• Nie Znaleziono Wyników

Obcy wśród swoich

W dokumencie Słowa jak skiby... T. 2 (Stron 100-104)

Stanąłem w rozkroku. Jedną nogą byłem w ZMW, a drugą w LZS.

Zostałem instruktorem młodzieżowej turystyki wiejskiej, obejmu-jąc nowo utworzony wspólny etat obu organizacji. Uwzględniałem uprawnienia obu szefów, jakkolwiek formalnie znalazłem się w struk-turze ZMW. Obie organizacje były już wcześniej bliskie, a turystyka też nie była obca.

Znałem niektórych ludzi z obu organizacji, co ułatwiało mi utrzymanie kontaktów, bo byli to głównie ludowcy. Szefem ZW ZMW był Józef Fajkowski, którego ceniłem za zapał i wiedzę. Jed-nakże dopiero później nasza znajomość stała się koleżeńska. Józef był - i jest dotąd, o czym wiem, gdyż spotkamy się często - ludowcem z krwi i kości. Był jednym z siedmiu czy też ośmiu ludowców w Polsce, którym powierzona została funkcja przewodniczącego ZW ZMW.

Najczęściej liderami wojewódzkimi tej organizacji byli członkowie PZPR. W miarę upływu czasu, ludowcy byli jednakże rugowani z funkcji kierowniczych, ustępując miejsca osobom z partii robotni-czej, która - jak podkreślali z lubością jej działacze - wszędzie pełniła rolę kierowniczą. Zaś u kresu działalności ZMW już tylko w jednym przypadku uchował się ludowiec.

Józef Fajkowski przy-był do Olsztyna z Barto-szyc, gdzie nauczał w Li-ceum Pedagogicznym, co łączyło nas obu. Pozycja jego była mocna. Wcho-dził w skład Prezydium WK ZSL i Prezydium ZG ZMW w Warszawie, któ-remu - jak wspomniałem - szefował wówczas Józef Tejchma.

Na czele RW LZS stał Mieczysław Łomanow-ski, przedtem pracujący w olsztyńskim KW PZPR. A tam, działając na zasadzie udzielnego księcia, lidero-wał Stanisław

Tomaszew-ski. Między mną a Łomanowskim zawiązała się nić sympatii, co mogło wynikać - jak mniemam - z tego, że był on ukraińskiego pochodzenia i sądził zapewne, że jestem jego rodakiem. Był czło-wiekiem sympatycznym i rozważnym, rzetelnym. Wspominam go z uznaniem. Jego syn Andrzej dużo później też został dzienni-karzem.

Biura obu organizacji mieściły się w tym samym gmachu, któ-ry uprzednio zajmował w całości ZMP. Gmach stał przy ul. Wy-zwolenia, zamienionej później na Piłsudskiego, i był wzniesiony przez junaków. Na jego fundamentach powstała po 1989 r. filia BGŻ, przekształcona następnie w Warmińsko-Mazurski Bank Re-gionalny, w którym bywałem wielokrotnie, a za każdym razem roz-pamiętywałem minione lata.

Będąc najpierw rzecznikiem prasowym centrali BGŻ, której pre-zesował Kazimierz Olesiak, a potem redaktorem miesięcznika „Bank Spółdzielczy”, któremu szefował Wacław Potocki, gościłem często u prezesa W-M BR Stanisława Radziszewskiego. Bywałem tam także z

Moim pierwszym pracodawcą był Józef Fajkowski, ówczesny przewodni-czący Zarządu Wojewódzkiego ZMW w Olsztynie.

red. Dorotą Olech i Józefem Bezakiem z tygodnika „Zielony Sztan-dar”, z którym współpracowałem wiele lat.

I tak plątały się me życiowe ścieżki. Z bardzo wieloma ludźmi, wśród których nie brakowało osób bardzo zacnych i interesujących, przyszło mi współpracować. I nie po raz pierwszy, jak w przypadku Olsztyna, byłem zmuszony - pisząc w przenośni - wskutek zmian ustrojowych odchodzić od ideologii na rzecz pieniędzy. Ideologia wtedy taniała, ulegając inflacji, zaś pieniądze drożały i przybierały na znaczeniu.

Stało sie tak również z nieistniejącym już gmachem ZSL i PSL przy ulicy Grzybowskiej 4 w Warszawie. Który dawno temu - co się przyję-ło - nazwałem

utworzonego wspólnie z red. Stanisławem Ozonkiem - prezesa Między-redakcyjnego Koła Dziennikarzy PSL. A ponadto przez parę kadencji członka Rady Nadzorczej Ludowej Spółdzielni Wydawniczej.

Stało się to wtedy, kiedy prezesem zarządu LSW był Tadeusz Ki-sielewski. Zostawszy profesorem, był on wykładowcą na uczelniach Częstochowy i Bydgoszczy. Przedtem, kiedy funkcję tę sprawował Leon Janczak, LSW wydawała moje książki.

Przez trzy lata - od 1994 do 1997, już jako emeryt - byłem rzecznikiem prasowym Banku Gospodarki Żywnościowej. Moim bezpośred-nim przełożonym był prezes Zarządu BGŻ SA Kazimierz Olesiak.

Klub Dyskusyjny „Pod Konikiem”, który prowadziłem społecznie, powstał w okresie przełomu ustrojowego, a więc w okresie gorącym politycznie. Cieszył się dużym powodzeniem, przejawiając aktywną działalność. Odegrał istotną rolę w kształtowaniu poglądów. Jego nazwa wzięła się od znaku graficznego Spółdzielni Wydawnictwo Ludowe, wydającej prasę PSL, która go sponsorowała. Klub sku-piał, pomijając osoby dopraszane w zależności od tematów rozmów, kilkudziesięciu profesorów, intelektualistów i polityków różnych opcji. Dyskusje, żywe, polemiczne, wzbudzające duże

zaintereso-Zdarzało mi się przemawiać z trybuny plenarnej NK ZSL, mieszczą-cej sie w dużej sali konferencyjnej. Tam oraz w innych pomieszczeniach tego gmachu, odznaczającego się interesującą architekturą, prowadzi-łem również narady i dyskusje. Także w ramach Klubu Dyskusyjnego

„Pod Konikiem”, grupującego spore grono osób o różnych poglądach.

Klub odegrał niepoślednią rolę w poszerzaniu prawdy. Sponsorował go Stanisław Mieńkowski, prezes Spółdzielni Wydawnictwo Ludowe. Pro-wadziłem Klub, korzystając ze swoich kontaktów i znajomości.

Gdy byłem rzecznikiem prasowym prezesa BGŻ Kazimierza Ole-siaka, w połowie lat 90. ub. wieku owa sala konferencyjna NK ZSL stała się salą operacyjną tegoż Banku. I tak to w nowej rzeczywisto-ści politycznej przyszło mi być świadkiem - a po częrzeczywisto-ści uczestnikiem, choć na szczęście w obu przypadkach na marginesie - zaskakującej zamiany dawnej ideologii słowa na twardą dyktaturę pieniędzy.

W dokumencie Słowa jak skiby... T. 2 (Stron 100-104)