liii
I -11 : 11 l ■ n n |
e
EWANGELIA-ZYCIE 1 MYSI. CHRZEŚCIJAŃSKA - JED N O ŚĆ -PO W TO R N E PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
NR 12 1980
ODPOWIEDZIAŁ IM JEZUS: JA JESTEM
CHLEBEM ŻYWO
TA; KTO DO MNIE PRZYCHODZI, N I
GDY ŁAKNĄC NIE BĘDZIE, A KTO WIERZY WE MNIE, NIGDY PRAGNĄC NIE BĘDZIE” (Ew.
Jana 6,35)
Na zdjęciu: ulica, je
rozolimska, m ałe skle
piki ze sprzedażą chleba
C H R Z E Ś C I J A N I N A p o k a l i p s a
EWANGELIA
ŻYCIE I MYŚL CHRZEŚCIJAŃSKA JEDNOŚĆ
POWTÓRNE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA Rok założenia 1929
Nr 12., grudzień 1980 r.
a
APOKALIPSA
CHWAŁA NARODZONEGO TRĄD
SZUKAJMY PANA
O PROROCKIEJ SŁUŻBIE SŁO
WEM
LISTY OD SŁUCHACZY...
SYMBOLE DUCHA ŚWIĘTEGO SZTUKA A BIBLIA
PORZĄDEK WIECZERZY P A Ń SKIEJ (PROJEKT)
KRONIKA
SPIS TREŚCI ROCZNIKA 1980
M ie s ię c z n ik „ C h r z e ś c i j a n i n " w y s y ł a n y j e s t b e z p ł a t n i e ; w y d a w a n i e j e d n a k c z a s o p i s m a u m o ż l i w i a w y ł ą c z n i e o f i a r n o ś ć C z y t e ln ik ó w . W s z e lk ie o f i a r y n a c z a s o p is m o w k r a j u , p r o s i m y k i e r o w a ć n a k o n t o Z j e d n o c z o n e g o K o ś c io ła E w a n g e lic z n e g o : N B P W a r s z a w a , X V O d d z ia ł M ie j s k i, N r 1153-10285-136, z a z n a c z a j ą c c e l w p ł a t y n a o d w r o c ie b l a n k i e t u . O f ia r y w p ł a c a n e z a g r a n i c ą n a l e ż y k i e r o w a ć p r z e z o d d z ia ły z a g r a n i c z n e B a n k u P o l s k a K a s a O p ie k i n a a d r e s P r e z y d i u m B a d y Z j e d n o c z o n e g o K o ś c io ła E w a n g e lic z n e g o w W a r s z a w ie , u l . Z a g ó r n a 10.
Wydawca: Prezydium Rady Zjedno
czonego Kościoła Ewangelicznego w PRL. Redaguje Kolegium: Józef Mrózek (red. nacz.), Edward Czajko (sekr. red.), M ieczysław K wiecień, Marian Suski, Ryszard Tom aszew
ski.
Adres Redakcji i A dm inistracji:
00-441 Warszawa 1, ul. Zagórna 10.
Telefon: 29-53-61 (w. 5). M ateriałów nadesłanych nie zwraca się.
Indeks: 35463.
RSW „Prasa-Ksiąźka-Ruch”, War
szawa, Smolna 10/12. Nakł. 5500 egz.
Obj. 3 artfc. Zam. 983. 0-61.
A p o k a lip sa św. Jana je st księgą świętą, w k tó r ej n a tch n io n y autor w c y k l u w izji i sy m b o liczn y c h obrazów opowiedzia ł losy ludzkości p o grążonej w zamęcie, w u p a d ku , w rozkładzie, i pokazał in terw encję Bożą przy w rac ającą św ia tu w w y m ia r a ch eschatologicznych ład, p o rzą d ek i w ła ś c iw y sens. W y p a d k i historyczne, które posłużyły św. J a nowi ja k o m a ter ia ł do poem atu , określić m o żn a słow am i Z y g m u n ta Krasińskiego: miało się „pod koniec s ta r o ż y tn e m u światu. Bogi i l u dzie szaleją”. Z m a ter ia łu katastrof, grozy, bestialstwa i martyrologii św. Jan, k t ó r y b y ł n a o c z n y m ś w ia d k ie m t y c h zdarzeń, u ks zta łto w a ł w du ch u sta r o ży d o w skic h apokalips obraz zm a g a ń dobra ze złe m i nadał t y m w a l k o m cechy u n iw erso listy czn e i ty p o w e . T a typow ość zjaw isk historycznych, zm ie rza ją cych nie uchronnie do ostatecznego końca, w k t ó r y m nastąpi sąd nad św iatem , stanow i o p r z e w id u j ą c y m charakterze poematu. Dzięki te j ty pow ości A p o ka lip sa stała się nie t y lk o sym bolicz
n y m obrazem w y p a d k ó w z czasów w czesnochrześcija ńskich, g d y bogi i ludzie szaleli, ale ró w nież p o n a d cz a so w y m obrazem szaleństw a w s z y s tkic h bogów i ludzi w e w s z y s t k ic h czasach. Z m ie n ia ją się dekoracje, k o s tiu m y , zm ienia się te ch n ik a zabijania, zm ieniają się m e to d y i środki w a lki w r a z ze sposobem ich literackiego przekazu, ale esencja zła po
zostaje niezm ienna. C z y m dla p ie r w s z yc h chrześcijan z I w i e k u po C hrystusie byli Nero i Dioklecjan, t y m dla naszego w i e k u jest bestial
stw o d y k ta to r ó w . C z y m dla chrześcijańskich m ę c z e n n i k ó w było K olo
seum i z s y ł k i do p r z y m u s o w y c h robót w kam ieniołom ach, t y m dla nas, ludzi X X w iek u , są miejsca m a s o w e j zagła dy i obozy koncentracyjn e.
Pokolenie nasze zna pojęcie Bestii, zna pojęcie Babilonu karmiącego się k r w ią i dobram i p o d b ity ch narodów, widziało też niejednego f a ł s z y w e go proroka. To samo m o ż e m y powiedzieć o m in io n y ch pokoleniach, z k t ó r y c h każde na m ia rę sw oich czasów miało sw oich szatanów u d a ją cych Boga i sw oich czterech jeźd źcó w A p o k a lip sy pusto szących świat.
Apokalipsa jest księgą tragicznych analogii. A dla człow ieka nie ma bardziej p r z e k o n y w a ją c y c h a r g u m e n tó w ja k właśnie analogie, które od
w ołują się do jego historycznego i osobistego doświadczenia.
A pokalipsa je st p o e m a te m o czasach zagłady i pogardy, ale zarazem tr y u m fa ln ą pieśnią o spełn io nej nadziei czło wie ka i spełnionej O bietni
cy, księgą r o zm y śla ń nad bes tia lstw em zły c h m o cy i ko ń c em w s zec h rzeczy u ko r o n o w a n y c h p o w s ta n ie m N o w e j Jerozolimy, s y m b o l u po
wszechnego szczęścia i p rzyw róconej harm onii m ię d z y B ogiem a czło
w iekiem . W A p o ka lip sie człow iek osiągnął sw ó j cel w y zn a cz o n y przez Boga, bło gosławio ny stan, w y z w o l o n y z czasu, z przemijania , sta n w iec z
nego trw ania, wieczną katharsis.
S y n Izraela, chcąc w yra zić ogrom ty c h w s z y s t k ic h zagadnień, p o słu
giwał się m o w ą sy m b o lic zn y ch obrazów i za pom ocą nich starał się opowiedzieć o ty m , co jest niewyrażalne. Stąd bierze się w starożydo- w s k ie j literaturze a p o kalipty czne j — źró d łem sy m b o l ik i A p o k a lip sy św.
Jana jest S ta r y T e s ta m e n t i s ta r o żyd o w ska literatura apokaliptyczna — ów szczególny j ę z y k sy m b o ló w , t r u d n y do odczytania przez ludzi w y ch o w a n ych w grecko-łacińskiej ku l tu r z e i nie obeznanych z k u l t u r o w y m d zie d zic tw e m H e b ra jczykó w , z ich wrodzoną skłonnością do m y ś l o w y c h sk r ó tó w i do w yrażania uczuć i m y ś l i za pomocą pojęć często w ielo
zn acznych, a n ie k ie d y n a w e t pozornie sprzecznych, co dla H ebrajczy ka wcale nie było przeszkodą w od cz yta n iu właściw ego sensu: wielo znacz
ność była d o w o d e m u k r y t e j w niej jednoznaczności, a pozorna sprzecz
ność u k r y w a ł a rozległą mądrość. T ę m o w ę sy m b o l ó w i liczb, z a k o d o w a ną w podśw ia domości czy w praśw ia dom ości narodu, H ebrajczycy do
brze rozum ieli i czyta li ją gła dko i bez trudu, ta m natomiast, gdzie dochodziły do głosu zawiłości spow odow ane wieloznacznością i zmie nną wartością sy m bolów , z za m iło w a n iem nad n im i d ys ku to w a li, o d najdu
jąc w' tru d n y c h teksta ch szerokie pole do k o m e n ta to r s k ic h popisów.
S y m b o lic zn e j wartości liczby i ra c h u b y czasu w Apokalip sie nie n a leży p o jm o w a ć dosłownie. Każda z ty c h liczb m a p ew n ą ustaloną w a r tość znaczeniową. Za pomocą liczby autor określa wielkość albo zniko-
(dokończenie na str. 23)
Chwała Narodzonego
”1 anioł Pański stanął przy nich, a chw ała Pańska zewsząd ich ośw ie
ciła; i ogarnęła ich bojaźń w ielka. I rzekł do nich anioł: N ie bójcie się, bo oto zw iastuję w am radość w ielką, która będzie udziałem w szystk ie
go ludu, gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w m ieście D aw idow ym . A to będzie dla w as znakiem: Znajdziecie niem ow łątko ow inięte w pieluszki i położone w żłobie. 1 zaraz z anio
łem zjaw iło się m nóstw o w ojsk niebieskich, chw alących Boga i m ów ią
cych: Chwała na w ysokościach Bogu, a na ziem i pokój ludziom, w k tó
rych ma upodobanie” (Łuk. 2,9—14)
K iedy zasiadam y przy w ig ilijn y m stole, w y
pow iadam y uroczyste życzenia i ze w zrusze
niem śpiew am y kolędy — rzadko lub w cale nie uśw iadam iam y sobie, co w łaściw ie stało się tam te j pam iętn ej nocy, kied y całe niebo nad B etlejem zajaśniało niezw ykłym blaskiem i w śród try u m fa ln y c h okrzyków m nóstw a anio
łów, sam Bóg zstąpił w ciele i objaw ił się św iatu.
W szystkie zastęp y niebieskie, k tó re od wiecz
ności z podziw em i uw ielbieniem p a trz y ły na cudow ne dzieła W szechm ogącego S tw órcy, te raz z z a p arty m tch e m i przeogrom nym zdu
m ieniem spoglądały na te n nowy, n iesłychany cud, kiedy sam odw ieczny Bóg przyobleka śm ierteln e ciało i w te n n ajb ard ziej k o m u n ik a
ty w n y i bezpośredni sposób objaw ia się swo
jem u stw orzeniu.
W szystko, czegokolw iek dokonał Bóg, było dziełem dobrym i doskonałym . Nic więc dziw nego, w ty m szczególnym , przełom ow ym m o
m encie dla całej h isto rii św iata, spłynęła na ziem ię chw ała zastępów anielskich, u w ielb iają
cych i czczących Boga.
Oto dziś o b jaw ił się św iatu Ten, któ reg o o j
cowie tęsknie oczekiw ali przez całe długie w ie
ki, Ten, o k tó ry m przepow iadali prorocy, o k tó ry m św iadczyli w szyscy m ężow ie w ia ry S ta re go T estam entu; na któ reg o w skazyw ały w szy
stkie w ydarzenia w h isto rii lu d u Bożego.
To nic, że nie został rozpoznany i p rz y ję ty przez m ożnych i w ielkich tego św iata. To nic, że nie został n a w e t zauw ażony przez większość zw ykłych ludzi. Jego przyjęcie lub n ie p rz y ję cie w n ajm n iejszy m stopniu nie zm ienia p ra w dziwości fak tu , że Ten, k tó ry jak o narodzone dziecię, jako darow any św iatu S yn — był, jest i będzie K rólem królów , i P a n e m panów ; k tó r y m a w szelką w ładzę w swoim ręk u , k tó ry jest C udow nym Doradcą, Bogiem W szechm oc
nym , Ojcem W ieczności i K sięciem Pokoju.
P raw dziw e objaw ienie zstępującego nieba i olśnienie jego chw ałą stało się udziałem tylko nielicznych. Tych, k tó ry c h serca pełne w iary i bojaźni Bożej b y ły gotow e na przyjęcie po
selstw a Niebios; Słowa, k tó re stało się ciałem.
Ci nieliczni, k tó rzy Go p rzyjęli, stali się w ielkim i św iadkam i i św iatłam i św iecącym i w m roku niew iary. I choć narodzenie Syna Boże
go było dla każdego z nich innym , osobistym przeżyciem , to jed n a k łączy ich jed n a w spólna cecha. Ich znakiem c h a ra k te ry sty c z n y m było to, że chw ała nieba znalazła w nich sw oje od
bicie. W nich i przez nich Bóg o trzym ał należ
ną M u chw ałę.
K apłan Zachariasz, ojciec J a n a Chrzciciela, błogosław ił i czcił W szechmogącego P ana, Bo
ga Izraela, k tó ry sam osobiście naw iedził swój lud i dokonał jego odkupienia; K tó ry zmiłow ał się i zesłał św iatłość z wysokości, aby objaw ić się tym , k tó rz y są w ciem ności i siedzą w m ro kach śm ierci, aby skierow ać nogi nasze na d ro gę pokoju.
E lżbieta, żona Zachariasza, napełniona D u
chem Św iętym , donośnym głosem w ydała św ia
dectw o o sw ojej w ielkiej radości i szczęściu, k tó re znalazła w m ający m narodzić się Panu.
M aria, m atk a P a n a Jezusa, pełna pokory i w ia ry służebnica Pańska, z duchem rozrado
w anym w Bogu, Zbaw icielu swoim, wzniosła do niebios w sp aniały h y m n uw ielbienia i chw a
ły W szechm ogącem u, k tó ry okazał sw oje w iel
k ie m iłosierdzie jej i w szystkim tym , którzy się Go boją.
P a ste rz e betlejem scy, posłuszni niebieskiem u objaw ieniu, poszli oglądać narodzonego P ana i Zbaw iciela. A gdy Go u jrz e li rozgłosili to co im było zw iastow ane, w ielbiąc i chw aląc Boga za w szystko, co słyszeli i widzieli.
M ędrcy ze W schodu w now onarodzonym dzieciątku znaleźli w ielkiego K róla, którem u oddali pokłon. U znali w N im P an a godnego czci, chw ały i królew skich darów .
Sym eon, spraw iedliw y i bogobojny człowiek, oczekujący pociechy Izraela, pełen D ucha Św ię
tego, w ziął dziecię Jezus na sw oje ręce i w iel
bił Boga, k tó ry objaw ił św iatu sw oje w ielkie zbaw ienie, św iatłość i chwałę.
A nna, prorokini, podeszła w latach, służąca Bogu w postach i m odlitw ach dniem i nocą, ujrzaw szy dziecię Jezus, w ielbiła Boga, k tó ry sp raw ił odkupienie sw em u ludowi.
W szyscy ci św iadkow ie, Z achariasz, Elżbieta, M aria, pasterze, m ędrcy, Sym eon i A nna, k tó rzy przez D ucha Św iętego u jrzeli p raw dę ob
jaw ioną św iatu w zrodzonym w ciele S y n u Bo
żym , k tó rz y dołączyli sw oje głosy do anielskich chórów w ielbiących i chw alących Boga —
w szyscy oni stali się poprzez w ieki aż do n a szych czasów w spaniałym i św iatłam i ośw ietla
jącym i p rzyjście na św iat K róla, Zbaw iciela i M esjasza.
K iedy więc dziś w spom inam y narodzenie się P ana Jezu sa C hrystusa, nie chodzi o to, aby wzbudzić ckliw e i se n ty m e n ta ln e uczucia r e li
gijne, lub aby w nieść w nasze dom owe zacisze w zruszającą atm osferę m elo d y jn y ch kolęd.
Chodzi o coś niesłychanie w ażniejszego: o B o- ż ą c h w a ł ę w n a s !
Chodzi o to, abyśm y i m y m ogli obudzić się ze snu, przeżyć osobiste objaw ienie się Boga w ciele i zaśpiew ać z głębi serca potężną pieśń chw ały, czci i hołdu P a n u N ieba i Ziemi, k tó ry przyszedł na św iat uw ielbić Ojca i stać się nam zbaw ieniem , spraw iedliw ością i odkupieniem .
Z astanów m y się i pom yślm y o tym! Jezus
T r ą d
„A gdy zstąpił z góry, poszło za Nim w ielkie m nó
stwo ludu. I oto trędow aty, przyszedłszy, złożył Mu pokłon, mówiąc: Panie, jeśli chcesz, możesz m nie oczy
ścić. I w yciągnąw szy rękę, dotknął się go, mówiąc:
Chcę, bądź oczyszczony. I natychm iast oczyszczony zo
stał z trądu. I rzekł mu Jezus: Bacz, abyś nikomu nie m ówił, lecz idź, ukaż się kapłanow i i ofiaruj naka
zany przez Mojżesza dar na św iadectw o dla nich”.
(Mat. 8,1—4).
Trąd, zakaźna choroba, ale na naszym ko n tynencie od p a ru już w ieków należy do historii.
Lecz w yobrażenie o. niej i stra c h przed nią są tak ie sam e jak i przed w iekam i. Słowo „ trę d o w a ty ” jest n adal sym bolem izolacji i poniże
nia, a zakłady dla tręd o w aty ch wciąż uw aża się za m iejsca gorsze od ciężkiego w ięzienia. Są to m iejsca, gdzie chorzy m uszą spędzać całe n ie
szczęśliwe życie.
C h ry stu s zstąpił na ziemię, aby uw ielbić Ojca, i aby nas, ludzi, obudzić do chw ały.
Czy jesteś gotow y o d d a ć M u c h w a ł ę
d z i ś ?
*
Ojcze nasz, Panie nieba i ziemi, bądź po
chw alony i w y w y ż s z o n y w naszych sercach jako Bóg ż y w y i W szechmogący! K u Tobie obracamy dzisiaj nasze oczy z oczekiw aniem i pragnieniem, aby T w oja chwała zstąpiła w nasze serca i w y p e łn iła nasze życie!
Panie, obudź nas ze snu, otwórz nasze ducho
w e oczy i uszy, a b y ś m y ta k ja k pasterze betle
jem scy, mogli ujrzeć otworzone niebo i u s ły szeć Tw oje poselstwo' skierowane do nas, pełne laski i chwały, objawione w T w o im Synu, Panu Jezusie Chrystusie!
W.L.
Początek choroby — m ała, biała plam ka w zasadzie nie w y g ląd a zbyt groźnie, ale koniec jej jest straszny. Trąd, to powolne, ale sy ste m atyczne gnicie żywego organizm u, powoli, w nie kończących się bólach przybliżająca się śm ierć. T akim jest trą d , jedna z plag ludzko
ści, choroba ludów A zji i A fryki.
Był ta k i zw yczaj w śród naro d u izraelskiego, że człowiek, na którego ciele pojaw iły się b ia
łe plam ki, m usiał się z ty m udać do kapłana.
K ap łan w oparciu o istniejące praw o i obowią
zujące wówczas p rzepisy lek arskie staw iał pro stą, pow szechnie p rz y ję tą diagnozę. I owa dia
gnoza prakty czn ie była w yrokiem .
O dtąd chory m usiał być odizolow any od w szystkich zdrow ych ludzi. K ażdy k ontakt, lub zbliżenie się z w łasnej woli do zdrow ych lu dzi, k a ra n e było śm iercią.
Trędow aty, kiedy zbliżał się do niego n o r
m aln y człowiek, zobow iązany był ostrzec go z daleka o sw ojej zakaźnej chorobie bądź przez
„ J A J E S T E M D O B R Y P A S T E R Z X Z N A M S W O JE O W C E , I M O J E M N IE Z N A J Ą ” (E W . J A N A 10,14).
Z O K A Z J I Ś W IĄ T N A R O D Z E N IA P A Ń S K IE G O S E R D E C Z N E Z Y C Z E N IA B Ł O G O S Ł A W IE Ń S T W A B O Ż E G O W S Z Y S T K IM W S P Ó Ł P R A C O W N IK O M I C Z Y T E L N IK O M S K Ł A D A
R E D A K C J A
4
uderzenie w jakiś m etalow y przedm iot, czy też przez ostrzegające w ołanie: Nieczysty, nieczy
sty. Diagnoza, k tó ra b y ła w yrokiem , skazyw ała go więc do końca życia n a bezw zględną izolację i na pow olną śm ierć. T w arde i b ru ta ln e było praw o, przew idziane d la ludzi trędow atych, wywodzących się z n a ro d u w ybranego i ż y ją cych w śród tego narodu.
T rędow aty człow iek izolow any b ył nie tylko dlatego, że był naw iedzony tą zakaźną chorobą i źe w idok jego był odrażający — o tw a rte ra n y i gnijące ciało. W grę w chodził tu in n y ele
m ent, m ający zasadnicze znaczenie. W tej cho
robie dopatry w an o się niezrozum iałego, ta je m niczego znaku, poniew aż uw ażano, że trą d , to choroba nieczysta, obca, m ająca zw iązek z n ie wolą egipską (2 Mojż. 15,26).
Jasn y m jest więc, że zasadniczą rolę nie od
gryw ały tu o tw a rte ra n y ani zak aźne wrzody.
P odstaw y takiego tra k to w a n ia sięgały znacznie głębiej. Uważano, że nad człow iekiem ty m w jakim ś stopniu w ykonyw ała się Boża sp ra w ie d liwość i sąd. To Bóg go izolował przez kapłana, bo człow iek tak i na to zasłużył. Taki człow iek nie należał już więcej do n a ro d u w ybranego, poniew aż z przynależności do niego został przez kapłana w ykreślony.
Był odrzuconym , naznaczonym i choć serce jego biło w piersi — tra k to w a n y b y ł jak u m a r
ły. Takim był trą d — sym bol grzechu, choroba przez k tó rą człow iek został surow o u k arany.
Dlaczego w tak niem iłosierny i nielitościw y sposób człow iek tra k to w a ł człow ieka? Dlaczego nie stw orzył m u innych w aru n k ó w egzystencji?
To był zły i n iespraw iedliw y stosunek człow ie
ka do człowieka. F aktem jest, że to nieludzkie starozakonne praw o ustanow ione zostało przez ludzi i niezgodne było z w olą Bożą.
A jak jest dziś, w naszych czasach? W n a szych czasach choroba trą d u została w nauko
w y sposób zbadana. T rąd w odpow iednim cza
sie rozpoznany przez lekarza, może być sk u tecznie leczony. Nie o to jed n a k tu ta j chodzi.
I w naszych czasach, w czasach postępu tec h nicznego, w ysokiej cyw ilizacji i k u ltu ry , w cza
sach w ielkiego rozw oju m ed y cy n y i n a u k b io
logicznych istn ieją w naszym otoczeniu ludzie, nasi bliźni, k tórzy są izolowani i nie m ają uznania ani szacunku. Czasami są to ludzie s ta rzy i niedołężni, opuszczeni przez najbliższych, krew nych lub złe dzieci. Czasam i są to sieroty bez ojca i m atki, albo schorow ane wdowy. Oni oczekują ciepła i miłości, lecz czekają bezsk u tecznie.
K to poda im serdeczną dłoń? K to w Im ieniu Pańskim w yjdzie im naprzeciw ko? T rędow aty człowiek, o k tó ry m tu je st m ow a w p rzeczy ta
nym na początku tekście coś usłyszał, do jego świadomości dotarło coś, co napełniło jego serce nadzieją na nowe, lepsze życie. Zapew ne zna
lazł się ktoś litościw y, kto złam ał p rz y ję te p ra wo, do tarł do trędow atego i pow iedział m u praw dę o cudow nym lekarzu, Jezusie C hrys
tusie.
T rędow aty znalazł się więc w pobliżu Jezusa.
Jego głos nie brzm iał już ta k złowrogo: „n ie
czysty, n ieczy sty ” . W jego serce w stąpiła teraz nadzieja. Ta nadzieja dodała m u odwagi. On chce być zdrów i z w iarą oczekuje uzdrow ienia od Jezusa. On w idzi w N im jed y n y ra tu n e k i dlatego rzuca M u się do stóp i prosi: Panie, jeśli chcesz, m ożesz m nie oczyścić. W ówczas Jezus w yciągnąw szy rękę, d otyka się go, m ó
wiąc: „phcę, bądź oczyszczony” . I tręd o w aty n aty ch m iast zostaje oczyszczony z trądu.
T rędow aty uczynił pierw szy krok, bo w y
szedł na spotkanie z Jezusem . Jezu s przychodzi i idzie On i dziś, może uleczyć ciało i duszę.
Ale Ty m usisz uczynić p ierw szy krok: zawołać
„Panie, jeśli chcesz, możesz m nie oczyścić” . On w yciągnie do Ciebie dłoń. On Ciebie uleczy.
Staniesz się now ym człow iekiem . Z Jezusem rozpoczniesz now e życie. P a n Jezus oczyści trą d Tw ojego grzechu, jeśli do Niego p rz y j
dziesz.
P a n Jezus uleczył trędow atego. U leczył jego ciało i duszę. T ręd o w aty stał się zupełnie no
w ym człow iekiem .
D rodzy C zytelnicy. P a n Jezus poniósł trą d naszego grzechu na drzew o krzyża. On za nas cierpiał i p rze lał Sw oją krew . Jego ofiara jest doskonała. Je śli przyjm iesz Jezusa — osiągniesz to, co najcenniejsze. Osiągniesz zbaw ienie i ży
cie wieczne.
P rz y jd ź więc spracow any i obciążony, a z n a j
dziesz w Nim odpocznienie. W m roczne życie trędow atego wzeszło słońce, bo został u rato w a ny. M ógł teraz iść do kap łan a i zakom unikow ać m u, że jest zupełnie zdrów . W yrok skazujący go na śm ierć jest niew ażny, bo uleczył go w spaniały lekarz, P a n Jezus, Zbawiciel. On d a row ał m u także now e życie i-zapisał jego imię do księgi żyw ych, d a ru ją c m u jednocześnie obyw atelstw o niebiańskie. W ydarzenie to w ska
zuje na m iłosierdzie, moc i łaskę Bożą. W ska
zuje na przyszłość w niebiańskiej ojczyźnie.
W skazuje na Bożą moc, k tó ra zw ycięża śmierć.
Jednocześnie jest p ro testem przeciw ko nieludz
kiem u tra k to w a n iu bliźnich. D aje p rzy k ład m i
łości i b ra te rstw a jakie pow inien człow iek oka
zywać człowiekowi.
Jezu s C hry stu s i dziś m oże w ypisać Cię z re je s tru skazanych na śm ierć i w pisać do księgi życia, jeśli przyjm iesz Go, jako swojego Zbaw iciela. On w prow adzi Cię na now ą drogę, w iodącą do życia wiecznego w chw ale Bożej.
Z Nim pozostaniesz szczęśliw y na zawsze.
Kazimierz Muranty
K alendarz
„CHRZEŚCIJANINA"
na rok 1981
już do nabycia
Szukajmy Pana!
1
„Szukajcie Pana, w szyscy pokorni ziem i, którzy w y pełniacie jako prawo! Szukajcie spraw iedliw ości, szu
kajcie pokory, może się ukryjecie w dniu gniew u P a
na”. (Sof. 2,3).
W Biblii m am y w iele p rzykładów szukania.
W iele raz y jest m ow a o tym , że ludzie szukają ludzi, albo różnych rzeczy. Bóg mówi, że b ę
dzie szukał duszy zam ordow anych bliźnich.
C zytam y rów nież o tym , że S au l szukał osłów swego ojca, n iew iasta szuka drachm y, pasterz szuka owcy. Jed n ak że gdy najczęściej Biblia m ówi o konieczności szukania, głosi o szuka
n iu Pana. W wierszu, k tó ry przeczytaliśm y zn aj
d u jem y w iele praw d, k tó re są nam bardzo po
trz e b n e w życiu, jest w nim w iele p y ta ń i od
powiedzi.
K t o m a szukać P ana? P ierw sza odpo
w iedź — p o k o r n i . Z astanów m y się, co to znaczy być pokornym ? P ok o rn y m jest czło
w iek k tó ry p o tra fi uznać wyższość kogoś, po
tra fi się uniżyć, w yznać pierw szy sw oją w inę w czasie jakiegoś k o n fliktu. W tra k c ie dy sk u sji jeżeli w y jd ą jakieś sporne spraw y, pokorny po
tra fi w niknąć w sposób m yślenia d ru g iej osoby i uznać jej rację. To pow oduje, że tacy ludzie są otw arci, do uczenia się now ych rzeczy do przyjm ow ania różnych ludzi, bez w zględu na ich znaczenie i do uznania sw ej niew łaściw ej postaw y. Tacy ludzie p rz y jm u ją naganę zarów no od osób „m ały ch ” ja k i „w ielkich” . Nie z n a -- czy to wcale, że pokorni są głupcam i, gdyż otw arcie się pow oduje szersze spojrzenie, p eł
niejszy obraz. To w łaśnie pycha, k tó ra jest przeciw ieństw em pokory jest głupotą, powo
d u je zaślepienie, jed n o stro n n y p u n k t p a trz en ia na spraw ę, a więc w idzenie płaskiego, a nie przestrzennego obrazu, spraw y, w ydarzenia.
Bóg Ojciec w zyw a w łaśnie pokornych, aby Go szukali, to ci, k tó rz y przed Nim skłonili sw oje kolana, sw e serca, poznali, że przy m ądrości, św iętości Bożej, kied y On m ów i trz e ba m ilczeć. Poznali, że nie m a sensu w ysuw ać sw ych ra c ji lub praw , dlatego że On n ajlepiej zna w szystkie praw a. N ie m a sensu kłócić się z Bogiem! I kied y Bóg m ów i ■*— pokorni rozpo- znaw ają Jego głos i idą za N im bez w ahania —
„na dobre i na złe”. W 1 P io tra 5,5 czytam y:
„Bóg pysznym się sprzeciw ia, a pokornym łas
kę d a je ” .
Bóg przez p roroka zw raca się w łaśnie do t a kich ludzi, do tych, co nie uw ażają się za w y sokich, za znaczących, lecz z n ają i uzn ają w iel
kość i praw o Boga do w łasnego życia. To w łaś
nie oni w y p e łn ia ją cały Zakon, praw o przez w y p ełnianie dw óch p rzy k azań miłości, poda
n ych przez P a n a Jezusa C hrystusa. P aw eł w liście do R zym ian 13,10 pisze: „w ypełnieniem zakonu je s t m iłość” . A więc ci, k tó rz y żyjąc w pokorze i miłości, uw ażają jed n i dru g ich za
w yższych od siebie, w zyw ani są d o s z u k a n i a P a n a .
N ajlepszym p rzykładem tak iej osoby je s t P an Jezus C hrystus, k tó ry m ów i o sobie w Mat.
11,29: „...jestem cichy i pokornego serca” . Uznał On w e w szystkim praw o swego Ojca N iebies
kiego, w y p ełn ił doskonale cały Zakon, m iłow ał w szystkich ludzi. We w szystkich tru d n y c h i w zniosłych chw ilach życia zachow ał głęboką uległość wobec Ojca i pokorę. P io tr pisze w 1 liście (2,23): „...gdy m u złorzeczono nie odpo
w iadał złorzeczeniem , gdy cierpiał nie groził”.
N astępne pytanie, k tó re zad ajem y na pod
staw ie Sof. 2,3 b rzm i następująco: c z e g o m am y szukać? O dpow iedź brzm i — s p r a w i e d l i w o ś c i i p o k o r y . Co to znaczy?
Spraw iedliw ość, to ta k i stan, w k tó ry m nie ima, p rzestępow ania praw a, a w ięc — nie m a grzechu. Szukać spraw iedliw ości, to znaczy do
stąpić u sp raw iedliw ienia Bożego i dalej dążyć za Bogiem w społeczności z Nim ; uświęcać się, to znaczy w yznaw ać sw e grzechy Bogu i w cho
dzić w życie zwycięskie. Przyjm ow ać od Boga zw ycięstw o nad grzecham i,, przyzw yczajeniam i i pożądliwościam i.
G dy przyszliśm y po raz pierw szy do Pana Jezu sa C hrystusa, zostaliśm y uspraw iedliw ieni.
Bóg obm ył nasze grzechy sw ą św iętą krw ią.
Teraz, kiedy już jesteśm y w ierzącym i, kiedy nasze życie poddaliśm y pod w ładzę P an a J e zusa C hrystusa, m am y dążyć, szukać sp raw ied liwości. N ie spraw iedliw ości w łasnej p o legają
cej na dobrych uczynkach, ale spraw iedliw ości, k tó ra pochodzi od Boga i k tó rą zyskujem y przez codzienne słuchanie tego, co On m a nam do pow iedzenia, przez czytanie Słowa Bożego i m odlitw ę. K iedy prow adzim y tak ie życie, ży
cie w bliskości P ana, nasze postępow anie ulega zm ianie. Można zapytać dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. K iedy zgrzeszym y i nie w y
znajem y grzechu, nie zadośćuczynim y bliźnie
m u, którego d o tk n n ął nasz grzech, nasz k o n tak t z P anem zostaje zakłócony, p rze staje m y sły szeć, m odlitw a jest „sucha”, często bez uw iel
bienia, a czytanie Biblii spraw ia nam ogrom ną trudność. Ż yjąc codziennie blisko Pana, tak i sta n rzeczy jest czymś bardzo dotkliw ym — czymś, co zm usza do szybkiej rea k c ji w celu przyw rócenia k o n ta k tu z Bogiem. S ta ły k o n ta k t z Nim jest czymś ta k cennym , ta k w spa
niałym , że nie liczy się „cena” uniżenia przed Bogiem i osobą przeciw k tó re j zaw iniliśm y, aby tylko k o n tak t z O jcem zawsze trw ał, a gdy osłabnie, żeby naty ch m iast mógł być n a p ra wiony.
P roces uśw ięcenia jest praw ie niem ożliw y lub przebiega bardzo wolno, jeżeli nie trw am y w codziennej społeczności z Bogiem przez czy
ta n ie Słow a Bożego i m odlitw ę. Oczywiście, Bóg przez jed en a k t sw ej m ocy może przem ie
niać życie w ierzących. Ale praw ie zawsze, w te dy gdy każdego d nia nie m am y czasu dla P a na, nie m a w zrostu w Jego poznaniu a p o ja w iają się ciągle grzechy, k tó re ciągle w y zn aje
m y i ciągle znow u popełniam y. Ale dlaczego razem z szukaniem spraw iedliw ości, z uśw ięce
niem , jest połączone szukanie pokory? Bóg dzia
ła w łaśnie przez ludzi, k tórzy dążą do sp ra wiedliwości, przez nich objaw ia sw oją moc św iatu, objaw ia sw e rządy, sw ą w ładzę. W tym działaniu człow iek z n a jd u je się bardzo blisko realn ej obecności Boga. Bóg jest św ięty i n a w et najdoskonalszy człow iek je s t grzeszny, a więc sługa Boży m usi być pokorny, m usi być w yczulony na każde Słowo P ana, na każdy grzech, m usi być gotowy, w każdej chw ili po
kutow ać, bez p a trz en ia na sw e p raw a lub p rz y w ileje. To jest w łaśnie pokora. Nie może być dążenia do spraw iedliw ości bez w zrastan ia w pokorze!
K olejne p y tan ie to: d l a c z e g o m am y szu
kać Pana? O d p o w i e d ź : „m oże się u k ry je cie w d n iu gniew u P a n a ” . My, jako dzieci Bo
że, m am y zbaw ienie, ale chciałbym , abyście po
liczyli tych, k tó rz y b y li kiedyś w ierzącym i i za
w rócili do św iata. Ten w erset jest dla nas ostrzeżeniem , abyśm y nie lekcew ażyli tego, co dla nas uczynił P a n Jezus C h ry stu s i nie tr a k tow ali lekko Jego śm ierci, k tó ra dokonała się także za nasze grzechy! Nasze życie m a się od
byw ać na fundam encie naszego zbaw ienia przez P an a Jezusa, ale nie m ożem y żyć bez bojaźni Bożej, bo On nie da się z siebie naśm iewać!
Z astanaw ialiśm y się, k to m a szukać, czego m a szukać, jak m a szukać i dlaczego m a szu
kać Pana. A le w ażne jest rów nież, c o t o z n a c z y : „szukać?”
S z u k a ć P a n a — znaczy dążyć do znale
zienia Go, do znalezienia Jego w oli w zględem nas, poznania Jego dążeń, poznania Jego rad o ści, chw ały, m ocy; poznania Jego piękności! Do szukania P a n a należy przede w szystkim zali
czyć szukanie Jego K rólestw a, Jego stolicy.
O niej m ów i a u to r listu do H ebrajczyków 13,14:
„A lbow iem nie m am y tu m iasta trw ałego, ale tego przyszłego szukam y” . „S zukajcie n a jp ie rw K rólestw a Bożego i spraw iedliw ości jego, a w szystko inne będzie w am d o d an e” — Mat.
6,33. To jest w łaśnie to, o co chodzi Bogu: n a staw ienie się na to K rólestw o, k tó re m a przyjść; zw rócenie sw ych p rag n ie ń na rzeczy, które m ają p raw dziw ą i trw a łą w artość! To
prag n ien ie w yraża chęć zostaw ienia ty ch rze czy, k tó re w rzeczyw istości są tylko chw ilką, a potem p rz e m ija ją i n a s t a w i e n i e s i ę c a ł k o w i c i e n a ż y c i e d l a P a n a . T a
kie n astaw ienie zawsze w y biera z dw óch m o
żliwości tę, k tó ra pozw oliła b y żyć bliżej P ana i bardziej dla Jego chw ały, a odrzuca tę, k tó ra — mimo, że d aje w iele korzyści te ra ź n ie j
szych — oddala od Pana!
P a n Jezus C h ry stu s m ów i (w Łuk. 11,10):
„K ażdy bowiem , k to prosi otrzym uje, kto szu
ka znajdzie, a k to kołacze, te m u otw orzą” . Salom on w n a tc h n ien iu m ów i (w P rzyp. 28,5):
„Ci, k tó rz y szukają P a n a ro zum ieją w szystko” . Tak więc, dzisiaj, znow u stoi przed nam i w ezw anie: S z u k a j m y P a n a ! Ale decyzja, czy będziem y Go szukać, należy do nas. Bóg obecuje nam i chcenie, i w ykonanie. On mówi, jeżeli będziem y szukać — to znajdziem y! Czy uw ierzym y w to? Czy jesteśm y pokorni? Nie m usisz tego robić. Możesz pozostać dalej" w s ta ry m ry tm ie: „praca—dom, p rac a —dom ...”. Mo
żesz przeżyć życie chodząc do Zboru, ale okaże się, że to co tu ta j — w ziem skim życiu — czy
niłeś, zostanie spalone na sądzie. Okaże się, że zostaniesz zbaw iony, ale „ja k przez ogień” , a tw o ja rodzina zostanie — być może d la te go — w świecie! Może się okazać, że w tym sta ry m ry tm ie: „praca— dom, niedziela— Z bór”
— bez osobistego czasu dla P a n a — osłabniesz, zwolnisz, k ro k u i pow iększysz liczbę tych, k tó rzy o d padają lub już odpadli.
A le Słowo Boże zachęca do innego w yboru, zachęca do szukania Pana, szukania w m odli
tw ie, w czy tan iu Biblii i społeczności w ierzą
cych. A więc: S z u k a j m y P a n a ! S zukaj
m y w pokorze i bojaźni P ana, a w ted y o dkry
jem y ta k w iele łask, ta k w iele błogosław ieństw że nasze życie zostanie kom pletnie zm ienione i zacznie używ ać go Bóg.
A rów nież i ty, drogi przyjacielu, k tó ry nigdy jeszcze nie znalazłeś P a n a Jezu sa C hrystusa osobiście i nie p rzy ją łe ś Go do swojego życia — na co czekasz? Nie m asz innego w yboru, jeżeli chcesz żyć. Szukaj Pana! Dzisiaj możesz Go znaleźć, On jest blisko ciebie! Zaproś Go, aby wszedł do tw ego życia, jako Ten, k tó ry m a jed y n ie p raw o do rządzenia nim . On n ie odm a
w ia nigdy i n ik o m u ! J e m u niech będzie c h w a ła !
Bogusław Skałka
Słuchajcie audycji religijnej
„GŁOS EWANGELII Z WARSZAWY”
codziennie o godz. 17.45 na fali 31 m
O prorockiej służbie Słowem
Przez stu lec ia ludzie n ależący do n a ro d u w y b ra n e go, m im o tego iż znali p ra w d ę o Ż yw ym Bogu i znali Jego p rze k aza n ia , ciągle odchodzili od P a n a . U p a d a jąc w różnego ro d z a ju b ałw o ch w alstw o n a ra ż a li się n a gniew św iętego Boga, k tó ry w sw ym m iłosierdziu ciągle posy łał im p ro ro k ó w i sw oich m ężów, aby o strzegali i ra to w a li te n n a ró d p rze d ca łk o w ity m upadkiem . P ro ro k Je re m ia sz n ale ż a ł do ty ch , k tó rzy zostali p ow ołani przez Boga w m łodym w ieku. W chw ili objęcia swej służby m ia ł około 20 lat. W jego czasach m iało m iejsce straszn e o dstępstw o od P a n a , co m ożna w y raźn ie zobaczyć c z y ta jąc księgę p ro ro c tw Jerem iasza. K a rą za grzech b yło p osłanie ludzi do straszliw e j n iew oli w B abilonie. W K siędze J e re m ia sza Bóg je st p o k az an y ja k o Ten, k tó ry s ta ra się za w szelką cenę pozyskać dla siebie w y b ra n y naró d . Bóg p ra g n ie n aw ró ce n ia i d latego w y b ie ra Je re m ia sza n a p ro ro k a . W K siędze Je re m ia sz a (1,4— 10) czy
ta m y n a s tę p u ją c e słow a:
„Doszło m nie słow a Pana tej treści: W ybrałem Cię sobie, zanim cię utw orzyłem w łonie m atki, zanim się urodziłeś, pośw ięciłem cię, na proroka narodów przeznaczyłem cię. W tedy rzekłem: Ach, W szechm oc
ny Panie, oto ja nie umiem m ów ić, bo jestem jeszcze m łody. Na to rzekł do m nie Pan: Nie mów: jestem jeszcze m łody! bo do kogokolwiek cię poślę, pójdziesz i będziesz m ów ił w szystko, co ci rozkażę. Nie bój się ich, bo ja jestem z tobą, aby cię ratować — m ów i Pan. Potem Pan w yciągnął rękę i dotknął m oich ust.
I rzekł do m nie Pan: Oto wkładam m oje słow a w twoje usta. Patrz! Daję ci dzisiaj w ładzę nad naroda
mi i królestwam i, abyś w ykorzeniał i w ypleniał, n isz
czył i burzył, odbudow yw ał i sadził”.
Było w ów czas w ielu ’ ludzi k rn ą b rn y c h , gdy Bóg p ow oływ ał Je re m ia sza do służby. M ożna rów nież z a dać p y ta n ie czy nie było kogoś innego, k to m ógłby należycie w ypełnić ta k tru d n ą służbę, do k tó re j był pow ołany Jerem iasz? P rzecież w iadom o, iż w ty m czasie byli w Iz ra e lu k ap łan i, k tó ry c h zad an iem było pośredniczenie m iędzy W szechm ocnym Bogiem i lu dem . Dlaczego w ięc słowo P a n a nie d o ta rło do nich, lecz do m łodego Je re m ia sza ? Czyżby P a n n ie chciał, żeby k a p ła n i byli tym i, k tó rzy m ieli p rze d staw ia ć Mu sp raw y ludu? Czyżby S tw ó rca chciał p rze k re ślić służ
bę k ap łań sk ą , k tó rą sam u sta n o w ił? N a ta k ie p y ta n ia m usim y odpow iedzieć: „n ie” ! Bóg ciągle p rze m aw ia ł do k a p łan ó w i p roroków , je d n a k oni lek cew ażyli J e go Głos — i m im o tego, że Bóg k ie ro w a ł do nich sw oje cudow ne Słowo, ono nie d ocierało do nich.
K o n sek w en cją tego sta n u było to, iż cały n a ró d n i e p r z e s t r z e g a ł p ra w Bożych. W sw ojej m iłości Bóg nie „o słab ł” i za w szelką cenę chciał ich szczę
ścia, k tó re osiągnąć m ożna ty lk o przez b lisk ą spo
łeczność ze S tw ó rc ą i p rze strzeg a n ie Jego S łow a. P a n
„ p o sta w ił” n a kogoś, do kogo m ógł dotrzeć Jego głos.
Bóg „p o sta w ił” n a Je re m ia sza , k tó reg o w y b ra ł do te j służby, n a długo p rze d tem zanim się n aro d z ił na św iat. W szechm ocny pośw ięcił Je re m ia sza i m ógł być pew ny, iż te n w ykona w szystko, co m u będzie zle
cone!
W osobie Je re m ia sza w idać, że był b ard z o z a l e ż n y od P a n a , m im o tego, że był człow iekiem , k tó ry nie u m ia ł m ówić. A um iejętn o ść ta b y ła konieczna, poniew aż m ia ł p rzem aw iać do lu d u i słow a jego m ia ły przek o n y w ać o konieczności n aw ró cen ia się ludu do Boga. W łaściw ie B ó g s a m m ia ł m ówić przezeń i d latego p o trze b o w ał człow ieka „bez m ow y”. P ra w dziw y p ro ro k i p raw d ziw y k azn o d zieja nie m a „sw o
jej m o w y ” podczas służby Bożej, gdyż w przeciw nym raz ie n ie m ógłby jej należycie pełnić. P ra w d z iw y kazn o d zieja to ten, którego w łasn a „m ow a” zam ilkła, w ty m celu ab y m ógł p rzem aw iać Bóg! P o trz eb a n am dzisiaj p raw d ziw y c h kaznodziejów , ta k ic h któ rzy by m ieli Boże Poselstw o!
D latego każdy, k to, ta k p rag n ie służyć Bogu, m usi uznać, iż nie je st zdolny m ów ić do ludzi. P ra w d z iw y k azn o d zieja nie w y p o w iad a sw oich słów, k tó re — choćby n ajlep sze były — nie są Bożym i. P ra w d z iw y k azn o d zieja to dosłow nie — „u sta B oga”. To czło
w iek m a ją c y jed y n ie Jego słowo, k tó re je st ta k cen
ne, iż w a rto strac ić w łasn e słowa. C złow iek, k tó ry p rag n ie służyć Bogu może otrzym ać p raw d ziw ą służ
bę ty lk o w ted y , jeśli uzna, iż nic nie p o tra fi. Je st to cenne dla Boga, k tó ry — jako W szechm ocny P a n — d aje ty m , k tó rz y u w a ż a ją się za ta k ic h , k tó rzy nic nie u m ieją. P a n w ted y dowodzi, iż w łaściw ie tylko O n w s z y s t k o p o t r a f i , w szystko może!
Je re m ia sz m ia ł nie ty lk o m ów ić Boże Słowo, m iał ta k że c h o d z i ć Bożym i drogam i; m ia ł i ś ć tam , gdzie P a n posyła. Ja k że to w ażne dla tych, k tó rzy sp ra w u ją służbę P ań sk ą , by chodzili ty lk o Bożymi drogam i! Bóg chce, by k ażdy w ierzący człow iek szedł ty lk o ta m , gdzie On p ragnie. N ierzadko sp o ty k a ją nas tru d n o śc i zw iązane z chodzeniem dro g am i P a n a , ale nie pow inno to n as zrażać, gdyż jeśli P a n posyła gdzieś lub pokazuje drogę, to sam idzie z nam i i troszczy się, abyśm y m im o tru d n o śc i zw ycięsko przeszli przez w szelkie tro sk i i kłopoty. On ra tu je ! Z B ożym i słow am i n a u sta ch i po p arciem P ana, w szelka d roga je st m ożliw a do przebycia.
Je re m ia sz zn alazł się w w ielu tru d n o ściach , o czym czytam y w B iblii, je d n a k P a n p rzy zn ał się do niego i w y b aw ił go n a w e t z n ajw ięk sz y ch u tra p ie ń , n a w e t z ta k ich , z k tó ry c h nie było p raw ie m ożliw ości r a tu n k u . M iał w łożone w u sta Boże Słow o i dlatego jego służba, ja k i życie podobały się Bogu. Ja k u b , w sw oim liście, pisze, że język je st ja k ste r o k rętu w y k o n u jąc w olę ste rn ik a pro w ad zi cały sta te k tam , gdzie chce „w ola s te rn ik a ”.
Z ad a jm y sobie p y ta n ie: czy n a s z j ę z y k z n a jd u je się „pod Bożym p a n o w a n iem ”, lub czy w y p o w ia
dam y słow a, k tó ry c h Bóg nie chce, byśm y je m ów ili?
W szechm ocny P a n chce ta k że panow ać n ad naszym i językam i. B iblia uczy nas, żebyśm y cokolw iek m ó
w im y, m ów ili ja k Słowo Boże (por. 1 P tr 4,11).
P a n w sw ej łasce d a ł Jerem iaszo w i w ładzę nad n aro d a m i; Boże Słow o m a w p ły w na n a ro d y i k ró lestw a. To Słow o jest w sta n ie zm ienić każde naw et n a jb a rd z ie j św ieckie czy pogańskie królestw o, zm ie
nić n a ta k ie, ja k ie odpow iada Bogu; n a K rólestw o, w k tó ry m w pełności p a n u je P a n Jezus C hrystus! To
Słowo b u rzy sta re i złe rzeczy i czyny, o dbudow uje je d n ak społeczność z Bogiem i „zasadza” człow ieka;
k tó re je s t ja k p alm a, ja k c e d e r L ibanu, m ocne i Stałe czerpiące życie z Je zu sa C h ry stu sa. On w łaśn ie — Jezus C h ry stu s — był ta k m ocno w y k sz ta łto w a n y w życiu Jerem iasza.
S łużba Je re m ia sza o bejm ow ała m a łą cząsteczkę t e go, co P a n m ia ł do pow iedzenia człow iekow i, k tó ry odpadł od Boga. Je st je d n a k K t o ś , k to w swej błogosław ionej służbie uczynił o w iele w ięcej niż J e rem iasz albo inni m ężow ie Boży. T ą osobą je st P a n Jezus C h ry stu s, u m iło w a n y S yn Boży. Z B iblii w y raźn ie w yn ik a, że to On został przeznaczony n a śm ierć p rzed założeniem św iata, został w y b ra n y z a n im p rzyszedł n a tę ziem ię ja k o n a jw sp a n ia lsz y P ro ro k i był pośw ięcony do służby przez sam ego Boga — nam aszczony D uchem Ś w iętym . To Je zu s C h ry stu s sta ł się p ro ro k iem w szy stk ich n aro d ó w św iata! W sw ojej m łodości n a b ie ra ł „m ądrości i w zro stu oraz łask i u Boga i lu d z i”, o czym czytam y u Ł u k asza (2,52).
Nigdy nie m ów ił złych słów, lu b słów k tó re nie b y łyby Bożym i; dlatego k a ż d e J e g o s ł o w o było B o ż e . K iedy m ów ił w p ra w ia ł w zdum ienie n a jb a r dziej uczonych ludzi, ci k tó rz y b y li b ardzo w y k sz ta ł
ceni nie m ogli M u dorów nać, poniew aż m ieli m ądrość tylko ludzką. On zaś ta k ą , k tó r a przew yższa „w szel
ki ro zu m lu d z k i” ; M ądrość Bożą!
W czasach C h ry stu sa byli ta k ż e k a p ła n i, ale oni także nie spełn iali służby w n ależ y ty sposób; B ó g d a ł w i ę c doskonałego K ap ła n a , by m ożna było poznać p raw d ziw ą służbę k ap ła ń sk ą , ta k ą , k tó ra z a dziw i św iat. K a p ła n i sk ła d a li w iele o fiar; Jezus C h ry stu s n ato m ia st złożył o fiarę i był jednocześnie tą O fiarą i A rc y k ap łan em . K a p ła n i m usieli składać o fiary za siebie i sw oje grzechy, C h ry stu s n a to m ia st był i je st bez grzechu! We w szy stk im w ięc w idać J e g o w y ż s z o ś ć n ad ludźm i, k tó rz y n iew łaściw ie
tra k to w a li służbę, k tó rą Bóg im zlecił. M ożem y także o N im pow iedzieć, że b y ł i je st p raw d ziw y m k az n o dzieją, gdyż zw iasto w ał jed y n ie to, co m ia ł zlecone przez W szechm ogącego Ojca. Jezus C h ry stu s był i jest p raw d ziw y m i u sta m i W szechm ogącego! C hodził tam , gdzie by ła p o trzeb a zbaw ien ia i p ro w a d ze n ia ludzi bliżej Boga. S łużbę zleconą przez O jca w y k o n ał w pełni, co w y ra ż a ją słow a „W ykonało się!” N a krzyżu okazał się w łaśn ie p raw d ziw y m Z baw icielem św ia
ta — r a tu ją c n a w e t od śm ierci w iecznej jednego ze zbro d n iarzy . T akże i n a K rzyżu P a n Jezus C h ry stu s był p raw d ziw y m i u s t a m i B o g a — m odląc się o prześladow ców . Jego u sta n a w e t w straszn y c h m ę kac h nie w ypow iedziały żadnego niestosow nego Słow a.
O n n i e z a w i ó d ł w żadnej sp raw ie , w żadnej sytuacji! U m arł ja k o S yn Boży, lecz rów n ież z m a r
tw y ch w stał. W y pełniły się przez to i te Słow a: „Nie bój się ich, bo Ja je ste m z tobą, ab y cię ratow ać! — m ów i P a n ”. Po zm a rtw y c h w sta n iu P a n Jezus został posadzony n a tro n ie i siedzi n a tro n ie ra z e m z O j
cem. Jezus C h ry stu s je st p onad w szystkim ! O n m a w ł a d z ę n a d n a ro d a m i i k ró lestw a m i, b u rzy co jest niew łaściw e w życiu ludzi i całych narodów , k tó re nie chcą słuchać Jego głosu.
On też o dbudow uje przez sw oją w staw ien n iczą służ
bę, społeczność z Bogiem , ta k że je st Tym , k tó r y b u d u je sw oje K ró lestw o każdego now ego dnia. Nie m oż
na znaleźć pilniejszego od Niego budow niczego, k a znodziei, p ro ro k a , k a p ła n a lu b ogrodnika, k tó ry b y le piej sadził now e d rze w k a — now ych ludzi w ie rz ą cych w Niego, k tó ry c h też On p iln u je i strzeże przed złym. P rz y jd źm y w ięc i te ra z do N iego, k tó ry we w szystkim je st w ielki i w sp an iały , i u z n a j m y J e g o p a n o w a n i e n a d całym naszym życiem!
Gdyż to On, Jezus C h ry stu s, je st ponad w szystko.
Ludwik Skworcz
Listy od słuchaczy audycji radiowej
„Głos Ewangelii z W arszawy" (2)
D rodzy B racia z „Głosu E w angelii” ! Z całe
go serca dziękuję za spełnienie m ojej prośby i [przysłanie mi egzem plarza P ism a Świętego.
P ostanow iłem codziennie, bardzo uw ażnie, czy
tać dw a lub trz y rozdziały. Bardzo podobała mi się także książka „365 dni m a ro k ”. Są w niej in teresu jące dialogi o w spółczesnym świecie i łącznie z p rzedstaw ieniem Osoby i słów sa
mego P a n a Jezusa C hry stu sa spraw iła ona to, że nie m ogłem od niej oderw ać oczu. Czuję się więc uszczęśliwiony, gdy w raz z in teresu jący m listem otrzym ałem w.w. lite ra tu rę , i nie wiem jakim i słow am i m am w yrazić sw oją głęboką wdzięczność. Bardzo się ucieszę, gdy przyślecie m i jeszcze coś do czytania, o ile to w W aszej mocy, jakąś książkę o tem a ty c e relig ijn ej. Z pew nością wypożyczę to sw oim kolegom i ko
leżankom, k tó ry ch zachęcę du słuchania W a
szych b ard zo ciekaw ych audycji. Tak w ięc je szcze raz proszę o lek tu rę; z pew nością pogłębi
ona m oją w iarę w Boga. Zostańcie z Bogiem!
P ozdraw ia zawsze w dzięczny i p am iętający w m odlitw ie do W szechm ocnego Boga
Waldemar K.
(woj. katowickie)
Niech będzie pochw alony Jezus C hrystus!
M ieszkam koło Kielc. Słucham co niedzielę W aszej audycji, k tó ra m i się bardzo podoba i dużo m nie uczy. Zacząłem chodzić do I klasy.
Czytać już p o trafię trochę, chciałbym bardzo byście m i przysłali, tak ja k zapow iadacie, „ P i
sm o Ś w ięte” najnow sze w ydanie. Z góry se r
deczne „Bóg zapłać”.
Adam K.
(woj. kieleckie)