początku drogi ku nowej rzeczywistości, przede wszystkim zaś o nowym rozumieniu pojęcia narodu w Europie. Tekst Deklaracji nie pozostawia żadnej wątpliwości: chociaż pojawią się i będą ciągle pojawiać spory na temat znaczenia pojęcia narodu, jego relacji do „ludu” etc., w samym dokumencie oryginalny termin brzmi la Nation4, nie le peuple, zatem mówimy już o narodzie dojrzałym, nowoczesnym i świadomym swej jedności oraz praw.

Od 1789 roku naród stał się tytularnym suwerenem Francji, po dłuższym czasie stanie się tak również w niektórych innych krajach europejskich. Trzeba wszakże pamiętać, że pierwszym mocarstwem nowożytnym, które powstało na bazie oderwania od monarchii i stworzenia odrębnej republiki opartej deklaratywnie na władzy ludu, były leżące po drugiej stronie Atlantyku Stany Zjednoczone. Po Deklaracji niepodległości i Konstytucji, rozpoczynającej się od „We the People…”5,

2  Déclaration des Droits de l’Homme et du Citoyen de 1789, art. 3, [on-line:] http://www.

conseil-constitutionnel.fr/conseil-constitutionnel/francais/la-constitution/la-constitution--du-4-octobre-1958/declaration-des-droits-de-l-homme-et-du-citoyen-de-1789.5076.html (1.03.2013).

3  Smith Anthony, Nacjonalizm. Teoria, ideologia, historia, tłum. Ewa Chomicka, Wydawni-ctwo Sic!, Warszawa 2007, s. 64-65.

4  Tekst oryginalny dostępny on-line: http://www.constitution.org/constit_.html (29.09.2012).

5  Constitution of the United States of America. Preamble, [on-line:] http://www.usconstitution.

net/const.html#Preamble (29.09.2012).

1.1. Dziedzictwo rewolucji 23

nie mogło dziwić, że kolejna poirytowana polityką monarchii społeczność inaczej sformułuje podmiot władzy państwowej.

W rzeczywistości sama idea nowego porządku, w tym przede wszystkim no-wego suwerena, nie była jednak zupełną nowością. Pamiętano przecież o bardzo pomyślnej przeszłości ateńskiej politei, rzymskiej republiki, o państwie weneckim czy o fenomenie Szwajcarów, trudno też zaprzeczyć, że Anglia stawała się zdecy-dowanie coraz bardziej fasadową monarchią, przyjmując de facto postać korono-wanej demokracji. Z drugiej strony istniały także konstrukty stricte teoretyczne, zwykle utopijne (jak w przypadku Thomasa More’a czy Tommasa Campanelli), które pokazywały, że idea rządów powszechnych nigdy nie zaginęła w pamięci Europejczyków. Z punktu widzenia praktyki władzy problem leżał jednak nie tylko w świadomości możliwego upodmiotowienia całej społeczności, lecz raczej w samym charakterze tej zbiorowości. Jak bowiem możliwe jest, aby Naród stał się suwerenem w państwie; jakie warunki muszą być spełnione, aby przedsięwzięcie nie skończyło się jak powstanie Spartakusa, wojna chłopska Münzera czy powsta-nie Chmielnickiego?

Przykład Stanów Zjednoczonych i Francji stanowi w tym wypadku bardzo dobry materiał ilustracyjny. Nie może dziwić, że właśnie w tych krajach zerwano z monarchią i oparto się na woli narodu. Z czym zatem mieliśmy do czynienia zarówno za Atlantykiem, jak i w kolebce cywilizacji zachodniej na Starym Konty-nencie? Przewodnikiem po głównie francuskich problemach może być nieoceniony Alexis de Tocqueville.

Po pierwsze, w obu miejscach wystąpiły poważne i dokuczliwe perturbacje o charakterze ekonomicznym. Amerykanów drażniły podatkowe obciążenia, za którymi nie podążała reprezentacja w strukturach władzy, i utrudnienia w handlu, stanowiącym dla wielu podstawę egzystencji. Lud Francji pod koniec rządów Lu-dwika XVI zaczął odczuwać głód, a nadmierne obciążenia fiskalne doprowadziły do jeszcze większego wzburzenia niż w Ameryce. Sytuacja gospodarcza była katastro-falna, o wiele poważniejsza niż za oceanem; można było się zatem spodziewać, że wydarzenia przyjmą tragiczny obrót. Tocqueville w swej celnej diagnozie choroby francuskiego absolutyzmu ukazuje fatalną w skutkach politykę gospodarczą państwa znacznie wyprzedzającą czasy Króla Słońce – pomysł frymarczenia monopolami, który przynosił doraźne korzyści monarchii, lecz osłabiał znacząco strukturę miast.

Rzecz jasna, nic podobnego nie nastąpiłoby, gdyby utrwaliła się praktyka pytania społeczeństwa o zdanie: „Można śmiało stwierdzić, że żadna z tych fatalnych instytucji nie przetrwałaby i dwudziestu lat, gdyby wolno było o nich dyskutować. Żadna nie powstałaby albo nie rozrosła się tak groźnie, gdyby za-sięgano rady stanów, bądź gdyby słuchano ich skarg, kiedy się jeszcze czasami zbierały”6. Fundamentalnym problemem absolutnej monarchii był zatem brak

6  Tocqueville Alexis de, Dawny ustrój i rewolucja, tłum. Anna Wolska, Czytelnik, Warszawa 1970, s. 171.

kontroli społecznej, woluntaryzm władców, który nie pozwalał na wykształcenie się mechanizmów regulacyjnych. Szczególnie ciężkie było położenie chłopstwa, którego los pomimo upływu czasu i udoskonalania narzędzi produkcji raczej się pogarszał, niż poprawiał. Grzechów monarchii było jednak znacznie więcej.

Po drugie (to także wskazuje Tocqueville), szczególnie fatalne w skutkach okazało się oddalenie się stanów od siebie. Władza unikająca kontroli zmuszała samą siebie do dzielenia ludzi, oddzielenia stanów, by naród, który miał utrzymy-wać pomysły króla, pozostawał wewnętrznie skłócony, zdezintegrowany. Rozdział klas był „zbrodnią starej monarchii, później stał się jej wymówką”:

Naród jest społecznością rozmaitych skłóconych ze sobą stanów i ludów, którego członków łączą tylko bardzo nieliczne więzy, więc też i każdy dba tylko o własny interes – stwierdza ze smutkiem Turgot w tajnym raporcie do króla. – Nigdzie nie widać interesu wspólnego. Wsie, miasta nie utrzymują ze sobą ściślejszych stosunków niż okręgi, do których przynależą. Nie mogą się ze sobą dogadać nawet w sprawie prowadzenia robót publicznych, które są dla nich konieczne. W tej nieustającej wojnie pretensji i inicjatyw Wasza Królewska Mość zmuszony jest o wszystkim decydować sam albo przez swoich pełnomocników. Czeka się na specjalne rozkazy królewskie, by przyczynić się do publicznego dobra, by uszanować cudze prawa, a niekiedy – by korzystać z praw własnych7.

Co za tym idzie, przez całe wieki, jak celnie zauważa de Tocqueville, Fran-cja ulegała procesowi stopniowej centralizacji. Prowincje i miasta traciły swe uprawnienia samorządowe tak, by w końcu uzależnić funkcjonowanie prowincji od wersalskiego centrum. Logika systemu, czy raczej logika procesu, była tak konsekwentna, że nawet pomimo wysiłków władz, by ograniczyć rozrost Paryża, ten potężniał niepomiernie w porównaniu z innymi ośrodkami. Prowincjonalność i stołeczność okazały się we Francji silniejsze niż w wielu innych krajach Europy:

Słynny podróżnik Arthur Young wyjeżdża z Paryża wkrótce po zwołaniu stanów ge-neralnych i na krótko przed zdobyciem Bastylii: kontrast jaki dostrzega między tym, co oglądał w mieście i tym, co znajduje się za rogatkami, zadziwia go. (…) W każdym mieście Young pyta mieszkańców, co mają zamiar robić. „Odpowiedź jest wszędzie ta sama – pisze. – Jesteśmy tylko miastem prowincjonalnym; trzeba zobaczyć, co robią w Paryżu”, dodaje Young.

Nieraz dziwiono się zaskakującej łatwości, z jaką zgromadzenie konstytucyjne za jednym zamachem zdołało unicestwić wszystkie stare prowincje francuskie, z których kilka było starszych od monarchii, i metodycznie podzielić królestwo na osiemdzie-siąt trzy odrębne części, jakby to były dziewicze ziemie Nowego Świata. Chyba nic nie zdumiało, nie przeraziło bardziej reszty Europy, która nie była przygotowana na takie widowisko. „Pierwszy raz widzimy – pisze Burke – by ludzie darli na sztuki

7  Ibidem, s. 327.

1.1. Dziedzictwo rewolucji 25

swoją ojczyznę w sposób tak barbarzyński”. Bo wydawało się, że rozdzierano żywe ciało; tymczasem krajano tylko trupa8.

Centralizacja znacznie wyprzedziła rewolucję, stała się przecież o dwa wieki wcześniej funkcją narastającego absolutyzmu. Co jednak paradoksalne, to ona doprowadziła do powstania fenomenu „ludu Paryża”, który zmiótł absolutyzm.

Zbliżająca się wielka zmiana stawiała zatem przed demiurgami nowych czasów potężne zadanie połączenia tego, co rozdzielone. Skoro społeczeństwo znajdowało się w stadium dezintegracji, zachowując jedynie zdolność do buntu głodnych, musiano oprzeć się na tym sprzeciwie, na wybuchu rozpaczliwego gniewu, ale usunięcie jedynego zwornika elementów państwa mogło okazać się tragiczne w skutkach. Nowa sytuacja wymagała znalezienia nowej podstawy stabilności. Nie było już króla, arystokracja straciła swą uprzywilejowaną po-zycję, nie wspominając o fizycznym unicestwieniu wielu jej członków w okresie terroru jakobińskiego, a Kościół przesunął się do sfery życia prywatnego. Jak można było w takich warunkach odzyskać utraconą jedność, nie osuwając się ponownie w przepaść despotyzmu?

Stało się zatem oczywiste, że nowa władza będzie musiała podjąć działania konsolidacyjne. Zaskakujące okazało się przy tym, do jakiego stopnia mechanizmy zainicjowane w epoce dawnego porządku zachowały swą żywotność w zupełnie innych warunkach politycznych. W Ameryce rozwój wypadków zarówno przed 1776 rokiem, jak i podczas wojny o niepodległość charakteryzował się większą łagodnością: uniknięto doświadczenia feudalizmu, kler nie był wbudowany w strukturę władzy, a sama zmiana polityczna dokonała się szybko i nie pociąg-nęła za sobą szalejącego terroru. Mimo to również tam społeczeństwo uległo odwiecznej pokusie społeczeństwa mądrych wilków Thomasa Hobbesa:

Amerykanie uważają, że w każdym państwie władza powinna wywodzić się bezpo-średnio ze społeczeństwa. Wszelako kiedy władza taka zostanie raz ustanowiona, nie ograniczają jej w żaden sposób i chętnie przyznają, że ma ona prawo czynić, co tylko jej się podoba. (…)

Identyczne poglądy rozpowszechniają się coraz bardziej w Europie i przenikają nawet do narodów, które zdecydowanie odrzucają dogmat suwerenności ludu. Na-rody te inaczej niż Amerykanie pojmują genezę władzy, ale samą władzę wyposażają w identyczne cechy. Wszędzie więc słabnie i zanika idea władz pośrednich. Idea praw przynależnych niektórym tylko jednostkom nagle znika, a na jej miejsce pojawia się idea wszechstronnej i wyłącznej władzy społeczeństwa. Idea ta zakorzenia się i wzrasta wraz z równością oraz upodobaniem do niej ludzi. Rodzi się z równości, by potem z kolei przyspieszyć jej postępy.

We Francji, gdzie opisywana przeze mnie rewolucja zaszła najdalej, poglądy te całkowicie zawładnęły umysłami. Przysłuchajmy się uważnie naszym różnym

par-8  Tocqueville Alexis de, Dawny ustrój i rewolucja, s. 135-136.

tiom, a dowiemy się, że wszystkie już je przyjęły. Większość owych partii uważa, ze rząd działa źle, ale wszystkie są przekonane, że rząd powinien działać nieustannie i wkraczać we wszystko9.

Nad Sekwaną wydarzenia kolejnych lat rewolucji przyniosły zatem stopniowe zawłaszczenie kompetencji przez nowe ciała władcze, początkowo przez Konsty-tuantę, następnie przez Konwent i wyłonione przezeń, a potem znienawidzone przez większość środowiska politycznego organy: Trybunał Rewolucyjny, Komitet Ocalenia Publicznego czy Komitet Bezpieczeństwa Powszechnego. Przez długie lata rewolucyjna Francja musiała się zmagać z wrogami zewnętrznymi i oporem wewnątrz kraju, radykalizm władzy doprowadził przez to do tzw. Wielkiego Terroru jakobinów, a metody sprawowania rządów zemściły się w czasie prze-wrotu termidoriańskiego na jego inicjatorach. Świadomość istnienia przeciwnika doprowadziła zarówno do spontanicznych aktów zrywu, jak i do manipulacji propagandowych, których wyrazem była Marsylianka, rozpoczynająca się od słów „Naprzód, dzieci Ojczyzny…”.

Jak wkrótce zauważą krytycy wydarzeń końca XVIII stulecia we Francji, wszyst-kie te działania miały jednak charakter stricte polityczny, brakowało im społecznego i ugruntowanego fundamentu władzy w rodzaju dawnej wiary w posłannictwo Kościoła i króla, wspartego zasługami arystokracji. Trudno odmówić trafności tej obserwacji – naród był nominalnym suwerenem nowej postaci państwa, lecz brakowało mu cech tegoż suwerena. Jako taki musiał przecież być osobowością, posiadać przynajmniej swoje interesy, swój intelekt i wolę, a najlepiej gdyby do tego dołączone zostało także boskie powołanie, posłannictwo. Lud Paryża czy nawet tytularny Naród z Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela cech takich nie posiadał.

Nic dziwnego zatem, że kraj pogrążył się w politycznym chaosie, a rewolucja, unicestwiwszy tysiące istnień, zaczęła w końcu pożerać własne dzieci. Dyktatura w postaci konsulatu, a następnie cesarstwa miała być najlepszym dowodem na to, że ideały rewolucyjne były w gruncie rzeczy utopijne i że praktyka polityczna musiała prędzej czy później odwołać się do sprawdzonych i autorytarnych form rządzenia, które zresztą będą, przynajmniej w elementarnym zakresie, szanować duchową podstawę funkcjonowania ancien régime’u.

9  Idem, O demokracji w Ameryce, [w:] Historia doktryn politycznych i prawnych do początku XX wieku…, s. 329.

W dokumencie w świetle myśli politycznej (Stron 23-29)