(Ciąg dalszy).
<*f* " Zarumieniła się przelotnie pod jego spojrzeniem;
»przyćmiła wzrok swój długich rzęs zasłoną«. Onieśmielił ją blask jego źrenic, któremi zdawał się ją na wskroś przenikać. Doznała uczucia dziwnej jakiejś nieswobody; uczuła, źe z pierwszej oczyma stoczonej potyczki on wyszedł zwycięzcą, nie ona.
W lot jednak otrząsła się z tego wrażenia. Spojrzała na niego raz jeszcze i odga
dła go odrazu. I on także był wzruszonym w tej chwili, lecz nie myślał wmale o walce.
Patrzał na nią dużemi szczeremi oczyma, zachwycony jej wdziękiem, zdziwiony niepo
kojem. Miłe mu zrobiło wrażenie jej zakłopotanie.
— A wńęc jest pod tą wyzywającą swobodą bezbronność kobieca — pomyślał rozciekawiony.
W rażenie to odbiło się na jego wyrazistej twarzy.
Uśm iechnęła się, widząc go takim. Tak, to był ten sam Borowski, o którego przygodach tyle słyszała.
Ciekawą będzie podróż w towarzystwie takiego szaleńca.
— Mój kuzyn oddał mnie panu w opiekę — rzekła, uśmiechając się wesoło — ale nie chciałabym pana k rę p o w a ć ... Oświadczam z góry, źe dym mi wcale nie szkodzi... Jeśli pan chcesz palić, to nie zada
waj sobie przymusu.
— Bardzo wdzięczny pani jestem za tę łaskę — odparł pan Stefan uprzejmie — i może z niej później
31
242 Ś W I A T
skorzystam ... Rzeczywiście przykrym jest trochę przymus niepalenia, jeżeli się ma ten zw yczaj. . . zwłaszcza w podróży... Ostatecznie jednak można go znieść — dodał z uśmiechem.
— O nie, bynajmniej, to zbyt ciężka o fia ra... Ofiara zresztą niepotrzebna, bo i ja palę także — rzekła, otwierając srebrną papierośnicę i dobywając z niej cygareto mikroskopijnych rozmiarów.
Pan Stefan potarł zapałkę i podał jej ognia z uprzejmym pośpiechem. Podziękowała mu wdzięcznem spojrzeniem.
— To mój paszport, którym się legitymuję w obec mężczyzn — ciągnęła dalej wypuszczając kłęb wonnego dymu. — Chcę by odrazu wiedzieli, że mają przed sobą un bon cam arade... Lubię ich towarzystwo więcej od towarzystwa kobiet, a więc wlazłszy między wrony, zaczynam od tego, źe kraczę jak i o n e ...
Pana to zdziwi z pewnością ? — dorzuciła z zalotnym uśmiechem.
— Co mnie ma dziwić, proszę pani ?
— Że bojąc się nudzić, unikam towarzystwa kobiet, źe szukając m ęskiego, weszłam do tego wagonu i źe się z tego wszystkiego spowiadam panu tak otwarcie.
— M ogę tylko błogosławić, że takiem jest usposobienie pani — odparł z uśmiechem. — Zresztą nie mam czasu się dziwić... jestem zachw ycony!
— Oh pas de c a ! — przerwała skwapliwie, marszcząc zlekka brew kę i podnosząc rękę wdzięcznym ruchem , jak gdyby chciała coś odtrącić od siebie. — Nie mów mi pan grzeczności, bo nie lubię sło d y c z y ...
Nasłuchałam się ich przed chwilą do s y ta ... Mamy przed sobą kilkanaście godzin wspólnej podróży; to na romans za mało, na prawienie komplementów za wiele.
— W szakże jedziemy parowozem •— odparł filuternie.
— W ięc cóż ztąd?
—^ Możemy dla pośpiechu zacząć od tego, na czem skończył kuzynek.
Roześmiała się ubawiona tym konceptem.
— Od zawarcia oczu i przeżuwania słodkiego drzewka ? — zawołała wesoło. — Och n ie ... M ogę
pana zapewnić — dodała z pow agą — cela ne nous avanceraü guere, jeśli się tak otwarcie przed panem wynurzam i wręcz powiadam, żem tu przyszła z umysłu, to nie czynię dla tego, by pana postawić na tym
samym gruncie. . . Złóżmy broń odrazu i bawmy się jak dobrzy towarzysze.
— Łatwo to pani mówić, ale mnie trudno być posłusznym — rzekł podniecony jej swobodą. — Zresztą musiałbym nieszczerym być, gdybym taił przed panią wrażenie, jakiego d o z n a ję ... Że kuzynek pani mówił to samo, wcale mnie nie dziwi; rozumiem także, iż to panią nudzić m oże, gdy powtarzam to, co jej wszyscy powiedzieć muszą koniecznie, jeśli są szczerzy i nie tają tego co czują... A je d n a k ...
— Jednak co?
— Czy m ogę być szczerym ?
— Proszę pana o to.
— Przyszło mi na myśl, źe w męskiem towarzystwie musi pani ciągle być narażoną na to, co pani komplementami n a z y w a ... Mimo to lubi pani męskie towarzystwo — dodał po małej pauzie ze złośliwym uśmiechem.
— B raw o ! — zawołała, śmiejąc się wesoło. — Podchwytujesz mnie pan na jednej z tych nielogi
czności, które u kobiet tak są zw ykłem i... I ja także nie stanowię tutaj w y ją tk u ... O nie, i owszem; ludzie mnie nazywają szaloną g ło w ą !... Tym razem jednak zdaje mi się, iż jestem logiczną. Cokolwiekbądź, szczerą jestem i w jednym i w drugim w y p a d k u ... Widzisz pan, lubię towarzystwo mężczyzn, bo szukam w niem wrażeń takich, jakich mi dać nie może k o b ie c e ... A le to czego szukam , wierz mi pan, to nie są banalne kom plem entu! — dodała z wielką powagą,
Spojrzenia ich skrzyżowały się znowu. Tym razem jednak nie spuściła przed nim oczu. Oczywistem było, że jest szczerą i źe z tej szczerości serca płynie jej swoboda.
— Tak, tak — zawołała z wesołym uśmiechem. — Bądź pan przekonany, źe praw dę m ó w ię ... R o z
mawiajmy z sobą sans arriere-pensees, jak dwaj weseli towarzysze, którzy sobie wzajemnie chcą uprzyjemnić nudę p o d ró ży ... A ch, to mój ideał, taka rozmowa!
I nie dając mu ochłonąć, jęła go zasypywać pytaniam i: zkąd jedzie? co słychać w W arszawie? czyje konie górą w tegorocznych w yścigach? czy długo zabawi w W iedniu? czy zna W łochy,. Medyolan, Flo- rencyę? i it. d.
Rozm owa stoczyła się na zwykłe konwmrsacyjne niziny, ale żywość jej i dowcip, nadawały paplaninie tej urok szczególny. Sport, podróże, obce m iasta i narody, cuda sztuki i natury, dostarczały im nigdy niewy
czerpanego materyału. Przeskakiwali z przedmiotu na przedm iot, upajając się wspomnieniami doznanych wrażeń i tą wymianą myśli, która ich zbliżała i zapoznawała z sobą.
Stefan zeszedł na grunt, na którym go widzieć chciała, ulegając przedziwnemu jej czarowi. Zapo
mniał o swej przeszłości, która się za nim zawaliła z trzaskiem , druzgocząc bytu jego podstawę. Zapomniał o niepewnej przyszłości jaka go czekała, ukołysany w błękitny jakiś sen, k tóry mu serce napaw ał błogością.
B ył jak ten, który usiadłszy przy biesiadnym stole odurza się smacznym a mocnym trunkiem , zapomniawszy o wszystkiem, nie żywiąc żadnych pragnień, nie myśląc o niczem, a jeno lubując się chwilową rozkoszą.
Zdarzało się jednak czasem, źe z pod fałdów7 jej sukni wybłysnęła nóżka — drobna, wąziutka nóżka w zgrabny ubrana pantofelek, lub, że śmiejąc się wesoło, przegięła kibić swą, uwydatniając zarysy cudownego biustu. R az znowu rozwinął nieład podróżny jej włosy, które się czarną na jej plecy rozsypały kaskadą.
Uchwyciła je pełną garścią, skręciła i przetknęła szpilką, podnosząc w górę ramiona. Zdarzało się także, iż w zapale rozmowy dotknęła ręk ą jego ram ienia; miała bowiem ten straszny dar naiwnej poufałości, który najtrzeźwiejszych upaja i podbija, będąc niezwalczoną potęgą uroczej kobiety.
Z szelestem jedwabi, z wonią rozplecionych warkoczów, z ciepłem dotknięciem jej dłoni, spadało
Ś W I A T w tedy na niego całe piekło różowych p o k u s, owiewając go swym płomieniem. Czuł w głowie zawrót i dziwny zamęt, który go »czynił srogim« — jak mówi »Pieśń nad pieśniami«. Ale umiała go ułaskawić i uspokoić swem przeźroczystem spojrze
niem. I wciągała go znowu w rozmowę, kołysząc w ten słodki sen, który go czarował i rozbrajał. A była to właśnie sztuka i moc jej, że go umiała utrzymać na tej wyżynie, nie zadając mu gw ałtu, lecz zniewalając swym czarem do tego, by szedł dobrowolnie tam kędy chciała.
Byłaż to rzeczywiście dziwaczka, »szalona głowa«, jak nazywała sama siebie, była li to wyrafinowana kokietka — trudno to było cdgadnąć. Pan Stefan nie zadawał sobie wcale tego pytania, poddając się zupełnie jej czarowi. W toku rozmowy wspomniał jej nawiasem, iż wTyjeżdża do A m eryki; sam jednak nie wiedział dotąd nic bliższego o jej osobistych stosunkach i — rzecz dziwna — wybadyw ać ją o to nie czuł potrzeby. Zanadto był upojony chwilą obecną, by go co innego mogło zajmować.
Oficer, który ją w Krakowie odprowadził na dworzec, wymienił jej nazwisko. Nadto kilka razy w rozmowie wspomniała 0 mężu. W iedział więc, że jest m ężatką i że się Sroczycką nazywa. Nazwisko to było mu znanem : wiedział iż Sroczyccy zajmują w Gałicyi wybitne stanowisko; reszta była dla niego tajemnicą.
Z własnego popędu uchyliła tę zasłonę, odczuwszy po
trzebę serdeczniejszych wynurzeń. Zwierzyła mu się, że jest zamężną od lat siedmiu, że jej mąż posłuje w sejmie i w radzie
państw a, że służba publiczna oderwała go od rodzinnego ogniska i że ciągła jego nieobecność daje jej nieo
graniczoną swobodę. Pożycie ich jest bardzo zabawnem : grają z sobą wiecznie »w chowanego«. Gdy mąż bawi w kraju, ona wyjeżdża za granicę; gdy ona wraca, powołują go do W iednia obowiązki. Obecnie jedzie do W łoch, do Medyolanu i Florencyi, mając zamiar uczyć się rzeźbiarstwa, do którego wielkie czuje za
miłowanie.
Mówiła o tem wszystkiem z wielką żywością, będąc na pozór wielce zadowoloną ze swego losu.
Małżeństwo jej było związkiem dwóch fortun i dwojga nazwisk, nic więcej! A le trafiła na zacnego człowieka, który umiał zdobyć sobie jej szacunek. Pobłażliwość jego dla jej fantazyj, nie ma granic i ona wie to najle
piej, że na los taki nie zasługuje. Dziwi ją to, że się mógł do jej w ybryków przyzwyczaić i że cierpi taką szaloną głowę. Na jego miejscu poszłaby już dawmo do rozwodu.
Pod wesołością, z jaką to wszystko opowiadała, czuć było jednak lekki odcień goryczy, coś jak gdyby niezadowolenie z tego losu, który jej padł w udziale, a który zdarrał się ją tak zachwycać. Czego pragnął ten umysł dziwaczny i niespokojny? Czego szukała ta dusza, wyrywająca się gdzieś w dal ku nieznanemu, 1 goniąca za wrażeniami po świecie? Za czemże tęskniło to serce, na pozór nie znające pragnień, ni tęsknoty?
Nie szukałaź ona w wirze i zgiełku tylko upojenia, aby zagłuszyć ten krzyk nienasyconych pragnień, które się odzywać muszą w każdej szlachetnej duszy, a których ukojenia odmówiły losy tej kobiecie ?. . . M yśl ta wzruszyła pana Stefana do głębi; odczuł w swej towarzyszce serce pokrewne.
Jednakże ten minorowy ton, który się wkradł był do ich rozmow-y, zagłuszyła podróżna niebawem szczerą a serdeczną wesołością. Opowiadała o swem zamiłowaniu w podróżach, które lubi głównie dlatego, że pozwalają patrzeć na ludzi przez różowe szkiełka. Obraz- zmienia się tu co chwila, jak gdyby w kalejdo
skopie. Co chwila w ystępują na scenę nowi aktorowie, a każdy ukryw a swe wady i usiłuje przedstawić się nam z najpiękniejszej strony. Można się zachwycać światem widzianym z wagonu, bo jest o wiele piękniej
szym od rzeczywistego.
Paradoks ten nastręczył przedmiot do zajmującego sporu. Pan Stefan starał się ją przekonać, że jest sama z sobą w niezgodzie, żądając z jednej strony od ludzi szczerości, a z drugiej lubując się ich .obłudą.
Broniła się uparcie z wielkim sprytem i dowcipem, dowodząc, że złe w ludziach, jest tylko spaczeniem i niepra
wdą. Gawęda zeszła na tory ogólne, nie słabnąc ani na chwilę, obiedwie strony bowiem podsycały ją niespo
żytą w erw ą i dowcipem. I gwarzyli tak z sobą swobodnie, zamknięci sam na sam w wagonie, a smok parowy niósł ich w dal, pożerając przestrzeń i zbliżając ich coraz bardziej do celu podróży. Lecz nie mieli świadomo
ści czasu co płynie, ni przestrzeni, jak ą parow y rydwan pochłaniał, zatopieni w rozmowie i żyjąc jedynie chwilą obecną, której błogość dziwnym ich upajała urokiem.
T ak minęli Oświęcim, O derberg i Prerau, nie licząc godzin, ni mil odbytej podroży. N a stacyach, gdzie się pociąg zatrzym ywał przez czas dłuższy, przychodziła jej służąca do w agonu, zapytując -czy »jaśnie pani« nie potrzebuje jej usługi. W O derbergu i Prerau wysiedli oboje, on jej podał ręk ę i poszli do restau- racyi, by się posilić. Lecz nie zdążyli przyjąć większego posiłku; może nawet nie czuli potrzeby. Czas zeszedł im na rozmowie; nim pomyśleli o jedzeniu, wydzwaniał już dzwonek hasło do odjazdu. To były jedyne etapy ich podróży, tego lotu, który ich niósł na wpół po ziemi, na -wpół po niebie!
* ' 1 ' - *
(Dalszy ciąg nastąpi). . -
W ł o d z i m i e r z Z a g ó r s k i . .
244 Ś W I A T
Z H I S T O R Y I H Y P N O T Y Z M U .
W obec tajemniczości jaką Mesmer otaczał do
świadczenia odbywane w sali Przesileń, nic dziwnego, że po nim trzeba było odkrywać na nowro to, co on znał doskonale. Z odkryć tych dwa przedewszystkiem zasługują na uwagę, gdyż całkowicie zmieniły postać magnetyzmu i stanowią odrębną w jego historyi epokę.
Mesmer nie usypiał swoich chorych, albo raczej zachowywał dla siebie i dla kilku wybranych uczniów tajemnice snu magnetycznego, gdy takowy bez um yśl
nego wywoływania go zjawił się przy magnetyzowa- niu. Z zeznań jednak późniejszych i z drugiego me- moryału Mesmera
widzimy, że znał on doskonale r ó ż n e właściwości tego stanu, chociaż by
łoby przesadą twier
dzić, że znał wszy
stko to, co dziś jest wiadomem.
Bądź jak bądź dwa odkrycia pier
wszorzędnej wagi zostały dokonane i ogłoszone bez jego przyczynienia się.
Jednego dokonał jeden z jego ucz
niów, drugiego le
karz obcy mu zu
pełnie. Pierwsze do- S tyczy somnambuli- zmu, drugie katale- p sy i magnetycznej.
-Margrabia de Puysegur, jeden z tych, którzy się na kurs Mesmera za
pisali , należy do n ajsym patyczniej
szych postaci swe
go czasu. Um ysł trzeźwy, ale zapa
lający się do no
wych idei, charakter
do swojej wiedzy, która była jednak dość rozległą, był bowiem jednym z wysokich oficerów, artyleryi (mar
szałkiem królewskiego korpusu), śmiały i uparty, gdy chodziło o obronę swych zasad, Puysegur odznaczał się nadto wyjątkowym humanitaryzmem, który z »cza
rodzieja z Bazancy« jak go współcześni nazywali, uczynił dobroczyńcę całej okolicy. Jest żyłka żołnier
ska w tym filantropie i wieśniacza prostoduszność w tym członku arystokratycznego rodu.
Pomiędzy uczniem a nauczycielem nie wiele było wspólności. Mesmer, metafizyk na swój sposób, nigdy się nie zapalał; mówił mało, pisał jeszcze mniej, ściskając zdania tak, że trzeba je czjdać kilkakrotnie, ażeby czegoś zasadniczego nie pominąć. Puysegur, prosty obserwator, trudności metafizyczne rozcinał szablą, był dla wszystkich otwartym, pisał dużo, opo
wiadając i gawędząc, nie żałując czasu i atłasu. Nie pojmował on restrykcyj Mesmera; dla niego rzecz
D R . J U L I A N O C H O R O W IC Z .
prawy i otwarty, skromny co
dobra powinna była być wszystkim ogłaszaną, bez względu na to czy jej kto czasem na złe nie użyje.
W róciwszy do bogatych swoich posiadłości w okolicy Soisson, myślał tylko nad tern, żeby czcm- prędzej przejść od te o ry i, której nie lubił — do praktyki.
»Nie mogę się pow strzym ać— pisał on pod datą 8 marca 1784 r. do jednego z członków Tow arzy
stwa harmonicznego — od opisania ci moich doświad
czeń, którem i zajmuję się w moim majątku. Jestem tak podniecony, m ogę powiedzieć rozmarzony, że czuję, iż potrzeba mi wytchnienia, spokoju; a sądzę,
że go znajdę, pi
sząc do kogoś, któ
ry może mnie zro
zumieć. Kiedym g a
ni! entuzyazm ojca Hervier, jakże by
łem dalekim od pojmowania jego p r z y c z y n y . Dziś wprawdzie także go nie pochwalam, ale go całkowicie u- spraw iedliw iam __
Obym m ógł przy
czynić się do tego, iżby ci, którzy jak ja zajmują się m a
gnetyzm em zwie
rzęcym , ze spokoj
nym umysłem oce
niali nasze zdumie
wające doświadcze
nia, a to dla wła
snego naszego spo
koju! Panujm y nad sobą, idźmy za przy
kładem p. Mesme
ra, gdyż doprawdy trzeba wielkiego wysiłku woli, ażeby nie stracić głowy, widząc wszystkie te nadzwyczajne a dobroczynne skutki, jakie człowiek z prawem sercem i miłością dobra, może wywołać magnetyzmem. Ale pilno mi już przejść do faktów.
»Po dziesięciu dniach wytchnienia na wsi, zaj
mowałem się tylko swemi ogrodami. Zdarzyło się, żem zaszedł do rządcy. Córkę jego szalenie bolały zęby. Zapytałem ją żartem, czy chce żebym ją wy
leczył; oczywiście nie miała nic przeciw temu. Za
cząłem ją tedy m agnetyzować i nie upłynęło dzie
sięciu minut, kiedy mi oświadczyła, że ból całkowicie ustał. Od tego czasu nie powrócił.
»Nazajutrz w podobny sposób i równie łatwo
wyleczyłem z bólu zębów żonę mego strażnika. Te
drobne powodzenia skłoniły mnie do spróbowania czy
nie będę mógł być użytecznym jednemu wieśniakowi
lat 23 mającemu, który od czterech dni leżał w łóżku
chory na zapalenie płuc. Poszedłem więc zobaczyć
go: było to zeszłego wtorku 4-go t. m. o godz. 8
wieczorem. Gorączka słabła. Kazawszy mu usiąść,
A R T U R G R O T T G E R .
to (4^
cn
P O D C Z A S S Ł O T Y .
Ś W I A T
246 Ś W
zacząłem go magnetyzować. Jakiemże było moje zdziwienie, gdy po upływie kwadransa, człowiek ten zasnął najspokojniej, bez żadnych bólów i konwulsyj.
Podtrzym ywałem dalej przesilenie »(to znaczy, źe ma- gnetyzował dalej)« co wywołało w nim rodzaj za
wrotu »(majaczenia)« mówił sam do siebie, głośno 0 swoich sprawach. Gdym uważał, źe myśli jego przybierały charakter smutny, zatrzymywałem go 1 podsuwałem inne weselsze. Nie potrzebowałem na to wielkiego wysiłku; odrazu zaczął być wesołym:
wyobrażał sobie, źe strzela do celu o zakład, źe tańczy na weselu i t. p. Podtrzymywałem w nim te myśli i przez to zmuszałem go do ruchu na krześle, jak gdyby tańczył przy muzyce, którą w myśli tyl
ko nuciłem, a którą on głośno powtarzał. Tym sposobem wywołałem w nim obfite poty. »(Ten sku
tek powstaje zwykle, gdy go natura w ym aga pod
czas m agnetyzow ania, bez żadnej gimnastyki)«. Po godzinie przesilenia »(uśpienia)« uspokoiłem .go »(obu
dziłem)« i wróciłem do domu. Dano mu pić, kazałem mu posłać chleba i bulionu, które zjadł po raz pier
wszy od czasu choroby, to znaczy od pięciu dni. Całą noc spał jak zabity »(magnetyzowanie zwykle sen poprawia i im dłużej kto śpi magnetycznie, tem lepiej potem śpi snem zwykłym)« i nazajutrz był całkiem dobrze. O mojej wizycie nic nie pamiętał«.
Następnych dni odzywały się tylko małe dreszcze, które Puysegurponownem magnetyzowaniem uspakajał.
»Inny młodzieniec 17-letni miał przedwczoraj silny napad febry z gwałtownym bólem głowy; po
szedłem natychm iast, żeby go m agnetyzow ać, ale przez cały dzień nie mogłem mu przynieść u lg i;
wczoraj rano uspokoiłem nieco ból głowy, który jednak powrócił po mojem wyjściu; dopiero wieczo
rem zdołałem wywołać spokojne uśpienie; pomimo to, noc nic była dobrą, dziś rano znów go uspokoi
łem, ale trzebaby go chyba nie odstępować, gdyż po obudzeniu, jak tylko odejdę ból wraca. »(Trzeba było usypiać na dłużej, ale Puysegur bał się odejść od uśpionego)«. Dziewczyna zódetnia, cierpiąca na febrę od kilku miesięcy, z bólami głowy, żołądka i nerek doznała natychmiast znacznej ulgi etc. etc.
Przyznam się panu, że głow a mi się kręci z radości, źe tyle dobrego robić mogę. Mógłbym się tylko oba
wiać o własne zdrowie, gdyż żyje zanadto, jeśli się tak wolno wyrazić«.
W kilka dni potem Puysegur miał już 130 chorych, których umieszczał pod drzewem »magne- tyzowanem«. Jeden z niedowiarków, który przez cie
kawość pojechał do Buzancy zobaczyć co się tam dzieje, tak opisuje swoje wrażenia:
»Przedstawcie sobie plac wiejski, na środku k tó
rego stoi olbrzymi wiąz. Pod konarami jego płynie przejrzyste źródło. Drzewo to starożytne, ale pełne jeszcze żywotności i zieleni, cieszyło się oddawna czcią mieszkańców, gdyż pod niem zbierano się w dnie świąteczne, rankiem na naradę, a wieczorem na tańce.
Temu to drzewu nadal p. de Puysegur własności lecznicze. Chorzy trzymają się za ręce, a długie sznury okrążają ich i łączą z drzew em ... Mistrz wybiera niektórych chorych, wrażliwszych, i działa na nich dotykaniem , lub zbliżaniem laski żelaznej; wtedy chorzy ci wpadają w zupełne przesilenie »(to znaczy w somnambulizm)« podczas którego władze fizyczne zdają się być uśpione, a natomiast umysłowe potę
gują się. Chorzy mają wtedy oczy zamknięte, nie słyszą nic z wyjątkiem głosu mistrza. Obcy nie po
I A T
winni ich dotykać, naw et krzeseł na których siedzą, gdyż wywołuje to w nich podrażnienie, czasem na
wet konwulsye, które tylko mistrz może uspokoić.
Tych chorych w stanie przesilenia nazywają tu leka
rzami, ponieważ posiadają nadnaturalną własność po
znawania choroby innych, dotykając ręką. Nawet przez odzienie odczuwają organ chory i wskazują mniej więcej odpowiednie środki.
»Kazałem się dotknąć jednem u z tych lekarzy.
Była to kobieta lat około 50. Oczywiście nikomu nie mówiłem na co cierpię. Uśpiona zatrzym ała rękę nad moją głow ą i powiedziała mi, że cierpię na nią czę
sto i że wtedy mam silne brzęczenie w uszach, co było prawdą. Pewien młody człowiek z niedowierza
niem przypatrujący się tem u doświadczeniu, poddał się także próbie: powiedziała m u, źe cierpi na żołą
dek od czasu ciężkiej choroby, któ rą przebył przed kilku laty, co jak oświadczył było zgodnfe z prawdą.
Niezadowolony jedną, próbą, poszedł natychm iast do innego lekarza o 20 kroków dalej, który mu toż samo powiedział. Nie widziałem nigdy większego zdu
mienia, jak to, k tó re -się malowało na twarzy owego m łodego człowieka, który przyszedł pośmiać się, a nie po to by być przekonanym , co nie mniej za
dziwia w tem wszystkiem, to to, że owi lekarze, którzy przez cztery godziny rozprawiali z chorymi, badając ich, potem o niczem w świecie nie wiedzieli, od chwili gdy ich mistrz odczarował i sprowadził do stanu normalnego«.
Czv takie odczuwanie chorób w somnambuli- źmie jest możliwe?... Jest możliwe; tylko nie trzeba go przeceniać. Z osób dających się uśpić, niektóre tylko ten dar posiadają, a i te nie zawsze czują dobrze, tak, że praktycznie rzeczy biorąc na tego rodzaju dyagno- zie nigdy polegać nie można.
Od chwili tych odkryć Puysegura, m agnetyzm zu
pełnie zmienił postać. Nie nadprzyrodzone wprawdzie, ale nadzwyczajne objawy sotnnambulizmu skupiły na sobie całą uw agę; zamiast leczyć prostą i naturalną me
todą M esm era, zaczęto się wysilać na wytwarzanie somnambulików i wyprawianie z niemi różnych cudów.
Że były to rzeczy nadzwyczajne i nie łatwe do wiary, to doskonale czuł sam Puysegur i z początku bał się je ogłaszać, ażeby się na śmieszność nie na
razić. List, który powyżej przytoczyłem nie był prze
znaczony do druku, a w kilka miesięcy później, gdy wiara jego utrw aliła się, nie śmiał jeszcze drażnić opinii uczonych i pierwszą swoją pracę, zawierającą sprawozdanie z doświadczeń w Buzancy p. t. Me- moires pour servir ä Vhistoire et ä l ’etablissement du magnetisme animal (bez wskazania miejsca — praw do
podobnie w Londynie) 1784 r. w'ydał tylko w małej liczbie egzemplarzy i nie puścił wmale w handel księ
garski. Rozesłał tylko kolegom swoim, b. uczniom Mesmera, z listem drukow'anym, w którym powiada, że pisze wyłącznie dla magnetyzerów, »gdyż nie nad
szedł jeszcze czas publiczneg'o ich ogłoszenia«, prosi nawet, ażeb}^ ten którem u egzemplarz posyła, »nikomu go nie pożyczał«. »Ogłoszę je dopiero wtedy — dodaje autor — gdy przynajmniej 50 magnetyzerów potwier
dzi moje doświadczenia. Inaczej na nic by się nie zdało przekonywać tych, którzy nic podobnego nie widzieli«.
W krótce potem więcej niż 50 m agnetyzerów stwier
dziło rzeczywistość jego obserwacyj i w tedy drugi swój memoryał w ydał już jawnie w Londynie 1785 r.
(Dalszy ciąg nastapi).
D r . J . O c h o r o w i c z .
Ś W I A T 247
K O B I E T A J A K O D O K T O R M E D Y C Y N Y .
(Odczyt panny K aroliny
Dzienniki francuskie zapowiedziały na ig marca odczyt, a po tutejszemu konferencyę, rodaczki naszej, doktorki medycyny, której teza niedawno była przed
miotem niebywałego dotąd rozgłosu. W Paryżu, w każdej dzielnicy miasta, w salach magistratu, od
bywają się przynajmniej raz na tydzień konferencye różnorodnej treści, w celach pouczających, doniosłości niejako pedagogicznej; więc sam fakt zaproszenia mło
dej doktorki, aby zabrała głos w sprawie tak żywo dyskutowanej był dla niej niewątpliwie zaszczytnym, a dla publiczności, do odczytów kobiecych nieprzy- zwyczajonej — wielce ciekawym. Trzeba też wiedzieć
— nie poprzestając na wielojęzycznej plotce, która się tak skwapliwie czepia każdej wybitniejszej oso
bistości — rzetelne powody, którym panna Szulcówna zawdzięcza sw ą sławę, istotnie bardzo głośną. Nie była ona jedyną kobietą, która tutaj lub gdzieindziej ukończyła studya medyczne i broniła swej tezy; nie jest ona wśród koleżanek swych nieznanem dotąd zjawiskiem intelligentnej i pracowitej a wytrwałej istoty, ale wyróżniła się tern zasadniczo, iż gdy po
przedniczki jej w zawodzie medycznym szukały jedy
nie nauki specyalnej i stanowiska osobistego, znosząc cierpliwie trudności, jakiemi je obarczano przy w stę
pie do uniwersytetu, zrezygnowane na przesądy w y
stępujące przeciw nim na każdym kroku, zwłaszcza ze strony publiczności, nie zapowiadającej się jako ufna w ich wiedzę klientela — gdy studentki i do
ktorki medycyny, dotąd uważane we Francyi jako anomalia, wyrokowi temu poddawały się biernie, do
rabiając się cichą zasługą, pojedyńczego tu i ówdzie uznania, panna Szulcówna, energiczna, młoda, śmiała, wierząca w swoje powołanie, ostatni krok swój w uni
wersytecie uczyniła wyzwaniem, rozwinęła swą tezę jak sztandar, zebrała daty, wydarzenia, ułożyła sta
tystykę, zgromadziła całą armię imion niewieścich zasłużonych w medycynie i prześwietnemu fakulte
towi, zamiast specyalnej rozprawy o symptomatach ja- kiejbądź choroby, przedstawiła objawy szczególne prze
śladowania wymierzonego przeciw kobietom, poświę
cającym się medycynie, oraz dowody walk i zwycięstw odniesionych w tej mierze, przez szereg już dość liczny doktorek w różnych krajach, na obu półkulach na
szego globu. Poruszyła tedy kw estyę społeczną, prze
mówiła do ogółu faktami w obronie prawa, które osobiście przez pracę zdobyte i dyplomami stwier
dzone, w pojęciach większości nie uzyskało jeszcze zaufania — prawa tak ważnego dla człowieka obejmu
jącego zawód liberalny: praktykowania bez przeszkód w tymże zawodzie. Otóż, na to wezwanie ogół także odpowiedział, dzieląc się na p arty e, już widoczne w łonie samego kom itetu, kędy niewłaściwe i swo
bodne żarciki pana Charcot, spotkały poważną od
prawy ze strony jego kolegów. Partye te stanęły za i przeciw na szerszej arenie publicystyki, podnosząc głosy już to z uszanowaniem dla propagatorki i bro
nionej przez nią sprawy, już też, wzorem Charcota, zarzucając kobietom, że chociaż pracują szczerze i. w y
maganiom umiejętności czynią zadość, ale medycyna nie jest dla nich odpowiednią, bo im leczyć mężczyzn nie wypada. Na szczęście dla dzielnych pracowniczek i naszej młodej propagatorki, większość tym razem była po stronie logicznej słuszności. W prasie, imiona
Szulcówny w Paryżu).
znane podpisały przychylne dla doktorek artykuły.
Deputowany Francis Laur, nie zawahał się nawet w dzienniku France wprost oświadczyć sławnemu profesorowi Charcot, że plótł głupstewka po dobrem śniadaniu, co nie przeszkadza, że rola kobiety do
ktorki w społeczeństwie jest już wyznaczona, i piękna i prawdziwie pożyteczna. A przeciętna publiczność, która się z tezy panny Szulcówny powtarzanej przez wszystkie dzienniki, pierwszy raz coś o doktorkach dowiedziała jasnego, z cntuzyazmem iście francuskim przygarnęła naszą rodaczkę, nie szczędząc jej oznak sympatyi, zachęty, szacunku i uznania. Naturalnie, niejeden wtedy, a może nawet i niejedna, nie roz
ważając nad istotną przyczyną powodzenia koleżanki, sarka po cichu, że przecie panna Karolina prochu nie wynalazła, ani A m eryki nie odkryła, a tu się jej sypią ze wszech stron owacye niepospolite. Czytel
nicy nasi zrozumieli mam nadzieję, że panna K aro
lina ów proch użyła we właściwej chwili i podobnie jak Kolumb w anegdotce o jajku, kwestyę postawiła w sposób prosty a trafny, przyczyniając się tern wiel
ce do upowszechnienia we Francyi pojęć, iż m edy
cyna stanowi jeden więcej zawód prawdziwie dla kobiety odpowiedni.
Otóż, aby ów przedmiot szerzej i popularniej przedstawić, panna Szulcówna zgodziła się na odczyt publiczny, uproszona i zachęcona przez garstkę ludzi wysokiego stanowiska i intelligencyi, którzy ją przy
jaźnie podtrzymują na początku jej samodzielnej ka- ryery. W ielka sala m agistratu Trocadero zapełniła się słuchaczami po brzeg i, a mnóstwo osób nieco później przybyłych musiało odejść dla braku miejsca.
Prelegentka, nieco Wzruszona, zajęła miejsce na estra
dzie, w okamgnieniu obsaczonej przez tłum pań i pa
nów, dla których w sali nie starczyło pomieszczenia.
R adca miejski, p. Donnat, zagaił posiedzenie prze
mową, przedstawiającą niejako pannę Szulcównę pu
bliczności, oraz stan kwestyi kobiecej we Francyi.
Zaznaczył, że widne są w niej rażące braki, zwła
szcza pod względem prawodawstwa. K obieta nie po
siada właściwie żadnej własności, gdyż bez upowa
żnienia męża nie wolno jej rozporządzać czemkolwiek;
kobieta nie może być wezwaną na świadka przy akcie cyw ilnym , choć świadectwo jej w sprawach kryminalnych może rozstrzygnąć los obwinionego.
Kobiecie też, choćby skończyła studya medyczne i posiadała wszelkie dyplomy, nie wolno podpisać aktu zejścia lub urodzenia, którego jest świadkiem.
W interesach handlowych, tam gdzie kobieta często własną pracą i intelligencyą podtrzymuje b y t całej rodziny, znaczenie jej prawne jest zupełnie ograni
czone, a w zarządzie miejskim nie ma głosu ni tytułu.
Słowem, prawodawstwo pozostało w tyle za obycza
jami, które wym agają gruntownej reformy. Mówca reforme tę za konieczną uważa, powołując się w tym razie na przykład Anglii, która od lat kilkunastu wprowadziła w ustawach swych zmiany dotyczące wyzwolenia kobiet z praw poddaństwa, dozwalając im na równi z mężczyznami dziedziczyć, rozporządzać sw ą własnością i zarobkiem — i używać przywilejów obywatelskiej swobody. P. D onnat wyraża nadzieję, że Francya pracująca ustawicznie nad udoskonale
niem swego wewnętrznego społecznego układu, nie
248 Ś W I A T
pominie tak ważnego zadania, jakiem jest wprowa
dzenie w czyn zmian dotyczących prawa kobiet — kobiet tak wielką w historyi i w życiu narodu grających rolę. »A teraz — zakończył — oddaję głos, doktorowi medycyny, pannie Szulcównie, która sama zdobywszy sobie u nas stanowisko, od niedawna dopiero kobie
tom przystępne, przedstawić zamierza całą pożyte
czność owego zawodu, odnośnie do płci swojej«, Dźwięcznym głosem i płynną francuzczyzną po
częła tedy pana Karolina z pamięci przemawiać, tłumacząc się niejako, że za namową przyjaciół i w y
znawców kwestyi kobiecej, za przedmiot konferencyi wzięła sprawę kobiet doktorek medycyny. W obec najróżnorodniejszych zdań, wyrokujących w tym przed
miocie, prelegentka pragnie tylko wyjawić kilka prawd, odpowiedzieć na parę ważniejszych zarzutów, pozyskać, jeśli to będzie w jej mocy, stronników dla sprawy, która ma w niej przedstawicielkę. Najprzód tedy, kreśli nam dzieje pierwszych walk w celu otrzymania wstępu na wydział medyczny. Pomimo iż w starożytności i -w wiekach średnich bywały przy
kłady, źe kobiety wiodły lekarską praktykę i sły
nęły jako wielce biegłe w tej umiejętności, źe nieje
dne archiwa (Bolońskie zwłaszcza), zatvieraja kopie dyplomów doktorskich, udzielonych kobietom w m e
dycynie i chirurgii — nie mniej, w dziewiętnastym w ieku, aczkolwiek we wszystkich niemal krajach cywilizowanych powstał ruch kobiecy w kierunku naukowym, wielkie trudności i przeszkody spoty
kały studentki w całym ciągu studyów, a o każdy stopień, o każdy przywilej równoważący ich pracę z męskiemi kolegami, dopominać się musiały przez długie lata. W Anglii w roku 1869 pani Jex Bla
ke, pierwsza rozpoczęła kampanię z władzą uniwer
sytecką. W Londynie odmówiono jej stanowczo; za
tem udała się do Edym burga, gdzie dzięki osobistym znajomościom, dozwolono jej uczęszczać na w ykłady bez uregulowania formalności wpisowych. Następnie, zarząd uniwersytecki orzekł, iż w obec jedynego żą
dania pani Blake, nie może zmieniać ustawy. Zatem przyłączyło się do niej natychmiast cztery inne ko
biety, formułując nowe podanie. U niw ersytet dozwolił w tedy uczyć się medycyny, ale pozostawiając im do
browolny układ co do osobnych i płatnych lekcyj u profesorów. Cztery studentki z panią Blake na czele, zapisały się, przeszły wstępne egzamina i przez sześć miesięcy uczęszczały na kursa, zjednawszy so
bie pracowitością oraz intelligencyą uznanie nauczy
cieli. Statystyczne dane przemawiały najzupełniej na korzyść kobiet, gdy bowiem w klasie fizyologii na 127 studentów, 25 było zapisanych na liście honoro
wej -»honour list«, zaś w klasie chemii na 226, tylko 31 — na pięć kobiet, cztery zasłużyły na to odznacze
nie i jedna z nich w chemii dostała cyfrę trzeciej.
Ztąd właśnie poszły niesnaski. W statutach uniwer
sytetu, studenci mający pierwsze miejsca, uzyskują wolny wstęp do laboratoryum. Studentka zapisana jako trzecia na liście, miała prawo do tego przywileju, oraz do tytułu Hope Scalar (od nazwiska założyciela prof. Hope). Otóż tego przywileju i tego tytułu jej odmowiono, pod pozorem, źe nie słuchając w ykła
dów chemii w tych samych godzinach co studenci męscy, do klasy nie należy. Równocześnie przyzna
wano jej medal do którego mają prawo pięciu stu
dentów pierwszych w klasie, ale odmawiano świa
dectwa zwyczajnego, źe uczęszczała na chemię. P ó
źniej , w skutek odwołania się tejże studentki do
senatu akademickiego, wydano świadectwo, ale nie udzielono wstępu do laboratoryum , choć było to uświęconym przywilejem sytuacyi. Zatem studentki były najniesprawiedliwiej wyłączone od korzyści tego, co się im wraz z innymi za pracę należało. Taki stan rzeczy doprowadził nareszcie do przyjęcia zwyczaju kursu mieszanego, dla obu płci razem, najprzód przez prof. Nicholsona, potem przez innych nauczycieli. Ale studentki nie mogły poprzestać na książkowej nauce i zażądały wstępu do sal szpitalnych Royal Infirmary.
Nowo burza, tym razem ze strony męskich kolegów.
Studenci wnieśli petycyę do zarządu szpitalnego, pro
sząc aby studentkom zabroniono wstępu. Nie poprze
stając na tern, poczęli formalnie prześladować koleżanki na wykładach, obchodzili się z niemi po grubiańsku i pew nego dnia, podczas egzaminu, nie dopuścili stu
dentek do sali. Dzienniki oburzały się na to postę
powanie, ale i profesorzy nie byli przychylni student
kom ; jeden z nich naw et oświadczył, że ma za wielu synów, aby jeszcze i kobietom uprzystępniać zawód medycyny. Zatem kw estya weszła na tor szczery;
właściwie nie co innego powodowało wszelkie utru
dnienia i petycye kandydatów m edycznych, jeno konkureneya, walka o byt. Panna Szulcówna, kre
śląc dalsze dzieje kobiet doktorek w Anglii, uwień
czone zupełnem powodzeniem, sądzi, że sąsiadujące tak blisko z F rancyą państwo, daje dość przekony
w ające przykłady, co do pożyteczności kobiet w m e
dycynie. Tutaj więc, robiąc alluzyę do zarzutów Dra Charcot — dla którego specyalnych um iejętności, prelegentka wyznaje najgłębsze poszanowanie — po
wiada jednak, źe t}dko wolna konkureneya, w w ol
nym zawodzie, kw estyę uzdolnienia wykazać jest w stanie. Dr. Charcot między innemi, zarzucał kobie
tom , iż chcą w medycynie zajmować wybitne role, nie posiadając ku tem u odpowiedniego usposobienia ani m oralnego, ani fizycznego. Co do w^ybitnych ról.
prelegentka zaznacza, iż chęć nic nie dowodzi, jeżeli ją nie poprze oczywisty rezultat, zasadzający się na praktyce. Jeżeli jakibądź lekarz, kobieta czy mężczy
zna odznaczy się w medycynie, będzie to wynikiem osobistej pracy i zasługi, gd}'ż opuszczając uniwer
sytet każdy rozpoczyna dopiero samodzielną drogę, na której zmierzy się z zadaniem ; wyniku zaś tego z góry przepowiadać nie podobna. Co zaś do przy
gotowania do praktyki: wszak nauka udzielana była studentom płci obojej w równej mierze; od jakichźe to egzaminów, od jakich prac, byw ały zwalniane ko
biety, poświęcające się lekarskiemu zawodowi? Same kobiety wreszcie nie przyjęłyby żadnych ułatwień, któreby m ogły obniżyć skalę ich wiedzy. U zyskują tedy one dyplomy doktorskie, przechodząc te same studya co i mężczyźni. Am bicya ich ma prawo się
gać tych samych granic, gdyż wyjątkowość czy od
mienność kobiet, studyujących medycynę, nie jest by
najmniej faktem sprawdzonym. Przeciwnie, praktyka wykazuje, że wrażliwość kobieca, równie jak m ęska bywa różnych stopni. Niektórzy mężczyźni mdleją przy pierwszych wizytach w prosektoryum , niektóre kobiety znoszą wybornie przykrości nieodstępne od robót praktycznych. Przyzwyczajenie oddziaływa tylko na wszystkich jednako, zobojętniając nadmierną czu- łostkowość. Przy operacyach, kobiety okazują wielką odwagę i ręce ich delikatne nadają się specyalnie do wielu czynności chirurgicznych, np. w' chorobach oczu. W szpitalach studentki niejednokrotnie odzna
czyły się zaletami, wróźącemi o zdolnościach zawo-
S T E F A N B A K A Ł O W I C Z .
03 DO