• Nie Znaleziono Wyników

Zamach na generał-gubernatora Josifa Hurkę

W dokumencie Mościcki Ignacy (Stron 50-57)

II. Na studiach w Rydze

II.7. Zamach na generał-gubernatora Josifa Hurkę

Josif Władimirowicz Hurko – zasłużony dowódca armii ro-syjskiej w wojnie z Turcją – objął funkcję gubernatora Królestwa Polskiego w 1883 r. i sprawował ją nieprzerwanie przez jedena-ście pamiętnych lat. Miał tu władzę nieograniczoną i do dyspozy-cji wszystkie środki represji. Zaciekle zwalczał najmniejsze nawet,

Strona tytułowa pracy dyplomowej I. Mościckiego

II. Na studiach w Rydze

rzeczywiste lub domniemane, przejawy dążeń niepodległościo-wych, niezależnej myśli politycznej czy choćby szacunku dla pol-skiej historii, tradycji, kultury. Za jego czasów proces rusyfikacji był realizowany najbardziej bezwzględnie. Język rosyjski zapano-wał nie tylko w szkołach rządowych i prywatnych, ale także w są-dach, urzędach i wszystkich instytucjach publicznych. Działo się to w atmosferze terroru spowodowanego licznymi aresztowaniami, zsyłkami, wyrokami długoletniego więzienia i często orzekanymi karami śmierci.

W niektórych polskich radykalnych ugrupowaniach niepodle-głościowych pojawiła się idea, że na terror należy odpowiedzieć ter-rorem. Podobnie myślał Ignacy Mościcki oraz wielu jego kolegów.

Dlatego też sprawą daleko ważniejszą od egzaminów końco-wych stało się dla nich zdobycie umiejętności wytwarzania mate-riałów wybuchowych. Nie mogli mieć na ten temat wystarczającej wiedzy, ponieważ zagadnienia te nie mieściły się w programie stu-diów na żadnym z wydziałów Politechniki. Potrzebne wiadomości trzeba było zdobyć samodzielnie. Najłatwiejszym sposobem wyda-wało się skorzystanie w tym względzie z doświadczeń zagranicz-nych środowisk anarchistyczzagranicz-nych. Dotarcie do nich było możliwe dzięki istniejącym powiązaniom konspiracyjnym.

Mościcki wiedział, że wstępuje na drogę bardzo niebezpieczną.

Wiedziała o tym również i, co więcej, akceptowała, jego młodziut-ka narzeczona. Właśnie ukończyła gimnazjum i uzysmłodziut-kała patent nauczycielki. Ich ślub odbył się w kościele parafialnym św. Bar-tłomieja w Płocku 22 lutego 1892 r. Sakramentu udzielił ksiądz Antoni Rumianowski. Była to cicha uroczystość, w której ze strony pana młodego uczestniczyła tylko matka; reszta rodziny nie zo-stała nawet powiadomiona. Zadecydowały o tym względy bezpie-czeństwa, w obliczu już podjętych przez Mościckiego działań.

Małżonkowie wynajęli małe mieszkanie na ulicy Widok w Warszawie. Zamieszkała tam Michalina Mościcka wraz ze swo-ją siostrą, Ignacy zaś wyruszył do Londynu przekraczaswo-jąc grani-ce nielegalnie, bez wymaganego pozwolenia i paszportu. Celem wyjazdu było nawiązanie bezpośrednich kontaktów z

działający-mi na edziałający-migracji polskidziałający-mi organizacjadziałający-mi socjalistycznydziałający-mi. Od nich Mościcki spodziewał się uzyskać wiedzę na temat konstruowania bomb. Nie pomylił się w swoich rachubach. W Londynie otrzymał adresy punktów w Paryżu i Szwajcarii, gdzie mógł się zaopatrzyć w odpowiednią literaturę. Pojechał tam niezwłocznie i załatwiwszy rzecz pomyślnie, wyposażony w materiały instruktażowe powrócił do Warszawy.

Teraz już wszystko wydawało się proste. Wystarczyło nabyć odpowiednie chemikalia i przystąpić do produkcji. W mniema-niu Mościckiego o chemikalia najłatwiej było w Rydze. Wiedział, gdzie należy ich szukać. Do Rygi tym razem wyjechał wraz z mał-żonką, toteż zmiana mieszkania nie wzbudzała u nikogo żadnych podejrzeń.

Dość surowo przestrzegane przepisy obowiązujące na Politech-nice Ryskiej wymagały, aby studenci informowali władze Uczelni o każdorazowej zmianie stancji. Dane te, aktualizowane na bieżą-co, były ogłaszane w corocznie wydawanych spisach osobowych.

W spisie z roku akademickiego 1889/90 przy nazwisku Ignace-go MościckieIgnace-go umieszczono adres: Gertudstr. 21, I. Na tej ulicy, znajdującej się w pobliżu Wydziału Chemicznego i ładnie zabudo-wanej domami oferującymi pokoje do wynajęcia, chętnie mieszkali zarówno studenci, jak i pracownicy dydaktyczni Politechniki.

Dla nowych planów Mościckiego było to niedogodne. Zna-lazł więc lokum w ruchliwym i bardziej anonimowym śródmieś-ciu (obecna starówka) na Scheunenstrasse, co zostało odnotowane w kolejnym spisie osobowym.

W śródmiejskim mieszkaniu natychmiast przystąpił do pro-dukowania nitrogliceryny (trójazotan gliceryny, czyli inaczej ester kwasu azotowego i gliceryny), związku chemicznego, będącego podstawowym materiałem wyjściowym do otrzymywania dyna-mitu i innych substancji wybuchowych. W tej pracy pomagała mu żona. Ona również przeniosła w damskim koszyczku na zakupy ów niebezpieczny produkt i wręczyła innemu młodemu konspira-torowi, który świadomy zawartości bagażu, zawiózł go ostrożnie do Warszawy.

II. Na studiach w Rydze

Do Warszawy powrócili także Mościccy. Plan odwetu był już gotowy. Miała to być detonacja silnych ładunków, przeprowadzona w soborze prawosławnym na Placu Krasińskich przy ul. Długiej.

Sobór był odebranym Pijarom i przebudowanym na cerkiew daw-nym kościołem akademickim Collegium Nobilium. Od 1835 r.

służył wojskom rosyjskim, stacjonującym w Warszawie. Był miej-scem różnych galowych uroczystości z udziałem gubernatora oraz carskich dygnitarzy, wśród których najliczniejszą grupę stanowiła wojskowa i policyjna generalicja.

Na takie galowe święto czekał Mościcki i jego koledzy. Wy-obrażali sobie, że wejdą do cerkwi przebrani w mundury oficer-skie, rzucą bomby i chociaż sami przy tym zginą, pomsta zostanie dokonana. Spieszyli się, żeby, gdy nadejdzie odpowiedni moment, wszystko było gotowe. Wyprodukowane domowym sposobem ła-dunki należało sprawdzić w praktycznym działaniu. Jako miejsce prób został wybrany nadwiślański las na Bielanach. Jeździł tam kilkakrotnie Ignacy Mościcki wraz z Michałem Zielińskim. Próby wypadały bez zarzutu. Po każdej detonacji pospiesznie zasypywali wytworzony lej i wskakiwali do łódki, aby natychmiast odbić od brzegu i znaleźć się na środku rzeki.

Czas naglił, gdyż odnosili wrażenie, że są śledzeni. Pragnęli uprzedzić ewentualną akcję policyjną, która obróciłaby wniwecz wszystkie poniesione trudy i starania. Nie zdążyli. Wieczorem 30 czerwca przyszło ostrzeżenie, że za kilka godzin zostanie przepro-wadzona rewizja w mieszkaniu Mościckich. Nie było chwili do stracenia. Mościccy spakowali walizki i jeszcze przed świtem opuś-cili dom. Korzystając ze sprawdzonych dróg nielegalnego przekra-czania granicy udali się przez Berlin do Londynu.

Przygotowywany przez wiele miesięcy zamach, którego reali-zację niemal w ostatnim momencie pokrzyżowała policja, dwóch ludzi jednak przypłaciło życiem. Pierwszym z nich był Michał Zie-liński, drugim – ślusarz Bańkowski.

Zielińskiemu sprawa zamachu nie dawała spokoju. Wprawdzie, aby uniknąć aresztowania, schronił się u rodziny mieszkającej na kresach, ale trwało to krótko. Powrócił do Warszawy,

skonstruo-wał bombę z materiałów pozostawionych przez Mościckiego, ukrył ją pod ubraniem, zapalnik umieścił w kieszeni i poszedł do cerkwi na uroczyste nabożeństwo. Ale bomba wykonana została wadli-wie. Zapalnik zadziałał, lecz lont źle zabezpieczony przed wilgocią, udaremnił właściwą detonację. Zielińskiego ujęto na miejscu. Roz-gryzł ampułkę z cyjankiem potasu, którą miał w ustach.

Całą winą Bańkowskiego natomiast było to, że na zamówie-nie wykonywał metalowe łuski. Na jego ślad policja trafiła przez przypadek. Ale niewtajemniczony Bańkowski nie wiedział komu i do czego te łuski były potrzebne. Nie wytrzymał brutalnego śledztwa. Zmarł podczas przesłuchań.

Sprawa Zielińskiego pociągnęła za sobą wiele rewizji i areszto-wań. Odkryto tropy wiodące do Rygi. Podczas rewizji znajdowa-no rozmaite dowody nielegalnej działalznajdowa-ności, podejmowanej przez młodzież. Najczęstszym przewinieniem były prace oświatowe pro-wadzone wśród wiejskiego ludu.

Pilnie poszukiwano Ignacego Mościckiego. Szukano go u mat-ki, mieszkającej wówczas w Warszawie, szukano w Klicach u Mi-chała Bojanowskiego i w Skierbieszowie u Zofii. Ze Skierbieszowa policja zabrała jego fotografię, która powielona następnie w wielu egzemplarzach ozdabiała „album żandarmski”, zawierający wize-runki najgroźniejszych przestępców oraz była załącznikiem do li-stu gończego, rozesłanego za Mościckim w kraju i za granicą.

Emigrant polityczny III.

M

ościccy przybyli do Londynu na początku sierpnia 1892 r. Dysponowali skromnymi funduszami i nie znali języ-ka angielskiego. Z pomocą zadomowionej tu miejscowej Polonii znaleźli niedrogi pokój, a Ignacy zaczął rozglądać się za jakimś źródłem dochodów. Sądził, że z jego politechnicznym wykształ-ceniem nie będzie to trudne. Brak znajomości języka nie powi-nien stanowić bariery nie do pokonania, ponieważ ucząc się, robił w tym zakresie znaczne postępy.

Jednakże bardzo szybko spostrzegł ze zdziwieniem, że szanse znalezienia pracy odpowiadającej jego kwalifikacjom były nikłe.

Prawdziwą przeszkodą okazał się bowiem brak świadectwa doku-mentującego ukończenie studiów. Żywiona przez niego nadzieja, iż otrzyma pracę w przemyśle chemicznym, okazała się płonna.

iii.1. Uczeń rzemieślnika

Poszukiwanie zarobku przeciągało się ponad wszelkie przewi-dywania nie dając żadnych rezultatów. Przywiezione z kraju środki finansowe z dnia na dzień topniały. Doszło wreszcie do tego, że zabrakło pieniędzy na chleb. Sytuację doraźnie ratowały drobne pożyczki oraz ruble przysyłane przez matkę. W tej sytuacji Moś-cicki gotów był podjąć każde zajęcie. Otrzymał wreszcie możność zatrudnienia się w charakterze ucznia w zakładzie wykonującym ozdoby z drewna.

Przystąpił do tej pracy z entuzjazmem, gdyż przywracała mu utracone poczucie gruntu pod nogami oraz szansę na to, że uda mu się rozwiązać najprostsze problemy materialne codziennego byto-wania. Już po tygodniu opanował podstawy techniki rzeźbiarskiej i rozpoczął samodzielne wykonywanie rozmaitych przedmiotów z twardego drewna dębowego. Była to mozolna praca ręczna. Moś-cicki wiedział, że jest bardzo silny i sprawny, ale dotychczasowe życie nie nastręczyło mu okazji osobistego doświadczenia ciężkiej pracy fizycznej. Teraz, w zakładzie rzeźbiarskim nieoczekiwanie okazało się, że duży wysiłek powodował u niego drżenie ręki na tyle silne, iż nie mógł należycie posługiwać się dłutem. Pracę stracił.

Następnym jego zawodem było fryzjerstwo. Zatrudnił go w swoim zakładzie Zboralski – pełen fantazji Polak, który zanim osiadł na lądzie, opłynął jako fryzjer na statkach różnych bander wiele mórz i oceanów. Znał przeszłość Mościckiego i chciał mu po-móc. Zaoferował nie tylko wystarczającą na utrzymanie pensję, ale także mieszkanie. Dla Mościckiego, któremu właśnie urodziła się córeczka, była to pomoc nieoceniona i bardzo w porę.

Ignacy Mościcki namydlał, obmywał i ocierał twarze oraz cze-sał ostrzyżone przez mistrza Zboralskiego głowy. Fachu uczył się, gdy natężenie ruchu w zakładzie było mniejsze. Wtedy mógł bez pośpiechu opanowywać sztukę golenia i strzyżenia. Niebawem do-szedł do wprawy, zwłaszcza w strzyżeniu. Golenie musiał niestety zarzucić. Przekonał się o tym w momencie, gdy spostrzegł, że jego ręka uzbrojona w brzytwę, którą zbliżał do podbródka poszarzałe-go nagle z wrażenia klienta, drży.

Dla pryncypała stanowił Mościcki swoistą atrakcję reklamową.

Nie było bowiem w całym Londynie drugiego takiego zakładu, w którym pomocnik fryzjera miałby wyższe wykształcenie, niena-ganne maniery, przeszłość polityczną i w dodatku obrażał się, gdy ktoś chciał mu dać napiwek.

Ale niespokojny duch Zboralskiego źle się czuł przebywając dłużej w jednym miejscu. Pragnął zmiany i próbowania szczęścia zawsze gdzie indziej. Namówił więc Mościckiego, aby kupił jego fryzjerskie przedsiębiorstwo, podczas gdy on sam postanowił

W dokumencie Mościcki Ignacy (Stron 50-57)