• Nie Znaleziono Wyników

Wielka wojna i jej konsekwencje w małym świecie

Niezmiernie trudno precyzyjnie określić konsekwencje wojny trzydziestolet-niej dla naszego miasteczka i okolic. Pierwsze lata konfliktu nie przyniosły okolicy wielkich szkód. Jeszcze w 1619 r. mieszczanie świerzawscy ufundowali w swoim kościele nowy, okazały ołtarz główny474. Ta fundacja, podobnie jak prace z lat 70. XVI w., była dobitnym wyrazem zamożności gminy luterańskiej i jej wiary w przy-szłość. Przeznaczając pieniądze na nowy ołtarz, nie spodziewano się zmian, które

wymagałyby oszczędzania środków miejskich na rzecz wydatków o dosłownie podstawowym znaczeniu dla przetrwania wspólnoty. Podobnie zresztą myśleli okoliczni ziemianie. Wdowa Małgorzata von Schliewitz z domu von Schweinichen w latach 20. XVII w. wzniosła imponujących rozmiarów rezydencję w Starej Kra-śnicy. Najprawdopodobniej wybudowano ją w części z materiału po rozbiórce za-budowań starszego, XVI-wiecznego dworu. Nowa rezydencja prezentowała od-wiedzającym ją potęgę tutejszej rodziny poprzez bardzo bogaty program heraldyczny zdobiący zarówno bramę wjazdową, jak i portal prowadzący do pała-cu. Rzędy herbów rodzin przodków śp. małżonka fundatorki, Adama von Schlie-witz, oraz jej własnych krewnych ukazywały tutejszą rodzinę jako spadkobierczy-nię tradycji najznamienitszych rodów księstwa: Reibnitzów, Elbelów, Hochbergów, Schaffgotschów, Rothkirchów, Schindelów, Nimptschów… Jednak w tym założe-niu widać oznakę pewnego zaniepokojenia co do przyszłości. Dwór wraz z folwar-kiem został bowiem otoczony murem, a obok bramy wjazdowej umieszczono obronną wieżę. Prawdą jest jednak, że umocnienia te miały umiarkowane znacze-nie praktyczne w wypadku najazdu zbrojnych. W większym stopniu miały wskazy-wać na arystokratyczne aspiracje wdowy, która – jak jej brat, Hans von Schweini-chen, rezydujący w Świnach – pragnęła mieszkać w prawdziwym zamku.

Być może pewnym impulsem dla tej fundacji był przemarsz przez tutejsze okolice kompanii polskich lisowczyków, zwanych też Kozakami. W 1622 r. zostali wysłani przez króla Zygmunta Starego do Czech na pomoc cesarzowi. A ponieważ ten ostatni zapłacił im tylko połowę żołdu, wracając do Polski łupili Śląsk, by od-zyskać należne im – ich zdaniem – środki. W trakcie tego przemarszu miała też ucierpieć Świerzawa, w której mieli wywołać pożar. Jednak wiarygodność tego przekazu – opartego o bliżej nieznany list świerzawian do mieszkańców Jeleniej Góry – nie jest wielka475. Tymczasem od połowy lat 20. XVII w. marsze i kwate-runki wojsk cesarskich, a od lat 30. armii szwedzkich następowały po sobie, doty-kając zarówno Świerzawę, jak i otaczające ją wsie. Jednak szczęśliwie dla nich tutejsze ziemie nie znajdowały się na głównym szlaku przemarszu wojsk zwalcza-jących się stron. Dzięki temu w zasadzie ominęły tutejszych mieszkańców skutki bezpośrednich walk. Najbliżej mogli ich doświadczyć w 1640 r., gdy szwedzki ge-nerał Stalhanss rozbił między Jelenią Górą a Złotoryją 3. cesarski regiment

475 A. Knoblich, op. cit., s. 131. Trudno powiedzieć, echem której z wypraw lisowczyków jest ta opo-wieść – powrotu z kampanii 1621 r., na co wskazują szczegóły dotyczące genezy ich pojawienia się pod Świerzawą, czy kampanii śląskiej 1622 r., co sugeruje rok przypisywany przez Knoblicha tym wydarzeniom. Pomieszanie obu wątków wskazuje na niepewny charakter całej tradycji, choć nie wyklucza pojawienia się lisowczyków na tym terenie i dopuszczenia się gwałtów na tle rabun-kowym, co także było ich specjalnością.

rów, a część walk miała się toczyć w pobliżu Świerzawy476. Większe szkody miał jednak miasteczku wyrządzić pożar, jaki wznieciły wojska cesarskie w 1639 r. Łu-pem ognia padło wówczas 51 domów i 14 zabudowań gospodarczych477. Spłonęła fara miejska wraz z dzwonami, cudem ocalała jedynie wieża ratuszowa478. Jak wielkie było ubóstwo mieszczan, a może raczej – mieszkańców pozostałych wciąż w mieście – u schyłku wojny, świadczy sposób, w jaki starali się spłacić nałożone na miasto kontrybucje wojenne. W początkowej fazie wojny zbierano po prostu pieniądze od mieszkańców. Jednak w 1640 r. zdecydowano się w celu pozyskania środków sprzedać… złom po stopionych w pożarze rok wcześniej dzwonach ko-ścielnych479. W spisie miast księstwa świdnicko-jaworskiego z 1650 r. nie podano niestety danych dotyczących Świerzawy i Wlenia. Wskazuje on jednak na general-ny, bardzo duży ubytek mieszkańców we wszystkich osadach miejskich księstwa. W przypadku Jeleniej Góry z 900 osób przed wojną po jej zakończeniu w mieście doliczono się 200 mieszkańców. W Bolkowie z 350 pozostało 100 mieszczan. Po-dobnie sytuacja wyglądała w innych osadach480. Nawet jeśli w tym obrazie przygo-towywanym dla władz królewskich sporo było przesady, by wymusić pomoc w od-budowie miast, to straty ludnościowe z pewnością były duże. I trudno przypuszczać, by Świerzawa była na tym tle zupełnym wyjątkiem. Brak dotyczących jej danych w tym dokumencie może wręcz wskazywać, że w Świerzawie brakowało przedsta-wicieli władz miejskich, którzy mogliby odpowiedzieć na oficjalne zapytanie o liczbę mieszkańców.

W czasie wojny cierpieli oczywiście nie tylko mieszkańcy miasta. Szczegól-nie trudna była sytuacja osób zamieszkujących wsie, narażonych na stałe rekwizy-cje żywności przez wojsko. Jak bardzo niebezpiecznym było ówczesne życie w osadach wiejskich, może świadczyć los należącej do pana Ernesta von Nimptsch ze Starej Kraśnicy posiadłości w Czarnem koło Jeleniej Góry. Po zakończeniu woj-ny jej właściciel nie wypłacał czynszów z kapitałów lokowawoj-nych na tej nierucho-mości – bo jej praktycznie nie było. W ciągu wojny wieś dwukrotnie dotknął pożar, w którym spaliły się zabudowania zarówno gospodarskie, jak i mieszkalne. Dwu-krotnie została również złupiona przez oddziały wojskowe481. Wydaje się, że więk-szość rodzin szlacheckich opuściła wówczas swoje majątki i wyjechała do miast. We dworach mogli pozostać jedynie mężczyźni. Nie wydaje się prawdopodobne,

476 M. Merian, M. Zeiller, op. cit., s. 177.

477 I. Łaborewicz, Zarys dziejów, s. 35.

478 J. Seidel, op. cit., s. 5.

479 Ibidem, s. 6.

480 G. Croon, op. cit., nr 111, s. 265.

by uciekinierzy udali się do Świerzawy. Pozbawione murów miasteczko nie gwa-rantowało większego bezpieczeństwa niż okoliczne wsie. Źródła wskazują raczej na poszukiwanie schronienia w większych miastach, szczególnie we Wrocławiu. Tu zamieszkała między innymi znana nam rodzina Ernesta von Nimptsch. Nie było to dla niej – a zapewne nie tylko dla niej – miejsce ówcześnie szczęśliwe. W 1639 r. zmarła żona Ernesta, Ewa ur. von Schliewitz (22 października). Osierociła pięć córek, z których jednak bardzo szybko trzy zmarły, jak napisał autor źródła – podą-żając za matką – Emerentiana 27 grudnia 1639 r., Urszula Małgorzata 15 marca 1640 r., a Elżbieta 22 marca tego samego roku482. Możemy się domyślać, że zmarły w wyniku jednej z panujących wówczas w mieście chorób zakaźnych…

W tym samym czasie znacząco spadała opłacalność działalności gospodarczej mieszkańców wsi i właścicieli tamtejszych majątków ziemskich. Świadectwem głębokiego pogorszenia się warunków gospodarczych były kłopoty z wydzierża-wieniem majątków ziemskich, nawet za niewielką bądź wręcz żadną odpłatnością. W 1644 r. dotychczasowy dzierżawca majątku w Sędziszowej, Krzysztof baron von Zedlitz und Nimmersath z Wojanowa rozliczył się z dzierżenia tego majątku zgodnie z kontraktem z 1638 r. I odmówił jego przedłużenia. Współwłaściciele majątku, spadkobiercy zmarłego właściciela, mogli przejąć sami zarząd, ale nie odważyli się na to. A jednocześnie nie mogli znaleźć chętnego do dzierżawy dóbr i obawiali się, że w tej sytuacji majątek opustoszeje i popadnie w ruinę. Przekazali go zatem na zimę w ręce trójki bliżej nieznanych w okolicy inwestorów (Zygmunt von Braun, Jerzy von Hacke, Eliasz Seiler), którym zobowiązali się płacić 15 tala-rów śląskich, a ich jedynym zobowiązaniem na rzecz właścicieli była dbałość o utrzymanie w należytym stanie majątku483. Trudna sytuacja gospodarcza prowo-kowała czasami działania sprzeczne z ogólnie uznawanymi normami. Oto w 1625 r. znana nam już wdowa Małgorzata von Schliewitz, ur. von Schweinichen, właści-cielka dóbr Stara Kraśnica skarżyła się, że 10 kwietnia mieszkańcy Świerzawy wyrządzili szkody w jej ogrodach na niebagatelną sumę 100 talarów484. Mieszcza-nie od schyłku XVI w. pozostawali w sporze z dziedzicami Starej Kraśnicy, tym łatwiej było więc im w krytycznej chwili nadużyć praw tutejszych posiadaczy ziemskich. Czy doszło jednak do zwykłego rabunku w celu pozyskania żywności na przednówku, czy też chodziło o innego typu działalność? Nie wiemy.

Głębokie problemy ekonomiczne wywołały walki wojsk habsburskich ze szwedzkimi i saskimi w latach 30. XVII w. Niestety, dowiadujemy się o nich

482 Ibidem, s. 303–304.

483 AP Wr., Księstwo świdnicko-jaworskie, nr 86, s. 602–603.

najczęściej w sposób pośredni. Brakuje nam źródeł opisujących stan majątków przed wojną i po jej zakończeniu. Pozostaje więc przyjrzeć się bliżej wzmiankom, które do nas dotarły na marginesie czynności prawnych i wydarzeń ekonomicznych mających miejsce w czasie wojny i tuż po podpisaniu układów pokojowych. I tak przykładowo Małgorzata von Schliewitz jeszcze przed wybuchem właściwych walk na Śląsku chciała przekazać swe dobra dzieciom i wnukom. Nie zdążyła jed-nak wcielić w życie zwartych w tej sprawie porozumień i w kwietniu 1638 r. trzeba było je odnowić. O ile jednak wcześniej wszyscy spadkobiercy byli zainteresowani przejęciem jej dóbr, o tyle w tym momencie ich entuzjazm znacząco osłabł. Stano-wiące trzon jej majątku dobra w Starej Kraśnicy wraz z ziemiami i prawami wobec Muchowa i Dobkowa oraz ziemie w Lubiechowej zakupione przez Małgorzatę mieli przejąć jej wnukowie, dzieci zmarłej pani von Lest ur. von Schliewitz. Pełno-letni lub znajdujący się pod opieką decyzją opiekunów odmówili przejęcia odpo-wiedzialności za dobra. Zgodę na to wyraziła druga córka, Ewa von Nimptsch ur. von Schliewitz, która formalnie odkupiła je od matki za 40000 talarów. Tę niechęć do przejęcia spadku tłumaczy dostatecznie fakt, że wspomniana część majątku była zadłużona na 31680 talarów. A i tak była to suma zmniejszona o nieściągnięty od poddanych – z powodu zniszczeń wojennych i generalnych niepokojów – trzyletni czynsz, którego pozyskanie w czasie wojny było wielce problematyczne… Matka, Małgorzata, nie miała raczej złudzeń co do wartości majątku i sytuacji rodziny cór-ki. Formalna kwota sprzedaży nie została uiszczona. Na 30000 wyceniono bowiem udział Ewy w spadku po ojcu, a 10000 miała wypłacić spadkobiercom Małgorzaty – po jej śmierci. Za życia matki miała jej jedynie wypłacać 600 talarów rocznie jako równowartość odsetek od kapitału 10000 talarów485. Jeśli jednak Ewa sądziła, że uda jej się utrzymać dla swoich dzieci w całości ziemie rodziny pozyskane tak małym – formalnie – kosztem, była w błędzie. W obliczu głębokich kłopotów finansowych w czasie wojny rozwiązaniem stawał się podział i powolna wyprzedaż dóbr. Dzięki temu opat lubiąski w 1639 r. był w stanie pozyskać tę część Dobkowa, która dotąd należała do von Schliewitzów za 6000 talarów z rąk Ernesta von Nimptsch486. Zwa-żywszy jednak na wysokość całego zadłużenia, była to kwota mogąca pokryć nie-spełna dwuletnie odsetki od zaległości. Docenić należy więc kunszt Ernesta, który w trudnej, wojennej sytuacji zdołał ocalić dla swojej rodziny zasadnicze dobra w Starej Kraśnicy – z dochodami z Muchowa i Lubiechowej – i Wądrożu Małym (które w przyszłości staną się z kolei zarzewiem konfliktu z córkami – o czym jed-nak niżej). Nie uchronił ich jedjed-nak przed zniszczeniami. Zapewne z pewną przesadą

485 AP Wr., Księstwo świdnicko-jaworskie, nr 86, s. 132–137.

– bo był materialnie zainteresowany w przedstawieniu takiego przebiegu wypadków – Ernest von Nimptsch zeznawał, że oba majątki w trakcie wojny zostały komplet-nie zrujnowane. I że musiał poświęcić bardzo dużo środków i własnej pracy, komplet-nie tylko robotników, by doprowadzić je z powrotem do stanu umożliwiającego ich wykorzystywanie. Skoro jednak nikt nie kwestionował takiego stanu majątku w chwili jego przejęcia, to coś musiało być na rzeczy. Nie można jednak rozstrzy-gnąć, czy wynikało to przede wszystkim z wydarzeń wojennych, czy też w pewnym przynajmniej stopniu z zaniedbań gospodarskich pani von Schliewitz487.

Można też powiedzieć, że była to sytuacja wyjątkowa. Przeczy jednak temu fakt, że także pozostali właściciele ziemscy mieli coraz poważniejsze kłopoty z po-zyskaniem odpowiednich dochodów ze swoich majątków i praw. Nie tylko dlatego, że mieszkańcy wsi uciekali w obawie przed wędrującym wojskiem. Nie mogli przecież uciekać zawsze i – przede wszystkim – w dłuższym okresie nie mieli do-kąd. Ale mogli odmówić płacenia danin i świadczenia służb swojemu panu, moty-wując to trudną, własną sytuacją. Z ciekawym przykładem relacji między społecz-nością wiejską i panami feudalnymi spotykamy się w przypadku wsi Dobków. Formalnie większość tutejszej ziemi, a wraz z nią zamieszkujących tu chłopów, była własnością opata klasztoru w Lubiążu. Jednak prawa książęce, w tym prawo wyższego sądownictwa, polowań i inne, należały do dziedziców majątku Stara Kraśnica. Według sporządzonej w 1638 r. relacji starosty świdnicko-jaworskiego i tak zawsze to opat angażował się w rozmowy z tutejszym chłopstwem. A te miały być częste, mieszkańcy Dobkowa bowiem wyjątkowo chętni byli do odmawiania świadczeń na rzecz swoich panów feudalnych. W latach 1636–1638 w ogóle nie odrabiali należnych dziedzicom Starej Kraśnicy służb, to jest orki przez dwa dni w roku łącznie 24 pługami488. Tak znaczący ubytek darmowej siły roboczej w fol-warku musiał powodować – zwłaszcza w trudnym okresie wojny, gdy brakowało robotników sezonowych spoza Śląska – wielkie straty dziedzica. Rodziło to kon-flikty między nim a mieszkańcami Dobkowa, które zaostrzyły jeszcze warunki wo-jenne „rujnujące ojczyznę”. Na to nakładały się spory o kompetencje między opa-tem i właścicielami Starej Kraśnicy. Ostatecznie w 1638 r. opat odkupił od Ernesta von Nimptsch z Sokołowca, dziedzicznego pana Starej Kraśnicy, za 6000 talarów jego prawa wobec chłopstwa z Dobkowa zarówno w zakresie sądownictwa, jak i powinności chłopskich – robót polowych, dowozu drzewa i wszelkich innych świadczeń489. Raczej nie przełożyło się to na natychmiastowe uspokojenie sytuacji

487 AP Wr., Księstwo świdnicko-jaworskie, nr 89, s. 304, 307–309.

488 AP Wr., Księstwo świdnicko-jaworskie, nr 86, s. 183.

we wsi. Ale wskazuje na bezradność szlachcica w obliczu zbiorowego i długotrwa-łego – choć nieprzesadnie gwałtownego – oporu chłopstwa.

Konflikty o podłożu gospodarczym, które zaogniły i wyostrzyły trudne warun-ki wojenne, niewątpliwie najmocniej uderzały w spójność lokalnej społeczności. Ale niemal jednocześnie przeciw utrzymywaniu wspólnoty tutejszych mieszkańców wystąpiła administracja królewska. Już w trakcie wojny administracja i wojsko habsburskie podejmowały działania zwrócone przeciw miejscowym zwolennikom protestantyzmu. Przede wszystkim usuwano z miasta i miejscowości wokół Świe-rzawy protestanckich pastorów. Z nieodległego Wlenia dwukrotnie był usuwany pastor Valentin Alberti, w 1629 r. i 1637 r. Wracał do niego pod osłoną wojsk szwedzkich (1635), ale zwycięstwo armii cesarskiej nie pozwoliło mu tu na dłuższy pobyt. W 1639 r. osiadł ostatecznie w Sokołowcu490. W 1637 r. w czasie szeroko zakrojonej akcji rewindykacji kościołów z rąk protestantów cesarski komisarz hra-bia Annaberg odebrał protestantom świerzawskim ich kościoły 20 marca, jelenio-górskim 21 marca, a wleńskim 22 marca491. I choć Szwedzi, usuwając wojska habs-burskie, umożliwiali powrót protestanckim kaznodziejom, to po 1635 r. kapłani nie wrócili do większości interesujących nas miejscowości. Trudno dziś ocenić, co za-decydowało o tym w większym stopniu: lęk przed wojskiem cesarskim czy stopień zniszczenia miejscowości. W Świerzawie brakowało duchownego obsługującego farę od 1629 r. do 1635 r. i powtórnie od 1637 r. do 1650 r. W tym drugim okresie sakramentów mieszkańcom udzielał i parafią zarządzał proboszcz z Nowego Ko-ścioła. Według późniejszych historiografów Kościoła protestanckiego tej okolicy miało to wynikać z braku mieszkańców w wyniszczonym mieście. Odbiega to od prawdy. Brak proboszcza w mieście można uznać raczej za sygnał braku możliwości pozyskania dochodów, które dałyby szansę na utrzymanie się w nim duchownego. Podobnie, jak można sądzić, wyglądała sytuacja w Lubiechowej. Marcin Hofmann, powołany na stanowisko tutejszego proboszcza w 1645 r., zarządzał parafią rezydu-jąc stale w Podgórkach, gdzie pełnił urząd proboszcza od 1640 r.492

Wojna trzydziestoletnia fatalnie odbiła się na zaludnieniu całego Śląska. Naj-bardziej wyludniły się rejony wiejskie. Pozbawieni osłony przed żołnierzami wszystkich armii mieszkańcy byli regularnie rabowani, ale też stale wystawieni na ryzyko zagrożenia życia ze strony żołnierzy tak teoretycznych wrogów, jak i przyja-ciół. Wielu uciekało więc do miast otoczonych murami – których akurat Świerzawa nie posiadała. Część starała się ukryć w niedostępnych lasach, które miały

490 H. Grünwald, op. cit., s. 7.

491 J. A. Hensel, F. A. Rambach, op. cit., s. 289.

cać żołnierzy przed odwiedzaniem zagubionych poza głównymi szlakami, ubogich siedzib. Być może dzięki temu rozwijały się takie miejscowości jako Gozdno493. Położona w środku trójkąta, którego wierzchołkami są Biegoszów, Kondratów i Sę-dziszowa, z powodzeniem mogła pełnić funkcję miejsca ucieczki dla mieszkańców tych i pozostałych wsi z okolicy. Zwłaszcza że powstała w środku lasu od wieków rozciągającego się na górzystym terenie między wspomnianymi osadami. Wylud-nianie się wsi nie było tylko problemem czasu wojny. Ustanie walk, a potem zawar-cie pokoju w 1648 r. nie doprowadziło do natychmiastowej odbudowy populacji mieszkańców wsi. W Dobkowie jeszcze w 1654 r. odnotowano, że wiele parceli jest niezasiedlonych. Podkreślmy jednak, że w pochodzącym z tego roku sprawozdaniu komisji przejmującej kościoły protestanckie wskazano poza Dobkowem jeszcze tyl-ko Sotyl-kołowiec jatyl-ko wsie noszące ślady pustek osadniczych spowodowanych – w domyśle – działaniami wojennymi. Milczy się o nich natomiast w przypadku Pod-górek, Nowego Kościoła, Lubiechowej i Rząśnika. W Sędziszowej wspomina się jedynie o spalonym dworze proboszcza494. Nie oznacza to, że we wspomnianych wsiach wojna trzydziestoletnia nie wyrządziła żadnych szkód. Co najwyżej wskazu-je, że nie spowodowała zniszczenia podstaw gospodarczych wspólnoty, nie naruszy-ła zasadniczo struktury osadniczej. W rezultacie wspomniane osady nie wymagały długotrwałej rewitalizacji. Ślady wojny mogły być nadal widoczne, ale nie domino-wały w krajobrazie wymienionych miejscowości.

Wojna, a zwłaszcza okresy częstych przemarszów wojsk i związanej z tym konieczności płacenia wysokich kontrybucji, boleśnie odcisnęła się na losach tutej-szej szlachty. Aby spłacić ciążące na nich ciężary, właściciele majątków zaciągali pożyczki. Udzielane pod zastaw ich dóbr powodowały, że w momencie niewypła-calności musieli je przekazać kredytobiorcy. Z tego powodu Konrad von Redern został zagrożony utratą swoich dóbr w Sokołowcu Górnym. W 1632 r. zaciągnął kredyt u Macieja Püscheln ze Świdnicy na niezbyt wysoką kwotę 402 talarów. Ale gdy nie mógł go spłacić, w 1635 r. zagrożono mu, że za rok będzie musiał przekazać swoje dobra wierzycielowi. Sprawę zamknięto ostatecznie dopiero w 1731 r., do tego momentu kredytodawca musiał zgłaszać swoje pretensje do von Redernów495. O ile w przypadku pana von Redern znamy jedynie groźby przejęcia jego nierucho-mości, to wierzyciele Jerzego Henryka von Zedlitz z Podgórek musieli posunąć się o krok dalej. W 1636 r., żeby odzyskać pożyczone przez Jerzego kwoty, sprzedali

493 Nie wydaje się jednak, by wspomniana sytuacja powołała tę wieś do życia i że była ona wymienio-na po raz pierwszy w źródłach dopiero w 1669 r., zob. Ivo Łaborewicz, Inne miejscowości, s. 65. W źródłach pojawia się ona już w połowie XVI w.

494 J. A. Hensel, F. E. Rambach, op. cit., s. 438, 442–444.

jego rodzinne dobra – Podgórki – Kasprowi von Zedlitz z Pilchowic496. W tym przypadku niezwykle ciekawe jest powiązanie ze sobą kredytodawców, kredyto-biorcy i kupującego dobra od wierzycieli. Wszyscy pochodzili z jednego rodu – von Zedlitzów. Owszem, z różnych linii – to jest piszących się z Podgórek, Mysłowa i Pilchowic – ale osiadłych na terenie księstwa jaworskiego, a w przypadku Mysło-wa i Podgórek w pobliżu Świerzawy. Jeszcze silniej powiązani ze sobą byli wierzy-ciele – byli to członkowie rodziny von Zedlitz z Mysłowa. Ta jedna akcja odsłania z jednej strony starania o prowadzenie w obrębie rodu skoordynowanej polityki kredytowej, a nawet szerzej – gospodarczej. Ale z drugiej – brutalną wyższość ra-chunku ekonomicznego nad wszelkimi względami sentymentalnymi. Kredyt nale-żało spłacić – lub ponieść konsekwencje nierozważnej polityki.

Dziś trudno nam jednak odpowiedzieć na pytanie, kiedy o upadku fortuny decydowały decyzje nierozważne, a kiedy obciążenia podatkami, daninami, świad-czeniami na rzecz wojsk. W 1667 r. pan Ernest von Nimptsch ze Starej Kraśnicy, Czarnego i Wądroży Małych musiał odpowiadać przed stanami księstwa świdnic-ko-jaworskiego z tytułu swoich zaległości wobec królewskiego urzędu