Przenajśw iętsza Rodzina w racając do N azaretu, już teraz bardzo spokojnie i samotnie tę drogę odbyła, bo nie w tak licz- nem gronie pielgrzymów, w jakióm się znaleźli, gdy przed dzie sięciu dniami udawali się do Jerozolim y na uroczystość Paschy. Dogadzało to bardzo przenajświętszój Pannie nie lubiącój zgiełku światowego, unikającój takowego ile możności, i od lat najmłod szych nienawykłój do Niego. Przytóm wtedy bardziój aniżeli kiedy spragnioną była odosobnienia, ciszy i spokoju zew nętrzne go. Zostaw ała pod wpływem tylko co zaszłego zdarzenia, gdy po trzech dniach daremnych poszukiwań, znalazła nakoniec Swego Syna i Boga Swego. J a k więc każda dusza świątobliwa, gdy j ą Pan Bóg, po pozornóm opuszczeniu przez oschłości i ciemności wewnętrzne, na nowo nawiedzić raczy, powinna unikać wszelkich zewnętrznych wrażeń, któreby jój przeszkadzały do zatapiania się w Bogu Swoim znowu rozjaśnione oblicze Swoje okazują cym,— tak i przenajświętsza Panna po trzech dniach ciężkich boleści, i niewymownój tęsknoty za Jezusem, mając Go teraz znowu przy Sobie, chciałaby była i na chwilę nie spuszczać Go z oczu, do nikogo prócz Niego nie mówić, nikogo prócz Jego nie słuchać, nic nie widzieć prócz Boskiój twarzyczki Swego Dzió- cięcia, które także cieszyło się z obecności M atki tóm żywiój, że przez kilka dni było od Niój odłączone.
I jak ież to wtenczas toczyły się między Nimi rozmowy, tego tylko lekki wątek, słaby zarysek pozostawiły nam Ew an gelie święte, powtarzając słowa M atki miłośnie wymawiającój najdroższemu Dziecku, że J ą bez Jój wiedzy odeszło, i Syna t łó
-maczącego się przed Nią, że będąc On i Boga Synem zesłanym na św iat dla zbawienia ludzi, musiał zadając naw et najukochań szej M atce ciężką z tego powodu boleść, zająć się spraw ą, dla której zstępując z nieba na ziemię sta ł się J ś j Dziścięciem. Bo przypominamy sobie, że M arya, odszukawszy Jezusa, rzekła do Niego: Syn u , cóżeś nam tak uczynił? Oto ojciec Twój i J a żałośnir
szukaliśmy Cię; a Pan Jezus odpowiedział: Dlaczegóż szukaliście M nie? Czy nie wiedzieliście, iż w tych rzeczach, które są Ojca Mo jego, potrzeba żebym b y łx). Id ąc tedy drogą, Jezus i M arya w ten
że sposób dalśj rozmawiali. Przenajświętsza Panna opow iadała Mu z jak ą niespokojnością o los Jego, szukała Go tak długo na- próżno, ja k smutne robiła przypuszczenia i co do pobudek Je g o zniknięcia, i o tśm co Go spotkać mogło. Przenajśw iętszy Chło paczek słuchał tego z rozczuleniem, a gdy w końcu M arya i łzy ujrzała na Jego Boskiśj twarzyczce, zatrzym yw ała się z wypo wiadaniem smutków, jakich z Jeg o zniknięcia doznała, i zape wniała, że szczęście jak ie J ą spotkało z odszukania najdroższe go Syna, w jednśj chwili wynagrodziło J ś j w stójnasób wszystko
co przebolała, gdy się od Niśj odłączył.
Boskie tśż Dziścię, pragnąc wynagrodzić najdroższśj M at ce ciężkie chwile, które przebyła z powodu Jego zniknięcia, mó wiąc "o pobudkach, które Go do tego skłoniły, przymilało się do N iśj, pieściło się najtkliw iśj i niby ją przepraszało. A Ona i J e go prosząc o przebaczenie i przyciskając do serca, nie mogła się nacieszyć jako M atka z odszukanego Dziścięcia, które m iała za stracone, jako dusza z dusz najśw iętsza, z umiłowanego Boga, który w tśj chwili serce J ś j niewymownemi pociechami zalew ał.
Potśm poprosiła P ana Jezusa, żeby nawzajem On Jśj roz- powiedział, co się z Nim przez te trzy dni działo, gdzie przeby wał, gdzie miał przytułek, czśm się posilał. A gdy Pan Jezus opowiedział, że przez ten czas nigdzie nie miał schronienia, że z ran a rozmawiał z Kapłanam i, potśm żebrał od domu do domu w ypraszając kaw ałek chleba, a noce przepędzał w krużgankach Św iątyni a), — wtedy znowu M arya, słuchając tego, łez po wstrzymać nie mogła, aż J ą najdroższy Synaczek uspokoił zape wniając, że Mu to wszystko miłśm było, gdyż przez to rozpoczy nał już On wielką sprawę nauczania ludzi, dla których miłości zstąpił pomiędzy nich z nieba. I szli drogą zdążając do N azare tu. *A niebo wiosenne, to chwilami chmurkami lekkiemi pokryte, to znowu przemiłe słońcem świecące, zdawało się, że w tóruje tśj romowie M aryi z Jezusem, w ciągu którśj i czoła ich to się pokrywały wyrazem smutku, to znowu jaśniały niebieską uciechą.
Powiedzieliśmy już na początku poprzedzającego rozdziału, że z pobytu przenajświętszśj Panny w Nazarecie po Je j powrocie
z Egiptu, Ewangelistowie żadnych nie pozostawili nam innych
szczegółów, prócz wyżój opowiedzianego, zaszłego przy zni knięciu P ana Jezusa w Jerozolimie. Lecz słuszną robią uwa gę Ojcowie święci, że kilka słów Ew angelii wzmiankującśj o po wrocie Maryi z tego m iasta do ubogiego domku Nazareckiego, zamykają w Sobie jakby streszczenie tego, co tylko o niezrówna nym szczycie Jój godności jako M atki Boga powiedzeć można; czóm wielkość Jój chwały, wzniosłość Jój przywilejów, a tóm sa- móm i najwyższą Jój świętość uwydatnić najlepiój. Poszedł Pan J e z u s a M m i to je s t z M aryą i Józefem do Nazaretu, powiada Ew angelia święta, — i był Im poddany I otóż w dwóch sło wach wyrażona i niepojęta, bo granic nie mająca, pokora Boga wcielonego, poddającego się istocie stworzonśj: I był Im poddany, i również niepojęte żadnym rozumem ludzkim, bo nieograniczo
na wielkość, niegraniczona szczytność godności Maryi, bo cóż być może wyższego nad posiadanie jakby władzy nad Bogiem, co zaszczytniejszego w całśm znaczeniu tego wyrazu nad to, żeby mieć Boga sobie poddanym, a wyraźnie to mówi K sięga święta:
I był Im poddany. Czyż trzeba czego więcój na dowiedze
nie, ja k godność, przywileje i z nich wypływająca świętość M a ry i wywyższa J ą , i to bez żadnego porównania, bo jakby nie skończenie, nietylko nad wszystkie inne istoty stworzone, nie tylko nad wszystkich najświętszych ludzi, ale i nad wszystkie błogosławione duchy niebieskie, nad wszystkich Aniołów. A r chaniołów, Cherubinów i Serafinów. Bo to jest, co bez najmniej- szśj wątpliwości, w yraża te słów kilka przez Ducha Świętego podyktowanych do K siąg Ew angelii świętego Łukasza: I był Im
■poddany.
W róciwszy do N azaretu Jezus, M arya i Józef, wiedli jak wprzódy żywot ubogi, z pracy rą k się utrzymując. Jó z ef pro wadził swoją rękodzielnię ciesielską, i sprzedawał z niśj wyroby w sklepiku w ich domku umieszczonym, którego dotąd miejsce pokazują pielgrzymom zwiedzającym Ziemię św iętą. Pan Jezus dopomagał Mu w pracy 2) i w miarę jak podrastał coraz więcój Go wyręczał. Marya zaś trudniła się domowśm gospodarstwem i ręczną kobiścą robotą.
„P atrz, powiada święty Bonawentura rozpam iętywując po b y t M aryi w domku Nazareckim, patrz na tę ubogą Rodzinę, tak godną czci dla Swego ubóstwa, ta k pokorną w sposobie życia, ja k i tam wiodła. Błogosławiony starzec Jó zef ciesielką zarabiał
jak mógł na utrzym anie wspólne; przenajśw iętsza Panna trudni ła się szyciem i przędzeniem. Zajmowała się przytóm i całóm gospodarstwem domowóm, a co J ą o niemałe trudy przypraw ia ło. Sama przyrządzała posiłek dla Syna i małżonka i Sama wszystkie inne obsługi spełniała, gdyż żadnój służącój nie mia ła. Ulituj się nad N ią zmuszoną ciężko pracować, a ulituj się i nad Panem Jezusem, który często Matce dopomagał, i podo
bnież jak mógł pracował, gdyż ja k to Sam powiedział o Sobie:
Syn człowieczy nie przyszedł aby M u służono, ale służyć Ł). Jak o ż
nieraz pomagał M atce w przyrządzaniu ubogiego stołu do obia du, w zaścielaniu łóżek, i w innych zajęciach domowych. P a trz na Niego te pospolite usługi spełniającego, i patrz także na prze najśw iętszą Pannę. Przypatruj się podobnież wszystkim trojgu, ja k biorą posiłek raz na dzień, zasiadłszy przy niewielkim sto liczku, a pożywając pokarmy nie wytworne i wyszukanie przy- rządzone, lecz biedne i najprostsze. J a k potóm rozmawiają z so bą, a nie o rzeczach próżuyeh i błahych, lecz każde Ich słowo pełne jest mądrości Ducha Świętego: to tśż jak na ciele tak i na duchu się pokrzepiają. Po krótkiśj zaś a tak świętój rozrywce, zaraz udają się na modlitwę każdy do swojój izdebki, bo chociaż domek ich był szczupły i ubogi, każde z nich osobno mieszkało 2). I takiem i to pospolitemi, pokoruemi, jednostajnemi, a nie mało trudzącemi były zajęcia zewnętrzne tych trojga najświętszych istot, jak ie kiedy były pod słońcem, tych dusz błogosławionych, stanowiących istne niebo ziemskie, nieznane światu, a pełne Aniołów, którzy tam i Bogu Swemu wcielonemu cześć powinną oddawali, i Królowej Swojój uniżenie służyli, i Piastunowi Syna Bożego w zastępowaniu Mu Ojca na ziemi dopomagali,
I zdaje się, że w całym ciągu la t dziesięciu od powrotu przenajświętszej Rodziny z Jerozolimy, o którym wyżej mówi liśmy, nic ważnego nie zaszło, coby zmieniło tryb życia cichego, odosobnionego, oddanego zajęciom domowym i bogomyślności, jak ie tam wiodła przenajśw iętsza Panna. Aż dopiero po upływie tego czasu, upadek na zdrowiu świętego Józefa przyczynił M at ce Bożój niemało troski, przymnożył Jój trudów, i stając się po wodem niemałych smutków, otworzył dla Niój pole do nowych zasług, w znoszeniu tego ciężkiego dla Niej strapienia z takióm poddawaniem się woli i dopuszczeniu Bożemu, z jakióm znosiła wszystko, co J ą w życiu bolesnego spotkało. A spodobało się Panu Bogu przez czas niekrótki Rodzinę Swoją tym krzyżem do nieba prowadzić. Choroba bowiem świętego Józefa trw ała całe lat ośm 3), podczas których wiele wycierpiał, a z Nim
pa-‘) Mat. 20. 28. 2) Ś. Bonav. Medit. Vitae J. C. e. 15. 3) Maria d’A g re- do. Miasto Boże rozdz. 5. ks. 1.
trząc na Jego cierpienia, ileż w ycierpiała i przenajśw iętsza P a n na! Przytśm , choroba przeczystego Jój małżonka dała Jó j silniśj uczuć niedostatek, w jakim żyli. Św ięty P a try a rcb a , ta k ja k to bywało, dopokąd nie zachorował, pracy oddawać się nie mógł. A ztąd środki utrzym ania przenajświętszój Rodziny uszczupliły się znacznie, gdy tymczasem potrzeby chorego wymagały konie cznie, chociażby się w nich najściślój ograniczyć, nieco większych ja k zwykle wydatków. W praw dzie Pan Jezus, już wtedy mło dzieniec blizko dwudziestoletni, zastępował Swego mniemanego Ojca w prowadzeniu dalśj rękodzielni ciesielskiśj; lecz pomimo tego, nie szło to tak, ja k kiedy tójże pracy oddawali się we dwóch. J a k więc przed laty, kiedy przebywając w Egipcie, za robek świętego Józefa nie w ystarczał Im na utrzym anie, a w te dy M atka Boża przychodziła w pomoc ręczną robotą,— tak i te raz, gdy z powodu choroby świętego Józefa podobnaż zaszła po trzeba, M arya na tegoż rodzaju pracę wiele zmuszoną była obra cać czasu.
Pomimo tego jednak, brak potrzebnych przedmiotów do byle cokolwiek dostatniego życia, ciągle uczuć się Im dawał, nad czóm bolała serdecznie przenajświętsza Panna, lecz jedynie z tego powodu że i najdroższego Syna w idziała przeciążonego pracą, a nędznie się żywiącego, i że Swemu ukochanemu chore mu, a coraz bardziśj cierpiącemu, tych wygód, jakichby dla N ie go pragnęła, dostarczyć nie była w stanie. Przychodziło tśż nie raz do wielkiego niedostatku, a pomimo tego przenajśw iętsza Panna, jeśli tak wyrazić się można, rąk nie opuszczała: robiła co mogła, pracowała coraz więcśj. A gdy już zdawało się, że w y żyć z czego nie będzie, modliła się pokornie, rzewnie błagając Opatrzność najwyższą o przyjście Im w pomoc. I w końcu Bóg dobry nie odmawiał takowśj tym, których w ubóstwie umieszcza jąc, o! jakże uderzającą chciał nam dać naukę, że w takim to
stanie zostając, a znosząc jego przykrości cierpliwie, najm ilszy mi stać się możemy Bogu. gdyż najpodobniejszymi do Jego wła- snój Rodziny. Bo przecież wątpić nie powinniśmy, że dla tych trzech dusz Jem u najdroższych, wybrał P an Bóg to, co dla każ- dśj duszy najpewniśj i najbezpieczniśj zapewnić może nabycie bogactw wiekuistych.
Przenajśw iętsza Panna, ile możności nie odstępowała łoża złożonego chorobą małżonka. Z robotą w ręku siedziała przy nim, gotowa na każde jego skinienie, i codziennie czytyw ała mu Pismo święte, w ybierając ustępy nąjbardziśj dla chorych i cier piących pocieszające. A gdy się jego cierpienia wzmagały, które chwilami były bardzo ciężkie, modliła się razem z nim, pokrze piała go słowami pełnemi miłości Boga, które chorego przedzi wnie podnosiły na duchu, tak że nieraz potśm wpadał w zachwy
cenie x). T ak tóż święcie znosił Swoją bardzo dolegliwą i długą chorobę, że biorąc z niój właśnie pochop do coraz ściślejszego jednoczenia się z Bogiem, coraz więcój się w Nim zatapiał, i w końcu umarł nietyle w skutek słabości i wieku, jak raczój od upału miłości Bożój, która serce Jeg o straw iła. Oddał Bogu du cha na rękach Jezusa i M aryi, i duszę jego zanieśli Aniołowie do otchłani, gdzie w gronie wszystkich Świętych starego Z ak o nu pierwsze zajął miejsce, oczekując aż mu takież otworzy w nie bie Syn Boży, którem u na ziemi zastępował miejsce ojca.
Zgon jego ciężką żałością napełnił serce przenajświętszój Panny. S traciła w nim Swego od la t najmłodszych najtroskli wszego Opiekuna, nieodstępnego a naj przy wiązańszego w szyst kich dotąd kolei Jó j życia towarzysza, najbliższego z ludzi Jój serca przyjaciela, najwierniejszego wszystkich Jój myśli powier nika. N a ziemi, po Jezusie, jego najwięcój miłowała i jako m ał żonka przez Samego Boga dla Niój wybranego, i jako duszę naj doskonalszą, najświętszą, ja k ą tylko wyobrazić Sobie mogła, i wreszcie jako człowieka, który po Niój najbliżój był przypu szczonym do tajemnicy W cielenia Syna Bożego, a w opiekowa niu się Nim. po Niój najwięcój położył zasług. Przytóm, prócz P a n a Jezusa, z nim tylko miała bliższe stosunki, bo cały świat, prócz Ich dwóch, dla Niój jakby nie istniał, tak była w domu zamknięta, ta k daleką od wszelkiój z obcymi zażyłości. W szystko więc przyczyniało się do tego, aby ta s tra ta była dla Niój nad wszelki wyraz dotkliwą. O płakiw ała tóż ją rzewnie, lubo nie tracąc ani na chwilę wewnętrznego spokoju, i tę boleść pokornie i z miłością składała Bogu w ofierze. A była nawet pewna oko liczność, k tó ra żałość przenajświętszój Panny wielce zwiększała. Gdyby stra c iła była Śwego ziemskiego Oblubieńca już wtedy, kiedy Zbawiciel W niebowstąpieniem Swojóm otworzył niebo dla wszystkich dusz świętych, byłaby się po śmierci Jego tóm pocie szała, że on na tamtym świecie zażywa szczęścia oglądania B o ga, i lepiój mu tam, jak na tój biednój ziemi. Lecz gdy święty Jó z ef umarł, tój pociechy M atka Boża mieć nie mogła. On bo wiem tu za życia ciesząc się widokiem Boga wcielonego, na tam tym świecie zatrzym any w otchłani, szczęścia tego nie posiadał; gdy tymczasem Ona z Jezusem pozostawszy, ciągle w rajskie po ciechy opływ ała.N ieraz tóż w słodkich rozmowach Swoich z n aj droższym Synem, ze smutkiem wspominała o tóm, że gdy Sama cieszy się tu obcowaniem z Bogiem Swoim, Jój drogi małżonek pozbawiony już teraz jest tego szczęścia, które tak długo razem z N ią podzielał. I często z Panem Jezusem mówiła o nim;
pominała różne dowody jego opieki nad Nimi, jego niezmordo waną pracowitość, przez którą zaopatryw ał Ich potrzeby wspól ne; przytaczała różne przykłady jego roztropności, jego stałości i pokornego poddawania się wołi Bożój w najsm utniejszychko- lejach Ich życia. Ale najbardziój lubiła przywodzić Sobie na pa mięć i mówić z Jezusem o jego wysokiój świątobliwości, o da rach nadprzyrodzonych, jak ie posiadał w tak wysokim stopniu, a z którem i przez pokorę chciałby był i przed N ią się ukry wać. I w ten sposób słodziła boleść i tęsknotę Swoją za ukocha nym małżonkiem, i przez ja k najczęstsze o Nim wspominanie, niejako obecnym Go czyniła błogosławionemu obcowaniu Jój z Jezusem, jak był nim przed tóm, przez lat tak
wiele-R O Z D Z I A Ł X I.