• Nie Znaleziono Wyników

Towarzystwo Bożego Grobu, 1883, R. 16, nr 36 i 37

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Towarzystwo Bożego Grobu, 1883, R. 16, nr 36 i 37"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

h. ł&Pł-

(2)
(3)

Koeznik XYI. 1883. Zeszyt JE 36. 1 37.

Redaktor: X. S. K o r p a k w Radzionkowie. W Sierpniu.

(Dla członków towarzystwa w Q-örnym Szlązku.)

S p i s r z e c z y : L ist P rzew ie! Patryarcliy J e ­ rozolimskiego. — Założenie' szkoły niemiecko - katolickiej w A leksandryt — Obraz — Dzień św. Anny w Seforis. — Opowiadanie z życia misyjnego (ciąg dalszy).

List Przewielebnego Patryarcliy Jero­

zolimskiego do Zarządu Towarzystwa Bożego Grobu w Kolonii.

Zawsze się cieszę, kiedy według zwyczaju

?anu i szanownym Panom Przełożonym coro- 'zme donoszę wiadomości o naszej misyi. A to noje uczucie jest jeszcze żywszem, że niejakiś iostęp w winnicy od Boga mi oddanej mogę iznajmić; dlatego mam też to mocne przekonanie, te P an i wszyscy członkowie Towarzystwa tę

atlość ze mną dzielić będą.

W tern szczęśliwym położeniu znajduję się yfeśnie teraz, kiedy Panu mam krótko to opisać,

i

(4)

994

<co się przeszłego roku tutaj stało dla chwały Boga.

W ostatniem piśmie mojem doniosłem, że się u niektórych grecko - szyzmatyków w Raffidin (niedaleko od Naplus) pokazuje przychylność do Kościoła katolickiego, lecz musieliśmy ich jeszcze pierwej doświadczać, niżeliśmy ich przyjąć mogli.

Teraz cieszę się, mogąc donieść, że chociaż nie Wszyscy, jednak wielka część z nich została k a­

tolikami. I tak teraz w Raffidin mieszka wię­

cej jak sto katolików. Ci, którzy nie zostali katolikami, nie mogli się wzbronić prośbom i pod- chlebstwom księży grecko-szyzmatyckich, którzy wszelkich środków używali, aby ich odwieść od nawrócenia. Lecz ich chęć wcale się nie zmie­

niła, i możemy śmiało oczekiwać, że później się nawrócą.

Tymczasem nasz misyonarz w Raffidin naucza z największą starannością nowonawróco- nych, osobliwie młodzież, dla której tam mamy dwie szkoły, jedną dla chłopców, drugą dla dziewcząt.

Także i w Beit-sahur — wieś pasterzy — niedaleko Betleem, przyjęliśmy około końca prze­

szłego roku parę familij do Kościoła Bożego, nieco 40 osób. Jako prości, robotni i spokojni ludzie, pokazywali oni już dawno schylność do wiary katolickiej. Jedna z tych familij już przed paru latami się nawróciła i misyonarzowi przez swoje postępowanie wielką pociechę sprawiła,; Jej

(5)

przykład innych przyprowadził do Kościoła ka­

tolickiego. Lecz ich nawrócenie nie miało też być bez próby stałości... Bo wieczorem w niedzielę, kiedy odrzekli się szyzmy t. j. odszczepieństwa, napadli na nich rodacy szyzmatyccy w ystrza­

łami z fuzyj; przez okna i drzwi ich nędznych chat przeszły kule, lecz, chwała Bogu, ni­

kogo nie zraniły. Przez dwie noce powtarzały się te napaści, lecz już nie były tak rozjątrzone jak pierwszy raz. Przez dzień wyzywano nowo- nawróconych i nawet bito ich, a co gorsza je ­ szcze, zakazano im czerpać ze źródeł publi­

cznych. Przez cały jeden miesiąc tak ich tra ­ piono, aż niektórzy z nich, nie mogąc znieść tych dolegliwości, wyszli ze wsi i usadowili się w g ro ­ tach biskupiej pustyni. Ju ż i odszczepieńcy chcieli iść za nimi, aż dopiero urząd, który do­

tąd okazał się za słaby, nazad ich powołał i bu­

rzycieli pokoju ostro przestrzegał. Od tego czasu nawróceni mieli więcej spokoju.

Tego samego czasu prosili nas Zebabdycy 0 misyonarza. Zebabde jest to wieś między Naplus 1 Grenin na górach leżąca. Ponieważ Zebabdycy już dawniej więcej razy z tą samą prośbą do nas przychodzili i nam powiadano, że tamtejszy jedyny kapłan szyzmatycki umarł, a chrześcia- nie tam wcale opuszczeni, bez zwłoki posłałem im kapłana. Ten mi niedawno pisał, że się znaj­

dywał w nader przykrem położeniu, gdzie miał mieszkać, kaplicę i szkołę założyć. Dotąd mie-

1*

(6)

996

szka w nędznej chacie, bo tam nie ma nic le­

pszego; tam musi mszą św. odprawiać, uczyć i z nauczycielem społem mieszkać.

Liczba tych, którzy tam zostali katolikami, wynosi nad 100. Lecz można się też spodzie­

wać, że jeszcze więcej ich się nawróci. Także i na innych miejscach łaska Boska bardzo sku­

teczną się okazała i nie możemy Panu Bogu zadość dziękować za nawrócenia w Taibe, Salt, Jaffa przy N azaret i Gifne. W Grifne jest teraz więcej katolików niż szyzmatyków, tak, że w ko­

ściele już się nie mogą pomieścić.

Lecz też i pieniądzmi podpieraliśmy — według środków, któreśmy mieli — misye, a to najwięcej tam, gdzie widzieliśmy największe po­

trzeby. Przedewszystkiem zaczęliśmy budowę kościoła w Salt, którego mury już są dosyć wy­

sokie. Lecz, pożal się Boże, musieliśmy prze­

stać budować z przyczyny czasu deszczowego, jako też z powodu zakazu urzędowego, który wymaga nowego fermami, bo pierwszy, z roku 1868, pozwolił nam tylko mniejszy kościół, niżeli taki który budujemy, postawić.

W Jaffa galilejskićm musieliśmy oddalić pokoje, k tó re były nad kaplicą, ponieważ b y ły szkodliwe domowi, k tó ry groził bliskióm zaw a­

leniem się; musieliśmy zatóm o nowe pom ie­

szkanie dla m isyonarza się wystarać.

W K aferm alck, niedaleko od Taibe leżą­

cej, gdzie się znajduje kilk u naw róconych szy-

(7)

zm aiyków greckich, musieliśmy fundować szkołę i nauczyciela dla chłopców przyjąć.

W Jeruzalem przełożyliśmy szpital do no­

wego od p. hrabiego Piellat przed m iastem wy­

stawionego domu. Ponieważ ten dom je st da­

leko obszerniejszy niżeli ten pierwszy, i liczba łóżek także ma być wyższą, przeto i koszta utrzym ania tegoż naturalnie powiększyć się muszą. Co od konsula francuzkiego przychodzi, nie starczy nam jeszcze.

I dla b ractw a „Sióstr Eóżańca świętego“, k tó re p. kanonik Tannus założył, trzeba było mieszkanie obmyśleć. W idząc przykładne ży­

cie tych panien i rozważywszy co za p rzy ­ sługę one przy wychowywaniu dziewcząt czy­

nić mogą, postanowiłem postarać im się o dom, ponieważ ten, w k tó ry m przedtem mieszkały, m usiały opuścić. P rzyjęły one teraz tóż du ­ chowne szaty.

W Glaza tam tejszy m isyonarz rozpoczął budowę pięknego domu, w któ ry m się kaplica i szkoła znajdyw ać będzie. Lecz i on m usiał n a rozkaz urzędowy przestać obecnie budować, ale spodziewa się, że w k ró tk im czasie dalej pracę swą rozpocznie.

W Betleem 0 0 . Franciszkanie zakończyli budowę nowego kościoła farnego i oddano go już nabożeństwu. T ak i w Jeruzalem będzie nowy kościół farny wybudowany, większy od teraźniejszego.

(8)

998

W Jaffa są teraz b racia szkół chrześciaó- skich, któ rzy tam nauczają dzieci. Także i w K aifa osiedlą się ci nauczyciele, gdzie po W ielkanocy szkołę chcą założyć.

JSFakoniec osiedlili się w N azaret zakonnicy św. J a n a od B oga czyli B racia miłosierni, aby tam szpital założyć. Teraz jeszcze mało się tam chorych znajduje i bracia udzielając konsulta- cyj, pielęgnują ich w swych pokojach. Szpital zaczęli już budow ać i spodziewać się należy, że w k ró tk im czasie będziemy go widzieć go­

towym.

Są to skrom ne postępy, o k tó ry ch teraz mówiłem, lecz tśż nie chcę zataić, co za potrzeby się praw ie teraz tam wyjawiają. Przedewszyst- Idćm myślę tu taj o zakończeniu budow y ko ­ ścioła w Salt. Ten by ł praw dziwie bardzo potrzebnym , nietylko dlatego, aby w ielka ta gm ina ja k najprędzej m iała godny kościół, lecz tóż i dlatego, aby to co już wybudowane, nie zepsuło się.

Także i w Madeba, gdzie misyonarze do­

tą d w jam ach mieszkać i mszą św. odpraw iać musieli, m a się wybudow ać fara i kaplica. P o ­ nieważ przeszłą zimę bardzo deszcz padał, zro­

biono zatćm z kam ieni i ziemi jednę lub dwie kom ory, gdzie misyonarze podczas lata mogą przebyw ać •— w jam ach je st za mokro. B u­

dują tćż w ty m momencie i kaplicę n a ten

(9)

sam sposób, lecz tak ie budynki naturalnie mo­

gą tylko na k ró tk i czas wystarczyć, a zatem nie trzeba się z mocnym budynkiem wcale od­

wlekać. T ak samo musimy w Raffidin, gdzie tylko 2 mieszkania były, w kró tce wystawić nowy gmach, bo dwie szkoły, kaplica i go­

spoda dla m isyonarza żądają przestrzeńszego miejsca.

W ięc nawrócenie szyzmatyków w wscho­

dniej części ziemi św. postępuje powoli, lecz możemy być zadowolnieni, bo ci, co się naw ró­

cili, są dobrym i katolikam i. Oprócz tego nie jesteśm y bez ufności nadal, bo skłonność ludu szyzmatyckiego do K ościoła katolickiego trw a

dalej i codzień się powiększa.

Ju ż przedtem powiadałem, że G recy z Ze- babde przed kilk u latm i prosili mnie o misyo­

narza i że prosić nie przestali, dopóki ich p ro­

śby nie wysłuchałem. Takie prośby przychodzą i z innych, jeszcze dalszych stron, na k tó re m y naturalnie nie zapominamy, lecz czekamy ta k długo, aż z jeszcze większą pewnością szczęśli­

wego sk u tk u ich prośbom zadosyć uczynić możemy.

Tymczasem mam mocną nadzieję, że sza­

nowne Towarzystwo, któ rem u oprócz Boga wielką częścią sk u tki naszój p raćy zawdzię­

czamy, także i nadal swą życzliwość nam za­

chowa, — a to zaś nas nie mało będzie zachę­

(10)

1000 •—

cać, i jeszcze z większą gorliwością w winnicy Boskiej pracow ać będziemy.

J e r u z a l e m , 27-go lutego 1883.

Wincenty, patryarcha jerozolim ski.

H— --- kOOJ—---f t x r t — K

Założenie szkoły niem iecko-katolickiej w Aleksandryi.

M em ieckim fiamiliom tutejszym nie było d o tąd wolno dziatkom swoim katolickim naukę religijną w języku ojczystym dać udzielać; ta ­ kow ą w ykładać było można tu ta j dotychczas ty lk o w języku francuzkim i włoskim. Lecz ta k a nauka u dziecka, k tó re w domu tylko niemieckiej mowy się nauczyło i tylko po nie­

m iecku mówi, nie może nigdy znaleść tego głębokiego zrozumienia, k tó re w sercu dzie- cinnćm przy wpojeniu praw d religijnych dla całego życia je st n ad er potrzebnćm .

Religia ty lko zewnętrznie od dziecka po­

znana, i mechaniczne ty lk o a k ty religii, później bardzo prędko i bardzo często zwiędnieją ja k rośliny bez dobrych korzonków, a skutki ta ­ kiego wychowania są bardzo zasmucające i szko­

dliwe. D latego zdawało się założenie szkoły

(11)

xiiemiecko-katolickiej w A leksandry! rzeczą bardzo potrzebną i skuteczną.

T ak a szkoła niem iecka została za pozwo­

leniem zwierzchności duchownej otw artą 1-go m aja r. 1883 w lokalu niedaleko od placu św. K atarzyny. Oprócz mowy niemieckiej nau­

cza się tam po francuzku i włosku, jako tóż innych zwyczajnych rzeczy elem entarnych.

Przyjm uje się dziatki od pierwszych la t szkolnych, dziewczęta do ro k u dwunastego, chłopców do ro k u dziesiątego, w któ ry m to w ieku dzieci w języku francuzkim i włoskim ta k dalece są wykształcone, że w domach wy­

chow aw czych tychże narodów w ykształcenie swoje skutecznie mogą zakończyć.

N au k a trw a rano od godziny 8-mej aż do 12-tej, a popołudniu od 2-giej do 4 -te j; w ty ­ godniu nie uczy się dwa razy popołudniu;

szkolne je st w tutejszych pom iarach najniższe, ponieważ celem szkoły nie jest zbogacenie się, ty lk o dobro dziatek.

Co do ogłoszenia i bliższych wiadomości, niechaj się szanowni rodzice udają do k u ra ta niemieckiego O. W ładysław a w klasztorze 0 0 . Franciszkanów .

(12)

1002

Droga krzyżowa w Jeruzalem.

Przybitego Zbawiciela podniesiono z k rz y ­ żem w górę, a krzyż osadzono w skale. O tw ór ten, w któ ry m tk w ił krzyż Chrystusów, znaj­

duje się w kościele Bożego G robu w J e ru z a ­ lem pod ołtarzem Greków, lecz dziś je st nieco rozszerzony. T u je st stacya dwunasta, przy ­ pom inająca śm ierć Zbawiciela.

(13)

Dzień św. Anny w Seforis.

Ponieważ kilka dni przed bombardowaniem i straszliwem zrabowaniem i podpaleniem miasta Aleksandry! w Egipcie, liczba zakonników n a­

szego klasztoru aleksandryjskiego — których było nad 30 — musiała być zmniejszona, uda­

łem się tak w połowie czerwca do Jaffy, a ztąd do Nazaret. Tutaj miałem przyleżytość w święto św. Anny, we wielkiej wcale tureckiej wsi Se­

foris, dwie mile od N azaret leżącej, gdzie raz św. Joachim i św. A nna mieszkali, mieć udział w pielgrzymce i uroczystości, którą Ojcowie ka­

płani z N azaret corocznie wyprawiają.

Ponieważ dopiero przed dwoma laty, po długich fatygach i wielkich kosztach, udało się tę świątynię w Seforis otrzymać i ona dlatego do najnowszych należy, którą znów katolicy po­

siadają, zdaje mi się, że kilka wiadomości o niej szanownym członkom Towarzystwa Bożego Grrobu będą miłemi. Pozwalam sobie więc najprzód podać niektóre powieści historyczne ze źródeł Glaetano Maroni, Quaresmiusza i Józefa Pla- viusza, potem nieco o teraźniejszej uroczystości powiedzieć.

Dzisiejsze Seforis, od Arabów Safurjeh zwa­

ne, jest miasto biskupie Diocaesarea, o którem w pierwszych wiekach chrześciańskich często było słychać. U starych żydowskich autorów jest zwane to miasto Zippori („miejsce obronne“).

(14)

1 00 4 -

Ono leży z godzinę na północ - zachód od N azaret w okolicy pagórczystej, pięknej, jeszcze dzisiaj urodzajnej i pełnej drzew, na najwyż­

szym pagórku ze wszystkich, które się nad tą okolicą podnoszą. Niedaleko jest źródło bardzo dobre, o którem już starzy autorzy mówią. Za czasów Heroda I. było Seforis ważne i obwaro­

wane załogą żydowską i zamkiem obronnym Akropolis na wierzchołku pagórka. Rzymianin Y arus zdobył to miasto i spalił je. Lecz w krót­

kim czasie wybudował je zaś pod cesarzem Augu- stym Herodes Antipas i mocnymi murami je opasał. Od niego też dostało imię swoje Dio- caesarea, ponieważ ,,divo Caesari“ poświęcone, i stało się głównem miastem w G-alilei. Od tego miasta musi się odróżniać to inne miasto Cae- saria w Galilei, które w tym samym czasie od Filipa, tetrarchy Iturejskiego przy źródle J o r­

danu, na miejscu dzisiejszego Paneas było zbu­

dowane i „Caesarea Philippi“ zwane, jak też Caesarea Palaestinae, nad morzem ku południo­

wi od Karmel leżące. Gdy później żydzi po­

wstali przeciw Rzymianom, Diocaesarea znów pod cesarzem Konstantym około roku 350 zo­

stało zniszczone, lecz niedługo potem znów od­

budowane.

W edług starej chrześciańskiej tradycyi miał być w Seforis, w starem Diocaesarea, (w Piśmie św. o tern mieście nic nie czytać) dom św. Jo a ­ chima, gdzie mieszkał ze św. Anną. Ju ż w pierw­

(15)

szych wiekach chrześciańskich rodzicom najświę­

tszej Maryi Panny oddawano cześć. Św. J o a ­ chim i św. Anna posiadali też w Jeruzalem , niedaleko od stawu Bethesda dom i mieszkali w nim w ich podeszłym wieku. N ad tym do­

mem, w którym się urodziła najświętsza M arya Panna, już cesarz Justinian I. około roku 550 wybudował kościół św. Anny, o którym później wspomnę. Także i nad domem św. Joachima wybudowano jeszcze przed V I. wiekiem kościół z wielkich ciosowych kamieni. Seforis było pierwej miasto biskupie. H istorya kościelna mówi o Marcellinusie i Cyriakusie, którzy byli bisku­

pami w Diocaesarei; pierwszy w roku 518, dru­

gi w roku 536. Jeszcze w IX . wieku słychać o biskupach w Diocaesarei. Później był pierw­

szy kościół większą częścią od Saracenów roz­

walony, aż dopiero w czasie królestwa łacińskiego krzyżownicy na zwaliskach starego kościoła wy­

budowali piękny kościół z 3 nawami. W X II.

wieku znów się Seforis znajduje między miasta­

mi biskupiemi. Ze zniszczeniem królestwa ła ­ cińskiego przez Paladina, wszystkie posiadłości, których przez wojny krzyżowe w krótkim czasie nabyli, około roku 1200 znów wpadły pod ja ­ rzmo tureckie. Kościoły i klasztory zostały zbu­

rzone, chrześcianie zabici lub wygnani i zgroza spustoszenia panowała odtąd w całym kraju.

Ten sam los wypadł i miastu Seforis i jego ko­

ściołowi, z którego tylko chór pozostał. Dawne

(16)

10/ ) 6

miasto główne w Galilei stało się wsią turecką i pozostało taką aż do dnia dzisiejszego. D zi­

siejsze Seforis jest w istocie wielką wsią, bo ma na 3000 mieszkańców mołiametańskicłi. Dwie ruiny między nędznemi chatami opowiadają je ­ szcze teraz starą wspaniałość; jedna na wierz­

chołku pagórka ze starego kasztelu rzymskiego, którą później krzyżownicy posiadali, druga na zachodnim schyłku między domami przed kościo­

łem św. Anny. W zburzonej nawie kościoła wybudowali muzułmanie parę domów, tak że pielgrzymi, którzy odwiedzać chcieli te ruiny, tylko między temi chatami i przez kamienie i zwa­

liska do nich przyjść mogli.

Kiedy w X III. wieku strzeżenie i utrzymy­

wanie świątyń w Ziemi świętej od stolicy św.

w Rzymie Franciszkanom było oddane, oni u trzy­

mywali przez długie wieki piękne ruiny kościoła w Seforis, i chociaż przez fanatyzm turecki ni­

gdy im nie było możebnem osiąść tej świątyni, jednak corocznie szło parę kapłanów, jeżeli im było pozwolono, w dzień św. Anny z N azaret do Seforis i odkupiwszy sobie od Turków po- zwoleństwo modlić się w tych ruinach, odpra­

wili tam mszą św. Tak sobie utrzymywali p ra­

wo do tej świątyni i odprowadzali zawsze piel­

grzymów, którzy tam iść chcieli. W roku 1840 usilnie żądali kupić te ruiny i zbudować kościół, lecz Turcy im tego nie pozwolili. W ostatnim dziesiątku lat, gdzie urzędy tureckie więcej mają

(17)

względu na dirześcian, znów mocno się wy­

silali, aby przez układy i kupno dostąpić nie­

których świątyń w Galilei, które jeszcze Turkom należały, n. p.: Kana, Kain, M aria del Tremore, a przedewszystkiem Seforis. Wielkie fatygi, ofiary pieniężne i wielorakie manipulacye, których sobie w Europie przy kupnach wyobrazić nie można, były tam potrzebne, zanim przed dwoma łaty udało się kupno ruin kościoła św. Anny i placu około niego leżącego i tytuły posiadłości przez Konstantynopol potwierdzone zostały. N a­

tychmiast poczęto z restau racy ą: chaty arabskie w nawie i wedle kościoła zostały zniesione, stare gruzy aż do posadzki kościoła wyrzucono, cały plac murem obciągniono i wewnętrznie na fun­

damentach nawy kościelnej mur postawiono. P o ­ tem wybudowano na starych, jeszcze bardzo mo­

cnych obsadach chóru parę małych pokoi, aby przyjmować do nich pielgrzymów. N a ostatku odłączono jeden z absydów, co jest na stronie ewangelickiej, przez ścianę i utworzono piękną kaplicę z trzema ołtarzami, tak, że teraz w każdą niedzielę od N azaret przychodzący kapłan od­

prawia tam mszą św.

Św. Annie już w pierwszych wiekach chrześciańskich oddawali cześć wierni. Jej wielka godność, być matką najświętszej Maryi Panny, bez grzechu poczętej, wystarczy za powód naj­

większej czci i chwały. Ze świętą wymową

(18)

— 1008 —

i natchnieniem opowiadał św. J a n Damascenus jej i św. Joachima, jej męża, chwałę i przez wszystkie wieki aż do dnia dzisiejszego w K o­

ściele katolickim ją uwielbiają. W Rzymie w kościele Sióstr św. Anny znajduje się pierścio­

nek ślubny, który według tradycyi, ma pocho­

dzić od św. Anny. Ju ż wspomnieliśmy i wia­

domo o tern, że cesarz Justynian I. wybudował około roku 550 w Jeruzalem piękny kościół pod wezwaniem św. Anny, w którym według naj­

ważniejszych świadectw historycznych i patry ar- chalnych miało się stać niepokalane poczęcie i po­

ród najświętszej Maryi Panny. Ten kościół, który przy zdobyciu Jeruzalem nie został spu­

stoszonym przez Omara w roku 630, tylko w szkołę turecką obrócony, aż do dzisiejszego dnia się zachował. Podczas królestwa łaciń­

skiego w’Jeruzalem został ten kościół odnowiony, powiększony i obok niego klasztor dla sióstr wybudowany. Po zdobyciu świętego miasta przez Saladina w roku 1192 znów w niem zrobiono szkołę turecką. Przez późniejsze wieki większą częścią zapadł się, lecz zawsze go Turcy po­

siadali, aż w roku 1856 cesarz Napoleon III.

od sułtana Abdul-Medszid za podarunek go otrzy ­ mał. Zaraz go Francuzi pięknie odnowili, kla­

sztory w około niego wybudowali i od roku 1878 oddano go kongregacyi kapłanów Algierskich, któ rzy w nim otworzyli kolegium dla wycho­

wywania kapłanów grecko-unickich.

(19)

Lecz powróćmy teraz do kościoła św. Arniy w Seforis. Dwudziesty szósty lipiec, dzień od Kościoła pamiątce św. Anny poświęcony, zbliżał się i w klasztorze w N azaret przygotowano się już w dzień przedtem, aby na drugi dzień zaraz z rana pielgrzymować do Seforis. Małe harmo­

nium i naczynia kościelne już przed nami były posłane na bydle jucznem. O trzeciej godzinie z rana wszystko było gotowe do jazdy, a pół godziny później jechaliśmy przez ulice N azarań- skie na wysoką górę ku północy leżącą. K apła­

nów nas było sześć i kilku chłopców ze szkoły klasztornej do śpiew ania; na drodze przyłączyło się jeszcze do nas parę osób świeckich z N a­

zaret. Z rana było bardzo pięknie i chłodno.

P rzez pola i małe gaje oliwne przyjechaliśmy na spód pagórka przy Seforis leżącego, gdzie dużo szerokich kupisków tureckich i kup zboża leżało. O pół do szóstej przyjechaliśmy ku świą­

tyni ; laik tam mieszkający kaplicę wewnątrz przyozdobił kwiatami, dywanami i jedwabnemi tapetami. Czterech kapłanów z nas odprawiało jeden za drugim mszą św., a o godzinie ósmej była suma, potem litania lauretańska z błogo­

sławieństwem, a na ostatku odprawiły się mo­

dlitwy odpustowe. Liczba wiernych przy tej uroczystości była bardzo mała, bo oprócz laika i tylko jednej familii, strzeżącej świątyni, ani jeden chrześcianin nie mieszka w tej wsi. A je-

2

(20)

— 1010 —

dnak ta uroczystość głębokie i piękne na mnie zrobiła wrażenie, i żywo przypomniała mi się Góra św. Anny na Szlązku, gdziem pierwej z ty ­ siącami pielgrzymów to święto z uroczystością obchodził. — Kiedy później piliśmy kawę w do­

mu przytułku, przyszło kilku urzędników ze wsi do nas, aby nas pozdrowić i przyjemnie też roz­

mawialiśmy z sobą. Potem obejrzałem sobie lepiej budynki i zatrzymałem się też godzinę na terasie, aby się z okolicą dobrze obeznać i nader ślicznym widokiem w dalekie strony napaść swe oczy. Tymczasem przyszło południe; z klasztoru w N azaret posłano nam wspaniały obiad, który w domu przytułku zagrzano i przydatkami uzu­

pełniono. Ten obiad rozmowami przyprawiony, smakował wybornie, bo jeden z nas kapłanów pochodził z Włoch, dwóch z Hiszpanii, jeden z Mexiko, jeden z Jeruzalem, laik z Sycylii, j a ze Szlązka, chłopcy do śpiewania zaś byli z N a ­ zaret. Pielgrzym ow ie dalej rozmawiali; lecz ja, poszukawszy kaw ałek papieru i ołówka, posze­

dłem do kruchty starego kościoła i wyrysowa łem kościół i dom przytułku, ponieważ zaraz przy pierwszym widoku prawdziwie pięknych i mało wniczych rozwalin, przyszło mi na myśl je wy­

rysować. Kombinaeya bardzo szczęśliwa, ponie­

waż nowy dom przytułku przy tej świątyni tak jest wybudowany, że stare rozwaliny w całości stać zostały i ta k nowe ze starem zgodnie

(21)

przy sobie stoją; zabawny obraz to przed oczy stawia, który w Niemczech pewnie jeszcze jest nieznany. Kamienie tutaj opowiadają oku ty- siąc-letnią historyę tej świątyni i jej losy, tak wierną gorliwość krzyżowników, jak wściekłość fanatyczną muzułmanów przy zniszczeniu w szyst­

kiego, co jest chrześciańskie; nowy zaś budynek mówi o pilnej staranności Franciszkanów dla utrzymania św iątyń; lecz on też pokazuje, że teraźniejsze małe środki ledwo starczą, aby tylko coś małego postawić, tam gdzie pierwej tak wielkie budynki stały. Niech obrazek będzie na­

pominaniem dla wszystkich przyjacieli Ziemi św., bo jeszcze dużo takich ruin czeka na podnie­

sienie ze spustoszenia, a tego tylko wielkiemi środ­

kami dokonać można. Niech te nowiny o świą­

tyni św. Anny będą miłemi dla jej czcicieli!

Po południu około piątej godziny kiedyśmy się znów zeszli, przyszedł także sołtys z wieśnia­

kami nas odwiedzić, lecz po kawie roześliśmy się w najlepszej zgodzie. Kiedy w kruchcie sia­

daliśmy na nasze zwierzęta, zgromadziło się także mnóstwo mieszkańców wiejskich, młodych i stary ch ; ubogim rozdano jeszcze co od obiadu pozostało i ani najmniejszego znaku nieprzyje­

mności ze strony Turków naprzeciw pielgrzymom ćhrześciańskim zobaczyć było można. Szczę­

śliwie powróciwszy, zostałem jeszcze parę dni w N azaret i w pierwszych dniach sierpnia do­

piero powróciłem nazad do Aleksandryi, gdzie 2*

(22)

1012 —

przez krótki czas mojej nieobecności w istocie fanatyzm muzułmański niezliczone mnóstwo no­

wych ruin narobił.

A l e k s a n d r y a , w sierpniu 1882.

O. W ładysław , Z . S . F r.

Opowiadania

z mego życia misyjnego podczas ostatniej wojny w Egipcie.

Napisał Ojciec Placidus, Franciszkanin.

(Ciąg dalszy).

Musiałbym dać was karać; ciebie niewiasto, ponieważ zamiast do księdza, poszłaś do Turków, aby oskarżyć twego męża, a ciebie mężu, ponie­

waż nie dałeś twej żonie potrzebnych pieniędzy i ponieważeś mnie obełgał. Oddaję ci tu więc twoje ziobro, pojednajcie się teraz!“ A kt po­

jednania był prawie arabski; składał się z dużo słów i łez, obietnic i przysięg, aż dopiero na mój głos „dosyć!“ wszystko się skończyło.

„L ecz“ , mówiłem, „ponieważ daliście publiczne zgorszenie, to też musicie ja k ąś pokutę na się wziąść, t. j. musicie przez 9 dni, każdy dzień rano przyjść na mszą św. i u Ojca Venanzio

(23)

w Conveiitino się wysłuchać“ . To chętnie uczy­

nili. — Kiedy później spotkałem się z tym człowiekiem, zapytałem się o jego ziobro i sły­

szałem z radością, że było zadowolnione.

Z ludźmi na wschodzie trzeba się obchodzić jak z dziećmi. Chwała Bogu, że co do religii, to się prędzej kształcić dają jak Europejczycy, lecz brakuje im stałego charakteru. Tern nie chciałem powiedzieć, że między Arabami uczci­

wych ludzi wcale znaleźć nie można, bo pozna­

łem się nawet przez czas wojny z bardzo sza­

nownymi magnatami arabskimi; jak n. p. z pre­

fektem policyjnym, który, chociaż był Turkiem, jednak wszystko czynił, aby życie Europejczy­

ków przed natarciem fanatyków obronić. P o ­ nieważ wiedział, że jego żołnierze są bez cha­

rak teru i lękać się musiał, że w nocy nie będą na swem stanowisku, aż do drugiej godziny w nocy przejeżdżał przez miasto, aby się prze­

konać o czujności policyi. Biada żołnierzowi, któryby spał! Takiemu publicznie na ulicy batem wytrzepano. —■ W mojem, tak zmiennśm życiu, przydało mi się teraz, że od prefekta po­

licyi otrzymałem urząd oficera werbującego.

Szczególnie miałem Włochów namówić, których jeszcze dużo było w Kairze, aby wstąpili do wojska policyjnego. Ledwie że kolonia włoska o tern usłyszała, to już widziałem kandydatów, którzy chcieli wstąpić do wojska policyjnego.

P rzy egzaminie, który musiałem z tymi ludźmi

(24)

— 1014 —

trzymać, musiałem się często do syta naśmiać.

W arunki, pod którymi można było wstąpić do wojska, były dla W łocha nie bardzo lekkie.

Musieli bowiem tacy kandydaci po włosku czy­

tać i pisać i po arabsku niecoś mówić; potem musieli być zdrowi i mocni i nieskazitelnego życia. Najwięcej tych nowych obrońców było z Kalabryi, gdzie jak wiadomo, rozbójstwo jest w ruchu. Skoro taki, pełen nadziei młodzieniec, w uniżonej mowie prośbę o przyjęcie wynurzył, pytałem się: ,,Ty jesteś z K a la b ry i? '‘ ,,T ak , Ojcze“ . ,,Z prowincyi Oantazaro, nieprawda, mój synu?“ „T ak, czy ty też jesteś z O anta­

zaro, Ojcze?“ „Nie, z twego sposobu mówie­

nia domyślam się, że ty jesteś z tej sławnej pro- wincyi. Czy słyszałeś już co o P ru sa c h ? “

„Nie, jeszcze nigdy“ , była jego pewna odpo­

wiedź. „Czy umiesz niecoś czj^tać?“ „M ało“ .

„Czytaj ten akt skruchy“ . On czytał zajękli- wie, mówił z wielkiem wysileniem pierwszą część tego aktu, tak że mi samemu było żal, żem go tak długo ja k na torturach trzymał. D arow a­

łem mu ostatek tak ciężkiego zadania mówiąc:

„bene“ i . „basta“ . „Umiesz też niecoś pisać?“

„Cokolwiek“ . „Napisz twoje imię. J a k sięzwiesz?“

„Glirolamo F a n ti“ . O jak ten nieborak pocił się i wzdychał malując swoje długie imię na papierze! Teraz był przecie gotowym. Z ap ra­

wdę stało coś takiego na papierze jak Glirolamo i egzamin był złożony. „W iesz ja k się obcho­

(25)

S3

dzi z bronią?“ pytałem się dalej. N a szczęście znał on lepiej karabin jak pióro, bo był 3 lata przy wojsku pieszem. Tak dałem bezwątpienia mojemu kandydatowi świadectwo dojżałości i polecenie do prefekta. Ten zaś go k azał zaraz ubrać. A jak mnie ten obrońca teraz z daleka widzi, dotyka według przepisu ręką tarbusza, aby mnie pozdrowić. Tylko mało z jego rodaków było tak wyuczonych jak on i nie mógłem ich też tak polecić, ja k jego.

Zresztą pewnie jeszcze nigdy tyle osób woj­

skowych nie odwiedzało nasz klasztór, jak p ra ­ wie podczas wojny, kiedy w nim tylko dwóch mieszkańców przebywało. Pierwszy żołnierz arabski, któregośmy po ucieczce naszych braci u nas widzieli, miał ten sprawunek, oddać mi list od przełożonej nad siostrami św. Józefa, je ­ dynej siostry zakonnej, która tu została. Ta przełożona nie chciała opuścić swego szpitalu, chociaż był odosobniony i pilnowała dalej ze swemi wiernemi siostrami chorych Europejczyków i Arabów. Ponieważ jej kapłan był odszedł, prosiła mnie usilnie, abym przyszedł do szpitalu wysłuchać spowiedzi sióstr i mnóstwo chorych, którzy się tam znajdywali. N a drugi dzień wczas z rana pojechałem tam. N a ulicach nie było jeszcze ludzi, tylko boabi (barbarzyńcy) leżeli przed magazynami, które wskutek wojny były zamknięte i spali. J a k przyjechałem na ulicę „Eagalla“ , na której są wielkie domy i pa­

(26)

101 6

łace, spotkałem się z regimentem pieszym, który oczywiście był nowo uformowany. Ich mundur był bardzo p ro sty i składał się z białych spo- dmV kamaszów i bluzy popielatej, hła wielkim pasie rzemiennym wisiała broń przyboczna. N a ramieniu niośli karabiny nowego systemu. P o ­ rucznicy w pięknym uniformie egipskim, jechali sobie w otwartym powozie za regimentem, wię­

kszą częścią ze starców się składającym, trz y ­ mając parasol w ręku. Kiedy ujechałem ćwierć

godziny na głównej ulicy do Heliopolis, ujrzałem z daleka oddział konny, który jechał do Kairo.

Dziwnym sposobem jechali ci żołnierze po obu stronach drogi sztucznej, środek jej wolny zo­

stawiając. Nic więc innego nie mogłem czynić, tylko się przez tę masę ludzi, nienawidzących chrześcian przecisnąć, bo nie było innej drogi do Abassia gdzie szpital leżał. Abuna Balasz, myślałem sobie, teraz wszystko zadarmo! (A ra ­ bowie zowią mnie Abuna-ojciec a zamiast P la ­ cido balasz - zadarmo). Jechałem więc dalej.

Ci ludzie byli bezwątpienia — beduini, bo oka­

zywały to ich twarze energiczne, ich wysoki wzrost i ich nerwiste członki. Zamiast turbana mieli na głowie ta rb u sz ; jechali na trenzli, lecz z tą przyjemną łatwością, jaka tylko A ra ­ bom na puszczy własną jest. Są setki tysięcy beduinów w Egipcie, lecz na dolinie nilowej rzadko ich widać, bo oni prowadzą życie koczu­

jące na puszczy lub po granicach kulturnego kraju.

(27)

Pierwej trudnili się oni rabunkiem i napa­

dali podróżnych na drodze, między Kairo i pira­

midami, lecz Mehemet-Ali ograniczył ich wol­

ność. Te postacie ogromne, które coraz więcej się ku mnie zbliżały, były wazalami Arabiego.

Pierw szy, z którym się spotkałem był trębacz sygnałów, który jechał z wielką powagą przed wszystkimi; trzeba zatem mieć uszanowanie przed takim trębaczem konnicy, bo on ma dużo w gło­

wie, choćby tylko 42 znaków. „N ehartak saide!

Twój dzień niech będzie szczęśliwym“ , wołałem do niego. „N ehartak saide, um barak!“ (Twój dzień niech będzie szczęśliwym i błogosławionym!) odpowiedział mi. Teraz byłem w środku wojska ,,prorokowego“ . „Salam alekum willadel ber“ . (N ad wami niech będzie pokój, synowie puszczy!) wołałem wielkim głosem między żołnierzy.

„Alekum essalame!“ (z tobą pokój!) odpowia­

dało dużo głosów. Bez przeszkody więc przejechałem przez tę hałastrę, za którą jechali oficerzy, patrząc na mnie, jak na jakie cudowne zwierzę, aż się im ukłoniłem jak żoł­

nierz pruski, na co mi grzecznie odpowiedzieli.

Za niedługi czas przyjechałem do nagrobku Abu- B ekra, który leży niedaleko od szpitalu. N ie­

spodzianą radość sprawił mi widok obozu arab­

skiego, bo jak daleko oko sięgało, były namioty rozbite, między którymi konie wojskowe biegały tam i sam. Szpital leżał między tym obozem, przed bramą zaś klasztorną stał na posterunku

(28)

— 1018 —

żołnierz policyjny. Kiedy chciałem zadzwonić, wtedy stróż domu mi to ostro zakazał czynić, mówiąc: ,,mam ostro zakazano, żadnego męż­

czyznę do tego domu nie wpuszczać“. ,,J a robię w yjątek“, odpowiedziałem mu. „Europejski pa­

nie“ , powstał na mnie, , jeżeli tu dłużej będziesz stał, muszę cię oddać w ręce policyi“. Ponieważ nie chciałem iść z nim na policyą, zaw ołałem :

„Ouvrez ma mere!“ (otwórz matko!) trzymając obiema rękami karabin żołnierza, chcącego strze­

lić. Odźwierna poznała moj głos i natychmiast otworzyła, a przełożona przemówiła po arabsku do żołnierza, że tacy ludzie jak ja, zawsze mogą wolno wstąpić do szpitalu. Ubogi A rab począł mnie bardzo przepraszać, ja zaś chwaliłem jego wierność w wypełnianiu powinności. W szpitalu spowiadałem więcej jak 50 osób, gdzie około wieczora przyszedł francuzki agent konsularny z innym panem, lecz obu przywiedziono bez mi­

łosierdzia na policyą. Porucznik policyjny po­

zwolił im szpital odwiedzić, jednak policyą miała od swego przełożonego ostro nakazano, aby strzegła sióstr; ztąd ich skrupuły, cudzych wpu­

ścić. Sam nawet prefekt przyszedł odwiedzić klasztór i dał siostrom pieniędzy i bilety do kupców, u których dostaną dobrych i tanich to­

warów. Grdy wracałem wieczorem z agentem policyjnym od szpitalu do Kairo, został nasz wóz zatrzymany od żołnierzy, którzy długo z woźnicą rozmawiali, gęsta robili i głośno, we­

(29)

dług zwyczaju arabskiego, wrzeszczeli. Z tego wszystkiego doruzumiałem się, że chcieli nasze konie wziąść do wojska. Ponieważ sobie sam już rano napisałem paszport z pieczęcią kościelną dla koni i sióstr, zeskoczyłem z wozu trzymając go w ręku. „Ente araf icha?“ (umiesz czytać?) N aturalnie że ani czytać, ani pisać żołnierze nie umieli. Dlatego śmiało pokazałem im paszport po francuzku napisany. „M a histach hisz en te?“

(Nie wstydzisz się?) mówiłem dalej do żołnierza,

„ ty widzisz pieczęć sługi Wielmożnego (Abd-el- K adir) a przytrzymujesz jego wóz i chcesz wziąć jego konie?“ „ P a a rd a k !“ (przebacz!) była odpo­

wiedź zawstydzonego żołnierza. „Malesz!“ (to nie szkodzi!) powiedział Ojciec; „malesz“, po­

wiadał ten żołnierz do swych kolegów. Z tern słowem u Arabów wszystkie nieprzyjemne wy­

padki są skończone. Tak nas też tu po ró­

żnych ukłonach przepuszczono i przyjechaliśmy szczęśliwie do K airo. P rz y drugiem odwiedze­

niu klasztoru dziwowałem się, że tam dwie za­

konnice „Dobrego P asterza“ przyszły. One po­

dróżowały z Suez do K airo w tej nadziei, że tam znajdą swe siostry, lecz z powodu rozkazu konsulów, całe zgromadzenie oba klasztory mia­

sta głównego opuściło, i tak te dwie siostry tyko sługi tam znalazły, które słuchając rozkazu przełożonej siostry Matyldy, nikogo, więc też ani sióstr nie wpuściły do klasztoru. Dlatego te dwie zakonnice zesłabione podróżą (jedna była

(30)

— 1020 —•

ju ż stara) w sieni na ziemi przez noc spać mu­

siały, aż je na drugi dzień rano na karze od dwócli wołów ciągnionej do szpitalu sióstr św.

Józefa przywieziono. Mimo tej dobrej protekcyi którą miały, musiały bardzo dużo wytrwać wszystkie zakonnice w całej podróży od Kairo do Francyi, osobliwie te, „Dobrego P asterza“ ; nie mniej też musiały wytrwać przy powrocie.

W ten sam dzień odwiedził mnie wyższy oficer, lecz ponieważ nie byłem w domu, zosta­

wił mi bilet wizytowy. Około wieczora przyje­

chał znów do klasztoru w pięknym powozie z żołnierzami i eunuchami. N a moje zaprosze­

nie wszedł do pokoju przyjęcia i rzucił się w bo­

tach z ostrogami na dywan. Usiadłem też na­

przeciw niego tak ja k on, t. j. z nogami na krzyż założonemi, po turecku. W iedząc, że żoł­

nierz arabski godzinę rozmawia, niż powie, co chce, więc zaraz po zwyczajnych komplementach pytałem się: ,,Co mi daje honor pańskiego od­

wiedzenia?“ „ Je s t pan przełożonym?“ było pierw­

sze pytanie mego gościa. „W tym momencie i tak długo, aż inni Ojcowie i mój szanowny przełożony wrócą nazad“ , odpowiedziałem. „ Je st pan W łochem?“ pytał się dalej. „N ie!“ „ F ra n ­ cuzem?“ „N ie!“ „ P a n wyglądasz jak Anglik, pan przecież nie jest z A nglii?“ J a jestem Niemiec, Prusak, z kraju B ism arcka;“ tak z a ­ wsze odpowiadałem Egipcyanom, w geografii nie bardzo mocnym na pytanie, do którego narodu

(31)

należę. Sławne imię wielkiego kanclerza pań­

stwa niemieckiego prawie wszyscy w K airze znają, ztąd też przy wspomnieniu imienia tego męża, powiedział oficer egipski: ,,Jeżeli pan j e ­ steś z kraju Bismarcka, to muszę powinszować, gdyż Niemcy są zręczniejsi jak Francuzi. B is­

marck jest wprawdzie wielkim mężem, lecz też i Arafii, A rabi i jego sztab !“ Oficer ten, od­

dal mi po bardzo nudnych przemówieniach dwa listy, hiszpański i niemiecki, które adresowane były do wodza naczelnego, lecz ponieważ uczeni jego sztabu głównego ani po niemiecku ani po hiszpańsku nie rozumieli, musieli się w biedzie do mnie uciekać. L ist hiszpański przełożyłem natychmiast w jego obecności piśmiennie, nie­

miecki tylko ustnie, bo był za długi. Z wdzię­

czności za tę przysługę był ten oficer gotów, odesłać listy na najbliższą stacyę pocztową, która jedynie była otwartą. Oo za radość dla naszych zafrasowanych przełożonych i braci, kiedy się dowiedzieli, że jeszcze żyjemy i że nam się do­

brze powodzi. Mówiono bowiem, że czytano w gazetach w Jerozolimie, że dzielnica chrześ- ciańska w K airze została od Arabów spalona i kapłani, którzy tam pozostali, zabici. J a k się modlili nasi współbracia nad grobem św. w J e ­ ruzalem za nasze ocalenie!

P rz y rozestaniu się, powiedział mi ten ofi­

cer, abym się udał z jego biletem do minister­

stwa spraw wewnętrznych, bo tam dostanę eu­

(32)

— 1022 —

ropejskie gazety. Z wielką grzecznością szło ze mną dwóch urzędników ministeryalnych. N a moje słowa: „D estür?! bidestürak?!“ (Proszę prze­

baczyć!) odpowiedziało parę urzędników grze­

cznie : „faddal abuna!1 ‘ (P roszę, bo Ojciec ządasz!) Potem wiodli mnie przez dużo pokoi do dy­

rektora, który się po francuzku do mnie ode­

zwał, iż szczęśliwym jest, że mógł mężowi peł­

nemu zasług, jak powiadał, dać gazety diwanu do czytania. „K tóre gazety czytasz, Ojcze?“

p y tał się mnie. Szczerze odpowiedziałem: ^,The Tablet, the Times i Osservatore Romano“ . P rz e ­ cież pan nie jesteś A nglik?“ pytał się dalej.

„Nie, jaśnie wielmożny panie, jestem P ru sa k “ ,

„O, to pan też po niemiecku mówisz, więc nie­

mieckie gazety możesz wszystkie dostać“ . Lecz z niemieckich wziąłem tylko jedne małą gazetę szwajcarską, a z włoskich „Osservatore Romano“ , organ św. Ojca.

P rz y powrocie do domu, spotkałem się na ulicy z ekwipażem i słyszałem głos dziecinny:

„o ’af! andak!“ (Stój!) W tym samym momencie wyskoczyło dwóch chłopców z powozu i na szyję mi się wieszając, mówili: „Yous voilä encore ici ä Caire, mon reverend P e r e ? “ (Jesteś tutaj je ­ szcze w K airo?) Z gwałtownością dziecinną ciśli mnie do powozu, który na ich głos: „ j’alla su!“ do pałacu ojcowskiego jechał. Ich ojciec, znaczny polityk egipski, z wielką mnie przyjął grzecznością i zaprosił mnie na obiad. Takiego

(33)

zaproszenia nie przyjąć, uważa się w Egipcie za wielką obrazę. P rzed obiadem pokazano mi gospodarstwo, gdzie w salach widziałem przepych wschodni wraz z delikatnością europejską. W ielką radość mi sprawił widok małego ołtarza, który ci mali muzułmanie postawili w ich niewinności w jednym pokoju. Teraz mię się wszyscy po­

częli wypytywać. „ P a trz , Ojcze! to tu św. E lż ­ bieta“, powiadali chłopcy, „to tu św. Serce Je z u ­ sowe, tu św. Grzegorz“ . Ojciec się zaś pytał:

„była św. Elżbieta księżną?“ A najmłodszy syn odpowiedział: „to się rozumie, bo ona ma koro­

nę na głowie“. Przed obiadem dwóch murzynów namydliło i umyło mi ręce, a to dlatego, bo tutaj się nie je widelcami, tylko rękami. Potem przeżegnałem się, aby się modlić, co chłopcy toż samo uczynili, a ojciec ich przytem bardzo się szlachetnie zachowywał. Byłcić on też w y­

chowany w jego młodych latach od zakonników i modlił się tak, ja k jego dzieci po łacinie i po francuzku przed obiadem i po obiedzie. N a nieszczęście nie można takich dzieci, stojących pod mocą rodziców ochrzcić i chociażby tego ż ą ­ dały. Jakżeby też było można takie dzieci ochrzcić, które przez cały dzień w szkole k la ­ sztornej bywają kształcone, lecz we wieczór w domu ojcowskim „ko ran “ muszą czytać, które u Braci na pozdrowienie: ,,Vive Jesus Ohriste dans mon coeur!“ (Niechaj ż y je . Jezus Chrystus w moim sercu!) odopw iadają:. ,,ä jam ais“ (na

(34)

wieki), które na pozdrowienie muzułmańskie ojca: „Salla-a-n-nebbi!“ (Błogosław proroka!) odpowiadają: „Salla-lahu aleye w asallem “ , (niech Bóg mu jest przyjazny!) które tysiące razy słyszeć i mówić musżą: ,,Mohamet jest wielki, lecz Bóg jest większy“ , a w kościele w niedzielę pobożnie śpiewają: ,,W ierzę w jedyny Kościół św. katolicki!“ J a k długo K oran będzie, ta k długo chrześciaństwo nie dostanie się do muzuł­

manów. W szkole europejskiej jedzą uczniowie widelcami i nożem, w domu palcami. Niewiasty chociażby były małżonkami królów, nie śmią jeść z mężami razem ; one dostawają swe potrawy osobno w ich więzieniach zwanych „harem “ . Tam są jako królewne, lecz obchodzą się z niemi ja k z niewolnicami. — Mój gościnny w ykształ­

cony człow iek, sprawował się przy obiedzie prawdziwie po arabsku. Palcam i swemi rozdzie­

lał lub rozrywał kapłony, krzciukiera i palcem wskazującym wyjął serce i inne wewnętrzne czę­

ści tego ptaka i położył mi je na talerz mówiąca

„to jest kaw ałek, który pewnie panu będzie m iły !“

(Ciąg dalszy nastąpi.)

Drukiem T e o d o r a Z a l e w s k i e g o w Gliwicach.

(35)

. i—' -. .-—-• • ■* . '''• * ' >• ■:

. - - -

\ .;• • ■ . ■•■'■ _ , -

', ‘-- i .;: • .-.i ' ■' - V,'- i™

■ : : -''-Y -.• -- ’’- J ■ ■

-■ ' - ■ :-• ■

> - -

^ -T- ■ •'■■ ■ '-- •-

•: ' -' ^ •' - .--x ' • ; •.; • , - .-' . - r _ ' ^

• • Y ' i ‘ ' r '■ i '. - .- - S '• •' i ."'■ : - " r > • ...

. . V - v ' ii -i- ~ ' ■ - V i-i ,

- ;. - s ■ ' -Ä -■. . .-'.-.

' 1 - r ^ i c - . ' L - . -

' 7 ' '. ' ' ^.ii, -- ; i' - ci;i -:'"i'i-i^

i i i ' i--V i : - - : r i ~ -i- , . ---■

. ' , ' ’. ' .> . ■ ...-. ii' ^ ' i -

... r - • :,'N ' " i' i '■ - . i . : ' i i i -.■ ' -.•

. - -iVi i- -.i...-. ..i--...- i . . .. >

77 - - j - :.^ -

- , • - ' ;. - i r ^ ... '

i ' ' «'■ -i ' _i .. i ’ r . ♦ - . . . ‘

" : : - -77- J ; ■" i -■ -.

- i - ■ — - i ; " - i i - i ' i ’ ' i .' U - - - - ' i - r irV v > / i ::

- -.--'ii .'-ii ' i . -7 7'- - i . - ć~- i i -

7 7- -- 7- . . -. . —Ü- ' -7-.;... . - i - -■ . —-'7-- ./' ii . - i-

-7-, 7- . . ■ ... — ' - i ■- .7

' i i i- -: - .• .... - i - ■ < -7-- c - i

—-' i -“ '-- - i i j i . . i .. -. i .7 7 ... :-i > .. .7- i .. . . -•:...

: i ' i i . , i - V - " i i i . i - i f i-ri .-^ --7 i-: 7 . - , i . : / .. - - i i i - i i i i

- ' 7 i -i. . ■ r -.-"i ::

- 7: , ir “'" - ' / ' r -

. - - - , - - ' ' , , 7 7.

" i . ~ . i. - ? , ■

.i, ^ % '

.' 7 i -i / ■- •- V7 ..V- - ■ -. '- ... v< -7'i -> >

■ - i - i i i ' i - i - 7 . i i i . . 7 : . i 7 7 . : ■ -

' - " 7 . i i . ' - 7 i 1 i i - i . - . 7 '

(36)

^ v ■- ■ ' . -■ •

;:v

_ ' r.

- - -/' , ■ ■ ■ ' ■ "'V a . . ■ :. . / . . • A !.: A A-: ■- 1

;■ , ^ ' ’3 J ' \ ' " 'r "

' j • . . - • ^ -VX ■ • A.. ' . , ,..A V,-..- / ■ : • ■•

■ ^ 7 7 ;7 a ,-,-,': 7 - ' . . % ■ . f ■' -'S Y ' '' ' ■ 7' : ' . •7/-i ■

^ ^ “A - "5 ■ - • •••:. ■~ y ->J ~ ~•. - - ‘ -•.. r •• •-=

, ' ^ " y -a - - - , ' ;

7 '‘ V - y ' ' ^ 7'1, 7 '" ' - ' : ^ ; ; A 5 -

^ - V7 : 4 { : 7 - 7 : f 7 ^ 7 i l ^ # : A ^ r 7 7 7 S . ;

; - y ' a - 7 . „ a ‘ , \ - a a - ' ' *

> / ( a . a > ■■;;

- . V. . .. ' . . : : >•; '

' ■ - A . " • A ; ' y ■ ■

- : 7 - 7 A A a - ' -a : - A -a / A - . r - . A ( . - A A a a - y 1 a

''i " 7 ' ' ' - " ’ - ' > ' • - ( i A - .

- - *, ' - - . ■ . . . > > ' '

y - i ^ . A Y : « 1"

•- • a ; A. ; Y j - ' A y A y . A '

A - A - ... ...

VA ■ : A "v A ' 1 ■' s - f A : ' A - Ą ■ - . - ' A ; . r . ' r

i A - y y * ■ y '' - . - , . . -.. j - y - ' , - — .

A - ~ - - Y : . - y - A , A A ' . V A . y - . y y y

A ■ - - - - y . - , : ■ ,,

• A ^ ' - ' - A y ; - > A :

: ■ -y T - - ' - - -y ■: . . • a- • /' , ■/- , v- . ' •• ■ y V - T- ’ - ) .7 ^./ N> — ^a °

y y - ' y a - -■- a . ■-"■;• ^ ' 1 —■ y- - - - a '

i . ^ ^ r f

' y y y ; - y A A r A « A A . A . . < , - y , A . , i ; . y A A ' ~ * '

- i - " : ' 'y- '-.-y ( - A .. - - - .

. ^ A . r / A , ' ^ -i ' A

/ , y - , 7 -■

- l ' A ' v_ , '

a , - 1 a r y . - ■ a -"'' y y

. ..■ - 'y l'-.-y yy. ^ - y - i ., .aa -■ \ n

■: -

a B A ':-y-^

y’y ::>y .A-;',7'-77..7-V- ,... ..yA--;; y . a a , - 7 ła ; ' y 1 - ■ A V ' 7 - 7 r ' ‘ 1 ' - '

- A y - - y . ■ y A y 7 - ' ' a ^ ; ; y a' .; 'i a7 \ 7 / ' ;':7va: " ; 7 7 ' :; | ' y, . a yy ,."7a.;v y-- ■ y'-y, a ''': 7a - a A' ■

Va > ' " ' 'A v 7’ ‘ ' a; > a _ - ; a.

Cytaty

Powiązane dokumenty

N a tę niemiłą wiadomość zdecydow ała się część naszych za ­ możniejszych pielgrzym ów za tę wątpliwą łask ę podziękować, aby się aż ku wieczorowi

cenia spodziewać, przeciwnie nowonawróceni znajdują się w niebezpieczeństwie odpadnięcia od wiary katolickiej. A niestety kilku odpadło, jednak smutek ten nas tern

czenia komu, wtenczas zdejmuje turban, w kłada pismo pomiędzy białą i czerwoną czapkę i wdziewa znowu cały zawój, potem z pewnością najmniejszy papierek z tak

Cała ta prowincya za czasów, gdy Palestyna była zwaną, „obiecaną Ziem ią“ gdzie mleko i miód płynął, była najurodzajniejszą i osobliwem błogo-

Było to bowiem onego czasu, gdy rabusie Ma- dianitów przez lat 7 Judeą ciężko dręczyli, ta k iż wielka liczba żydów przed mieczem tychże nieprzy- * jacieli

wym i Maryi błogosławionój między niewiastami, bawiliśmy się. Oto Marya i Józef zabierają się na niejaki czas opuścić Nazaret. Czas się zbliżył, więc

M arya Panna, dowiedziawszy się, że Faryzeuszowie jej Syna zabić chcą, wielkim strachem przejęta i przelękniona dobiegła aż na m ały pagórek lub wzgórze u

tyczki i bitwy przyzwyczaili, że się stali postrachem ludu w całym kraju Syryi. Gdy przed 800 latmi pierwsi Krzyżacy ciągnąc do zwycięztwa Jerozolimy, z Europy do