• Nie Znaleziono Wyników

Kolumb. T. 4, nr 23 (1828)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kolumb. T. 4, nr 23 (1828)"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

i ł/f ij r st 'Pi,, l i - ... ■■ ... . 1 T . ' < > 4 * .

■'♦'*- j , ito?f%y 't*1' \

P A M I Ę T N I K P O D R Ó Ż Y .

Ner 23.

Z PIERWSZEJ i>OlI,OWY GRUDNIA 1828 ROKU.

XII.

W IADOM OŚĆ O PO D R Ó ŻA C H i ODKRY- CIACH, JA K IE w AFRYCE DOTĄD USKU­

T E C Z N IO N E ZOSTAŁY.

W ic ie d zienników m ianow ićie fra n cu z k ieh o- g łó siło w rozm aity ch a r ty k u ła c h , nieu rzęd o w e w iadom ości o podróżnych zajętych odk ry ciam i w A fry ce ; arty k u ły tc p o w tu rzo n e były przez dzien­

niki a n g ielsk ie, aż nako n iec dziennik Q u arterljr Review, u m ie śc ił w tym przed m io cie obszerną w iadom ość, któ rą tu w skró cen iu zam ieszczam y.

»N ie m ożna już niestety , m ówi rzeczony d zien ­ n ik , p o w ątp iew ać o tein, iż w iększa część wspo- m nionych p odróżnych p a d ła ofiarą m orderczego k lim a tu ; a oprócz P P . L ain g a i D ic k so n a , o k tó ry ch nic n ie w iem y p e w n e g o , m am y w iado-

30

(2)

— 234 —

mości prawie niezawodne o zawczesnym i opła­

kanym zgonie wszystkich innych wędrowców.

Co dof wiadomości, jakie nas o dwóch pierwszych doszły, te są rozmaite i często sprzeczne pomię­

dzy sobą. Przypomnieć sobie naleź-y, iż major Gordon Laing postanowił dobrowolnte przedsię- wziąść sam jeden podróż z Trypolis do Tombu- ctu , aby ztamtąd udać sic w kierunku Nigru, aż do źródeł tej^ rzeki. Przybywszy do Trypolis 9 maja 1825 , po, doznaniu opóźnień na jakie zwy­

kle naraża przyłączenie się do Maurów lub A.- rabów, opuścił to miasto 17 lipca, w towarzy­

stwie Szcika Babani, który przez lat 22 mieszkał w Tombuctu, i miał t&m nawet żonę i dzieci..

Zobowiązał on się zaprowadzić tam P. Laing w półtrzecia miesiąca, i miał go poruezyć Marabu­

towi Muktar, który miał znowu podróżnemu uła­

twić dalsze w przedsięwzięciu postępowanie. Po­

dług zdania konsula angielskiego w Trypolis, Babani był powszechnie szanowany i uważany za poczciwego człowieka, a w listach swoich mar jor Laing oddawał mu największe pochwały.

Ponieważ zbuntowanie się jednego z naczelni­

ków Bashawu niepewną czyniło podróż przez gó­

ry Gcirjattskie, karawana udała się na Beneoleed, przybyła do STiałe 21 sierpnia, a 13 września do Gadarnis, przebiegłszy przeszło ISO mil kraju.

Laing pisał ztamtąd, iż długa ta podróż, upały, ruch wielbłądów popsuły wszystkie narzędzia je ­ go. Barometr sic stłu k ł, hygrometr stał się niw

(3)

— 235 —

użytecznym z powodu ulotnienia się eteru, ter- inoinetrowe rurki z słoniowej kości zepsute mia­

ły wytnidry, zwierciadło sztucznego horyzontu pozacierało się przez ciągłe tarcic o piasek, któ- r j wszędzie się przecisnął; nakonięc chronometr sic zatrzym ał, a na domiar nieszczęścia, wiel­

błąd nastąpił na fuzję P. Laing i strzaskał jej osadę.

Termomcrt podnosił się w stepach do 150°

wśród dnia, a na dwie godziny przed wschodem słońca stał na 75° 68’ a niekiedy, na 62°. Przy-r tćin uważał P. Laing, iż ziemia okryta była war­

stwą cienką saletry, jak to zdarża się we wszy­

stkich stepach afrykańskich, od Trypolis aż do Przylądka dobrćj nadziei.

Dopićro za przybyciem do Gadamis dowiedział się Laing, że Babarii by ł rządcą miasta tego. U- ważał on go za człowieka poczciwego, chara-*

kteru łagodnego i spokojnego, mniemał' jednak, iż w potrzebie zdolny był okazać sprężystość, nigdy zaś nie domyślał się, iżby towarzysz je­

go mógł być tak znakomitą osobą. Szeik umie­

ścił go w jednym z swych domów, i wziął na sie­

bie zaopatrywanie żywnością wielbłądów, które niosły bagaże majora.

Gadainis leżąte między 30a 7’ szer. półn. a 96*

16’ dług. wsch. , jest miastem mającem 4 lub 5 mil rozległości, wraz z ogrodami. Otoczone jest murein ziemnym. Temperatura jest tam niekie­

dy tak zimna, iź zdarzało się żc termotetr ( Fa­

(4)

hrenheita) spadał na 43®. Staw w środku miasta le­

żący dostarcza obficie wody na potrzeby mieszkań­

ców, i na skrapianie ogrodów. Ludność z 7 lub 8 tysięcy złożona, żyje z handlu i opłaca roczny haracz Tuarykoin z pustyni Sahara, którzy za to zo«

bowiązują się szanować ich koffile (karawanny), kiedy te udają się do Sudanu, lub ztamtąd po­

wracają.

Podróżni nasi opuścili Gadamis 27 październi­

ka, i przybyli 3 grudnia do E n sa la , leżącego między 27° 11’ szer. półn. a ‘Z6 15’ dług. wsch.

blisko półnpcnćj granicy prowincji Tuat, na- leżącćj do Tuaryków. Odległość miasta tego od Tombuctu wynosić ma około 35 dni drogi. Za zbliżeniem się podróżnych do miasta E nsala, kilka tysięcy mieszkańców rozmaitego wieku i płci obojej wyszło na ich spotkanie i okazali im wie­

le dowodów i przychylności gościnności. Wywza- jemniająe im to P. Laing słuchał opowiadania ich

nieszczęść, i udzielał im rozmaitych lekatstw.

D. 10 stycznia 1S26, kofTila opuściła to mia­

sto, a 26 tegoż mjesiąea dostała się na jałowe ste­

py Tenezarof. Listy które major z tej daty pi­

sał, donosiły, że zdrowie jego nigdy nie było w lepszym stanic, i z uniesieniem mówił o spodzie­

wanych owocach przedsięwzięcia swego. Przy­

taczał również z wielkim zapałem liczne przy­

sługi jakie mu wyświadczył przyjaciel kapitana Lyon, Tuaryk Hattela. Przydawał nadto, iż Szeik

(5)

— 237 —

Babani nie przestawał czuwać nad nimj tak jak ojciec nad własnem dziecięciem.

Wszelako, w krotce po nadejściu tych depe*

szów, rozegzła się pogłoska w Trypolis, iż koffi- la została napadniętą przez rabusiów, że służą*

cy P, Łaing zostali pozabijani, i że on sam był ciężko ranny. Przydawano nadto, iż się schro­

n ił do Marabuta Mooklara, który o 5 dni odTorn- buctu mieszkał. Przez czas jakiś nie chciano wcale wierzyć tej wiadomości; lecz 26 września*

córka angielskiego konsula w Trypolis, którą ma-*

jor poślubił był w krotce przed odjazdem swo­

im, odebrała od niego list dotykający lekko i o- gólnie tego wypadku: j> Korzystam, mówił oii, ,s odjazdu tegoTuaryka, i donoszę ci, iż . już wy­

szedłem z słabości jakiej doznałem przy wyjez- dzie z Tuat: jeśli Bóg pozwoli, będę w Tombu- ctu prędzej niż w dniach dwudziestu, a we dwa lniesiącę potem, spodziewam się dostać do jakie­

go miejsca nadbrzeżnego. Doznałem wielu przy­

krości od Tuaryków, którzy wcale nie są naszy­

mi przyjaciółmi, jak może mniemasz: liczba po­

dobnych do Hattela jest bardzo mała. Za przy­

byciem do miasta Tombuctu, opisze ci obszer­

nie szczegóły podróży swojej. Wybacz m i, że nic więcej nie donoszę ci w lej chwili, piszę bo­

wiem w drodze , wystawiony na skwar słone­

czny, i tylko dwóch palców używać mogę z po­

wodu rany którą odebrałem w prawą rękę.«

Być może iż wspomniał umyślnie lekko o lej

(6)

ranie, dla zaspokojenia obawy, klórąby wzbu­

dzić mogły w małżonce jego doniesienia jakieby ją doszły. Około połowy puździernika, dowie­

dziano się, że major przybył do Marabuta Moo- ktar, lecz mówiono zarazem iż jego służący izrae­

lita i murzyn zostali zabici w czasie napadu Tua- ryków. Część, jedną tej wiadomości sprawdził w krotce majora służący A rab,'który przywiózł jego listy, datowane zAzoad Igo i lOgo lipca.

»Zatrzymałem się tutaj, mówi on w pierwszym liście, dla udzielania lekarstw chorym dotknię­

tym 'zarazliwą febrą , któta już połow ę ludności Sprzątnęła. Sidi Mooktar zachorował na nią ró­

wnież, i umarł. Zasłabłem i ja sam nawet pil­

nując go w chorobie, i przez dni dziewięć, zo­

stawałem między życiem i śmiercią, opuszczony i bez wszelkiej pomocy, ponieważ biedny Jakób (*) również zachorow ał, a m ajtek, będący jedyną pomocą jaka nam pozostała, w niczein ani mnie ani innym nie pomógł. Zgubiłem nakonicc fe­

brę puszczaniem krwi i kałomclem , ale Jakób oddał duclid 21 z. m ., a majtek dotknięty ró­

wnież tą okropną Zarazą, trzeciego dnia jej u- legł; tak iż z całej rnissji sam jeden przy życiu pozostałem. Stratę Mo rab u ta Mooktara uczu­

łem bardzo mocno; zajmował się on troskliwie- lnojćm położeniem, i przyrzekł mnie doprowa-

(*) T ak si:e n a z y w a ł m u rz y n k tó re g o L a in g wolnością u d a ró w a i.

(7)

— 239 —

• " i, , . .

dzić do Nooshi i na powrót. Z przykrością wi­

dię, iź nowy szeik nicina ani chęci ani możno­

ści dopełnienia przyrzeczeń ojca swego.«

W końcu listu jednakie nadmieniał m ajor, iź otrzymał pozwolenie odbywania dalszej podró­

ży aż do Tom buctu, lecz źe ją tam zakończy, ponieważ nie ma wielbłąda któryby mógł nieść go dalej. Nie wspomniał nic o napadzie Tuary- ków, ale w liście z 10 lipca pisał: »zdrowie inojc bardzo szybko się polepsza; doznaję jetfnakże gwał­

townych boleści’w głowie; są one zapewne sku- tkięm ran moich ,« nakonięc przydawał, iź nie mógł długo pisać, ponieważ cierpiał na rękę.

Oto są wiadomości przez Araba Hainet przynie­

sione.

»Opuściwszy T u at, odbywaliśmy, mówił on, po dwadzieścia mil drogi na dzień, a niekiedy naw et przyspieszaliśmy pochód, kiedy nic było przez długi czas wody, Jedenastego dnia podró­

ży naszej, przyciągnęła do nas banda Tuaryków, siedzących na maherrisach i uzbrojonych strzelba­

m i , pałaszami i pistoletami. Kiedy szóstego dnia kofijla dostała się na miejsce zwane Wady- A hennct, Tuarykowie uderzyli niespodzianie na innych podróżnych, których liczba dochodziła do czterdziestu pięciu, otoczyli namiot majora,, pocięli płótno i sznury, zastali go na łóżku i wypalili do niego z pistoletu, a zanim m iał czas za broń uchwycić, został wywrócony na ziemię uderzeniem pałasza, otrzymawszy szeroką ranę

(8)

w udo. Przez ten czas Babani i ludzie jego by­

li spokojnymi świadkami tej sceny. Zbójcy nie napastowali ich; wcale. Wszelako naczelnik ten zaczął czynić przełożenia Tuarykom, i udał sic dó mieszkającego w pobliskości M arabuta, któ- ry przyrzekł iin, że Tiifirykowie nie będą już więcej napastować reszty karawany.K

Postępowanie Babaniego w tem zdarżeniu, rzucało na niego bez wątpienia podejrzenie, i zdaje się żb major podobnież w tym względzie m yślał, lubo nic o tem w liście nie wspomina.

Jeśli można zaufać powieści Araba, dnia poprze­

dzającego ten napad, major wystrzelił do kawki a gdy chciał broń na nowo nabijać, Babani zrobił uwagę, iż to było niepotrztebnem, ponieważ nie mieli się czego w'ięcój 'obawiać. Tegoż samego dnia odjął on Arabowi i Negrowi ich ładownice i woreczki z prochem, i oddał je jednemu z Tu- aryków. Pomimo tego major nic okazał żadne­

go podejrzenia, i nie polecił nawet Hamctowi aby donięsło tych okolicznościach; wyrzucałje- dnaiiże fiubaniemu, iż oddał Tuarykowi proch i ładownice.

Ponieważ listy z Azoad są ostatnie jakie ode­

brano od m ajora, pow'ieść Araba o następnych Wypadkach tein więcej nabiera ważności. »Cież- kierany majora, mówił Hamct, zniewoliły go do pozostania przez dni kilka w tyle karawany, a, jego Jakób i jeden z ludzi Babaniego pozostali dla doglądania go W chorobie. Złączyliśmy się

(9)

z koffilą przy źródle, gdzie czterdzieści osiem go­

dzin spoczywała. Podróżowaliśmy następnie przez dziewiętnaście dni po stepach, nim przyby­

liśmy do Mooktara. Marabut przyjął nas z wiel­

ką dobrocią i dostarczył nam ryżu, całego wo­

łu, oraz innych żywności, przyrzekając odprowa­

dzić nas dokądkolwiekbyśmy żądali, i powrócić ztamtąd razem z nami. KofFila ruszyła w po­

dróż po sześciu dniach do miejsca zwanego Ar- w;an: ale Babani radził majorowi pozostać przy Mooktarze, dopóki zupełnego zdrowia nie odzy­

ska, czego major usłuchał. W kilka dni potein Babani um arł na dyssenierję, a Mooktar rozkazał zamknąć izbę w której się znajdowały bagaże je.

go i majora, dopókiby jego synowiec, po które­

go posłał, nie przybył z Tombuctu;. tym sposo­

bem majęr Dył zniewolony do opóźnienia odja­

zdu, aż do przybycia tego człow ieka, który na siebie długo czekać pozwolił. Przybywszy i za­

łatwiwszy się względem spadku po stryju swo­

im , ofiarował majorowi zawieść go z sobą do Tombuctu, Mooktar odpowiedział, że osoba podróżnego zbyt mu była drogą,, aby go miał do­

zwolić wystawiać na nowe niebezpieczeństwa, i że sam go tam zaprowadzi. Ale w krótcc po­

wstała zaraźliwa febra i Szeik um arł na nią.

Następca jego proponował, majorowi, iż go za­

wiedzie do Tombuctu i napo wrót za 1000 dolla- rów. Zezwolił na to major, mówiąc, iż lubo nic m iał pieniędzy do zapłacenia, wynagrodzi to je-

31

211

(10)

— 242 —

dnak wartością rzeczy które mu jeszcze pozosta­

ły, i w 15 doi po wysłaniu mnie miał się udać -w zamierzoną drogę.«

Zdaje się że napad Tuaryków I śmierć towa­

rzyszów' Araba , przeraziły go i skłoniły do po­

wrócenia do Trypolis z pierwszą wydarzoną kof- filą.

»Zaledwieiii zaczął odzyskiwać zdrowie, pisał P. Laing, i nawet ciała biednego Jakóba i majt­

ka znajdowały sic jeszcze przy mnie, kiedy ten człowiek ( H am et) , zapominając najprostszych, ludzkości obówiązkóyv, oświadczył mi że chce z Łoffilą powrócić do Tuat. Zezwoliłem na to : i w istocie nie mogę naganiać tych ćo się chcą u- chronić niepomyślnych wypadków. Proszę cię więc usilnie abyś mu dalej iść pozwoliła. Da­

łem mu jednego maherri i żywności, żeby so- hie jak sułtan podróżował.«

Arab miał również list od Mooktara do Bas- hawa trypolitańskiego, donoszący o napadzie zbójców, o śmierci Babaniego, oraz służących ma­

jora i o jego chorobie. Konsul angielski, nie odbie­

rając żadnej wiadomości od podróżnego, udał sie do Paszy, aby ten wysłał kurjerów we wszy­

stkich kierunkach, dla otrzymania objaśnień o osobie zięcia jego. Wysłany do Gadainis, przy­

wiózł 20 lutego 1S17 listy do Paszy i konsula, donoszące, iż Tuaryk pewien widział jednego z Synów Mooktara w T u ał, i że ten mu powie­

d z ia ł, iż inajor Laing znajdował się w Toinbu-

(11)

clu i by ł w dobrem zdrowiu. Dla zaspokojenia obawy konsula , Pasza udzielił mu kopjl sześciu listów, które pisał do 'rozmaitych osób w tym przedmiocie. D. 31 marca minister Paszy,, okazał konsulowi niektóre odpowiedzi jakie pan jego ode-, brał. Zawiórały one wiadomość, iż chrześcjanin przybyły do Tombuctu z synem iWooktara, został zamordowany; źe kiedy Fellatasowie opanowali Tombuctu, żądali aby chrześcjanin został odda­

lony, zagrażając zrabowaniem miasta w przeci­

wnym razie; że mieszkańcy ułatw ili w ówczas jego ucieczkę, i dali mu przewodnika, który go.

doprowadzić miał do Barbaroa; lecz Fellataso.- wie dowiedziawszy się o tem dogonili go i zabi­

li. Tęż samą prawie powieść powtarzali wszy-, scy mniemani korrc&pondeti.ci Paszy, i na tej to.

zasadzie dziennik paryzki Gwiazda umieścił długi artykuł, który następnie inne pisma prze­

drukowały.

Wszelako niektóre okoliczności wzbudziły W P. Warrington podejrzenie, że Pasza go zwodził, i że zmyślił tę powieść zgodnie z niektórymi z poddanych swoich, dla otrzymania od rządu an­

gielskiego zapłaty za doprowadzenie bezpieczne majora Lainga, tak jak otrzymał za PP. Oudncy, Glappcrton i Denham. Podejrzenie to stwier­

dziły doniesienia niektórych kupców z Tuat przybyłych do Murzuk, którzy powiadali, żc po­

dróżny angielski zostawał wolny i w dobrem zdrowiu w Tombuctu. Osqby składające koOfilę,

(12)

przybyłą z Gadamis d. 18 lipca, zaprzeczały ró­

wnież izby Laing miał być zabitym, i utrzymy­

wały że wiadomość ta jest bezzasadną.

Dziennik francuzki nie przestał wszelako po­

wtarzać opisu zamordowania majora , przydając nowe szczegóły, które miał posiadać jak tw ier­

dził od ministra Paszy Trypolitańskiego. Prze­

czytawszy artykuł ten P. W arrington, prosił Paszy, aby zapytał się w tyin przedmiocie mini­

stra swego, a ten zaprzysiągł, źe nic podobnego nigdy nic powiedział, i ze nawet nie wierzył nigdy tym smutnym wiadomościom jakie sic ro­

zeszły w Trypolis.

Tymczasem, na żądanie konsula, który trwał w mniemaniu iż Pasza lub minister jego nie po­

stępowali z dobrą wiarą w' tem zdarzeniu, i żc przeszkadzali dojściu jakiejkolwiek wiadomo­

ści o majorze, naczelny dowódzca eskadry na srodzicmriein morzu wysłał do Trypolis okręt, z oznajmieniem Paszy, iż ponieważ major Laing przedsięwziął podróż za jego zezwoleniem i pod jego zasłona, przeto na niego spadała odpowie­

dzialność wszelka za jego życie, lub przynajmniej, że powinien uwiadomić z jakiego by przypadku zginął podróżny, i postarać się o zwrot jego rze­

czy i papierów. Zdawało się iż zagrożenie to osiągnęło żądany skutek, ponieważ konsul pisał d. 20 listopada 1827, iż Jego Wys. wysłał dwie osoby do Tombuclu, dla przekonania się na miej­

scu ó wszystkich szczegółach dotyczących Lain-

(13)

— 245 —

ga, dla udzielenia mu pomocy g d y b y jej potrzebo­

w a ł; lub gdyby nie ży ł, jak twierdzono, dla o- debrania papierów * rzeczy jego. Rezultat tej missji nie jest jeszcze wiadomy. Tymczasem dzienniki nie przestają donosić smutnych szcze­

gółów o losie majora. Co do nas, nie widzimy innej pobudki do prajępiszczenia smutnego wy­

padku , jak długie milczenie m ajora, i tę okoli­

czność iż juz dawno żadnych nie żądał wexlów od teścia swego; lecz dwie te okoliczności nie są jeszcze same stanowczeini. Nie ma już teraz wątpliwości o napadzie Fellatasów » zdobyciu Tom buctu; ale o śmierci Lainga donosiły tylko listy które minister Paszy m iał odebrać. Jedna z osób zapytywanych przez konsula powiedzia­

ł a , iź za ich wejściem do miasta , major ode­

brał rozkaz opuszczenia g o , a Szeik Habeek powiadał toż samo, przydając padto , iż zamia­

rem Lainga było naprzód udać sie do T u at, lecz ze następnie postanowił puścić się aż-do Bam- balra w towarzystwie jednej tylko osoby, i że m iał jak mówiono przybyć do Sansanding nad brzegami Nigru. Opowiadanie osoby trzeciej, to jest Abdulaha Benhahi, zgadzało się z tćm co dwie pierwsze mówiły. Twierdził o n , iż kiedy opuścił Tombuctu w czerwcu, jeszcze tam major się znajdował. Jeśli wiadomość którą tu przytoczymy jest prawdziwą, wyjaśni ona dla

czego major nie zgłaszał się o pieniądze.

Konsul angielski w Tangierze, P . Douglas

(14)

będąc w Anglji, odebrał d. 20 września 1827 list bez daty od naczelnego ajenta handlowego cesarza Maroku, w którym donosił mu tenże, iź gdy minister cesarza pytał się pewnego naczel­

nika przybywającego z Toinbuctu, o wiadomo­

ści względem przyjaciela swego , któremu posłał 980 liwrów dla pewnego chrześcjanina ( Belzo- niego), naczelnik ów odpowiedział iż chrześcja- nin ten przybył i pieniądze mu oddano; źe po­

dróżny tenże przepędził czas jakiś w Tombuctu, na zdejmowaniu planów i zbieraniu wiadomości, poczem udał się z karawaną Arawańską, i ze nie­

długo rozeszła się pogłoska w Tombuctu, iż zo­

stał zabity przez ludzi z karawany, których ścią­

gnął na siebie podejrzenie, zdejmując plany wszędzie którędy tylko przechodził.

Teraz zupełnie juz jest pewną rzeczą, iż Bel- zoni wysłał za pośrednictwem .ministra maro­

kańskiego 200 liwrów do Tombuctu; a jeśli pra­

wda że Lai'ng otrzymał te pieniądze, pokwito­

wanie z nich które miało być przesłane mini­

strowi, będzie mogło objaśnić tajemnicę losu te­

go wędrownika; ale wiadomość ta nie zasługu­

je na większą wiarę od innych, ponieważ wia­

domo je st, iź Arab, równie jak Maur, nigdy nic nic opowiada żeby nie przydał jeóś zmyślonego.

Co do podejrzenia względem intrygi w celu przejmowania wiadomości i rozgłaszania okro*

pnych doniesień, Trypolis jest miejscem bardzo stosowućm do wykonania .podobnego projektu.

(15)

Koffile z Sudanu i Bornu przejeżdżają wszystkie przez Gada mis i Murzuk, leżące na dwóch naj­

dalszych krańcach kraju Paszy; a ten w kaźdem ztych miast utrzymuje sekretnych ajentów. Kie­

dy '? . Warrington dowiedział się o zamiarze P.

Clapperton, udania sic z Saccatu do Bornu, na­

pisał do Szeika tego ostatniego miejsca, zawia­

damiając go o tein. Szeik odpowiedział, iż mi­

ło mu będzie widzieć podróżnego tego, i że wszel- kiemi środkami jakie od..niego zawisły, będzie dopomagał spełnieniu zamiarów jego. Od tego czasu Konsul pisał kilkakrotnie, żadnej nie otrzy­

mawszy odpowiedzi, ponieważ jak twierdził człowiek z Trypolis, którego P. Tyrwhitt wziął do służby, Mukni, rządca Murzuku, nienawidząc cy chrześcjan, zatrzymywał wszelkie listy P.

W arrington do Elkam i, i Szeika tego do Konsula.

Wiadomo nadto z pewnością, iż z Trypolis pisa­

no list do tego naczelnika, w którym wyrażono:

»że dawniej Mahometanie uważali go za prawdzi­

wego M arabuta, za człowieka nieskazitelnego;

lecz że teraz inaczej o nim trzymają; nie dziw nawet że Bóg odmawiał deszczu krajowi jego, kiedy on okazywał się przychylnym tym psom chrześtfjanom.« Szeik odpowiedział, iż dopóki chrześcjanie płacic będą za przedmioty jakich iin dostarcza, i dobrze z nim postępować nic prze­

staną, nie odmówi im obowiązków gościnności;

źe z resztą, gdyby mu kara niebios z,tego powo­

du miała zagrażać, dziyyną jest rzeczą dla cze-

(16)

go Bóg nie ukarał dotąd ludu Trypolitańskicgo, który pozwalał przebywać między sobą mnóstwu chrześejan. Pasza odebrał później mocne wy­

rzuty za te gorszące postępki; przerażony więc tern, wszystkiego zaprzćć się postanowił.

Część dziennika Lainga która przyhyła do Biura.- osad, kończy się na wyje^dzie jego z Ensala; lecz jeśli, o czein nie wątpimy, dostał się aż do Tom- buctu, postrzeżenia jego nad miastem którego je­

szcze żaden Europejezyk przed nim nie zwiedził, będą nader zajmujące i ważne. Można wnosić, iż Tombuctu jest tylko nagromadzeniem domów glinianych; lecz ponieważ jest to właśnie miej­

sce wielkich jarmarków centralnych Sudanu, i że prócz tego ma leżćć, jak się domyślają, w są­

siedztwie sławnej rzeki, ipragnąćby należało, a- by dalszy ciąg dziennika tego nie został zatra­

cony.

Co do innych podróżnych, PP. Clapperton, Pe- arce, Morrison i Dickson, okręt królewski Bra-

!*ere wysadził na ląd trzech pierwszych dnia 2§- listopada 1825 do Badagry, w odnodze Beniń- skiej leżącej, wysadziwszy P. Dicksoh stosownie do jego żądania na wybrzeże Wydah. Król Ba- dagry przyrzekł podróżnym angielskim pomoc , i protekcję, tak daleko jak wpływ jego się rozcią­

gał, to jest aż do Jannah, niedaleko granic Kró­

lestwa Hio albo Eyeo, pod 6° 56" szer. pół. te­

goż południka co Lagos. Przebiegli tę część kra­

ju pieszo, i dotarli da Jannah 18 grudnia; ale

(17)

— 249 —

ten pochód przedłużony przez gęste i wilgotne lasy m iął szkodliwy wpływ na zdrowie podró­

żnych. Kapitan Pearce um arł 24 grudnia po kro­

wiej chorobie.— AV kilka dni później, Dr. Mo- risson zachorował również, i postanowił podług zdania Clpppertona powrócić ku wybrzeżu, do­

kąd kupiec pewien P. Hutson, który ofiarował się towarzyszyć im aż do K atunga, chciał dla jego towarzystwa powrócić; lecz zaledwie dosta­

li się do Jannali, doktor pożegnał się z tym świa­

tem. P. Hutson oddawszy mu ostatnią przysługę, doścignął Clappertona. Odległość przedzielająca Jannali od Ratungi, stolicy, Juribo, ma wyno­

sić jak mówią 33 dni. Podróżni nasi udali się na­

stępnie ku temu ostatniemu miastu, przez górzy­

stą lecz zyzną okolicę, w romantycznein położe­

n iu , powszechnie uprawną i okrytą miastami i wsiami, których mieszkańcy przyjmowali ich * życzliwością, kiedy tymczasem naczelnicy udzie­

lali im gościnności i okazywali wszelkie względy.

Zdaje się iż kraina ta nie musi być wcale zamie­

szkana przez Mahoinctanów.

D. 27 lutego 1S26, Clapperton pisał z Katun- gi; m iał on zamiar udać się z tamtąd do Saccalu przez kraj Y uri, chcąc tam prosić sułtana Bello, aby go kazał odprowadzić do Tom buctu, z kąd dostałby się do Adamowy, a na^oniec do Bor- nu okrążając jezioro Tsad. P. Hutson, który po­

wrócił sam na wybrzeże bez doznania najmniej- zej przeszkody,, opowiadał, iż 4 marca Clappcr-

32

(18)

łon wyruszył * tego miasta w zamiarze prze­

bycia kraju Borgho i dostania się do Y uri, i ze przed opuszczeniem jeszcze Kattungi dowiedział się o przybyciu jego i o odjeździe do Yarro pro­

wincji tegoż królestwa. Król wyszedł naprzeciw niemu na czele 5 lub 600 konnych, przyjął go uprzejmie, dostarczył obfitej żywności, i wszyst­

kiego czego do podróży potrzebował. Clapperton m iał udać się następnie do Wawy,. odległej o 4 dni od Yarro.

Tymczasem P. Dickson, którego zostawiliśmy na wybrzeżu Wydali, spotkawszy szlachcica por­

tugalskiego nazwiskiem Souza, który przez cźas niejaki baw ił w Aboiney przy królu Dahomy, nakłonił^go do powrócenia z nim do tego mia­

sta, z kąd zamyślał dostać się do Saccatu. Da­

homy przyjął ich najżyczliwiej i przyrzekł Panu Dickson pomoc i protekcję aż do Shar, miasta nad granicą królestwa jego o 22 dni od Aboiney lezącego. 7 Wyruszył Dickson z tego miasta 31 grudnia, w. nadziei że stanie w Shar przed koń­

cem stycznia, a kupiec pewien z wybrzeża na­

zwiskiem James, pisał z Wydah, że tam przybył w istocie, w bardzo dobrem zdrowiu, i udał się zaraz do Yuri, tjlko o 5 dni od Saccatu leżącego.

Przydawał nadto, o czćm dowiedział się z pe­

wnością, że Clapperton przybył dó stolicy Fel- latasów, do swego dawnego przyjaciela Bello.

Ale tutaj kończą się wszelkie wiadomości, ja ­ kie można było otrzymać o losie tych podró-

(19)

— 251 —

źnych. Dwa lata upłynęły w tej niewiadomości, kiedy w lutym 1828 ujrzano przybywającego do Badagry służącego Clappertona i murzyna Pascoc„

którzy od dziewięciu miesięcy opuścili Saccatu.

I Służący ten, który zdaje się być bardzo pojętnyr opowiada', iz pan jego um arł na dyssenterję \r tem mieście 13 kwietnia 1827 po całomfesię- cznej chorobie. Zdaje się iż Bello nie dotrzymał n u słowia we wszystkiem co mu przyrzekł; że zagarnął przemocą podarunki przeznaczone dla Szeika Bornu, i nawet otwierał listy do tegoż pi­

sane. To postępowanie, tak odmienne od tego jakiego oczekiwał Clapperton, mocno go zasmuci­

ło , i jeśli1 dać mamy wiarę służącem u, przyspie­

szyło śmierć jego.

Typiczasem, nie bez pobudek, Bello zmienił postępowanie swoje. Przypomnijmy sobie', że Denham dał Szeikowi w Bornu kilkanaście rac kongrewskrch, których ten użył w wojnie prze­

ciw sułtanowi Bello* dla spalenia miasta jedne­

go Fcllatasów i przerażenia mioszkańców. Bel­

lo powiedział mu jeszcze, iż go ostrzegli ludzie gocjni wiary, aby się m iał na ostrożności prze­

ciw Anglikom, którzy dostaną się do jego króle­

stw a, ponieważ ich celem było jedynie szpie­

gostwo.

Dziennik Clappertona z powszechnym ukon­

tentowaniem został przywieziony przez jego słu­

żącego. Zawiera on opisanie całej podróży je ­ go z Badagry do Saccatu, przez góry Kung i o-

(20)

pisanie miast Ratunga, W awa, Berghoo, Boosa, ( gdzie Mungo Park rozbił się i został zabity), Nyfe, albo Noufe, Turi i Rano. Oznacza poło­

żenie kilkuset m iast, miasteczek lub w si, i za­

pełnia tym sposobem przerwy jakie miały miej­

sce w jeógrafji środkowej Afryki północnej, od Trypolis aż do odnogi Benińskiej. Opis ten ma być pod prassą.

Co do P. Dickson, o którym nic nie było słychać w Saceatu, równie jak i na wybrzeżu, obawiać się należy, czy również nie padł ofiarą zaraźliwego klimatu Afryki, lubo pnzyjaciele je­

go utrzymują zawsze że jeszcze powróci. Pomi­

mo tych smutnych rezultatów, które zdaje się iż powinnyby odstręczyć od przedsięwzięć tegio ro­

dzaju , zapał do odkryć nie ostyga, i za każdą nową ofiarą która pada, nowi kandydaci spfe- szą natychmiast zapełnić próżnie jaka powstała.' Do tych wszystkich o których wspominaliśmy, przydać jeszcze należy syna sławnego Mungo P ark a , który wypłynął na okręcie Sybilla, aby udać się na wybrzeże ^ sam , pieszo, ku miej­

scu w którem-zginął ojciec jego, dla otrzyma­

nia nowych szczegółów o okolicznościach jakie śmierci jego towarzyszyły. Opuściwszy A cra, dostał się do Yansong stolicy5 Acquimbo o 140 mil od wybrzeża , gdzie krajowcy obchodzili u- roczystość Yam, (zob. Nr. 20 k. 111 Rolumba). Aby być świadkiem ich obrzędów religijnych nie bę­

dąc widzianym, ukrył sie na świętem drzewie

(21)

— 253

(fetich trec), do którego krajowcy nie śmieli się zbliżać, i zostawał tam przez kilka godzin wy­

stawiony na upał słoneczny. -Widziano go , jak mówią, pijącego wino palmowe. Spadł później z gałęzi jednej na ziemię i żalił się na gwałto­

wny ból w głowie. Wieczorem jeszcze napadła go gorączka, a we trzy dni um arł (31 paździer­

nika 1827).

Skoro tylko król Akitto dowiedział się o zgo­

nie jego, rozkazał aby wszystko co po nim po­

zostało, przyniesiono do jego domu, i w ysłał na­

tychmiast posłańca do Acra, któremu kazał przy- siądz na głowę ojca, iż spać nie będzie dopó­

ki nie dopełni celu wysłania swego, to jest nie zawiadomi rezydenta angielskiego o śmierci Par­

ka, donosząc mu że wszystkie rzeczy tegoż zo­

staną mu przesłane, co ten wykonał z najści­

ślejszą wiernością. Mungo - Park by ł to młody officer pełen zapału i energii, obiecujący naj­

piękniejsze nadzieje. Zdrowie jego było naj­

wyborniejsze; lecz jak większa część współziomków jego, zbyt zaufał silnemu składowi ciała. Roz­

puszczono także w owym czasie w ieść, że zo­

stał otruty; ale to podejrzenie najmniejszej nic ma gruntowności.

Spodziewamy się iż na przyszłość położony bę­

dzie kres ofiarom życia tak drogiego tylu osób, poświęcających je na rozpoznanie ląd u , który, prawdę mówiąc, mało zawiera rzeczy godnych

(22)

znajomości, ale który jest siedliskiem niewoli, widownią, zbrodni i nędzy o których bez zadrze- nia pomyśleć niepodobna, i który staje, się gro­

bem wszystkich Europejczyków co tam dostać się usiłowali; kraju nakoniec, w którym nieskoń­

czona liczba małych despotów prowadzi między riobą zażartą wojnę, w jedynym celu zagarnienia pierwotnych mieszkańców tej nieszczęsnej ziemi, aby ich wiecznej poświęcić niewoli. Płody han­

dlów# tych krajów są małoznaczne; bo dwie trzecie części ziemi wewnątrz kraju są 'stepem jałow ym , zaledwie zdolnym wyżywić rozbójni­

cze hordy które się w nim ukrywają. Odkrycie przez Mungo-Parka rzeki płynącej w kierunku przeciwnym temu jaki jej przypisywano w cza­

sach nowszych, a którą innicaiano być Nigrem 1 starożytnych, nadało tej rzece znakomitość, do której, jak się teraz zdaje, mało miała prawa, pod względem kierunku , szerokości i długości biegu* Podług wszelkiego podobieństwa, kieru­

nek jej ku wschodowi nie przedłuża się zaTom - buctu; a jeśli dosięga gdzie morza w odnodze Benińskiej, co jeszcze jest wątpliwem, długość całkowita jej biegu nie przechodziłaby 2,000 mil (ang.), kiedy tymczasem szerokość jej pod Noose wynosi zaledwie dwie trzecie części Tamizy, niedaleko mostu Westminśterskiego. Z resztą, py­

tanie to, czy wpada w odnogę Benińską, nie mo­

że być długo nierozwiązanem. Łatwe i częste kominunikacje, które odbywać się będą z rzeka-

(23)

— 255 —

jni tćj odnogi, za pomocą nowćj osady Fernan- do-Po, zachęcą zapewne którego z ajentów han­

dlowych do udania się pod wodę rzeki Benin, o 200 lub 300 mil za Gatto; i tym sposobem pro*

blcma będzie rozwiązane.

Clappcrton sam jeden ma zasługę z dostania się w czasie dwóch kolejnych missji swoich, do samego serca Afryki północnej , z Trypolis do odnogi Benińskiej i od brzegów jeziora Tsad az do Saccatu. Ziemie na wschód jeziora tego le­

zące były prawic zupełnie nieznane; ale F ran­

cuz pewien, nazwiskiem Linan, użyty przez To­

warzystwo afrykańskie, dostał się płynąc pod wo­

dę bardzo daleko powyżej Bahr-el-Abiad, i udał by się był dalej, gdyby zbyt mała woda rzeki w porze posuchy, nie była go zmusiła do zatrzyma­

nia się w miejscu gdzie rzeka ta rozlewa się na wielkiej przestrzeni ziem i, ponieważ łódź jego,' taż sama na której katarakty Nilu przebywał, zbyt wiele już nabierała wody. Być może także, iż wypłynął z głównej gałęzi, i nie mógł do niej nazad w płynąć, lecz, cóżkolwiekbądź, wędro­

wnik ten przypuszcza że ta rzeka wypływa zje- ziora Tsad. Spodziewa on się wznowić badania swoje podróżując lądem, na wielbłądzie. Opisuje brzegi Bahr-el-Abiad, jako zyzne, dobrze upra­

wne i obfitujące w bydło. Nie wspomina w'cale aby m iał doznać'przeszkód jakich ze strony kra­

jowców. Jeśli mu się uda dostać aż do Tsad, * odkryć tyin sposobem kommunikację wodną z Ni-

(24)

le m , n ie tylko oznaczyć będziemy m ogli w iele p ołożeń jeografieznyCh, ale poznamy nadto je ­ szcze to wszystko co m oże być godnem pozna­

nia w tej ziem i niew oli, chorób i śm ierci.

xra.

WYPIS] zd z i e n n i k a p o d r ó ż y o d b y t e j W ROKU 1828, celu zwiedzenia celniejszych

W Europie zakładów) dobroczynnych i więzień, przez E u s t a c h e gó “'M a ry 1 s k i e g o M ag.

U niw. łVarszawśkiegó.

(D alszy ciąg.) ' ,

. -Droga przez m iasta D e w e n te r, Z woli', d^ o sa -"

- dy ubogich w Fredfcriks-Oórd i OirinWcha&s —*

Wi^doippść o tyęb ,ł)sa«iac]ł>TT“ Okolice, miasta De­

wenter— Miasto Arnhem — O wigziejifn inkwizy- cyjnćin tąin będącein-- Potvrót do Nimegi •— Po­

dróż statkiem parowym do Rotterdamu.

I # u ; g A i|»-A -«■.**,!// >:

Tą samą drogą którąsmy przyjechali''

stełdamu', udaliśmy się aż do Utrechtu.— Mi-,., nąwsźy to iniasto, zmienia się, zupełnie okolica:

zamiast tych zachwycających swoją, pięknością ogrodów', ukazują sic zewsiąd smutne piasczy- .- ste ^łasczyzny —- Jepno z większych m iast, by­

ło mia^o JDewereżer, .połoźóne ną prawym brze­

gu rzeki. Isseli, znane z slwoich wyrobów żela-

(25)

— 257 —

znyeh, które są pożądane w całćj Holandji i w Niemczech. — Tutaj zmuszeni byliśmy opuścić dyliżans, i odtąd ' doświadczaliśmy wszelkich nieprzyjemności podróży., Wystawiony _na zdzier- stwo Holendrów, którym przed innymi narodami 1 należy się w tej mierze pierwszeństwo, podró­

żny minio nadzwyczajnej drogości, nie znajduje żadnej wygody, a nadto ‘często odbiera dowody nicgrzeczności od tamecznych mieszkańców.—

O kilka godzin od Dewenter, leży miasto Zwoll, niegdyś w olne, mające wielkie przywileje; do­

zwolone mu n.Twet było bicie monety. Dziś li­

czy do 14,000 mieszkańców. W bliskości Zwol- lu istniał niegdyś zakon Augustjanów, pamiętny z tego iż w nim przez lat 64 pfscmieszkiwał To­

masz a K em p is, sławny filoz-of Chrzcścjański, którego surowa i szczytna moralność, tak prze­

ciwna słabościom człowicka, .trudną jest do za­

stosowania w życiu.

Minąwszy nie wielkie miasta M eppel i Heen~

wyk , przybyliśmy do Ofcady Ubogich w Fride- riks - Oord. — Cała ta droga przechodzi przest ziemie okrytą wrzosami i zupełnie nieurodzaj­

n ą ; z tej przyczyny wiele napotykać można o- dłogów. W takiej to ziemi leży wspomniona o- sada. Widać-jednak , iż uprawa znaczną usku­

teczniła w niej zmianę. Osada Frederiks-OorĄ, Colonie librę nazw'ana, najdawniejsza i naj­

większa, przeznaczona jest dla rodzin ubogich.

Inne w pobliskości jej osady są:

33

(26)

1. 'W Ommeschans ( Colonie de repression) za­

łożona dla żebraków i tułaczy, przymuszonych najwięcej do uprawy roli.

2. Osada w Veenhuizen, w której sieroty, dzieci biedne i opuszczone rolnictwem się zaj­

mują.

3. Zakłąd- w W a l e m , jest instytutem zajmu­

jącym się wychowaniem starszych dzieci.

Ogólna, liczba osadników w północnych pro­

wincjach wynosi przeszło 7,000 ludzi__ Osada Frederiks - Oord leząca pod miasteczkiem Sten- wyk, w prowincji Oweryssel, jak wspomniałem, najdawniej założoną została. Uważają ją za naj­

celniejszą. O niej to najwięcej pisano, i otrzy­

m ała tak wiole pochwał od wielu autorów, cho- fciaż najmniej na nie zasłużyła (*).

(*) Z w iedziliśm y na w zór tej osady założoną o trz y ttiile od H am burga w H olsztyńskiem osadę-nazwaną F r e d e ­ r i k s - G a b e . Sam e p iask i i stepy ją p o p rz e d z a ją , i na ta k ic h g ru n tach n aw et ona sama leży . Z ałożycielem jej je s t Baron L a w e t z — Istnieje ona od roku 1851 > uposa- io n a od swego założyciela , i od króla , k tó ry darow ał na je j korzyść ziem ię. Na dw adzieścia ro d zin p rz e z n a c z o n a , lic z y dziś ty lk o 1 8 .— P ię k n e dom y, ła d n e o g ró d k i, podo­

b ać się m uszą na pierw szy rz u t o k a ; — ale m y p rag n ę.i- smy poznać ż b lisk a sta n j e j , i w pływ na ogół m ie­

szkańców . Z tą d p rzek o n aliśm y s ię , -ii w niczem nie za­

sługuje na zaletę* W m ieszkaniach osadników n ie widać bynajm niej biedy; z k ą d ie to pochodzi?— Oto iż d o tą d n ie - ty lk o nikom u nic nie opłacają, ale naw et rz ą d dopłaca jeszcze rocznie na u trzy m an ie osady 4,000 z łł. Dozwolono im n a ­

(27)

— 259 —

Dziś składa się z 300 domów porządnie zabu*

wanych. — Każda rodzina ma oddzielne pomie­

szkanie oraz 3£ morgów holenderskich gruntu i dwie krowy. Cała osada posiada łąki wspólne, równie jak kopalnie torfu na własną potrzebę.

Osadnicy trudnią się uprawą żyta, tatarki, ko­

niczyny, najwięcej zaś sadzą kartofli. — Grunta nie śą bynajmniej własnością osadnika; każdy jest tylko prostym wyrobnikiem i odbiera zapła­

tę za płody które zbierze i odda. Fainilja je*, dna składtfć się powinna z sześciu osób, a gdy tej liczby nie dostaje, dodają jej sieroty.

Fainilja każda ma xiąźkcs w której zapisują na jej rachunek:

1. Wartość pienięiną płodów na jej gruncie zebranych.

- h . Zarobek za pracę koło własnego, lub cu­

dzego gruntu łożoną.

w et pracow ać albo n i e , p o d łu g upodobania. Ja k iż więc je s t cel tej osady ? — Me zapobieżenie u b ó stw u , b o n a ca­

ły k ra j D u ń sk i, gdzie jest tyTe^nęd-sarzy, je st ona niedo­

s ta te c z n ą , aby jej skurkiein m iału b y ć zm niejszenie u bć- 6tw&; — nie wzniesienie rolriiclw ą w tej częsci k raju , bo dopiero 5 część ziem i im przeznaczonej uprawiono osa­

d nicy nie u trz y m u ją w cale koni do u p r iw y g ru n tu j ale rz ą d cztery na. u ż y te k w szystkich tp rzeznacza. "'Osada" ta dopóty wznosić się może, dopóki żndnysh nie b ęd zie zna­

ła opłat. M im o te g o , z pierwiUstkowego zpkłactu, 1 os'Uiitt ty lk o d zisiaj znajduje się osadników.

P rz y p . A u tora. V

(28)

Na dług zaś j e j:

1. Żywność pobieraną, odzież i t. p.

2. Złotych hol-. 50, jako czynsz z gruntu.

3. Należytość za pracę przez innych około gruntu podjętą.

Mają oni swoją oddzielną monetę papierową.

Corocznie robią z niemi ojiólny obrachunek, po którym, to co im się więcej należy nad złł. 50 pobierać winni brzęczącą monetą; wypadek ten jednak nie ma tu miejsca. Za dobre sprawo­

wanie się otrzymują m edale, które noszą na su­

kni ; źli wysyłani są na poprawę do osady w OmmescKans. Znajdujesię także oddzielna szko­

ła dla dzieci.

Mniemanie powszechne, żę osadnicy mogą się

*tać z czasem właścicielami gruntów przez nich dziś uprawianych, spłacając pierwotny kapitał włożony przez Towarzystwo, jest niepodobne do prawdy. Łalwo bowiem na mićjscu z wia­

domości zasiągnionych od przełożonego i z ra­

chunków przekonaliśmy się , że nietylko nigdy.osa­

dnicy nie są wstanie zwrócić złł. 50 hol., które są procentem od pierwiastkowego zakładu złł. 1,700 na każdego pojedynczego osadnika wyłożonego, ale nadto, towarzystwo dopłaca każdemu £ nich po 20 s ł ł . — Wątpię nawet, gdyby ich uwolniono od wszelkiej opłaty, ozy i tak byliby w stanie utrzymania się z ziemi, którą sobie wydzieloną m ają.. W takim stanie rzeczy upada ta najwięk-

*za korzyść jakąby przynosić mogły podobne o­

(29)

— 261 —

sady, .to jest zwrócenie towarzystwu w pewnym lat przeciągu kapitału i zamienienie osadników w posiadaczy tych gruntów które uprawiają.

Nie wiem, czy pod uincmi wzglądami zasłu­

gują na zaletę podobne osady ubogich jak w Frederiks -O ord.— Nie mogą one nawet stać się dostatecznem zachęceniem do pracy, do oszczę­

dności, bo osadnicy są pewni, ze skoro nie będą w stanie utrzymania się i opłacenia naznaczo­

nej im kwoty, Towarzystwo znowu dopłacać b ę­

dzie.— Przyzwyczajają się nawet do pewnego ro­

dzaju zbytku, dostając odzież zbyt kosztowną jak na ubogich, i zamieszkując domy, których wewnętrzna ozdobność, jak sami przekonać się mieliśmy sposobność, nie dozwala przypuścić, aby były schronieniem ubogich (*).

Niedaleko od Frederiks - Oord leży kolonja w Ommeschanś (Colonie de repression), której inny cel zupełnie jest aniżeli pierwszej kolonji. Gmi­

ny albowiem przysyłają tu ubogich i płacą od jednego po złł. hol. 30. Przysłany człowiek zostawać tam musi 'przynajmniej przez dwa lata.

Aby zaś mógł być uwolniony, musi wprzód za­

robić sobie złł. 25. Możę wszelako wcześnićj uzyskać wolność, jeśli sprawowaniem się swo- jćm szczególniej między innymi się odznacza,

(*) T rafn e uw agi o kalonjach ubogich, p rz e z H rabiego S k a rb k a p o d a n e , um ieściły D z ien n ik i P a r y s k ie . Szkooa ze dot^d nie czytaliśm y ich w źadnein z pism krajow ych.

P rz y p . A utora.

(30)

chociażby nawet tylko 12 złł. holenderskich za­

robił.

Głownem zatrudnieniem tych osadników jestu- prawa roli; mała tylko ich liczba wyłącznie pracu-, je w fabrykach.

Pod względem zarobku, podzieleni są na trzy k i assy. w pierwszej umieszczeni zarabiają 3 0 centimów, w - drugiej 25, w 3ciej 20 tylko dzień*

nie. Z tego y obrąfcają na k ap itał— 4-,na szpi- --'tal w czasie choroby — a y na zakupienie po­

trzebnych sukien. Znajdował się tu dawniej iiiłyn deptakiem zwany; został jednakże zniesio­

ny, z nader słusznego powodu, ponieważ nie należy nigdy ludzi zniechęcać do pracy, inaczej przymuszeni by byli do szukania wszelkich spo­

sobów wyłamani^ się od niej i szukania w wy­

stępku łatwiejszego sposobu utrzymania się. Osa­

dzeni tutaj, jak nam powiadał przcłożopy, przy­

wykli tak są dalece do pracy, iz obawiają się świę­

ta , już to dla (tego że muszą zostawać w zam­

knięciu, już to ponieważ cała ich usilność zwro- cona jest na to , aby jak najprędzej uzbierali ma­

ły kapitał, który im dopiero dozwala uzyskać uwolnienie z tego miejsca poprawy.

Zwiedziliśmy gmach obszerny, który zamię- szkują, równie jak ich warsztaty, izby sypialne, aptekę, szpital, i t. p. Wszędzie panuje czystosę i porządek godne uwagi. Kobiety oddzielone są zupełnie odinęzczyżn; dzieci zaś do lat ośmiu tylko zostają przy matkach; po czem hywają od-

(31)

— 263 —

osobnione, i wówczas uczą się w szkole podług metody L ankastra urządzonej. Ubodzy mają tu także sklep oddzielny, oraz pieniądze żelazne i miedziane. W nim mogą nabywać różnych artyku­

łów żywności i napojów , oprócz trunków mo­

cnych. Instytut ten na sprawiedliwą zasługuje pochwało. Szkoda, że dotąd wiocćj na niegb nie zwrócono uwagi; większe on bez wątpienia ma do tego prawo, aniżeli kolonja ubogich w F te- deriks-Oord. Cel jego jest chwalebny i pożyte­

czny; dają w nim bowiem poznać ludziom zba­

wienne skutki pracy i oszczędności. Wychodzący z tąd ubogi, przekonany własnćin doświadczeniem o korzyści pracy, p siadając nadto mały kapitał, który inu ułatw ia sposobność zajęcia się jakiifi przcmysłowein zatrudnieniem, staje się użyte­

cznym członkiem społeezności, będąc wprzódy jćj ciężarem.

Jest to moje najlepszy środek zmniejszenia już istniejącej nędzy, a przynajmniej skuteczniej­

szy pod każdym względem od domów zarobko­

wych, które, jak przekonaliśmy się, najwięcej chy­

biają celu swego. W podobnym zakładzie istnieją­

cym w Berlinie, tak dalece się zapomniano, iż ubo­

dzy i nędzni starcy, oraz włóczęgi, nikczemniej są utrzymani w domu zarobkowym, aniżeli najwięk­

si nawet zbrodniarze w Spandau osadzeni (*).

(* ) T w ierd za S p a n d a u , w której ■wiezienie warowne się zn ajd u je, leży w bliskości B e r l i n a .

(32)

— 264 —

Wyjechaliśmy z Ommescfians, i aż do samego miasta Dewentęr, nie.widzieliśmy nic prawie co- by uwagi godnem było. Posępność miejsc tych jest przerażająca. Wszędzie widać najuboższą naturę: Zwiedzający te okolice nie może się zgo­

dzić, aby Holandja była krajem tyle przyjemnym ile nam go wystawiają w rozmaitych opisach podróży. Minąwszy Dewenter zaczynają się we­

selsze okolice; należą bowiem do prowincji Gel- d rji, która jest najpiękniejszą w H olandji, tak ze względu położenia,swego, jak z powodu ła ­ godniejszego powietrza, które ją odróżnia od in­

nych części tego kraju. Fortecę i miasto Z ut- phen poprzedzają zabytki dawnych okopów. Nad prawym brzegiem rzeki Isseli, w miłein bardzo miejscu leżące, miasto to istniało jeszcze za cza­

sów Rzymian.. Prowadzi do niego droga rozłoży- stemi zacieniona drzewami. Ukazuje się z obu stron wiele gajów, a pomiędzy niemi widać oka­

załe domy wiejskie. Napotkałem wjednem miej­

scu wieś dosyć znaczną, co się rzadko zdarza;

najwięcej bowiem domy stoją pojedynczo poroz­

rzucane. Okolice te obfitują w wodę, a do koła postrzegać się ,dają wzniosłe pagórki, uprawne i zbozem zasiane. Podobne to widoki szczegól­

niej zach wycają Holendra, który otoczony jest naj­

więcej samemi jednostajnemi nizinami.

Miasto ArnKem nad Renem , trzy mile od N i- megif 10 od JJtrechta odległe, zwabia zwykle

Dnią 14 lipca.

(33)

mieszkańców z różnych części kraju, którzy tam spieszą przepędzić lato. Okolice jego są bardzo przyjemne, i dosyć urozmaicorfe ód przyrodze­

nia. Sami) miasto' dobrze zabudowane, mieści kilka towarzystw uczonych, jako to: Towarzy.

stwo znane pod godłem Pratigue des arts, w r.

1803 założorte, które zajmuje się doskonaleniem młodzieży ubogiej, w malarstwie, budownictwie i innych nadobnych sztukach; Towarzystwo na­

uk przyrodzbnych, Rolnicze , oraz L ite ra tu ryt z godłetn: Prodesse eon am ur r

Znajdują się tu dokładne farbiernie; druki z tąd wychodzące są sławne h swojej piękności. - . W A rnhem zwiedziliśmy tamtejsze więzienie inkwizycyjne. Rozkład jego budowli jest dogo­

dny; przeznaczone zaś jest równie dla cywilnych jak dla wojskowych. Wszelako jedni od drugiclfi są oddzieleni. Miano tu również wzgląd na stan, i wiek osob. Osądzeni już zostają w oddzielnein zupełnie zamknięciu, w tenczas jednakże tylko kiedy się udają do drogi łaski. Dla badania ob-»

winionych, sędzia schodzi zawsze do więzienia.

Podobnych więzień w całej prowincji znajduje się ćztćry.

Podczas bytności naszej zasialiśmy, tam wie­

le dzieci. Mali ci zbrodniarze osadzeni''tu są najwięcej za kradzieże, które, potworzywszy nlic- dzy sobą, w tym celu związki, w różnych oko­

licach popełniali, Jakże zasmucający to jest w i­

dok, jak dolegliwa myśl sama, iż tak młode i- 34

Cytaty

Powiązane dokumenty

ny nigdy się nie zatrzyinującein.. Rząd' angielski dla tego nie chce £adnych w tym względnie robić u łatw ień , ponieważ tysiące Ben- gaiczy kó w tafc zwanych

dzi się do niego przez drzwi bardzo ozdobne i widzieć' ipożna naprzód B a lei czyli wielką sa­.. lę audjencjonalną, której dach utrzym ują słupy drew niane,

dobnej kosztowności, nie trzeba się dziwić sławie sztuki jego. O zwierciadłach zaś magicznych mamy yv dziejach dawniejszych i nowszych przykłady. Pita- gor miał

dnio przez afisze, a po wygranej w gazetach. O- prócz tego, wyścigi dają jeszcze pochop do u- lubionych temu narodowi zakładów za jednym lub drugim

Ztamtąd przez podłużne okienka może on widzieć jak się więźnie' sprawują przy robocie, iiic będąc sam od nieh widzianym- Nad całein podwórzem czyli

zentantem naszej wołowćj pieczeni, lecz wcale nie był do niej podobnym: b y ł to ogromny pięJ kny kaw ał tłustej wołowiny, nie upieczony ale rozparzony tylko,

kojów , stają się częstokroć dostępne w ten czas dopierr, kiedy sic przejdzie stajnię, która zajmuje d ó ł cały domu ; i nie trudno jest widzieć domy. * gliny

ra M agiore, mniej powabne i uśmiechające się.. Niedaleko miasta Arona wznosi się posąg Sgo Karola, który ma najmniej 36 stóp wysokości, i z odległości