i G p y
awarii m 25
P A M I Ę T N I K P O D R Ó Ż Y .
N- 6.
Z D R O G I E J P O Ł O W Y M A R C A 1828 R O K U .
XIX.
PODRÓŻ DO AMERYKI PÓŁNOCNEJ, albo opisanie krajów zroszonych rzekam i M ississipi, Ohio, M isso u ri, i innemi do nich w padające•
m i, z wiadomościami dokładnemi o kierunku l głębokości tych rzek, o m iastach, wsiach, wio
skach, osadach tć j części ś w ia ta , z dołączę- niem. uwag JilozoJlcznych, politycznych, nauko
wych i h a n d lo w y c h o r a z projektu lin ji gra
nicznych i granie ogólnych, p rze z ś. p . jen era ła Co 11 o t byłego gubernatora Cuadelupy. (*).
Dzieło to jest owocem kilkunastoletniego po
bytu w Ameryce północnej, oraz dokładnego
(* ) Q T o m y w 8ce w ję z y k u fran cu sk im * * t t - w ie ra j^ c y m 3 6 m a p p , p lan ó w , w id o k ó w , i t. p.
30
zbadania topografji i biegu rzek tćj obszernej krainy. Uczony autor jego, już w czasie wojny o niepodległość należał do sztabu głównego po
siłkowych wojsk francuzkich pod dowództwem marszałka Rochambcau. Lubo bardzo jeszcze młody w tćj epoce, uderzony był jednak ważnym wpływem jaki badania jeografieźne w tej części lądu amerykańskiego, miały mieć wkrótce na handel i politykę mocarstw europejskich. Mia
nowany później gubernatorem wyspy Gwadelu
py, jenerał Collot zarządzał tą osadą aż do za.
jęcia jej przez Anglików. Zniewolony uledz prze-;
możnym siłom, oddał wyspę po otrzymaniu za«
szczytnej dla siebie kapitulacji, a po spóźnionym powrocie do Francji , administracja jego tak po
lityczna jak wojskowa najściślej roztrz^&niona, uzyskała pochwałę rządu w najpochlcbnićjszych wyrazach. Nierychły powrót jego do Francji potchodąił z tąd, iź Anglicy zamiast odesłania go natychmiast do ojczyzny, jak się w kapitulaeji zobowiązali, przewieźli go do Filadelfji, gdzie wylądowawszy, zatrzymany został na żądanie amerykańskiego negocjanta, z powodu iż w czasie administracji, swojej na Gwadelupie pptwierdził wyrpk, rady zaborczej, która skazała na konfiskat tę okręt tego negocjanta- Uwolniony został do
piero :<za złożeniem' rękojmi* na -7000 f. szt.- i sło
wa honoru, iż rtie , opuści kraju przed' ukończę*
niem processju, aby mógł na każde wezwanie sławić się przed sądem. »Jedcn tylko zostawał
mi środek, mówi jenerał Collot, do szukania pociechy w mojem położeniu, to jest przez li- Życie czasu wygnania tego vT sposób użyteczny
■dla F ran cji; 'a pobudka ta zniewoliła, mnie db uskutecznienia zamierzonej dawniej podróży po krajach zjednoczonych Ameryki północne}. Po
łączyłem się w tem przedsięwzięciu z znakomi
tym officjepem jenerał adjutaotem W arin, który, służył był pod mojem dowództwem. Dzieło któ
re ogłaszam jest rezultatem wspólnych prac naszych, które przypłacił życiem nieszczęśliwy mój towarzysz.» (*)
Dzieło to jednak nie zostało ogłoszone za Życia autora. Było oao wprawdzie zupełnie wy
drukowa rie, 1 wielki atlas- z 36 kart lub rycin złożony był już wysztyćho.wany; Anglicy, którzy mieli udzielony rękopism, przetłumaczyli go z po
śpiechem na swej język, kiedy-w tem śmierć zabra
ła jenerała Collot na dokończeniu pracy. Edycja cała sprzedana została przez sukcessorów, a przez zbieg okoliczności w tym. czasie dopięto na widok publiczny wyszła.
Znaczne bez wątpienia zmiany zajść musiały W Ameryce, od c=asu w którym autor swoją po
dróż opisywał. Owa piękna Luizjana, o którćj a.
takim mówi Zapałem, której najpierwsi osadnicy
(* ) J e n e r a ł - A d j u t a n t W a r in z a b ity z o sta ł w p iro d z e sw o jej n a rz e c e A r k a n s a s , p rz e z dw óch Tndjan z n a ro d u C h ik a s s a w s , k tó rz y d łu g o b a rd z o c za to w a li na podróżnych*
— 284 —
z Francji pochodzili, gdzie dotąd mówią fran
cuskim językiem, zostawała jeszcze w ręku Hiszpanów. Oddana Francji, ustąpioną nako- niec została krajom zjednoczonym, i stanowi dziś jak wiadomo osobny kraj wielkiej Amerykańskiej federacji. Inne jeszcze nie mniej ważne poza- chodziły zmiany. Lecz to wszystko co się do topografji i biegu rzek ściąga zostało w tym sa
mym stanie. Mappy wi.elkiego rozmiaru i wy
bornie wykonane, widoki, ubiory, i t. p., które zdobią dzieło, przydają jeszcze ceny gruntownym dostrzeżeniom podróżnego.
Zobaczmy w jaki sposób autor opisuje ciągłe przenoszenie się osadników, którzy, nowe kolo- nje w okolicach wielką rzeką Ohio przerżniętych zakładają. »Cała ta massa nowej ludności dzieli się na trzy klassy zostające na odmiennych linjach albo szczeblach, oznaczonych przez ich nawy- knienia, majątki i właściwy karakter. Najpierw- sza klassa nazwana Forcst Men (leśni ludzie) zajmuje pierwszą iinją od strony ludów indyj
skich. Są to właściwie mówiąc nomadowie.
Kie uprawiają wcale ziemi, i innego nic inają zatrudnienia oprócz krążenia ~«>śród lasów i han
dlu z dzikiemi narodami. Przepędzają częstokroć lata całe wśród pustyń i niemają stałego siedli
ska. Chatka okryta korą drzewną i wsparta na dwóch tykach, wielki ogień rozłożony od strony wchodu, długie nakrycie w które obwijają się idąc do spoczynku, nogi obrócone do ognia i
— 285 —
głowa pod dachem; oto wszystko co ich zasła
nia od przykrej pory foku; tym sposobem prze
pędzają najdłuższe i naj przykrzejsze nocy; Skoro tylko postrzegą. że liczba zwierzyny się pomniej
sza, że ludność wzrasta i wymaga założenia Court-house, przenoszą się o ćŁterdzieści lub pięćdziesiąt mil dalej, dla szukania, mówią oni, więcej środków wyżywienia i więcej wolności, i nie chcąc mieć do czynienia z sprawiedliwo
ścią (*).
Po ludziach leśnych następują Jirstsetllers (pierwsi rudownicy), drugą stanowiący linję- Lubo ci wiele mają podobieństwa do pierwszych, są jednakże więcej stale osiadli, mniej się spu
szczają na wyżywienie z polowania, hodują by
dło, rudują kawałki ziemi, nie większe jednak zawsze nad potrzebę; a ponieważ innićj są tu- łającemi się , staranniej nieco urządzają miesz
kania swoje. Szałasy ic h (**) są szersze w górze aniżeli u dołu, zewsząd mają szpary, i niekie
dy otoczone bywają wielkiemi dwanaście stóp wy- sokiemi palisadami; zbudowane są z drzew nie
obrobionych, między któremi pozostałe miejsca próżne zatykają gliną mięszaną z sieczką; dach
(* ) łjJe d n e j ty lk o ,rz e c z y o b aw iam sie n a ziem i) m ó w ij m i ra z je d e n z n i c h , to je s t teg o co lu d z ie sw o ją sprawie-*
d liw o ścią i sw em i p ra w a m i n a zy w a ją .
(* * ) Z o b acz d o łączo n y n a p o c z ą tk u w id o k c h a lk l ja k ą c i o sad n ic y z w y k le b u d u ją .
— 286 —
okryły bywa korą lub -wiórami drzewa^; komin składa się z kamieni w słup ułożonych u koń
cowej ściany mieszkania; nad nim zostawia
ją dziuro w dachu dla odchodu dyinU,' droga zaś dziura wyrobiona -dla przystępu śswłalła, a tern samem i za okno służąca, znajduje się w in
nej ścianie. Zimową pora, ogromny ogień pali się w dzień i w nocy; latem utrzymują w izbie dym nieustanny dla zasłonicnia się od rodzaju komarów zwanych marangouin, któremi lasy są napełnione. Tegoż samego sposobu używają dla ochrony bydła : zbierają na pastwiskach lub przerzedzonych nieco miejscach Wiesie, gałęzie i suche liście, które zapaliwszy pokrywają zic- mia; bydło kładzie się obok takich ogtiiów dla uniknicnia nieznośnych owadów. Hodują także znaczną liczbę świń, nietylko na potrzeby śwoje, ale prócz tego jako jeden z najlepszych środ
ków do prętkiego wytępienia wężów i kutych po
dobnych gadów (*).
Zdarza się często, iż rudównicy ci żwraćaja na siebie zemstę lub chciwość dzłkich, którzy na nich niekiedy w ięh siedzibach uderzają.
W takim razie, Amerykanin broni sic mężnie;
i - (* ) Św in ie są n ie z m ie rn ie ła k o m e na w ęże ; ch w ytają, je zw y k le za ogon i p o ż erają zw olna aż do g ło w y , k tó r ą s ta ra n n ie u p u s z c z a ją n a z ie m ię ; p rz e z te n c za s w ą ż g ry z ie n ie u sta n n ie św inię z p ra w e j > z lew ej stro n y » po całem ciele, a le jej b y n a jm n ie j n ie szkodzi*
źona^jego nie waha się wziąć strzelby do ręki, a stając przy której szparze, ciągle nią strzela;
dzieci nawet małe należą do walki. Dopóki dzi
cy. nje opanują zdradą podobnego domu, lub nic zdołają podłożyć ognia (*), natarcie ich zawsze prawie jest bezskutecznćm, i Amerykanin by
wa niezwalczony; ale w ówczas zostawać musi przez cały miesiąc nieraz zamkniony, z obawy podejścia, dopóki przez podarunki i układy nic ułagodzi gniewu dzikich i nie zawrze z niemi StljuŚŻH.
Ci pierwsi rtidownicy zwykle prżez lat pięć albo sześć- tylko zostają na mićjscu, po których ludtfóść'cała posuwając się zawsze naprzód, ustę- ptóje' miejsca tak zwanym great-settlers, którzy stanowią trzecią linję, i są prawdziwymi rolni
kami; otrzymują od tych co miejsce ich zajmują pewne wynagrodzenie, nie jako wartość grun
tów , które do nich nigdy prawie nie należą, lecz za małe rudunki które tam uskutecznili, a nadewszystko dla zachowania ich przyjaźni. %
Trzecia ta klassa great - settlers składa się z zamożnych rolników , rozmaitego stanu, którzy mając zbyt liczną, rodzinę posunęli się w głąb kraju, szukając tańszych gruntów, aby mając ich więcej mogli każdemu dziecku dać osobną osa-
(* ) D z ic y z a p a la ją j e , p rz y w ią z u ją c do s trz a ł sw oich k a w a łe k k o ry su ch e j i z a p a lo n e j, k tó ra , rz u c o n a ja k p io ru n n a d a c h s z a ła su , w zn ieca n a ty c h m ia s t p o ż ar.
dc.. Lecz w stosunku do niepodległości jaką im zapewniają, małe ich majątki, są oni rostropni i szukając bezpieczeństwa swego i swoich ro
dzin, nie chcą być bardzo blisko dzikich; sta
rają się raczej poddać majątki swoje pod opiekę prawa, i osiadają , jakeśmy widzieli, w trzeciej linji, to jest w.tych miejscach, gdzie dosyć już liczna jest ludność aby mogła być cywilnie uor«
ganizowatią.
Skoro great • settler obejmie w posiadanie no
we grunta swoje, rozwala wkrótce błock-house swego poprzednika, i na jego miejscu porządny dom ciesielską robotą buduje;, karczuje zaraz wielkie przestrzenie, otacza je rowami, zapuszcza łą k i , sadzi ogrody, i żyje w bezpieczeństwie, obfitości i szczęściu.
Łatwo jest pojąć, źe dzieci podobnych ludzi, nawykłe wcześnie do polowania, do dalekiej po
dróży, do, ścinania drzew, robienia dróg, i znot szenia wszelkiej przykrości powietrza, zdolne są same wkrótce zakładać gospodarstwa, i oddy
chać tą miłością swobody, tą zaszczytną dumą właściwą człowiekowi który szczęście swoje i swojej rodziny winien jest tylko własnej pracy i sile rąk swoich. Równie łatwo jest pojąć, iż lu
dzie tacy muszą być mężni, zdolni do najśmiel
szych przedsięwzięć, iż żadna puszcza, Ea- rdua góra zatrzymać ich nie petrafi; a jeśli do
— 289 —
tych fizycznych przymiotów dodamy jeszcze u- czucie niezawisłości, którem są przcjęcr,' nikt się dziwić nie będzie,, jeśli pod wszelkim względem wojskowości, uważać ich będę ja ko mieszkańców Ameryki najzdolniejszych do wojowania. Dla tego też między nimi tylko znateść można ślady tych surowych i prostych obyczajów ich przodków, i tę gościnność będą
cą niegdyś ozdobą dawnych narodów.
Jenerał Collot zamieszcza szczegółowy obraz wszystkich ludów indyjskich, tak znanych od da
wna jako i nowo odkrytych, które zamieszkują okolice zroszone rzekami Mississipi, Missouri,
■Ohio i brzegi wielkich jezior północnych. 0 - braz ten 'zawiera nazwiska wszystkich pokoleń, liczbę wojowników których dostarczyć moga', miejsce osiadłości każdego ludu, z oznaczeniem szerokości północnej miejsc, rzek i t. p.; przy
daje nadto autor, iż wszystkie ludy dzikie, no
wo poznane, które zachodnią część wyższego kraju nad Missourą zamieszkują, oprócz ludu Siouxów, więcej są łagodne, ludzkie i gościnne, jak wszystkie ludy kuli ziemskiej: uważają, iż żaden z ludów nad brzegami Missouri mieszka
jących nie jest ludożerczym, kiedy tymczasem lu
dy na wschód Mississipi osiadłe wszystkie są prawie niemi. Wielki mają szacunek dla wszyst
kich białych, których z resztą pod tein ogólnćm 31
— 290 —
znają nazwiskiem, i nie umieją robić różnicy między narodami hiszpańskim, angielskim i in- nemi. Ważną byłoby rzeczą, aby ich Anglicy z Kanady nie zagarnęli... «W czasie pobytu me
go między Illinoasaini, miałem sposobność za
brać znajolność z młodym lekarzem nazwiskiem Rossę, bardzo zajmującym przez obszerne wia
domości i przyjemność swoją. W rozmaitych po
dróżach jakie odbywał, mówił on często do mnie, uderzał go najwięcej charakter Indjan tenże sam w każdem miejscu, co do cierpliwości, lenistwa, powolności i ich moralnej i fizycznej nieczuło- ści (*); nie mniemał iednak, iżby ta nieczułość ich charakteru była skutkiem wychowania, tak jak o tem starałem się nieraz go przekonać, lecz iź krew ich była nierównie gęstsza i wolniej krą
żąca u nich aftiżeli u białych. Dla udowodnie
nia tego co mówił, zachęcał mnie iżbym też sa
me co on robił doświadczenia, porównywając bicie pulsu Indjanina i białego, uważając tylko aby oba jedenże mieli wzrost, jeden wiek i moc jedną, o ile to być mogło. Myśl ta zdawała mi
■'(*') W id z ie ć nic-kiedy m ożna In d ja n in a sied ząceg o pod d rz e w em , z atru d n io n e g o p rz e z c a ły d ziw i ta rc ie m d w óch K am ieni o sie b ie , i ro zp o c zy n a ją c eg o tę ro b o tę n a z a ju tr z , dopóki im. n ie n a d a ż ąd a n e g o poloru* P r a c a ta trw a n ie k ie d y p rz e z m iesiąc c a ły . W iad o m o je s t powszechnie z ja ką ob o jętnością In d ja u in znosi to co m y u o b y c za jo n e tu*
dy n a jo k ro p n ie jsze in i n a z w a lib y ś m y ■ m ę c z a rn ia m i. ł
— 291 —
się tak wyborną, iź postanowiłem niezwłoczni#
ją wykonać-
»Wiedziałem iź niedaleko St. Charles rozłoży
ło się kilka obozów Indjan przybyłych świeżo od wyższych brzegów Missouri, celem nabycia yr St. Louis tcwarów do polowania- zimowego potrzebnych. Indjanie c i, wychodząc jeszcze prawie z rąk natury, zdawali mi się być lep
si do tego doświadczenia, aniżeli Kaskaskii- sowie lub Kaokiasowie, mieszkańcy krainy liii- noasów, zepsuci już przez obyczaje i przykład białych. Im dalej bowiem zagłębiamy się w la
sy i w pustynie, tem więcej dobrych i ludzkich znajdujemy Indjan; najoddaleńsi od białychnaj
mniej są zarażeni wadąmi społeczności. Uda
łem się więc w towarzystwie adjutanta Warin, tłumacza i dwóch służących, pomiędzy te ria- rody; i za pomocą kilku zwyczajnych podarun
ków, zjednałem sobie jednego Mandana i jedne
go naczelnika wielkich Ossagów, którzy podda
li się doświadczeniu jakie z niemi miałem czy
nić. Mandan miał pięć stóp i- 3 cale wysokości, i podobny był ze składu ciała i z tuszy do je
dnego z moich służących, który był Ameryka
ninem rodem z Pittsburg. Ossag miał 5 stóp 1 0 | cali, i mój zupełnie wzrost; mniej nieco był silny, lecz w tym wieku co ja, to jest w 45 ro
ku życia. Trzy razy powtórzona próba w przer
wach półgodzinnych Czasu, przy pomocy zegar
ka sekundowego czyniona,, następujące przedstaw
295!
wiła rezultata, jakoto: na minutę u mego Ame
rykanina 69 uderzeń pulsu; u Mandana 60: ró
żnica 9. U Ossaga 62 uderzeń; u mnie 75: ró
żnica 13.
»Porównywałem takie Warina z Ossagiem, ja
ko podobnego ze mną wzrostu, lecz nieco zi
mniejszego charakteru, i różnica była tylko o 10 .uderzeń , to jest u Warina była 72, u Indjani*
.na 62.
»W ciągu podróży mojej miałem sposobność powtarzania tego doświadczenia, mianowicie na przylądku G irardot, z dwoma Indjaninami z wyższej Kanady, z krajowcem z Chawanon, oraz między Arkanśami. Z rezultatów zape
wnić mogę, iź najmniejsza różnica między In- djaninem i białym była o 9 uderzeń pulso- Wycb, a największa do 16 dochodziła (*).
»Okoliczność ta zasługuje bez wątpienia na u- , wagę ludzi uczonych; ta jednak o której mówić będę nie mniej jest walną. W liczbie rozmaitych ludów które zastałem pod St. Charles obozują
ce, jeden nadewszystko zwrócił uwagę moją, . z powodu osobliwszej oznaki jakiej obie płci u- . żywały: męzczyzni inicli okręconego ogromnego , węża grzechotnika około szyi, kobiety zaś oko
ło ramion, i bawiły się ' z tym płązem jakby
( ł ) ■ ,,I)ód;ie Ul wiuienetn żem się stftrał porównyw:i<5 z
. feini rozmaitymi Jndjaninaini , Francuzów, Amerykanów * H iszpanów i nie zn alazłem frardzo zn aczn ej ró ż n ic y .
— 293 —
gdzieindziej baw iono sic z naszyjnikiem albo bransoletkami. Tłumacz mój któremu udzieliłem podziwienia mego nad tą osobliwością, powia
dał mi iż Indjanie ci byli z narodu w ęza, i mieszkali w pobliskości gór żółtych, na prawym b rze g u Missouri; że nosili nazwisko płazu który przyjęli za swego m anitou; jak również ci co przybierają lisa, wilka, jastrzębia, noszą tych zwierząt nazwiska. Po takiein objaśnieniu, chcia
łem się jeszcze dowiedzieć jakim sposobem po
trafią tak ułaskawić te zwierzęta, i zasłonić się . od ich zjadliwości. Mniemałem zrazu że im wy
rywają dwa zęby przednie, w których jak wia
domo przerabia się trućizna zarażająca ranę; prze
konałem się jednak o błędności domysłu mego, kiedy mnie zawiadomiono o szczegółach tego o- Sobliwszego ułagodzenia wężów. Udziedzielił mi ich jedeli z naczelników, po wielu jednak tru
dnościach i zachodach, po wiciu rozmowach o»
sobnych, a mianowicie po otrzymaniu odemnie licznych podarunków. Powiedział m i, iź kiedy chcieli oswoić którego z tych płazów, chw'yt'ali go kiedy jeszcze był bardzo młody, i przywią
zywali do siebie przez w ęch, jak się to z wie
lu innemi dzieje zwierzętami; lecz dla zniwe
czenia jadowitosci jego ukąszenia, starali się trzy
mać go w zamknięciu przez dwa lub trzy m ie
siące, żywiąc go przez ten czas, już to mąką z maisu, juz sokiem z bardzo łagodnych roślin;
i żc podstawiając tym sposobem żywności inne
•W mićjscc tych" jakie natura wskazuje zwierzę*
ciu temu w lasach, jako to jadowite i odraża
jące rośliny i zwićrzęta, zapobiegali tworzeniu się jadu, przeź co ukąszenie węża stawało się tak nieszkodliwe jak węgorza. Przekonałem się O pewności tego własnemi oczyma, ponieważ wi*
działem : i i zwierzęta te miały wszystkie zęby, i lubo rozjątrzone kąsały, rany jednakże żadnych szkodliwych nie pociągały za sobą skutków.
»Jak szacownem jest odkrycie środka, który może niszczyć własności szkodliwe! ileż ród ludz
ki byłby winien Indjanom za udzielenie podo
bnej tajemnicy! Lecz nie pochlebiajmy sobie; naj
dzielniejsze lekarstwo, któreby miało moc uobo- jętnienia najźjadliwszćj trucizny, nie byłoby je
szcze dosyć mocne przeciwko ludzkim namiętno
ściom.))
Zresztą, zdaje się, iź ukąszenie] grzechotni- ków nieułaskawionych, może być nawet dosyć prędko uleczone przy spicsznein użyciu znanych dobrze środków. Jenerał Collot następujące w , tym względzie przytacza zdarzenie: »0 milę od rzeki jabłkow ej, widzieliśmy na równinie tak wiele zwierzyny, ii nic mogliśmy się oprzeć chę
ci do polowania, co było powodem wypadku, któ
ry z powodu osobliwości swojej na wzmiankę za
sługuje. Od początku polowania, porozłączaliśmy się wszyscy} Warin był niedaleko odemnie po lewej, strzelec zaś mój po prawej stronie. Le»
— 205 —
dwie przez kwadrans chodziliśmy za zwierzyną, usłyszeliśmy Strzelca- przerażające wydającego t Jtrzyki. Pobiegliśmy do niego natychmiast chcąc się dowiedzieć o przyczynie tego, i ujrzeliśmy go siedzącego pod drzewem o dwa kroki od ogromne
go węża którego zabił., uAch! zawołał postrzegł
szy nas spieszących, Jam. lostl.... J amdead!...«
Z ginąłem !.... um arłem !.... ta przeklęta gadzina ukąsiła mnie w piętę!
mBiedny człowiek stracił zupełnie głowę; oczy obłąkane i wszystkie rysy twarzy jego wyrażały przestrach. Tymczasem, kiedyśmy wszelkich dla uspokojenia go używali środków, i napuszczali ranę wodą de Luce (*), którą zwykłem był za
wsze nosić z sobą w flaszecce, wpatrując się we mnie z wyrazem obłąkania: » P anie, zaw ołał, czy Pan masz z sobą swój kalendarzyk.« (**) A fciedym odpowiedział że taji* »acli! Panie, przydał: pozwól mi go Pan, pozwól....« Skoro go wziął do rę k i, i znak zodjaku korzystnym mu się być zdawał, zawołał z uniesieniem trudnćm do wyrażenia; »J am elear enough!.... »co zna
czy:/' jestem ocalony!.... Jakoż istotnie, uspoko-
(* ) E a u d e L u c e — cie cz u ż y w a n a d a w n iej do n a p u s z c z a n ia ra n y p r z e z ja d o w ite z w ie rz ę z a d a n e j, o ra z w n ie k tó ry c h s łab o śc ia ch .
(* * ) „ K u p iłe m b y ł w F ila d e lfji m a ły k a le n d a r z y k , w k tó ry m z n a jd o w a ły się Z n a k i z o d j a k u , i k tó re g o c z y ta n ie m l u b i ł się często b a w ió .<c
ił się powoli umysł jego; poWstał, i najSpokfoJ- riićj poszedł za nami. Za przybyciem do statku jeden z kollcgów jego wyzśał mu ranę (*), a następnie zaginęliśmy mu ją napuściwszy wyżej wzmiankowaną wodą. Nazajutrz, oglądając u- liąszoną nogę, postrzegliśmy napuchnienie i pla
mę fioletową: lecz chory nie czuł żadnego bolu, niogąc nawet chodzić i pracować; a w końcu osmego dnia lekkie tylko znać było ślady.
iiPrzytaczając zdarzenie to , spodziewam się, że czytelnicy nie będą mniemać iżbym chciał z tąd wyprowadzić. wniosek, źe człowiek ten znakowi zodjaku winien był uzdrowienie swoje.
N ie, nie pomyślałem o tć m , i wiem bardzo do
brze że tylko wyzsaniu rany i przyłożeniu alkali nałoży, pomyślny przypisać skutek : lecz o tem jestem najmocniej przekonany, iż jeśli użyte środki uleczyły go fizycznie, znak zodjaku bez Wątpienia moralnie wpływał na umysł jego. O dwołuję się w tym względzie do biegłych w sztu
ce : niechaj powiedzą, czyli zgodnie ze mną nie są tego zdania, iż człowiek w podobnym zda
rzeniu zdjęty przestrachem i wzruszony w całyin organizmie swoim, uobojętnia najskuteczniejsze iiawet lekarstwa. Co do m nie, gdyby przypad-
— 296 —
(*) Operacja ta robi się bio rao w u s ta tro c h ę w o d y d e L u c e lub mleka, jeśli to się z n a j d u je , i w y rz u c ają c je z a k a id e lń p rz y tk n ię c ie m u s t d o ra n y .
kiera ten m a k zoiljaku złówroźbym mu się być zdawał, nic wątpię bynajmniej, ii raz wzruszo
na wyobraźnia byłaby go niezawodnie o śmierć przyprawiła.
»Tak jest, obawa jest prawdziwą chorobą, którą ' winniśmy jedynie wychowaniu naszemu. Cze*
muz Indjanic nie ulegają jćj równie z nami ? bo z dzieciństwa uczą się śmiercią pogardzać j kiedy w nas jej obawę zaszczepiają. Wychowa*
ni jesteśmy zwykle pośród tych dziecinnych po*
wiastek, które wymyśla ciemnota, a które czę*
stokroć uświęca fałsz i przesada. I któż z na*
nie słyszał w dzieciństwie, lub nie czytał w zmyślonych opisach, źe ukąszenie wroża grze*
chotnika jest niculeczone ? (*) ze na wściekliznę niema żadnego środka? i t. p. Bajki te rozsze
rzają się jednak, a raz w dziecinnej utkwione wyobraźni, nie łatwo zatrzeć feię dozwalają.
Z tąd ta rozpacz ogarniająca duszę naszą, kiedy nam się wydarzy który z tych przypadków, tak czarncmi odmalowanych kolorami,'z tąd rozpacz, która nas więcej jeszcze zabija,aniżeli trucizna naj*
- (* ) „ P rz y ro d z e n ie tak p rz e zo rn e b y ło tw o rz ą c tę g ad zi
n ę , i i .w s z ę d z i e g d z ie się w q i z n a j d u je , p ew n y m b y ć m o
ż n a z n alez ie n ia n a jd a le j w obw odzie d w u d z ie stu s Jjin i le
k a rs tw o na u k ą sz e n ie . N ig d y m n ie w ty m w z g lęd z ie do
św iad c z en ie n ie zaw io d ło ; i n iem a jednego m ie szk a ń c a li*
sów coby n ie z n a ł tych w szy stk ich le k a rs tw ."
32 '
ijadliwsza. Uleczmy się naprzód z obawy, a bę
dziemy uleczeni i z innych chorób.»
(Dokończenie nastąpi.) i t : Cht J.
— 298 —
XX.
Wyprawa m orski Kapitanów K i n g i St o- k e s , uskuteczniona na rozkaz rządu An
gielskiego, celem rozpoznania brzegów Ame
r y k i południow ej i cieśniny Magiellańskiej.
( Dokończenie.)
Opis Indjan z Pampas, jaki nam podaje Don Felis Azara, z rzadkiemi i nieznacząceini wyjąt
kam i, zastosować się daje zupełnie do Indjan południowej Patagonji, tak, iz nie można już powątpiewać o pochodzeniu tych ludów, które jednegoź są rodu i częste z sobą mają stosunki.
Kapitan Stokes nie znosił się z iadnęmi pra
wie innemi Indjanami, oprócz Teuguienów albo mieszkańców Ziemi ognistej. Ród ten nędzniej
szy jest jeszcze aniżeli Patagoni. Anglicy nie
■widzieli ani w męzczyznach ani w kobietach ża- dnćj oznaki siły i- czynności, a w ogólności wszyscy byli szpetni. Wzrost ich nie przecho
dzi 5 | stopy; ciało mają chude, a członki nic-
— 2 9 9 —
zgrabne. Malują sobie po ciele dziwaczne po
staci z ęzerwonemi głowami; włosy ich są czar
n e , proste i twarde; rozczesują je za pomocą kości szczękowej psa morskiego, która im służy za grzebień, i napuszczają je tłustością foki, ryb morskich lub żółwi. Co do rzadkośc(i wło
sów na brodzie i wąsach, wyrywają oni je sta
rannie szczypezykami naturalncmi z skorupy mor
skich muszli. / Oczy mają czarne, zwyczajnej wielkości, nos mocno wystający z rozszerzonymi nozdrzami, gębę szeroką, wargę wyższą grubą, zęby małe i regularne, ale wcale nie białe. Skó
ra ich jest szaro-miedzianego koloru, postać głu-- po wato i cała fizognomja bez wyrazu.
Całą ich odzieżą są skóry foków lub wyder morskich, pozszywane do kupy, z wywróconem na wierzch futrem, i zarzucone na barki; pła
szcze takowe przywiązują się w rogach od góry sznurkami, w stanie zaś pasem. Kobiety i dzie
ci noszą naszyjniki złożone z maleńkich i ła dnych muszelek ( a turbo), zgrabnie z sobą po
łączonych sznureczkami z kiszek psa morskiego;
broń ich składa się z łuku, strzał i dzidy. Dłu
gość łuku wynosi 3 i stóp, cięciwa zrobiona jest z plecionych nerwów lub z kiszek psa morskie
go ; strzała ma 2 stopy długości, w końcu jest opatrzona piórkami, u ostrza zaś ma osadzony krzemień bardzo kończaty w kształcie serca.
Ostrza dzid wyrobione z kości wystruganych u- mocowane są na drzewcu 10 stóp długim. Bro-.
— 300
ni tej używają % wielką zręcznością; rzucającsil- nię do znacznej odległości, rzadko chybiają celu.
Mnićj zdają się być biegli ,w użyciu łuku i strzał.
W okolicach przez Tcuguienów zamieszkanych bardzo mało znajduje się zwierząt czworono
żnych, a dzicy nic Umięli ułaskawić gęsi i kaczek rozmaitych gatunków których tam, wielka jest mnogość; nie używają ich nawet wcale na po
karm. Nic myślą on,i również, o żadnej uprawie gruntów* Jedyne płody roślinne które pożywa
j ą , są jagody niektórych krzewów, oraz pewien korzeń na hrzcgach marskich rosnący. Główny ich pokarm składa się z astrzyg i innych muszli, oraz z jaj które w gniazdach ptaków wodnych znajdują. Jeśli im się zdarzy przypad kiciu schwy
tać fokę lub wydrę, mięsem jej jak przysmaczkiem się raczą, a mięso najtłuściejsze i najwięcej ole
iste przenoszą nad inne-.
Jndjftnie ci mają wiele przywiązania, do dzie
ci, i obchodzą się z niemi bardzo łagodnie. Zda
ją się nawet przyznawać im prawo własności niektórych przedmiotów, a we wszystkich zamia
nach jakie uskuteczniali z Anglikami, radzili sic zawsze życzeń lub przywidzenia swych dzieci.
Szałasy ich zbudowane są z dwóch lub trzech tuzinów grubych gałęzi brzozowych, z grubszego końca zaostrzonych i utkwionych w ziemi, do koła przestrzeni okrągłej łuh eliptycznćj formy, dziesięć
•tóp średnicy mającej. Gałęzie te nachylone są da siebie i związane- u góry, co mieszkaniom tym
nadaje postać stożkową. Komin znajduje się na środku, a rodzina leży lub w kuczki siedzi na gołej ziemi do koła ogień otaczając. Ruchomo
ści ich składają się z dwóch lub trzech szero
kich muszli za naczynia służących, z konewki wyrobionej z kory brzozowój, w której zacho
wują wodę', oraz z kilku koszyków uplecionych z zielska, będących dziełem kobiet; koszyki te służą zarazem do przechowania ostrzyg i muszli na brzegach morskich zbieraiiych. Ogień roz
niecają za pomocą tarcia dwóch kawałków drze
wa, i pewnego rodzaju hubki z wewnętrznej war
stwy kory brzozowej, skrobanej delikatnie cier
niem pewnego krzewu. Przy braku narzędzi, rąbanie lub łupanie sztuki drzewa jeśt dla nich długą i przykrą pracą, dla tego leź używają na ogień kawałków drzewa, które m o r z e w obfitości na brzegi wryrzuca. Zostają zawsze ile1 m o ż n o
ści blisko ogniska,, i rzadko bardzo wychodzą z zadymionych szałasów, przyciśnieni potrzebą pukania żywności. Z tąd pochodzi, iź zamiast znaleść pomiędzy niemi ród zahartowany i zdolny do znoszenia przykrości różnych pór roku, jakby należało się spodziewać, z powodu ostrości kli
matu i lekkiej odzieży jakiej używają, widzieć tylko można słabe i,nędzne stworzenia, drżące za kaźdćin wiatru powiewem.
Zdarza się często napotkać siedem lub osiem szałasów o kilka kroków tylko od siebie odle
głych , leez pospolicie są one odosohnione i o
— 302 —
kilka inil od siebie odległe. Indjanie często bar
dzo zmieniają siedziby swoje, i przenoszą szała
sy z miejsca na miejsce, lub przepływają cic-' śninę w czółnach z kory brzozowej wyrobionych.
Uważano często pomiędzy dzikiemi, iż żadnej nie okazują wdzięczności za otrzymane poda
runki. Chwytali oni wszystko co im dawano, lub ■wyrywali przedmioty z rąk, jak gdyby oba
wiając się aby ich nie przytrzymano, i chowali je spiesznie, z obawy bez wątpienia odebrania.
Język ich jest twardy, a wymawianie gardłowe.
Najczęściej wychodziły Z ich ust wyrazy : szeroo i peti. Pierwszy oznacza okręt , łó d ź, czółno lub jakąkolwiek bądź żeglugę; peti zaś znaczy dziecię, i nietylko tak się wymawia jak po fran- cuzku, ale się nawet odmićnia się przez przypad
ki. Zresztą, Indjanie ci niezmierną mają łatwość w naśladowaniu innych języków ; powtarzali oni całe myśli po angielsku z najdokładniejszem wy
mawianiem i z dobitnością.
Na zachodnim brzegu cieśniny Magicllańskiej, znajdują się gęste zarośla z brzeziny, oraz in
nych drzew i krzewów; złożone, które nic dozwa
lają dalej nad ćwierć mili w głąb się zapuszczać.
Roślina zwana Vinteranus corteoc Magellani- cus znajduje się tam obficie. Krzew ten nic dochodzi znacznej wysokości, ale kora jego ma smak 1 własności najostrzejszego pieprzu. Znaj
dują się również dzikie selery, zwierzyna, (gęsi i kaczki) a we, wszystkich przystaniach,
— 303 —
■wielka ryb obfitość. Po jednogodzinnym poło
wie łódź okrętu Beagle z takićm mnóstwem ryb powróciła, iź cała osada okrętu tego, z 60 osób złożona, miała czćm żywić się przez dwa dni całe.
Na jednej z wysokich gór otaczających zatokę przylądka G a łla n t, Kapitan Stokcs odkrył pa
piery, i kawałki potłuczonych butelek,/w któ
rych te były zamknięte. Mocne mrozy musiały zapewne być przyczyną popękania butelek szkla
nych, papiery wszelako, chociaż nadwerężone od wilgoci, były jednak czytelne. Dowiedziano się z nich, że jedne złożone zostały przez Kapi
tana B o u g a i n v i l l c w 1767, drugie zaś przez
€ o r d o b a (*) w 1789; zawierały one niektóre szczegóły o celach ich oddzielnych podróży, spi
sane po łacin ie, oraz nazwiska znakomitszych officjcrów którzy się na statkach znajdowali.
Pomiędzy kanałem Sgo Hjeronima i przyląd
kiem Caliant, północne brzegi cieśniny wysta
wiają najprzyjemniejsze dla oka krajowidy. Tło
( * ) C ord o b a d o w o d z ił n a cz e ln ie d w iem a w y p ra w a m i W ró żn y ch ' ep o k ach na z w ied z e n ie c ie śn in y \y y s y ła n e m i; lecz n ie m ó g ł w ż a d n e j o p ły n ą e p rz y lą d k a ’' G all a n t i p o su n ąć s ię k u z ach o d o w i. P o tlłn g d o strz eż e ń K a p ita n a S to k e sj n a jb a rd z ie j w y sta ją c y w sch o d n i cy p el p rz y lą d k a G a łla n t, le ż y po d 52° 1 \ " s z e r. p o łu d . i 1 ° 0 5 " 5 ' ' d łu g . wsch.*
o d P r z y lą d k a P a n n y M arji z n ajd u jąc e g o się p r z y p ó łn o cn o - w sc h o d n im otw orze cieśn in y .
— 304 —
obrazu stanowią urwiste góry i sżeayly śniegiem ubielonej ale w bliższym widoku dają się po*
strzegąc zieleniące się wzgórza i doliny, lasy, łąki naturalne, które skrapia spadająca z gór
W pięknych kaskadach woda, i które liczne stru
myki wężykiem przerzynają. Okolica ta zdaje się być z tego powodu ulubionem siedliskiem niezli
czonej liczby wodnego ptastwa. Lecz opisanie to służy tylko brzegom północnym ; południowe zaś, równie jak wyspy między niemi leżące, są skaliste i żadną nie okryte zielonością. Nader charakterystyczne jest opisanie ich przez Johna N a r b o r o u g h w kilku słowach uczynione : a cursed rocky la n d this ! (* ).
Okręt Beagle doświadczył w czasie żeglugi swojej niepogod i gwałtownych nawałnic; deszcz la ł się strumieniami. Wpływając na Ocean Spp- kojny, Kapitan Stokes widział wielka liczbę czar
nych wielorybów; cały ten labirynt wysp, skał i szkopułów leżący przy brzegach cieśniny Ma- giełlańskiej i przy zachodnim jej otworze, okryty był fokami i ptakami morskiemi, które w naj
lepszej z sobą zostawały zgodzie.
Z tego wszystkiego zdaje się, źe gwałtowne wiatry zachodnie , ciągle prawie panujące w za
chodniej części cieśniny, trudność żeglowania pomiędzy gęstą mgłą, która tam często się zda
rza, oraz niezdrowe powietrze z mocnych i czę
(* ) P rz e k lę ta s k a ł k ra in a .
stych deszczów pochodzące, odwracać będą więk
szą część żeglarzy od zamiaru przebycia cieśniny Wagi ■•Hańskiej, i źe ci koło przylądka Horn pły
nąć będą woleli.
— 305 —
Xxi,
P o d r ó ż z p a r i ź a d o w i e d n i a , przez Frankfurt nad Menem, Lipsk, BerN/t, Toruti i W rocław , n z W iedniu do P a ryża , przez Gratz, Lubjanę, (Leybaeh) , Tryjest, W enecją
M e d jo la n , Genewę i Łjon-.
Pod tym tytułem Aziennik Paryzki Nouvelles annales des V o j a ges za Listopad i Grudzień r. z.
umieścił bezimienny artykuł, W którym autor o- pisuje przejaźdzke w ciągu dwóch miesięcy roku zeszłego (od 9 Kwietnia do 9 Czerwca) odbytą.
W całym opisie tym nie objawia on nigdzie celu podróży swojej , która , jak sję zdaje, poświęco
na była jedynie rozrywce i powierzchownemu poznaniu niektórych części północnych Niemiec, Pólski, Austrji i południowćj Europy. Podróżu
jąc Wraz z małżonką swoją, nie miał zapewne tyle sposobności przyglądania się obyczajom i Zwyczajom ludów, oraz instytucjom miejscowym, ile by jćj mieć był powinien, choćby nawet dlat
33
— 306 —
samej rozrywki i ciekawości podróżował, choćby tylko dla przyjaciół podróż swoją opisywał.
W pierwszych mianowicie dniach, tak spiesznie przebywał kraje i m iasta, tak ulotnie i krótko opisuje wszystko co widział po drodze, iż zdaje się, że chciał sposobem kurjera zamierzoną od
być podróż. Jedynym przedmiotem na wzmiankę jego zasługującym, zdają się być oberże i domy za
jezdne, które starannie przytacza z nazwisk i które pod względem gastronomicznym, już żartobliwym już poważniejszym opisuje tonem. Zdaniem na- szein, mógłby był mniej o potrawach a więcej o ludziach napisać, mógłby mniej na oberże a wię
cej na gmachy publiczne i instytucje zwracać uwa
gę. Nadto, kiedy dozwolił umieszczenia dziennika podróży swojej w piśmie pbblicznem, mógł był powypuszczać mnóstwo takich okoliczności, któ
re jego tylko samego interesować mogą, jak na przykład : skrupulatne oznaczanie godziny i nie- 'Icdwie minuty przybycia do każdego miasta lub wyjechania z niego, udania się do spoczynku lub przebudzenia się z rana, godziny śniadania, obia
du, wieczerzy, oraz innych tym podobnych szcze
gółów Zupełnie obojętnych dla czytelników. Gdy
by był więcej cokolwiek poświęcił czasu na po
strzeżenia, gdyby częściej chciałbył wysiąść z po
wozu i zboczyć z drogi bitej, która nie j.cst prze
cież zkoncentrowanym obrazem całego kraju, 'byłby w opisach swoich dokładniejszym i wier
niejszym , i nie byłby zasłużył na zarzut prze
sadzonej narodowej miłości własnej,- która skło
niła go' nawet do powiedzenia w jednem miejscu:
»Je suis F ranpais, mon p a y s w a n t to u t» (*) Brak bezstronności wydaje si.ę szczególniej tain.
gdzie cokolwiek mówi o krajach polskich i o Po
lakach, do tego stopnia, iż nawet jakby z nie
nawiści ku temu narodowi, niedorzeczne, fał
szywe, uwłaczające mu 'wiadomości i zdania ziomkom swoim udziela.
W dalszym dopiero opisie podróży, to jest za
stanawiając sio nad krajami włoskiemi, grunto
wniej zdaje się autor rzeczy uważać. Tam on trafił niejako na właściwszy sposób opisywania, tam z większą zdaje się sądzić bezstronnością.
Dla tego z tej części podróży obszerniejsze przed
stawimy czytelnikom wyjątki. Mógłby nam kto zarzucić, słusznym przejęty gniewem,-że niepo
trzebnie może przywodzimy opisy przez tego zrobione co tak oburzającym sposobem zpotwa*
rzyć chciał nasz naród, co mu się nienawistnym być okazał, a tćm samem zupełnej nie może mieć w iary; lecz właśnie bezstronność każe, aby na,' ganiając nagany godne rzeczy, nie zakrywać tego co dobrem być irtoże. Co do pierwszej zaś połowy podróży, zatrzymawszy się nicco^ nad miejscami w których autor opisuje widzenie się z Goctcm, oraz miasta Potsdam i Berlin, równie spiesznie
(* ) J e s te m F ra n c u z e m v k r a j uiój p rz e d , w sz y ^ k ić iu , k ła d ę .
308 —.
jak onj>rzebregniemy kraje niemieckie i zamieści-.' my większą część opisu jego trzydniowej podró- 2y w Polsce. Niechaj- czytelnik niema nam za z łe , jeśli powtórzeniem rzeęzy niemiłych przy
kre mu może sprawimy uczucie; uczynimy to dla przekonania go, jak dalece bezimienny au
tor lekko i powierzchownie o nas sądził, dla po
budzenia wprawniejszego pióra do, zbicia w któ- rćin z pism francuzkich tych fałszów, jakie au-.
tor między ziomkami sweini o nas rozsiał, a któ
rym bez tego środka sprawiedliwej obrony, mo
gliby rzeczy nieświadomi uwierzyć.
Przebiegając podróżny, jakeśmy juz wylej po
wiedzieli , z zbytnią mole szybkością kraje nie
mieckie, i wymieniając oberże i potrawy, nie przcpomniał przecież o miejscu pobytu autora W ertera, celu uwielbień wszystkich Niemców;
odwiedził w Wcjmarze G o e t e g o , i oddał hołd uszanowania Nestorowi pisarzy niemieckich. »Go- dny podziwtenia H u m m e 1 (mówi autor), które
go słyszeć' tak byliśmy ciekawi, i do którego, mieliśmy również udzielony sobie list poleca
jący, wyjechał był zachwycać austrjaków, r wkrótce spodziewamy się z nim widzieć w Wie
dniu. Nieobecność jego tćm przykrzejszą dla nas b y ła, iż spodziewaliśmy się ie nain ułatwi
■widzenie się z Goetem, o którym mówią żc jest niebardzo przystępny i nie dowierzający. Jednak
że , odpowiedział' on słulącemu któregom posłał 3 zapytaniem czy zezwala iżbyśmy go odwiedzili,
— 309 —
Je czekać nas będzie 6 piątej godzinie. Te trzy godziny niezmiernie mi się długicmi być zdawa- ły. Weimar jest ładne miasto, mniej jednakże, inojem zdaniem, aniżeli Gotha na to nazwanie^
zasługujące; lec? czy to z powodu święta wiel
kanocnego, które może zatrzymało w mięszka-, niach duchownych wćjmarskich, czy też z po».
>fcodu szczupłej ludności m iasta, zdawało ono, nam się być nudnern i martwćin, tem bardziej źę czas ponury pomnażał jeszcze to niemiłe wrażenie,- Park nawet wielkiego xięcia, który mieszkańcy dumnie z Windsorskim porównywa
j ą , i którego rysunek pełen jest smakH i ma pewien szlachetności charakter, nie mógł rozpro
szyć naszych ponurych myśli. Powiadano nam, 0 parku tym pader ciekawe rzeczy;- lecz, po
nieważ nasz Ftihrer (przewodnik) był nicmicc 1 mówił bardzo szybko , ledwie część jakaś ro
zmowy jego mogliśmy zrozumieć, a ponieważ słaba znajomość języka niemieckiego na domy-, sły mnie tylko doprowadzać mogła, nie chcę przeto potomności (!) w błąd wprowadzać, i wolę zamilczeć o tem co zdawało mi się tylko żeśmy zrozumieć potrafili. Sumiennie jednak wyrzec m ożna, iż mieszkanie Goethego jest godne tak znakomitego mę$a. Dom jego leży za parkipm w. xięcia. -Ładna wystawą ze schodami pro
wadzi do obszernej sieni, z któ.rej szerokie scho-t dy rozdzielające się po kilku stopniach, i wio-, dącc do mieszkania córki Goethego i jej męża,
310 —
ootykają również i drzwi pokojów uczonego.
Tiadodrżwiami widać w piękną mozaikę ułożony
■wyraz Salvey do przyjaciół i odwiedzających doin ten zastosowany; przebywa się następnie gabinet ozdobiony znapzną liczbą popiersiów i antyków ; a nakoniee przeszedłszy < dosyć długą galerję, wchodzimy do bibljotcki, która dotyka sypial
nego pokoju Goetcgo. Bibljoteka ta zdaje się być jego gabinetem do pracy ; tam on przyjął nas z grzecznością niemiecką, to jest, mało okazu
jącą się z powierzchowności, lecz mającą cha
rakter pewnej życzliwości i dobroci. »Rozmowa jaką autor miał z tym sławnym uczonym ścią
gała się najwięcej do literatury francuzkiej, któ
rej ten ostatni jest znawcą i wielbicielem.» Lu
bo Goethe ma już lat siedemdziesiąt i trzy , nie zdaje się jednakże mieć więcej nad sześćdziesiąt, i ma nadzieję zawsze, źe jeszcze będzie inogł kiedy Wybrać się do F rancji, dla zwiedzenia kraju tego. » Goethe mówi po francuzku z nie
jaką trudnością, lecz poprawnie; niekiedy tylko trudność ta postrzegać się daje w przerwach ja kie między wyrazami zachowuje; ten sposób mówienia nie jest wszelako bez pewnego wdzię
ku , i nawet nadaje może więcej ważności rze
czom o których jest mowa. Wzrost jego jest średni, więcej nawet wysoki niż m ąły, twarz szlachetna i'często wiele mająca wyrazu, wej
rzenie poważne; nos ina wystający; zupełnie pozbawiony jest zębów, ale skład ciała jego
— S il —
zdaje się być jeszcze zdrowym i silnym.)) Tcafr Wejmarski zasługuje na dosyć zaszczytna auto
ra wzmiankę, przy czem lę robi uwage, ii or
kiestra więcej jest obsadzona .dętemi niżeli rżniętemi instrumentami.— Z Wejmaru wyjecha
li podróżni na Eckartsberga do Lipska, pierw
szego miasta w Niemczech, w którem autor o pasz
port był zapytany. »Nie znam kraju , mówi ouT
’ gdzieby mniej doznawać można z tego powodu na
przykrzenia , jak w Niemczech. Na -wjezdfcic do iiiiast1 lub w granice krajów nadreńskich, zapy
tują tylko podróżnego o jego godność, a usły
szawszy wyrazy osoba pryw atna, puszczają bez dalszego badania.» MiSsto Lipsk otoczone jest do koła ogrodami, a domy mają wystające na u- licę szerokie ganki z szybami. Teatr Lipski łą
czy w sobie okazałość z najzupełniejszą wygodą publiczności, lubo zewnętrzna jego postać nic zapowiada wewnętrznej ozdoby. Wystawienie sztuki (jednej z oper mniej znanych) dosyć się podobało autorowi, ale oddając pochwałę winną w achinerji, nagania malowania dekoracji i brak przyzwoitej miedzy ozdobami teatralnemi liar- monji. Śpiewacy i orkiestra równie jak w W cj- marze, pod dobrą zostające dyrekcją, na zaszczy
tną zasługują wzmiankę.
Minąwszy twierdzę Pleissemburgi Wittcmberg, przybywają podróżni do Potsdamu, tego W ersar lu pruskiego. »Podobicństwo, mówi autor, mię
dzy temi dwiema rezydencjami, tak wielkie jest
— 312 —
jak sobie Wystawić można; taż sama okazałość gmachów, toż mnóstwo wojskowych wszelkiej broni, taż smutna postać szerokich ulic., a na*
tlewszystko taż sama drożyzna w zajezdnych'do
mach.» »Zamck królewski Sćtns-Souci, w któ
rym wszystko pozostało w takim zupełnie stanie w, jakim go Frederyk Wielki oduinarl', godnym jest ciekawości podróżnego. Stoją jeszcze nie
daleko od pałacu owe sławne dWa wiatraki, których właściciel tak energicznie niegdyś odrzu
cił ofiary Frederyka. Wiatraki te , należące o*
becnie do dzieci poczciwego młynarza, zaszczy
cane, bywają częstą obecnością Siążąt rodziny królewskiej. Łról nawet zezwolił na wycięcie kilku drzew, któryeh wysokość przeszkadzała .WolnemU przystępowi wiatru. Jest to delikatna i wiclkomyślna zarazem zemsta. — Wchodzącego do ogrodów uderza naprzód dziwaczność Frede
ryka, który chciał mieć przed oczyma obok okien pałacowych groby swoich psów i koni.
Fantazja ta daje % razu niekorzystne wyobraże
nie o tym wielkiiń człowieku, lecz zaciera je Wkrótce w sposób nader przyjemny widok we
wnętrzny pałacu. Jest to prawdziwie miejsce spo
czynku wielkiego monarchy. Pokoje, z religijną zachowane starannością, łąćzą szlachetność z wy- tworneini ozdobami, fiibljoteka złożona jedynie 7/ dzieł francuskich, lub tłumaczonych na ten język, przedstawia wybór autorów okazujący gust najpewniójszy i najdoskonalszy. Wszystko w pa-
łacu do tej -wznosi się wysokości;- wśr.ędzie bo
gactwa łączą się z prostotą. Wspaniałe biurka w gabinetach od pracy, zupełnie atramentem poplamione, okazują mało skłonny do spoczywa
nia umysł pierwszego ich właściciela, a mało*
Wania, twory najbieglćjszych mistrzów, człowle*
ka który posiadał prawdziwe uczucie piękności w sztukach. Mozaiki drewniane, zdobiące po
dłogi, wyższe są nad wszelką pochw ałę; a pó- kój sypialny zajmowany przez W oltera, który jako filozof, mieszkanie swoje za zbyt wytworne niekiedy uważać by był powinien, ozdobiony jest również drewniancini rzeźbami , wzbudzają- cemi sprawiedliwe cudzoziemców uwielbienie.
Rzeźby te , jakkolwiek nie podług ścisłych pra
w ideł smaku wykonane, niemniej dla tego ar
cydziełami nazywać się mogą. Ptaki -i małpy, w rozmaitych postaciach, najnaturalniejszych'i najcharakterystyczniejszych razem, wprowadza
ją przez chwilę w wątpliwość o rzeczywistości swojej, a niepewność niknie dopiero wtenczas, kiedy przekonywamy się o tćj nieszczęsnćj bez
władności , która uderza wszelkie naśladowania ludzkie, kiedy Bóg dla dzieł swoich jedynie za
chował ruch i życic. Nowy pałac który następ pnie oglądać, można, jest bez wątpienia większy i okazalszy jak Sans - Souci; lecz żadnych nie posiada wspomnień} przechodzi się z pokoju de pokoju, z galerji do galerji; wszystko jest pif*
kne, zadziwiając^ wspaniałością, mianowicie 34
— 313 —
v-.f 311
niezmierna sala gWardji, która cały dół gma
chu zajnruje; lecz nic tu nie przemawia do ro
zumu i do pamięci, wszystko tylko dla oczu istnieje. Wychodząc z tego pałacu , spotkaliśmy króla, który wjeżdżał do niego bez straży, bez orszaku, w bardzo skromnym pojczdzie.» . . . .
»Trakty główne w Prusach, które z natury ziemi zawsze piaszczystej, niegodziwe by być po
winny, są przeciwnie wyborne i z wyszukanetn staraniem utrzymywane. Stacje, w których każdej chwili znalcść można grzecznego poczt- mistrza, a nadewszystko wyborne konie , oraz uczciwych i usłużnych poczty Ijonów, utrzymy
wane są z bezprzykładną regularnością. Na każdej stacji w czasie przeprzęgania koni, dla zapobieżenia zdzierstwom, przynoszą podróżne
mu szczegółowy i przez pocztmistrza podpisany ,rachunek hależytości przypadającej za pocztę, za przejazd mostami lub groblami, na utrzymanie Chaussće ; a summa ogólna nic dochodzi nigdy tak wysoko jSk we F rancji, gdzie poczty i drogi .dalekie są od tego stanu doskonałości. Odległo
ści każdej poczty (bardzo długie zwyczajnie, bo do 4 a niekiedy do 12 lieues dochodzące) wy
mierzone są z ścisłą dokładnością, a podróżny nic jest obowiązany, tak jak we Francji, opła
cać dwie stacje w ciągu trzech lieues, stosownie (lo przywidzenia Kommissji, lub najmować trze
ciego konia, ną, drodze gładkićj i żadnych nie
mającej przeszkód.» . j
— 315 —.
©puściwszy Potsdain „ autor szybko przebył przestrzeń ośmiu lieucs drogi do Berlina; bli
skość jego zapowiadają podróżnemu rzędy przy
jemnych domów wiejskich, których obszerne o- grody zawiprają najrzadsze rośliny. Upodobanie to w kwiatach i krzewach jest właściwem naro
dowi niemieckiemu. W najbiedniejszych' wio
skach okna wszystkie zasłonione były zupełnie na początku kwiotnia rzędami roślin, które dźwigały najpiękniejsze zupełnie rozwinięte kwia
ty. — Obraz Berlina nader pochlebnie przedsta
wia autor, n Nie mamy, mówi on, nic takiego w Paryżu, ceby nam mogło dać wyobrażenie tej wspaniałości, tego mnóstwa pałaców, bram ,' kościołów i gmachów znaczniejszych, tćj syme
trycznej szerokości ulic i placów Berlina. Zdaje' się, że widzimy te dekoracje teatralne, na któ-' rych malarz zgromadził w jednym punkcie wszel
kie cuda jakie gienjusz budowniczych rozsiał po wszystkich ziemi miastach; zdumione oko po
strzega tylko przysionki, frontony, kolumnady, których może do zbytku nie szczędzono. Ze środka wspaniałej alei pod. lip a m i, którą po
równać by można z bulwarami paryzkiemi, z tą różnicą iż przechodzący zajmują jćj środek, a pojazdy jadą stronami, postrzegamy za jednym rzutem oka pałac królewski, nowy pałac, gmach opery , uniwersytet, piękny bronzewy posąg su
rowego Bliichera; na drugim planie, kościół ka-‘
t o l i c k i i kopułą i- pięknemi portykami, nową
— 316 —
salę koncertową , której świetność nad wszelkie, wyższa jest pochwały, bramę Brandeburgską, na którćj wznoszą się znowu owe cztery konie,, któreśmy tak niesłusznie zabrali ; nakoniec prze
chadzkę Zwierzyńcem (Thiergarten) zwaną, któ
ra jest jednym z najpiękniejszych parków w Eu
ropie, Taki jest obraz Berlina zachwycający cudzoziemca na wejściu do miasta.» Opisuje dalej autor pomniejsze szczegóły pobytu swego W tem mieście, a wspominając o odwiedzeniu ambassadora francuzkicgo dla ułatwienia sobie przejazdu do Polski, nazywa kraj nasz Wielkićm.
X ięzlw em drszawskiein (!) Na, szczególniejszą, uwagę autora zasłużyła sala koncertowa, którą pod każdym względem sztuki jest bardzo gusto
wna i wspaniała. » Przedsionek z kolumnami, mówi.autor, sień, sale ustępowe, obszerne ga- lerje zawierające popiersia i portrety głównićj-:
szych autorów, kompozytorów, aktorów i innych artystów którzy zaszczyt Niemieckiej ziemi przy
nieśli, sala sama nakoniec, mająca kształt po-:
dłużnego prostokąta, którćj część niższą zajmuje orkiestra i teatr, reszta zaś pozostaje dla publi-:
czności, ozdobione są z skromnością, która nie wyłącza ani okazałości, ani bogactwa; trybuny, do których wstępuje się po schodach, bog^temi okrytych kobiercami, dają sposobność damom do błyszczenia świetnością ubiorów. W trybu
nach tych urządzona, jest również loża królewska gustownie i z przepychem ozdobiona. Polimnja
— 317 —
zdaje się w Berlinie doznawać czci znamienitej, ponieważ nowy gmach opery, jest również je
dnym z najwspanialszych pomników sztuki. Na frontonie widać napis : Apollinowi i Muzom, Frederyk W ilhelm I I I Król Pruski. Na prze
ciw pałacu tego wznosi się znowu inny, to jest Uniwersytetu, który również ma napis w języku łacińskim : Uniwersytetowi nauk Frederyk W il
helm I I I } a dla okazania ile dzisiejszy monar
cha stara się o nadanie blasku naukom i umie
jętnościom , na tymże samym placu dokończają właśnie niem niej' wspaniałego gmachu, prze
znaczonego na umieszczenie rozmaitych muzeów
■ i zbiorów nauk przyrodzonych. »
Opuściwszy B erlin, przejeżdzał autor przez mocną twierdzę Kiistrin, dawne i sinutne}[miasto Landsbcrg, miasteczko Schneidemuhl, w pobli- skości którego m iał nieprzyjemne zdarzenie:
napotkał tam liczną bandę rabusiów zbroj
nych, którzy zdawali się chcieć mu na drodze zastąpić. Rzecz - ta jednak skońezyła się tylko na strachu, gdyż ci mniemani rabusie byli to ludzie około drogi pracujący. Do takiej trwożli- wości nie powinienby się był przyznawać, albo przynajmniej krótko o zdarzeniu tem nadmienić, bez przywodzenia wszelkich stopniowań w oba
wie jakiej doznał, co na w tćin śmieszniejszej przy rozwiązaniu stawia go postaci.
Przypatrzmy się teraz autorowi przejeżdżają
cemu kraj Polski, i usłyszmy jakie o nas jest je*
go zdanie.
318 —
Jakkolwiek cudzoziemcy wiele jeszcze zarzu
cać nam mogą, źe już nie powiemy pod wzglę
dem oświaty narodowej, lecz co do sposobu ży
cia, zwyczajów domowych, nigdy przecież ża
den z nich od czasu Pradta {*) tak złośliwie jak nasz podróżujący nic mówił o Polakach, którzy równie na chlubne wspomnienie pobytu swego za granicą, jak i zaszczytną wzmiankę obcych co kraj nasz zwiedzali zasłużyć sobie potrafili.
Gruba tylko niewiadoiriość powtarzać dzisiaj ino*
źe takie niedorzeczności jakie lekko i powierz
chownie wyrzekł o Polsce R e g n a rd (* * ). Ludzie rozsądni, dokładniej przedmiotom przypatrujący się , bez podilebstwa o nas powiedzą : źe lubo
(*) P r a d t w H isto rji a in b a ś s a d r swojej do P o lsk i w ro k u 1 8 1 2 , w p odobnein św ietle w y s t a n ia P o la k ó w s m oże b y ć że a u to r po d ró ży , J>ez p rz e ś w ia d c z e n ia 's ię .o r z e c z y ,.
p o w tó rzy ł niedorzeczności p ierw szeg o , n a jeg o z asa d za ją c nie d z ie le .
(**) R eg n a rd w p o dróży swojej do P o ls k i r . 1683 o d b y tej m ó w i, iż w id z ia ł w ty m k ra ju s z c z e g ó ln ie jsz y taniec*
k tó ry ty lk * na ch o dzeniu z a l e ż y , i źe w n im n a p rz ó d s z li lo k a je , a za niem i p an o w ie; że szlachcic m ógł zab ić ch ło p a , i ty lk o b y ł k a ra n y z ap łacen iem na koszta pog rzeb o w e k w o ty w yrów nyw ajgcej' 7 frankom ; źe na b ie siad y u p an ó w y polskich trz e b a przynosić w kieszen i nóź i w id elec', gdy&.
inaczej trz e b a b y je ść palcam i i t. p. N ieznajom ość ję z y k a , i i niezastan o w ien ie się b y ły p o w o d e m , i i te n ż e w w ielu m iejscach opisu swej p o d ró ż y liczn e in n e p rz y to c z y ł n ie dorzeczności , k tó re a i n ad to dow odzą p ły tk ie g o s a d u o
rzeczach. *
— 319 —
może nie osiągnęliśmy jeszcze równego * Niem
cami, Francuzami i Anglikami stopnia umysło
wego ukształcenia, spiesznym jednak dążymy do niego krokiem ; usiłujemy i nie bezskutecznie do tych się zbliżyć, co byli mistrzami nasze- -mi. Jak gdyby wywierając gniew i zemstę, po- gardliwo szyderskim tonem wyśmiewa autor kraj nasz cały bez żadnego wyjątku ; z jednej nte- zgrabnćj twarzy sądzi o fizjognomji ludu polskie
g o , z jednej nicznaczącej okoliczności wypro
wadza stanowcze wnioski i o całym kraju sine appellatione wyrokuje! Ale przekonajmy się bliżej o tych potwarzach, a postrzeżemy że nieznajomość rzeczy i nienawiść jedynie piórem jego władały.
»Otóż jesteśmy, rtiówi on, w dawnej Polsce:
żona moja nic może odważyć się usiąść ńa krze
słach okazale brudnych, ( bo zbytek łączy się w tym kraju z nieczystością, i czyni ją bardzićj jeszcze widoezrią i bardziej odrażającą.) Z tąd (z Wirsitz) aż do Torunia, niema nic godnego widzenia, ani nawet Bydgoszcz, dosyć ludne ale bardzo brzydkie miasto.:» Tak brudną zdała się podróżnym austerja w Toruniu, iż postanowili nie jeść nic więcej w Polsce oprócz j a j świe'- zych (!). nMaterace, powiada, są tak nieznane w Polsce jak karafki, gdyż z powodu zfćj po
spolicie wody, dają tylko do picia wino ( dobre wprawdzie) lub piwo. Jeśli któ o wodę nalega, przynoszą mu ją w szklankach, które niekiedy bywają tak wielkie, iżby w nie trzy butelki z Se-
— 320 —
vres zmieścić się mogły. — Za przebudzeniem się z rana, (24 Kwietnia), długo namyślając się czyli mamy dalej tak niegościnną udać się dro
gą, postanowiliśmy nakonicc jechać bez wytchnie
nia do ‘Warszawy j ale sześciomilowa po piaskach jazda, nowa przeprawa W isły, przetrząsanie tłómoków naszych na komorze i oglądanie pasz
portów,- tak nas opóźniły, iż dopiero o drugićj po południu przybywszy do Lipna, przekonali
śmy się o niepodobieństwie wykonania zamiaru naszego.» »T utaj zaczyna się dopiero zgroza i utrapienie, to je st prawdziwa Polska. Wstręt od wody daje się czytać na wszystkich twarzach, które od chwili chrztu, nigdy jeszcze umyte nie były. Gałgany całej Europy zdają się w jednym punkcie być nagromadzone i zagrażać bliskim niedostatkiem autorom i papierniom innych kra- gów. Trzeba jednakże widzieć z jaką dumą no
szą tutaj owe gałgany ! — Wieśniaczki, dosyć z resztą przystojne, nie znają kuczbai; suknie perkalowe krojem paryzkim zrobione, ale pol
skim zaczernione brudem, okrywają niektóre ęzęśći ich ciała (*). Ich nagie szyje obciążone są fałszywemi perłam i, i krzyżykiem tombako
wym. Ubiór wieśniaka polskiego byłby szlache-
(* ) Nasze w ieśn iaczk i u b ie ra ją się w ogólności z p r z y zw oitością , i od stóp aź do szyi o k ry te są s z a ta m i; a u to r chyha żad n ej w idzieć n ie m u s ia ł) k ie d y tw ie rd z i iź ty lk o n i e k t ó r e c z ę ś c i i c h c i a ł a s ą o k ry te.