• Nie Znaleziono Wyników

Kolumb. T. 4, nr 20 (1828)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kolumb. T. 4, nr 20 (1828)"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

Ner 20.

Z D R U G IE J P O Ł O W Y PA ŹD ZIER N IK A 1828 RO K U .

IV.

WIADOMOŚĆ O PODRÓŻY P. LABORDE OD- BYTE? na WSCHODZIE.

P. Alcsandfer Lahordo, który niedawno odby*

Wał podróż na wschodzie, czytał na ostatnićm posiedzeniu cztćrcch wydziałów akademji fran- cuzkiój zdanie Sprawy z tćjże podróży. Wyja«

śnił naprzód Zgromadzeniu temu cci jćj właści­

wy. Stanowiła ona część praktycznej edu­

kacji, którą chciał dać swemu synowi. W towa­

rzystwie kilku przyjaciół zwiedził on Włochy i poczęśc.i wyspy Jońskie, a potćm umyślił zapu­

ścić się w głąb kraju, którego okolice tylko nad­

morskie zwiedzają powiększćj części podróżni,.^

w tym celu udał sij zc Smyrny do Konstantynom 9

(2)

pola przez Sardes. Towarzyszący mu przyjacie­

le i.słudzy, na koniach, dobrze uzbrojeni, skła­

dali małąj karawanę, obronnićjszą, aniżeli więk­

sza częśćjludów, przez których ziemię przejeż.

dzali. Broń ta, mowi P. L aborde, Wrażała po­

szanowanie, do którego datek kilku parasów je­

dnał przychylność. Paktol przestał toczyć złote nurty w mieście Krezusa. same tylko zwaliska znajduje tairf wędrownik; groby są jedynemi po­

mnikami, świadczącemi o bytności starożytnego narodu. Grobowiec ojca Rrczusa, który po pira*

midach za najogromniejszy pomnik był uważany

‘ dosyć jest podobny do góry; wystawiły go, jak podanie świadczy, swoim kosztem nierządnice;

co, wedle uwagi P. Laborde, nienajpochlebniej- sze daje wyobrażenie o czystości obyczajów Sar- dcskich. — Wyjechawszy z Sardów, podróżny*

przebył rzekę Herrnus, płaszczyznę Hirkanji, i zapuścił się w głąb pasma gór, zwanych Soas- suf-Dach, które się rozciągają od góry Olimpu do góry Idy, rozgraniczając wody morza M arinora, od wód Archipelagu. Wszędzie po tej drodze w pewnych odległościach znajdują się cysterny, po­

robione kosztem dobroczynnych ludzi, których i- miona zwykle są wykute na kamieniu, a często­

kroć przy tćm jakie zdanie z Koranu; nad jedną cysterną podróżny nasz wyczytał tc wyrazy: »N a j.

» doskonalszy człowiek je s t ten, który je s t naju- )) zyteczniejszyni dla swoich współbraci, u Po zwiedzeniu Konstantynopola, gdzie wędrownik

(3)

11 był świadkiem trzech znakomitych wypadków,

^ kraju tegó cechą będących: rewolucji, jpowictrza i' morowego i pożarów, przebiegł Azje mniejszą.

s Zwiedziwszy miasta Nikomedje i Niceę, gdzie jesz- I* cze godne uwagi znajdują się rozwaliny, P. L a -

borde, udał się na wschód, ku brzegom Sanga- rius, i Zaledwie stanął nad jeziorem Sabanja, u

* starożytnych Sophon zwanein, aliści odkrył po- mnik Rzymski ogromnych wymiarów; jest to i1 most o sześciu arkadach, do którego prowadzi f łu k tryumfalny, i kończy go niejako powtórzenie

!, tegoż łu k u , w kształcie sklepienia, przypartego ii do góry, a otwartego z obustron, dla przejścia

drogi rzymskiej. O dziesięć mil w stronie połu- j dniowo - zachodniej względem Kutahji, znalazł e miasto rzymskie, którego dotąd żaden jeszcze nic n zwiedził podróżny, i o którem w starożytnych

i itnerarjach , nie ma nawet wzmianki. Zna- i. czniejsze w niem gmachy są: teatr wielki, plac go­

li nitw, wiele portyków dobrze zachowanych, i nie bardzo w yniosła, ale najwyborniejszej archite- , ktury świątynia jonicka. ’ Kolumny na 30 stóp f, wysokie, z jednej sztuki marmuru, kanelowane,

podpierają gzems nader ozdobny i gustowny. Zę śladów napjsu, będącego niegdyś na frontonie, i okazuje się, że świątynia ta była naprawiona za czasów Adrjana, a pośw ięcona Apollinowi. Miej­

sce to po lurccku nazywa się Chapder; ożywia je strumień, przez który rzucony jest most rzym­

ski o pięciu arkadach, równic dobrze dochowa-

(4)

nych jak i sklepienie, do którego przytyka. Z Chapderu udał się P. Laborde do pomnika fry- gijskiego, opisanego przez pułkownika Leels; w tejże dolinie udało mu się odkryć drugi pomnik podobny, a o 6 mil dalćj trz e c i, od tamtych większy, z napisem jednakowym. Lecz więcąj go interesował, i zabrał mu dwa miesięce czasu kraj zawarty między Affroni- Karaliissar, Denislu.

i Jsp arta: tam bowiem zajmował się 'dokła*

dnem oznaczeniem źródeł i biegu rzek: Menan- dru, Łyku i Marsyas, posad mnóstwa miast staro­

żytnych, nad ich brzegami położonych, a nade-

■wszystko położenia miast H ieropolis i Aphro*

disias. Pierwsze sławne od najdawniejszych cza­

sów wodami mineralnemi, ma dotąd jeszcze gro- ' tę duszącą, o której^spom ina Strabon, gdzie pta­

ki padały bez duchu; są też tu zwaliska świąty­

ni Apolina, i długi szereg okazałych grobowców.

Pośród miasta Aphrodisias, dziś zwanego Gue- ra , wznosi §ią świątynia Wenery, porządku jo- nićkiego, w większej części dobrze dochowana.

Po lewćj stronie jest stadjum i teatr. Od jcdnćj bramy do drugiej ciągnie się portyk jonicki, w wytwornym guście. * Aphrudisias w istocie jest miastem Wenery; amorki trzymają girlandy zdo­

biące gzems portyku. Jest to polowanie* arnor- ków na rozmaite zwierzęta, wyobrażone na we­

wnętrznym frezie świątyni, której dotąd kilka

■tylko dobrze ^uchowanych szczątków pozostało.

Mnóstwo napisów greckich rozrzuconych między

(5)

zwaliskami, jeszcze intoressownićjszerti to miej­

sce czyni. Zwiedziwszy celniejsze miasta Syrji, P. Laborde opisuje w ten sposób P alm irę i B al- bek. Palm ira jest zbudowana według planu

■większej części miast starożytnych, a w ogólno­

ści osad rzymskich. Długa'ulica ozdobiona por­

tykami w kolumnach i drugą podobnąż przecię­

ta, z jednej strony kończy się świątynią Neptuna, a z drugiej świątynią »ćrwisza. Ten natłok świą.

tyńj i grobowców, tudzież długie pasma kolumn wspaniały czynićby powinny widok, wszakże nie tak jest jak sobie powszechnie wyobrażają : ró­

wnina, rozciągająca się do koła, jak tylko oko zasięgnąć może najmniejszym v nieprzerwana pa- górkieiri, sprawia to, że pomniki z dala wydają się jakby odcięte na lazurowem tle nieba, są ma­

łe, i prawie tak wyglądają jak białe kołki na piaszczystym pozatykane gruncie; gatunek m ar­

muru, pozbawionego swój' ciepłej barwy na wło­

skich pom nikach, jeszcze więcćj im ujmuje;

przypatrzenie się też z bliska nie przyczynia im zalet; wyjąwszy świątynią Jow isza, formującą o- gromną massę, piękną w szczegółach, wszystkie inne mają mnóstwo uchybień, wypukłości na ko­

lumnach, gęste załamania i framugi, obfitość ra- czój a nie dobór ozdób, oddala to budowy od pięknego Antoninów yrieku. Wszakże, osobliwi sze to miasto, dla ogółu swego, a nadewszystko położenia śród pustyni, zawsze będzie liczone do rzędu miast najciekawszych dla wędrownika.

(6)

— 70 —

Przez dwa diii, Któreśmy w nićm przepędzili, u- stawicznie się nam naprzykrzali mieszkańcy, żą- 1 dając podobnego okupu, jaki niedawno byli wy­

mogli na znakomitym podróżnym Panu Bauket;

opieraliśmy się im stale: aż nakoniec drugiego dnia wieczorem tłuszpza uzbrojona w strzelby wpadła do naszego mieszkania, zagrażając że nas uwięzi, jeżeli każdy po 1,000 piastrów nie zapła­

ci. Na wszystkie ich mowy Szeik nasz z najzi­

mniejszą krwią odpowiadał temi słowy: »Przy­

rzekłem szeikowi T h a la , zaprowadzić tych po­

dróżnych do Tadmor, i towarzyszyć im do Homs;

jutro ztąd wyjadą; Bóg jest w i e lk i !« W samej rzeczy, mieszkańcy nazajutrz byli wyrozumialsi, i za m ałą opłatą dozwolili nam w dalszą udać się drogę.— Po trzech dniach niezmiernie utru­

dzającej podróży, przybyliśmy do pokolenia na­

szego szcika, które on domem swoim nazywał.

Tam dwa dni z tem przepędziliśmy pokoleniem, błąkając się z niem, spoczywając pod namiotami, i rozważając obyczaje tych ludzi, zbliżonych do stanu natury, którzy wystawieni na wszelkie po­

trzeby, walcząc z ^niedostatkiem, jedyną pocie­

chę znajdują w awanturniczem i swobodnem ży­

ciu. *— Z Palmiry udaliśmy się ku L a ta k je , dla zwiedzenia pobrzeża Syryjskiego,^Libanu i pię­

knych dolin przerzynających go w różnych kierun­

kach, miejsc sławnych w piśmie ś. i przyozdo­

bionych pomnikami wszystkich wieków. Po dwu­

dniowej drodze, przechodzi się od cedrów Salo-

(7)

mona do olbrzymich pomników Balbcku i cudo­

wnego pałacu Xiążęcia Druzów, Balbek prze­

wyższa Palmirę *wielkością i wytwornością stylu architektonicznego: kolumny na 60 stup wysokie, z jednej sztuki, spoczywają tam na podstawach z większych jeszcze kamieni; pałac .Emira Bechir jest podobno najdoskonalszym wzorem archite­

ktury arabskiej. Rządca który go kazał wybudo­

wać, ma pód swojemi rozkazami 50,000 chrzc- ścjan zbrojnych i 40,000 Druzów; Ki clioęiaż po­

wierzchownie wyznaje religję lnahometańską, jest jednak chrześcjaninem, a jego życie osobli­

wsze, pełne przygód, przypomina czasy Salady- na i Malek-Adcla.— P. Laborde udaje się po­

tem do Egiptu przez Palestynę. W tych krajach mocno do serca Francuza przemawiają wspo­

mnienia. Wypytywano tam podrożnego o wielu z jego rodaków. W Egipcie oglądał fabryki żela­

zne i wyrobów przedzionych, jak w Manchester, a Baszę znalazł czytającego dzienniki konstytu­

cyjne paryzkie. Wady rządów Mehtneda Alego nie uszły uwagi P. Laborde; tłumaczy je dowci­

pnie, przypisując po większej części pośpiechowi, który przewodniczy Paszy w jego usiłowaniach nad polepszeniem bytu krajowego. »Co wyko- tonaoi, mawia Mehmed, może się w części ostoi:

»lecz nikt już nie zrobi tego, czego ja nie zdo- włam .« Uwagi zebrane przez podróżnego w przejezdzie przez G recję, są nader intere­

sowne. Sądzi on o tym narodzie, jako czło­

(8)

wiek nawykły do oceniania ludzi bez uniesienia i niesłuszności. Dzisiejsze Greków wady nie pozbawiają ich otuchy źe kiedyś będą cnotliwy­

mi. Widział Miaulisa admirała flot greckich, naprawiającego swój okręt własnemi rękami; wi­

dział Kanarysa pod skrobną strzechą^ niewyma*

gającego żadnej nagrody, a ograniczającego swą ambicję na bohaterstwie; widział mężnego Fab- vier, ukrywającego pod odzieniem Robinsona cno­

ty wojskowe i patryotyczne. Wszystko co czytał P. Laborde jest ciekawe i pełne wdzięku. Opi­

sy tkliwej gościnności jakiej niekiedy doznawał, Są obrazem wybornym i prawdziwie starożytnym, a słuchaczom zdawało się że są przeniesieni nad br»egi ]Nilu, albo na świćże Aten zwaliska.

V . ;

PRZEJAŻDZKA DO RANGOUN w PAŃSTWIE BIRMAINÓ W. fV yjątek i listu podróżnego a d.

18 Października 1826.

D. 20 W rześnia 1826 opuściliśmy Madras, i przepłynąwszy odnogę Bengalską, przybyliśmy do Rangoun d. 28; nakoniee, płynąc pod wodę rze­

ki tak długć jak nas wzbieranie morza posuwa-, ło, zawinęliśmy na prost złotej pagody. W ic-

(9)

krętu Cham pion, stojącego na kotwicy przed miastem; osada okrętu tego na wpół prawie przez niustyki pożarta była. Dowiedziawszy się £e tylko przez dwadzieścia cztćry godzin zostać tam mamy, ’ chciałem nieco obejrzeć Rangoun, jeśliby to podobnem było; w tym celu przyłączyłem się do orszaku officerów.

Nazajutrz z rana, ruszyliśmy w drogę z Wzra- stającem morzem; przybywszy do miasta, uderzo­

ny zostałem nędzną postacią mieszkańców. Nie dziwię się teraz że nasi żołnierze i majtkowie tak chorują, kiedy do tej trudnej służby są uży­

ci, ponieważ w porze deszczów Rangoun jest zu­

p ełnie zalanem baghiskiem. Miasto zbudowane jest na palach; chaty zaś stawiane są z bambu­

sów; zdawało mi się, iż cztery grube bambusy, pionowo zatknięte, tworzą] cztery węgły budowy;

inne przymocowane o cztery stopy nad ziemią, stanowią podłogę; dachy są z mat bambusowych ułożone. Z tąd . człowiek jeden nie potrzebuje więcej nad tydzień czasu do' zbudowania sobie chaty. W zdłuż rzeki idąc postrzegłem niektóre z tych chat pośród rozlanej szeroko stojącej wo­

dy; wszystkie nieczystości zmiecione były pod podłogę domu; mieszkańcy bowiem zbyt są nie­

dołężni, aby jc dalćj wynieść mieli.

Birmanie zdają mi się być wzrostu małego i krępi; chodzą prawie nago; jest to lud wojowni­

czy; walczy na statkach wojennych i w okopach.

10

(10)

— 74 —

Robić ty mają zawieszone u nosów i uszów wiel­

kie pierścienie; noszą rodzaj kamizelki otwartej wpodłuż lewego boku; inają piękne oczy; widzia­

łem równie wiele między niemi mających ładne rumieńce.

Dotąd jeszcze dają się widzieć zniszczenia woj.

ny; mury małych pagod pełne7były dziur, które powybijali nasi żołnierze spodziewając się znaleść tam skarby. Pagody te są dziś Opuszczone; zło­

ta pagoda, miejsce święte, sama tylko jest w do­

brym stanie ; od strony drogi przedstawia ona bardzo ładny widok: stoi"na wzgórzu i jest bar­

dzo wysoka, mocno zbudowana, i od dołu aż do szczytu pozłocona; urządzone ze czterech stron stopnie służą jej za podstawę, i utrzymują wiel­

ką kopułę. Opisanie to słabe da ci o niej wy­

obrażenie, ponieważ krótko tu ?byt bawiłem, a- bym mógł był odrysować tę świątynię lub z u- wagą jej się przypatrzyć. Na tych to stopniach jak sądzę Birmanie odbywają modlitwy swoje przy wschodzie i zachodzie słońea. W alczyli oni \z zaciętością w obronie mićjsca tego-i kilkakrotnie odparli żołnierzy naszych; ale kiedy ci opano­

wali z jednej strony pagórek, i wyparli z niej Birmanów na stronę więcej spadzistą^ wielką między niemi rzeź sprawili. Pagoda ta otoczo­

na jest wielkim murem ozdobionym niżam i, w któfych znajdowały^ się posągi świętych, lecz wszystkie zniszczone lub zabrane zostały przez nasze wojska.

(11)

Ją się że w krófoe zupełnie to miejsce opuszczą^

Śmiałbyś śie, widząc nas wszystkich opatrzonych

\ t czaltany czyli chińskie parasole, które poku.

powaliśmy dla zasłonienia się od słońca.

^ wysokości pagórka tego bardzo okazały uka«

żuje się widok; okolice miasta okrytfe są djengla~

mi, a rzeka, którą tu i owdzie oko odkrywa, nadaje pewny wdzięk widokowi, A obok tego, myśl ta, że wiciu żołnierzy naszych, walcząc mężnie wr tem miejscu gdzie się znajdowałem, śmierć tu znalazło, pomnażała to wrażenie jakie we mnie piękność okolicy sprawiła.

Opuszczając Rangoun, obróciliśmy żagle na po*

łudnie i zawinęliśmy naprzód przy ujściu rzeki Tavai; nie mając sposobności wyjścia na ląd, nie mogę ci nic prawie o tein miejscu powiedzieć, prócz tego, że po opadnięciu morza małpy i ba*

buiny zbiegały się gromadami po 40 lub 50 na jńasek, dla zbierania m uszli, co nas niezmier.

nie zabawiło. Jest to kraj piękny, ale ponieważ zaczęła się już pora dżdżysta, nic mogłem polo*

wać nad hrzegami.

Skierowaliśmy się potem ku Poulo-Pinang, alr bo wyspie Xiążęcia Gallji, która jest bardzo u- rodzajna, i bardzo z n a c z n y prowadzi handel. O*

kręty zawijają pomiędzy -Wyspą i wybrzeżem Queda. Można tam doslać towarów angicl.

skich ale bardzo drogo, ponieważ przywożą jc

(12)

okręty kompanji Indyjskiej. Szczoteczka do zę­

bów kosztowała mnie piastr jeden.

Miasto jest porządne .i dobrze zabudowane.

We wszystkich mićjscach tej części ziemi, do których tylko przybiłem, Chińezykowie trudnią się wyrobkiem; są to ' istotnie ludzie niezmiernie pracowici; robią zwykle siedząc. Ulice zamiesz­

kane są przez tę lub ową klassę rzemieślników;

jedna napełniona jest kowalami, inna cieślami, i t. p.; ludzie nie trudniący się powołaniem mc-, chanicznem, mieszkająfo milę lub dwie od mia­

sta, pośród gaików kokosowych, w domach do klimatu zastosowanych. Gorąco średnie na po­

moście, przy odemknięciu wszystkich otworów działowych, w miejscu najchłodnićjszem, wyno­

siło 85° do 90° (23°53 do 25 75); w Madras gorąco dochodziło do 94° (27°-53)—- znajdują się tu dwie oberże- Wysiadłszy na ląd, mogliśmy nająć koni, i tym sposobem odbyłem kilka nader przyjemnych 'przejażdzek po wyspie. Udałem się do kaskady; woda spada tam z wysokości 60 do 70 stóp, ż tak ogromnym łoskotem , iż to­

warzysz mój lubo niedaleko się znajdował, nic mógł mię wcale słyszeć.

Kokosy tak są tam pospolite, iż mało je nawet uważają; zbierają je kiedy są zielone, dla wypi­

cia z orzechów mleka, które jest bardzo przy­

jemnym napojeni z rana. Wyciągają także , tod- dy, czyli wino z kokbsów, ale “te w ówczas me­

wy dają owoców; i sok ścieka w naczynia za'wie~

(13)

sów wielką ilość oleju, który daje bardzo jasne światło; krajowcy naciekają sobie nim całe cia­

ło, abyjczarna ich skóra nabrała połysku. Nie­

bezpiecznie jest kąpać się w rzece, z powodu alligatorów których jest pełna. W czasie poby­

tu naszego, alligatory rózszarpały jednego z ko­

ni, które krajowiec pewien do rzeki dla napoje­

nia zaprowadził.

Z Pinang udaliśmy się do M ulterea, przeby­

wszy cieśninę Callarn, która się stała sławną z rozbojników morskich; z resztą, grassują oni prawie przy całem wybrzeżu malaickićin. Prze­

ciwne wiatry i stan morza zniewoliły nas do za­

rzucenia kotwicy w tćj cieśninie. Okręty ku­

pieckie rzadko tu stawają, z powodu statków roz­

bójniczych, na których' bywa zwykle po 60 lu_

dzi z pionjerem na przodzie.

Z Sincapore,, obróciliśmy ku Peluo prawie pod linją lezącemu; 16 października wypłynęli­

śmy do Trincjuemale, zkąd piszę do ciebie.

(14)

PODRÓŻ z SAREPTY DO ROZMAITYCH HORD KAŁMUCKICH GCTBERNJI ASTRACHAŃSKIEJ,

przedsięw zięta w interessach Towarzystwa biblijnego Rossyjskiego, p rzez PP. H c n r i , A u g u s t a Zwich>7i J. G. S c h i l i a, a przez

tego ostatniego po niemiecku napisana (L ipsk 1827^

V I.

Mieszkańcy hiało zwiedzanych step, osiedli na północy Kaukazu i Morza czarnego po obudwóch brzegach Wołgi, a znani pod nazwiskiem Kał*

inuków, sąsiadują na wschód z Kirgisaini ,* a na zachód z Kozakami Dońskimi. Religją ich jest Buddyzm. Towarzystwo biblijne zwane Braci połączonych, wysłało było dwóch swoich człon­

ków, Schilla i Stubnera, w towarzystwie ich na­

uczyciela języka kałmuckiego, ku hordzie K o- szuda, przebywającej o 40 mil od Sarcpty, a -10 od Astrachanu, nad oboma brzegami Wołgi. Po­

bożne usiłowania tych dwóch ludzi nie były zu­

pełnie bezowocne; udało im się nawrócić kilku Kałmuków na wiarę Chrześcjańską. Ale pó­

źniej Kałmucy chrześcjanie, a z nimi trzej missjo.

narze odebrali rozkaz opuszczenia hordy, i uda­

li się w liczbie 22 osób, pod przewodnictwem Schilla nad brzeg W ołgi, gdzie im wskazano mieszkania. Ten surowy środek ostrożności wy­

myślony został przez naczelnika hordy Koszuda,

(15)

którego rozmaite okoliczności niechętnym. dla ehrześcjanizmu uczyniły. Nakoniec, następne­

go roku v piętnastu Kałinuków, mając na czele pasterza, przybyło napastować tę m ałą kolonję chrześcjańską, którćj jedyny w takim razie śro­

dek pozostał, przenieść się do Ząryżyna i od­

dać się w opiekę państwa Rossyjskiego. Tam, Ukończyły się prace miesji, pomiędzy hordami

Kałmuków przedsięwzięte.

Ale przed tym wypadkiem i w czasie, kiedy Rałmucy chrześcjanie żyli jeszcze spokojnie w są­

siedztwie Sarep.y, Towarzystwo biblijne peters- burgskic posłało 6Woiin ajentom znaczną liczbę cxemplarzy Ewangelji S. Mateusza, przetłuma­

czonej na język kałmucki, niemniej innych pism religijnych dla rozszerzenia onych pomiędzy hordami.

Ta to Kominisja dała powód do podróży, -z której zamierzamy kilka udzielić wyjątków. Dwaj członkowie Towarzystwa biblijnego rossyjskiego, August Zwick i Jan Goltfried Schill, wyjechali opatrzeni w listy polecające od Hrabiego Nessel- rode, ministra spraw zagranicznych i stosunków azjatyckich. Listy te adresowane były do na­

czelników głównych hord, a obadwaj missjona- rzc odebrali rozkaz nicrozszćrzania nigdzie pism, które z sobą wzięli, aż. w hordach których na­

czelnicy w listach wymienieni byli. -Zalecono im również, iżby się wstrzymywali od wszelkiego nauczania, i ograniczali się jedynie nazbieraniu

(16)

— 80 —

jak najdoskonalszych uwag nad stanem towa­

rzyskim arodu kałmuckiego, niemniej na zręcz- nem wyśledzeniu ięh usposobień w przedmiocie chrześejanizmu, a nadewszystko, izby starali się- przekonać, . czyli w obwodzie jakiej hordy nie znajduje się miejsce, gdzieby kałmuey ehrzcścja- nie wypędzeni z Sarepty znaleść mogli schronie?

nie, i gdzieby później, główne siedlisko missji u- stanowić można było.

Dla brata Schill przygotowano kibitkę, do przewiezienia gp wraz z jego rzeczami. Zwick odbywały podróż piechotą, a na xięgi zakupiono dwa wózki tatarskie, A rb a zwane. Zaopatrzo­

no się niemniej w potrzebne, konie, i najęto dwóch Tatarów, mających służyć za przewodni­

ków, z których jeden ochrzczony był według o- brządku kościoła katolicko - greckiego, a dru^i był Mah ometanem. Obadwaj wędrownicy uda­

li się w drogę d. 26 Maja, a wyjeżdżając z .Sa­

repty, posuwali się naprzód po nadbrzeżu Wołgi, w celu /dostania się do miasteczka Czórnojor, nad brzegami tćj rzeki położonego. Step Sa­

repty, mówi Jan Schill., nie formuje właściwie mówiąc płaszczyzny, lecz przedstawia kolejno oczom m ałe wzgórki,, nieznacznie zniżające się, po których następują doliny, k/óre choć niezbyt głębokie, zasłaniają przecież horyzont i ukrywa­

ją przed wzrokiem znaczną przestrzeń ziemi.

Zycie roślinne szczególniej tam rzadko daje się postrzegać, i objawia się prawic tylko na krza-

V

(17)

kach, z pomiędzy którcmi kilka 'kępek dar­

ni dojrzeć można. W głębi znajdują się tu i ow­

dzie gęste trawy, ale najwięcćj napotyka się sło­

ne roślihy, służące za pokarm wielbłądom. Je­

dnakże niektóre części stepu jaśnieją blaskiem wiosny, i strojne są w kwieciste Iris, tulipany i rozliczne krzewy. Kałmucy ten step zamiesz­

kujący, a do których zmierzali wędrownicy, po­

dzieleni są na pięć hord: Derboedów najbliższych Sarepty, 'Torgudów, Erkedów , Baganzoków, i Choszudów. Każda z tych hord jest podległą Xiążeciu czyli Hanowi. Pierwsza i druga prze­

bywają pospolicie na zachód Donu, blisko Sare­

pty; trzecia i czwarta, między Sarpą i Wołgą;

piąta-z tćj strony Wołgi, nad brzegami Akbu- tah. ,-Na drugiej stronie tych okolic znajdują Się ich obozy zimowe; gdyż w tej porze, Kałmucy opuszczają pospolicie step wraz z swemi trzoda­

mi, przenosząc się do krajów więOÓj w wodę ob­

fitujących. Derbcdy obozują nad brzegami Ku­

my; Erkedowie w lasach wiklinowych okrywają­

cych brzegi morza Kaspijskiego, równie jak część Torgudów’ znanych pod nazwiskiem Zandykszów, gdy tym czasem inni kałmucy z tej hordy udają się w bagna Sarpy na zamieszkanie. Opisujący tę podróż oznacza liczbę tych hord kałmuckich na dwadzieścia tysięcy namiotów, czyli rodzin, które dzieli tak: Derbedów od 10 do 14,000, Torgudów, 2,600, łącząc do nich Zandykszów vr liczbie 1,000, hordę Hana Erdoni 400, hordę Zer-

11

(18)

te n - Ubaszi 800, pod trzema braćmi Dszyrgal 400, pod panowaniem Xiążęcia Bagon- Zochcr 1,700, Eskcdów 1,000 i tyleż'K oszudów.— 2 kwie­

tnia, dwaj missjónarze rossyjscy przeszedłszy o- koło bagna przed dwoma wzgórkami, weszli w dolinę która ich po sześciogodzinnej drodzie do­

prowadziła do hordy Xiążęcia Erdeni, otoczonego rózległym obozem, pośród którego pasło ,sic mnó­

stwo wielbłądów, koni j zwierząt wszelkiego ro­

dzaju. W tein to miejscu przemieszkiwała zna­

czna część Hanów Erdeni i Z errcn- Ubaszi. Ich własne obozy oddalone były jeden od drugiego blisko o pół wersty. Między temi dwoma o- bozaini, widziano wielką ilość namiotów i wóz­

ków należących do kupców rossyjskich, tatar­

skich i ormjaóąkich. Obóz Xiążęcia Erdeni, skła­

dający się ze stu namiotów, umieszczony był w zaklęśnicniu ziemi, przy kilku źródłach. Namioty wznosiły się na północ tych źródeł, a między niemi odznaczały się szczególniej: namiot Hana, na­

miot sprawiedliwości, i Xiężniczki Mingmery.

Ku południowi ustawiono szałas dla bożków czyli churulle i szałas najwyższego kapłana czy­

li L am y. Te ostatnie otoczone były \y pół ko­

le szałasami innych kapłanów czyli gellongs, a pierwsze szałasami urzędników i służących Hana.

Wędrownicy odwiedzili Xiążąt Erdeni i Zcr- ren-Ubaszi, którzy ich bardzo" dobrze przyjęli;

udali się następnie do Lamy, który im okazał

(19)

w icie grzeczności i uprzejmości. Jego szałas czyli namiot był obficie zaopatrzony w rzeczy do obrzędów religijnych potrzebne, jako to: w koszto­

wny ołtarz z wszelkicmi ozdobami, w pulpit, piękne gradusy ozdobione charakterami samskryt- skieini i obrazami złotem powłóczonemi. W e­

dług naszych missjonarzy, kapłani, których Lama jest głow ą, dzielą się na kapłanów XT właściwćm znaczeniu, czyli gellongs, na służą­

cych czyli gezulls i na m aiiszi czyli uczących się. Nie żenią się oni i są uważani za istoty wyższej natury. Ich nauka ogranicza się na możności czytania starym zwyczajem pism sam- skrytskich w języku tybetańskim; mała tylko li­

czba tę mowę rozumie. Wędrownicy wypełnili obowiązek swej missji przy Xięciu Erdeni, któ­

ry żądał od nich dwóch exemplarzy dzieł, ja k ie z sobą przywieźli, jednego dla sieb'e, a drugie­

go dla Lamy, dodając, żc to ostatnie dzieło wy­

starczy dla całej hordy, która była ciągle zaję­

tą swemi trzodam i, i nie miała wcale czasu czytać.

Bergmann, inny niemiecki wędrownik, przyta­

cza -jeszcze więcej szczegółów o naturze ste­

pów, obozach kałmuckicli i religji.

»Sarepta, mówi on, jest położona na wzgó­

rzu dosyć romantycznem. Ogromna płaszczy­

zna rozciąga si§ między pasmem pagórków, kto- rcmi jest otoezoną, i częścią Wołgi która płynie w oddaleniu. Strumienie sączące się na po-

(20)

— 84 —

chyłości góry, ocienione są dzikieini .palmami, wiązami, dębami, i innemi drzewami. Zaledwie b y ł początek wiosny, a juz puszczała kapusta morska, nocny fiołek, eupatorja i cytyssa • zie­

lona powłoka okolic górzystych była przyjemnie urozmaicona różoweini kwiatami dzikich migda­

łów. Ale w krotce zmienia się scena: i podró­

żny pośród niezmiernej płaszczyzny którą prze­

biega, nie widzi nic więcćj, oprócz nieba i pól.

oMolna wtedy porównać, mówi on, kraj Kałmuków do wielkiego morza, gdzie przenikliwe tych Tata­

rów oko służy za bussolę. • Wyobraźmy sobie rozległość czterystu werst, gdzie zaledwie uj­

rzeć można małą liczbę mieszkań nad niektó­

rych rzek brzegami. Ta obszerna niezmiernie okolica jest całkiem z drzew ogołocona; widzieć się tam tylko dają gdzie niegdzie strumienie, pagórki i bagna; przedmioty te jedynie Kałmuko- wi służyć mogą za przewodnika, gdyż ich regu­

la rn o ść oszukuje uwagę cudzoziemca. Tym cza­

sem Kałmuk koczowniczy, nie upatrując najmniej- zego śladu drogi, i nie wiele zastanawiając się pro­

wadzi swoje konie lub wielbłądy, przez wielo kroć wei^st, jak gdyby żeglarz swoim statkiem kiero­

w ał. ■ Żywności nasze dźwigał wielki wielbłąd, który zwolna za nami postępował, gdy my tym czasem pośpieszaliśmy w głąb kraju. Poranek b y ł śliczny, lekkie chmury i wietrzyk ćhłodny zakrywały nam promienie słoneczne; ale powiew zefiru ucichał powoli, i w chw ili, gdyśmy się

(21)

zbliżyli do wody dla odpocznienia, upał stał się nieznośnym. Trawa była wysoka i jaśniejąca zielonością, szczególniej w dołkach przez wodę uformowanych. Rój komarów latających w po­

wietrzu, coraz bardziej się przerzedzał; ale na­

tomiast powiększał się rój swterszczów. Podczas, kiedy nasi kałinucy i tatarzy zgromadzali gnój przeznaczony do zrobienia ognia, i Wykopywali dół w ziemi, gdzie się miało w kociołku jedze­

nie nasze gotować, położyliśmy się na podusz­

kach od naszych siodeł, dla użycia cokolwiek wypoczynku; ale tak był mocny upał, iź pół go­

dziny czasu, przez któryśmy odpoczywali, a przez ciąg którego aniśiny oka zmrużyć nie mo­

gli, bardziej nas zmordowało niż sześć godzin konnej drogi. Po obiedzie udano się dia nas po wodę, która być miał^ w sadzawce lub krynicy, i pewien kałmuk zapewnił nas, że była bardzo dobra, ponieważ nie była zepsuta. Mógł on to mówić w dobrej w ierze, ale napój, który nam przyniesiono, był mieszaniną czcgQg żółtego i czarnego, w której mnóstwo znajdowało sic o- wadów. Pó wypiciu kilku filiżanek .tego' deko- ktu, pragnienie moje jeszcze się bardziej wzmogło.

Wszelako towarzysze moi powiedzieli mi, że po­

winienem się mieć za szczęśliwego, jeśli w dal­

szym ciągu drogi znajdę podobną wodę.

»Byliśmy w odległości dwudziestu werst od obozu, gdy moi towarzysze postanowili doświad­

czyć sił swoich koni, i w mghieniu oka, znaczną-

(22)

— 86 —

śrny ilość werst przebiegli. Mój rumak z wielką trudnością dążył zaniini, i jeślim sic zdołał złą­

czyć z dwoma z naszego orszaku kałmukami, którzy na jednym koniu we dwóch jechali, to dla tego jedynie, iż to zwierze zmordowane, u- stawać już zaczęło. W obawie żeby się nie od­

łączyli od drugich, prosili mnie, abym popędził mego konia, który już był mocno zmęczony. U- śiłowania ieh nie byłyby bardzo skuteczne, gdy­

by mnie, nic zapewnili, iż bylibyśmy przymusze­

ni przepędzić noc pośrodku pola, bez przykry­

cia i bez sposobu dostania zkąd kolwiek żywno­

ści. Po tej przestrodze tak męczyłem mego ko­

nia , żem w krótcc zostawił za sobą towa­

rzyszów, i usiłowałem połączyć się z tymi, którzy innie wyprzedzili. Napróżno dwaj Kałmucy krzy- ' czeli na innie, że niepodobna abym tamtych do­

gonił, i że się gdzie zabłąkam. Leciałem w cwał, kierując mego konia, ile można było, według o- brotu słońca; ale oko moje tak mało było na­

wykłe do uważania kierunku lub linji w tej nie­

zmiernej płaszczyźnie, iż przebiegłszy kilkana­

ście werst, nie wiedziałem gdzie się znajduję.

Słońce będące jedynym moim przewodnikiem znikać zaczęło, a widok jego zachodu stał ślę w tej chwili dla mnie prawdziwym obawy przed­

miotem. Wspomnienie licznych przygód nieszczę?

śliwych,' których doświadczyły osoby, co pomimo znajomości kraju, zabłąkawszy się, grób swój tam znalazły, przerażało mój umysł obrazem podo-

(23)

bnego losu. Okropne pożerało innie pragnienie, ję­

zyk przylegał do podniebienia, i jeszcze nigdy w tak przykrem nie byłem położeniu. Słońce, zaszło, zmordowany koń ustawać począł; posta­

nowiłem więc czekać powrotu jutrzenki, a wte- -dy trzymając się kierunku słońca, dostać się do brzegów Donu, od którego jednakże o sto werst byłem oddalony. Ujrzałem się na jakiejś nizi­

nie, okrytej trawą dość wysoką; przywiązałem tam mego konia, wlazłem na pagórek, i postanowi­

łem tak noc przepędzić. Godzina prawie upły­

nęła, jak się znajdowałem n a wysokości, gdy zda­

ło mi się doslrzedz w oddaleniu, jakiś ruszający się przedmiot; wnet poznałem źe sic dwóch męz- czyzn do mnie; zbliżało. Byli to Kałmucy, któ­

rych porzuciłem , a którzy w odległości kilku werst poznawszy mnie, opuścili swój kierunek dla wyprowadzenia mnie z kłopotu. ^Zszedłem natychmiast z najżywszą radością, wsiadłem jia konia, i w dalszą udałem się drogę. Jeden z moich, przewodników powiedział mi, źe mamy jeszcze 6 werst przejechać, niin się dostaniemy do wody, przy której szałasy zrfhjdować się miały. W krotce dostrzegł naszego wielbłąda, który przy­

byw ał do m iejsca, gdzie obozowano. Nic nie -wyrównywa bystrości wzroku Kałmuków; cho­

ciaż słońce już od godziny zaszło było, mogli oni rozeznać wielbłąda W odległości pięciu do sześciu werst. Zwierze to służyło nam za punkt»

do którego kierowaliśmy nasza drogę; usiłowali-

(24)

śmy jak najspieszniej przybyć na miejsce umó­

wione, i ucieszyliśmy się niezmiernie, znalazł­

szy tam świeżą wodę a przytem chaty. Ta, któ­

rą zajmował nasz gospodarz zdała mi się być dosyć nędzną. Obawa robactwa spowodowała mnię do przepędzenia nocy w czystein polu. Sio­

dło służyło mi za poduszkę, a do okrycia sięu- żyłem płaszcza .mego z pilśni kałmuckieh. Na­

zajutrz , odmieniliśmy konie i pędż,i'c cwałem, ujrzeliśmy w krótcę obóz kałmuków, do którego przybyliśmy przed południem'.))

Chata kałinucka podobna jest do wielkiego zaokrąglonego kręgla, który zdaje się wspierać ną słupach z drzewa wyrobionych, od trzech do czterech stóp wysokości; obwód jej ma sześć do ośmiu sążni. Budowę tę stanowi u spodu pewien rotkaj krat drewnianych, ku górze zaś, zbiór miłostką żerdzi ukośnie ustawionych i połączo­

nych u szczytu niejaką koroną do której są przy­

mocowane. Zewnątrz, chaty tć osłonione są pe- wnym gatunkiem pilśni, przewiązy‘wanćj mocnemi postronkami^ wyrabianemiz włosa wielbłądziego.

Kiedy zapalają ogień, natenczas podnoszą tylko nakrycie pilśniowe w części wyzszej, dla ułatwie­

nia wolnego przeebodu dymowi. Udaliśmy się do Chaty sprawiedliwości, ponieważ tam znajdo­

wał się Xiąż/;. Siedział on z założonemi na kirzyz nogami, przeciw drzwi na wzniesionem miejscu okrytein kołdrami z pilśni i kobiercami.

Dwaj starsi jego synowie siedzieli przy n im zp ra-

(25)

wego boku; stały przed nimi czapy drewniane z mięsem. Wskazano nam po lewej stronie do sie­

dzenia pewien rodzaj poduszek zrobionych z koł­

der pilśnianych. Xiąże kałmucki m iał około czterdziestu lat i postać jego była szlachetną;' miał na sobie ubiór jedwabny, a w ręku trzy.

m ał różaniec; przez ciąg rozmowy nie przesta­

w ał się modlić, przesuwając w swych palcach z wielką szybkością ziarnka, z których złożony był różaniec. — Bergmann zwiedził następnie chaty kapłanów,, które stoją w owal do koła chaty naczelnego Kapłana. W tej, ołtarz, umie­

szczony naprzeciw wchodu głównego, zapeł­

n iał cały głąb chaty, i składał się z pewnej li­

czby sztuk drewnianych odzianych jedwabnemi zasłonami rozmaitych kolorów. Wyżej, stało cóś podobnego do baldachinu, podobnież z jedwabiu, pod którym widać było smoka niebieskiego, za­

klinającego pioruny, i mnóstwo osobliwszych po­

staci.

Dwaj missjonarze Zwick i Schill, którzy z swej strony przebiegali hordy kałmuckie, tak opisują zwijanie obozu: »Takie zdarzenie jest u kałm u­

ków uroczystością powszechną, i dniem radości, gdzie każdy ma sposobność popisania się zswojem znaczeniem i ze swemi bogactwy: męzczyzni na koniach, przybrani w szaty obrzędowe, wyjeżdża­

ją naprzód w kilkunastu, a kiedy się już znacznie oddalą od hordy, rozkładają się w stepach, do- pókąd się ona nie zbliży, liobićty zamężne,

12

(26)

— 90 —

podobnież postrojone, poprzedzają konno swoje trzody, trzymając postronek pierwszego w ielbłą­

da, do którego przywiązane są w długim szeregu wszystkie iqne. Na tłomokach któremi te zwie­

rzęta są obciążone, kładą wielkie kobierce per*

skie lub tureckie, które z obu boków spadają i wloką się prawic po ziemi. W podróży, którą odbyli missjonarze z hordą, uderzył ich widok wtargnienia szarańczy, która przestrzeń kilku werstową zaległa. Ziemia była nią zupełnie o- kryta, i uważali, ze wszystek ten owad m iał pwróconą głowę na zachód i w tym kierunku pożerał wszystko z przerażającym pośpiechem.

Skrzydła jego zdawały się być srebrne lub kry­

ształowe przy świetle słonecznem i tysiącami o- gniów błyszczały. »Gdzieśmy przejeżdżali, mó­

wi opisujący, owad ten wznosił się chmarami, regularnie, z dziwnym szelestem pochodzącym z trzepotania skrzydłami; chmary te światłość słońca zaciemniały. Przestrzeń, którą nam tym sposobem odkrywały, była prawie o dwadzie' ścia kroków szerszą od tćj, jaką zajmowała na­

sza karaw ana, i zapełniała się natychmiast za nami nowemi rojami szarańczy, która padała na ziemię jak tylkośmy z niej ustępowali. Lot jej był zarazem tak szybki że trudno bardzo było złapać z nich którą.

Benjamin Bergmann był również obecnym przy zwijaniu obozu, które to zdarzenie jest z resztą bardzo pospolito w stepach.« W du*u, który po­

(27)

przedził nasze pierwsze zwiniecie obozu, mówi on, oznajmiono nam , abyśmy byli gotowi do drogi na oznaczoną godzinę, jak niemniej nasze konie i wielbłądy. W ielu kałmuków otoczyło naszą chatę, i poznosiło do niej rozmaite rzeczy, aby ją napełnić. Część naszych sprzętów umie­

szczoną została na wózkach tatarskich. Różnią się one od zwyczajnych wózków wielkością Swo­

ich kół, które, mają znaczną liczbę szpry’chów i ogromna piastę. Cała horda była w poruszeniu na kilka godzin przed odjazdem. Kałmucy zaję- ei byli zgromadzaniem trzód, zbićraniem chat i narzędzi; jak tylko wszystko było w porządku, wyruszono zaraz do nowego obozu. Lubo kraj kałmucki jest nieuprawny i niezamieszkany, jednakże droga, którą horda podróż odbywa, wystawia tłumny Widok, który mole oko zaba­

wić; po obu stronach' tej drogi którąśmy przeby­

wali, snuło się mnóstwo zwierząt jucznych i trzo- dnych. Podróżny, "“który wyprzedza zwykle wiel-<

błądćw , postrzega, tu trzodę bydła dającego się prowadzić katmuczce, tain stado klaczy dobrowolr nie postępujących za stadnikiem; dalej, napoty­

ka dziesięciu do piętnastu opasłych gellongs, którzy wesołą odbywają podróż. Przy ich boku, widzieć często można postępujący obraz nędzy, pod postacią chłopca okrytego łachmanami, któ­

ry prowadzi pieszo jednego lub dwóch wielbłą­

dów, gdy tymczasem matka jego, siedząc na je ­ dynym koniu którego posiada, postępuje przy

v

(28)

- r 92 -

niin. Wice-Han otoczony swymi pięćdziesięciu ludźmi, z których każdy uzbrojony jest dzidą, znaj­

duje się zawsze w pićrwszym orszaku, a tym spo­

sobem pierwszy przybywa do miejsca nowego o- bozu. Jak tylko pałac tego Xiążęcia jest posta­

wiony, ten, który ma obowiązek robienia herbaty, powinien ją jak tylko można najspieszniej przy­

rządzić. Te koczownicze wędrówki przenoszą, nas do pierwszych wieków świata, gdzie ojcowie nasi, pędząc swoje trzody, podobnież tułackie prowadzili życie«

Missjonarze rossyjscy zwiedzili kolejno rozmai­

te hordy kąłmuckic, i nie zawsze mogli się po­

chwalić z przyjęcia jakiego .doświadczali. Jeden z listów Hrabi Npsselrode był adressowany do trzech braci Dszyrgal, Otszyr i Setter, naczelni­

ków Torgudów; z tych ostatni obozował o kil­

ka tylko werst od hordy Erdenjego, gdzie się znajdowali missjonarze. Udali; się do niego i zło­

żyli mu list, który on bez rozpieczętowańia od­

dał. Nie tracąc odwagi, obrócili swoje kroki ku drugiemu z tych Xiążąt, Dszyrgal, lecz w tym uj­

rzeli jedynie krwawego rozbojnika, który z du­

mą odepchnął ich od siebie. Szczęśliwi że mo­

gli unieść z sobą życie, uciekli .się wtedy doOt- szyra, trzeciego brata. Przeprawiając się do te­

go Xiążecia, przebyli suche łożysko Sarpy, po­

śród niezliczonych rojów szarańczy i minąwszy o- bozy Xięcia Zarren - Ubaszi, przybyli do namio­

tów, których szukali; przy tych odbywał sięjna-

(29)

ówczas bazar czyli targ, gdzie Ormianie, Ta*

tarzy i Rossjanie, handlowali potrzcbncmi do życia kałmuków artykułami. Otszyr pokazał się godnym swoich braci, i dał im uczuć najwięk­

szą pogardę. Jednakże rozrzucili oni dość zna­

czną liczbę xiążek pomiędzy tę hordę. To nie­

pomyślne powodzenie uietylko nie osłabiło gor­

liwości inissjonarzy, ale przeciwnie bardzićj ją wzmogło. Obrócili się więcej na zachód około 40 do 50 werst, gdzie się miała znajdować horda Erkedów, których istotnie napotkali w dolinie u stóp łańcucha gór Sarpy. Ta horda jfest bezpo­

średnią własnością korony cesarsko - rossyjskiej, rządzoną przez saissangów, czyli szlachtę wy­

braną przez rząd rossyjski z grona hordy. Po­

nieważ w tym obozie, nie było namiotu Xiąźęce- go, przestrzeń przeto pomiędzy chatami kapła­

nów była miejscem gdzie się zbićrali saissangi.

Missjonarzc byli od tej hordy grzecznićj i za- szczytniej przyjęci. Lama tylko okazywał wiel­

ką niespokojność z powodu xiążek, 9,óre z sobą przywieźli, lękając się, mówił on, aby nakoniec nie zostali wszyscy Rossjanaini; a jego przezor­

ność w tej mierze tak była wielka, iż wędro­

wnicy przymuszeni zostali zabrać wszystkie xię- gi na powrót, nie mogąc z nich ani jednej udzielić.

Obóz hordy Zandyksza i Xię£niczki Nadmid był również zwiedzony przez tych niezmordowanych inissjonarzy. Rozłożony był naówczas pomię­

dzy dwoma pagórkami, z których na jednym wzno-

(30)

siły się-dwie piękne kaplice. Na drugiej stronie tego pagórka było źródło, przy którem widziano trzy stare wierzby, pierwsze drzewa jakie nasi wędrowcy postrzegli od dwóch miesięcy, jak o- puścili Czopnojor. Zc względu rzadkości takich drzew w tych okolicach, trzy,te wierzby uważa­

ne były przez kałmuków za święte, i żaden nie śmiał najmniejszej ułamać z nich gałązki. W tym to obozie, ..poznali nakonicc missjonarze, jak ma­

łych z sw-ej missji korzyści spodziewać się mieli.

Obrócili swe kroki ku Wołdze, i wkrótce dosta­

li się do wsi rossyjskiej, Łopanoskaja. Horda Barganzoch przepędza zimo w tej okolicy, któ­

ra w części należy do korony Cesarskiej, a wczę- ści do hordy Choszudów. Wędrownicy mieli sposobność widzieć tam Sered-Dszaba, Xiążęeia kałmuków Choszudów, pułkownika i kawalera rossyjskiego., który się odznacza między współ­

ziomkami przez swoje wiadomości i obyczaje, i który wiele już zrobił dla oświaty swego naro­

du. Zamieszkuje on na lewym brzegu Wołgi wielki zamek drewniany, który kazał wybudo­

wać cieślom rossyjskim po powrocie swoim z wyprawy francUzkiej, gdzie dowodził swoją hor­

dą, tudzież hordą kałmuków Torgadów, których obozy widzieli Paryżanie wznoszące się pośród Pól Elizejskich. Mieszkanie Xiążęcia jest ozdo­

bne, zamyka w sobie wiele sal, gdzie się znaj­

dują zwierciadła kryształowe, piękne szkła, bil- lard, fortepian i wiele zegarów bijących.’ Jo-

(31)

dnafeże, wczasie gorącćj pory, udaje on się pośród step wraz z swoją hordą na obozowanie, nie mogąc żadną miarą porzucić całkiem życia we^

drownego. Podróżni bardzo dobrze przyjęci zo­

stali od Xiążęcia i razem z nim obiadowali. Dla zaostrzenia apetytu, częstowano ich naprzód po-*

traw ą kałmucką, zwaną ars a, niemniej mięsem i suszonemi rybami. Potem służący przynieśli zupę z koguta w wazie srebrnćj, po której nastą­

piły cielęcina i mięso antylopy pieczone, tudzioź ogórki i leguminy. O winie nie zapomniano; wiele1 gatunków wina prostego, szampańskiego i innych francuzkich^ krążyło przy stole. Dcsscr składał się z melonów, jabłek, brzoskwiń, i innych owo­

ców z ogrodu Xiążęcia. W czasie obiadu i po obiedzie, chór j z dziesięciu do dwunastu kałmu- ków złożony, pod kierunkiem starszego z orkie­

stry rossyjskićj, wykonywał śymfonje niemieckie i wiele kawałków z nowszej muzyki, które Xią- że sprowadził był z Petersburga. Jest nawet podobieństwo, że dziś już grają kompozycje Ros- syniego pośród stepów Tatarskich. Rozmowa przy obiedzie była swobodna i poufała; mówio- no ciągle prawie po rossyjsku, mieszając niekie­

dy wyrażenia kałmuckie, tatarskie i niemieckie.

Xiąże przyjął xiążki misśjonarzy i dał iin list wolnego wejścia do hordy, której obozy rozcią­

gały się wzdłuż Wołgi, aż do gór Bogdo.

Podróżni, po przebyciu wielkiej liczby strumie­

ni i rowów, przybyli tam , i odwiedzili wielu

(32)

Xiąźąt i gellongów, z którymi bratSchill zabrał był znajomość w czasie ośmioletniego pobytu swe­

go w tej hordzie. Ztąd udali się na lewy brzeg A kbutahu; minęli stanowisko kozaków składają­

cych część kordonu rozciągnionego wzdłuż kra­

ju Kirgisów, i przybyli do Selitrenoi-Gorodek, mićjsca zwanego od Tatarów Eschigit. Patrząc na gruzy tego starożytnego miasta tatarskiego, wnosić trzeba, że musiało być bardzo wielkie i piękne. Leżało ono na lewyin brzegu Akbutah, która w tej stronie ma dosyć szeroką przestrzeń do przyjmowania największych okrętów, jakie z Wołgi do jego wód wpływają. We wsi rossyj- skićj Nikołajcwek, zkąd wędrownicy skierowali się kH górom Bogdo, a ztąd przez wsie sekty rossyjskiój Molukanów czyli żyjących mlekiem dowiedzieli się, że Sarepta stała się pastwą pło­

mieni. Przyśpieszyli więc drogę, aby się jak najprędzej lam dostać. Przybywszy, ujrzeli dwie trzecie części miasta obrócone w perzynę.

Dom towarzystwa missji biblijnych, uległ temuż wypadkowi. Ten jest koniec ich bezowocnćj podróży. Przebiegli oni 1,000 werst czyli 1S6 mil.

Do opisu tego dołączona jest karta, przedsta­

wiająca stepy między pasmem gór Sarpy, Wołgi, oraz tą rzeką od Akbutah aż do miasta Sariryn, gdzie wpadał do morza Kaspijskiego.

(33)

R O Z M A I T O Ś C I .

AdrjanopóU — Dawniejsze Adrianopolis, zwane w języku tureckim Adranah albo fidrene, jest wiel- kie miasto w Turcji europejskiej, przy spływie rzek1

Tunji i Maritzy (Ebre u dawnych) pośród pięknej' doliny leżące, i otoozone mnóstwem ogrodów. Jeśi głównem miastem prowincji Rumiljiuczyli Romelji, oraz rezydencją arcybiskupa > greckiego. Składa się z dwóch części: z miasta dawnego, lezącego we środ- ■ ku i obwarowanego murem w zwaliskach dzisiaj' stojącym, oraz z przedmieść, które są opatrzone sta­

rym mnrem, wieżami i cytadellą., Naznaczają mia-‘

stu i § do a mil obwodu. Ulice jego są Ważkie i nieczyste, a domy po większej części ^stawiane' a gliny. Celniejszym, gmaęhem. jest mecze Selima!!, z cztórema wzniosłemi mineratami, ozdobiony por- firowemi kolumnami, marmurowemi drzwiami, z' piękną bardzo rzeźbą; po nim odznaczają się : py.- szny bazar A li-Paszy, gmach - sklepiony 4oo są­

żni.długi, z 6 bramami i 365 pięknemi sklepami.- Drugi bazar mniej jest piękny, ale obszerniejszy;

trzeci nakoniec jest rozległym targiem, składającyrii się z 200 sklepów, w których sprzedają djamenty- tkaniny złote i srebrne, pistolety, pałasze i wszelką broń ognistą. Znakomitym jest także pałac wiel­

kiego wezyra,. W położeniu nader przyjemnym. Mia­

sto to posiada nadto dwa seraje, wielką'liczbę me­

czetów i medrassehów czyli Jcollegjów, arsenał, lu- dwisarnię, karawanseraie, łaźnie publiczne, liczne

13

(34)

w o dotryski, rękodzielnie m aterji jedw abnych, w e ł­

nianych, baw ełnianych, kobierców , safjanów , fa r- b ie rn ie , tkackie w arsztaty, dystylarnie w ody ró ż a ­ nej, i t. p . H andel miasla składa się z w yro b ó w jego ię k o d ż ie ln i, i z w in zbiertinych z okolicy, k tó ­ re uw ażają za najlepsze w państw ie tureckiem . A- drjsn o p o l odbudow any został przez cesarza A drjana, k tó ry go od im ienia swego nazw ał. T u rc y za A- m urata L. odebrali go-G rekom w i56a , i mieli tam stolicę p ań stw a, aż do epoki zdobycia K onstantyno­

p o la p rzez Mahometa II. w i453. — L udność A drja- jiopola wynosi przeszło 100,000 m ieszkańców . O - dległość o d K onstantynopola rach u ją na m il 36. —

, szczegóły o P u łk o w n ik u U e n h a m W ia ­ domo jest, i i p u łk o w n ik Denbam u d ał się z Anglji

<vv ,zim ie r , i8 a 6 do S ie r ra -L e o n e i W ybrzeża z ło ­ tego ;( C ó te - d ’O r): In stru k cje jakie otrzy m ał m iały n a Celu polepszenie losu tysięcy osw obodzonych A- fr.ykanów , k tó rzy w ty m k ra ju w ysadzeni zóstali, p o u w o iu ieh iu przez statki w ojenne angielskie, k r ą ­

żące na p rz y le g ły c h m orzach, z pow odu zniesienia han d lu m urzynów . P u łk o w n ik D enham przyjejł system k tó ry nader w iele korzyści tym nieszczęśliw ym z a ­ p ew n ił.

Listy z miesiąca Lutego 1828 donoszą, i i w tźj epoce P u łk o w nik znajdow ał się w Acęra, n a Z łotem w y­

brzeżu. Dowódzoa te j tw ierd zy opow iadał m u, i c służący nieszczęśliwego C lappertona przybyli nieda­

w no do W y d a h ) odbyw szy utrudzający, i niebezpie­

(35)

ich odjazdu z Sudanu: dowódzca ten następnie widział ich na pokładzie okrętu Esk; opowiadali mu o ni smutne

szczegóły o cierpieniach i śmierci pana swego.

Pułkownik Denham znajdował się w drodze ku Fernando-Po, dla zwiedzenia nowego stanowiska angielskiego na tej wygpie, celem przeświadczenia się naocznie o korzyściach, jakieby przynieść mogła jako osada przeznaczona do przyjmowania oswobo­

dzonych Afrykanów, ponieważ jeograficzne jej połow­

ienie czyni ją nader sposobną do wykonania planp tego; znajduje się bowiem o kilka dni tylko drogi od iiaj- dalszych rzek gdzie się handel niewolnikami odbywa.

Jeśli opatrzność dozwoli pułkownikowi Denham powrócić szczęśliwie z wyprawy do Łych niezdrowych krain, będzie on sam jeden przy życiu pozostały (*) fc pomiędzy osób należących do trzech wypraw o.d r. 1 821 przez rząd angielski w głąb Afryki wysłanych, po­

nieważ Clapperton stał się ofiarą gorliwości swujiej o postęp jeografji. Wyprawy te kosztowały życie s&e.- Ściu odważnych łudzi, którzy przez wzgląd na męz^

two swoje, a nawet prz,ez swój los nieszczęśliwy zar sługują na szczególniejszą uwagę. Nadto, bardzo jest podobnem do prawdy, że major Laina umarł w Tpjn- buktii, a doktor Dickson w Sudanie; ledwie bowiem sł^T by promyk nadziei pozostaje, izfey ten <?sfałni g y ł dptud' Mniemają, iż klima w Accrą jest nierównie zno -

(* ) P.ułkowniii ten podług- wiadomości nie żyje; w num erze następującym um ieścim y szczegóły o

śm ierci jego.

(36)

N

— 100 —

óniójsze aniżeli w S ierra-L eo n e; coby naprow adza­

ło n a korzystne w nioski o F e r n a n d o - P o .— S ły ­ chać iż w ciągu ostatnich sześciu m iesięcy p rz y b y ­ ło do A ęcry 34,o o o uncji złota; a jeśli p o k ó j z Ashantańii s i ę . utrzym a, więoej nierów nie spodzie­

w ać się będzie można.

( N o u f. A n n . den F oy.)

T V di. m orski. — ‘W ydaw cy dziennika Paryzkiego A unales des Voyages o d eb rali w łasnoręczny list k a ­ p ita n a okrętow ego H. Holdróge, zaw ierajacy nastę­

pujące doniesienie, p rz e z w ielu znajdujących się na tym że okręcie podró żn y ch w łasnoręcznem i podpisa­

mi zaśw iadczone: iż w dn iu 17 czerw ca 1826 k ie­

d y o k ręt znajdow ał «^ę pod 4i ° 3’ szer. p ó łn . a 6 7°

32’ dług. w scli. od G renw ich, n a spokojnej po­

w ierzchni oceanu w oda zaczęłą się nagle poruszać, i w k ró tce u k azał się p o tw o r jakiś, którego głow a o- koło- 4 stóp nad poziom m orza w ystaw ała. W tóm p o ło ż e n iu zo staw ał o n blisko przez m inutę, p o ­ czym w ró c ił na pow ierzchnię w o d y i .zbliżył się do o k rętu , od którego ledw ie n a i5o k ro k ó w b y ł od­

dalony. K ap itan Holdrege, k tó r y to pierw szy u w ażał, n aty ch m iast n a pokład w szystkioli podróżnych z okrętu p rzy w o łał. W idzieli wszyscy p rz e z 8 m inut jak w ąż te n ogrom ny su n ął się zw olna po w ierzchu w ody,1 i jak następnie przebiegał śm iało 3 m ile na godzinę, w k ieru n k u ró w n o - odległym od o k rętu . K olor jego b y ł biały i ciem naw o-brudny, na skórze w idać by ło w yrostki. W idzialna długość jego zdaw ała się

(37)

wynosi<5s tó p6o, a grubość stóp 10. Szćżeg8?ypow y£sze podobne są do ty ch k tó re się zn ajd o w ały przed k il­

k u la ty w pismach publicznych, a któ ry m w ierzyć n ie chciano. K apitan H oldrege mniema, iż p o tw ó r te n należy do rodzaju zwanego węhetn m orskim .

Chwytanie w ężó w . — Tajem nica dotykania b e z ­ k a rn ie i ułaskaw iania najjadow itszych w ęió w , p o ­ siadana od ta k dawnego czasu przez m ieszkańców zachodniego 'tó łw y s p u I h d ji, nie jest nieznaną i w Chinach. w ra ż a n o iż ludzie chw ytający w ęże w ty m k ra ju , nim się dotkną tych p ła z ó w , nacierają sobie ręce p rzećiw trucizną w yciągnioną z zió ł ro z ­ m aitych. .Moc tego soku je s t taka, iż ręce obnaża­

ją, i w y zy w ają śm iało śrfaiertelnego w ęża k ap tu ro ­ w ego, albo Cobra de ćapello} k tó ry p o grzechotni- k u am erykańskim je s t m óże najniebezpieczniejszy z tw o ró w tego rodfcaju, K ow nie ja k in n e zw ierzęta e tej fam ilji, w iażiee go m ożna często w K antonie,

■u ludzi p ew n ej klassy k tó rzy za szczupłą opłatą przed­

staw iają go ciekaw ości publicznej. ; 1

S zc ze g ó ln ie jszy w ieloryb. — N iedaw no złapano w zatoce A yster ( na w yspie V a n D ie m e n ) w ielo ­ ry b a, k tó ry zew nętrznie w cale się nie ró ż n ił od in ­ n y c h w ielo ry b ó w , tłuatość zaś jego b y ła czerw ona ja k k rew . T en sam k o lo r p rz y b ra ł tra n z n iej w y­

ro b io n y , a ilość jego w y n o siła 7 beczek.

(38)

— 102 —

Stąr ohytn,a£c,i,C>hoło B/azanu i Moskwy,— Pszczoła północna zawiera następującą wiadomość z Moskwy:

W. zeszłym, miesiącu (lipcu) odkryto w Rjazanie nieda­

leko od wału szańcowego podziemną galerję, zbu­

dowaną z starożytnych cegieł, składającą się ze sklepienia na słupach spoczywającego. Do przybo­

cznej galerjlf nie można było dostać się z powodu znacznej ilości wędy. Zdaje się iż podziemie to po­

chodzi z czasów Xiążąt Rjazańskich. Podobne szcząt­

ki starożytnych sklepień znajdują w Kremlinie wie­

lu mićjsoaclr. Karamzyn powiada: i . Tutaj były groby Xiążąt i Bojarów, którzy w tych miejscach mieli swoje domy.“ Z pałacu prowadziła do rzeki Moskwy ukryta galerja, na przypadek niebezpie­

czeństwa.

'Nadzwyczajna żarłoczność węza. ,—■ Niedaleko Breytonu (w Anglji) zabiło węza,, który miął dłu­

gości a^ stopy w brzuchu zaś jego znaleziono trzyna­

ście młodych kuropatw!

(z>*. m i.)

Wzmianka o Polaku Pazowskim. — W dzienni­

ku Wileńskim z lip ca r. b- znajduje się wzmianka o rękopismach pozostałych po ś. p. Pazowskim, który W r, 1 818 przedsięwziął podróż z Wilna do Włoch, gdzie zakończył zbyt wcześnie przykładne życie.

Młody lep podróżopisarz bęaąo należycie usposo­

bionym w naukach przyrodzonych, nie pominął w dzienniku swoim żadnego szczegółu, mogącego ob­

(39)

chodzić naturalistę, fizy k a, chemika, astro n o m a, a n aw et archeologa i miłośnika sztuk pięknych. Ż a ­ łow ać tylko w ypada, ze śmierć zawczesna nie dozwo­

liła mu w zupełności wygotować Dziennika podró­

ży, który się po większój części składa z samyth tylko notat, na prędce pro memoria spisanych; — Spodziewać się należy ze w Dzienniku Wileńskim czytać będziemy więcej wiadomości o podróży ro­

daka naszego.

Odkrycie szczątków zwierzęcych kopalnych w j4n- glji. — W Exeter w Anglji odkryto niedawno zwło­

ki szczególniejszego rodzaju płazu kopalnego. Ma on trzy cale długości, od końca pyszczka do ogona;

tułów zaś w obwodzie ma 35 cala i składa się ze 3ch równoległych części, w jedną połączonych;

nóg ma 2, dwa krótkie różki, i głowę okrągłą z czterema oczami wydatnemi. Zwierzątko to jest skurczone we dwoje, z ogonem pod brzuch zacho­

dzącym , zbliżonym do pyszczka na pół 'cala. Oso­

bliwszy ten płaz nieopisany ani pomiędzy istotami kopalnemi Argenwilskiemi, ańi w dziele Perkinsona pod tytułem: Szczątki organiczne, jest zachowany w zupełności.

Szczątki zwietzęcych kości znalezione niedaleko Lwowa-—*• W końcu lipca r. b. znaleziono w ło­

mach kamiennych około Lwowa szczękę olbrzymie­

go zwierza, jak się zdaje z rodzaju Elephas primor- dialis albo •Antl^racoteriitnt. Może się uda kamie-

(40)

— 104 —

m arżom w ynaleśó w ciągu dalszej roboty i resztę tego kościotrupa, coby by ło ze w szech m iar izeczą bardzo interesujący. 1 to ju ż godnem jest uw agi, iż kości te Znaleziono w tć j okolicy, a co w iększa, w łom ie kam ieni piaszczystych.

Przezorność ryb■— W rzece Łoręnzo (w Ame­

ryce) p o w y z ć js ła w n ć j k atarak ty Niagary, znajdują, się rozm aite rodzaje ry b , k tó re robią zw ykle przy brzegu m ałe tam y, aby prąd w ody jaj nie p o ry ­ w ał. T am y te składać się m ają podług podania podró­

ż n y c h z pojedynczych k u p , 'albo w ałów drobnych k am yków , k tó re {e ry b y po jednem u w p y sk u znoszą.

D. W .

Odkrycie starożytności w Rzymie i Herculanum. — D . 28 S igrpnia odkryto w Rzymie niedaleko Am-, phi!heatrurn castrense napis grecki, k tó r y P. Amati ta k w y tłu m a c z y ł: „ Ojczyzna moja jest Rzyfh, nie- ,, Śmiertelny, jego cesara i kr fil jest moim ojcem. Na—

,, żywą ni się Achicylla, ulubionem matki mojej na-.

,, zudskiiim. Od dzieciństwa przeznaczona mojemu

„rjiałz,onkowi, zostawiłam mu umierając czterech

„synów. Ich pobożne ręce zaniosły mnie jeszcze ,, młodą do lego grobu. “ —

— W H ercjilanum zajm ują się z gorliwością odgrze­

byw aniem starożytności. O dkryto niedaw no częśc okazałego i dw upiętrow ego domu, a y f nim mnóstw o rozm aitych przedm iotów .

(41)

Nadzwyczajnej wielkości pająki. — W kościele Sgo ■ Eustachego w Paryżu, nie można było długi czas dojść przyczyny, dla czego jedna lampa zawsze prę­

dzej od innych gasła, chociaż ,oliwa -wszystka wy chodziła, Nakonięc, kościelny, który koniecznie do­

ciec tego postanowił, postrzegł, ii pająk szczególnej wielkości spuszczał się zawsze po sźnurże, i oliwę wypijał. Większego jeszcze nierównie pająka, a który się takie oliwą żywił, znaleziono w kościele katedralnym w Medj olanie; ważył on 4 łóty. Mo-, reland wydał opisanie jego z rysunkiem.

Wytrzymałość węza, — Wiadomo było wpra­

wdzie, iż ziemnowodne zwierzęta (amphibia) po­

wszechnie kilka miesięcy, a nawet rok cały, bez najmniejszego pokarmu wytrzymać mogą; lecz nie było sposobności przekonania się, jak się daleko roz­

ciąga ta wytrzymałość między olbrzymami tego ro­

dzaju. Postrzeżono nakonięc niedawno , iż wąż z rodzaju olbrzymich {boa'), którego P. Hill w Niem­

czech pokazywał, dopiero od czasu swego wylinit- nia, dawną żywość odzyskał i po dwóck latach cią­

głego postn, chęć do jedzenia okazał.

Nowy gatunek drzewa. — W prowincjach zabra­

nych przez Anglików w państwie Birmanów, odkry­

to nowy gatunek drzewa, które doktor Wallich na­

zwał Amherstia nobilis. Jest blisko 4o stóp wyso­

k ie, ma kwiat wielki, karmazynowy, spadający na d ó ł, i wystawia nader piękny widok. Birmanie

Cytaty

Powiązane dokumenty

ny nigdy się nie zatrzyinującein.. Rząd' angielski dla tego nie chce £adnych w tym względnie robić u łatw ień , ponieważ tysiące Ben- gaiczy kó w tafc zwanych

dzi się do niego przez drzwi bardzo ozdobne i widzieć' ipożna naprzód B a lei czyli wielką sa­.. lę audjencjonalną, której dach utrzym ują słupy drew niane,

dobnej kosztowności, nie trzeba się dziwić sławie sztuki jego. O zwierciadłach zaś magicznych mamy yv dziejach dawniejszych i nowszych przykłady. Pita- gor miał

dnio przez afisze, a po wygranej w gazetach. O- prócz tego, wyścigi dają jeszcze pochop do u- lubionych temu narodowi zakładów za jednym lub drugim

Ztamtąd przez podłużne okienka może on widzieć jak się więźnie' sprawują przy robocie, iiic będąc sam od nieh widzianym- Nad całein podwórzem czyli

zentantem naszej wołowćj pieczeni, lecz wcale nie był do niej podobnym: b y ł to ogromny pięJ kny kaw ał tłustej wołowiny, nie upieczony ale rozparzony tylko,

Znajdując się pewnego razu sułtan na igrzy- skach didrydu, które dla niego czarni eunucho­. wie wyprawiać zwykli, usłyszał w ystrzał zbroni palnej: młody Grek

kojów , stają się częstokroć dostępne w ten czas dopierr, kiedy sic przejdzie stajnię, która zajmuje d ó ł cały domu ; i nie trudno jest widzieć domy. * gliny