• Nie Znaleziono Wyników

Kolumb. T. 3, nr 13 (1828)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kolumb. T. 3, nr 13 (1828)"

Copied!
46
0
0

Pełen tekst

(1)

t i j f c &■

P A M I Ę T N I K P O D R Ó Ż Y .

Wr 13. ,

Z PIE R W SZ EJ POŁOW Y LIPCA 1858 BOK O.

I.

WIADOMOŚĆ o ORMJANACH.

Ze w szystkich'chrześcjan mieszkających w Lc-

■wancie, Omijanie są najwięcej: pow ażani; skro­

mni w pokarm ach i napojach, wytrw ali w przed­

sięwzięciu, poczciwi, lubo zręczni w prowadzę-' niu interessów, stosujący się do zwyczajów i n ­ nych ludów, nie tracąc jednak właściwego so­

b ie 'c h a ra k te ru , Ormjanie wszędzie dobrze przyj', mowaui bywają. Osiedli oni w wielu miastach większych Apji i Europy, ale nie mając juz wła»

snćj ojczyzny, stali Się jak żydzi, obęymi wszyst­

kim krajom; dla tego ci co \y T urcji mieszka­

ją bardziśj za sek tę'jak za naród są uważani.

To cośmy o Ormjanach powiedzieli do tych tylko zastosowane być może, którzy się handlem trudnią; irini, żyjąc pod rządem barbarzyńskim ’

(2)

z natury więcej od Greków powolni, nie przywią­

zując się wcale do k ra ju , n ie _pragnąc naw et oswobodzenia swego, są niewolnikam i, łtó r z y jeden tylko przedmiot m ają na celu, to jest na­

bycie majątku. Jch język piśmienny nie jest w ca­

le ukształcony^ i rozumieją go tylko doktorowie;

nie mógł on naw et służyć do rozkrzewiertia pomiędzy nimi pierwszych wiadomości w n au­

kach i sztukach. Podobni Grekom, chylą się oni pod jarzm o, nictylko Turków , alo i w łasnych duchownych i najdziwaczniejszym poddają się przesądom.

Ormjanie m ają rozm aite zwyczaje, które cu­

dzoziemcy u,ważają za równie dziwaczne jak tureckie. Kobiety ich wychodząc z domu za­

krywają się równie szatami, które je zupełnie osłaniają; różnią się one tylko barw ą swoich fir ii/je s albo płaszczyków które na ty ł spadają.

Obrzędy ich weselne równio są utrudzające i równic śmieszne jak u większćj części ludów wschodnich. Rodzice układają zawczasu zamęz- cie swych, dzieci, i nictylko w najmłodszym ich w iek u , ale naw et przed urodzeniem jeszcze.

Częstokroć m ałżonek nigdy nie w idział tej z którą się łączy. Dziwaczny ten zwyczaj wsze­

lako nie,przeszkadza iżby m ałżeństw a nie m ia­

ły być szczęśliwcmi, a niewierność jtś li nic zu­

pełnie n ie z n a n ą , to przynajmniej rzadką jest miedzy Ormjanami. Lud ten % natury, religijny uważa małżeństwo za najuroczystszy zw iązek;

(3)

a Ijobieły, już to z tem peram entu, już w skutku wychowania tak łagodne maj:} namiętności, tak gą u leg łe, iż wszystkie ich uczucia zw raeająsię do pożycia domowego i tylko dla1 mężów t dla dzieci swoich żyją.

Znakomitsi O m ijanie w Konstantynopolu, tak jak iy d zi, są bankieram i (s a r r n fs j, i pobierają m ało wynagrodzenie za . wymianę' wszelkich m onet jakie im przez ręce przechodzą. Kupują oni pieniądze złote kiedy są W niskiej ęcnic i wypożyczają Turkom kapitały ną ogromny pro-, cent 20 do 30 od sta. Jest to główne ich bo*

gaclw źródło. W iciu między handlującMiii zbo-, źein, oraz złotnikam i z tego p aro d u , znajduje, się bardzo {zamożnych, ponieważ m ało jest m ię­

dzy krajowcami trudniących się t<5m rzemiosłem.- Są oni le k a rz a m i, ch iru rg am i, aptekarzam i, a w iększa czcść piekarzy znajduje się między Orm janam i, równic jak tiajlcpsi archili k “i, sto- larze, tokarze, piwowarzy i ślusarzp w Konstan­

ty no pal, u. Tak zwani trębacze orinjańscy, sa najpracow itsi i najsilniejsi ludzie ha ziemi. Oi>

m janie trudnią się także nęszeniem wody, sprzc- dawaniem sorbetów, bywają maj tkam i , rybaka­

mi, fabrykantam i jedw abiów , wstążek, namiotów*

i uchodzą za najlepszych stangretów i koniu­

szych w kraju. Jch drukarze indyjskich matę*

rji i muślinów przechodzą w doskonałości curoj*

pejczyków, ale wzory biorą z wyrobów francuz- kich. Zanim 2aczną odznaczać Ogury na płó­

(4)

tnie lub bawełnie, naprowadzają je ciastem a.

cienkiej mąki; a podług twierdzenia pewnego^

ipodró/.^ego, który niedawno Stam buł odw iedzał, płóozą oni drukowane pcrkale w wadzie m or­

skiej, dla odjęcia im kleju użytego do przygo­

towania kolorów. Jcdnem słowem, Ormjanic s^

najuźytcczniejizyipi i najprzcinyślniejszyini pod­

danymi 1’orty.

Podług rapporlu Doktora W alsch, znajduje się obecnie w Konstantynopolu i wsiach pr^ylełycli 200,000 Ormjan (*), z których pewna liczba uznaje zwierzchność stolicy rzymskiej (**), alo kościół onhjański, w łaściw ie tak nazwany, pod względem religijnym jak i praw karnych, uzna­

je jedynie władzę czterech P atry ^ c h ó w : Ecz- nijazynu, ,Siś, Kaszaharu i Aehtatnaru, których naczelnik przybierając ty tu ł katolickiego, prze­

siaduj^ w/pewnym klasztorze niedaleko od E ry- wanu; dwaj innni mieszkają w Azji . m niejszej, a czwarty w prowincji, obecnie do Rossji na+

(*) Po wypedi.eniu znacznej liczby O rm jan Z Sta'm.bu1'u , niew iadom y j*s£ ^ b ecn y stan ich luduości w tem mieście.

(**l Czytim.y w jednym, opisie nrzez Tow arzystw o mis«- sjonhrzy niemieckiiclr opłoszołi y in , że, k^w iół O nnj •.ński liczy w samej Rossji 4*2>000 \yy'.naw^ów; w T u rc ji, 1,5''0,000*

w Persji 7Ó}0()0; razem 1 ,6 1y jOOO, i o których przyda# na- le iy mieszkających w Indji i w innych k r a ja c h » a któ­

rych liczba może 50,000 wynosić* n ie liczbę O rm jan kato*

licko rzym skiego w yanauia.

(5)

lecącej Szyrwan. Patryarchow ie ci mają pod so*

Łą arcybiskupów i biskupów. Jeden z tych o- statnioli jest naczelnikiem gminy albo parafji konstantynopolskiej, i nazywa się patryarchą. (*)

(*fp \V X V I I I w ie k u wiele pottob nych g m in osiadło w E u r o p i e i w Azji, i p r z y ł ą c z y ł o się <1, b ro w głn ie b e z ż a ­ d n e g o a k tii p u b l i c z n e :o, ido k o c io ł: ! i z y m s k i e g o . U z n a ł y on e P a p i»2.1 i głów n ej3ze dogiti »ti k a t o l i c y z m u . Za c h o w u ­ ją ć w s z e ' a k o c z ę ś ć d a w n e g o swego r y f n ł»u Zje<JMoc ze ni ci O r m i a n i e . b a r d z o li c z n i w p . o w i n o ja c h t u r e c k i c h , a stolicą ich je st A n g o ra . Zo st aj ą po d z w i e r z c h n i c t w e m p a t r y a r c h y K o n s t a n ty n o p o l it a ń s k ie g o . F ż y w a l i oni w ie lk ie j 1

Wolności, k t ó r a z ag r o ż o n ą został?* w 1 *781 i 1819 r. ponie- w jf*den patry-*rcha n i e p rż y ja żfty O r m j a n o n r U ni to m , o c z e r n i ł i - h pr/.«*d r z ą d e m . Ale,' k i e d y W f k u 1819

p r o w i n c j a E ryw aitsk?, w k tó re j m i e s z k a ł n a j w y ż s z y p n t r y - a r c h ą , st>.|a się Rossji w ła s n o ś c ią , dow ie d zi ał o się Porta*

ze w ie lk a li c z b a O r i n j a n , o p u s z c z a ł a p r ow in c ję T u r e c k ą ,

* z hk ją ć p r o u d u j ? P a t r y a r c h y swego. fł Jten n ie u fn o ści S u ł ­ t a n r o z ją tr z o n y zo sła ł p rz e c i w O r m ja n o m U n i t o m ; \y s k u t ­ k u czego z a p y t a ł P a t r y a r c h y K o n - t a n f y n opoli t a liski e g o , c z y r £ c z y za ich wierność; a kjed.y te n nie c hc i a ł być Za n ic h od p«»iviedzialnvm, S u ł t a n rozk.Tzał a b y w sz y s cy tego w y J z n a n i a b e ż ró żn rcy pł ci i yvieku k t ó r z y w ć i ą ii lat k il k u * ń a s t u z A n g o r y p r z y b y l i , powrócili do Azji w dn ia ch p ię ­ t n a s t u . W ty rn że <ainytn czasie Jigfromadził ic h P a t r y a r 1- cha i W ezw ał w im ie n iu S u ł t a n a , a b y się odszczf*pieńst\tfać sw e g o w y r z e k l i ; dost al i n a d to r o z k a z o p u s zc z en i a n a t y c h ­ m i a s t p rz e d m ie śc ia P e r a , i z a m ie s z k a n ia po m ię d z y wsp ół­

w y z n a w c a m i n ie u ń it a m i. Po s ło w ie c h rz e ś c ja ń s c y z ro b il i r z ą d o w i p rz e d s t a w i e n i a p r z e c i w k o t e m u ś ro d ko w i, ale q d- p o w ie d zi an o i m , ze P o r t a p rz e d s ię w z ię ła go z p o b u d e k po­

l i t y c z n y c h , i t e śro d e k t a k o w y liie m i a ł i a d n e g o s to su n ­ k u % religją*

(6)

Jest oii równie jak patryarcha Jeruzalem ski mia­

nowany prżcz P o rte , z pomiędzy przychylnych jej osób. Za każdćm mianowaniem otrzym uje ona bogaty dar od nowo wybranego, który staje sio Ajentem. odpowiedzialnym za \Vykon;lnic fir- łrianów i za pobór podatków. Z tćj to przyczy­

ny, biedni Ci patryarchowie nie doznają wielkie*

£0 uszanowania od swoich podw ładnych, którzy uważają ich za instruincnta rżądu i za mogących byij podług przywidzenia odwołanymi.

Ormj: li/e konstantynopolitańscy odznaczają

*ię prostotą patryarehalną obyczajów. Przyw ią- zanie do rodziny nic gaśnic u nich wi;az z ży­

ciem powiada doktór fV alsch. Długi czas po śmierci rodziców lub dzieci, pozostający utrzy­

mują z.nicmi stosunki przez przywidzenie. Pcze- Siij teh grodził szczególny zwyczaj między tyjn ludem . W okolicy Konstantynopola, każdy na­

ró d ma swój w'łashy cm entarz. Ormjański cm en­

tarz zajmuje kilkaset morgów ziemi na wzgórza panującćm po nad Bosforem. T urcy po śm ier­

ci przyjaciela, zasadzają cyprys na jego grobie,

& lubo zWycżaj ton przejęli od Greków, nie do­

zw alają jednakże sadzenia drzewa tego żadnemu rajasow i. Ormjanie używają W miejsce tego' me- l<Szy (*), której żywica albo terpentyna) wydając inocna wonię* oczyszcza pow ietrze z wyziewów

(*) Pistachia therebińthitSi k to r^ uw ażają za to i.s a m o co ailan u hebrajczyków .

(7)

grobowych. • M clezy tc dorastają znacznej b a r­

dzo wysokości i -tworzą malownicze b u k ie ty , upiękniającc krajo w id , i nadające cmentarzowi tem u bardzo przyjem ną postać. »Tam to, tenże sam mówi autor, widzieć można zawrze rodzi­

n y orm jańskie z trzeeh lub czterech pokoleń zlo*

żone. Obsiadają, one do k o ła groby, oddającsię przyw idzeniom swoim, i rozm aw iają z u m arły ­ mi. O rm janie m niem ają iż dusze zm arłych zar , m ieszkują miejsce zw ane G a ya n t, nie będące je d n a k czyszcem; nie doznają one w niein ani boleści, ani roskoszy, i zachowują jedynie p a ­ m ięć życia przeszłego ; mogą wszelako być uw olnione z tego stanu prżez jałm użny i mo­

dlitw y żyjący ch ; dla tego pobożni ludzie nie szczędzą, ani pierwszych ant drugich za swymi przyjaciółm i. Każdćj niedzieli^ a naw et w dni powszednie, .zgromadzają się w tym ęelu ; ale poniedziałek wielkanocny poświęcony jest szcze­

gólniej i tem u uroczystem u zebraniu. W ówczae k ap łan otw iera orszak; za przybyciem na cm en­

ta rz , zatrzym uje się i odczytuje m odlitwy za u- m arłych; po czem,: rozpraszają się ro d z in y , je d n e tw orząc osobne gruppy, inne szukając sam otności, na grobach tych których kochali, rozpam iętyw ają, przyw ołują ich, i do tego stopnia uwodzą wyobraź­

nie, iż im się zdaje że icli widzą i rozm aw iają z niem i. Dopełniwszy tej pobożnej pow inności, któ­

ra stanowi jed n ą z najmilszych roskoszy ludu h. 2

(8)

tego, udoją się w jakie przyjemne mićjscc dokąd z sobą przynoszą p o siłe k , i kosztują przyje­

mności w towarzystwie żyjących. »Przyłącł.ałem się często do tych zgromadzeń, lubo nie uważa*

ny za należącego do nich, i wyznam źc byłein wzruszony a naw et zbudowany ich pobożnością, jakkolw iek ta przesądną była.n

W yspa M arm ara, praw ie, naprzeciw cm enta­

rza leząca, obfituje w marmury; dla tego też kam ień teir mało kosztowny używany bywa po­

wszechnie do budowy grobow ców , z których w iele jest bogatych i piękną ozdobnych rzeźbą.

Pierw sza rzecz uderaająca cudzoziemca na tym cm entarzu jest wielką liczba m ałych wklęsłości w ydrążonych w rogach leżących głazów, a któ­

re są pomnikami litościwych uczuć Omijan. Drze­

w a okryte tain są p ta k a m i, które giną często­

kroć z pragnienia na tej jałow ej i spieczonej ziemi; te więc w ydrążenia mają na celu zacho­

w yw anie wody dcszczdwej dla ptastw a. In n i jeszcze okoliczność przy tych grobowcach nie­

mniej je st ciekaw ą: Ormjanio starają się tro ­ skliwie o to, aby pow ołanie zm arłego lub jego zatrudnienie wyrazić, i ryją na grobach instru- incnta jakich nieboszczyk używ ał, aby wszyst­

kim wiadomo było , jakiin sposobem na życie zarab iał. Dziwniejszym jeszcze je st zwyczaj za­

w iadam iania w napisie o przyczynie śmierci nie­

boszczyka; dla tego znajdują się niekiedy wyo­

brażenia przedstawiające człowieka powieszone­

(9)

go lub Ściętego który w ostatnim razie zwykle trzym a swą głowę w ręku.

- Aby pojąć ten dziwny zwyczaj, wiedzieć po­

trzeba, i£ Omijanie utrzym ują jakoby żaden z tego narodu nie u le g ł nigdy żadnej hańbiącej karze i nie p o p ełn ił zbrodni. Kiedy który * Or- m jan zbierze dosyć znaczny m ajątek, tak iź o*

budzi chciwość turecką, starają się w ówczas wy­

najdywać -sposoby zgubienia go, aby po nim do­

b ra skonfiskowane zagarnąć; a przez to samo Or- m janin z rąk katowskich ginący uważany bywa zawsze za człow ieka znakomitego przez zasługi osobiste i bogactwa. Podobny więc napis gro­

bowy jest satyrą sprawiedliwości Turków, któ­

rzy tyle są ciem ni, źe jćj naw et postrzeda nie mogą. »Znajdow ałem się pewnego dnia, mówi P . W alsch, na cm entarzu, w towarzystwie sza­

nownego k ap łan a ormjańskicgo> który w ytłum a­

czy ł mi, chociaż ze drżeniem , niektóre z tych nagrobków. Oto jednego z nich znaczenie v>

W i d z i s z to m i e js c e w k tó r e in p o ś r ó d z ie lo n o ś c i s p o c z y w a m i

O d d a łe m b o g a c tw a m o je r o z b o j n ik o m , A duszę śm ieret k rain ie,

'P olecam Bogu ś w ia t;

A k re w moją p rz e la łe m w duchu świ^ty.iiK W y co grób mój, odwiedzajcie ,

Odm ówcie za m n ie ; Z grzeszyłem P a n ie t

1 1 8 7.

Mimo prześladow ania swego O m ijanie wszela­

ko więcej jak którykolw iek inny lud pod pano­

n

(10)

12

waniem Porty będący, używają względów Tur-- ków, którzy uważają Greków za niewolników (Ycchir), żydów za obcych przychodniów ( mo- sąphir), ponieważ przybyli z Hiszpanji; O rm jan zaś za poddanych ( rayas ) państwa^ ponieważ kraj ich stanowi prowincję turecką, a oni częśc ludu składają. Swoim to bogactwom, owocon^

przemysłu i czynności, w>nni są dobre m nie­

manie jakie o nich mają gnuśni i zubożali Tur?

cy. Dla tfego tez zajm ują wszystkie posady, do których Turcy nie są dość zdolni, oni kierują wszelkiemi działaniam i m ennicy; oni są b an ­ kieram i, i dostarczają rządowi oraz prywatnym wszelkich funduszów , których potrzeba ciągle się wznaWia. Oni samir są na czele m ałej liczby zakładów rękodzielniczych i fabrycznych jakie w T urcji istnieją, i posiadają w ręku cały h an­

del wewnętrzny azjatycki. Tymczasem opieka jakiej używ ają bywa częstokroć ich zguby przy­

czyną; ajO rm jam n , który przez pracę i prze­

m ysł ńabyWa m ajątku, wie o te rn , że całość jego zależy jedynie od niewiadomośći w jakiej zostawia T urków o prawdziwym stanie interes- sów z swoich.

Orinjanie nie mieli nigdy-z Grekami współwy­

znaw cam i swymj jednegoż sposobu m yślenia, i żaden z nich w obecnych okolicznościach nic oświadczył się za ich spraw ą, ani w spierał za ,pomocą sposobów jakie iai podaje ich kredyt i zamożność.. M.ają oui wiele podobieństwa do

(11)

— 13 —

Kwakrów;. obyczaje ich zbliżają się do tych w y* - znawców; tak. ja k ci są oni łagodni, wstrzemię­

źliw i , i tak jak ci nic nawidzą wojny. Nie­

szczęściem, panują między Grekami i Ormjana- lńi nieporozum ienia w przedmiocie dogmatów religiinych, które wzajemnie rozjątrzają umysły;

nadto, Grecy pogardzają Ormjanami z powodu ich bojaźliwości, a. przyw łaszczając sami sobie;

ty tu ł clirześcjan, zdają się w yłączać ich z chrzc- ścjańst-yva.

Orinjąnie jakkolw iek lubiący xięgi kościelne, w ogólności mają m ało smaku do nauk; zakupują tjlk o z. chciwością edycje pisma świętego w y­

daw ane przez Towarzystw^ biblijne angielskie i inne.. P atryarclia ich dozwala i w spiera naw et ogłoszenie nowego w ydania jNowego testa m en tu , które P. Lewis Ajent towarzystwa biblijnego dru­

kuje po ormjańsku w Konstantynopolu. P. W alsch p rag n ął wziąść z sobą przekład ormjański w ie­

lu homelji kościoła anglikańskiego dla tow arzy­

stwa homelijnego w Londynie, ale przek ład ten nie b y ł jeszcze ukończony. O nnjanie m ieli nie­

gdyś drukarnię do pątryarchatu należącą; kom?

panja pryw atną zało ży ła również nieefawno d ru ­ karnie w Froron-Czesm e, niedaleko Konstanty­

nopola; trzecia znajdow ała się w klasztorze S, Ł azarza, w W enecji.

P / W alsch dostał katalog wszystkich xiązek w yszłych z pod prasy patryarćliatu, od r. Ij697 epoki jej założenia, aż do 1823. Jest to najlep­

(12)

— 14 —

szy środek do sądzenia o guście i o stopniu mo­

ralnego ukształcenia Ormjan; w ciąg u tych 125 lat wydrukowano 52 siążek, ale każda z n ich ' m a kilka edycji, między terni je st 47 zawierają­

cych kommentarze b ib lji, k azan ia, m odlitw y, zy wpty świętych , hym ny, psalmy i paneglryk aniołów. Pięć xiąg traktujących o przedm iotach n ierellg ijn jch są : grammatyka orm jańska, hi- fi to rj a Eczmjazynu, rozprawa o m oralności, roz­

praw a o drogich kam ieniach, oraz jeden rom ans.

L ud prosty tylko mówi po orm jańskuj ma­

jętniejsze osoby w narodzie tym obowiązane są uczyć się po turecku, po francuzku lub włosku;

znajduje się naw et wiele osób które lepićj mó­

wią temi trzem a językami aniżeli ojczystym.

K alendarze ich .zaw ierają wiele dokładnyeh szczegółów, mianowicie co do wskazywania tem ­ peratury powietrza w niektórych porach. Dzień 8 lutego nazywają. G em rei ivel Bihaw a, to jest dzień w którym ciepło słoneczne przenika w pow ietrze, a 25 lutego G em rei salis filla u r a b , albo dzień w którym toż ciepło udziela się zie­

mi. P rzedział między 8 i 17 m arca nazywają B ird o u il a djus, albo zimą podeszłych kobiet.

Doktor W alsch mówi, iż przed tym perjadem i p o ' nim, ezas jest zwykle bardzo łagodny, ale uw aża, iż mimo tego corocznie w iatr północno- wschodni z morza czarnego wiejący sprowadza Śniegi, po których ciepłom ierz spada do punktu machnięcia*

(13)

Dwa d n i w Szwajcabji Saskiejw r. 1825 p r ze z A. E- K. W arszawa w Drukarni p r z y

ulicy Mazowieckiej— 1828 in 8° str- 90.

Sam ty tu ł dziełka tego uprzedza czytelnika, że autor, który tak krótki czas poświęcił zwiedze-*

n iu Szwajcarji S a sk ie j, opisując w nićj dwu^

dniowy swój pobyt, ograniczyć się . m usiał na odm alowaniu jedynie piękności tych okolic i u- czuć jakie te w nim wzbudziły. Jakoż sam yr przedm ow ie do przyjaciela, którem u listy swoje p rz e sy ła ł, taki tylko cel pismu swemu nazna*

cza. »Powiem ci raczej ( s ą słow a je g o ) coin 'czuł, niżeli com widział.)*

Autor u ło ż y ł się z m łodym T. przebiedz Szwaj-*

carję Saską. 0 godzinie. 6 rano w yjechali 2 D rezna. Szw ajcarja saska ju ż s.ię,od Pilnitz poeży*

na; lecz to letnie pomieszkanie króla, obok pie*

kności natury ciągle sztukę przed oczy przed*

stawia; w o lał więc autor zacząć swój opis od Ijfthmen, wioski o 2 mile od D rezna oddalonej*

Z tam tąd wcieli na ca łą podróż przewodnika*

Z a ję ła ich najsław nićjsza z całych Niemiec o w*

czarnia i inne gospodarskie zakłady* obejrzeli zam ek stojący na sk a le , w którym dawnićj m ieszkała i u m arła wdowa po Janie Jerzym E*

le k to rz e , a który teraz na budowę gospodarz ską zam ieniony został. Uważał a u to r, że W Niem czech niezm iernie często napotykają się roz*

(14)

inaitc, a zwykle m ałe pomniki, wystawione na pamiątkę najmniejszego zdarzenia. Podobne i w L oh men dają. się widzićć. Uważa to autor ża dowód większego bogactwa i cywilizacji miesz­

kańców. T u nasi podróżni zaznajomiwszy się z dwoim przewodnikiem, wdkli się z nim w roz­

mowę. Miedzy innemi j z a p y ta ł się. -go autor , czyli tez teraz Saxonja je śt szczęśliwą? .W zniósł ón oczy do .góry i zaw ołał: n Jakże, nie roa być szczęśliwą pod takim królem? To nie król ale ojciec; lecz jak, zawsze rodziców ku dzieciom silniejsze jest przyw iązanie, niżl> dzieci ku ro­

dzicom, tak i my nie dość oceniamy, szczęście zostawania pod jego ojcowskim rządem.- Gdy go już nieśtanie, w tenczas dopiero zaczniemy go wielbić tyle , ile w art je st uwielbieniami—

M usiałeś mój przyjacielu odebrać ja k ą łaskę ód króla, zapytałem go, kiedy go tak oceniać umiesz.—»Nie, odpowiedział, gdzie łaski rozdają nie wszyscy tain są szczęśliwi. U nas pomyślność jest powsiśećhna; nikt się n ie uskarża , bo- nikt nie jest skrzywdzony; nikt łask nie rozdaje,1 bo nikt ó n ie nie prosi; ńikt nie prosi, bo każdy ma w ym iar pomyślności,' którego ddpominać się iria'praw o,»

T e słów kilka w ustach prostego w łośeianina, najpiękniejszą panująęego zaw ierały pochw a­

łę , i jeżeli mnie z jednej strony, o ojcowskim i-ządzie Saxonji przekonały, z drugiej dały mi poznać, że ten który je w yrzekł, ani złym , ani Ograniczonym nie b y ł , i od tćj ch w ili, nasz

(15)

przew odnik,stał się towarzyszem podróży a n a­

w et i przyjacielem naszym.n— W Ottowaldcr- Grund zaczyna się praw dziw a Szwajćarja Saska.

Z szedłszy w doliny czyli raczćj w przepaść po 114 schodach, z obudwóch stron uderzeni byli wędrowcy Wspaniałeini obrażam i obcemi dotąd dla ich oka. )i Skały ogromne okryte jodłam i i św ierka­

mi, z jednej i z drugiej strony doliny, kształt ich rozmaity, kolor czerwonawy, nieznajome o- ku naszemu przedstaw iając w idoki, nieznajome budziły w nas uczucia. — Zdaw ało nam s ię , żeśmy nowy św iat znaleźli, źe przeniesieni je ­ steśmy, .w piękną .krainę u łudzeń.—»Z tam t^d po­

spieszyli do liastei. W spaniały widok tego miej­

sca obudźił w autorze najwyższe uniesienie, w W szystko co oko spostrzegło, byjto cudownćm.

Z jednej strony, miasto całe ze skał, skały o- gromne, czerniejące się jak m u r dawny, spicza­

ste, zaokrąglone, w ypukłe, ciągnące się aż do­

póki oko nie napotyka szczytów gór okrytych bo­

ram i. Z d ru g iej,stro n y , znowu góry , opoki i lasy czerniejące się j a u ich spodu w sie za­

m ieszkałe, pola upraw ne, ogrody, łą k i; w dół rzucę okiem: ja k wstęga, ciągnie się spokojna E lba, na jej brzegach, domy, wsie, w oddaleniu miasto. T en jest ogólny rys tego Widoku, lecz w yobraźnia ułożyć, go tak pięknie nie zdoła, ja k go tam natura ułożyła/)) Autor chciałby dać przyjacielowi swemu lepsze wyobrażenie wi-

3 - i. 17 —

(16)

— 18 —

doku tego, i tak go dalej maluje: ,» Stoisz na skale, o stóp siedmSet nad poziom wyniesionej;

w dół spojrzysz, a ta E lb a , która gdzie indziej rzeką była, tu się być tylko strumykiem wyda­

je. P ły nie ona kręto, ku skale na której sto­

isz, pod nią w praw ą zaw raca się stronę. T a jej spokojność, która tylko d o , sumienia cnotli­

wego człowieka porów naną być m oże, dodaje coś czarującego tem u widokowi. W idzisz na niej statki posuwające się z wolna które tylko łódkam i, byc się wydają. — Na prawym brze­

gu Elby, wabią ojso twoje łąk i kwieciste,15vsie w odległości, na Jewym również p o c i ą g a j ą spój-, rżenie, rozsiane yvioski, i pola ogrodem hjLĆ siS zd a ją c e.* - Te farby różne, na polach błyszczą­

ce, ta rozmaitość kolorów, ileż wdzięków do­

daje.' Po. prawej stro n ie, sk a ły , czyli raczej zamki, pałaGe, m iasta ze skał, a obok nich, znowu pola i ogrody. — ' T a sprzeczność dzi­

kiej i płonnej n a tu ry , z tą ziemią u p raw n ą, przem ysłem użyźnioną i płodam i okrytą, to są­

siedztwo „dwóch natur, dzikiej i ukształconćj', bardziej jeszcze ten obraz uświetnia. — W od­

daleniu na górach widać miasto Iióchątein, i wsi kilka, a wprosi szczyty gpr ódzianych .laga­

mi. Tu jest wielka góra zim owa: te sitały spiczaste są K eiSerkrone, dalej Czeskie góry;

tu bliżej bryłam i spiczastemi, jakby tysiącznym i wieżami uderza Łilienątein, po lewej strotiie Elby Ronigstein, ta warownia przyrodzona, n ie

(17)

19

dobyta, i niepodobna do zdobycia, dalej znowu lasy i pola, a wszystko l-azcm zadziwiające, pię­

kne, cudowne, czarujące.» Ztam tąd udali się la ­ sem do Hochstein. Stojąc na skale, nowym u- derzeni zostali widokiem ; z jednćj strony prze­

paść zakryta jodłam i, a otoczona jeszcze wznio- ślejsz-cm i'skałam i, ęd tych które są w Bastei;

na przeciwko miasto Hohnstein i stąry zamek, wZnosi się na szczycie skały; po lewej stronie, ciągnie się dolina, wśród gó r zieleniejących się lasam i, rzeczka z tćj wysokości śeieszką się zda­

jąca, płynie w kierunku doliny, w któr.ej się poz1- ciąga łąk a, ubarw iona kwiatam i, i wśród.; któ­

ry widać m łyn j parę chatek. T u jest T e u fe l- brilcke, most szatański, W o l f grube loch wilczy, zkąd zejście jest najtrudnićjsze i najniebezpiecz­

niejsze. Zamek wznoszący się na ogromnej ska­

le przyw abił do siebie naszych w ędrow ców ; cześć jego jest mieszkalna i zam ieszkała, ma on i więzienie, wktórem niegc(yś'jęczała kochan­

ką Augusta II. hrabina Kozel.

Po przejściu burzy, i po dwugodzinnej podróży, przybyli wędrowcy do skały B rand nazw anej.

Tak autor to miejsce m aluje ; nBogata Greków w y o b raźn ia, która upiękniać naturę um iała, by­

ła b y Basteję w ystaw iła pod postacją Dryady zadziw iającej pięknością. Piękność i ta we wszyst­

kich rysach się maluje. — Przyrodzenie nicze­

go nie szczędziło, aby5jej wdzięki zadziw ienie stw arzały. — Lecz m ićjscc w którem się teraz/

(18)

znajdowałem, byłaby w yobraziła dziewica m niej w spaniała, rnnićj uderzającej piękności, lecz sil­

niej do serca i do wyobraźni przem aw iająca ; jej rysy nie są regularąe, lecz jakaż słodycz w nich rozlana; chociaż nie tyle-'zachwyca, w ię­

cej się podoba. — Gdyby można przypuścić, źe Basteja i Brand mogłyby być dziełem czło­

w ieka, do ukończenia pierwszej więcej siły i gienjuszu, do drugiej więcćj potrzebow ałby wy­

kształconego • smaku. — Tu. E lb a u stóp góry n a której stoisz nie płynie, widzisz ją w odda­

leniu, trzy razy się pokazuje, i trzy razy znika.

Lecz tu znowu u spodu skał rozciąga się doli­

na, Polentzlhai nazwana; rzeka ją przerzyna, gaik brzozowy ocienia, widzisz za nią góry i sk a ły , a u iph stóp wsie, ogrody, łąk i, pola upraw ne.

Jakaś panuje harmonja i spokojność w całym tym obrazie, Oko zasięga z jednćj strony aż do gór Czeskich , kiedy z drugiej pokazuje się Kónigstein i Ł ilienstein. M iłych słodkich uczuć tu doznałem , i m iłe tój chwili zostania mi wspomnienie.

»Jest na tej skale kilka ław ek, dwie altanek otoczonych różami, i innem i kwiatami, jedna z nich m a okna z szybami o cztćrecii kolorach : patrząc przez n ie , cały widok przybiera kolor szkła. — Spoglądając przez szkło żółte, całe niebo jest w zorzy, iakhy o wscjiodzie słońca, co dodaje temu obrazowi nowego uroku.» — B liska. Schandau w strzym ał się1 autor na cl^wi-

(19)

— 21 ~

lę dla zwiedzenia cm entarza, opodal od drogi lc-.

źącćgo. »Cinentarz mnio zawsze przyciąga, mówi on^ bo tam um ysł pobudkę do zastanowienia się, tam nauki znajduje, — Czy się depce prochy panów ziemi, czy kmiotka ubogiego, myśl się nasza wznosi ku przedmiotom, które ją częstą przywoływać, powinny.-?-" Lubię uw ażać pom ni, ki, czytać w y razy , które żałość i smutek wy, ryły, i rozczulać się z tym który stratę poniósł-.

To m iejsce ^odpoczynku i pociechy dla nieszczę*

śliw y ek , na wyobraźnię moją silnie działa , w paja święte uszanowanie i poważne myśli n a ri stręcza. Cicho idę, w, m ilczeniu postępuję, aby spoczynku um arłych nie mięszać. — Ale po­

śród grobow ców , które raczej pycha, aniżeli wdzięczność i przywiązanie wystawia, wielki^

czerpać mogę nauki, lecz. nie znajduję tego co by rozrzew niło, dusze moją. W olę proste mogU ły kmiotków; jak ich żyjących w olałem , tali ró­

wnie i po zgonie przenęszę nad tyoh, którzy z niźszeini dum ni, z wyższemi od siebie podli, n a jednę łz ę nie zasłużyli. — W chodzę więc na cm entarz wiejski, lecz jak do czułości mo­

je j, tali i do w yobraźni tkliw ićj by przem aw iał cm entarz wsi polskiej. — T u włościanii\ szczę­

śliwy,— lecz u n a s, u nas życie j^SP eiągty111 trudem , grób jedyną i pierw śzą pociechą. Na cm en tarzu wieśniaków polskich napisałbym;' »Tu 'm y wolni, my równi,- tu-pom szcżcni.» Prosto mogiły, zarosłe traw ą dziką jeżeli d ą w » c , ą

(20)

22

pgołoeone z .tćj ozdoby jeżeli świeże, więcej by innie rozczuliły, niż te rozm aite pomniki, któ­

re mam przed sobą.»— Autor wsiadłszy z swo­

im towarzyszem do pojazdu, w krotce s ta n ą ł' w Schandau. Dziwowali się przewodnięy, że podróżni nasi aż cztćry konie mieli, kiedyby dwa łatw o uciągńąć ich mogły. jiTak to wszystko (mówi autor), m ierzą na szali rozsądku i uży­

teczności.)) W Schandau. są kąpiele żelazne.

T u się kończy podróż dnia pierwszego.

Rażeni z pierwszym dnia promykiem, prze­

budzeni przęz swego przewodnika, nasi wędrowni­

cy w ysili z Schandau i ujrzeli się w krotce:

wśród pięknej doliny K erjiitsch. Pod sk ałą kam ienną znaleźli pomnik m ały wystawiony na pamiątkę Jubileuszu, którym lud szczęśliwy ob­

chodził -W 1818 r. 50ty rok panow ania ojca swe­

go, Opis dom ku'wieśniaka. w .S zw ajcarji Sas­

kiej zasługuje na przytoczenie, »Dom porządny zew nątrz, o jednein piętrze, winorośl rozplecio-.

na n a ś c ia n ie , zagląda da o k ie n ; przed drugą ścianą w której drzwi do domu, wystawa, a pod nią stół i ław ki. —j K oło tej ściany, dwie m a­

ły ch budek, dla dwóch piesków m ałych, przy­

wiązanych ha łańcuszkach, i szczekających prze­

raźliw ym głosem; gdyśmy się do doinU zbliżyli jeden i. nich zapewne najgorszy, mimo łań cu ch a uiiał jeszcze na pysku pręcik żelazny, aby w przypadku urw ania się,, ukąsić nic 'mógł. — 1 ęo, za przezorność! - 1- "Za nadejściem zaś na-

(21)

— 23 —

szćm, m łoda. córeczka gospodyni wybiegła - i głosem rozkazującym uspokoić ch ciała tych dwóch m ałych Cerberów. — > W ew nątrz domu t sień porządna, izba czysto wymieciona, z jednej strony ściany, stół z szafką', w której za szkłem i w idać czarki, talerze, i inne naczynia porzą­

dnie ustawione* W łaśnie ją starsza córka go-

i. spodyni otw ierała, m ając przygotować śniadanie.

W koło izbyj kilka, sto łk ó w , na oknie jednein para imbryczków z bukietami,, na drugicm do- (. niczki z kwiatam i. — Na stole kilka xiążck j. leżało, a przy stole, siedziała na wygodnym krze­

śle zgrzybiała niewiasta, w okularach, która na li ' je d n e j z tych xiążek modlitwy poranne odma- a w iała; b y ła to ^ńatka gospodyni. Za przybyciem i. naszem , większy się ruch w domu zrobił, i w

krotce góspodynj,-wyniosła napi na talerzu pa- re szklanek w ybornego^m leka. — Czyż doihu porządnie / urządzonego , m ów iłem do mego to­

w arzysza, nie mógłby mieć u nas każdy w łościa­

nin. Dwie go ozdoby zalecają, Są one najpier- wszemi, a nic nie kosztują; to j e s t : ochędóstwoi i porządek. — Tutaj je w teśniak do potrzeb liczy, u nas w łościanin, musi je między przy<

jem nościkm i już \rachoWać, bo każdą chw ila któ­

rej na zarobek kaw ałka chleba nie używa ,-je s t chwilą, ^ąsjKjkójeniu potrzeb odjętą.»— Postęp jąc dalej, napotkali pierwszy spadek w ody: jest to Kaskada L ichtenheim , i. do tylu piękności na­

tury, tylko spadków wody nie dostaje Szwajca>

(22)

— 24 —

Vji Sasklćj; Po ścleszkach dobrze wyrobionych -zaczęli się piąć ku K u h s ta l, k tó ry , tak autor opisuje: »Słowa żadne nie zdołają odmalować) sa­

ni a nawet wyobraźnia z trudnością by mogła u- tworzyc ten cud przyrodzenia. Bastei ani Bran- du, żaden pędzel nie wyda, żaden przynajmniej tćm nie zdoła papoić uczuciem, którćm one przejmują, lecz prędzej m alarz, zdołałby tę inas- są skał Kuchstalem nazw aną, ry8imkie,in od­

znaczyć. — Jest to ogromna sk ała, a nad nią Skała d ru g i zawieszona, podparta dwoma, s łu ­ pami , fównie jak ona szerokiemi, które wieki utw ierdzjły, a tw orząca obszerną ' grotę, czyli bra mę. W chodzi 'sic i do niej od lasu, p rzy kon­

t u rożtwiera się jeszcze bardziej’, a ż brzegu jćj,' spojrzenie tWoję zagłębia się w przepaści, joflłoweirii .puszczami pokryte; tu cię uderzają skały, górami się wydające,, bó również lasam i przyodziane. — W reście opoki obnażone, czer­

wieniejące się, inne siwe, inne czarne, to za­

wieszone, to nachylone, te w górę się wzno­

szące. Te w oddaleniu, które się obalono- fni iia ziemię wydają, m usiały tam być rZU- fcóne jeSzdZe podczas wałki olbrzym ów , lub szatanai----Obok tój groty, różne odłamki skał tw orzą lochy, b ram y , rozpadliny; gdy w ej­

dziesz <la. niej, oko twoje przyzwyczajone do dziwiepia słę nad dziełam i sztuki, śladów rę ­ ki ludzkiej szuka. Pysznisz się, naw et myślą,

£e człowiek takich cudów m ógł dokazać.»

(23)

*_ 25 * -

P o odpoczynku, przeszedłszy przez piękny las jodłoWy, postępowali ku M a łe m u JV interbergow i i ’ W godnnę u jrzeli >się‘na górze 1200 stóp nad ' poziom wyniesionej. Z tąd oko dalej zasięga niż z Kuhslalu, lecz rodzaj Widoku jest ten sam, ta samćt posępność i dzikość natury, ten sam jej obraz rom antyczny; góry czeskie , są przed oczyma.

W id a ć naw et góry blisko Pragi lezące, z drugiej strony Za Kuhstalem Widać wsie ro zsian e, a w śród lasów Wznoszą się dymy wsi czeskich.—

T ak utrudzające było w drapanie się na M ały W interberg, if nasi podróżni potrzebowali p ó ł­

godzinnego odpoczynku, aby się puścić w drogę ku Wielkiej zimowej górze, n fr in te r b e r g w ie lk i tak ma szczyt m ały, iż stanąwszy na nim , z jednego punktu na Wszystkie w idzićć można strony; stanęliśmy na slinym szcżyeie* i w tej 1 , chw ili samej uderzyły nas różne widoki wspa­

n ia łe i posępne,, piękne i okropne. M ieliśmy przed Sobą ręzpostartą jakby kartę jeografi- czną, rozległość 30 m il przeszło kraju obejmu­

ją c ą , 100 w ierzchołków gór wyniosłych, ty-, siące sk a ł bazaltowych, pidskowych i innych.—

i > W szystkie okoliczne góry, pagórkami się zdaw a­

ły , E lba stru m y k iem , ca ła Sasonja ze skar.

bam i swojemi, ze wszystkiemi cudam i przy ro ­ d zen ia, rozwinięta u nóg twoich leśży; wzrok twój aż do D rezna, do Mcissen się naw et prze­

dziera, i dalej się p rzecisk a, dopóki m głą o-

i, 4

(24)

-* 26 —

krytego, zapadającego horyzontu nic napotyka.

E lb a pokazuje ci się, zakręca się i ginie wśród sk ał i gór; ku południowi, widzisz Czechy i gó­

ry okryte lasami* puszcze, niezm ierne, smutną, posępną naturę.H— Wszystkie te szczegóły ra­

zem zebrane składają obraz zadziwiający, cudo*

wny obraz najpiękniejszy a przynajmniej najwspa­

nialszy z całej Szwajcarji Saskiej. W krotce ujrzeli się nasi wędrowcy na granicy Czeskiej.

Przyszli pod skałę T em p el nazw aną, która tak je st w klęsła , i£ szczyt jej w pow ietrzu zdaje się być zawieszonym, i z tego szczytu sączy się wiecznie kropla wody i upada na bryłę bazal­

tow ą w dole będącą.- Z tąd zwrócili sie ku Prebischthor, którego bram ę tworzy skała dzi­

wnego kształtem . » W idok z Prebischthior (mówi autor) m niej w spaniały, jak z wielkiej zimowej góry, mniej bogaty jak z Bastei, lecz posępniej­

s z y , więcej oryginalny, bardziej romantyczny;

kształty skał otacziyących tę bram ę skalistą tak są piękne, tak rozmaite; upatruje się w nicli to zamki, to wieże, to świątynie, to szańce, to ca­

łe warownie; wśród p rzep aści, czerni się ,pod stopami ciemna puszcza, - a za nią pola, wsie i m iasta, bielą się wśród w ió r k ó w i gór etc. etc.

T u się skończyła wędrówka po Szwajcarji Sas­

kiej. Ztąd dolinami szli nasi wędrownicy k u , H crnitsch Kretschert, gdzie Z a sta li b a t, który na nich czekał, i Wodą wrócilKdo Schandau:

ztamtąd jechali na K onigslein, miejsce~sławne

(25)

fortecą, tak od natury obw arow aną, iż jest do wzięcia niepodobną. P rzed P irn ą uderzył podróżnych wielki budynek: b y ł to S o n en stein , gdzie się znajduje jeden Z najlepiej urządzonych instytutów yt Europie dla pozbawionych zdro­

wego um ysłu. W tóra m iejscu zakończa autor opis podróży swojej i zamieszcza b a lla d ę , pod ty tu łe m : H a lin a , którą w nim widok zakładu wspoinnionegq natchnął.

m ,

Wspomnienie .2 w ypraw y francuzkiej na Archipelag Grecki w r- 1827,

D ywizja morska francuzka wypłynąwszy z Mar- sylji 27 Lipca r. z. i przybiwszy do lądu pod Al­

g ierem , u d a ła się ku wyspie M ilo , jako punkto­

wi głów nem u zgromad?enią m arynarki francuz- kićj w Lew ancie. Podróżny pew ien znajdujący się na okręcie do tej wyprawy należącym , opisał ją historycznie w dziele lnającem wyjść z druku w Paryżu. Jedno z pism francuzkich um ieściło z niego wyjątek następujący.

M ilo . — D a w n a M elos. — P h ila ra s. — M ilto n .

, , Niestety! przebiegłem tę spustoszoną k rain ę; zw ie- ,,d z iłe in miejsca które b y ły teatrem takiego b la sk u ,

„ i w idziałem jedynie p u sty n ie i sam otność. S ied li-

(26)

„ łe m lu d y dawne i Ich dziewa, le c i p o strzegłem ty l- J?ko ich ś l a d y , podobne d a ,ty c h jak ie przechodŁien

„ n a piasku zą sobą zostawia ! . . T.

Volney*

Opłynąwszy przylądek Św iętego A n io ła , po­

strzegliśmy wyspę C yterę, albo' Ccrigo, Szukam jianiój chłodnych zacieni, nieustannej zieloności } Wszystkich mitologji pamiątek; lecz znajduję je­

dynie jałow e skały.i Anglików którzy/^ajfnują to stanowisko, rozpościerając tym sposobem łańcuch morskich oS£td, zaczynający się w K o rfu , a koń­

czący na wyspie Ceylan.

K tąźąc przez czas niejaki po morzu Egcjskiem, pełnem wysp drobnych i raf skalistych, podpły­

wamy pod 'yyyspę j\Iilo; rozpoznajemy tam fre­

gatę H e lla s , zostającą pod dowództwem Lorda C o c h r a n , oraz P ilo te s , pod kapitanem H u ­ g o n dowódzcą Armidy. Dywizja nasza w pływ a 27 Sierpnia do zatoki Milońskiej r gdzie łączymy sie z Kontr - aclmirałem K i g n y , zostającym na fregacie Syrena,"

W stępuję na ląd; dotykam nakoniec ziemi Hel­

lenów ; opusczam towarzyszów , zagłębiam , się samotny między nadW zeinę skały, abym tam ti- ęzu ł silniej pierw sze.w rażenia. Spoglądam ęhci- wóm okiem po tej samotni',, lecz nie widzę ani poślinienia ani upraw y; wszystko tu zw apniało?

wszystko odbija żary skwarnego słońca! Nieco

^kupionych głazów w spartych na skale i błotem pplępionych* ząledyyie wznosi się nad powierz-

(27)

.29

clinię ziem i... jest to dom m ieszkalny; prawie nadzy i nieszczęśliwi ludzie poruszają się w tej jaskini; są ta G recy.'.... Na mój widoŁ, otacza m ię grom ada ogorzałych dzieci z twarzam i pcł- nemi w yrazu, i prosi o ja łm u ż n ę ;' wypróżniam kieskę w ich ręce; je st to słab a danina jaką tej niesczęsnćj ziemi opłacam . Widok ten bolesne wc mnie obudził u c z u c ia , spieszę więc k\i brze­

gowi ; pewien duchowny w ioski któregom spot­

k ał d ał ini przewodnika dla zaprowadzenia mnie do zwalisk dawnej Melo.

Poszedłem za nim ; przebiegłszy kilka m il, przybyliśmy na miejsce; przew odnik mój odda­

li ł się , a ja usiadłem na podstawię przewróco­

nej kolumny.

Mnóstwo kapitelów, płaskorzeźb, pilastrów ro­

zmaitego rodzaju, okrywało ziemię. K ilku ubo­

gich pasterzy wzniosło tam ,, chaty swoje ,■ a gzemsy, frezy wybornego smaku służyły aa pod­

stawę i podporę tym nędznym lepiankom.

Na widok ten pogrążony zostałem w głębokiem zam yśleniu; ci nieszczęśliwi i ciemni pasterze, pędzący dzikie życi© pośród tych zwalisk ogromnych co dawny blask ich ojczyzny za­

św iadczały, wytworne te szczątki architektury, świadki kwietnego panow ania sztuk nadobnych i u obyczajenia, ukryte pod traw ą i b ło te m , wszystko przedstaw iało m i obraz żyjący G re­

cji starożytnej i Grecji nowoczesnej.

(28)

30

Tak więc ta wyspa, co niegdyś wolna i nie­

podległa , przez synów Sparty b ro n io n a, tak długo opierał* się krwawem u Ateńczyków despotyzmowi (*), wystawiona dziś b y ła na ty- ranję Turków, którzy d ziesią tko w a li jój miesz­

kańców, i nakładali na nich najhaniebniejsze haracze, W yobrażałem sobie jeszcze tę dawną Melos, szczęśliwą, zamożną w św iatłą ludność krainę; widziałem podczas uroczystości świątyni J)elos, niesione drogie wonności przeznaczone dla Bogów; chory młodych dziewcząt i ch ło p ­ ców, uwieńczonych kwiatami, świetne wdzięka­

mi, w siadały na lekkie okręty; w iatr ig rał z ich purpurow eini żaglami, a złoconemi wiosłami zbie­

loną rozbijając p ia n ę , przybywali do Delos przy odgłosie harmonijnych śpiewów*

W k r o tc e a t o li, o d d a liłe m o d s ie b ie t e w s p o ­ m n ie n ia , u w a ż ą łe m j e Za z n ie w a g ę o b e c n y m n ie ­ s z c z ę ś c io m u c z y n i o n ą , a w y d z ie r a ją c s ię s ło d ­ k im p r z e s z ło ś c i z m y ś le n io m , p o m y ś la łe m z g o ­

(* )L u d k tó ry zam ieszkiw ał w Melos od długiego czasu 'b y ł w olny, k ie d y , w czasie w ojny Peloponezkiejj, A te n - czykow ie chcieli go ujarzm ić i zniew olić do zrzeczenia się neu traln o ści k tó rą zachow yw ał m iędzy’ nim a Lace- dem onęzykam i, od których b ra ł początek. R ozjątrzeni o- .porem,, k ilk ak ro tn ie napadali na m ieszkańców M elos; od­

parci k ilk ak ro tn ie* u d erzy li wreszcie na nich całem i Rze­

czypospolitej siłam i.

Thucidides x» 5. rozd. 84 i 85.

(29)

— 31 —

ryczą o dzisiejszych Grekach, zdziczałych przcż despotyzm, bez gienjuszu, bez praw , ~bqz han-i dlu, wystawionych na okrucieństwo ciemiężców swoich, utrzym ywanych jedynie przez instynkto- wę energję, zdolną natchnąć ich wielkiemi dzie- 1 łam i, które wykonywają z wojowniczą Naiwno­

ścią. Podziw iałem ten feligijny Zapał co z po­

kolenia do pokolenia przechodząc, jedyną jest spuścizną jak ą ci nieszczęśliwi wygnańcy na ło ­ nie kraju swego dzieciom przekażać mogą. W skutku rozpam iętywania mego zw róciłem myśl n a F ra n c ję : jak to ! m ów iłem , ta królowa n a­

rodów ulegilież rów nie tej okropnej prźem ianie, a podróżny siedząc na zwaliskach Paryża^ be- dzież kiedyś rozm yślał nad przyćmioną wielko*

ścią je g o , usiłując wyśledzić W wyrodzonych n iew olnikach, potomków ludu najoświeceńszegtf n a ziem i!

Opuszczając te samotne miejsca, u d ałem sio' do amfiteatru; przechodząc obok źró d eł m ine­

ralnych gorących, które brzegi skrapiają, Zasze­

dłem do obszernego obwodu, otoczonego gradu- sami z m arm uru dokładnie obrabianego, które półkole tw orzyły. W jednym jego końcu* Widać' było ślady płaskorzeźby, a le trudno było jćj przedm iot ro zpoznać, tak uszkodzoną b y ła t A

sztuka przez wielbicieli starożytności.

T e a t r ten, niemy dzisiaj, b rzm iał niegdyś po­

śród uroczystych obrzędów G recji, dytyrambi- czncmi śpiewami Diagorasa, który krusząc zuży*

(30)

te jarzmo grubego politeizinu, ZąstdrldWlał się nad jedna nieskończoną istotą... Może też o Wie*

le wieków później , uczony Philaras z Milo zwie­

dzał te zwaliska dla pozyskania natchnień, i mb«

źc czerpał w tych 'w zniosłych przeszłości nau­

kach , nienawiść gwałtowną jak a go przeciw tyranji o ży w iała; P h ila ra s, Co utrzym yw ał C ią g łe pismowne stosunki z jednym z najwięk­

szych gienjuszów XVI. w iek u , z M iltonem , któ­

ry również m arzył o Grecji uszczęśliwieniu. T en O gnisty i wzniosły u m y sł, ten gienjusz głęboką starożytności nauką karm iony, nąjgorętszćm ży­

czeniem pragnąć m usiał przyspieszenia tćj chwi­

l i , w którejby ojczyzna Sofoklów i Homerów

wolną była od przemocy tyranów swoich. nQsi- ło w a ł on skłonić K rom w ela do Zajęcia się losem zdziczałpj Grecji; ale charakter tego przy- w łąściciela ,' który religji tylko za środek uży*

w a ł , który pod cieniem zwycięztw do celu swego d ą ż y ł,.n ie mógł Zapalić się wspomnienia-*

m i, a ten Mahomet północy i scholastyki prze­

niósł podbicie części Antylśkiego A rchipelagu, n ad chwałę, którą za czczą i romansową uw ażał.

Iriny za <tni naszych gienjusz, zad ziw iający, szczytny, w którym możnaby upatrzyć niejakie podobieństwo z autoreftt R a ju Utraconego , gdy- by oryginalność płodów jego nie zacierała Wszel*

kiego pomysłu porów nania, Byron nakoniec, który był samym so b ą, m yślał jak M ilton, a nie przestając na ogłaszaniu tćj k ru c ja ty ,

(31)

szu k ał chlubnego zgonu w k ra jtl, który mu na­

tc h n ą ł najpiękniejsze płody w yobraźni... , Przepędziwszy kilka dni w Milo, rozwinęliśmy żagle ku Paros d^ 29 S ierpnia, pod zasłoną P.

Rigny.

Tegoż d n ia , fregata la M a g icien n e u d ała się ku A lesandrji.'

IV.

List P. Latigsdorf z podroży p r z e ź niego wAmeryce południowej odbywanej.

Ć uyaia, 7 Kwietnia 1827.

N iedowierzacie zam ykało długo ■Wszelki przy­

stęp wzrostowi_oświaty: Don Pedrow i należy się chw ała z u łatw ian ia cudzoziemcom w stępu do k raju jednego z najbogatszych na k u li ziemskiej.

Szybkość pochodu naśzego, lubo m niejszą ni­

żeli niektórych kupców z Porto-Feliz do Cuyaba jadących, dozwoliła powziąć nam ledwie, doryw cze'

■wyobrażenie przyrodzonych bogactw tćj pięknej k rain y : wieki tylko usiłowań naukowych w ystar­

czą na ich poznanie.

P rzebyw anie kaskad i spadków wody spraw ia uczucie podziwienia nieznane k ażd em u , co n i­

gdy nie by ł w wątłej łódce igrzyskiem S p ie n io n y ch n u rtó w ; brzegi nikną z szybkością błyskaw icy;

(32)

— 34 —

p iro g a , uniesiona gwałtownością p ę d u , przeby­

wa szkopuły którychby jedynie najwytrawniejsza miejsc tamtych znajomość uniknąć m ogła.

Płynie się zwykle przez te m iejsca nie ujmując ładunku z łó d k i; niekiedy wszakże ulżywają jćj ciężaru: kiedy przepłynienie staje się'niepodo­

bnym, trzeba w ów czas przenosić łódki lądem.

Oprócz niezliczonych k ask ad , bieg rzeki Rio T ie tó przedstaw ia dwie majestatyczne katarak­

t y , to jest -Avanhadary i Ita p u ry . Rzeka nie je st niemi w całćj szerokości swojej przecięta;

płynie ona spokojnie' z obu stron spadku: woda, przybyw ając zwolna do punktu w którym natra­

fia w urwistej skale otwór kształtu podkowy, r2uca się z wysokości 50 przeszło stóp.

Z T i e t e w pływ a się na P a ra n e . Spadek zwaj ny U rabapunga, zadziw ia wielkością swoją; rze­

ka ma w tem mićjscu przeszło pół mili szero­

kości.

Dwie rzeki albo raczej rz e c z k i, S a n g u ix u g a i V elm elho (czerw ona), tak nazwana z powodu barw y jej w ody, napełnione czerwonem błotem, tw orzą przez połączenie swoje rzekę B io-P ardo, która w biegu przeszło 30 milowym, bierze w sie­

bie wielką liczbę strum ieni, oraz dwie rzeki, wiel­

ki i m ały N h a n d a i. W pływ a się na Rio Pardo wypływając z P a ra n a , i tak się aź do źródeł tej ostatniej do S a n g u ixu g a posuwa; za tym pun­

k tem , rzeka przestaje być spław ną. Z tam tąd, aź do la fa g e n d a de G am apuam , o dwie m ile,

Cytaty

Powiązane dokumenty

ści lądu. coraz częstszemi się staw ały.. Szczęściom, nazajutrz, -oznaki bli­.. skości ,ziemi, staw ały się coraz pewniejsze. a nakoniec kij m isternie Wyrzynany,'

ny nigdy się nie zatrzyinującein.. Rząd' angielski dla tego nie chce £adnych w tym względnie robić u łatw ień , ponieważ tysiące Ben- gaiczy kó w tafc zwanych

dzi się do niego przez drzwi bardzo ozdobne i widzieć' ipożna naprzód B a lei czyli wielką sa­.. lę audjencjonalną, której dach utrzym ują słupy drew niane,

dnio przez afisze, a po wygranej w gazetach. O- prócz tego, wyścigi dają jeszcze pochop do u- lubionych temu narodowi zakładów za jednym lub drugim

Ztamtąd przez podłużne okienka może on widzieć jak się więźnie' sprawują przy robocie, iiic będąc sam od nieh widzianym- Nad całein podwórzem czyli

zentantem naszej wołowćj pieczeni, lecz wcale nie był do niej podobnym: b y ł to ogromny pięJ kny kaw ał tłustej wołowiny, nie upieczony ale rozparzony tylko,

Znajdując się pewnego razu sułtan na igrzy- skach didrydu, które dla niego czarni eunucho­. wie wyprawiać zwykli, usłyszał w ystrzał zbroni palnej: młody Grek

kojów , stają się częstokroć dostępne w ten czas dopierr, kiedy sic przejdzie stajnię, która zajmuje d ó ł cały domu ; i nie trudno jest widzieć domy. * gliny