• Nie Znaleziono Wyników

1.4. Współczesne tendencje techniczno-gospodarcze i ich wpływ na transformację pracy człowieka pracy człowieka

1.4.1. Dyskursy przekształceń pracy – ujęcie typologiczne

1.4.1.4. Koniec pracy – Jeremy Rifkin, Naomi Klein, Martin Ford

Autorem prawdopodobnie najbardziej luddystycznej interpretacji przeobrażeń pracy jest amerykański ekonomista i politolog Jeremy Rifkin. W książce o znamiennym tytule Koniec pracy badacz ten zawarł prognozę kurczącej się liczby miejsc pracy w gospodarce Stanów Zjednoczonych.

J. Rifkin stwierdza, że od zarania historii cywilizacja w dużej mierze tworzyła swoje struktury wokół zagadnienia pracy. Przedmiotowa czynność stanowiła integralną część codziennej egzystencji zarówno paleolitycznego koczownika, neolitycznego rolnika, średniowiecznego rzemieślnika, jak i XX wiecznego robotnika fabrycznego. Obecnie natomiast po raz pierwszy w dziejach jesteśmy świadkami systematycznego eliminowania ludzkiej siły roboczej z procesu produkcji. Wszystko to z powodu coraz powszechniejszego zastosowania najnowszych technologii informacyjnych, informatycznych, telekomunikacyjnych i automatyzacyjnych. Zasadnicza teza autora głosi, że inteligentne maszyny zastępują człowieka w coraz większej liczbie zajęć a w perspektywie następnego stulecia we wszystkich uprzemysłowionych państwach świata można spodziewać się istotnego skurczenia się liczby stanowisk pracy oferowanych na rynku156.

Najważniejsze przesłanki, które prowadzą do prognozowanego stanu rzeczy wynikają z przestawiania się firm na nowy system gospodarowania – oparty o restrukturyzację, cięcie kosztów, redukcję personelu, odchudzoną produkcję. I chociaż w gospodarce USA pojawiają się nowe miejsca pracy, to – jak stwierdza J. Rifkin – polegają one na zatrudnieniu tymczasowym i niskopłatnym. Co więcej, jest to tendencja właściwa nie tylko dla Stanów Zjednoczonych, ale także innych gospodarek wysoko rozwiniętych (Niemcy, Szwecja, Japonia), a nawet części krajów rozwijających się157.

155 Tamże, s. 117-150.

156 Jeremy Rifkin, Koniec pracy. Schyłek siły roboczej na świecie i początek ery postrynkowej, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2003, s. 17-20.

157 Tamże, s. 17-20.

59

Podążanie w kierunku gospodarek pozbawionych pracy autor wiąże ze stopniowo zmieniającymi się paradygmatami ekonomicznymi. J. Rifkin posługuje się w tym miejscu rozróżnieniem na trzy następujące po sobie rewolucje przemysłowe. Przyjrzyjmy się im streszczając jednocześnie ich charakterystykę do najbardziej esencjonalnego minimum.

Pierwsza rewolucja przemysłowa (do około 1860 r.) polegała na zastosowaniu energii pary do procesu produkcji i transportu. Druga rewolucja przemysłowa (ok. 1860-1914 r.) sprowadzała się do zastosowania elektryczności jako głównej siły napędowej produkcji. Zasadniczą innowacją najnowszej – trzeciej – rewolucji przemysłowej (ok. 1945-1990 r.) jest natomiast zaadaptowanie sterowanych numerycznie robotów i nowoczesnych komputerów do działalności gospodarczej, w tym także koncepcyjnej i menadżerskiej. Tym sposobem w ramach dwóch pierwszych faz przemysłowych nowe technologie i wynalazki zastępowały fizyczny wysiłek człowieka. Obecnie natomiast następuje podważenie przez maszyny ostatniej nienaruszonej dotąd sfery ludzkiej działalności – wysiłków umysłu158.

J. Rifkin krytycznie odnosi się do poglądów na naturę zmiany społecznej, które prezentowane są przez większość komentatorów społecznych (ekonomistów, rządzących, szefów korporacji). Obiecują oni „ekscytujący nowy świat nowoczesnej, zautomatyzowanej produkcji i obfitości materialnej”, umniejszając jednocześnie problem bezrobocia do rangi przejściowego dostosowania się mechanizmów rynkowych. Takie stanowisko wsparte było na tzw. teorii przenikania technologii, która zawierała w sobie mniemanie iż „korzyści wynikłe z postępu technicznego i wzrostu produktywności po jakimś czasie przenikają do mas pracowniczych w postaci tańszych towarów, większej siły nabywczej i większej liczby miejsc pracy”. Wydaje się, że reguła ta nie znajduje dłużej swojego zastosowania wobec niemożliwości wygenerowania przez gospodarkę nowych stanowisk w usługach i pracy umysłowej. Dodatkowo obecnie „ponad 75% siły roboczej w większości krajów uprzemysłowionych wykonuje pracę złożoną z kilku prostych, powtarzalnych zadań” i przez to mogą być one łatwo zastąpione przez maszyny159.

Opierając się o analizę danych z amerykańskiego rynku pracy autor przytacza informacje uzasadniające jego niepokoje. W ciągu czterdziestu lat między latami 50. a 90.

XX w. ma miejsce stopniowy spadek – z 30% do 17% - udziału pracowników przemysłu wytwórczego w strukturze zatrudnienia. Pomimo redukcji liczby robotników wydajność produkcji przemysłowej stale wzrastała. Dla samych lat 1979-1992 o 35% w górę160.

158 Tamże, s. Tamże, s. 85-86.

159 Tamże, s. 20; 31-34.

160 Tamże, s. 23.

60

J. Rifkin stara się podważać popularny wśród polityków i rynkowych komentatorów pogląd jakoby nadwyżka niezatrudnionych pracowników mogłaby być wchłonięta przez inne sektory. W istocie redukcja miejsc pracy dotyczy praktycznie wszystkich dziedzin gospodarczych w USA: przemysłu stalowego (kombinat United States Steel redukuje zatrudnienie z poziomu 120 tys. w roku 1980 do 20 tys. w roku 1990), przemysłu samochodowego (redukcja 250-300 tys. miejsc pracy w latach 1970-1990), przemysłu elektronicznego (kombinat General Electric redukuje zatrudnienie z 400 tys. pracowników w 1981 r. do 230 tys. pracowników w roku 1993), sektora usług telefonicznych (w latach 1981-1988 zatrudnienie spada o blisko 180 tys. osób), sektora bankowego (na lata 1983-1993 przypada zwolnienie 180 tys. kasjerów stanowiących 37% zatrudnionych w sektorze)161.

Negatywne tendencje dotyczą także historii kształtowania się stopy bezrobocia w USA.

Podczas gdy w połowie XX wieku przeciętne bezrobocie oscylowało wokół 4,5%, w latach 70.

wynosiło już 6,2%, a w latach 80. aż 7,3%. Równocześnie zrewidowaniu uległy poglądy na temat tego jaki poziom bezrobocia może być uznawany za naturalny. Dla lat 50. XX w. było to 3%, w latach 90. w okolicach 6%162.

Niepokojący trend, który stara się opisać J. Rifkin sprowadza się do paradoksu, w którym światowa gospodarka będzie w stanie produkować coraz więcej dóbr i usług oferując pracę dla coraz szczuplejszego odsetka siły roboczej. Perspektywa świata bez pracy rodzić może dwojakiego rodzaju reakcje. Dla jednych będzie to zapowiedź wyswobodzenia się ludzkości ze znoju pracy. Inni natomiast będą podkreślać niebezpieczeństwo nastania masowego bezrobocia, światowej nędzy i masowych niepokojów społecznych. Przy czym dostępne autorowi statystyki jednoznacznie skłaniają go do przyjęcia tej drugiej optyki zmian.

J. Rifkin wypunktowuje negatywne procesy: 1) redukcja zatrudnienia robotników; 2) stagnacja wynagrodzenia godzinowego w przemyśle wytwórczym; 3) likwidacja stabilnych miejsc pracy i zastępowanie ich miejscami pracy w niepełnym wymiarze; 4) osłabienie związków zawodowych; 5) zagrożenie miejsc pracy klasy średniej; 5) spadek realnej płacy osób z wykształceniem wyższym; 6) marne perspektywy na rynku pracy dla młodych absolwentów.

Wszystko to przy stale rosnącej efektywności produkcji i kumulowaniu coraz wyższych zysków przez korporacje oraz ich akcjonariuszy. Wedle konkluzji badacza, w latach 90. XX w.

zarysował się w obrębie rynku zatrudnienia w Stanach Zjednoczonych dychotomiczny podział

161 Tamże, s. 171; 175; 180-181; 185; 188.

162 Tamże, s. 26.

61

na kategorie uprzywilejowane (ekspertów, menadżerów, konsultantów, bankowców) oraz zdegradowane (podających do stołu, usługujący, pilnujący, sprzedający w sklepach)163.

Blisko dwadzieścia lat po ukazaniu się Końca pracy J. Rifkin powraca do zawartej w książce tezy, tym razem jednak w kontekście najnowszych procesów techniczno-społecznych – wyłaniania się internetu rzeczy [Iot], upowszechniania druku 3D, usprawniania odnawialnych źródeł energii, kompilowania zaawansowanych baz danych [Big data], doskonalenia technologii uczenia maszynowego [Deep learning], powstawania przedsiębiorstw działających w modelu ekonomii współdzielenia [Sharing economy].

Autor stara się dowieźć, że prowadzą one do sytuacji w której koszty krańcowe wytwarzania – a więc związane z każdorazowym podnoszeniem produkcji o jedną jednostkę – redukowane są do zera164.

O wiele bardziej istotne są podawane przez autora dane, które potwierdzić mają słuszności wysuniętej przez niego niegdyś tezy o schyłku pracy człowieka. Jak podaje J. Rifkin, w 2011 r. czwarta część globalnej siły roboczej pozostawała bez pracy, pracowała w niepełnym wymiarze, bądź też zaniechała wysiłków jej poszukiwania. Międzynarodowa Organizacja Pracy w 2013 roku szacowała liczbę bezrobotnych na ponad 200 mln ludzi. Jeżeli natomiast chodzi o same Stany Zjednoczone, na przełomie XX i XXI w. produkcja wzrosła o ponad 60%

(lata 1997-2005) a zatrudnienie w sektorze wytwórczym zmalało o niemal 4 mln osób (lata 2000-2008). Co więcej, na kryzysowe lata 2007-2012 przypada niewielki wzrost PKB USA (z 13,32 bln dol. na 13,6 bln dol.) przy spadku zatrudnienia o 3,8 mln osób.

Poczytywać można to za dobitny dowód konwersji gospodarki w stronę bezzatrudnieniowego wzrostu gospodarczego165.

Bliską wizji schyłku pracy ocenę nowych relacji pracy odnajdujemy również w obserwacjach Naomi Klein. W wydanej u schyłku XX w. książce autorka krytykuje nową strategię globalnych supermarek, która polega na odcięciu się od procesu fizycznego wytwarzania produktów. Podczas gdy jeszcze w połowie dwudziestego stulecia okazałe hale fabryczne z dumą wieńczone były identyfikacjami wizualnymi swoich właścicieli, obecnie sfera produkcji jako utożsamiona z czymś kłopotliwym zepchnięta została na margines świata pracy. Wytwarzanie produktów utożsamione zostało z czymś kłopotliwym, uciążliwym i nielicującym z modnym wizerunkiem korporacji. Jest to paradoksalna sytuacja, w której

163 Tamże, s. 213-252.

164 Jeremy Rifkin, Społeczeństwo zerowych kosztów krańcowych. Internet przedmiotów. Ekonomia współdzielenia. Zmierzch kapitalizmu, Wydawnictwo Studio EMKA, Warszawa 2016, s. 9-12.

165 Tamże, s. 135-138.

62

stanowiąca trzon rewolucji industrialnej masowa produkcja z biegiem czasu zostaje wyparta przez początkowo jedynie marginalne procesy brandingu i marketingu166.

N. Klein zauważa, że nieodosobnione są obecnie sytuacje, w których producenci wyzbywają się pionów produkcyjnych nie ze względu na złą sytuację finansową, ale giełdową presję promującą wyższymi notowaniami akcje odchudzonych spółek. Wydaje się zatem, że przyszłość będzie należeć do firm, które chociaż posiadają niewiele i nie zatrudniają prawie nikogo, to sprzedają dużo – wypracowując przy okazji kolosalne zyski. Jak szacuje autorka,

„międzynarodowe korporacje, kontrolujące ponad 33% światowych środków produkcji, odpowiadają bezpośrednio tylko za 5% wszystkich miejsc pracy”167. Dodatkowo, podczas gdy na lata 1990-1997 majątek 100 największych przedsiębiorstw światowych zwiększył się o 288%, to liczba zatrudnionych przez nie osób wzrosła o niecałe 9%. Do grona najważniejszych korporacji działających podług tej strategii autorka zalicza Nike, Levi’s, Wal-Mart, Reebok, IBM i General Motors168.

Produkcja odzieży, zabawek, butów, sprzętu elektronicznego, maszyn czy samochodów coraz powszechniej spychana jest do intensywnie powstających w krajach rozwijających się specjalnych stref ekonomicznych. Myliłby się jednak ten, kto by stwierdził, że przerzucenie czynności montażowych do Indonezji, Chin, Meksyku, Wietnamu bądź Filipin przyczynia się do gospodarczego rozwoju tych państw i poprawy dobrobytu ich mieszkańców. N. Klein przez tydzień wizytowała największą filipińską strefę eksportową Cavite dając w ten sposób poświadczenie patologicznego wymiaru, jaki przybrała poddana offshoringowi praca. Produkty oznaczane globalnie rozpoznawanymi metkami składane są w bezimiennych fabrykach przez słabo opłacanych (nawet poniżej 6 dol. dziennie), przemęczonych (pracujących nawet po 12-16 godzin dziennie) i łatwych do zwolnienia robotników (często najmowanych przez biura pośrednictwa pracy).

Ze względu na wyjęcie spod jurysdykcji prawnej i podatkowej działający w strefach wytwórcy nie wspomagają lokalnych budżetów środkami finansowymi, jedynie obciążając ich infrastrukturę techniczną i społeczną, jak i środowisko przyrodnicze. Oznacza to także, że miejscowe służby egzekwowania porządku często nie mają możliwości wejścia na teren strefy. Co gorsza, zawsze istnieje ryzyko, że w poszukiwaniu jeszcze dogodniejszych warunków operujące w strefie podmioty opuszczą swoje fabryki – pozbawiając robotników jakiegokolwiek zajęcia. Podnoszona przez N. Klein teza jest względnie mocna, gdyż zawiera

166 Naomi Klein, No logo, Świat literacki, Warszawa 2004, s. 213.

167 Tamże, s. 279.

168 Tamże, s. 218; 279.

63

w sobie stwierdzenie że współcześnie produkcja przesuwana jest do biedniejszych krajów w taki sam sposób, w jaki eksportowane są do nich odpady toksyczne. Oznacza to, że w perspektywie globalnej jesteśmy także światkami likwidacji dobrze płatnych i stabilnych stanowisk pracy zachodniej robotniczej klasy średniej i zastępowania ich przez niestabilne i słabo opłacane stanowiska najbiedniejszych warstw państw nierozwiniętych. Warto zauważyć, że degradacja pracy robotniczej ma swój genderowy wymiar i względnie częściej do fabryk rekrutowane są młode, niewyedukowane, mieszkające z dala od domu kobiety169. Postrzegane są one jako sprawniejsze w pracy i mniej świadome swoich praw170.

Migracja pracy fabrycznej i wyzysk krajów biedniejszych to jednak niejedyne problemy współczesnych relacji zatrudnienia. W ostatnich dekadach – także w krajach najwyżej rozwiniętych – odnotowywana jest tendencja do rozluźniania więzi między pracodawcami a pracownikami. „Korporacje chcą płynnych rezerw ludzi zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin, pracowników dorywczych i wolnych strzelców, co pomoże im utrzymać koszty ogólne na niskim poziomie i swobodnie pływać po wzburzonych falach rynku”

– komentuje cytowana autorka171. Światem zatrudnionych – począwszy od niezależnych specjalistów, skończywszy na sprzedawcach i kelnerach – zawładnęły zatem czasowość i niestabilność. To po części ze względu na przedstawianie przez pracodawców prac w usługach i sprzedaży bardziej jako hobby, bądź też miejsc do zdobycia doświadczenia – a nie stabilnego rozwoju i pozyskiwania środków do życia. Tymczasem w samych Stanach Zjednoczonych sektory te pod koniec XX w. skupiały ponad 70% pracujących. Coraz powszechniej spotykana jest zatem sytuacja, kiedy reprezentanci pokolenia trzydziestolatków – pomimo wysokiego wykształcenia – przeskakują między kolejnymi McPracami (źle płatnymi, stresującymi, niepewnymi, poniżej kwalifikacji). Jeszcze gorsze warunki panują w dziedzinach kulturalnej i medialnej, gdzie upowszechnił się zwyczaj przyjmowania młodych ludzi na bezpłatne staże, które – jakoby – miały pozwolić im na zdobycie niezbędnego na rynku pracy doświadczenia.

Historie uzyskania długoterminowej umowy o pracę w ten sposób są jednak rzadkością172. Obserwowane na rynkach tendencje skłaniają autorkę do pesymistycznych wniosków.

Oto jedynie kilka wybranych wątków. W USA liczba zatrudnionych pracujących w niepełnym

169 Tamże, s. 220-239.

170 Należy oczywiście zauważyć, że problem nieuprzywilejowanej pozycji kobiet na rynkach zatrudnienia wykazuje dłuższą historyczną ciągłość, która sięga początków rewolucji przemysłowej. Jest to temat, któremu w polskiej literaturze socjologicznej poświęca się coraz więcej miejsca. Z tego względu warte odnotowania są następujące nowości wydawnicze: Marta Madejska, Aleja włókniarek, Wydawnictwo Czarne, Warszawa 2019;

Alicja Urbanik-Kopeć, Anioł w domu, mrówka w fabryce, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018;

Joanna Kuciel-Frydryszak, Służące do wszystkiego, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018.

171 Naomi Klein, No logo…, dz. cyt., s. 249.

172 Tamże, s. 250-255; 263.

64

wymiarze potroiła się od roku 1968. W 1998 r. pomimo wysokiego wzrostu gospodarczego firmy w Stancach Zjednoczonych zlikwidowały rekordowe 677 tys. stałych miejsc pracy.

Od 1982 r. do 1999 r. wykorzystanie pracy czasowej w USA wzrosło o 400%. W 1997 r. ponad połowa kobiet zarabiających w oparciu o niestandardowe kontrakty otrzymywała zarobki na poziomie minimum socjalnego. Między latami 1989-1994 realne zarobki pracowników czasowych w USA spadły średnio o blisko 15%173.

Ważnym problemem, na który zwraca uwagę N. Klein jest kształtowanie współczesnej narracji o pracy przez kadrę menadżerską, której reprezentanci chociaż też pracują na elastycznych i czasowych kontraktach, to ze względu na strukturalne usytuowanie – kumulację kapitałów ekonomicznych, społecznych i kulturowych – nie doświadczają takiego ryzyka destabilizacji swoich losów życiowych, jak czasowi pracownicy produkcji, usług bądź sprzedaży174.

Autorka zastanawia się nad wpływem transformacji pracy na losy i postawy młodych.

Z jednej strony odchodzenie od form etatowych może być przez nich odczytywane jako wyswobodzenie ze sztywnych ram społeczeństwa przemysłowego (ze stałymi godzinami pracy i obietnicą lojalności). Z drugiej jednak strony dewastująca dla młodego pokolenia może okazać się wszechobecna narracja sugerująca, że stabilizacja jest przeżytkiem czasów minionych, a właściwą strategią jest obniżenie oczekiwań połączone z wytężonym konkurowaniem i łapaniem wszelkich okazji. Na horyzoncie pojawiają się jednak pytania o możliwość wystąpienia antykorporacyjnego buntu175.

W kontekście narracji końca pracy warte odnotowania jest względnie niedawne spojrzenie amerykańskiego przedsiębiorcy technologicznego Martina Forda, który w szeroko cytowanej książce Świt robotów opisuje sprzeczność między rosnącym potencjałem wytwórczym i ekonomicznym czołowych amerykańskich korporacji informatycznych a topniejącą liczbą osób posiadających pracę176. Autor wyraża opinię, że w amerykańskiej gospodarce nie dzieje się dobrze, czego dobitnym przejawem jest wyraźne załamanie się związku między rosnącą produktywnością a wzrostem płac. Dodatkowo, okazuje się że w pierwszej dekadzie XXI w. gospodarka USA nie stworzyła w realnym bilansie żadnych nowych miejsc pracy. Każda z przynoszących gigantyczne zyski nowoczesnych korporacji – Google, Apple, Amazon – zatrudnia jedynie do kilkudziesięciu tysięcy pracowników.

173 Tamże, s. 268; 272-273.

174 Tamże, s. 273.

175 Tamże, s. 274-293.

176 Martin Ford, Świt robotów. Czy sztuczna technologia pozbawi nas pracy?, Wydawnictwo CDP, Warszawa 2017.

65

Stanowi to istotną jakościową różnicę, gdyż jeszcze w 1979 r. przemysłowy gigant General Motors generując zyski na poziomie 11 mld dol. zapewniał pracę gronu niemal 900 tys. osób.

Istniejące posady – oprócz zagrożenia technologicznym zredukowaniem – są natomiast coraz bardziej krótkotrwałe, niskopłatne i nieadekwatne do posiadanego przez pracowników wykształcenia177.

M. Ford wskazuje, że pierwsze proroctwa wieszczące nastanie zmechanizowanej, bezzatrudnieniowej gospodarki formułowane były w Stanach Zjednoczonych już dawno.

W 1964 r. zaprezentowany został pierwszy całościowy raport naukowy wieszczący masową automatyzację pracy i – w konsekwencji – wywołanie chaosu społecznego ujawniającego się na tle ogromnego wzrostu bezrobocia. Ta wczesna prognoza, pomimo sygnujących je nazwisk (m.in. Linus Pauling, Gunnar Myrdal, Friedrich Hayek), nie została wówczas należycie poważnie potraktowana przez opinię publiczną. Obecnie jednak coraz częściej odnotowywane są przesłanki sugerujące, że jesteśmy u progu wyłonienia się społeczeństwa, w którym pracy człowieka nie będzie przypisane istotne znaczenie178.

Autor zwraca uwagę na imponujący wzrost zapotrzebowania na roboty przemysłowe.

W latach 2000-2012 światowy rynek tych maszyn wzrósł o 60% i przyjął pod koniec tego okresu wartość 28 mld dol. Wraz z upowszechnianiem się maszyn produkujących ma miejsce ciekawe zjawisko, które polega na powrocie niegdyś poddanej outsourcingowi produkcji z powrotem do macierzystego kraju. Reshoring – gdyż tak nazwane jest to zjawisko – nie oznacza jednak odzyskania miejsc pracy a powrót sfery produkcyjnej do swojej pierwotnej lokalizacji zachodzi głównie ze względu na korzyści przedsiębiorstwa – czyli bliskość biur projektowych i skrócenie szlaków logistycznych. Automatyzacja produkcji fabrycznej prowadzi zatem do spadku zatrudnienia także w krajach rozwijających się.

W samych Chinach na lata 1995-2002 przypada utrata 15% siły roboczej – około 16 mln pracowników. Redukcja stanowisk robotniczych wzmocniona jest przez inną ważną innowację, jaką jest zastosowanie chmury obliczeniowej [cloud computing] w projektowaniu produktów oraz organizacji ich produkcji. W ten sposób firmy unikają wydatków na zakup i utrzymanie własnej technologii, wykorzystując rozwiązania zapewniane przez zewnętrznego dostawcę179.

Poważnie narażone na zautomatyzowanie są także stanowiska pracy w sektorach usługowym i detalicznym. Już teraz cechują się one wysoką rotacją pracowników i niskimi płacami (poniżej 9 dol. za godzinę). M. Ford posługuje się w tym miejscu przykładem sieci

177 Tamże, s. 8-15; 87-91.

178 Tamże, s. 47-49.

179 Tamże, s. 17-39.

66

McDonald’s, w której amerykańskim oddziale średnia wieku zatrudnionych oscyluje w okolicach 35 lat i nieodosobnione są przypadki nakłaniania pracowników do występowania o kartki żywnościowe. Można spodziewać się jednak, że nawet i te niestałe i niskopłatne prace w sprzedaży zostaną wkrótce zdziesiątkowane. Po pierwsze, stale rozszerza się rynek internetowych sprzedawców usług i rzeczy (np. Amazon, eBay, Netflix). Po drugie, upowszechniają się inteligentne automaty i kioski sprzedaży samoobsługowej (pozwalające na zakup napojów, jedzenia, a czasem nawet elektroniki). Po trzecie, coraz szerzej w sklepach wprowadzane są samoobsługowe kasy i stoiska informacyjne (redukując liczbę personelu potrzebnego do obsługi sprzedaży)180.

W prognozie rozwoju sytuacji na rynku pracy autor przywołuje raport Carla Benedikta Freya i Michaela A. Osborne’a z Oxford University’s Martin School. W 2013 r. stwierdzili oni, że w najbliższych 10-20 latach w Stanach Zjednoczonych w stopniu poważnym bądź średnim zanikowi zagrożonych jest dwie trzecie miejsc zatrudnienia. To jakim ryzykiem zredukowania obarczona jest dana praca zależy od tego, czy jej wykonywanie bazuje na twórczej inteligencji, inteligencji społecznej, postrzeganiu oraz manipulowaniu – czyli umiejętnościach, których opanowanie przez sztuczną inteligencję będzie najbardziej utrudnione. W oparciu o zaproponowaną przez badaczy metodologię utworzone zostały strony internetowe – pierwsza dla Stanów Zjednoczonych, druga dla Zjednoczonego Królestwa – które pozwalają poznać ryzyko robotyzacji pełnionej przez siebie profesji181. Przewidują one niemal stuprocentowe zagrożenie zawodów telemarketerskich oraz blisko zerowe ryzyko zastąpienia ludzi w profesjach polegających na opiece, negocjowaniu, rozmawianiu182.

M. Ford skupia się na siedmiu trendach, które w jego opinii stanowią dobitny dowód ekspansywnego rozwoju technologii informacyjnej: 1) występującej od lat 70. XX w. stagnacji wysokości średniego wynagrodzenia, przy stale rosnącej produktywności; 2) sukcesywnie malejącym od połowy XX w. udziale wynagrodzeń w dochodzie narodowym USA (z 65%

w 1950 r. do 58% w 2010 r.); 3) spadku wskaźnika aktywności zawodowej (z 67% w 2000 r.

do 63% w 2011 r.); 4) malejącej z dekady na dekadę zdolności gospodarki USA do tworzenia nowych miejsc pracy (1960-1970 – 30% więcej miejsc pracy w relacji do poprzedniej dekady;

2000-2010 – 0% nowych miejsc pracy w relacji do poprzedniej dekady) połączonej z coraz dłuższym czasem odtwarzania miejsc pracy po okresach kryzysu (1974-1975 – 18 miesięcy;

180 Tamże, s. 28-37.

181 Zob.: https://willrobotstakemyjob.com; https://www.bbc.com/news/technology-34066941 [dostęp:

22.02.2019].

182 Martin Ford, Świt robotów. Czy sztuczna technologia pozbawi nas pracy…, dz. cyt.

67

2007-2009 – 80 miesięcy); 5) rosnącej od lat 70. XX w. nierówności między zamożniejszymi a uboższymi (1993-2010 – połowa amerykańskich dochodów trafia do najbogatszych; 2013 – 95% ogólnego dochodu trafia do najbogatszego 1% obywateli); 6) pogarszaniu się sytuacji absolwentów na rynku pracy (2013 r. – jedynie połowa amerykańskich nieuczących się pracowników w wieku 20-24 lat miała pełne zatrudnienie; w latach 2003-2012 średnie roczne dochody absolwentów amerykańskich college’ów spadają z 52 do 46 tys. dolarów, w tym samym czasie łączna kwota studenckich kredytów wzrosła z 300 mld dol. do 900 mld dol.);

7) zastępowaniu prac etatowych elastycznym zatrudnieniem czasowym (2007-2013 – ubywa 5 mln stanowisk pełnoetatowych i przybywa 3 mln stanowisk pracy dorywczej)183.

7) zastępowaniu prac etatowych elastycznym zatrudnieniem czasowym (2007-2013 – ubywa 5 mln stanowisk pełnoetatowych i przybywa 3 mln stanowisk pracy dorywczej)183.

Powiązane dokumenty