• Nie Znaleziono Wyników

Problem grafologiczny, tekstologiczny i edytorski

W

nej twórczości Zbigniewa Herberta, nieomalże wpisana w jej rytmiczny kod.

A osmoza tematyczna między odrębnymi wierszami notowanymi w zbliżo-nym czasie na sąsiadujących kartach notatnika nie jest niczym zaskakującym.

Przede wszystkim zaś opierałem swoją opinię na metatekstowym passusie poprzedzającym wierszowy zapis o „kelnerach w pustych restauracjach” –

„Albo to:”. W myśl dokonanej przeze mnie deszyfracji uwaga ta miała ozna-czać: Albo to po stronie prawej – wiersz pt. Św. Weronika, albo to po stronie lewej – wiersz o kelnerach. Autor (tak sądziłem) za pomocą tej inskrypcji sta-wia przed samym sobą wybór pomiędzy dwoma alternatywnymi wierszami o świętych wizerunkach.

Myliłem się. Pomyłka ta wydaje mi się dziś tak oczywista, że trudno mi już zrozumieć, iż mogłem ją popełnić (nawet biorąc pod uwagę tę okolicz-ność, że nie dysponowałem wówczas reprodukcją, brulion widziałem tylko raz, w archiwum, pisząc dysertację opierałem się na notatkach z kwerendy).

Nie dostrzegłem chociażby stosunkowo przecież wyraźnej cyfry oznaczającej następstwo strof. Spójrzmy na reprodukcję: po stronie prawej na wysokości Il. 1. Skany z datowanego na rok 1949 notatnika Zbigniewa Herberta zawierające wiersz

Święta Weronika

ostatniej strofy widnieje cyfra „3”, całostka zapisana na stronie lewej oznaczo-na jest oznaczo-natomiast cyfrą „4”. To czytelny zoznaczo-nak, iż Herbert myślał o tym zapisie jako o continuum; domniemany wiersz o incipicie Kelnerzy w pustych restau-racjach nie jest wierszem osobnym, lecz codą, domknięciem wiersza Św. Wero-nika. Interpretując notatnikowy zapis, wiedziałem już co nieco o usus scribendi Herberta, zdawałem sobie sprawę, iż poeta ten, szkicując wiersz w notatni-ku, często (choć inna sprawa, że nie zawsze) tak właśnie gospodarował jego przestrzenią: zostawiał czystą lewą kartę, pracę rozpoczynał na karcie pra-wej, a gdy ona już się zapełniła, kontynuował pisanie niejako regresywnie, na stronie lewej. Powinienem o tym pamiętać. Co zaś się tyczy zapisku „Albo to”, urastającego w mej hiperbolizującej wyobraźni do rozmiarów kluczowego ar-gumentu, należałoby zauważyć, iż podobny metatekstowy passus widnieje też na stronie prawej („Albo na ten przykład, jeśli wam jeszcze mało”) i jest tam skreślony tak samo, jak zapis „Albo to” po stronie lewej. Sytuacja okazuje się zatem klarowna: Herbert przygotowywał jeden wiersz pod jednym, wspólnym tytułem Św. Weronika, elementem tekstu miały być początkowo paratekstowe wstawki zakłócające sylabotoniczny dukt liryku, w pewnym momencie odrzu-cone za pomocą skreślenia (prawda, że w przypadku passusu „Albo to: ” skreś- lenia mniej stanowczego).

Błąd, jaki popełniłem, był błędem nieuwagi. Manuskryptologiczna egzalta-cja doktoranta okazała się większa od skupienia filologa czy krytyka genetycz-nego. Mógłbym milcząco pominąć swój juwenilny lapsus, gdyby nie fakt, iż stał się on częścią oficjalnego dyskursu literaturoznawczego. Na podstawie pracy doktorskiej powstała książka, rozpowszechniająca mylną informację3. Szczę-śliwie, błąd został skorygowany. W roku 2010 Ryszard Krynicki opublikował tom Utwory rozproszone. Rekonesans, gdzie Św. Weronika podana została do druku jako całość. W edytorskiej propozycji Krynickiego nieopublikowany za życia wiersz Zbigniewa Herberta z późnych lat czterdziestych brzmi tak oto:

Święta Weronika

Nie warto jeździć po odpustach I tak nikt życia nie odpuści Lepiej rozejrzeć się wokoło O tutaj stoi święty Prot:

Ma twarz z marchewki grube ręce Święci są wszędzie!

3 Zob. M. Antoniuk, Otwieranie głosu. Studium o wczesnej twórczości Zbigniewa Her-berta, Kraków 2009, s. 386-389.

Przykro jest mówić o tym ale Tramwaj jest jak kościelna nawa Za bilet trzysta dni odpustu.

O teraz dzwoni wszyscy klęczą Bo święty Krzysztof ulicę przekracza Ma na ramionach bułek kosz Okna krzyżują chudych mieszczan Ta śmierć jest pusta jak pustelnia Brak w niej słodyczy odkupienia Pociąg odprawia smutne stacje Ciągnie na białym sznurze dymu Serię chust świętej Weroniki Kelnerzy w pustych restauracjach Patrzą się długo w szklany flakon I odbijają twarz zmęczoną

W małych serwetkach papierowych Które ktoś chętny a bezbożny Mógłby dewotkom drogo sprzedać4

Dzięki Ryszardowi Krynickiemu tekst odzyskał swą integralność, ukazał się oczom czytelników jako całość. Sprawa Świętej Weroniki nie jest jednak zamknięta. Pewne szczegóły tej edytorskiej reprezentacji powinny jeszcze, jak sądzę, stać się przedmiotem dyskusji. Polemizowałbym przede wszyst-kim z odczytaniem drugiego wersu drugiej strofy. W autografie nie posiada on brzmienia: „Tramwaj jest jak kościelna nawa”, lecz „Tramwaj jak katedral-na katedral-nawa”. Słowo „jak” podlega leciutkiemu skreśleniu, zaś po stronie prawej, w nieznacznej odległości od zapisu głównego, widnieje alternacja: „to”. Właści-wa postać wersu to zatem: „TramWłaści-waj jak katedralna naWłaści-wa” z tendencją do przej-ścia w „Tramwaj to katedralna nawa”. Na pewno jednak nie – „jest jak kościelna nawa”. W tym jednym punkcie oponowałbym wobec edytorskiego rozstrzy-gnięcia stanowczo, w dwu innych przypadkach chciałbym wystąpić nie tyle już z polemiką, co z wymagającą rozpatrzenia wątpliwością. Czy w przedostatnim wersie Świętej Weroniki na pewno mowa jest o kimś „chętnym a bezbożnym”, czy nie należałoby się tu raczej opowiedzieć za lekcją: „chytry a bezbożny”?

Budzący konfuzję wyraz zapisany został w sposób wysoce nieczytelny. Ale do-tykamy tu kwestii nie tylko grafologicznej, lecz także semantycznej. Bezbożnik

4 Z. Herbert, Utwory rozproszone (Rekonesans), wyb. i oprac. edytorskie R. Krynicki, Kraków 2010, s. 12.

oszukujący „dewotki”, sprzedający im za wygórowaną cenę sfałszowaną reli-kwię (czy jej rzekomą kopię, wizerunek) – do takiej persony epitet „chytry”

pasuje bardziej niż „chętny”. Wpatrywałem się wiele razy w ten pospiesznie zapisany epitet, nie potrafię rozstrzygnąć definitywnie, które odczytanie jest lepiej umotywowane „wizualnie”, jedynie racje semantyczne sprawiają, iż skłaniałbym się ku lekcji: „chytry”. Jeszcze mniej oczywisty jest dla mnie ca-sus czwartego wersu strofy pierwszej, gdzie wciąż zastanawia mnie tożsamość świętego: czy na pewno jest to Prot (jak odczytuje Ryszard Krynicki), czy jed-nak Piotr. Innymi słowy, trudność sprawia tutaj określenie zjed-naku kończącego linijkę w autografie: „:” czy „r”? Różnica niewielka pod względem graficznym, znaczna pod względem interpretacyjnym.

Gdyby Święta Weronika ukazała się drukiem w postaci uwzględniającej mój pierwszy postulat oraz rozstrzygającej dwie wątpliwości w sposób inny niż uczynił to pierwszy edytor, tekst wyglądałby odrobinę inaczej:

Święta Weronika

Nie warto jeździć po odpustach I tak nikt życia nie odpuści Lepiej rozejrzeć się wokoło O tutaj stoi święty Piotr

Ma twarz z marchewki grube ręce Święci są wszędzie!

Przykro jest mówić o tym ale Tramwaj jak katedralna nawa Za bilet trzysta dni odpustu.

O teraz dzwoni wszyscy klęczą Bo święty Krzysztof ulicę przekracza Ma na ramionach bułek kosz Okna krzyżują chudych mieszczan Ta śmierć jest pusta jak pustelnia Brak w niej słodyczy odkupienia Pociąg odprawia smutne stacje Ciągnie na białym sznurze dymu Serię chust świętej Weroniki Kelnerzy w pustych restauracjach Patrzą się długo w szklany flakon I odbijają twarz zmęczoną

W małych serwetkach papierowych Które ktoś chytry a bezbożny Mógłby dewotkom drogo sprzedać

Tak mogłaby wyglądać alternatywna (w niewielkim zakresie) edycja wiersza.

Być może jednak nie jest to jedyne edytorskie rozwiązanie, jakie warto rozwa-żyć wobec Herbertowskiej Świętej Weroniki?

Tym, co mnie niepokoi, jest tekstologiczny status wiersza, jak stwierdza wyraźnie sam Ryszard Krynicki, „poniechanego”. I to, dodajmy, poniechanego w stadium brulionowym. Ów zasadniczy fakt „poniechania” ma bowiem swo-je konsekwencswo-je: na scenie brulionu wciąż rywalizują pomiędzy sobą słowa i pomysły. Wspomniałem już o tym, że drugi wers drugiej strofy w autografie zapisany został następująco:

Tramwaj jak katedralna nawa to

Na podobnej zasadzie piąty wers tejże strofy ma postać:

Bo Święty Krzysztof ulicę przekracza w ulicę wchodzi

Edytorstwo to sztuka podejmowania decyzji i, w myśl tej dewizy, edytor może oczywiście rozstrzygać, która redakcja tekstu zostanie uznana za „kanonicz-ną”. Może zatem uznać, iż „w tekście głównym” Świętej Weroniki pojawią się wersy „Tramwaj jak katedralna nawa” oraz „Bo Święty Krzysztof ulicę prze-kracza” (oparte na odczytaniu ignorującym marginesowe alternacje), nato-miast wersy „Tramwaj to katedralna nawa” oraz „Bo święty Krzysztof w ulicę wchodzi” (odczytane z poszanowaniem marginesowych alternacji) znajdą swą reprezentację w aparacie krytycznym. Może też oczywiście postąpić dokładnie odwrotnie, uprzywilejowując marginalną alternację (na przykład kierując się zasadą „ostatniej intencji autora”). W obu wszakże przypadkach tekst – przez samego autora jeszcze nie rozstrzygnięty – staje się efektem tekstologicznego rozstrzygnięcia.

A może – rozważmy i tę opcję – warto zafundować Świętej Weronice taką edytorską reprezentację, która właśnie ów szczególny status „nierozstrzygnię-cia” wysunie na plan pierwszy? Wyobraźmy sobie edycję inspirowaną teorią i doświadczeniem francuskiej krytyki genetycznej5. Za pomocą barwnej

repro-5 Zob. omówienia edytorskich praktyk krytyków genetycznych w następujących pra-cach: D. van Hulle, Textual Awareness. A Genetic Studies of Late Manuscripts by Joyce, Proust and Mann, Ann Arbor 2007, s. 29-36; W. Kruszewski, Rękopisy i formy. Badanie literatury jako sztuka odnajdywania pytań, Lublin 2010, s. 74-77. Ostatnio ukazała się na polskim gruncie książka będąca całościowym, autorskim omówieniem krytyki genetycznej, w tym

dukcji o wysokiej jakości można by wówczas odwzorować topografię kartki.

Możliwie wierna transkrypcja (czy, jak kto woli, transliteracja) dyplomatyczna (bo chyba jednak dyplomatyczna w tym przypadku) uczyniłaby zapis bardziej czytelnym. Czytelnik mógłby także zobaczyć (wzmiankowany w edytorskim komentarzu Krynickiego) rysunek poety. Przede wszystkim zaś obcować (nie-mal) bezpośrednio z dynamiką i nierozstrzygalnością autorskiego brulionu, w którym wciąż trwa agon pomysłów i konceptów. Co oczywiste, projekt, któ-ry tu zaktó-rysowuję, nie zmierzałby wcale do wyeliminowania edytorskiej wer-sji pierwodrukowej, spełniającej swoje zadania, stanowiącej niezbywalną już część historii tekstu. Nie o zastąpienie tu chodzi, ale uzupełnienie poprzez inny typ, inny model edycji.

Wszystko, o czym tu piszę, służyć ma za argument, iż Święta Weronika Zbi-gniewa Herberta jest istotnie, jak to określiłem w tytule pierwszej części ni-niejszego artykułu, problemem grafologicznym, tekstologicznym i edytorskim.

Ale przecież – to jeszcze nie cała problematyczność tego brulionowego wier-sza…