H r * . P \ . ^
^ . r
‘
■ ,:^*<^!r'i?.--'*?j
■ 'S': '%
APNI
r< '
B E Z S T E R U
P O W I E Ś Ć . CZESC P IE R W S Z A .
Sä» • if
/ V >
: : - . . -. 7
...- -.r^» -k lfe i .- ' v*si «sLi'Äi-.i...
(Ciąg dalszy).
łożenie je g o b y ło isto tn ie p rz y k re m . B y ł ja k n K isz o t s trą c o n y z c h m u rn y c h s tr e f sw y ch m arzeń b ru ta ln ą d ło n ią w y p ad k ó w , k tó re sam w y - j ^ a ł a Ł P o cieszał się m y ś lą , że jeśli cały m w yjdzie
^ J 't e j !p rz y g o d y , poleci za p ię k n ą G alicyanką,«, źe ją d o w o d em sw e g o g łę b o k ie g o u czu cia p rz e b ła g a z n o w u n aw iąże n itk ę złotej p rzędzy, k tó r a się ze-
wr je g o dłoni.
I Ziy ,\vi(:c n a siebie i n a ś w ia t cały, p rz e c h a d za ł
V ą ę ®a.n S fefan w ielk iem i k ro k a m i po p o k o ju , w ycze- N A ja ^ n ie c ie r p m ^ f e ,p r z y b y c ia sw y c h przyjaciół. N a w e t G rz e ś' h ic z d o ła U r^ zp o g o d zić ch m u rn ej je g o tw a rz y , o p o w iad ając m u sz c /p g ó ło w o p rz y g o d y sw ej p odróży.
R ift ' ty lk o - R d en potrafił:, w ie rn y s łu g a ro zciek aw ić t r p : fią /c h w ilę . M ó y p ł jiiź nazajttfrz po w yjeździć p a n a fŚ te & p ą j żjaw ił^się w h o te lu lókąj h ra b in y S ien iaw sk iej p y ta ją c ” 4 *ja s n e g o p a n a . P a n M a rsz a łe k p rzy szed ł-T ó żn ięj ta^Ź e i o d sz u k a ł G rzesia, b y się dow iedzieć
. ^ ^ j e g o • ’ " “ U l ? — ,
i..";.'... — I c o ż e s ^ S u o d p o w ie d z ia ł?
. ' — O dpo.w fie^tiSem ., źe ja śn ie p a n w y je c h a ł do A m ery k iG -E ^ ó Ja tam jtfh ;.
— A on ao n a to ? ^ - ^ ... ...
I j ^ n i c . . . S ta ł ja k iś c zas, zam y ślił się, p o k iw a ł g? 2 w ą - ... ^ T a m i^ tą j' Stę p a n u k ła m a ć p o w iad a
S' od'“ p rzy jació ł i, p rz y ja c ió łe k :. P o te m w e stc h n ą ł i poszedł. , , , ,,
m * I p ą h '.'S te fa n w e s tc h n ą ł ta k ż e , g d y m u G rześ objäSSS9 to p o zd ro w ien ie p rz e sła n e zd alek a. M y si 0 je g o " p o b ie g ła ^ w -^ jc z y s te s tro n y J.C % jŚw nnienie b ło g ic h la t d ziecin n y ch , w ynurzyło, m u się z pam ięci. P rz e d o czy m a s ta n ą ł zn o w u o b raz m i ł e p i d z i e c k a , k tó re zn ał p rz e d laty , a k tó re o b ecn ie p o ró s łs z y , ta k g o rą c o ,
f
j^ak tw ie rd z ił m a rsz a łe k , zajm o w ało się je g o losem . A w ięc zach o w ali d la n ie g o życzliw ość, p a m ię ta ją o^ nim i ciek aw i s ą je g o doli. M yśl ta u cie sz y ła g o w ielce; n ie s te ty n ig d y ju ż ich nie zobaczy. M a c h n ą ł r ę k ą i p o
g r ą ż y ł się zn o w u w tę sk n e j zadum ie. . . . . . .
D o p ie ro po siódm ej p rz y b y li je g o św ia d k o w ie , d o n o sząc m u , iż sp o tk a n ie o d b ęd zie się ju tro z ra n a o d w ie m ile za W ie d n ie m i że p rz e to o w czesn y m św icie p rz y b ę d ą , a b y g o zab ra ć z sobą. J a k o b ro ń , w y b ra n o p is to le ty ; m e ta p ię tn a śc ie k ro k ó w i pięć b a ry e ry . P rz e c iw n ic y zam ienią Jy lk o je d e n s trz a ł i m o g ą strzelać dow olnie, zb liżając się do siebie, w szelak o ź s trz a ły nie m o g ą b y ć w y trz y m y w a n e p o n a d k o m e n d ę »trzy«. ^ ^
P a n S te fa n p o d z ię k o w a ł u p rzejm ie sw y m p rzy jacio ło m , ośw iadczając, że będzie c z e k a ł n a n ich o św icie.
P rz y k ro m u b y ło , źe sp o tk a n ie u n iem o żliw ia m u b y tn o ś ć n a d w o rcu k o le jo w y m , lecz nie w y ja w ił św iad k o m sw e g o żalu. P o ż e g n a w sz y się z nim i, p o p ę d ź do p a n i S ro c z y c k ie j, b y sobie w y n a g ro d z ić d o z n a n ą tę s k n o tę , lecz nie z a sta ł w d o m u p ięk n ej G a lic y a n k i; p o w ied zian o m u , iz w y je c h a ła do te a tru .
D rę c z o n y n ie p o k o je m , k a z a ł się zaw ieść do o p ery , zd o b y ł z w ielk im tru d e m b ile t i w sz e d ł n a sa lę ro z g lą d a ją c się w k o ło , lecz i tu nie b y ło te j, k tó re j szu k ał. U d a ł się jeszcze^ do jej m ie sz k a n ia po te a tr z e , p o w ied zian o m u , że nie w ró c iła do tej p o ry . P ra w d o p o d o b n ie z a trz y m a ła j ą k tó ra ś ze z n a jo m y c h n a k o lacy i.
37
290 Ś W I A T
Z ro zp aczo n y b łą k a ł się po ulicy, w y c z e k u ją c jej p o w ro tu , ale d arem n ie. M iasto p o g rą ż y ło S1(W Ż ^ ° w sen — i ru c h u liczn y p rz y c ic h ł zupełnie. Z n ę k a n y te m n iep o w o d zen iem , w ró cił ju ż p ó ź n ą n o c ą do d om u,
p e łe n żalu do n iej, do sieb ie, do św ia ta i do sw e g o losu. . . , rlT„ ,
N ieb aw em je d n a k u sp o k o iła g o m y śl o p o je d y n k u , do k to re g o w y p a d a ło m u się p rz y g o to w a ć , p - n o w a ła g o filozoficzna o b o jętn o ść, k tó r a ludzi m ężn eg o se rc a o g a rn ia ć z w y k ła w o b ec _ śm ierci W to sobie se rc e z a k rw a w ia ć n iew czesn y m żalem , s k o r o _ się m e je s t p e w n y m ży cia w najbliższej c h w ili. J e ż e y z g in a ł, co m o żeb y b y ło n a jlep szem d la n ie g o w y jściem , w szy stk o b y ło b y już sk ończone.
M y śl ta p o sta w iła g o n a onej w y ż y n ie , z k tó re j ta lu d z k a k rz ą ta n in a , to życie n a sz e , ze w sz y stk ie m sw em i u c ie c h a m i, b ó la m i, tro sk a m i i z a b ie g a m i, m a jącem i d la n a s ta k w ie lk ą w a g ę , w y d a je się m y ślą c e m u o k u b ła h o s tk ą je n o , nie w a r tą w ię k sz e g o zajęcia. N ie b y ł to je d n a k spleen zn ie c h ę co n e g o do ży cia p e sy m isty , k tó r y g o w tej chw ili o g a rn ia ł, lecz ow szem ro z w a g a czło w iek a p a trz ą c e g o śm ierci w oczy, ze sp o k o jem , bez w s trę tu , bez niezd ro w ej tę sk n o ty , a k ło n ią c e g o g ło w ę p rz e d n iezw alczo n ą jej p o tę g ą . _
In aczej m u sie w te m o d e rw a n iu p rz e d sta w ia ł te ra z o sta tn i epizod z je g o ży cia, w k tó ry m lo sy zbli
ż y ły g o do uroczej G alicy an k i. M oże jej n ig d y ju ż nie z o b a c z y !_ Ja k ż e dziw nem i są w y ro k i p rz e z n a cz e n ia , k tó r e n ie k ie d y zbliżają serca, m o g ą c e się zrozum ieć n a ch w ilę, b y je p o te m ro złączy ć i p o g rą ż y ć w tę sk n o c ie .
T a je d n a ch w ila sta rc z y im za szczęście, k tó r e p o te m b ó lem o k u p ie trz e b a , g d y p o m ię d z y n iem i s ta n ą g ó ry i n ie p rz e b y te m o rza, lu b bardziej jeszcze n ie p rz e b y te p rz e p a śc ie sto su n k ó w . A je d n a k se rc a te b y ły d la siebie s tw o rz o n e ... i ro z e rw a n e , i n ie zn a jd ą ju ż n ig d y u k o je n ia ! T a k ą już je s t d o la lu d z k a n a ziem i;
życie b y ło b y z b y t p ię k n e m , g d y b y b y ło inaczej. Z an ad to ciężko b y ło b y człow iekow i u m ierać.^
I m a rz y ł d alej o k o b ie c ie , do k tó re j g o n a ch w ilę zbliżył lo s, zad ając so b ie p y ta n ie ^ ja k ą te ż ro lę o d e g ra o n w jej w sp o m n ie n ia c h ? R o z p a m ię ty w a ł w sz y stk ie sz c zeg ó ły p rz e ż y te j z n ią sie la n k i i p o c ieszał się m y ś lą , iż m u nie b y ła o b o ję tn ą . N a w e t g w a łto w n o ść n ie sp o d z ie w a n e g o jej w y b u c h u w chw ili ro z sta n ia , św iad-
c z y ła o te m w y m o w n ie , u p e w n ia ją c g o o jej w spółczuciu. ^ ,
Co też o n a m y śle ć o nim m usi o b e c n ie ? O d e sz ła g o w ą tp ią c a i n ie z a d o w o lo n a , a on nie m ó g ł p rze- b ła g a ć jej g n ie w u i u su n ą ć jej podejrzeń. I cóżby m u z te g o przy szło , jeżeli zg in ie, g d y b y u le g łs z y n a m ię tn o śc i w chw ili ro z sta n ia , w y n u rz y ł jej b y ł sw e uczu cia ? Ś m ie rć je g o m u sia ła b y po ty c h w y z n ą n ia c h , se rc e jej b o leśn ie z a k rw a w ić . Czyż n ie p o stą p ił sz la c h e tn ie j, p a n u ją c n a d s o b ą i m ilcząc n a w e t w o b ec jej^ gniew u?^
O stateczn ie rzecz się p ręd zej czy później w yjaśni. P o le c i do niej i p rz e b ła g a j ą , jeżeli c a ły w y jd zie z tej ro z p ra w y . A je ślib y z g in ą ł, w te d y on a się dow ie o je g o śm ierci i z ro zu m ie, ze d la zad o ść u c z y n ien ia jej p ro śb ie , nie m ó g ł p o św ię c ić h o n o ru . B ędzie żyć w jej w sp o m n ien iu ja s n y i czy sty , a p a m ię ć o n im nie za
k rw a w i se rc a jej b o le ś c ią , lecz je s ło d k ą u p o i tę s k n o tą . _ _ ■ , ..
P rz y sz e d ł m u n a m y śl m ło d y oficer, k tó r y sw em w y stą p ie n ie m , sta ł się p o w o d e m p rz y k ro ś c i, ja k a g o sp o tk a ła . N ie m ia ł żalu do n ie g o ; w sz a k m u k a z a ł o św iad czy ć, źe n ie m iał zam iaru m u ubliżyć. A je d n a k b ezw ied n ie zam ącił je g o sp o k ó j, nie te m co zdziałał, ale n a stę p stw a m i, k tó re z te g o w y n ik ły , N ie b y ło w nim w ięcej złej w o li,' niż w tej d a c h ó w c e , k tó r a z g ó ry sp a d a n a p rzech o d n ia. B aw iło g o to n ie d o łę z tw o i - t a g łu p o ta ludzi, k tó rz y czę sto k ro ć sobie w zajem n ie w d ro g ę w ch o d z ą i d o tk liw e w y rz ą d z a ją k rz y w d y , nie m ając
św iad o m o ści te g o co czynią. _ _ . . .
S ła b y b rz a s k p o c z y n a ł ro zw id n iać n ieb o n a w sch o d zie, g d y się o c k n ą ł z zad u m y . Z dziw ił się sam so b ie, w id ząc się ta k m ię k k im i tk liw y m . T y le ra z y w b u rzliw em życiu sw ojem z a g lą d a ł ju ż śm ierci w oczy, a n ig d y jeszcze nie m y śla ł o n ie b e z p ie cz e ń stw ie , n a ja k ie się n a ra ż a ł w sposob p o d o b n y .
N ie m o g ą c p rz e d w y jazd em n a p lac s p o tk a n ia — z p o w o d u z b y t w czesnej p o ry — k ą p a ć się w e d le z w y czaju, ro z e b ra ł się sk w a p liw ie i obm yw ’szy zim n ą w o d ą , d o b y ł z tło m o k a ciężkie h a n d tle , k to re m i zwykł^ b y ł ćw iczyć się p o k ąp ieli. N a w e t i dziś nie ch ciał o d stą p ić od z w y k łe g o tr y b u ży cia, czując p o trz e b ę orzeźw ienia i p o k rz e p ie n ia p o b ezsen n ej nocy. P o te m zadzw onił n a służącego, o św ia d c z y ł, że w y jeżd ża n a k ilk a g o d zin o św icie, z ażąd ał k ie lisz k a m a d e ry i s u c h a rk a n a śn iad an ie i k a z a ł z a w o łać G rz e sia , k tó re g o z so b ą zabierze.
P o k ilk u m in u ta c h zjaw ił się słu żb isty c h ło p a k w p o k o ju .
— M ó w iłem ci — rz e k ł p a n S te fa n - - źe m i b ędziesz p ręd zej p o trz e b n y m , niż się te g o sp o d ziew asz;
te ra z n a d sz e d ł c z a s . . . L iczę n a w ie rn o ść tw o ją i ro z tro p n o ść .
— Co ja ś n ie p a n ro zk aże?
— J a d ę strz e la ć się o św icie i za b ie ra m cię z s o b ą . . . B ędziesz cz e k a ł p rz y k o n ia c h w y n ik u s p o tk a n i a . . . O d d a ję ci tu m o je p ien iąd ze — d o d ał.w rrę c zając m u p u la re s. — Je ż e lib y m zo stał zabity, to m n ie sk ro m n ie p o g rz e b ie sz , zapłacisz h o te lo w y r a c h u n e k , a re s z tę w eźm iesz d la siebie.
— O d la B o g a , dla B o g a ! — ję k n ą ł G rześ zanosząc się płaczem .
— N o , n o , no — rz e k ł n iecierp liw ie p a n S te fa n — nie b e c z ! . . . W ie sz p rz e c ie , źe te g o n ie l u b i ę . . . A z re sz tą — d o d ał ła g o d n ie j — n ie m asz jeszcze do p łaczu p o w o d ó w ... W ia d o m o ci, źe to u m n ie nie p ie rw sz y n a i że się w k a sz y ta k ła tw o zjeść nie d a m . . . M ów ię o śm ierci d la te g o , źe w sz y stk o trz e b a przew idzieć.
S k a rc o n y c h ło p a k m ilczał te ra z , d ła w ią c się łzam i. P a n S te fa n p o g ła s k a ł g o po tw a rz y d obrotliw ie.
— Jeżeli b y łb y m ciężko r a n n y — c ią g n ą ł d alej — to m nie będ ziesz p ie lę g n o w a ł... D o k tó r i m oi p rzy jaciele z a rz ą d zą n a razie co p o t r z e b a ... N ie będziesz się im w niczem p rz e c iw ił, a k o sz ta w sz y stk ie p o n ie s ie s z ... D alsza tro sk liw o ść ju ż w y łączn ie do ciebie n a le ż y ; p o le g a m n a tw e j ro z tro p n o śc i, ro zu m iesz?
— R o . . . z u . . . m iem ja śn ie p a n ie ! —- w y b e łk o ta ł G rześ.
— N o , a jeżelib y m i się nic n ie s ta ło — d o rzu cił p a n S te fa n z u śm ie c h e m — to w ró c im y ra z e m do W ie d n ia , sp ak u jesz rzeczy i w ie c z o rn y m p o c ią g ie m o d jed ziem y do W ł o c h . . . A te ra z pom óż m i się u b r a ć ; za ch w ilę p rz y jd ą do m n ie m oi p rz y jaciele; trz e b a się sp ie sz y ć , b y n a n a s nie czekali.
I p o g w iz d u ją c w e so łą p io se n k ę , ją ł się spiesznie u b ie ra ć , o d n alazłszy w u sk u te c z n ie n iu ty c h ro z p o
rz ą d z e ń , c a łą sw ą p ię k n ą le k k o m y śln o ść i e n erg ię. P o w o d o w a n y ry c e r s k ą k o k ie te ry ą , w ło ży ł n a sieb ie o p ię ty
Ś W I A T 291
tu ź u re k , u w y d a tn ia ją c y je g o k s z ta łty , z a p ią ł g o szczelnie, a u ło ż y w sz y w ło sy i p o d k rę c iw sz y w ą sa , p rz y p a trz y ł się sobie z zad o w o len iem w zw ierciedle. R z e k ło b y się, iż celem je g o s ą o d w ied zin y ja k ie jś p ięk n ej k o b iety , ty le sta ra n n o śc i w ło ży ł w sw e u b ran ie.
P rz y ja c ie le je g o nie dali d łu g o c z ek ać n a siebie. P a n S te fa n p rz e d sta w ił im z u śm iech em G rzesia, ja k o sw e g o k a s y e ra , p rzy ja c ie la i sp a d k o b ie rc ę . W y m ó w io n o k ilk a o k o liczn o ścio w y ch grzeczn o ści, poczem zeszli m łodzi lu d z ie : g w a rz ą c w eso ło n a u licę, g d z ie już c z e k ały pow ozy. W je d n y m z n ich zn ajd o w ał się m ężczy zn a śre d n ich ł a t , w z ło ty c h o k u la ra c h , a z dziw nie z a s p a n ą m iną. B y ł to le k a rz , k tó re g o służba s ta r sz e g o z se k u n d a n tó w w y c ią g n ę ła z łó ż k a p rz e d ch w ilą i k tó ry z te g o p o w o d u nie m ó g ł się p a n u S tefan o w i p rz e d sta w ić w je g o m ieszkaniu.
S ło ń c e w sch o d ziło , g d y sta n ę li u celu podróży.
P ra w ie ró w n o cześn ie, s ta n ą ł n a m iejscu p rz e c iw n ik ze sw oim i św iad k am i. P o w ita n o się s z ty w n y m u k ło n e m , ja k to z w y k le w ty c h ra z a c h b y w a , p o te m ru szo n o w las, g d zie p ta sz k i p o ra n n ą sw ą n u ciły p iosenkę. S ta rs z y z s e k u n d a n tó w p a n a S te fa n a , do k tó re g o n ależał te n m a ją te k , słu ży ł za p rz e w o d n ik a . P o k ilk u n a sto m in u to w y m pochodzie, z a trz y m a n o się n a niew ielkiej p o la n c e , w y b ra n e j n a plac sp o tk a n ia .
S e k u n d a n c i w y m ierzy li m e tę i b a ry e ry , k tó re o zn a
czono g a łą z k a m i choiny. R o z lo so w a n o m iejsca, n a k tó ry c h s ta n ą ć m ieli przeciw n icy , oraz b ro ń d o sta rc z o n ą przez o ficeró w , a n a b itą p o d k o n tro lą św ia d k ó w o b y d w u stron, p o czem w ręczo n o j ą zap aśn ik o m . W y m o w n y oficer w y s tą p ił n a p rz ó d z u k ło n em .
—- P a n o w ie w y b a c z ą — rz e k ł sło d z iu tk o — źe ja k k o lw ie k p rz e k o n a n y o b ezo w o cn o ści te g o k r o k u , z o b o w ią z k u jeszcze raz p o d n o szę p y ta n ie , c z y b y to u b o le w a n ia g o d n e n ie p o ro zu m ien ie, nie dało się załag o d zić w sposób p o je d n a w c z y ? ... P a n h ra b ia m i te g o p y ta n ia nie w eźm ie za złe, n ie p r a w d a ż ? — d o d a ł zw ra c a jąc się do p a n a S tefan a.
— A le ż nie — o d p a rł z a g a d n io n y . —- W ie m , źe to je s t z w y k ła fo rm a ln o ść , k tó ra n ig d y do n iczeg o nie prow adzi.
— W ty m razie nie p o zo staje m i nic in n e g o — rz e k ł n a to oficer, g ło se m ta k im ja k g d y b y w y d a w a ł le k c y ę
n a p a m ię ć w y u c z o n ą — ja k ty lk o z w ielkiem u b o lew an iem , • ■ ' > - p o zo staw ić rz eczy n a tu ra ln e m u ich biegow i.
P a n S te fa n rz u c ił te ra z o k iem n a sw e g o p rzeciw n ik a. B y ł nieco b la d y p o d w p ły w e m n ied o św iad czo n e g o d o ty ch czas w ra ż e n ia , ale n a tw a rz y je g o m a lo w a ł się w y ra z sz la c h e tn e g o m ęstw a. M łodość je g o , u ro d a i z a ch o w an ie się p e łn e g o d n o śc i, ro b iły s y m p a ty c z n e w rażenie.
— N ie zab iję g o ; zra n ię g o le k k o w n o g ę — p o m y śla ł p a n B o ro w sk i. — T o b ęd zie w y sta rc z a ją c a n au czk a.
— R a z — za b rz m ia ła k o m e n d a s e k u n d a n ta , k tó re m u czy n n o ść t a p rz y p a d ła w udziale.
P rz e c iw n ic y ru szy li z m iejsca zbliżając się k u so b ie śm iało , lecz bez n e rw o w e j skvra.pliwości. N a dw a, sta n ę li już o b ad w aj u m ety , zw ró cen i p e łn ą p ie rsią k u sobie. P o chw ili w zięli się o b ad w aj n a c el, w y c z e k u ją c strz a łu p rzeciw n ik a.
— T rz y — z a k o m e n d e ro w a ł s e k u n d a n t.
D w a s trz a ły h u k n ę ły je d n o cześn ie, oficer p o tk n ą ł się u g o d z o n y w m ięśn ie p raw ej nogi. A le i p an S te fa n p o c z ą ł się słan iać po s trz a le ; zbladł, w y p u ścił p isto le t z rę k i i p a d ł w o b ję c ia sw e g o se k u n d a n ta .
K O N IEC CZĘŚCI PIER W SZEJ.
T
a- y .1$' ■■
.
-A T
(Dalszy ciąg nastapi). W
ł o d z i m i e r zZ
a g ó r s k i.
S P I R Y T Y Z M J A K O F A K T I D O K T R Y N A .
(Ciąg dalszy).
C ro o k es, P lu g g iu s , C o x , W a lla c e i w szy scy w sp ó łw y z n a w c y d o k try n y »siły p sy c h ic z n e j« , bez w z g lę d u n a d ro b n e o d cienie w ich p o g lą d a c h , m u szą b y ć u zn an i za d o k try n e ró w , k tó rz y p rz y stą p ili do b a d a n ia sp iry ty z m u z u p rz e d z e n iem , p o d d a n e m przez p o sp o lity sp iry tu a liz m n ie k ry ty c z n y ; n ieje d n o k ro tn ie przez sw ój sp o só b b ra n ia się do rzeczy d o w ied li oni, źe się sta li n ie w o ln ik a m i u p rz ed zeń sw o ic h , że nie zd o łali o d k ry ć w ielu n a jp ro stsz y c h sztuczek, p r a k ty k o w a n y c h przez m ediów , ja k to niżej zo b a c z y m y ; że
jeżeli nie p o d le g a li h a lu c y n a c y o m albo t. zw. przez p sy c h o lo g ó w e ta t de credulite, to w k a ż d y m razie d o stateczn ie b y li zaślep ien i i ła tw o w iern i, a b y się d a ć w y w ie ść w p o le za p o m o c ą z rę c z n y ch m an ip u lacy j.
P rz y z n a je m y , że liczne d ziw ne zjaw iska, o p isan e przez
ty c h i in n y ch b ad aczy , s ą d la n a s z u p e łn ą z a g a d k ą ,
te m w ięk szą z a g a d k ą , że w p o d a n y c h w a ru n k a c h
e x p e ry m e n tu n ie k ie d y n ie d o s trz e g a m y żad n y c h lu k
d y s k re d y tu ją c y c h d o ś w ia d c z e n ie ; ałe z innej stro n y
u w z g lę d n ić należy, że p rz e d się b ra n e p rzez n a s o stro
292 Ś W I A T
żności są ty lk o m ia rą naszej p rzen ik liw o ści w tej n ie
d o św iad czo n ej jeszcze i słu sz n ie po d ejrzan ej dzie
dzinie 1).
D ru g im n iep o sp o lity m u c zo n y m , k tó r y z w ie lk ą g o rliw o śc ią rzucił się do b a d a n ia sp iry ty z m u , z b u d o w a ł c a łą d o k try n ę i w y z y sk a ł o g ro m n ą e r u d y c ję d la je g o o b ro n y , b y ł fizyk i astro n o m F r y d r y k Zöll
ner, z m a rły w 1882 r. J a k o m ed iu m Z ö lln ero w i słu ż y ł S la d e , w k tó ry m nie d o s trz e g ł on n ig d y ślad u n ie rze te ln o śc i lu b k u g la rs tw a . Z ö lln er p rz e d e w sz y stk ie m b a d a ł sam f a k t; stw ierd ził on pism o b ezp o śred n ie, p o d n o szen ie się p rz e d m io tó w i osó b o d ziem i do sufitu, zn ikanie sto łó w i k siążek , o d b ijan ie ślad ó w stó p i r ą k n ie w id zialn y ch , zjaw ianie się p o sta c i lu b ich części, ro z w ią z y w a n ie i z aw iązy w an ie m iste rn y c h w ęzłó w n a rz e m y k a c h , k tó ry c h k o ń c e b y ły p rz y p ie c z ę to w a n e i t. p. T rz e b a czy tać liczne i niezm iernie in te re su ją c e p ism a Z öllnera, a b y do p e w n e g o sto p n ia p rzy n ajm n iej zro zu m ieć s ta n , w ja k im u m y sł te n p rz y stą p ił do b a d a n ia ta je m n ic sp iry ty zm u . T e m p e r a m e n t n iesp o k o jn y , n am iętn y , s k ło n n y do e g z a lta c ji;
do te g o u sp o so b ien ie z g ry źliw e, a m b ic ja źle u k r y w a n a , d o c h o d z ą c a aż w idzeń p e sy m isty c z n y c h , do p rz e k o rn e g o p o tę p ia n ia w sz y stk ieg o i w s z y stk ic h , b y le b y p o k azać, źe on sa m łydko zn a i p o d a je ś ro d k i do n a p ra w ie n ia w sz y stk ie g o i w szy stk ich . S p ó łcześn i m istrz ę n au k i, z w y ją tk ie m zw o len n ik ó w sp iry ty zm u , to n ęd za, żaki, k tó rz y się p o w in n i u c z y ć elem en tó w u K e p le ra i N e w to n a , u K a n ta i S c h o p e n h a u e ra . N a m ię tn e i p e łn e żółci w y cieczk i p rzeciw k o tak im u czo n y m ja k H e lm h o lz , D u B ois R e y m o n d , V ir
chow , T y n d all, T a it i w o g ó le ca ła sp ó łc z e sn a n a u k a a n g ie lsk a , w ik ła ją się w p ism a c h Z öllnera z praw dzi- w em i p a ro k sy z m a m i szow inizm u p a n g e rm a ń s k ie g o , k tó r y szczeg ó ln ie w y b u ja ł p o ro k u 1871. O rg ie e ru d y c j i n a u k o w ej, filozoficznej, literack iej, d z ie n n ik a r
skiej, w y d ę te przez b u jn ą w y o b ra ź n ię aż do g ra n ic c h a o ty c z n o śc i, o żyw ione d u ch em a p o sto lstw a, k tó ry k a rc i i grozi, a je d n o c z e śn ie w ieszczy o d ro d zen ie d u c h o w e i m o raln e N iem iec, o d ro d zo n y ch już p o lity cznie, — w sz y stk o to ja k p s try k a le jd o sk o p p rzew ija s ię , k o tłu je , d ą sa się w p ism ach je g o , n ie ty lk o s p iry ty s ty c z n y c h , lecz i w ta k ie m np. dziele, ja k
«■Ueber die N a t u r der Cometen<L. Z öllner je s t s k o ń czo n y m s p iry tu a lis tą : nie je s t to w y n ik b a d a ń n a u k o w y c h , ani w y w ó d ścisły z p rz e sła n e k ; je s t to w ia ra je g o , p o trz e b a je g o serca, tę s k n o ta n iecierp liw a i ro z g o ry c z o n a o b o ję tn o śc ią lu b sc e p ty c y z m e m innych, ją trz o n a i s p o tę g o w a n a p rzez tę o b o ję tn o ść aż do
') Za pośrednictwem Florencyi Cook w . ciągu lat trzech w obe
cności Crookes’a i jego towarzyszy zjawiła się tajemnicza postać ko
bieca Katy King: rozmawiała ona, dawała się dotykać, fotografować i t. d. Gibier w książce swojej podaje kilka kopij z fotogramów, zdjętych przez Crookes’a. Na str. J79, fig. 17, przedstawia nam wize
runek tego widma, opatrzony następującą uwagą: »W głębi figury 17 widzimy trzy rzędy flaszeczek, jeden bardzo wyraźny». Albo mię grubo własny mój wzrok myli, gdyż na fig. 17 żadnego śladu flasze
czek nie dostrzegam, albo mamy tu jeden z dowodów co' można cza
sem widzieć przez okulary spirytyzmu. Pod względem fotografowania duchów prześcignął Crookes’a niejaki Buguet, który w r. 1875 został przez sąd skazany za oszustwo. Przed sądem figurowały manekiny, które Buguet fotografował tak dobrze, że »wierni, oszukani przez zrę
cznego fotografa (ludzie ze sfer dystyngowanych), nie mniej wierzyć nie przestawali w fotografie duchów, w których poznawali jakoby twarze zmarłych z rodziny osób«. Do oszukanych należał także ba
dacz spirytyzmu i kierownik R evue spirite. p. Levmarie, którego nie
słusznie, jako wspólnika oszustwa, pociągnięto do odpowiedzialności.
Naturalnie Crookes mógł być także tylko- ofiarą oszustwa, jeżeli tako
we wogóle było.' (P rzypisek autora).
e k stazy , k tó r a raz w y b u c h a śm iech em z a p ra w n y m s a t y r ą , to znów w y le w a się w m isty czn y ch m o- I dlitw ach .
Zanim jeszcze p rz y s tą p ił do b a d a ń sp iry ty z m u ,
iju ż Z öllner b y ł s p iry ty s tą : w y tw o rz y ł on so b ie d o
k tr y n ę o ty le o d rę b n ą od p o sp o litej d o k tr y n y » d u chów «, źe »duchy« te p om ieszcza w ^p rze strze n i czte- row ym iarow ejz, p rzy czem z n ac isk ie m p o w ta rz a , źe o b jaw y sp iry ty sty c z n e s ą ty lk o fa k ty c z n e m p o tw ie r d zeniem je g o h y p o te z y : o b ja w y te nie p rz e d sta w ia ją nic ta k ie g o , czeg o b y on nie p rzew id ział i, jeżeli się dziwi, to ty lk o tem u, źe się w sz y stk o do d ro b ia z g ó w ta k z oczek iw an iam i je g o z g a d z a ; jeżeli w y zn aje, że czasem w o b e c cudów sp iry ty z m u d o św iad cza ja k o b y I z a w ro tu g ło w y , to je s t to z a c h w y t N e w to n a, k tó r y
ze w z ru szen ia nie m oże d o k o ń c z y ć ra c h u n k u .
O » p rzestrzen i cztero w y m iąro w ej« , k tó re j Zöll
n e r p o św ięcił c a łe ro z p raw y , m ożem y tu k ró tk o ty lk o pow iedzieć. G d y b y istn iały ja k ie ś je s te s tw a ro zu m n e, zam ieszk u jące p rz e strz e ń d w u w y m ia ro w ą — ro zu m u je m niej w ięcej Z öllner —1 a za te m p łaszczy zn ę g e o m e try c z n ą , to o czy w iście św ia t sw ój m u s ia ły b y o n e p o j
m o w ać, ja k o ro z c ią g ły ty lk o w d w ó c h w y m ia ra c h . G d y b y ś m y je d n a k m y, ja k o je s te s tw a tró jw y m ia ro w e , m ieli p rz y stę p do te g o ś w ia ta je s te s tw d w u w y m ia ro w y ch , to b y ś m y m o g li p e w ie n ich p rzed m io t, m a ją c y np. k s z ta łt k w a d ra tu , w y ją ć z ich p ła sz c z y z n y i p rzem ieścić do n asz e g o trz e c ie g o w y m iaru . W te n sp o só b p rz e d m io t ów z n ik n ą łb y d la je ste stw d w u w y m ia ro w y c h w sp o só b cu d o w n y , g d y ż o ne n ie m ają ż ad n e g o w y o b ra ż e n ia o trzecim w ym iarze, k tó r y je s t
! d la n ich n ie d o stę p n y . T a k sam o m o g lib y śm y p rz e sta w ia ć ich p rz e d m io ty i w sta w ia ć im n o w e , zaw sze
jo p e ru ją c ze sw e g o trzecieg o w y m iaru . B y łb y to spi-
; ry ty z m d la o w y c h je s te s tw d w u w y m ia ro w y c h . Otóż, jeżeli te raz p rz y p u śc im y istn ien ie c z w a rte g o w y m ia ru i je ste stw , d la k tó ry c h on je s t d o stę p n y , to m ożem y : sobie an alo g iczn ie w y tłu m a c z y ć , w ja k i sp o só b m o g ą
znikać n asze p rzed m io ty , p o ru szać się w n iezro zu m iały sp o só b i j a k m o g ą się p o jaw iać n o w e p rz ed m io ty . N a tu ra ln ie , je s t to ty lk o sz k ie le t zaw iłej a r g u m e n ta c j i Z öllnera. Ł a tw o się je d n a k p rz e k o n a ć z te g o , że g d y b y ś m y n a w e t p rzy p u ścili istnienie św ia ta i w nim is to t d w u w y m ia ro w y c h , to św iat, te n n ie m oże b y ć m a te r y a ln y m , lecz m u s ia łb y b y ć g e o m e tr y c z n y m ; w o b ec te g o żad n y c h ta m zm ian w p ro w a d z a ć nie b y lib y śm y w stanie, b o w sz e lk a przez n as sp o w o d o w a n a zm ian a m u sia ła b y b y ć ja k im ś ru c h e m c z ą s te czek, lu b m as m atery i, w d w u w y m ia ro w y m zaś św ię
cie g e o m e try c z n y m żadnej m a te ry i p rz y ją ć nie m o żem y, a z atem i ż a d n y c h ru c h ó w czyli zm ian w nim p o ją ć nie podo b n a. G d y w y o b ra ż a m y sobie płaszczy zn ę g e o m e try c z n ą, to je d n o c z e śn ie ro zu m iem y , że w szelkie p rz e su w a n e przez tę p łaszczy zn ę p rz e d m io ty m a te - ry a ln e b ę d ą id ealn ie p rz e c ię te przez tę płaszczyznę, ale w sam ej p łaszczyźnie ż a d n a zm ian a zajść nie m oże.
T a k te d y Z öllner z o d e rw a n e g o p o jęcia p łaszczy zn y g e o m e try c z n e j zrobił sobie św iat p o d o b n y do n a sz e g o m a te ry a ln e g o tró jw y m ia ro w e g o św ia ta i na tej g rz e w y ra z ó w o p a rł c a łą fa n ta sm a g o ry ę . P rz e c h o d z ą c z k o lei do u ro jo n e g o św ia ta i isto t cztero Wy m ia ro w ych, n a le ż y ta k ż e zau w aży ć, źe św ia ta te g o nie m o żem y sobie w y o b ra z ić p o d a try b u ta m i m atery i, i n a w e t w o g ó le w y o b razić sobie nie m ożem y. Zöll
n e r sa m słusznie g d zieś p o w iad a, źe objaśniać, cokol-
I w iek, to zn aczy zjaw isk o sp ro w ad zić do n a jp ro stsz y c h
intuicyj, k tó r e k a ż d y u m y sł lu d zk i p o sia d a i k tó re ,
Ś W I A T 293
T A D E U S Z B Ł O T N I C K I .
« ä ö f ®
H U L A J D U S Z A !
294 Ś W I A T
ja k o sam e przez się oczyw iste, nie p o trz e b u ją i nie m o g ą b y ć objaśn ian e. Jeżeli te d y fik c y a » c z w arteg o w ym iaru « m a n a m w y ja śn ia ć zjaw isk a sp iry ty sty czn e, to p rz e d e w sz y stk ie m n a le ż y zarzucić, że żad en u m y sł lu d zk i nie p o siad a in tu icy i c z w a rte g o w y m iaru , a przeto o bjaśnienie zjaw isk przez cz w a rty w y m ia r je s t o b ja śnieniem r z e c z y n iezro zu m iały ch przez jeszcze bardziej niezrozum iałe, czyli czczą g r ą w yrazów .
W p ism ach Z ö lln era tru d n o odróżnić trz e ź w ą p ra w d ę od fan tazy i i h alu c y n a c y i. O pis a p a ra tu d o św iad czaln eg o w p ra c o w n ia c h z w y k ł im p o n o w ać o so b o m , k tó re nie są w tajem n iczo n e w znaczenie te g o a p a ra tu i g łó w n ie nie zn ają n a tu ry b a d a ń d o św ia d czaln y ch . N a w y o b raźn ię profanów ' o d d z ia ły w a tu z e w n ę trz n y k u lt za w iły c h fo rm aln o ści; w szy stk o tu : p rz y rz ą d y sk o m p lik o w a n e , fo rm u ły m ąd re, p o m ia ry i cyfry, k tó ry c h o b se rw a c y a p o sp o lita nie zna, k tó re je d n a k w szero k ich sferach u ch o d zą za n ie c h y b n ą rę k o jm ię p ra w d y . Zöllner, p rz y stę p u ją c do b a d a ń , zapisuje te m p e ra tu rę pokoju. P o co ? C zy p rzy p u szcza ja k iś zw iązek, zależność ja k ą ś zjaw isk s p iry ty sty c z n y c h m ianow icie od sto p n ia te m p e ra tu ry ? C zem u nie o zn a
cza sta n u e le k h y c z n o śc i p o w ie trz a , sta n u w ilgoci, sto su n k u w ja k im zo stają do siebie tlen, azot, d w u tle n e k w ę g la , p a r a ? Żadnej n a to o d p o w ied zi: robi coś, a b y się stało zadość k u lto w i, ja k b y p r a g n ą ł p o w iedzieć -— patrzcie, ja c y to m y ściśli. O b o k ty c h cerem onij je d n a k , b ezcelo w y ch lecz im p o n u ją c y c h , raz po raz n a tra fia m y n a dow 'ody ta k ie j ła tw o w ie r
ności, tak iej n ie zarad n o ści w o b ec fig ió w p ła ta n y c h przez »duchy«, źe- objaśnić to sobie u m iem y c h y b a przez g ru b e zaślepienie d o k try n ą . P rz y p u ś ć m y — n a z a k o p c o n y m p ap ierze »duch« od b ija ślad lew'ej bosej sto p y , śla d z su b te ln y m ry su n k ie m p rążk o w an ej sk ó ry , z fałdam i, k tó re p o w sta ją w s k u te k u cisk a n ia sto p y p rzez ciasne o b u w ie i, co dziwma, śla d o czterech p alcach . Że rzecz p o trz e b u je spraw dzenia, to p rz y z n aje sam Zöllner, k a ż e b o w iem sw'ojem u m edium S la d e ’ow i zd jąć b u t i p rz e k o n y w a się, źe n a szkar- p e tc e nie m a żad n y c h ślad ó w sadzy. C zem u nie k aże
(Ciąg dalszy
m ed iu m zd jąć sz k a rp e tk i ? P rzecież n a o dbiciu m a m y w y ra ź n y obraz sk ó ry , nie zaś tk a n in y ‘j. C zem u nie p o ró w n a ślad u » tra n sc e n d e n ta ln e g o « z śla d e m rz e czyw istym , albo p rz y n a jm n ie j nie p rz e k o n a się ja k ie s ą fa łd y n a p o d eszw ie m edium , ja k się m a rzecz z je g o p alc a m i? N ic z te g o nie p rz y c h o d z i m u n a m y śl; dopiero później d o w iad u je się on od c h iru rg a T irsch a, że m e to d a o d b ijan ia w te n sp o só b ślad ó w je s t z n a n ą c h iru rg o m , n a d to o g lą d a g o to w e już o d bicia zu pełnie an alo g iczn e i zo staje p o in fo rm o w an y , źe odbicie czte re ch ty lk o p a lc ó w zależy o d te g o , że p ią ty w s k u te k u cisk a n ia w w ą sk ie m o b u w iu m oże b y ć w y c iśn ię ty do g ó ry , źe w idoczne s k ró c e n ie ślad u z ależy od zn a n e g o m ech an izm u stą p a n ia . C zyż to nie rzu ca św ia tła n a sta n u m y s łu ro b ią c e g o d o św ia d czenia ?
In n y m znów ra z e m Z ö lln er je s t św ia d k ie m n a s tę p u ją c e g o zjaw iska: s to lik p rz e c h y la się p o d stół, p rz y k tó ry m sied zą e k s p e ry m e n ta to r z m e d iu m i w k o ń cu z n ik a zupełnie. Z ö lln er sz u k a g o p o p o k o ju i p rz y chodzi do p rz e k o n a n ia , źe s to lik p o rw a ły d u c h y do c z w a rte g o w y m iaru . P o k ilk u m in u ta c h , g d y dw aj sp iry ty śc i z n ó w usiedli p rz y stole, sto lik s p a d a z ty łu i n a b ija g u z a n a g ło w ie Ż o lln e ra , z k tó ry m u czo n y nosi się przez c z te ry ty g o d n ie , rad , że n a m a c a ln y z n a k c u d u zo stał w y p isa n y n a je g o w łasn ej skórze.
W id z ia łe m , ja k p ia s tu n k i fig lu ją z m a łe m i dziećm i w te n sposób, że p rz e d m io t p e w ie n zaw sze p o zo staje n iew id zialn y m za p lecam i d z ie c k a i p o d c z a s g d y ono szuka, zręczn ie w o d p o w ied n i sp o só b k ie ru ją ru c h y sw oje, aż w reszcie p rz e d m io t sp ad a. P e w n e m je st, że nie w sz y stk ie dzieci d a ją się ła p a ć n a ta k ie figle, bo z a p ew n e nie w ie rz ą w c z w a rty w y m ia r. Z ö lln e r o p i
suje, że z a g lą d a ł do w sz y stk ic h k ą tó w p o k o ju , ale nie pisze w c a le czy sp raw d ził, o ile te n c z w a rty w y m iar nie b y ł p o za je g o p lecam i.
' ' f. ■ A . M
a h r b u r g.
*) Fotodruk załączony przy jego W issenschaftliche A b h a n d h m -
gen, t. II, część I. Lipsk. 1878. (P rzypisek autora).nastąpi).
„ W S Z W A J C A R Y I “.
T R Z Y L A T A Z Ż Y C I A J U L I U S Z A S Ł O W A C K I E G O . ')
» K ilk a d n i te m u o p o łu d n iu p ły w a łe m czółnem p o jeziorze. W y s ta w c ie so b ie jezio ro c z y ste i rów ne, ja k zw ierciad ło — ta k ró w n e, źe k ie d y po m nie p rz y p ły n ą ł z d a le k a p a ro w y s ta te k , w k w a d ra n s p o tem w id ziałem zb liżający się fałd c z a rn e j, ro zb itej k o łem w o d y . F a łd te n p o su w a ł się zw olna, w sp a n ia le ... C zół
n e m m ojem le k k o z a k o ły sa ł, p rzeszedł, p o p ły n ą ł d a lej, a czółno znów s ta ło n ie ru c h o m e n a zw ierciedle w o d y . . . W y s ta w c ie so b ie po d w ó ch s tro n a c h jezio ra b rz e g i zielone — n a d b rz e g a m i w o d d alen iu topole, p o ż ó łk ły m liściem o k ry te , ja k złote k o lu m n y — w iele d rz e w zielonych, w iele b iały ch d o m k ó w i p a ła c y k ó w , a za ty m b rz e g ie m M o n t B lanc, b ia ły , św ieżym śnie
giem z p rz y le g łe m ! m u g ó ra m i oprószony, p o d o b n y
. . . Lecz ciekawą zdaje mi się rzeczą dochodzić — gdzie tylko na to pozwolą okoliczności — niewiadomych zazwy
czaj wpływów, jakie towarzyszyły poczęciu dzieł poetyckich.
An t o n i Ma ł e c k i.
do ja k ie g o ś sy b irsk ie g o k r a j u . . . W ś r ó d tak iej n a tu r y trz e b a b y ć sm u tn y m alb o trzeba się kochać. N a m nie B ó g rz u c ił ja k ie ś p r z e k le ń s tw o : n a m ojej d ro dze sta w ia m i la lk i, z a b a w k ę — se rc e m oje żyw i o k ru sz y n a m i uczuć«.
W y s y ła ją c list te n do m atk i, czuł p o e ta p u s tk ę w m ło d e m s e rc u ; tę sk n ił, jeżeli nie za czem ś niezna- nem , to p rz y n a jm n ie j za czem ś za p o m n ia n e m ; m a rz y ł o u czuciach, k tó r y c h nie d o zn aw ał, n ie ste ty ! ju ż od ta k d aw n a, a k tó re m i je d y n y raz w życiu — i to d zieckiem b ę d ą c — z a p a ła ł k u L u d w ic e Ś n iad eck iej.
A p a n n a E g la n ty n a P a tte g , c ó rk a g o sp o d y n i dom u, w k tó ry m m ie sz k a ł? C zy żb y jej zu pełnie nie k o c h a ł ? . . . C h y b a nie . . . W p ierw szy m sw y m liście
*) Artykuł ten opatrujemy reprodukcyami własnoręcznych rysunków Słowackiego i para portretami dotąd jeszcze nieodtwarzanemi.
(P rzypisek redakćyi).
Ś W I A T 295
z G e n e w y p isa ł o niej S ło w ack i, co n a s tę p u je : »Jest to p a n n a m a ją c a la t o k o ło trz y d z ie stu . Ł a d n ą d a w n ie j b y ć m u sia ła — te ra z p o k a z u ją się w niej w a d y starej p a n n y . Z te rn w sz y stk ie m p rz y je m n a b a rd z o w ro zm o w ie i d o b rze g a d a o w sz y stk ic h znajo m y ch « . N ie k o c h a ł jej, ja k się p rz e k o n y w a m y n ig d y , ja k k o lw ie k żyw ił w z g lę d e m niej zaw sze — z m a łą w p ra w d z ie p rz e r
w y — u czu cie serd eczn ej, n ie k ła m a n e j przyjaźni. Jeżeli zaś p a n n a , w idząc, że jej m ło d y p o e ta n ie ty lk o nie u n ik a , ale ow szem , c h ę tn ie n a w e t w jej to w a rz y stw ie p rz e sta je , p o w zięła z czasem p rz e k o n an ie, że to nie przyjaźń, a le k o c h a n ie (a p ew n o , źe nie m ia ła tu m iłości b r a ta do zn acznie starszej sio stry n a m yśli), jeżeli ta k ie m b y ło jej p rz e św ia d c ze n ie , to w y o b ra ż a ją c so b ie w ięcej niż je s t, m y liła się b ard zo . Co zaś do S ło w a c k ie g o , to an i m u n a w e t przez m y śl p rz e szło, źe o to n ie b a w e m p o z n a istotę, k tó ra , a c z k o lw iek m u się zrazu ani p o d o b a, ani g o ro z m a rz y ć zdoła, z czasem przecież, k to w ie , czy m u p u s tk i w sercu całk o w ic ie s o b ą n ie w y p ełn i.
» W ty m m ie sią c u (było to w listopadzie) m ia łe m k ilk a w ieczorów «. M ięd zy in n em i » w p ro w a d z o n y b y łe m do d o m u p a n i W o d z iń sk ie j, k tó r a tu m ieszk a z sy n a m i i z d w ie m a có rk am i. S ta rs z a (m ow a tu w ła śn ie o p rzy szłej je g o B eatrice) d o ro sła ju ż p a n n a , ale bardzo brzydka-, g r a ślicznie n a fo rtep ian ie. F ield , b ę d ą c tu , d a w a ł jej le k c y e — i g r a zu p ełn ie F ie ld a m e to d ą ; w ię c też jej g ra b a rd z o m i m iłą była« . . . P ie r
w sze te d y w rażen ie w y p a d ło , j a k w idzim y, o ty le ty lk o d o d atn io , o ile d o ty c z y ło g r y p a n n y W ., w y k o n a w c z y n ię b o w ie m sa m ą znalazł » bardzo b rz y d k ą « . B y ło ż t a k w isto c ie ? C zy m oże u ży ł tu ty lk o p o e ta w y ra ż e n ia z b y t d o sa d n e g o ? N ie p rzesad ził li co k o l
w ie k ? B y ła ź b y p a n n a W . rzeczyw iście ta k b a rd zo b r z y d k ą ? . . . O tó ż , źe ła d n ą zu p ełn ie nie b y ła , to p o d o b n o p r a w d a , ch o ć nie d o w ó d to jeszcze, ażeb y nie p o tra fiła p o d o b a ć się m ężczy zn o m — w razie, g d y b y jej n a te m zależało; p a n n a W o d z iń s k a zaś d a r te n p o sia d a ć m ia ła w sto p n iu b a rd z o w y so k im . J a k o ż nie zap rzecza te m u późniejsze za in te re so w an ie się Ju lju sz a . B y ła to ju ż o so b a n ie pierw szej m łodości, j a k
k o lw ie k m ło d sza n ieró w n ie o d trzy d ziesto letn iej E g la n - ty n y . M iała du że czarn e oczy — a śliczne b y ć m i a ł y ! — ta k ie sam e zu p e łn ie , ja k o g n is te , a n a m ię tn e w sp o jrzen iu oczy p a n i G e o rg e s S a n d . Że zaś te g o ro d z a ju f e m m e s ä Voeil som bre są d la m ężczyzn z g u b n e , a co n ajm niej niebezpieczne, d o w o d em A lfre d d e M usset. J a k w iad o m o , p o d o b a ła się C hopinow i późniejsza a u to rk a » L u k re c y i F lo rian i« d la te g o prze- d e w śzy stk iem , p o n iew aż oczy jej p rz y p o m in a ły m u p a n n ę W o d z iń sk ą . B y ła p rz y te m d o b rej tu szy , m oże n a w e t tro c h ę za tę g a , ja k n a p a n n ę , a zw łaszcza n a p rz y sz łą b o h a te r k ę p o e m a tu » W S zw ajcary i« . W ro z m ow ie, ja k w o g ó le w obejściu z m ło d y m i ludźmi, k tó ry c h to w a rz y stw o p rz e k ła d a ła o w iele n a d k o biece, o d zn aczała się n a d z w y c z a jn ą sw o b o d ą. T o też pom im o, źe do p ię k n o śc i p re te n s y i ro ścić nie m ogła, p rz e p a d a li za n ią w szyscy. O d z n a c z ała się p rz y te m d z iw n ą ja k ą ś p re d y le k c y ą do a rty stó w . N ic d ziw n e
g o ! w y c h o w y w a ła się przecież razem z C h o p in e m ...
B y ła to je d n e m sło w e m p a n n a — tro ch ę, ja k to m ów ią, e m a n c y p o w a n a. W s z y s tk ie te w iadom ości zaw d zię
czam p ew n ej dam ie, k tó re j nazw isk iem nie m o g ę się tu, n ie ste ty ! n a jej w y ra ź n e żądanie zasłonić. O so b a ta zn ała d o sk o n a le ca łą ro d z in ę p a ń s tw a W o d z iń sk ich . B y ła p rz y te m żo n ą k o le g i sz k o ln eg o i u n iw e r
s y te c k ie g o Ju lju sza.
A te ra z g o d z iło b y się z a p y ta ć : czy p ierw sze w rażenie, ja k ie n a p a n n ie zrobił S ło w a c k i w y p a d ło ró w n ie n ie k o rz y stn ie ? N ie w iem y . P rzy p u sz c z a ć je d n a k należy, źe nie. P o w ierzch o w n o ści S ło w a c k ie g o nie p o d o b n a n azw ać — n ieu jm u jącą. N ie ta k p ię k n y , ja k u b ó stw ia n y p rzezeń B y ro n , b y ł przecież tro c h ę do B y ro n a p o d o b n y . P o d o b ie ń stw a te g o d o p a try w a li się w r y sa c h je g o w spółcześni. Z resztą S ło w a c k i cieszył się ju ż w te d y p e w n ą s ła w ą p o m ięd zy ro d ak am i, z w ła szcza n a obczyźnie. W s z a k nie ta k d a w n o w y d a ł d w a p ierw sze to m y sw oich »P oezyj«, k tó r e m u zje
d n a ły w śró d m niej w y b re d n y c h zn aw có w ty tu ł: p o l
skiego B yro n a , a o k tó ry c h sam n a w e t M ickiew icz pow iedział, że lu b o nie m a w n ic h B o g a, to przecież p o d o b n e s ą do » w spaniałej g o ty c k ie j św iąty n i« . P o sia d a ł w ięc d a n e , a ż e b y się p an n ie p o dobać. P o d o b a ł się te ż n iezaw o d n ie; zw łaszcza, źe p rzy p o m in ał jej co k o lw ie k C hopina, z k tó ry m co najm niej w ią zała j ą p rz y jaźń , jeżeli nie m iłość. Je śli te g o w ie
czora g r a ła n a fo rtepianie, to k to w ie. Czy n ie z za
m iarem o czaro w an ia m ło d e g o p o e ty m u z y k ą , nie m o g ą c g o p o d b ić u ro d ą. B o nic ta k p ró ż n o śc i k o b ie t nie schlebia, ja k hołd, o d d a n y przez »m ęża w ielk ieg o n a ziem i«. N iestety ! o k a z a ł się p o e ta zim n y m i n ie czu ły m ja k k am ień . N ie w z ru sz y ły g o ani p ło m ien n e sp o jrzen ia cz a rn y c h oczu, ani czuła g r a n a fo rte p ia nie, w e d łu g m e to d y F i e l d a . . . P o w ró c ił do dom u n iezajęty , ta k i sam o b o jętn y , ja k im b y ł i p rz e d p ó j
ściem n a bal. »W ist, cz y ta n ie i d u m a n ie zap ełn iają w sz y stk ie g o d z in y życia m e g o i m o g ę pow iedzieć, źe ta k a cisza k o ło m nie, źe — p o d o b n ie ja k M ic k ie w icz n a ste p a c h A k e rm a ń s k ic h — u sły sz a łb y m gło s z L itw y « . . . P ro si m atki, a b y m u za złe nie b rała, że listy je g o t a k »nu d n e i p u ste « : »B iała k a r ta p a p ie ru m o g ła b y b y ć g o d łe m m ojem , tłu m aczem i n a j
le p sz y m dziennikiem « . . .
N ie żyje z n ik im i zdaje się stro n ić o d ludzi.
C zem u ? P o w iad a, źe »nie m a siły p o szu k iw ać za
b a w « ... b o g o »nudzą«. C zem u je d n a k »nie p rz y ją ł przez c a łą zim ę ani je d n e g o zap ro szen ia n a b a l ? « . . . Co to je s t, że »od d w ó ch m iesięcy nie b y ło dnia, k tó r y b y się o d in n y c h d n i w życiu je g o różnił?»' N a te p y t a n i a — je śli p o sz u k a m y w lista c h Ju lju sz a — zn ajd ziem y k ilk a n a s tę p u ją c y c h odpow iedzi. R a z na- p rz y k ła d , w idząc, że » m u raw a o g ro d u c ią g le zielona, ja k sz m a ra g d y « , źe o g ró d p e łe n m a ły c h jo d e ł m a p rz y je m n ą p o stać, że »fiołki zaw sze k w itn ą « s k a rż y się m atce, iż: » W ta k im c z a ru ją cy m k ra ju potrzeba m ieć tylko serce n a p ełn io n e i sp o k o jn e« , a źe on »ani je d n e g o , an i d ru g ie g o n ig d y w życiu nie m iał« . . .
» B ra k u je m i w iele, a n a d e w sz y stk o b ra k u je m i p rz y jaźni«. I p rz y p o m in a ła m u się p e w n o n ieraz sam otność
z C hilde H a ro ld a , w k tó re j p o w ia d a B y ro n , źe p r a w dziw ie sa m o tn y m je s t nie te n , co b ez to w a rz y sz y b łą k a się »po s k a ł u rw isk a c h « ,
Lecz ten, kto otoczony towarzystwem ludzi, Ich obłudą pogardza, pochlebstwem się nudzi — Kto z własnemi myślami wieczne tocząc boje, Niema serca, przed którem mógłby wylać swoje, Niema istot, któreby z rajskiem uniesieniem Mógł nazwać: przyjaciela, kochanki im ien iem . ..
J e d n e m sło w em cierpi S ło w a c k i tej zim y n a
n a p a d y sp le e n ’u. W d o m u p a ń s tw a W o d z iń sk ic h b y
w a ta k ż e nie często. Id zie zaś w te n c z a s ty lk o , k ie d y
g o zap ro szą. Co do p rzy jaźn i z E g la n ty n ą , to nie
w p ły n ę ła n a n ią ja k d o tą d » p a n n a M a ry a n n a « z u
pełnie. U c zu cie b ra te rs k ie g o p rz y w ią z a n ia , ja k ie m
p o e ta c ó rk ę sw ej g o sp o d y n i o b d a rz a ł, z b y t b y ło sil
ne, ażeb y g o la d a p rz e lo tn a znajo m o ść zach w iać lu b zniw eczyć m o g ła. Ś licznie opisuje n am Ju lju sz w y ja z d p a n n y P a tte g do P a ry ż a , w y jazd, k tó r y m u b y ł
»bardzo sm u tn y « , a to ze w zg lęd u , źe »ona szczerze przyw ia.zana do m nie, ja k sio stra i bard ziej m oże, niż s io s tr a .. .« W ie d z ia ł w ięc S ło w a c k i o uczuciu, ja k ie w sercu jej w zbudzić p o trafił; że go je d n a k nie p o dzielał, o tem
b ę d z ie m y m ieli sp o so b n o ść p rz e k o n a ć się n ie b a w em . W y je c h a ła te d y p a n n a E - g la n ty n a do P a ry ż a , podczas k ie d y k o ło p o e ty »w iele z a m o rsk ic h fig u r zaczy n a p rz e m i
j a ć « , '» jask ó łk i an g ie lsk ie ro zp o cz ę ły sw ój p rz e lo t n a południe«
z p o m ięd zy k tó ry c h Ju lju sz u p a
trz y ł sobie zaraz aż dw ie »prze
śliczne z u ro d y i tw a rz y « . N ie
z a d łu g o w szakże u p rz y k rz y ła m u się ich zim na
»gipsow a« p ię kność. .. N ic dzi
w n e g o w ięc, iż p rz e k ła d a ł n ad nie o w iele to w a rz y stw o żony i ładnej có rk i d o k to ra M o rin , m ieszkaja.cych w m ałej w iosce o ja k ie p ó ł mili od G enew y, z k tó re m i to paniam i zap o zn ał się b y ł n ied aw n o — a p o d nieo
b ec n o ść E g la n ty n y — u w ażał za sto so w n e »karm ić się u ła m k a m i u czuć i szczęścia« . . . S w o ją d ro g ą p ły
nie m u życie » jed n o stajn ie w ciąż i b ez szcze g ó ln y c h w rażeń«. J e d y n e m u ro zm aicen iem b y ły d la ń w ty c h czasach » długie i m iłe« lis ty p a n n y P a t t e g — listy, co do k tó ry c h z a s trz e g a so b ie p rz e d m a tk ą , b y nie m y śla ła c z a sa m i, źe » p rz y n o siły m u n a d z w y c z ajn e szczęście«. M o w y b y ć o te m n ie m o g ło : o c z e k iw a ł p o p ro stu k a ż d e g o »jak m iłej ja k ie j n o w o śc i« ... E g la n - ty n a w ró c iła w reszcie z P a ry ż a i p rz y w io z ła p o ecie
n a p a m ią tk ę ła d n y , k ry s z ta ło w y k ielich . G d y n a g le ... a nie za
p o m in ajm y , źe to ju ż i w io sn a m i
n ę ła . . .
Pójdziemy razem na śniegu korony!
Pójdziemy razem nad sosnowe bory! . . .
* Pójdziemy razem, gdzie trzód jęczą dzwony,
Gdzie się w tęczowe ubiera kolory
J u n g fr a u — i słońcema pod sobą . . . Gdzie we mgle’ jeleń
przelatuje skory, Gdzie orły skrzydeł
rozwianych żałobą Rzucają cienie na le
cące chmury. . . O to m niej w ię
cej tre ś ć ro z m o w y, j a k ą w p rzed d zień w sp ó ln e g o »w ojażu«
po g ó ra c h p r o w adzić m usieli S ło w a c k i i p a n n a M a ry a W o d z iń sk a . P e w n o , źe w sło w a c h ich nie b y ło ty le , co tu po e- zyi, ty le z a p a łu . . . t a k b o w iem m y śle ć — (bo w ątp ię, ażeb y ta k p ię k n ie m ó w ić k ie d y k o lw ie k potrafili) — m o g ą ty lk o zak o ch an i. U n ich z a ś ... nie zan o siło się jeszcze n a m iłość.
F
e r d y n a n dH O
s i c k. (Dalszy ciąg nastąpi).
Ś W I A T 296
R y s u n e k J u liu s z a S ło w ack ieg o .
JEZIORO LEM AN.
(Ze zbiorów M ieczy sław a P aw lik o w sk ieg o ).
L I S T Y Z W Y S T A W Y .
II.
N aprzeciw sm ukłej w ieżycy E ifla g m a c h ol
brzym i, c a ły ze szkła i żelaza, śm iało ry w a liz u je ze w szy stk iem co d o tą d n ależało do a rc h ite k to n ic zn y c h
» m ajsterszty k ó w « . G m ach te n , to try u m fu ją c a a rk a p rzy m ierza p ra c y ; bije o d eń szero k o łu n a św ia te ł e le k try c z n y ch , b u c h a d y m przez o tw o ry w y so k ic h kom inów , a w ew n ątrz, h u c z y i w re ru c h n ie u sta n n y o b ro tem se te k kół, stu k ie m ty s ią c a m ło tó w , g w a re m fab ry c z n eg o życia.
J e s t to H a lle a u x m a ch in es je d n a z n a jc ie k a w szy ch p o n ę t p a ry sk ie j w y sta w y . Co ty lk o u m y sł lu d z k i w y n a la z ł w zak resie p ra c y p rzem y sło w ej, wr czem ty lk o g en ialn ie o b m y śla n a m a sz y n a w y rę c z a i z a s tę p u je lu d zk ie rę c e , w czem rzem iosło p o m a g a ją c n a tu rze, w a ru n k i p rzy ro d zo n e zu ży w a ja k o siły do cz y n u i dzieła — o g lą d a m y tu ta j zdum ieni, m im o w o ln y m szacu n k iem p rzejęci, a i oszołom ieni p otrosze, zw ła
szcza, źe oko i u cho n asze nie n a w y k ło do z g ie łk u i, szum u. J a k k o lw ie k te żelazne i m iedziane p o tw o ry ,
w ieloszyjne i k o ła m i z ę b a te , g ro ź n e z pozoru, m oc sw oją, p o d le g łą w całości ludzkiej straży , n a d o b ro ty lk o i p o ż y te k o d d ają, nie m niej to w arczen ie, p a r sk an ie, o b ró t szy b k i, a u to m a ty c z n e ru c h y ty c h o lb rz y m ów w s trz ą sa ją n e rw a m i c ie k a w e g o w id za w rażen iem , k tó re g o n a razie do m iły c h zaliczy ć nie p o d o b n a.
P rz y z n a m się o tw arcie, że mi p rzy szło n ie j e d n ą m i
g re n ą o p łacić w s tę p n y h a ra c z za w ę d ró w k i p o śró d ty c h m ły n k u ją c y c h , św iszczący ch , h a ła su ją c y c h p ie k ie ln ie — a p rzecie n iesk o ń czen ie z a jm u ją c y c h —m aszyn.
A le w a rto się p o m ę c z y ć i nie p o ż a ło w a ć zd ro w ia i czasu n a obejrzenie, do ja k ic h re z u lta tó w o g ro m - .n y ch d o szed ł w p ra c y i p rz e m y śle człow iek, isto ta d ro b n a i w ątła, i w e w szy stk iem p o d o b n a ro b a k o w i, g d y się n a ń s p o g lą d a np. z w y so k o śc i w ieży trz y sto - m e tro w ej. W ob ec n a jn o w sz y c h w y n a la z k ó w , n a w e t o w e czaro d ziejsk ie w y m y s ły fa n ta z y i, ow e sied m io m ilow e b u ty i c z a p k a n ie w id y m k a w y d a ją się rz e c z ą n ajp o sp o litszą. O to sto im y p rz e d m a sz y n k ą n ie w ie l
k ich ro zm iarów , a g rz e c z n y p rz e d sta w ic iel firm y E d i-
/
A N T O N I K O Z A K I E W I C Z .
i * -i-“ 'ĆmA-
.