• Nie Znaleziono Wyników

Ostatni Rzymianie

W dokumencie Parnicki, Malewska i długie trwanie (Stron 153-156)

4. Rzym – upadek czy trwanie?

4.4. Uwagi końcowe

4.4.1. Ostatni Rzymianie

W XX wieku metafora „zmierzchu i upadku Rzymu” w znacznym stopniu ewoluowała. Nie ma tu już mowy o końcu zgniłej i zwyrodniałej cywilizacji pogańskiej, na której zgliszczach miałaby powstać inna, nowa, świeża cywi-lizacja chrześcijańska. Znika opozycja – powiedzielibyśmy – na planie tekstu historii: ciemiężący carat – uciemiężony naród polski. Nie tylko przesuwa się granica owego „upadku” (z epoki julijsko-klaudyjskiej ku późnemu antyko-wi), ale zmienia się też rozumienie tego terminu. Niszczeje jedynie zewnętrz-na powłoka świata, jego struktury administracyjno-polityczne, ale n i e o n

397 R. Koziołek, Zdobyć historię..., s. 69. Na wieloznaczność posągu cesarza („empror’s statue with its m u l t i p l e p o s s i b l e m e a n i n g s”) zwraca uwagę Ch. Kelly, Empire build-ing [w:] G.W. Bowersock, P. Brown, O. Grabar (ed.), Late Antiquity. A Guide to the Postclassical World, Cambridge, MA 1999, s. 184.

s a m. Tymczasem gdzieś w głębi wciąż t r w a i jest tworzona k u l t u r a, żywy dorobek wielu pokoleń, o którego przechowanie walczą właśnie przysłowio-wi „ostatni Rzymianie”.

W tym ujęciu ogniwem spajającym dziewiętnasto- i dwudziestowieczną odmianę powieści rzymskiej byłaby niemal zapomniana już twórczość Teo-dora Jeske-Choińskiego, a konkretniej jego powieści Gasnące słońce (1895) i Ostatni Rzymianie (1897). Te właśnie utwory – mimo że nie należą do szczy-towych osiągnięć literackich swoich czasów – odegrały w ewolucji polskiej powieści o tematyce rzymskiej i w przemianie wspomnianej metafory bardzo istotną rolę. Co do tego, że Ostatnich Rzymian autor Aecjusza, ostatniego Rzy-mianina znał i cenił, nie mamy wątpliwości. Z powieści o podobnej tematyce Teodor Parnicki znacznie wyżej stawiał jednak oczywiście Sienkiewiczow-skie Quo vadis – tę powieść, obok Ogniem i mieczem, uważał za szczytowe osiągnięcie beletrystyki historycznej w Polsce. Mimo to trudno się dopatrzeć jakichś poważniejszych podobieństw – czy to fabularnych, czy to kompozy-cyjnych – między dziełem o pierwszych chrześcijanach i debiutem później-szego autora trylogii Twarz księżyca.

Przydomek „ostatni Rzymianie” zrobił prawdziwą karierę w PRL. Z jed-nej strony był on kojarzony z późnym antykiem (powieściami o ostatnich Rzymianach są wszak i Przemija postać świata, i Dęby kapitolińskie Piotra Kuncewicza z roku 1970), z drugiej – na szerszym planie – prędko zacznie służyć jako wyrażenie o konkretnym, bardzo współczesnym i bardzo aktu-alnym znaczeniu. Określenie „ostatni Rzymianie”, oderwawszy się niejako od swego pierwotnego, stricte historycznego kontekstu, staje się synonimem pewnej wyraźnie scharakteryzowanej postawy światopoglądowej.

Zapytany o wydźwięk swojego Traktatu moralnego (1947) Czesław Miłosz odpowiada:

Nie byłem odosobniony. Witold Kula stał się wtedy autorem eseju Gusła – przy-powieści o upadającym Rzymie: zadaniem „Rzymianina” ma być p r z e n i e s i e n i e d z i e d z i c t w a c y w i l i z a c j i p o p r z e z c z a s y b a r b a r z y ń s t w a. Podobnie jest u Hanny Malewskiej w Przemija postać świata398.

Z tego samego ducha wyrasta też przecież inne dzieło polskiego nobli-sty – napisany w konwencji eseinobli-stycznej Zniewolony umysł (1953). Nie inaczej zadanie „ostatnich Rzymian” – zarówno w prozie artystycznej, jak i w publi-cystyce – rozumie Hanna Malewska. Mam tu na myśli cytowaną już książkę

398 Pokochać sprzeczność, z Cz. Miłoszem rozmawiają A. Fiut i A. Franaszek [w:]

Cz. Miłosz, Traktat moralny; Traktat poetycki, Kraków 1996, s. 13.

zatytułowaną O odpowiedzialności i inne szkice399, zawierającą wybór tekstów z lat 1945–1976, wśród których znajdziemy zarówno krótsze refl eksje czy wy-powiedzi ankietowe, jak i obszerniejsze eseje. Na szczególną uwagę zasługuje poświęcony Grzegorzowi Wielkiemu szkic historyczny Budowniczy wśród ruin (1950)400. Nie ma wątpliwości, że ten tekst w jeszcze większym stopniu niż tomik Stanica można uważać za preludium do późniejszej o lat kilka epo-pei gockiej. Już na kartach tego szkicu – przywołując osoby Benedykta, Boe-cjusza i Kasjodora, a także zarysowując tło historyczne tej epoki – Malewska imponuje znajomością realiów VI wieku po Chrystusie i zwraca uwagę swoją wrażliwością na „przemijanie postaci świata”. Podobnie jak Miłosz i Malew-ska, „rzymskość” i „barbarzyńskość” w określony sposób rozumie także Zbi-gniew Herbert. Jak w wierszu pt.Longobardowie, pochodzący z tomiku Napis (1969):

Ogromny chłód wieje od Longobardów Cień ich trawę przeplata kiedy zlatują w dolinę Krzycząc swoje przeciągłe nothing nothing nothing401.

Tożsamą wymowę ma wiele innych utworów, które poeta pisał w latach 50. i 60. (między innymi Tusculum, Do Marka Aurelego). Wydaje się – i nie będzie to chyba zdanie przesadzone – że gdyby nie myślenie kategoriami

„ostatnich Rzymian”, nie powstałby cykl wierszy o Panu Cogito, a co za tym idzie – nie istniałby Herbert, jakiego znamy. Innymi słowy: przywoływana tu przez nas „rzymskość” – jak w wieku XIX przekonanie o nieuchronnym

„zmierzchu i upadku” imperialnego ciemiężyciela – odegrała główną rolę w formowaniu i umacnianiu polskiego ducha narodowego w drugiej połowie XX stulecia. To wszak owe „umysły suwerenne” oddziaływały na Polaków całymi dekadami.

Cele, jakie przyświecały Teodorowi Parnickiemu podczas pisania Twarzy księżyca, były zgoła inne. Autor jakby odwraca perspektywę poznawczą. Na minioną epokę nie patrzy z dzisiejszego punktu widzenia, co kazałoby się doszukiwać analogii pomiędzy kulturą badaną a kulturą badającą i stosować prezentystyczną, czasem moralizatorską alegorię. Przeszłość w swej dojrzałej prozie ukazuje on przez pryzmat j e j s a m e j, za stanowisko obserwacyjne przyjmując ó w c z e s n o ś ć.

399 Zob. też rozdz. pt. Nurty i tamu (1945–1956) [w:] A. Grab, , op.cit., s. 107–172.

400 .Zob. H. Malewska, Budowniczy wśród ruin [w:] eadem, O odpowiedzialności...,

s. 341–369.

401 Z. Herbert, Napis, Wrocław 1997, s. 31.

Takie „pisanie historii” zostało jednak odebrane jako zbyt awangardowe.

O ile Aecjusz, ostatni Rzymianin i Przemija postać świata zostały przyjęte przez krytykę bardzo dobrze, o tyle każda kolejna część Twarzy księżyca wy-woływała raczej grymas niezadowolenia. Okazało się, że oczekiwania „zawo-dowych odbiorców” wobec beletrystyki historycznej są – czy były wówczas – wyraźnie inne. Powieść, która nie „serwowała” gotowego Sensu, odbierano – mimo walorów czysto artystycznych – bez większego entuzjazmu. Spośród krytyków jedynie Stanisław Barańczak i Elżbieta Sarnowska-Temeriusz wy-różnili się odmiennością swoich ocen402.

W tym miejscu wypada nam na chwilę zboczyć z głównego toru rozważań i przyjrzeć się innej ważnej powieści rzymskiej z roku 1961 (przypomnijmy, że jest to rok wydania dwóch pierwszych części Twarzy księżyca), mianowi-cie głośnemu, powszechnie chwalonemu Boskiemu Juliuszowi pióra Jacka Bocheńskiego403. Co legło u podstaw tak różnej recepcji tych dzieł? Zapiski antykwariusza, bo taki podtytuł nosi głośna książka Jacka Bocheńskiego, to bardzo subiektywna i bardzo wycinkowa biografi a rzymskiego żołnierza i męża stanu, pisarza i mówcy, a przede wszystkim protoplasty imperium.

Autor, śledząc karierę Juliusza Cezara, wybiera z niej tylko elementy pasujące do przyjętej a priori tezy, którą można by zawrzeć w kilku słowach: Gajusz Juliusz Cezar to bezwzględny dyktator dążący „po trupach” do osiągnięcia statusu boga. Błyskotliwy, wyraźnie uwspółcześniony traktat o władzy, mimo że w jakimś sensie kastrował historię, urzekał swą aktualnością i dosadnością, a w rozumieniu roli powieści historycznej – podobnie jak późniejszy o sześć lat Nazo poeta tego samego autora – szedł śladem Hanny Malewskiej404.

W dokumencie Parnicki, Malewska i długie trwanie (Stron 153-156)