• Nie Znaleziono Wyników

Towarzystwo Bożego Grobu, 1869, R.29, nr 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Towarzystwo Bożego Grobu, 1869, R.29, nr 2"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

1 1 ( 1 X6 9 )

Mr Z

(2)
(3)

Towarzystwo

b o c z n i k II. 1869. Z f s z y t JiS 2

';mba. X . Dr. Kremski. (W Czerwcu ) l i l a członków towarzystwa w Gf-ornym Szlązku.)

S pis rzeczy: Pielgrzymka do Ziemi śvv. II. — 0 0 . Fran- ciüzkaole w Jerozolimie. (Dokończenie.) — Opis góry Syon (z o- brazkiem.) — W iadomości z Palestyny. —

W spom nienie z Pielgrzym ki odbytej do Ziemi św iętej.

(Ciąg dalszy.)

Odjechawszy z miasta Syra, a opuściwszy tę wyspę tak samo nazwaną, wyjeżdża się z Europy przez Średnie Morze do drugiej części świata A- , t. j. -najprzód do M ałej Azyi; a jadąc 171 go d ■ ny, przybyliśmy do Sm yrny. Miasto Smyrna jes ,, no z tych pierwszych miast, które już za cza

> i r Apostołów miało chrześciańskich mieszkaiicov , Sw. P olikarp, uczeń św. Jana Apostoła, h ;J t a n pierwszym biskupem. Tyn św. Biskup od sę­

dziego pogańskiego do więzienia wrzucony; Fiu potem na osła opacznie, t. j. tyłem wprzód wsa

(4)

28

dzony, był przez miasto prowadzony. Pogański s ta ­ rosta oczekiwał go z wielkij, rzeszą pogan i żydów.

„Złorzecz Chrystusowi!“ rzekł tyn poganin, „a ja cię chcę uwolnić.“ Polikarp odpowiedział: ,,ośm ■ dziesiąt i sześć la t już służę Jem u, a On mi nic złego jeszcze nie uczynił; jakże ja mógłbym Jemu złorzeczyć, mojemu Królowi, który mię odkupił?

J a jestem chrześcianin, czyliż ty chcesz odemnie s łu ­ chać naukę chrześciańską, to więc naznacz pewny dzień, a ja ciebie chcę uczyć.“ Starosta rzekł: „ucz ty lud.“ Na co Polikarp: „do ciebie mówić mi przystoi, albowiem nas nauczono, aby każdej od Bu ga postanowionej zwierzchności oddać cześć, która j śj przynależy, a która się religii nie sprzęci wic Ten lud ale w oczach moich nie jest godzien, abym się przed nim m iał usprawiedliwiać.“

Starosta: „ ja mam dzikie zwierzęta, przed k tó ­ re cię wrzucić każę, jeżeli postanowienia twego nie odmienisz;“ — „daj je przywieść,“ odpowiedział Po likarp. Starosta: „każę cię ogniem spalić, gdyż gardzisz zwierzętami.“

P olikarp: „ty mi grozisz ogniem, który tylk w oka mgnieniu pali, a potem zgaśnie; ale nie znasz ognia przyszłego sądu, ognia, który na wieczne ka ry bezbożnych je st zachowany. Lecz czemuż to odciągasz? Uczyń co chcesz!“ —

Więc teraz herold sądowy (ogłosiciel) po trzy kroć ogłosił: „Polikarp wyznał, iż jest chrzęści- aninem.“ — „Polikarp żywcem niech będzie spa lony,“ w ołał lud.

Stós drzewa wnet był przygotow any; Polikarp zdjął swój pas i szaty złożył. Oprawcy chcieli go przywiązać do słupa, lecz on im powiedział: „daj­

(5)

cie mi pokój, Tyn, który dopuści abym na tym ogniu był spalony, Tyn doda mi tej siły, abym m^

żnie w ytrw ał na tym stosie, nie potrzebując w a­

szych gwoździ i powrozów.“ Stojąc więc św. Bi­

skup staruszek na stosie, podniósł1 oczy w niebo i m ów ił:

„Wszechmogący Panie, wieczny Boże, Ojcze Twego miłego i błogosławionego Syna Jezusa Chry­

stusa, przez któregośmy Ciebie poznali, Boże Anio­

łów, moców, każdej kreatury i całego narodu spra­

wiedliwych, którzy przed Twojem żyją obliczem, ja Tobie dziękuję żeś mi tyn dzień i tę godzinę udzie- ‘ lić raczył, w której pomiędzy Twoich Męczenników policzon będę, żebym wypił kielich gorzkiej męki na wzór Twojego Chrystusa, a z duszą i ciałem na nowo do wiecznego żywota w nieskazytelności Du­

cha świętego powstał. Przyjmij mnie łaskawie dzi­

siaj do liczby Twoich Świętych, jako przyjemną ofia­

rę k tó rą już wprzód naznaczyłeś a teraz jej doko­

nywasz. Ty o Boże wszelkiej prawdy! Chwalę Ciebie za wszystko, wielbię Cię i wysławiam Cie­

bie z wiecznym i niebieskim Chrystusem, Twoim umiłowanym Synem, któremu, i Tobie, jako też Du­

chowi świętymu cześć i chwała po wszystkie wieki.

Amen.“

Teraz ów stós drzewa ogniem zapalony; pło­

mienie rozwiały się około głowy Męczennika jako na okręcie żagle rozpostarte i wiatrem nadęte, a z pa­

lących się drzew wydał Męczennik na około siebie tak ą przyjemną wonność, ja k najpiękniejsze kadzi­

dło. Lud z niecierpliwością patrząc iż ogień Mę­

czennika spalić nie może, wołał zajadliwie na kata żeby go mieczem przebił. Tak się też stało, zt

2*

(6)

30

żył staruszka w takiej obfitości krew wypływała,, że aż stós ogromnym płomieniem buchający, przy­

gasiła.

Żydzi prosili starosty, żeby"ciała Polikarpo- wego chrześcianom nie wydał, a to dla tego, aby nie opuścili Ukrzyżowanego, a na jego miejsce Po­

likarpa nie czcili. Lecz chrześcianie odpowiedzieli im : „wy niewiecie, iż my nigdy Chrystusa nie o- puścimy, ani też innego na miejscu jego czcić nie będziemy. Albowiem Jem u dajemy ukłon, jako Sy­

nowi Bożemu, Męczenników zaś czcimy, jako u~

czniów i naśladowców Jezusa Chrystusa, dla ich o- sobliwej miłości, któ rą Jemu jako samemu Królowi i Panu oświadczyli. My weźmiemy jego zwłoki, które nam są droższe nad drogie kamienie i złoto, zachowamy je na miejscu pewnem, na którem za łaską Bożą będziemy się mogli zgromadzać, aby pa­

m iątkę jego śmierci męczeńskiej uroczyście obcho­

dzić, a żebyśmy oraz przypominali sobie tych, k tó ­ rzy przed nami walczyli i tak siebie samych przy­

gotowali na te walki, które nas czekają. —

Te rzeczy działy się więc w roku 166 po na­

rodzeniu Chrystusowem w tern mieście Smyrnie, a przechowują w sobie i świadczą nam niezatarte dowody i usprawiedliwienia nauki katolickiej wzglę­

dem czci, którą kościół św. dla relikwij Świętych Bożych oddaje. Jeszcze dzisiaj pokazują to miej­

sce, gdzie zapalono ów stós drzew, na którym Po­

likarp stał a nie zgorzał. — Teraźniejszy kościół;, 0 0 . Kapucynów w mieście jest to miejsce, gdźw wierni święte zwłoki ich umęczonego biskupa za­

chowali.

Za czasów rządzenia kościołem w Smyrnie przez

(7)

Polikarpa, przybył św. Ignacy Biskup Antyochyjski do tego miasta, będąc prowadzony do Rzymu na śmierć męczeńską. Ignacego wiele obcych bisku­

pów w Smyrnie odwiedziło, także i wielkie mnó­

stwo chrześcian z okolic przyszło, ażeby go widzieć.

Z Smyrny Ignacy św. do niektórych kościołów pi­

sał listy, które aż do naszego wieku są przecho­

wane. Ignacy był łańcuchami obciążony, które chrześcianie nabożnie całowali. On w Antyochii od samego cesarza Trajana na śmierć był osądzony z tern dziwacznym dekretem: „My rozkazujemy, ażeby Ignacy, który mówi, że ukrzyżowanego w so­

bie nosi, przez żołnierzy był związany a do wiel­

kiego Rzymu prowadzony, żeby tam dla uciechy ludu od dzikich bestyj był rozszarpany.“

Tu w Smyrnie pierwszy raz widziałem ja k wiel­

błądy (kamele) okładają tow arem : na rozkaz swego pana uklęka i lega wielbłąd na nogi i brzuch, zu­

pełnie spokojnym jest podczas gdy tow ar nań k ła­

dą i przywięzują, gdy gotowi, zawoła i wymówi pan lub sługa jakieś słowa a wielbłąd stawa, lecz gdy tow arem przeciężony, tedy ryczy a przytem się nie- ruszy, dopóki tow aru nie umniejszą. Z jednej stro­

ny tego dolnego miasta, widać wysokie drzewa, któ­

re niby obłoków sięgają — z morza śliczny widok;

ponieważ kilka godzin bawiliśmy się w Smyrnie, więc z ciekawości cobyto za drzewo było tak wy- śmigłe ja k u nas najwyższe wieże, poszedłem z mia­

sta na tę górkę, a tu znalazłem wielki turecki cmen­

ta rz może 15 — 20 morgów obszerny; cały tyn plac przez dwie krzyżujące się ulice na cztery czę­

ści jest rozdzielony, a te ulice są dosyć gęsto drze­

wem cyprysowem obsadzone, któreto drzewo na

(8)

32

k ształt piramid, od ziemi szeroko, potem coraz węż­

sze, aż się kończy śpiczastością, niby aż pod nie­

biosa się wznosi. Z Smyrny odjechaliśmy innym okrętem, który tylko 8 morskich (dwie niemieckie) mil za godzinę upłynął ku wyspie Mhodus (76 na­

szych mil.) W yspa Rhodus ma nad brzegiem mo­

rza miasto tegoż samego imienia (Rhodus;) cała ta wyspa liczy 26,000, a miasto Rhodus 10,000 mie­

szkańców, pomiędzy którem i 200 katolików z je ­ dną m ałą kaplicą; ci drudzy mieszkańcy są Turcy, Grecy i żydzi.

Z wyspy Rhodus je st 456 mil morskich (57 godzin jazdy) aż do latarnie morskiej Alexandretty w Syryi; w Alexandrecie naliczyłem 24 domów któ­

re z mirtowego drzewa zbudowane, a gliną oblepiane są. Jestto miejsce handlu wielkiego, albowiem za górami Libanu leżące miasta Damaszek i także mia­

sto Aleppo wielkie mnóstwo różnych towarów prze­

syłają, a któreto towary okręty zabierają i do E u­

ropy przewożą. W Alexandrecie bawiliśmy z przy­

czyny ładowania węgla dwie godziny; przez tynże czas przybyły z Damaszku i Aleppo trzy karawany (wielkie, długie cugi) wielbłądów z towarem; w pier­

wszym cugu było 86, w drugim 94 a w trzecim 106 wielbłądów; przy każdej karawanie był tylko jeden dozorca, wielbłądy idą w rzędzie, jeden za drugim.

Niemogę zapomnieć, ani też w życiu nie zapo­

mnę co mi się przydało na tej drodze, z wyspy Rhodus do Alexandretty, a dla tego też i tu chcę wspomnieć o tym przypadku. Było to 4go Marca, gdyśmy płynęli do Alexandretty jak już wspomnio- no przez 57 godzin, dzień był śliczny, słońce co­

raz wyżej wznosiło się, i bardziej przypiekać za­

(9)

częło, znać, żeśmy się już daleko posunęli ku po­

łudniowi, morze spokojne, gładziuteńkie jak zwier­

ciadło, słowem, wszyscyśmy na okręcie byli weso­

łego ducha. O godzinie 4tej wołają, dzwonkiem na obiad, przy stole żadnego nie brakowało; aż dotąd żaden nie myślał, ani się spodziewał burzy morskićj.

Burza morska niewielka, jestto widok zabawny, ta ­ kim widokiem bawiliśmy się już na podróży z Kor­

fu do Athen. Lecz gdy człowiek morzem podróżuje, a wielkiej burzy nie widzi lub nie przetrwa, to ty­

le znaczy, ja k być w Rzymie a Ojca św. nie wi­

dzieć. Siedząc więc 4go M arca przy stole długim po zjedzonym rosole, (polewka) zaczął się okręt huśtać, aż wnet, naraz w jednym momencie podnio­

sły okręt bałwany, a my wszyscy którzyśmy na stołkach siedzieli, w czasie tego nagłego przechy­

lenia okrętu, ponieważ podłoga w sali polerowana, potoczyliśmy się na stołkach naszych naraz jak na komędę żołnierze aż ku ścianie naszych kajutów;

bałwany wynoszą okręt jak na pagórki, a potem rzucają go gwałtem na dół, aż ściany okrętu zatrze­

szczą; talerze porcelanowe, szklanki na stole za­

częły tańcować, i spadać ze stołu za nami, koniec lub skutek tego tańca był — kilka koszów skorup, niby ułamków, takich, których nawet ani ryby w mo­

rzu jeść nie chciały, bo porcelanowe i szklane by­

ły. — A dopiero choroba morska, to gorsze: co się zjadło lub wypiło ze smakiem, trzeba oddać ry­

bom morskiem; a ja k to przy tern człowiek wygląda, blady, ja k dobrze upiły, spokojnie nie ustoi, ani przejdzie po okręcie, coś w ty ł cofa, to znów na­

przód popycha, tak, ja k po dobrej pijatyce, chociaż żołądek pusty. Za to ale kucharz kontent, bo mu

(10)

34

mało jedzą, a niektórzy wcale nic. — Ta burza wszystkich nas pielgrzymów od stołu odstraszyła, ka­

żdy położył się na łóżko swoje, albowiem leżąc, u- stał przynajmniej zawrót głowy; największa liczba podróżnych na okręcie musiała womitować, i ja ta ­ kże, który to piszę, przy małej ja k i przy wielkiej burzy byłem skłonny do womitów, alem nigdy nie womitował, do jad ła niemiałem żadnego apetytu, ale tylko do picia czegoś kwaśnego.

Ta burza trw ała od godziny 4tej popołudniu aż do godziny 10 z rana drugiego dnia (18 godzin;) powietrze rzucało pomiędzy bałwanami okrętem jak małe dzieci kolebką; w mojej kajucie tak jako w in­

nych, nad mojem łóżkiem jeszcze było drugie łóżko w którem także równo zemną od godziny 4tej le­

żał ksiądz, nad tego łóżkiem było okienko z mo­

cnego szkła, które każdodziennie dla nabycia świe­

żego powietrza sługa otw ierał i zawierał albo r a ­ czej zaszrubował tak, że żadnej kropli wody do k a ­ ju ty nie przepuściło; to okienko w każdej kajucie

przy cichem morzu na dwa siągi od wody wysoko w okręcie było wprawione, ale podczas burzy fale o niego się obijały. Leżąc od godziny 4tej podczas tego strasznego kołysania okrętu miałem choć z je ­ dnej strony t. j. z tyłu, bezpieczeństwo, albowiem gdy na tę stronę się przechylił okręt, tedy o jego ścianę oparłem się plecami, lecz z drugiej strony musiałem się rękam i poręczy łóżka trzymać, żebym chcąc niechcąc z łóżka nie wypadł.

W jakiem niebezpieczeństwie znajdowaliśmy się, tego żaden z nas nie wiedział, ani nie widział, tyle tylko domyślałem się, że morze zagniewane, rozhukane, że bałwany rzucają okrętem jak piłką.—

(11)

Okręt walczy z bałwanami, z trudnością wspina się na grzbiet bałwanu, zdaje się że już stanął, że zwyciężył, ale on znowu wpada w dolinę, a maszy­

na jakby rozjątrzona do wielkiej potyczki z mo­

rzem, ciężko stęka i dycha, ale jednak ciśnie okręt chociaż powoli naprzód, a ile razy wyjdzie z ró­

wnowagi, to zahuczy, przeraźliwym jakby piekiel­

nym głosem.

Przez cztery godziny leżąc trzymałem się rę ­ kami z jednej strony łóżka, lecz około ósmej go­

dziny moje ręce zesłabły, omdlały i sen na mnie uderzył, a za małą chwilę oczuciwszy się, spostrze­

głem się być wyrzucony, i leżałem na ziemi czyli na podłodze. Czemprędzej zbieram moje stłuczone kości i powracam do łóżka, ale już więcej niespa- łem; zegar właśnie uderzył dwunastą godzinę no­

cy, a morze jeno huczy i szarpie okrętem. Nad na­

szą salą w pokładzie było wprawione dosyć długie okno, przy spokojnem morzu we dnie i w nocy o- tw arte, tak też i drzwi przy pięknie polerowanych wschodach. Lecz tej nocy było inaczej. — O go­

dzinie 2giej popółnocy była wielka duszność w k a­

ju tach , z przyczyny iż okna i drzwi mocno poza- wierane były a dosyć wielka liczba podróżnych mę­

czyła się w owych kajutach lub komórkach z nie­

szczęsną chorobą morską, na k tórą niema żadnego lekarstw a; prawdać, że tych lekarstw, jak w żar­

tach mówią jest 99 — ale żadne nie pomogą, a kto do niej ma usposobienie lub skłonność, pewnie się od niej nie uwolni. Pewien kanonik z naszego towarzystwa tak był na nią drażliwy, że jej dosta­

w ał za najmniejszem kołysaniem się okrętu, w koń­

cu nawet aż krew z niego darło; ta choroba nie

(12)

— s e ­

ie st zdradliwa lub niebezpieczna, albowiem skoro morze ucichnie, to i choroba też ucichnie, człowiek natychmiast zdrów i nabędzie apetytu. Z powodu tej nieznośnej duszności wołam tedy na mojego współ­

towarzysza, który nad mojem łóżkiem leżał, jeżeli śpi, a on odpowiada: „nie, bo bardzo duszno, ale już świta, już blisko dzień, ja otworzę okno,“ które ja k już wspomniono nad jego łóżkiem było, ja przy- chwaliłem i zachęciłem go do otworzenia okna, ażebyśmy świeżego do kabinetu dostali powietrza.

Mój współtowarzysz (ksiądz) chce otworzyć o- kno, ale niemoże, woła mnie na pomc, ja się- z łó ż­

ka zrywam, lecz w tern okamgnieniu woła iż nie- potrzeba pomocy, ledwie to wyrzekł, woda wielkim strumieniem przez okno rzuca się do kabinetu, — dla Boga! — wołam: jeno prędko okno zawrzeć!

lecz to zawsze dosyć długo trwało, albowiem ksiądz cały zmieszany, niewiedział co się stało, lub jakby jaknajprędzej okno zaszrubować. Woda prędem płynie przez jego łoże, nad moim będące do kabi­

netu; ja przykrywam i skurczam się ja k mogę, zda­

je mi się, iż leżę pod dobrze zbudowaną opustą, przez k tó rą zbytnia upływa woda, myśląc iż zo­

stanę zabezpieczony w suchości. Lecz moje myśli mnie zawiodły, bo tak długo tylko zostałem suchy dopóki woda na wierzchniem łóżku pod materacem nie znalazła sobie drogi, teraz się dopiero na mnie rzuciła, a ja chcąc niechcąc musiałem przyjąć ką­

piel morską. Uciekam z łóżka i wody, a znowu zaś wstępuję do wody. Pantofle, buty kuferek wszy­

stko pływa w wodzie, biorę kuferek i jak mogę u- ciekam do sali, gdzie się lampa paliła, uchwyciłem się jedną ręką przyszrubowanego do podłogi stołu,

*

(13)

a drugą wydobywam z kuferka koszulę i co po­

trzebne; wywlókłszy się wołam na kelnera (sługa) iż dużo wody w kabinecie i sali, prędko wstał, i wnet wszystka woda wyczerpgiętą została.

Teraz w sucbą bieliznę przewleczony szybko wychodzę po wschodach z dusznego powietrza na po­

kład okrętu, otwieram drzwi, woda gwałtem po wschodach na dół płynie, ja prędko drzwi zawie­

ram, a kapitan mocnym głosem wmła: „prędko, prę­

dko zawierać,“ można za 5 minut woła kapitan:

„kto za drzwiami, jeżeli chce, niech wychodzi“ ja wychodzę i patrzę, co się z nami stało, i mówię sam sobie: mój Boże! to powietrze wcisło tyn nasz okręt pomiędzy dwie wielkie skały (wyższe ja k u nas wiejskie stodoły) tak sobie mówiąc, patrzę, a tu te rzeczone skuły razem uderzają na okręt, który cały się w głębi morskiej zanurzył — a ja przed krótką chwilą sucho przewleczony, stałem aż do piersi w wodzie. Gdym wyszedł na pokład okrętu było jeszcze ciemno, wrięc myślałem że się znajdu­

jemy pomiędzy skałam i, a to były bałwany; cho- ciażem wyglądał ja k topielec, jednak niś powróciłem do kajuty, częścią aby uniknąć niemiłego widoku chorych, dławiących się i jęczących w kajutach na chorobę m orską, częścią aby uniknąć tej okropnej choroby, której się na świeżem powietrzu prędzej ustrzedz można, częścią też, żebym ten dalszy prze­

ciąg własnego niebezpieczeństwa także własnemi o- glądał oczami, albowiem bałwany kilkadziesiąt r a ­ zy tyn cały wielki okręt zanurzyły w głębią morza.

Żaden z mojego towarzystwa, t. j. z współpielgrzy- mów w kajutach zostających, nie widział a dla te­

go też nie zna niebezpieczeństwa w którym przez

(14)

38

18 godzin wszyscyśmy się znajdowali. Ta burza ta k ogromna była, że nawet maitkowie, t . j . lodzia­

rze, którzy już przez lat 30 po morzu się czołgali z powodu morskiej choroby na pokładzie okrętu nie mało narzekali.

Zbliża się wreszcie godzina 10, a z nią i roz­

hukane morze zdaje się uciszać — tak się stało, dzień piękny, powietrze się uciszyło, morze równe i gładkie, jazda przepyszna, apetyt wielki! — Ku­

charzu słuchaj, dnia wczorajszego wszyscyśmy tobie obiad i wieczerzę darowali, za to się dzisiaj postaw na nogi, i uważaj iż tyle żołądków pustych i cho­

robą m orską wygłodniałych, a wszystkie pragną być nakarm ione.

Życzyłbym z serca, ażeby, gdyby można, ze­

brać wszystkich dzisiajszych bałamuntów, wsadzić ich na wielkie okręty, a gdy się morze zburzy, pu­

ścić je na przestrzeń jego, jeżeliby też to wtenczas wyznali: że Bóg jest wszechmocny? — z trudna!

Ci bałamunci, owe półgłówki, w których mózgowni­

cach tleje kilka kropli śmierdzącego oleju rozumo­

wego, mają kilka słówek, na oko mile brzmiących:

wolność — postęp — oświata — któremi wiernych zakrzyczeć chcą. Krzycz ty od rana do wieczora, prawdy nie zakrzyczysz. Nierozumni — chcą po­

stępu, jakby to, co je st praw dą bożą, co je st obja­

wieniem, nie było najdoskonalszem. Ci bałamunci są prawdziwi waryaci, chcą wolności, ale jakiej?

takiej, jakiej pragnął syn marnotrawny. Rozumne rady, zbawienne przestrogi i napominania ojca by­

ły mu nieznośne, niesmaczne, obrzydliwe; gwałtem napierał się swojej cząstki dziedzictwa. Ojciec wi­

dząc iż wszystkie napominania jego są próżne, rzekł

(15)

do syna: .„oto masz tobie przypadającą cząstkę a idź, gdzie chcesz. Uradowany syn z dziedzictwa, poszedł z domu rodzicielskiego za wolnością, za światem. I gdzież zaszedł! Zaszedł do stada wie­

przów, a przechulawszy odebrane od ojca swoje dziedzictwo, był kontent gdy wygłodniały swój żo­

łądek z koryta wieprzów młotem mógł napełnić.

Otóż ci wszyscy, którzy w dniach dzisiajszych dla wolności światowej odrywają się od kościoła katolickiego, którym posty, spowiedzi, ćwiczenia i umartwienia duchowne, groźby sądem strasznym i piekłem nie w smak, którzy żyją życiem zwierzę- cem, wyzuwają się z wszelkiej świętości i wiary, gdzież zajdą? zajdą z pewnością tam, gdzie zaszedł syn marnotrawny.

Przy spokojnem morzu stan ął okręt przy pier- wszem zupełnie tureckim mieście nazwiskiem L a - tukia (dawniej Laodicea) w Syryi, tu najlepszy ty- tuń (tabaka) darzy się i uprawia; poszedłszy do miasta, chcieliśmy tytuniu kupić, ale Turcy złota ani srebra obcego przyjąć nie chcieli a my zaś żadnych jeszcze pieniędzy tureckich nie posiadaliśmy.

O kręt ruszył dalej od lądu Syryi ku wyspie Cypr a drugiego dnia o godzinie l i t e j przed po­

łudniem stanął przed miastem L arnaka na wyspie Cypr. Było to 8go Marca, w mojej ojczyźnie były mrozy a śnieg dosyć grubo leżał, a na tejże wyspie ju ż był jęczmień, nietylko wysypany ale i okwi-

tniony.

Najwięcej ta wyspa obfituje w wino, jedwab i baw ełnę, jako też w drzewa: palmy, granatowe jab łk a i świętojański chleb. Na wyspie Cypr o- głaszali najprzód św. Ewangielią św. Apostołowje

(16)

40

Paweł i Barnabas, później przyłączył sig i św. Jan.

W mieście Paphos trafili na fałszywego proroka je ­ dnego żyda imieniem B a r - J e z u , który chciał je ­ dnego starosty, imieniem Sergius, oddalić od przy­

jęcia chrześciańskiej wiary. Tedy Paw eł napełniony Duchem świętym, wejrzawszy nań, rzekł: „o pełny wszelkiej zdrady i przewrotności, synu djabelski, nieprzyjacielu wszelkiej sprawiedliwości, nie prze- stawasz wywracać prostych dróg Pańskich, oto te ­ raz ręka Pańska nad tobą i będziesz ślepym, nie widząc słońca aż do czasu.“ A natychmiast padł nań mrok i ciemność, a chodząc w około szukał ktoby mu rękę podał. Tedy starosta widząc co się stało, uwierzył, zdumiewając się nad nauką Pańską.

Św. Paweł i Barnabas przeszedłszy Pergę poszli do Antyochii, a św. Jan powrócił do Jerozolimy.*)

Później przyszedł Ewangielista św. M arek na tę wyspę i był pierwszym biskupem Cypru, którego wreszcie żydzi ukamienowali i przy mieście Sala­

mis pochowali. Gdy jego grób za czasów rzym­

skiego cesarza Zeno — 400 la t po narodzeniu J e ­ zusa C hrystusa— otworzono, tedy była na piersiach jego leżąca Ewangielia św. Mateusza znaleziona, k tó rą św. M arek własnoręcznie był odpisał, gdyż jego własna Ewangielia już od dawna chrześcianom znajoma była. Zwłoki św. M arka przeniesiono pó­

źniej do Wenecyi, miasto w Włoszech na morzu Ą- dryatyckiem zbudowane, gdzie po dziś dzień spoczy­

wają w tamtejszej Katedrze św. M arka. To miasto Wenecya chociaż na morzu zbudowane liczy jednak dużo wielkich pałaców, sąsiad nie może sąsiada bez

*) D zieje A postoł. 13.

(17)

łódki odwiedzić; iż to miasto nie jest małe, może czytelnik ztąd się domyśleć, że liczy 500 wodowych ulic a 2,000 łódek; mieszkańcy tego miasta mają, tylko jeden plac na przechadzkę, nazwany plac św.

M arka, ponieważ wspomniony katedralny kościół na nim stoi. Umarłych chowają dosyć daleko od mia­

sta na wyspie, których tam na łódkach przewożą.

Dawniej nie mógł żaden do Wenecyi inaczej, tylko na łodziach przyhyć; w nowych czasach wybudo­

wali Austryacy z Wenecyi przez morze z jaką mi­

lę długi most na żelazną kolej, którą się jedzie do m iasta Padwa, gdzie św. Antoni pochowany.

Wyspa Cypr jest wielka, i była niegdyś wiel- kiem królestwem, a teraz nie liczy tylko około 100,000 dusz, pomiędzy któremi mała tylko liczba je st katolików. Miasto Larnaka liczy tylko 400 ka­

tolików, gdzie 0 0 . Franciszkanie śliczny mają ko­

ściół i klasztor. Względem duchownej zwierzchności Cypr już należy do Ziemi św. Z L arnaki ujechaw­

szy 3 GO morskich mil stanęliśmy w Azyi przy brze­

gach Syryjskich w pięknym porcie miasta handlu, zwane B ejrut.

III. B e j r u t .

Miasto portowe B ejrut jest wielkie, obszerne, wielkiemi ogrodami opasane, a te znowu płotami z wielkich kaktusów są obsadzone. W Bejrucie są trzy klasztory, w których my pielgrzymi o przyję­

cie nas prosiliśmy, ponieważ domów gościnnych lub oberży w mieście nie było, a natychmiast z wielką chęcią i uprzejmością uczciwi księża nas przyjęli.

Było to w niedzielę o godzinie Gtej z rana, gdyśmy

(18)

42

do miasta przybyli, a więc razem do odprawiania Mszy św. przygotowaliśmy się.

Dobrze wiedziałem, że na całym świecie u ka­

tolików te same obrzędy, ceremonie, ta sama ofiara Mszy św., tyn sam język, jednak tu przy Mszy św.

na ziemi obcej jakieś niewymowne szczęście i r a ­ dość ogarnęło duszę moję. Cicho językiem ale gło­

śno duszą, zaśpiewałem G l o r i a — Chwała Bogu na wysokości, a na ziemi (i na morzu) pokój lu­

dziom dobrej woli. — Chwalimy Ciebie — błogo­

sławimy Tobie, kłaniamy się Tobie dla Twej wiel­

kiej chwały, którą. Ci oddaje całe niebo, i cały świat.

O jakże Tobie Panie musi być przyjemnie, że Cię wszyscy jednakowo wielbimy, jednakowo w Ciebie wierzemy. Po tem Ojcze niebieski poznajesz żeśmy Twoje dzieci, jeżeli z jedną i tą samą miłością, wia­

rą i ufnością do Ciebie ręce wyciągamy! J a i ten lud tu przytomny z upragnieniem czeka chwili, któ­

rej ukażę mu tyn chleb anielski, Ciebie prawdziwy Boże, a chociaż językiem i obyczajem różni się o- demnie, przecież jedność wiary i miłości, czyni go bratem moim. Panie niewidzę się dzisiaj już być tułaczem w dalekim świecie, albowiem teraz goszczę w domu matki naszej najukochańszej, która wszy­

stkie swoje dzieci, i te nawet, które zabłąkane z ża­

lem powracają do niej, najserdeczniej przytula do serca swojego. Tak, ty Kościele katolicki, tyś ma­

tk ą naszą! —

(Ciąg dalszy nastąpi.)

(19)

będących od sześciu wieków stróżami grobu św.

(Dokończenie.)

W przeszłym zeszycie opisano łiistoryą 0 0 . F ran­

ciszkanów jerozolimskich aż do roku 1355, donosząc jako z Opatrzności Boga i za pomocą wielmożnych Dobrodzie­

jów ciż Ojcowie już schronieniem i utrzymania sposobem obdarzeni zostali. Jednak w parę lat potem ci stateczni i gorliwi stróżowie miejsc św. znowu przykrego losu do­

znali. Turcy bowiem zaczęli im posiadania tych spra­

wiedliwie nabytych miejsc góry Syon i Grobu św. za­

zdrościć, sprzysięgli się, napadli klasztor r. 13GS i dwu­

nastu będących tamże zakonników pomordowali. Później gdy znowu zakonnicy tam osiadać poczęli, okrutni Turcy także z nich corocznie kilku mordowali; ta k r. 1369 dwuch, r. 1370 znów dwuch, a r. 1371 jednego Ojca. W mie­

siącu Grudniu zaś r. 1391 czterech zakonników poszli do meczetu tureckiego (dawniejszy kościół Salomona,) i tam ogłaszali naukę Chrystusa jako jedynie prawdziwą, ale stali się ofiarą barbarzyństwa tureckiego; najprzód ich we więzimiu głodem męczono, potem statecznych wyznawców na kawałki rozsiekano a te do ognia rzucono. W tych wszystkich prześladowaniach jako i w dalszych wiekach tamtejsi synowie św. Franciszka zawsze tak ą wytrwałość i takie męztwo pokazali, prawie podziwienia godne, i dla obowiązku swego, dla Chrystusa i kościoła św. żadna ofia­

ra za tiężka im nie była. Następnie t. j. w r. 1482 za­

mordowanym został pobożny zakonnik Jan z Kalabryi tak­

że z klasztoru Syońskiego.

Od r. 1537 pod różnemi pozorami zagarnęli Turcy pod siełie całe to Zgromadzenie zakonników, a choć nie

(20)

44

mordowali, jednak częścią ich we wieży Pizańskiej w Je ­ rozolimie, częścią w Damaszku przez 4 lat w więzieniu trzymali; a w r. 1547 zaś dwa biedni zakonnicy stali się ofiarą rzezi. W Sierpniu r. 1597 Ojciec Kozmas wyje­

dnał sobie wstęp do meczetu Omara i z gorliwością apo­

stolską wiarę w jedynego Zbawiciela Jezusa opowiadał, Mahometa zaś fałszywym prorokiem nazywając; za to go okrutnie biczowano a potem ścięto; ciało jego jeszcze do ogona konia przywiązane przywleczone aż przed kościół Grobu św. i tam na pal wbito. —

Gdy z jednej strony takie opłakane było położenie tych zakonników, iż w każdej chwili na niebezpieczeń­

stwo życia wystawieni byli, z drugiej jednak strony dopo­

mógł miłosierny Bóg swym sługom, że przecież najdroższa św. miejsca, które ich straży były polecone, mimo różnych na to zamachów, nigdy nie utracili. Tak to było w r.

1421 gdy po złożeniu obszernego tej rzeczy co do wła­

sności miejsc św. opisu przez Patryarchę imieniem Jan i dwuch Arcybiskupów, Papież Marcin Y w ów czas pa­

nujący przez b st papiezki zaczyna się: A d assiduum Chri­

sti servitium depu tos itd. rozstrzygnął, iż prawo własno­

ści miejsc św. zakonowi Franciszkańskiem u przyznać na­

leży. W późniejszym znowu czasie t. j. w r. 1438 na­

stąpiła jeneralna wizyta, a na tej ks. Jan Kapistran, sławny, ów po Europejskich miastach kaznodzieja franciszkański, powiedział, iż klasztory w Ziemi św. leżące, wyłącznie i niezaprzeczenie Franciszkanom obserwantom t. j. ostrzej­

sze i reguły, przyznanemi zostały. Dla tego też, lubo z R e­

formatów albo innych Franciszkanów do Ziemi św. prze­

słani zostaną, przez czas jednak swego tam pobytu, m u­

szą ustawom Obserwantów bydź uległymi.

Klasztor i szpital na górze Syon posiadali ci zakon­

nicy aż do r. 1559;. ale wtedy z tej posiadłości irapie- żność turecka wydalić ich zamierzyła. Przemożne usiło­

wania machometańskich kapłanów Santonów, były do tego powodem, gdyż oni rozgłaszali, iż to jest obrazą i(h religii i nieuszanowaniem grobu Dawida, że psy Cbrześfianie są w jego posiadaniu. (Grób albowiem tyn znajduje się w podziemnym gmachu góry Syon i w największej czci

(21)

zostaje u Turków.) Co gdy sułtan usłyszał, bez wzglgo.

na prawne kupno, wydał rozkaz, ażeby Ojcowie ztąd wy- pędzonemi zostali, i siłą wojskową z ich celków id pn- wyrzucano. Tym sposobem budowle dawniej postawiona przez nich na Syonie, na zawsze przepadły, a dziś jeszcze są w ręku Turków. I jakąż dać sobie mogli radę owi biedni i samym sobie zostawieni wyznawcy i obrońcy W ie ­

ry Chrześcianskiej, szczególnie gdy tedy prawie po zaczi ciu się wiary luterskiej i zamieszania i wojny w Europie, Chrześcianie tutajsi, mało dbali o miejsca św. i biednych zakonników tam opuścili? Cóż mogli począć owi bezbron­

ni stróże Grobu Pańskiego, przeciw przemocy rządzących i przeciw nieodwołalnemu postanowieniu okrutnego samo- władzcy, jak tylko znieść w pokorze tę krzywdę do nie­

bios o pomstę wołającą, lub tylko zanieść skargę swą do Zbawiciela u stóp Golgoty, a do tego obmyśleć jeszcze środki zaradcze, ażeby nawet zupełnie z miasta św. nie bydź wypędzonymi? —• Dla tego szybko wzięli się na sposób, zakupiwszy klasztor pod nazwą św. Jerzego, o- puszczony przez Georgianów, sekty schizmatyckiej, które już od dawna z Jerozolimy się wydaliła. Gmach tyn by]

nie daleko od Grobu Chrystusa odległym. Sułtan zaś ty­

le się względnym okazał, iż na nabycie to zezwolił. P a­

pież Pius IV o zdarzeniu tem zawiadomiony, przez lis.

papiezki z dnia 17 Lipca r. 1561 zaczynający się: D w i­

na disponente dementia itd. kupno, również zatwier? >ł i też odpusty, które Wieczernikowi św. (którego Ojcowie byli posiadali, na górze Syon,) dawniej nadane był)', lo tegoż kościoła kupionego, który na nowo poświęcili na cześć Najświętszego Zbawiciela (Salvatoris) nazwali, prze­

niósł; tak więc pielgrzymowie, którzy Wieczernika odw ie­

dzić nie mogą, odpustów jednak w tym kościele dostąpić mogą. W klasztorze i przy tym kościele Ojcowie aż po dziś dzień w Jerozolimie mieszkają. Tu do tej części mia sta, do ich bliskości przyciągnęli za czasem też najwięcej chrześciańscy mieszkańcy Jerozolimy i nie doznawali tu Ojcowie tyle prześladowania od Turków, ale zamiast te­

go inne sekty schyzmatyckie poczynały Katolików prze­

śladować i wydzierać im miejsca św. aż to w r. 1634

(22)

46

prawic dopięli tego Schyżmatycy Grecy, iż Ojcom posia- danie Grobu św. wydarli. Dopiero cesarz Leopold I. wspar­

ty pomocą królów, francuzkiego, polskiego i Rzeczypos­

politej weneckiej, przez posła swego przywiódł do skutku

• wrót Franciszkanom Grobu św. w r. 1664. Około tego czasu za zezwoleniem sułtana też znowu inne klasztory franciszkańskie w Ziemi św. powstały: w Jaffie, Ramii, św. Jana, w Akrze, Sajdzie, Tripolis, Damaszku i Alep­

po; akże i w Egipcie znowu klasztory zaprowadzili. Je- dnak zawsze Ojcowie wielkie trudności mieli do znoszenia, wprawdzie mordowano ich już nie tak często, chociaż i to jeszcze r. 1703 jednymu się stało i jego towarzysza o- k nfnie skaleczono, w Kairze zaś r. 1763 O. Klemensa zamordowano a przy powstaniu syryjskiem r. 1860 w Da- tauazku wszystkich 8 zakonników w klasztorze okrutnie zabito, — ale bardziej Turcy w ostatnich wiekach drę- e yli Ojców niewymownem zdzieraniem podatków i nie- s prawiedliwych wypłatów. Z tych tu jeszcze niektóre przy- k! dy opiszę. Gdy się Ojcowie w Egipcie byli osiedlili, musieli sułtanowi egipskiemu 1,000 dukatów zapłacić.

R. 1587 pasza jerozolimski biskupa Syryjczyków na pal wbić kazał, i pod groźbą iż podobnieby mieli ginąć, żą­

dał od przełożonych innych klasztorów chrześciańskich od każdego 10,000 dukatów; katolicy przynieśli wszystko co jeno mieli, ale stało im tylko na 6,000 dukatów, a mimo tego jeszcze musieli się obawiać i przełożeni z m iasta u- ciekli. Tak też zawsze za pozwolenie do najmniejszego reparowania albo budowania, wielkie sumy płacić musieli n. p. aby piec mogli postawić, za pozwolenie na to, mu­

sieli 100 piastrów płacić. Pewien gwardyan r. 1646 ka­

zał w klasztorze w murze sporządzić tajemne miejsce, aby tam w czasie niebezpieczeństwa kosztowne rzeczy można schronić, lecz Turcy się o tem dowiedzieli i za karę mu­

siał 600 piastrów zapłacić. Innego razu pasza, który chciał pieniądze wydzierać, kazał w nocy trupa tureckiego, obciąłwszy mu uszy i nos, położyć przed klasztor; z ra ­ na inni Turcy rozumieli, że ten zabity został od Ojców, chcieli klasztor zapalić i wszystkich pomordować, a iżby ich od tego obronił Pasza, musieli mu 2,500 piastrów

(23)

dać. — Trafiło się, że pewnego zakonnika Maronitów ja ­ ko gościa w klasztorze przyjęto, ale że zwierzchność tu ­ recka sobie marzyła, iżby on był szpiegiem, więc od Oj­

ców żądano za karę 1,000 piastrów. — Razu zaś jednego kot się był utopił w jednej z cysternów (studni) klasztor­

nych, gdzie też i Turcy po wodę chodzili; gdy to paszowi donieśli i katolików oskarżono, jakby oni to uczynili, chcąc tym sposobem otruć Turków, ten zaraz pierwszych co się tylko na ulicy pokazali, Ojców, idących do kościoła Gro­

bu św., kazał łapać, w kajdany okuć, i nie prędzej wy­

puścił, aż od klasztoru 1,000 piastrów i 300 tal. francuz- kich jem u zapłacono. —

W 18 wieku nienasyceni paszowie syryjscy prawie największem zdzierstwem i wymuszaniem trapili i uciskali 0 0 . Franciszkanów, tych cierpliwych, niezwyciężonych i niestrudzonych stróżów miejsc św. Mieli wtedy, co pra­

wda, wielkie wspomożenie przez hojne jałmużny z Euro­

py od monarchów i krajów katolickich i przez fundacye dobrodziejów, ale skoro się tego domiarkowali guberna­

torowie tureccy, niemiłosiernie i gwałtownie też z nich wymagali podatków i haraczu. Tak n. p. r. 1783 pasza Dszessar nad sumę zwyczajnych podatków jeszcze żądał inne 25,000 piastrów, w r. 1797 następca jego zaś 30,000 piastrów. Największym nienasyconym zdziercą był jakiś pasza Iben Eladin, który r. 1805 zmusił Ojców, przyło­

żywszy im pałasz ku szyi, do wypłacenia 100,000 piastr., a r. 1807 aż nawet 145,000 piastrów. Roku zaś 1813 gubernator jerozolimski żądał od klasztoru na cześć że sułtanowi się syn narodził, 2,000 piastr., a gdy przełożony z tego się wymawiał, w trzy dni później za to musiał 5.000 p. zapłacić. Tenże sam r. 1814 żądał aby mu za 4 dni Ojcowie przynieśli 6,000 p., gdy zaś tłomaczyłi się że tyle w tak krótkim czasie nie mogą zebrać, on został twardy jak kamień. Przynieśli więc we czwarty dzień 4.000 p. on tylko pysznie zapytał się, czy jest cała żą­

dana suma, a gdy przepraszali, że w tych paru dniach nie można im było więcej zebrać, gniewliwie mieszek z pie­

niędzmi rzucił na ziemię i najstarszego zakonnika do wię­

zienia dał wsadzić, grożąc tym drugim, że więźnia każdo-

(24)

48

dziennie, dopóki całej sumy nie przyniosą, każe bić kij- mi. Patrzyli jakoś złożyć co żądał i posłali mu; on zaś bardzo zimno odebrał pieniądze a zapytał tylko: „jakże, czemuż teraz mogli zapłacić, — i za karg za pierwsze nieposłuszeństwo naznaczył im znów 2,000 p., które tak ­ że zapłacić musieli. Jednem słowem, zrachowawszy do kupy wszystkie podatki i zdzierstwa tylko od r. 1812 aż' do r. 1825, wigc przez 13 la t, uczyni to około 13 mili­

onów piastrów. Wszystkie te wybierania gwałtowne, u- ciski, krzywdy i męczeństwa wprawdzie umysł każdego czytelnika głęboko oburzają i na opisy mordów każde serce wzruszyć się musi. A żeby nikt nie rozumiał, że w tych opisach coś przesadzono, dla tego powiem, że to nie wypisano z książki jakiegoś nader użalającego się ka­

tolika, — ale z książki pewnego uczonego doktora To- hler, lutra, który to sam ze starych ksiąg klasztornych w Jerozolimie wyczytał; (tom I. str. 213.) — W tych o- statnich latach teraz Turcy tak nadzwyczajnych i nie­

sprawiedliwych podatków już od 0 0 . Franciszkanów nie wymagają, aleć też onym teraz na to nie stałoby, gdyż dawniejsze fundacye i hojne jałmużny od królów i naro­

dów katolickich już stracili po większej części, a w ubó­

stwie zostali, w którym ich tylko składki wiernych i do­

broczynne towarzystwa ratują. Teraz rocznie około 25,300 piastrów podatku płacić muszą.

Wreszcie jeszcze wspomnę że ci Ojcowie w Ziemi św. jako przez wszystkie wieki tam pielgrzymów chrześ- ciańskich gościnnie u siebie przyjmowali, tak też i kato­

likom tamtejszem byli pasterzami dusz i nauczycielami dla dzieci, ojcami i wspomożycielami ubogich a przede- wszystkim w czasach moru albo cholery, jakie tam czę­

sto bywają, najgorliwszemi przyjacielami i pomocnikami dla wszystkich, nawet dla niewiernych Turków i żydów, kiedy plaga ta straszna kraj i św. miasto nawiedziła.

Tylko co do ostatnich 100 lat: wysłano przez tyn czas tam do Ziemi św. 1830 zakonników, z których około 1100 po odbytój tam missyi sześcio, albo więcej letniej, zaś wróciło do Europy, przeszło 500 tam um arli, a z nich 120 w skutek zarazy morowej, a około 200 tam obecnie

(25)

przebywają. W tych 100 latach przeszło 3,400 ludzi na­

wrócili z Muzułmanów, żydów, Ormianów, Greków i in­

nych Schyzmatyków na wiarę katolicką; kilka kościołów, kaplic, klasztorów, szpitalów i szkół nowo wybuwali, ma­

ją aptekę i drukarnię na drukowanie arabskich książek dla wiernych i dla szkół. Zakłady nowe na przyjęcie i mieszkanie pielgrzymów wybudowali i gdyby jałmużny wy­

starczały, różne jeszcze potrzebne cele i zamiary dobro­

czynne pragną przywieść do skutku, aby i rozszerzenie tak wiary św. katolickiej jako i oświaty w tej Pańskiej owczarni z coraz większem usiłowaniem podźwignąć.

Taka więc jest miły czytelniku krótka historya 0 0 . Franciszkanów w Ziemi św., a gdy już czytałeś w da­

wniejszym zeszycie co dla zachowania tych drogich pa­

miątek i miejsc św. w Palestynie już przodkowie nasi w czasie wojen krzyżowych czynili a znowu co ci nie­

zmordowani stróżowie Grobu św. Synowie św. Franciszka tam przez 6 wieków przecierpieli; czyż przeto jako pra­

wdziwy Chrześcianin nie miałbyś się cieszyć i dziękować Najwyższemu, iż ofiary dla Ziemi św. składane, tak szczy­

tnie są użyte, iż wiara św. katolicka, tak w Azyi jak i Afryce coraz bardziej się rozszerza? Pomagaj i nadal do tego, a nadgrodę od P ana Boga weźmiesz. —

Opis góry S y o n w Jerozolim ie.

Nie dawno tem u żeśmy Katolicy uroczyście z koś­

ciołem św. obchodzili Zielone Świątki i Boże Ciało. A ja ­ ko święto Narodzenia Pańskiego w duchu nas zaprowadza do żłobka w Betleemie, smętny Wielki Piątek zaś na szczyt Golgoty, wesoły dzień wielkanocny ku kaplicy Gro­

bu św., Wniebowstąpienie na Górę Oliwną; tak Zielone Świątki i Boże Ciało umysł nasz kierują ku górze Sy- ońskiej. Tu bowiem je st to miejsce, tam stało się to rzeczywiście przed 1800 i kilku laty, czego w te dni co­

rocznie miliony wiernych we wszystkich 5 częściach świa­

ta pamiątkę obchodzą. Tu bowiem na górze Syon był tyn dom, wieczernik św. gdzie Pan Jezus z Uczniami o­

(26)

50

statnią wieczerzę obchodził, nogi im umywał i przenaj­

świętszy Sakrament i ofiarę Mszy św. postanowił. Tutaj byli zgromadzeni św. Apostołowie i Najświętsza Marya Panna z nimi po Wniebowstąpieniu, aż przy wielkim szu­

mie i wietrze z nieba w językach ognistych Duch św. na każdego z nich zstąpił i napełnieni byli wszyscy Duchem św. i poczęli mówić różnemi językami. (Dzieje Ap. rozd.

2. w. 3, 4.)

Na obrazku do tego zeszytu przydanym jest wyry­

sowana gói*a Syon z budowlami jakie po dziś dzień tam się znajdują. Leży ta góra na południowej stronie św.

m iasta ku Betleemie i jest w obrębie powierzchni, na której zbudowana Jerozolima, a poczytuje się tylko za górę w porównaniu do otaczających ją dolin i równin.

Sławna ta góra Syon! Tu stał zamek królewski Dawida i Salomona, na owym to Syonie, którego prorok Jezajasz i Dawid w psalmach tyle uświetnił i unieśmiertelnił, gdy ztąd podnosząc oczy do tegoż czystego nieba, czerpał natchnienie święte do pieśni syońskich. — Dawniej n a­

leżała do grodu Jerozolimy i wiele domów na niej stało, jako też za czasu Pana Jezusa dom Kaifasza i wieczer­

nik i dom św. Jana Apostoła. Po zburzeniu Jerozolimy, gdy później znowu miasto budowali, górę Syon już nie objęto w obręb murów m iasta, więc znajduje się teraz za miastem. Największa część Syonu jest pusta i znaj­

dują się tam cmentarze chrześciańskie; najokazalszą bu dowlą, która tam jeszcze stoi, jest to na obrazku wyry­

sowany gmach, od Turków zwany grób Dawida i na me­

czet przemieniony; od nas Chrześcian zaś zwany W ie­

czernik Pański. K ształt tej budowy podługowaty i nie- foremny, w zaopuszczeniu i ubóstwie i murem opasany.

Tu był, wedle świadectwa Ojca św. W ieczernik; już p ra ­ wda, że tyn sam dom, ta sama sala co za czasu Pana Jezusa, nie stoi, ale przecież tu jest na tej górze to św.

miejsce, gdzie było ustanowienie najświętszego Sakramen­

tu, zesłanie Ducha św., tu gdzie Zmartwychwstały na­

w iedzał Uczniów, tu b rała początek ofiara Mszy św któ ­ r a św. Apostołowie póki byli w Jerozolimie tu odprawiali, tu św. Jakób był postanowiony biskupem jerozolimskim,

(27)

tu Apostołowie mieli swój pierwszy sobór, tu losem św.

Macieja obrano Apostołem. Historyk dawny Epifaniusz pisze, że po zbudowaniu św. m iasta zostały znaczne szczę­

ty małego kościółka, eo był zbudowany na fundamentach tego domu na Syonie, gdzie była ostatnia wieczerza i zstą­

pienie Ducha śwr. Tyn więc kościółek zburzony św. He­

lena znowu zbudowała i powiększyła, ale kiedy Turcy zdo­

byli Jerozolimę, i tę świątynię św. Heleny zrujnowano, po wojnach krzyżowych na gruzach w tern samem miej­

scu król Sancyusz zbudował kościół, i 0 0 . Franciszkanom oddał. Robert król neapolitański w r. 1330 wzniósł przy kościele także klasztor dla tychże zakonników, którzy tu przez 229 lat mieszkali, aż r. 1559 Sulejman ich ztąd wypędził a kościół Wieczernika na meczet obrócił. Co więc dzisiaj tam stoi, jeszcze je st z tych budowli, częścią jednak zapadłe, częścią przez Turków odmienione. W ta ­ ki sposób trzym ają Muzułmani najdroższe miejsce nie­

wymownej tajemnicy, a tam gdzie się stały dziwy miłości Bożej, puścili dawniej tylko za wysoką przepłatę Chrześ- cianom. Książę Radziwił musiał przebierać się w habit zakonny, aby mógł z lekarzem laikiem wejść tu niby dla leczenia chorego santona (kapłana tureckiego,) który prze­

kupiony wprowadził ich do Wieczernika. Ksiądz Arcybi­

skup Hołowinski w r. 1839 musiał za to jeszcze zapła­

cić 20 dukatów. W ostatnich latach już się zmniejszył fanatyzm turecki a już wielu pielgrzymom za mały datek pieniężny wolno było tam wstąpić, jak tego sam pisarz tych wierszy sam doświadczył. Od dawnego kościoła W ieczernika została tylko wielka sala podługowata na dwuch filarach, lecz wcale pusta, bez żadnych ozdób i dosyć niechludna, ściany poczerniałe, nawet podłogi niema.

A przecież tutaj pielgrzyma ciągnie mocno, aby się tu pomodlił, gdzie tyle wspomnień najdroższych duszę jego przejmują, gdzie niby patrzy w duchu na pokorę Zbawi­

ciela umywającego nogi Uczniom swoim, albo na ustana­

wiającego najświętszy Sakrament, — a chociażby serce z głazu było, nie może jednak z suchem okiem pozostać w tern świętem miejscu. A dla kapłanów, którzy w k u ­ piwszy sobie pozwolenie od Turków a sporządziwszy so-

(28)

52

bie od Ojców z klasztoru przenośny ołtarz, tu Mszą, św.

odprawiać mogą, jakaż to radość, że mogą ponowić cud ostatniej wieczerzy na tem samem miejscu, gdzie Zba­

wiciel nasz ustanowił go. —

Pod jednym dachem z Wieczernikiem znajduje si§

też w głębokim podziemnym gmachu Turkom należący tak nazwany grób Dawida, którego Muzułmani jak pro­

roka czczą. Stancya grobu tego jest nie wielka, ma w o- koło wewnątrz kamienne ławy a w pośrodku znajduje się sarkofag, niby wysoka trum na na 8 łokci długa, oblepio­

na wapnem i okryta kobiercami jedwabnemi. Nie masz jednak żadnego prawego świadectwa, żeby to była p ra ­ wdziwa trum na Dawida, tylko Muzułmani tak wierzą; je ­ dnak na Syonie były groby Dawida i innych królów ży­

dowskich.

Przy murze W ieczernika pokazują też miejsce, gdzie był dom św. Jana, w którym z nim, wedle podania, dłu­

gie lata m iała mieszkać Najświętsza B oga-R odzica Ma­

ry a, a nawet tu swe ziemskie życie dokończyć; przeto też pokazują nie daleko odtąd przy jakimś słupie złamanym to miejsce, gdzie noszącym św. ciało Maryi Apostołom * ku dolinie Jozafat, żydzi chcieb przeszkadzać, za co je ­ dnemu ręka uschła, a dopiero gdy wyznał niepokalane macierzeństwo Boże Maryi, znowu zdrowie odzyskał.

Na Syonie znajduje się jeszcze kościółek należący do Ormian a zbudowany na miejscu gdzie był dom arcy­

kapłana Kaifasza; tu się zaparł P iotr św. Pana Jezusa;

tu Zbawiciel w piwnicy tyle najgrawań, policzków i in­

nych obelg zniósł, że dopiero na sądnym dniu ich wszy­

stkich się dowiemy. Tu także św. Helena była wzniosła kościół a można tu zyskać odpustu zupełnego.

Oto masz wszystko co się dziś znajduje na Syonie;

prócz domu Kaifasz i starego meczetu Dawida nic nie ma, tylko pustynia, gruzy i groby a niektóre pochyłości góry bywają orane i zasiewane. O Syonie! Gdzież są chwile twej wesołości i sławy? Gdy na wezwanie Króla Proroka lud cię obstępował do koła, zdumiewał się nad licznemi wieżami, przypatrywał się twoim pałacom ocie­

nionym cyprysami, aby sławę twoję zaniósł do potomno-

(29)

ic i? — Z rozczuleniem oko nasze pogląda na ciebie, bo tylko głos lam entu słyszany z Syonu, a gniew Pańskiej zapalczywości wylał sig i pożarł twoje fundamenta. Ale.

Ty Panie powstawszy zmiłujesz sig nad Syonem, bo przy ■ chodzi czas zmiłowania nad nim, aby znowu wysławiano łmig Pańskie na Syonie. (Psalm .101.) Po spełnieniu fi­

gur starozakonnych uleciała twoja sława. Obyśmy tylko iOgli wstąpić na twoje szczyty wieczny i niebieski Sy­

onie! —-

W iadom ości z najnow szych listó w .

P atryarcha jerozolimski pisze, że znowu z narodo­

wych tam seminarystów wyświgeił jednego na ksigdza i ' ńwuch na dyakonów. Także we wszystkich miejscach nizie katolickie missyjne gminy założono, szczgśliwie sig utrzym ują i do coraz wigkszych korzyści nadziejg dają szczególnie nawrócone dzieci i w szkołach wiary św. grun łownie nauczeni, statecznie ongż trzymają. Dorośli za' z przyczyny biedy w skutek nie bardzo urodzajnych żniw, przez jałm użny im od swoich missyonarzów udzielane, także co raz wigeej sig do swych duchownych pasterzom przywigzują; otóż wigc wiara św. coraz bardziej sig roz­

kwita.

Jedna z tych zacnych Pań, o których w ostatnu jszycie wspomniono, Ksigżna Latour d’ Auvergne, d / n - ki Bogu, jeszcze żyje w Jerozolimie i je st wielką dobro­

dziejką; doniesienie o jej śmierci było omylne.

Przed paru miesiącami nawrócił sig jeden z naj bogatszych Anglików Markis de Bute z lutra na wiar,;

katolicką w Rzymie i ztąd pielgrzymował do Ziemi św dwiedzając wszystkie miejsca św. Zwiedził też zakład sierót X. Belloni w Betleemie i z korzyści i pożytku !e goż zakładu tak wielce został wzruszony, że zaraz na wspomożenie tegoż znaczną sumg ofiarował. X. Bellom do tego z wielką radością daje wiadomość, że ISgoKwie- tnia dziewigciu z jego chłopców do pierwszej Konrmii św. przystąpiło, odprawiwszy wprzód 3dniowe pobożne ćwiczenia.

(30)

54

Przełożeni towarzystwa naszego w Kolonii ogłaszają, rachunek przychodów i wychodów z przeszłego roku. Przy­

chody towarzystwa uczynią razem 17,535 tal. Z tych to posłano Patryarsze na zakłady i missye 3,300 tal., 0 0 . Franciszkanom 2,125 ta l; ks. Ratisbonne 1,200 tal., 0 0 . Jezuitom 2,367 tal., 0 0 . Karmelitom 675 tak, ks. Belloni 270 tak, na zbudowonie nowego kościoła w Alexandryi 1.080 tal., Siostrom zakonnem w Nazarecie i innem l,3Óf;

tak Otóż te sumy świadczą ja k mocno już w wielu ser ca cii Katolików państwa pruskiego, ożył miłosierny udział w zaradzeniu potrzebom Palestyny. Już za czasów A postolskich zbierano dla Chrześcian w Jerozolimie składl po innych gminach chrześciańskich, tak samoż i w pć źniejsrych czasach; wiadomo też wiele to św. Helena dl Ziem 'św. czyniła. Za ich to pięknym przykładem po stępują wszyscy wytrwali mili współczłonkowie naszeg towarzystwa Bożego Grobu, którzy również ubiegają si ■ swemi dobroczynnymi darami popierać, dobro W iary na si c; św. w miejscu jej pierwiastkowej kolebki, za co wdzię

•ne modlitwy dusz ratowanych i sam Pan Bóg im nad grodzi.

(31)
(32)

Pracow nia

Cytaty

Powiązane dokumenty

N a tę niemiłą wiadomość zdecydow ała się część naszych za ­ możniejszych pielgrzym ów za tę wątpliwą łask ę podziękować, aby się aż ku wieczorowi

cenia spodziewać, przeciwnie nowonawróceni znajdują się w niebezpieczeństwie odpadnięcia od wiary katolickiej. A niestety kilku odpadło, jednak smutek ten nas tern

czenia komu, wtenczas zdejmuje turban, w kłada pismo pomiędzy białą i czerwoną czapkę i wdziewa znowu cały zawój, potem z pewnością najmniejszy papierek z tak

Cała ta prowincya za czasów, gdy Palestyna była zwaną, „obiecaną Ziem ią“ gdzie mleko i miód płynął, była najurodzajniejszą i osobliwem błogo-

Było to bowiem onego czasu, gdy rabusie Ma- dianitów przez lat 7 Judeą ciężko dręczyli, ta k iż wielka liczba żydów przed mieczem tychże nieprzy- * jacieli

wym i Maryi błogosławionój między niewiastami, bawiliśmy się. Oto Marya i Józef zabierają się na niejaki czas opuścić Nazaret. Czas się zbliżył, więc

M arya Panna, dowiedziawszy się, że Faryzeuszowie jej Syna zabić chcą, wielkim strachem przejęta i przelękniona dobiegła aż na m ały pagórek lub wzgórze u

tyczki i bitwy przyzwyczaili, że się stali postrachem ludu w całym kraju Syryi. Gdy przed 800 latmi pierwsi Krzyżacy ciągnąc do zwycięztwa Jerozolimy, z Europy do