Opłata pocztowa uiszczona ryczałtem
ROZMOWA O EDWARDZIE SŁOŃSKIM
WIADOMOŚCI
LITERACKI E
O d d zia ł
uw Paryżu, 123, boul. St.
Germain, Księgarnia
Gebethnera i Wolffa
Cena numeru w Paryżu
zł. 1.—
C e n a
80
g r o s z \
OD
N
K
Nr. 39 (1 4 3 )
Warszawa, Niedziela 26 września 1926 r.
Rok III
„Literatura polska w karykaturze”
Drugi tydzień konkursu
Co p r z e d s t a w i a j ą tc r y s u n k i ?
karykatura Pika
karykatura Pika
Pr opaganda pol sko- angi el ski ego z bl i ż eni a ku l t u r al neg o
U prof. Czesiauia Znamierowskiego
» *
U s ta nagród i w arunki konkursu w numerze poprzednim
| Odpowiedzi należy nadsyłać wszystkie razem, po zakończeniu konkursu |
P o z n a ń , w e w rześn iu 1926. P ro f. C z e s ła w Z n a m iero w sk i p rz y ją ł w s p ó łp ra c o w n ik a „W ia d o m o ś c i L it e r a c k ic h ” z n iem ałem zd ziw ien iem .
— N ie p isa łem n ig d y w ie r s z y — n a w e t w sztam buchach. A p roza m oja — w pracach filo z o fic z n y c h i p ra w n iczy ch — te ż ch yb a nie jest b ele try sty k ą . O czem ż w ię c mam m ó w ić w w y w ia d z ie dla pisma, p o ś w ię c o n e g o lite ra tu rz e ? — z a p y ta ł z za k ło p o ta n iem , n e r w o w o i dość sta n o w czo, ab y p rze c ią ć odrazu badanie.
P ro f. Z n a m iero w sk ieg o zn ałem n ie- ty lk o z je g o p ra c nau kow ych , ale i z w y s tę p ó w p o lity c zn y c h , ś w ie tn ie c h a ra k te ry zu ją cych o d w agę, sam odzielność, rzut- k ość ,i za d z ie rzy s to ś ć c zło w ie k a , k tó r y c zę s to n ie w a h ał się silnie a k c en to w a ć sw ych d em o k ra tyc zn yc h p o g lą d ó w , jas k ra w o sp rzeczn ych z o p in ją k o le g ó w z u n iw ersytetu pozn ań skiego, i ostro w y z y w a ł w szranki p rz e c iw n ik ó w do p o lem ik i, — n ie b e zp ie c zn e j, b o w y z y w a ją c y ro z p o rz ą d z a gru n tow n ą w ie d zą , c ię to ś cią p ióra i w y b itn e m i zd o ln ościam i p ro w a d ze n ia w a lk i o p ra w d y n au k o w e i id ee społeczn e. N ie z ra ż o n y odpraw ą, p rz y g o to w a n y d o w ie rn e g o n o to w a n ia w p a m ięci śm iałych c ię ć p rofesora , u siło w a łe m ta k s ta w ia ć pytan ia, ab y s ze r m ierza p o d n iec a ć d o ataku i c o ra z to n o w e p o d s ta w ia ć c fia r y p cd p ch n ięcia jc. go szpady.
Z a gad n ąłem w ię c p ro fe so ra n ajsp o k ojn iej w ś w ie c ie :
— M o ż e o p o w ie mi pan o tem , co sk łon iło go do p o d ję c ia badań z te o rji i filo z o fji p ra w a ?
— P y ta m nie pan — o ż y w ił się prof. Z n a m iero w sk i — term in am i d ek retu n o m in acyjn ego, k tó r y m ó w i o te o r ji p ra w a i filo z o fji praw a, jak g d y b y to b y ły d w ie n au ki odręb n e. W r z e c z y w is to ś c i to t y l ko jed n a nauka: to n a u k a o g ó l n a o p r a w i e . I ty lk o różn i au torzy, z a le ż n ie od upodobań, n a z y w a ją ją jednem z ty ch mian, k tó ry c h unikam z w ażk ich , m ojem zdaniem , p o w o d ó w .
— J a k że pan n a zy w a tę naukę? — B e zp re te n s jo n a ln ie: nauką ogóln ą o p ra w ie. N a u k a ta an alizu je o gó ln e p o ję c ia p ra w n e i b ad a gru py s p o łec zn e ze w z g lę d u na o b o w ią z y w a n ie w nich u k ła du p raw n ego. P rze d m io te m tych badań są ta k ie p o ję c ia , jak „ p r a w o " , „p a ń s tw o ", „z o b o w ią z a n ie ", „o rga n w ła d z y " ii w ie le, w ie le innych, — w y c z e rp u ją c o n ie p o d o b na ich w y lic z y ć p o k ró tc e .
— J a k i jest (zarzu cam w ę d k ę ) o b e c ny stan tej n au ki?
— F a ta ln y ! M ó w ię o nim c zę sto w r e cen zjach „R u ch u P r a w n ic z e g o ", p o w ta rz a ją c do zn u dzen ia to, com o d p o w ie d zia ł panu. P ie r w s z e ro zw a ża n ia , n a le ż ą c e do tej nauki, zn a jd u jem y w pism ach P la to n a i A r y s to te le s a . O d ich c za s ó w n ie w ie le się posunęła n ap rzód . W o sta t nich zaś stu latach u legł jej p ozio m p r z e ra źliw em u obniżeniu. D ziś trudno ją w o - gó le n a zy w a ć nauką.
— Co w p ły n ę ło na ta k ie jej u w stec z- n ien ie ?
— K ilk a p rzy c zy n , z r e s z tą w s p ó łz a leżn ych od siebie. W s k a ż ę je panu łą c z nie, je śli p o w iem : p rz y c z y n ą k a ta s tro faln ego, b e z p rzesady, stanu tej nauki stało się to, że o d c za s ó w H e g la i K a n ta d osta ła się n iem al w y łą c z n ie w rę c e u czon ych n iem ieck ich ,
— N ie odgad u ję je s z c z e p rz y c z y n w ła ściw ych...
— U c z e n i n ie m ie c c y w n ie śli do tej nauki ja ło w ą , o d e rw a n ą od ży cia , fan ta s tyczn ą speku lację i speku lację tę p o d d a li ten d en cji p o lity c zn e j, n ie p rzy s ło n ię - tej n a w e t w z g lę d a m i p r z y z w o ito ś c i nau k o w e j. N ie w ie lu zd a je sob ie sp ra w ę z t e go, jak d a le c e p ra w o z n a w s tw o n ie m ie c k ie stało się poprostu agen d ą b iu ro k ra ty c z n ą p o lity k i n iem iec k ie j. W N ie m czech p rze d w o jen n y c h ro la p a ń stw o w o - s p o łeczn a p rofesora , s zc ze g ó ln ie j p r o fe sora p raw a, u p od ob n iała się c o ra z b a r d ziej d o ro li k om en d eru ją ego gen erała. J e ż e li d od am y do te g o p rzy ro d zo n ą o c ię ża ło ś ć i m glistość n ie m ie c k ie g o in telek tu , o trzym a m y w y s ta rc z a ją c ą p rz y c zy n ę upadku nauki, o k tó re j m ów im y. — C z y ż nie b y ło w ostatnich stu la tach w y b itn y c h in d y w id u a ln o ści w ś ró d p ra c o w n ik ó w n iem ieck ich ?
— U rz ę d n ik ó w p ań stw ow ych , pracują cych z gru n tow n ością, a b ez polotu, nad za gad n ien ia m i h isto ryc zn em i i d ogm aty- czn em i w p ra w ie b y ło b a rd zo w ielu , w y
-Wywiad własny „Wiadomości Literackich
b itn ych in d y w id a ln o śc i — lic z b a zn ik o- p ap ier i atram ent. Z b ió r jest te ż god n y ma. Iherin g i M om m sen — to chyba je- j siejby.
d yn e n ap raw d ę w y b itn e in d yw id u aln o- — J a k ie g o ż p rzy g o to w a n ia za żą d a łb y ści, — ludzie, n ie o k a le c z e n i o d erw an iem pan od a d e p tó w tej nauki?
fot. Ulatowski C Z E S Ł A W Z N A M I E R O W S K I
się od życia. Lecz i Mommsen był, n k wiadomo, politykiem w swych historycz nych ocenach. Tylko Iheringa czytuję zaw sze z niezmniejszoną przyjemnością. B ył to nietylko uczony, lecz i artysta. A może raczej był to wielki uczony, w i ę c jednocześnie i artysta. Niepraw dą bowiem jest, jakoby wielkie dzieła1 nauki b y ły tworem mózgu jedynie: do ich stworzenia potrzebne jest i serce, ży wo tętniące krwią. To właśnie tak głę boko różni naukę niemiecką od angiel skiej, że w pierwszej tylko zrzadka tęt ni żywe życie, gdy w drugiej jest to re- gułą.
— Jak się przedstawia w spółczesna nauka o prawie w P olsce?
— W olałbym poprostu ograniczyć się do przypomnienia, że o najnowszych pra cach polskich z obowiązku pisuję recen zje w „Ruchu Praw niczym ".
— „R u ch " — nalegam — mało znany jest laikom.
— Ogólna nauka o prawie stoi w P ol sce pod znakiem w pływ ów niemieckich. Poziom logiczny — jasność, precyzyj ność, zw ięzłość — niew yższy niż w nau ce niemieckiej. Forma literacka w yw o dów również natrętnie przypomina w ę żow e, nierozgmatwane sploty okresów, jakiemi w Niemczech pisze się zarówno referaty i ustawy jak dzieła naukowe. I w pływ ten sięga, niestety, tak głębo ko, że zaczynają się mnożyć objaw y zu pełnego skażenia smaku.
— Poprzez jakie przygotowania prze chodzą uczeni, zajmujący się nauką o praw ie?
— Zazw yczaj mają przygotowanie zu pełnie inne, niż mieć powinni. Przeważ nie. tak w Polsce jak i w Niemczech są to prawnicy, którzy od pewnego cza su zajmowali się historją lub dogm aty ką prawa, aby później b ez wszelkich dal szych przygotowań zacząć filozofować, Czasem zaczyna nieoczekiwanie teorety zować sędzia pow iatow y lub w yższy u- rzędnik ministerjalny. Potrzeby przygo towania specjalnego, potrzeby zdobycia kultury filozoficznej nie wyczuwa się w tej nauce. M a to być dziedzina, w k tó - j rej do pisania dzieł potrzebny jest tylko
— Krótko mówiąc: kultury naukowej. W b rew utartemu frazesowi, że w ydział prawny jest najbardziej ogólnie kształ cący, studja prawne mają charakter naj bardziej wąski i najmniej przyczyniają się do zdobycia kultury umysłowej. Prawnik, poza r>obieżnem przestudjowaniem ekono miki, nie styka się z żadną nauką te o retyczną. To też, gdy przyjdzie mu „szczęśliw a m y śl" teoretyzowania na te mat prawa, nie podejrzewa nawet, że są tam subtelności, których oko jego nie dostrzega. Nauką ogólną o prawie p o winni zajmować się w yłącznie — dodaje, po chwili, spokojnie prof. Znamierow ski — ludzie z ogólnem wykształceniem filozoficznem i z szerokiem przygotowa niem w zakresie socjologji, historji i et- nografji. Logika powinna dać podstawy formalne myślenia, ekonomika — wzór ścisłego myślenia w sprawach społecz nych.
— W łaśnie studja pana — o ile wiem — szły tą właśnie drogą?
— To byłby królewski gościniiec, pro w adzący po najkrótszej drodze do celu. W swoich studjach nie było takiej racjo nalizowanej planowości. Zacząłem je zbyt wcześnie, aby nie ulegać kilkakrot nie pociągowi do innych nauk. Zaczą łem studja od psychologji i... języków starożytnych. Później zajmowałem się e- konomiką, matematyką i teorją pozna nia, czytując od czasu do czasu książki prawnicze, które pociągały mnie kon sekwencją logiczną myślenia dedukcyj nego. Socjologja i nauka o prawie są ostatnim etapem moich zainteresowań.
— Czemu pociągnęła pana owa ogól na nauka o prawie, skoro obecny jej stan jest fazą upadku?
— Pociągnęła właśnie tem, że tyle dzikiego chwastu zaiosło jej pola. T rze ba chwast wyrwać i w ytępić! Nietylko dla zadowolenia potrzeb intelektual nych: gmach życia społecznego można przebudowywać tylko wtedy, gdy widzi się związki przyczynowe pomiędzy róż- nemi faktami społecznemi. A b y coś czy nić, trzeba myśleć jasno i ściśle. Z chao su myślowego nie powstaje czyn płodny w skutki zbawienne.
— K to w pływ ał szczególnie na roz wój pana poglądów i metod badania?
— C zy ta łe m w ży ciu dużo, le c z w p ł y n ę li na m nie g łę b o k o ty lk o ci pisarze, do k tó ry c h w w ie lo k ro tn y c h n aw rotach w y ro b iłe m sob ie stosunek n ieja k o o so bisty. L is ta tych a u to ró w jest niedługa: James, Sim m el, S igw art, Russell, Husserl, a ostatn io A r y s to te le s i M ili, N a jg łę b ie j n ie ty lk o nau kow o, le c z i ż y c io w o z a w a ż y ł jedn ak w p ły w Jam esa, J e go „ P r in c ip le s " b y ło m oją p ie rw s z ą lekturą, a „V a r ie tie s of R eligio u s E x p e r ie n c e " w y w o ła ły g łę b o k i p r z e w r ó t w mej p o s ta w ie re ligijn ej, A ra czej ro z b u d z iły ż y c ie r e ligijne. Stąd ro z p o c z ę te k ied yś studja z d z ie d z in y t, zw , filo z o fji re lig ji. P ó ź n ie j p rze rw a łe m je, in te re s o w a ło m nie b o w iem n ia ty le b ad an ie ż y c ia re lig ijn eg o , ile w ła śn ie ż y c ie re ligijn e. T u nauka nie m ogła b yć p rze w o d n ik ie m . Zn ala złem go p rzed dw udziestu la ty w K a s p ro w iczu i od tąd p rz e ż y w a łe m w skupieniu w s z y s tk ie id ą c e z je g o d z ie ł natchnienia. P r z e d dw udziestu la ty ro zp o c zą łe m druk studjum o K a s p ro w ic z u w „ K r y t y c e " , a le p rz e rw a ła je w ojn a. D ziś staram się p rzen ik n ąć inną, c a łk o w ic ie odm ienną, p sych ik ę re lig ijn ą — Conrada, M o ż e z d z i w i się pan tem, ż e u w ażam go z a um y- s ło w o ś ć religijn ą. M y ś lę jednak, że p o tra fię d o w ieś ć sw ej te zy ,
— Czv podejmie pan -n atjwód v>
jak iem studjum ?
— N ie w iem , c z y p o tra fię pisać o tem tak jak b ym te g o pragnął. L e c z m oże spróbuję. P ra gn ą łb ym bard zo, a b y w P o ls c e poznano, o cen ion o i p rzy s w o jo n o o lb rzy m ie w a lo r y m oralne, k tó re z g r o m adzon e są w pism ach te g o n ie s ły c h a n ie smutnego, le c z ró w n o c ze śn ie n ie s ły chanie ż y w o tn e g o c zło w ie k a . (Tajem ni cą jest je g o „n a ro d o w a a p o sta zja ". L e c z m oże d ob rze się stało, że ra z p rz e m ó w ił b ezp o śred n io do św iata zat h o d n iego n ie- zn is żc za ln y genjusz p olsk iej rasy. Że k o chał kulturę angielską, n ie d z iw ię się t e mu, K to się do niej zb liży , ch o ćb y p o p rz e z k sią żk ę jed yn ie, ten musi czuć się jej bliski. Z d aje mi się, że u m ysłow ość p olsk a n ajb liższa je st an gielskiej. P r a g n ąłb ym też, w m iarę m ych sił, p r z y c z y nić się do n aw ią za n ia k u ltu raln ego k o n taktu z A n g lją . P rze k ła d a m te d y d zie ła an gielskie. Z a czą łem tę p ra c ę jak o stu dent drugiego roku tłum aczeniem T itc h e - nera. D o p ie ro po d zie się ciu latach r ę k o pis p o s z e d ł d o druku. M o ż e k ie d y ś k sią ż ka angielska, o rygin a ln a c zy tłum aczona, w y p r z e w P o ls c e te n to w ar, na k tó rym napisane: „M a d e in G e rm a n y", D z :ś h ip n oza k u ltu ry n iem iec k ie j jest je s z c z e u nas z b y t w ie lk a . Staram się jej p r z e c iw d zia ła ć z k a te d ry : tu na kresach za ch o d nich n iezm ie rn ie w a żn e to zagad n ien ie.
— Jakie są, według pana, perspek tyw y nauki polskiej na lata najbliższe?
— M ó w ią c ję z y k ie m je d n e g o z „m ę ż ó w stanu", k tó re g o era s zc zę ś liw ie się sk oń czyła, je st źle, le c z b ę d z ie je s z c z e g o rzej. O d k on stytu cji 17 m arca p ań stw o p olsk ie b y ło w stadjum p rz e ra ź liw ie szyb k iej lik w id a c ji, lik w id o w a ła się z niem i nauka. D ziś, z a le d w ie w tr z y m ie siące po p rze ło m ie , p ań stw o jest je s z c z e zb y t słabe, a b y m ogło za jąć się p ie lę g n ow an iem nauki. S p o łe c ze ń s tw o o niej n ie m yśli. A p o zo sta w io n a sama sobie, za m iera dość szyb k o. B rak d o ta c yj, b rak p rzy p ły w u n o w ych sił n au kow ych . Z d aje m i się, że s p o łec ze ń stw o zrozu m ie d o p iero w ó w c z a s g ro zę fak tu d okon an ego, gd y do P o ls k i zosta n ie za a n g a żo w a n y na n iezm iern ie u c ią żliw y c h w arunkach p ro feso r z Zachodu. P rz e ra ż e n ie b ę d zie tr o chę spóźnione.
— Pan nie kapituluje jednak p rz e d w c ze ś n ie i p rzy g o to w u je n o w e p race na czas n ajb liższy?
— Nie chcę deklaracjami uprzedzać faktów — odpowiada prof. Znamierow ski, — O pracach dalszych dowie się czy telnik, gdy ukażą się w druku. Dziś — dorzuca z uśmiechem — trudno mi myśl całą zwrócić ku tym sprawom: pierwsza moja córka, a trzecie z kolei dziecko, ma dopiero siedem tygodni
i
sama już pod nosi głow ę. Przyzna pan chyba, że jest to sprawa dość dla mnie ważna sama w sobie.Z pola walki zeszedł groźny szermierz do radosnej opow ieści o maleństwie. M ów iłem z innym zupełnie człow iekiem .
T
)W I A D O M O Ś C I L I T E R A C K I E
N e 3 9
s<
y/ARi
BO Di
TEL
A
/Praca, praca...
W ostatnich la ta ch w k r y t y c e p o l sk iej s ta ło się b a rd zo m od ne s ło w o „ p r a c a ", m ó w i się o „.p o e z ji p r a c y ", „ g l o ry fik a c ji p r a c y " i t. d. In ic ja to re m b y ł tu b e z s p rz e c z n ie tw ó r c a „P r o le g o m e n ó w filo z o fji p r a c y ", S ta n is ła w B rz o zo w s k i. Z je g o b aga żu id e o w e g o w d o b ie o b e c n ej c z e r p ie zres ztą w ie lk a czę ść k r y t y k ó w w s p ó łc ze sn y c h , zw ła s z c z a m ło d szych . N ie ch cę tu r o z p a try w a ć sam ej te o r ji B rz o z o w s k ie g o , m a jącej zre s ztą n ie w ą t p liw ie ślad y jak iejś n ied o n oszo n ej g en ja l- n ości w ła ś c iw e j tem u p isa rzo w i. Id z ie pii o zn a czen ie s p o łec zn e tej te o rji, k tó r e p r z y c z y n iło się do jej w y d a tn e g o r o z p o w szech n ien ia . D o w o d z i te g o k sią żk a p rof.M arja n a Z d z ie c h o w s k ie g o „ G lo r y fik a c ja p r a c y ", p o g lą d y p. Jan a N ep o m u cen a M ille r a i t. d. T r z e b a zre s ztą m ieć na u- w a d z e , ż e to ro z p ra w ia n ie o p ra c y jest p ro stym w y n ik ie m ro zw o ju s p o łe c zn e g o ostatn ich lat, w y n ik ie m faktu, że p r a c o w nik fiz y c z n y p rzesu n ął się n ap rzó d w h ie- ra rc h ji p o ję ć p rz e c ię tn e g o in teligen ta. K o n ie c z n o ś ć ustosun kow an ia się d o te g o faktu, a n ie k ie d y — p o w ie d z m y o tw a rc ie — k o k ie to w a n ia p ro leta rja tu s p o w o d o w a ła p o w s ta n ie fr a z e o lo g ji „ p r a c y " . A l e treść sp o łe c zn a tej fr a z e o lo g ji p r z y b liżs ze m ro zp a trze n iu b y w a czasem b a rd zo n ie sp o d ziew a n a .
B r z o z o w s k i m ó w i o p ra c y z p a tosem , stylem d ram a tyczn ym , n ie r ó ż n icu ją c jedn ak sam ego p o ję c ia . W p a to s ie tym zn ać p ew n e ja k b y w z d r y g n ię c ie się c z ło w ie k a , dla k tó re g o p raca fizy c zn a jest absolu tn ie ob ca,— w e w n ę tr z n y w s tr ę t p o m ies za n y z p o s za n o w a niem . W o w e m n ieró żn ico w a n iu tk w i u k ry ty — w s te c z n y z gruntu — sens c a łej te o rji. P raca, jak ją o k reśla B r z o z o w s k i („ b io lo g ic z n y w y s iłe k , straszna m ię ś n io w a p ra c a "), is tn ieje n ie ty lk o u ludzi. P r a c ę w sensie w y s iłk u p ro d u k cyjn ego d la c z ło w ie k a i k ie ro w a n ą p rz e z c z ło w ie k a — w y k o n y w a ją r ó w n ie ż z w ie r z ę ta : koń, w ó ł, w ie lb łą d . N a jw a ż n ie js z e jest to , że g ra n ice p ra c y lu d zk iej n ie są jasno o k re ś lo n e : p rz e c iw n ie , w a h a ją się. R ik s za ęh iń sk i sam jed en s p ełn ia c a łk o w ic ie z a
d a n ie o d p o w ia d a ją c e u nas p o d z ia ło w i p r a c y m ię d z y k o n ia d o ro ż k a rs k ie g o i d o ro żk a rza . W p e w n y c h o k o lic a c h za d a n ie z w ie r z ą t p o c ią g o w y c h w y p e łn ia ją lu d zie. W tej sam ej w s i jed n a k ą p ra cę p rz y m łó c en iu zb o ża w y k o n a ć m o że ra z c z ło w ie k , in n ym ra ze m k o ń lub m aszyna.
T o n ie ro z g ra n ic z e n ie b y ło i je st w a ż n ą i z ło w r o g ą cech ą p ra c y fiz y c z n e j. P e w n e fa k ty sp ełn ia n ia p ra c y w y łą c z a ją ja k ik o lw ie k lu d zk i stosunek p o m ię d zy lu d ź mi. C z ło w ie k staje w jedn ym r z ę d z ie ze z w ie r z ę c ie m jak o b y d lę r o b o c z e p o r ę c z n iejs ze , a n ie r a z i w y trz y m a ls z e od in nych. N a tem o p ie ra ła się p od sta w a g o s p o d a rc z a w ie lu ty s ię c y la t c y w iliz a c ji. -D s ia ła łe — 4u-_»S-'?^błagana h ierach ja e k o n om iczn a, k tó re j na s ze rszą skalę n ic n ie je st w stan ie się p rz e c iw s ta w ić : żadn a re lig ja , ża d n e a b s tra k c yjn e p ra w o c z ło w ie k a . P r z e c ie ż n ie m in ęło je s z c z e stu p ię ć d z ie s ię c iu la t od czasu, g d y o f i c j a l n y h an d el lu dźm i ras eu rop ejsk ich is tn ia ł w E u ro p ie Z ach od n iej. (D la P o l ski i w o g ó le d la W sc h o d u d atę tę n a le ż a ło b y o d p o w ie d n io przesu nąć).
J e ż e li zaś m am y m ó w ić o ..g lo ry fik a c ji p ra c y ", to na tem „ p r a c y " n ig d y nie z b y w a ło . K u lt A p is a w E g ip c ie b y ł p rz e c ie ż ta k ż e g lo ry fik a c ją p racy. R o z s ą d n e mu w ła ś c ic ie lo w i b y d lę c ia p ra k ty k a n a k a zu je p e w ie n szacun ek d la p r a c y te g o ż b y d lę c ia , n iż się ono z e s ta rze je . T a k i b y ł stosunek starego* K a to n a do jego n ie w o ln ik ó w . In a c ze j b y ć n ie m ogło. A n ie tak d a le k o sięga jąc, p ro szę p r z e c z y ta ć ja k ą k o lw ie k argu m en tację in te lig e n t n eg o o b sza rn ik a z la t trzy d zie s ty c h , c z t e r d zie s ty c h u b ie g łe g o w ie k u p rz e c iw k o zn iesien iu p a ń szczyzn y . Jak su btelnie, a za ra zem go rą co , lu d zie ci p o tra fili m ó w ić o d o s to je ń stw ie p racy, o p ra w ie c z ło w ie k a d o p r a c y i tem u p od o b n ych p ięk n ych rz e c za c h . W k a żd y m ra z ie od d z is ie j szych g lo r y fik a to r ó w (a p rzyn a jm n iej od te j ich czę śc i, o k tó re j tu jest m o w a ) iróżnili się k o rzy s tn ie le p s ze m zd a w a n iem s o b ie s p ra w y z te g o co m ów ią.
A l e o d w ro tn ą stron ą tej nieustannej g lo r y fik a c ji b y ło ż y c ie „ lu d z i p r a c y ". Z je d n a k ą n ieod m ien n ością , w ró w n y c h o- k resa ch h isto ryc zn yc h , — c z y to p rz y d źw ig a n iu p iram id, c z y p r z y bu d ow an iu W e rs a lu alb o P etersb u rga , — w d e p t y w a n o w z ie m ię ty s ią c e ludzi, lu d zi p o s ia d a ją c y c h n ie ty lk o k o ś c i i m ięśnie. G i n ę li b e z ża d n e go h eroizm u p o d kijam i, w ie s za n i, g d y c h c ie li p ra c y za p rzestać. N ie u s ta ją c a w h isto rji g lo ry fik a c ja p ra c y ja k o ś tem u n ie p rze s z k o d ziła .
D o p ie ro tam g d z ie m ię d z y p rzy ro d ą a rę k ą c z ło w ie k a zn a la zło się u d osk on a lo n e n ie s k o ń c ze n ie n a rz ę d z ie — m a szy na, w z ro s ła w a rto ś ć c z ło w ie k a p ra cy. A l e i tu z a c z ę ła on a rosn ąć n a p ra w d ę d o p ie r o w te d y , g d y m ię d z y „lu d źm i p ra c y " , p o c h ło n ię ty m i p r a w ie b e z r e s z ty
p r z e z tą p ra c ę w c ią g u 14 — 16 go d zin n a d ob ę, zn a la zł się leń i w a rc h o ł n ie p o
p ra w n y — w ie c z n a zm ora fab ryk an ta , w ie c z n e g o g lo ry fik a to ra p racy, — a g ita tor, k tó r y d o r a d z ił ro b otn ik o m , aby, z a ło ż y w s z y rę c e , w p r ó ż n i a c t w i e m ie r z y li się z w ła d z ą pana i k a p ita lis ty . K a ż d e z ty ch b ło g o s ła w io n y c h p ró ż- n ia c tw o k u p y w a ło lata p on iżen ia i hań b y c z ło w ie k a p ra cy.
C h a ra k te ry s ty c zn a dla n aszych n o w o c ze s n y c h lite ra c k ic h w y s ła w ia c z y p ra c y
je st ich p r e d y le k c ja do n ajn iższych , n aj m niej zło żo n y c h r o d z a jó w p r a c y f iz y c z n ej, ś w ia d c zą c a , ile p od ich p o s tę p o w e m i .fra zesa m i k ry je się ja k ie g o ś m a r z y c ie l
s k o - ob łu d n ego w s te c z n ic tw a . W k a żd ym r a z ie u trzy m a ły się w te j fr a z e o lo g ji c a ł e p o k ła d y p o ję ć tch n ących w ie k o w ą tr a d y c ją p ara zytyzm u , n ie ty lk o e k o n o m ic z n eg o , a le n iera z i k u ltu raln ego.
A n d rzej Staw ar.
Rozmowa o Edwardzie Słońskim
A n d r z e j : (bierze książkę leżącą na stole do ręki). ,,Ta, co nie z g in ęła "? Ileż wspomnień wiąże się w mojej głowie z tą książką. Pamiętam, byłem w ówczas w M oskw ie uczniem drugiej czy trzeciej kla sy... W powietrzu b y ło niewyraźnie, nikt jeszcze nic naprawdę nie wiedział, co ma myśleć i co ma czuć... i w tedy w tej at mosferze niepewności i lęku w yrastał ten wiersz. Kazano nam uczyć się go na pa mięć, i uczyliśmy się z radością. P ow ta rzaliśmy jak pacierz, wierzyliśmy na emi gracji, zbiedzeni i wygnani, że „ta, co nie zginęła, powstanie z naszej k rw i" — je żeli nie z k rw i", to z łez przynajmniej,
K a z i m i e r z : Nie wiedziałem, że po m iędzy nami jest taka różnica wieku. Ja wówczas, kiedy ta pieśń do moich uszu dotarła, byłem dorosłym człow iekiem . K ończyłem właśnie uniwersytet, i ta ok o liczność sprawiła, że n:e byłem zaplątany w zawieruchę wojny. Siedziałem na wsi, na dalekich kresach, gdzie zgrupowany element polski, oderwany od podstaw i od góry nie mający kierunku, przypomi nał zabłąkane stado. Pamiętam taki pięk ny letni dzień, urządzono koncert na Czerw ony Krzyż, i głuchy staruszek, pro wincjonalny Beethoven, dyrygow ał przez siebie skomponowanym chórem. Jak dziś przypominam sobie uderzające mnie w skroń wyrazy:
„Rozdzielił nas, mój bracie, Zły wróg i trzyma straż,.
W słowach tej pieśni, podawanych z ust do ust, znajdowaliśmy w szyscy hasło i w skazów kę, zwracając twarz w stronę zachodu, gdzie lała się życiodajna krew, W słowach tych odnaleźliśmy się i zro zumieli chwilę naszą i nasze zadania,
A n d r z e j : W istocie, skromny autor tej piosnki i innych, podobnych wierszy miał szczególny dar uderzania właśnie te go akordu, który rozw iązyw ał wszystkie poprzedzające zgrzyty i kakofonje. C zy stość i prostota tego dźwięku, wziętego tak w porę, miała nieobliczalną donio słość,
K a z i m i e r z : Szczęśliwa intuicja p o mogła mu odnaleźć właśnie te słow a, ja kie należało wypow iedzieć,
A n d r z e j : R zadko poeta zasługuje na nazwę piew cy swojego pokolenia tak jak Słoński. Nie łudźmy się, pokolenie to pozostaje głuche i nieczułe na głębsze ujęcia problem atów etycznych czy este tycznych, Jest to raczej pokolenie rea gujące bezpośrednio czynem. Piew cą ta kiego czynu, takiego impulsu, który w y rywa naród z sennych marzeń, był Słoń ski. M inio to przeto można go narwać piew cą przeciętności. •
K a z i m i e r z : O, przepraszam cię! Tutaj muszę stanowczo zaprotestować. Pod słow em „przeciętność" rozumiemy zazwyczaj szarą nudę codziennego życia. A przecież w czynie legjonowym i jego piewcy, Słońskim, szarzyzny nie znajdzie my ani trochę,
A n d r z e j : Nie chodzi mi o sza rzyznę. A le jest tu może pewne uprosz czenie w ujmowaniu nasuwających się problematów. Legjonom i ich wodzowi w yszło to na dobre, Słońskiemu stanow czo zaszkodziło.
K a z i m i e r z : Za dużo od ludzi w y magasz. Trudno od gołębia żądać, aby był orłem. W łaśnie to jest przemiłą za letą tego niedawno zmarłego poety, że się w cudze piórka nie ubierał. Szcze rość jego jest zupełnie rozbrajająca, a prostota przemawia tak bezpośrednio i tak do wszystkich, że za wzór m ożem y go postawić tym, którzy chcą wzruszyć jak najszersze masy,
A n d r z e j : W ie sz, że żądam od p oe ty nietylko szczerości,
K a z i m i e r z : A le ż daj spokój! T y jesteś literat, esteta, nie wiem co, sma kosz! Jesteś w yjątkiem ; ale masy czy telników też potrzebują wzruszenia este tycznego, Nie da im go nikt z modnych i górnych poetów , którzy myślą, iż w tem „góm iejszy to n " biją, im nieszczerszym patosem brzmi ich lutnia. Szczerość Słoń skiego przemawia do ludzi przejmująco i głęboko. Przyznam ci się, że ja zasłu cham się nieraz w potoczną i monotonną jego zwrotkę, w muzykę, którą potrafi w ydobyć z najzwyczajniejszych wyrazów, jakich dobiera, i zasłuchawszy się, wzru szam się do głębi.
A n d r z e j : Znam bardzo mało tych wierszy,
K a z i m i e r z : W id zisz, nie znasz, a zabierasz głos w tej sprawie. W iersze patrjotyczne Słońskiego w yrządziły mu pewnego rodzaju krzyw dę. Sw ą nieby wałą popularnością przyćm iły inne
stro-________________________________________
ny jego talentu. Ów cichy liryzm potocz nego dnia, którym przepełnione są jego książeczki.
A n d r z e j : Czy jest ich dużo? K a z i m i e r z : Kilkanaście: spojrzyj, w tych małych tomikach, które leżą u mnie na stole, zamknęło się całe ludzkie życie, niezmiernie smutne, W tem w ła śnie Słoński celował, — co zresztą sta nowi o wartości jego jako poety, — w umiejętności dania obrazu przemijają cego życia. W wierszach jego znajdziesz strofy o miłości, o wojnie, o smutkach, 0 radościach, o żonie, o dzieciach.,, ale zanurzone są one całkow icie w melancho lijnej wodzie przemijania. Obumieranie człow ieka jest treścią tej poezji. W e ź np. ten tomik do ręki. N azy w a się „Śmierć we mnie rośn ie", zajrzyj dóń na chybi trafi.
A n d r z e j (czyta):
„Chodzę po pustym, starym domu, Snuję się cichy z kąta w kąt — M ałą kolebkę pokryjomu K toś nieproszony wyniósł stąd.
Niby trumienkę w ziął na ręce — i naraz znikły razem z nim
moje beztroskie sny dziecięce, spowite w słońca złoty dym...
Śmiertelna cisza w sercu rośnie, żałobnie płonie gromnic rząd... K toś mój jedyny sen o wiośnie w białej trumience w yniósł stą d ".
K a z i m i e r z : W idzisz, wzruszyło to cię mimo wszystkich twoich estetyzm ów 1 zagłębiań się w istotę poezji. W ie rz mi: istota poezji — to niedocieczona esencja, którą się nagle przesyca jakieś zwyczajne słowo. Sekret tego przesycania, owej che micznej fabrykacji, posiada tylko praw dziwy poeta i nikomu nie potrafi go u- dzielić,
A n d r z e j : R zeczyw iście, nabieram przekonania, że Słoński ten sekret po siadał w największej mierze i zabrał go z sobą do grobu. Takiej prostoty mającej wigor starego miodu nikt już u nas teraz nie posiada,
K a z i m i e r z : Zapominasz o Oppma nie,
A n d r z e j : Tak, ale to już ma inny charakter.
K a z i m i e r z : Pozwolisz, że jeszcze raz przypomnę ci zasługi, jakie posiada szczerość Słońskiego. W naszych cza sach, — a pomyśl sobie, że Słoński uro dził się na przełomie symbolizmu, m łodo- polszczyzny, przeżył epokę futuryzmu, która niejeden talent w ypaczyła, — nie łatwo pow iedzieć o sobie:
„W ię c nie mogąc dać, jak wielkie duchy, w śnie wizyjnym pieśni zolbrzymiałej, swojej duszy daj małe okruchy".
A n d r z e j : Jakże powimiiśm y - wdzięczni drogiemu poecie, że pozostaw ił nam okruchy swej tak płonącej i tak czy stej duszy. Ślad jego drogi życiow ej, niby ślad meteoru na niebie, zostawia smugę drobniutkich, lecz płonących iskierek. Takim duszom nic więcej w życiu nie trzeba, jak trochę kwiatów i słońca. P eł ne są one światła i miłości,,,
K a z i m i e r z : A popatrz tutaj w tym wierszu:
„Pochylam się nad kołyską, rozstawiam skrzydła jak ptak, — Tatusiu, pić, wiosna blisko, a tobie wciąż słońca b ra k !"
Brakło mu wciąż tu na ziemi owych najważniejszych spraw, kw iatów i słoń ca, Zostaw ił nam pamiętnik swoich smut nych dni, odszedł zapewne tak samo po godnie, jak pisał pełne głębokiego zna czenia słow a:
„A n i mi żal minionych lat, ani mi dzień jutrzejszy miły, a jednak c a ły wielki świat zabrałbym z sobą do m ogiły".
Zabrał ze sobą swój świat, skończył się, przeminął, A l e pozostało po nim dotkliwsze uczucie przemijania rzeczy świata. Poezje jego jak kwiat, rzucony na wodę, swym ruchem oznaczają niedo strzegalny może bieg prądu. Zostaliśmy z okruchami jego życia, smutniejsi o je dnego poetę,
A n d r z e j (czytając): A le patrz, tu taj napisał w jednym z wierszy, widzisz:
„Żyjący byłeś jak pies na uwięzi,
umarły słońce, jak kwiat, będziesz p ił,.."
Eleuter.
W numerze ku czci Jana Kasprowicza ukażą się
„Wspomnienia z ostatnich dni u Jana Kasprowicza
na Harendzie“
Kazimiery Alberti,
nadto dotychczas przyobiecali swe prace:
Emil Breiter, Piotr Choynowski, Marja D ąb
rowska, Zdzisław Dębicki, Artur Górski, W i
łam
Horzyca,
Karol
Irzykowski,
Jarosław
Iwaszkiewicz, Juljusz Kleiner, Stefan K ołacz
kowski, W ładysław Kozicki, Ernest Łuniński,
Jan Nepomucen Miller, Adolf Nowaczyński,
Artur Oppman ( O r - O t), W ładysław Orkan>
Ostap Ortwin, Stanisław Przybyszewski, L eo
pold Staff, M ieczysław Treter, Józef Wittlin
Orzeszkowa o Sieroszewskim
Z powodu wydanego w r. 1897 tomu now el Sieroszew skiego „ W m atni" O - rzeszkowa, ta — jak ją nazwał B rzozow ski — młodsza siostra M ickiew icza, jed na z pierwszych pow itała now y talent entuzjastycznym artykułem p. t. „G w iaz da w schodzi", drukowanym w nr. nr. 6 i następnych „Tygodnika Illustrow anego".
Zauważywszy, że tło opowiadań Sie roszewskiego możnaby nazwać „snem no- cy zim ow ej", znakomita autorka pisze da lej: „Tchórza przeszywać tu wciąż będą sztylety strachu, niedołęgę struje nuda, rozkosznika w gniewy w ściekłe wprawią umartwienia srogie, uczonemu ciekawość uskrzydli myśli, człow iek z temperamen tem artystycznym stanie się malarzem, albo snycerzem, albo poetą, albo jeszcze, jak w wypadku obecnym, wszystkimi trzema naraz". Zachw yca ją bogactwo szczegółów w obrazach natury, z których przytacza opisy powrotu pogody po dłu gich deszczach, nadlatującej zamieci śnie żnej, uspokojenia po przejściu nawałnicy zimowej, cofnięcia się rzeki po wylewie do zw ykłego łożyska, zbliżającej się bu rzy podbiegunowej, długiej posuchy let niej, łąki o poranku i inne. Zastanawia ją bogactwo porównań. Opowiadania o za razie niszczącej stada reniferów tragicz nością i patetycznością' niektórych epizo dów przypominają jej „O jca zadżumio- nych ".
W ied zę Sieroszewskiego o duszach ludzkich stawia Orzeszkowa bardzo w y soko. „Jakuci i Tunguzy, dzikusy na po zór jednostajne, stają każdy zosobna, o- patrzeni w osobnikowe znamiona charak terów, duchów, czynów i mowy, a zw ią zani tylko nicią wspólnych im wszystkim w łaściw ości plem iennych", Z tych w ła ściwości za najbardziej uderzający i naj bogatszy w pierwiastek poetycki uznaje mistycyzm, „czyli pełne lęku i fantastycz- ności upatrywanie i odczuwanie sił lub działań nadprzyrodzonych w zjawiskach otaczającego św iata". „T e trwożne roje nia Jakuta i Tunguza — to pierw szy szczebel drabiny, u której szczytu roz kwitają religje, filozofje i namiętne docie kania nauki, aż do tych ostatecznych gra nic, na których pojęte styka się z niepo- jętem. Co zaś do artystycznego wyrazu swego, są tu one tem więcej przejmujące, że aczkolwiek u dzikich, nie krzyczą jed nak, nie gestykulują, nie wpadają w kon wulsje, lecz owszem, w tonach przyciszo nych i niejako basowych trzymane, toczą przy samej ziemi drżące tremola, od k tó rych drżą ciała ogromne i odważne. W y twarza się tym sposobem nie wrzask bru talny, nie grymas konwulsyjny, ale rzecz dziwna w zestawieniu z dzikimi: nastrój... podobny do tego, jaki uczuwamy, gdy „G ość nieproszony" Maeterlincka, niewi dzialnie błądząc za kulisami, wstrząsa aktorami sceny, jak zeschłemi liśćm i". Ten sam stosunek widzi Orzeszkow a w odnoszeniu się Jakutów Sieroszewskiego do cywilizacji, przybywającej od strony ziem nieznanych — czują się oni strwożeni i cierpiący, Z pośród nich zauważa Chab- dżyja, przebiegłego i chytrego w obec K o - sti aż do pochlebstwa i niemal mądrej wynalazczości, oraz Kerem es — dziką, lecz zarazem delikatną, miękką, łagodną. Sytuacja tych trojga, „do głębi przejmują ca, jest jeszcze tu i owdzie tak subtelnie wycieniowana, jakby autor ją wynalazł na paryskiem przedmieściu St. G erm ain". Podkreślając bardzo wnikliwie podpa trzone poruszenia duszy kobiecej, kiedy Kerem es po raz pierw szy zdobywa się na odepchnięcie Kosti z powodu wstydu, o- garniającego ją po nagłem wychyleniu się słońca, porównanie dla niej znajduje O - rzeszkow a w robotnicy Katarzynie z „G erm inala" Zoli. W Sełticzanie znowu odgadł Sieroszew ski „duszę wielką, ale nawskroś ludzką, i nietylko ludzką, lecz odrębną", jest to dusza ze stall, ,,w po rze szczęścia, jak stal uginała się pod palcami dobroci i miłości; w momencie klęski nabiera połysków nie płomienia, lecz lo d u "; „aż nakoniec ten dziki przy chodzi do pełnego zrozumienia, że jed nostka ludzka — to cień mały i marny w o bec tej rzeczy wielkiej i wiekuistej, k tó rą jest idea. W yrazu tego nie zna, lecz istota, którą on w sobie zawiera, dość miejsca znajduje dla siebie w jego m óz gu i sercu",. „Patrjarchowie biblijni, z k tó rych wysnuło się tyle poetyckiego wątku, należeli także do plemienia pasterskiego i koczowniczego, a niewiele dalej posu nięci w tem, co zw ykło zwać się cyw ili zacją, byli bohaterowie „Iljad y", „N ib e- lungów ", „K a lew a li", G dziekolw iek istnieje człow iek, istnieje dramat; gdzie zbiorowisko ciał i dusz ludzkich, tam i zbiorowisko ich osobnikowych znamion i losów, Tylko że na jednych szczeblach drabiny cywilizacyjnej spostrzeganie i ba danie jest łatwiejsze, bo materjał obfity, i dostępniejsze, bo badanych z badającym łączą gatunkowe niejako wspólności i po dobieństwa; na innych zaś trzeba praco wać w zmroku i koniecznie przy świetle pewnej, osobliwej latarni, pewną, osobli wą oliwą nalanej". Nie potrzeba wyja śniać,. że tą latarnią jest talent pisarza, a oliwą jego siła. Za znamię zaś główne i niezawodne talentu Sieroszewskiego u- waża jego starsza siostra „bardzo silne, jasne, rozległe i bogate w izjonerstw o", eparte na moralnem podłożu „w sp ół czucia bardzo ży w eg o ".
W sp ółczucie to było zawsze dominu jącą cechą w twórczości Orzeszkowej, ono więc zapewne najpierw ją uderzyć musiało i zniewolić do napisania przy toczonego w streszczeniu studjum, które obok szersze obejmującej horyzonty ana lizy M atuszewskiego, jest jedną z nielicz nych dobrych prac krytycznych, jakie o Sieroszewskim wogóle posiadamy. Zau ważone zaś przez nią cechy talentu auto ra „R isztau ", „L atorośli", „B eniow skie g o " i wielu powieści i now el syberyjskich, chińskich i japońskich w nim właśnie k a żą nam upatrywać n a s z e g o n a j b l i ż s z e g o k a n d y d a t a d o l i t e r a c k i e j n a g r o d y N o b l a .
Kazimierz Czachowski.
O s ta tn ia pod ob izn a R abindranatfra T a go re; obok p o ety m ałżonka je g o przy ja c ie la i towarzy sza p o d ró ż y M a b a la n cb isa
Kronika ilustrowana
J e d n o z ilustrow anych pism n iem ieck ich p o d a je . g a le r ją' znakom itych p rz y ja c ió ł G eorge S a n d — w związku z p ię ćd zies ią tą roczn icą ś m ie rci
p is a rk i
S cen a w kolejce w P ra te rz e z film u „ P r a te r m iz z i", przygotow yw anego przez je d n ą z w ytw órni wiedeńskich: N it a N a ld i i Ig o Sym
D oskonały p isa rz rosyjski B o r y j P iln ia k w- p o d ró ży swej po A z ji był u ro czyście podejm ow uny p rzez a rtystyczne T o k jo