• Nie Znaleziono Wyników

„(...) Akwinata wymienia trzy poziomy miłości, ściśle związane ze strukturą poszczególnych bytów:

1) Zareagowanie sfery pożądania naturalnego na dobro rodzi miłość naturalną, a jej przyczyną jest samo tylko podobieństwo w istnieniu.

To najbardziej podstawowe odniesienie jest spowodowane właśnie tym, że byty istnieją i właśnie w tym fakcie są do siebie podobne.

Tak rozumiana miłość jako pozytywne odnoszenie się do innych bytów nazywana jest przez Tomasza współodpowiedniością natur.

(...) Miłość naturalna jest jednocześnie skłonnością bytu, która przejawia się we wszystkich odmianach pożądania jakie byt posiada.

Relacja ta zachodzi spontanicznie, jeszcze przed podjęciem decyzji., będąc zarazem zareagowaniem na potrzeby i pragnienia otaczają-cych nas ludzi.

2) Miłość w postaci uczucia zachodzi z kolei, jeśli zapoczątkowujący byt akt istnienia zaktualizuje w jego istocie sferę zmysłową. Oznacza to, ze byt będzie skierowywał swoje dążenia do zdobycia czegoś jako dobra dla siebie. Poruszenie zmysłowe jest formą tej relacji, zaś jej materią – przemiana cielesna. Tomasz zarazem dodaje, że uczucia w czystej formie występują tylko u zwierząt. Człowiek bowiem pod-daje je zwykle kontroli rozumu. (...) W ujęciu tomistycznym uczucie miłości jest podstawą dla pozostałych, budzących się w człowieku uczuć.

3) Jeśli natomiast akt istnienia zaktualizuje w bycie możność duchową – to wówczas jest on zdolny do łączenia się z innymi bytami miło-ścią osobową, czy też umysłową. Przysługuje ona osobom, to

znaczy, jednostkowym bytom rozumnym. Na tym poziomie relacji miłości, drugą osobę ujmujemy jako „dobro samo w sobie”. Takie rozumienie bytu gwarantuje umysłowa władza poznawcza –  inte-lekt. Dzięki temu również relacja osobowa może podlegać ocenie moralnej (gdyż ocena moralna nie jest niczym innym jak ustale-niem stopnia zgodności czynów ludzkich z tym, co dyktuje rozum).

Ten rodzaj miłości, nazywany przez Tomasza dilectio posiada wiele odmian. Wśród odmian miłości osobowej znajduje się interesująca nas przyjaźń.

a) Przyjaźń (amicitia) to po prostu pełna wzajemność. W różnych tekstach opierających swą myśl o poglądy Akwinaty można odna-leźć defi nicję przyjaźni jako miłości wiernej i na tyle trwałej, by znieść trud rozstania. (...)

b) Z kolei caritas to miłość osobowa, odnosząca nas do Boga oraz do ludzi, właśnie przez wzgląd na Boga. Taka miłość jest zawsze cierpliwa, służy bezinteresowną pomocą każdemu potrzebują-cemu. (...)

c) Natomiast tęsknotą i cierpieniem przy rozstaniu charakteryzuje się inna z odmian miłości osobowej – amor . Ból spowodowany brakiem ukochanej osoby oznacza, iż pragniemy jej stałej obec-ności. Taka miłość jest typowa dla odniesień człowiek – Bóg, gdyż nie jesteśmy w stanie, ze względu na swą strukturę widzieć Boga – „twarzą w twarz” w tym życiu, a to oddalenie osoby ukochanej rodzi cierpienie.

d) Z kolei Bóg do człowieka odnosi się miłością nazywaną agape.

Stanowi ją połączenie caritas i amicitia. Tej odmianie miłości nie towarzyszą uczucia – ze względu na niecielesną strukturę Boga.

Poza samymi poziomami i odmianami miłości można jeszcze wska-zać na różnorakie reakcje, jakie budzi w nas pozostawanie w relacji z ukochaną osobą. Wśród reakcji znajdują się takie przejawy miły jak:

– rozrzewnienie –  rozumiane jako miękkość serca, pozwalająca na swoiste przeniknięcie istoty ukochanej osoby,

– rozkosz – powodowana obecnością i osiągnięciem dobra,

– tęsknota –  będąca smutkiem w powodu nieobecności kogoś kochanego,

– zapał – wyrażający się pragnieniem osiągnięcia nieobecnego dobra.

Z kolei wśród skutków miłości Tomasz umieścił zjednoczenie, zaży-łość, zazdrość (gorliwość), doskonalenie się kochającego w sprawno-ściach moralnych. Celem zażyłości w miłości pożądawczej jest zdoby-cie ukochanego przedmiotu jako dobra dla siebie. Natomiast w miłości przyjacielskiej zażyłość staje się swoistym utożsamieniem z ukocha-nym przedmiotem, jego dążeniami, pragnieniami. (...) Tak ujętą zaży-łość możemy sprowadzić do wzajemności, charakterystycznej dla osób powiązanych relacją przyjaźni. Z kolei gorliwość w miłości pożądawczej sprowadza się do pokonywania wszelkich przeszkód, które stoją na dro-dze do zdobycia i posiadania upragnionego dobra. Natomiast w miło-ści przyjacielskiej ta sma gorliwość za cel stawia sobie sprzeciwianie się temu, co nie jest zgodne z dobrem przyjaciela. (...).”

[I. Andrzejuk, Filozofi a przyjaźni w „Komentarzu” Tomasza z Akwinu do „Etyki Niko-machejskiej” Arystotelesa, Ofi cyna Wydawnicza „NAVO”, Warszawa 2007, s. 16–19]

10. KARTEZJUSZ

Filozofi czne rozważania Kartezjusza (Rene Descartes 1594–

1650 r.) zmierzały do odkrycia pewnego „jasnego i wyraźnego” sądu, mogącego stanowić punkt wyjścia dla dalszych fi lozofi cznych rozwa-żań. Na skutek długotrwałych poszukiwań fi lozof ten doszedł do wnio-sku, iż takim twierdzeniem jest zdanie „myślę, więc jestem”. Odkrycie owego aksjomatu było możliwe po zastosowaniu metodycznego wąt-pienia. Kartezjusz poddał bowiem w wątpliwość informacje zdobyte za pośrednictwem zmysłów i autorytetów. Stwierdził też, iż trudno jest odróżnić jawę od snu. Ponadto nie można wykluczyć istnienia tzw.

„złośliwego demona” wprowadzającego ludzi w błąd. Po użyciu owych sceptyckich argumentów Kartezjusz uznał, iż nawet jeśli człowieka zwątpi we wszystko, to zostanie coś, w co nie będzie można już zwąt-pić. Tym zaś jest sam akt wątpienia wskazujący na kogoś kto wątpi czyli myśli (podmiot myślenia). I ten właśnie sposób rozumowania został przez Kartezjusza streszczony w zdaniu: „myślę, więc jestem”. Ludzkie myślenie jest więc kryterium prawdy. Rozum zaś –  źródłem wiedzy, której tworzenie zaczyna się nie od świata zewnętrznego, lecz ludzkiej świadomości.

Kartezjańskie myślenie można odnaleźć w poniższych fragmentach źródeł i komentarzy. Zamieszczone teksty ukazują:

– drogę, którą przebył Kartezjusz w poszukiwaniu myśli „jasnej i wyraźnej”,

– refl eksję na temat kartezjanizmu jako epistemologicznej utopii, – drogę, którą przebyła Bromba i jej przyjaciele w „poszukiwaniu

pewności”,

– związek pomiędzy poranną pobudką a fi lozofi ą Kartezjusza, – „zawiedziony racjonalizm” Pascala.

A. „Cogito ergo sum”

„(...) Od dawna zauważyłem, że dla obyczajów dobrze jest iść nie-kiedy za mniemaniami, o których się wie, że są bardzo niepewne, tak jak gdyby były niewątpliwe (...) ale ponieważ wówczas pragnąłem poświęcić się jedynie poszukiwaniu prawdy, sądziłem, iż trzeba mi począć sobie wręcz przeciwnie i odrzucić, jako bezwarunkowo fałszywe, wszystko to, w czym mógłbym powziąć najmniejszą wątpliwość, aby się przekonać, czy nie zostanie potem w moim wierzeniu coś, co by było zupełnie niewątpliwe. Tak, z przyczyny, iż zmysły nasze zwodzą nas nie-kiedy, przyjąłem, że żadna rzecz nie jest taka, jak one nam przedsta-wiają. Ponieważ istnieją ludzie, którzy się mylą w rozumowaniu nawet odnośnie najprostszych przedmiotów geometrii i wpadają w mylne wnioski, pomyślałem, iż ja jestem podległy błędom równie, jak każdy inny, i odrzuciłem, jako fałszywe, wszystkie racje, które przyjąłem nie-gdyś jako dowiedzione. Wreszcie uważając, że wszystkie te same myśli, jakie mamy na jawie, mogą nam przychodzić wówczas, kiedy śpimy, więc wówczas żadna z nich nie jest prawdziwa, postanowiłem przyjąć, iż wszystkie rzeczy, jakie weszły w mój umysł, nie bardziej są prawdziwe niż złudzenia senne. Ale równocześnie zastanowiłem się, iż podczas gdy silę się przypuścić, ze wszystko jest fałszywe, trzeba, abym ja, który to myślę, był czymś; i, zważając, iż ta prawda: MYŚLĘ WIĘC JESTEM57,

57 To fundamentalne zdanie, na którym wspiera się system Kartezjusza zostało wyróżnione specjalnym drukiem już w oryginale gdzie brzmi: je pense donc je suis.

Do historii przeszło w brzmieniu łacińskim: cogito ergo sum.

jest tak pewna i niezłomna, że wszystkie najskrajniejsze przypuszczenia sceptyków nie są zdolne jej obalić, osądziłem, iż mogę ją przyjąć bez skrupułu za pierwszą zasadę fi lozofi i, której szukałem.

Następnie, rozpatrując z uwagę, czym jestem, uznałem, iż mogę udać, jakobym nie miał ciała, i jakoby nie było żadnego świata ani miej-sca, gdzie bym był; nie mogę wszelako udać, jakobym nie istniał. Prze-ciwnie, z tego właśnie, iż zamierzałem wątpić w prawdę innych rzeczy wynikało bardzo jasno i pewnie, że istnieje; natomiast, gdybym tylko przestał myśleć, choćby nawet cała reszta tego, co sobie wyobrazi-łem, była prawdą, nie miałbym żadnej przyczyny mniemać, iż istnieję.

Poznałem stąd, że jestem substancją (...), której całą istotą lub naturą jest jedynie myślenie, i która, aby istnieć, nie potrzebuje żadnego miej-sca, ani nie zależy od żadnej rzeczy materialnej; tka, iż to JA, to znaczy dusza, przez którą jestem tym, czym jestem, jest zupełnie odrębna od ciała, a nawet jest łatwiejsza do poznania niż ono, i że gdyby nawet ono nie istniało, byłaby i tak wszystkim, czym jest.

Następnie rozważyłem w ogólności, czego potrzeba, aby twierdzenie jakieś było prawdziwe i pewne; skoro bowiem znalazłem twierdzenie, o którym wiedziałem, że jest pewne, sądziłem, iż powinienem również wiedzieć, na czym polega ta pewność. I zastanowiwszy się, iż w owym:

myślę więc jestem, nie ma nic, co by mnie upewniło, iż mówię prawdę, prócz tego, iż widzę bardzo jasno, że aby myśleć, trzeba być, osądziłem, iż mogę przyjąć, jakoby powszechne prawidło, że rzeczy, które pojmu-jemy bardzo jasno i bardzo wyraźnie, są prawdą (...): zachodzi tylko niejaka trudność w tym, aby dobrze zważyć, które to rzeczy pojmujemy tak wyraźnie. (...)”.

[Kartezjusz, Rozprawa o metodzie, tłum. T. Boy-Żeleński, Hachette Livre Polska sp.

z o.o., Warszawa 2008, s. 71–73]