• Nie Znaleziono Wyników

Liderem można być wszędzie: w rodzinie, działalności zawodowej, w życiu społecz-nym. W każdej z tych dziedzin spotykamy ludzi, którzy wywierają wpływ na nasze po-stępowanie, decyzje, a w konsekwencji na to, jak nam się żyje. Rozwijanie w sobie cech przywódczych pozwala nam samym przejmować ster spraw w swoje ręce. Ale czym tak naprawdę jest przywództwo? Na czym ono polega?

Moim zdaniem przywództwo jest to zdolność zjednywania sobie zwolenników. Wiel-kimi przywódcami byli: Jezus z Nazaretu, Martin Luter King, Hitler, John F. Kennedy.

Ich umiejętności rządzenia bardzo się różniły, wszyscy jednak mieli zwolenników.

Zasadniczy problem tkwi w tym, iż większość ludzi źle definiuje pojęcie przywództwa, porównując ją z funkcją i pozycją społeczną. Dlatego obserwujemy walkę o stanowiska, godności i tytuły.

Aby wyróżnić przywódcę grupy należy jej się przyjrzeć. Wystarczy przez chwilę za-obserwować zachowania. Czyja opinia wydaje się najcenniejsza podczas wypracowywania zbiorowych decyzji? Na kogo zwraca się szczególną uwagę podczas dyskusji? Kto uzyskuje szybko zgodę i poparcie ogółu? I najważniejsze: za kim podąża reszta grupy? Odpowie-dzi na te pytania pozwalają wskazać, kto jest rzeczywistym przywódcą danej grupy luOdpowie-dzi.

Nie chodzi o to, by wywierać wpływy; wywieramy je zawsze. Ważne jest jakie one są i czy rozwijamy swoje zdolności przywódcze. W książce Przywódcy Bennisa i Nausa znalazłam takie zdanie: „W rzeczy samej możliwości przewodzenia są ogromne i mieszczą się w zasięgu większości ludzi". Trzeba jedynie w to uwierzyć! Sama postawa nie wystarczy, by zostać wybitnym przywódcą, z drugiej jednak strony bez właściwych postaw nie da się w pełni dobrze funkcjonować jako lider. Postawy są tym „czymś" co pozwala wybić się ponad innych. Mogłabym tu przytoczyć sentencję, którą niedawno usłyszałam „To co jest za nami, i to, co jest przed nami, jest niczym w porównaniu z tym, co jest wewnątrz nas".

Prawdziwy przywódca może odrzucić wszystko z wyjątkiem ostatecznej odpowiedzial-ności. Gdy podejmujemy się nowego zadania należy zadać sobie pytanie: czego się ode mnie oczekuje? W opisie obowiązków może być wiele rzeczy należących do niższych poziomów odpowiedzialności, zawsze jest jednak kilka zadań, których nikt inny za nas nie wykona. Pierwszym krokiem jest więc rozróżnienie pomiędzy tym, czym musimy zająć się osobiście, i tym, co może zrobić ktoś inny.

Przywództwo polegające wyłącznie na inspirowaniu działań i kierowaniu nimi ma swoje ograniczenia. Wolny od nich jest ktoś, kto wywierając wpływ, kształtuje jednocze-śnie zdolności przywódcze swoich zwolenników.

Zbyt często oczekujemy od ludzi lojalności wobec stanowiska kierowniczego, a nie wobec osoby, która go piastuje. Pierwszą rzeczą, którą przywódca musi zadeklarować to autorytet oparty na związkach międzyludzkich, a nie na uprawnieniach. Ludziom nie zależy na tym, co wiesz, dopóki nie wiedzą, jak bardzo ci zależy. Trzeba zrezygnować z oczeki-wania formalnej lojalności, aby pozyskać rzeczywistą lojalność. Gdy brak jest wiary w przy-wódcę, każdy pretekst może powstrzymać chęć podążania za nim.

Większość ludzi myśli, że sukces przychodzi nagle i niespodziewanie. Traktują go jako szczęśliwy traf, moment, zdarzenie, chwilę. W rzeczywistości tak nie jest. Sukces jest procesem. Polega na używaniu wcześniejszych osiągnięć jako wzorca i oparcia dla na-stępnych. Inni ludzie uważają, że sukces to lut szczęścia, dlatego grają na loterii życia.

Faktycznie każdy sukces jest rezultatem planowania i następuje wówczas, gdy sposob-ność i przygotowanie spotykają się w czasie i przestrzeni.

Jeszcze inni sądzą, iż sukces jest uczeniem się unikania porażek. I to również nie jest prawdą. Sukces poprzedza często nauka na błędach i niepowodzeniach. Porażka jest okazją do rozpoczęcia działania na nowo, w sposób bardziej inteligentny. Prawdziwa klę-ska ma miejsce wówczas, gdy nie wyciągamy wcześniej właściwych wniosków.

Gdy ludzie zdadzą sobie sprawę, że jako przywódca możesz zapewnić im sukces, pójdą za tobą! Ktoś kiedyś powiedział: „Sukces to życie rodzinne: gdy tylko ci się powo-dzi, wszyscy krewni przypominają sobie o twoim istnieniu".

Podobnie jest w pracy. Przywódca, który sam odniósł sukces i okazał zainteresowanie sukcesem swych podwładnych będzie miał lojalnych zwolenników pragnących się roz-wijać wraz z całą firmą.

Przedsiębiorstwa, które sobie dobrze radzą, mają przywódców dobrze radzących sobie z ludźmi. Większość szefów wielkich korporacji na pytanie o najważniejszą cechę odpo-wiedzialnego przywódcy, odpowiada jednoznacznie: „Umiejętność postępowania z ludźmi".

Jeden z polityków amerykańskich powiedział kiedyś: „ - Najważniejszym składnikiem formuły sukcesu jest wiedza o współżyciu z ludźmi-". Ludzie bowiem stanowią najcen-niejszy kapitał każdej firmy, bez względu na to, czy zajmuje się ona produkcją dóbr prze-znaczonych do sprzedaży, sprzedaje dobra wyprodukowane gdzie indziej czy też oferuje usługi niematerialne. Nic się nie ruszy, dopóki ludzie nie zechcą się do tego przyłożyć.

Wszyscy skuteczni przywódcy mają wizję tego, co powinni osiągnąć. Jest ona źródłem energii pozwalającej podejmować wysiłki i rozwiązywać problemy. Mający wizję przywódca spełnia pewnego rodzaju misję, zarażając otoczenie swoim entuzjazmem. Indywidualne ra-cje odsuwa się na inny plan, ponieważ całość staje się ważniejsza od jednostkowych dążeń.

Osoba niedoświadczona postrzega wizję sukcesu w sposób idealistyczny, zadowalając się nią samą. W swej naiwności obwieszcza ją innym oczekując, iż marzenia zastąpią pracę i nie zdając sobie sprawy, że sukces potrzebuje konkretnego, wspierającego działa-nia. Doświadczeni przywódcy znają ludzką chwiejność i kruchość marzeń. Urzeczywist-nienie musi sukcesu być rezultatem współdziałania grupy ludzi.

Wszyscy wielcy przywódcy rozumieją, że pierwszym ich obowiązkiem jest samodyscyplina i rozwój własny. Nie może przewodzić innymi ktoś, kto sam nas sobą nie może zapanować.

Wielka osobowość może przewodzić wielkiej organizacji, postęp możliwy jest jednak tylko wte-dy, gdy przywódca gotów jest zapłacić każdą cenę. „Człowiek, który coś umie, zawsze znajdzie sobie pracę, człowiek, który zna mechanizmy ludzkich zachowań, zawsze będzie szefem".

Emaus

Dwa tysiące lat temu Zmartwychwstały Jezus przyłączył się do dwóch uczniów, którzy

„byli w drodze do wsi zwanej Emaus". Zastał ich wątpiących w Jego zmartwychwstanie i możliwość wyzwolenia Izraela. Gdy przybliżyli się do wsi „wszedł, żeby zostać z nimi.

Gdy następnie zajął z nimi miejsce u stołu, wziąwszy chleb, pobłogosławił go, połamał i dawał im. Oczy im się otworzyły i poznali go, lecz On zniknął im z oczu" (Łk 24, 29-30).

W 1949 roku Ojciec Piotr - deputowany parlamentu francuskiego i wieloletni obrońca praw najuboższych - przyszedł do George'a - byłego kryminalisty znajdującego się w tra-gicznym stanie psychicznym w szpitalu - i nie mogąc ofiarować mu wiele powiedział:

„Chodź pomóż mi pomagać innym". Zdanie to stało się podstawowym hasłem i warto-ścią nadrzędną utworzonego w Neuilly Plaisance pod Paryżem domu pomocy dla bez-domnych, bezrobotnych, pozbawionych środków do życia mieszkańców powojennego Paryża. Początkowo liczba korzystających z oferowanej pomocy była niewielka. Ośro-dek utrzymywany z poselskich pensji Ojca Piotra przybrał nazwę Wspólnoty Emaus, na-wiązując do wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat i podkreślając podstawowy cel jej działania - dawanie nadziei i pomocy tym, którzy muszą zaczynać od nowa. Stopniowo Wspólnotę zaczęło odwiedzać coraz więcej potrzebujących. Tak jak chciał Ojciec Piotr, stanowiła ona dla nich ostatnią szansę kontynuowania życia, wydźwignięcia się z niedo-li. Od samego początku respektowano podstawowe wartości i reguły organizujące życie Wspólnoty - solidarność, tolerancję, uczciwość i pracę. Stanowiła ona jedyną zapłatę za otrzymane dobro i na niej opierała się cała nadzieja i możliwość przetrwania w niesprzy-jających warunkach. Pierwsze problemy pojawiły się wraz ze wzrostem liczby mieszkań-ców domu i z brakiem stałych dochodów (Ojciec Piotr nie kandydował na następną kadencję i nie przysługiwała mu już pensja poselska). Gdy zauważono, że żebrze on no-cami na ulicach i w kawiarniach, postanowiono za wszelką cenę zaradzić tej sytuacji.

Wspólnotowcy na zdezelowanym wózku, za niezbyt wygórowaną cenę, podjęli się robienia przeprowadzek, pomagali w wyworzeniu mebli, handlowali. To pozwoliło im w stosunko-wo krótkim czasie podnieść na dość dobry poziom sytuację finansową Wspólnoty i ststosunko-wo- stwo-rzyć tym samym warunki dla organizowania efektywniejszej pomocy.

Kolejne ciężkie doświadczenie, jakie dotknęło Wspólnotę w Neuilly Plaisance, stano-wiące okazję do wypróbowania jej wytrwałości i solidarności pojawiło się w 1954 roku.

Wtedy Francję dotknęła bardzo sroga zima wygarniająca na ulice rzesze biedaków nie posiadających minimalnych środków na przeżycie. Ojciec Piotr nie miał innego wyjścia.

Podobnie jak generał De Gaulle, który w 1940 roku wzywał swoich rodaków do

organi-zowania samoobrony, tak i on apelowa! do społeczeństwa francuskiego o pomoc dla umierających z zimna, głodu i chorób bezdomnych. Francja zdała ten egzamin na piątkę z plusem. Kolejne wspólnoty zaczęły powstawać na terenie całego kraju jak grzyby po deszczu. Efekty tej pięknej akcji są widoczne do dziś. Idea Emaus - praca, tolerancja, nadzieja - szerzona na całym świecie przez Stowarzyszenia Przyjaciół Emaus - zrzesza-jące tych, którzy najpełniej realizują się w dawaniu siebie innym - zaowocowała powsta-niem ok. 400 Wspólnot na całym świecie (w tym ok. 100 we Francji).

W Polsce ziarno padło na żyzną glebę. Za sprawą Heleny Brawczyńskiej i Zbigniewa Drążkowskiego 28 kwietnia 1995 roku zostało utworzone w Lublinie, jako jedyne w kra-ju, Stowarzyszenie Emaus.

Efektywną pomoc i inspirację czerpali założyciele głównie od Wspólnoty z Kolonii w Niem-czech, która wspólnie z ok. 30 Wspólnotami z Holandii, Belgii. Francjii, Portugalii, Szwajcarii, Włoch, Austrii i Niemiec zorganizowała, na tamtejszym stadionie aukcję rze-czy używanych. Dzięki szczodrości i ofiarności mieszkańców miasta, przyniosła ona do-chód w wysokości 120 tysięcy marek, co pozwoiiło inicjatorom akcji - m.in. Stephanowi Drechslerowi - v-ce przewodniczącemu Emaus.Międzynarodowego w Paryżu na urucho-mienie Stowarzyszenia w Lublinie. Swoją działalność rozpoczęło ono od podjęcia współ-pracy z, założoną w 1990 roku, Fundacją „Między Nami" i Fundacją „Pomoc Społeczna S.O.S" Jacka Kuronia. Efekty pojawiły się bardzo szybko. W Krężnicy Fundacja „Między Nami", statutowo zajmująca się osobami z upośledzeniem umysłowym, zorganizowała pracę w warsztatach: ceramicznym, rękodzielniczym i stolarskim dla piętnastoosobowej grupy niepełnosprawnych umysłowo z okolicznych wsi. Regularnie przyjeżdżały one na ośmiogodzinne zajęcia, oswajając się z pracą i. przyzwyczajając się do miejsca. Pięcioro z nich postanowiło osiedlić się w Krężnicy na stale i oni to właśnie dali początek Wspólno-ty Emaus, która rozpoczęła funkcjonowanie pod kierownictwem Zbigniewa Drążkowskiego pod koniec 1995 roku. Rozpoczęto intensywną pracę, aby zapewnić jej samowystarczalność, co jest podstawową zasadą jej egzystowania, zasadą przyjętą jeszcze przez pierwotną Wspólnotę z Neuilly Plaisance. Przy budowie domu Wspólnoty w Krężnicy i uprawie ziemi pomagali i pomagają nadal nie tylko polscy wolontariusze. Przyjeżdżali i przy-jeżdżą też chętni z zagranicy, głównie z Belgii. W tej chwili grupa osób upośledzonych, mieszkająca w domu w Krężnicy, znajduje się pod Stałą opieką wolontariuszki z Holandii.

„Wszyscy sobie pomagamy, z dnia na dzień stajemy się coraz bardziej świadomi odpo-wiedzialności za tę rodzinę, którą wzajemnie tworzymy. Staramy się ulżyć sobie w pracy i żyć zgodnie z przekonaniem, że jeżeli ja tego nie zrobię; będzie musiał to zrobić kto inny" - mówi Tadeusz Rułka - mieszkaniec Wspólnoty i zarazem kierownik sklepu zało-żonego przez Stowarzyszenie Emaus. „Mieszkańcy domu w Krężnicy bardzo lubią tutaj przyjeżdżać. Ponieważ najczęściej zabieramy ich w soboty, z racji mniejszego ruchu, to oni już od poniedziałku robią zapisy i ustawiają się w kolejki, z niecierpliwością czekając końca tygodnia" - mówi dalej Tadeusz Rulka. Sklep w Lublinie przy ulicy Chmielnej 4 zaczął tak na dobre funkcjonować we wrześniu 1995 roku. Pracuje w nim około 5-10 wolontariuszy, którzy za wykonywaną pracę nie otrzymują żadnego wynagrodzenia, gdyż czynienie dobra dla drugiego człowieka jest bezcenne. Lokal wynajmowany jest za cięż-kie pieniądze od MZBM. Remont 300 metrowego pomieszczenia przeprowadzili sami.

Towary znajdujące się na pólkach, meble, ubrania pochodzą z darowizn, z

likwidowa-nych mieszkań. Kierownik sklepu mówi o dużej ofiarności mieszkańców, ale też skarży się, że sklep „bardzo często traktowany jest jak komis. Ludzie chcą zapłaty za zostawio-ne rzeczy. Wtedy musimy tłumaczyć im na jaki cel przekazazostawio-ne będą zarobiozostawio-ne pieniądze, zapoznajemy ich z ideą Emaus i pocieszamy, że nagroda czeka w niebie". Ceny na pod-stawowe rzeczy (ubrania, artykuły gospodarstwa domowego, meble) nie są zbyt wygóro-wane, wręcz niskie, żeby, jak mówi Tadeusz Rułka „każdego, kto jest w potrzebie, było stać kupić, nie chcemy bowiem niszczyć godności człowieczej jałmużną". Pojawiające się antyki bardzo skrupulatnie wycenia natomiast komisja pracowników, żeby handlują-cy nimi miłośnihandlują-cy nie mogli dorobić się na ludzkiej ofiarności. Klientela sklepu jest bar-dzo liczna, zapotrzebownie ogromne. „Bywa tak, że po paru godzinach od otwarcia sklepu nic już nie ma na półkach" - mówi kierownik. Kupujący realizują pragniena ofia-rodawców - darczyńcom jest niekiedy trudno rozstać się z rzeczmi mającymi dużą war-tość osobistą, emocjonalną, ale robią to, bo chcą, żeby one nadal mogły służyć innym.

Emaus, przy całej swojej tolerancji i otwarciu na drugiego człowieka, nie chce korzy-stać z dóbr współczesnego świata. Sklep i uprawa roli stanowią dwa podstawowe źródła utrzymania Wspólnoty. Korzysta ona tylko z pracy własnych rąk i ludzkiej ofiarności.

Nie interesuje ją inny sposób zarabiania pieniędzy, gdyż, jak mówi Tadeusz Rulka, „nie powinniśmy wchodzić w świat, który nas odrzucił".

Podziwiać należy czyny, a nie słowa.

Demokryt

Miłość Kościoła do ubogich... należy do jego stałej tradycji.

Jan Paweł II, Centesimus annus, 57