• Nie Znaleziono Wyników

Kolarz Polski : oficjalny organ Polskiego Związku Towarzystw Kolarskich. 1926, nr 9-10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kolarz Polski : oficjalny organ Polskiego Związku Towarzystw Kolarskich. 1926, nr 9-10"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 9 i 10, W to r e k , 10 sie r p n ia 1926 r. R o k I.

KAZIMIERZ DUSZYŃSKI, ZDOBYWCA MISTRZOSTWA POLSKI NA SZOSIE

C e n a 80 g r o s z y

Organ Związku Polskiego Towarzystw Kolarskich

(2)

I

odbędzie się w W arszaw ie na te re n ie D ynasow

(T ow a rzystw o C yklistów w W arszaw ie, ul. Ofooźna 1/3)

w © k r e s ie o d 21 sierpnia do 10 w r z e ś n ia

W ystaw a połączona będzie z pokazam i i zaw odam i konkursowem i wszystkich sportów

W ystaw com przysługuje praw o sprzedaży swoich prób i tow arów

Biuro Zarządu P lac M ałachow skiego Nr. 2

telefo n 165-05

1 1 1 1 i 1

1

N ajw iększy w yścig k o larsk i n a szosie

O M I S T R Z O S T W O P O L S K I

n a dystansie 214 kim.

zdobył K. DUSZYŃSKI (W. T. C.)

NA ROWERZE K RA JO W EJ FABRYKI

„ I M

P

E T “

WARSZAWA Nowy-Świat 70

S .

(3)

K O L A R Z P O L S K I Nr. 9, Str. 3.

„TOUR DE FRANCE", NA GÓRSKIEJ SERPENTYNIE

B E Z P R Z Y Ł B I C Y

G d y p r z e d rokiem pow zięliśm y za m ia r w y d a ­ w a n ia czasopism a, pośw ięconego w yłącznie s pra w om k o l a r s t w a i gdy p r z e d kilku m iesiącami z a m ie rze n ia n asze w p ro w a d z iliś m y w czyn, byliśmy najmocniej p rz e k o n a n i i wierzyliśmy, że organ te n b ęd z ie nie- tylko p rz y c h y ln ie przyjęty, ale i p o p a r ty rów nie ż prz e z ogół k o la rs tw a zrzesz onego w takiej mierze, a b y mógł b y ć stale organem niezależnym , nie b ę d ą ­ cym n a usługach żadnego T o w a rz y s tw a .

Do w sp ó łp ra c o w n ic tw a zgłosiło się szereg osób, k tó ry m k o larstw o było b a r d z o bliskie i k tó ry c h z n a ­ jomość rz e c z y d a w a ła rękojm ię o d p ow iedniego k ie ­ ru nku. K olarstw o samo p o trz e b o w a ło w łasnego o rg a ­ nu, gdyż pomimo, że w n ie k t ó r y c h ś ro d o w isk a c h stoi ono organizacyjnie na w ysokim poziomie, to w innych n ato m iast zn ajduje się ono w fazie początk o w ej, i p o ­ trz e b u je o d p o w ied n ieg o p ro w a d zen ia , w sk a z ó w e k i w re szcie ram, w k t ó r y c h pom ieściłyby się wszelkie p rz e ja w y życia, [z a ró w n o w e w n ę trz n e g o , ja k i ze­

w n ę trzn eg o .

To w sz y s tk o grono re d a k c y jn e wzięło szczerze do s e r c a i w ra m a c h „K olarza" sta ra ło się dać n ajw a żniejsze w sk a z ó w k i i ofcrazy ży w otności sportu,

ch c ąc w zam ian otrz y m a ć nie zyski m aterja ln e , lecz zadow o len ie m oralne, a „K o la rz o w i” stw o rz y ć p o d ­ s ta w ę do trw ałej niezależnej egzystencji i ciągłego rozwoju.

N ie ste ty je d n a k — nie stało się tak, jak z a m ie ­ rzali organizatorow ie.

Mimo u c h w a ły W a ln e g o Z e b r a n i a Z. P. T. K,, n aka zu jące j p o p ie ra n ie „K olarza" p rz e z T o w a r z y s t w a i uznającej pismo za swój oficjalny organ, wiele T o ­ w a rz y s tw p o p ie ra n ie zrozum iało w te n sposób, że n a d s y ła „K olarzow i" listy z p o d z ię k o w a n ie m za fa ­ chow e a rty k u ły i ogólny k ieru n e k , za p om inając j e d ­ nak, że p o p ie ra n ie polega nietylko n a w y r a z a c h u z n a ­ nia i z a c h ę ty , ale ró w n ie ż n a r e g u la rn e m opłacaniu p r e n u m e r a t y własnego organu.

B ez przyłbicy. Z liczby około stu T o w a rz y s tw K olarskich, za le d w ie 17 (siedem naście) opłaciło p r e ­ n u m e ra tę z a ubiegłe 4 m iesiące, in n e c h c ą cz y ta ć

„ K o la r z a ” i nie u w a ż a ją z i stosow ne ponosić k o n s e ­ kwencji, i nie r a c z ą w d o d a t k u n a w e t za w iadom ić w y d a w n i c t w a o swojej niechęci, czy niem ożności p ła ­ cenia, n a r a ż a ją c w t e n sp o só b w y d a w n i c tw o n a d a l ­ sze k o s z ty p ły n ą c e z o p ła c e n ia p rz e sy łk i pocztow ej,

(4)

Str. 4.

Nie w iem y, czy źli płatn icy ocz ek u ją n a lepsze czasy, czy n a s u b s y d ja ziem skie czy niebieskie, ale wiemy, że w y d a w n ic tw o n a s u b s y d ja nie liczy i d arm o

„K o la rza " w ysyłać nie m oże i nie będzie.

O rg a n k o la rs tw a pow stał, licząc n a z a sad ę w s p ó łp ra c y i pom ocy w zajem nej w szystkich, k tó ry m

„K olarz P o ls k i” był p o trz e b n y , lub k t ó r z y tę p o t r z e ­ b ę uznawali.

W s p ó łp ra c o w n ic y i założyciele „K olarza" chętnie p o św ię c ą w d alszym ciągu swój czas i p ra c ę , ale nie m ogą i nie c h c ą d o k ła d a ć p ieniędzy, gdyż b ę d ą c

KOLARZ POLSKI Nr. 9 i 10.

s y m p a ty k a m i i p ro p a g a to ra m i k o larstw a , nie s ą j e d ­ n ocześnie czarodziejam i, m ającem i złoto n a zaw ołanie.

Z a s a d a w zajem ności, s ta r a z r e s z t ą ja k świat, p o w in n a ró w n ie ż być z n a n ą i kolarzom.

T o w a rz y s tw a , p ra g n ą c e u trzy m a ć w ł i s n e pismo, m u sz ą za nie płacić przy n ajm n ie j rz e c z y w iste k o s z ­ t a w y d a w n ic tw a . Ci, k t ó r z y biorą, nie p łacą i d y ­ sk re tn ie milczą, s p r a w i a j ą w ra ż e n ie k a r a w a n i a r z y na pogrzebie s w y c h w ła sn y c h p ra g n ie ń , do k tó ry c h je d n a k nie ośm ielają się głośno przyznać.

MISTRZOSTWO POLSKI I JEGO ZWYCIĘZCY

H istorja m is tr z o s tw a kolarskiego Polski, to w łaściw ie h isto rja tego pięknego s p o rtu od jego n aro d zin po dzień dzisiejszy. K a ż d y ro k n o ­ wy, k a ż d y e tap , to n o w y k r o k n a d ro d z e rozw oju, to jeszcze w ysiłek sz e re g u dzielnych o rg a n iz a to ró w , k t ó r z y z w y c ię s k o p rz ezw y c ięża li p r z e s z k o d y p o w sta ją c e nietylko z p o w o d u w z g lę d ó w m a terja lnyc h, ale ró w n ie ż i p rz e s z k o d y s t w a r z a ­ ne s p o rto w i p rz e z b y ły c h o k u p a n ­ tó w m o sk iew sk ich . T e ostatnie b y ­ ły sy stem aty cz n ie czynione, a b y utru d n ić n a t u r a l n y rozwój fizycz­

ny n a r o d u p r z e z ćw ic z e n ia s p o r ­ to w e.

P o w s ta n ie w 1886 r. W a r s z a w ­ skiego T o w a r z y s t w a Cyklistów, s tw o rz y ło n o w ą erę w życiu s p o r ­ to w y m stolicy, po zb a w io n ej d o ­ ty c h c z a s tej n a tu ra ln e j r o z r y w ­ ki i w y tc h n ie n ia , jak ie znajduje się w u p ra w ia n iu sportu.

N o w o p o w sta łe T o w a rz y stw o , p o ­ s ia d a ją c w swym łonie ludzi, k t ó ­ r y c h c e c h o w a ła n ie z w y k ła w y t r w a ­ łość i z a p a ł dla sportu, w k ró tc e dało p o z n a ć się W a r s z a w i e ze swej c h lu b n ej d la k o l a r s t w a d ziała lno­

ści, tw o r z ą c p rz y k ła d y , k tó re w k ró tc e zna la zły o d ź w ię k w wielu m ia s ta c h prowincji.

P r z e d e w s z y s tk i e m ży w iołow y z a ­ p a ł znalazł ujście w w y c ie c z k a c h k o larsk ich . T u r y s t y k a zn a la zła dla sw y c h celów n o w y p o t ę ż n y na

ow e c z asy ś r o d e k —ro w e r, któ ry u stę p o w a ł w szy b k o śc i tylko k o ­ lejom żelaznym . Ł a tw o ść w ł a d a n ia ro w e re m i s to su n k o w o n ie tru d n e dojście do pew nej w p ra w y , d a j ą ­ cej tu ry ście m ożność p r z e b y w a n i a b e z zb y tniego wysiłku dość z n a c z ­ n y c h p r z e s t r z e n i sp o w o d o w a ły , że t u r y s t y k a św ięciła tryumfy.

Z tu ry s ty k i pow stało zawodni- ctwo drogow e, k tó reg o najw yż szym w y r a z e m było zorg an izo w a n ie po raz p ie rw s z y m istrz o stw a d ro g o ­ wego Polski. Był to p ią ty ro k ż y ­ cia W. T. C., gdy w ażyło się n a t a k w ie lk ą p ró b ę . Ż eby d o p r o w a ­ dzić do sk u tk u sw oje p rz e d s ię w z ię ­ cie m usiało Tow. p rz e z w y c ię ż y ć n ie ­ chęć w ładz, k tó re nie chciały w y ­ d a ć o d p o w ied n ieg o pozw olenia, j a k ró w n ie ż i u p r z e d z e n i a n u r t u ­ jące w sam ym s p o łeczeństw ie, p r z y ­ p u szc zając y m , że ta k i bieg 100 w io rs to w y musi s p o w o d o w a ć nie­

c h y b n ie ciężkie k a le c tw a dla u c z e ­ stników.

Nic dziw nego, że o b a w ia n o się 0 zdrow ie z a w o d n ik ó w . D ziałanie sp o rtu k o larskiego n a organizm cz ło w ie k a nie było p ra w ie wcale z n a n e ó w c zes n y m lekarzom więc 1 ci rów nie ż stanow ili z w a rtą o p o ­ zycję p rz e c iw k o biegowi 100 wior- stowem u. Z u p rz e d z e n ia m i je d n a k w szelkiego ro d z a ju uporali się n a j­

lepiej, bo d ro g ą d o św ia d c z e ń , s a ­ mi zaw o d n icy , k tó rz y p ró b a m i up rz e d n ie m i dowiedli, że bieg taki

leży w g ra n ic a c h możliwości l u d z ­ kiej.

T r z e b a ró w n ie ż u p rzytom nić s o ­ bie, że r o w e r y z o k re su pierw szej stu w io rstó w k i, to jest 1891 r. b a r ­ dzo o d biegały od ty p u r o w e r u n o ­ w oczesnego, k tó ry stanowi, z a r ó w ­ no p o d w z glę dem lekk o ści w b u ­ dowie, ja k i do minimum zm n ie j­

szonego ta r c i a w ło ż y sk a c h i ła ń c u ­ chu, ostatni i n ieprz eścigniony c h y ­ b a w y r a z te c h n ik i w budowie.

R o w e r z 1891 r. był z b u d o w a ­ ny z m a sy w n y c h p r ę tó w żelaznych lub rur, p rz y p o m in a ją c y c h g r u b o ­ ścią dzisiejsze r u r y wodociągowe.

M iast n a jn o w sz y c h lekkich, ja k m a ­ rz e n ie gum to ro w y c h , n a k ła d a n o w ó w c z a s gum y m asyw ne; łań cu c h p o s ia d a ł 5/ 8 c a la sze ro k o ści i w y ­ w oływ ał n ie z n a n e dzisiejszym k o ­ larzom tarcie, b ę d ą c zbiornikiem k u r z u i w szelakiego śmiecia. M a ­ sz y n a t a k a w ra z z nieodzow nem i ham ulcam i w a ż y ła około 45 f u n ­ tów.

Mimo ty c h w ielkich z dzisiej­

szego p u n k tu w id ze n ia u s t e r e k r o ­ w er, jako m a s z y n a przyszłości, zd o ­ łał w yw a lczy ć sobie p r a w o o b y ­ w a te ls tw a i stał się ulubionym ś r o d ­ kiem lokomocji tu ry sty c z n e j i n a ­ rzędziem , za po m o cą k tó reg o p i e r ­ wsi z a w o d n ic y dążyli do z w y cięstw i sławy.

Sportowiec.

(D. c, n.)

Prenumerujcie „Kolarza Polskiego”

(5)

KOLARZ POLSKI Nr. 9. Str. 5.

MISTRZOSTWO ŚW IATA W MEDJOLANIE

O p isan ien ie w y p a d k ó w i w rażeń, k tó re p rz eżyliśm y p o d cz as n a jw a ż ­ niejszych roz gry wek k o larsk ich o z a ­ sz c z y tn y ty tu ł — m is tr z a ś w ia ta — w ro k u bieżącym należ y do rz ecz y p rz y k ry c h .

S w aw o la włoskich sędziów , i n e r ­ cja p rz ed staw icieli M ię d z y n a ro d o ­ wego Z w iązku Kolarskiego i go­

ścinność w łoskich o rga niz atorów , w o b e c k tó ry c h lu d o ż e rc y byliby zg ^rszeni — oto tło, n a k tó re m r o ­ ze g ra n e zostały te g o ro c z n e zawody.

T rz e b a było dużego p o św ięc en ia i dobrej woli, a ż e b y w y trw a ć do k o ń c a w tem wielkim rozgardjaszu, w rz a s k u i ogólnem n i e p o ro z u m ie ­ niu. To t e ż na 15 p ań stw , k tó ry c h p rz e d sta w ic ie le brali udział w tych p a m ię tn y c h u ro c zy sto ś ciach n i e w i e ­

lu do ich u k o ń c z e n ia dotrw ało.

A le p rz e jd ź m y kolejno w s z y s t­

kie z d a r z e n ia i niech one sam e m ów ią za siebie.

D nia 11 lipca polsk a d r u ż y n a k o la rs k a p rz e je c h a ła g ra n ic ę w ło ­ ską, dziw iąc się z lekka, że b ile ­ t y kolejow e s p r a w d z a j ą k o n t r o l e ­ rz y p o p rz e d z a n i p rz e z jegom ościa po siad ają ceg o w s p a n ia łą c z a r n ą k o ­ szulę, żołnierski m u n d u r i pięk n y re w o lw e r za pasem .

Ale d alek o od swojej ojczyzny, pod lazu ro w em włoskiem niebem , m o żn a prz ecież s p o tk a ć rzeczy, k t ó ­ re są pod wielom a w zględam i cie­

k a w e i oryginalne, z r e s z t ą c ie k a ­ w ość i oryginalność w k ró tc e z n i­

kła, gdyż „ c z a rn e k oszule" i r e w o l ­ w e ry s p o ty k aliśm y na s ta c ja c h k o ­ lejow ych i k inem atogra fac h, t e a ­ trz y k a c h i r e s ta u r a c ja c h — b a na b oiskach s p o rto w y c h — wszędzie.

Po p r z y b y c iu do M ed jo lan u n a ­ szą b ra ć k o la rs k a p rz e d e w s z y s t- kiem z a k r z ą tn ę ł a się za row eram i, k tó re ja k za u w a ż o n o od W a r s z a ­ wy stale z nam i jechały.

Po wielkich p o s z u k iw a n ia c h po ró ż n y c h o d d z ia ła c h obszernego M e djolańskiego d w o rc a — ku ogól­

nej ra d o ś c i — ro w e ry znalazły się.

Z apła cono około 20 lirów za s z t u ­ k ę za p rz e c h o w a n ie i p o d a te k , lecz o d e b r a ć o d ra z u nie m ożna było.

S p r a w ą w y d a n ia bow iem zajmuje się k o m o ra celna i to po w ypeł­

nieniu p e w n y c h k o n ie c z n y c h fo r­

malności.

Z a ła d o w a n o w ięc s talow e ru m ak i

do jakiegoś prz era źliw ie żółtego w o ­ zu i p o d e s k o rtą jegom ościa w c z a r­

nej koszuli z re w o lw e re m p o j e ­ chały n a kom orę.

Tam też podążyli i nasi kolarze Po półgodzinnym m a rs z u p r z y b y ­ liśmy n a m i e j s c e — r o w e r ó w je d n a k nie w ydano, żą d ając w y p e łn ie n ia ja ­ kichś b ard z o sk o m p lik o w a n y c h f o r ­ malności.

Pomoc swą, za opłatą, b ard z o skw apliw ie zaofiarow ał p r z e d s t a ­ wiciel p ry w a tn e j firmy p rz e w o z o ­ wej, m ając j e d n a k do o d e b r a n ia tylko c z te ry ro w e ry , a w k i e s z e ­ ni z a p ro s z e n ie W łoskiego Z w iązku Kolarskiego, no i licencje, k tó re ja k d o tą d o tw ie ra ły n am n a jsz c z e l­

niej za m k n ię te w r o t a — p ro p o z y ­ cję odrzuciliśm y, a ze w zględu na p ó ź n ą p o rę ( u r z ą d za m y k a n o o 1-ej) postan o w io n o p rz yjść dn ia n a s t ę p ­ nego.

Z a ra z też ra n o znaleźliśm y się na kom orze, w dalszy m ciągu u s i­

łując o d e b r a ć ro w e ry .

W szelkie je d n a k p r ó b y nie o d ­ nosiły sk u tk u , odsy łan o nas od jed n eg o u r z ę d n i k a do drugiego, a s p r a w a s ta ła w miejscu.

N a szczęście s p otkaliśm y z n a n e ­ go z z a w o d ó w k o l a r s k i c h w W a r ­ sza w ie w ło ch a Z u c c h e ti’ego, te n p o ­ ra dził s p r a w ę o d d a ć ow e m u p r z e d ­ siębiorcy. gdyż sam i b ęd z ie m y z a ­ łatw iać d w a a może i trz y dni.

No — trudno — n ie c h b ęd z ie p rz ed się b io rc a .

R uch liw y ten, pomimo n ie s ły c h a ­ nej tu szy człow iek objaśnił nas, że za je d e n ro w e r w ra z z kaucją, m ark a m i stem plow em i i p o d a tk ie m w y p a d n ie nam zapłacić około 70 lirów, nie licząc jego osobistych t r u d ó w i starań.

O grom ne z dziwienie: k o n s te rn a c ja blisko 1,900 lirów za c z te r y r o ­ w e ry — p rz e c ie ż do licha nas t u ­ taj za p ra sz a n o , n a cóż w ięc k a u ­ cje i to t a k wysokie.

Ale ro w e ry o d e b r a ć trz e b a . W ym ieniono więc d olary, a po 3 godz. o czekiw ania, p o d c z a s k t ó ­ rego w idzieliśm y nasz ego g ru b a s a uw ijającego się po w sz y stk ic h p i ę ­ t r a c h i p a r te rz e , po o p lo m bow aniu n a sz y c h ro w e ró w w łoskiem i p lo m ­ bam i i po o trz y m a n iu sze sn a stu — w y ra ź n ie s z e sn a stu p a p ie r k ó w na te n ie sz c z ę s n e 4 polskie ro w e ry

(rek o rd b iu ro k ra c ji polskiej — p o ­ bity) o godz. 1-ej w yszliśm y na miasto.

Miny n a s z y c h k o la rz y zrzedły, jak n a p o c z ą te k t ru d n o ś c i i ko szta wielkie, choć p o c ie s z a n o się, że

^405 1. od ro w e ru z w ró c ą nam przy wyjeździe.

U d a n o się więc n a „Velodromo S em pione". T am pomimo zn a jo ­ mości ró ż n y c h w łosk ich k o larz y nasi p rz e d sta w ic ie le musieli c z e ­ k a ć n a „ p a n a d y r e k to r a " to ru przeszło d w ie godziny — poczem ła sk a w ie udzielono im n ie sły c h a n ie m ałe pom ieszenie.

T o r z p o d ziem n y m przejściem , 366 m. obw odu, z w ira żam i o p o ­ chyłości 40° z pięknem i, n a 12 t y ­ sięcy osób, kry tem i try b u n am i, n a ­ leży do b a r d z o t r u d n y c h i n ie b e z ­ piecznych.

Dość w spom nieć, że k a ż d e p ę k ­ nięcie gum y lub z b y t w olna na w ira żu j^\zda, p o łącz o n e s ą z b o ­ lesnym u p a d k ie m i pokaleczeniem . Z re s z tą i u trz y m a n y jest te n to r w o k ro p n y m stanie. N ikt nigdy nie zam iata, a gości masa, w szy stk o to chodzi, jeździ na m otorac h, r o ­ w e ra c h , za m otoram i, w p ro s t c u ­ dem n a z w a ć należy, że te d w a n a ­ ście w y p a d k ó w , k tó ry m ulegli r ó ż ­ ni z a w o d n icy w o sta tn ic h 8 dniach p r z e d m istrzo stw em św iata, nie skończyły się k atastro fą.

Kolarze nasi p r a c ę p rz y g o to ­ w a w c z ą podzielili, za p r z y k ła d e m i n n y c h z a w o d n ik ó w , n a d w ie c z ę ­ ści — r a n o tren in g na szosie (w okolicach M ed jo lan u zn a jd u ją się zna k o m ite sm ołow cow e szosy nie k u rz ą c e i g ładkie jak stół), a po obiedzie 4 — 5 godz. na torze.

Tu spotykali się z całą elitą k o ­ la rs tw a am ato rsk ie g o i z a w o d o w e ­ go, m iędzy k tó re m i odgryw ali n ie ­ p o śle d n ią rolę, to te ż po kilku d n ia c h włoskie g az ety zw róciły uw agę n a polskich k o larz y k aż ąc się z nimi liczyć, ty p u ją c ich u- d ział w s p o tk a n ia c h 8 finałowych.

P rz y najlep sz y ch h o ro s k o p a c h , a szczególniej po p ró b n y c h fini­

szach, k tó re u Łazarskiego, S zy m ­ cz y k a i G a r le y 'a w y p a d ły w s z y s t­

kie niżej 13 sek. z niecierpliw ością o c z ek iw an o zaw odów .

N a reszc ie p rz y sz ła sobota, ale z p ew nem i niespodziankam i.

(6)

Str. 6. K O L A R Z P O L S K I N r. 9 i 10.

W ostatniej chwili m ianow icie p rz e s u n ię to z a w o d y z godzin p o ­ o b ie d n ic h n a w ieczorow e. Nie po- mogły p ro te s ty innych zw iązków, m o ty w u ją c y c h swe s łuszne s ta n o ­ w isko tem , że nie w szy sc y kolarze jeździli już na to rz e oświetlonym, że m oże to s p o w o d o w a ć w y ­ padki.

P ro te s ty u z n a n o za spóźnione, pomimo, że w cześniej p ro te s to w a ć nie m o żn a było, bo o za m ia rze p rz e s u n ię c ia godziny z a w o d ó w ni­

kogo nie poinform ow ano.

O godzinie 8 w ieczorem , po na- leży te m o cz y szcz en iu (nareszcie!!) i zam ie cien iu toru, z a w o d n ic y z e ­ b r a n i w ilości 47 po ra z ostatni p r z e d biegiem p ró b u ją swej s p r a w ­ ności, a n a s t ę p n ie lokują się na w s k a z a n y c h p rz e z o rg a n iz a to ró w m iejscach.

Boisko p r z e d s t a w i a rzecz y w iście c i e k a w y o b ra z e k . P ię tn a ś c ie n a r o ­

dów: Anglja, A u stra lja, Belgja, C zec hosłow acja, Danja, F ra n c ja , H olandja, H iszpanja, L uksem burg, Niem cy, P olska, S zw a jc arja, W ło ­ chy, (p rz e p ra s z a m że ty c h o s ta t­

nich um ieściłem w edług spisu al­

fa b ety czn e g o dopiero n a cz te rn a- stem miejscu — sam e s ta w ia ły się w e w sz y s tk ic h ogłoszeniach i afi­

sza ch n a pierw szem ) i W ę g ry zgodnie rozm ieściło się n a zielonej m u raw ie w o c z e k iw a n iu b e z k r w a ­ wej w alki sportow ej o palmę p ie rw sz e ń stw a .

Nagłe w s z y s c y zelektryzów a*

ni Zostali głośną k o m e n d ą w o jsk o ­ wą, a po chwili w tu n elu ukazali się żo łnierze faszy sto w scy w c z a r ­ n y c h k o szulach, z k a r a b in a m i n a

ra m ie niu, w ilości 60 osób, z t r z e ­ m a oficerami na czele.

Żołnierze ci rozdzielili boisko na dw ie połow y i z k a r a b in a m i w r ę ­ ku groźnie (o iłe nie komicznie) pozostali n a sw y ch sta n o w isk a c h .

Czego, czy kogo żo łnierze ći pil­

now ali t r u d n o pow iedzieć.

O d publiczności izolow ała z a ­ w o d n ik ó w w y s o k a n a 3 m e t r y sia t­

k a stalo w a, n a bo isk u p o z a z a ­ w o d n ik a m i z na jdow ali się p r z e d ­ staw iciele p r a s y i delegaci p o ­ szczególnych P aństw , zaś z w łos­

k ich d y g n ita rz y do p iln o w a n ia nie było ani „ d u c e ” M ussolini'e go ani króla, ale i tym, p rz ecież , nic nie mogło grozić od z a p r o s z o n y c h n a z a w o d y c u dz oziem ców , więc niby czego?

O godz. 9-ej m in u t 15 u r z ą d z o ­ no ogólną defiladę. G ru p a m i w e ­ dług W łoskiego, bo nie a lfa b e ty c z ­ nego p o rz ą d k u , przedefilow ali z a ­ w o d n ic y p r a w i e w s z y s tk ic h P a ń s tw E u ro p y niosąc c h o rą g ie w k i o b a r ­ w a c h n aro d o w y c h .

Po tej jedynej n a p r a w d ę u d a ­ nej części w yścigów p rz y s tą p io n o do ro z g ry w k i p rz e d b ie g ó w d la a m a ­ torów,

W serji pierw szej s ta rto w a li — Ł azarski, M a rtin e tti W ło c h y i J e n - sen — Danja.

Z araz też w tej pierw szej r o z ­ g ry w c e w y s z ła n a jaw n iesły ch a n a stro n n o ść i bez cerem o n jaln o ść sę­

dziów włoskich. W y śc ig p o p r o w a ­

dził J e n s e n m ając za s o b ą n ą k o ­ le M a rtin e tti'e g o — trz e c i Łazarski.

Na o s tatniem o k rą ż e n iu , n a p i e r w ­ szym w ira ż u Ł a z a rs k i d o sze d ł do nogi J e n s e n a , w ó w c z a s te n p osze dł

b a r d z o en ergicznie i nie pozw ala się Ł a z a rs k ie m u minąć.

M a r tin e tti p ozostaje zam k n ię ty , lecz w cale nie s t a r a się p o p ra w ić sobie miejsca. S y tu a cja nie zm ie­

nia się do ostatniej prostej. D o p ie­

ro tutaj M a r tin e tti widząc, że jest z a m k n ię ty p ró b u je wyjść d o ­ łem z lewej s tro n y J en se n o w i, co jest regulam inow o zabronione. J e n ­ sen nie puszcza. Z aw odnicy n a p i e ­ ra ją je d e n n a drugiego i z je ż d ż a ’ą na bieżnię i tam k o ń c z ą wyścig.

W rezultacie Ł a z a rs k i jest p i e r w ­ szy, J e n s e n drugi, a M a rtin e tti - trzeci.

Jeż eli kto był w inien w całej tej spraw ie, to M artin etti, p r z y c h o ­ d zą c zaś w wyścigu n a trzecim m iejscu w yelim inow ał się z z a w o ­ d ó w zupełnie.

A le s ęd z ia celow niczy był W łoch

—a s ęd z ia celow niczy p o s ia d a głos d e c y d u ją c y — więc bieg u n ie w a ż ­ nił i po p ó łgodzinnym o d p o c z y n ­ k u za rzą d ził p o w tó rz en ie. W te d y Ł a z a rsk i zajął d o p iero trze cie miej­

sce z a M a rtin e tti'm i J e n s e n e m i z d a l­

szy c h ro z g ry w e k został w yelim ino­

wany.

S e rja d r u g a — 1. G alvaing— F r a n ­ cja; 2, G r i m m —W ęgry. 200 mtr.

131/ 5 sek.

S erja t r z e c i a — 1. O sz m e la —N iem ­ cy; 2, Boiocchi W ło c h y o pół d łu ­ gości. 200 mtr. 131/3 sek. P o p r o ­ w a d ził W łoch, n a 350 mtr. p r z e d ta ś m ą z a a ta k o w a ł go Oszm ela, po w alce p r z e s z e d ł i wygrał.

S erja c z w a r ta — 1. T h e a k e r An- głja; 2. Engel N iem cy o pół koła;

3, E ig n e r C zec hosłow acja. 200 mtr.

132/ 5 sek. T h e a k e r w y g ra ł p r o w a ­ d zą c n a o s ta tn ic h 400 mtr.

S e rja p i ą t a — 1. H a b b e rfie ld An- glja; 2. Richli S z w a jc a rja o pół długości; 3. Steffes N iem cy o koło, 200 m tr. 13 sek.

S erja s z ó s t a — 1. S chaffer A ustrja;

2. S ib b it Anglja; 3. J e r m o H isz­

panja. W y śc ig p o p ro w a d z ił Jerm o , drugi Sibbit, trz e c i Schaffer; na ostatnim w ira żu H isz p a n a a tak u je Anglik, w ó w c z a s J e r m o p o d je ż d ż a do góry, k o rz y s ta z tego S chaffer i mija obu lew ą stroną.

S erja s i ó d m a — 1. Tasseli W ło ­ chy; 2, L eene H o la n d ja o tr z y d ł u ­ gości. 200 mtr, 124/r, sek,

S e rja ósm a p o p r z e d z o n a została n a stę p u ją c y m w yp a d k ie m : W y w o ­ łują Pauli, A b e g g le n a i S zy m czy ­ ka, M e n a ż e r naszego m istrza b ie ­ rze r o w e r i ud aje się n a start, w odległości 10 — 15 k r o k ó w za nim, b e z szlafroka w koszulce c z e r ­

„TOUfł DE FRANCE" W HAWRZE

(7)

K O L A R Z P O L S K I Nr. 9 i 10. Str. 7.

wonej z białym orłem (p o d k reślam , że w b a r w a c h p ań stw o w y c h ) idzie Szym czyk, lecz n a linji o k u p o w a ­ nej p rz e z faszystow skich żołn ie­

rz y zostaje p rz e z jednego z nich z a tr z y m a n y gestem grożącym z p o d ­ niesionym do góry k arab in em . S zy m ­ cz yk p rz y p u s z c z a ją c w idocznie, że tylko n a w p ro s t startu jest p r z e j ­ ście, zostaw ia żołnierza w spokoju i idzie w zdłuż linji, n a k tórej sto­

ją faszyści. Z a z n a c z y ć należy, że innego przejścia, b y d o sta ć się na s t a r t nie było.

N a vis a vis s ta r t u S zym czyk p ró b u je znów p rz ejścia — p o d o b n a zu p e łn ie do p o prz edniej gro ź b a z użyciem k a r a b in u z a trzy m u je go jednak.

Nie pom ag ają w yjaśnienia w ję­

z y k u francuskim , żołnierz tr z y m a ­ jąc p o d nosem naszego r e p r e z e n ­ t a n t a k a ra b in , k tó ry w całej swej długości o p iera się o S zym czyka, w y k rz y k u je coś po w łosku w s t r o ­ nę sędziów.

Tego było już za w i e l e — S zy m ­ cz y k schw ycił za rę k ę i k a r a b in m ikroskopijnego W ło c h a i o d r z u ­ cił go od siebie.

N a to p o d sk o cz y ło z k a ra b in a m i t r z e c h innych żołnierzy i zajście Bóg wie czym b y się skończyło, g d y b y nie i n t e rw e n c ja — co p r a w d a b a r d z o spóźniona, jednego z o rg a ­ n izatorów , k tó ry k a z a ł naszego k o ­ larza p rz ep u ścić.

Po tak im przejściu, k tó re m u ­ siało k o sz to w a ć tro c h ę n e rw ó w , n a stą p ił start.

1. A begglen Szw ajcarja; 2. S zy m ­ cz y k o ćw ie rć koła; 3. P auli L u ­ k se m b u rg o dwie długości. 200 m.

124/ s sek. W yścig p o p ro w a d z ił P a ­ uli, n a 300 mtr. p r z e d ta ś m ą a t a ­ kuje go A begglen i przechodzi; na ostatnim w irażu A b e g g le n a a t a k u ­ je S zym czyk, do samej ta ś m y tr w a z a c ię ta w alka, z drugiej zw y cięzc a o ćw ie rć k oła w yc h o d zi S zw a jc ar.

S e rja d z ie w ią ta — 1. F alck-H an- sen Danja; 2, G a rle y o trz y dłu ­ gości. P o p ro w a d z ił G a rle y n a 400 mtr. p r z e d ta ś m ą a ta k u j e go D u ń ­ c z yk n astęp u je z a cięta w alka, po 100 mtr. G a rle y słabnie i bieg w y ­ g ry w a H ansen.

S erja dz ie w ią ta — 1. D e b u n n e Belgja, b e z m iejsca—biegu nie u k o ń ­ czyli Z u cc h etti W ło ch y i T u rn e r Anglja. P o p ro w a d z ił T u rn e r, drugi Z ucchetti, trz e c i D ebunne. N a o s tatn iej prostej z a w o d n ic y z g ru ­ powali się i id ą p ra w ie razem. N a

10 mtr. p r z e d t a ś m ą W ło ch i A n ­ glik z d e r z a ją się i up ad a ją ,

Pomim o nie u k o ń c z e n ia biegu p rz e z T u r n e r a i Zucchetti'ego ten ostatni d o p u szc zo n y jest do d a l­

szych rozgryw ek.

S erja je d e n a s ta — 1, M azairack- w alk-ow er.

S E R J E Z A W O D O W C Ó W . S erja I —- 1. M o re tti W łochy;

2. o długość s ta ry 54 letni Elle- g a a rd D a nja 200 mtr. 133/ 5 sek.

S erja II —- 1. G iorge tti Włochy;

2. Schilles F r a n c j a o gumę 200 m.

123/ 5 sek. Schilles d e m a r a ż o w a ł w 250 m. na o statn ich 50 mtr. z a a ­ ta k o w a ł go G iorgetti i w ygra ł o gu ­ mę.

S erja III 1. K aufm ann S z w a jc a r­

ja; 2. O tto Belgja o dziesięć mtr.

P o p ro w a d z ił O tto na ostatnich 250 mtr. n ie sp o d z ie w a n y m z ry w em z y ­ skuje 4 — 8 długości i ucieka. J e d ­ nak ż e m istrz św ia ta spokojnie d o ­ gania go i n a w irażu przechodzi.

S erja I V — 1. M i c h a r d F ran c ja ; 2. Van N e c k H o lan d ja o długość.

200 mtr. 124/-, sek.

S erja V — 1, Mori W łochy; 2.

F a u c h e u x F r a n c ja o cz te ry d ł u ­ gości. 200 m tr. 122/s sek. W yścig wolno p o p ro w a d ził F a u c h e u x , n a 250 mtr. p r z e d t a ś m ą W ło c h w s p a ­ niałym z ry w e m p rz e s z e d ł go i z y ­ sk a ł tr z y długości w y g ry w a ją c w y ­ ścig.

S erja VI — 1. S p e a r s A u stra lja;

2. L ee n e H o landja o koło; 3. Bai- ley Anglja o 10 cent. 200 mtr.

124/.i sek.

W y śc ig p o p ro w a d z ił B ailey m a ­ jąc za s o b ą S p e a r s 'a , tr z e c i L e e ­ ne, 200 mtr. A nglik już idzie z c a ­ łej siły, n a w ira ż u z a w o d n icy g ru ­ p u ją i n a p r o s t ą w y c h o d z ą w j e d ­ nym sze regu, o s ta te c z n ie wyścig o koło w ygra ł S pears.

ci 5— 6 dł. p o d ą ż a ł M oeskops. Na 360 mtr. Del G ro sso idzie już m o ­ cno ro ż kręc ony, n a 100 m tr. p r z e d t a ś m ą a ta k u je go M oeskops lecz za późno i wyścig p r z e g r y w a o 10 cm.

R E P E C H A G E A M A T O R Ó W , R ep e c h a g e I — 1, Engel; 2, S zym ­ cz yk o pół koła; 3, J e n s e n o pół długości, 200 mtr. 121/ 5. P o p r o w a ­ dził J e n s e n m ając n a kole Engel'a , trz e c i Szym czyk; n a 150 mtr. p r z e d t a ś m ą EngeTa a ta k u je Szym czyk, p ie rw sz y z kolei z a a ta k o w a ł J e n - sena. N a p r o s t ą w w alce ra z e m wyszli Engel i Szym czyk, z k t ó ­ r y c h p ie rw s z y u trz y m a ł p rz e w a g ę do końca.

R e p e c h a g e I I — 1. Leene; 2. G a r ­ ley; p o p ro w a d ził G a rle y n a 300 mtr. p r z e d t a ś m ą z a a ta k o w a ł go L eene i po w a lc e przeszedł.

R e p e c h a g e III — 1. Zucchetti; 2, Grim m o 2 dł.; 3, Richli o dł, 200 mtr, 124/a s.

R e p e c h a g e I V — 1, Boriocchi; 2,

E. H a u se n o koło; 3. Sibbit. 200 mtr. 1 3 7d sek.

R e p e c h a g e dla z a w o d o w c ó w k t ó ­ re skończyły się o godz. 12-ej S e rja d w u n a s t a — 1. Riitt N iem ­

cy; 2, Ed. H a u se n D a n ja o 10 cent.

200 m. 13“/5 sek.

S erja VII — 1, Del G ro sso W ł o ­ chy; 2. M oeskops H o lan d ja o ćw ierć koła 200 mtr. 124/ó s e k. P o p r o w a ­ dził W łoch, za k tó r y m w odległoś-

(8)

Str. 8. KOLARZ POLSKI Nr. 9 i 10.

w nocy, z a k o ń czy ły p ie rw sz y dzień z a w o d ó w o m istrzostw o św iata, po ciężkiej w a lc e w y sz e d ł z nich z w y ­ cięsko M o esk o p s z t ru d e m , w os­

ta tn im biegu zw y cięża ją c św ietnie tego d n ia jeżd ż ące g o Bailey'a,

p a d k u obow iązku, u stę p u ją c s w e ­ go m iejsca p a n u Thiełem u.

Drugim kw iatk iem było usunięcie siłą p a n i S z w a rz — żony b u r m i­

s tr z a z Holandji — nie p am iętam z jakiego miasta,

„TOUR DE FRANCE” NA

Nie m o żn a p om inąć milczeniem sk an d a lic zn eg o w p ro s t o d c z y ty w a ­ nia i ogłaszania p rz e z m egafon n a z w is k z a w o d n ik ó w nie włoskiej na rodow ości.

T a k p o p u la rn e n a z w is k a w s p o r ­ cie k o lars k im jak: S p e a rs, Bailey, Schilles, F a u c h e u x , M i c h a r d w y ­ k r z y k iw a n o n a c z te r y stro n y toru w sposób mniej więcej n astępujący:

S p e -a rs, Be-le, Ski-les, F u -sz u , Mi- k a r d i t. d. nie m ów ię już n a t u ­ ra ln ie o n a z w is k a c h polskich, k t ó ­ re do niczego nie b yły p o d o b n e w u s ta c h włoskiego inform atora.

J e s t to je d n a k , b iorąc p o d u w a ­ gę, że ro z g ry w a n o m ię d z y n a ro d o w ą na g ro d ę „M istrzostw o Ś w ia ta " — n ie sły c h a n e b a r b a rz y ń s tw o .

D zień drugi p rz y n o si n o w ą serję n ie s p o d z ia n e k i gwałtów.

P r z e d e w s z y s t k i e m b e z p ra w n ie u- sunięto z b o isk a naszego d e le g a ta k a p ita n a P olskiego Z w iąz ku K o la r­

skiego p. Thielego. N astępnie, k i e ­ d y chciał zająć jed n o z bliższych m iejsc w tr y b u n ie specjalnie dła d e le g a tó w prz ezna czone j, a p r z e ­ pełnionej W łocham i, n atrafił n a s p rz e c iw w sz ę d z ie o b e c n y c h i p a ­ n u ją c y c h żołn ierzy faszystow skich.

Z a ta rg p r z y b ie ra ł formy bard zo ostre, gdyż d eleg a t n a sz nie chciał i słusznie, o d stąp ić p r a w swoich, w ięc z n ó w grożono siłą.

Scysję za żegna ł o statecznie j a ­ kiś W ło c h o bard ziej k u ltu ra ln y c h p o jęcia ch gościnności, a w ty m w y ­

DRODZE DO BORDEAUX

P a n i ą tę, pomimo, że p o s ia d a ła zn a k i legitym ację w ło s k ą usunęło d w u c h fa s zy stó w p o d rę c e z b o ­ is k a i w y p ro w a d z iło za bra m ę .

O k a zało się w n a stę p stw ie , że boisko d n ia tego miało być p r z e ­ zn a c z o n e w yłącznie tylko dla k o ­ larz y i ich p om ocników , w o b e c czego za n o rm aln e uzna ć należy tego ro d z aju t r a k t o w a n ie gości i d e ­ legatów .

Po tak im w stęp ie n a s tą p iła d e ­ filada fa sz y sto w sk ic h organizacji k o la rsk ic h z godłem w łoskim w ie ­ zionym p rz e z c z te ry cyklistki. Po długich ow a cjach i o k r z y k a c h na cz eść faszyzm u defilujący opuścili boisko i p rz y stą p io n o do dalszyc h ro z g ry w e k o m istrzo stw o św iata.

Ośmio f i ra ły d a ły re z u lta ty n a ­ stępujące:

Ośmio finał I — 1. Oszm ela; 2.

L e e n e o pół dług. 200 mtr. 13 s.

Ośmio finał II — 1. M artinetti;

2, Schaffer o dw ie dług. 200 mtr, 124/ 5 s.

Ośmio finał III — 1. Galvaing;

2. T h e a k e r o ćw ie rć koła. 200 mtr. 13 sek.

Ośmio finał IV — 1. Boiocchi;

2. Engel. Bieg p o p ro w a d z ił W ło ch n a 200 mtr. p r z e d ta ś m ą z a a t a k o ­ wał go Engel i px-zeszedł idąc s t a ­ le w jednej linji n a d taśm ą. P rz y w yjściu n a p r o s tą Boiocchi p r ó ­ bu je go a ta k o w a ć z p ra w e j strony, lecz szy b k o zm ienia k ie ru n e k i a t a ­ kuje Engla z lewej s tro n y — pod

taśm ą. Engel zje ż d z a w dół p r z y ­ ciska Boiocchi'ego i w y g ry w a o 3/ 4 dł. Po ta rg a c h i p rz y sp rzeciw ie ze stro n y sędziów B re y e r'a , Le- c o m te 'a i H o m b erg a E ngel zo­

stał z d y skw a lifikow any, a p ierw sze miejsce p r z y z n a n o B oiocchfem u.

Ośmio finał V — 1. F a le k -H a n - sen; 2. A be g g le n — 2 0 0 m tr. 124/ 5 s.

Ośmio finał VI — 1. M az airac k ; 2. R iitt —- o dług. 200 mtr. 13 s.

Ośmio finał VII — 1. Zucchetti;

2. H a b b erfie ld o gum ę 200 mtr.

13 s. O b u rz e n ie pom iędzy angli­

kami, którzy, jakoby, widzieli Hab- b e rfield a n a p ie rw sz y m miejscu.

Ośmio finał VIII — 1. D ebunne;

2. Tasseli o 3/i koła. 200 mtr. 13 sek.

Ć w ierć finały zaw odow ców , w k t ó r y c h M o re tti ta k ty c z n ie pobił S p e a r s 'a o koło, ucieka jąc mu n ie ­ spo d zian ie o 10 — 12 mtr; Kauf- m a n n pobił sw ob o d n ie Mori'ego;

M oeskops-G iorgetti'ego; a M ic h a rd

— Del-Grosso.

Ć w ierć finały am atorów :

Ć w ierć finał I — 1. M artinetti;

2. O szm e la o dług. 200 m. 122/ 5 sek.

Ć w ierć finał II — 1. Boiocchi;

2. F a l e k - H a n s e n n ie b y w a ła rzecz!

B oiocchi p r o w a d z i n a 3 0 0 m. p r z e d ta ś m ą a ta k u je go ip rz e c h o d z i F a l e k - H ansen, n a o statniej prostej Boiocchi a ta k u je D u ń c z y k a z lewej stro n y i p rz e g ry w a o ćw ie rć koła. — N a pie rw sz e m iejsce w y s t a w i a ją Bo- iocęhi'ego. (!!!?)

Ć w ierć finał III — 1. M azairack;

2. D e b u n n e — t e n ostatni b e z w a l­

ki o d s tąp ił miejsce H olen d ro w i — 200 m. 14Vd sek.

Ć w ie rć finał IV — 1. Galvaing;

2. Z ucc hetti o pół długości. 200 m.

13 sek.

Półfinały z a w o d o w c ó w p rz y n o ­ szą n ie s p o t y k a n ą sensację i k o ro ­ n u ją w s z y stk ie d o ty c h c z a s o w e p o ­ stęp k i sę d z ió w włoskich.

W półfinale p ie rw s z y m spotkał się K aufm ann S z w a jc a r i Moretti W łoch.

P ro w a d z i M oretti, k tó ry p rz y w ejściu n a p ie rw s z y w ira ż z a t r z y ­ m uje się — K a u fm a n n jest w p u ła p c e — ze w zględu n a zb y t w ielk ą pochyłość t o ru nie może p rz y tej szybkości w je c h a ć na w i ­ ra ż i a t a k o w a ć M oretti'ego, dołem zaś p rz ejść nie może, bo zastaw ił mu drogę M o re tti (sy tu ac ja p o d o b ­ n a w y tw o rz y ć się m oże tylko na p o d o b n ie w ąskim i sp ad z isty m t o ­ rze, k t ó r ą św ietnie rzeczyw iście z a sto s o w a ł i w y k o n a ł Moretti) z a ­ w o d n ic y obaj zatrzym ali się n a

(9)

K O L A R Z P O L S K I Nr. 9 i 10. Str. 9.

miejscu, chw ila ogrom nego z a in te ­ re s o w a n i a i napięcia.

N a reszc ie W ł o c h s k r ę c a g w a ł­

tow nie w dół i u c ie k a z yskując na te m 10 długości. Z a nim rz u c a się K a u fm a n n —pościg t r w a z niesły­

ch a n y m zacięciem i siłą do o s t a t ­ niej p rostej, n a k tórej św ietnie ja ­ dą c y K a u fm a n n p rz e c h o d z i i w y ­ g ry w a o koło.

W a lk a b y ła piękna, n a w e t p u ­ bliczność w io sk a bije b r a w a Kauf- m an n 'o w i, pomimo, że pobił ich r o ­ d a k a .

Z aw sze u śm ie c h n ię ty S z w a jc a r k ła n ia się publiczności i schodzi z toru.

N a ra z p o m iędzy w idzami porusze- szenie, świsty, okrzyki, a później szalone oklaski i braw a.

N a p ie rw sz e m iejsce w y s ta w io ­ n y jest M oretti.

K olarze informują o tem Kauf- m a n n 'a . Nie chce wierzyć. P r o t e s ­ tuje. C hodzi do sędziów. O s ta t e c z ­ nie prosi o p o w tó rz e n ie biegu. (Gdy p rz eg ra ł M a rtinetti do Łazarskiego i J e n s e n a — bieg powtórzono).

W s z y s tk o n apróżno.

P ro te s tu ją więc delegaci Zw ią­

z k ó w — w ó w c z a s pow o łu ją się W łosi n a regulam in m ię d z y n a r o d o ­ wy, k t ó r y s tw ie rd z a , że głos d e c y ­ d u ją c y i b e z a p e la c y jn y p o sia d a s ę d z ia ce low nic zy — a t e n widział n a p ie rw s z y m m iejscu M ore tti'eg o

—- d y s k u sja upada!

W o b e c tak ieg o o b ro tu s p ra w y n a zn a k p ro te s tu w sz y sc y a m a to ­ rz y k o larz e o d m a w ia ją s ta rto w a n ia

w ogólnym h a n d ic a p ie . Zgłoszenia dali tylko Włosi: Z u c c h e tti i Tas- selli..

W d a lsz y c h ro z g ry w k a c h w fi­

nale m istrzo stw a św iata a m ato ró w zw yciężył dość p e w n ie W łoch M ar-

w o d n ic z ą c y W łoskiego Zw. Kol.

o d sz e d ł od stołu zostało, o n o „ s k u - p a to " p r z e z żołnierzy, k tó rz y z p e ­ w n o ś c ią w y k o ń c zy li rzecz czysto.

N a b a n k i e t a c h u r z ą d z a n y c h p rz e z W łoski Zw. Kol. b r a k o w a ło b a r d z o

„TOUR DE FRANCE”, NA DRODZE Z NICEI

tinetti; drugi F r a n c u z Galvaing;

t rz e c i H o le n d e r M a z a ira c k ; cz w a rty W ło c h Boiocchi.

W m istrzo stw ie ś w i a t a z a w o ­ d o w c ó w o tyle się nie udało, że je d n a k H o l e n d e r M o esk o p s p e w n ie zu p e łn ie pobił W ło c h a M oretti'ego o długość, zaś K a u fm a n n o s t e n t a ­ cyjnie nie finiszował i bez w alki o d d a ł trze cie miejsce F ra n c u z o w i M ichard'ow i.

Po m istrz o stw a c h cz ę s to w a n o zw ycięzców i zw yciężonyc h s z a m ­ pan e m , je d n a k z chwilą, gdy p r z e ­

w ielu d elega tów , nie było tam też i P olaków .

Z a r a z n a stę p n e g o d n ia n asz a d r u ż y n a k o la rsk a b e z żalu opuściła M ed jo lan u d a ją c się- w p o w ro tn ą do P olski drogę.

Dla całości i dla d a n ia m o ż n o ś­

ci c z y te lnikow i w y ro b ie n ia sobie p e w n e g o poglądu z całego p o b y tu n a sz y c h k o larz y w e W ło sze ch , d o ­ d ać m uszę, że za r o w e r y z w ró c o ­ no im w Tarnisio n a g ra n ic y wło­

skiej nie 405 1. a 364.

Pomian.

T O U R D E F R A N C E

K olars two jest sportem narodowym fran­

cuzów. Piłka nożna, rugby, boks potrafią przyciągnąć nieraz dzies iątki tysięcy w i­

dzów. Zawody kolarsk ie tylko umieją p r z e ­ kształcić okolice toru, na którem się wielki wyścig szosowy ma zakończyć, w morze głów, gdzie cisną się, by ujrzeć w p r z e ­ locie zakurz onych jeźdźców, setki tysięcy mężczyzn, k obie t i dzieci.

A z pośród tych wielkich wyścigów pier w ­ szym jest Tour de France, całomiesięczna k o la r sk a epopeja, w przeciągu miesiąca zmieniająca w zory całego kra ju to na b ru ­ ki Północy, to na skały Bretanji, to na piaski lard, to wreszcie na stro me, zawie­

szone nad urwiskami ścieżyny gó r Pire- nejskich, Alp, Wogezów.

Tour de F r a n c e — to dla każdego fr a n ­ cuskiego sp orto w ca słowo magiczne, bu­

dzące koro w ód wspom nień o heroicznych czynach wędro wnych nauczycieli energji, siły fizycznej i niezłomnej siły woli. W s t a ­ ją w pamięci miona zwycięzców z przed laty, imiona P e t i t- B r e to n ’a, L a p ise ’a, F a ­ b e r a , Trouss elier, trzykrotn e go tryum fa­

to r a T h y s’a, Scie ur’a, L a m b o f a , Henri Pe- lissi"r’r, nakoniec O ttavio Bottecchia ’i, zwy­

cięzcy z lat 1924 i 1925.

Z resztą T our de F ra n c e nietylko F r a n ­ cję emocjonuje. Sta ją doń przecie i naj­

wytrawniejsi szosowcy Belgji, zacięci, u p a r ­ ci, nieludzko wytrwali, stają pełni ognia Włosi, stają tw ardzi Szwajcarzy. Ryw ali­

zacja ich zaciekła, walka ambicji n a ro d o ­

wych, nie ustają ca w ciągu c a'ego miesią­

ca, czyni Tour de France jedyną w swoim rodzaju imprezą, najw iększą może i naj­

popularniejszą, poza Igrzyskami Olimpij- skiemi, jakie zna świat cały.

Odbyty w roku bieżą cym XX Tour de F ra nce pod żadnym w zg lędem nie u stęp o ­ wa! poprzednim.

Tw órca wyścigu, r e d a k t o r pary skiego

„ A u to “ , Henri D e granges, co ro ku zmie­

niający regulamin, by formułkę uczynić możliwie doskonalszą, przeniósł p o czątek wyścigu z P ary ż a do Evian, nad urocze jezioro Lemańskie. Modyfikacja ta miała na celu zmusić kolarzy do ostrz ejszej w al­

ki już przed Pirenejami; dawniej bowiem, kiedy u podnóża kolosów górskic h s t a ­

(10)

Str. 10. K O L A R Z P O L S K I Nr. 9 i 10,

wano po kilku zaledw ie eta pach, etapy te uważano niejako ża spacer, za trening p o przedzający wyścig' właściwy. T era z gdy do Piren ej prowadzi! szlak 2000 kilome­

trowy, przedsta w ia ła się możliwość u zyska­

nia już p rz e d te m prz ew agi ta k znacznej,

że góry nie mogłyby sytuacji zmienić cał­

kowicie; spodziewać się było więc można licznych prób te g o rodzaju, szczególnie ze strony młodej generacji kolarskiej, z t a ­ kim te m p e ra m e n te m usiłującej obecnie zepchnąć w cień stare gwiazdy.

Na starcie zebrała się cała niemal śm ie ­ ta n k a szosowych długodystansow ców. S t a r ­ sze pokolenie re prezento w ali włosi Bot- tecchia ; Aymo, luksem burczyk F ran tz, bel- gowie Lucien Buysse, Dejonghe, Sellier, francuz Belenger. Ze stro ny młodych wy­

suwali się na czoło zw ycięzca Bordeaux- Paris A delin Benoit, Van Slembrouck, Van de C a j t e e le , Jules Buysse, Van Dam, Cu- velier, D ebusschere .

Faw ory te m prasy był Bottecchia; na miej­

scach honorowych oczekiwano D ejonghe’a, F r a n t z a B uysse’a, Benoit. Francuzi mieli słabe nad zie je na zw ycięstwo swych barw.

Sfery zbliżone do firm, stających do wyścigu (kolarze „zgru pow ani”1 zorganizo­

wani byli w t e a m ’y „ A u to m o to " Atleyon, ,,M eteore “ i ,,Louvet“) nie podzielały na- ogół zaufania, k tó r e m ogól obdarz ał szam- piona w łoskiego. Wiedzia no, że B ott ecchia 1926 u stę p u je znacznie Bottecchii z 1925 roku. Olbrzymią pewność siebie wyjawiał Lucien Buysse, od B e n o ifa można było oczekiwać rz eczy niezwykłych w P i r e n e ­ jach i A lpach, gdzie zabłysnął w roku ubiegłym.

Sensacyjnym był już wynik pie rw ­ sz ego eta pu, Evian-Malhouse. Nie s p o ­ dziewano się w nim żadnych „coup de t h e a t r e “ . Stało się inaczej. Ju les Buysse o derw ał się od wszystkich; mimo szalo­

nego pościgu zdołał wyp rz edzić najbliż­

szych z rywali o 13 minut. A temi naj- bliższemi okazali się wyłącznie „młodzi“ . 9-ciu ich przybył o razem. Sta rsi potracili wiele drogocennych minut: Bottecchia 34, inni jeszcze więcej...

D ru gi etap — a w szystkic h miało być

17—był spokojniejszym. 25 kolarzy p r z y b y ­ ło ra zem na m etę w M etz’u. Sprint wygrał belg D osse. B ottecchia stra cił dalszych 5 minut. Długi, 433-kilometrowy etap Metz- D unquerque ujrzał nowy coup de th eatre:

jechano spokojnie, po straszliwych brukach P ółnocy, aż do Lille, gdy w te m drużyna ,,Louvet'1 p rzep ro w ad ziła szczegółowo za­

w czasu obmyślany atak, na sk u tek k t ó ­

rego stary wyga D ejo nghe i młody kolos Van Sle m bro uck znikli z oczu p r z e ś la ­ dowcom i wyprzedzili ich o 10 i więcej minut. Bottecchia, zajmując, dzięki s z e ś ­ ciokrotn em u pękn ię ciu gum y 17-te miejsce utracił jeszcze pięć minut. Jules Buysse,

również nieszczęśliwy, utracił prawo do żółtej koszulki — odznaki le ad e ra klas y ­ fikacji ogólnej, na rzecz Van Sle m brouck‘a.

Po takim początk u wydawało się, iż szczęśliwy pomysł D esgranges’a uczyni 20-ty Tour de France niewymownie d r a ­ matycznym. Faworyci w pierwszych tr z e c h etapa ch potracili tyle, że trzeb a było z ich stro ny zwykłych wysilkków, by dać radę ro zpętanej młodzieży. Lucien Buysse w praw ­ dzie, mimo 25-minutowego opóźnienia ogła­

szał wszem i wobec, że w y g ra wyścig na- pewno, Bottecchia, mimo 45-minutowego opóźnienia, też był dobrej myśli, ale o d ­ noszono się już do te g o sceptycznie. B e­

noit, zeszłoroczny b o h a te r Pir enejó w , był przecie na 4-tem miejscu klasyfikacji ogól­

nej, tu ż za leaderem; jemu w górach t r u d ­ no będzie coś odebrać! 1 niewiadomo, czy się ich prz e s tra s z y Van Slembrouck! Na- pewno więc jeszcze prz ed Pirenejam i s to ­ czoną zo stanie niejedna bitwa!

N iestety, ta k się nie stało. S ta rzy do- św adczeni, spokojnie czekali gór, młodzi bali się już, przed etapami Pirenejskiemi, tracić nie zbędne im ta m siły. Wię c za k ażdem razem do mety jeźdźcy przybywali w zw artej grupie. E tap czw arty wygrał Sellier, przypominając o sobie i n ie d o c e ­ nianych swych szansach. Piąty stal się łu ­ pem A dełina Benoit. E ta p szósty, 405-ki- lometrowy nie zdołał również prz erazić nikogo. Na to r w Brest wpadło jed n o ­ cześnie 29 kolarzy, z któ rych na taśmie okazał się pierwszym Van Dam.

Do te g o cz asu zwyciężali, za wyjątkiem etapu, w ygranego przez Selliera, tylko

młodzi. W siódmym starc iu powagę, s t a r ­ szych ura tow ał Frantz, bijąc na sprincie 30 konkure ntów.

Odp łacił mu za młodych Van Dam, wy­

grywając n a stę p n y etap, lecz F ra n t z się uparł i wygrał w sw oją kolej dziewiąty.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tow arzystwo organizujące deleguje do każdej grupy, przybyłej na Zjazd, je dnego ze sw ych członków, który staje się podczas Zjazdu to w arzyszem , opiekunem i

Najlepszym zawodnikiem okazał się L am b ert Tadeusz, któ ry przy lepszych w spółzawodnikach mógłby się wyrobić na pie rw szorz ędną siłę.. D rugim

Piękny dzień sprzyjał zawodom, tak, iż na starcie w Wieliczce zgromadziło się przeszło sto maszyn, liczba imponująca, jak na zawody p r o ­ wincjonalne. Biegów

Duszyński, wspomagany przez przez pracow icie trenującego T.. Kalinowski Warszawa,

Tym czasem m niemanie takie je st zw ykłą życiow ą omyłką, gdyż, żeb y w naszych w arunkach m óc posiłkow ać się rowerem , należy przedew szystkiem posiadać

b) Zaw iadam ianie Zarządu Związku o re ­ zu ltatach wyścigów zorganizow anych prżez To- w arzystw o:— członka Z... Stopniow o jed n ak zaczęto się w yzw alać

Popraw ki proponow ane przez S. W przeciw nym wypadku opłata wpisowego wynosi Zł. W szelk ie fundusze, oraz kw oty pieniężne winny być przechow yw ane według

gą nie b yć znawcam i, ale muszą być wyznawcami sportu, powinni się znajdow ać koniecznie ludzie, którym spraw a w ychow yw ania fi­.. zycznego nie je s t i nie