• Nie Znaleziono Wyników

Kolarz Polski z Dodatkiem Łyżwiarskim : oficjalny organ Związku Polskiego Towarzystw Kolarskich. 1926, nr 14

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kolarz Polski z Dodatkiem Łyżwiarskim : oficjalny organ Związku Polskiego Towarzystw Kolarskich. 1926, nr 14"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 14._____________________ Ś r o d a , 15 g r u d n ia 1926 r . ________________ R o k I.

Z D O D A TK IEM JŁY ŻW IA R SK IM

Oficjalny Organ Związku Polskiego Towarzystw Kolarskich

J Ó Z E F L A N G E , N A J L E P S Z Y P O L S K I D Ł U G O D Y S T A N S O W I E C

C e n a 60 g r o s z y

(2)

Ma p o s ie d ze n iu Z a rz ą d u z dnia 7 g ru d n ia b. r. uchw alono;

1) O pracow ać o gó ln y s ta tu t, na któ ry m m o g ły b y się w zo ro w a ć no- w o w s tę p u ją c e to w a rz y s tw a , se k c je czy kluby i k tó ry b y w ogólnych z a ry ­ sach o b o w ią z y w a ł w s z y s tk ie to w a rz y s tw a n ależą ce do P. Z . Ł.

2 ) P rzy ją ć do P. Z . Ł. S e kc ję Ł y ż w ia rs k ą B ydgoskiego T o w . W io­

ś la rs k ie g o .

3 ) P rz y ję to do w iado m o ści s k ła d N a rz ą d u L w o w s k ie g o T o w . Ł y ż ­ w ia rs k ie g o

P re z e s — Dr. Z b ig n ie w B arth W icep rezes — P o r. A lfre d T h e u e r S e k re ta rz — F ran c is zek Fuchs

S k a rb n ik — Inż. S ta n is ła w Uientecki D y re k to r to ru — Inż. Rom an K ikiew icz G o sp o d arz — Jó zef Ł ap iń sk i

C Z Ł O N K O W I E : R om an S tah l

K a z im ie rz G ergo w icz W ła d y s ła w Kuchar

N o w e m u z e s p o ło w i Z a rz ą d P. Z . Ł. s k ła d a se rd e c zn e życzen ia p ię ­ k n e j i o w o cn ej pracy.

®®000000®©0000000000®000®©®®0®00®0®®®®®00

O D A D M I N I S T R A C J I

W ysyła ją c M 13, zwróciliśmy się listownie clo w szystkich Towarzysko' Kolarskich i P P . pre­

numeratorów z prośbą o uregulowanie przedpłaty, gdyż zalegającym , bezwzględnie przerw iem y w y­

syłkę następnych numerów.

Ponieważ numer 13, że względów technicznych wyszedł z parodnioioem opóźnieniem, co nie­

którym P P . prenum eratorom mogło 'uniem ożliw ić wpłacanie 'w odpowiednim czasie prenum eraty, przeto M 14 w ysyłam y, w drodze w yją tku , jeszcze w szystkim prenumeratorom, m ając nadzieję, że zaległa prenum erata do 1-111 1927 (do 18 n um eru) będzie do Nowego R oku uregulotoam bezwzględnie.

Do takiego postawienia Icwestji zm usza nas fa k t, że dotychczasowe zaleganie z wpłacaniem prenum eraty, zm usi nas do ponownego przerw ania wydawnicttoa, cole j u ż bez nadziei wznowienia.

Ir a k tu je m y tę sprawę ideowo, staw iając sobie za cel rozpowszechnienia pism a, pracujem y ciągle z deficytem , ale m usim y mieć widoki w ycofania p rzyn a jm n iej włożonych ka pita łó w ,

(3)

KOLARZ POLSKI Nr. 14. Str. 5.

Grupa inicjatorów i wykonawców/ na tle rozpoczętych prac przy budowie, ukończonego już, toru w Kaliszu

W W I E C Z Ó R W I G I L I J N Y

Zbliża się c u d n a , cicha noc, b rz e m ie n n a c z are m miłości i p rz e b a c z e n ia . Zbliża się, niosąc z z a ś w ia ­ tó w p rz e d z iw n ą , a n i e u c h w y tn ą melodję, k t ó r a mi- s te rn e m i sploty o k ry w a ją c s e r c a ludzkie, tw o rz y w nich spokój i radość.

Z b liża się w ieczór, w który, gdy g w ia z d a p i e r ­ w sza błyśnie na niebios sklepieniu, siądziem y w ci­

szy d o m o w y ch ognisk lub te ż w s e r d e c z n y c h p r z y ja ­ ciół gronie, b y snuć nić w spom nień, t r o s k i wesela;

b y k r z e p ić w iarę tych, co zwątpili; b y dłoń p o m o c ­ n ą p o d ać znużonym, i jasne jutro w spó ln ie w y kuw a ć.

N a stole siano — ojców i d z ia d ó w św ię ta t r a ­ dycja, w rogu k o m n a ty d rz e w k o zielone, ileż to w sp o m n ień ku nam z nich spływa: dziecinne la ta p e łn e radości, m łodzieńcz y za p ał b u r z ą c y światy, drogi p o k ry te w ieńcam i sław y i miłość w ielka, co nieci c u d y i piękne, wzniosłe s n y o p o tędze.

K olarze, gdy się znajdziecie w b ra tn im zespole i C h le b e m B ożym się połam iecie, s k ład ają c w zajem

sobie ż y c zen ia z s e r c a p łynące, w te d y przyjm ijcie ró w n ie ż i nasze.

W ięc W a m — k t ó r z y u s t e r u stoicie p r a ć y — d o b r y c h w y n ik ó w z z a d a ń spełnionych; o rg a n iz a­

cjom — by o śro d k a m i zd ro w ia się stały, b y k rz e p ią c ciało, podn o szą c ducha, n a w dz ię czność k ra ju się z a ­ służyły.

W y n io słe s zc zy ty T a trz a ń s k ic h gór w słońca p ro m i e n i a c h to n ą c e , c u d n e doliny ze strum ieniam i p r z e c z y s ty c h w ó d i b o ry pełn e cienistych d ró g i si­

nych głębin B ałty k u b rz eg i te olbrzym ie k o b ie rc e pól i łąki zd o b n e w p r z e b a r w n y k w i a t —niech u k o ­ c h a n ie m i ciągłym snem b ę d ą k o la rz a tu ry sty .

Dzielnej m łodzieży, pełnej z a p ału ró w n ie ż s k ł a ­ d a m y życ zeń w iąz an k ę, by d ą ż ą c stale ku szczytom sławy, b ro n ią c b a r w y biało - cz erw one j, olimpijskie z d o b y ła laury.

Redakcja.

(4)

Str. 4: KOLARZ POLSKI Nr. 14

P O S E Z O N

Ubiegły sezon sporto w y kola rski w P o l ­ sce, pod żadnym wyględem do udatnych nie należy. Jakiej dziedziny byśmy nie dotknęli, czy to będzie k rótki, średni, czy długi dy stans, czy w reszci e szosa — w szę­

dzie b rak jest re zu ltatu , o którym p o ­ w iedzie ć by można: — osiągnęliśmy, poszli­

śmy naprz ód.

G dzie szukać przyczyny? czy b rak nam zawodników, czy też nastąpił u p a d e k am ­ bicji i rywalizacji? — Nie, obniżenie ty chże nie dostrz egam y. Win a leży na organi­

zato r a c h ty ch w ie lkich ośrodków k o lar­

skich, jak W ars zaw a, Łódź, K raków i G ó r­

ny Śląsk.

P ro g r a m wychowawczy, pro gram , który by zmuszał zaw odnik a nietylko do zw y­

cięstwa, ale i do osiągnięcia najlepsz ego czasu — r e k o r d u , w roku bieżącym n a j­

zupełniej został porzucony.

O rg a n iz a to rz y poszli po linji najm nie j­

szego oporu, a re z u l ta t sporto w y ubieg­

łe go se zonu ró w na s ę — zeru.

Smutną jest rzeczą, gdy do pra c y za­

bierają się ludzie, k tó r z y nie dążą w myśl intencji swych znakomitych poprzedników i, nie dając ze swej strony żadnej inicja­

tyw y, z a p rzep as zczają ciągłość pracy, za- daw alniając się najfatwiejszem i błyskotli­

wym re zultatem .

Mam tu na myśli, w p row adzone od 1921 ro k u p rzez zasłużonego działacza w sporcie kolarskim b. k a p it a n a W . T. C.

A . Jabłczyńskiego, wyścigi perjodyczne, między któ rem i figurował t a k ż e 400 m- bieg na czas, o któ ry głównie mi tutaj idzie.

Z W ars zaw y, do k tó rej przyjeżdza elita k o la r s tw a światowego, nie wyjeżdżał od 1921 roku żaden z zawodników, któryby nie zostawił tu swego 400 metr. rekordu.

Miało to duże znaczenie wychowawcze, a pod w zglę dem staty stycznym było pewną miarą, pewną p ró b ą w artości am atorskiego k o la r s tw a św iatoweg o. Pols cy kola rze n a ­ to m ia s t pomimo, że przegryw ali biegi k ró tk o d y stan s o w e, zaw sze z pow odzeniem rywalizow ali w e wspomnianej konkurencji.

Tu na te r e n ie W ars zaw y, czołowi nasi za­

wodnicy Ł azarsk i i Szymczyk, nie mieli w zagra nicznych kolegac h, cz ase m mi­

s t rzach św iata, lepszy ch od siebie, sami zaś re k o r d t e n stale poprawiali.

W ro ku bieżącym, o ile się nie mylę, bie g 400 m. raz jeden ty lk o figurował w program ie , a nasi kola rze nie mogli, rzecz pro sta , w tej jednej pró bie poprawić swych dawnych wyników, dla gości zaś biegu t e g o nie organizowano.

N astęp n ie zupełnie bez powodu „Union”, pomimo polecenia Związku Kolarskiego,

n ie urz ądził u siebie w Helenowie w y ­ ścigu o „N ara m iennik P o ls k i" — a W a r s z . Tow. Cykl. zapomniało o swej dorocznej od 5 lat rozgrywanej nagrodzie „N ara­

miennik ” W . T . C.

Bolesną dla nas p orażką jest prz e g r a n a 4 kim. biegu z dwóch s tartó w i to w sła­

bym, jak na naszą drużynę, czasie 5 m.

15 se k. P e w n ą pociechą i w ytłumaczeniem dla naszych kolarzy je s t nief ortunne p o ­ sunięcie pro g ram o w e, któ re do ro zegrania te go biegu wyznaczyło ostatn i dopiero w serji dzień zawodów.

J . Ł a z a r s k i , m i s t r z to r o w y Polski w 1924, 1925 i 1926 roku

Nasi kolarze, pracując w biurach czy w arsztatach, musieli ulec w iększemu zm ę­

czeniu, aniżeli nic poza ściganiem się, nie robiący goście.

J e s te ś m y prz ekonani, że inny byłby r e ­ zultat, gdyby bieg t e n odbył się w so botę to jest drugiego dnia zawodów. A szkoda, bo w w yścig ach ‘ty c h celujemy i jest to p ierw sza od pięciu la t pora żka, nie licząc przegranej do Włochów na Olimpjadzie.

Na p rogram y więc organizato rzy W a r ­ s zaw skiego Tow, Cykl. zw rócić powinni bardziej szczegółową uwagę.

Z innych ośr odków życia kola rskie go wspominamy jeszcze o K rakow ie i Kaliszu, któ re zbudowały u siebie nowe be to now e

I E

tory, w sk a ż e m y na M ińsk Mazowiecki — świetnie p row adzący swą sekcję kola rską i „Union", który zbyt hołduje sprow adzaniu zawodowców, organizując kosztow ne z a ­ w ody z prow adzenie m motorow, a k tó r e nie wiele ze s p e r te m am atorskim mają wspólnego.

Zresztą w sezonie ubiegłym i W. T. C.

podobnem u niedom aganiu chwilowo uległo.

B.lans sporto w y dla zawodników t o r o ­ wych je s t prę dzej dodatni, niż ujemny. Z a ­ w dzięczać to jednak należy L a n g e m u i je g o nowym rek ordom.

K ola rz e je d n a k wypełniali pro gramy jak mogli najlepiej, w alcząc z zap ał em o pal­

p ierw szeństw a ta k w szpincie jak i w dystansie .

Do czołowych zawodników k ró t k o dy­

s tansow ych Ł a zarsk ieg o i Szymczyka d o ­ łączyli się jeszcze P odgórski, „Stef " i Gar- ley; jak widać jednak z rezulta tów i sz yb­

kości osiąganych n a 200 m. nie p r z e k r o ­ czyli ci ostatni nigdy 13 sek., a co zatem idzie nie weszli do rodziny wielkich asów kolarskich.

J a n Łazarski przegryw a n a początk u s e ­ zonu w Łodzi do Szm idta i Zyberta, ale do m istrzostw a Polski staje już w dobrej formie i wygrywa je w praw dzie po cięż­

kiej walce, ale o pół długości prawie, od swego stałe go rywala Fr. Szymczyka . N a ­ s tęp n ie potw ierdza swą p rzew ag ę w Łodzi w w yścig u „gwiazd", gdzie znów o dłoń w yprzedza Szymczyka, za którym na t r z e ­ cim miejscu przychodzi Garley, czw arty Szm idt i ostatni, źle jadący, Podgórski.

W Med jolanie Łazarski ustępuje na p r ó b ­ nych finiszach Szymczykowi, obaj je dnak w rozgrywce m istrzostw a św ia ta niewiel­

ką odgry w ają rolę. W p ra w d z ie Łazarski w y g ra ł swój p r z e d b i e g od samego Mar- t i n e t t ’ego, ale był to tylko p rzy p ad ek spo­

wodowany techniką zbyt mąd rej jazdy Jensena. P rz y powtórzeniu biegu Łazars ki p rz egrywa naw et do Jens ena, który na drugiem za M artinetti’m znalazł się miej­

scu, eliminując tymsamym naszego mistrza z dalszych rozgrywek.

P o pow rocie do kra ju Ł azarski utrzy ­ muje jes zcze swą przew agę i choć p r z e ­ grywa mistrz ostwo K ra kow a do Garleya, to jednak dzięki przypadkow i tylko.

W dalszych sp otkania ch jesiennych jez- dzi ze zmiennym prow adzenie m , wreszcie w walce o pu har p. P r e z y d e n t a ulega P o d ­ górskiemu.

F r. Szymczyk wygrywa bieg „otwarcia sezonu" bijąc Podg ó rs k ieg o i Majewskiego, przegryw a jednak nie spodziew anie o g u ­ mę mistrz ostwo Warszawy, o d stęp u jąc je

(5)

KOLARZ POLSKI Nr. 14. Str. 5.

po raz drugi swemu klubowemu ryw alo­

wi P odgórskie m u.

W mistrz ostwie Polski niema poza Ł a ­ zarskim konkure nta.

W Medjolanie przed b ieg przegryw a do A beggle na, rozpraw iają c się jednak z Luk- sem burcży kiem P a u li’m, zaś w następ- nem spotkaniu p rzegryw a o ćwierć koła do zdobywcy G rand Prix de P a ris En­

gela, przy szy b k o ś ci 12,2 sek. bijąc 0 długość przeszłe go zwycięzcę Ł a z a rsk ie ­ go, D u ń czy k a Jensena.

W kraju rywalizuje dalej z Łazars kim tylko, a w spotkaniu z M artinetti’,m Boyo- cchim i Łazarsk im zajmuje trzecie przed tym ostatn im miejsce, rozp raw iając się w jednym ze s potkań po bard zo ciężkiej walce z Boyocchim.

W okresie w alk o p u h ar jeździ bez p o ­ wodzenia.

Dzień przed- rozgryw ką przegrywa bieg do „ S tefa11, ale uprzednio musiał minąć po ciężkiej walce Łazarskiego, po czern rzucił się do drugiego asa „C raco v ii”, ale przejść go już nie zdołał.

W biegu o puhar po serji defek tów p rz e ­ grywa ćwierćfinał do Łazarskiego, finał drugi do „Stefa", a bieg eliminacyjny z po­

w odu defektu do... M aterskiego.

Stanisław P o d g ó rs k i w sezonie ubiegłym zdobył m istrz ostw o W ars zaw y i pu h a r p.

P re z y d e n ta . To praw ie wszystko. P r ó b o ­ wał jeździć w biegach za prowadzeniem motorów, gdzie w ykazał dość duże k w a­

lifikacje, zajmując dru gie za Langiem miejsce.

Mistrzowi W arszaw y zarzucić należy, że ja zda jego bywa czasem niebezpieczną dla przeciwnika, czego wybitny sportow iec unika za w sz elk ą cenę, gdyż łatwo w pa­

dnie w kolizję z regulam inem i opinją, k tó r e tnakazują sporto w ą w alkę. D użą te c h ­ nikę i orjentację wykazał P o d g ó rs k i szc z e ­ gólnie w biegach amerykańskich parami.

„S te f“ na zakończenie sezonu dał r e ­ zultaty bard zo ładne. Jego zwycięstwo w p rz edrozgryw kach o puhar nad Szym­

czykiem i Łazarsk im, pię kne a czasem p o ­ myślne walki z tymi zawodnikami w K r a ­ kowie, stawiają go w pierwszym rzęd zi e naszych kró tkodysta nsowców . Zdobycie zaś p uharu H ła dij a w biegu godzinnym s tw ie rd z a , że skala jego talen tu jest dość rozległa. N ato m iast technika i opanow a­

nie ro w eru dużo pozostaw iają do życzenia.

Roman Garley dał z siebie nadzwyczaj­

ność, zajmując w m istrz ostw ie Polski pew ne tr zecie miejsce p r z e d Podgórs kim 1 zdobywając, p rzypadkow o wprawdzie, m istrz ostw o K rakow a p rz e d Łazarskim i „S te f e m ” . Była to je dnakże ogromnie w y pracow ana i w yją tk ow a jak dla te g o kolarza forma. W dalszych sp otkania ch przegryw a do P o d g ó rs k ie g o , a w meczu mistrzów miast: W arszaw y, Krakowa, i Ło­

dzi, na w e t dru gie miejsce odstępuje Szm id­

towi.

Ł ad n y w y ś c g dał G arley w biegu

„O mniu m ", gdzie w dziesięciofinałowem spotkaniu pewnie pokonał Langego, do­

sk onal e w spierając Z u cch etti’ego, z k t ó ­ rym ra zem w tym w yścigu jechał. Po d w zglę dem opanow ania ro w eru i równości w posuw an iu się nap rzó d jeździ w pro st okropnie.

F r a n c is z e k S z y m c z y k w 1926 r. z d o b y ł n a j w i ę k s z ą ilość p ie r w s z y c h m ie js c

A r t u r Szm idt, poza zw ycięstwem na wio sn ę nad Ł azarskim i zdobyciu mi­

s trz o stw a Łodzi, niczem więcej się nie odznaczył. J e s t to je d n a k zawodnik mło­

dy i rezu ltató w sp odziew ać się należy od niego już w bliskiej przyszłości.

Pow ażną w adą Szm id ta jest bard zo nie­

ró w na jazd a i duża te n d e c ja do crossing’ów.

Z innych k rótkodystansow ców W a rs z a - wy, wymienić należy Majewskiego, T uro w ­ skiego L., Ja nocińsk ie go, G ędzio row skie- go i „łka" , dwaj o statn i po rocznej p r z e r ­ wie powrócili do czynnego sportu .

W K rakow ie dobrym jest jes zcze B « . rzycki, w Łodzi Zerb e, w Kaliszu K o­

szutski i Sobolewski (szczególnie dużo sp odziewać się nale ż y po pierwszym), a w Mińsku - M azowieckim Biedakow ski i Kopytowski,

Ogólny re z u lta t zwycięstw nasz ych czo­

łowych krótkodysta nsow ców , startujących w stolicy na to rze W . T. C. na Dynasach, uwidoczniony jest na ta b elce poniżej.

W biegach torow ych dłu godysta nsow ­ ców b ezsprzecznie najlepszym, a naw et jedynym je s t J ó z e f Lange, jego jazd y bez przegranej w biegac h dłuższych, stawiają go ponad wszystkiemi d ługodys tansow ca­

mi Polski.

Z drugiej strony stwierd zić należy, że W ars z. Tow. Cykl. nie zechciało wyzy­

sk ać świetnych waloró w sw ego „asa".

Pomimo, że ani jeden r e k o r d bez p r o w a ­ dzenia nie jest ustanowiony, Lange Hie bacząc r.a swą wysoką formę żadnego w tym ro ku nie postawił, skierow ując swe wysiłki tylko w biegach za motorami.

W te j kategorji rzeczywiście w Polsce jest bezkonkure ncyjny i wsz ystkie r e k o r ­

N a z w i s k a

Ilość startów I miesjc II miejsc III miejsc IV miejsc V miejsc bez miejsca najlepszy czas na200 m. w sezonie ubiegłym

J. Ł azarski . 33 18 5 6 4 12.6 i

Fr. Szymczyk . . 56 29 14 6 3 i 3 12.8 u

St. Pod g ó rs k i . . 51 18 10 10 4 i 8 13.2 IV

„ S te f” . . . . . 45 17 10 6 2 4 6 13.0 m

R. Garley. . . . 41 8 14 4 1 2 12 13.0 V

St. Majewski . . 52 9 10 8 1 3 21 13^6 VII

L. T u ro w sk i. . . 45 8 9 7

5 1 : 15 13.2 VI

A. Szmidt . . . 7 3 3 : — : 1 14.0 VIII .

(6)

Str. 6. KOLARZ POLSKI Nr. 15.

dy do n ie g o : należą. W sezonie ubiegłym ustanowił:

10 kim, — 8 m. 31 sek.

15 kim. — 13 m. 42 sek.

20 kim. — 18 m. 25,2 sek.

25 kim. — 22 m. 51,2 sek.

30 kim. — 26 m. 0,2 sek.

50 kim. — 42 m. 56 sek.

Z re k o r d ó w ty ch mało mieć może am a­

to r s k ie kola rstw o Pols kie (biegi za mo­

to ram i dla am atorów prawie nigdzie nie są org anizowane) zaś do re k o rd ó w u s t a ­ nowionych przez zaw odow ców jest nam jeszcze dość dale ko. N a to m ia st re k o r d

O S T R Z

Z żyw iołow ą siłą rozw ijający się w Pol­

sc e sp o r t cy klowy, zm usza w ię k s z e c e n ­ t r a sp o rto w e , a n a w e t w ładz e municy­

palne do budow y k o sz to w n y c h b e t o ­ nowych to ró w kola rskich.

R z e c z t a rad u je s e r c e k a ż d e g o k o la ­ rza, ale nie ste ty n atra fiam y na p r z e ­ sz kody. D u ż a ilość osób, nie r ozum ie­

ją c a j e s z c z e p o trz e b te g o sportu, a k t o ­ r a k o n ie c z n ie ch c e z a b ie r a ć głos w s p r a ­ w ac h dla sie bie praw ie nieznanych, w y su w a s w e „n a d z w y c z a jn e " projekty- c z ę ś c io w o marnuje zapal, a n ie ra z n a ­ r a ż a na b e z o w o c n ą s t r a t ę funduszów p r z e z n a c z o n y c h na c e le s p o r t o w e — dla budow y to r ó w właśnie. T a k i wielki m e­

c e n a s sp ortu kolarskiego, k tóry z p e ­ wnym s tr a c h e m w y b ie r a się p o z a k r a ń ­ c e sw ego miasta, n a c z y t a w s z y się, że za g r a n ic a p o sia d a to ry zimowe o p o ­ chyłości 40°, (obwód ich nie p r z e k r a c z a 200 rh.) lub, że s ą tory przeznaczo/ie dla m otorów o równie wielkich p o c h y ­ łościa ch, z a c z y n a tw orzyć, p r o j e k t o ­ w ać, n a r z u c a ć s w e zdanie, a rgum e nto­

wać.

A rezultat:

W końcu lata roku b ie ż ą c e g o t o r wy­

k o ń cz o n y w K rakow ie, pomimo w iel­

kich w y łożonyc h na b u d o w ę sum, do n a jle p s z y c h nie należy. R ozw iązanie ze jśc ia z wirażu na p ro stą je s t chybione, zro b io n e je st po domowem u i dużo po­

z o s ta w ia do życzenia .

G orz ej o wiele p rz e d s ta w ia ła się s p r a w a budow y toru w Kaliszu, na k t ó ­ ry miasto b a rd z o zn a c z n e w y a sy g n o ­ wało fundusze. I n a p r a w d ę oaromnie dużo z a w d z ię c z a ć należy p. p. in żynie­

rom miejskim, k tó r z y pomimo, ż e wpro w adz eni w błąd p rz e z c a łą g ro m a d ę '

„specjalistó w" i „znawców" zdołali j e d ­ n a k s p r a w ę u r a to w a ć i zbudow ać tor

godzinny L angego bez prow adzenia byłby w świecie sporto w ym rewelacją.

Z innych długodysta nsow ców torow ych wspomnę w ete ra nów Kam ińskiego i Gron- czewskiego, a z młodych: Duszyńskiego Karlego i K w iatk ow skie go, stoją oni je d ­ nakże bardzo daleko od Lan geg o i zdaje się, że wyniki jego na to r z e są dla nich niedoścignione. Z arybek W. T. C. i wo- góle kolarski torow y bard zo słaby — na przyszłej O lim pja dzie p raw dopodobnie będziemy musieli operow ać nadal, swemi stare mi „asam i11.

P o m ian.

(D. n.)

E G A M Y

acz b a r d z o n ie b ez p iec zn y , ale do u ż y t­

ku zdatny.

P o w tarza m , je s t to ogromna zasługa p. p. in żynierów miejskich. Nie mając k o la rs t w a i nie rozum iejąc w szystkich jego p o trze b , mogli w ykonać to r w e ­

dług p rz e d s ta w io n e g o projektu, a p r o ­ je k t opiew ał ni mniej ni więcej tylko na 45° pochylenia w iraży przy 500 m.

długim to rze i promieniu 49,9 metra.

W yłania się pyta nie, co by się stało, gdyby t o r wedłu g te g o p ro je k tu został w y konany? P r z e c ie ż o ja kichkolw iek w yścigach k olarskich mowy być nie

mogło, a ogromne sumy, w ydane na stadjon, poszłyby na marne.

Z a c z ę t o je d n ak robić próby, p o r ó ­ wnania, w re s z c ie beton ułożono pod37°

nachylenia: T o r jak już mówiliśmy, je s t ba rd z o n ie b ez p iec zn y , ale do użytku możliwy.

N ale ży wyjaśnić p. p. p r o je k t o d a w ­ com, że sportow i polskiem u nie idzie wcale o motodroiny, te b ę d ą p o tr z e b n e w tedy, gdy w P o l s c e sta nie kilna f a ­ bryk m otocykli i sa m ochodów i z a p ie ­ niądze tych fabryk, dla ich reklamy, m otodrom y takie zb u d o w a n e będa . W c a ­ le je d n a k nie leży w in te r e s ie kolarstw a, by b e z racji służyło reklamie, różnych Indjanów, H a r le y ’ów, B enzów czy F i a ­ tów.

D la ń a s p o tr z e b n e są to ry k o la rsk ie, w elodrom y ta k ie, jak p o s ia d a P aryż, (Vinęins) Berlin (Olim piabahn) czy Z u ­ rych (O e rlik o n ) i t. d.

Z r e s z t ą przy k ła d em to ru k o la rsk ieg o je s t stolica, a w s z y s c y k o la rz e z a g r a ­ niczni w y r a ż a ją sie o nim jaknajlepiej, pocóż w ięc sz u k a ć innych bogów?

Ostrzegam y!

N o w e to r y mają się b u d o w a ć w Ł o ­

dzi, Lublinie, W arszaw ie i Lwowie, j e ­ żeli i t e r a z znajd ziem y projekt nieod- p o w ia d a ją c y zadaniu, p r o je k t o d a w c ę b ez w zg lę d n ie pociągniem y do zdania relacji na forum publicznem.

Nie pozwolimy lekkom yśln ie marno­

w ać p ie n ięd z y z takim trudem dla s p o r ­ tu z dobytych.

C z ło n k o w i e i z a w o d n i c y K a lisk ie g o T o w a r z y s t w a K o la rz y z p . v i c e p r e z e s e m G a łk o w s k im na czele

(7)

KOLARZ PO LSKi Nr. 14. Str. 7.

Z A P R A W A Ł Y Ż W I A R S K A

J a z d a n a łyżw ach, czyli ślizga­

nie, nie n a s t r ę c z a p o c z ą tk u ją c e m u ż a d n y c h s p e c ja ln y c h trudności, m n o ­ żą się one d o piero z chwilą, gdy m łody miłośnik ł y ż w ia rstw a z a ­ p ra g n ie p o d n ie ś ć się o sto p ień w y ­ żej i zam ienić p o su n ięcia po linjach p ro s ty c h n a p o sunięcia po linjach k rz y w y c h , czyli p rz ejść od p ro sty ch do łuków . Tu w łaśnie n astęp u je m om ent, k t ó r y tru d n o p rz e k ro c z y ć , gdyż s tw a r z a on łyżw iarzow i jak b y n i e p o k o n a n e p rz e s z k o d y , o p r z e ­ ła m an ie k t ó r y c h b ę d z ie musiał p ro ­ w a d zić u p o rc z y w ą w a lk ę z w a r u n ­ kam i z e w n ę trz n e m i i z sam ym so­

b ą t. j. w ła sn ą bojaźnią do chwili, g d y zdoła p o k o n ać w sz y stk o i p r z e ­ rzuci śro d e k ciężkości własnego ciała z p r z e d stóp, d ając mu miej­

sce z p ra w e j lub lewej strony, z a ­ leżnie o d p o chylenia swej osoby.

O p is a n a wyżej t r u d n o ś ć p r z e ­ rz u c a n ia ś ro d k a ciężkości ciała z n ie c h ę c a często p o cz ą tk u ją c y c h łyżw iarzy, szczególniej panie, do dalszego stu d jo w a n ia łuku, a tym sam y m i do dalszej n a u k i ły ż w i a r ­ stw a, k tó re o p a r te jest niem al cał­

kow icie n a łuku i kom binacji, p o ­ c h o d z ą c y c h z jego złam ania. W a rto się jed n ak łuku n auczyć, gdyż p o ­ za nieza p rze cza ln e m i w artościam i e s te ty c z n e m i p o s iad a on jeszcze w y s o k ą w a rto ś ć jako ćw iczenie gim nastyczne, p o ru sz a ją c e m ięśnie nóg, r ą k i tułowia.

W y k o n a n y zręcznie i śmiało, b ę ­ d zie łuk z a w sz e najpięk n iejszą fi­

g u rą ły żw iarsk ą, d ając w y k o n a w c y s z c z e re zado w o len ie. N a ty m też sto p n iu za trz y m u ją się p rz ew aż n ie w szy sc y ci, k tó rz y o b aw ia ją się d alszyc h tru d n o śc i albo nie m ają dość silnej woli, ab y prz y m u sić się do system atycznej p ra cy . Inni, mniej liczni zresztą, id ą dalej, ab y po la ta c h p ra c y osiągnąć wyniki, k tóre, ze w zględu n a ich piękność, w y w o łu ją p o d z iw p a trz ą c y c h .

Nie b ę d ę tu opisyw ał c a łk o w ite­

go p ro g ra m u szkoły łyżw iarstw a, u w a żając , że z a in t e r e s o w a n y łyż­

w iarz zechce się z a o p a try w a ć w o d ­ pow ied n i po d rę czn ik , k tó r y to w a ­ rz y s z y ć m u winien n a lodzie i k ie ­ ro w a ć m oże sy ste m a ty c z n ie k a ż d y m niem al jego k ro k ie m w ślizganiu.

N a le ży ró w n ie ż u w a żn ie o b s e r w o ­ w a ć r u c h y d o sk o n a ły c h łyżw arzy, u cz ąc się od nich stosow ać te nie­

u c h w y tn e często p o rusz enia, k tó re je d n a k ż e d e c y d u ją c ą rolę o d g ry ­ w a ją przy w y k o n a n iu tru d n e g o ćw ic zen ia łyżwiarskiego.

P rz e s tr z e g a m je d n a k p o c z ą t k u ­ jącego a m a t o r a pięknej jazdy, ab y nie ze ch ciał p rz e d te m , zanim pozna d o k ła d n ie z a s a d y w y k o n y w a n ia ł u ­ ków, ucz yć się ro z m a ity c h sz tu ­ c z e k ły żw iarsk ic h , nie m ając ych nic w spólnego z p o w a ż n y m t r a k ­ to w a n ie m tego sportu, a dzięki efektow nej błyskotliwości w y k o le ­ jają łyżw iarza, p r z e s z k a d z a ją c mu często w d alszym rozw oju jego pracy.

J a k roz w iąza nie zagadki m a t e ­ m atycznej nie św iadczy bynajm niej o znajom ości p o d s ta w m a te m a ty c z ­ n y c h ucznia, t a k w y k o n a n ie e f e k ­ tow nego skoku nie św ia d c z y r ó w ­ nież o znajom ości ły żw iarstw a.

S ta r a z a s a d a „mało, ale d o b r z e ” p o w in n a tu p a n o w a ć n a całej linji.

J a k w k a ż d y m sporcie, t a k i w łyż­

w ia r s tw ie m e to d a stopnio w an ia m a ogrom ne znaczenie, b e z niej nie m o ż n a b y było m ówić w cale o d o ­ b r y c h w ynikach. O d jednego ć w i­

c z e n ia do drugiego pow in ien ły ż ­ w iarz p rz e c h o d z ić d o piero po g ru n ­ to w n y m p r z e s tu d jo w a n iu i n a u c z e ­ niu pierw szego, inaczej będ z ie m u ­ siał w p rz y szło ści p ow rócić do nie­

go, gdyż o k a ż e się to n iezb ę d n y m p rz y d alszym o p a n o w a n iu n a p o t y ­ k a n y c h p rz e s z k ó d . P r z e d e w s z y s t ­ k iem m am tu n a myśli n ie d o s ta ­ tecz n e zw ykle o p anow anie, p o c h o ­ d z ą c e z racji dużej trudności, ł u ­ k u tyłem w e w n ą t r z , k t ó r y jednak, b ę d ą c s k ła d o w ą cz ęścią w iększości w y k o n y w a n y c h n a lodzie figur, w cześniej czy później musi być p ozna ny. Młodzi łyżw iarze często b a r d z o l e k c e w a ż ą sobie te w s k a ­ z a n ia i żałują p o n iew c zasie, b ęd ą c zm uszeni do p o w ro tu i do s tr a t y c z a ­ su, b a r d z o drogiego ze względu n a k ró tk o ść i niestałość naszej zimy.

M łodzież m e to d ę p r a c y wynosi ze szkoły; rozumie d o b rz e, ż e nie

m ożna w y k o n y w a ć działań n a d p ierw ia stk a m i, nie o p a n o w a w s z y p r z e d t y m z a s a d a ry tm e ty c z n y c h ; sa m a nie za jrzy do p o d rę czn ik a, a b y p o p r a c o w a ć n a d p rz y s z ły m k u rse m , ale z a c z y n a ją c p ra c ę s p o r ­ tową, z a p o m in a o w szelkiej m e to ­ dzie i hołd u je szkodliw ym dla z d r o ­ wia po p ęd o m . J e ż e li skacze, to s z n u r podnosi conajm niej do gło­

wy; jeżeli podnosi ciężary, to o d ra - zu n ajw iększe; jeżeli z a c z y n a n a ­ ślad o w a ć w y tra w n e g o łyżw iarza, to p ętlica je st dla niej n a jp o n ę t­

niejszym ćw iczeniem . P rz y p o m i­

nam te z n a n e p ra w d y , gdyż nie chciałbym , a b y p o c z ą tk u ją c y łyż­

w ia rz błądził po m a n o w c a c h i t r a ­ cił z a p a ł do p ięknego sportu, nie osiągając m ożliw ych re zu ltató w .

Ł yżw iarz, k tó r y ch c e o trzy m a ć n ajlepsze w y niki w p rz e c ią g u n a j­

k ró tsz e g o p r z e b y w a n e g o n a lodzie czasu, pow inien przynajm niej tr z y c z w a rte tegoż poświęcić n a ćw i­

c zenia solow e w jakim ś o d o s o b ­ nionym kąciku, w y z b y w a ją c się miłego, ale p rz e sz k a d z a ją c e g o w p r a ­ cy to w a r z y s tw a . To ostatnie p o ­ ż ą d a n e jest w ted y , jeżeli n au c e o d d aje się w spólnie kilka osób, dzieląc się w zajem nie s p o s tr z e ż e ­ niami.

T a k p ojęty sp o rt ły żw iarski nie w ym aga s p ec ja ln y ch uzdolnień oso­

bnika, w y s t a r c z ą rów nież p rz e c ię t­

ne w a ru n k i fizyczne tegoż i n a t u ­ ra ln y sposób życia. Dlatego też ły żw iarstw o jest s p o rtem ogólnym, d o stę p n y m dla każdego niem al w ie­

ku. Nie w y m a g a ono o d łyżw iarza n a d z w y c z a jn y c h i d łu g o trw a ły c h wysiłków, co s p o ty k a m y w jeździe szybkiej n a łyżw ach, o k tó rej p ó ź ­ niej b ę d ę mówić. P r a c a n a d d o ­ skon alen ie m r o z k ła d a się n a k r ó t ­ kie m om enty, k tó ry c h trw a n ie , o ile nie przenosi 3 godzin d zie n n ie nie m oże w p ły n ą ć ujem nie n a s ta n fi­

zyc zny i p sy c h ic z n y ślizgającego.

Sław.

d. c. n.

Ł Y Ż W Y

r ó ż n y c h s y s t e m ó w

E. C H R O S T O W S K I

W a r s z a w a , M a r s z a łk o w s k a N r. 108, T e le f o n 35-87

(8)

Śtr. a KO LARZ POLSKI Nr. 14.

KRÓTKO CZY DŁUGODYSTANSOWIEC

O d p o w ie d ź n a lis t „ M iło śn ik a sp o r tu k o la r s k ie g o "

Ani na m om ent nie przypuszczałem , że z danie — „biegi k r ó tk o d y sta n s o w e w y k a z u ­ ją maksimum spraw ności i rasowości lu d z k ie j"—do pro w adzić może kogokolwiek do t a k wielkiego oburzenia.

Lecz z pew nością oburz enia tegoby nie było, gdyby „Miłośnik sp o rtu k o la r s k ie ­ g o " więcej czasu pośw ię cił studjom nad p ra c ą i wysiłkiem w sporcie , a dopiero za pióro uchwycił.

Spra w y te dawno już są przesądzone i ile by żółci nie wylano na cierpliwy p a ­ pier, fa kt zmienionym być nie może:— Bie­

gi k ró t k ie w ykazują maksimum sp raw n o ­ ści i ras owości ludzkiej — „ szybkość jest a ry s to k racją ruchu"

P oró w nania , jakie korzyści osiągnąć m o­

że arm ja od długo — czy k ró tk o d y sta n s o - wca, z p unktu widzenia „Miłośnika11, na pierwszy rzut oka w yglą dają korzystn ie dla pierwszego, ale tylko na pierwszy rzut oka, g d y ż stwierdzono, że to co mo­

że dać z siebie długodys tansowiec, po p e ­ wnych przygotowaniach i tr e n in g a c h da i sprin te r, tylko odwrotnie — szybkości k ró t k o d y s ta n s o w c a nigdy s z t a je r osiągnąć nie zdoła.

„Miłośnikowi1, spraw ę wyłożę p o p u la r­

nie na prz ykładach w zię ty ch z życia s p o r ­ to w ego kola rkie go u nas w kraju, a n a ­ s tęp n ie zagranicą.

Znany kolarz krótkodysta nsow iec Z. Gę-

dziorowski zarz uca biegi k ró tk ie i za­

czyna tr e n o w a ć na d ystans w biegach za prow adzenie m motorów.

J a k i e r e z u lta ty osiąga?

P rze d e w sz y stk ie m c zęsto wygrywa bie ­ gi od tak ieg o typowego sz tajera, jakim jest J. Lange, a następ n ie ustan aw ia w tym dziale sp o rtu dwa polskie rekordy: na 10 1 20 kim.

P ierw s zy z nich udało się Langemu (p odkreśla m typow em u dłu godysta nsow co­

wi) pobić, ale dopiero po dwóch latach, za motorem lepszym od tego jaki p ro w a ­ dził G ędziorow skiego i na to r z e o d p o ­ wiedniejszym (po przebudow ie ) do u s t a ­ nawiania rekordów .

N ato m iast drugi re k o r d na 20 kim. do p a ź d ziern ik a r. b. pobitym nie był.

Mistrz Polski w szprin cie J a n Łazarski początkowo brał udział w wyścigach s z o ­ sowych. J e g o czas na 200 kim. w biegu o m istrz ostwo Polski w Krakow ie, gdzie zajął trzecie miejsce, wynosi 7 g. 58. m.

2 s. i je s t o 11 m. gorszy od czasu naj­

lepszego w Pols ce dystanso w ca J. L an ­ gego.

D odać jednak należy, że te r e n po k tó ­ rym jecha ł Łazarski należał do bard zo g ó ­ rzystych, wyścig zaś odbywał się w c z a ­ sie zimna i deszczu, m istrzostw o zaś P o l ­ ski w 1921 roku ro zeg ran e zostało na r ó w ­ ninach byłej K ongresówki.

Dalej — typow y krótkodystansow iec, średnie j n.iary, w dużym wyścigu naokoło woje w ództw a W a rs z a w sk ie g o G arle y, na piewszym etapie 230 kim. pobił ta k zna­

komity ch d ługodystansow ców jak B a r to ­ dziejski, Ziembicki, J. Lange, G ro nczew ­ ski i wielu innych.

D odać również należy, że do wyścigu te g o pojechał pro s to z to ru, bez trenin gu szosow ego, ba—n a w e t długodystanso w eg o.

W id zi więc Szanow ny „Miłośnik", że spraw a oddziałów rowerowych w wojsku nie może być dla sp rin te rów ta k bardzo niedostępna.

N astęp n ie ro k o r d kilom etro w y Polski, o ile się nie mylę, był ustanow iony przez ty powego k ró t k o d y s ta n s o w c a jakim był Szymczyk i wynosił 1 m. 14 sek. P o dwóch latach dopiero rek o rd upadł, pobity przez dłu godysta nsow ca Langiego, ale o */s sek- zaledw ie i wynosi obecnie 1 m. 134 5 sek.

O d 1922 ro ku n ato m ia st istnieje rokord tegoż s p r in te r a Szym czyka na dystansie 3 kim. wynosi 4 m. 14 sek. i w przeciągu 4 lat przez żadnego sz tajera nie pobity, W zapale oburz enia pisze „Miłośnik11—- że jeżeli k r ó t k o d y s t a n s o w i e c t o r a s a — t o długodysta nso w ie c to r a s a „może kori- s k a “.

P o co niepokoić te sz lachetne zwie­

r z ę t a ?

Napisałem, że biegi k rótkodystansow e

W IK T O R JU N O SZ A

W Y Ś C I G O S E R C E

W als ki nie wiedział o tem, jakie pobudki kie rują jego kuzynem; z zachowania się jego na stercie zmiarkow ał jednak, że Konicowi chodzi p rzedew szystkiem o zmierzenie się z nim.

Mimo to zgodził się chętn ie na propozycję jecha nia możliwie ra zem i wzaje m nego sobie dopomagania.

Ze s ta rtu ruszono zw artą ławą. Kilkudziesięciu uc z e stn i­

ków, ubra nych ro zmaicie i ctosiadujących rozm aitego typu ro w e­

ry, trzymał o się po czątkowo razem, jeśli nie liczyć kilku p e ­ chowców, któ rzy bądź to ulegli defe ktom maszyn, bądź też p o ­ padali w tłoku.

' W ś r ó d ty ch o statn ich znalazł się i Kazik Konic. P opchnię ty p rzez sąsia da, stoczył się do rowu, nie doznając zresztą ża d n e ­ go p ozate m szwanku. W ie rny umowie, Walski poczekał na nie­

go; g d y rozpoczęli pościg za oddalającemi się szybko w spółz a­

wodnikam i, rozdziela ła ich p rz e s trz e ń blisko 500 metrów. W a l­

ski, idąc w równem, żywem tempie, metodycznie zaczął ją o d r a ­ biać, Konic ulokow ał się na kółku. Był praw ie r a d z wypadku:

jadąc sam otn ie, Je r z y męczył się nieporównanie więcej, a luzo- wać go Konic nie miał zamiaru: najwyżej tr o s z k ę dla przyzwoi­

to ś c i.

Na półm etk u g ru p a czołowa w yprzedzała ich zaledwie o 50 metró w . W yczerpany Walski p rz e s ta ł się jednak już do niej zbliżać. P a r ę ra zy daw ał znak koledze, by go w prow a­

dzeniu zastąpił; Konic nie reagow ał, symulując zupełne zm ęcze­

nie. Myślał w rzeczyw istości nad tem, jakby teraz rozsta ć się z Jerzym i dołączyć samemu.

W pewnym momencie zdecydow ał się zasp rin to w ać, byl przekonany, iż W als ki nie zdoła utrzymać się za nim. Los mu dopomógł! W chwili, gdy ro zpoczął akcję, Je r z e m u spadł łańcuch.

Udając, że t e g o nie widzi, Konic popęd ził n a przód i w krótc e o kazał się w czołowej gru p c e zawodników. Utrzym ywał się w niej pra w ie do mety. Tam wytraw niejsi jeźdźcy zdystansowali go bez trudu. Zajął je d n a k je d e n a s te miejsce, p odczas gdy J e ­ rzy przybył dopie ro tr zy d zies ty ósmy. Ku wielkiemu jednak nie ­ zadowoleniu Konica panna Marychna nie była rozentuzjazm o­

w aną jego wyczynem, nic: ukrywała żalu, że p rzypadek uniemo­

żliwił Je r z e m u bro nien ia swych szans, k tó r e wydawały się jej dość znaczne.

Jerzy, w ierząc, iż Kazimierz później do piero zauważył jego nieobecność, nie miał do niego preten sji; Konic jednak sam sobie zdawał sprawę, że po stąpił niespcrtowo.

Dawniej w rażenie to nie byłoby ta k silne; przes zedłby nad nim spokojnie do po rz ądku. Teraz jednak , gdy mimowoli zwyczaje sporto w e wywarły już pewien wpływ na jego świato-

(9)

KOLARZ POLSKI Nr. 14. Str. 9.

wyk azują maksimum sprawnośc i i r a s o ­ wości ludzkiej, ale nigdy i nigdzie nie pi­

sałem, że sztaje r rasowości nie p o s i a d a — owszem —ten kto daje wyniki, p o sia d a ć ją musi, tylko nie w takim stopniu jak sp rin ­ te r.

A le jeżeli już do te g o przyszło, że nie­

pokoimy konie, to wyjaśniam „Mitośniko- w i“, że hodowla tych zw ierząt pow inna go prz ekonać o słuszności mego tw ier­

dzenia.

Spry tny i m ą d r y człowiek, chcąc mieć dobre konie, selekcjonuje wyłącznie k r ó t ­ kodystansowców. Proszą prz ejrz eć p r o ­ gramy wyścigów konnych, spotykam y tam tylko biegi na dystansach od 800 do 1200 m. dla dwuletnich (raz tylko w s e ­ zonie biegną ze starszymi na dystansie 1500 m.); od 1500 do 2000 m. dla trzyle t­

nich i starszych i do 4400 m. dla c z te ro ­ letnich,

P rzecież wszystkie te dystansy są k r ó t ­ kie, ale że chodzi o wybranie materjalu najbar dziej rasow ego, więc o dystansach długich nie może być mowy.

Organizm zdrowy, mogący dać maksimum wysiłku w czasie najk rótszym , organizm zdolny do takiego wysiłku, uważany jest za najszlachetniejszy, a przykłady w ykaza­

ły, że organizm taki i do bard zo długich wysiłków jest zdolny.

Przypom nę „Miłośnikowi11 artykuł Ju n o ­ szy, umieszczony w „ S tad jo n ie" w 1923 roku. opisujący sześ ciodnio w y wyścig, w którym brał ud zia ł pięciokro tny mistrz św iata k rótkodystans ow iec Moeskops.

W idzim y z te g o opisu, że w piątym i szóstym dn iu wyścigów, znakomity Ho­

lender dla własnej zabawy nadaw ał wy­

ścigowi takie tem po, że w szystko za nim jęcz ało, by utrzym ać się na kole podczas tego szalonego biegu.

W ostatniej sześciodniówce Dortm un- dzkiej jeden z najd elik atnie jszych sprin­

terów F r a n c j i —Cugnot, p rzetrw ał na c z e ­ le cały wyścig i dopiero bolesny upadek w szóstym dniu unieszkodliwił go zupeł­

nie.

Po d o b n ie było i w sześ ciodniow ym wy­

ścigu w Paryżu . Najwięcej prem ji wygrał świetny k ró tk o d y stan s o w iec Faucheux i p r z e t r w a ł wyścig do końca.

P rzykładów takich możnaby podać ilość niezliczoną.

A le rozum ie się żaden z kolarzy, o ile posiad a w sobie is k ie rk ę ta l e n tu sp rin ­ tera, za nic nie będzie go chciał m arno­

wać i stale w kie runku sprintu treningi swe i wyścigi skierowywać będzie.

A na w e t kolarze, któ rzy tych zdolności nie mają, przedew szystkiem p ró bują szc z ę ­ ścia na metę k ró tszą, a gdy to zawiedzie, trenują na dystans. S tąd te ż pochodzi w liście Pańskim to mylne tw ierdzenie, że pierwsze stadju m to biegi kró tsze, a n a ­ s t ę p n e —długie.

Dalej, królowie sześciodniówek: amery- kanin Goullet, uważany za najszybszego po K ra m e r’ze człowieka w A m ery ce, w biegach sześciodniowych nie miał so­

bie równego.

V an K em pen najs zybszy w Holandji po Moeskopsie, a w 1925 ro k u mistrz H o ­ landji na 1000 m., (w ro ku bieżącym brał udział w rozgryw ce m istrz ostw a A meryki w sprincie), uw ażany jest za E uropej­

skiego „ k r ó l a ” sześcio dnió w ek i dzięki ty m biegom otrzymał nazwę „latającego H olendra" .

J e d e n z najwybitniejszych bo k seró w pol­

skich i znaw ca w dziedz inie rozwoju fi­

zycznego Junosza, ta k mówi o boksie:—

„Nie tr z e b a ćwiczyć zbyt długo. W y t r z y ­ mując na treningu choćby dziesięć „szta- je row skic h" rund, ku niemałem u w łasn e­

mu zdziwieniu spuchnie się na meczu po j e d n e j— prow adzonej po sprin tero w s k u “ . T ak widocznie los chciał, że daje mi do ręki jeszcze jeden nam ac alny i świeży bardzo dowód.

W ostatnich dwóch latach, ata kom pły­

w aków p odle gał ka n a ł L a Manche.

O d dwóch lat różni długodysta nsow cy próbowali przebyć g o —ale bezskutecznie.

Aż nares zcie La Manche zo stał zwy­

ciężony.

Zwycięztwo to odnisła k o b ie ta G e r t r u ­ da E derle najlepsza sp r in te r k a na O lim ­ piad zi e w 1924 r., p o sia d a ją c a re k o r d y na

150 y. 200 m. 300 y. 400 y. i 500 y.

O n a to właśnie, t a typow a sp r in te r k a , potrafiła przepłynąć t e n zdra dziecki ka- nał w 14 godz. 23 m. bijąc doty chcz aso­

wy re k o r d mężczyzn długodysta nsow ców 0 dwie godziny prawie.

Na zakończenie pozw olę sobie p o w tó ­ rzyć zdanie „Miłośnika": — „Można być zapamiętałym zwolennikiem je dnego typu, ale nie wolno p otę piać drugiego... „ P o s ą ­ dzając zaś niżej podpis an eg o o stronność 1 krz yw dzenie kola rstw a, wyrząd zał mi P a n właśnie krzyw dę, o któ rej jednak nie pam iętam ze względu na nieznajomość r z e ­ czy i duży zdaje się zapał. Fes.

poglądzie, własny p o s t ę p e k wywołał w nim niesm ak b ardzo wy­

raźny, nie chcący bynajmniej przechodzić, a naodw ró t stający się coraz przykrzejszy m i dokuczliwszym.

Uznał więc za konieczne raz jeszcze zmierzyć się z k u ­ zynem, by zatryumfować n ad nim w sposób nie podlegający dy­

skusji.

Niebawem nadarzyła się sposobność, w po staci nies pełna 20 kilometrowego biegu dla nie sto w arzyszonych.

W a ls k i nie chciał początkow o do niego stawać, lecz K o ­ nic, zdając sobie sprawę, że k ró tk i dystans najlepiej odpowiada jego sprin te rskim uzdolnieniom, namawiał go ta k długo, póki- się nie zdecydow ał.

Trenow ali nadal razem, ale już widać było, z obu stron, pewną nieufność; Jerzy poza wspólnemi wycieczkami odbywał sam otn e treningi, Kazik jeździł po to rze, ulepszając je szcze swój fi­

nisz. Konic liczył bard zo na wielką przekładnię , ja ką miał za­

miar zastosować. Na trenin gach w spólnych jednak używał małej.

O pomocy wzajemnej podczas wyścigu nic ze sobą nie mówili.

Po przejrzeniu listy zawodników, Kazik uznał, że ma wszelkie sz anse zwyc ęstwa i zaczął gorąco namawiać pannę Marychnę, by przyszła popatr zeć na zawody. Walski dlacz egoś zupełnie w tym k :eru nku nie nalegał; niemniej, panna Marychna stawiła się p unktu alnie na starcie.

W bieou brało udział kilkudziesięciu jeźdźców. Teren

był prawie płaski. Chodziło o d w u k ro tn e przebycie tr a s y o k r ę ­ żnej tak, że w połowie biegu uczestnicy mijali zebraną na m e­

cie publiczność.

Z miejsca ruszono w ostre m tempie. Młodzi, nie doiw iad- czeni zawodnicy nie liczyli się z siłami, chcieli odra zu wyrwać.

Tote ż wielu z tych, któ rzy wysunęli się zrazu na czoło, po kil­

ku kilom etrach wlekło się w ogonku. Kazik i Jerzy znajdywali się w grupie śr odkow ej. Pie rwszy liczył na swój wysiłek k o ń ­ cowy, dru gi spokojny i zrów now ażony, wogóle nigdy się z b y t­

nio nie spieszył. Jechali ka żdy zosobna, choć blisko od siebie, starannie acz nieznacznie, obserwując się wzajemnie.

Po siedm u kilometra ch, kie dy miernoty poodpadały, o ka­

zali się obaj w gru pie czołowej. Zbyt wielka, s p r in te r s k a p r z e ­ kładnia daw ała się Konicowi silnie we znaki: pow ątpiewał, czy dociągnie do ko ń c a wyścigu. Walski n ato m ia st szed ł równo, niezmęczony zupełnie.

Zbliżali się do miejsca, sk ąd wyruszyli i gdzie tłumnie zebrała się publiczność. Konicowi szło coraz ciężej. W p e w ­ nym momencie w głowie jego bły snęła myśl: zasprintować uciec samotnie, prz e d wszystkiemi, minąć pod burzą okla ­ sków, szer eg i widzów— w śród których była prz ecie pa n n a Ma­

ry chna — zniknąć za z ak rętem i tam „niec hcący” wywalić się do rowu. Pomysł t a k mu się podobał, że przystą pił niezwłocznie do wykonania.

(D. „.)

Cytaty

Powiązane dokumenty

K olars two lwowskie bard zo ucierpiało przez wojnę i do dziś nie może się finansowo podnieść, tem bard ziej, że niema toru a naokoło wielka konkure ncja

Tow arzystwo organizujące deleguje do każdej grupy, przybyłej na Zjazd, je dnego ze sw ych członków, który staje się podczas Zjazdu to w arzyszem , opiekunem i

Najlepszym zawodnikiem okazał się L am b ert Tadeusz, któ ry przy lepszych w spółzawodnikach mógłby się wyrobić na pie rw szorz ędną siłę.. D rugim

Piękny dzień sprzyjał zawodom, tak, iż na starcie w Wieliczce zgromadziło się przeszło sto maszyn, liczba imponująca, jak na zawody p r o ­ wincjonalne. Biegów

Duszyński, wspomagany przez przez pracow icie trenującego T.. Kalinowski Warszawa,

Tym czasem m niemanie takie je st zw ykłą życiow ą omyłką, gdyż, żeb y w naszych w arunkach m óc posiłkow ać się rowerem , należy przedew szystkiem posiadać

b) Zaw iadam ianie Zarządu Związku o re ­ zu ltatach wyścigów zorganizow anych prżez To- w arzystw o:— członka Z... Stopniow o jed n ak zaczęto się w yzw alać

Popraw ki proponow ane przez S. W przeciw nym wypadku opłata wpisowego wynosi Zł. W szelk ie fundusze, oraz kw oty pieniężne winny być przechow yw ane według