Nr. 3. Niedziela, 25 kwietnia 1926 r. Rok I.
Oficjalny Organ PolsKiego ZwiązKu Towarzystw KolarsKich
C e n a 60 g r o s z y .
F A B R Y K A R O W E R Ó W i C Z Ę Ś C I
WA RSZAW A, PA Ń S K A Nr. 83.
T e le fo n y : N °N° 199-14, 114-73.
Produkuje rowery, ramy, widelce, łączniki s. B. S. A., amerykańskie; su- porty, osie, miski, kom plety główkowe, obręcze, kierowniki zwyczajne i wyści
gowe własnego patentu, błotniki, siodła, sztyce podsiodłow e i inne.
Dla hurtowników, odprzedawców i mechaników specjalny rab at i d o g o d ne warunki kupna.
A dres telegraficzny: „A U T O R O W E R ” .
K O L A R Z P O L S K I Nr. 3. S tr. 3.
D R O G I S P O R T U
Gdy przed c zterem a dziesiątkami lat poczęły powstawać w Polsce pierwsze towarzystwa sporto
we, nie przeczuwano jesz c ze ogólnie ich znaczenia i roli, jaką miały spełnić w przyszłości, będąc no
wym czynnikiem w życiu społecznem. W szerszych m asach patrzono wtedy na sport, jako na nową od
m ianę zabawy, dostępną dla ludzi zamożnych, któ
rym c zas pozwalał na niezrozumiałe praktyki i ćwi
czenia.
T akie sam e niezrozumienie okazywano, gdy w myśl zasad Komisji Edukacyjnej, zaczęto wpro
w adzać w niektórych szkołach gimnastykę, jako podstaw ę szerzej później przyjętego systemu wy
chowania fizycznego.
Patrzono wtedy na gimnastykę, jako na sztukę wywijania łamańców, a przezorni, według siebie r o dzice, niejednokrotnie starali się uwolnić swe dzie
ci od tej dziwnej nauki, zastępując gimnastykę lekcją gry na fortepjanie lub dodatkową godziną, pośw ięconą na obkuwanie języków.
Z trudem torowało sobie drogi wychowanie fi
zyczne młodzieży wśród nieuświadomionych jego istotnego i głębokiego znaczenia. Po zdrowie c h o dzono do lekarza i apteki, zapominając zupełnie o tak ważnym czynniku, jak ruch na boisku sportowem na powietrzu i słońcu. W ysiłek sportowy utożsamiano niemal z chęcią utraty zdrowia. Gdy słabemu chłop
cu lekarz zalecił ćwiczenia fizyczne, ojciec kupował kółka lub orczyk, zawieszał u drzwi mieszkania i był przekonany, że zrobił wszystko co mógł, dla zdro wia dziecka. Zresztą nietylko jednostki grzeszyły nieświadomością. Posiadaliśmy w tym czasie d osk o
nałe i znane wylęgarnie; hodowle nierogacizny i bydła pod opieką specjalistów, a nierzadko stałym nadzorze weterynarza; istniało też Tow. wyści
gów konnych i prawidłowa hodowla koni. Brakło tylko jednej małej rzeczy: prawidłowo ujętego syste
mu wychowania fizycznego dzieci i odpowiednich boisk, czego nie brakło dla koni.
T a k było niegdyś, dziś warunki zmieniły się radykalnie. W alka o ruch i przestrzenie dla dzieci trwa i wydaje ow ocne rezultaty. Jednostki, instytu
cje a nawet rady miejskie uznały wychowanie fi
zyczne ze sportem za nieodzowny czynnik w wy
chowaniu ogólnem. Zdrowie obywatela jest skarbem Państwa. Setki klubów sportowych spełnia czynnoś
ci, wynikające nietylko z pobudek osobistych, ale i z pobudek ogólno społecznych. Dorastający mło
dzieniec ma do wyboru dziesiątki sportów, którym może się oddać z calem zamiłowaniem, czerpiąc stąd prócz zadowolenia osobistego jeszcze te siły fizyczne i moralne, które leżą W dążeniu do zwy
cięstwa nad samym sobą lub przeciwnikiem w szla
chetnej i rycerskiej rywalizacji. Tu jednak należy o strzec młodych adeptów sportu przed ich własnym zapałem i przesadą W traktowaniu ćwiczeń. Zdrowie i zadowolenie może osiągnąć każdy, kto uprawia ćwiczenia sportowe z umiarem, mistrzem jednak m oże zostać jedynie wybrany i to po długiej i sy ste matycznej pracy pod kierunkiem doświadczonych w tym względzie jednostek.
Kolarstwo, podobnie jak i inne sporty, posiada swoje wypróbowane metody, których lekceważyć nie
W o l n o . Bez podstaw nikt nie przystępuje do r z e czy, bez zasad działań arytmetycznych nie można rozwiązywać równań algebraicznych. Są to prawdy zrozumiałe dla każdego ucznia, nie są p rz e s trz e g a ne jednak p rzez niego, jeżeli w grę wchodzą ćwi
czenia sportowe. T e sam e prawdy dotyczą kolarstwa.
Turystykę uprawiać m oże zdrowy przeciętnie człowiek, zawodom powinien się oddać jedynie uzdolniony fizycznie.
P rz edw stę p ne przygotowania trwać powinny około dwuch lat, w tym pierwszy rok poświęcony nieomal wyłącznie szosie, po której jazda wzmacnia silniej cały układ mięśniowy i kostny. Pierw sze jaz
dy wynosić winny około 10 km. i odbywać się bez widocżnego wysiłku. Późniejsze powinny już zmie
rzać do s kró cen ia zużytego poprzednio czasu, ur
wanie bowiem kilku sekund będzie dla sportowca z a ch ętą i zwycięstwem nad sobą samym; nie pow in
no ono odbywać się drogą gwałtownych wysiłków, lecz być naturalnem następstwem system atycznej pracy. Całkowity wysiłek kolarza musi być równo
miernie rozłożony na całą drogę, unikając zbytnich szarpań i zwalniań. W dniach znużenia i niechęci
Str. 4. K O L A R Z P O L S K I Nr. 3.
do jazdy nie należy uprawiać treningów, lecz spa
c ery pośw ięcone odpoczynkowi mięśni i nerwów.
Gdy pod koniec pierwszego roku k o la r ^ prze- będzie kilometr w dwie minuty, a 10 kilometrów W ciągu 21 — 22. minut, będzie to dowodem, że p raca jego rozwija się prawidłowo.
Jedynie sy stem atyczn ość i m etoda prowadzą do dobrych wyników w kolarstwie, a gdyby rez u lta
tem tych usiłowań było tylko w zm ocnienie zdrowia i sprawności fizycznej, to już dla tego sameggo warto ten sport uprawiać. Laury przyjdą później same, nieproszone, a ci ostatni Mohikanie ze sta r
szego pokolenia, widząc tylko jasne strony k o lar
stwa, wyzbędą się res z te k uprzedzeń, spow odow a
nych eksperym entam i młodzieży, dążącej do wyników bez Względu na zdrowie.
(W K > C M W S M K S 3 K K 0 2 * K S 2 * K )a * * O 3 K K > < 2 * a « K £ > K S a « K S 2 a ł< £ )a « W S a * K S 3 * O K > a K K S 3 J« < O 3 * K > M K S C W K )< 2 *
P R Z E D S E Z O N E M
W drugiej poło w ie m a r c a kończ ą się zw ykle p ra c e o rganizacyjne W Z a r ządach i Wydziałach T ow arzystw i Klu
bów. R ozpoczyna się n a to m ia s t g o r ą c z k o w a p r a c a pomiędzy zaWod niKam i, k t ó rzy już w drugiej połowie kw ietnia b ę d ą musieli s p o t k a ć się W s z ra n k a c h b e z krw a w ego boju, by wykazać sw e walory fizyczne i re z u lta ty pracy zimowej.
J a k w latach ubiegłych ta k i o b e c nie, pie rw sz e sp o tk a n ia n a s tą p ią p o między „szosowcam i" . W a r to byłoby Więc rzucić myślą Wstecz i p rzyjrzeć się ciekawym n ieraz spotkaniom i wal
kom zeszłorocznym .
S ezo n ubiegły nie dał nam z d e k l a r o w a n e g o faworyta; każdy praw ie w yś
cig wysuwał innego z w y c ię z c ę i w z a wodach międzyklubowych nie było z a wodnika, o którym z pewnem przybli
żeniem było można powiedzieć — ten zwycięży.
Z z a w odników w a r s z a w s k ic h naj
w ięc ej mówiono o B irto d z ie jsk im . I r z e czywiście, pierw szy 50 km. wyścig p r z e grywa wprawdzie, ale p rz e g ry w a w w al
c e i w dobrym stylu z p. J. Langem, k tó r y po p ow rocie z zagranicy, po dwu
m iesięcznym blisko treningu w rz e c z y w istości nie mógł te g o wyścigu przegrać.
W pobitem polu znajdowali się je dnak t a c y w e te r a n i koła jak G ronc ze w ski i K am iński i s p o ra g a r ść z a rybku s t a r a ją c e g o się za Wszelką c e n ę dojść do głosu.
M is trz o stw o W o je w ó d z tw a W a r sz a w sk ie g o o d su w a je dnak Bartodzie j- skiego na plan dalszy, c h o c ia ż wyścig ten, ro z e g ra n y w ciężkich w arunkach atm osferycznych, zda w ał się najlepiej mu odpowiadać. Tym czasem pomimo p rz e je c h a n ia całego 100 km. dystansu b e z d e f e k tu i w spaniale w ykorzystane
go momentu, wynikłego z zam ie szania na półm etku, pozw ala d o p ę d z ić się Gron- c z ew sk iem u , k tó ry b e z walki prawie minął go na ostatnich 25 km. i wygrał wyścig w świetnym stylu. Dru gie miej
s c e o d e b r a ł B a rto d z ie jsk ie m u S k o w r o ń ski, bijąc go na finiszu o 5 długości.
L ange J. i Kamiński L. udziału W tym biegu nie brali.
Z innych wyścigów wojew ódzkich na plan pie rw szy wybiło się woj. P o le s kie z e sw ą nową gw iazdą Ziembickim,
k tóry wyścig wygrał z ca łą sw obodą, przebywając 100 km. W 5 godz. 16 min.
M is trz o stw o Woj. łó dzkiego przy
niosło starym zwyczajem zwycięstw o O. Millerowi, a woj. lwowskiego — Bli- chow skiem u i IgnatoWiczoWi.
M is trz o stw o woj. k r a k o w sk ie g o wy
sunęło mało znanego k o la rz a W ro ń sk ie
go. W wyścigu tym nie brali udziału:
H oksm a n z powodu choroby i Chyłko.
P ie rw sz e s p o tk a n ie praw ie w szyst
kich naszych „a só w “ nastąpiło dopiero W O krężnym biegu Kurjera C z e r w o n e go. Wyścig ten po trudnym i uciążli-
M ieczysław Lange
M istrz Polski na szosie Pozn. Tow. Cykl. i Mot.
wym te re n ie powinien był być widownią rywalizacji i walki. L ecz znaczna ilość wypadków, połączonych z defektami gum, a n a w e t i maszyn, rywalizację tę zmniejszyła.
Wyścig wygrał o sta te czn ie Ignato- wicz ze Lwowa, mając na najbliższych za so b ą m iejscach d rugorzędne je szc ze siły S t. O chniewskiego, Duszyńskiego i Leppego. Piąty, po c z te re c h d e fe k tach, L. Kamiński i sz ó sty Popowski.
Gronczew ski wycofał się na ostatnim kilometrze, już w W arszawie, gdzie przebił osta tn ią sw ą z a p a s o w ą gumę.
Bartodziejskiem u, ja k zwykle, nie s t a r czyło s e r c a do walki i po pierwszym d efe k cie w ycofał się z wyścigu. Ś re d nia szybkość na godz. wynosiła tylko 26 km. 625 m.
Najw iększe, rozum ie się, z a in te re s o w anie budził wyścig o m is trz o stw o - P o l
ski. Ouzy 206 km. dysta ns wymagał b ardz o wielkiej spraw ności fizycznej i wytrzymałości. Wynik je dnak i tu był dość niespodziewany. P o wielu wałkuch i p róbac h ucieczki, po wielu u p adka ch i d e f e k ta c h na śliskiej i ro z miękłej w sk u te k d e s z c z u szosie, na c z e le wyścigu p o k a z a ło się trze ch kolarzy św ietn ie jadących O. Miller, Bartodziej- ski i M Lange z Poznania.
S zalone tempo łódzkiego a s a “ p o zw ala mu od e rw a ć się od jadących za nim jak cień B a rto d z ie jsk ie g o i L an g e
go i zdawało się, że da mu pew ne zw y
cięstwo. J e d n a k na 25 km. prze d m etą Miller osłabł zupełnie i pomimo 2 km.
przewagi oddał swoje miejsce M ieczy
sławowi Langemu, a później B a rto d zie j
skiemu, utrzym ując się zaledwie na trze- ciem miejscu. C z w a rte miejsce zajął d o b rz e jadący Blicharski, piąte Ko- s t r / e w s k i , obaj ze Lwowa.
Z wycię zca biegu „O k ręż n eg o " , Igna- towicz, nie o d e g r a ł w tym wyścigu p o ważniejszej roli. G ronc ze w ski biegu nie skończył. Kamiński z a ś miał ta k ą ilość d efektów , iż do mety przybył póź
nym Wieczorem, piechotą. 206 km p r z e był M. Lange 7 g. 25 m co stanowi 27 km. 780 m. na godz.
N a jc ie k aw sza im preza — wyścig doo k o ła w ojew ództw a warszawskiego zgromadził najw iększ ą ilość najlepszych k o la rz y szosowych. Niestety, Mieczy-
K O L A R Z P O L S K I Nr. 3. S tr. 5.
Ziembicki
Mistrz w ojew ództw a Poleskiego.
Brzeskie Tow. Kolarsko Sport.
sław Lange nie mógł b r a ć w nim udzia
łu, bronił bowiem w tym cz asie b a r w Polski, na mistrzostw ie św iata w Am
sterdam ie.
Wyścig w pierwszym e t a p ie nie dał nikomu prawie żadnej faktycznej p r z e wagi, wygrał go finiszem Chyłko z K ra kowa, mając tuż za so b ą Langego J.
G arley’a, Bartodziejskiego, Kamińskiego G ronczew skiego, Ziem bickiego, Millera, Blicharskiego i innych N atom iast etap drugi pozwolił w ykazać Ziembickiemu z B r z e ś c ia niepospolite w prost walory sz o so w eg o je źdź ca
Zaw odnik ten zyskał -w tym etapie prze szło półgodzinną przewagę i wygrał go W wspaniałej formie. Etap trzeci przy
niósł niespodziew ane zwycięstw o Barto- dziejskiemu.
W yścig wygrał W r e z u ltac ie z wiel
kim trudem J ó z e f Lange z W. T. C.
wykazując niezwykłą w sze ch stro n n o ść , jeżeli się weźmie pod uw agę uprzednie niebranie udziału W biegach szosowych sezonu.
P o za Langem i Zie m bickim wyścig ten wykazał bardz o wysokie Walory Bli
c ha rskiego ze Lwowa i raz je szc ze zw ró cić kazał uwagę na na?z zarybek, a wszczególn ości na P opow skiego i D u szyńskiego.
O s ta tn ie zawody na szosie pierwszy r az ro ze g ra n e w P olsce, a zorganizo
wane przez wydawnictwo „ R ze cz p o sp o lita", przyniosły piękne zwycięstw o m ło
demu kolarzowi Radwanowi z W. T. C.
wysuwając na czoło je szc ze jedną n o wą siłę.
Nie od rze czy będzie wspomnieć o doskonałym r e z u lta c ie jaki osiągnął Mieczysław Lange z P oznania na mi
s trzo s tw ie św ia ta w Amsterdamie.
Używaj do masażu znakomitego płynu
„U ltflL s "
Pomim o za b ó jc ze g o te m pa rozwi
niętego przez Holendrów, Belgów i Francuzów, utrzymuje się w czołowej grupie, próbuje naw e t walczyć, dość c z ęsto znajdując się w pierw szej grupce uciekinierów.
N ies tety przysłowiowy pech, prze
śla dują cy naszych czołowych kola rzy na w szystkich zaw odach r e p r e z e n ta c y j
nych i tu dał znać o sobie.
Na jednym z gwałtownych skrętów , na ostatnich 12 km. od sta rtu , zd e rz a się n asz mistrz z pędzącym na oślep zawodnikiem francuskim , u p a d a z nim razem i łamie koło, w su te k cz ego biegu nie kończy. W ypadek ten bardziej przy
kry, że pozbawił nas pewnego s z ó ste g o miejsca. G ro m ad k a 12 zawodnik ów Wpadła bowiem na ta śm ę ta k zb itą ma
są, że sędzio w ie mogli zakwalifikować tylko pierw szych pięciu, a pozostałej
sió dem ce dać sz ó ste nagrody. F a k t ten najlepiej świadczy o naszym mistrzu, wysuwając go b ezw zględnie na czoło zeszło rocznych „asów".
O to ogólny, W s k ró c e n iu naturaln ie , przebieg walk na szosie pomiędzy p o l
skimi kola rzam i szosowymi. Kto wysu
nie się na czoło w roku bieżącym, trud- nem je s t do przewidzenia, w każdym razie Walka będzie z a c i ę ta i ciekaw a.
O grom nie żałow ać należy, że duży ta lent jakim je s t b ez przec znie J. Lange marnuje się W ekwilibrystycznych popi
sa ch w jeżdzie za motorem. S ądząc z wyników jakie osiągnął w biegu do o koła w ojew ództw a w arszawskie go, m ożna przypuszczać, iż zająłby on jako sz osow iec jedno z pierw szych miejsc stałych w P o ls c e i zagranicą.
Fes.
W yścig sz o so w y 100 kim. prowadzi L. Kamiński drugi J. Lange.
S tr. 6. K O L A R Z P O L S K I Nr. 3.
Tabela mistrzostw wojewódzkich rozegranych 1925 roku.
M istrzostw o wójew. I II III czas
na 100 kim.
P oleskiego Ziembicki Jakim ow icz Kow alczyk 3 g. 16 m. 2 s.
Ł ódzkiego Miller O s. P a tz e r P. S ztark C. 3 g. 21 m. 30 s.
P oznańsk iego Malicki M. W ysocki C. B estry L. 3 g. 26 m. —
Lw ow skiego Ignatow icz S erbeński Panow ski 3 g. 32 m. 14 s.
W arszaw skiego G ronczew ski S. Skow roński B artodziejski 3 g. 34 m. —
K rakow skiego W roński S. Pietrow icz B arzycki 3 g. 39 m. —
K ieleckiego S ekutnik J. M iller M. Salski Z. 3 g. 43 m. —
Śląskiego Firia A l. S py ra E. K olipiontek 3 g. 50 m. —
P om orskiego D ibow ski P. K ozłow ski D iesing 4 g. 2 m. —
T U R Y S T Y K A
W szystko, co pow iedzieliśm y w poprzednim num erze „K o larza”
0 turystyce, nie wyjaśnia jed n ak nie
któ ry ch spraw i nie rozw iązuje p y tania jak ją należy upraw iać.
P rzedew szystkiem trze b a pam ię
tać, że tu ry sty k a jest sportem , gdzie czynnik rywalizacji jest w bardzo mocnym stopniu osłabiony i w szys
tkie w ycieczki tury sty czn e w całem teg o słow a znaczeniu, porów nać m ożna z rajdam i, w których m ak
sym alna szybkość jest ściśle ozna
czo n ą i przestrzeganą.
M ając ted y n a uw adze szybkość, przez najszerszy ogół kolarski osią
galna, musimy pam iętać o wygodzie.
W tury sty ce przeto zupełnie nie p o trz e b a używ ać pozycji w yścigowych 1 kierow ników głębokich, jak to czynią kolarze zaw odnicy, dla k tó rych zw ycięstw o jest celem .
T u ry sta więc pow inien z a o p a trzyć się w kierow nik lekko w ygięty do góry z w ygodnem ustaw ieniem pozycji przy lekkiem pochyleniu naprzód .
U żyw ane w o statn ich czasach, obrzydliw e, m ocno do gó ry w y k rę
co ne kierow niki, do teg o rączkam i,
jak rogi, skierow ąnem i do przodu, zupełnie nie nadają się do użytku.
K o larz-turysta musi pam iętać o tem , że pew ne niewielkie pochylenie jest konieczne, tam gdzie d ro g a prow a
dzi pod g órę lub p o d wiatr, w zglę
dnie gdzie idzie po bard zo złej szosie szczególniej w tym ostatnim w ypadku w strząsy przy pozycji zu
pełnie prostej b ardzo dają się we znaki i pow odują zb y t szybkie zm ę
czenie.
D rugą spraw ą pierw szorzędnej wagi je st przekładnik. T u ry sta nie pow inien nigdy używ ać przekładni p o n ad 64— 68, w iększe zb yt szybko znużą i z miłej w ycieczki uczynić m ogą ciężką i m oralną pracę.
Spraw ę tę serjo zupełnie p o trak to w ać pow inni przedew szystkiem organizatorzy w ycieczek, a napew no nie będzie m aruderów , ro zciąg ają
cych nieraz łańcuch w ycieczkow i
czów do 500 m etr. co wpływa n ie
zm iernie nużąco n a p o zostałych k o larzy.
Rów nież unikać pow inien tu ry s
ta, szczególnie n a dalsze jadący wypraw y, plecaków i to rb , k tó re dźw iga na sobie zupełnie zb ytecznie.
D o brze um ocow any z tyłu nad tyl- nem kołem bagażnik jest jedynem miejscem , gdzie w szystkie k onieczne dla turysty rzeczy m ożna umieścić i spakow ać. U nika się w tedy ta k niem iłego obciążenia pleców , o trzy muje sw obodę ruchów i przyjem ną jazdę.
Bagażem turysty, w ybierającego się na kilka lub kilkunastodniow ą w ycieczkę pow inny być: duża g u mowa peleryn a, dość długa by za
kryw ała nogi do połow y przed ud zia (rzecz niezastąpiona w czasie desz
czu); dwie pary niezbyt grubych pończoch; cienka w ełniana koszulka;
koszula n ocna; ap tec zk a do re p e racji gum i prow iant.
U branie tu ry sty pow inno się sk ład ać z miękiej czapki z dużym daszkiem , sw obodnej m arynarki, grubszej koszulki w ełnianej zw ierz
chniej i drugiej cienkiej, danej w p ro st na ciało, ta o statn ia p rz ed no cle
giem m oże b yć przep ran ą, a jeżeli przez noc w yschnąć nie zdąży za
stąp i ją, znajdująca się w bagażniku, zapasow a.
W każdym razie druga koszulka za b ezp iecza p rz ed wszelkiem i nie-
K O L A R Z P O L S K I N r. 3. S tr. 7.
spodziankam i zaziębienia n aw et p o d czas silnych zm ian tem p eratu ry . S podnie pow inny być szerokie w k o lan ach i sp ięte p o d kolanem .
C o zaś do sam ego row eru, to te n winien bezw arunkow o posiadać w olne koło, błotniki i p o rz ąd n e h a
mulce. T ak w yekw ipow any turysta, posiadając p o d ró ż n ą m apkę nie b ę dąc zupełnie sk ręp ow any w ru chach , niczem nie obciążony, z całą p rz y jem nością i n iezn aną przez laików rozkoszą pojedzie poznaw ać kraj ludzi i ich zwyczaje.
Fes.
Czytajcie
„Kolarz Pobili”
W yścigi sześciodniowe. Ogólny widok na kabiny, za któremi stoją zapasow e row ery i koła.
W y ś c i g i s z e ś c i o d n i o w e
w P a r y ż u ,
Olbrzymie reklamy na tydzień n a przód. elektryzowały Paryż zapowiedzią widowiska wysiłku ludzkiego s k o n c e n trowanego W nazw ie—„wyścigi s z e ś c io dniowe".
Je ż e li rze czyw iście j e s t cel W po d dawaniu próbie organizmu ludzkiego i zm uszeniu go do pracy w przeciągu 144 godzin, to wynik już osiągnięto — wypadł on nadspodziew anie d o b rz e — człow iek zwyciężył. O bec nie je dnak z tej wielkiej próby zrobiono widowisko, k tó r e prze dew szystkiem organizato rom d o sk o n a le się opłaca.
Ale n a w e t d ziesiąta z rzędu szeseio- dniówka, organizowana ostatnio w P a ryżu nie zaspokoiła Molocha-Kapitału, Ku .uciesze sz e r o k ic h mas, ku zabaw ie możnych, popędzono złotym batem je s z cze jedną partię zawodowców w Berli
nie, by dowiedli raz je sz c z e do jakich absurdów człowiek je s t zdolny i jak a p o te o z o w a ć będzie te absurdy wtedy gdy mu płacą.
Odsuwam y je dnak na bo k wszystkie r ac ję mówiące przeciw wyścigom s z e ś ciodniowym, względnie przeciw urzą
dzaniu ich ta k cz ęsto.
Przejdźmy do miejsc gdzie siedzi publiczność i obse rw ujm y ten wysiłek czło wie ka dla pieniędzy i dla pseudo- sławy, szybko jak chwila przemijającej.
C ieka w y o b r a z e k p rze dstaw ia to r zi
mowy w czasie tego wielkiego meetingu.
P o linji wew nętrznej do o koła toru poustawiano kabiny, sprytn ie osłonione lekkiemi parawanikam i i pobudowano specjalne stojaki dla dziesiątków r o w e rów i s e t e k kół, niezbędnych zawodni
kom podczas wyścigów.
W każdym razie zapewnić mogę, że nie widziałem w żadnym składzie ani w fabryce W P olsce, ta kiej masy r o w e rów i utensylji, jakie widziałem po d cz as paryskiej sześciodniowki.
O godzinie 1 1 Wieczór przy w yprze
danej do o sta tnie go miejsca widowni, s ta r t e r wypuścił do walki, k tó r a miała
trw ać 144 godzin, 15 par największych spe cja listów w tego rodzaju zawodach, a mianowicie:
1. Van K em pen-Faudet, holand. franc.
2. Aerts-C houry, belg. franc.
3. G ira rd e n g o -ó io rg e tti, włosi.
4. M a c-N a m a ra—H oran, austral. amer.
5. B eyl-Goossens, belgowie.
6. W ambst-Lacquehay, francuzi.
7. D egrae ve-T holle m bee k, belgowie.
S. D ew olf-S tockelynck, belgowie.
9. V andenhove bracia, belgowie.
10. OHveri-Ferrario, włosi.
11. C ugnot Baron, francuzi.
W yścigi sześciodn iow e. Start. Od prawej strony stoją: Van- Kempen, Goossens, Girardengo, Mac-Namara, Beyle, Wambst,
Stoćkelynck, Thollembeck.
S tr. 8. K O L A R Z P O L S K I N r. 3.
W yścigi sześciodniow e. Beyle otrzymuje dep eszę od sw oich w ielbicieli.
12. M a rc o t- P u tz e is , francuzi.
13. Boogmans Roels, belgowie.
14. F auche ux-J Louet, francuzi.
15. C a tu d a l-T e x ie r , francuzi.
T em po rozw ija się odraz u ponad 40 kim. n a godzinę i już rozpoczynają s ię próby ucieczki nie uw ieńczone je d nak zerultatem.
P o pól godzinie pie rw sz a 200 fr.
premia, ofiarow ana prze z je dnego z wi
dzów, jak uderz enie batem pubudza wyścigowców do walki. Wygrywa ją Faudeux.
Z a r a z po tem M a c-N a m a ra inicjuje ucieczkę. P ościg trw a prze szło 10 minut.
Sytuac je groźną dla u cz estników biegu (M ac-N am ara uzyskał prawie pół o k rążenia) wyjaśnia G irardengo doga
niając australijczyka.
N a stę p n e premie ofiarow ane p rz e z publiczność wygrywa F a u d e t — 300 fr.
i Aerts 200 fr. Pod c z a s tej rozgrywki z d e r z a ją się Texier, F e r ra rio i Horan, ten ostatni, padając, zwichnął sobie boleśnie ramię i narazie oddany je st pod opiekę le k arsk ą.
M a c -N a m a ra pozostaje sam.
P re m ie sypią się co ra z częściej, mija w re szc ie pierwsza godzina, pod
cz as której p rze jec h an o 39 kim. 500 m.
P ie rw sza serja finiszu wysuwa na czoło o s a d ę Van K e m p e n — Faudet, za którymi idzie B a ro n —Cugnot, C a tu d a l—
T e x i e r i D eg rae v e — Thollembeck.
M a c -N a m a ra jedzie wciąż W p oje
dynkę, je dnakż e skoalizowanie ucieczki f ra n cu z ó w i belgów po trzech godzinach z m u s z a ją go do u traty jednego o krążenia.
P o pięciu godzinach H oran je st Wstanie w sią ść na r o w e r i Wreszcie zmienia M a c-N a m a rę .
R a n e k daje pewne uspokojenie.
O godz. s z ó s te j służba usuw a publicz
ność, dla o c z y sz cze n ia i p rze w ietrze n ia olbrzymiej hali welodromu zimowego, mając duże trudności z kilkom a a p a szami, którzy ulo kow aw szy się na sp rzę - sła ch pcrd s s m y m dachem , s ą niedościg- nieni n aw e t d la policji.
Zawodnicy ja d ą wolniej, sz y b k o ść nie p rz e k ra c z a 15 — 20 kil. na godzinę.
Uwaga z w ró co n a j e s t tylko na to by
k to ś nie ze chc ia ł spróbow ać ucieczki.
Ożywienie n astępuje koło godz. 1.
W k abinach zapanow uje ruch, ma- sa rzyści doprowadzają swych pupili do możliwie wysokiej formy, by o godz. 5 mogli zdobywać d ro g o ce n n e dla zw y
cięstw a punkty.
Rozgrywki te nie przy n o sz ą jednak żadnej w iększej zmiany w klasyfikacji.
P o piątym n ato m ia st finiszu następuje znów zde rzenie pomiędzy Walczącymi zawodnikami. Upadają F aucheux, Lac- quehay, C a tuda l i H oran, na s z c z ę ś c ie bez złych n a s tę p stw .
Popołudniow e godziny odzna cz ają się całym sz ereg ie m a ta k ó w M a c-N a - rnary i H ora na, którzy c h c ą w yrównać s tr a c o n e okrążenia. Rozbijają się one je dnak o bardz o silny sp rz e c iw ze s t r o ny V an-K em pena, A e r ts ’a, V a n d e n h o v e ’a i G o o s s e n ’sa.
O godzinie 8-ej wieczorem , widow
nia wypełniona j e s t po brzegi. P re m je sypią się nieprzerwanym potokiem.
R o z e g r a n e o godzinie 10-ej finisze utrzymują stan poprzedni.
O godz. dw unastej wypełniają się loże n ajb o g ats zą i najwytworniejszą publicznością Paryża.
Z loty b a t pogania zaw odowców — kolarzy, rzucają cych się z a p am iętale do walki o b a rd z o wysokie t e r a z premie.
Rozgrywki o godz. 2-ej przyniosły pewne p rzegrupow ania, przyję te przez publiczność z nic-slychanem aplaurem.
Na pierw szem miejscu o k az ała się f ra n c u s k a osada, C ugnot — B a ro n ze 134 p.; 2. Van Kem pen—F a u d e t 132 p.;
3. D e g r a e v e - T h o l l e m b e e k 122.
W alka o premie trw a bez , rzerw y do godz 6 rano. Roznamiętniona p u bliczność, grą, zakładami i walką na to rze, z trudem daje się służbie u unąć.
Ogółem ro ze g ra n o 163 premie na ogólną sumę 38.500 fr. W 55 godzin przebyto 1407 kim. 250 metr.
T rz e c ie g o dnia o godz. 2 -ej zaczyna się se rja u c ie c z e k inicjowanych przez niedawnych olimpijczyków W am bsta i L ac queha y’a.
Cały tor jęczy niesłychanym wysił
kiem, prawie wszyscy zawodnicy znaj
dują się na torze.
Van Kempen kilk a k ro tn ie dogania różnych uciekinierów, je d n a k ż e partne r jego F a u d e t słabnie i w re szc ie w yco
fuje się z wyścigu. Van Kempen traci jedno o krążenie.
Wycofuje się z wyścigu i Giorgetti, p a r tn e r G irardengo.
Włoch porozum iew a się z samotnie jadącym V an-K em pe nem i tw orzy z nim nową osadę, której odliczają, sto sownie do regulaminu biegu, jedno okrążenie.
N astęp u je pewne u sp o koje nie , k t ó r e n aw e t publiczność przyjmuje z wy
tchnieniem.
W ogólnej klasyfikacji:
1. W am bs-Lacquehay, 86 p.
2. Dewolf Sto ckelynck, 51.
O okrążenie:
3. M arcot-Putzeis, 187 p.
4. V andenhove b rac ia 53 p.
Wyścigi sześciodniow e. Córeczka Aerts’a częstuje ow ocam i L ouet’a, jednego z konkurentów sw ego ojca. Obok jedzie D egraeve.
K O L A R Z P O L S K I N r. 3. Ś tr. 0.
W yścigi sześciodniow e. Ogólny widok. Prow adzi Marcot, drugi Horan, trzeci Choury.
O d w a o k r ą ż e n ia :
5 Van Kem pen-Girardengo, 178 p.
6. Cugnot-Baron, 177 p.
7. D eg raeve-T hollem beck, 154 p.
8. A erts-C h o u ry , 158 p.
9. Boogm ans-Roels, 108 p.
10. Beyl-Goossens, 101 p.
11. Catudal-Texier, 90 p.
12. O Iiveri-Ferrario, 53 p 13. Mac N am ara-H oran, 11 p.
O trzy okrążenia:
14. F au ch e u x - L o u e t, 82 p.
Z ac zyna się pobudzanie zaw odni
ków do walki premiami, k tó re trw a aż do rozgrywek finiszowych.
P o dziewiątym finiszu osa da Mar- cot-P u tz e is odrabia s tr a c o n e zeszłej nocy okrążenie.
Do walki Wchodzi je sze włoska o s a da Ferrario-Olivieri, któ rzy proponują szalone tempo. Na torze zmiany p o między zawodnikami n as tęp u ją co 500 metr.
P o d c z a s jednej z nich Van-Kempen z o s taje zamknięty i traci jedno o k r ą ż e nie. R atuje więc sytuacje i wraz z Mac- N am arą, k tóry źle wspierany przez roz
bitego H ora na straci! dwa okrążenia, inicjują u c ie c z k ę za ucieczką. Nie d a je to jednak rezultatu. M a rc o t- P u tz e is i W am bst-L aquehay pilnie strz e g ą swych miejsc. P o dwuch godzinach gonitw i ucieczek — ucichło.
P ubliczność rz u c a do rozgrywki wy
so k ą premię 2.500 fr.
P o z a c ię te j Walce zdobywa ją Van Kempen. Z a r a z po tej rozgryw c e M a r c o t gwałtownym i nieprzew idzianym zr y wem inicjuje szczęśliwie u c ie c z k ę i zdo
bywa d ro g o c e n n e okrążenie, k tó re o s a dzie tej daje p ie rsz eństw o w wyścigu.
Ogóln a klasyfikacja po czw artej n o cy prze dstaw ia się jak następuje:
1. M a r o t-P u tze is, 290 p.
O okrążenie:
2. W a m b s t L a c q u e h a y , 112 p.
O dw a okrążenia:
3. Dew olf-Sto ckely nck, 62 p.
4. OIiVeri-Ferrario, 57 p.
5. V andenhove bracia, 55 p.
O trzy okrążenia:
6. D eg raeve-T hollem beck, 176 p.
7. Boogmans-Roels, 118 p.
8. Beyl-Goossens, 107 p.
9. M a c N am ara-Horan, 15 p.
O c z te ry okrążenia:
10. Van Kem pen-Girardengo, 181 p.
11. Ca tuda l-T e xier, 100 p.
O s z e ść okrążeń:
12. A erts-C houry, 182 p.
O osiem okrążeń:
13. J. L ouet-F au c h eu x , 87 p.
R a n ek mija spokojnie.
Z m ę cze ni Wielkimi wysiłkami nocy z a w o d n i c y n ie W alcz ą, s t a r a j ą c s i ę u t r z y m a ć s t a n o s i ą g n i ę t y .
Godzina 2-ga przynosi zawodnikom poważny dochód w premjach, ofiarow a
nych p rz e z r ó ż n e firmy. Z biegu wy
cofuje się C houry pozostaw ia jąc A e r t s ’a samego.
Dwaj młodzi k o la rz e F o d e t i Chou
ry p a r tn e rz y dwóch „asów“ Van-Kem- p e n a i A e r ts ’a, pomiędzy którymi miał się odbyć ten sześciodniow y pojedynek,
wycofali się nie mogąc wytrzymać ho- rendalnego wysiłku.
Klasyfikacja pozostaje prawie bez zmiany. P r z e d w ieczorem wycofuje się je szc ze Louet, zaś p artn e r jego Fuuche- ux tworzy z sam otnie już kilka godzin jadącym A e r t s ’em, now ą osadę.
Noc przynosi obłą kańc ze ataki Mac Namary i Horana. P o wielu wysiłkach udaje im się odrobić jedno ze s t r a c o nych okrążeń.
Podczas chwilowej eiszy ogłaszają premję 5.000 fr. dla tej osady, k tó r a wy
przedzi Wszystkich W przecią gu 2 g o dzin o je dno okrążenie.
1 tu sta ła się rzecz n ie r czekiwana.
Zdawało się, że M a c-N am ara i Horan są zbyt wyczerpani p oprze dnią ucieczką, by walczyć dalej. Tym czasem ta osa da właśnie proponować za c z y n a ucieczkę.
P odtrzymuje ich i a ta k u je Van- Kempen i Aerts.
W pewnym momencie M a c - N a m ą ra odrywa się od wszystk ich o 53—60 metr.
urzymuje tą odległość świetnie w spie
rany przez Horana.
W alk a trwa praw ie 40 minut.
W re szc ie o p ó r pękł.
P o d grzmotem okla sków zdumionej niesłychanym wysiłkiem publiczności, o sa d a austra lijsko-a m e ryka ńska zdoby
wa je szc ze jedno z utraconych okrążeń, p rze suw a ją c się w ogólnej klasy,ikacji na miejsce czwarte.
1. M a rc o t-P u tz eis , 416 p.
2. Wambs-Lacquehay, 250 p.
O okrążenie:
3 Dewolf-Sto ckely nck, 93 p.
4. M a c-N a m a ra—H oran, 25 p.
O dwa okrążenia:
5. D e g ra e v e - 'i hollem beck, 254 p.
6. Beyl-Goossens, 161 p.
7. 0 1iveri-F errario, 123 p 8. VandenhoVc'* bracia, 89 p.
O trzy okrążenia:
9. Van K em pen-G irardengo 286 p.
10. Boogm ans-Roels, 150 p.
11. C atu da l-T e xier, 131 p.
O pięć okrążeń:
12. A erts-Faucheux, 193 p.
Dzień sz ó sty jest ogromnie p r a c o wity p rzedew szystkiem dla masażystów.
Cały ich legjan zajęty jest d o p r o w a d z e niem do możliwego stanu zawodnik ów, bio rących udział w wyścigu. Publicz- nośę wypełnia miejsca na długo przed rozpoc zęc ie m obiadowych szprintów, k tó r e p rz e c h o d z ą w walce prowadzonej z w yjątkową za ciętośc ią , p o rzą dku k la syfikacji jednak nie z m i e n i a j ą / P o ro z grywkach n astępuje uspokojenie
Z łoto pobudza dopiero w y cz erp a
nych bezgranicznie ludzi do wynalezie
nia i wyciągnięcia z samego dna swego je s te s tw a tej odrobiny energji by wal
czyć, — Walczyć nieprzytomnie, b e z r o zumowania — bo w yczerpanie na to nie pozwoli.
W powietrzu unosi się c o r a z wy
raźniej zapach e t e r u i amonjbku. S ą to sp osoby któ rem i m enażerzy stawiają zawodników na nogi, by im objaśnić o wysokości premji i znów puścić w ruch.
S zam pan c o ra z cz ęście j zagląda do kabin, gdyż kola rz e, z małemi tyiko wy
jątkami, b e z podniety walczyć by nie potrafili.
A publiczność!!? — publiczność za- p łaciłaV drogie wejś cia i chc e wido
wiska.
Sypią się więc premje, ludzie wy
sa dza ją się na c o ra z Większe sumy, by im ponować tłumowi i być choć chwilę pod jego podziwem i obse rw ac ją .
S zaleje pod tym względem mis. D o i
ły - a m ery k an k a . P re m ie jej s ą ta k koszto w ne, że „Wdzięczna" dyrekcja d aje upoważnienie mis. Dolly do dania sygnału wystrzałem z p istoletu na z a k ończ enie wyścigu.
W a lc zą o zdobycie wyścigu trzy tylko pary: M arcot-Putzeis , W ambst- L ac ąue hay i M a c N am a ra H oran. Ser- je sz printów nie przynoszą zmiany k la syfikacji i n aprę żenie słabnie.
Ale nowy d e s z c z złota.
P re m ie proponują n ajfa n tas ty cz n iej
sze.
Firm a mydeł i ko sm e ty k ó w o fiaro wuje 10.000 fr. rozegranych w 100 o k r ą że nia ch, po 100 fr. dla zw y c ięz cy z k a ż dego okrążenia.
P ró b u je uc ie k a ć M ac N am a ra i p ro wadzi W zabójczym te m pie kilkadzie
S tr, 10. K O L A R Z P O L S K I N r. 3.
sią t okrążeń. Gdy tro c h ę słabnie w y rywa się Wambst, zdobywa 50— 100 metr.;
zmienia go L acquehay zyskuje dalsze 50 metr.
J e s z c z e je d e n wysiłek i f ra n c u s k a o s a d a zdobywa okrążenie, a tym s a mym i wyścig.
O s ta tn ia godzina, w k tó r e j rozgry
wa się osta tn ie 15 finiszy nie daje ż a d nej zmiany.
W yścig wygrała młoda fra ncuska
osa da W e m b st-L a c q u e h a y przebywszy W 144 godz. 3325 km. zdobywając 548 p.
O okrążenie:
2. M a r c o t- P u tz e is , 704 p.
O dw a okrążenia:
3. D eW olf-Sto ckely nck, 314 p.
4. Mac N a m a ra-H o ran , 133 p.
O trzy okrążenia:
5. 01iv e ri-F erra rio, 461 p.
6. D egraeve-T h ollem beck, 398 p.
7. Boogm ans-Roels, 324 p.
8 . Beyl-G oossens, 299 p 9. Vandenhofe bracia, 177.
O c z te ry okrążenia:
10 Van Kempen G irardengo, 860 p.
11 C a tuda l-T e xier, 201 p.
O sie dem o k rąż eń :
12. A e rts-F a u c h e a u x , któ rzy wycofali się W osta inie j pół godzinie.
Fes.
Z Pi W O D O S T W O
J e d n a z aktualnych sp raw s p o r to wych w P o ls c e — zaw odostw o od dłuż
sz ego czasu nie daje spokoju całemu sz eregow i ludzi, sportem z a in te re s o wanych.
Zaw odnicy widzą w nim ja kieś z b a wienie, czy te ż odrodzenie fizyczne, k tóre ma nam stworzyć, gdy tylko pierw sza lic encja za w o d o w a zo s tan ie z a tw ie rdzona, c a łą gromadę Kaufinann’ów, M ic hard’óW i M o e s k o p s ’ów; o rg an iz ato rowie — chcą mieć „klapę b e z p ie c z e ń stw a ", c h ro n ią cą cz ystość s p o r tu am a
to rsk ie g o , kla pę bezpieczeństw a, przez k t ó r ą ulotnić się musi w szelk ie pseudo- am atorstw o.
Rzeczywiście, je śliby jedna albo druga str o n a miała rac ję i jeżeliby tylko nie zna cz na cz ę ś ć tych nadziei spełniła się, to n ac ze ln e organiz ac je sportow e, związki i kluby, mogłyby się zgodzić na dopuszczenie, a może naw e t popieranie za w o d o stw a w P olsee.
Ale p ro p ag a to rz y zaw odostw a, i ci od zrobienia z naszych zawodnik ów już za r a z mistrzów św iata, i ci od „klapy bez pie cz eństw a ", nie mają widocznie chęci za sta now ienia się, że przede- wszystkiem stw o rzą bardz o obsz erną grom adę wykolejeńców, a co za tem idzie, z w ię k sz ą z a stę p y i ta k już zbyt Wielkiej u nas nędzy
Nie b ę d ę porusza! i wykazywał hi
storycznie, że g rec k ie olimpjady zban
krutow ały i zeszły do poziom u n ie b e z piecznych cyrkowych widowisk, s tr a ciwszy zupełn ie sz lac h etn o ś ć i pra
wa do nazwy wychowania fizycznego z chwilą, gdy w szechwła dny pieniądz ukoronow a ł zw ycięstw a zawodników.
S o ra w a ta, mam nadzieję, obu stronom je s t dokładnie znana. Chciałbym jednak zw rócić uwagę ogółu na to co teraz, w naszych cz as ach dzieje się w zawo- dostw ie kola rskiem , a również i w za- w odostw ie wszystkich sportó w wogóle.
Jeżeli wychowujemy sobie am atorów i jeżeli między niemi znajdzie się jakiś p r o c e n t tak zwanych pseudo-am atorów , od których z r e s z tą niesłychanie łatw o się uwolnić przy ja ko — takiej, tylko uczciwej, organizacji klubowej, to wy
chowujemy sobie z a s tę p y młodzieży, utrzym anej W ram ach pełnej s z la c h e t
ności i ryce rskiej rywalizacji.
Mamy do czynienia z ludźmi posia- dającem i cel być zdrowym i pracować,
pr a c o w a ć dla siebie, a wciągnąwszy ich do organizacji, p ra c o w a ć dla ogółu, dla społeczeństw a.
P ro p a g a n d a na tym nie straci, że nie zdobędziem y pierw szych miejsc na mistrzostw ach świata, czy n a w e t na Olimpjadzie, sw oją o b e c n o śc ią z a ś zaw sze manifestujemy światu, że je ste śm y i walczymy, a poprawianie zwolna n a szych chociażby tylko rodzinnych pol
skich rekordów , będzie służyło dow o
dem, że je dnak pracujemy. Jeżeli k o la rstwo zdobyło się na wysiłek i zajęło drugie miejsce w biegu narodów na VIII Olimpjadzie, to przez fachowców zwy
cięstwo to oce nia ne je s t wyżej, aniżeli zwycięstwo tych wszystkich mistrzów olimpijskich, któ rzy ja ko fenomeny, je ż dż ą później lata całe i nic po za s p o r te m nie robią. Nazwisk przytaczać nie trze ba, wysta rczy prz e jrz e ć choćby n a sz ą k r o n ik ę zagraniczną, a znajomych z olimpiady spotkam y napewno.
W prow adz ają c s p o r t zawodowy do Polski, o rganizatorzy muszą się z tem zgodzić, że w prow adzają nowy rodzaj niewykwalifikowanego rzemiosła. Nie sztuki — tylko rzemiosła.
Bo prze cie ż trudno nazw ać sz tu k ą fu sz e rk ę kilku s e t e k zaw odowców Francji, Włoch, Niem iec czy innego państw a, W porównaniu z wynikami kil
ku arty stó w sp o rtu , któ rych z ła tw ością na palcach policzyć można. A przecież tylko na nich z w rac ają się oczy ogółu młodzieży sp orto wej, tylko na nich chcą się wszyscy wzorować, tylko im można za zdrościć niesłychanie lekkiego s p o s o bu zdobywania pieniędzy i wygodnych w arunków życia.
O d pow iedz ą mi W tej chwili, że tu je st Właśnie cel, bo sz eroki ogół z a c h ę ci się, zapali do uprawiania sportu.
— Słusznie — ale spójrzmy głębiej.
S zero k i ogół młodzieży zachę cony przykładem Kaufmann’ów, Michard'óW i M o e sk o p s’ów zacznie upr wiać sp o rt kolarski z myślą: „dam wyniki ta kie jak oni i — b ę d ę zarabiał, żtyl ta k, jak oni“ . Uprawianie sportu dla zdrowia dla walki i zw y c ięs tw a zejdzie, i zejść w tym wypadku musi na plan drugi. Na pierwszym planie zostanie: — dorównać tym fenomenom dla wygrania wyścigu życia przy pomocy roweru, piłki, rak ie ty czy popisu na lodzie lub bieżni.
Ale i z tem, od biedy, można było
by się zgodzić, gdyby n i e j e d e n rys c h a rak te ry s ty cz n y każdego sp o r to w c a , a młodzieży w szczególności; to je s t wia
ry w sie bie i w sw e nadzwyczajne, ukryte, zdolności.
„Wyniki sp o rto w e daję dobre, nie ta k ie wprawdzie, ja k ci w ielcy—sławni, ale j a , p r z e c ie ż muszę p rac o w a ć — oni nie”.
W ięc rz u c a się Wszystko w o c z e kiwaniu na ta le n t z wiarą, ż e ’ jeżeli nie w tym roku, to w przyszłym, ta le n t ten w danym osobnik u zabłyśnie. R z u c a się w szystko i o cz ek u je napróżno lata całe, m arnuje się młodość, jeśli opamiętanie nie przyjdzie i stw arza się, dzięki w łaś
nie zawodostwu, zastępy chore moralnie, k tó r e , ku u ciesz e widzów na paryskich torach, W bie gach premjowycli w ilości nieraz i pię ćdziesięciu ludzi, pę d z ą c na łeb i szyję, p r z e w rac ają c się i raniąc, by zdobyć premję w artośc i dziesięciu, piętnastu franków.
Albo w piłce nożnej W Anglii, — z ja kiem ś zaparciem się siebie, z błędne- mi oczym a, zm ęczony do niebywałych granic piłka rz zawodowej drużyny, rzu
ca się ostatnim, nieludzkim wysiłkiem pod nogi przeciwnika, by je sz c z e tym ostatn im beznadziejnym , pośw ięcającym się czynem z a s k a r b ić sobie W oczach im presarjo zasługę i dalszy pobyt w drużynie.
J a k ie tam mnóstwo było różnych masażystów, m enage r’ów, chętnie o d d a
jących się do całkowitej dyspozycji k a ż dego le k k o a tle ty za 15—20 franków dziennie. T o partje zaw odowców -lekko- a tletów , również oczekujących, aż z a błyśnie w nich ta lent Nurmi’egr>, Pad- d o c k ’a czy O s b o rn e ’a by później z a r a biać dużo, dużo więcej od tych wyże
branych prawie 15 - 2 0 franków dziennie.
A może Wspomnieć je szcze o wy
ścigu, za wyścigiem o m is trzostw o świa
ta am atorów w Paryżu, w którym grupa zawodowców, nie mniejsza od grupy biorących udział w faktycznym wyścigu am ato rów, pędziła co tchu sta rc zy za nimi, po to tylko, by zbierać poprzebi- jf>ne gumy zawodników, biorących udział w wyścigu, a rzucających je na drogę, bo trudno było, w io ząc na sobie za pas gum nowych, o b c ią ż a ć się je szc ze g u mami przebitemi.