• Nie Znaleziono Wyników

Naturalizm i antynaturalizm. Rozumienie przyrody i natury w naukach

II. Zmienność pojęcia natury i przyrody w epistemologii i koncepcjach

1. Naturalizm i antynaturalizm. Rozumienie przyrody i natury w naukach

społecznych

Pojmowanie przyrody jako świata samoistnego, zdolnego istnieć bez ingeren-cji człowieka jest powszechnie wskazywaną, najbardziej podstawową jej cechą.

W nauce różnice zdań pojawiają się nie w odniesieniu do owej samowystarczalnej własności natury, ale możliwości obiektywnego poznania przyrody, a więc wska-zania na jej cechy niezależne od naszego o niej myślenia. A zatem czy możemy obiektywnie określić jej własności, czy też człowiek, jako istota tworząca kulturę, ale i całkowicie od niej zależna, zdolny jest osiągnąć taki poziom świadomości, że wzbije się ponad kulturowo uwarunkowane myślenie i dojrzy przyrodę taką, jaka ona jest sama w sobie? Różnica zdań w tym względzie dzieli naukowców na dwa obozy: naturalistów, których reprezentują przyrodoznawcy, i  antynaturali-stów – tych humanistów, którzy głoszą niemożność obiektywnego poznania świa-ta, gdyż jest ono mocno zakotwiczone w kulturze, w której wyrośliśmy, a kultur tych jest wiele i żadna nie ma patentu na prawdę w sensie absolutnym. Te dwa obozy, które nawet nie dążą do zawarcia sojuszu w sferze światopoglądowej i ba-dawczej, o czym pisano już wiele, choćby marburscy antynaturaliści niemieccy, Florian Znaniecki czy Charles P. Snow (1999), przez długi czas nie dążyły do wy-pracowania konsensusu w sferze epistemologicznych metod badania świata, za-równo przyrody, jak i kultury. Do dziś bywa, że różnica przeradzają się w konflikty i wrogość, a przynajmniej brak dialogu akcentowany też w różnych stylach życia obu środowisk naukowych. Źródłem tej naukowej i obyczajowo wyrażanej

nie-86 Przegląd idei natury, przestrzeni i percepcji

zgody są nie tyle przeciwstawne poglądy ontologiczne, te mogą leżeć poza polem nauki, ile fakt, że obie dziedziny zakładają odmienny epistemologiczny warsztat poznania. Przedstawiciele nauk matematyczno-przyrodniczych przyjmują, że ba-dają za pomocą procedur empirycznych świat obiektywny i wypowiaba-dają na jego temat równie obiektywne sądy poznawcze. Natomiast antynaturaliści twierdzą, że naukowe sądy o doświadczanej rzeczywistości są zawsze uwarunkowane kul-turowo i  nie mamy żadnej metody dotarcia do rzeczywistości takiej, jaka ona jest sama w sobie. Twierdzenie to podwaja swą perswazyjną siłę, gdy uznamy, że świat, w którym żyjemy my, ludzie, jest sztucznie przez nas tworzony lub świat przyrodniczy jest dostosowywany do naszych potrzeb. Rozdźwięk tych dwóch stanowisk u  schyłku XIX wieku najpierw w  Niemczech wskazali i  udokumen-towali antynaturaliści tacy, jak Wilhelm Dilthey, wybitne postacie szkoły badań-skiej – Wilhelm Wildenband i Heinrich Rickert, a w końcu utwierdził Max Weber (Pałubicka 1985, 2006: 123–132). Antynaturalizm niemiecki końca XIX wieku z jego ideami kulturowo kształtowanego wartościowania, postrzegania i sposobu poznania świata z antropologicznego punktu widzenia należy uznać za pierwszą historycznie zaistniałą postać relatywizmu poznawczego, która następnie dała podwaliny partykularyzmowi Boasa i relatywizmowi w jego kilku odmianach gło-szonych przez jego uczniów.

W latach 20. XX wieku złudzenia i roszczenia naturalistów do prawdy obiek-tywnej podważył Florian Znaniecki, przeciwstawiając naturalistycznym rosz-czeniom poznawczym konstrukt „współczynnika humanistycznego” jako aksjo-logicznego korelatu, poznawczo organizującego każdą obserwację empiryczną (Znaniecki 1988). Florian Znaniecki we Wstępie do socjologii pisał tak:

„Cała nasza rzeczywistość jest na wskroś przesiąknięta kulturą; z  zaklęte-go koła naszezaklęte-go dobytku cywilizacyjnezaklęte-go wyjścia nie ma. Może badania nad zwierzętami lub dzieckiem? Ależ w badaniach tych bądź interpretujemy ich świadomość na wzór naszej świadomości, interpretując świat, jak im jest dany, ze światem, jak jest dany nam, istotom kulturowym, bądź też obserwu-jemy ich zachowanie się jako kompleks zjawisk stanowiących część naszego świata, a wtedy patrzymy na nie jak na wszystko inne – przez pryzmat kultury (...) Może studia nad organizmem żyjącym? Ależ organizm nasz własny czy też innej istoty, gdy go postrzegamy w ciągu naszych studiów, jest również częścią naszego kulturowego uwarunkowanego świata” (1988: 30).

I dodaje:

„Natura więc, tak jak nam się przedstawia, jest w znacznym, lecz dziś nie dającym się ściśle określić, stopniu dziełem ludzkim, wynikiem ewolu-cji dziejowej, która rozwinęła i  jednocześnie przekształciła umysł ludzki i przedmioty przez niego ujmowane” (idem 31).

Wystarczy powiedzieć, że takie z  pozoru obiektywne cechy natury, jak „sa-moistność” i  „samowystarczalność” „dostrzegane” przez współczesnych

Euro-Natura 87 pejczyków są wyłącznie kulturowo przesądzone, są wynikiem nałożenia się przy-rodoznawczego, zdemityzowanego poglądu na rzeczywistość. Wystarczy w roli kontrargumentu przywołać przeciwstawne temu przeświadczenie odnotowane przez Bronisława Malinowskiego wśród Tikopian. Sądzą oni, że rośliny upra-wiane w ich ogrodach wzrastają tylko wskutek uprzednich zaklęć czarowników i ogrodników, a rośliny w dżungli rosną dzięki czarom jakichś innych istot, nie wyobrażają sobie, że coś może wzrastać, rozwijać się bez wpływu czarów i woli duchów lub ludzi. Przyczynę każdej przemiany widzą w celowych zabiegach ma-gicznych człowieka oraz innych istot duchowych (Malinowski 1986: 107–117).

Potraktujmy więc serio i z konsekwencją antropologiczny truizm, że świat po-strzegamy zawsze przez filtr własnej kultury, zatem i nauka o przyrodzie, nasza wiedza o niej jest zawsze zapośredniczona w naszym kulturowo wypracowanym współczynniku humanistycznym. Właśnie antynaturalistyczne ustalenia Floriana Znanieckiego w zakresie poznawczych władz człowieka są dalekie od realizmu, przekreślają też możliwość nie zapośredniczonego poznania przyrody. Nawet wówczas, gdy przyjęłam istnienie głębokich struktur i rejonów naszego umysłu, choć wykorzystałam do jego opisu pojęcia Merleau-Ponty’ego i zgadzam się na opis psychologów klinicznych, to nadal uważam, że jest on utrwalony i  prze-kształcany kulturowo.

Jerzy Kmita zaś stwierdził społeczne upowszechnienie owego współczynnika, który Znaniecki rozumiał jeszcze indywidualistycznie. Nie przecząc temu, że każ-dy z nas postrzega świat poprzez własny zinkaż-dywidualizowany pryzmat, pozostaję przy twierdzeniu Jerzego Kmity, że istnieją obszary społeczno-kulturowej rze-czywistości, które wspólnie podobnie interpretujemy. Pewne wspólne wartości, normy i dyrektywy oraz system ocen, na który składa się także wiedza o świe-cie, tworzą aksjologicznie zabarwione konfiguracje kulturowo upowszechnionych znaczeń nazywane właśnie „współczynnikami humanistycznymi” (Kmita 1985:

45). Dla Jerzego Kmity współczynnik humanistyczny, analogicznie do ideacyjnych kodów Warda Goudenougha, ma wyłącznie mentalny i konfiguratywny charakter, organizujący doświadczenie na podstawie społecznie przyznawanych światu cech i ich społecznej wartości (Banaszak, Kmita 1994: 40–41, Kmita 2007a: 227–232).

Uznaję dodatkowo, że składnikami współczynników humanistycznych są te my-ślowe interpretacje, wiedza i zachowania, które leżą poza refleksyjnie nastawioną świadomością, jest to np. bogaty język ciała i wiedza uruchamiana nawykowo, co potocznie przyjmuje się jako „obiektywny stan rzeczy”.

Nie oznacza to wszakże, że każdy humanista jest zdeklarowanym antynatura-listą, a przyrodoznawca zaślepionym naturalistą. Przeciwnie, te dwie orientacje poznawcze ścierają się także w obrębie obu gałęzi nauki. Przykładem naturali-zmu metodologicznego w  humanistyce może być metoda Emile’a Durkheima, który przecież w sensie poznawczym pozytywistą już nie był, gdyż zakładał, że fakty społeczne mają inny status niż naturalne. Do pewnego stopnia naturalizm zakłada też przedstawiany na kartach książki Edward Hall, który zasady prokse-miczne wyprowadził z etologii. Z kolei do antynaturalistycznych kierunków my-ślenia w humanistyce zbliżają się geografowie humanistyczni. Wraz z końcem lat 50. i początkiem 60. XX wieku powstają pierwsze interdyscyplinarne inicjatywy,

88 Przegląd idei natury, przestrzeni i percepcji

które zmierzają do praktycznego pogodzenia obu perspektyw: socjobiologia, geo-grafia humanistyczna, proksemika i  kinezyka, kognitywistyka kliniczna, antro-pologia ekologiczna, antroantro-pologia ekonomiczna. Co ciekawe, praktyczne efekty współpracy osób z tych „dwu kultur” – jak je określił Snow – przyrodoznawców i humanistów są uchwytne empirycznie i wymierne praktycznie, a więc spełniają jeden z postulatów efektywności poznawczej, natomiast języki, którymi operują stanowią nieporównywalne zestawy profesjonalnej wiedzy i myślowych narzędzi.

O ile jednak humaniści i humanistycznie zorientowani filozofowie podejmu-ją trud rekonstrukcji podstaw myślenia naturalistów, o tyle ci drudzy po prostu kwestionują zasadność rozwoju teoretycznych nauk humanistycznych, skoro te głoszą zarówno względność poznania wśród przyrodoznawców, jak i poznawczy relatywizm własnych dziedzin naukowych; do nich niewątpliwie należy antropo-logia kulturowa. Należy mocno podkreślić, że istota sporów i różnic między natu-ralistami a antynatunatu-ralistami nie leży w przedmiocie ich badań, lecz w poglądach na obiektywność zarówno poznania naukowego, jak i badanej rzeczywistości, czy to przyrodniczej, czy to kulturowej. Nie tak dawno uderzył mnie kontrast dwóch książek wydanych równocześnie przez Wydawnictwo Universitas w 2005 roku.

Są nimi Barbary Skargi Kwintet metafizyczny i Michała Tempczyka Ontologia świa-ta przyrody. Oboje autorzy, mając to samo przedmiotowe odniesienie – przyrodę, kreślą dwie odmienne opowieści o niej, odpowiednio-antynaturalistyczną i przy-rodoznawczą. Koncepcja Barbary Skargi jest mi tym bliższa, że naturę przedsta-wia ona przez pryzmat Heideggerowskiego i fenomenologicznego dośprzedsta-wiadczania, a więc w  języku, w którym napisana jest niniejsza książka.

Antynaturaliści kwestionują możliwość dotarcia do rzeczywistości takiej, jaka ona jest, albowiem naszą percepcję zawsze wyprzedzają jakieś sądy, choćbyśmy ich nawet jasno nie formułowali. Nie istnieje czysta świadomość poznająca, poza momentem narodzin. Więcej, człowiek w każdej kulturze czerpie wzorce do ro-zumienia świata i wiedzy o nim od pozostałych członków swego społeczeństwa.

Wiedza ta jest zmienna historycznie i przestrzennie. Koniec końców światopogląd jest ukształtowany przez kulturę i tym twierdzeniem wyrażam swoją aprobatę dla kierunku refleksji rozwijanej przez poznańską szkołę kulturoznawczą zainicjowa-ną w latach 70. XX wieku przez Jerzego Kmitę. Pogląd taki jest też przyjmowany przez większość antropologów kulturowych. Badamy świat ludzkich świadomo-ści, kulturowo uwarunkowanych i kulturowo utwierdzonych. Natomiast przyro-doznawcy etnocentrycznie traktują kulturę, zwłaszcza zachodnią, jako tę, która jest najbardziej zbliżona do realnych (prawdziwych), a nie urojonych lub źle roz-poznanych potrzeb człowieka, np. w społeczeństwach z dominującym myśleniem typu magicznego.

Przyjrzyjmy się bliżej procedurom konstruowania wiedzy w naukach matema-tyczno-przyrodniczych z orientacją naturalistyczną. Badacze uprawiający tę gałąź wiedzy zwykle reprezentują realizm naiwny lub bardziej wyrafinowane jego wer-sje, to znaczy, że przyjmują, iż postrzegają świat w sposób obiektywny, niezależ-ny od naszych subiektywniezależ-nych sądów. Nie biorą oni pod uwagę pośredniczącego w tym poznaniu czynnika, jakim są przekonania kulturowe. Nie posiadają wrażli-wości krytycznej, która wyczulałaby ich zmysł poznawczy na historyczne

i kultu-Natura 89 rowe determinanty różnych światopoglądów, w tym wszelkiej postaci ontologie, ale także sądy aksjologiczne (Pałubicka 1990: 5–14 i n.). Tym bardziej nie dopusz-czają możliwości fragmentarycznego, a nawet odkształconego przez ograniczenia kulturowe poznania empirycznego. Sądzą, że świat jawi się oczom taki, jaki rze-czywiście jest. Nie dziwi więc, że przyrodoznawcy obserwacje i dane empiryczne traktują jak twarde, niezmienne fakty rzeczywistości prawdziwej, obiektywnej.

Po drugie, sposób wnioskowania uznają za warunek wyjaśniania, sądy i twierdze-nia logicznie poprawne są kolejnym potwierdzeniem poprawności ich myślei twierdze-nia.

Wreszcie trzecim argumentem w tym epistemologicznym konflikcie, który (po-zornie) przesądza o słuszności naturalizmu epistemologicznego i realizmu, jest uzyskiwana wysoka efektywność technologiczna produkcji polegająca na prak-tycznym wdrażaniu naukowych osiągnięć w innych dziedzinach życia i profesjo-nalnych usług, czego przykładem są osiągnięcia medycyny, farmacji, przemysłu elektronicznego, wysokiej produkcji i zysku zintensyfikowanego ogrodnictwa itd.

Przemysł jest areną weryfikacji teoretycznie opracowanych wynalazków (Pałubic-ka 2006: 69–77, 116–123). I czwarty zarzut, który ciąży na przyrodoznawcach, wskazuje na naturalizm metodologiczny. Zgodnie z nim do badania świata ludz-kiego można stosować te same metody pomiaru co w naukach przyrodniczych, ponieważ mają one tę samą empirycznie naturę, co wydarzenia naturalne i cechy fizycznych obiektów.

Oczywiście, łatwo w wymienionych przekonaniach naukowych przyrodoznaw-ców odkryć błędne koło. Dla antropologa argument skuteczności technologicznej nie jest racją pochodzącą spoza kultury. Doskonale relatywizm pojęcia prawdy opartej na skuteczności praktycznej, ale i  bogactwie materialnym przedstawił Marshall Sahlins w Wyspach historii. Omawiana przez niego solidarność heroiczna, jako typ społecznej solidarności spotykanej w plemiennych królestwach Melanezji i Polinezji, określana przez Sahlinsa jako „ślad stopy jednego wielkiego Indiani-na”, legła w gruzach, gdy na Hawajach zaczęto masowo przyjmować chrzest. Soli-darność heroiczna poddanych króla, którzy są kopiami sylwetki króla, zmusiły ich do jednorazowego wcielenia w szeregi chrześcijan. Jednak wysuwany przez króla argument, dla którego przyjmował chrzest, odnosił się do prawdy jako technicz-nej skuteczności, gdyż zauważył, że broń palna, którą posiadali biali, pozwalała im zdziesiątkować wrogów. Dostęp do skutecznych środków w walce z wrogiem to miernik bogactwa i ostateczny argument dla przyjęcia Boga, który zapewne jest jeszcze potężniejszy niż ich miejscowi bogowie, których magiczne fortele są mniej uchwytne (Sahlins 2006: 56–57, 82). Przykład ten z perspektywy jakiegoś abstrakcyjnie pojmowanego Innego pozwala spojrzeć na skuteczność technolo-giczną jako wartość kulturową. Anna Pałubicka uznaje technolotechnolo-giczną skutecz-ność za kulturowy twór nowożytności i podobnie jak jego twórcy obstaje tylko przy subiektywnym jego wymiarze – sądy empiryczne nie muszą być identycz-ne z  ontologiczną pewnością rzeczywistości. Przywoływana autorka wykazuje jednak, że empiryści z dziedzin humanistycznych nie zrezygnowali z weryfikacji trafności badań, ale dokonują tego poza kwestią absolutnej słuszności. Mierni-kiem badawczej trafności jest możliwość weryfikacji osiągnięć przez kolejnych badaczy i uzyskanie intersubiektywnego konsensusu, którego trwanie obliczone

90 Przegląd idei natury, przestrzeni i percepcji

jest tylko na dany okres historyczno-kulturowy. „Obiektywność” jest więc formą społecznej umowy co do tego, jak pojmować badawczą skuteczność (Pałubicka 2006: 76–88).

Wskazywane rozbieżności znajdują także odzwierciedlenie w  terminologii.

Dla naturalistów istnieje „przyroda” jako sfera niezależnych reguł i praw, a dla antynaturalistów „Natura” istnieje raczej jako idea pełna metafor. Pierwsza ma empiryczne podstawy, druga symboliczne, jest zawsze zabarwiona oceną swojej epoki czy stylu. Z kolei w potocznym obiegu występują oba pojęcia, których sens wyczuwany jest intuicyjnie.

Zatem powtórzmy: (1) na poziomie epistemologii nie ma różnicy między sfe-rą natury i kultury, wszystko należy ująć jako kulturę; (2) oczywiście na pozio-mie podmiotowego doświadczenia uczestników danej kultury może występować świadome rozgraniczanie obu sfer, ale dla obu w jednakowej mierze znajduje się tylko językowa (i pojęciowa) lub niewerbalna forma wyrazu jako derywatu kul-tury. Każdorazowo więc od kultury zależy, jakie konotacje i relacje przypiszemy obu sferom, za wyraz kultury uznawszy także teorie antropologiczne wyjaśnia-jące owe zależności. Nie należy łudzić się, że przez olśnienie wymkniemy się rzeczywistości kulturowej „bocznymi drzwiami”. Być może istotnie jest nam dane fragmentaryczne poznanie natury taką, jaką jest, ale w zakresie teorii, któ-ra wymaga słów i  metafor, jestem wszechstronnie zdeterminowana przez kul-turę. Chcąc zachować teoretyczną konsekwencję, muszę znieść granicę między postulowanym przeciwstawieniem świata natury i kultury poprzez rozciągnięcie na całość świata, który przeżywa i znakuje człowiek konotacji kulturowych. Za-wsze określenie cech natury należy do klucza kultury. Dlatego na poziomie epi-stemologicznym – konsekwentnie – obie należy traktować wyłącznie jako pewne aspekty kultury. Likwidacja tej granicy to wstęp do uporządkowania przedpola do dalszych dywagacji. Podobne rozwiązanie proponuje Barbara Tuchańska, twier-dząc, że jakiekolwiek pojęcie natury nie może być obiektywistyczne, lecz jest za-kotwiczone w naszym myśleniu, to zaś jest wyuczoną umiejętnością kulturową opierającą się na wartościach historycznie i przestrzennie zmiennych. Namawia nas, abyśmy świadomie zaakceptowali fakt stale wznawianej kulturalizacji natury (Tuchańska 2012: 25–27 i n.)

Zamykając, pobieżną z konieczności, relację z dyskusji obu obozów badaw-czych, deklarując antynaturalizm, pragnę wyrazić dwie uwagi, które wymykają się stanowisku skrajnego antynaturalizmu. Uważam, że kultura sięga znacznie głębiej naszej ludzkiej istoty i wnika w jej organiczną konstytucję. Uznaję za fakt istnienie w kulturze takich komunikatów, które mają charakter performatywny i  tkwią głęboko we wczesnossaczej,  a  nawet gadziej części oraz funkcji nasze-go mózgu (Haidt 2006: 23–43; Schechner 2011), ale ich rozumienie jest zawsze kulturowe. Przyjmując istnienie kulturowych determinant ludzkiej konstytucji psychofizycznej, chcę jednocześnie wyrazić przekonanie o praktycznej płynności granicy sfery natury i  kultury. Podobne przekonanie wyrażają redaktorzy dwu tomów „Prac Kulturoznawczych” o znamiennych tytułach Natura (w) granica(ch) kultury oraz Kultura (w)granica(ch) natury (Łukasiewicz, Topp 2012). Naturę jed-nak rozumiemy zawsze dzięki kulturze.

Natura 91 Wybór antynaturalistycznego języka mojej wypowiedzi, przeciwstawny na przykład do języka Edwarda Halla czy Tima Ingolda, jest decyzją o tyle przemy-ślaną, że pozwala utrzymać rygory myślenia w jednej, konsekwentnej konwen-cji, ale nie oznacza to, że inne formy komunikowania nie są możliwe. Jednak są to kody nienaukowe, które dopiero nauka może ująć w  jasne reguły. Będę tylko jednostronnie rozważać tę współzależność z pozycji antynaturalistycznej, gdyż jedynie ona daje możliwość naukowego (konsekwentnego pojęciowo) za-komunikowania moich przekonań. Dyskurs z pogranicza biologii i antropologii może wnosić ciekawe dane empiryczne, jak się przekonamy, ale poza oderwa-nymi terminami opisowymi brak konstrukcji pojęciowych, które uwzględniałyby podmiotową perspektywę badanych, raczej jest ona zastępowana obiektywizują-cym instrumentarium biologicznym, jak ma to miejsce w przypadku Halla i jego współpracowników. Tymczasem moje badania zwrócone są ku światu przeżywa-nemu, a więc byciu w jego wymiarze doznaniowym i emotywnym. Ze względu na tak specyficzny zakres antropologicznego badania konieczna do zastosowania jest antynaturalistyczna metoda podmiotowego badania świata przeżywanego, którą proponuje Alfred Schütz. Antropologiczne kierunki badawcze, takie jak perspek-tywizm lub ekologia życia Tima Ingolda, wykorzystuję pomocniczo, ponieważ pierwszy z nich toczy batalię o wykluczenie z badań opozycji natura/kultura, dru-gi używa danych etnograficznych do ontolodru-gicznych rozstrzygnięć. Nie mogę na nie pozostać obojętna.

2. Aksjomatyka antropologicznej opozycji natura/kultura i jej niekonsekwencje

• Ustalenia wstępne

W nowożytnej filozofii społecznej, a potem także w klasycznej antropologii kul-turowej oddzielano sfery kultury i natury i traktowano je jako krańcowo prze-ciwstawne. Od czasów ukonstytuowania się antropologii jako nauki uznaje się, że kultura jest tworem, którego sens i rozumienie buduje tylko człowiek, natura zaś jest sferą, która jest samowystarczalna i dla jej trwania nie trzeba ludzkiej interpretacji, a  tym bardziej ingerencji. W  okresie relatywistycznym (Burszta 1998: 29, 87–88) uznawano, głównie za Melvillem Herskovitsem, a później Lévi--Straussem, że światy natury i kultury są przeciwstawne. Herskovits wyodrębnił tę dychotomię celem podkreślenia stałości natury jako sfery uwarunkowanej nie-zmiennymi prawami biologicznymi i różnorodnością kultury w czasie i przestrze-ni. Dychotomia ta miała być oparciem dla argumentacji relatywistycznej na rzecz arbitralności kulturowych systemów (Herskovits 1948: 63, 85). Lévi-Strauss do-wodził zależności obu sfer w  ustroju człowieka, ale bezwzględnej ich opozycji w planie myślowym. Czesław Robotycki uważa, że para tych pojęć zawsze będzie tworzyć krańcowe przeciwieństwa, tyle że w każdej epoce, także każdej koncepcji antropologicznej danego okresu, powstaje nowa mozaika z użytych już wcześniej

92 Przegląd idei natury, przestrzeni i percepcji

elementów (Robotycki 1996: 47–50, 1998: 154). Wydaje się jednak, że najnow-sze antropologiczne koncepcje natury i człowieka pragną pozbyć się tej dychoto-mii; z pewnością dążą do tego kontynuatorzy dzieła Gregory’ego Batesona (1972, 1996), czyli badacze podstaw i zasad komunikowania pozawerbalnego, dalej, per-spektywiści, Tim Ingold i część antropologów doświadczenia, takich jak Victor Turner (2011) czy Schechner (2011), zapewne również niektórzy kognitywiści (Kleinmanowie 1996).

Na początku przeglądu stanowisk antropologicznych w zakresie poznawczego i  ontologicznego statusu natury i  kultury pragnę zwrócić uwagę na fakt, któ-ry zwykle przemilcza się w  podobnych analizach. Otóż wszyscy antropolodzy (z wyjątkiem grupy badawczej z Belfastu, kierowanej przez Kay Milton badającej światowe nurty enwironmentalizmu; Milton 1993, 1996), przesunęli filozoficz-nie i kulturowo rozumianą ideę natury ze sfery przyrody organicznej i ożywionej na zagadnienia konstytucji człowieka, z alternatywą biologiczną lub wyznaczo-nych źródeł jego kultury. To wewnątrz człowieka, poza przyrodoznawczo defi-niowaną przyrodą, rozstrzyga się ta opozycja, przyjmując w gruncie rzeczy alter-natywną postać. Wychodząc ze słusznej przesłanki antropologii jako nauki, że światu cechy nadaje człowiek, rozpatrując relację natura/kultura, antropolodzy zaczęli spekulować, że jednostka ludzka, w istocie dwoista, biopsychiczna, kryje w sobie nurtujące rozwiązanie. Przenieśli całe zagadnienie w ludzki mikroświat, tak jakby zewnętrzna wobec człowieka przyroda miała tę samą istotę co ludzka biologia, a umysłowość kryła stałe prawa. Będę przekonywać, że stanowisko to jest nieuprawnione z  anty naturalistycznej perspektywy poznawczej, natomiast dokonywne w jego obrębie ontologiczne rozstrzygnięcia są nieadekwatne do po-znawczych zadań antropologii. Pragnę podkreślić, że odchodzę w moim ujęciu od zagadnienia immanentnencji naturalnych i kulturowych uwarunkowań człowieka i całą tę opozycję relatywizuję do naszych językowych i symbolicznych nawyków,

Na początku przeglądu stanowisk antropologicznych w zakresie poznawczego i  ontologicznego statusu natury i  kultury pragnę zwrócić uwagę na fakt, któ-ry zwykle przemilcza się w  podobnych analizach. Otóż wszyscy antropolodzy (z wyjątkiem grupy badawczej z Belfastu, kierowanej przez Kay Milton badającej światowe nurty enwironmentalizmu; Milton 1993, 1996), przesunęli filozoficz-nie i kulturowo rozumianą ideę natury ze sfery przyrody organicznej i ożywionej na zagadnienia konstytucji człowieka, z alternatywą biologiczną lub wyznaczo-nych źródeł jego kultury. To wewnątrz człowieka, poza przyrodoznawczo defi-niowaną przyrodą, rozstrzyga się ta opozycja, przyjmując w gruncie rzeczy alter-natywną postać. Wychodząc ze słusznej przesłanki antropologii jako nauki, że światu cechy nadaje człowiek, rozpatrując relację natura/kultura, antropolodzy zaczęli spekulować, że jednostka ludzka, w istocie dwoista, biopsychiczna, kryje w sobie nurtujące rozwiązanie. Przenieśli całe zagadnienie w ludzki mikroświat, tak jakby zewnętrzna wobec człowieka przyroda miała tę samą istotę co ludzka biologia, a umysłowość kryła stałe prawa. Będę przekonywać, że stanowisko to jest nieuprawnione z  anty naturalistycznej perspektywy poznawczej, natomiast dokonywne w jego obrębie ontologiczne rozstrzygnięcia są nieadekwatne do po-znawczych zadań antropologii. Pragnę podkreślić, że odchodzę w moim ujęciu od zagadnienia immanentnencji naturalnych i kulturowych uwarunkowań człowieka i całą tę opozycję relatywizuję do naszych językowych i symbolicznych nawyków,