„(...) Gdy zatem Zaratustra zszedł do najbliższego miasta, co u skraju lasów leżało, znalazł tam wiele ludu, zgromadzonego na rynku, gdyż było obwieszczone, iż linoskok da widowisko. I Zaratustra rzekł do ludu:
– Ja was uczę nadczłowieka. Człowiek jest czymś, co pokonanym być powinno. Cóżeście uczynili, aby go pokonać?
Wszystkie istoty stworzyły coś ponad siebie; chcecież być odpły-wem tej wielkiej fali i raczej do zwierzęcia powrócić, niźli człowieka pokonać?
Czymże jest małpa dla człowieka? Pośmiewiskiem i sromem bole-snym. I tymże powinien być człowiek dla nadczłowieka: pośmiewiskiem i wstydem bolesnym.
Przebyliście drogę od robaka do człowieka, i wiele jest w was jeszcze robaka. Byliście niegdyś małpami i dziś jest jeszcze człowieka bardziej małpą, niźli jakakolwiek małpa. (...).
Patrzcie, ja wam wskazuję nadczłowieka !
Nadczłowiek jest treścią ziemi. Wasza wola niech rzeknie: nadczło-wiek niech będzie ziemi treścią !
Zaklinam was, bracia, pozostańcie wierni ziemi i nie wierzcie tym, co wam o nadziemskich mówią nadziejach !
Truciciele to są, świadomi czy nieświadomi ! (...).
Patrzcie, ja was uczę nadczłowieka: ten jest morzem, w nim wasza wielka wzgarda zatonąć zdoła.(...).
Gdy Zaratustra tak zakończył, krzyknął jeden ludu: „Słyszeliśmy już dosyć o linoskoku, pokażcież nam go wreszcie.” I lud cały śmiał się z Zaratustry. Jakoż linoskok, sądząc, że na niego przyszła kolej, imał się swego dzieła.
Zaratustra jednak spoglądał na lud i dziwił się. Po czym rzekł tymi słowy:
– Człowiek jest liną rozpiętą między zwierzęciem i nadczłowiekiem – linią ponad przepaścią. (...).
Oto co wielkim jest w człowiekiem, iż jest on mostem,, a nie celem;
oto co w człowieku jest umiłowania godnym, ze jest on przejściem i zanikiem.
Kocham tych, którzy żyć nie umieją inaczej jedno zachodząc, albo-wiem oni są tymi, którzy przechodzą.
Kocham wielkich wzgardzicieli, gdyż są to wielcy wielbiciele i strzały tęsknoty na brzeg przeciwny.
Kocham tych, którzy nie szukają aż poza gwiazdami powodów, aby zaniknąć i ofi arą się stać, lecz ziemi się ofi arują, aby ziemia własnością nadczłowieka kiedyś się stała.
Kocham tego, który żyje, aby poznawał, i który poznawać chce, aby kiedyś nadczłowiek żył. Tako pragnie on swego zaniku.
Kocham tego, który pracuje i odkrycia czyni, aby nadczłowiekowi dom wystawił, oraz mierzwę, zwierzę i roślinę jemu zgotował: gdyż tako po prawdzie chce on swego zaniku. (...).”
[F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, tłum. W. Berent, Hachette Livre Polska sp. z o.
o., Warszawa 2008, s. 8–11]
„(...) Dążenie do przekroczenia siebie dotyczy nie tylko istoty ludz-kiej. Nietzsche pojmuje tę skłonność jako zasadniczy rys wszelkiego życia, a nawet bytu jako takiego. Wszystkiemu, co istnieje, przypisuje zatem charakter „woli mocy”. „A wiecie też, czym jest świat dla mnie?
[...] Potwór siły bez początku, bez końca, stała, spiżowa wielkość siły, która ani się zwiększa, ani się zmniejsza, nie zużywa, lecz przemie-nia [...], opasany nicością niby granicą [...], morze sił wzbierających, wiecznie wędrujące, [...] z odpływem i przypływem form, od najprost-szych do najbardziej złożonych, od największego spokoju, sztywno-ści, chłodu do [...] dzikosztywno-ści, sprzeczności ze sobą i następnie z pełni powracające do prostoty, z gry sprzeczności do przyjemności współdź-więku, [...] jako stawanie się, nie znające sytości, przesytu, znużenia:
ten mój świat dionizyjski, sam wiecznie stwarzający się, sam wiecznie niweczący się [...] – chcecie imienia dla tego świata? ten świat jest wolą mocy – i niczym poza tym. I wy sami będziecie tą wolą mocy – i niczym poza tym.”76
To tworzące i niszczące życie ku niczemu nie dąży, nie ma żadnego celu. Dlatego też jest ze swej istoty nihilistyczne. (...)”.
76 F. Nietzsche, Wola mocy, [tłum. S. Frycz i K. Drzewiecki, Warszawa 1911], s. 448–449.
[W. Weischedel, Do fi lozofi i kuchennymi schodami, tłum. K. Chmielewska, K. Kuszyk, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002, s. 270–271]
„(...) Lecz wszystko, co się rozprzestrzenia, wciela, rośnie, jest walką z tym, co się opiera, ruch jest czymś zasadniczo związanym ze stanami nieprzyjemnymi, to, co tutaj jest motywem, w każdym razie musi chcieć czegoś innego, jeśli w ten sposób pragnie i ustawicznie szuka nieprzy-jemności. – O co walczą ze sobą drzewa w lesie pierwotnym? O „szczę-ście”? – O moc!...
Człowiek, opanowawszy siły przyrody, stawszy się panem nad wła-sną dzikością i nieokiełzanością (żądze przyuczyły się słuchać i być pożytecznymi) – człowiek, w porównaniu z przedczłowiekiem, uosa-bia niezmierną ilość mocy, nie zaś jakieś plus „szczęścia”! Jakże można twierdzić, iż dążył on do szczęścia?
Nieprzyjemność i przyjemność są najgłupszymi, jakie tylko można wymyślić, sposobami wyrażania sądów (...).
Tylko (...) nieprzyjemność działa jako podnieta życiowa i wzmacnia wolę mocy!
Normalne niezaspokojenie popędów, np. głodu, popedu płciowego, potrzeby ruchu, nie zawiera w sobie zgoła jeszcze nic deprymującego;
działa raczej podniecająco na odczuwanie życia, tak ja wzmacnia jest rytm drobnych podrażnień bolesnych, cokolwiek by wmawiali nam pesymiści; to niezaspokojenie zamiast zatruwać życie jest wielkim sti-mulans życia.
Niezaspokojenie woli jest przyczyną przyjemności (przeciw tej powierzchownej teorii walczę szczególniej, bezmyślnie to fałszowanie psychologiczne rzeczy najbliższych), lecz iż wola dąży naprzód i wciąż staje się panią tego, co spotyka na swojej drodze. Uczucie przyjemno-ści kryje się właśnie w niezaspokojeniu woli, w tym że bez przeciwnika i oporu nie czuje się dość syta. (...).”
[F. Nietzsche, Wola mocy. Próba przemiany wszystkich wartości, tłum. K. Drzewiecki i S. Frycz, Hachette Polska sp. Z o.o., Warszawa 2011, tłum. s. 268–269, 270]
„(...) W wędrówce śród mnóstwa wytworniejszych i mniej wytwor-nych morałów, co dotychczas panowały na ziemi lub na niej panują, zauważyłem, iż regularnie powtarzają się pewne rysy, nierozdzielnie
ze sobą połączone: ostatecznie wykryłem dwa zasadnicze typy i zasad-niczą typów tych różnice. Oto istnieje morał władców i morał niewol-ników (...). Leży to jak na dłoni, że określenia wartości moralnych odnosiły się przede wszystkim do człowieka, zaś dopiero w drugim rzędzie i znacznie później poczęto je przykładać także do postępków (...). Człowiek odmiany dostojnej czuje, że od niego zależy naznacza-nie wartości; naznacza-nie potrzebuje niczyjego przyzwolenia, rozumuje bowiem:
„co dla mnie szkodliwe, to samo w sobie jest szkodliwe”, i wie, że w jego mocy jest nadawać wagę rzeczom, że dano mu tworzyć war-tości. Czci to wszystko, co w sobie dostrzega; taki morał jest uświet-nieniem siebie samego. Nad wszystkim góruje poczucie pełni, potęgi, co pragnie się przelać, szczęścia, jakie daje wielkie wzmożenie, świa-domość bogactwa, które chciałoby się rozdarować i rozdać: – gdyż człowiek dostojny również pomaga nieszczęśliwemu, nigdy wszakże lub prawie nigdy litości, lecz z popędu, poczętego z nadmiaru mocy.
Człowiek dostojny czci w sobie mocarza i tego, co ma władzę nad sobą samym, który umie mówić i milczeć, który z rozkoszą potrafi być dla siebie surowym i twardym i ma cześć dla wszystkich, co surowe i pro-ste. (...). Ludzie dostojni i chrobrzy, ludzie tak myślący stoją najdalej od owego morału, co znamię etyki widzi przede wszystkim czy to we współczuciu, czy w działaniu dla drugich, (...) wiara w siebie samego, duma z siebie samego, głęboka niechęć i ironia dla „zaparcia się siebie samego”, – oto cechy morału dostojnego, równie dla niego istotne, jak odcień lekceważenia i niedowierzanie względem objawów współczucia i „dobrego serca”. (...).
Inaczej przedstawia się drugi typ morału, morał niewolników. (...) I odwrotnie: wywyższają i blaskiem otaczają właściwości przeznaczone, by nieść ulgę istnieniu cierpiącym: żywią przeto cześć dla współczucia, dla przyjaznej, pomocnej dłoni, dla dobrego serca, cierpliwości, pilno-ści, pokory i serdeczności – gdyż dla nich te właściwości są najpożytecz-niejsze i stanowią prawie jedyny środek, dzięki któremu można znieść brzemię istnienia. (...)”.
[F. Nietzsche, Poza dobrem i złem, tłum. S. Wyrzykowski, nadkład J. Mortkowicza, Warszawa 1907, s. 11–113, 243–248 (w:) Historia fi lozofi i, tom 2, wyboru dokonali H. Puszko i A. Miś, Uniwersytet Warszawski, Wydział Polonistyki, Warszawa 1998, s. 100–103]