• Nie Znaleziono Wyników

Odpowiedź prof. prof. Weintraubowi i Zgorzelskiemu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Odpowiedź prof. prof. Weintraubowi i Zgorzelskiemu"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Konrad Górski

Odpowiedź prof. prof. Weintraubowi

i Zgorzelskiemu

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 56/2, 505-510

(2)

K ontrow ersją z m oim i S zan ow n ym i Przeciw nikam i uw ażam za bardzo ciek aw y incydent, z którego mogą p łyn ąć w ażne w skazania m etod ologicz­ ne. D om yślan ie się adresata na podstaw ie szczegółów zaw artych w tekście jak iegoś u tw oru lirycznego nie po raz p ierw szy się zdarza i n ie po raz p ierw szy m oże zaprow adzić na m anow ce. W iersz M ickiew icza zaw arty w liście do M alew skiego z lipca 1824 i zatytułow any: Do — W sztam bu ch , k tóry na podstaw ie czasu pow stania i okoliczności tow arzyszących odno­ sim y dziś z dużym praw dopodobieństw em do K aroliny K ow alskiej, uznał Józef T retiak za „n iew ątp liw ie zw rócony do M aryli” i argum entow ał tak:

poeta pod w pływem filozofii niem ieckiej i poezji Schillera, mocno filozofią przesiąkłej, stara się filozoficznie wytłum aczyć spotkanie się w e wzajem nej m iłości dwóch istot takich, jak on i Maryla, „równych” wpraw dzie „w ielkością i kształtem ”, ale różniących się zupełnie zewnętrznym i warunkam i życia, „wy­ rzuconych do przeciwnego biegu” 1.

P odobnie W ilh elm B ruchnalski interp retow ał w iersz: W im ion n iku K. R., który w yd ru k ow ał w w yd an iu T ow arzystw a L iterackiego im. Ada­ ma M ickiew icza pod tytułem : W im ionniku K [a ro lin y ] R [zew u skie j], i po­ w ołał się przy tym na au torytet Tretiaka, który:

uważa pow yższy w iersz za najw cześniejszy m iędzy erotykam i odeskim i, poety­ zującym i stosunek M ickiewicza z Sobańską. Przemawiać ma za tym jego treść, nie świadcząca bynajmniej o jakimś serdeczniejszym w ęźle pomiędzy nimi — tendencja mająca na celu w ykazać tylko różnicę, jaka zachodziła w położeniu m iędzy bogatą i piękną kobietą salonową a ubogim wygnańcem niepewnym ju tr a 2.

W d alszym ciągu sw ych uw ag B ruchnalski cytu je sąd C hm ielow skiego, który w n iosk u je ze słów p oety o rozm ijaniu się łodzi, że rozm inięcie się ich n astąp iło dopiero później, z początku p ły n ęły one razem; w b rew ted y

ODPOW IEDŹ PROF. PROF. W EINTRAUBOW I I ZGORZELSKIEM U

1 A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wydanie Towarzystwa Literackiego im. Adama M ickiewicza. Т. 1. Lw ów 1896, s. 281. (Uwagi wydawcy).

2 Ibidem, t. 2, s. 428—429.

(3)

506 K O N R A D G Ó R S K I

w y w od o m T retiaka, C h m ielow sk i dochodzi do przekonania, że w y m ie ­ n ion y w iersz je st nie pierw szym , lecz ostatn im z erotyk ów , do których napisania dała pow ód K arolina Sobańska.

N o cóż! — D ziś, gd y d zięki prof. P igo n iow i w iem y z całą pew nością, że adresatem w iersza b y ł K o n stan ty R dułtow ski, czy ta ją c w y w o d y n aj­ w ięk szy ch au to ry tetó w n au k ow ych ow ej epoki czujem y, że ogarnia nas „naprzód śm iech p usty, a p otem litość i trw oga”. Tak — to bardzo n ie­ b ezp ieczn y proceder, i w szy stk o, co m ogę pow ied zieć w e w ła sn ej obronie, to fakt, że ja tej zab aw y n ie zaczyn ałem . Z ch w ilą gd y R ozłączen ie zo­ sta ło ogłoszon e z autografu, w szy sc y h istory cy literatu ry, p oczynając od M ałeckiego, od n ieśli je do M arii W odzińskiej, a k ierow ali się w ty m przy­ p uszczeniu czasem i ok oliczn ościam i pow stania utw oru, czy li — inn ym i s ło w y — n ie w ą tp liw y m sąsied ztw em czasow ym w iersza z p ozostałym i utw oram i, o k tórych w iad om o było, że zostały napisane w V e y to u x w dru­ giej p ołow ie lipca 1835. D opiero K ucharski w y stą p ił ze sw oją hipotezą i p ociągnął za sobą in n ych .

Otóż je d y n y argu m en t K ucharskiego, na którym oparło się p rzypisanie w iersza m atce p oety, w y d a ł m i się tak naciągany, że w m ojej n otatce o R ozłączen iu p o ło ży łem n acisk n ie na w y k a zy w a n iu k ru ch ości argu m en ­ tacji K ucharskiego, lecz na interp retacji w szelk ich szczegółów tekstu, k tóre b y p rzem a w iały raczej za M arią W odzińską niż za Salom eą Bćcu jako adresatką w iersza. Tak d ałem się w ciągnąć do n iebezp iecznej za­ baw y, która grozi — jak słu szn ie p isze prof. Z gorzelski — u grzęźnięciem w p sych ologizm ie. N ie ma b ow iem w ą tp liw o ści, że z w y ją tk iem spraw y, którą p oru szył K ucharski, in terp retacje szczegółów tek stu w w yw od ach m oich i m oich p rzeciw n ik ów są od w o ły w a n iem się do „słuchu literac­ k ie g o ” k ażdego z nas. A n i ja n ie znajdę druzgocącego argum entu, który b y przekonał prof. prof. W eintrauba i Z gorzelskiego o słuszności m ego odczucia, ani oni, żeb y zasu gerow ać m nie — ich od czu w an ie utw oru. H ip otetyczn ość m oich w y w o d ó w zaznaczyłem k ilk ak rotn ie, gdy m ów iąc o teoretyczn ej m ożliw ości stan ow isk a stron y p rzeciw n ej, cy tow ałem K ra­ sickiego: „W szystko to b yć m oże... Jednakże ja to m ięd zy bajki w ło żę” . M uszę stw ierd zić, że ta św iad om ość obracania się je d y n ie w sferze nie d ających się spraw dzić h ip otez przebija i z w y w o d ó w prof. Zgorzelskiego, k tóry parokrotnie sięga też po w ie le m ów iące słów eczko: m o ż e . Z nas trzech jed y n ie prof. W ein trau b jest bardzo p ew ien sieb ie i posuw a się n a w et do d y sk w a lifik u ją cy ch ep itetó w pod m oim adresem („szufladkow a p sych o lo g ia ”).

N ie ma d w óch zdań, że na podstaw ie an alizy sam ego tek stu — d y le­ m atu: m a t k a c z y M a r i a , rozstrzygnąć się n ie da. Tu b y m ogło zadecydow ać ty lk o o d k rycie jak iegoś jednoznacznego św iad ectw a h isto­ rycznego, jak to b y ło w w yp ad k u w iersza M ick iew icza do K onstantego

(4)

R dułtow skiego. Może się k iedyś takie św iad ectw o dotyczące Rozłączenia odnajdzie.

T yle — je śli chodzi o diagnozę sytu acji jako całości, co do szczegółów zaś m iałb ym jeszcze do zauw ażenia rzeczy następujące.

W ystąp ien ie m oich p olem istów dowodzi, że p ow inien em b ył szerzej om ów ić argum ent K ucharskiego, który dla zw olenn ików tezy o Salom ei B écu jako adresatce Rozłączenia jest punktem w yjścia. P ow tarzam w ięc jeszcze raz, że jeśli Maria n i e w i e d z i a ł a , dokąd Słow ack i pojechał, i n ie znała V eyto u x , to n ie była w cale w lep szym położeniu niż m atka p oety, i te ż m usiałaby „próżno krajobrazy tw orzyć” . Słow acki m ógł się zn aleźć rów nie dobrze nad jeziorem , jak nad jakim ś potoczkiem w u stron ­ nej dolinie, m ógł zam ieszkać na jakim stoku góry, skąd n ie b yłob y w idać ani jeziora, ani potoku, a m ógł też odjechać jeszcze dalej, gdzie krajobraz w ysok ogórsk i przechodzi w łagodniejsze u kształtow an ie terenu, bo S zw a j­ caria ma i tak ie m ożliw ości. N ie w iedząc, jak w ygląd a m iejscow ość, do której się poeta udał, Maria m ogła w ed le w oli „tw orzyć krajobrazy” d zięk i znajom ości różnych odm ian szw ajcarskiej przyrody, a jednak nie odgadnąć, jak w ygląd a napraw dę otoczenie, w którym S łow acki się zna­ lazł. I na tym polega kontrast sytu acji ich obojga: on w ie, gdzie ona jest i jak po rozstaniu z nim ona czas przepędza, ona zaś tego n ie w ie, i żaden w y siłe k w yob raźni nic jej tu nie pomoże.

Prof. W eintraub pisze, że m oja argum entacja m iałaby siłę p rzekon y­ w ającą tylk o w ted y, gd yb y S łow ack i w w ierszu starał się od tw orzyć

sp ecy ficzn y charakter krajobrazu okolic V eyto u x, ale w w ierszu m am y jakoby tylk o n ajogólniejsze, w ielok rotn ie spotykane elem en ty krajobrazu szw ajcarskiego: w ielk ą ta flę jeziora, na d alszym planie góry, raz w id ziane w deszczu, drugi raz — w św ie tle księżyca.

Jak bardzo m yli się w tym punkcie prof. W eintraub, o tym łatw o się przekonać zestaw iając p oetycki op is w R ozłączeniu z opisem krajobrazu w V e y to u x zaw artym w liście p oety z 20— 23 sierpnia 1835.

W w ierszu czytam y:

N ie w iesz, że trzeba niebo zwalić i położyć Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem. Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,

W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem; N ie w iesz, jak w łosem deszczu skałom w ieńczyć głowę, Jak je w idzieć w księżycu odkreślone kirem.

A w liście:

Otóż przeniosłem się do w ioski Veytoux, nająłem śliczny pokoik, b łę­ k itn y — z okna widać w innicę — za winnicą jezioro jak pół nieba w yw róco­ nego na ziem ię — za jeziorem M eillerie, sław ne w Heloizie Russa — sło­ w em , trudny do opisania widok. Ludzie, którzy Neapol i Helespont w id zieli,

(5)

508 K O N R A D G Ó R S K I

mówią, że ten im wyrówna... W dzień pokój mój, jezioro, niebo, góry, w szystko błękitne, ale dziw nie czyste i przezroczyste [...].

Prześliczne m iałem k siężycow e noce — w tenczas w ychodziłem nad jezioro, siadałem na m ałym przylądku wchodzącym do wody, z jednej strony m iałem księżyc, z drugiej strony zamek Chillon (który z okna o 200 kroków w id zę)3.

C zyli opis p oetyck i pow tarza te sam e elem en ty w idoku, k tóry roztaczał się z okna w y n a jęteg o pokoiku. O kno w y m ien io n e je st i w w ierszu, a po­ tem jezioro porów nane do pół nieba rozesłanego na pow ierzch ni ziem i, granica m ięd zy jeziorem i n ieb em w yznaczon a przez pasm o gór, o k tórych m ów i się w w ierszu , że w dzień są jasne, a w liście, że czyste i przezro­ czyste. W reszcie ten sam w id ok lu b i poeta oglądać w św ie tle k siężyca. J ed y n ie szczegó ł o w y g lą d zie teg o w idoku w dzień d żd ży sty w y stę p u je ty lk o w w ierszu , brak go w liście.

Czy w ś w ie tle zachodzącej tu tożsam ości szczeg ółó w op isu m ożna dalej tw ierd zić, że w iersz daje ty lk o n ajogóln iejsze, w ielo k rotn ie sp otyk ane e le m e n ty krajobrazu szw ajcarskiego? — T rudno chyba o w yra źn iejsze św iad ectw o, że m am y tu obraz sporadycznego, in d yw id u aln eg o u k ształto­ w a n ia sk ład n ik ów krajob razow ych tak, jak je poeta w id ział z okna sw ego pokoiku. A skoro chodzi tu o ze sta w ien ie ich ściśle zw iązane z daną m iej­ scow ością, w tak im n ie in n y m doborze elem en tó w n iep ow tarzaln e, to M aria, n ie znając tej m iejsco w o ści, ew en tu a ln ie nie w ied ząc, że S łow ack i zn ajd u je się w ła śn ie w niej, na próżno tw orzyłab y w sw ej w yobraźni krajobrazy na p od staw ie d otych czasow ej znajom ości przyrody szw ajcar­ sk iej, a jed n ak rzeczy w isteg o otoczenia, w k tórym się poeta znajdow ał, od tw orzyć b y sob ie n ie m ogła. B o nie chodzi w ty m w yp ad k u o teore­ tyczn ą m ożliw ość w yob rażen ia sob ie ściśle takiego u k ształtow an ia e le ­ m en tó w krajobrazu, lecz o k onkretną w i e d z ę , że ó w krajobraz tak się w ła śn ie p rzedstaw iał. Stąd p ow tarzające się w ciąż w w ierszu zdanie: „N ie w ie sz ”. O dnosi się ono naprzód do krajobrazu, a potem do p rzeżyć i m arzeń podm iotu lirycznego, ró w n ie n ied ostęp n ych dla oddalonej osoby, jak ów w id ok z okna.

I je śli w szy stk ie in n e p o m y sły interp retacyjne, d otyczące pozostałych szczegółów w iersza, m ogą być przedm iotem naszych różnych su b iek ty w ­ n y ch odczuć, to podane tu przed ch w ilą stw ierd zen ie, że krajobraz opi­ sa n y w R ozłąc zen iu m a charakter n ie ogólnik ow y, lecz zin d yw id u a lizo ­ w a n y, i że b ez znajom ości jego z autopsji nadarem ne b y ły b y w szelk ie d o m y sły c z y jejk o lw iek w yob raźni, je st filo lo giczn y m faktem , w obliczu k tórego je d y n y argu m ent K ucharskiego, czy n iący m atkę p oety rzekom o

adresatką w iersza, nie m oże b y ć brany p ow ażn ie pod uw agę.

3 K orespondencja Juliusza Słowackiego. Opracował E. S a w r y m o w i c z . T. 1. W rocław 1962, s. 308, 309.

(6)

N azw ałem w y żej nasze, oparte na „słuchu literack im ” każdego z nas, a d otyczące szczegółow ych m otyw ów w iersza, d om ysły — zabawą. Trwając przy tym żartob liw ym term in ie m uszę przypom nieć, że każda zabawa m a sw oje reguły, które m uszą być uszanow ane, jeśli się n ie m am y przy zab aw ie pokłócić. O baw iam się, że moi p olem iści nie zaw sze się z obow ią­ zu jącym i w danym w yp ad k u regułam i liczą. P odstaw ow a reguła w y n ik a ­ łab y z sam ego zam iaru, aby z tek stu w iersza w y sn u w a ć w n iosk i o cha­ rakterze biograficznym . M yślę, że albo należałob y a lim in e taki zam iar potęp ić jako n iew yk o n aln y, albo, skoro go podejm ujem y, n ie k la sy fik o ­ w ać d ow oln ie poszczególnych m otyw ów na takie, k tóre u w ażam y za au ten tyczn e, i takie, k tóre u zn ajem y za w y n ik p oetyck iej stylizacji. A je śli już ch cem y tak ie rozróżnienie przeprowadzić, to jesteśm y obo­ w iązan i sform ułow ać p recyzyjn e kryteria, w ed łu g k tórych będ ziem y te rzeczy w yróżniać.

Prof. Z gorzelski z góry zapowiada, że jeśli chodzi o Rozłączenie, to „zarówno podm iot liry czn y tej w yp ow ied zi, jak i jej adresatka oraz s y ­ tu acja przedstaw iona w u tw orze są p r z e t w o r z e n i e m t y l k o n i e ­ k t ó r y c h e l e m e n t ó w a u t e n t y c z n y c h , zaczerpn iętych z ży ­ cia S łow ack iego i ze stosu nk ów jego z inn ym i osobam i” (s. 497). — W obec tego prof. Z gorzelski przyp isuje istotne zn aczen ie ty lk o tem u, co się w iąże z ogólną koncepcją utw oru, nie p rzyw iązuje n atom iast w agi do szczegółów zb yt konkretnych, a d la w ym ow y całości obojętnych, jak np. ow a biała szata.

Z daw ałoby się, że m am y ow o kryterium w yróżnienia: w ażne je st to, co się w iąże z koncepcją całości. Cóż poczniem y jednak, gdy ow a kon­ cepcja całości u prof. Z gorzelskiego zaczyna się nasycać elem en tam i, do k tórych tek st n iczym n ie upow ażnia. Na jakiej p odstaw ie kom en tator tw ierd zi, że w oczach podm iotu lirycznego tryb życia adresatki, jej kon­ tak ty z ludźm i, jej ży cie p sych iczn e jest jakby od lat n iezm ienn e, przez lata poprzednie i na w iè le dni n astęp n ych ustalone: jakby dotyczyło oso­ by, która n ie oczek uje już w ięk szych zm ian w życiu. G dzie dowód na to w szystko? P ow ied zia ł S ain te-B eu v e, że poezja n ie polega na tym , aby w szy stk o pow iedzieć, ale aby m óc o w szystk im pom arzyć. Odbiorca R o z­ łączenia, gd y raz założył sobie, że utw ór je st zw rócony do m atki, m oże sobie snuć te w szy stk ie m arzenia, ale one nikogo nie obow iązują i sta­ n ow ią ty p o w y przykład su b iek tyw n ych skojarzeń, do których p odn ietę dał tek st utw oru, ale k tórych nik t ob iek tyw n ie w tek ście n ie stw ierd zi.

Zdaniem prof. Z gorzelskiego, adresatka skutkiem w i e l k i e g o o d ­ d a l e n i a n ie potrafi sobie n aw et w yobrazić, jak w ygląd a krajobraz m iejscow ości, w której przebyw a podm iot liryczn y, i to w ca le n ie dlatego, żeb y n ie w ied ziała, gdzie on przebyw a. — Przepraszam , ale z jakiego szczegółu w iersza ma w yn ik ać, że adresatka przebyw a w w ielk im od

(7)

dalę-510 K O N R A D G Ó R S K I

n iu od podm iotu lirycznego? — O czyw iście prof. Z gorzelski podśw iadom ie id en ty fik u jąc adresatkę z m atką p oety każe jej m ieszkać o setk i m il od ukochanego syna. I czy w oln o korzystać z*tak w ielozn acznego zdania, jak: „gdzie on p rzeb yw a”. R zecz prosta, w iedziała, że w Szw ajcarii, a że zam ieszk ał w V ey to u x , tego w ch w ili p ow staw ania w iersza R ozłączenie w ied zieć n ie m ogła.

N ic d ziw n ego, że prof. Z gorzelski dając w o ln e p o le w łasn ej w yobraźni, z góry d y sk w a lifik u je „zbyt k onk retn e szczeg ó ły ”, bo p rzyp isanie im jak iejś au ten tyczn ości u n iem o żliw iło b y podobne w y w o d y jak te, które przytoczyłem .

Czy one w yczerp u ją listę fa n ta styczn ych dow olności? — B ynajm niej! — K ońcow a część w iersza opiera się — zdaniem kom entatora — na p rzeciw ­ sta w ien iu d w u osób i d w u m iejscow ości.

Jedną sym bolizują „dwa z okien św iatełk a”; „za jeziorem ”, „gdzieś daleko aż u gór podnóża”. Drugą reprezentuje adresatka utworu, w kraju, g d z i e n i e m a a n i t a k i c h g ó r , a n i t a k i c h j e z i o r , w o d m i e n n y m o t o c z e ­

n i u , g d z i e j e s t z w y k ł y d o m , gdzie w szystko jest znane i zwyczajne, [s. 499]

Słow a, k tóre tu p odk reśliłem , są zn ów w k ładem fan tazji kom entatora, bez ja k iejk o lw iek p od staw y w tek ście. Z góry zakładając, że adresatką w iersza je st m atka, prof. Z gorzelski w prow adza nie istn iejące w w ierszu p rzeciw staw ien ie m ięd zy d w iem a osobami: tą, którą sym b olizują dwa z okien św ia tełk a , i tą, która w iec zn ie zagasła nad b ied n ym tułaczem . O tóż p rzeciw staw ien ia m ięd zy obiem a ostatnim i strofam i w cale tak nie m u sim y rozum ieć. Tu chodzi o kontrast m ięd zy adresatką w iersza, której podm iot liry cz n y n ie m a w ięcej ujrzeć, i o w y m i św iatełk am i, jako je d y ­ nym , w id om y m je d y n ie w n ocy, śladem czy dow odem jej istn ienia. J e śli prof. Z gorzelsk i orzek nie, że m oja interpretacja tego m iejsca w tek ście je st także su b iek ty w n a, to ty le m ogę pow ied zieć p rzyn ajm niej, że n ie jest obarczona b alastem m n óstw a szczegółów , k tórych w tek ście stw ierd zić niepodobna.

A teraz ow a biała szata, która drażni obu m oich p rzeciw n ik ów . Ma słuszność prof. Z gorzelski, że czarna szata stw o rzyłab y zu p ełn ie inną aurę nastrojow ą, toteż g d yb y w pam ięci p o ety adresatka w iersza rysow ała się w czarnej szacie, on po prostu n ie w p row ad ziłb y m otyw u szaty do u tw oru. D o operow ania ty m m o ty w em n ie zm uszała go żadna artystyczn a konieczność. To jest zu p ełn ie in n y w yp ad ek niż o w e białe skrzydła bociana w P a n u T adeu szu . B ocian tak je st zw iązan y z polską w sią, że go w opisie w io sn y n ie m ogło zabraknąć, a że ma — jak na złość — skrzydła czarne, w ięc tu m usiała się dokonać transform acja b arw y rzeczyw istej w poetycką, a le w R ozłączen iu o n iczym podobnym m y śleć n ie potrzebu­ jem y.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/3,

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/3,

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/3,

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/3,

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/3,

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/3,

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/4,

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/4,